Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą policja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą policja. Pokaż wszystkie posty

środa, 27 marca 2024

Wspólnota - Ale co możemy zrobić?


Nieskończony tekst z 17 marca 2024 roku, temat oczywiście obszerny i zaledwie wypunktowałem tematy do rozwinięcia....

Tekst inspirowany na gorąco artykułami jak poniżej.



👀




przedruk
tłumaczenie automatyczne


Dlaczego naród rdzennych Amerykanów rzuca wyzwanie Stanom Zjednoczonym? 

Traktat z 1794 r.

Grace Ashford
piątek, 15 marca 2024 r




Cztery czy pięć lat temu młody syn Sidneya Hilla przyszedł do niego z pytaniem, na które Hill nie wiedział, jak odpowiedzieć.

Chłopiec dowiedział się tego dnia o milionach akrów ziemi, które jego lud, Onondaga, nazywał kiedyś domem, i o tym, w jaki sposób ich ojczyzna była przejmowana działka po działce przez stan Nowy Jork, aż pozostało tylko jedenaście mil kwadratowych na południe od Syrakuz.

"Straciliśmy całą tę ziemię" – Hill przypomniał sobie słowa swojego syna. — Jak to możliwe?



Pod wieloma względami Hill był najlepszą osobą, która mogła odpowiedzieć na to pytanie. Jako Tadodaho, duchowy przywódca narodu Onondaga, był odpowiedzialny za ochronę jego dziedzictwa i prowadzenie go w przyszłość. Był jednym z niewielu starszych, którzy przez dziesięciolecia pracowali nad prawną i dyplomatyczną strategią walki z historycznymi krzywdami, które jego syn starał się teraz zrozumieć.

Mimo to wytrąciło go to z równowagi.

Powiedział, że młodsze pokolenie musi wiedzieć. – Ale to nie ma dla nich większego sensu.

Hill próbował uspokoić syna, że cała ta niesprawiedliwość należy do przeszłości.


Wiedział jednak, jak trudno jest zaakceptować dawne krzywdy, zwłaszcza gdy ich konsekwencje tak wpłynęły na teraźniejszość. To dlatego tak długo naciskał – najpierw na starszyznę z plemienia Onondaga, potem na amerykański wymiar sprawiedliwości, a w końcu na międzynarodową komisję praw człowieka – na sprostowanie tej historii.

Onondaga twierdzą, że Stany Zjednoczone naruszyły traktat z 1794 roku, podpisany przez Jerzego Waszyngtona, który gwarantował im 2,5 miliona akrów w centrum Nowego Jorku. Sprawa, wniesiona w 2014 r., jest drugą wniesioną przez naród Indian amerykańskich przeciwko Stanom Zjednoczonym w międzynarodowym organie praw człowieka; Orzeczenie spodziewane jest już w tym roku.

Nawet jeśli Onondaga odniosą sukces, wynik będzie w większości symboliczny. Podmiot ten, Międzyamerykańska Komisja Praw Człowieka, nie ma uprawnień do egzekwowania ustaleń lub ugody, a Stany Zjednoczone oświadczyły, że nie uważają zaleceń komisji za wiążące.

"Możemy z nimi wygrać, ale to nie znaczy, że muszą się czegokolwiek przestrzegać" – powiedział Hill w wywiadzie.

2,5 miliona akrów zostało już dawno przekształconych przez autostrady i linie energetyczne, centra handlowe, uniwersytety, lotniska i tory wrotkarskie.

Terytorium obejmuje miasta Binghamton i Syrakuzy, a także ponad 30 lasów państwowych, dziesiątki jezior oraz niezliczone strumienie i dopływy. Jest również domem dla 24 lokalizacji Superfund, środowiskowego pozostałości potężnej gospodarki, która pomogła centralnemu Nowemu Jorkowi rozkwitnąć na początku i w połowie XX wieku.

Najbardziej znanym z nich jest jezioro Onondaga, które kiedyś nosiło wątpliwy tytuł najbardziej zanieczyszczonego jeziora Ameryki.

Odpady przemysłowe odcisnęły swoje piętno na terytorium Onondaga, uniemożliwiając krajowi łowienie ryb ze strumieni i rzek. Historia degradacji środowiska jest częścią tego, co motywuje Onondaga, którzy uważają za swój święty obowiązek ochronę swojej ziemi.

Jednym z głównych celów przy składaniu petycji jest miejsce przy stole w sprawie decyzji środowiskowych na całym pierwotnym terytorium. Drugim jest przyznanie, że Nowy Jork, nawet jeśli tylko w zasadzie, jest im winien 2,5 miliona akrów.

W całym kraju urzędnicy państwowi zmagają się z pojęciem reparacji, aby zaradzić historycznym niesprawiedliwościom. W 2022 roku urzędnicy w Evanston w stanie Illinois rozpoczęli dystrybucję 25 000 dolarów dla czarnoskórych potomków zniewolonych ludzi jako odszkodowania za dyskryminację mieszkaniową.

W Nowym Jorku ludzie, którzy kiedyś byli więzieni za przestępstwa związane z marihuaną, mieli pierwszeństwo w uzyskaniu licencji na sprzedaż marihuany; Gubernator Kathy Hochul w zeszłym roku utworzyła również ogólnostanową grupę zadaniową, która ma zbadać, czy można dokonać reparacji w celu zajęcia się dziedzictwem niesprawiedliwości rasowej.

Niektóre rdzenne narody były skłonne zrezygnować z roszczeń do ziemi w zamian za licencje na prowadzenie kasyn. Ale Onondaga mówią, że nie są zainteresowani gotówką. Nie są też zainteresowani licencjami na sprzedaż marihuany lub prowadzenie kasyna – co uważają za społecznie nieodpowiedzialne i zagrażające ich suwerenności plemiennej.

Jest tylko jedna rzecz, o której Hill mówi, że byłaby akceptowalną formą zapłaty: ziemia.

Onondaga upierają się, że nie chcą nikogo wysiedlić. Zamiast tego mają nadzieję, że państwo przekaże narodowi obszar dziewiczej ziemi, na który będzie mógł polować, łowić ryby, chronić lub rozwijać się według własnego uznania. Jedna z takich prób repatriacji jest w toku: zwrot 1000 akrów w ramach ugody federalnej z Honeywell International za skażenie jeziora Onondaga.

Stany Zjednoczone nie zakwestionowały relacji Onondagi o tym, jak naród stracił swoją ziemię. Rzeczywiście, prawnicy reprezentujący Stany Zjednoczone w sprawie Onondaga skoncentrowali swoją argumentację na precedensie prawnym, zauważając, że sądy na każdym szczeblu – w tym Sąd Najwyższy USA – odrzuciły roszczenia Onondaga jako zbyt stare, a większość środków zaradczych zbyt uciążliwych dla obecnych mieszkańców regionu.

Dla Onondagi logika wymagana do zmierzenia się z tymi twierdzeniami wydaje się niesprawiedliwa. Dlaczego Stany Zjednoczone miałyby mieć prawo kraść ich ziemię i nie być zobowiązane do oddawania jej w zamian?

Joe Heath, prawnik reprezentujący Onondaga, powiedział, że odmowa uznania przeszłości stoi na drodze do uzdrowienia przyszłości.

"Jeśli nie przyznamy, że te rzeczy się wydarzyły, to jak możemy iść naprzód razem?" – powiedział. Heath rozumiał jednak, że takie przyznanie się do winy miałoby poważne konsekwencje prawne i praktyczne.

"Problem polega na tym, że cała ziemia w Nowym Jorku, w Stanach Zjednoczonych, jest skradzioną ziemią indiańską" – powiedział. "Co to oznacza w kontekście amerykańskiego prawa własności?"

"Cały nasz kraj za drobiazgi"

Był czas, kiedy Stany Zjednoczone współpracowały z Haudenosaunee, konfederacją, która obejmowała narody Onondaga, Cayuga, Oneida, Tuscarora, Mohawk i Seneca, gdy raczkujący rząd starał się załagodzić konflikty po wojnie o niepodległość.

Rząd federalny zawarł trzy traktaty, które potwierdziły suwerenność i własność konfederacji nad większością północnej części stanu Nowy Jork. Co najważniejsze, traktaty te gwarantowały, że nikt poza rządem federalnym nie będzie miał uprawnień do zajmowania się Haudenosaunee.

Ale już w 1788 roku stan Nowy Jork zaczął ograniczać ziemię i suwerenność Haudenosaunee. W ciągu następnych 34 lat państwo przejęło kontrolę nad prawie całą ziemią Onondaga – a także większością ziemi należącej do innych narodów Haudenosaunee – z powodu serii transakcji, które według Onondaga były nielegalne.

"Mieszkańcy Nowego Jorku wzięli prawie cały nasz kraj i to za bardzo drobne rzeczy, za drobiazgi" – powiedzieli wodzowie plemienia Onondaga urzędnikom federalnym w 1794 roku, zgodnie z dokumentami amerykańskiego komisarza ds. Indian Timothy'ego Pickeringa.

Przez następne dwa stulecia Onondaga bezowocnie forsowali swoje racje podczas licznych spotkań twarzą w twarz z prezydentami, członkami Kongresu i gubernatorami Nowego Jorku.

Możliwości prawne były ograniczone: na przykład w Nowym Jorku rdzenni mieszkańcy nie mieli legitymacji procesowej do pozywania we własnym imieniu aż do 1987 roku.

Kiedy narody indyjskie weszły na salę sądową, wiele roszczeń zostało odrzuconych.

Decyzja Onondagi o pójściu do sądu była przygotowywana przez dziesięciolecia, a pierwsze rozmowy rozpoczęły się ponad 40 lat temu. Przez następne 20 lat rada obradowała w długim domu – długiej, niskiej konstrukcji zbudowanej z całych bali, używanej do uroczystych wydarzeń i zgromadzeń Haudenosaunee.

Hill jest jednym z 14 wodzów w tej radzie, z których każdy reprezentuje inny klan. W tradycji Onondaga ci wodzowie są płci męskiej, ale są mianowani przez matki klanów.

Wodzowie początkowo nie przyjęli pomysłu pozwu, widząc w nim kolejne miejsce na złamane obietnice.

"Nasi starsi zawsze bali się iść do sądu" – powiedział Hill. Wielu obawiało się, że przegrana w sądzie może doprowadzić ich do utraty resztek ziemi, która im pozostała.

"W końcu powiedzieliśmy: musimy coś zrobić" – powiedział Hill.

W 2005 roku Onondaga złożyła w Sądzie Okręgowym w Północnym Dystrykcie Nowego Jorku wersję swojego obecnego pozwu, wskazując jako pozwanych stan Nowy Jork, jego gubernatora, hrabstwo Onondaga, miasto Syrakuzy i kilka firm odpowiedzialnych za degradację środowiska w ciągu ostatnich stuleci. Podobna sprawa wniesiona przez Oneida Nation toczyła się w tym czasie przed Sądem Najwyższym.

Jednak zaledwie 18 dni po tym, jak Onondaga złożyli petycję, Sąd Najwyższy odrzucił pozew Oneidów.

Decyzja odnosiła się do teorii prawnej z epoki kolonialnej, znanej jako Doktryna Odkryć, która utrzymuje, że roszczenia rdzennych mieszkańców zostały unieważnione przez "odkrycie" tej ziemi przez chrześcijan.

"Długi upływ czasu" i "towarzyszące mu dramatyczne zmiany w charakterze" wykluczyły naród Oneida z "destrukcyjnego remedium", którego szukali, napisała sędzia Ruth Bader Ginsburg w decyzji większości.

[The “long lapse of time” and “the attendant dramatic changes in the character” precluded the Oneida nation from the “disruptive remedy” it sought, Justice Ruth Bader Ginsburg wrote in the majority decision.]

remedy - lekarstwo, naprawa, remedium


Orzeczenie to zdawało się przekreślać szanse jakiegokolwiek rdzennego narodu na dochodzenie odszkodowania na drodze sądowej. Historia wydawała się przesądzona.

– Dla kogo destrukcyjne?

Spośród ponad 1600 słów w orzeczeniu Sądu Najwyższego, jedno zwróciło uwagę Hilla: "destrukcyjny".

"Kiedy to usłyszałem, powiedziałem: 'No dobrze, przeszkadza komu?'" – wspomina. "To już było destrukcyjne dla nas, jako rdzennych mieszkańców".

Niektórzy mogliby na tym poprzestać: przyznanie, że rdzenni mieszkańcy nigdy nie zostaną uzdrowieni za wyrządzone im głębokie krzywdy.

Zamiast tego prawnicy Onondaga wykorzystali odrzucenie jako przesłankę do nowego argumentu. Twierdzili, że odmowa amerykańskiego systemu sądowego rozstrzygnięcia sprawy na ich korzyść dowodzi, że nie mogą znaleźć sprawiedliwości w Stanach Zjednoczonych.

Petycja złożona przed międzynarodową komisją jest najbardziej bezpośrednim wyzwaniem dla traktowania rdzennej ludności przez Stany Zjednoczone w kategoriach praw człowieka – i pierwszą, która zastosowała soczewkę kolonializmu.

"To, co robi teraz spór sądowy w sprawie Onondaga, to wymuszenie dialogu politycznego z kolonialnym okupantem" – powiedział Andrew Reid, prawnik reprezentujący Onondaga, dodając, że korzystne rozstrzygnięcie może wywołać polityczną dyskusję na temat traktowania rdzennych mieszkańców przez Stany Zjednoczone na arenie międzynarodowej.

Przedstawiciele Departamentu Stanu odmówili udzielenia wywiadu i nie odpowiedzieli na prośby o komentarz. Jednak w dokumentach prawnych Stany Zjednoczone twierdziły, że główne roszczenia Onondaga zostały odrzucone we wcześniejszych sprawach; że mieli "obfitą sposobność" do rozpatrzenia ich sprawy; i że są po prostu niezadowoleni z wyniku. Twierdził również, że komisja nie ma jurysdykcji, biorąc pod uwagę, że większość strat narodu miała miejsce dwa wieki przed jej utworzeniem.

"Proces sądowy funkcjonował w tej sprawie tak, jak powinien" – napisały Stany Zjednoczone w dokumentach prawnych.

Decyzja komisji może zapaść w każdej chwili, ale Hill stara się na niej nie skupiać.

Przez większość dni cieszy się, że spróbował.

"Nie jesteśmy pewni, jak to się potoczy" – mówi. "Ale przynajmniej nie będzie tam wisiał dla następnego pokolenia".

c.2024 

New York Times











Maków (ukr. Маків) – wieś, dawniej małe miasteczko na Ukrainie w rejonie dunajowieckim obwodu chmielnickiego. 

W 2020 roku liczba mieszkańców wynosi 3186 osób.

Z czasów koncentracji wojsk dla celów wojny rosyjsko-tureckiej roku 1829-30 pochodzi przysłowie Po Szatawie jak po Warszawie, po Makowie, jak po Krakowie.

Dwór, pałac stary piętrowy dwór, budynek główny kryty dachem dwuspadowym, od frontu parterowy ganek, po bokach skrzydła kryte dachem czterospadowym ustawione prostokątnie do budynku głównego, obok spichlerz z wnęką od frontu (skierowanego do prawego boku dworu) z dwiema kolumnami po bokach. Front zwieńczony tympanonem

dwukondygnacyjny pałac, oficyna oraz inne obiekty wybudowane w XIX w. w stylu klasycystycznym przez Raciborowskich na miejscu starego dworu. Od frontu portyk z kolumnami przedzielonymi na piętrze balkonem. Pałac znany m.in. z rysunków Napoleona Ordy, obok park, kuźnia wybudowana w stylu neogotyckim, karczma Cap. Pałac spalony 30.11.1917 r.


ukr wiki

We wsi szeroko rozpowszechniony jest dialekt Podola Zachodniego i dialekt Podola Południowego, które należą do dialektu poddolskiego, który należy do dialektu południowo-zachodniego.

Rozmieszczenie ludności według języka ojczystego według spisu powszechnego z 2001 r.:

JęzykProcent
Ukraiński98,22 %
Rosyjski1,42 %
mołdawski0,09 %
Białoruski0,06 %








Ludzie są łapani jak psy na ulicy


Siobhán O' Grady i Anastacia Galouchka
Dziennik "Washington Post",

16 marca 2024 14:02



MAKIW, Ukraina – W tej wiosce w południowo-zachodniej Ukrainie pozostało niewielu mężczyzn w wieku poborowym, a ci, którzy pozostali, obawiają się, że w każdej chwili zostaną powołani do wojska.

Ich sąsiedzi są już setki mil na wschód w okopach na linii frontu. Niektórzy zostali zabici lub ranni. Kilku z nich zaginęło. Inni z tego wiejskiego obszaru, około 45 mil od granic Rumunii i Mołdawii, uciekli za granicę lub znaleźli sposoby na uniknięcie wojny, czy to z uzasadnionymi wyjątkami, czy też ukrywając się.

"To po prostu fakt" – powiedziała Larysa Bodna, zastępca dyrektora miejscowej szkoły, która prowadzi bazę danych uczniów, których rodzice są oddelegowani. – Większość z nich zniknęła.


Ukraina desperacko potrzebuje więcej żołnierzy, a jej siły są uszczuplone przez ofiary śmiertelne, rany i wyczerpanie. Pomimo ogromnych strat poniesionych przez Rosję, najeźdźcy nadal znacznie przewyższają liczebnie ukraińskich obrońców, co pomaga Moskwie posuwać się naprzód na polu bitwy. Ukraiński parlament debatuje nad ustawą o rozszerzeniu puli poborowych, częściowo poprzez obniżenie wieku uprawniającego do głosowania z 27 do 25 lat, ale w Kijowie zapada niewiele decyzji, które szybko odpowiedzą na pilne potrzeby armii.

Tutejsi cywile mówią, że oznacza to, że rekruterzy wojskowi łapią każdego, kogo mogą. Na zachodzie mobilizacja stale siała panikę i niechęć w małych rolniczych miasteczkach i wioskach, w tym w Makiwie, gdzie mieszkańcy mówili, że żołnierze pracujący w biurach poborowych wędrują po prawie pustych ulicach w poszukiwaniu pozostałych mężczyzn. Taka taktyka doprowadziła niektórych do przekonania, że ich ludzie są celem ataków w nieproporcjonalnie większym stopniu niż w innych regionach lub większych miastach, w tym w Kijowie, gdzie łatwiej jest się ukryć.

Miejscowi używają kanałów Telegram, aby ostrzegać przed obserwacjami żołnierzy i udostępniać filmy, na których żołnierze zmuszają mężczyzn do wejścia do swoich pojazdów – podsycając pogłoski o porwaniach. Niektórzy mężczyźni odsiadują teraz wyroki w więzieniu za odmowę zapisania się do wojska.

"Ludzie są łapani jak psy na ulicy" – powiedziała 35-letnia Olha Kametyuk, której mąż, 36-letni Walentin, został powołany do wojska w czerwcu przez żołnierzy, którzy podeszli do niego i poprosili o dokumenty po tym, jak zatrzymał się na kawę na głównej drodze pod Makiwem. Pomimo zdiagnozowania osteochondrozy, choroby stawów, zdał egzamin lekarski w ciągu 10 minut i został wysłany na front, gdzie został ranny.

"W ten sposób zabrano całą wioskę" – powiedziała matka Walentyna, 61-letnia Natalia Koshparenko.

"Prawie wszyscy nasi mężczyźni zostali zeskrobani" – powiedział 47-letni Serhij, żołnierz piechoty z Makowski, który został powołany do wojska w marcu 2022 r. i służy w ukraińskiej 115. brygadzie.

Serhij, który w tym miesiącu po raz pierwszy od roku wrócił do domu na krótką przerwę, powiedział, że został już zatrzymany i przesłuchany. Podobnie jak jego syn, który ma dopiero 22 lata i nie kwalifikuje się jeszcze do powołania do wojska. "Washington Post" identyfikuje Serhija tylko po imieniu ze względu na ryzyko reperkusji.

Kiedy żołnierze zdali sobie sprawę, że już służy, zapytali, co myśli o ludziach, "którzy nie widzieli ani jednego dnia wojny" – co, jak powiedział, uważał za wymuszony, pusty pokaz koleżeństwa. Serhij powiedział, że odpowiedział, że to ich, a nie jego współwieśniaków, najbardziej oburza się.

"Ty jesteś wojskowym, a ja cywilem, ale ja walczę, a ty nie" – powiedział. Rozmowa, jak zauważył, "zakończyła się natychmiast".

30-letni Ołeksij naprawiał swój samochód w zeszłym roku, kiedy podeszli do niego żołnierze i wręczyli mu rozkaz poboru. Były Walentynki i wiadomość o tym rozeszła jego dziewczyna, Elvira, która pracuje w małym sklepiku w Makiowie i przez kilka tygodni prawie nic nie jadła. Ołeksij pogodził się ze swoim losem, ale jego doświadczenie posłużyło jako ostrzeżenie dla innych przed realiami na froncie.

Po trzech wstrząśnieniach mózgu i ranach odłamkowych Ołeksij niedawno wrócił do domu. Przeglądając telefon, pokazał swoje zdjęcie z kilkunastoma kolegami z oddziału. Tylko dwie osoby wciąż żyją.


W tym miesiącu mieszkańcy wsi w Makiowie pochowali kolejnego swojego - Ihora Dozorca, żołnierza kontraktowego, który został ranny tak ciężko, że jego syn, również żołnierz, rozpoznał go tylko po bliźnie na dłoni. "Chciał wrócić do domu" – powiedziała przez łzy siostra Ithora, 43-letnia Inna Melnyk. "Był tym wszystkim zmęczony. Ale co możemy zrobić?"

70-letni Wasyl Hrebeniuk powiedział, że nawet w jego wieku - 10 lat powyżej limitu poboru - żołnierze regularnie zatrzymywali go i przesłuchiwali w Makiwie.

Sześć tygodni temu obserwował, jak żołnierze dobijają się do drzwi sąsiada, skarżąc się, że mężczyzna, który tam mieszkał, poprosił o pożegnanie się z żoną i matką, a potem zniknął. Jeden z żołnierzy powiedział, że "powinni go natychmiast zabrać, wsadzić do autobusu i odjechać" – wspomina Hrebeniuk.

Takie scenariusze sprawiły, że 16-letnia Polina jest zaniepokojona tym, jak długo jeszcze będzie mogła spędzić czas z ojcem - jednym z niewielu mężczyzn kwalifikujących się do poboru do wojska, którzy pozostali w wiosce.

Zeszłego lata Polina i jej przyjaciółka Olha odpoczywały przy stoliku przed wiejskim sklepem, kiedy zadzwonił tata Olhy i poprosił ją, aby kupiła mu coś tam. Odrzuciła jego prośbę, mówiąc, że jest zajęta przyjaciółmi. Zamiast tego sam poszedł do sklepu, a nastolatki patrzyły z przerażeniem, jak żołnierze otaczają go i wręczają mu wezwanie po drodze.

Od tamtej pory służy - a jego córka obwinia siebie. – Olha myślała, że to jej wina – powiedziała Polina.




W chłodne popołudnie w tym miesiącu 4-letnia Eleanora Voropanova pedałowała na swoim trójkołowym rowerze w tę i z powrotem po cichej drodze przed swoim domem. Zapytana, czy rodzice są w domu, zamilkła. – Mama jest w domu – odpowiedziała. – Tata jest na wojnie.

Jej matka, 42-letnia Tanya, otworzyła bramę. W środku jej siostrzeniec, 25-letni Bohdan i jego przyjaciel Artem, również 25-letni, przedzierali się przez podwórze, rąbiąc drewno na opał.

Minęło 16 miesięcy, odkąd Tanya po raz ostatni słyszała od swojego męża, Serhija, który wstąpił do armii w marcu 2022 roku i zniknął podczas walk w listopadzie. Zadzwonił wtedy kolega żołnierz i powiedział, że ma dwie aktualizacje. "Po pierwsze, nie ma go wśród umarłych" – przypomniała sobie, jak mówił. — Po drugie, nie ma go wśród żywych.

Od tamtej pory żyje w tym zawieszeniu - samotnie wychowuje dwie córki, obecnie 4 i 8 lat.










Społeczeństwo musi stanowić wspólnotę, której poszczególne części - administracja, siły policyjne, siły zbrojne, obrona cywilina i ludność cywilna - dbają wzajemnie o jej dobrobyt i stoją na straży bezpieczeństwa.

Nie może być tak, że policja rzuca brukiem w ludzi, by sprowokować do zamieszek.


Trzeba tu przynajmniej po części wrócić do źródeł.
Jak to było przy zasiedlaniu ziemi, gdy ludzkość wychodziła z Raju, z Koleby, możemy przynajmniej zrobić pewne założenia, jak to wtedy wyglądało, relacje pomiędzy ludźmi...




Rozpoznać tych, którzy określają siebie jako - wrogowie Polaków, odesparować ich, 

naprawiać państwo, w dalszym etapie najważniejsza będzie zapewnienie wieloletniej stabilności państwa, jego przewidywalność i przewidywalność prawa (które też powinno być nieskomplikowane)

posyłać własne dzieci na służbę - do wojska, w opcji - służbę odbywać w policji, ale raczej

rozdzielić obecną policję na wąską specjalistyczną policję i milicję




rozumianą jako milicję, nie tę PRLowską, tylko milicję prawdziwą, prawdziwie obywatelską, podobną do Ochotniczej Straży Pożarnej lub przedwojennych Sokołów albo - harcerstwa.

rozwinąć temat

jak to jest u Szwajcarów?
Szwajcaria nie ma armii, Szwajcaria jest armią.


harcerstwo jako obowiązek dla mężczyzn - jako wstęp do dlaszej służby


w szkole:
- zajęcia z PO
- harcerstwo, potem

do wyboru:

- OSP --- WOT --- Milicja   (w istocie WOT to milicja)

- Siły Zbrojne

- policja



szczególnie na wsi, wszyscy się znają

łatwiej więc tam powinno byc o wspólnotowość

poszczególne dzielnice miasta potraktować jak społeczeństwa wsi

niech spotykaja się i działają w swoim rejonie
łatwiej będzie im zrozumieć polityke charakterystyke sluzby obecnej policji


po pierwsze - koniecznym będzie zastosowanie 4 dniowego tygodnia pracy
aby 1 dzień tygodniowo każdy mężczyzna mógł poświęcić na działalność wspólnotową

milicja/ WOT

opieka nad osobami niepelnosprawnymi, jako forma temperowania agresji - spotkania 3 razy w roku np. org transportu, ewakacji osób
ewakuacja dóbr kultury ćwiczenia
organizacja przepisów ruchu drogowego i bezpieczenstwa na drodze - egzekwowanie
organizacja i ochranianie imprez masowych 
organizowanie np. strajków przejazdów rolników na ich "zamówienie"
reprezentacja do policji, jako organ sprawdzający (?)
ćwiczenia ze strzelectwa
w ramach WOT - ćwiczenia na wypadekw
wnioskowanie do policji sprawdzania podejrzeń
niedopuszczanie do samowoli w policji
minowanie, rozminowywanie - ćwiczenia
budowa okopów, barykad, schronów
działalność społeczna jak:
sadzenie lasu, zakładanie parków i ogrodów
opieka nad pomnikami i cmentarzami


podręcznik PO




policja
to co wymaga wyspecjalizowanych umiejętności
sprawy kryminalne 
podsłuchy




teraz wypunktować wady i zalety - zagrożenia takiego systemu, 



armia
powodzie, klęski żywiołowe




bostonglobe.com/2024/03/16/world/this-ukrainian-village-almost-no-men-are-left/


washingtonpost.com/world/2024/03/15/ukraine-village-mobilized-men-war/



Maków (Ukraina) – Wikipedia, wolna encyklopedia

Maki – Wikipedia, wolna encyklopedia

gwara podolska – Wikipedia, wolna encyklopedia

Szwajcaria nie ma armii, Szwajcaria jest armią | Bellum.com.pl - blog o wojskowości



środa, 23 lutego 2022

czym są USA?

 

przedruk


FBI odebrało małżeństwu majątek, ale nigdy nie oskarżyło ich o przestępstwo










W kwietniu 2020 r. agenci FBI pojawili się w domu Nelsonów i poinformowali ich, że Carl – były menedżer ds. transakcji na rynku nieruchomości w Amazon – jest objęty dochodzeniem za rzekome pozbawienie technologicznego giganta jego „uczciwych usług”. Mówiąc prościej, oskarżyli go o okazywanie przychylności niektórym programistom i zabezpieczanie ich umów w zamian za nielegalne łapówki.


„To się nigdy nie zdarzyło i właśnie dlatego walczyłem tak długo i ciężko, jak ja” – mówi. "To takie proste."

To, czy FBI doszło do takiego wniosku, pozostaje tajemnicą. Wieloletnie śledztwo w sprawie rzekomego oszustwa Carla nie przyniosło aktu oskarżenia. Jednak rząd federalny nie potrzebował niczego takiego, by zrujnować życie Nelsonom, zabierając i sprzedając ich dom (i samochód), spowodować utratę pracy, i miejsca ich dzieci w szkole w Seattle.

Być może ciekawsze jest to, że FBI, w pewnym sensie, subtelnie przyznało, że nie musiało wnosić aktu oskarżenia, aby zakończyć śledztwo lub powstrzymać jakąkolwiek rzekomą operację przestępczą prowadzoną przez Carla Nelsona.

W zeszłym tygodniu rząd zgodził się na ugodę: Z pierwotnych około 892 000 dolarów, które przejął od Nelsonów, zwróci 525 000 dolarów, podczas gdy Amy i Carl zrezygnują z około 109 000 dolarów. (Pozostała kwota została pomniejszona o opłaty sądowe.)

„Przepadek mienia w sprawach cywilnych jest dość powszechny” – mówi Dan Alban, prawnik z Institute for Justice (IJ), kancelarii prawnej działającej w interesie publicznym, która często rozpatruje podobne sprawy.

„Jest faktem, że rząd może to zrobić, może zrujnować życie i może to zrobić bez skazania nikogo za przestępstwo, bez oskarżenia o popełnienie przestępstwa”.

Alban nazywa konfiskatę cywilną „taktyką nacisku”.

Jest to jedna z wielu taktyk, których używa rząd, paraliżując oskarżonych, a czasem pozbawiając ich jakiejkolwiek zdolności do obrony.
„Jeśli nie możesz sobie pozwolić na obronę, nie mówiąc już o wyżywieniu siebie to mocno komplikuje twoją sytuację”.

To jest także lukratywne. 

Według niedawnego raportu IJ, w ciągu ostatnich 20 lat rządy stanowe, lokalne i federalne przejęły 68,8 miliardów dolarów w wyniku przepadku cywilnego.

 „Zdecydowana większość konfiskat i konfiskat… jest napędzana przez zachętę do zysku” – mówi Alban. „W większości stanów i na szczeblu federalnym policja i prokuratorzy mogą zatrzymać do 100 procent dochodów. Mają więc po prostu bardzo silną motywację, aby przyjść i zagarnąć wszystko, co mogą." Aktywa te trafiają następnie do funduszy policyjnych, gdzie mogą być wydawane na takie rzeczy, jak pistolety maszynowe, bilety parkingowe lub wypłaty gotówki, których nikt nie jest w stanie wyjaśnić.

A poszkodowani zwyczajnie się boją. „Nawet rozmawiając z tobą teraz z wami, teraz, kiedy mamy z powrotem nasze pieniądze, teraz, gdy rząd powiedział: „Nie wierzymy, że są to dochody z przestępstwa” – mówi Amy – „Boję się odwetu. Boję się, że coś powiem. To jest przerażające”.



----------


przedruk
tłumaczenie automatyczne


Komentarz Xinhua: antychińska dezinformacja – geopolityczna broń Waszyngtonu pod pretekstem tak zwanej „wolności prasy”


PEKIN, 23 lutego (Xinhua) 

– Amerykańska Izba Reprezentantów uchwaliła ustawę America COMPETES Act, przeznaczając 500 milionów dolarów na relacje informacyjne, aby oczernić Chiny. To posunięcie sprawia, że ​​ludzie zastanawiają się, jak samozwańczy „latarnia wolności prasy” odważa się otwarcie manipulować mediami, próbując wycisnąć Chiny z tego, co nazywa „konkurencją wielkich potęg”.

Ustawa, przyjęta na początku tego miesiąca jako plan polityki przemysłowej w zakresie produkcji półprzewodników i odporności łańcucha dostaw, skieruje środki finansowe do amerykańskiej Agencji ds. Globalnych Mediów, amerykańskiej usługi medialnej, a także lokalnych punktów sprzedaży i programów do tworzenia dziennikarstwa, które jest krytyczne wobec Chiny, w szczególności proponowana przez Chiny Inicjatywa Pasa i Szlaku.

Od wojny hiszpańsko-amerykańskiej i I wojny światowej po zimną wojnę, wojnę w Zatoce Perskiej i wojnę w Iraku, amerykańska propaganda była wszechobecna. Obecnie kampania dezinformacyjna Waszyngtonu przeciwko Pekinowi przypomina jej zasady z czasów zimnej wojny, kiedy to oczerniał Związek Radziecki przez środki masowego przekazu, podsycał histerię z powodu „zagrożenia komunistycznego” i zbojkotował letnie igrzyska olimpijskie w Moskwie w 1980 roku.

W zeszłym roku gazeta The Herald w Zimbabwe ujawniła, że ​​lokalnym dziennikarzom pełnomocnik ambasady USA oferował rzekomo 1000 dolarów za każdą napisaną przez nich antychińską historię, która przedstawia chińskie firmy mające tam siedzibę jako nieetyczne, lekkomyślne i szkodliwe dla lokalnych społeczności.

„Z czystej zazdrości, zawiści i irytacji kraje zachodnie rozpoczęły ożywioną kampanię przeciwko chińskim inwestycjom w Zimbabwe, wykorzystując falangę skorumpowanych mediów, płatnych aktywistów i organizacji społeczeństwa obywatelskiego” – napisał The Herald.

Nieprzypadkowo we wrześniu 2021 r. Javier Garcia, ówczesny szef pekińskiego biura hiszpańskiej agencji prasowej EFE, ogłosił swoją decyzję o odejściu z dziennikarstwa, ponieważ „wstydliwa wojna informacyjna z Chinami pochłonęła sporą dawkę mojego entuzjazmu dla tego zawodu”.

Tym razem projekt ustawy twierdzi, że finansowane przez USA media byłyby „niezależne”. Biorąc pod uwagę, że doniesienia prasowe są sponsorowane przez Waszyngton z konkretnymi celami wyparcia chińskich inwestycji w krajach rozwijających się i oczerniania chińskich projektów, twierdzenie to jest nonsensem.

„Jeżeli rząd z wyprzedzeniem określa w przepisach, jaki będzie wniosek i jaki będzie punkt odniesienia, to tak naprawdę nie kwalifikuje się to jako prawdziwe dziennikarstwo” – Tobita Chow, dyrektor Justice is Global, amerykańska grupa rzecznicza , jak powiedział amerykański magazyn Prospect.

Rozpowszechniając dezinformację i dezinformację w mediach tradycyjnych i społecznościowych, Waszyngton próbuje zamknąć publiczność w kraju i za granicą w komorach echa zbudowanych na jego zimnowojennym sposobie myślenia. Niemniej jednak jej stary podręcznik nie ma już zastosowania w dzisiejszym świecie, w którym prawda i wielobiegunowość przeważają nad kłamstwami i hegemonizmem.

Mając obsesję na punkcie wtrącania się w sprawy wewnętrzne innych krajów, Stany Zjednoczone nie potrafią zrozumieć, dlaczego chińskie przedsiębiorstwa i inwestycje za granicą nadal prosperują: ponieważ Chiny zawsze przestrzegały zasad szeroko zakrojonych konsultacji, wspólnego wkładu i wspólnych korzyści we współpracy z innymi krajami i powstrzymuje się od ingerencji wewnętrznej.

Tymczasem załóżmy, że Waszyngton ma nadzieję na stworzenie pewnej przewagi konkurencyjnej dla swoich inwestycji zagranicznych. W takim przypadku powinna udzielać wzajemnie korzystnych pożyczek krajom rozwijającym się, zamiast skupiać się wąsko na własnych interesach i wydawać pieniądze na zhańbienie Chin.

Między planem infrastrukturalnym zaproponowanym przez Chiny a wersjami przez Stany Zjednoczone i Unię Europejską wiele krajów o niskich i średnich dochodach preferuje chińskie inwestycje, ponieważ kraje bogate, które postrzegają kraje rozwijające się jako kraje o wysokim ryzyku i niskich zyskach, często stawiają uciążliwe warunki które opóźniają realizację projektu i zwiększają koszty, zgodnie z niedawnym artykułem w magazynie The Diplomat.

Podejście Chin jest inne: opowiadają się za krajami rozwijającymi się iw ten sposób uzyskują ich poparcie.

W obliczu narastającej retoryki przeciwko Chinom prezydent Zimbabwe Emmerson Mnangagwa powtórzył, że inwestycje z tego azjatyckiego kraju są mile widziane.

Ponadto w badaniu stanu Azji Południowo-Wschodniej 2020 przeprowadzonym przez singapurski ISEAS-Yusof Ishak Institute, w którym przeprowadzono wywiady z około 1300 respondentami z państw członkowskich Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej, większość respondentów z siedmiu krajów 10 krajów regionalnych.

Finansując dziennikarstwo jako narzędzie polityczne, Waszyngton stał się największym wrogiem wolności prasy, a jego propaganda ma się rozmnażać w nadchodzących latach. Po prostu nie kupuj tego. Element końcowy

(Reporterzy Xinhua Cao Kai i Zhang Yuliang w Harare również przyczynili się do tej historii)




https://english.news.cn/20220223/b049e3e13e9e4e539a69aa2e861db43c/c.html


https://www.polonianews.com/?fbclid=IwAR2OYbaFUR9N8z2soc2OCYASShttRSTnHoFrbQtJ_MgDv4_ma0gO-iqgeeU





poniedziałek, 17 stycznia 2022

Ciche dramaty

 


już w 2020 roku zwracałem uwagę, że na fb niespotykany wysyp nekrologów

ta zbitka - infopandemia i zgony - są niepokojące

a do tego jeszcze policja z ich odblaskami i mandatami czy remonty dróg - wynoszenie jedni wyżej niż była, kopanie wokół drogi rowów o 4-6 metrowej głębokości - kiedyś się jeździło swobodnie na takiej trasie i pomimo nierówności kierowca czuł się bezpiecznie, a teraz strach od samego patrzenia





przedruk

Region. W 2021 Roku Z Mapy Polski „Zniknęły” Dwa Miasta: Gdańsk I Sopot. Czego Najbardziej Obawiamy Się W Roku 2022?


17 stycznia 2022 Kurier Kaszubski


Sytuacja gospodarcza wywiera wpływ nie tylko na kondycję przedsiębiorstw i pozycję ekonomiczną rodzin, ale także na psychikę obywateli i stan zagrożenia ich codziennego bytu. Z przeprowadzonych przez różne sondażownie badań wynika, że nie Covid spędza nam sen z powiek, ale rosnąca drożyzna, inflacja i niepewność ekonomiczna.

Chińczycy wypracowali unikalny schemat przechodzenia ze stanu zagrożeniu bytu do zwycięstwa gospodarczego, i być może dlatego są już drugą gospodarką świata, a w roku 2026 mają być pierwszą. Polacy do kryzysu podchodzą trochę inaczej, wyrażając różne obawy i często poddając się przeciwnikowi, czyli obostrzeniom, inflacji i niepewności jutra. Stąd m.in. rekordy samobójstw, których liczba w ostatnich latach przekracza 5 tys. rocznie. Inną kwestią było „zamknięcie służby zdrowia” i ponad 120 tys. tzw. nadmiarowych zgonów. Do tego doszło zjawisko nieznane obecnym pokoleniom, czyli częściowe lub całkowite „zamknięcie gospodarki”, przymusowa izolacja i związane z tym poczucie osamotnienia. Ciekawym zatem zagadnieniem są obawy i niepokoje Polaków co do najbliższej przyszłości.

Podwyżki cen na pierwszym miejscu

Z przeprowadzonego w grudniu 2021 r. sondażu przez europejską firmę ankieterską United Surveys wynika, że największe obawy Polaków co do sytuacji w roku 2022, wzbudzają podwyżki cen produktów i usług. Obawę taką wyraził co trzeci badany. Co ciekawe kolejne 30 proc. Polaków, obawia się sporów na tle politycznym. Chodzi o relacje z UE i w dalszej kolejności z Rosją. Dopiero na czwartym miejscu znalazły się obawy przed nasileniem pandemii Covid-19. Spora grupa, bo aż 8,5 proc. wyraziła obawę o wyższe podatki. Podobne wnioski wynikają z badań agencji badawczej SW Research. Ponad 42 proc. Polaków wyraziło zaniepokojenie wzrostem cen i swoją sytuacją ekonomiczną. 15 proc. wskazało na rozwój pandemii i co ciekawe aż 11 proc. Polaków boi się wybuchu wojny między Rosją a Ukrainą.

Źle na lokalnych „podwórkach”

Tymczasem w poszczególnych regionach Polski, w tym na Kaszubach, trwają ciche dramaty przedsiębiorców i pracowników, którzy na skutek lockdownów i innych problemów związanych z okresowym „zamykaniem” gospodarki, zmagają się z problemami nieznanymi jeszcze dwa lata temu. Urzędy Statystyczne odnotowują coraz więcej zawieszanych lub likwidowanych działalności gospodarczych i mniejszy przyrost nowych podmiotów. Księgowi nie są w stanie odnaleźć się w chaosie nowych przepisów podatkowych i masowo rezygnują z doradzania mikroprzedsiębiorcom. Ci w wielu przypadkach  nie potrafią odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Sami też prognozują pogorszenie koniunktury gospodarczej a przewaga pesymistów nad optymistami wynosi już ok. 15 proc.

Kolejny rok wzrostu zgonów

 W 2021 roku z mapy Polski „zniknęły” dwa miasta: Gdańsk i Sopot, gdyż zanotowano w Polsce 505 tys. zgonów, o 100 tys. więcej niż w przedpandemicznym roku 2019. Ostatnie miesiące obarczone są ok. 13 tys. zgonów tygodniowo, podczas gdy w latach 2018-2019 było to ok. 8 tys. Co ciekawe zasiłek pogrzebowy ustanowiony został na poziomie 4 tys. zł jeszcze w roku 2011 i rząd nie widzi potrzeby jego podwyższenia, w przeciwieństwie do drastycznych podwyżek mandatów za wykroczenia drogowe.

Policjanci mogą nakładać mandaty idące w tysiące złotych za zwykłe, niegroźne zagapienie a obywatele coraz mniej widzą w nich kogoś, kto może podać pomocną dłoń. Generalnie co do roku 2022 panuje atmosfera umiarkowanego niepokoju, daleka od sytuacji niedawnego boomu gospodarczego, kiedy to Polska nazywana była tygrysem Europy.

BM


http://kurierkaszubski.eu/region-w-2021-roku-z-mapy-polski-zniknely-dwa-miasta-gdansk-i-sopot-czego-najbardziej-obawiamy-sie-w-roku-2022/?fbclid=IwAR1sRVVXGy_3gVEW4L64TwmggAeJYlZWCV7Ls0-mXoo1XYUQrwwHd6nITrE







poniedziałek, 17 maja 2021

Masz prawo zwymiotować

 

Wątek powstał w ramach tekstu Bachus, ale zasługuje na osobne potraktowanie.

W tekście powyższym będzie też o polowaniu na ludzi, albo już jest.

----------------


A jak to się stało, że TW Bolek trafiał odpowiednie sumy w totka, akurat wtedy, gdy potrzebował pieniędzy??


Duchy mu podpowiedziały??



Wiara w gusła zaczyna przybierać postać przepisów.

Bo jak inaczej nazwać wiarę w to, że odblaski ratują życie?



To jest zrobione w myśl zasady - "Jak się kogoś traktuje, tak on się zachowuje"

Traktowanie wymusza na ludziach określone zachowanie - taka jest psychologia człowieka.

Ponadto zachowanie to dodatkowo wymusza się poprzez ustawowe nałożenie wysokich kar dla nieprzestrzegających tych przepisów.

Ludzie nie chcą łamać prawa, więc będą zakładać odblaski.

Zakładając odblaski nawykowo (bo "wszystko" jest nawykiem) będą stosować się do stwierdzenia: "odblaski ratują życie", "odblaski sprawiają, że jesteś widoczny na drodze" -

 I NIE BĘDĄ SCHODZIĆ Z DROGI WIDZĄC NADJEŻDŻAJĄCE AUTO!

"przecież nikt wam nie zakazał uciekać przed samochodem - kazaliśmy wam tylko nosić plastikowy odblask"


Psychologia.







Ze strony policji:


Pamiętajmy:

1. W czasie złej widoczności, gdy pieszy ubrany jest w ciemną odzież i nie ma na sobie elementów odblaskowych, kierowca dostrzega go z dużym opóźnieniem.

2. W ciemnościach pieszy widzi reflektory samochodu nawet z odległości kilku kilometrów, ale kierowca dostrzeże pieszego dopiero wtedy, gdy zauważy sylwetkę człowieka w zasięgu świateł samochodu.

3. Po ciemku, bez elementów odblaskowych, jesteśmy widoczni z odległości zaledwie 20 – 30 metrów. Jeśli kierowca jedzie prędkością 90 km/h, to nie ma szans na jakąkolwiek reakcję gdy zauważy na swojej drodze pieszego.

4. Jeśli jednak pieszy wyposażony jest w element odblaskowy odbijający światła samochodu, kierowca spostrzeże go już z odległości około 150 metrów, czyli 5-10 razy szybciej ! To może uratować pieszemu życie.



Ja się pytam: a dlaczego mam iść ciemną drogą, gdy jestem niewidoczny, kiedy widzę, że z przeciwka nadjeżdża samochód?

Policja zachowuje się tak, jakby pieszy nie miał rozumu i musiał stać na ciemnej drodze choćby nie wiem co!


Widzę, że jedzie samochód – schodzę z drogi – mam 100% pewności, że we mnie nie uderzy.

Idę drogą i liczę, że kierowca zobaczy odblask – mam 50% szans na to, że we mnie uderzy – po prostu - zobaczy mnie, albo nie...



Po co dywagować – 20-30 metrów, a może 150 metrów...? Niech on sobie jedzie, ja na chwilę mu ustąpię z drogi, nie ma problemu.


Po co to jest?? Co to jest?

Gra w ruletkę?? W rosyjską ruletkę??


Gdyby to były niemieckie służby to bym powiedział – „aha, tradycyjnie pomijają wątki, które są im niewygodne.”


Odblaski nie ratują życia – to co proponuje policja to stwarzanie zagrożenia życia – szczególnie dla najmłodszych, które WSZYSTKO PRZYJMUJĄ NA WIARĘ.


Co ty tak naprawdę wiesz?

Nic - ty tylko myślisz, że wiesz.


Pieszy nie jest w niebezpieczeństwie – no chyba, że zostanie na drodze sądząc, że odblask go obroni przed uderzeniem samochodu, niczym jakaś pole siłowe z Gwiezdnych wojen.


Mnie to przypomina wiarę w talizmany, albo, że czosnek jest najlepszy na wampiry.

Widzieliście kiedyś u Polańskiego albo gdzie - jak facet idzie i trzyma przed sobą warkocz z czosnkiem, a wampir co na niego pędzi – nagle staje jak wryty, a potem ucieka z dzikim wrzaskiem??


Czy odblaski tak właśnie działają na samochody?



Idzie dziecko ciemną zamgloną drogą.


Widzi nadbiegające z przeciwka światła, wyciąga przed siebie rękę z odblaskiem – odważnie stawia kroki i szepce:


 odejdź, odejdź, odejdź....





czwartek, 21 stycznia 2021

Infopandemia - o co chodzi?

 

Soczysty przedruk z Gazety Bałtyckiej.

Domyślam się, że pomyłka w imieniu nieprzypadkowa i ma nawiązywać do mazowieckiego na usługach ub.

Jest to rzeczywiście zastanawiające, że Chiny nie biorą trwałego udziału w infopandemii.

Biorąc nawet pod uwagę fakt, że może chodzić o coś innego niż grypa covid, nawet Chiny winny

 jakoś się asekurować - patrz np. filmy: "Inwazja" z N. Kidman, "Jestem legendą" czy "World War Z..."



Tajemnicza choroba i ustawa 447. O co tak naprawdę chodzi?

Wiele wskazuje na to, że jednym z niewielu krajów, które praktycznie nie odczuły tego, co na świecie nazwano pandemią koronawirusa, jest Chińska Republika Ludowo – Demokratyczna.


Od lat zabiegająca o zwiększenie swojego udziału w szeroko rozumianej gospodarce światowej, o wyrugowanie Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej z roli największej gospodarki świata, światowego hegemona militarnego, jedynego państwa nadzorującego to, co na ziemskim globie jest realizowane. Sądząc po efektach, w realizacji swoich dalekosiężnych (?) planów Chińczycy uczynili znaczący krok naprzód.

To, co nie udało się przy pomocy świńskiej grypy, ptasiej grypy – zrealizowano przy pomocy grypy, której nadano naukową nazwę „covid-19”. Jeśli SARS-CoV-2 był zaplanowaną operacją chińskich służb specjalnych, to chwała im za pomysłowość i sprawność działania. I nagana dla takich służb innych krajów, które nie tylko nie potrafiły przewidzieć Armagedonu przygotowanego przez Chińczyków, ale także nie potrafiły przeciwstawić się jego realizacji.

Gospodarki większości państw świata będą długo jeszcze podnosiły się po wszelkiego rodzaju lockdownach, wyłączeniach, restrykcjach i t.p. Gigantyczne ilości dodrukowanych pieniędzy praktycznie wszystkich walut spowodują znaczący wzrost inflacji. Równoczesne ograniczenie skłonności konsumpcyjnych społeczeństw obu Ameryk, Australii i Europy może na tyle poważnie zachwiać światową gospodarką, że już teraz można zacząć zastanawiać się, co za kilka lat będzie podstawowym środkiem rozliczeniowym pomiędzy poszczególnymi państwami (jeśli te w ogóle pozostaną jako gospodarcze byty).

Na te pytania odpowiedzieć nie sposób. Można zastanawiać się jeszcze, jak niektóre państwa (te poważne, a do tego grona Polski zaliczyć w żaden sposób nie można) będą starały się przekuć sromotną porażkę w sukces (czy to gospodarczy, czy w zakresie zwiększenia kontroli i nadzoru nad ludnością, czy w zakresie współpracy z innymi, równie poważnymi państwami). Pewne symptomy działań w tym zakresie są już widoczne nawet dla przeciętnych ludzi. To tyle jeśli chodzi o ŚWIAT.

Maseczki i respiratory

Teraz POLSKA. Jestem skłonny oddzielić tu działania premiera Tadeusza Morawieckiego od działań pozostałych członków tak zwanej „rady ministrów”. Dlaczego – o tym w dalszej części tekstu. Dla mnie niespotykane jest wyjątkowo szybkie podjęcie przez premiera decyzji o zamrożeniu gospodarki i głębokości tego zamrożenia. W marcu 2020 roku świat dopiero dowiadywał się o tajemniczej chorobie. A nasz premier już zamykał hotele, szkoły, restauracje, zakazywał wchodzenia do lasu, przemieszczania się i tak dalej, i tak dalej. Wszystko to w sytuacji, gdy dosłownie trzy miesiące wcześniej z dumą ogłaszał, że w roku dwa tysiące dwudziestym Rzeczpospolita będzie miała zrównoważony budżet.

Odnoszę wrażenie, że premier wyjątkowo szybko zorientował się (otrzymał informacje?), co będzie się działo i natychmiast skorzystał z okazji, by zagwarantować sobie możliwość wydawania pieniędzy praktycznie bez ograniczeń. Do swych działań zaprzągł niektórych ministrów. Natychmiast rozkwitła ich radosna twórczość. A przy okazji mogliśmy poznać ich wiedzę i umiejętności. W tym drugim zakresie na szczególny podziw zasługują akcje, które ja nazwę symbolicznie: „maseczki i respiratory”. Przy czym jeśli o maseczki chodzi, to mam na myśli nie tylko sposób ich kupowania (przypomnę, po uprzednim upłynnieniu przez Agencję Rezerw Materiałowych znaczących ich ilości z powodu zbliżającego się terminu przeprowadzenia koniecznych badań certyfikujących), ale także sprowadzania (tu wspomnę piękny samolot Mrija) i uzasadniania ich przydatności. W tej roli minister Łukasz Szumowski odegrał rolę zaiste niezapomnianą. Gdyby rzecz dotyczyła aktorstwa, Oscar murowany.

Oczywiście na maseczkach i respiratorach zagadnienie się nie kończy. Prawdziwy biznes realizowany jest na szczepionkach – „nieszczepionkach”. Tak zupełnie na marginesie: informacja rządzących, że „szczepionki” będą bezpłatne – jest nieprawdziwe. Każdy z polskich podatników łoży na nie gigantyczne pieniądze. Tyle jeśli chodzi o umiejętności rządzących.

Łamanie prawa

A teraz kilka słów o wiedzy. Dziś już każdy przeciętny Polak wie, że wprowadzając różnego rodzaju ograniczenia, nakazy i zakazy, rządzący wielokrotnie na przykład złamali zapisy polskiej Konstytucji. Osobiście widzę tylko jedną możliwą przyczynę takich działań. Jest nią gigantyczne, kompletne nieuctwo i brak znajomości obowiązującego prawa. (Jakoś żadna spiskowa teoria dziejów nie przemawia do mojej wyobraźni – mimo, że wiele może wyjaśnić). „Grupa trzymająca władzę”, opanowana dziejową misją naprawiania Rzeczpospolitej albo nie zdaje sobie sprawy ze swoich braków edukacyjnych i ograniczeń wynikających z przepisów hierarchicznego prawa, albo doszła do wniosku, że w realizowaniu owej misji „dla dobra Polski i Polaków” może robić wszystko. I jedna i druga motywacja w zasadzie wyklucza tych ludzi z grona rządzących. Mam głębokie przekonanie, że społeczeństwo potwierdzi to stanowisko w czasie najbliższych wyborów.

Ten brak wiadomości i niechęć (niemożność) ich zgłębiania dał się zauważyć już przy próbie odwołania przed upływem kadencji Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego. Zakazy przemieszczania się (wprowadzane kolejnymi rozporządzeniami) tylko potwierdziły stan prawniczej wiedzy (lub szacunku dla zapisów ustawy zasadniczej) w kręgach rządzących. Do szczególnie śmiesznych, ale i strasznych chwil doszło, gdy premier rządu publicznie oświadczył, że „bez zmian legislacyjnych” (to takie retoryczne „obejście” sformułowania – bez zmiany Konstytucji) nie można skutecznie ograniczyć prawa do swobodnego przemieszczania się, a dwie godziny po nim jego ministrowie dalej stwierdzali, że policja będzie takie ograniczenia egzekwowała.

Tu pozwolę sobie na kolejne niewielkie wtrącenie. Jeśli ktoś będzie posiadał umiejętności pana Antoniego Macierewicza (tego od wyjaśniania katastrofy smoleńskiej), to może szybko wysnuć wniosek, że: kwarantannę można podciągnąć pod pozbawienie wolności bez wyroku sądu, zakaz wychodzenia z domu w celach innych niż dla zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych – również, pozbawienie młodzieży do szesnastego roku życia możliwości wychodzenia z domu bez opieki dorosłych w okresie na przykład ferii – można zakwalifikować jako sprowadzenie powszechnego zagrożenia zdrowia dużej grupy ludności, że nakaz zasłaniania nosa i ust można zakwalifikować jako – zakazane w Konstytucji – tortury lub (również zakazane) nieludzkie, niegodne traktowanie.

Metoda przekazywania decyzji administracyjnych drogą krótkich wiadomości tekstowych nie jest przewidziana w polskim prawie. Nie ma w nim również żadnych zapisów pozwalających wprowadzać jakiekolwiek ograniczenia, zakazy lub nakazy drogą informacji przekazywanych przez premiera w czasie konferencji prasowych.

Kaczyński jak Gomułka

Niektóre z wymienionych przeze mnie czynów kwalifikują się jako przestępstwa nie podlegające przedawnieniu. I tu kolejna refleksja. Jaka jest w tym wszystkim rola Jarosława Kaczyńskiego? Sięgnę do analogii historycznej. Pan Kaczyński zapewne wzoruje się na Władysławie Gomułce. Nic w tym dziwnego. Najwyraźniej Prezes Prawa i Sprawiedliwości widzi, że tamto państwo było o wiele lepiej zorganizowane niż dzisiejsza Rzeczpospolita.

Niektórzy twierdzili, że pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku ten, wówczas już niemłody „wódz naczelny” PRL-u, był całkowicie odcięty od wiadomości na temat sytuacji panującej w kraju. Ówczesna plotka głosiła, że I sekretarz PZPR na przykład otrzymywał Trybunę Ludu (codzienna gazeta, „organ KC PZPR”) drukowaną specjalnie dla niego na kredowym papierze. Mam wrażenie, że ci, którzy dzisiaj mają łatwy dostęp do „ucha prezesa”, również przekazują mu informacje na takim „kredowym papierze”.

Ustawa 447

Wrócę na chwilę do Prezesa Rady Ministrów. Swoją przewagę intelektualną i w zakresie wiedzy merytorycznej nad większością członków Rady Ministrów pokazał, gdy próbował wycofać się z zapisów rozporządzenia łamiących wprost zapis Konstytucji („godzina policyjna”). Nie wierzę, że Mateusz Morawiecki nie zdaje sobie sprawy ze skutków gospodarczych swoich działań. A w takiej sytuacji pojawia się pytanie – dlaczego to robi? Jakoś dziwnie kojarzy mi się to wszystko z amerykańską ustawą 447.

Wyobrażam sobie na przykład, że praktycznie większość polskich restauracji, hoteli, pensjonatów po prostu splajtuje. Za tanie pieniądze zostanie przejęta (kupiona?) przez organizację typu „narodowy holding nieruchomości”. Za dwa, najdalej za dwa i pół roku władze Rzeczpospolitej w skład rady nadzorczej owego holdingu powołają przedstawicieli wielkiego narodu mieszkającego gdzieś w odległej Palestynie. Skoro pani Kopacz nie udała się „prywatyzacja” lasów państwowych, to może obecnym władzom uda się z innymi nieruchomościami? Wszak temat trzeba w końcu załatwić! Polacy będą mogli przypomnieć sobie stare, przedwojenne porzekadło: „wasze są ulice, nasze – kamienice”. Cóż pozostaje nam?

Mam wrażenie, że najgorszym rozwiązaniem byłoby obrazić się na Polskę, machnąć ręką i ewentualnie wyjechać z kraju. Teraz, gdy państwo jest w kompletnym rozkładzie, gdy skapitulowało na wszystkich frontach, jego obywatele powinni po prostu wziąć się do roboty!

Młodzież powinna rozpocząć proces samokształcenia. Zacząć poszukiwać wiadomości w bibliotekach, czytać klasykę i wartościowe podręczniki. Wymieniać się wiadomościami, dzielić problemami, dyskutować, wyciągać wnioski. Korzystać z wiedzy nauczycieli. Zapewniam, że wśród pedagogów jest wielu, bardzo wielu rzetelnych, z bogatym zasobem wiedzy, chcących ją przekazywać młodszemu pokoleniu. Teraz, gdy państwo jest w upadku, czas upowszechniać postawę tych ludzi, którzy ciągle jeszcze zachowują się zgodnie z naszymi, tradycyjnymi, polskimi wartościami. Dla których etyka, moralność, uczciwość – nie są pustymi hasłami. Wielu takich jest i wśród sędziów, i lekarzy, i profesorów, i dziennikarzy. Po prostu wielu ich jest wśród nas. Trzeba ich pokazywać.

Żeby nie być gołosłownym. Przesłano mi ostatnio wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu w sprawie o sygnaturze II SA/Op 219/20. Polecam wszystkim uzasadnienie do tego wyroku. W tym uzasadnieniu sędziowie w składzie: przewodniczący – sędzia WSA Krzysztof Sobieralski, sędzia WSA (spr). Krzysztof Bogusz, sędzia WSA Elżbieta Kmiecik dokonali całościowej, kompleksowej oceny sytuacji prawnej dotyczącej kar nakładanych w drodze administracyjnej na przedsiębiorców.

Mówiąc wprost, na obecnych regulacjach prawnych, sposobie egzekwowania (a właściwie – próbach wymuszania na obywatelach posłuchu) przez władze „prawa” sędziowie nie zostawili suchej nitki. Ich praca dowodzi, że są niezależnymi sędziami, że znają prawo i potrafią je stosować. Dowiedli także, że w żaden sposób nie można ich zastraszyć. Tak, stawiam wymienionym sędziom Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu swego rodzaju pomnik. Bo to Ich należy stawiać za wzór społeczeństwu. Takich ludzi, Ich działania, Ich postawy należy popularyzować.

Czas przestać „zachwycać się” wszelkiej maści celebrytami, ludźmi władzy, gwiazdkami jednego sezonu polującymi na swoje pięć minut w telewizorze. Oni nie pomogą Polsce ani Polakom, gdy zajdzie potrzeba bronienia naszych swobód i wolności.



I jeszcze słowo o mandatach.


Policjant ma mieć nad nami jeszcze większą władzę! Oto najnowszy pomysł rządzących



Najwyraźniej władza PiS trzęsie się w posadach. Widać to po kolejnych projektach regulacji „prawnych” proponowanych przez poszczególnych funkcjonariuszy tej partii. Cudzysłów nie był przypadkowy! Wiele z przedkładanych propozycji łamie Konstytucję, narusza fundamenty porządku prawnego mającego swe podstawy gdzieś w starożytnej Grecji i Rzymie. Przykład z ostatnich dni jest porażający. Mam na myśli przekazany do Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej projekt „ustawy o zmianie ustawy – Kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia”.



Jedną z ważniejszych zmian proponowanych w tym wiekopomnym projekcie jest zapis pozbawiający obywatela prawa do odmowy przyjęcia mandatu nakładanego przez funkcjonariusza. Oznacza to, że z chwilą wejścia w życie ustawy funkcjonariusz będzie arbitralnie uznawał, że obywatel popełnił czyn karalny (wykroczenie) i będzie mógł go ukarać grzywną. (Jak to enigmatycznie rozszerzają co bardziej „światli” prawnicy, nakładaną w drodze mandatu karnego).

Jak się to ma do zapisu Konstytucji mówiącego o tym, że „każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu”, nawet nie będę się zastanawiał. Jak też nad innymi problemami, które pociągnie za sobą przyjęcie tego projektu (sejmowa większość, posłuszna prezesowi, naczelnikowi, wicepremierowi, posłowi Jarosławowi Kaczyńskiemu niewątpliwie ten dokument przegłosuje, a pan Prezydent Rzeczpospolitej, mocą autorytetu swego długopisu, zatwierdzi go do stosowania).

Widać wyraźnie, że „przewodnia siła narodu” dąży za wszelką cenę do odbudowania Polski silnej jak niegdyś. Zastanawiam się tylko, czy ideałem, do którego prowadzi nas Jarosław Kaczyński, jest Polska wczesnego Władysława Gomułki, czy może raczej późnego Bolesława Bieruta.

Napiszę wprost. Żaden z tych ideałów nie jest godzien ani pożądania, ani polecenia. Ponieważ nie jestem prawnikiem, nie będę się znęcał nad dalszymi prawnymi konsekwencjami, jakie przyjęcie tego potworka może na nas sprowadzić. Ale nie mogę pominąć innych aspektów sprawy.

Pierwszy z nich to wyjątkowe potraktowanie ogółu obywateli Rzeczpospolitej w uzasadnieniu ustawy, dołączonym do projektu. Okazuje się, że zdaniem posłów, autorów projektu, obywatele odmawiający przyjęcia mandatu niejednokrotnie działają w sposób impulsywny i nieprzemyślany. Gratuluję szacunku dla współobywateli.

Inny niezwykle interesujący aspekt sprawy. Zgodnie z projektem obywatel ukarany grzywną w drodze mandatu karnego może odwołać się od tej kary w ciągu siedmiu dni, przedstawiając sądowi wszystkie znane mu dowody  mogące stanowić o jego niewinności bądź bezzasadności nałożenia kary.

W dotychczasowym systemie to policjant, mający do dyspozycji cały aparat państwa, przygotowywał materiały dowodzące, że obywatel popełnił wykroczenie. Miał na to bodaj trzydzieści dni. Jakie możliwości ma w tej sytuacji przeciętny Kowalski. On nawet nie może na ulicy poprosić człowieka, który ewentualnie mógłby świadczyć na jego korzyść, o dokumenty. O przepisach symbolicznie nazwanych RODO nawet nie wspomnę.

Żeby nie było całkiem łatwo, w postępowaniu sądowym odwołujący się, ukarany obywatel, nie może przywoływać nowych dowodów w sprawie chyba, że dowody te nie były mu znane w dacie złożenia odwołania! Kolejne kuriozum: mandat uważa się za odebrany także w razie odmowy odbioru mandatu, odmowy lub niemożności pokwitowania odbioru mandatu przez ukaranego. Wystarczy, że funkcjonariusz sporządzi na mandacie stosowną adnotację! Jak widać, społeczne przywoływanie funkcjonariuszy do przestrzegania Konstytucji, skutkujące coraz liczniejszymi przypadkami umarzania przez sądy spraw kierowanych do rozpoznania w związku z bezprawnie nakładanymi na ludzi restrykcjami „covidowymi” już się władzy przestały podobać. Czas najwyższy wziąć społeczeństwo krótko za twarz. W związku z tym przypominam mój wcześniejszy pomysł. Pisałem kiedyś o konieczności wprowadzenia „mandatów przedpłaconych”. W sytuacji gospodarczej klęski zgotowanej nam przez rządzących pozwoli to jeszcze przez jakiś czas udawać, że nic się nie stało. A po nas – choćby potop.



Xawery Lopiński



http://gazetabaltycka.pl/promowane/tajemnicza-choroba-i-ustawa-447-o-co-moze-chodzic

http://gazetabaltycka.pl/promowane/policjant-ma-miec-nad-nami-jeszcze-wieksza-wladze-oto-najnowszy-pomysl-rzadzacych


piątek, 15 maja 2020

wot ??





Pijany uciekał przed policją autem bez opon. Miał być na kwarantannie

sobota, 15 kwietnia 2017

Niemiecka policja szuka polskiego kierowcy



Niemiecka policja szuka polskiego kierowcy, który co miesiąc niepotrzebnie płaci za mandat

10 kwietnia 2017, 16:38 | Aktualizacja: 10.04.2017, 16:48
 
 
Policja w Dortmundzie poszukuje mężczyzny, który regularnie co miesiąc przysyła jej po 30 euro tytułem zapłacenia mandatu, choć w żadnym razie nie jest do tego zobligowany. Policjanci pieniądze odsyłają, ale chętnie pozbyliby się tego kłopotu.
Jak informuje agencja dpa, wszystko zaczęło się od mandatu w wysokości 30 euro, wystawionego w styczniu 2016 roku w Dortmundzie polskiemu kierowcy za to, że nie zapiął pasów. Przyjaciel Polaka przesłał policji tę sumę, ale najwidoczniej złożył w banku stałe zlecenie.
REKLAMA
"Punktualnie 22 każdego miesiąca otrzymujemy 30 euro, które nam się nie należy" - informuje dortmundzka policja na Facebooku. Trwa to już ponad rok. Podjęta przez policję próba odwołania stałego zlecenia w banku nie powiodła się, ponieważ właściciel konta, a także jego przyjaciel, który dostał mandat, zmienili miejsce zamieszkania, nie podając nowych adresów.
W tej sytuacji policja prosi w internecie - po niemiecku i po polsku - o pomoc w znalezieniu obu mężczyzn.
Policjanci zapewniają, że dopóki bank będzie realizował owo stałe zlecenie, oni co miesiąc odeślą 30 euro z powrotem.


http://forsal.pl/transport/drogi/artykuly/1034135,niemiecka-policja-szuka-polskiego-kierowcy-ktory-co-miesiac-niepotrzebnie-placi-za-mandat.html
 

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Kompleksowo o "odblaskach" - cała prawda





...bezdomni we Francji protestują przeciwko noszeniu oznaczeń




Uparcie wmawia się ludziom, że nie mają własnego rozumu i nie schodzą z drogi przed nadjeżdżającym samochodem.

Dlaczego nie nagłaśnia się „zejdź z drogi, kiedy nadjeżdża samochód!”?

Co z wypadkami, kiedy pieszy uzbrojony w odblask idzie odważnie drogą, a samochód i tak go potrąca? Ustawodawca przewiduje jakieś kary dla siebie?

>>Jeśli dojdzie do wypadku, całkowitą lub częściową winą za to może zostać obciążony pieszy.
Firmy ubezpieczeniowe w takich przypadkach z pewnością będą starały się uniknąć wypłacenia pieszemu odszkodowania lub będą dążyć do zmniejszenia jego kwoty przekonując sąd, że poszkodowany sam przyczynił się do powstania wypadku.<<


Jeżeli ktoś chce nosić odblaski - niech je nosi.
Ale nie można do tego ludzi zmuszać ustawowo.

Bezdomni protestują przeciwko noszeniu oznaczeń

4 gru,12:50 Media

Władze Marsylii wpadły na wyjątkowo kontrowersyjny pomysł. Chcą, aby wszyscy bezdomni nosili przypięte na ubraniu karty zdrowia oznaczone widocznym, żółtym trójkątem.

Intencja projektu wydaje się jak najbardziej szczytna. Gdy ktoś wzywa karetkę do nieprzytomnego bezdomnego, czesto nie wiadomo nie tylko jak osoba się nazywa, ale również jaką ma grupę krwi, na co choruje lub na co jest uczulona. To znacznie utrudnia pomoc, ponieważ podanie niektórych leków bez posiadania takich informacji może być groźne dla zdrowia i życia.

Stąd pomysł, by bezdomni nosi przypięte do ubrania karty zdrowia, na których będą zawarte powyższe informacje. Ma być tam również rubryka na temat chorób przewlekłych, na przykład AIDS. Aby ratownicy mogli szybko odnaleźć karę, ma być dodatkowo oznaczona widocznym żółtym trójkątem.

Bezdomni stanowczo zaprotestowali. Przeciwnicy pomysłu zauważają, że żółte trójkąty bardzo silnie kojarzą się z gwiazdami, które w czasie II wojny światowej nosili Żydzi.


Na podstawie: http://www.rmf24.pl/



Tymczasem w Polsce władza znakuje obywateli, aż furczy.



Są już mandaty za brak odblasków. Jesienią lepiej o nich pamiętać

2014.10.29 10:58 wp.pl
Wraz z końcem sierpnia wprowadzony został obowiązek noszenia odblasków przez pieszych poruszających się po zmroku poza terenem zabudowanym. Nowe przepisy nie określiły kwot mandatów, które można otrzymać za brak takich elementów. Tę kwestię zweryfikowało jednak życie. Mundurowi zaczęli egzekwować przepisy i już wiadomo, jakie kary można otrzymać za swoje zaniedbanie. Pierwsza poważna fala takich kar nastąpi w dzień Wszystkich Świętych. Policjanci nie będą stosować taryfy ulgowej wobec odwiedzających nocą cmentarze zlokalizowane poza terenem zabudowanym.


Nocą, czy po zmroku? Nocą, bo lepiej brzmi, co z tego, że bezsensu, bo kto chodzi nocą na cmentarz?

Ale jest i dobra informacja – odwiedzający po zmroku, ale nie nocą będą mieli zapewnioną taryfę ulgową...
Czy autor artykułu świadomie bełkocze, czy po prostu już tak ma?


Wypadki z udziałem pieszych są ogromnym problemem na naszych drogach. Pod względem ich liczby Polska okazuje się najgorsza spośród państw Unii Europejskiej.


Przyglądamy się uważnie...

Poniższe tabele pochodzą z opracowania KG Policji pt.: „Wypadki drogowe w Polsce w 2013 r.”


Nie ma pozycji „brak odblasku”.



Zabici w wypadkach na poboczu drogi, czyli kwalifikujący się pod „brak odblasku” - 14 zabitych, 114 wypadków.

Jak widać chodnik i droga dla pieszych wcale nie zapewniają większego bezpieczeństwa niż pobocze.

Oto zapobiegliwość i skuteczność policji – 38 milionom ludzi napluto w twarz traktując ich jak nierozumne orangutany, nie umiejące skojarzyć „ jedzie na mnie samochód, lepiej zejdę mu z drogi...”



Czy ta tendencja spadkowa ma związek z odblaskami?

Dlaczego policja, zamiast na serio zajmować się problemem wypadków, straszy obywatela mandatami?

Pod tabelą czytamy:

„Liczba wypadków na przejściach dla pieszych malała od 2001 do 2010 roku, w 2011 roku liczba ta wzrosła o 105, a w 2012 w porównaniu z 2011 rokiem ponownie zmniejszyła się o 70.
W 2013 roku liczba wypadków na przejściach dla pieszych wzrosła o 58, co budzi niepokój, gdyż przejście dla pieszych w swej istocie gwarantować powinno tym uczestnikom ruchu bezpieczne przekroczenie jezdni. Jednakże w wielu przypadkach sami piesi wchodzą na przejście bezpośrednio przed pojazdem.”

Bo taka jest natura ludzka – nieobliczalna. Człowieka nie da się wcisnąć w przepisy i nie można traktować ludzi wbrew ich naturze. Ludzie niemądrzy, nie ustępujący przed samochodem zawsze się znajdą – i trudno. W imię uratowania życia ludzkiego nie można wszystkich traktować jak bandy osłów, nie można podejmować decyzji za niego, bo to by oznaczało, że człowiek ma być tylko automatem płacącym podatki i stosującym się do przepisów.
No, chyba że o to właśnie chodzi tym, którzy stoją za tym pomysłem...

Oznaczyć Polaków jak bydło i zmusić do słuchania się władzy, czyli poddania się widzimisię jakiegoś tępego szkopa z abw.




Ogółem zabitych we wszystkich wypadkach to 3357 osób (100% wypadków).
Pobocze – 3,3 % wszystkich wypadków – 222 zabitych, z czego piesi „bez odblasku” to 14 osób.

Zabici w wypadkach z udziałem pieszych „bez odblasku” to 0,42% wszystkich wypadków.




Co ta władza naprawdę robi dla poprawienia bezpieczeństwa życia obywateli?






Co jest przyczyną tendencji spadkowej?


Może po prostu lepsze drogi??
Ilość i stan dróg poprawia się z każdym rokiem.





Największy wpływ na bezpieczeństwo na drogach ma jakość dróg i ilość tych lepszych dróg.

Odblaski - dla dzieci i dla chętnych, a nie jako obowiązek.



ciąg dalszy artykułu:

Sytuację ma poprawić obowiązujące od końca sierpnia prawo, w myśl którego pieszym poruszającym się po zmroku wzdłuż dróg i na poboczach poza terenem zabudowanym, postawiono wymóg posiadania elementu odblaskowego.

Posłowie, którzy byli pomysłodawcami tej zmiany przepisów, postanowili nie ustalać kwot mandatów grożących za niedopełnienie obowiązku. Ich zdaniem miało to dowodzić, że zmiana ma raczej propagować bezpieczne zachowanie niż zmuszać Polaków do kolejnej czynności pod groźbą kary.
 
Okazało się jednak, że takie skonstruowanie prawa sprawiło, że policjanci za brak odblasku mogą nakładać mandaty w całej rozpiętości dopuszczonej w naszym kraju wysokości, a więc od 20 do 500 złotych. Jakiej kary należy więc spodziewać się za złamanie nowego przepisu?

Policjanci wręczają pierwsze mandaty za brak odblasków. Ich kwoty nie zaskakują. 46-letni mieszkaniec gminy Nowy Tomyśl ubrany na czarno, który poruszał się drogą wojewódzką W-307, otrzymał mandat na kwotę 50 zł. Mundurowi wzięli pod uwagę to, że szedł prawidłową stroną jezdni. Sto złotych będzie musiał wysupłać dziewiętnastolatek, który nie tylko był ubrany od stóp do głów na czarno, ale też poruszał się nieprawidłową stroną jezdni. Kwoty te można najprawdopodobniej uznać za reprezentatywne i takich kar należy się spodziewać w razie braku odblasku poza terenem zabudowanym.
Trzeba jednak pamiętać, że mandat może okazać się niejedyną konsekwencją złamania przepisu. Jeśli dojdzie do wypadku, całkowitą lub częściową winą za to może zostać obciążony pieszy. Firmy ubezpieczeniowe w takich przypadkach z pewnością będą starały się uniknąć wypłacenia pieszemu odszkodowania lub będą dążyć do zmniejszenia jego kwoty przekonując sąd, że poszkodowany sam przyczynił się do powstania wypadku.

I co? Podoba się??

Policja z pewnością będzie egzekwować nowy przepis. Szczególny nacisk na posiadanie odblasków mundurowi kłaść będą jednak jesienią i zimą. To wówczas dochodzi do największej liczby wypadków z udziałem pieszych. Należy spodziewać się, że pierwsza poważna fala mandatów nadejdzie w dniu Wszystkich Świętych.
- Pierwszy listopada jest dniem, kiedy wiele osób odwiedza groby swoich bliskich, także wieczorem, po zapadnięciu zmroku - mówi rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski. - To też czas, kiedy ofiarami wypadków często padają właśnie piesi. Idąc na cmentarze, ubieramy się w rzeczy ciemne; bez odblasków na terenie słabo oświetlonym jesteśmy dla kierowców praktycznie niewidoczni - zaznaczył.

Może więc lepiej schodzić z drogi?
To takie proste, ale jakoś pan policjant jakby na to nie wpadł...

- Będziemy na to zwracać szczególną uwagę. Pamiętajmy, że w pobliżu cmentarzy i na cmentarzach będzie dużo patroli policji. Nie stawiajmy policjanta w sytuacji, gdy sami wchodzimy mu niemal „pod nos” bez elementu odblaskowego. Grozi za to mandat, ale najważniejsze jest oczywiście bezpieczeństwo pieszych - dodał rzecznik.
Wygląda na to, że 1 listopada policja nie będzie stosować taryfy ulgowej. Należy więc wcześniej zaopatrzyć się w odpowiednie opaski bądź kamizelki. Jak podkreślają policjanci, po zmroku pieszy ubrany w ciemny strój jest widoczny przez kierującego autem z odległości około 40 metrów. Natomiast pieszy, mający na sobie elementy odblaskowe, staje się widoczny nawet z odległości 150 metrów. - Te dodatkowe metry pozwalają kierowcy wyhamować i bezpiecznie ominąć pieszego.

Niestety, wciąż wiele osób myśli, że w światłach reflektorów samochodu widać ich tak dobrze, jak oni widzą auto. Tak nie jest - dodał Sokołowski.

A więc pan Sokołowski doskonale zdaje sobie sprawę, że to pieszy winien schodzić z drogi, a nie kierowca.

- Pieszy powinien iść lewą stroną jezdni. Jeśli wzdłuż jezdni jest pobocze, powinien na nie zejść, widząc samochód. Jeśli wzdłuż drogi jest chodnik, korzystajmy z niego. Nie przechodźmy przez jednię w miejscach do tego niewyznaczonych. Nawet jeśli wchodzimy na przejście dla pieszych, upewnijmy się, czy coś nie jedzie. Pasy są oczywiście miejscem, które z punktu widzenia pieszych jest szczególnie chronione, ale w zderzeniu z autem pieszy nie ma żadnych szans - podsumował rzecznik.
Policja apeluje również do kierowców, by w pobliżu przejść dla pieszych szczególnie uważali. Wymijanie auta, które zatrzymało się przed przejściem dla pieszych, jest jednym z najpoważniejszych i najwyżej punktowanych wykroczeń. Grozi za nie 10 punktów karnych i 500 zł mandatu. Zachowujmy się właściwie. Jeśli widzimy kogoś na przejściu, zatrzymajmy się, a nie starajmy przejechać tuż przed nim.
Źródło: Policja, PAP
tb/sj/tb, moto.wp.pl


Sypią się mandaty dla pieszych za brak odblasków. Nawet 500 zł

1 listopada 2014
1 Wiadomości Pikio

Piesi, którzy nie mają odblasków masowo dostają mandaty, średnio w wysokości 100 złotych. Skończył się okres „taryfy ulgowej” i rzadko można już liczyć na pouczenie. 
W pierwszych tygodniach po wejściu sierpniowych przepisów, policjanci stosowali głównie pouczenia. Teraz za brak odblasków poza terenem zabudowanym piesi są karani nawet mandatami w wysokości pół tysiąca złotych.   Według rmf24.pl wysokość mandatu nie jest jednak określona w taryfikatorze, może być wielokrotnie wyższa niż za wtargnięcie na jezdnię i sięgnąć nawet trzech tysięcy złotych.
Jednakże, Krzysztof Bujnowski, naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji przekonuje, iż najwyższe mandaty są stosowane rzadko i   to policjant decyduje, kiedy brak odblasku faktycznie mógł doprowadzić do zagrożenia.

MÓGŁ.

Naczelnik podkreślił, że podczas jesiennej, deszczowej pogody reflektory pojazdów gorzej oświetlają pieszych, a zjawisko to określa jako „wsiąkanie świateł w jezdnię”.  ??? pierwsze słyszę  Światła są mniej skuteczne i widoczność zmniejszona jest do czterdziestu metrów.

Według policji, najlepiej nosić elementy odblaskowe na nodze, gdyż podczas ruchu odblask bardziej przyciągnie uwagę kierowcy.

Nawet kierowcy rajdowi przyznają, że piesi poruszający się bez odblasków czy latarek dają niewielkie szanse kierowcom na manewr ominięcia. Dzięki odblaskom pieszy jest widoczny nawet z dwustu metrów, a kierowca ma znacznie dłuższy czas na reakcję.

Pieszy ma znacznie więcej czasu na reakcję, bo pierwszy widzi i słyszy auto z co najmniej 200m.

Do niedawna obowiązek noszenia odblasków idąc drogą po zmroku miały dzieci poniżej 15 roku życia. Od 31 sierpnia obowiązek ten dotyczy wszystkich. - Pieszy może dostać mandat od 20 zł do 500 zł - mówi sierż. szt. Paweł Szczepański. W przeciągu ostatniego miesiąca policjanci wlepili za to wykroczenie ponad 4000 mandatów. Kamizelka nie kosztuje dużo, a może uratować pieszego zarówno przed niebezpieczeństwem ze strony samochodów, jak i przed kosztownym spotkaniem z policjantami.

Autor: Rafał Mądry
Agencja foto: Super Express
Publikacja: 13.11.2014 08:57


Nawet 3 tys. zł kary za brak odblasku

Piątek, 31 października (06:55)
 Wysokość mandatów za najpowszechniejsze wykroczenia określa załącznik do rozporządzenia premiera.   Jednolite dla wszystkich kary za przewinienia pieszych na drodze nie przekraczają 100 złotych. Przykładowo: za przebieganie przez jezdnię 50 złotych, za wchodzenie na nią spoza pojazdu lub innej przeszkody ograniczającej widoczność - 100. Wprowadzony do kodeksu drogowego w ubiegłym roku, a obowiązujący od 31 sierpnia przepis, zobowiązujący pieszych do noszenia po zmroku i poza obszarem zabudowanym elementów odblaskowych nie został jednak ujęty w taryfikatorze.  Policjanci mogą więc za jego złamanie wnioskować o kary znacznie wyższe - do 3 tysięcy.

Intencją ustawy wprowadzającej nakaz noszenia odblasków wcale jednak nie miało być ściąganie mandatów. Chodziło o ograniczenie liczby ofiar wypadków, edukację pieszych i stopniowe dochodzenie do stosowania sankcji. Podczas I czytania projektu na posiedzeniu komisji infrastruktury w maju ubiegłego roku wyraźnie mówiła o tym reprezentująca wnioskodawców pos. Krystyna Łybacka: Nie proponuję żadnych konsekwencji z tytułu nieposiadania elementów odblaskowych przez osoby poruszające się po drodze po zmierzchu. Nie proponuję żadnego karania mandatami. Nie. Tylko dobra praktyka.

Podobnie wypowiadał się reprezentujący rząd ówczesny wiceminister infrastruktury Tadeusz Jarmuziewicz: Ryzykowne jest odwoływanie się tylko do zdrowego rozsądku egzekwujących prawo, ale w tym przypadku bym zaryzykował. Praktyka obecna jest taka, że raczej jest to pouczenie lub zwrócenie uwagi. Proszę zauważyć, że tej kary nie ma w taryfikatorze.

Przyjęty ostatecznie przez Sejm tekst nowelizacji nie zawiera sankcji za naruszenie przepisu o obowiązku posiadania odblasków. Legislatorzy zwracali wprawdzie uwagę, że i tak do karania można będzie użyć art. 97 kodeksu wykroczeń, mówiącego o naruszeniu innych przepisów kodeksu drogowego i karze do 3 tysięcy złotych, jednak te wątpliwości rozwiewał przedstawiciel policji.

Na lipcowym posiedzeniu komisji ekspert w Biurze Prewencji i Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji dopytywany przez posłów o ewentualne mandaty za naruszenie nakazu noszenia odblasków mówił: Wszystko zależy od tego, czy to wykroczenie umieścimy w taryfikatorze i w jakiej wysokości zostanie określona wysokość mandatu karnego i to będzie obowiązujące dla funkcjonariuszy prawo.
Chwilę później Mariusz Wasiak wyraźnie zadeklarował: Jeżeli zostanie to zaakceptowane jako czyn konkretnie zabroniony, to kara w określonej wysokości będzie dotyczyła naruszających przepisy. Na pewno pokusimy się o staryfikowanie, tak, jak wiele wykroczeń wobec pieszych zostało staryfikowanych i dowolności nie będzie.

Taryfikator mandatów w ruchu drogowym został zaktualizowany w październiku 2013, już po uchwaleniu ustawy. Obietnica KGP złożona przed posłami nie została dotrzymana - w jego części, dotyczącej ruchu pieszych stawki mandatu za naruszenie nowego przepisu nie ma.

Zgodnie zatem z przestrogami Biura Legislacyjnego policjanci nie tylko - wbrew woli autorów ustawy - mogą nakładać za brak odblasków mandaty, ale też mogą to robić w znacznie bardziej dowolny sposób. I robią to.

Mandaty i logika

W ciągu dwóch miesięcy działania nowych przepisów za brak elementów odblaskowych nałożyliśmy prawie 500 mandatów karnych - mówi Inspektor Marek Konkolewski z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji - najczęściej były niewysokie, w przedziale od 20 do 500 złotych.

Kiedy zwracam uwagę na niedorzeczność sytuacji, w której pieszy, który wbiega na jezdnię spoza zasłaniającej kierowcom widoczność przeszkody karany jest wg taryfikatora mandatem 100 złotych, a ktoś, kto nie ma opaski odblaskowej dostaje mandat 500 złotych, inspektor odpowiada:
Z punktu widzenia logiki może ma pan rację. Ale nie wyobrażam sobie ukarania mandatem 500 złotych pieszego, który idzie lewą stroną drogi i nie mając elementu odblaskowego nie stwarza przy tym konkretnego, realnego niebezpieczeństwa.

Policjanci najczęściej wciąż stosują w sprawie braku odblasków pouczenia, rozdali też kilkaset tysięcy opasek odblaskowych. Jak zapewnia Konkolewski, mandaty karne stosowane są tylko w wyjątkowych przypadkach, jednak ponieważ nie ma ich w taryfikatorze - wysokość kary określają sami policjanci, dostosowując jej wymiar indywidualnie do każdego popełniającego wykroczenie.

Posłowie zbulwersowani

Zupełnie nie o to chodziło! - denerwuje się sytuacją sprawozdawca projektu w Sejmie, Leszek Aleksandrzak - nie chodziło o łatwe podnoszenie statystyk policji i karanie, tylko o działania edukacyjne, prewencję i w efekcie doprowadzenie do spadku liczby ofiar wypadków na drodze. Na początku  działania policji  miały się ograniczać do  instruowania, pouczania i propagowania noszenia elementów odblaskowych, a nie karania.

Na wiadomość o nakładaniu za brak odblasków mandatów i ich wysokości poseł reaguje natychmiast: Wystąpię do ministra spraw wewnętrznych z zapytaniem i prośbą o wyjaśnienie tej sytuacji. I jednak pouczenie policji, że cel tej ustawy był zupełnie inny. Policja zobowiązywała się, że to zostanie ujęte w taryfikatorze - przypomina kolejny planowany etap działania nowych przepisów. Jeżeli wciąż w nim tego nie ma, dopytam również, dlaczego to nie zostało zrealizowane – dodaje.


Odblaski z mandatami

Opublikowano: Wtorek 02 września 2014

Mają poprawić bezpieczeństwo na drogach i wszyscy są do tego przekonani, lecz odblaski, bo o nich mowa, od 1 września są w Polsce obowiązkowe, a za ich brak grożą wysokie mandaty w kwocie nawet 500 złotych.

Wymóg dotyczy poruszających się poza terenem zabudowanym o zmroku. Odblaski trzeba zakładać w widocznym miejscu, najlepiej na ręce lub nodze. Do ich posiadania w widocznym miejscu będą zobligowani wszyscy piesi znajdujący się na drogach po zmroku poza terenem zabudowanym.

Do 31 sierpnia taki obowiązek miały jedynie dzieci do 15. roku życia. Odblasków nie będą musieli nosić idący nocą po chodniku lub drodze przeznaczonej wyłącznie dla pieszych, a także poruszający się w strefie mieszkalnej.

Nowy przepis wszedł w życie 31 sierpnia 2014 roku i podzielił polskie społeczeństwo.
Z jednej strony wywołuje zadowolenie kierowców, którzy przestaną się obawiać potrącenia zauważonego w ostatniej chwili człowieka, z drugiej jednak powoduje silny sprzeciw pieszych.
Przeciwnicy nowej regulacji argumentują, że wychodząc z domu jeszcze za dnia i nie planując powrotu nocą nie będą zabierać ze sobą kamizelki odblaskowej lub innych odblaskowych elementów.

Gdy w 2013 roku posłowie ustanawiali obecnie wchodzący w życie przepis ich działaniu przyświecało przede wszystkim promowanie bezpiecznych zachowań. Nie ustalono więc żadnej kary, jaka groziłaby pieszym poruszającym się bez odblasków.
Teraz, paradoksalnie, policjanci będą mogli karać w ramach art. 79 kodeksu wykroczeń. Artykuł ten mówi, że każdy uczestnik ruchu łamiący inne przepisy kodeksu drogowego lub wydane na jego podstawie może zostać ukarany grzywną. W tym wypadku mogą być to kwoty od 20 do 500 zł. Wypisywanie mandatu dziecku w kwocie 500 zł może wydawać się trudne do wyobrażenia, ale jest w obecnej sytuacji możliwe.

Marek Konkolewski z Komendy Głównej Policji uspokaja, że w pierwszych dniach obowiązywania przepisów policja nie będzie nakładać mandatów, ale pouczać i doradzać. "Nie chcę straszyć mandatami karnymi" – mówi policjant. W sklepach i na stacjach benzynowych najczęściej spotykane są żółte kamizelki. W niektórych sklepach można znaleźć wiele akcesoriów z użyciem elementów odblaskowych, które można przyczepić do odzieży. Ich cena waha się od kilku do kilkunastu złotych.

Do tej pory o zaletach noszenia odblasków przekonywano w ramach kampanii społecznych, m.in. akcji "Bądź widoczny, bądź bezpieczny", a elementy odblaskowe rozdawano za darmo. W akcję angażowało się wielu znanych artystów z polskiej sceny muzycznej oraz aktorów. W ramach kampanii odbywało się wiele specjalnych prelekcji w szkołach, podczas których dzieci otrzymywały odblaski za darmo.
Komentarze


19:40 02 września 2014 | -3
magtic
no i sie polaczki doczekali, jak za okupanta, niedługo każdy będzie miał numer na przedramieniu….

12:14 03 września 2014 | -1
Barbapapa
Mam nadzieję że to żart…
...no bo co ma numer (rozumiem w jakimś stopniu ewidencyjny) z obowiązkowym odblaskiem(dla wszystkich jednakowym) gdy się z konieczności, bo poza terenem zabudowanym, człowiek znajduje na drodze przeznaczonej dla samochodów (i to jedynie po zmroku gdy go poprostu nie widać do momentu kiedy nie jest za późno by go ominąć)...

12:34 03 września 2014 | 0
magtic
już niedługo każdy pieszy poza terenem zabudowanym będzie zobowiązany do posiadania gaśnicy i apteczki. Za niemanie, 500 zeta…
PS: Czy Nadleśnictwo będzie zakładać odblaski na fartuszek saren?

16:19 03 września 2014 | -1
Barbapapa
OK. To może jeszcze wytłumacz nam dlaczego tak sądzisz…

18:57 03 września 2014 | 1
magtic
nie sądze, sprzeciwiam sie.  Jestem przeciw kompletnej ingerencji państwa w życie jednostki. Polska jest państwem opresyjnym i uciskowym, każde następne rozporządzenie jest wymierzone przeciwko obywatelowi tego posranego kraju.

23:11 02 września 2014 | -2
olek
Teraz juz Polak noca swieci slepiami z glodu….

00:58 03 września 2014 | 2
Winnetou, Wielki Wodz Apaczow
W sasiednim kraju trwa wojna domowa. Wydawaloby sie, ze w tej sytuacji duperele powinne zejsc na dalszy plan a rzad zajmie sie rozbudowa i unowoczesnianiem armii. Ale jak widac polska klasa urzednicza zyje w innej rzeczywistosci i ma inne problemy. Zamiast kombinowac jak przesunac srodki w budzecie aby bylo wiecej pieniedzy na wojsko zajmuje sie wydawaniem ukazow w sprawie noszenia mundurkow odblaskowych.

Kisiel pisal za komuny o rzadzacej Polska dyktaturze ciemniakow. Niestety - POlska nadal rzadza ciemiacy. Pod pewnymi wzgledami gorsi niz za Gomulki, ktory byl czlowiekiem ograniczonym ale przynajmniej potrzeby posiadania przez Polske silnej armii nie kwestionowal.

12:27 03 września 2014 | -2
Barbapapa
Szczerze mówiąc to nie można się dziwić, że taki odblask będzie w Polsce obowiązkowy. Kiedy się czyta wpisy pod artykułami i człowiek zaczyna sobie zdawać sprawę jaki poziom umysłowy i jaki stopień codziennej aplikacji logiki prezentuje 35% społeczeństwa, to powoli nie ma się wątpliwości że sami z siebie ci ludzie mają problem by się nie pakować w różne niebezpieczne sytuacje…
xxx
Jak ktoś przykładowo chce by Kaczyński rządził ich krajem, nawet mimo pokazu infantylności w latach 2005-07 ( a dzisiaj ma tylko tych samych i gorszych kandydatów do współrządzenia) to wiadomo że ma skłonności masochistyczne…
Myślę że rząd by nie wprowadzał “obowiązku” noszenia tych odblasków gdyby półmózgowa część społeczeństwa zagrażała tylko samym sobie. Jednak na drodze zagraża poprostu innym, normalnym współuczestnikom ruchu.
PS

Dla półmózgów wyjaśnię , że - przykładowo - kierowca w osatniej chwili może (nawet odruchowo) starać się ominąć bezmyślnego pieszego( tego bez odblasku poza miastem czy wsią , po zmroku) i doprowadzić do wypadku…
Taki debil (winowajca,bez odblasku) poszedł by pewnie sobie dalej czy nawet uciekł( no bo przecież skorumpowany lub nastawiony przez Platformersów przeciw niemu-PiSowcowi-sędzia by go skazał za współudział, a on niewinny…)
Taki kierowca być może z całą rodziną umierałby w rozbitym samochodzie z winy popiepszeńca podobnego do tych co im przeszkadza wprowadzenie mądrego rozporządzenia jak opisywane w artykule…czy takim co uważają, że nie na rządzeniu a na obronie przed “Ruskimi” powinien się dzisiaj skupić rząd…