Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą odbudowa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą odbudowa. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 11 kwietnia 2024

Komunikacja z obywatelem

 

Specjaliści od zarządzania firmą wiedzą, jak należy dbać o jej powodzenie, a zarządzający państwem nie wiedzą??

Garść przykładów z portalu HR z przełożeniem na myślenie o państwie.



mój komentarz niebieskim kolorem




Kluczowa cecha menedżera. 
Bez tego siada motywacja, a podwładni rozglądają się za nową pracą



2 kwietnia 2024

Jak wynika z przeprowadzonego przez Society for Human Resource Management badania, zła komunikacja w firmach całkiem sporo kosztuje. Firmy, które zdiagnozowały problemy komunikacyjne wewnątrz zespołu, łącznie zgłosiły utratę przychodów w wysokości 62,4 mln dolarów rocznie.

- Umiejętnie prowadzona komunikacja wewnętrzna to fundament dobrze zorganizowanej firmy. Inna sprawa, że jeśli komunikacja wewnętrzna ma deficyty, wówczas bardzo szybko lukę tę wypełniają plotki i domysły, które stanowią zagrożenie. Komunikacja nie zna próżni, dlatego jeśli sami nią nie zarządzamy, nie nadajemy narracji, oddajemy inicjatywę innym, a trzeba pamiętać, że ich intencje mogą być inne niż nasze. A to pierwszy krok do kłopotów. Plotki wprowadzają niepewność, destabilizują, wywołują złe emocje i konflikty. Dlatego kreowanie otwartej, transparentnej komunikacji budującej wiarygodność, dobrą atmosferę i stabilizację motywuje do pracy - mówił w rozmowie z PulsHR.pl dr Krystian Dudek, pełnomocnik rektor Akademii WSB ds. strategii komunikacji i PR, trener i doradca z zakresu komunikacji i PR, właściciel Instytutu Publico.




dokładnie tak !

państwo musi mieć kontrolę nad komuniacją i informacją, bo jak nie, to 5 kolumna do spółki z "prywatnym pomiotem" załatwi to państwo na amen !



Brak dbałości o relacje z podwładnymi jest najczęściej popełnianym błędem

Jednym z najczęściej popełnianych błędów w pracy jest niedbanie o relacje z podwładnymi, tak wynika z badania GFKM „Rok lidera”.

W środowisku zawodowym zapomina się często o tym, jak kluczowe są dobre stosunki między przełożonymi a pracownikami. Negatywne relacje wpływają nie tylko na atmosferę w miejscu pracy, lecz także na efektywność zespołu. Do najczęstszych błędów komunikacyjnych należy nieumiejętność słuchania innych.

Umiejętność komunikowania się jest zdaniem pracowników jedną z kluczowych cech, które powinien mieć dobry menedżer.

Z badań przeprowadzonych przez GoodHabitz i agencję badawczą Markteffect wynika, że zdaniem pracowników wśród najważniejszych kompetencji, które powinni nabyć menedżerowie, znajdują się umiejętności komunikacyjne (25 proc.), organizacyjne (25 proc.) i budowania ducha zespołu (25 proc.). Równie istotne są umiejętność słuchania (23 proc.) oraz empatyczne, skupione na ludziach zarządzanie (20 proc.).


Relacje pomiedzy rządzącymi, a obywatelami - i to zaczął robić poprzedni rząd, rząd M. Morawieckiego.

W ostatnim roku w mediach zaczeły się ukazywać wypowiedzi polityków PiS oraz osób na stanowiskach rządowych, w administracji państwowej, piastujących kierownicze stanowiska w spółkach skarbu państwa, w najróżniejszych dziedzinach. Nawet spółki państwowe zaczęły anonimowo komunikować się do społeczeństwa, np. w postaci informacji obniżce cen, społecznej polityce firmy czy o gotowości kolei do sezonu zimowego...

podobnie - na oficjalnych fejsbukach - muzea i inne państwowe instytucje coras częściej i coraz więcej piszą do swoich Czytelników.

To nie ważne jak to wyszło, ważne, że to zaczęto robić, a trzeba pamiętać, że efekty tego działania będą widoczne dopiero za kilka lat.

To powinno być bardzo obszerne działanie, obejmujące każdy element państwa: wojsko, po.... milicję, administrację każdego szczebla itd....


Gdy nie ma komunikacji - jest bierność obywatela...





Zła komunikacja jest jednym z czynników wpływających na poziom zaangażowania pracowników. Im mniej czytelne są komunikaty i im więcej szumu komunikacyjnego się pojawia, tym pracownicy są bardziej zniechęceni.
A jak wynika z badania SD Worx „Attractive Employer in War for Talent”, 25,3 proc. pracowników decyduje się na odejście z pracy ze względu na niezadowolenie wynikające z zarządzania zespołem.

- Zdemotywowany, negatywnie nastawiony, zaniepokojony pracownik w najlepszym wypadku realizuje tzw. strajk włoski, jest zobojętniały, nie wykazuje inicjatywy. A w najgorszym zdarza się, że z premedytacją zaniedbuje obowiązki lub nawet sabotuje działalność firmy
– mówi dr Krystian Dudek.
 

Obojętność.

Obojętność na to co dzieje się z państwem, na to co dzieje się z obywatelami, na przemoc, na szkalowanie Polaków, potem na okradanie itd itd...


Trzeba w tych czasach zwrócić uwagę na to, kto - jakie portale, gazety, media, publicyści, dziennikarze - jakie zajmują stanowisko wobec takich wydarzeń jak np. nielegalne przejęcie TVP.

To jest bardzo ważne.


 
Brak zaufania i nierówne traktowanie bolączką firm

Pracownicy wymagają równego traktowania ze względu na płeć czy pochodzenie. Niestety nadal dochodzi do nierówności pod tym względem. Badania Banku Światowego wskazują, że globalne tempo reform zmierzających do równego traktowania kobiet w świetle prawa, spadło do poziomów najniższych od 20 lat.

Kolejnym błędem jest brak zaufania względem pracowników i siebie nawzajem. To z kolei może prowadzić do nadmiernej kontroli, a także podważania kompetencji. Badania wskazują, że 1 na 3 pracodawców nie ufa swoim pracownikom. To zły sygnał i znak, że należy wprowadzić zmiany w organizacji.

- Niejednokrotnie dochodzi do sytuacji, gdy firma nie posiada polityki komunikacyjnej. Nie dba o komunikację wewnętrzną, a to z kolei prowadzi do szumu informacyjnego. Przekazywanie wiadomości różnymi kanałami nie jest dobrym pomysłem. To coś, jak głuchy telefon – każda osoba może nieco zmienić kontekst – mówi Sebastian Kopiej, prezes agencji Commplace.




Jasna i spójna komunikacja oznacza większe zaangażowanie

Według badania Gallupa zaangażowanie pracowników wzrasta, gdy menedżerowie zapewniają spójną i jasną komunikację. Z innego badania wynika, że ​​4 na 5 ankietowanych pracowników chce częściej słyszeć o tym, jak radzi sobie ich firma, a ponad 90 proc. ankietowanych pracowników twierdzi, że woli słyszeć złe wieści niż żadne.

Marta Cała-Sturbecher z agencji marketingowej MoMa dodaje, że komunikacja często jest traktowana w firmach jako coś naturalnego i oczywistego.

- Myślę, że generalnie marginalizujemy rolę komunikacji. To jest coś, co się dzieje samo, nie planujemy jej przed i nie analizujemy po. W sytuacjach prywatnych często nie umiemy się ze sobą komunikować. Trudno zatem oczekiwać, że będziemy idealni na polu zawodowym - mówi. - Ponadto komunikacja wewnętrzna jest niewymierna. Trudno wyliczyć jej wartość, wydzielić z całości funkcjonowania firmy, przypisać pełną odpowiedzialność. Będę się jednak upierała, że niedocenienie jej wagi to duży błąd. I radzę, aby planując komunikację marketingową firmy, projektować narzędzia, kanały i procesy zarówno komunikacji zewnętrznej, jak i wewnętrznej.


Słaba relacja z pracownikami może skutkować odejściami z pracy

Z badania „Lider w oczach pracowników” zrealizowanego dla Pluxee wynika, że dla niemal połowy pracowników brak doceniania, negatywne zachowania i słabe relacje z przełożonym mogą przemawiać za odejściem z firmy, nawet mimo satysfakcjonującego wynagrodzenia i obowiązków.

– Jesteśmy coraz lepsi w rozumieniu tego, że niezbędna jest wizja, niezbędny jest cel, do którego możemy ludzi zaangażować. Ani delegowania, ani feedback nie mają większego sensu, jeśli nie wiemy, nad czym pracujemy i jaki ma być rezultat. Zatem zdecydowanie jesteśmy coraz lepsi, natomiast komunikacja, rozumienie własnych intencji i emocji to jest coś, nad czym na pewno możemy jeszcze popracować – mówi psycholożka biznesu Monika Reszko.


Najpierw jest zniechęcenie warunkami pracy, potem jest odejście za nimi za granicę, a w końcu pozostanie za granicą ze względu na to, że, państwo nadal nie stara się o tego człowieka..



Gdzieś czytałem, że podobno 70% społeczeństwa woli "iść za kimś".

w sumie trochę to dziwne, mając na uwadze ilu "maczo", "spryciarzy", "cwaniaków", "jasnowidzów" i innych "wszystkoznających" spotyka się w życiu..., ale....


jak mają za kimś iść, skoro ten "kimś" nie chce ich prowadzić??


Nie formułuje komunikatów, nie wydaje informacji, ani żadnej instrukcji:  gdzie idziemy... ?


To jak ma to działać?


Skoro nie ma komunikatów, to wygląda tak, jakby nie było do kogo mówić, albo że się ignoruje obywatela...

Nie chodzi oto, by władza tłumaczyła się przed ludźmi z obietnic wyborczych, ale o to, by władza prowadziła ludzi w dobrym kierunku.

Ludzie władzy muszą dawać obywatelom przykład postępowania , aby odbudować/ zbudować odpowiednie relacje w spoleczeństwie, by ono działało wspólnie w jednym dobrym celu - polepszania swojego życia i życia na całej planecie...

gdy państwo stale codziennie komunikuje się z obywatelem, jego zaangażowanie wzrasta, bo czuje się zauważony, bo


czuje się częścią drużyny...











pulshr.pl/zarzadzanie/kluczowa-cecha-menedzera-bez-tego-siada-motywacja-a-podwladni-rozgladaja-sie-za-nowa-praca,104317.html



niedziela, 21 maja 2023

Odbudowa Ukrainy - perspektywy ZPP



przedruk




"Ukraina obiera kurs na Francję i Niemcy". 

Kaźmierczak wskazuje, co powinna zrobić Polska



"Od pewnego czasu widać zmianę akcentów w ukraińskiej polityce zagranicznej (...) Co powinniśmy robić wobec tego? Nic" – pisze Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.



Choć wojna na Ukrainie wciąż trwa, to jednocześnie prowadzone są rozmowy na temat odbudowy zniszczeń, jakich dokonały w tym kraju rosyjskie wojska. Polscy przedsiębiorcy, przynajmniej według zapewnień polskich i ukraińskich polityków, mają mieć duży udział w tym procesie.

Na początku kwietnia w ramach spotkania w KPRM, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski oraz premier Mateusz Morawiecki wzięli udział w podpisaniu umów dwustronnych między Polską a Ukrainą w gmachu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

W obecności liderów podpisane zostało memorandum o współpracy przy odbudowie Ukrainy, a także porozumienie spółek zbrojeniowych o współpracy w zakresie wspólnego wytwarzania amunicji czołgowej kaliber 125 mm.
Polski interes

Wątek polskich interesów oraz percepcji naszego rządu przez polityczne kierownictwo Ukrainy poruszył w wpisie w mediach społecznościowych Cezary Kaźmierczak. Prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców zwrócił uwagę na kilka szczegółów, które umykają uwadze społeczeństwa.

Kaźmierczak wskazuje na przykład na zmianę orientacji polityki ukraińskiej wobec państw Unii Europejskiej. Zmiana ma polegać na przeorientowaniu swojego kursu z państw Europy Środkowej na państwa "starej UE", przede wszystkim Francję i Niemcy. Jakie miejsce w polityce ukraińskiej zajmuje w takim razie Polska?

"Jeśli chodzi o nas - uznali, ze to co mogli od nas dostać to dostali i nic więcej dla nich nie możemy już zrobić. To akurat nieprawda - ale fakty się nie liczą - liczy się percepcja. Niemcy i Francja jako adwokaci już raz grali na Ukrainie po zajęciu Krymu i Donbasu - skończyło się niekorzystnymi wymuszeniami zamrożenia konfliktu i próbami większych wymuszeń w ramach formatu normandzkiego. Teraz może być podobnie" – pisze Kaźmierczak.

Według szefa ZPP, Polska powinna w tej sytuacji zachować spokój i nie dokonywać żadnych gwałtownych zmian swojej polityki. Polski rząd powinien za to "przyglądać się i cierpliwie czekać, znosząc różne wybryki w imię realizacji naszych interesów". Kaźmierczak przypomina, że naród ukraiński jest młodym narodem, a jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku 30 proc. tamtejszego społeczeństwa wskazywało swoją narodowość jako "sowiecką".


"Jak z nastolatkiem - trzeba przeczekać" – pisze ekonomista i wskazuje polskiej cele na Ukrainie: wyzwolenie przez Ukrainę swojego terytorium i nie dopuszczenie do zamrożenia wojny, przyciągnięcie ukraińskich imigrantów, "którzy są bardzo potrzebni naszej gospodarce" oraz udział w odbudowie Ukrainy.


Odbudowa Ukrainy

Dalej Kaźmierczak pisze, że na udział polskich firm w odbudowie Ukrainy "trzeba patrzeć realistycznie" i nie liczyć, że polscy przedsiębiorcy będą tam "odgrywać pierwsze skrzypce".

"Nie mamy kapitału i nie będziemy tam odgrywać pierwszych skrzypiec. Trzeba się z tym pogodzić. Może PAD czy PMM "załatwi" 2-4 duże projekty, ale to wszystko. A nawet jak nie załatwi, to nic wielkiego się nie stanie. Trzeba skupić się na tym co realistyczne i w zasięgu i gdzie konkurencja niemiecko-francuska na pewno sobie nie poradzi czyli małe i średnie inwestycje w regionach Ukrainy dokonywane przez średnie polskie firmy" – wskazuje.

Według niego, polski rząd powinien skupić się na wspieraniu średnich polskich firm w działalności na Ukrainie. Potrzebne jest szybkie uchwalenie ustawy o KUKE i kilkumiliardowy fundusz pożyczkowy i inwestycyjny.

"Na razie na Ukrainie robimy handel (z dużym sukcesem) - czas na kolejne kroki" – konkluduje szef ZPP i dodaje, że Polska powinna Ukrainie pozwolić "wyszumieć się".







Cezary Kaźmierczak wskazuje polskie interesy na Ukrainie (dorzeczy.pl)



poniedziałek, 20 marca 2023

Pałac Saski - pogarda dla narodu?



Bardzo ciekawy artykuł, pokazujący inne spojrzenie na kwestię odbudowania Pałacu Saskiego.



To samo dotyczy np. bezrefleksyjnego małpowania tzw. Bram czy Łuków Tryumfalnych bez zrozumienia prawdziwej genezy tej architektury, czy po prostu pozostawienia np. austriackiej zabudowy na Wawelu - narodowego symbolu polskiej władzy. Już nie jesteśmy na dorobku i można to w końcu wyburzyć i wybudować coś lepszego i polskiego w takim stylu jakim chcemy.

Niestety zapewne będzie to trudne do przeprowadzenia w obecnym systemie, głównie ze względu na ograniczenia prawne sprokurowane pewnym doktrynerstwem administracji, ludzi nauki oraz architektów.

Otóż "nie wolno" wybudować budynku w stylu renesansowym czy barokowym, bo "to by było historyzowanie", czyli udawanie "starych" murów, "starej" architektury - udawanie i już!



Nie.


Mi wcale nie chodzi o udawanie czegoś starego - czytaj zapewne - ładnego - bo mi się taka architektura podoba i chcę jej po prostu więcej. Bo jest ładna, harmonijna, zrobiona poprzez naśladowanie natury z uwzględnieniem zasad witruwiańskich, z zastosowaniem złotego podziału, złotej spirali itd.

Tego "nie wolno" robić, bo jest to niezgodne z "obowiązującą" czytaj - zamontowaną w głowach decydentów - paranoją, co jest autentykiem, a co "udawaniem".

Otóż nikt z ludzi nie zastanawia się nad tym, czy coś jest stare czy nowe, ale nad tym, czy to się podoba czy nie. Ludzie tłumnie odwiedzają starówkę w Warszawie, choć ma ona jakieś 50 lat, ponieważ dobrze czują się w takiej architekturze - bo to jest po prostu dobrze zrobiona odbudowa w stylu, który ludzi zachwyca,  przecież nikt nie robi wycieczek w blokowiska!


Tu nie chodzi o udawanie czegoś starego, tylko o budowanie czegoś pięknego!


Z drugiej strony pozwala się w centrum Poznania na zbudowanie właśnie atrapy zamku.

Czy projektant tej budowli uwzględnił z ogólnej koncepcji i w szczególe wymiarów i elementów "zamku" sztukę wojenną tamtych czasów? Czy policzył wysokości i wszystkie wielkości mając na uwadze balistykę ówczesnych machin oblężniczych, czy sprawdził w starych annałach jak należy projektować zamki, by były trwałe i skutecznie  chroniły obrońców? Na pewno nie.

Widać to na pierwszy rzut oka - nawet osoba niezaznajomiona z wojskowością potrafi ocenić, że "coś tu nie gra".

To jest właśnie "historyzowanie" - udawanie czegoś.


Budowanie od podstaw w oparciu o odwieczne klasyczne zasady nie jest  historyzowaniem, tylko kontynuowaniem tradycji

Zabrania się tego w imię wydumanych niedorzecznych idei. Funkcjonują one ponieważ prawdopodobnie "nikt" się nad tym nie zastanawia, nie kwestionuje, poza środowiskiem pasjonatów tradycyjnego budownictwa...



Uwagi autora są uważam wyjątkowo trafne, powtarza się niestety u nas brak uwagi i przemyśleń na temat ingerencji obcych w nasz świat oraz co z tego wynika. Chwyta się bez analizy to co ktoś podsuwa, a potem nieszczęśliwie realizuje.......





przedruk





Paweł Mrozek
09 grudnia '22



O wyższości budowy piramid nad spichrzami, pałacach pogardy i zaszczytnej w tym roli ciał eksperckich w cenie zero złotych za kilogram

...czyli męczące i zawiłe niuanse odbudowy tak zwanego Pałacu Saskiego




Gdyby odbudowa Pałacu Saskiego była jedynie sporem z cyklu „czy to dobrze, czy nie dobrze, że odbudowujemy zabytki”, to powiem wam szczerze, że przeżegnałbym się tylko i na pięcie zawrócił, aby obejść cały ten urobek szlachetnej argumentacji obu stron szerokim łukiem. Kiedyś pewnie i sam nawet z chęcią rzuciłbym się w ten wir dogmatycznego sporu dwóch zwaśnionych sekt modernistów i rekonstruktorów. Dziś patrzę jednak już na to zagadnienie nieco inaczej. Spór o odbudowywanie lub też nie, nie jest dla mnie sporem w obronie argumentów merytorycznych czyjejś ze stron, a jedynie w obronie wybranej społecznej konwencji, która nie ma obiektywnego umocowania w świecie jednostek miar i wag, zatem może być rozpatrywana jedynie metodami teologicznymi, bo wymaga przyjęcia założeń jednej ze stron na wiarę. Dla jednych to wiara w to, że ducha dawnej architektury można wskrzesić, dla innych jest to wiara w to, że współczesna architektura jest w stanie stworzyć realizacje przewyższające pod każdym względem dzieła minionych epok. Niezależnie, której ideologii zawierzymy, zawsze znajdziemy szereg przykładów, które naszą wiarę w słusznie obraną metodę wzmocnią lub też osłabią, i tak możemy bawić się w nieskończoność.

Dlatego uważam, że zanim zadamy sobie pytanie, czy należy coś odbudowywać, wpierw powinniśmy odpowiedzieć na pytanie „po co?”. Jaki nasz osobisty, czy też szeroko społeczny cel, ma nam owa odbudowa sobą wypełnić?


To znaczy, nie zrozumcie mnie źle. Z odpowiedzią na pytanie „po co?”, to bynajmniej nie jest jakiś game changer w przypadku inwestycji z budżetu państwa. Gdy władza czuje świętą misję pokazania wszystkim „na co ją stać za nasze pieniądze” to odpowiedzi na pytanie „po co?” bardzo rzadko stają na przeszkodzie. Mamy zresztą na to pełno przykładów począwszy od elektrowni w Ostrołęce, którą zaczęliśmy budować, aby potem zacząć ją rozbierać, wspaniałych polskich elektrycznych samochodów, które okazały się tak bardzo bezemisyjne, że po wydanych na nie kilkudziesięciu milionach nie pozostał żaden ślad węglowy, czy też w końcu nowe lotnisko w Radomiu na pół miliona pasażerów, które trzeba było rozebrać, aby zbudować jeszcze nowsze na trzy miliony z możliwością rozbudowy do dziewięciu milionów, bo istniało ryzyko, że ten port lotniczy ugnie się wreszcie pod ciężarem tych kilku tysięcy pasażerów, którzy mieli tę zaszczytną niecodzienną okazję z niego kiedykolwiek skorzystać.

I choć nic nas nie powstrzymało przed wystrzeleniem w kosmos na te inwestycje miliardów złotych, to miały one jednak jeden wspólny mankament. Miały czemuś służyć, przynieść wymierną korzyść, a pozostawiły po sobie lekki niesmak.

To się jednak już więcej nie powtórzy bowiem tak zwana odbudowa tak zwanego Pałacu Saskiego to absolutny przejaw myśli inwestorskiej 2.0.


Nikt nam przecież nie zarzuci, że robimy coś źle, jeżeli nikt nie wie, co robimy. Ten genialny wynalazek z dziedziny nauk politycznych, wbrew powszechnie panującej opinii, nie jest autorstwa nieśmiertelnego mistrza Barei, lecz swymi korzeniami sięga do okresu III dynastii starego państwa w Starożytnym Egipcie i jest przypisywany faraonowi Dżserowi, budowniczemu pierwszych piramid. O skali sukcesu tej przełomowej doktryny politycznej świadczy, chociażby fakt, że wybudował on za życia aż trzy takie grobowce, których ruiny do dziś możemy podziwiać i nikt nie miał mu przecież za złe, że w żadnym z nich nigdy nie spoczął.


Podobnie jest z odbudową Pałacu Saskiego. Tutaj również nie jesteśmy w stanie rozliczyć naszych faraonów z argumentów dotyczących konieczności znalezienia nowych siedzib dla Senatu czy Urzędu Wojewódzkiego, bo rozbudowana biurokracja tego kraju na szczęście z łatwością pożera nawet bizantyjsko hojne dary i nigdy nie da po sobie poznać, że jest tym zmęczona. Nigdy nie będziemy też w stanie wyliczyć, czy wygenerowała spodziewane zyski, bo z zasady mają być one jedynie mirażem takiej ewentualności i nie są w jej założenia wkalkulowane.

No ale panie Sto Lat Planowania, bądź pan uczciwy, nie może być tak, że ta inwestycja nic nam tak w ogóle nie daje. Bez obaw. Śpieszę, aby uspokoić. Przechodzimy teraz do korzyści. Przyjrzyjmy się, co za te dwa miliardy złotych dostajemy tak naprawdę w pakiecie.


W dużym skrócie oficjalna wersja jest taka, że odbudowa tego „pałacu” to zwieńczenie procesu odbudowy Warszawy i przywrócenie narodowej dumy i splendoru. Jeżeli tak jest, to ja się cieszę, akceptuję i przyjmuję do wiadomości. Przyjrzyjmy się wreszcie, na czym miałoby to polegać? Zapraszam zatem do następnej sali gabinetu naszych osobliwości, gdzie sobie zbadamy, jak to właściwie miałoby wyglądać.

Oto i nasze cudo, które stało tam do czasu wojny i tak też ma to docelowo ponownie wyglądać. Powiem zupełnie szczerze, że chociaż nie jestem dzikim entuzjastą architektury pompatyczno-monumentalnej, to jako oprawa placu o wysokiej randze jest ona w takim kontekście całkowicie zrozumiała, chociaż nie jest moim zdaniem absolutnie jedyną i najlepszą możliwością dla proszącej się o domknięcie kompozycji urbanistycznej. Nie to jest jednak najciekawsze w tej architekturze. Autorom odbudowy nie chodzi wszak o jakieś urbanistyczne dyrdymały, tylko o dumę, o godność, o przywrócenie wreszcie naszej niezłomnej chwały i to w tym całym projekcie za każdym razem stawia się na jego pierwszym miejscu. No więc skoro tak chcemy się bawić, to ja absolutnie tę rękawicę z miłą chęcią podejmę.


Mam do Państwa jedno proste, ale bardzo istotne pytanie. Skoro to odbudowa Pałacu Saskiego, to proszę mi tak szybko odpowiedzieć, wsłuchując się w swoją intuicję, gdzie też w tym pałacu nasz król władca Polski rezydował? Z prawej strony? Z lewej strony? Hm. Coś tu nie gra, prawda? Wiem, że dla sporej części Państwa to, do czego zmierzam, to oczywista wiedza historyczna, ale nie psujmy przyjemności zderzenia się z dysonansem poznawczym tym, którzy nie mieli okazji zagłębić się w te dość istotne niuanse historii, a które uwierzcie mi, w postaci fascynującej przygody opowiada nam ta architektura. No dobrze. To gdzie zatem król mieszkał? Rozsądek podpowiada, że w dziesięciu na dziesięć wypadków powinno być to gdzieś pośrodku, w końcu odkąd istnieje nasza cywilizacja, wszyscy władcy bez wyjątku mieli to samo zboczenie, aby zawsze znajdować się w centrum uwagi. Ale tu w centrum uwagi przecież nic nie ma, jest tylko ta kolumnada, ten monumentalny most łączący oba skrzydła? Nie powiesz nam chyba, że król miał mieszkać pod mostem?


Już tłumaczę. Mamy tu przykład, jak rzadko kiedy, bardzo dobitnej architektury symbolicznej, całkowicie podporządkowanej jednej tylko treści, którą stara się nam sobą przekazać, i nie trzeba być naprawdę architektonicznym poliglotą, aby tę treść odczytać. Jeżeli też mieliście wątpliwości, gdzie w tym pałacu jest miejsce naszego władcy, to znaczy, że pojmujecie ten język zupełnie naturalnie. Nasz król, a z nim nasza władza i suwerenność, miał mieszkać pod mostem. Miała być bezdomna, zburzona, wybita albo na emigracji, zaś Polska miała być bez niepodległości i to właśnie opowiada nam architektura tego tak zwanego „Pałacu”.

Na projekt odbudowy tego „pałacu” ma być zorganizowany KONKURS ARCHITEKTONICZNY, ale w naturalny sposób nie będzie on dotyczył jego zewnętrznej formy, gdyż ta jest efektem innego, dawno już rozstrzygniętego konkursu architektonicznego, który odbył się po powstaniu listopadowym, po którym to Pałac Saski nabył rosyjski kupiec ściśle powiązany z carską władzą.





Oryginalny wygląd prawdziwego Pałacu Saskiego

Johann Friedrich Knöbel — katalog wystawy „Pod jedną koroną. Kultura i sztuka w czasach unii polsko-saskiej, Zamek Królewski w Warszawie 1997



Pałac Saski był rzeczywiście ważnym dla Polaków symbolem naszej państwowości, tak ważnym, że Rosjanie postanowili w dobitny sposób dopilnować, aby przestał istnieć.


 W rozpisanym konkursie na zburzenie Pałacu Saskiego, bo tak wprost trzeba to nazwać, najważniejszym wymogiem stawianym konkursowej pracy i będącym podstawą od jej zakwalifikowania, było zastąpienie naszego narodowego symbolu pustką. Świadczą o tym pozostałe zachowane prace realizujące tę samą ideę, z których zresztą ta zwycięska autorstwa Henryka Marconiego nawet w dość udany sposób wykorzystywała charakterystyczne typowe dla Polski elementy i motywy architektoniczne, wzorowane na architekturze naszych arystokratycznych zamków i pałaców. Można przypuszczać, że to jednak zresztą nie spodobało się zanadto carskiemu namiestnikowi Iwanowi Paskiewiczowi, który ten werdykt sądu konkursowego unieważnił i sam ręcznie wskazał następnie zwycięski projekt w stylu obcego Warszawie typowo Petersburskiego Klasycyzmu autorstwa Adama Idźkowskiego.


Tak więc, jak widzicie, nie chodziło nawet o to, aby ten pałac zburzyć, ale aby wybudować w jego miejsce jego parodię, jego maksymalnie obcą kulturowo odwrotność, obrazującą pogardę do naszego narodu. Pustkę po władzy między dwoma kupieckimi kamienicami symbolizującą naszą ostateczną utratę resztek suwerenności pod zaborami. 



Gdyby móc to jakoś porównać do czegoś bardziej obrazowego, byłby to ekwiwalent wypasu świń na ziemi po zniszczeniu meczetu


Klasycznie pozabijali nas, nasrali i się skończyło. Było minęło. Gmach, a raczej dwa niezależne gmachy sobie potem tam istniały, bo istniały i pełniły różne funkcje, ale czar tego miejsca prysł i tyle. Z pałacu pozostała tylko nazwa tego miejsca. Oczywiście po odzyskaniu niepodległości, gdy na nasz kraj spadła niewyobrażalnie trudna misja scalenia z sobą trzech różnych zaborów, gdzie brakowało wszystkiego i całą gospodarkę trzeba było właściwie stworzyć na nowo, nikomu pewnie nawet przez myśl nie przeszło, aby tracić środki na burzenie całkiem mimo wszystko dobrych gmachów publicznych w imię walki z wiatrakami przeszłości. W końcu wokół było milion innych potrzeb oraz widmo kolejnych nieuchronnych wojen, do których należy się przygotować, tak więc na szybko staraliśmy sobie jakoś te nieprzyjemne miejsce oswoić, ale ciężko przypuszczać, aby to, co dokonano w tym miejscu z prawdziwym Pałacem Saskim, kogokolwiek cieszyło.


Tu tak delikatnie i życzliwie puszczam oczko w stronę naszych rządzących, bo może w kontekście obecnej sytuacji na świecie jakoś pobudzi to u nich skojarzenia i natchnie ich do podejmowania bardziej racjonalnych decyzji? Może warto zainspirować się właśnie podejściem przedwojennych władz Polski i pomyśleć, że w sytuacji rozpędzającego się kryzysu i wojny z Rosją u bram jak to się mówi, może, być może powtarzam, nie jest to najlepszy czas na budowę wyssanych z palca pałaców. Zabawne jest w tym wszystkim też to, że ci sami ludzie, którzy widzą powód do dumy w odbudowie carskiego symbolu upokorzenia naszego narodu, równie chętnie nie raz artykułowali, że zburzyliby Pałac Kultury i Nauki, ładując w to pewnie jeszcze więcej miliardów. Podczas gdy on nawet w śladowej formie nie stanowił nigdy tak symbolicznego obiektu upokorzenia, jak to, co sami chcą obecnie zrekonstruować.

Odłóżmy jednak wreszcie tą całą historyczną mordęgę tego miejsca na bok. Gdybym mógł, to szczerze mówiąc wolałbym nie musieć powoływać się na takie argumenty, ale w końcu nie ja je wybrałem na narzędzie tej szermierki. To autorzy wpadli na ten światły plan, a ja tylko pokazałem jak płytko wystarczy wbić łopatę, aby sięgnąć do dna stojącej za nią idei, oraz jakie potwory historii się tam kryją. Uczyniłem to zgodnie ze sztuką saperską w przypadku rozbrajania tego typu tematów, abyśmy już na chłodno i bez rzewnych złudzeń, przyjrzeć się mogli, jak to się przedstawia od tej strony praktycznej. Bylibyśmy bowiem dalecy od zgłębienia tematu, gdyby na tym miał się skończyć ten festiwal przygnębiających absurdów.


Cała ta inwestycja ciągnie się między innymi tak długo, dlatego, że przez wiele lat przeprowadzano w tym czasie badania archeologiczne. Nic w tym dziwnego zresztą. Skoro mówimy o odbudowie zabytków, to prawdopodobnie wskazanym byłoby chociaż zapoznać się wcześniej, jaki jest stan zachowania owych budowli pod ziemią. I tu robi się ciekawie, bo jak to w takich sytuacjach bywa, wszystko co stało na tej ziemi, a co historia widziała, nadal się tam w tej ziemi znajduje, łącznie z oryginalnymi fragmentami tego, tym razem prawdziwego Pałacu Saskiego oraz pozostałych późniejszych części owych carskich kamienic, wraz z szeregiem różnych innych cennych historycznie artefaktów. To, co jednak nas w tym wypadku interesuje i jest w kontekście tej odbudowy istotne, a co oficjalnie stwierdzono i stało się bezpośrednio powodem zaniechania już raz tej odbudowy, to zły stan fizyczny tych fundamentów. Na tyle zły, że niepozwalający na bezpośrednią odbudowę na nich, tak jak to miało miejsce w przypadku lwiej części warszawskiej Starówki, czy też Zamku Królewskiego. Przyznacie, że to trochę rozwiewa nasze nadzieje odnośnie tego, że to będzie jakaś niesamowita rekonstrukcja na miarę Akropolu w Atenach. I tak oto niestety dochodzimy w ten sposób do tego, skąd się bierze astronomiczna kwota owych dwóch miliardów, co i tak uważam za sumę dalece zaniżoną przy tak hojnym programie, bo jak powszechnie wiadomo rekonstrukcje zabytków mieszczące się w zakładanym budżecie, to już z definicji jest najczęściej oksymoron. W końcu relatywnie proste i płaskie klasycystyczne fasady w połączeniu ze współczesnym żelbetowym mięsem nie powinny być chyba aż tak drogie. Trudno mi sobie wyobrazić by podobnych warunkach ktoś chciał wydać aż taką kwotę na podobnej wielkości kompleks biurowy czy galerię handlową. Wiem, wiem. To słaba analogia. Tu mówimy przecież o super dziedzictwie. 


Ale niech będzie, zapominajmy na chwilę dla wygodny naszych rozważań, że to wszystko jest tylko wynikiem jakichś nieuświadomionych urojeń. Załóżmy, że nie przeszkadza nam cały ten kontrowersyjny pomysł pałacu rosyjskiego upokorzenia Polaków i naprawdę chcemy się cieszyć z poprawnie przeprowadzonej odbudowy, a nie tylko jednorazowo zatrąbić w trąbkę, przecinając wstęgę na zakończenie budowy dzieła monumentalnej dekoracji teatralnej. No sami przyznacie, byłoby teraz dość głupio wjechać tam z buldożerami, aby zaorać wszystkie te, bądź co bądź oryginalne i historycznie wartościowe podziemia, bo zachciało nam się na tym postawić jakaś betonową atrapę. Można by powiedzieć, że dokończylibyśmy niechcący tego rosyjskiego działa zniszczenia. Oni zadowoli się w końcu starciem prawdziwego Pałacu Saskiego z powierzchni ziemi, a my jak to się mówi poszli byśmy za ciosem i wbili mu ostatni gwóźdź do trumny. Przyznacie, że z wizerunkowego punktu widzenia byłoby to w tym wszystkim tak troszkę niefortunne zagranie. Tak więc carski pałac będzie musiał lewitować, a to nie są tanie rzeczy moi mili. Naszpikowanie tego jakimiś mikropalami jak poduszkę do igieł jest oczywiście technicznie wykonalne, chociaż śmiem wątpić, czy tak bardzo nieinwazyjne jakby się mogło wydawać. Oczywiście jest na to rada, z której wątpię, aby pomysłodawcy zamierzali skorzystać. Wystarczyłoby chociaż trochę oderwać się od tej wątpliwej ideologicznie utopii. Gdyby tak na przykład nowe siedziby umieszczonych tam instytucji nie musiały się tak ściśle trzymać gabarytów tego, co tam istniało wcześniej, tylko na przykład móc przesunąć kluczowe elewacje o kilka metrów poza obrys zabytkowych podziemi, to raz, że otrzymalibyśmy znacznie tańszą budowlę, a dwa, że i same podziemia dałoby się pewnie znacznie lepiej spożytkować, wydobywając z tego przedsięwzięcia chociaż jakiś walor historyczny, a nie kroić je bezczelnie wzmacniającymi konstrukcjami. Tak tylko głośno myślę.

No ale nic. Jesteśmy Polską i mamy nasze najnowsze pomysły, od których nic nas nie odwiedzie, więc wszystkie problemy bierzemy na klatę z godnością i poświęceniem dla podatników i dziedzictwa. Jest zapisane w ustawie o odbudowie, że z zewnątrz te gmachy mają być identyczne z oryginałem, więc nic już tego nie zmieni. Tak samo śmieszne mogą się okazać również rozwiązania wnętrz, gdzie przecież w dwóch, wydawało by się jedynie trzypiętrowych gmachach, o kubaturze dorodnego Pentagonu, zaczniemy nagle odkrywać, ile to można racjonalnie wygospodarować kondygnacji i gdzie one potem wypadną nam w kontekście nienaruszalnej lokalizacji okien. Ale to są już zmartwienia tego, kto to będzie projektował i ludzi, którzy będą musieli z tego korzystać, nie nasze na szczęście.


Wygląda na to, że faktycznie jedyne co zatem możemy na tym ugrać, to wierne historycznie ramy dla przestrzeni publicznych. I skoro już przy tym jesteśmy, to zastanówmy się, jaką mamy zatem gwarancję, że za te 2 miliardy faktycznie dostaniemy chociaż porządny petersburski klasycyzm, a nie coś na kształt radosnej historyzującej termomodernizacji bloków w Kaliningradzie. Otóż uspokajam, na straży wierności historycznej stać będzie „Rada Odbudowy”. Jedenaście mądrych głów najlepszych w tym kraju ekspertów od rekonstrukcji i historii architektury, wskazanych przez zaskakująco pluralistyczne grono z całego spektrum sceny politycznej. Ufff. Jak dobrze to słyszeć, bo już się bałem, że się nie uda. Tak właśnie chcielibyśmy, aby przeprowadzano wszystkie odbudowy i rekonstrukcje. Super sprawa. To może przyjrzyjmy się kompetencjom tej rady i jej umocowaniem w procesie. Jak czytamy w artykule 6 w punkcie 7 ustawy „Członkowie Rady pełnią swoją funkcję społecznie”. Taraaa. Widzicie?... Eeee… Znaczy że co?


 Chwila, chwila. To znaczy, że wydajemy dwa miliardy na odbudowę, której jedynym celem jest zwieńczenie odbudowy stolicy, więc efekt architektoniczny tej odbudowy, przy całych wątpliwych pozostałych okolicznościach, musi być właśnie tym apogeum inwestycyjnego uniesienia i radosnej puenty, a tymczasem eksperci, którzy mają stać na straży tego efektu, w dodatku zapewne profesorzy i renomowani fachowcy, którzy całe życie pracowali na swoją pozycję, mają wykonać tę odpowiedzialną pracę za przysłowiowy order z kartofla i wpis do CV? O nie. To nie wszystko. Za bilety im zwrócą tam chyba raz czy dwa razy i mogą sobie też pójść kupić coś w restauracji do jedzenia. Oczywiście to w odróżnieniu od hojnych uposażeń w powołanej w tym celu spółce skarbu państwa, którą obsadzi się pracownikami, którzy znając życie, nie odczują skutków kryzysu do trzeciego pokolenia wprzód. Ale bez obaw, jak doczytamy dalej w ustawie owa rada i tak nie będzie miała żadnych wiążących kompetencji. Nie ma żadnego ryzyka, że jej cenny czas za zero złotych za godzinę, będzie zatem nadużywany, bo i tak nie przewidziano dla nich uczestniczenia w samym procesie projektowym. Ot, po prostu pokażą jej gotowy projekt, rada się wypowie czy jej się podoba, czy nie, spisze się protokół spotkania, może nawet sekretarz rady w czynie społecznym zrobi jakiś raport, a inwestor potem może go sobie wrzucić do niszczarki, jak mu się będzie nie podobać. I tyle. W ustawie pokryto koszty przejazdów i wyżywienia gęb, a nie prac studialnych czy stworzenia wytycznych konserwatorskich, których od poważnego procesu odbudowy i rekonstrukcji byśmy oczekiwali. Ale czego się w sumie spodziewaliśmy, jeżeli tworzy się fasadowe instytucje do oceny fasadowej inwestycji. Nie uważacie, że to nawet urocza jedność formy i treści procesu inwestycyjnego?

I tak oto dziękuję wam za przebycie ze mną tej przygnębiającej drogi krzyżowej, podczas której mam nadzieję rozebrałem dla państwa, warstwa po warstwie całą tę inwestycję, odzierając ją z mitów, a was ze złudzeń i  nadziei. Wierzcie mi, dla mnie była to tak samo wielka katusza jak dla was. Obraz, który się nam z tego wyłania to świat, w którym rozum nigdy nie został na poważnie zaangażowany w to przedsięwzięcie, a podrzędna rola logiki w tym procesie jest akcentowana na każdym jego kroku. Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że budowana wokół tej inwestycji iluzja jako tako się utrzyma i zaowocuje budowlami, których, chociaż nie będziemy się wstydzić. Co więcej mogę powiedzieć. Wypada się cieszyć.





całość tutaj:


https://www.architekturaibiznes.pl/o-wyzszosci-budowy-piramid-nad-spichrzami-palacach-pogardy-i-zaszczytnej-w-tym-roli-cial-eksperckich-w-cenie-zero-zlotych-za-kilogram,16061.html?fbclid=IwAR31zEc21r9iVx5aX9OpfpbgB9VzrJfd3lhFiiNHqlMHhEw4amaYPCiuWR0




piątek, 7 stycznia 2022

Ramy Notre-Dame

 

przedruk

tłumaczenie automatyczne



Ramy Notre-Dame: 

zatrzymaj z góry przyjęte pomysły!


18.06.2019 

Frédéric Epaud


Po pożarze, który spustoszył Notre-Dame 15 kwietnia, Frédéric Épaud, specjalista od średniowiecznych budowli, podsumował krążące nieprawdy. Wpis tego badacza jest częścią TOP 5 najczęściej czytanych treści na naszej stronie w 2019 roku.


Emocje wywołane pożarem Notre-Dame opadły, krążyło wiele sprzecznych komentarzy na temat znikłej ramy, drewna, które trzeba było suszyć przez kilka lat, aby użyć i całych lasów, które trzeba było zrównać z ziemią. to. Jest zatem użyteczne do stanu wiedzy na temat konstrukcji i użytego drewna Notre Dame XIII XX wieku oraz możliwości odbudować ramę drewnianą za pomocą technik obowiązujących w średniowieczu.

Studia na zrębach gotyckich

Na szczęście architekci Rémi Fromont i Cédric Trentesaux przeprowadzili w 2015 r. precyzyjne badania architektoniczne średniowiecznych budowli, których krótkie podsumowanie opublikowano w 2016 r. w czasopiśmie Monumental 1 , oprócz tych wykonanych przez architekta w 1915 r. Henri Deneux oraz teza DEA sporządzona w 1995 przez V. Chevrier 2 na temat dendrochronologii . Dodatkowo skaner szkieletu został wykonany w 2014 roku przez firmę Art Graphique et Patrimoine (150 skanów).




W związku z tym przeprowadzono pełny i precyzyjny przegląd ramy. Zniknięcie tych ram nadal stanowi ogromną stratę dla naukowego zrozumienia budownictwa drewnianego z XIII -tego  wieku dla swojej analizy archeologicznej i dendrologiczny traceological pozostał. Wiele dodatkowych badań zasługiwałoby na przeprowadzenie, aby zrozumieć funkcjonowanie konstrukcji, procedury instalacji i podnoszenia, rodzaje montażu, fazy budowy i przeróbek, organizację placu budowy i jego przebieg.


Datowania dendrochronologiczne przeprowadzone w 1995 r. pozostają nieprecyzyjne i musiały zostać doprecyzowane, aby datować różne kampanie tego miejsca i odbudowy na rok. Badanie Dendrologiczny zasłużył również być prowadzone znać pochodzenie drewna, profil ściętych dębów (morfologia, wiek, wzrost ...), a więc stanu lasów eksploatowanych w XIII th wieku.

Badanie to należy zatem przeprowadzić w oparciu o istniejące dokumenty i zwęglone szczątki. Strata ta jest tym większa, że ​​zniknęła nie gotycka rama, ale trzy: ta zbudowana na chórze około 1220 roku, ta należąca do pierwszej ramy z lat 1160-1170, której drewno zostało ponownie wykorzystane i nawy (1230-1240?), która była znacznie bardziej wyrafinowana niż chór.

Te dwa ramiona transeptu, bomu oraz nawy boczne nawy otaczającej strzałkę przestarzałych dzieła Lassus i Viollet-le-Duc w połowie XIX th wieku.

 

Drewno i las eksploatowane w XIII th  wieku

Dokumenty, które mamy do dyspozycji i badania innych dużych struktur XIII th  century stosowanych odpowiedzieć na kilka pytań. Drewno używane w średniowiecznym stolarstwie nigdy nie było suszone przez lata przed użyciem, ale przycinano je na zielono i umieszczano na miejscu wkrótce po ścięciu. Były to dęby z najbliższych lasów, prawdopodobnie należące do biskupstwa. Każda belka to kwadratowy dąb (pień przecięty w prostokątny przekrój) z siekierą, utrzymującą serce drewna na środku pokoju. Piła nie użyto XIII XX  wieku do wielkości wiązki. Powalone dęby dokładnie odpowiadały odcinkom poszukiwanym przez cieśli, a ich kwadraturowanie odbywało się na minimalnym poziomie.jak najbliżej powierzchni pnia z niewielką stratą drewna. Drewno cięte w ten sposób nie ulegało deformacji, w przeciwieństwie do tarcicy. Naturalne krzywe tułowia zostały więc zachowane w wielkości, które w żaden sposób nie utrudnienie dla stolarzy w XIII -tego  wieku.



Młode dęby, cienkie i smukłe

Szacuje się, że budowa gotyckiego szkieletu nawy, chóru i transeptu Notre-Dame pochłonęła około 1000 dębów. Około 97% z nich zostało przyciętych z pni drzew o średnicy 25-30 centymetrów i długości do 12 metrów. Reszta, tylko 3%, odpowiadała beczkom o średnicy 50 centymetrów i maksymalnie 15 metrów na ćwieki. Te proporcje są podobne do tych, które mierzy się w ramach XIII th  kościołów wieku Lisieux, Rouen, Bourges, Bayeux. Oprócz małej średnicy większość tych dębów była młoda, w wieku średnio 60 lat, z szybkim wzrostem, jak wynika z badań dendrochronologicznych przeprowadzonych na większości XIII- wiecznych ram. wieku Basenu Paryskiego. Jesteśmy więc bardzo dalecy od wyobrażenia Épinal o ogromnych dębach o grubym pniu i kilkusetletnich.


Te młode, cienkie i smukłe drzewa pochodziły z wysokich lasów, gdzie gęstość drzewostanu była maksymalna i gdzie silna konkurencja między dębami zmuszała je do bardzo szybkiego wzrostu w kierunku światła na wysokość, a nie na grubość. Te średniowieczne lasy wysokie, zarządzane zgodnie ze specyficzną hodowlą, która opierała się na regeneracji przez zręby zupełne i odgałęzienie oraz na braku trzebieży w celu zachowania hipergęstości drzewostanu, masowo i szybko produkowały dęby doskonale nadające się do konstrukcji drewnianych i technik ścinania siekierą. .


Z tych powodów obszary leśne wykorzystywane przez te duże projekty obejmowały tylko kilka hektarów: zaledwie 3 hektary na 1200 dębów w ramach katedry w Bourges 3 . Jesteśmy więc jeszcze daleko od legendarnej polany całych lasów pod budowę gotyckich katedr…

Struktura ramy

Na początku XIII th  wieku, stolarzy mistrzowskie były w obliczu bezprecedensowych wyzwań związanych z gigantyzmu gotyckich katedr, a zwłaszcza trudności w dostosowaniu struktury cienkich ściankach z dużymi oknami i silnego oddziaływania wiatru na dachach coraz bardziej wysokie i opadający. Wyzwanie to było tym trudniejsze, że tak zwane „kratownice w jodełkę” w tamtych czasach generowały znaczne boczne naciski na ściany, a użyte drewno było cienkie, a zatem elastyczne.


Mistrz cieśli z Notre-Dame doskonale wiedział, jak podjąć to wyzwanie, projektując złożoną, ale wyważoną konstrukcję, stabilną dla siebie i dla ścian, z licznymi urządzeniami usztywniającymi w kratownicach, wzmocnieniami wiązań, podwojoną triangulacją, systemami form w celu odciążenia ciężkiego drewna, krótkich rozpiętości w celu ograniczenia napór bocznych wiązarów, przenoszenia obciążeń z wiązarów drugorzędnych na główne za pomocą belek bocznych i osiowych, stromego zbocza i innych technik zapewniających nieodkształcalność konstrukcji i równomierne rozłożenie obciążeń na ściany. Nie zawahał się załadować konstrukcji wszystkimi niezbędnymi urządzeniami setkami części wtórnych,

Kierownik projektu był w stanie dokonać doskonałej syntezy wszystkich eksperymentów przeprowadzonych na największych budowach swoich czasów. Był z pewnością jednym z największych i najodważniejszych mistrzów stolarskich swoich czasów. Rama XIII th  wieku Notre Dame był jednym z największych arcydzieł francuskiego gotyku stolarki przez jego złożoności technicznej i wyjątkowym stanie zachowania.


Czas potrzebny na wykonanie kratownicy w jodełkę jest znany i nie jest tak długi, jak można by sobie wyobrazić. Budowa ramach XIII -go  wieku katedrze Bourges twierdzili tylko dziewiętnaście miesięcy pracy dla zespołu stolarzy 15-20, czyniąc 925 gospodarstw podnoszenia dąb.

A co ze szczątkami?

Obecnie grupa badaczy zrzeszająca specjalistów z zakresu ram, antrakologów , dendrologów, ekologów, klimatologów, biogeochemików postanowiła rozpocząć projekt badawczy mający na celu zebranie i zbadanie zwęglonych szczątków ramy w dniu, w którym będą one dostępne. Już w świadomości wszystkich, wydziałów dziedzictwa, architektów, wybranych urzędników i badaczy, pozostałości konstrukcji zostaną zachowane po badaniach dla celów konserwatorskich.


Jakie lasy odbudować  ?

Jeśli chodzi o niezbędną tarcicę. Jak wspomniano powyżej, drewniany używany w XIII p  wieku Notre Dame 97% przy niewielkiej średnicy (25-30 cm) i 12 maksymalnie długi m, co odpowiada „małych” dębów, łatwe do znalezienia. Wycinka 1000 dębów nie jest wadą, gdyż kraj ten ma największy w Europie las z 17 milionami hektarów (ha) lasów, w tym 6 milionów w dąbrówkach, stale powiększających się od lat. Zbiorów nie dokonuje się przez wycinkę zupełną, jak to często się powtarza, ponieważ obecne lasy różnią się od tych z XIII wieku. wieku i że te „małe” dęby są porozrzucane w obecnych drzewostanach. Ich usuwanie odbywałoby się zatem poprzez ukierunkowane pojedyncze wycięcia w lasach wysokich (snooping), ograniczając w ten sposób wpływ ekologiczny na ekosystemy leśne. Są to zasadniczo drzewa zdegradowane, bez wartości dla leśników, ponieważ są zbyt małe dla wysokich lasów, które są dziś zarządzane do produkcji dużego drewna. Należy pamiętać, że do produkcji łodzi L'Hermione w ten sposób zajęło się 2000 dębów, czyli dwa razy więcej niż w przypadku Notre-Dame, nie budząc przy tym najmniejszych obaw o środowisko.


Rekonstrukcja ramy dębowej umożliwiłaby promocję francuskiego sektora leśnego, który przeżywa obecnie trudności z powodu niedostatecznej eksploatacji lasów wysokich i masowego eksportu surowego drewna, zwłaszcza do Chin. Dzisiaj użycie biomateriału, wykonanego według tradycyjnych technik, byłoby silnym znakiem naszych czasów w wyborze rozsądnego i ekologicznego gospodarowania naszymi zasobami naturalnymi oraz zielonej gospodarki zorientowanej na wiedzę. .


Którą ramę przywrócić? 

W przeszłości, przebudowę struktur spalone na katedr często powielana dokładnie oryginalnego XIII th  century pomnik szacunku jako katedrach Meaux w 1498 w Rouen w 1529 roku, a następnie w 1683 roku w Lisieux 1559 lub w XIX XX  wieku wielu chronionych budynków. Oczywiście jest tyle samo ram, które zostały odnowione bez uwzględnienia oryginału, o prostych, pragmatycznych i bardziej ekonomicznych konstrukcjach.


Betonowe ramy katedry w Reims, wykonane w 1919 r. lub metalowe w Chartres w 1836 r., zostały wykonane zgodnie z tą zasadą z powodu braku wysokiej jakości drewna, braku lasów w pobliżu, a nie wyraźnej chęci innowacji technologicznej. Wyjątkowe darowizny zebrane dla Notre-Dame i obecny potencjał leśny nie powinny już zmuszać decydentów do podejmowania takich ekonomicznych wyborów. Ponadto, zastosowanie współczesnych materiałów nie gwarantuje trwałości konstrukcji w bardzo długim okresie, o czym dowiódł dąb na przestrzeni ośmiu wieków, ani przekazu tradycyjnego know-how od „budowniczych” katedr. 


Co więcej, fakt wprowadzenia innowacji i pozostawienia piętna naszych czasów na Notre-Dame nie jest już tak uzasadniony jak w przeszłości ze względu na klasyfikację budynku, która poddaje wszelkie restytucje Karcie Weneckiej. Jego artykuł 9stanowi, że zniszczona część musi być zwrócona wiernie z poszanowaniem starej substancji, o ile jest to udokumentowane precyzyjnymi oświadczeniami. Jednak pełny przegląd ramy istnieje, nawet jeśli kolejne dodatki nie zostały jeszcze zdefiniowane, aby przywrócić jej pierwotny wygląd. Konstrukcja iglicy znana jest również z modelu czeladnika stolarza. Restytucja gotyckiego „lasu” jest więc możliwa, ale przede wszystkim narzucona przez przepisy dotyczące zabytków.

Oprócz materiału i formy debata musi przede wszystkim brać pod uwagę stosowane techniki.

Jakie techniki wdrożyć dzisiaj?

  Jeśli kształty ramek stale ewoluował przez wieki, ręcznie przycinanie technik z siekierą, „tradycyjnych”, pozostał identyczny dla swoich średniowiecza do początku XX e stulecie. Wbrew powszechnemu przekonaniu techniki te nie są już dziś rzadko stosowane w dużych firmach stolarskich ze względu na ich niezbędną modernizację i doskonalenie cyfrowych narzędzi do obróbki oraz obrabiarek elektrycznych. Firmy zajmujące się pomnikami historii, a nawet czeladnicy stolarze nie okrajali już drewna siekierą i zaopatrywali się bezpośrednio w tartak. Pojawia się zatem kwestia przetrwania tego know-how, ponieważ znika ono w ten sam sposób we wszystkich krajach europejskich. Tylko kilka rzadkich firm rzemieślniczych nadal praktykuje przycinanie doloire, dążąc do zachowania przekazu wielowiekowego know-how i istoty ich zawodu poprzez opanowanie całego łańcucha operacyjnego: od selekcji drzew po las, jego ręczne przycinanie, gdy jest zainstalowane. Te tradycyjne techniki są jednak ekonomicznie opłacalne i opłacalne dla tych małych przedsiębiorstw.



Różnica między dziełem wykonanym zgodnie z tradycją a techniką przemysłową jest jednak jednoznaczna, ponieważ drewno obrobione siekierą jest mocniejsze i lepiej trzyma niż cięte, nie odkształca się podczas suszenia, można stosować drewno gięte, tarcica jest tańsza, ponieważ jest dostosowany do przekroju, ubytki są minimalne, praca piękniejsza z poszanowaniem naturalnych form pnia, a przede wszystkim stolarze odnajdują tam zamiłowanie do swojego fachu. To wyjaśnia sukces tradycyjnych witryn, takich jak Guédelonczy te z „  stolarzy bez granic Które skupiają do 60 profesjonalnych stolarzy z całego świata, aby odnowić konstrukcję. Ostatnio kuratorzy zabytków i architekci wzywają do obróbki drewna przy użyciu tradycyjnych technik doloire do renowacji starych konstrukcji, takich jak Aître Saint-Maclou w Rouen, ale niewiele firm może jeszcze odpowiedzieć. Potrzebują szkolenia, aby ponownie nauczyć się tych umiejętności, co dokładnie proponuje rządowy projekt ustawy o przywróceniu Notre-Dame.


Placówka tego typu szkoły na dziedzińcu katedry Notre-Dame, z dziesiątkami stolarzy ustawiających kłody siekierami i ręcznie przycinających lasy zgodnie z pradawnymi zasadami rzemiosła, pozwoliłaby firmom ponownie połączyć się z tym know-how. stary, w duchu i ciągłości miejsc katedralnych. Taki projekt byłby niewątpliwie spektakularny i bardzo poruszający publiczność, ponieważ świadczyłby o szacunku naszych czasów dla dziedzictwa gestyczno-technicznego, które we Francji musi być zachowane jako część naszej tożsamości kulturowej, a tym bardziej dla najbardziej cenione zabytki narodu.

Prawdziwym wyzwaniem technologicznym reprezentowanym przez rekonstrukcję konstrukcji Notre-Dame nie jest wykonanie konstrukcji high-tech we współczesnym materiale, co bardzo dobrze wiemy, jak to zrobić na dworcach czy lotniskach, ale aby nadal móc dzisiaj” stworzyć dębową ramę z poszanowaniem tradycyjnego know-how.

Wybór ten byłby zaskakująco nowoczesny, ponieważ pozwoliłby profesjonalnemu organowi na ponowne przyswojenie technik szanujących pomnik, ludzi i drewno, poprzez wykorzystanie materiału pochodzenia biologicznego, pozyskiwanego przez wycenianie naszych zasobów leśnych zgodnie z etyką, ekologią i pracą ręcznie prawie zero dwutlenku węgla, zgodnie dotyczy Wszakże głęboko zakorzenione w XXI p  wieku. 



 
Poglądy, opinie i analizy publikowane w tym dziale są poglądami ich autora. Nie mogą stanowić żadnego stanowiska CNRS.



https://lejournal.cnrs.fr/billets/charpente-de-notre-dame-stop-aux-idees-recues?fbclid=IwAR0bPsx9g9Otkb0UL3p8c8f9v57FOKsUrxl-gogeiabFgjNuY7MpBc2TKhc







poniedziałek, 30 stycznia 2017

Najsłynniejszy ekonomista, o którym Polakom nie wolno wiedzieć


Najsłynniejszy ekonomista, o którym Polakom nie wolno wiedzieć

 19.07.2013, 17:46

Jego teoria posłużyła Niemcom do dogonienia najbogatszych krajów świata w XIX w. i odbudowania gospodarek krajów zachodniej Europy po II wojnie światowej. Księgarnie uniwersyteckie w Korei Południowej i Japonii były pełne jego książek w czasie gdy kraje te stosowały jego teorię i rozwijały się w tempie 10-12 proc. rocznie.




Tymczasem na polski nie przetłumaczono do tej pory żadnej jego książki. Na wydziałach ekonomii polskich uniwersytetów nawet nie wspomina się o o jego istnieniu. Hasło polskiej wikipedii (21 lipca ktoś zaktualizował Wiki i napisał kilka zdań opisywany stan jest na dzień opublikowania artykułu. Pod informacją o ekonomiście widać datę modyfikacji: "Tę stronę ostatnio zmodyfikowano o 17:30, 21 lip 2013.") na jego temat składa się z jednego zdania, podczas gdy po niemiecku jest prawie tak długie jak cała książka, a angielska niewiele niemieckiej ustępuje.

Chodzi o Friedricha Lista, żyjącego w latach 1789-1846 najczęściej tłumaczonego w XIX w., obok Karola Marksa, niemieckiego ekonomistę. Jego najsłynniejszym dziełem jest wydana w 1841 r. „Das Nationale System der Politischen Ökonomie” (po angielsku „The National System of Political Economy”). Prawa autorskie do niej wygasły i jest dostępna w całości w internecie:

http://www.econlib.org/library/YPDBooks/List/lstNPE.html
 
Powstaje pytanie: dlaczego prawie nikt w Polsce nie wie Friedrichu Liscie? Otóż najważniejsza część jego teorii ekonomicznej mówi o tym, że integrować można ze sobą tylko gospodarki krajów na zbliżonym poziomie gospodarczym. W przypadku otworzenia granic między krajem rozwijającym się a rozwiniętym zostaną w pierwszej kolejności zniszczone najbardziej rozwinięte przemysły. W efekcie kraj biedniejszy wyspecjalizuje się w produkcji towarów nisko przetworzonych, na których mało się zarabia, czyli wyspecjalizuje się w biedzie. I dokładnie to stało się w wyniku integracji Polski z krajami Unii Europejskiej.

Co ciekawe, zamiast Friedricha Lista na polskich uczelniach uczy się teorii Adama Smitha, który przestrzegał USA przed budowaniem przemysłu za ochroną barier celnych namawiając Amerykanów by specjalizowali się w produkcji rolniczej a resztę produktów sprowadzali z Europy. Amerykanie nie posłuchali Smitha i pod ochroną najwyższych na świecie ceł zbudowali najbogatsze państwo świata. Teraz wszystkim zalecają stosowanie się do teorii Adama Smitha chociaż ani oni ani żaden inny duży, bogaty kraj na świecie się do niej nie stosował. Teoria Friedricha Lista jest konsekwentnie zamilczana na śmierć.

--------------------------------
Tekst podesłał mi przyjaciel, który napisał go na moją prośbę, bo historia mnie zdumiała i zainteresowała. Wrzucam go na swojego bloga za jego zgodą i prośbą bez podawania nazwiska autora. Nie chodzi o teorie spiskowe ale o teorie samego Lista, które są naprawdę warte przejrzenia.


http://www.mpolska24.pl/post/4787/najslynniejszy-ekonomista-o-ktorym-polakom-nie-wolno-wiedziec

 

Mariusz Gierej

Mariusz Gierej - http://www.mpolska24.pl/blog/mariuszgierej

 

czwartek, 19 marca 2015

Nina, chciałaś wiedzieć co robić




Odpowiedź nigdy nie uległa zmianie.

Widzę, że już nie tylko z sieci, ale i z komputera kasujecie mi teksty.
To nic, takich rzeczy się nie zapomina.


Kiedyś, pewnie z 8 lat temu napisałem wam takie zdania.

Wszystko co niszczycie, będziecie musieli odbudować - po co więc to niszczycie?
Im więcej zniszczycie, tym dłużej będziecie to naprawiać. I dłużej będziecie czekać.

Czekaliście dobre 12 lat.

12 lat potrzeba było, żeby przejąć państwo – czy wam się wydaje, że jak doprowadzicie kraj do katastrofy, to ja machnę ręką i powiem: skoro Polski i tak już nie ma, to nie ma sensu dalej walczyć, nie ma o co kruszyć kopii – trzeba zaakceptować fakty takie jakie są i skorzystać z życia, z okazji, trzeba się dogadać?


Ile razy można komuś mówić, że jest głupi??


Jeśli nie będzie Polski, nie będzie Polaków – to cytując klasyka - NIC NIE BĘDZIE.

NICZEGO NIE DOSTANIECIE.
W niczym nie będziecie partycypować.

OKAŻE SIĘ, ŻE STOICIE PO ZŁEJ STRONIE...

Powiedzmy sobie takie coś.

Wybierzecie spośród siebie 20 osób.
Dwadzieścia, nie więcej.

I te osoby dostąpią szansy – jeśli będą wiernie i uczciwie służyć interesom polskim, tak, jak ja je pojmuję.

Reszta – przyzna się do tego kim są naprawdę, jakie mieli niecne cele wobec Polski, co realizowali – i wyniosą się stąd precz - za Ren. Nie będą chcieli się wynieść - to ich do tego zmusicie.
Oczywiście wcześniej zostaną rozliczeni.

Skończycie z niszczeniem Polski, Polaków. Wyjawicie całą prawdę publicznie i odbudujecie to co zniszczyliście.


Będziecie posłusznie wykonywać wszelkie polecenia.


A jak już wszystko odbudujecie, wtedy przystąpimy do dalszych rozmów....

Czy ten plan ci się podoba, nina?

Swoją drogą, bardzo jestem ciekaw, jak zamierzacie ożywić tych, których zamordowaliście.
Jak sprawicie, że blogerzy powstaną z grobów, usiąda do komputera i opowiedzą swoją historię.
Oczywiście podstawieni ludkowie nie wchodzą w grę, tego nie trzeba tłumaczyć.


Tak więc bardzo jestem ciekaw...



http://argo.neon24.pl/post/120357,nina-chcialas-wiedziec-co-robic