Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą archeologia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą archeologia. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 31 października 2023

Przemoc w różnych epokach

 




Uzyskane dane pozwoliły badaczom określić pewien trend: 

w najdawniejszych czasach (w neolicie, czyli ok. 9000–4500 lat p.n.e.) poziom przemocy międzyludzkiej był bardzo niski. 


Ludzie zamieszkiwali wtedy głównie małe, rozproszone wioski. Kiedy zaczęli się organizować w większe osiedla i pierwsze scentralizowane państwa, a więc 

w chalkolicie (około 4500–3200 p.n.e.), liczba urazów gwałtownie wzrosła, szczególnie w Mezopotamii. 


Kolejny okres dziejów to zauważalny spadek poziomu przemocy - sytuacja taka utrzymywała się od wczesnej (ok. 3200-2100 p.n.e.) aż do środkowej (ok. 2100-1500 p.n.e.) epoki brązu. Ponownie trend odwrócił się w późnej epoce brązu (ok. 1500-1200 p.n.e.) i w epoce żelaza (ok. 1200-400 p.n.e.), kiedy częstość urazów wzrosła w stosunku do wczesnej epoki brązu, choć nadal była niższa niż w chalkolicie.

Co ważne - podkreśla polski archeolog w artykule, który zamieścił na blogu Archeowiesci.pl - trend ten wygląda bardzo podobnie w różnych częściach Bliskiego Wschodu, choć ogólna częstość urazów była wyraźnie niższa w Mezopotamii, a wyższa w Anatolii oraz Iranie.





przedruk:



Przemoc jako element ludzkiej natury badał bioarcheolog z UW


13.10.2023



Poziom przemocy wśród dawnych ludzkich społeczności na obszarze Bliskiego Wschodu bardzo wahał się na przestrzeni dziejów i zależał od uwarunkowań życia społecznego w poszczególnych epokach. Badaniami tego zjawiska zajął się międzynarodowy zespół z udziałem bioarcheologa z UW.


W skład zespołu wchodzili dr hab. Arkadiusz Sołtysiak z Wydziału Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz historycy ekonomii - dr Giacomo Benati z Universitat de Barcelona i prof. Jörg Baten z Eberhard Karls Universität Tübingen. Przeprowadzili oni szeroką analizę śladów przemocy międzyludzkiej na Bliskim Wschodzie, czyli w regionie, w którym najwcześniej na świecie pojawiły się rolnictwo, osiadły tryb życia oraz rozwinięte państwa. Wyniki ustaleń naukowców zostały opublikowane w czasopiśmie „Nature Human Behaviour”.

„Biorąc pod uwagę, że dane dotyczące zabójstw są dostępne tylko dla nowszego okresu dziejów, znaczna część historii ludzkości pozostaje poza naszym zasięgiem - piszą autorzy w swojej publikacji. - Dokumentując różnice we wzorcach przemocy w rozległej skali czasowej i geograficznej, w niezwykle bogatym kontekście historycznym, poszerzamy perspektywy wczesnej historii człowieka”. Jest to również, jak podkreśla dr Sołtysiak, bardzo interesujące z punktu widzenia rozważań o tym, jaka jest pierwotna ludzka natura oraz jaką rolę odegrała przemoc w rozwoju ludzkiej cywilizacji.

Dlatego zespół badaczy przeanalizował dane o urazach czaszki w zbiorze ponad 3500 szkieletów odnalezionych w różnych regionach Bliskiego Wschodu: w Turcji, Iranie, Iraku, Syrii, Libanie, Izraelu, Jordanii. Wszystkie one datowane były na różne okresy między 12000 a 400 lat p.n.e.

Skupiono się na czaszkach, które zostały uszkodzone powyżej tzw. linii kapeluszowej (ang. hat-brim line), czyli na wysokości wyznaczanej przez rondo typowo założonego kapelusza. W nauce przyjmuje się bowiem, że urazy powyżej tej granicy mają pochodzenie czynne (są wynikiem celowego uderzenia), natomiast poniżej - bierne (są wynikiem wypadku).

Dodatkowo naukowcy przebadali inne części szkieletów pod kątem śladów obrażeń związanych z użyciem broni. „Jeśli tylko dysponujemy odpowiednio liczebnymi zbiorami szkieletów, jesteśmy w stanie oszacować poziom przemocy w różnych dawnych grupach ludzkich na podstawie częstości urazów wynikających z użycia broni. Zwłaszcza ciosy zadane bronią ręczną o tępej lub ostrej krawędzi mogą zostawić charakterystyczne ślady na kościach, przede wszystkim na sklepieniu czaszki” – tłumaczy naukowiec z UW.

Uzyskane dane pozwoliły badaczom określić pewien trend: w najdawniejszych czasach (w neolicie, czyli ok. 9000–4500 lat p.n.e.) poziom przemocy międzyludzkiej był bardzo niski. Ludzie zamieszkiwali wtedy głównie małe, rozproszone wioski. Kiedy zaczęli się organizować w większe osiedla i pierwsze scentralizowane państwa, a więc w chalkolicie (około 4500–3200 p.n.e.), liczba urazów gwałtownie wzrosła, szczególnie w Mezopotamii. Kolejny okres dziejów to zauważalny spadek poziomu przemocy - sytuacja taka utrzymywała się od wczesnej (ok. 3200-2100 p.n.e.) aż do środkowej (ok. 2100-1500 p.n.e.) epoki brązu. Ponownie trend odwrócił się w późnej epoce brązu (ok. 1500-1200 p.n.e.) i w epoce żelaza (ok. 1200-400 p.n.e.), kiedy częstość urazów wzrosła w stosunku do wczesnej epoki brązu, choć nadal była niższa niż w chalkolicie.

Co ważne - podkreśla polski archeolog w artykule, który zamieścił na blogu Archeowiesci.pl - trend ten wygląda bardzo podobnie w różnych częściach Bliskiego Wschodu, choć ogólna częstość urazów była wyraźnie niższa w Mezopotamii, a wyższa w Anatolii oraz Iranie.

„Rozważania nad skłonnością społeczności do przemocy powinny przede wszystkim brać pod uwagę okoliczności - uważa dr Sołtysiak - Ludzie mogą być mniej skłonni do agresji zarówno wtedy, kiedy państwo nie kontroluje ich zachowania, jak w neolicie, jak i wówczas, gdy istnieje silne państwo pilnujące porządku, jak w epoce brązu. Z analiz wynika, że stosowanie przemocy staje się bardziej powszechne w czasach zwiększonego poziomu stresu, czy to związanego z pojawieniem się nowych instytucji, które jeszcze nie mają wypracowanych sposobów rozładowywania napięcia społecznego związanego z gwałtowną urbanizacją, jak w chalkolicie, czy z upadkiem instytucji, jak w epoce żelaza”.

Naukowcy doszli do wniosku, że ponieważ częstość urazów ani nie spadała, ani nie wzrastała systematycznie w czasie, oznacza to, że poziom przemocy międzyludzkiej mniej zależy od samego postępu cywilizacyjnego, a bardziej od konkretnych uwarunkowań kształtujących życie społeczne w poszczególnych epokach.

Pierwsi rolnicy - pisze badacz na Archeowiesci.pl - żyli w małych, spójnych, do pewnego stopnia izolowanych grupach, które nie musiały konkurować między sobą o zasoby. Kiedy jednak liczba ludności znacznie wzrosła i zaczęły powstawać pierwsze państwa, zaczęło dochodzić do większych napięć społecznych, które mogły skutkować dramatycznym zwiększeniem poziomu przemocy, zarówno wewnątrz nowych państw, jak i między nimi. W miarę rozwoju państwowości pojawiły się instytucje, np. o charakterze policyjnym, pozwalające stopniowo ograniczać przemoc wewnątrz społeczeństw; pilnujące porządku w miastach. Choć nadal prowadzone były wojny, armie zostały w dużym stopniu sprofesjonalizowane, co również znacznie ograniczyło ryzyko urazów u obywateli niebędących żołnierzami.

Po koniec późnej epoki brązu zaczęło jednak dochodzić do poważnych kryzysów, wynikających m.in. z masowych migracji z zewnątrz regionu oraz napięć wewnętrznych. Wiele ówczesnych potęg upadło bądź doznało mocnego osłabienia. „Ten kilkusetletni okres zamętu opisywany jest w źródłach jako czas konfliktów między mieszkańcami miast i pasterzami, ale też niestabilnej sytuacji w samych miastach, gdzie osłabienie lub wręcz upadek centralnej administracji na pewno skutkował zmniejszeniem poczucia bezpieczeństwa” - pisze dr Sołtysiak.

Jego zdaniem jedno jest pewne: głównym czynnikiem sprzyjającym zmniejszaniu poziomu przemocy było istnienie silnej władzy centralnej, która dysponowała odpowiednimi instytucjami (sądy, siły o charakterze policyjnym) zapewniającymi spokój społeczny.

Jednak, jak podkreślają autorzy publikacji, istnieje jeszcze jeden - poza wstrząsami społeczno-gospodarczymi - czynnik, który może wpływać na poziom przemocy interpersonalnej; jest nim zmieniający się klimat. Badania ujawniły bowiem, że np. 300-letnia susza, która miała miejsce w badanym okresie i przyczyniła się do masowych migracji oraz powszechnego głodu, także wiązała się z zauważalnym zwiększeniem częstości urazów głowy wśród ludności.

Odkrycie to jest o tyle znaczące, że aktualnie Ziemia także znalazła się w trudnej sytuacji klimatycznej. Wielu ekspertów obawia się, że postępujący wzrost temperatur nasili konflikty na świecie. Współautor omawianego badania dr Giacomo Benati uspokaja jednak, że nasze czasy dość mocno różnią się od przeszłości. „Istnieją dowody na to, że ekstremalne zjawiska klimatyczne mogą wpływać na poziom konfliktów - mówi. - Ale prawdą jest również to, że (…) gdy istnieją instytucje zdolne do ograniczania przemocy, konflikty mogą sprawnie zostać zażegnane".(PAP)

Katarzyna Czechowicz



Przemoc jako element ludzkiej natury badał bioarcheolog z UW | Nauka w Polsce






niedziela, 13 sierpnia 2023

Sarkofag

 


Dzisiaj w nocy ok. 00:30 obudził mnie dziwny dźwięk, jakby szum, który trwał dłuższą chwilę, zakończony innym dźwiękiem.


Dźwięk zmieszał się z muzyką Milesa Davisa (chyba ostatni utwór na "At Montreux" - Decoy ),  którą zapuściłem do snu, więc trudno cokolwiek konkretnego o nim powiedzieć - czy to był dźwięk na zewnątrz, czy w głowie.

Kojarzy się, jakby coś pomiędzy skanerem w mojej drukarce, a urządzeniem MRI.

Zaraz potem krótkie szarpnięcie za serce.



Może powód jest trywialny, a może straszny.



Notatkę zapisuję z kronikarskiego obowiązku.







wtorek, 2 maja 2023

Sztylet w Krasnymstawie.


A ile jeszcze rzeczy odnajdziemy, które każą nam przepisać historię na nowo?
To tylko kwestia czasu.



przedruk






Sensacyjne odkrycie na Lubelszczyźnie. Znaleziono broń sprzed tysięcy lat




W lesie pod Krasnymstawem w województwie lubelskim odnaleziono sztylet z brązu. Może mieć nawet 3,5 tysiąca lat.

Znaleziska dokonał 23 kwietnia Grzegorz Rękas, członek Stowarzyszenia Historyczno-Poszukiwawczego „Wolica”, które ma pozwolenie na prowadzenie poszukiwań archeologicznych. Wojciech Werus z tego samego stowarzyszenia powiedział PAP, że wracali z poszukiwań z wykrywaczami metali, kiedy na niego natrafili. Był zakopany płytko, kilka centymetrów pod ziemią. Wcześniej szukali artefaktów z czasów I i II Wojny Światowej i nie spodziewali się, że znajdą coś takiego. W pobliżu nie leżały żadne inne przedmioty. Kierownik chełmskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Lublinie Paweł Wira przyznał, że znaleziska dokonano w miejscu nieznanym dotychczas archeologom.

Znaleziony sztylet został wykonany z brązu. Ma ok. 16 cm długości, a jego szerokość wynosi od 4 cm w najszerszym miejscu do ok. 0,5 cm w najwęższym. Jest w dobrym stanie, jego krawędzie nie noszą śladów zużycia. Wira ocenił, że powstał w epoce brązu, między 1600 – 1300 r.p.n.e., co oznacza, że ma ok. 3,5 tysiąca lat. Do Polski dotarł najprawdopodobniej wraz z jego twórcami, którzy przemieszczali się znad Dunaju na północ w celach osiedleńczych.




Konserwator zapowiedział, że poszukiwania w miejscu znaleziska będą kontynuowane. Dodał, że sam sztylet zostanie przekazany do Muzeum Regionalnego w Krasnymstawie. Zauważył, że jego wartość materialna nie jest zbyt wielka, ale z naukowego punktu widzenia to sensacyjne znalezisko. Na terenie działania delegatury – w powiecie chełnmskim, krasnostawskim i włodawskim – nie odnaleziono dotychczas nic takiego. Podobne zabytki z epoki brązu znajdowano wcześniej na Podkarpaciu i Mazurach, ale w całym kraju jest ich zaledwie kilkanaście.








Sensacyjne odkrycie na Lubelszczyźnie. Znaleziono broń sprzed tysięcy lat – Wiadomości z Polski i Świata – Stefczyk.info






wtorek, 18 kwietnia 2023

Topolno i makaki




przedruk



Zaskakująco podobnie wyglądają narzędzia kamienne, wykonywane przez naszych bardzo odległych przodków i dzisiaj żyjące małpy – opisują naukowcy na łamach pisma „Science Advances”.



Kamienie, których niekiedy używają makaki żyjące w Tajlandii, przypominają niektóre najwcześniejsze narzędzia wykonywane przez ludzi.

Dotąd narzędzia kamienne o ostrych krawędziach identyfikowano wyłącznie z ludzką celową działalnos´cią, która miała wynikać z wyjątkowych cech, wykształconych w toku ewolucji homininów. Okazuje się jednak, że nie jesteśmy pod tym względem wyjątkowi – dowodzą naukowcy z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej Maxa Plancka w Lipsku (Niemcy).

Badacze natrafili na narzędzia kamienne tworzone przez małpy żyjące w Tajlandii. Artefakty przypominają kamienne narzędzia, które dotąd uważano za wyłączne dzieło wczesnych ludzi.

Badania nad makakami prowadzono w Parku Narodowym Phang Nga w Tajlandii. Makaki używają narzędzi kamiennych o ostrych krawędziach do rozłupywania orzechów. Małpy posługują się kamieniami w funkcji młotków i kowadeł. Można natknąć się na ich liczne przykłady w obrębie zamieszkiwanego przez makaki terytorium.



Jak dodaje, używając narzędzi, makaki zarazem tworzą własny zapis archeologiczny, który jest niekiedy nie do odróżnienia od niektórych artefaktów, będących wytworem praludzi.


----------------


styczeń 2023


Sylwestrowe badania, w pobliżu wczesnośredniowiecznego grodziska w Topolnie, podsumowujące miniony rok działalności odkrywczej, członków Bydgoskiego Stowarzyszenia Miłośników Historii Łuczniczka, niespodziewanie zakończyły się bardzo owocnie.


Podczas archeologicznego rekonesansu, na stanowisku pradziejowej osady, znaleziono kolejne i bardzo cenne zabytki, tym razem m.in. ze stopu brązu. Wśród artefaktów znalazły się: ostrze siekierki z brązu, dwie zapinki - tzw. fibule - z II-III wieku, służące do zapięcia starożytnych szat, a także trzy monety z okresu Cesarstwa Rzymskiego.


Badania archeologiczne w Topolnie, z udziałem amatorów – miłośników historii z bydgoskiego stowarzyszenia Łuczniczka, są jednak prowadzone w sposób profesjonalny w ramach społecznego projektu pn.: „Rozpoznanie osadnictwa pradziejowego i historycznego w lewobrzeżnej dolinie Wisły pomiędzy ujściem Brdy i Wdy”
– informuje dr Wojciech Siwiak, z Pracowni Archeologiczno-Konserwatorskiej w Bydgoszczy.


Topolno i położony w pobliżu Topolinek są niedużymi miejscowościami w pobliżu Niewieścina, znajdujące się na trasie między Bydgoszczą a Świeciem, niemal nad brzegiem Wisły. Topolno nad Wisłą, w źródłach archiwalnych, pojawiło się po raz pierwszy w zapisach już w 1239 roku, ale sama historia tych terenów sięga czasów bardziej odległych.

Badania na terenie stanowisk archeologicznych, prowadzone są pod kierunkiem specjalistów z bydgoskiej Pracowni Archeologiczno-Konserwatorskiej i mają charakter profesjonalnych działań wspieranych przez amatorów ze Stowarzyszenia Łuczniczka.

Organizacja zrzesza miłośników historii, a praca pod okiem archeologów w terenie o bogatej historii, stanowi formę aktywności w ramach wolontariatu i realizacji własnego hobby, połączonego z praktycznym wzbogacaniem wiedzy o historii regionu, podczas poszukiwań materialnych śladów danych dziejów.

W Topolnie, na przełomie X i XI wieku funkcjonował gród obronny Pomorzan, po którym pozostałością jest wczesnośredniowieczne grodzisko „Talerzyk". Zachowane do współczesności resztki grodu, swoją nazwę zawdzięczają obecnemu, wyglądowi stanowiska archeologicznego, które z oddali wygląda jak leżący na ziemi wklęsły talerz, z bokami powstałymi po resztkach palisady
– wyjaśnia dr Wojciech Siwiak.


Na ślady tej obronnej architektury, natrafiono już w drugiej połowie XIX w., a w Topolinie i Topolinku odkryto również cmentarzysko pradziejowe. Ciekawostką jest także położone obok grodziska wzgórze Rocha, z nieistniejącą już budowlą sakralną, poświęconą patronowi od zarazy Św. Rochowi. Jak wskazują historyczne przekazy, tamtejsze wzgórze powiązane jest ze starymi wierzeniami pogańskimi, zamieszkałych w tym miejscu Słowian.

W 2022 roku członkowie stowarzyszenia byli w terenie 32 razy. Odnoszone sukcesy w odnajdywaniu historycznych śladów bytności dawnego osadnictwa, zachęcają ich do dalszych poszukiwań. Dodatkowo, radość doświadczonych już amatorów archeologii, wzbudza obecność wśród uczestników badań terenowych, przedstawicieli najmłodszego pokolenia przyszłych odkrywców, którzy towarzyszą im w wyprawach poszukiwawczych – informują w mediach społecznościowych bydgoscy odkrywcy.

Kilkuletnia działalność poszukiwawcza, wzdłuż lewego brzegu Wisły i okolicy grodziska, sięgająca 2018 roku, pozwoliła zebrać grupie wolontariuszy – miłośników historii, kierowanej przez dr. Siwiaka, znaczną ilość śladów pobytu dawnych mieszkańców regionu – wywodzących się z Kultury Łużyckiej, Celtów, Gotów i Pomorzan. Sami nazywają swoje zbiory „Skarbem spod 'Talerzyka'”.


Zbiór artefaktów, po sylwestrowych pracach, liczy już 173 części. Obok odkrytej ostatnio 3500 lat liczącej siekierki z brązu, mamy osiem zapinek – fibul - przypisywanych osadnictwu Gotów, a także wiele monet rzymskich i innych, tzw. siekańców (pociętych na części monet – przyp. red.) oraz monet z X wieku pochodzących nawet z dalekiego Bagdadu. Wśród zgromadzonych eksponatów jest kilkadziesiąt monet datowanych na okres od XV do XX wieku oraz podobna liczba guzików.













„Podjęta w ostatni dzień starego roku wyprawa archeologiczna do Topolina, dla członków Bydgoskiego Stowarzyszenia Miłośników Historii Łuczniczka, była udana, gdyż udało się odnaleźć skarb – siekierkę sprzed około 3500 lat” – podkreśla dr Siwiak.



Wszystkie artefakty, znalezione w Topolnie przez członków Stowarzyszenia „Łuczniczka”, najprawdopodobniej trafią do Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy. Jesteśmy bardzo ciekawi tego rzadkiego znaleziska, gdyż jest ono znaczące, zwłaszcza ostrze siekierki z brązu, pochodzące z pewnością z naszego regionu. Dzięki temu będziemy mogli podjąć badania na temat pradawnej metalurgii na Pomorzu i Kujawach, szczególnie po tej stronie Wisły. Zagadką do zbadania będzie, czy jest to miejscowa produkcja z okolic Topolna, czy też wyrób pochodzący z przeciwnej strony Wisły z okolic Chełmna
– wyjaśnia Józef Łoś z działu archeologicznego Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy.



Kiedy i gdzie trafią eksponaty, zadecyduje Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Toruniu – Delegatura w Bydgoszczy. Praktyką dotąd było, iż tego rodzaju eksponaty odkryte w pobliżu Bydgoszczy, po opracowaniu i skatalogowaniu przez pracownię archeologiczną, zazwyczaj trafiały do bydgoskiego Muzeum Okręgowego.

Znalazcy tak cennych eksponatów są dumni ze swojej działalności i liczą na dalsze sukcesy w odkrywaniu historii Pomorza i Kujaw. Już teraz planują kolejne wyprawy w okolice Niewieścina, Grabówka, czy Sławęcinka koło Inowrocławia, aby wzbogacić swoje zbiory i wiedzę na temat dawnych dziejów regionu. Wszystko zależy teraz od prac rolnych na polach, dlatego muszą dopasować się również do planów miejscowych gospodarzy – rolników.




-----------------



Jak wskazują historyczne przekazy, tamtejsze wzgórze powiązane jest ze starymi wierzeniami pogańskimi, zamieszkałych w tym miejscu Słowian.


Oj, dziwnie to brzmi....


ze starymi wierzeniami pogańskimi


czy nauka rozróżnia, nowsze i starsze wierzenia pogańskie?
raczej powinno być:  ze starymi wierzeniami - pogańskimi

albo bez "starymi" albo bez "pogańskimi"


tylko, że....


zamieszkałych w tym miejscu Słowian.

to jest bardzo dziwne - brzmi zupełnie jak: "ten Polak" o czym już pisałem


jakby Słowianie to nie my - i wtedy to "starymi" pasuje właśnie do tego zwrotu o Słowianach, a nie do pogańskiej wiary


Chętnie bym się też dowiedział, jakie to historyczne przekazy wskazują, bo takowych nie znam. Na pewno istnieją przypuszczenia naukowców co do tego ( i niekoniecznie trafione, bo na kult nie ma stricte żadnych dowodów), ale historyczne przekazy ??


mamy tu zbitkę:

Jak wskazują (coś wskazuje, że... )



historyczne 
stare

Słowianie



zupełnie jakby dotyczyło: starych historycznych czasów, kiedy tu jacyś Słowianie mieszkali


jak o kimś obcym, czyli  "ten Polak"... 





Zwracam uwagę: chodzi o miejscowości Topolinek i Topolno







A dr Siwiak mówi "do Topolina", czyli używa nazwy Topolin albo Topolino.
To zapewne przejęzyczenie...




















piątek, 24 lutego 2023

Siekierka szynowa typu Tautušiaų





Podczas rodzinnego spaceru po lesie pięciolatek znalazł siekierkę z epoki brązu

26 listopada 2022


Rodzina z pięcioletnim synem wybrała się na spacer do lasu. Wzięli wykrywacze metali. Znaleźli siekierkę z epoki brązu. Nie jest to ich pierwsze znalezisko. - Wykopaliśmy już mausera i naboje oraz średniowieczny grot. Za każdym razem towarzyszą nam niezwykłe emocje, bo nigdy nie wiadomo, co może być pod ziemią - mówi Karolina Siodłowska, mama Kuby.


"Baza źródłowa dla badań nad bronią obuchową z terenu Lubelszczyzny wzbogaciła się o kolejny niezwykle cenny egzemplarz. Sensacyjnego odkrycia dokonała rodzinna grupa poszukiwaczy - w lesie, w rejonie jeziora Mytycze położonego w pobliżu Ostrowa Lubelskiego. Znaleziony zabytek wykazuje cechy formalne i stylistyczne, które pozwalają identyfikować go z epoką brązu. Jest to siekiera z brązu, którą datować można na około połowę ostatniego tysiąclecia przed naszą erą" - poinformował w komunikacie Lubelski Wojewódzki Konserwator Zabytków.








Zabytek odkryto za pomocą wykrywacza metali na terenie kompleksu leśnego w miejscowości Rozkopaczew w gminie Ostrów Lubelski. Dokonała tego rodzina z pięcioletnim synem.

- Zawsze chciałam mieć wykrywacz metali. Kilka lat temu dostałam taki na urodziny i wtedy zaczęliśmy z mężem i synem "penetrować" lasy w poszukiwaniu "skarbów" - opowiada Karolina Siodłowska, odkrywczyni, mama Kuby.

Jakiś czas temu ponownie wybrali się do lasu z wykrywaczami metali. - Mąż i syn swoim małym wykrywaczem namierzyli sygnał i wyciągnęli siekierę - wspomina pani Karolina.







"Obie siekiery wykonane zostały najprawdopodobniej ze stopu miedzi z cyną. Powierzchnie siekier pokryte są zielonkawo-szarą patyną. Na powierzchni egzemplarza z Rozkopaczewa widoczne są miejscowe wżery. Zabytki posiadają bardzo zbliżone wymiary i proporcje. Ich cechą wspólną są szerokie, łopatkowe ostrza, trzony masywne z szerokimi dwoma podniesionymi brzegami, tępo kończone obuchy. Na brzegach obu wyrobów dostrzec można wyraźne szwy odlewnicze, co świadczy o ich wytworzeniu w matrycy, glinianej lub woskowej" - opisuje Lubelski Wojewódzki Konserwator Zabytków.



Wstępna analiza obu zabytków pozwala już teraz identyfikować je z epoką brązu.

"Broń tego rodzaju łączona jest z kręgiem kultury wschodniobałtyjskiej. Obie siekiery można uznać jako wyroby importowane, pochodzące prawdopodobnie z terenu północno - wschodniej Polski lub Litwy i datować je można na III-IV okres epoki brązu" - wyjaśnia Lubelski Wojewódzki Konserwator Zabytków.


- Sami byliśmy zaskoczeni znaleziskiem. Do tej pory przeszukiwaliśmy miejsca, w których wiedzieliśmy, że trwały tam działania wojenne. Udało nam się trafić na mausera i 700 sztuk amunicji, a okazuje się, że w takich miejscach można też wykopać średniowieczny grot, a nawet siekierkę z epoki brązu - cieszy się pani Karolina.


Jak podkreśla, wszystkich znalezisk dokonują legalnie, po uzyskaniu wcześniejszej zgody od konserwatora zabytków na przeszukanie terenu z wykrywaczem metali.



"To wyjątkowa rzadkość"

Jak informują w komunikacie eksperci, powyższy typ metalowych siekier posiada liczne analogie znalezisk z terenu południowej i wschodniej strefy Morza Bałtyckiego. 

"Na obszarze Polski południowej i wschodniej siekiery typu Tautušiaų nadal jednak stanowią wyjątkową rzadkość. W literaturze przedmiotu panuje pogląd, że zbyt silne rozszerzenie ostrza, specyficzne dla tego typu metalowych siekierek, nie ułatwiało zastosowania tych form do pracy. Wyraźna staranność i estetyka wykonania, wydaje się być natomiast charakterystyczną cechą siekierek reprezentacyjnych, używanych jako broń, bądź przeznaczonych do celów kultowych. Przedmioty te, z uwagi na użyty do ich wytworzenia materiał i na funkcję, musiały przedstawiać w ówczesnej epoce bardzo wysoką wartość materialną" - podkreśla Lubelski Wojewódzki Konserwator Zabytków.



Odkryta w Rozkopaczewie siekiera zostanie przekazana do Muzeum Narodowego w Lublinie, w którym znajduje się okaz z Radzica Starego.


----

2023

Niebywałe odkrycie w gminie Prostki.




















https://tvn24.pl/ciekawostki/rozkopaczew-poszli-na-rodzinny-spacer-dokonali-sensacyjnego-odkrycia-piecioletni-kuba-z-rodzicami-wykopali-siekierke-z-epoki-brazu-6226480


https://gazetaolsztynska.pl/910680,Niebywale-odkrycie-w-gminie-Prostki-Wykopali-skarb.html


niedziela, 5 lutego 2023

Na poddaszu Tudor Manor

 

przedruk

tłumaczenie automatyczne



Tysiące rzadkich artefaktów odkrytych pod deskami podłogowymi na poddaszu Tudor Manor



Wśród znalezisk są rękopisy prawdopodobnie używane do odprawiania nielegalnych mszy katolickich, fragmenty jedwabiu i ręcznie pisana muzyka





Nora McGreevy

Korespondent17 sierpnia 2020 r


Podczas gdy większość Anglii była zamknięta z powodu pandemii COVID-19, archeolog Matt Champion pracował samotnie w Oxburgh Hall , otoczonej fosą rezydencji Tudorów w Norfolk.

W ramach projektu renowacji dachu o wartości 6 milionów funtów (około 7,8 miliona USD) robotnicy po raz pierwszy od wieków podnieśli deski podłogowe na poddaszu posiadłości. Sondując zagłębienia pod deskami opuszkami palców w rękawiczkach, Champion spodziewał się znaleźć brud, monety, kawałki gazet i śmieci, które wypadły przez szczeliny. Zamiast tego odkrył prawdziwą skarbnicę ponad 2000 przedmiotów pochodzących z XV wieku.

Skrytka jest jednym z najbardziej niezwykłych „podpodłogowych” znalezisk archeologicznych, jakie kiedykolwiek dokonano w posiadłości National Trust , mówi brytyjska organizacja zajmująca się dziedzictwem w oświadczeniu . Razem obiekty oferują bogatą historię społeczną dawnych mieszkańców dworu.

Wśród znalezisk są gniazda dwóch dawno wymarłych szczurów, które zbudowały swoje domy ze skrawków Tudorów i gruzińskich jedwabi, wełny, skóry, aksamitu, satyny i haftowanych tkanin, donosi Mark Bridge dla Timesa .


Stworzenia ponownie wykorzystały około 450-letnie fragmenty odręcznej muzyki i części książki. Pewien budowniczy znalazł niedawno resztę tomu – względnie nienaruszoną kopię Psalmów Kynge'a katolickiego męczennika Johna Fishera z 1568 roku – w dziurze na strychu.






Inny pracownik odkrył rzadki przedmiot w gruzach pod jednym z okapów strychu. Zgodnie z oświadczeniem, zespół współpracował z Jamesem Freemanem , specjalistą od średniowiecznych rękopisów z Biblioteki Uniwersyteckiej w Cambridge, aby zidentyfikować 600-letni fragment pergaminu, wciąż lśniący złotymi liśćmi i jasnoniebieskim atramentem, jako część Psalmu 39 łacińskiej Wulgaty.

„Użycie niebieskiego i złotego dla mniejszych inicjałów, zamiast bardziej standardowego niebieskiego i czerwonego, pokazuje, że wyprodukowanie tej książki byłoby dość drogie” – zauważa w oświadczeniu kuratorka National Trust, Anna Forrest .

Dodaje, że mały rozmiar strony wskazuje, że była to prawdopodobnie część Księgi Godzin lub przenośnego modlitewnika przeznaczonego do użytku osobistego.

„To po prostu najwspanialsza rzecz, a znalezienie jej dosłownie w kupie gruzów jest prawdopodobnie… no cóż, to z pewnością coś niespotykanego dla National Trust” — mówi Forest Markowi Brownowi z „ Guardiana ” 






Brytyjski szlachcic Sir Edmund Bedingfeld zbudował dwór w 1482 roku, donosi BBC News . Jego potomkowie mieszkają w domu do dziś.

Bedingfeldowie , jako pobożni katolicy, zostali poddani ostracyzmowi ze względu na swoją wiarę , zwłaszcza po wstąpieniu na tron ​​Elżbiety I w 1558 roku. Rok po wniebowstąpieniu protestanckiej królowej, sir Henry Bedingfeld odmówił podpisania aktu ujednolicenia , który zakazał katolickiej mszy, według oświadczenie.

W okresie elżbietańskim wielu duchownych katolickich było więzionych, torturowanych i zabijanych . Według „Timesa” Bedingfeldowie ukrywali duchownych w tajnej „ księżywej norze ” w swoim domu i uczestniczyli w tajnych mszach . Religijne artefakty odkryte na strychu mogły być wykorzystywane do tych nielegalnych usług.







.

Naukowcy odkryli również niewielkie fragmenty, które prawdopodobnie pochodzą z wydania hiszpańskiego romansu rycerskiego z 1590 r., Starożytna, słynna i honorowa historia Amadis de Gaule . W oświadczeniu trust zauważa, że ​​katolicy często czytają hiszpańskie romanse, które zawierały odniesienia do mszy i innych katolickich tematów w czasie prześladowań.

Inne znaleziska na strychu – przede wszystkim pudełko czekoladek – pochodzą z II wojny światowej. Biorąc pod uwagę fakt, że pudełko zawiera wszystkie opakowania, ale nie zawiera cukierków, zespół sugeruje, że ktoś mógł schować pudełko po zjedzeniu ukrytej uczty. Archeolodzy odkryli również wojenne paczki papierosów Woodbine i skrawki gazet.






„[I]naprawdę wydaje mi się, że [te artefakty] rzucają światło na świat Bedingfeldów sprzed wieków” — mówi Forrest w rozmowie z „ Timesem” . „Mówi nam, w co się ubierali, co robili w wolnym czasie, co czytali, być może nawet jaką muzykę grali. To niesamowite."

W rozmowie z BBC News kurator zauważa, że ​​artefakty spędziły dziesięciolecia spoczywając pod grubym kurzem i warstwą wapiennego tynku, który wyciągał wilgoć z powietrza i pomagał „idealnie” zachować delikatne fragmenty papieru.

Jak mówi Russell Clement , dyrektor generalny Oxburgh Hall w oświadczeniu: „Te znaleziska znacznie wykraczają poza wszystko, czego się spodziewaliśmy”.

Dodaje: „Obiekty te zawierają tak wiele wskazówek, które potwierdzają historię domu jako rekolekcji pobożnej rodziny katolickiej, która przez wieki zachowała swoją wiarę. … To budynek, który powoli oddaje swoje tajemnice. Nie wiemy, na co jeszcze możemy się natknąć – lub co może pozostać ukryte, aby przyszłe pokolenia mogły je ujawnić”.
















https://www.smithsonianmag.com/smart-news/thousands-rare-artifacts-discovered-underneath-attic-floorboards-tudor-manor-180975578/?utm_medium=social&utm_source=facebook&utm_campaign=editorial&utm_term=2%2F4%2F2023&utm_content=archival&fbclid=IwAR1_-5VHsPbV8XKrkbRLun_Cy5XGZUscitUm7GbSZ81DVUqHM4OsXampRDI




poniedziałek, 21 listopada 2022

Bukowa Góra





przedruk



Tegoroczne odkrycia na Bukowej Górze w województwie śląskim robią wrażenie. - Nie można tego porównać do niczego dotąd znanego w Polsce - mówi archeolog Dariusz Rozmus, który prowadzi wykopaliska.










Rejon badań znajduje się na rozległej Bukowej Górze, na wysokości 357-366 metrów n.p.m. Niedaleko Ujejsca, położonej na uboczu dzielnicy Dąbrowy Górniczej. Góra już z daleka robi wrażenie. Jest cała w lesie bukowym. To jedyne miejsce w Polsce, gdzie rośnie wilczomlecz pstry i wyblin jednolistny. Ale nie przyroda, a przeszłość sprawia, że jest wyjątkowa.

Paweł Czado: Spacerujemy po wyjątkowym miejscu. Rok 2022 rok wiele zmienił w postrzeganiu Bukowej Góry.

Dariusz Rozmus, archeolog*: - Drugiego takiego miejsca w Polsce nie ma. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś podobnego. Początkowo tego nie rozumieliśmy. Teraz wiemy, że od 11 tysięcy lat istniało tu osadnictwo. Występowały różne kultury, nienakładające się na siebie. Okazało się, że ta góra przyciągała ludzi przez kilkanaście tysięcy lat. Ci, którzy przychodzili widzieli ślady poprzedników, musieli dostrzegać, że to święte miejsce.

Jak dotarliście do tego odkrycia?

- Kiedy pojawiliśmy się tutaj, od razu byliśmy bardzo zdziwieni. Pierwotnie uznaliśmy, że skupiska skalne na Bukowej Górze nie mogą być dziełem przyrody. Ludzie, spacerując po górze nie zwracali na nie szczególnej uwagi. Pod nosem mają Jurę Krakowsko-Częstochowską. Trudno zauważyć, że nie występuje tu wapień, lecz dolomit i że takie formy nie są powszechne na Wyżynie Śląskiej.

To doprowadziło do kolejnych wniosków?

- Od razu zauważyliśmy, że kształty i formy głazów zalegających wierzchołek są niezwykłe. Już ich wstępne badania pozwalały przypuszczać, że głazy te były obrabiane ludzką ręką. Po badaniach nie mamy już wątpliwości, że stawiali je w taki sposób ludzie. To oni ociosywali głazy w rejonie szczytu.


Ale nie kopaliście od razu.

- Tworząc przed kilkunastu laty stanowisko archeologiczne, myśleliśmy przede wszystkim o ochronie konserwatorskiej. Cała Bukowa Góra to stanowisko archeologiczne nr 18 z zaakcentowaniem śladów górnictwa kruszcowego. Rzeczywiście, początkowo nie kopaliśmy.

Co się zmieniło?

- Zmienili to pasjonaci astronomii. Zgłosił się do mnie pan Maciej Rodziewicz twierdząc, że kamienie ustawione są w sposób nieprzypadkowy z punktu widzenia zjawisk astronomicznych i to on przekonał mnie do zrobienia wykopalisk.

Co to znaczy nieprzypadkowy?

- Na jednym z kamieni słońce kładło się w czasie przesilenia. Niech pan zwróci uwagę [archeolog kładzie kompas na kilku kamieniach, w różnych miejscach, przyp. aut.], te kamienie, które sprawdzaliśmy, układane są na linii północ-południe, ewentualnie wschód-zachód. To nie może być przypadek.

Co działo się dalej?

- Po zdobyciu tych informacji zrobiliśmy badania geofizyczne. Wykazały istnienie rowu i palenisk. To ostatecznie przekonało mnie do rozpoczęcia wykopalisk.

Łopata w ruch i...

- Ledwo zaczęliśmy kopać i dotarliśmy do głazów, które postawionych pionowo. Pod nimi znowu była ziemia.

To takie dziwne?

- Tak, ponieważ okazało się, że nie jest to kamień, który buduje tę górę. Tutaj występuje dolomit kruszconośny, a formy ustawione na górze są z dolomitu diploporowego. Zrobiliśmy dziewięć sond po to, żeby stwierdzić, jaki jest związek skał z podłożem. Za każdym razem okazywało się, że żaden.

Czy to oznacza, że formy zostały przyniesione?

- Tak. Dolomit diploporowy oczywiście gdzieś w pobliżu może występować, ale nie w tym miejscu nie na tej górze. Pytanie, czy zostało przywleczone z miejsca oddalonego o 500 metrów, czy może kilku kilometrów. Nad tym zastanawiają się geolodzy. Tymi kamieniami "ostawione" jest całe wzgórze. Proszę sobie wyobrazić, że ktoś jest na dole i widzi wzgórze, wtedy prawdopodobnie bez drzew, które jest otoczone pionowo postawionymi głazami. Do tego drewniane maszty, pochodnie. To musiał być niesamowity widok.

Hipoteza, że głazy w rejonie wierzchołka to megality potwierdziła się.

- Tak. To rzeczywiście od razu wzbudzało skojarzenia z budowlami megalitycznymi z neolitu, czyli młodszej epoki kamienia. A to oznaczałoby, że mamy do czynienia ze znaleziskami starszymi niż egipskie piramidy. Na razie nie jesteśmy jednak w stanie ocenić wieku megalitów.

To, co wiemy na pewno?

- Wiadomo, że twórcami europejskich megalitów byli ludzie kultury pucharów lejkowatych. Taką nazwę nadali archeologowie bezimiennemu ludowi, zamieszkującemu kiedyś tereny od Jutlandii po Ukrainę. Ale budowniczowie megalitów odeszli, zanim powstała Troja.


Co jeszcze?

- Korzystają z technologicznych nowinek. Naukowcy spędzili tu kilka dni. Dzięki tym badaniom mamy całą siatkę tego terenu. Proszę spojrzeć [archeolog pokazuje mi skan, przyp. aut.]. To, co wygląda jak kasza, to wszystko są kurhany. Mamy ich setki.

Czym są kurhany?

- To usypane mogiły w formie kopca, o kształcie stożkowatym lub zbliżonym do półkulistego, w których znajduje się komora grobowa z pochówkiem szkieletowym lub ciałopalnym.

Czy na Bukowej Górze mogłoby znajdować się cmentarzysko kurhanowe?

- Tego jeszcze nie wiadomo. Te kurhany mogą pochodzić z różnych okresów, oddalonych od siebie o kilka czy kilkanaście stuleci.

Czym więc to miejsce mogło być? Sanktuarium, nekropolią, obserwatorium astronomicznym? Możliwe, że wszystkim naraz?

- Na razie trudno to jednoznacznie określić. Nie da się autorytatywnie ocenić czasu, w którym na Bukowej Górze miała miejsce aktywność człowieka. Na tym etapie mamy więcej pytań niż odpowiedzi. Sądzimy, że kurhany mogą być wczesnośredniowieczne. Ale megality to dla nas ciągle kompletna tajemnica.

Jedna z hipotez głosi, że ci, którzy zasiedli podnóże Bukowej Góry 11 tysięcy lat temu, mogli mieć coś wspólnego z układaniem na jej szczycie megalitów.

- Musimy pamiętać, że to hipoteza wyjątkowo mało prawdopodobna, wręcz fantastyczna. Bardziej fantastyczna od tej, że to dzieło kosmitów (uśmiech). To najpierw trzeba udowodnić, ale rzeczywiście: taka hipoteza istnieje.

Wiadomo już na pewno, że na Bukowej Górze mamy do czynienia ze stanowiskiem wielokulturowym.

- To prawda. Najstarsze ślady działalności człowieka mają tutaj 11 tysięcy lat. Przy samej górze na pierwszym zaoranym polu odkryto kamienne rdzenie właśnie z tego okresu. Z takich przygotowanych rdzeni odbijano odłupki albo wióry. Może na górze też kiedyś znajdzie się podobne? Na razie trudno stwierdzić.

Podsumujmy, co jeszcze udało się tu znaleźć?

- Mamy zabytki z epoki kamienia, zarówno schyłkowego paleolitu, jak i neolitu, a być może także mezolitu. Mamy konstrukcje megalityczne. Jest wspomniany skrzyniowy grób, wstępnie datowany okres wczesnośredniowieczny przed powstaniem naszego państwa. Mamy też młodsze zabytki takie jak XI-XII-wieczne ołowiane ciężarki, które mogły być forma płacidła.

Płacidła?

- Dziś zaczyna się powszechnie uważać, że to pieniądz niemonetarny. Istnieje przekaz, że Mieszko I płacił swoim urzędnikom ciężarkami handlowymi. Podobne analogie mamy w Maghrebie czy Azji Mniejszej. Ciężarki znaleziono na stokach Bukowej Góry jako luźne znaleziska, nie kopaliśmy na zboczach.


Jest jeszcze coś?

- Niezwykłymi zabytkami z Bukowej Góry znalezionymi na szczycie wzgórza są okrągłe, celowo obrobione kamienie o średnicy ok. 83 cm. Na razie znamy kilka egzemplarzy. Czym one są? Czemu służyły? Tego, póki, co nie wiemy. Ale średnica obrobionych kamieni w zaskakujący sposób idealnie lub prawie idealnie odpowiada rozmiarowi tzw. jardu megalitycznego, który wynosi ok. 0,829 metra. Występują tutaj też warpie górnicze [usypiska powstałe wokół dawnych szybów górniczych, przyp. red.] z okresu średniowiecza i z czasów nowożytnych. Nie zalegają one na szczycie wzgórza w miejscu istnienia megalitów i kurhanów. Wiemy już, że istniało tu

Co to może oznaczać?

- Nie wiem. Może jakiś rytuał? Jedno jest pewne - natura nie mogła tego zrobić.

W rejonie megalitów również można odnaleźć miejsca, gdzie chowano zmarłych.

- Okazało się, że poza kurhanami na Bukowej Górze są także podłużne mogiły zwieńczone stelami prostokątnymi i trójkątnymi, które wcinają się w obszar konstrukcji o charakterze megalitycznym. Wyniki badań węglików z jednej z tych mogił, wskazują, że mogą być dużo młodsze. W tym roku otworzyliśmy, jedną z nich, potem została zrekonstruowana tak jak była. W środku były spalone kości i węgliki drzewne. Udało się wydatować metodą radiowęglową pobraną stamtąd próbkę. Ustalono, że pochodzi ona sprzed 1290 lat. Czyli z VIII wieku po Chrystusie, nie wcześniej niż z VII, a najpóźniej z początków IX wieku. Ale jest sprzeczność: inna próbka mówi o II w.

Co to znaczy?

- Być może ktoś się tutaj potem wkopywał i zostawił ślady. Trzeba to będzie jeszcze uściślić. Na dnie jednego z grobów leżała płyta. Dlaczego jest ważna? Wszędzie mamy dolomit diploporowy albo dolomit kruszconośny. A ta płyta jest z wapnia gogolińskiego. Taki wapień tutaj nie występuje, musiał być przyniesiony.

Może to świadczyć o tym, że to był ktoś ważny?

- Nie wiemy nic na ten temat. Na razie otworzyliśmy ten jeden grób. A pod płytą znajdował się ten kamień.

Wygląda jak twarz.

- Rzeczywiście; wszyscy, którzy to oglądają, widzą w niej twarz (uśmiech).


Co to może być?

- Nie wiadomo. Śmieję się, że to swoisty portret trumienny z pierwszego tysiąclecia naszej ery.

Zostawić na tej górze tyle pozostałości mogła tylko zorganizowana społeczność.

- To musiała robić co najmniej średnia grupa ludzi, licząca grubo ponad sto osób. Możliwe, ze wielokrotnie wracała. Mogli to być koczownicy po to, żeby chować tu zmarłych, albo dokonywać różnych obrzędów. Osadnictwo mogło występować pod górą albo w jakimś dobrym miejscu nad wodą, choćby parę kilometrów stąd. Jeszcze jedno co jest charakterystyczne: wczesnośredniowieczni górnicy, którzy szukali kruszców na zboczach góry, tutaj nie zostawili po sobie żadnego śladu. Jakby się bali tego miejsca, choć może to zbyt daleko idąca hipoteza. Dolomit diploporowy ich nie interesował, nie zawiera kruszców.

Kim mogli być ludzie tutaj z pierwszego tysiąclecia? Słowianami? Germanami?

- Mamy problem z określeniem tego. Występują tu kurhany okrągłe, najbardziej przypominające słowiańskie, mamy okrągłe ze stelami - to jakiś lokalny wariant, coś nowego. Są też mogiły podłużne z obstawami kamiennymi. Będzie to przedmiotem następnych badań. Najbardziej zdumiewające są piramidki kamienne, które do dziś się zachowały.

Czy turyści będą mogli to oglądać?

- Bardzo tego chcemy, tak powinno być. Planujemy aleję dla turystów odsłaniającą kurhany w ramach parku archeologicznego - tak, żeby wszyscy mogli poznać to wspaniałe odkrycie. Do tego komputerowy model tego wzgórza, bo nie wszystko widać z poziomu gruntu.

Dariusz Rozmus* (ur.1961) - archeolog zajmujący się m.in. wczesnym średniowieczem i początkami hutnictwa kruszcowego w Polsce . Prowadził badania w wielu miejscach w Polsce.




Jest jeszcze coś?

no i 

Polaków....




sobota, 29 października 2022

Człowiek z St. Bees - z książęcego rodu Giedyminów?

 



Kilka lat temu, na kanale przyrodniczym, widziałem film o poszukiwaniach pewnego Anglika związanych z jakimś średniowiecznym listem. 


Niestety, nie zapisałem sobie szczegółów tej historii, kto i jak, więc relację przytaczam całkowicie z pamięci. Film był może z lat 90-tych, może już po 2000 roku.


Autor próbował ustalić genezę tego listu, autora i adresata.

W pewnym momencie wspomina on o możliwym tropie - o odkryciu podczas badań archeologicznych zwłok średniowiecznego człowieka.

Tak, zwłok, a nie szczątków, ponieważ ciało tego człowieka zachowało się w niemal doskonałym stanie, zakonserwowane w ołowianej trumnie.

W filmie pokazano unikalne zdjęcia z tego odkrycia, a także oryginalny film z autopsji.

Film był czarno biały i zdjęcia też, może dlatego "zapamiętałem", że tego odkrycia dokonano w latach 60tych XX wieku.

Dzisiaj znalazłem informacje nt. tego wydarzenia, było to w 1981 roku.














poniżej także przedruki w tłumaczeniu automatycznym


ze strony stbees.org.uk:



Odkrycie w 1981 r. prawie doskonale zachowanego ciała średniowiecznego rycerza, znanego obecnie jako „St Bees Man”, było jednym z najbardziej niezwykłych archeologicznych znalezisk pochówkowych w Wielkiej Brytanii pod koniec XX wieku.

Odkrycia dokonali archeolodzy z Leicester University podczas wykopalisk zorganizowanych przez historyków St Bees Johna i Mary Todd w zrujnowanym przejściu prezbiterium St Bees Priory.

Wykopaliska szukały dowodów na istnienie przednormańskiego kościoła, ale znaleźli wiele pochówków monastycznych i świeckich oraz duże kamienne sklepienie. Sklepienie zostało starannie odkopane i odsłoniło szkielet kobiety oraz dużą ołowianą trumnę (patrz po prawej).

Archeolodzy spodziewali się szkieletu w trumnie, ale zamiast tego ukazało się ciało owinięte ciasno w całun, starannie związane sznurkiem jak paczka. Został przewieziony do lokalnej kostnicy, rozpakowany i zbadany przez zespół kierowany przez patologa sądowego. Wkrótce zdali sobie sprawę, że pracują nad jedynym zachowanym średniowiecznym ciałem, jakie można znaleźć w czasach nowożytnych.












W filmie pokazywano archiwalne zdjęcia z odkrycia, wynika z nich, że ołowianą trumnę otwarto na miejscu - chyba w wykopie, co wydaje mi się kuriozalne, wg komentarza, dopiero jak archeolodzy uzmysłowili sobie, że ciało zaczyna się rozpadać, natychmiast przewieźli je do patologa i zrobili sekcję.

Każdy archeolog wie, że materiały organiczne w zetknięciu z powietrzem zaczynają się rozpadać.

Otwarcie trumny Tutanchamona w latach 20tych było bardziej przemyślane, jak to możliwe, że tak niefrasobliwie postąpiono z tą trumną??

Na filmie i jednym ze zdjęć poniżej widać, że patolog nie założył rękawiczki.



wiki:

St Bees Man został odkryty podczas wykopalisk archeologicznych prowadzonych przez Uniwersytet w Leicester na terenie St Bees Priory . Wykopaliska z 1981 roku zbadały dwa obszary zrujnowanej nawy prezbiterium na zachodnim krańcu klasztoru. Nawa została zbudowana około 1300 roku w stylu Decorated i uważa się, że popadła w ruinę przed rozwiązaniem klasztoru w 1539 z powodu awarii konstrukcyjnej spowodowanej złymi fundamentami.

Ciało znaleziono zakopane w drewnianej trumnie, owinięte w ołowianą płachtę. Pomimo uszkodzenia blachy ołowianej w dolnej części, ciało było w znakomitym stanie. Ciało zostało owinięte w dwa całuny, które są wystawione w klasztorze. Ponieważ tożsamość ciała była nieznana, nazwano go „St Bees Man”.

Trumnę i zawartość zbadano sądowo przez następny tydzień. Zgłaszano, że ciało wykazywało różową skórę i widoczne tęczówki natychmiast po ekshumacji. Sekcja zwłok wykonana na ciele wkrótce po jego odkryciu wykazała, że ​​przyczyną śmierci był najprawdopodobniej krwiak w wyniku bezpośredniego uderzenia w tors.

Chociaż ciało miało około 600 lat, jego paznokcie, skóra i treść żołądka były w niemal idealnym stanie. Blacha ołowiana, w którą owinięto ciało, wykluczała wilgoć, podczas gdy sosnowa powłoka całunu wykluczała powietrze.






















Tożsamość St Bees Man jest teraz prawie pewna, że ​​była to Antoni de Lucy, który mógł urodzić się w latach 1332/1333 i prawdopodobnie zginął w 1368, walcząc po stronie Krzyżaków w krucjatach północnych przeciwko Litwinom . 

Zostało to ustalone w 2010 roku po podejściu osteobiograficznym do identyfikacji szkieletu kobiety, który został z nim pochowany, który nadal był dostępny do analizy przy użyciu nowoczesnych metod opracowanych od czasu odnalezienia szczątków w 1981 roku. teraz myślał, że po jego śmierci skarbiec został powiększony, aby pomieścić ciało jego siostry, Maud de Lucy, która zmarła w 1398 roku.


The identity of St Bees Man is now almost certain to have been that of Anthony de Lucy, who may have been born in 1332/1333 and was probably killed in 1368, fighting for the Teutonic Knights in the Northern Crusades against the Lithuanians.[3][4] This was established in 2010 after an osteobiographical approach was taken in identifying the skeleton of the woman who was buried with him, which was still available for analysis using modern methods developed since the remains were found in 1981. It is now thought that after his death the vault was enlarged to take the body of his sister, Maud de Lucy, who died in 1398.



Możliwe, że Anthony de Lucy został wysłany na krucjatę na Litwę przez Thomasa de Beauchamp, 11. hrabiego Warwick , który został wyznaczony na stanowisko nadzorcze nad Strażnikami Marchii w 1367, po tym, jak de Lucy sprawił kłopoty Anglikom. Granica szkocka (na przykład najazd na Annandale ). Warwick był wcześniej na krucjacie na Litwę i prawdopodobnie widział sposób na przekierowanie kłopotliwej energii de Lucy z dala od szkockich Marchii . (Trzej synowie Warwicka również podróżowali z de Lucy.)

Potwierdza to list napisany przez Johna De Moultona z Frampton do żony w 1367 roku; „Anthony de Lucy i ja i cała nasza firma zmierzamy w stronę części Spruz [tj. Prusy ]...” wraz z Richardem de Welby „moim towarzyszem”. Wydaje się, że John De Moulton również zginął w Nowym Kownie , wraz z sir Rogerem Felbriggiem, rycerzem z Norfolk. 

Moultonowie mieli bliskie powiązania rodzinne i wieloletnie z rodziną Lucy.

Anthony był ostatnim z męskiej linii, a majątki de Lucy przeszły na Maud po jego śmierci. Maud odziedziczyła również znaczne majątki po śmierci swojego pierwszego męża Gilberta de Umfraville w 1380/81 roku i prawdopodobnie w celu sprzymierzenia się politycznie z rodziną Percy, Henry Percy kupił opłatę licencyjną na ziemiach Gilberta, a tym samym rękę Maud w 1381 roku.

O związku Maud z St Bees świadczy istniejący kamień w dzwonnicy klasztoru, na którym znajdują się poćwiartowane ramiona rodzin de Lucy i Percy. Maud nalegała na to ćwiartowanie jako część umowy
małżeńskiej, prawdopodobnie po to, aby ramiona de Lucy zostały uwiecznione.

Maud's connection with St Bees is proven by an existing stone in the priory belfry which carries the quartered arms of the de Lucy and Percy families. Maud insisted on this quartering as part of the marriage agreement, probably so that the de Lucy arms should be perpetuated.




Mediaeval grave slab, St Bees Priory.



Film z autopsji znalezionego ciała.

Na filmie, który ja widziałem (który zapamiętałem jako czarno - biały) były inne sceny, min. pokazywano narządy wewnętrze, a wątrobę w jasnym kolorze patolog pokazywał do kamery i ciął skalpelem pokazując jak wewnętrzna struktura wystawiona na powietrze błyskawicznie ciemnieje. 

A może to było na odwrót? 





No dobra.

Zrobiłem wtedy rozeznanie, ponieważ wydało mi się to podejrzane, że targali trupa przez pół Europy. Przede wszystkim jego potylica wydała mi się podobna do głowy .... Jagiełły z wizerunku na obrazie z Krakowa. 

Postronek na szyi oznacza, że to był jeniec - bardzo cenny jeniec, może nawet - łup jakich mało! - skoro tak daleko go wieźli...





Moim zdaniem może to być ktoś z rodu Giedyminów. 



Były tam zaginięcia, ktoś wpadł pod lód, albo:



Margiris lub Margis (zm. 25 lutego 1336) był średniowiecznym księciem litewskim żmudzkim , wymienionym przez Caspara Schütza za pośrednictwem Wiganda z Marburga jako bohaterski obrońca twierdzy Pilėnai 1336 roku. inni obrońcy postanowili popełnić zbiorowe samobójstwo, paląc zamek i nie pozostawiając łupu dla wroga. [1] Ten epizod z krucjaty litewskiej spopularyzował się w XIX-wiecznej fali romantycznego nacjonalizmu , a Margiris traktowany jest na Litwie jako bohater narodowy.

Na początku 1329 r. Jan Luksemburski , król czeski , przyłączył się do krzyżackiej krucjaty przeciw Litwie i zdobył Medvėgalis . W czasie kampanii król Jan został wyzwany na pojedynek przez Litwina. Incydent ten jest krótko wspominany w kilku współczesnych kronikach, m.in. Franciszka z Pragi i Piotra z Żytawy , ale szczegółowo opisany tylko przez Jeana d'Outremeuse. [4] Po złamaniu zasad pojedynku Margiris musiała zapłacić okup. Uczynił to z monetami wybitymi przez Ludwika IV, cesarza rzymskiego , które najprawdopodobniej zostały skradzione podczas najazdu Litwinów na Brandenburgię w 1326 r.[5] 

Kronikarz d'Outremeuse dalej krótko wspomina syna Margiris, który wyjechał do Francji i poślubił hrabinę Clermont. [2] Na podstawie tych informacji litewski historyk Alvydas Nikžentaitis doszedł do wniosku, że Margiris zajmował wysoką pozycję w społeczeństwie litewskim lub król Czech nie zaakceptowałby go jako równego i odmówiłby pojedynku, a Margiris nie uzyskałby udział łupów wojennych . [5] Nikžentaitis stwierdził dalej, że Margiris mógł być synem Butwidasa i bratem Giedymina , wielkiego księcia litewskiego . [5]Inni historycy zauważyli jednak, że dzieło d'Outremeuse bardziej przypomina dzieło literackie niż historycznie dokładną kronikę [6] i wyrazili wątpliwości, czy ta Margalis jest identyczna z Margiris. [7]

W lutym 1336 r. Zakon Krzyżacki zorganizował kolejną wielką wyprawę na Litwę. W ich sile znajdowali się Ludwik, margrabia brandenburski , hrabiowie Henneberg i Namur oraz inni szlachcice z Francji i Austrii. [8] W sumie, według Wiganda z Marburga , było 200 szlachciców. Inna niemiecka kronika, znana jako Der Chronist von Wolfenbüttel , liczyła łącznie 6000 żołnierzy. [6] 

Siła ta zaatakowała Pilėnai twierdza (jej lokalizacja nie jest znana). Wigand z Marburga wspominał, że twierdza mieściła 4000 osób. Próbowali zorganizować obronę, ale siły krzyżackie były zbyt silne. Nie widząc nadziei, obrońcy postanowili spalić swoją własność i popełnić masowe samobójstwo. [8] Wigand opisał księcia litewskiego (jego nazwisko pominięto w zachowanym łacińskim tłumaczeniu kroniki Wiganda), który do końca stawiał opór. Następnie zabił swoją żonę i lojalnych strażników. [6] Caspar Schütz , który posłużył się oryginałem Wigunda, rozwinął bitwę, dodając więcej dramatycznych i heroicznych detali. Schütz podał nazwisko księcia (Marger lub Margiris) i popełnił samobójstwo. [6]Margiris i jego bohaterska opowieść o desperackiej obronie i poświęceniu rozprzestrzeniła się, zainspirowała inne utwory, w tym polski poemat Margier Władysława Syrokomli z 1855 roku, i stała się popularna na Litwie. [8]





Margiris , obrońca Pilėnai , jest często wskazywany jako najbardziej prawdopodobny kandydat na czwartego brata. Kroniki Hermanna de Wartberge wspominają, że w 1329 Giedymina i jego dwaj bracia najechali Inflanty. [7] W tym czasie Vytenis już nie żył, a Fiodor był prawdopodobnie zajęty osiedleniem się w Kijowie. Jeden z tych dwóch braci musiał być wtedy Vainiusem; tożsamość pozostałych wciąż dziwi historyków. Alvydas Nikžentaitis sugeruje, że był Margirisem, ponieważ źródła świadczą o jego wysokim statusie i bogactwie. [7] Źródła wspominają o jednym synu Margirisa, który został pojmany przez Krzyżaków wkrótce po samobójstwie ojca w 1336 roku i nie wrócił. [7]



Jedyną bezpośrednią pisemną wzmianką o siostrze Giedymina jest legenda opisująca zabójstwo dwóch franciszkanów , którzy przybyli do Wilna , by szerzyć chrześcijaństwo. [13] Legenda ta została po raz pierwszy przedstawiona w Kronice XXIV Generalium , kronice spisanej przed 1369 rokiem. Wydarzenia miały miejsce prawdopodobnie około 1340 roku, a niektórzy naoczni świadkowie mogli jeszcze żyć, kiedy kronika była pisana. 

Według legendy kazanie brata Ulricha rozgniewało mieszczan. On i jego towarzysz, Marcin, zostali schwytani i przyprowadzeni przed Giedymina, który nakazał zabić braci. Ulrich był torturowany, a jego ciało wrzucono do rzeki. Ciało Martina uratowała siostra Giedymina, prawosławna zakonnica. Pochowała Martina w klasztorze, w którym mieszkała.[14] Legenda była prawdopodobnie podstawą legendy o 14 franciszkańskich męczennikach wileńskich , po raz pierwszy odnotowanej w Kronice Bychowca . 





Ta legenda wraz z :

 Kronikarz d'Outremeuse dalej krótko wspomina syna Margiris, który wyjechał do Francji i poślubił hrabinę Clermont - to może być rebus. 

No i nie ma litewskich świadków śmierci Margilisa : 

który do końca stawiał opór. Następnie zabił swoją żonę i lojalnych strażników.... i popełnił samobójstwo.

Obiektywna ocena wydarzeń jest trudna, jeśli nie niemożliwa, ponieważ wszystko, co wiadomo o Pilėnai, pochodzi z jednego źródła, od niemieckiego kronikarza, który widział Litwinów jako pogan i wrogów. Chociaż istnieją pisemne dowody na temat samobójstw na średniowiecznej Litwie, Pilėnai jest jedynym znanym przypadkiem, w którym władca zabił własnych ludzi. [4]




Mamy to podobieństwo do historii osoby pochowanej obok kobiety w Klasztorze St Bees.



Zgodne są:

- obecność jakiejś kobiety obok ciała - siostra 

- śmierć w wyniku obrażeń

- jakaś czynność została wykonana z ciałem

- ciało zostało "uratowane" 

- i pochowane przez kobietę zakonną u niej - czyli z nią i w klasztorze



Trzeba by to zbadać.





Powiązane notki:



https://maciejsynak.blogspot.com/2022/02/hss.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2022/01/amenhotep.html








https://en.wikipedia.org/wiki/Family_of_Gediminas#Sons

https://en.wikipedia.org/wiki/Family_of_Gediminas

https://en.wikipedia.org/wiki/Margiris

https://en.wikipedia.org/wiki/Pil%C4%97nai



















Klasztor św. Pszczół i tajemnica św. Pszczół.




Być może ten nagłówek jest trochę mylący, ponieważ nie jest to jedna zagadka, która wiąże się z St Bees Man, ale kilka, ponieważ nie możemy być pewni, kim był, kiedy umarł, ani czym lub kto spowodował obrażenia, które spowodowały jego śmierć. Jest fascynującą, jeśli nie nieco makabryczną zagadką; ludzką zagadką, która dopiero niedawno odkryto po upływie wielu wieków.








Jego szczątki ujrzały światło dzienne w Zakon St Bees w Cumbrii, w sierpniu 1981 roku, kiedy archeolodzy wykopali ruiny za południowym transeptem odkryli Znajdował się w skarbcu, od dawna nie wypełnionym, a w towarzystwie żeńskiego szkieletu. Otwierając trumnę myśleli, że znajdą w środku tylko kolekcję gołych kości, ale ich oczekiwania miały być całkowicie pokręcone. Ku swemu zdumieniu znaleźli się w konfrontacji z widokiem niezwykle zachowanego ciała; ciała człowieka, który został położony na spoczynek w pewnym momencie średniowiecznego okresu. Zawinięty w len nasączony woskiem pszczelim, cały związany sznurkiem, został zabrany do szpitalnej kostnicy, gdzie tkanki miękkie ciała zostały poddane dogłębnej analizie. Stwierdzono, że organy wewnętrzne i oczy uległy ograniczonemu rozkładowi, a w jamie klatki piersiowej mężczyzny pozostało nawet trochę płynnej krwi.



Ustalono, że zmarł gwałtowną śmiercią, jego płuca zostały przebite przez kilka złamanych żeber, a metodą radiowęglową  umieszczał pogrzeb między 1290 a 1500. Chociaż nosił pętlę na szyi, nie sądzi się, że przyczyniło się to do jego śmierci. Charakter jego obrażeń, do których zaliczała złamana szczęka, doprowadził do spekulacji, że doznały ich podczas upadku z konia, prawdopodobnie w walce, a nawet w walce.

Jego fizjologia wskazuje na to, że miał około czterdzieści lat, gdy zmarł, a po szeroko zakrojonych dochodzeniach dotyczących źródeł historycznych uważa się za wysoce prawdopodobne, że ciało należy do Anthony'ego de Lucy He Teutoniczni Rycerze przeciwko pogańskim Litwinom. Jednak Robert z Harrington, który został pochowany w St Bees w 1297 roku, jest także kandydatem.

Ponieważ de Lucy zmarł na Litwie w 1368 roku, wydawałoby się, że jego szczątki, jeśli rzeczywiście są jego, zostały zabalsamowane i wróciły do domu na pochówek. Wydaje się to prawdopodobne, ponieważ badanie masy ciemnych włosów, które znaleziono owinięte wokół jego ramion, sugeruje taką datę. W przeciwieństwie do swoich, nie nosił śladu siwości, a spekulowano, że włosy należały do jego żony i zostały zabrane ze sobą na krucjatę. 

Zamek ten można obejrzeć na specjalnej wystawie w zakonie, wraz z innymi przedmiotami znalezionymi przy zwłokach, takimi jak długość sznurka konopnego i wata holownicza, która była zapakowana przez oczy i usta. Jeśli chodzi o szkielet żeński, uważa się, że może należeć do siostry de Lucy Maud (zmarła 1390) a nie do jego żony.

To niezwykłe odkrycie powstało nadprzyrodzoną opowieść, w której pogańskie wierzenia i praktyki średniowiecznej Litwy rzucają niespodziewany cień na spokojną angielską para



































Herb z St Bees przypomina odwrócony polski herb o czeskim rodowodzie - Odrowąż, albo jedną z wersji herbu Lis.

Ale to może po prostu jakiś angielski herb. No i nie wiemy, czy ma to związek.













Legenda herbowa

W roku 1058 Kazimierz Odnowiciel w pościgu za pustoszącymi kraj Litwinami i Jadźwingami doszedł pod Sochaczew. Wysłany na zwiad z garstką żołnierzy rycerz z rodu Lisów natrafił nad rzeką na silny oddział nieprzyjaciół. Nie mogąc atakować, przemyślnie wystrzelił wysoko zapaloną strzałę, wzywając posiłki. Pomoc wkrótce nadeszła i wziętych w dwa ognie nieprzyjaciół pokonano bez trudu. Wdzięczny Kazimierz Odnowiciel nadał dzielnemu rycerzowi herb ze strzałą w tarczy, jego dawny znak – lis – został umieszczony w klejnocie[potrzebny przypis].





https://www.youtube.com/watch?v=onrj4FGQDgw

https://www.youtube.com/watch?v=g1vqjdIO0DI


https://www.stbees.org.uk/home/village/st-bees-man/

https://www.reddit.com/r/medieval/comments/5jfo37/rare_footage_from_the_autopsy_of_the_body_of_an/

https://en.wikipedia.org/wiki/St_Bees_Man

https://pl.wikipedia.org/wiki/Lis_(herb_szlachecki)#Etymologia