Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą UPA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą UPA. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 6 października 2024

Ekshumacje na Wołyniu









przedruk



IPN: 55 tys. Polaków w dołach śmierci na Wołyniu czeka na odnalezienie


2022-07-11, 17:29





55 tys. Polaków nadal leży w dołach śmierci na Wołyniu czekając na odnalezienie, ekshumację i pochówek; kolejne 60-70 tys. osób czeka na odnalezienie w innych częściach Ukrainy - mówił dr Leon Popek (IPN) podczas poniedziałkowych obchodów 79. rocznicy tzw. rzezi wołyńskiej w Lublinie.


Dr Popek, wicedyrektor Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa IPN przypomniał, że spośród 60 tys. Polaków zamordowanych na Wołyniu tylko 3 tys. miało katolicki pochówek. Podczas sześciu ekshumacji, stwierdził dr Popek, do tej pory wydobyto ciała ok. 800 osób.


„55 tys. Polaków leży nadal w dołach śmierci czekając na odnalezienie, ekshumację i pochówek. Obliczamy, że na Wołyniu jest ok. 10 tys. dołów śmierci. Kolejne 60-70 tys. osób w kolejnych 10 tys. dołach śmierci czeka na odnalezienie, ekshumację i pochówek w dawnych województwach: lwowskim, stanisławowskim i tarnopolskim” - powiedział historyk, podczas lubelskich obchodów Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej.

W rozmowie z PAP Popek podał, że od 1990 r. jeździ porządkować groby na Wołyniu i na początku zauważał dużą otwartość i życzliwość ze strony miejscowych Ukraińców i władz najniższego szczebla. Natomiast współpraca z władzami centralnymi układała się różnie.


Jego zdaniem, wybuch wojny był momentem przełomowym.

„Zaskoczyło nas to, że już w kwietniu, maju, Ukraińcy zaczęli spontanicznie porządkować polskie cmentarze” - powiedział. Jako przykłady podał porządkowanie cmentarza obrońców Przebraża i mogił w Ostrówkach. „Takich cmentarzy tylko na Wołyniu uporządkowano ponad dziesięć” – dodał historyk.

Według niego, Ukraińcy pomagają porządkować cmentarze, bo widzą jak Polacy przyjmują ich rodaków uciekających przed wojną. O tragedii Wołynia trzeba mówić, bo doświadczenia m.in. z Buczy i Irpienia sprawiają, że Ukraińcy lepiej rozumieją postawę Polaków.

 „to jest praca na 100 lat, na wiele pokoleń”.

„Nie ma miejscowości polskich, nie ma już świadków - za wyjątkiem tych, którzy złożyli zeznania i spisali wspomnienia - którzy by wskazali miejsca orientacyjne, gdzie znajdują się doły śmierci” – powiedział historyk. Dodał, że poszukiwania utrudnia teren, który od 1943 r. zmienił się diametralnie. „Zaledwie 10-20 proc. wszystkich prac kończy się odnalezieniem” - stwierdził.

11 lipca obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP.


Święto związane jest z rocznicą wydarzeń z 11 i 12 lipca 1943 r., kiedy UPA dokonała skoordynowanego ataku na polskich mieszkańców ok. 150 miejscowości w powiatach włodzimierskim, horochowskim, kowelskim i łuckim. Wykorzystano fakt gromadzenia się w niedzielę 11 lipca ludzi w kościołach. Doszło do mordów w świątyniach m.in. w Porycku (dziś Pawliwka) i Kisielinie. Około 50 kościołów katolickich na Wołyniu zostało spalonych i zburzonych.


Badacze obliczają, że tylko tego jednego dnia, 11 lipca, mogło zginąć ok. 8 tys. Polaków – głównie kobiet, dzieci i starców. Akcja UPA była kulminacją trwającej już od początku 1943 r. fali mordowania i wypędzania Polaków z ich domów, w wyniku której na Wołyniu i w Galicji Wschodniej zginęło ok. 100 tys. Polaków.


Sprawcami Zbrodni Wołyńskiej były Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów – frakcja Stepana Bandery, podporządkowana jej Ukraińska Powstańcza Armia oraz ludność ukraińska uczestnicząca w mordach polskich sąsiadów. OUN-UPA nazywała swoje działania "antypolską akcją". To określenie ukrywało zamiar, jakim było wymordowanie i wypędzenie Polaków. Za przeprowadzenie ludobójczej czystki etnicznej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej na polskiej ludności cywilnej bezpośrednią odpowiedzialność ponosi główny dowódca UPA, Roman Szuchewycz.(PAP)


niedziela, 11 lipca 2021

Wołyń

 

Dziś rocznica kulminacyjnego momentu rzezi wołyńskiej.


Czy to przypadek, że ten mord największą skalę uzyskał na Wołyniu właśnie – tam, gdzie znajdowało się największe skupisko mniejszości Niemieckiej we wschodniej Polsce?








Powiaty Łuck i Równe.






https://www.techpedia.pl/index.php?str=tp&no=23662


https://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:German_language_frequency_in_Poland_based_on_Polish_census_of_1931.PNG


http://free.of.pl/w/wolynskie/mapki/mapa_administracyjna_wolynia_1933.jpg





piątek, 25 czerwca 2021

Nazizm - i 80 lat później

 

Czekam na podobny artykuł o mordach radzieckich na terenie BSRR.



przedruk

tłumaczenie przeglądarkowe


W latach okupacji naziści przeprowadzili na Białorusi ponad 140 dużych akcji karnych. Kilka tysięcy wsi zostało zniszczonych. Półtora miliona ludzi zostało zgładzonych w gettach i obozach koncentracyjnych. Na roboty przymusowe wywieziono ok. 400 tys. osób. Dziś już niezawodnie wiadomo, że nie tylko naziści dopuszczali się okrucieństw na ludności białoruskiej. Wśród ich wspólników byli w szczególności wolontariusze litewskich formacji kolaboracyjnych.



Doły były pokryte żywymi ludźmi

W materiałach sprawy karnej w sprawie ludobójstwa, którą prowadzi obecnie Prokuratura Generalna Białorusi, istnieją dowody, że w latach okupacji 2 I (później - 12), III i 15 batalion litewski. W szczególności II (12.) batalion litewski dowodzony przez Antanasa Ludviko Impulevičiusa-Impulenasa, nazywany Mińskim Rzeźnikiem, prowadził akcje karne na terenie obwodów mińskiego, mińskiego i brzeskiego.

- 27 i 28 października 1941 r. batalion zniszczył co najmniej pięć tysięcy więźniów słuckiego getta. Dotkliwie bito ludzi kijami i kolbami karabinów. W miejscu egzekucji we wsi Gorewache zostali zmuszeni do rozebrania się, położyli się twarzą w dół w dole w grupach po 25 osób na zabitych i zostali rozstrzelani. Doły z wciąż żywymi ludźmi zostały zasypane ziemią - ujawniono straszne szczegóły w Prokuraturze Generalnej.

Później batalion ten brał udział w innych akcjach karnych, m.in. w „Zimowej magii” (luty – marzec 1943). Następnie zniszczono 387 osiedli, ponad 13 000 cywilów zginęło, ponad 7 000 zostało przymusowo wywiezionych do pracy przymusowej.

„Wiele morderstw zostało popełnionych w barbarzyński sposób, co oznacza długą i bolesną śmierć. W wiosce Belyany ośmioletniego chłopca wycięto nożem na piersi i plecach z pięcioramiennymi gwiazdami i wrzucono do ognia. Przed poparzeniem półtorarocznemu dziecku roztrzaskano głowę i wyrwano mu palce. Siedmioletnia dziewczynka została zasztyletowana. Matka została pocięta i spalona. We wsi Volodarke związano 146 kobiet i dzieci, polano benzyną i spalono ”- poinformowała Prokuratura Generalna.

Bataliony obcych zabite na oślep

Do czasu wyzwolenia spod okupacji hitlerowskiej w wyniku ludobójstwa ludność obwodu oswiejskiego obwodu witebskiego zmniejszyła się o ponad 60 procent, a powiatu Driessen - o 52 procent.

Na Białorusi wciąż żywa jest pamięć o zbrodniach popełnionych na białoruskim narodzie przez oddziały banderowców, przeniesionych na pomoc okupacyjnym garnizonom. 

- 14 października 1942 r. utworzono tzw. Ukraińską Powstańczą Armię. Na czele UPA stanął Roman Szuchewycz, posiadacz dwóch orderów rycerskich hitlerowskich Niemiec. To właśnie UPA faszyści próbowali przeciwstawić się prawdziwie ogólnonarodowemu ruchowi partyzanckiemu, który wybuchł na Białorusi. W związku z tym, że białoruscy policjanci niechętnie przeprowadzali akcje karne, obawiając się o swój los i przyszłość swoich bliskich, naziści powierzyli te „funkcje” obcym batalionom ukraińskiej Bandery. I w pełni uzasadniali nadzieje najeźdźców: palili i zabijali bezkrytycznie i z litością, pozostawiając na białoruskiej ziemi ciągłe popioły i góry torturowanych i palonych żywych ludzi - zauważa historyk, pisarz Andrei Gerashchenko .

Jedną z najbardziej haniebnych zbrodni był udział kompanii 118 batalionu policji we wspólnej z Niemcami operacji zniszczenia Chatynia w marcu 1943 r. Batalion ten powstał w 1942 roku, głównie z ukraińskich nacjonalistów, którzy zgodzili się współpracować z najeźdźcami, przeszli specjalne szkolenie w różnych szkołach w Niemczech, przywdziewali mundury nazistowskie i złożyli przysięgę wierności Hitlerowi. 

Trójkąt śmierci

Na przełomie września i października 1942 r. w obwodzie brzeskim przeprowadzono akcję karną pod kryptonimem „Trójkąt”. Krwawy ślad pozostawił na nim 201. batalion Schutzmanschaft. Przez prawie trzy tygodnie skazani szaleli we wsiach obwodów Brześć, Diwiński, Żabinkowski i Małorita. We wsi Borysówka rozstrzelano 206 osób, spalono 225 domów. W wiosce Leplevke potwory zabiły 54 dzieci i ich nauczyciela, robotnika sierocińca Domachevo. We wszystkich tych przypadkach na czele skazanych byli ukraińscy nacjonaliści.

Andrey Gerashchenko wspomina również o operacji Cottbus. Rozpoczęła się 20 czerwca 1943 i odbyła się w obwodzie mińskim i witebskim przy aktywnym wsparciu czołgów, lotnictwa i artylerii. Otaczano nie tylko oddziały partyzanckie, ale także wielu cywilów i dzieci. Partyzanci zostali zmuszeni do wycofania się w nieprzebyte lasy i bagna. Wraz z nimi ukrywali się cywile. Zaczął się straszny głód. Kobiety próbowały w ten sposób żuć ziarno i karmić dzieci. Zdarzały się przypadki, że uciekając przed przestępcami, matki musiały utopić swoje dzieci, które zaczęły płakać, w bagnie, aby wróg nie znalazł tych, którzy się ukrywali, z którymi były inne dzieci. W wyniku operacji Cottbus zginęło ponad 10 tysięcy cywilów.

„Śledztwo w sprawie karnej trwa, a naszym zadaniem jest rejestrowanie wszystkiego, łącznie z nieznanymi wcześniej faktami ludobójstwa ludności cywilnej na Białorusi, w celu zidentyfikowania sprawców ” – poinformowała Prokuratura Generalna. 

80 lat później

Tymczasem potomkowie tych, którzy w latach 40. zastrzelili, spalili i powiesili Białorusinów, dziś znów atakują Białoruś i chcą ją przechylić, rzucić na kolana, udusić, ale za pomocą sankcji gospodarczych. W rzeczywistości, 80 lat później, wojna jest nam ponownie wypowiadana. Trudno o większą nikczemność, podłość i cynizm.

Dlatego potrzebne jest nowe, dokładne śledztwo w odniesieniu do konkretnego terytorium wszystkiego, co ci nie-ludzie zrobili na naszej ziemi, mówi analityk polityczny Aleksiej Dzermant :

- Zbieraj fakty i przedstawiaj je drugiej stronie - niech pamiętają, pomyślą... Białorusini nie mają pretensji do tych, którzy szczerze gotowi są przyznać się do swoich błędów i zbrodni, którzy gotowi są być przyjaciółmi i współpracować normalnie bez figi w kieszeniach. Ale nie będziemy tolerować jawnych kłamstw i podwójnych standardów. Okazuje się, że faszyzmu szukają nie w swojej przeszłości, ale tutaj, we współczesnym państwie białoruskim, opartym właśnie na antyfaszyzmie i antynazizmie.

Ekspert przyznaje, że być może wszyscy to zignorują lub odpiszą latami:

- Ale tutaj trzeba będzie pokazać zasady i wytrwałość zwycięzców, którymi Białorusini nie będą zainteresowani. A teraz jest czas na zebranie faktów, dokładne udokumentowanie wszystkiego, znalezienie tych, którzy uniknęli odpowiedzialności i przedstawienie tego zachodnim „partnerom”. Niech angażują się w pożyteczną pracę dla oczyszczenia własnego sumienia i reputacji.



Politycy niemieccy próbują nauczyć nas żyć, domagając się nałożenia sankcji na Białoruś i przeprowadzenia w tym kraju nowych wyborów. Mówią, że tak dbają o naród białoruski. O „trosce” współczesnych Niemiec o Białorusinów i inne narody, które ucierpiały na skutek faszyzmu w latach 1933-1945, świadczy ustawa uchwalona w 2000 r. przez Bundestag o utworzeniu Funduszu „Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość” (dalej – ustawa). na fundusz). Z dokumentu wynika, że ​​odszkodowania dla narodów Białorusi i Estonii (z jakiegoś powodu były zjednoczone) wynoszą 694 mln marek niemieckich. We wnioskach o wypłatę na podstawie ustawy o funduszach ofiary lub ich spadkobiercy musieli wskazać, że zrzekają się dalszych roszczeń i roszczeń, poza zakresem ustawy o funduszach, przeciwko Republice Federalnej Niemiec z tytułu pracy przymusowej i szkód majątkowych, prześladowań nazistowskich. Bez tej odmowy wnioski nie zostały przyjęte. 

129 507 Białorusinów otrzymało odszkodowanie z funduszu niemieckiego na łączną kwotę 345 582 771 euro. Jednak tylko ofiara, która przeżyła do 15 lutego 1999 r., mogła otrzymać odszkodowanie. Oznacza to, że niemiecki Bundestag uznał, że osoba, która spędziła trzy lata w obozie koncentracyjnym, powinna przeżyć 75 lat lub dłużej. To jest taka troska.

Obecny stosunek Niemiec do Białorusi i jej prezydenta sugeruje, że nie wszystkie korzenie nazizmu i hitleryzmu są wykorzenione i nadal gniją. 

Marina Fedosenko, wieś Zalesie



https://www.sb.by/articles/bez-prava-na-zabvenie3.html







czwartek, 14 stycznia 2021

Wołyń - Niemcy, a UPA

 

Na Wołyniu istniała spora mniejszość Niemiecka - czy ktoś sprawdził, czy czasami to nie właśnie niemcy stanowili trzon UPA?

Na pewno Bandera był niemieckim agentem i to Niemcy stworzyli Ukrainę wg metody Wędrującej Cywilizacji Śmierci, jako sposób na rozdrobnienie Słowiańszczyzny...

https://maciejsynak.blogspot.com/2013/12/jak-niemcy-stworzyli-ukraine-i-w-jakim.html







https://pl.wikipedia.org/wiki/Mniejszo%C5%9B%C4%87_niemiecka_w_Polsce#/media/Plik:German_language_frequency_in_Poland_based_on_Polish_census_of_1931.PNG




wtorek, 30 maja 2017

Ukraińcy: Chełmszczyzna



Ukraińcy: Chełmszczyzna to nasza „ukradziona ojczyzna”

 

 

„Polscy bandyci wypędzili Ukraińców z ich historycznych ziem” – to, ujęty w największym skrócie, przekaz pełnego emocji filmu dokumentalnego na temat deportacji ludności ukraińskiej z powojennej Polski. 
 
„Ulice były pokryte trupami”, „to było potężne uderzenie w społeczność ukraińską”, „Ukraińcy nie mogli się zemścić”, „w chacie rozstrzelano dwoje dzieci” – od tych urywków tragicznych wspomnień rozpoczyna się narracja filmu dokumentalnego pt. „Ukradziona ojczyzna”, wyprodukowanego z inicjatywy Kijowskiego Towarzystwa Chełmszczyzna. Gdy Polacy z takimi emocjami opowiadają o wydarzeniach na Wołyniu, naturalistycznie opisując zbrodnie UPA, ze strony ukraińskiej opinii publicznej zazwyczaj słychać głosy oburzenia, oskarżenia o granie na uczuciach ofiar i niepotrzebne podgrzewanie antyukraińskich nastrojów. Ukraińcy o – nie da się zaprzeczyć, również tragicznych, ale nie równie tragicznych, bo o symetrii win nie może być mowy – wydarzeniach utrwalonych we własnej pamięci narodowej mogą mówić tonem równie mocnym. Tytułową „ukradzioną ojczyzną” jest Chełmszczyzna. Twórcy dokumentu nie mają wątpliwości – to ukraińska ziemia, w domyśle: okupowana przez polskie państwo. „Historycznie Chełmszczyzna jest częścią wielkiego Wołynia, od X wieku wchodziła w skład Rusi” – z tej konstatacji rozpoczyna lektor opowieść o dziejach tych ziem. Przy tym „kłamie prawdą”, a właściwie manipuluje faktami. „Historycznie” bowiem Chełm był grodem zachodniosłowiańskiego, podporządkowanego Piastom plemienia Lędzian. Dopiero w 981 roku został – uwaga – podbity przez księcia Włodzimierza Wielkiego. Istotnie więc, od X wieku (a właściwie od ostatnich dwóch dekad tego stulecia) należał do Rusi, ale jako zdobycz wojenna.
Część ukraińskich historyków – na czele z szefem tamtejszego IPN Wołodymyrem Wjatrowyczem – forsują tezę, w myśl której „tragedia wołyńska” była tylko częścią „wojny polsko-ukraińskiej”, którą zapoczątkowały antyukraińskie wystąpienia na Chełmszczyźnie w 1942 roku. Dokument w reżyserii Artura Hurala wpisuje się w tę narrację. Poświęcony jest jednak wyłącznie sprawie konfliktu na Chełmszczyźnie i późniejszym deportacjom, o antypolskich akcjach Ukraińców nie tylko nie ma ani słowa – wspomniana wzmianka o tym, że Ukraińcy nie mieli możliwości odwetu (wypowiedź jednego z deportowanych) wręcz przeczy późniejszym wydarzeniom na Wołyniu (które Wjatrowycz uważa za odpowiedź na to, co działo się na Chełmszczyźnie). Według twórców filmu, hitlerowscy okupanci wysiedlali Ukraińców z ich domów, żeby na ich miejsce na żyznych ziemiach osiedlić kolonistów z Niemiec. Następnie zaś „polskie grupy zbrojne rozpoczęły kolejną falę terroru przeciwko ukraińskiej ludności Chełmszczyzny”. Pomijany jest przy tym kontekst, w jakim dochodziło do antyukraińskich wystąpień – a mianowicie fakt, że Niemcy często wysiedlali także polską ludność, by na ich miejsce zasiedlać Ukraińców, zgodnie z zasadą „divide et impera”. O tym, że takie praktyki były powszechne, pisze nawet Wjatrowycz, choć w swoim osądzie oczywiście bardziej krytykuje Polaków za akty zemsty na zajmujących ich domy Ukraińcach niż Ukraińców za zajmowanie domów Polaków.
Twórcy filmu, podpierając się wspomnieniami przesiedleńców, opisują deportacje dokonane zaraz po wojnie. Natomiast Akcję Wisła, rzeczywiście niepotrzebną i antyukraińską, określają mianem „ostatecznego rozwiązania kwestii ukraińskiej”. Niezależnie od brutalności, z jaką ukraińska ludność była wypędzana ze swoich domów, retoryczne porównanie deportacji do Holokaustu w ustach formacji, która nie uznaje „tragedii wołyńskiej” za ludobójstwo, delikatnie pisząc – brzmi skandalicznie. Podobnie ciężko się zgodzić z krzywdzącym uogólnieniem, jakiego dokonał historyk Wołodymyr Serhijczuk, stwierdzając, że Polacy walczyli z Ukraińcami przy pomocy trzech sił: Armii Krajowej, niemieckiej policji (w której służyli Polacy) oraz partyzantki sowieckiej. Zapomina przy tym, że tuż po wojnie polskie podziemie współpracowało z UPA w walce z komunistami, m.in. zdobywając Hrubieszów. A także o tym, że AK nie współpracowała z Niemcami, co powoduje, ze zrównywanie tej formacji z kolaborantami hitlerowców (wśród których przecież, poza Polakami, było również wielu Ukraińców) nie jest rzetelnym podejściem. Ocena polskiego podziemia jest w filmie jednoznacznie negatywna. Gdy jeden z deportowanych z wielkim żalem mówi, że „polskie władze upamiętniają swoich bandytów”, wypowiedź tę ilustruje kadr z pomnikiem Armii Krajowej. Oczywiście, potraktowani brutalnie, zgodnie z niesprawiedliwą regułą „odpowiedzialności zbiorowej” przesiedleńcy mają prawo do swoich emocji, ale granie na nich bez uwzględnienia szerokiego kontekstu (o co przecież tak zawsze zabiegają obrażeni polską dyskusją o Wołyniu Ukraińcy) to posługujący się manipulacją rewanżyzm, a nie „droga do prawdy”.
Jedną z nielicznych wyważonych opinii z twórcami filmu podzielił się Hryhorij Kuprianowycz, historyk i działacz mniejszości ukraińskiej w Lublinie. Słusznie stwierdził, że Polacy mają bardzo małą świadomość faktu ukraińskiej kultury Chełma, i przez to nie rozumieją ukraińskiego sentymentu. To fakt, ale wydaje się, że Ukraińcy nie proponują kompromisowego uznania wielokulturowej przeszłości tego miasta. Dla nich – a przynajmniej dla twórców filmu „Ukradziona ojczyzna” – to miasto to „Chołm”, który Polacy niesprawiedliwie przejęli i przemianowali na polski „Chełm”.
/ Źródło: DoRzeczy.pl  
 
 
 

 

 https://dorzeczy.pl/kraj/30930/Ukraincy-Chelmszczyzna-to-nasza-ukradziona-ojczyzna.html

środa, 3 maja 2017

w wyniku akcji "Wisła" UPA pozbawiona została źródła zaopatrzenia


Artur Brożyniak: w wyniku akcji "Wisła" UPA pozbawiona została źródła zaopatrzenia

27.04.2017 aktualizacja 28.04.2017

 

W wyniku akcji "Wisła" UPA pozbawiona została źródła zaopatrzenia, likwidacji uległa sieć łączności, ograniczone zostały możliwości pozyskiwania informacji o WP i MO - mówi historyk z oddziału IPN w Rzeszowie Artur Brożyniak. 70 lat temu, 28 kwietnia 1947 r., WP rozpoczęło przesiedlanie ludności ukraińskiej na tzw. ziemie odzyskane.
PAP: Jakie grupy narodowościowe II RP mieszkały na terenie obecnej południowo-wschodniej Polski?
Artur Brożyniak: Większość obecnego woj. podkarpackie należała do woj. lwowskiego. Dzisiejsze Podkarpacie stanowiło jego zachodnią i środkową część. W woj. lwowskim największą grupą narodowościową byli Polacy – 46,6 proc., Ukraińców i Rusinów było 41,8 proc, Żydów 10,9 proc., Niemców - 0,4 proc.
Według spisu z 1931 r. w II RP mieszkało 5 mln 144 tys. Ukraińców. Żyli w zwartych skupiskach w południowo-wschodniej części ówczesnej Polski.
PAP: Jaka była różnica między Rusinem a Ukraińcem?
Artur Brożyniak: Od niepamiętnych czasów ludność polska nazywała Rusinami wszystkich modlących się w cerkwi. Ukraińcami określano tych, którzy czynnie występowali na rzecz budowy państwa ukraińskiego lub sympatyków nacjonalistów ukraińskich. To określenie stało się powszechniejsze dopiero po 1918 r., kiedy na tych terenach wybuchły walki z Zachodnioukraińską Republiką Ludową. Ludność polska dopiero po 1945 r. Ukraińcami zaczęła określać całość tej społeczności.
PAP: Jakie były relacje między nimi na przełomie XIX i XX wieku?
Artur Brożyniak: Można powiedzieć, że były dość dobre. Mieszkali obok siebie w tej samej lub sąsiedniej wsi, niejednokrotnie w mieszanych małżeństwach. Uprawiali ziemię i mieli podobne problemy z tym związane. Podczas świat Bożego Narodzenia, czy Wielkanocy, które przypadały w różnych terminach, bywali u siebie.
Tak było od stuleci. Różniło ich wyznanie, trochę język i zwyczaje. Polacy chodzili do kościoła, a ich sąsiedzi do cerkwi. Dochodziło do małżeństw mieszanych. Dziećmi z takiego małżeństwa dzielono się. Zasada była prosta, a jednocześnie genialna: narodowość i wyznanie dziedziczyło się z płcią.
Anegdota na ten temat świetnie ilustruje ówczesne stosunki. Do duchownego greckokatolickiego przychodzi jego parafianin ożeniony z Polką i mówi, że „obsiadły go Laszki”, czyli rodzą mu się córki. Na to duchowny klepiąc go po ramieniu żartuje: „próbuj synu dalej może i nam się coś urodzi”.
Wśród, jak wówczas mówiono, ludności rusińskiej w Galicji dominowali grekokatolicy. Prawosławnych było niewielu.
PAP: Kiedy pojawiły się pierwsze problemy?
Artur Brożyniak: Za taki widoczny moment można uznać 12 kwietnia 1908 r. Tego dnia ukraiński student Myrosław Siczyński zastrzelił namiestnika Galicji, hrabiego Andrzeja Kazimierza Potockiego. Zamach był sprzeciwem wobec polityki austriackiej w Galicji oraz polskiej dominacji w tej habsburskiej prowincji.
Dużo złego zaszło w czasie I wojny światowej. Podczas rosyjskiej okupacji Galicji Rosjanie usiłowali przeciągnąć Rusinów na swoją stronę. Przywieźli prawosławnych duchownych, dyskryminowali grekokatolików. Spotkało się to ze sprzeciwem Austriaków; ci w tym konflikcie postawili na grekokatolików i rodzący się ukraiński nacjonalizm. Utworzone pod habsburskimi auspicjami ukraińskie formacje wojskowe nazywali „Tyrolczykami Wschodu”. Wojna kończy się klęską Habsburgów i Romanowów, ale ich polityka doprowadziła do zaognienia relacji polsko-ukraińskich.
W 1918 r. powstała Zachodnioukraińska Republika Ludowa, która wysuwała roszczenia terytorialne wobec Polski. W trakcie wojny polsko-ukraińskiej doszło do zbrodni wojennych dokonanych przez Ukraińską Armię Halicką (Galicyjską) na Polakach. Dokumentuje to cząstkowy raport komisji posła Jana Zamorskiego z 9 lipca 1919 r., m.in. dlatego część oficerów UAH wyemigrowała do Czechosłowacji. Tam powstała Ukraińska Organizacja Wojskowa; jej celem było utworzenie państwa ukraińskiego. UOW w bieżącej walce stosowała terror i propagandę. Przeciwdziała porozumieniu z Polakami, skutecznie wywoływała konflikty pomiędzy ludnością polską i ukraińską.
PAP: Kto im pomagał?
Artur Brożyniak: UOW, a następnie Organizacje Ukraińskich Nacjonalistów, wspierali ci, którzy w stosunkach z Polską grali kartą ukraińską, czyli wywiad niemiecki, a także litewski i sowiecki, oraz do pewnego czasu czechosłowacki. Jednak na początku lat 30. Czechosłowacja zmieniła swój stosunek do nacjonalistów ukraińskich i nawet pomagała Polakom w ujęciu niektórych aktywistów.
Kiedy w 1929 r. powstała OUN sprawy przybrały bardziej radykalny obrót. Według danych OUN w 1930 r. organizacja ta przeprowadziła 2 tys. aktów terroru. W latach 30. przeprowadzano spektakularne zamachy na osoby dążące do współpracy polsko-ukraińskiej czy też przedstawicieli państwa polskiego. Wspomnę choćby zamordowanie ministra spraw wewnętrznych Bolesława Pierackiego, czy o kilka lat wcześniejsze zabójstwo posła Tadeusz Hołówki. Obaj dążyli do porozumienia z mniejszością ukraińską.
Równolegle aktywiści OUN systematycznie podsycali konflikty między obu narodowościami.
PAP: Kim byli działacze OUN?
Artur Brożyniak: Były dwie główne grupy - starzy, czyli głównie weterani UHA, i młodzi - nauczyciele, księża greckokatoliccy, studenci, gimnazjaliści.
PAP: Co dzieje się po wybuchu wojny w 1939 r.?
Artur Brożyniak: We wrześniu 1939 r. nastąpiła aktywizacja bojówek OUN, które atakowały wycofujące się Wojsko Polskie i ludność cywilną. W agresji przeciw II RP wziął udział Legion Ukraiński w większości złożony z polskich obywateli narodowości ukraińskiej. Pod okupacją niemiecką ludność ukraińska była uprzywilejowana. Niemcy utworzyli policję ukraińską, która była wykorzystywana do zwalczania polskiej konspiracji lub mordowania Żydów.
W 1940 r. dochodzi do rozłamu w OUN, która dzieli się na banderowców i melnykowców. W tej pierwszej dominują młodzi działacze, jak Stefan Bandera, Roman Szuchewycz, którzy dali się poznać głównie w latach 30. Z kolei Andriej Melnyk i jego grupa wywodzili się z UAH.
Obie frakcje uczestniczyły w niemieckim ataku na Związek Sowiecki; banderowcy w batalionie „Nachtigall”, a melnykowcy w batalionie „Roland”. Po zajęciu Lwowa banderowcy ogłosili akt odnowienia Państwa Ukraińskiego. Niemcy jednak wobec Ukrainy mieli inne plany. Nastąpiły aresztowania wśród banderowców, a Bandera trafił do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Do końca wojny przebywał tam w oddziale dla więźniów specjalnych. Wydaje się, że między nim a kierującym OUN, a potem dowództwem Ukraińskiej Powstańczej Armii istniała jakaś forma kontaktu. Bandera nigdy po wojnie nie odciął się od dokonanych przez UPA pod kierownictwem Szychewycza zbrodni na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.
PAP: Czy na teren dzisiejszej Polski południowo-wschodniej docierały echa tamtych zbrodni?
Artur Brożyniak: Jeszcze przed zajęciem w 1944 r. Wołynia i Małopolski Wschodniej przez Armię Czerwoną uciekło stamtąd co najmniej 100 tys. Polaków. Niektórzy szacują, że ich mogło być nawet dwa razy tyle. Okrucieństwa UPA były już dobrze znane.
PAP: Kiedy pojawiły się tam pierwsze oddziały UPA?
Artur Brożyniak: Od lutego 1944 r. do momentu wkroczenia Armii Czerwonej w lecie tego roku OUN i UPA, podobnie jak wcześniej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, stosując terror dążyła do usunięcia polskiej ludności z pow. lubaczowskiego, Bieszczad i Pogórza Przemyskiego.
Np. 19 kwietnia 1944 r. sotnia UPA napadła na Rudkę w pow. lubaczowskim. Zginęło 58 osób. Spalono wieś, a ocalonym kobietom i dzieciom nakazano "wynosić się za San". Zbrodni dokonał oddział Iwana Szpontaka ps. Zalizniak. Ten sam oddział odpowiedzialny był także za mordy Polaków w Kowalówce i Cieszanowie oraz prawdopodobnie Wólce Krowickiej.
Działania UPA spotkały się przeciwdziałaniem polskiego podziemia, m.in. 21 maja 1944 r. doszło do ciężkich walk pod Narolem, który oddziały UPA starały się opanować. Atak został odparty, zginęło 13 żołnierzy AK i 42 osoby cywilne. 6 sierpnia 1944 r. kureń UPA dowodzony przez Włodzimierza Szczygielskiego „Burłaka” zamordował 40 mężczyzn w Baligrodzie w pow. leskim. Kobietom i dzieciom również nakazano „wynosić się za San”.
Celem banderowców było oczyszczenie z Polaków terenów na wschód od Sanu.
PAP: W jaki sposób po wejściu Armii Czerwonej w granice dzisiejszej Polski i zainstalowaniu się zależnego od Sowietów PKWN próbowano rozwiązać problem terroru UPA?
Artur Brożyniak: Przejście frontu w lecie i jesieni 1944 r. tylko przejściowo polepszyło sytuację. W pierwszych miesiącach 1945 r. nastąpił kolejny wzrost aktywności banderowców. Np. 17 kwietnia 1945 r. napadli oni na Wiązownice k. Jarosławia, gdzie zamordowali 91 osób, a 25 zranili. 20 kwietnia 1945 r. zbrojne grupy OUN zaatakowały Borowicę, pow. przemyski. Banderowcy spalili znaczą część zabudowy i zamordowali 60 osób. W połowie 1945 r. sotnie UPA całkowicie opanowały tereny wiejskie w pasie od Jaślisk w Beskidzie Niskim po Tomaszów Lubelski.
Od października 1945 do lata 1946 r. UPA przeprowadziła szeroko zakrojoną akcję antypolską. Zniszczono m.in. Pawłokomę, Sielnicę, Dylągową, Bratkówkę, Łączki, Starą Birczę, Hutę Brzuską, Rudawkę i Korzeniec. UPA atakowała w celu całkowitego zniszczenia nawet garnizony obsadzone przez batalion wojska, m.in. trzykrotnie garnizon w Birczy, dwukrotnie w Baligrodzie, po razie w Kuźminie i Wołkowyi. W przypadku trzeciego napadu na Birczę w nocy z 6 na 7 stycznia 1946 r. próbowano wymordować wszystkich mieszkańców i żołnierzy. Członkowie sotni „Burłaki” pod koniec 1945 r. z moździerzy ostrzeliwali centrum Przemyśla sprowadzając niebezpieczeństwo śmierci lub kalectwa na ludność cywilną.
W nowych granicach Polski pozostało ok. 650 tys. ludności ukraińskiej. Na podstawie umowy PKWN z Ukraińską Socjalistyczną Republiką Sowiecką z 14 września 1944 r. większość z nich miała być dobrowolnie przesiedlona na Ukrainę sowiecką. Na podstawie tej samej umowy przesiedlano Polaków. Obydwie strony gwarantowały przekazanie mienia zastępczego dla ewakuowanej ludności.
Polacy chętnie opuszczali Ukrainę. Doskwierała im sowiecka władza i ustawiczna obawa, że zostając w rodzinnych stronach czeka ich pewna śmierć z rąk banderowców. Natomiast żyjący w Polsce Ukraińcy nie chcieli wyjeżdżać; tutaj czuli się bezpiecznie. Były przypadki wymuszania wyjazdów przez polskie władze. W latach 1944-46 z Polski wyjechało ok. 480 tys. osób. Najwięcej z woj. rzeszowskiego 268 tys., 191 tys. z woj. lubelskiego oraz 22 tys. z woj. krakowskiego. W nowych miejscu zamieszkania Ukraińcy zajmowali gospodarstwa opuszczone przez Polaków. W połowie 1946 r. władze sowieckie przerwały przesiedlenia. Tłumaczyły to brakiem możliwości przyjmowania kolejnych grup przesiedleńczych.
PAP: Znaczna część ludności ukraińskiej wyjechała, a na terenie Polski sotnie UPA nadal były aktywne. Korzystali z pomocy Ukraińców pozostałych po tej stronie linii Curzona?
Artur Brożyniak: Bez wątpienia część mieszkańców ukraińskich wsi pomagała dobrowolnie, ale to zdecydowanie nie byli wszyscy. Pozostałych zmuszano. Nie mieli wyboru albo podporządkowują się rozkazom OUN i UPA, albo będą karani, także śmiercią.
PAP: Kto wymuszał posłuszeństwo?
Artur Brożyniak: Przede wszystkim Służba Bezpieczeństwa OUN. Była podzielona terytorialnie. Tzw. rejon obejmował 1/3 terenu powiatu. Przebywała tam bojówka składająca się 15-20 członków oraz dwóch śledczych. Swoją agenturę SB OUN miała w każdej wsi i w każdej sotni. Wobec swoich pobratymców stosowali m.in. prowokacje, np. przychodzili przebrani w mundury Wojska Polskiego i wypytywali o UPA. Takie próby zazwyczaj tragicznie kończyły się dla osób, które wróciły z robót przymusowych w Rzeszy i nie znały istniejących realiów. Za sprzeciw wobec żądań OUN-UPA można było zniknąć bez śladu, albo zostać zastrzelony lub powieszony przed zgromadzeniem całej wioski. Były takie przypadki publicznych egzekucji np. w Jamnej k. Arłamowa, czy w Uluczu w pow. brzozowskim.
Nacisk jaki banderowcy wywierali na ludność ukraińską był niewyobrażalny. Społeczność ta samodzielnie nie była w stanie wyrwać się ze spirali strachu i terroru. Polskie państwo w latach 1944-46 nie zdołało zapewnić jej należytej ochrony przed nacjonalistami.
PAP: Jak liczna była UPA na terenie Polski?
Artur Brożyniak: W szczytowym okresie końca 1945 r. ich liczebność należy szacować na 3-4 tys. Natomiast wiosną 1947 r. oddziały UPA liczyły ok. 2,5 tys. Do tego należy doliczyć m.in. bojówki SB OUN, siatkę cywilną OUN, członków samoobrony, w sumie kolejne 3-4 tys. osób.
W wyniku akcji "Wisła" UPA pozbawiona została źródła zaopatrzenia, likwidacji uległa sieć łączności, ograniczone zostały możliwości pozyskiwania informacji o WP i MO - mówi historyk z oddziału IPN w Rzeszowie Artur Brożyniak. 70 lat temu, 28 kwietnia 1947 r., WP rozpoczęło przesiedlanie ludności ukraińskiej na tzw. ziemie odzyskane.
PAP: Czy operacja „Wisła” była skutkiem zabójstwa przez sotnie "Chrina" i „Stacha” gen. Karola Świerczewskiego?
Artur Brożyniak: Zabójstwo gen. Świerczewskiego 28 marca 1947 r. pod Jabłonkami w Bieszczadach i kilka dni późniejsza masakra 28 żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza w tym samym miejscu jedynie przyśpieszyły operację. Prawdopodobnie jej pomysł zrodził się pośród oficerów WP. Za takim rozwiązaniem optował ówczesny zastępca szefa Sztabu Generalnego WP, gen. Stefan Mossor, legionista i oficer II RP. Operację popierali również przedwojenni oficerowie, którzy po powrocie z obozów jenieckich znaleźli się w wojsku oraz wywodzący się z Kresów oficerowie przybyli z armią gen. Zygmunta Berlinga.
PAP: Rano 28 kwietnia 1947 r. rozpoczęły się pierwsze przesiedlenia ludności ukraińskiej. Czy to był początek akcji „Wisła”?
Artur Brożyniak: Operacja „Wisła” rozpoczęła się w połowie kwietnia 1947 r. od koncentracji oddziałów WP oraz rozpoznania terenu przeciwnika. Zgromadzono ok. 20 tys. żołnierzy, którzy byli wspomagani przez milicję, aparat bezpieczeństwa, WOP, administrację państwową.
28 kwietnia 1947 r. rozpoczęła się ewakuacja ludności cywilnej. Objęła ona ludność ukraińską i część Polaków np. z niedostępnych obszarów tzw. cypla bieszczadzkiego. Przesiedlenia trwały trzy miesiące; zakończyły się na początku lipca. Podstawą prawną ewakuacji ludności ukraińskiej z terenu działań terrorystycznych OUN i UPA była ustawa z 30 marca 1939 r. o wycofaniu urzędów, ludności i mienia z zagrożonych obszarów państwa. Ten akt prawny do 1947 r. nie został uchylony i miał moc obowiązującą. Ustawa z 1939 r. nakładała obowiązek zapewnienia pracy i warunków bytowych ewakuowanej ludności. Na realizację ewakuacji przeznaczono 65 mln zł. Zapewne kwota ta nie obejmowała całości kosztów poniesionych na przeprowadzenie operacji.
Przesiedlani mogli ze sobą zabrać żywy inwentarz, podstawowy sprzęt rolniczy, naczynia kuchenne, pościel, zapas żywności na drogę i odzież. Każdy kto został we wsi był traktowany jako członek OUN lub UPA. Bezpośrednio po opuszczeniu rodzinnych domów wysiedlani pod eskortą wojska trafiali do punktów zbornych. Tam przebywali od 12 do 48 godzin. W dużych punktach, w sporadycznych przypadkach, czas wydłużał się nawet do kilku dni. Przy dłuższym oczekiwaniu był zapewniony ciepły posiłek.
W tym czasie oficerowie WP przesłuchiwali część z nich. W punktach zbornych dokonywano również aresztowań podejrzewanych o przynależność lub współpracę z OUN-UPA. Byli oni stamtąd kierowani do Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie. Osoby te miały status tymczasowo aresztowanych, zgodnie z obowiązującym ówcześnie prawem. Do Jaworzna trafiło 3871 osób. Natomiast większość pod eskortą wojska transportami kolejowymi była przewożona do miejsc docelowego osiedlenia.
PAP: Gdzie byli osiedlani?
Artur Brożyniak: Na tzw. ziemiach odzyskanych w północnej i północno-wschodniej Polsce. W nowych miejscach zamieszkania przesiedlona ludność została rozproszona. Do zamieszkałej już przez Polaków wsi trafiało na ogół po kilka rodzin ukraińskich, czasem pojedyncze. Gospodarstwa, które otrzymywali były rekompensatą za pozostawione mienie w południowo-wschodniej Polsce. Na podobnych zasadach Państwowy Urząd Repatriacyjny osiedlał Polaków z Kresów Wschodnich.
Nie mogli mieszkać bliżej niż 50 km od granicy lądowej, 30 km od wybrzeża morskiego i nie mniej niż 10 km od granic RP sprzed 1939 r. Zabraniano im również osiedlać się w odległości mniejszej niż 30 km od miast wojewódzkich.
W sumie przesiedlono 140 577 osób, w tym z woj. rzeszowskiego 85 339, lubelskiego 44 728 i krakowskiego 10 510.
PAP: Przesiedleni często narzekali na nowe warunki życia?
Artur Brożyniak: Rzeczywiście tak też bywało. Trafiali do wsi, czy miasteczek, gdzie od roku lub dwóch mieszkali już Polacy. Do osiedlenia pozostawały gorsze gospodarstwa. Nie można jednak generalizować, bo bywało również odwrotnie. Są relacje, że niektórzy zdążyli nawet zebrać zboża jare lub ziemniaki na nowym miejscu osiedlenia.
Przy okazji warto przypomnieć, że przesiedleniem nie objęto ludności ukraińskiej mieszkającej w większych miastach: Przemyślu, Jarosławiu i Sanoku. W ocenie autorów operacji, nie stanowili oni zagrożenia. Wywoływało to sprzeciwy, np. wysiedlenia Ukraińców w monitach do władz domagał się starosta jarosławski.
PAP: Jakie były skutki przesiedleń?
Artur Brożyniak: Główny cel ewakuacji został osiągnięty. Sotnie UPA pozbawione zostały stałego źródła zaopatrzenia w żywność i odzież. Likwidacji uległa sieć łączności, tzw. poczta sztafetowa, czyli przekazywanie przesyłek przez zmuszaną do tego ludność ukraińską pomiędzy komórkami OUN i UPA. Ograniczone zostały możliwości pozyskiwania informacji wywiadowczych o WP i MO. Nie miał już kto alarmować UPA, że w okolicy pojawiło się wojsko.
PAP: Jak działał ten system alarmowy?
Artur Brożyniak: Banderowcy nakazali mieszkańcom zamykać psy na noc. Miały być one wypuszczane dopiero wtedy, kiedy we wsi pojawi się wojsko. W efekcie kiedy przychodzili lub przemieszczali się banderowcy było cicho, gdy pojawili się polscy żołnierze zaczynało się ujadanie psów.
PAP: Jak UPA zareagowała na akcję „Wisła”?
Artur Brożyniak: Byli zaskoczeni jej rozmiarami i ilością wojska, z reguły nie próbowali przeciwdziałać. Poza pewnymi wyjątkami nie palili też wsi po wysiedlonych, jak to się działo wcześniej, w trakcie wysiedlania na sowiecką Ukrainę. Mieli ukryte w lasach duże magazyny żywności, leków, materiałów sanitarnych. Wydawało się im, że z tymi zapasami doczekają wybuchu III wojny światowej, a na to w 1947 r. liczyli. W swoich leśnych kryjówkach do połowy maja 1947 r. czuli się bezpiecznie.
PAP: Czy przesiedlenia miały wpływ na morale w oddziałach UPA?
Artur Brożyniak: Już ok. 10 maja zaczęły się pierwsze dezercje. Początkowo były to jedna, dwie osoby dziennie. Zdarzyło się nawet, że jednej nocy zniknęło pięciu członków UPA ze zgrupowania dwóch sotni. Nie pomagały represje, czyli rozstrzelanie złapanych dezerterów. Po kilku dniach uciekali kolejni. Uciekinierzy z działającej na Pogórzu Przemyskim i w Bieszczadach sotni Włodzimierza Szczygielskiego „Burłaki” zostawiali list dla swoich dowódców. Napisali w nim, że opuszczają oddział, bo „dawno uciekli już ci (aktywiści OUN), którzy nazywali nas kacapami”. Kacapami pogardliwie określano Ukraińców obojętnych na sprawy narodowe lub stronników Rosji.
Dezerterzy byli ważnym źródłem informacji dla WP. Po zgłoszeniu się do władz bezpieczeństwa lub wojska przekazywali informacje o ukrytych w lasach magazynach żywności, punktach sanitarnych, składach sotni, zwyczajach, taktyce, szyfrach, archiwach itp.
PAP: Kiedy wojsko rozpoczęło walkę z UPA?
Artur Brożyniak: W początkowym okresie operacji „Wisła” oddziały WP prowadziły głównie działania rozpoznawcze, oszczędzając życie żołnierzy. W tym czasie sotnie UPA utraciły zaopatrzenie, łączność i informacje wywiadowcze. Spowodowało to pogorszenie morale i wzmożone dezercje. Pod koniec maja podjęto próby otoczenia zgrupowań UPA. Ta taktyka okazała się jednak mało skuteczna. Wtedy postanowiono nękać poszczególne sotnie ustawicznymi pościgami. Często żołnierze wpadali w przygotowane przez UPA zasadzki.
Według danych wojskowych, podczas operacji „Wisła” ujęto 820 banderowców. Podczas walk zabito 630 członków OUN i UPA. 173 osoby skazano na kary śmierci; wykonano 120 egzekucji. W walkach zginęło 93 żołnierzy, a 91 zostało rannych.
W lecie 1947 r. w południowo-wschodniej Polsce przestały istnieć zwarte zgrupowania UPA. Część z nich została rozbita, a członkowie pozostałych próbowali przedostać się przez Czechosłowację do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech. Jednak dotarła tam tylko część sotni „Hromenki” z dowódcą przemyskiego kurenia Mikołajem Sawczenko „Bajdą”, Michałem Dudą „Hromenką” oraz niewielkie grupy z innych oddziałów. Niektórzy uciekli na sowiecką Ukrainę. Ok. 50 osób uciekło na Węgry. Tu trzeba nadmienić, że wojska węgierskie w 1939 r. krwawo i skutecznie spacyfikowały próbę utworzenia nacjonalistycznego państwa ukraińskiego na Rusi Zakarpackiej.
PAP: Czy operacja „Wisła” miała wsparcie po południowej i wschodniej stronie granicy?
Artur Brożyniak: W zniszczeniu grup banderowskich współpracowano z ZSRS i Czechosłowacją. W ramach współpracy państwa ościenne zablokowały swoje granice w rejonach działalności UPA. Wymieniano się też informacjami.
Wydaje się, że najdalej posunięta była współpraca z Czechosłowacją. Należy dodać, że w tym kraju komuniści przejęli władzę dopiero w 1948 r. w wyniku zamachu stanu. Wojska obu stron pod pewnymi warunkami mogły przekraczać nawet granicę. W pasie przygranicznym jedna ze stron mogła żądać od drugiej pomocy wojskowej.
W czerwcu 1947 r. w Czechosłowacji powstała Grupa Operacyjna „Teplice”. W jej skład początkowo weszło 2748 żołnierzy. Wraz z napływem grup banderowskich jej stan powiększono do 13 602 żołnierzy.
Sowieci na własnym terytorium mieli więcej trudności z likwidacją podziemia banderowskiego. W dniach 21-23 października 1947 r. w obwodach zachodniej Ukrainy przeprowadzono operację „Zachód”. Wywieziono 76 192 osoby podejrzewanych o współpracę z nacjonalistami. Osiedlono ich w Kazachstanie, na północy Związku Sowieckiego i na Syberii. Część banderowców trafiła do łagrów. Operacja „Zachód” nie zlikwidowała jednak w całości banderowskiej partyzantki w ZSRS.
PAP: Ilu żołnierzy Wojska Polskiego i osób cywilnych poległo w walkach z OUN i UPA w latach 1944-47 na terenach dzisiejszej Polski?
Artur Brożyniak: Należy szacować, że zginęło blisko tysiąc żołnierzy oraz ok. 470 funkcjonariuszy MO, UB i także członków samoobrony w polskich wioskach. Zamordowanych zostało prawie 4,3 tys. cywilów. Razem daje to przeszło 5,8 tys. osób.
Rozmawiał Alfred Kyc (PAP)


 http://dzieje.pl/aktualnosci/artur-brozyniak-w-wyniku-akcji-wisla-upa-pozbawiona-zostala-zrodla-zaopatrzenia

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Ukrainie będzie potrzebna denazyfikacja prawy.pl


Ekspert IPN: Ukrainie będzie potrzebna denazyfikacja



O alarmującej sytuacji za naszą wschodnią granicą, z dr. Wojciechem Muszyńskim z Instytutu Pamięci Narodowej, uczestnikiem seminariów „Polska-Ukraina; trudne pytania”, rozmawia Aleksander Szycht.
Na Ukrainie coraz silniej wtłacza się ludziom do głowy kult OUN-UPA i jej ideologii, czyli skrajnej odmiany nazizmu. Jak ten proces może ocenić człowiek zajmujący się na co dzień zbrodniczością niemiecką i rosyjską, w postaci nazistowskiej i sowieckiej?
– Trzeba przyznać, że do tej pory we współczesnej Europie, po upadku żelaznej kurtyny w żadnym kraju Europy dotkniętym drugą wojną światową (gdzie miały miejsce okropne zbrodnie w wydaniu niemieckich nazistów, bądź też ich kolaborantów) nie byli kultywowani brunatni zbrodniarze. Nie stawiano im pomników, nie byli chwaleni w mediach, nie była na ich legendzie budowana tożsamość społeczna. Jedynym krajem, w którym się to aktualnie dzieje jest Ukraina. A dzieje się to na naszych oczach, w momencie kiedy świat na to patrzy i nic nie mówi.
Mało kto, a dotyczy to także ekspertów, zachodnich historyków, ludzi z politycznych elit, zdaje sobie sprawę co robiła Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, w obu wydaniach: Melnyka i Bandery. Jej działacze mają w swoim „dorobku” zbrodnie przeciwko ludzkości: na Polakach, Żydach, Ormianach, Rosjanach, czy nawet Czechach i wszelkich innych narodach, które mieszkały na terenach, gdzie działała ta organizacja. Zgodnie z ideologią ukraińskiego szowinizmu mordowano wszystkie osoby, które nie miały w sobie krwi ukraińskiej. Czasami zdarzały się wyjątki: np. gdy ktoś miał ojca Ukraińca i matkę Polkę, pozwalano mu zmazać tę „hańbę” poprzez zamordowanie tejże matki – wówczas jego ukraińskość stawał się bezdyskusyjna. Jednak generalnie to, co OUN prezentował, był to nazizm, czyli rasizm w wydaniu niemieckim, który został zmodyfikowany do realiów ukraińskich.
Zmiany były dość kosmetyczne, a chodziło o to, żeby nie mówiono, że Ukraińcy kopiują w stu procentach Adolfa Hitlera. Od strony wizualnej starano się to ubrać w ukraińskie wyszywanki, jednak wewnętrznie po tych modyfikacjach ideologia ta stała się wyjątkowo przerażająca i odrażająca. Początkowo nie wyglądało to tak „strasznie”. OUN promował to samo, co Hitler i jego otoczenie: nowoczesność, czy kult ciała. Uważali np., że ruchy nudystów są bardzo korzystne jako powrót do pewnego rodzaju pierwotności, czegoś co zostało zniszczone w człowieku przez cywilizację.
Ale za tym wszystkim szedł bardzo skrajny, rasistowski przekaz, że Ukrainiec jest jedynym uprawnionym do zamieszkiwania na obszarach, do których rościła sobie prawo OUN. Oczywiście OUN miała być reprezentantem wszystkich Ukraińców. Nie dopuszczano bowiem opcji, że prócz niej mogą funkcjonować jakiekolwiek inne polityczne ugrupowania ukraińskie. Na to zgody nie było i OUN miała stanowić jedyną partię. To się oczywiście nazywa totalitaryzm. Ideologia OUN była swoistym zlepkiem totalitaryzmu, szowinizmu, dodatkowo w wydaniu ekstremalnie rasistowskim – tym samym była radykalniejsza odmiana nazizmu.
Mówił Pan, że nie ma takich przykładów budowania tożsamości na podstawie nazizmu czy totalitaryzmu w Europie. Natychmiast jednak nacjonaliści ukraińscy postawią zarzut, iż nie ma Pan racji, bo nawiązuje się do SS na Łotwie, czy struktur sowieckich w Rosji. Dla nas jest to oczywista manipulacja, ale dla przeciętnego zjadacza chleba nie musi być to jasne.
– To może wytłumaczmy to Czytelnikom. Tak się akurat składa, że Łotysze czczą członków Legionu Łotewskiego, który był stworzony, by walczyć z okupantem sowieckim. Natomiast OUN najpierw kolaborował z Niemcami i tam się wykazał najbardziej przy mordowaniu Żydów w latach 1941-42. Później obrazili się na swoich niemieckich protektorów i rozpoczęli rzeź Polaków. Natomiast w styczność bojową z Sowietami weszli dopiero później, od początku 1944 roku.
Sowieci byli dla OUN wrogiem „zewnętrznym” drugiej kategorii. Dla tej organizacji najważniejsze było, żeby tereny Wołynia, Małopolski Wschodniej najpierw oczyścić z „wroga wewnętrznego”: Polaków, Żydów i innych. A dopiero później na „czystej etnicznie Ukrainie” rozpocząć wojnę z sowietami o wolność. Tam było zupełnie odwrotnie niż na Łotwie, gdzie jednak nie po to wstępowano do Legionu Łotewskiego, aby mordować Żydów czy Polaków, tylko po to, aby walczyć z Sowietami – to po pierwsze. Po drugie co ich odróżnia od np. ukraińskiej 14 Dywizji Grenadierów SS to fakt, iż był tam pobór przymusowy. Rząd kolaboracyjny wydał dekret, że mężczyźni mają się stawić do formacji, jeśli nie to zostaną potraktowani jako dezerterzy.
Co do Rosji, to nie pamiętam, by rząd Putina głosił, iż formacje Własowa są rosyjskimi bohaterami oraz wzorem dla młodych Rosjan. Jeśli zaś chodzi o wytłumaczenie, że w Rosji buduje się na zbrodniarzach sowieckich, to jest jednak kwestia skali: w Moskwie jednak otwarcie pisze się, że NKWD popełniała zbrodnie – we Lwowie i Kijowie UPA i SS-Galizien uważane są za aniołów. Po drugie nawet jeśli tak jest – to nacjonaliści ukraińscy sami by się skompromitowali, usprawiedliwiając swoje działania wzorowaniem się na polityce rosyjskiej, której tak bardzo nienawidzą. Byłoby to nawet dosyć zabawne. Powoływać się też mogą, w celu usprawiedliwienia swojej patologii na każdy wyjątek od reguły, w historii wszystkich armii świata, ale człowiek inteligentny, z jakąkolwiek wiedzą w temacie, dostrzeże w tym od razu niezbyt skomplikowaną manipulację.
Proszę jeszcze powiedzieć coś jeszcze w kwestii porównania esesmanów łotewskich i ukraińskich. Chciałem zatrzymać się przy wątku potencjalnych prób ratowania się nacjonalistów ukraińskich poprzez OUN melnikowski.
– Tam był bardzo silny podział. Z jednej strony OUN Melnyka, który od początku szedł w stronę ścisłej kolaboracji z III Rzeszą. I z drugiej strony OUN Bandery, który po próbie kolaborowania i pogromie Żydów we Lwowie przechodzi w teorii, po rozpędzeniu „rządu Stećki” do podziemia. A właściwie półpodziemia, bo to oni tworzą policję kolaboracyjną na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej i zaczynają brać masowy udział w eksterminacji Żydów.
Kiedy tworzą się z nich formacje policyjne (Schutzmanschaften) zaczynają to już robić z rozkazu niemieckiego. Kiedy bowiem czynili to na własną rękę – we Lwowie tłumy szalały po mieście z pałkami i zabijały Żydów, Niemcy uznali to za coś niepoważnego i nieestetycznego. Niemcy lubią estetykę i realizację wytyczonego celu – w tym wypadku wymordowanie wszystkich Żydów. Ukraińcy stawiali na działania spontaniczne, masowy pogrom, niczym z imperium carów. Niemcy chcieli to ukrócić i to także z tego powodu aresztowali Banderę oraz jego rząd (w teorii Stećki), który chciał we Lwowie zacząć urzędować. A jego ludzi wysłano do typowej „policyjnej” pracy przy masowym mordowaniu Żydów na terenie zajętych obszarów. Taka właśnie była ich rola i to tam się nauczyli mordować masowo ludzi. Wówczas Niemcy nauczyli OUN-owców metodyki mordu. Później Ukraińcy wykorzystali te doświadczenia przy organizacji ludobójstwa Polaków na Wołyniu czy w Małopolsce Wschodniej.
Dobrze ale czepię się tutaj Schutzmanschaften, ponieważ Pan je wymienił. Nacjonaliści ukraińscy natychmiast powiedzą, że wstępowali do nich także Polacy.
– Udział Polaków w tych formacjach nie jest jeszcze do końca zbadany, ale nie wygląda to, żeby można było mówić o jakiś znaczącym ich udziale, czy nawet porównywalnym z udziałem Ukraińców. Wiemy na pewno, iż był bardzo niewielki liczbowo. Faktycznie istniał jeden batalion policji granatowej, który brał udział w walkach na Wołyniu po stronie niemieckiej, a przeciwko UPA. Jego żołnierzami były zarówno osoby z policji granatowej tam oddelegowane, jak i ludzie miejscowi, z tych wsi, jakie zostały spalone, a mieszkańcy wymordowani. Walczyli z UPA bo szukali zemsty za swoich najbliższych, którzy zostali wymordowani. To oczywiste, że wstępowali do tych formacji zdesperowani ludzie, nie tylko ci, którzy chcieli się zemścić, lecz także ci pragnący dostać broń i uratować swoją rodzinę.
Wspomniał Pan o obszarach, do których rościła sobie prawo OUN. Może warto by to uściślić, jak daleko sięgają ambicje czy też apetyty terytorialne ukraińskich nacjonalistów.
– Najlepszą literaturą w tym temacie jest praca doktora Stanisława Skrzypka „Ukraiński Program Państwowy”, wydana na emigracji – w latach 40. i 60. – przedrukowana niedawno na łamach wydawanego przeze mnie pisma „Glaukopis”. W skrócie można powiedzieć „Od Kaukazu po Kraków”. To zależy o jakim momencie historycznym istnienia ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego mówimy, bo jest to dosyć płynne. Jeśli chodzi o wschód uznają oni, że wszystkie tereny zamieszkałe przez kozactwo, czyli np. Kubań (Kozacy z samej swojej genezy mają być rzekomo Ukraińcami) są ukraińskie. Oczywiście Kozacy nigdy się nie czuli Ukraińcami, szczególnie Kozacy Tereccy czy kubańscy, ale propaganda neobanderowska idzie w tym kierunku. Co więcej, nawet w części ośrodków na zachodzie akceptuje się to jako ciekawy pogląd na historię.
Z jednej strony jest to więc Kaukaz jako naturalna granica państwowości ukraińskiej. Dalej apetyty sięgają po Morze Kaspijskie, ponieważ nacjonaliści ukraińscy uznawali, że dla Ukrainy jest niezbędne, aby posiadać własnych złóż ropy. W związku z tym, że są to tereny bardzo roponośne uznano tym samym, że maja charakter ukraiński. Na północy pokrywa się to mniej więcej z aktualną granicą białorusko-ukraińską, z niewielkimi korektami, na rzecz Ukrainy rzecz jasna. Wyjątek stanowiło Polesie, do którego większości obszaru ukraińscy nacjonaliści także zgłaszają pretensje.
I są oczywiście pretensje terytorialne wobec Polski. Pierwotne założenia dotyczyły Wołynia i całej Małopolski Wschodniej. To się udało z pomocą Sowietów, rzekomo „największego wroga Samostijnej Ukrainy” nieomal w całości zrealizować. Do tego dalsze pretensje sięgają tzw. Zacurzonia, czyli dawnej Guberni Chełmskiej, która została włączona do Ukrainy w wyniku Traktatu Brzeskiego w 1918 roku, a także większości Podkarpacia. Tam także, według ich twierdzeń mieszkają Ukraińcy, bądź spolonizowani Ukraińcy. Absolutne minimum, które chcą, to granica na Sanie (hasło: Lachy za San). Jednak tak naprawdę, gdy się ogląda ich mapy, lub też czyta się to, co piszą można spostrzec, że ich apetyty na tym się nie kończą. Tak naprawdę według śmielszych koncepcji granica powinna być na Wiśle (!). I albo Kraków powinien należeć do Ukrainy, albo zechcą pozostawić go Polsce.
Tutaj nie ma zgodności między nimi. Przy czym w tych rozważaniach Lublin i Radzyń Podlaski to już w koncepcjach tych bardziej śmiałych działaczy bezsprzecznie ukraińskie ziemie… Zasiedlone według nich przez Ukraińców, lub Polaków pochodzenia ukraińskiego, których się zukrainizuje na powrót, albo się ich wymorduje. Tego się oczywiście nie mówi wprost, ale między wierszami dokładnie tę nutkę słychać.
Jak Pan określi zadziwiającą politykę lewicowej „Gazety Wyborczej” w tej kwestii? Nieomal wszędzie tropi faszyzm, jej teksty od lat działają na korzyść rozwoju na Ukrainie skrajnie toksycznej odmiany ideologii totalitarnej jaką jest banderyzm.
– Teksty „Wyborczej” korzystne dla rozwoju neobanderyzmu nie powinny dziwić. Mieliśmy już do czynienia z nie mniej egzotycznym paktem Ribbentrop-Mołotow. I jeśli będzie trzeba, w polowaniu na Polskę neobanderowcy połączą się z Rosją, mimo iż tak bardzo jej nienawidzą. To ludzie, którzy się nie cofają nieomal przed niczym. Oczywiście oczyma przeciętnego człowieka jest to zadziwiające i trudno jest mu taką „przyjaźń” sobie wyobrazić, a tym bardziej wyjaśnić. W takim kontekście można też wyciągnąć wnioski o jakiejś grze na osłabienie Polski, jako podmiotu politycznego w tej części Europy.
Istnieje także to złudne marzenie, iż silna Ukraina scementowana tą ideologią rasizmu i szowinizmu w wydaniu OUN stanie się takim potężnym bastionem, który zdoła się oprzeć rosyjskiemu parciu na zachód. Nie sądzę, by to parcie było tak silne, jak Gazeta Wyborcza chce nam pokazywać. Trudno nie stwierdzić, że jest to tak zwane wypędzanie diabła belzebubem. Tworzenie takiego państwa, opartego na fałszu, na fałszywej ideologii samej z siebie, na rasizmie, faszyzmie i wszystkich tych herezjach XX wieku, które znamy i które doprowadziły do tego do czego doprowadziły, stanowi błąd sam w sobie.
Rosyjska propaganda bowiem w ogóle nie musi się martwić niczym na temat Ukrainy. Nie są potrzebne żadne prowokacje z tym związane. Wystarczy, że raz, drugi, trzeci wyślą ekipę, która nakręci pochód we Lwowie, gdzie noszone są runy SS, flagi niemieckie, gdzie wychwala się mordy na Wołyniu itd. Wystarczy, iż się wyśle ekipę do sił ATO na wschodzie Ukrainy. Tam z kolei ludzie z batalionu Azow noszą oficjalnie uznane przecież przez ukraiński MON naszywki ze słońcem SS. To jeden ze znanych symboli. Żołnierze noszą na hełmach runy SS, kultywowany jest etos Waffen SS, co jest widoczne w wielu gadżetach, które ci żołnierze na sobie mają.
Wszystko to powoduje, że ta Ukraina, która miała być silnym bastionem oporu przeciwko Rosji, tak naprawdę jest słaba. Przegrywa w momencie, kiedy na zachodzie te filmy są pokazywane i ludziom zaczynają otwierać się oczy. I zwykli mieszkańcy Europy, nawet politycy, zaczynają się dziwić, że „my tu wspieramy Ukrainę, a oni kultywują Adolfa Hitlera oraz jego ideologię?”. Oczywiście na początku nie wierzono w to, uważano, iż jest to rosyjska manipulacja. Sądzono, że dziennikarze to opisujący są opłacani przez Kreml itd. Jednak w momencie, kiedy trwa to już trzy lata, a te filmy z marszów są takie same i powstają ciągle nowe – coraz więcej ludzi mówi: „Nie wierzyliśmy w to rok dwa lata temu, ale w tym momencie kiedy to ciągle widać chyba coś w tym jednak jest”.
W konsekwencji Ukrainie będzie potrzebna denazyfikacja. Ba, już teraz jest ona potrzebna. Nie wiem, czy jeszcze w tej chwili całej Ukrainie, ale z pewnością elitom ukraińskim i to bardzo szybko. O ile chcą oni, przy tej konstelacji, po zwycięstwie Trumpa, rządzić tym krajem to muszą przeprowadzić denazyfikację. Trudno sobie w tej chwili na poczekaniu wyobrazić, jak to miałoby wyglądać. Przede wszystkim, jeśli mają zamiar stanowić partnera choćby dla nas, powinni rozpocząć od masowego demontażu pomników Bandery. Tragedią byłaby sytuacja, gdyby, czysto hipotetycznie, Putin zajął wschodnią Ukrainę, a na zachodzie pozostałyby władze banderowskie, czyli taki „bander land”, jak nazywają to sami Ukraińcy. Wszystkie scenariusze są możliwe przy obecnych realiach. Tak wiec denazyfikacja Ukrainy, całej Ukrainy musi być zrobiona teraz, jak najszybciej. Problem w tym kto miałby tego dokonać?
Aby zniwelować efekt, że cokolwiek się u nich dzieje wyciąga się u nas: albo wyjątki od reguły, albo zbrodnie wymyślone, bądź zmanipulowane: „Łupaszkę” i Dubinki, „Burego” i Zaleszany, Pawłokomę i „Wacława”. Różni „życzliwi”, działający jakoby na rzecz „pojednania” twierdzą, że i my zachowywaliśmy się tak samo…
– Chodzi tutaj o to by zniszczyć rodzący się u nas kult Żołnierzy Wyklętych i zbrukać tych ludzi, którzy absolutnie do samego końca poświęcając się, ginęli za to, aby Polska stała się wolna. Nie było ich celem mordowanie ludności cywilnej, ale walka z komunistami, z okupacją sowiecką. Liczyli na to, że wybuchnie III wojna światowa i ich trud nie pójdzie na marne. Oczywiście ta wojna nie wybuchła a oni zginęli, ale ich czyn i poświęcenie dla Ojczyzny zostało odkryte przez młode pokolenie Polaków, które chce się na nich wzorować. Chce z nich brać przykład, jako z czystego symbolu miłości Ojczyzny.
W tym momencie GW i inne środowiska wyprowadzają swoje teorie na ten temat, mówiąc że np. Pawłokoma, czy też akcje „Burego” były już nie czystką etniczną, tylko ludobójstwem. Czyli odwraca się zupełnie znaczenia: dla nich do tej pory Wołyń i zabicie 150 tys. Polaków z premedytacją – nie było ludobójstwem. Natomiast zabicie mniej lub bardziej przypadkowo 30 czy 50 osób w jakiejś wsi – już tym ludobójstwem jest. Ignorują tutaj wszelkie zasady, proporcje i uczciwość. To jest hucpa i granie na tym, że ludzie, którzy mało czytają i kiepsko znają historię, będą wstrząśnięci samym faktem, że „Bury” zabił kilkadziesiąt osób. Nie chcę tu wchodzić w szczegóły, ale pragnę powiedzieć z całą stanowczością, że nie było celem „Burego” mordowanie cywilów w żadnej z wsi. Nie istniało to w optyce tego człowieka – to po pierwsze.
Po drugie – cały przebieg akcji „Burego” w Zaleszanach został zmanipulowany. Żołnierz ten jest wykorzystywany z jednej strony jako symbol, który ma obrzydzić młodemu pokoleniu Polaków Żołnierzy Wyklętych i cały ten etos. A z drugiej strony ma też pełnić funkcję rehabilitowania OUN-UPA. Bo od razu podkłada się rozwiązanie: „Patrzcie oni mordowali tak samo jak OUN-UPA. W związku z tym banderowcy nie byli tacy wyjątkowi… Nie byli tacy źli. Skoro wszyscy mordowali to dlaczego potępiać to biedne UPA”. To dość humorystyczna logika na zasadzie: „Jeśli wszystkie dziewczyny w tym pokoju są lekkiego prowadzenia to żadna z nich nie może być tą najgorszą”.
W tym momencie wkracza taka właśnie retoryka, jaką stosują neobanderowcy oraz ludzie, którzy się wydają im sprzyjać, tacy jak Maria Przełomiec. Ona wyraźnie w jednym ze swoich programów dała do zrozumienia, że „UPA to tacy ukraińscy Żołnierze Wyklęci”.
– Powoduje to efekt rozmywania odpowiedzialności za zbrodnie, jaki odbywa się na poziomie czytelników, czy widzów. Od razu można założyć, iż duża grupa osób, które się na tym nie znają może powiedzieć: „A to ciekawe rzeczywiście tacy sami jak nasi Żołnierze Wyklęci, czyli Polska i neobanderowska Ukraina ma ze sobą więcej wspólnego, niż dotąd myślałem. Czyli nie tylko papierosy tanie i tania wódka, ale mamy też wspólną historię”. Owszem mamy, tylko dopiero teraz, po filmie „Wołyń”, ludzie zaczynają odkrywać, jak ta historia jest straszna i w jaki sposób była do tej pory zmanipulowana. Wykrzywiana dla jakichś dziwnych celów przez konkretne osoby, które próbują rehabilitować OUN-UPA.
Dla przykładu próba wycięcia z noweli Ustawy o IPN kwestii zbrodni ukraińskich, co na Komisji Sejmowej usiłował robić pan Święcicki. Sam to obserwowałem. Mówił retoryką: A to są właściwie już kwestie wyjaśnione, już nie ma co do tego wracać, nie ma co tu badać, zostawmy to. Najważniejsze jest to, aby była zagłada Żydów. A ja uważam, że nie. Zagłada Żydów to oczywiście sprawa tragiczna, ale zagłada Polaków na Wołyniu czy w Małopolsce Wschodniej także ma swój tragiczny wymiar – nie można przeciwstawiać sobie ofiar i grać na ich tragedii.
Na Ukrainie popularny jest argument, który serwuje się jednak bardzo często w Polsce. A mianowicie, że partie skrajnie prawicowe i populistyczne zyskały u naszych sąsiadów 1,5% a w Polsce 15%. Nacjonaliści ukraińscy wymieniają tu Kukiz’15 czy Korwina.
– Haczyk tkwi w tym, iż niemal wszystkie partie na Ukrainie zaakceptowały fundamenty neobanderowskie, nawet jeśli co chwila nimi nie epatują. To argument z cyklu: u nas nic się wcale złego nie dzieje. Cóż z tego, że dajmy na to Batkiwszczyna, czy jakaś inna partia nie ma w swoim logo kolorów czarnego i czerwonego, skoro oni uznają Banderę za swój ideowy wzór i najlepszego syna Ukrainy w XX wieku. A co z tego, iż ci którzy mają w swoich logach kolory, bądź symbole banderowskie itd. zdobyli tylko 1,5%, skoro ideologia ukraińskiego nacjonalizmu jest realizowana przez inne partie w mainstreamie?
Partie, które pozornie wydają się bardzo proeuropejskie, wyważone, spokojne w przekazie. Wychodzi jeden, drugi polityk i oświadcza: „Ukraina chce do Europy”, a w piątej odpowiedzi na pytanie ten sam polityk mówi: „Tak właśnie odsłaniamy pomnik Bandery, nowy pomnik Szuchewycza, pomnik UPA” i innych watażków, którzy mają na rękach krew Polaków i Żydów. To ja nie rozumiem, jak u nich ta europejskość wygląda. Wszystkie partie na Ukrainie, jakie są na prawo od komunistów, są skażone tym wirusem nacjonalizmu. Dramat tego kraju polega też na tym, że z jednej strony wymaga denazyfikacji, a z drugiej dekomunizacji. I nie widzę na razie na Ukrainie takiej siły politycznej, która mogłaby się tego zadania podjąć. A ktoś w końcu musi: Wschód, albo Zachód i chyba każdy będzie miał swoją opinię, co jest korzystniejsze. My mamy swoją optykę polską.
Dziękuję za rozmowę.


http://prawy.pl/44874-ekspert-ipn-ukrainie-bedzie-potrzebna-denazyfikacja/

wtorek, 25 października 2016

Ukraińcy są w rzeczywistości Niemcami?



Ukraińcy są w rzeczywistości Niemcami? Sekret ukraińskiej dywizji Waffen-SS

Autor: Kamil Janicki | 20 września 2012 | 23,237 odsłon


W ramach Waffen-SS utworzono kilkadziesiąt mniejszych i większych oddziałów sojuszniczych, złożonych z przedstawicieli niemal wszystkich narodów Europy. Najwięcej kontrowersji zawsze budziło powołanie ukraińskiej dywizji „Galizien”. Czy Niemcy byli aż tak zdesperowani, by werbować znienawidzonych przez siebie Słowian? A może po prostu… nie uważali Ukraińców za Słowian?

Na przestrzeni wojny, kiedy nazistowskie imperium stopniowo poszerzało swoje granice, Niemcy stawiali czoła coraz większym problemom ludnościowym. Sama Rzesza liczyła niespełna 70 milionów mieszkańców. Zdecydowanie zbyt mało, by zapewnić sobie zupełną kontrolę nad całym kontynentem. Na szczęście nazistowska ideologia pozwalała na wykorzystywanie dla niemieckich potrzeb innych Aryjczyków.




Plakat werbunkowy zachęcający do wstępowania do dywizji Waffen-SS „Galizien”.









Łatwo było wykazać – w myśl niemieckiej pseudonauki – że Aryjczykami są Norwegowie, Szwedzi, Duńczycy czy Szwajcarzy. Nie było też większych problemów z włączeniem do germańskiej rodziny Francuzów. Na tym jednak się nie skończyło. Urząd werbunkowy SS, kierowany przez Gottloba Bergera, dostał zadanie poszukiwania germańskiej krwi w całej Europie!

To właśnie zatrudnieni w nim eksperci uznali Estończyków za lud zgermanizowany, a Łotyszy za częściowo germański (choć już Litwini dostali etykietę „spolonizowanych” podludzi). Także Bośniaków określono mianem ludu „gotyckiego”, pochodzącego od Persów. Takie wnioski pozwoliły na sformowanie łotewskich, estońskich i bośniackich oddziałów Waffen-SS. Z perspektywy samych esesmanów wszystko to były jednostki germańskie, a nie cudzoziemskie. Bardzo podobnie sprawa miała się z Ukraińcami.

Głównym architektem utworzenia ukraińskiej dywizji Waffen-SS był Otto von Wächter – nazistowski aparatczyk narodowości austriackiej, który od lutego 1942 roku pełnił funkcję gubernatora dystryktu galicyjskiego Generalnego Gubernatorstwa. Już sam fakt utworzenia takiego dystryktu odzwierciedlał popularną wśród nazistów opinię na temat Galicji i jej mieszkańców.
Polacy uważali Galicję za sztuczny twór utworzony jako usprawiedliwienie dla rozbiorów Rzeczpospolitej pod koniec XVIII wieku. Naziści spoglądali na tę kwestię zupełnie inaczej. Jak wyjaśnia Christopher Hale w książce „Kaci Hitlera. Brudny sekret Europy”, eksperci Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa SS byli przekonani, iż około 25 procent populacji Rusinów (to jest Ukraińców) posiada znaczną ilość germańskiej krwi

Te 25 procent miało zamieszkiwać właśnie w Galicji: dawnym kraju koronnym Austrii, który w opinii nazistów cieszył się „niemiecką” państwowością już od średniowiecza. Dzięki temu Galicję można było uznać za obszar na którym należało jedynie rozbudzić prawdziwą, niemiecką tożsamość ludności, która błędnie uważała się za Ukraińców.

Szef SS, Heinrich Himmler, poparł taką wizję, a nawet zdołał przekonać do niej Hitlera. Ten zresztą co do idei także się z nią zgadzał – w końcu był Austriakiem i jako taki widział w Galicji utraconą prowincję.

Tak właśnie wyglądali "aryjscy" Ukraińcy ze Stanisławowa.
Tak właśnie wyglądali „aryjscy” Ukraińcy ze Stanisławowa.

Na terenie dystryktu galicyjskiego Generalnego Gubernatorstwa można było rozpocząć rekrutację, ale pod jednym, ścisłym warunkiem. Himmler i Hitler zgodzili się na utworzenie dywizji galicyjskiej, ale nie ukraińskiej. I wbrew powszechnej opinii właśnie taką dywizją była SS-Galizien. Himmler zabronił wręcz używania takich określeń jak „dywizja ukraińska” czy „naród ukraiński” – zarówno w rozmowach, jak i dokumentach.

W nazwie nowej dywizji, której formowanie rozpoczęto w pierwszych miesiącach 1943 roku, nie było wzmianki o Ukrainie, jej członków określano mianem Galicjan i nawet symbol oddziału zupełnie odcinał się od ukraińskich tradycji. Jak pisze Christopher Hale, gubernator Wächter zadecydował, że dywizja będzie używała starego austriackiego symbolu Galicji, złotego lwa, a nie ukraińskiego godła narodowego – tryzuba.

Otto von Wächter u zwyczajnej ukraińskiej rodziny. W wolnych chwilach ten Pan planował jak by tu zlikwidować naród ukraiński i mordował tysiące Żydów…
Otto von Wächter u zwyczajnej ukraińskiej rodziny. W wolnych chwilach ten Pan planował jak by tu zlikwidować naród ukraiński i mordował tysiące Żydów…

O dziwo sami Ukraińcy nie spostrzegli się, że proponowana im „własna” dywizja ma na celu przyspieszenie likwidacji narodu ukraińskiego, a nie wzmocnienie jego pozycji w ramach hitlerowskiego imperium. Himmler przyznał zresztą, że zadaniem 14 Dywizji Grenadierów SS „Galizien” jest zapoznanie ludności ukraińskiej z pojęciem bycia Niemcami.

Mimo to podczas miesięcznej rekrutacji zgłosiło się – bagatela – 81 999 Ukraińców. Chłopaków gotowych oddać życie za Hitlera i za… Galicję.

Źródło:









wtorek, 6 stycznia 2015

Gazeta Fakt sugeruje, że Przemyśl to nie Polska?


Fakt sugeruje, że Polacy nie lękają się utraty Przemyśla?  
Bo wg gazety "blady strach padł" tylko na mieszkańców Przemyśla, Chełma, Sanoka i kilkunastu innych miast w południowo-wschodniej Polsce.  

Reszta ma to w nosie???
Tak sugeruje Polakom niemiecka gazeta. Tak macie myśleć i się zachowywać - wy to nie Przemyśl, ani Sanok, nie bójcie się.

Ukraińcy żądają Przemyśla

01.02.2014 13:28

Nie oddamy Polski faszystom z Ukrainy

Blady strach padł na mieszkańców Przemyśla, Chełma, Sanoka i kilkunastu innych miast w południowo-wschodniej Polsce. Ukraińscy nacjonaliści domagają się kilkunastu polskich powiatów. Tym razem jednak ich żądania są bardzo groźne, bo to właśnie banderowcy z flagami UPA przejmują rządy na Majdanie
 – Już wiele razy słyszałem ze strony Ukraińców, co my tu jeszcze robimy – przyznaje Marian Bartkowiak (80 l.) z Przemyśla.

 [tylko...]

Radykalni ukraińscy nacjonaliści nie kryją swoich planów. – Po wojnie operacja „Wisła” spowodowała, że Ukraińcy z tych ziem etnicznych zostali wyrzuceni i sprawiedliwość nakazywałaby, aby te ziemie do Ukrainy wróciły. Mówię o Przemyślu i kilkunastu innych powiatach – powiedział „Rzeczpospolitej” Andriej Tarasenko, rzecznik neobanderowskiej organizacji „Prawy Sektor”.



Normalnie te pogróżki należałoby zlekceważyć, podobnie jak głosy polskich narodowców domagających się odbicia Lwowa czy Wilna. Jednak to właśnie neobanderowcy są najbardziej aktywni na kijowskim Majdanie. – Solidaryzujemy się z Ukraińcami walczącymi o wolność, bo sami o nią walczyliśmy. Boje się jednak nacjonalistów. Nie można ich bagatelizować, zwłaszcza teraz – niepokoi się kolejny mieszkaniec Przemyśla, Tadeusz Kurpiel (41 l.).

Jeśli dojdzie do podziału Ukrainy, tysiące zwolenników Stefana Bandery i UPA z zachodniej Ukrainy będzie się domagać zwrotu ziem objętych akcją „Wisła”. Chodzi o część Bieszczad, wschodnią ścianę województwa lubelskiego i fragment Małopolski. Najbardziej zależy im jednak na Przemyślu i okolicy. Mieszkańcy miast nie mają zamiaru uginać się pod żądaniami ukraińskich radykałów.

 – Głosy roszczeniowe nacjonalistów zza wschodniej granicy były, są i będą. Nie ulegniemy im – stwierdza Bartkowiak i dodaje, że Przemyśl zawsze był Polski i taki pozostanie.

– Skoro Ukraińcy domagają się naszego miast, to może my powinniśmy zacząć mówić o powrocie do naszych granic Lwowa. Nie oddamy im Przemyśla! – dodaje Kurpiel.


Ukraińscy nacjonaliści chcą, by w ich granice powróciły takie miasta jak Chełm, Lesko, Sanok, Lubaczów, Tomaszów Lubelski, Hrubieszów i Przemyśl. Są to tzw. Grody Czerwieńskie. Ziemie te należą jednak do Polaki od ponad 1000 lat. Zdobył je od lokalnych plemion prawdopodobnie już Mieszko I w X wieku. Później miasta te często dostawały się w ręce Rusi i książąt Kijowskich. Kolejno odzyskiwali je dla nas jednak Bolesław Chrobry, Bolesław Szczodry, Władysław Łokietek i Kazimierz Wielki.






 

  • @Autor
  • Fakt, to przecież niemiecka gazeta...
    więc czego Polacy, czytający tą gazetę a przez to uzasadniający jej istnienie, mogą się po niej spodziewac?
  • Junta
    Witam ,
    Rezuny wiedza , ze w Warszawie jest zainstalowana junta ktora rzadzi Polakami. Dlatego niemiecka gazeta ,,fakt,, nie boi sie wysuwac takich opini , badajac orzy Okazji zdanie opini publiczne na ten temat ... Junta juncie raczke Myje a Slowianie na enigracje...
  • Spokojnie...
    Rus Czerwona to nie zadna Ukraina, zadna czesc Ujkrainy...ale tytulem spadku jako niezalezne i suwerenne ksiestwo przejeta zostala przez krola Polski Kniazia Rusi Czerwonej Kazimierza Piastowicza po kuzynie Jerzym... Tworzyla pozniej rozne administracyjne formy w tym byla wielka czescia Wojewodztwa Ruskiego ze stolica we Lwowie..i zawsze wchodzila w sklad Korony- Polski...
    Ukraina to panstwo sztuczne i niehistoryczne- nowo powstale ze sztucznymi granicami uznanymi przez Polske ,jako pierwsza, ktora ich uznala- jako panstwo i takimi granicami, jakie jej podarowali Carowie, Lenin i Stalin, a zwlaszcza Hruszczow...i Brezniew..
    TO prawdziwi Ojcowie Ukrainy...
    TO bardzo dobrze, jesli banderowcy wysuna oficjalnie zadania- jako parlament Ukrainy. Bedzie to jednostronnym wypowiedzieniem uznania granic i Ukrainy, jako takiej. TO daje wolna reke do zadania zwrotu ziemi Lwowskiej...Przy istniejecej sytuacji inni tez sa zwolnieni z jakichkolwiek umow..co oznacza likwidacje Ukrainy. I likwidacje Banderyzmu.
  • Kresy Wschodnie
    ,,RomanKa,,
    Pytanie : Kto mialby ewentualnie wysuwac pretensje terytorialne wzgledem wroga Ukrainy po uruchomieniu procedury prawnej ? Victor Orban w imieniu Polakow ? No chyba ze liczysz na Pomoc obecnej polskiej ,,elyty,, w tym przypadku... Chyba ze mam stare informacje to prosze popraw mnie ....
  • "niemiecka gazeta" sugeruje...
    .
    Wszystkim wiadomo, że to jest fuckt!
  • A co!? Może nieprawda!?
    Proszę zapytać przeciętnego osobnika zamieszkującego teren zwany Polska, gdzie jest Przemyśl czy Chełm? No, proszę! Większość ma to dokładnie w doopie! Byle telewizorek świecił i coś się na nim ruszało.
  • @Strzala 04:52:12
    Kto?????
    KTo??? bedzie mial z tego korzysc...stara rzymska zasada -cui prodest...
    Prosze pamietac...ze takie sa granice- jaki rozklad sil. zawsze i wszedzie!
    I zawsze ma na uwadze implozje demograficzna....Europy...z Ukraina na czele.

Na Ukrainie publicznie wielbią UPA



Deputowany Rady Najwyższej Ukrainy: Bandera i Szuchewycz bohaterami Ukrainy


Uwaga!
Wpisanie do wyszukiwarki wyrażenia "UPA", sprawi, że zostaniesz narażony na bardzo drastyczne zdjęcia.

Mer Lwowa i lider współrządzącej partii chce uznania UPA za bohaterów przez parlament Ukrainy

Mer Lwowa i lider współrządzącej Ukrainą partii "Samopomoc" Andrij Sadowyj uważa, że parlament w Kijowie powinien uznać Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) za formację będącą stroną walczącą podczas II wojny światowej.
"My pamiętamy o bohaterach. Każdego miesiąca miasto [Lwów] dopłaca wetaranom UPA z budżetu do emerytury po tysiąc hrywien i nadal będziemy to robić. Musimy pamiętać o naszych bohaterach - o współczesnych oraz o tych, którzy walczyli o nasze państwo w poprzednim wieku" - powiedział mer Lwowa Andrij Sadowyj.
Sadowyj twierdzi, że członkowie UPA powinni być uszanowani nie tylko przez jego miasto, ale także przez ukraińskie państwo na poziomie centralnym. Obecnie we Lwowie członkowie UPA, wdowy po nich i osoby więzione w przeszłości z przyczyn politycznych mają prawo do ulg przy wnoszeniu opłat komunalnych - podaje serwis Radiosvoboda.org. We Lwowie mieszka współcześnie ponad 500 członków UPA.
Ukraińska Powstańcza Armia jest odpowiedzialna za ludobójstwo na ludności polskiej Kresów, w czasie którego zamordowano od 100 do 150 tys. osób.
radiosvoboda.org / Kresy.pl



Pochód ku czci Bandery maszeruje ulicami Kijowa

W związku ze 106 rocznicą urodzin Stepana Bandery ukraińscy nacjonaliści postanowili udządzić marsz ku czci herszta jednej z frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjoanlistów i ideologa stworzonej przez OUN Ukraińskiej Powstańczej Armii.
Banderowski marsz organizuje szowinistyczna partia Ogólnoukraińskie Zjednocznenie "Swoboda" i neonazistowski "Prawy Sektor". Pochód, poza funkcjonariuszami milicji, ochraniają także członkowie Gwardii Narodowej. Razem miało być według zapowiedzi około 300 funckjonariuszy, choć w praktyce byli dziś miało widoczni. Marsz wyruszył spod pomnika Tarasa Szewczenki. Na przedzie pochodu kroczyła młoda kobieta z portretem Bandery oraz duchowny z krzyżem. Pochód kończy się wiecem na Placu Niezależności. Jak powiedział lider partii Swoboda Ołeh Tiahnybok "W czas wojny wszyscy wspominają o słowach i ideach Stepana Bandery". Z kolei deputowany tej partii w Radzie Najwyższej Andrij Ilenko zażądał w imieniu demonstrantów przyznania "wszystkim bojownikom o wolność, w szczególności Stepanowi Banderze i Romanowi Szuchewyczowi" tytułów bhaterów Ukrainy. 
Uczestnicy pochodu wznosili okrzyki "Jeden język, jedna nacja, jedna ojczyzna - to Ukraina", "Obcy pamiętaj - tu rządzi Ukrainiec", "Bandera, Szuchewycz - bohaterowie narodu".
obozrevatel.com/unian.net/kresy.pl

 

 

Marsze na Ukrainie z okazji 106. rocznicy urodzin Stepana Bandery

Logo dostawcy  PAP |  dodane 2015-01-01 (20:15) W Kijowie, a także w innych miastach Ukrainy, w tym we Lwowie i w Odessie, zorganizowano marsze z pochodniami pamięci w 106. rocznicę przywódcy ukraińskich nacjonalistów Stepana Bandery.

Na marsz w Kijowie przybyło - według różnych źródeł - od ponad tysiąca do kilku tysięcy ludzi. Manifestację, zorganizowaną przez partie nacjonalistyczne Swoboda i Prawy Sektor, zakończył wiec na Majdanie Niepodległości.

- W warunkach wojny wszyscy wspominają wypowiedzi Stepana Bandery o północnym sąsiedzie, a mianowicie to, że z Moskwą nie wolno się dogadywać i że Moskwa to agresor - powiedział przed rozpoczęciem marszu lider Swobody Ołeh Tiahnybok, którego cytuje agencja Unian.

Z kolei deputowany Rady Najwyższej Ukrainy z partii Swoboda Andrij Iljenko oświadczył, że "uczestnicy akcji pamięci domagają się, by wszyscy bojownicy o wolność Ukrainy, zwłaszczaStepan Banderai Roman Szuchewycz, zostali oficjalnie uznani przez państwo za bohaterów narodowych".

Marsze ku czci Bandery zorganizowano także w innych ukraińskich miastach, w tym we Lwowie, Odessie, Dniepropietrowsku.

Szuchewycz to dowódca Ukraińskiej Powstańczej Armii. Bandera był przywódcą jednej z frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), której zbrojne ramię, UPA, jest odpowiedzialne za prowadzone od wiosny 1943 roku czystki etniczne na ludności polskiej na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Jako działacz, a potem przywódca ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego w międzywojennej Polsce Bandera był organizatorem akcji terrorystycznych przeciwko państwu polskiemu i ZSRR, m.in. zamachów w 1933 roku na konsulat radziecki we Lwowie oraz w 1934 roku na ministra spraw wewnętrznych II RP Bronisława Pierackiego.

Za zamach na Pierackiego został skazany na karę śmierci, zamienioną następnie na dożywocie. Uwolniony został po upadku II Rzeczypospolitej. 30 czerwca 1941 roku Bandera ogłosił we Lwowie powstanie niepodległego państwa ukraińskiego, za co w lipcu 1941 był aresztowany przez Niemców i osadzony w obozie w Sachsenhausen. Przebywał tam do września 1944 r. Po II wojnie światowej Bandera zamieszkał w Monachium pod przybranym nazwiskiem Stefan Popiel. W październiku 1959 roku został zamordowany przez agenta KGB Bohdana Staszyńskiego.

W roku 2010 Stepan Bandera otrzymał pośmiertnie tytuł Bohatera Ukrainy. Nadał mu go specjalnym dekretem ustępujący wówczas prezydent Wiktor Juszczenko. Dekret ostatecznie został uchylony przez sąd. Przyznanie Banderze tytułu Bohatera Ukrainy wywołało sprzeciw w Rosji oraz w Polsce.



http://www.kresy.pl/wydarzenia,polityka?zobacz%2Fmer-lwowa-i-lider-wspolrzadzacej-partii-chce-uznania-upa-za-bohaterow-przez-parlament-ukrainy#

http://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-marsze-z-okazji-106-rocznicy-urodzin-stepana-bandery,nId,1582539#
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Marsze-na-Ukrainie-z-okazji-106-rocznicy-urodzin-Stepana-Bandery,wid,17147808,wiadomosc.html?src01=6a4c8&ticaid=114175&_ticrsn=3

http://www.kresy.pl/wydarzenia,spoleczenstwo?zobacz%2Fpochod-ku-czci-bandery-maszeruje-ulicami-kijowa-foto#