Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą WMG. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą WMG. Pokaż wszystkie posty

piątek, 16 kwietnia 2021

Gdańsk - to separatyzm?

 


Czy jest coś o czym powinniśmy wiedzieć?


Mapa zatytułowana:

"Główne ruchy separatystyczne i nacjonalistyczne w Europie"



Flagi:

czerwona z herbem Gdańska - flaga Wolnego Miasta Gdańska !

czarno-biała (nad flagą Gdańska) - to flaga nieistniejących Prus

czarno-żółta - kaszubska

żółto-niebieska - flaga nawiązująca do Górnego Śląska




na Ukrainie:

niebieska flaga ze złotym symbolem - Tatarzy krymscy

niebiesko-biało-czerwona - Republika Krymu


Flaga miasta Gdańska:




i flaga WMG:






https://pl.wikipedia.org/wiki/Flaga_Gda%C5%84ska

https://pl.wikipedia.org/wiki/Prorosyjski_separatyzm_na_Ukrainie




środa, 21 października 2020

Gdańska "historiografia"

 

Na stronie miasta Gdańska tradycyjny błąd w stylu redaktorów czasopisma Odkrywca.




AUTOREM   PROJEKTU   ALEI   BYŁ   KAPITAN   PATZER


Był, bo Patzer nie żyje.

Nic to jednak dla włodarzy miasta, skoro Hitler i Forster nadal są wg nich jego honorowymi obywatelami...



https://maciejsynak.blogspot.com/search?q=forster


https://maciejsynak.blogspot.com/2015/07/skarb-hitlera-skarb-forstera.html


https://www.gdansk.pl/wiadomosci/250-lecie-wielkiej-alei-lipowej-badania-archeologiczne-zakonczone-co-odkryto,a,181328?fbclid=IwAR368sbrd5ZYOGcvI2vuhkrpaYP4oBHe66AFteYQ9OFdHh1D1z0nDUyaGkk





niedziela, 20 września 2020

Przykrywka dla WMG




Przykrywka - żeby przykryć pytania o cel przemalowania tramwajów na barwy WMG.







Tramwaje w barwach Wolnego Miasta Gdańska dostały patronów

TM, SC 20.09.2020, 11:33 |aktualizacja: 13:30





Trzy gdańskie tramwaje mają nowych patronów. Tym razem to duchowni, których losy splotły się z Gdańskiem podczas II wojny światowej. Składy pomalowano w barwach, jakie obowiązywały w Wolnym Mieście Gdańsku.

Patronami trzech zmodernizowanych tramwajów Alstom Konstal NGd9 są księża, których łączy tragiczna i bohaterska śmierć z rąk hitlerowskich oprawców.

Błogosławiony ks. Bronisław Komorowski był pierwszym proboszczem parafii św. Stanisława. Drugi z księży, bł. ks. Marian Górecki, był duszpasterzem środowiska polskiego w Wolnym Mieście Gdańsku.

Kolejny tramwaj nosi imię Bruna Binnebesela, niemieckiego duchownego, który tak samo jak poprzednicy związany był z Gdańskiem i zginął męczeńską śmiercią.

W uroczystości nadania tramwajom imion wzięli udział krewni księży zamordowanych przez hitlerowców. – Historia mojego wuja pokazuje, jak wiele że historia nas łączy, a nie dzieli – mówił jeden z nich.

Wcześniej czwarty tramwaj serii NGd99 otrzymał imię ks. Franciszka Rogaczewskiego.

Tramwaje, wyprodukowane na zamówienie Gdańska w latach 1999-2000 w chorzowskich zakładach Konstal, przejętych następnie przez francuski Alstom, wróciły na tory po modernizacji. Pomalowano je w charakterystyczny sposób, nawiązujący do barw Wolnego Miasta Gdańska.

Nie wszystkim ta inicjatywa przypadła do gustu. „Po co te zadymy? Czy to przykrywka do fatalnego stanu sieci tramwajowej i codziennych awarii? ” – komentuje jeden z internautów.









Kontrowersje dotyczące inicjatyw związanych z gdańskimi tramwajami pojawiały się już wcześniej. Od 2011 do 2017 roku patronem tramwaju był niemiecki biochemik, laureat Nagrody Nobla Adolf Butenandt. Media przypomniały jednak jego nazistowską przeszłość.

Butenandt zmarł w 1995 r. Niedługo po jego śmierci media informowały, że naukowiec był zwolennikiem nazizmu: w 1933 r. podpisał deklarację wierności niemieckich profesorów Adolfowi Hitlerowi, a od 1936 r. należał do NSDAP. Później media informowały też, że noblista mógł brać udział w doświadczeniach prowadzonych przez Josefa Mengele na więźniach w Auschwitz.




https://www.tvp.info/49952543/tramwaje-w-barwach-wolnego-miasta-gdanska-dostaly-patronow



piątek, 31 marca 2017

Słup z granicy RP i WMG stoi już przy szkole w Gdańsku Kokoszkach



Słup z granicy RP i Wolnego Miasta Gdańska stoi już przy szkole w Gdańsku Kokoszkach

Słup graniczny, wskazujący granicę między Polską a Wolnym Miastem Gdańskiem w latach 1920-39, z literami P [Polen] i FD [Freie Danzig], stanął na terenie Pozytywnej Szkoły Podstawowej im. Arama Rybickiego. To ciężki, bo 200-kilowy, kawał historii tych ziem. 

 14 listopada 2016 r.

Kamień graniczny został odkryty przez pasjonatów historii w latach 80' XX wieku w lasach oliwskich. Jednym z jego odkrywców był dr Jerzy Kukliński, emerytowany dziś historyk i muzealnik. Kukliński szczegółowo opowiada, gdzie i jak kamień graniczny został odkryty i jak został potem wywieziony z lasu - z Doliny Ewy w Oliwie do centrum Gdańska.
Kamień przez lata stał na dziedzińcu wewnętrznym przy Muzeum Historycznym Miasta Gdańska. Teraz stanął przed szkołą w Kokoszkach. Dlaczego tam? Bo jak tłumaczy Kukliński: - W tamtej okolicy znajdował się posterunek graniczny. Więc dobrze, że kamień trafia do Kokoszek.
- W pobliżu było całodobowe przejście graniczne - mówi Krzysztof Nowotarski, przewodniczący Zarządu Dzielnicy Kokoszki. - Stała tu budka celników. Słup graniczny będzie mieszkańcom i mieszkankom Gdańska przypominał historię naszego miasta. 
Kamień waży około 200 kilogramów. Ma oznaczenia P i FD. Kukiliński mówi, że cieszy się, że współcześni gdańszczanie dbają o dziedzictwo poniemieckie: - Cieszę się, że ludzie postrzegają poniemieckie, ale jednak już też nasze dziedzictwo jako wartość. Nie zawsze tak było. Gdy ja w 1980 roku broniłem doktorat o poniemieckiej Stoczni Schichaua, mój promotor musiał się w KW PZPR tłumaczyć, dlaczego ta praca nie dotyczy polskich dziejów Pomorza, dlaczego jakiś doktorant pisze o niemczyźnie w Gdańsku.
Właściwie z czasów Wolnego Miasta Gdańska nie ocalał żaden inny kamień graniczny, poza tym jednym.
- W PRL te kamienie ginęły z lasów oliwskich, bo po niewielkiej obróbce świetnie nadawały się na ozdoby - tłumaczy dr Kukliński.

 

Poza przekazaniem szkole kamienia granicznego odbyła się dziś także uroczystość nadania pobliskiemu węzłowi komunikacyjnemu przy zbiegu ulic Kartuskiej, Otomińskiej i Lubczykowej w Kokoszkach nazwy “Rondo Graniczne Wolne Miasto Gdańsk - Rzeczpospolita Polska (1920-1939)”. Będziemy mijać w naszych nowoczesnych autach miejsce naznaczone historią.

 

http://www.gdansk.pl/wiadomosci/Slup-z-granicy-RP-i-Wolnego-Miasta-Gdanska-stoi-juz-przy-szkole-w-Gdansku-Kokoszkach,a,64979

 

Rondo na skrzyżowaniu ulic Kartuskiej, Otomińskiej i Lubczykowej nazywa się: Rondo Graniczne Wolne Miasto Gdańsk - Rzeczpospolita Polska (1920-1939) 

sobota, 11 marca 2017

Niemcy chcą zwrotu Gdańska!




TYLKO U NAS! Niemcy chcą zwrotu Gdańska! Sprawa jest poważna 

  

Borys Mikołajewski 

 

Od ponad 10 lat działa rząd Wolnego Miasta Gdańsk (WMG) na uchodźctwie. Nie uznaje on obecnych granic Polski i lobbuje społeczność międzynarodową za odtworzeniem Wolnego Miasta w kształcie sprzed 1939 r. Działająca „Rada Gdańska” (Rat der Danzig), która uznaje się za prawowitego następcę prawnego senatu rządzącego WMG przed wojną, złożona jest z 36 „senatorów”.

Sprawa jest o tyle poważna, że pomorscy przeciwnicy obecnego rządu coraz bardziej otwarcie spiskują z „senatem” WMG. W tej sprawie Tomasz Jaskóła z klubu Kukiz ’15 złożył interpelacje, ale sensownej odpowiedzi od Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie dostał. Polskie władze bagatelizują problem, co kiedyś może się zemścić.

Gdańsk formalnie nie jest Polski?
Wystarczy przeczytać dwa akapity, godne hitlerowskiej propagandy, pochodzące z oficjalnej strony Rządu Wolnego Miasta Gdańska (wspomniany Rat der Danzig):

Dziś Polacy są narodem próżnym i aroganckim, szczególnie tyczy się to wyższych warstw społeczeństwa. Nie są szczególnie obdarowani, nie są produktywni ani kreatywni, w żaden sposób nie wzbogacili świata. Ponieważ przez całe wieki nie było im dane się rozwijać, nastąpiło u nich rozwinięcie cech negatywnych. Przez to żądają coraz więcej, nie dając nic w zamian, chciwie patrzą na cudzą własność, myślą tylko o sobie i są przekonani, że są pępkiem świata. Nie żyją w realnym świecie, lecz pławią się w marzeniach i poczuciu wyższości.

Polacy dostrzegają swoją niższość, lecz nie są w stanie rozpoznać przyczyny tego stanu. Myślą, że są uprawnieni, by stawiać żądania, ale te żądanie kierują przeciw Niemcom, nie zaś swoim prawdziwym zniewolicielom, którzy z wielką umiejętnością sterują ich żądaniami i ich nienawiścią.

Wolne Miasto Gdańsk powstało na mocy kończącego pierwszą wojnę światową traktatu wersalskiego. Przestało istnieć w 1939 r., kiedy to III Rzesza dokonała aneksji jego terytorium. Hitlerowskie wojska i administracja opuściły miasto na początku 1945 r., uciekając w popłochu przed nacierającą Armią Czerwoną. Ustanowiono polską administrację. Najpierw tymczasową, później już stałą w ramach województwa gdańskiego. Sytuacja tego terenu jest bardzo specyficzna i różni się od pozostałych powojennych zmian polskiej granicy.

Jeszcze w 1945 r., na mocy traktatu poczdamskiego Polska otrzymała „pod tymczasową administrację” tzw. Ziemie Odzyskane, czyli Śląsk, Ziemię Lubuską oraz Pomorze Zachodnie ze Szczecinem. Ten traktat wygasł po 50 latach od podpisania, czyli w 1995 r. Ale to ma mniejsze znaczenie, gdyż umowa nie dotyczyła (jeżeli by czytać ją literalnie) do terytorium dawnego Wolnego Miasta. A to dlatego, że odnosiła się do terenów, które Rzesza Niemiecka kontrolowała przed 31 sierpnia 1939 r. Formalne przyłączenie Gdańska do Niemiec miało zaś miejsce 1 września.

Jak stwierdza w oficjalnym stanowisku nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych: Uchwały Konferencji Poczdamskiej zakładały, że ostateczne ustalenie zachodniej i północnej granicy Polski nastąpi w ramach konferencji pokojowej, której zorganizowanie w przyszłości przewidywały wielkie mocarstwa. Z uwagi jednak na rozwój sytuacji międzynarodowej po II wojnie światowej, a zwłaszcza ze względu na okres „zimnej wojny”, który rozpoczął się niedługo po zakończeniu Konferencji Poczdamskiej, konferencja pokojowa nie odbyła się.

Jest problem
Na jakiej więc podstawie przyłączono do Polski Gdańsk z okolicami? Wcielenie tego terytorium do Polski miało miejsce w drodze przyłączenia opuszczonych ziem, a nie w drodze aneksji (nie mogła ona mieć miejsca w przypadku tworu niebędącego państwem) – brzmi oficjalne stanowisko naszego MSZ.
Sprawą możliwego odrodzenia się niemieckiego państewka zainteresował się poseł Tomasz Jaskóła z klubu Kukiz ’15. Rodzi się problem terytorium Wolnego Miasta Gdańska, którego nie obejmowały w/w traktaty i umowy międzynarodowe. Sytuacja jest niestety bardzo niebezpieczna dla integralności Rzeczypospolitej Polskiej – czytamy w interpelacji Jaskóły. Sprawa jest poważna, bo do dziś w Niemczech są organizacje, które nie uznają naszych praw do stolicy Pomorza. W 1947 r. ukonstytuowała się samozwańcza „Rada Gdańska”. Sama siebie określa jako prawnego następcę przedwojennego Senatu Wolnego Miasta. Dla niej Polska jest „okupantem”, tak samo jak po 1 września 1939 była nim III Rzesza. Rada jest złożona z 36 senatorów, wybieranych przez obywateli byłego Wolnego Miasta i ich potomków. Prowadzi aktywną antypolską propagandę i nawet zwracała się do ONZ, by uznano ją jako legalnie działającą władzę.

MSZ: Nie ma problemu!
Mimo że odpowiednie traktaty wygasły już ponad 20 lat temu, to kolejne polskie rządy nie zrobiły zupełnie nic, by ten problem jakoś uregulować. W listopadzie 1990 r. Polska zawarła porozumienie o granicy na Odrze i Nysie z nowo zjednoczonymi Niemcami. Ale nie było tam ani słowa o terenach byłego Wolnego Miasta. Nasze MSZ nigdy w tej sprawie nie nawiązało nawet wstępnych, sondażowych rozmów.

Poseł Jaskóła zadał ministrowi spraw zagranicznych m.in. następujące pytanie: Mając na uwadze, że RFN jest naszym sojusznikiem w NATO i Unii Europejskiej, a podstawą traktatu waszyngtońskiego jest wzajemne poszanowanie integralności terytorialnej członków państw sygnatariuszy, Rada Ministrów zamierza wystąpić do rządu Republiki Niemiec ws. działania na terytorium naszego sojusznika grup dążących do rozbicia integralności Rzeczypospolitej Polskiej?”

MSZ bagatelizuje problem. Nie można mówić o zagrożeniu suwerenności terytorialnej RP w odniesieniu do kwestii b. Wolnego Miasta Gdańska. Potwierdzeniem prawa Polski do obszaru b. Wolnego Miasta Gdańska jest także wykonywanie w sposób efektywny i nieprzerwany zwierzchnictwa terytorialnego przez Polskę od 1945 roku z zamiarem, wskazanym wyraźnie w Konstytucji PRL z 1952 r., aby ziemie zachodnie (w tym rozumieniu również Gdańsk) na wieczne czasy powróciły do Polski – czytamy w odpowiedzi na interpelację posła Jaskóły. Nasz resort spraw zagranicznych traktuje Radę Gdańszczan jako zjawisko marginalne, pozbawione jakiegokolwiek znaczenia, o minimalnym zasięgu oddziaływania.

I nie jest to tylko stanowisko obecnej władzy. Od lat nie zwracamy uwagi na działalność czy to samozwańczego senatu czy też innych niemieckich organizacji, bezpośrednio kontynuujących linię polityczną Hitlera. Znaczenie tych organizacji ma charakter marginalny. Mają one w społeczeństwie niemieckim opinię rewanżystowskich, a ich przedstawiciele reprezentują poglądy zbliżone do skrajnie prawicowej NPD. MSZ RP nie jest jednak władny, aby ocenić, czy działalność tych organizacji jest zgodna z konstytucją RFN. Faktyczne istnienie organów uważających się za reprezentację Wolnego Miasta Gdańska jest z pewnością sprzeczne z literą i duchem traktatów z 1990 i 1991 r., ale ze względu na bardzo ograniczony zakres działalności nie stanowi zagrożenia dla stosunków polsko-niemieckich – pisał w odpowiedzi na interpelację posła Jana Dobrosza z 2001 r. ówczesny minister spraw zagranicznych Władysław Bartoszewski. Żeby było jeszcze ciekawiej, teraz nasz rząd twierdzi, że kompletnie nie zna sprawy i nigdy o problemie wcześniej nie słyszały. Rada Gdańszczan (niem. Rat der Danziger) jest tworem nieznanym MSZ ani niemieckim urzędom, które nie spotkały się np. z prośbą o wsparcie (finansowe lub polityczne) czy z ofertą jakiejkolwiek współpracy –odpowiada MSZ. To zdanie brzmi nieco dziwnie nie tylko dlatego, że już ponad 15 lat temu resortowi zwracano uwagę na działalność pogrobowców Wolnego Miasta, ale też w kontekście ostatniego, uspokajającego zdania z odpowiedzi wiceministra Jan Dziedziczaka na poselską interpelację: Ministerstwo Spraw Zagranicznych we współpracy z polskimi placówkami dyplomatycznymi stale monitoruje w RFN przestrzeń publiczną, w kontekście ewentualnej działalności grup i jednostek, która mogłaby zostać odczytana jako zagrażająca integralności i interesom państwa polskiego.

Czyli MSZ nie wie, co to jest Rada Gdańszczan, ale jednocześnie wie o niej przynajmniej od 16 lat. Dodatkowo nie zna tej organizacji, ale wie, że nie stanowi ona żadnego zagrożenia. To straszliwa naiwność, bo czy zagrożeniem nie jest każdy, kto podważa kształt naszych granic?


https://warszawskagazeta.pl/kraj/item/4643-tylko-u-nas-niemcy-chca-zwrotu-gdanska-sprawa-jest-powazna

 

piątek, 24 lutego 2017

Samozwańczy senat „Wolnego Miasta Gdańsk” kwestionuje polskie granice!

  • Napisane przez  fit

Tylko u nas! Niemcy chcą zwrotu Gdańska! Samozwańczy senat „Wolnego Miasta Gdańsk” kwestionuje polskie granice!

MSZ nie wie, co to jest Rada Gdańszczan, ale jednocześnie wie o niej przynajmniej od 16 lat. Dodatkowo nie zna tej organizacji, ale wie, że nie stanowi ona żadnego zagrożenia. To straszliwa naiwność, bo czy zagrożeniem nie jest każdy, kto podważa kształt naszych granic? – pisze w najnowszym numerze tygodnika Warszawska Gazeta Borys Mikołajewski.
Od ponad 10 lat działa rząd Wolnego Miasta Gdańsk (WMG) na uchodźctwie. Nie uznaje on obecnych granic Polski i lobbuje społeczność międzynarodową za odtworzeniem Wolnego Miasta w kształcie sprzed 1939 r. Działająca „Rada Gdańska” (Rat der Danzig), która uznaje się za prawowitego następcę prawnego senatu rządzącego WMG przed wojną, złożona jest z 36 „senatorów”.
Sprawa jest o tyle poważna, że pomorscy przeciwnicy obecnego rządu coraz bardziej otwarcie spiskują z „senatem” WMG. W tej sprawie Tomasz Jaskóła z klubu Kukiz ’15 złożył interpelacje, ale sensownej odpowiedzi od Ministerstwa Spraw Zagranicznych nie dostał. Polskie władze bagatelizują problem, co kiedyś może się zemścić.Gdańsk formalnie nie jest Polski?

Wystarczy przeczytać dwa akapity, godne hitlerowskiej propagandy, pochodzące z oficjalnej strony Rządu Wolnego Miasta Gdańska (wspomniany Rat der Danzig):

Dziś Polacy są narodem próżnym i aroganckim, szczególnie tyczy się to wyższych warstw społeczeństwa. Nie są szczególnie obdarowani, nie są produktywni ani kreatywni, w żaden sposób nie wzbogacili świata. Ponieważ przez całe wieki nie było im dane się rozwijać, nastąpiło u nich rozwinięcie cech negatywnych. Przez to żądają coraz więcej, nie dając nic w zamian, chciwie patrzą na cudzą własność, myślą tylko o sobie i są przekonani, że są pępkiem świata. Nie żyją w realnym świecie, lecz pławią się w marzeniach i poczuciu wyższości.
Polacy dostrzegają swoją niższość, lecz nie są w stanie rozpoznać przyczyny tego stanu. Myślą, że są uprawnieni, by stawiać żądania, ale te żądanie kierują przeciw Niemcom, nie zaś swoim prawdziwym zniewolicielom, którzy z wielką umiejętnością sterują ich żądaniami i ich nienawiścią.
Wolne Miasto Gdańsk powstało na mocy kończącego pierwszą wojnę światową traktatu wersalskiego. Przestało istnieć w 1939 r., kiedy to III Rzesza dokonała aneksji jego terytorium. Hitlerowskie wojska i administracja opuściły miasto na początku 1945 r., uciekając w popłochu przed nacierającą Armią Czerwoną. Ustanowiono polską administrację. Najpierw tymczasową, później już stałą w ramach województwa gdańskiego. Sytuacja tego terenu jest bardzo specyficzna i różni się od pozostałych powojennych zmian polskiej granicy.

(…)
Więcej w najnowszym numerze tygodnika Warszawska Gazeta!


http://warszawskagazeta.pl/kraj/item/4595-tylko-u-nas-niemcy-chca-zwrotu-gdanska-samozwanczy-senat-wolnego-miasta-gdansk-kwestionuje-polskie-granice

Do kogo należy Gdańsk?



Do kogo należy Gdańsk?

 
 
Pytanie zawarte w tytule wydaje się szalenie głupie, jednak jak słusznie zauważył swego czasu Stanisław Michalkiewicz, czasami warto jest zadawać głupie pytania, bowiem te bywają niekiedy szalenie inspirujące. Podobnie w XVIII wieku pewien holenderski astronom zadał z pozoru głupie pytanie – dlaczego w nocy jest ciemno? Odpowiedź na to pytanie innym astronomom zajęła bez mała 100 lat, a przy okazji odkryto, że wszechświat wcale nie jest nieskończenie wielki. Może w takim razie wróćmy do naszego z pozoru arcy-głupiego pytania – do kogo należy Gdańsk?


Faktycznie Gdańsk należy do państwa polskiego. Jednak jego status formalno-prawny wcale już nie jest taki oczywisty. Obecna granica polsko-niemiecka została ustalona przez Aliantów na Konferencji Poczdamskiej na przełomie lipca i sierpnia 1945. Przez NRD została uznana w układzie zgorzeleckim 6 lipca 1950. RFN uznało granicę NDR z PRL dopiero 7 grudnia 1970 w układzie Brandt/Cyrankiewicz. W okresie zimnej wojny partia CDU sprzeciwiała się zaniechaniu roszczeń do „landów wschodnich”, uważając przy tym, że jedynie zjednoczone Niemcy mogą uznać granicę z Polską w sposób ostateczny. Do takiego też uznania doszło zaraz po zjednoczeniu Niemiec i upadku muru berlińskiego podczas posiedzenia Bundestagu 16 grudnia 1991. Od tamtej pory państwo niemieckie oficjalnie uznaje granicę z Polską za nienaruszalną i wyrzekło się wszelkich roszczeń terytorialnych wobec Polski.

Jednak zupełnie inaczej wygląda sytuacja Gdańska, który przed II wojną światową nie należał do Rzeszy Niemieckiej, tylko był niepodległym państwem. Na wspomnianej już Konferencji Poczdamskiej terytorium do tej pory okupowanego przez III Rzeszę Gdańska Alianci oddali na 50 lat pod jurysdykcję Polski. Jak nie trudno policzyć te postanowienia wygasły w 1995! O ile z roszczeń pewnych środowisk w Niemczech wysuwanych pod adresem Polski, mówiących o terytoriach niemieckich pod tymczasową administracją polską możemy nic sobie nie robić, o tyle w przypadku Gdańska sprawa jest już co najmniej niepokojąca, ponieważ wszelkie ustalenia pomiędzy Polską i Niemcami dotyczącymi wspólnej granicy w ogóle nie dotyczą terenów dawnego Wolnego Miasta Gdańska! 

Aby było jeszcze mniej śmiesznie należy dodać, że 15 czerwca 1980 w Koblencji na spotkaniu Zrzeszenia Gdańszczan wybrano Radę Wolnego Miasta Gdańska, która faktycznie stała się wybranym parlamentem Wolnego Miasta Gdańska na uchodźstwie. Uprawnionymi do wyboru byli wszyscy mieszkańcy Wolnego Miasta Gdańska oraz ich potomkowie z tytułu dziedzicznego obywatelstwa. Powstały w ten sposób Senat przejął polityczną reprezentację wszystkich obywateli Wolnego Miasta Gdańska. Ponadto postawił sobie za zadanie uregulowanie problemu Gdańska. Nie chodzi tu jedynie o roszczenia polityczne ale także majątkowe, bowiem roszczenia prawne posiadają wszyscy potomkowie obywateli Wolnego Miasta Gdańska.


Wspomniany już Senat Wolnego Miasta Gdańska uznaje Polskę za kolejnego okupanta, który całkowicie ignoruje istnienie legalnego rządu Wolnego Miasta Gdańska, który rezyduje we Frankfurcie nad Menem i w czerwcu 1998 wystąpił z wnioskiem o przyjęcie do ONZ! Jednak to nie koniec niepokojących wiadomości. Warto wspomnieć, że w ostatnich latach garnizon Wojska Polskiego został wykwaterowany z Gdańska i przeniesiony do Gdyni. Ostatnie oddziały polskiego lotnictwa z Pruszcza Gdańskiego ( terytorium dawnego Wolnego Miasta Gdańska ) zostały wykwaterowane we wrześniu 2009. Dyrekcję Poczty Polskiej przeniesiono z Gdańska do Lublina. Polska prasa w Gdańsku została zlikwidowana, a ostatni tytuł jaki pozostał – Dziennik Bałtycki, ma niemieckiego właściciela. Także w dziwnych okolicznościach państwowa spółka niemiecka przejęła Gdańskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej, które posiada monopol na ogrzewanie miasta. Od momentu naprawy carillonu na ratuszu przy ul. Długiej kilka lat temu zaniechano regularnego odgrywania Roty Marii Konopnickiej. W serii znaczków miast polskich nie znajdziemy Gdańska, za to znajdziemy np. Elbląg. Przypadek? Czy my o czymś nie wiemy?


W świetle całkowitej bierności legislacyjnej w ciągu ostatnich 20 lat polskiego rządu i parlamentu oraz ostatnich orzeczeń sądownictwa krajowego na temat własności materialnej na terenie historycznego Wolnego Miasta Gdańska sprawa Gdańska i jego przynależności państwowej wydaje się bardzo poważna. Mogą przy tym stanowić dla nas pewną pociechę słowa Gerwazego Rębajły z Pana Tadeusza: „zrobić zajazd, najechać, wygrasz w polu, to wygrasz i w sądzie!” Gdańsk faktycznie jest integralną częścią terytorium państwa polskiego. Jednak jego status formalno-prawny pozostaje w dalszym ciągu nieuregulowany, a nasi Umiłowani Przywódcy jakoś wcale się nie kwapią, by sprawę formalnej przynależności Gdańska rozwiązać raz na zawsze. Z pewnością właśnie w tym upatrują swoją szansę członkowie Rady Wolnego Miasta Gdańska na uchodźstwie, by podważyć przynależność Gdańska do Polski. Jaka zatem pozostaje przyszłość Gdańska? To pytanie do naszych Umiłowanych Przywódców oczywiście! Ciekawe tylko czy w ogóle zechcą nam odpowiedzieć? Chyba nikt z nas nie życzyłby sobie, by w przyszłości Gdańsk stał się dla Polski problemem podobnym jak Palestyna dla Izraela w charakterze formalnie uznanego terytorium okupowanego?
na podstawie: 3obieg.pl 

https://parezja.pl/do-kogo-nalezy-gdansk/

czwartek, 2 lutego 2017

Zamiast Wolnego Miasta Gdańska żądamy używania rozumu




Zamiast Wolnego Miasta Gdańska żądamy używania rozumu 

 

 

Tytuł w  pewnym sensie, przynajmniej werbalnym, nawiązuje do artykułu na Niepoprawnych.pl zatytułowanego:  Żądamy Wolnego Miasta Gdańsk. Spodziewać się można, że któryś z kolei głos demokratyczny odezwie się w sprawie przywrócenia Generalnego Gubernatorstwa – jak demokracja, to demokracja – wszystkie chwyty dozwolone.    Z autorem  podpisującym się: jazgdyni zgadzam się w stu procentach i zamiast komentować poruszony przezeń problem po prostu odsyłam do jego tekstu, który warto przeczytać, by nie lekceważyć takich idiotycznych pomysłów, jakie niektórym rodzimym gangsterom chodzą po głowie. Czy aby tylko rodzimym, to pytanie? A następne pytanie, czy pozostawiono by im zagarnięte łupy, gdyby znowu na tablicy przed miastem widniał napis: Freie Stadt Danzig. A gdyby udało się urwać jeszcze kawał Polski, to mogliby nawet napisać Freistaat Danzig.  Pamiętać trzeba, że złodziej, jak już raz zacznie kraść, to zamiast resztek zdrowego rozsądku pozostaje mu już tylko pazerność, nawet gdyby miał się tym co pochłania udławić. Wiadomo o kim mowa. Ale wiadomo też, jaką Gdańsk – ów Freie Stadt Danzig – rolę spełnił w naszej historii, dlatego łapy precz od tego tematu. Nie wątpię, że władze nasze zareagują na każdą głupotę w tym względzie.
            Jeśli już jesteśmy przy, nazwijmy to mniej precyzyjnie, nazewnictwie, choć to coś znacznie więcej, to zwróćmy uwagę inny nonsens, niegdyś zaplanowany, bo w czasie PRL o Niemcach, jako zbrodniarzach wojennych nie mówiło się. Zbrodniarzami byli naziści, a Niemcy byli wszakże też w NRD, czyż można było ich nazywać zbrodniarzami wojennymi? A więc, kiedy chciałem w czasie PRL dać tytuł książce: Życie religijne w Polsce  w czasie okupacji niemieckiej,  cenzura zażyczyła sobie, żeby było: w hitlerowskiej. Cóż było robić? Obecnie, kiedy pewne lobbies, jakie nie wspomnę, bo zaraz przykleją mi wizytówką anty…, współpracują nad ukuciem takich pojęć w odniesieniu do holocaustu i wojny, jak bystanders and perpetrators (gapie i sprawcy) w odniesieniu do Polaków, których w czasie wojny zginęło też ponad 3 miliony, w tym ileś tam tysięcy za ratowanie Ż
ydów, niektórzy nasi idioci (jak inaczej ich nazwać?) publicznie domagają się, żeby nie mówić o zbrodniach Niemców, bo rzekomo popełniali je naziści. I taki facet był rzecznikiem jakieś partii, ale w końcu, jaka partia taki rzecznik. Można by te idiotyzmu tylko wykpić, bo prowadzenie w tej materii rzeczowej dyskusji jest zbyt wielkim upokorzeniem dla każdego jako tako rozgarniętego człowieka. Ale ludzie, w dodatku dopuszczani z takimi bredniami do mediów, ba, nawet do sejmu, to w końcu coś bardzo szkodliwego dla wizerunku Polski i Polaków. Nawet Niemcy, ci którzy celowo pracują nad zepchnięciem na Polskę odpowiedzialność za wojnę, w duchu śmieją się  z tych „bornierte Polen – ograniczonych, głupich Polaków, którzy sami dostarczają im na siebie amunicji. Nie wiem na ile takie usługi są wynagradzane, czy w ogóle, ale niezależnie od tego, z tymi ludźmi nie prowadzi się dyskusji, ale po prostu robi się, jak kiedyś robiono z durnym uczniakiem, którego sadzano do oślej ławki. To jedno. A więc nie: hitlerowski, nie nazizm, w doniesieniu do zbrodni wojennych. Były po prostu niemieckie.  Do 1945 r. w NSDAP było oko. 8.5 miliona członków, to było około 10 % ludności Niemiec. A więc to zwykli Niemcy popierali Hitlera i robili wszystko, co im rozkazał, narodowi socjaliści byli wśród nich.
            Jest jeszcze trzeci problem, który coraz bardziej „staje na głowie”, tzn. przedstawiany jest w krzywym zwierciadle. Dlaczego? Trudno dociec, choć można mieć różne przypuszczenia. To coś takiego, jak z tym nazizmem. Chodzi o udział Polaków w siłach zbrojnych III Rzeszy. Było ich chyba coś około 400 tys. Pytanie, jak tam trafili? W rozmaity sposób. Ale ryczałtem sądzić, że jako Polacy zostali zmuszeni do służby wojskowej jest fałszem od początku do końca. Mogło tak być na Śląsku, choć i tu trzeba sprawę traktować indywidualnie.  Takich „stockpolen”, albo,  jak ich nazywano „nationalpolen” raczej  nie brano, gdyż był to element niepewny. Nie chcę wchodzić w szczegóły, gdy chodzi o praktyki tam stosowane. Gdy chodzi o Freie Stadt Danzig, sprawa była jasna. Obywateli Wolnego Miasta bez względu na narodowość, traktowano jako obywateli Rzeszy. Zupełnie inaczej miała się rzecz w przypadku obywateli tzw. Reichsgau Danzig-Westpreussen. Tutaj od 1942 r. na mocy dekretu gauleitera Alberta Forstera zaprowadzono tzw. volkslistę. Ludność polska została wezwana do składania podań o przyjęcie niemieckiej volkslisty, w kategoriach III lub IV w zależności od stwierdzonego stopnia zniemczenia jednostki. Każdy składający podanie musiał stawić się przed landratem i poddać się egzaminowi (Prüfung), gdzie musiał wyprzeć się polskości i prosić o dobrodziejstwo przynależenia do narodu niemieckiego. Niech nikt mi nie wmawia n. p., że był tu stosowany przymus, przeciwnie, dużą część wniosków odrzucono, a przyjmowano zwłaszcza te, gdzie w rodzinach byli dorośli mężczyźni wcielani następnie do wojska. Tzw. eingedeutschte, czyli mający III lub IV grupę stawali się obywatela III Rzeszy. Cala reszta Polaków na tym terenie, należałem też do nich, nie miała żadnego obywatelstwa, ale byli to tzw. Reichsschutzangehörige – podopieczni Rzeszy, czyli ludność przeznaczona do wywózki.
            Ostatnio czytałem czyjeś wywody, jak to ci siłą zmuszeni do służenia w armii niemieckiej cierpieli, jak dezerterowali jako polscy patrioci. Nie można temu zaprzeczyć w wielu przypadkach, choć nie we wszystkich. Sam byłem świadkiem, jak żołnierze, właśnie ci eingedeutscht, słabo mówiący po niemiecku, będąc na urlopie z frontu wschodniego chwalili się niekiedy nawet kilkoma panzerzerstörerabzeichen – medalem za zniszczenie czołgu, jak opowiadali o swoich wyczynach frontowych. Jeśli kto nie chce wierzyć, jak bardzo zależało wielu Polakom na zdobyciu obywatelstwa niemieckiego, niech poczyta sobie ich odwołania do landratur przechowywane w archiwum wojewódzkim w Bydgoszczy.
            Dajmy więc spokój legendom i nie wypowiadajmy się  o czymś, o czym nie mamy pojęcia. Ja tam żyłem. Jako dzieciak widziałem i starałem się już rozumieć zarówno tragedię jak i podłość. Tragedię tych, którzy ze strachu podpisywali wniosek o volkslistę i tych, którzy cieszyli się, że na niemieckie kartki  żywnościowe dostaną masło, którego dla Polaków nie przewidziano.  Natomiast nie znam żadnego przypadku, żeby z tego terenu kogoś przymusowo zabrano do niemieckiej armii.


Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/zygmunt-zielinski/zamiast-wolnego-miasta-gdanska-zadamy-uzywania-rozumu

©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :). <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.

Tytuł w  pewnym sensie, przynajmniej werbalnym, nawiązuje do artykułu na Niepoprawnych.pl zatytułowanego:  Żądamy Wolnego Miasta Gdańsk. Spodziewać się można, że któryś z kolei głos demokratyczny odezwie się w sprawie przywrócenia Generalnego Gubernatorstwa – jak demokracja, to demokracja – wszystkie chwyty dozwolone.    Z autorem  podpisującym się: jazgdyni zgadzam się w stu procentach i zamiast komentować poruszony przezeń problem po prostu odsyłam do jego tekstu, który warto przeczytać, by nie lekceważyć takich idiotycznych pomysłów, jakie niektórym rodzimym gangsterom chodzą po głowie. Czy aby tylko rodzimym, to pytanie? A następne pytanie, czy pozostawiono by im zagarnięte łupy, gdyby znowu na tablicy przed miastem widniał napis: Freie Stadt Danzig. A gdyby udało się urwać jeszcze kawał Polski, to mogliby nawet napisać Freistaat Danzig.  Pamiętać trzeba, że złodziej, jak już raz zacznie kraść, to zamiast resztek zdrowego rozsądku pozostaje mu już tylko pazerność, nawet gdyby miał się tym co pochłania udławić. Wiadomo o kim mowa. Ale wiadomo też, jaką Gdańsk – ów Freie Stadt Danzig – rolę spełnił w naszej historii, dlatego łapy precz od tego tematu. Nie wątpię, że władze nasze zareagują na każdą głupotę w tym względzie.

            Jeśli już jesteśmy przy, nazwijmy to mniej precyzyjnie, nazewnictwie, choć to coś znacznie więcej, to zwróćmy uwagę inny nonsens, niegdyś zaplanowany, bo w czasie PRL o Niemcach, jako zbrodniarzach wojennych nie mówiło się. Zbrodniarzami byli naziści, a Niemcy byli wszakże też w NRD, czyż można było ich nazywać zbrodniarzami wojennymi? A więc, kiedy chciałem w czasie PRL dać tytuł książce: Życie religijne w Polsce  w czasie okupacji niemieckiej,  cenzura zażyczyła sobie, żeby było: w hitlerowskiej. [werwolf znaczy - MPS] Cóż było robić? Obecnie, kiedy pewne lobbies, jakie nie wspomnę, bo zaraz przykleją mi wizytówką anty…, współpracują nad ukuciem takich pojęć w odniesieniu do holocaustu i wojny, jak bystanders and perpetrators (gapie i sprawcy) w odniesieniu do Polaków, których w czasie wojny zginęło też ponad 3 miliony, w tym ileś tam tysięcy za ratowanie Żydów, niektórzy nasi idioci (jak inaczej ich nazwać?) publicznie domagają się, żeby nie mówić o zbrodniach Niemców, bo rzekomo popełniali je naziści. I taki facet był rzecznikiem jakieś partii, ale w końcu, jaka partia taki rzecznik. Można by te idiotyzmu tylko wykpić, bo prowadzenie w tej materii rzeczowej dyskusji jest zbyt wielkim upokorzeniem dla każdego jako tako rozgarniętego człowieka. 

Ale ludzie, w dodatku dopuszczani z takimi bredniami do mediów, ba, nawet do sejmu, to w końcu coś bardzo szkodliwego dla wizerunku Polski i Polaków. Nawet Niemcy, ci którzy celowo pracują nad zepchnięciem na Polskę odpowiedzialność za wojnę, w duchu śmieją się  z tych „bornierte Polen – ograniczonych, głupich Polaków, którzy sami dostarczają im na siebie amunicji. Nie wiem na ile takie usługi są wynagradzane, czy w ogóle, ale niezależnie od tego, z tymi ludźmi nie prowadzi się dyskusji, ale po prostu robi się, jak kiedyś robiono z durnym uczniakiem, którego sadzano do oślej ławki. To jedno. A więc nie: hitlerowski, nie nazizm, w doniesieniu do zbrodni wojennych. Były po prostu niemieckie.  Do 1945 r. w NSDAP było oko. 8.5 miliona członków, to było około 10 % ludności Niemiec. A więc to zwykli Niemcy popierali Hitlera i robili wszystko, co im rozkazał, narodowi socjaliści byli wśród nich.

            Jest jeszcze trzeci problem, który coraz bardziej „staje na głowie”, tzn. przedstawiany jest w krzywym zwierciadle. Dlaczego? Trudno dociec, choć można mieć różne przypuszczenia. To coś takiego, jak z tym nazizmem. Chodzi o udział Polaków w siłach zbrojnych III Rzeszy. Było ich chyba coś około 400 tys. Pytanie, jak tam trafili? W rozmaity sposób. Ale ryczałtem sądzić, że jako Polacy zostali zmuszeni do służby wojskowej jest fałszem od początku do końca. Mogło tak być na Śląsku, choć i tu trzeba sprawę traktować indywidualnie.  Takich „stockpolen”, albo,  jak ich nazywano „nationalpolen” raczej  nie brano, gdyż był to element niepewny. Nie chcę wchodzić w szczegóły, gdy chodzi o praktyki tam stosowane. Gdy chodzi o Freie Stadt Danzig, sprawa była jasna. Obywateli Wolnego Miasta bez względu na narodowość, traktowano jako obywateli Rzeszy. Zupełnie inaczej miała się rzecz w przypadku obywateli tzw. Reichsgau Danzig-Westpreussen. Tutaj od 1942 r. na mocy dekretu gauleitera Alberta Forstera zaprowadzono tzw. volkslistę. Ludność polska została wezwana do składania podań o przyjęcie niemieckiej volkslisty, w kategoriach III lub IV w zależności od stwierdzonego stopnia zniemczenia jednostki. Każdy składający podanie musiał stawić się przed landratem i poddać się egzaminowi (Prüfung), gdzie musiał wyprzeć się polskości i prosić o dobrodziejstwo przynależenia do narodu niemieckiego. Niech nikt mi nie wmawia n. p., że był tu stosowany przymus, przeciwnie, dużą część wniosków odrzucono, a przyjmowano zwłaszcza te, gdzie w rodzinach byli dorośli mężczyźni wcielani następnie do wojska. Tzw. eingedeutschte, czyli mający III lub IV grupę stawali się obywatela III Rzeszy. Cala reszta Polaków na tym terenie, należałem też do nich, nie miała żadnego obywatelstwa, ale byli to tzw. Reichsschutzangehörige – podopieczni Rzeszy, czyli ludność przeznaczona do wywózki.

            Ostatnio czytałem czyjeś wywody, jak to ci siłą zmuszeni do służenia w armii niemieckiej cierpieli, jak dezerterowali jako polscy patrioci. Nie można temu zaprzeczyć w wielu przypadkach, choć nie we wszystkich. Sam byłem świadkiem, jak żołnierze, właśnie ci eingedeutscht, słabo mówiący po niemiecku, będąc na urlopie z frontu wschodniego chwalili się niekiedy nawet kilkoma panzerzerstörerabzeichen – medalem za zniszczenie czołgu, jak opowiadali o swoich wyczynach frontowych. Jeśli kto nie chce wierzyć, jak bardzo zależało wielu Polakom na zdobyciu obywatelstwa niemieckiego, niech poczyta sobie ich odwołania do landratur przechowywane w archiwum wojewódzkim w Bydgoszczy.

            Dajmy więc spokój legendom i nie wypowiadajmy się  o czymś, o czym nie mamy pojęcia. Ja tam żyłem. Jako dzieciak widziałem i starałem się już rozumieć zarówno tragedię jak i podłość. Tragedię tych, którzy ze strachu podpisywali wniosek o volkslistę i tych, którzy cieszyli się, że na niemieckie kartki  żywnościowe dostaną masło, którego dla Polaków nie przewidziano.  Natomiast nie znam żadnego przypadku, żeby z tego terenu kogoś przymusowo zabrano do niemieckiej armii.


Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/zygmunt-zielinski/zamiast-wolnego-miasta-gdanska-zadamy-uzywania-rozumu

©: autor tekstu w serwisie Niepoprawni.pl | Dziękujemy! :). <- Bądź uczciwy, nie kasuj informacji o źródle - blogerzy piszą za darmo, szanuj ich pracę.






http://niepoprawni.pl/blog/zygmunt-zielinski/zamiast-wolnego-miasta-gdanska-zadamy-uzywania-rozumu




Muzeum II Wojny Światowej. Zapowiedź prezydenta Gdańska




Możliwe wystąpienie o zwrot działki pod Muzeum II Wojny Światowej.
Zapowiedź prezydenta Gdańska

29 stycznia 2017, 16:55

Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz nie wykluczył, że miasto wystąpi o zwrot działki podarowanej pod budowę Muzeum II Wojny Światowej. Pomorscy politycy PO apelują, aby w proteście przeciwko połączeniu Muzeum II WŚ z Muzeum Westerplatte słać specjalne kartki na adres ministerstwa kultury. - 1 lutego może dojść do formalnego połączenia istniejącego Muzeum II Wojny Światowej z nieistniejącym muzeum Westerplatte. Ten zabieg czysto formalno-prawny łączenia czegoś co istnieje, co jest żywe - co zdobyło sympatię i uznanie - jest jakąś straszną, niezrozumiałą i trudną do pogodzenia się przez nas decyzją - mówił prezydent Paweł Adamowicz na briefingu prasowym przed siedzibą Muzeum II WŚ.

Wyjątkowe muzeum w skali Europy Jego zdaniem, Muzeum II Wojny Światowej jest "wyjątkowym w skali kraju i Europy, przykładem, jak Polacy skutecznie, efektywnie mogą opowiedzieć sobie i światu o swojej ofierze, o swojej walce, heroizmie w szerokim, uniwersalnym kontekście". - Zwracam się do gdańszczanek i gdańszczan, Polek i Polaków – powinniśmy otoczyć Muzeum II Wojny Światowej dużą troską, bo to nie jest muzeum jednego czy drugiego ministra. To jest muzeum, które powstało za środki finansowe wypracowane przez polskie społeczeństwo - zaapelował. Miasto Gdańsk jako darczyńca gruntu pod Muzeum II Wojny Światowej o wartości ponad 50 milionów złotych zastrzega sobie prawo skorzystania z drogi sądowej, jeżeli będzie taka potrzeba – mówiłem o tym rok temu, powtarzam i dzisiaj - podkreślił Adamowicz. - Będziemy każdego dnia od 1 lutego obserwowali, co się dzieje z Muzeum II Wojny Światowej, co się dzieje z wystawą stałą, która została obfotografowana klatka po klatce. I będziemy patrzyli, czy ktoś skusi się na jej dezintegrację, na łamanie praw autorskich. Ale też na to, co we współczesnym świecie dzieje się tylko w krajach dotkniętych skrajnym barbarzyństwem – myślę tu o niszczeniu pomników kultury w Afganistanie czy Iraku. Mam nadzieję, że tego typu przykłady barbarzyństwa nie będą miały miejsca w Gdańsku - dodał Zwrot gruntu Zapytany, w jakich konkretnie okolicznościach miasto może wystąpić na drogę prawną o zwrot gruntu, odpowiedział: - To byłoby odkrywanie kart przed ministrem i ułatwianie mu działań destrukcyjnych. Połączenie muzeów jest już na pewno pierwszym aktem niezgodnym. To jest już kwestia oceny prawnej, być może jest to pierwsza ważna przesłanka, ale być może nie jedyna.


- Relacja darczyńca-obdarowany jest prosta: polega na tym, że darczyńca w ściśle określonym celu przekazuje swój dar i oczekuje, że obdarowany zachowa się właściwie i ten dar spożytkuje zgodnie z określonym celem. W związku z tym istnieje możliwość odwołania darowizny, jeżeli obdarowany zachowuje się niezgodnie z celem obdarowania - wyjaśnił Adamowicz. Posłanka Platformy Obywatelskiej Agnieszka Pomaska poinformowała, że PO wraz z "młodzieżówką" tej partii Młodymi Demokratami przygotowała specjalne kartki adresowane do ministra kultury Piotra Glińskiego. Kartki do ministra kultury "Jako obywatelka/obywatel Rzeczpospolitej Polskie w trosce o utrzymanie wysokich standardów polskiej kultury, apeluję do Pana Ministra o powstrzymanie procesu łączenia Muzeum II Wojny Światowej z nowo utworzonym Muzeum Westerplatte, do czasu wyjaśnienia wątpliwości prawnych i rozstrzygnięcia sprawy skargi złożonej przez Rzecznika Praw Obywatelskich oraz samo MIIWŚ. Oczekuję, że polskie muzea pozostaną niezależne od wpływów politycznych, a decyzje ministerialne będą podejmowane w sposób, który nie budzi wątpliwości prawnych" - napisano na odwrocie kartki. Pomaska jest przekonana, że jeśli "ktoś może uratować Muzeum II Wojny Światowej, to na pewno są obywatele, nie tylko obywatele Gdańska, ale Polski, którzy dołożyli się do wybudowania tego muzeum". - Dzisiaj obywatele powinni wyrazić protest, jeśli czują taką potrzebę, a widzimy, że jest taka potrzeba - wywrzeć na ministra Glińskiego i na obecny rząd tę presję. Bo widać, że w wielu sprawach ta presja ma sens, że jednak ten rząd potrafi się cofnąć, wtedy kiedy czuje siłę i presję społeczną – tak było w przypadku Czarnego Protestu, czy ostatnio w sprawie mediów w Sejmie - dodała Pomaska, zachęcając do wysyłania kartek na adres ministerstwa kultury.


Poseł PO do Parlamentu Europejskiego Janusz Lewandowski powiedział, że w pomyśle łączenia obu muzeów "chodzi o pisanie historii na nowo wedle własnej wygody i zawłaszczenie historii". - Muzeum, które tu widzimy jest owocem ogromnej pasji i ambicji by nie być jednym z wielu jakie istnieją w świecie. Tak jak dobra powieść, która jest godna Nagrody Nobla lub dobry film, który może kandydować do Oscara, muzeum ma mówić o Polsce, ale językiem zrozumiałym dla całego świata. I mówić również o bezsensie, tragedii, okrucieństwie wojny pod każdą szerokością geograficzną. Nie zmarnujmy tego dorobku - zaapelował europarlamentarzysta. Utworzenie Muzeum II Wojny Światowej Decyzję o utworzeniu Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku ogłosił we wrześniu 2008 r. rząd Donalda Tuska. Budowa obiektu trwała od 2012 do 2016 r. W grudniu 2015 r. resort kultury powołał w Gdańsku Muzeum Westerplatte i Wojny 1939. W połowie kwietnia 2016 r. ministerstwo zapowiedziało połączenie obu muzeów. Ta decyzja spotkała się ze sprzeciwem dyrekcji MIIWŚ. Z apelem o powstrzymanie się od połączenia muzeów wystąpiły też do ministra kultury m.in. gdańska Rada Miasta, Kolegium Programowe MIIWŚ, Polski Komitet Narodowy Międzynarodowej Rady Muzeów oraz liczni historycy, przedstawiciele środowisk kombatanckich, a także osoby, które przekazały MIIWŚ rodzinne pamiątki. Zgodnie z decyzjami resortu połączenie placówek miało nastąpić 1 grudnia ub.r., termin został jednak przesunięty na 1 lutego br.


Dyrekcja MIIWŚ oraz Rzecznik Praw Obywatelskich złożyli do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego zażalenie na decyzję łączącą placówki. WSA skargi dotąd nie rozpatrzył, ale w listopadzie 2016 r. wstrzymał wykonanie decyzji o połączeniu placówek do czasu, aż zajmie się sprawą. Na tą decyzję skargę złożył resort kultury i we wtorek NSA uwzględnił zażalenie ministra kultury. Resort zapowiedział, że - w związku z powyższym, będzie kontynuować działania na rzecz połączenia Muzeum II Wojny Światowej i Muzeum Westerplatte i Wojny 1939. W poniedziałek po raz pierwszy Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku zaprezentowało niemal gotową wystawę główną. W pokazie uczestniczyli dziennikarze oraz osoby, biorące udział w tworzeniu ekspozycji - architekci, designerzy, muzealnicy, historycy, darczyńcy i przedstawiciele środowisk kombatanckich. W weekend 28-29 stycznia wystawę mogą zwiedzać mieszkańcy, którzy wcześniej zarezerwowali wejściówki.








 
 
 

wtorek, 24 stycznia 2017

Czy Gdańsk oderwie się od Polski? „To projekt antypaństwowy”






24.01.2017


Czy Gdańsk oderwie się od Polski? „To projekt antypaństwowy”




Mieszkam w Gdyni. W dobrym miejscu, na obrzeżach i tuż przy lesie, który otacza . Z domu do centrum Gdańska samochodem mam około 20 minut jazdy. To mniej niż z Ursynowa pod Pałac Prezydenta. Lecz może wkrótce zabierze to znacznie więcej czasu, bo zostaną ustawione rogatki i jadąc do Gdańska będę musiał mieć paszport, a może nawet wizę. A celnicy skrupulatnie przeszukają moje auto, czy przypadkiem nie wwożę jakichś wywrotowych materiałów. O co właściwie chodzi z tą nową paranoją? Reanimować Wolne Miasto ? Lub bardziej poprawnie – ?

Od pewnego czasu dochodziły do mnie różne plotki na temat Gdańska. Początkowo uznawałem je za bzdury wypowiadane w pijackim widzie przy suto zakrapianej kolacji. Sam nieraz słyszałem tu, na Pomorzu różne idiotyzmy, gdy alkohol rozwiązywał języki i chwalono się chlubną przeszłością dziadka w Kriegsmarine, albo w AK, co tutaj oznaczało . Takie podkreślanie swojej wyjątkowości i modne demonstrowanie, że Polakiem się jest tylko przypadkowo, bo gdyby sytuacja geopolityczna była inna, to z radością można by powrócić do, często wyimaginowanych, korzeni, które nie są polskie, tylko jakieś niemieckie, albo właśnie gdańskie. Bo wiele ludzi, po prawdzie coraz mniej, żyło w Gdańsku, żyło w Polsce, lecz uważali, iż jest to sytuacja tymczasowa i oni są Gdańszczanami.

Ostatni z nich powinni już nie żyć, bo Freie Stadt Danzig zakończył swoje istnienie w momencie wybuchu wojny w 1939 roku. Więc nawet ci, którzy się wówczas urodzili, mają dzisiaj 78 lat. Lecz nie, jest sporo czterdziesto, pięćdziesięcio i sześćdziesięciolatków, czyli cała powojenna generacja, która uważa się za spadkobierców Wolnego Miasta. Jaki w tym wszystkim jest sens i jaka logika, oprócz emocjonalnych sentymentów, aby odrzucać polskość tego miasta i rozważać utworzenie niezależnego politycznie bytu?

Nie zajmowałbym się tym tematem, gdyby nie docierały do mnie coraz częściej informacje, że istnieją w Gdańsku koła towarzyskie, ludzi naprawdę znaczących, ludzi z kręgów opiniotwórczych, naukowych i artystycznych, a także polityków różnych opcji, którzy, na razie między sobą, poważnie rozmawiają o możliwości odtworzenia Wolnego Miasta Gdańska i jakiejś secesji od Rzeczypospolitej.

Całkiem poważnie mówiąc, prezydent Gdańska , któremu chyba się w głowie pomieszało od długotrwałego sprawowania władzy, a buta i arogancja budowana na pochlebstwach dworu, spowodowała jego tęsknotę za Wolnym Miastem. Pewnie codziennie przed snem, marzy sobie ten włodarz ważnego obszaru, co by tu jeszcze uwolnomieścić. Mamy już hotel Wolne Miasto, ba, mamy całą dzielnicę Wolne Miasto. A niedawno nazwę Wolnego Miasta Gdańsk otrzymało ważne rondo po przebudowie ulicy Kartuskiej.

No dobrze, powie ktoś, to są tylko nic nieznaczące fanaberie starzejącego się aparatczyka i lokalnego satrapy. W sumie niegroźne, a właściwie humorystyczne. To ja się zapytam, dlaczego miasto Gdańsk, czyli ludzie władzy, gwałtownie optowali za dokonaniem przekopu Mierzei Wiślanej w lokalizacji Skowronki i nie popierali, teraz już oficjalnie zatwierdzonej, znacznie korzystniejszej lokalizacji Nowy Świat? Może prawdą jest to, co się mówi, że Skowronki leżą na historycznym terenie Wolnego Miasta Gdańsk, a Nowy Świat już na ziemiach polskich. Więc Gdańsk, gdyby zyskał jakąś tam suwerenność, to mógłby kontrolować ruch na Zalewie Wiślanym i czerpać z tego zyski. Może to bzdurne, ale logiczne i komuś poważnemu z tytułami przyszło do głowy.

A tymczasem komediowy prezydent Gdańska Adamowicz, wraz ze swoim przyjacielem, również komediowym, prezydentem Sopotu, Karnowskim, rozpoczęli akcję wbijania słupów granicznych przedwojennego Freie Stadt Danzig. Przypominam, że Sopot, wówczas Zoppot, był integralną częścią wolnego miasta.

***

Skąd w ogóle takie pomysły usprawiedliwiające tego typu działanie? Musimy pamiętać, że po Pierwszej Wojnie Światowej, Rzeczpospolita odradzała się w ciężkich bólach porodowych. Po latach faktycznego nie istnienia, była bardzo słaba. I każdy sąsiad szarpał dla siebie. Czesi zbrojnie zajęli spory kęs Śląska Cieszyńskiego; Niemcy, było nie było, przegrani w I WŚ, walczyli z determinacją o i Wielkopolskę.
A kwestia Gdańska została rozstrzygnięta dopiero w roku 1920, gdy wszystkimi siłami zatrzymywaliśmy nawałę bolszewików.


Wolne Miasto Gdańsk zostało utworzone 15 listopada 1920 roku jako wykonanie postanowień traktatu pokojowego. Art. 100 Traktatu określił granice Wolnego Miasta Gdańska, art. 105 ustanowił obywatelstwo Wolnego Miasta Gdańska dla osób tam zamieszkałych. Stosunek gdańszczan do odradzającej się Polski był z reguły niechętny, głównie z powodu słabej sytuacji gospodarczej i oderwania Gdańska od Niemiec. I tak już pozostało, aż do wybuchu wojny w 1939, gdy Hitler użył właśnie Gdańska, a konkretnie korytarza przez Polskę, który by połączył Gdańsk z Rzeszą, do usprawiedliwienia ataku na Polskę. Przez okres wojny Gdańsk był ostoją hitleryzmu. Problem zaczął się po wojnie.
„[…] Po zdobyciu miasta przez Armię Czerwoną w marcu 1945 r., do konferencji poczdamskiej miejscowi Niemcy wierzyli, że będą mogli pozostać w Gdańsku, że zostaną przywrócone instytucje Wolnego Miasta, a to pozwoli utrzymać niemiecki charakter Gdańska oraz jego najbliższego otoczenia. Obszar Wolnego Miasta Gdańska został dekretem z 30 marca 1945 przyłączony do województwa gdańskiego, a ustawą z dnia 11 stycznia 1949 razem z poniemieckimi ziemiami scalony z nową polską administracją państwową, do czego przesłanką były postanowienia konferencji poczdamskiej z 2 sierpnia 1945 […]. Postanowienia te nie miały jednak formy umowy międzynarodowej, w dodatku były efektem porozumienia zupełnie innych stron niż te, które podpisały Traktat wersalski, tak więc nie miały mocy zmienić jego postanowień.” [1]

Taka oto sytuacja prawna powoduje, że ludzie, którym marzy się odtworzenie Wolnego Miasta, mają argument, by walczyć, żeby Gdańsk od Polski odłączyć. Co więcej – uciekinierzy przed Armią Czerwoną utworzyli rząd Gdańska na uchodźstwie.

„Dalsze istnienie Wolnego Miasta Gdańska uznaje za fakt de jure środowisko zamieszkałych w Niemczech obywateli WMG. Środowisko to wybrało w 1947 r. istniejącą do dziś Radę Gdańską (niem. Rat der Danziger), pełniącą obowiązki Senatu WMG na uchodźstwie. Rada Gdańska przez cały okres swego działania wywiera naciski na ONZ (jako następczynię Ligi Narodów) celem uregulowania prawno-międzynarodowego statusu WMG.” [1]

Jak zwykle tak bywa, wszyscy entuzjaści Gdańska/Danzig zapominają o jednym, o czym ja dobrze pamiętam, bo widziałem to na własne oczy w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Gdańsk po zdobyciu przez Rosjan był jedną wielką ruiną. Podobną do Warszawy. I ten Gdańsk, z którego tak się dzisiaj cieszymy, został całkowicie odbudowany przez Polskę i Polaków.

***

Gdańsk, Sopot, Gdynia. Czyli Trójmiasto. Naturalna idea, która jakoś od ponad siedemdziesięciu lat nie może się zrealizować. Tak, jakby ktoś bez przerwy rzucał kłody po nogi, a na historycznej granicy Wolnego Miasta istniała niewidzialna bariera. Szczególnie mocno to widać w ostatnim dziesięcioleciu, gdy Gdańsk i Sopot zostały opanowane przez wybitnie pro-niemiecką Platformę Obywatelską, której reprezentanci: prezydent Gdańska Adamowicz i Sopotu Karnowski stworzyli układ stojący w kontrze do Gdyni i jej prezydenta dr. Szczurka. Żadne zaklęcia tu nie pomogą, taki jest stan faktyczny.
Porty morskie, zamiast pracować w symbiozie, konkurują ze sobą, szkodząc sobie nawzajem. Kolej metropolitalna, nowa dobra inwestycja, nadal nie łączy dzielnic całej aglomeracji. Lotnisko Rębiechowo sypie piasek w szprychy gdyńskiemu lotnisku w Kosakowie, które marnieje bezużytecznie. Fatalny system drogowy od lat nie może być zmodernizowany tak, by służył całemu Trójmiastu. Można podać więcej przykładów tego, co dzieli, niż tego co łączy.

To jest przykre i nierozumne. Nie ma efektu synergii, który uczyniłby z pomorskiej aglomeracji, jeden z najsilniejszych obszarów naszego kraju. Czasami ma się wrażenie, że świadomie się niszczy, zamiast tworzyć.
Czy my Polacy i władze naszego kraju, mamy nic nie robić i biernie się przyglądać? Czekać, aż coś samo z siebie się wydarzy?

Niemcy, których podejrzewam o wspieranie takiego stanu rzeczy, są mistrzami długofalowych działań. I jeżeli już postanowili, mimo zawartych w 1990 roku traktatów, że Prusy Wschodnie i Danzig to domena niemiecka, to będą do tego uparcie dążyć.

Nie możemy na to pozwolić. Dosyć już kłopotów jest na Śląsku, gdzie tzw. „mniejszość niemiecką” rozpuszczono jak dziadowski bicz i różne gorzaliki decydują na przykład, jakie mają być granice Opola. Tu w Gdańsku idea secesji dopiero się tli i łatwiej ją opanować. Uważam to za działanie antypaństwowe i jako takie powinno być pod ścisłą obserwacją służb. I to nieważne, czy ktoś jest z PO, czy zwolennikiem PiSu, bo tak się składa, że znam miłośników Freie Stadt i tu i tam.
Nie po to odzyskaliśmy po 123 latach niepodległość, a po II WŚ uzyskaliśmy dosyć marne granice, w sytuacji, jak nie mieliśmy nic do powiedzenia, żeby teraz, gdy wreszcie wybijamy się na autentyczną suwerenność, różni lokalni kacykowie, pomyleńcy, czy agenci obcych państw, starali się odrywać po kawałku polską ziemię.

Nie mamy Lwowa, Wilna, czy Grodna i Gdańsk, czy Szczecin nam ich nie zastąpią. Lecz w tysiącletniej historii Polski to były bardziej tereny nasze, niż obce. Niemcy szczególnie są w stosunku do nas butni i aroganccy. A my specjalnie ich hołubimy. W niedalekiej miejscowości Krokowo, gmina Puck, po ustanowieniu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej lepiej nie bywać, bo mile widziani są Niemcy. W stosunku do Polaków takiego podejścia nie zauważyłem. Czy również w Gdańsku, a może ponownie Danzig, Polak znowu będzie raczej niemile widzianym gościem?

________________

  - publicysta. Z zawodu inżynier elektronik pracujący od 30 lat za granicą na morzu. Konserwatysta.



http://gazetabaltycka.pl/promowane/czy-gdansk-oderwie-sie-od-polski-to-projekt-antypanstwowy#comment-359785

 

wtorek, 29 września 2015

Oktoberfest w Polsce? Od kiedy?




O dojczeban było teraz, jeszcze krótko o innej odsłonie przerabiania Polaków na niemców.





Święto piwa, czyli inauguracja Oktoberfest 2015

Już po raz siódmy Brovarnia Gdańsk zorganizowała Gdańskie Dożynki Piwne, czyli Oktoberfest. W tym roku festiwal potrwa do 25 października, a na fanów złotego trunku czeka m.in. specjalnie uwarzone na tę okazję limitowane piwo Oktoberfest 2015. 



Oktoberfest na dobre zagościł w Trójmieście. Od września do października coraz więcej pubów i restauracji organizuje imprezy, które charakterem nawiązują do słynnych na cały świat bawarskich dożynek chmielnych. Gdańszczanie również mają swoją piwną tradycję, której początki sięgają XII wieku, a rozkwit przypada na XVI i XVII wiek. W tym czasie w Gdańsku znajdowało się ponad 400 browarów, a miasto było największym producentem i eksporterem piwa w tej części Europy. 
 
Sam Jan Heweliusz był właścicielem aż czterech browarów. Produkcją piwa głównie zajmowali się mężczyźni, natomiast kobiety odpowiadały za jego transport i sprzedaż. Przykładano wtedy wielką wagę do jakości złotego trunku. Ponoć piwowar, który wyprodukował złe piwo i próbował je sprzedać nieświadomym klientom, mógł zostać uwarzony we własnym piwie na rozkaz włodarzy miasta. W XVII-wiecznym Spichlerzu (obecnie znajduje się tu Hotel Gdańsk i Brovarnia Gdańsk zobacz na mapie Gdańska) w przeszłości składowano słód używany do produkcji piwa przez gdańskich piwowarów. W historii Gdańska warzenie piwa odgrywało niezwykle ważną rolę. Już w XV wieku, na przełomie sierpnia i września, organizowano tu dożynki chmielne, podczas których pito piwo wyprodukowane jesienią rok wcześniej.


W menu, oprócz tradycyjnych bawarskich specjałów, znalazły się także dania z kuchni starogdańskiej, takie jak rolada z boczku z grzybami leśnymi, gęsią wątróbką, jabłkami w occie i puree musztardowym. Nie mogło zabraknąć również słodkich precli, knedli bawarskich z grzybowym sosem, grillowanych kiełbasek norymberskich, szynki po bawarsku na zasmażanej kapuście z knedlami bawarskimi oraz golonki pieczonej w piwie. 
 
Kuchnia starogdańska, czyli po prostu polska?
Czy bawarskie i norymberskie przysmaki to też kuchnia starogdańska? Bo tak jakoś w jednym ciągu napisane...

Jak to mówią do Polaków w reklamach: das auto.





 
http://rozrywka.trojmiasto.pl/Swieto-piwa-czyli-inauguracja-Oktoberfest-2015-n94787.html

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Czym są Prusy Zachodnie?




No, czym??

Otóż na stronie Muzeum prus Zachodnich w Munster, jest to miejsce, gdzie "Niemcy i Polacy w tym regionie żyli ze sobą długo w zgodzie. Dopiero od końca XIX wieku obszar ten stał się miejscem konfliktów etnicznych i nacjonalno – politycznych, które doprowadziły w konsekwencji – na skutek wywołanej przez nazistów wyniszczającej wojny – do ucieczki oraz do systematycznego wypędzenia ludności niemieckiej"

Tak oto naukowcy niemieccy piszą historię i politykę Europy.
Dlaczego nie napisali niemieccy naziści, a tylko naziści ?








Czy Mazowieckie pisane przez S to prztyczek w polski mazowiecki nos?








Najciekawsze jest jednak to, dlaczego Prusy Zachodnie piszą w cudzysłowiu (bo, w otoczeniu słowa >>obecnie<<)


Może chodzi o to, że na co dzień, albo w dokumentach funkcjonuje inna nazwa zgodna z obowiązującym niemieckim prawem, np. Wolne Miasto Gdańsk.

Jeśli prawdą jest, że WMG prawnie współcześnie istnieje, o czym większość Polaków nie ma pojęcia, to cudzysłów staje się bardziej zrozumiały.



Ja to zawsze coś muszę znaleźć...




http://westpreussisches-landesmuseum.de/pl/muzeum/czym-sa-prusy-zachodnie/




poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Skrót informacji: Armia Białorusi; WERWOLF czeka na sygnał

Z facebooka Szeremietiewa:


Prezydent zdecydował – tworzymy Obronę Terytorialną

Wyjaśniam - prezydent Białorusi podjął taką decyzję.

W dniu 2 lipca 2015 r. w czasie obchodów Dnia Niepodległości Łukaszenka powiedział, że powojenny system bezpieczeństwa międzynarodowego zaczyna być coraz mniej skuteczny, sytuacja międzynarodowa znów się zaostrza, a u granic Białorusi następuje koncentracja potencjału militarnego.

Podkreślił: „Bezceremonialną ingerencję w wewnętrzne sprawy suwerennych państw, próby wzniecenia w nich waśni narodowej i zdestabilizowania sytuacji widzimy nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale niestety także na przykładzie naszej bratniej Ukrainy. Rozłam w społeczeństwie, wojna domowa i chaos w kraju, liczne ofiary, degradacja gospodarki, to bynajmniej nie pełny wachlarz problemów, z jakimi borykają się nasi najbliżsi sąsiedzi.”

Według prezydenta Białorusi tragiczne wydarzenia na Ukrainie potwierdzają, że cała Europa i świat znajdują się na przełomie epok historycznych i każde państwo powinno być zdolne dać odpowiedź na te wyzwanie.

Podkreślał: „Pojawiają się nowe zagrożenia. Jest dokonywana rewizja i zmiana powojennych granic. Występuje tendencja do globalnej niestabilności”.

Łukaszenko zapewnił, że na Białorusi powstanie system obrony zdolny ochronić suwerenność oraz integralność terytorialną państwa. Łukaszenko ogłosił, że „na Białorusi tworzy się nowa ogólnonarodowa armia”. Ta nowa armia ma być oparta w dużej części na terytorialnych oddziałach obronnych. Według Łukaszenki w nowej armii szczególnie powinni udzielać się biznesmeni, bo oni, jak argumentuje, mają najwięcej do stracenia.


Dowodzenie jednostkami obrony terytorialnej będzie spoczywać w rękach gubernatorów obwodów oraz mera Mińska.

W związku z nowymi funkcjami gubernatorzy otrzymali stopnie generałów i, jak określił to prezydent Białorusi, "faktycznie stali się generał-gubernatorami".

Od tej pory gubernatorzy odpowiadać będą za bezpieczeństwo wojskowe zarządzanych przez nich terytoriów. Według Łukaszenki, każdy gubernator będzie odtąd miał własną armię, choć regiony mają jednocześnie ściśle współpracować ze sobą.

Według Łukaszenki nowo mianowani gubernatorzy obwodów nie dostali stopni generalskich dla ozdoby.

Będą musieli zając się organizacją terytorialnych oddziałów wojskowych. Mają prowadzić ćwiczenia na swoim terytorium i powinni pracować ze sztabem nad stworzeniem "bazy normatywno-prawnej' działań OT.

Łukaszenka oświadczył, że oddziały terytorialne mają współpracować „gładko” z armią regularną. Oznajmił, że "każdy pistolet i granatnik" musi być zagospodarowany, choć zastrzegł że sytuacja wokół Białorusi nie jest obecnie „skomplikowana”. Ale przy innej okazji mówił: „Wiele razy zdarzało się, że nie rozumieliśmy się z władzami Rosji.”


Aleksander Łukaszenka potępił tych, którzy skarżą się, że plan budowy nowej armii oznacza kolejne wydatki z budżetu. – To nie ich interes, to ja podjąłem decyzję – oświadczył. W ocenie Łukaszenki koszty tego przedsięwzięcia nie będą duże, ale w razie potrzeby nie będzie żałował pieniędzy.

Siły OT na Białorusi będą liczyć 120 tys. żołnierzy, obok 50 tys. wojsk operacyjnych – łącznie armia białoruska czasu „P” ma liczyć 170 tys. żołnierzy. Gdyby w Polsce postanowiono budować podobną proporcjonalnie armie, to wojska terytorialne liczyłyby 490 tys. żołnierzy, a wojska operacyjne ponad 200 tys. żołnierzy. Razem około 700 tys. wojska. Polska widocznie nie jest tak bogata jak Białoruś i nie musi obawiać się Rosji - nie musi więc tworzyć podobnej armii w tym także sił obrony terytorialnej; wystarczy 100 tys. żołnierzy zawodowych w wojskach operacyjnych. Polski minister obrony zdecydował, że w ciągu najbliższych ośmiu lat siły zbrojne RP zwiększą się do 110 tys. etatów i w tym zostaną stworzone wojska OT liczące w okresie pokojowym aż… 2500 etatów.


https://www.facebook.com/romuald.szeremietiew.7/posts/10203483350683948:0






Upadek Okcydentu - kolejna odsłona werwolfu.


Czy pamiętacie fragment Werwolfu o germanii?

"oczekiwanie na nieistniejącej, ale odczuwalnej
bliską, przyczajoną obecność germanii, która lada wybuchnie jak nowa.
jestem dziś w realu widzę niemiecki napis. Więc jest! Istnieje!"
 
To był maj 2011.
http://werwolfcompl.blogspot.com/p/blog-page_3398.html
 
 
I co? Nie miałem racji? MIAŁEM I MAM JĄ NADAL.
 
Popatrzcie na ten rysunek poniżej.
Tak właśnie niemieckie gnojki, zapracowane przy swoich komputerach internetowe antypolskie trole czekają na sygnał, aby nas znowu okraść - ale już bez masek.


 Oto jak szkopy czekają na sygnał.








Próbka:








15 lipca odbędzie się się festiwal dwóch ciekawych odmian polactwa. 

Pierwsza odsłona będzie miała charakter przede wszystkim wizualny. Z internetów niczym deszcz z gotyckich maszkaronów zaczną spływać rzygowiny wszelkiej maści memów i 'demotów' okraszonych zdaniami, lub nawet równoważnikami zdania, w stylu "Grunwald nasza chluba" "Grunwald dziękujemy przed zalewem germańskim " "Od urodzenia to w pamięci Biały Orzeł przeciw Niemcom dzień się święci" "Red is bad white and red is good" "Polska vs Niemcy 1410:0 " i podobnego typu łajno. Polecą też oczywiście linki do youtuba aby można było usłyszeć słowa piosenki "Och kiedy znowu polski rycerz podniesie i zakurwi swoją rekawicą" wykonaną typowym r.a.c-owskim wokalem przypominającym głos człowieka który właśnie jęczy w wychodku z bólu oddając naturze to czego jego organizm nie mógł strawić, paradoksalnie to ostatnie oddaje jakość rzeczonego wokalu ale to po prostu zabawny muzyczny zbieg okoliczności.

Odsłona druga będzie już najczystszą formą typowego polactwa, czyli mentalnym nawiązaniem do sekty biczowników, dziennikarze i eksperci telewizyjni będą zachodzić w głowę "ale jak to tak Zbysiu niewykorzystane zwycięstwo rozumisz bo trzeba było Malbork zająć" albo "Jagiełło to był litewski agent" oczywiście oprócz tego znajdą się też głosy w stylu "bo oni nas za pogan uważali szwagier kler krucjate przeciw Polsce zrobił szwagier tak było za pogan nas uważali 450 lat po chrzcie katabasy!"

Generalnie tak można pokrótce opisać tę paradę pseudo-historycznej patologii, mające miejsce w polskich mediach co roku 15 lipca. Ciężko w sumie odpowiedzieć z której to strony ugryźć aby rozgryźć.
No bo z jednej strony mamy XIX wieczne patrzenie, typowe nacjololo podlane panslawistycznym sosem które zmieniąją sie w bombę anachronizmu, no bo ciężko patrzeć normalnie na osoby które XV wieczne konflikty rozpatrują przez pryzmat etnosów, narodów, post-hobbsowskich lewiatanów nazywanych państwem itp. Głównym winowajcą jest tutaj oczywiście PRL ze swoją historiografią jak i Sienkiewicz który wszystko podpinał pod kwestie patrzenia narodowego i dlatego mamy takie fantasmagorie a nie inne.
Jak wiadomo Zakon Teutoński jako byt o strukturze korporacyjnej miał swoje interesy kompletnie rozbieżne z innymi niemieckojęzycznymi bytami politycznymi, inne niż nie mający nad tymi bytami realnej władzy święty cesarz rzymski Ruprecht Witelsbach czy też król Niemiec i Węgier Zygmunt Luksemburski. No ale na tłumaczenie zawiłości ówczesnej polityki nie ma specjalnie czasu, skupmy się na tym co jest ostatnim przywoływanym argumentem bo w koncu to był zakon NIEMIECKI, nie ma przecież znaczenia że w onym czasie niczego nie postrzegano w kategoriach narodowych wazne że tak sie nazywał, więc młody człowiek może machać biało-czerwonym sztandarem i krzyczeć o niemieckiej ekspansji i o tym jak to ci źli Niemcy nawracali mieczem i wyniszczyli Prusów. No i znowu problem.

Ciężko jest zrozumieć czemu statystyczny Polak ma taki problem z kojarzeniem faktów aby zobaczyć że Zakon został zawezwany w celu ochrony Mazowsza i mazowieckich kolonizatorów przed najazdami Prusów i Litwinów. Ze nie nawracał mieczem Prusów tylko w większości wodzów plemiennych zasymilował, że potomkowie tych wodzów stanowili praktycznie całościową liczbę niewielkiego lokalnego rycerstwa ziemskiego, że ich pruski język trwał praktycznie aż do XVIII wieku i do Fryderyka Wielkiego, zachowały się nawet XVI i XVII wieczne drukowane w języku pruskim modlitewniki, ciekawe wyniszczenie, prawdopodobnie jedyne wyniszczenie na świecie gdzie cały wschodni obszar wybrzeża dużego morza zamienił sie z bagien i lasów w krainy pełne miast, portów, wsi a także młynów, szpitali, bibliotek,szkół, klasztorów gdzie panował ład i bojaźń boża. Fakt faktem z biegiem czasu ucisk fiskalny korporacyjnego bytu politycznego zaczął poddanym Panów Pruskich ciążyć dzięki czemu zaczęli oni dążyć do zjednoczenia politycznego z coraz potężniejszym południowym sąsiadem, ale to już kompletnie inna historia.

Nie da sie oczywiście zapomnieć o 1308 roku i rzezi Gdańska ani o rejzach na Żmudź pod koniec XIV wieku. Jednak w przypadku tego pierwszego musimy pamiętać że mamy do czynienia z de facto pacyfikacją buntu i gorączkowego działania niż planowej rzezi dlatego tak na prawdę liczbę ofiar należy szacować w setkach a nie w tysiącach trzeba jednak pamiętać że jak na realia epoki gdzie na ogół karę ponosili tylko przywódcy buntów i rebelii jest to ogromna liczba, rejzy natomiast były próbą zwalczenia ognia ogniem, mianowicie Żmudzini (którzy stanowili problem dla samych wielkich książąt) będąc na wpół dzikimi sami porywali do niewoli ludność cywilna i nie przestrzegali przecież zasad chrześcijańskich ani nie prowadzili wojny na łacińską modłę, rejzy i porywanie miejscowej ludności były więc kartą przetargową w zamian za zwrot porwanych mieszkańców pogranicznych wiosek, to tak w skrócie.

W każdym więc razie przez większość XIV wieku i cały wiek XIII między Polską a Zakonem panowały relacje albo sojusznicze albo przynajmniej przyjazne. Do konfliktu koniec końców dojść musiało bo struktura która straciła swoją rację bytu w tej części Europy nie mogła oprzeć się ambicji rosnącej jagiellońskiej potęgi oraz jej częściowo słusznym roszczeniom.

Co do samobiczowania, należy już nawet pominąć fakt tego iż konflikt miał miejsce 600 lat temu a stolice Zakonu czyli Ex luto Marienburg zajęto bez straty ani jednego człowieka 40 lat później, narzekanie więc na to ze go nie zdobyto jest z perspektywy czasowej tak dalece posuniętym absurdem zahaczającym o kuriozum iż mam przekonanie graniczące z pewnością że tego typu malkontenckie frazesy występują tylko w Polsce która jest zagłębiem fatalizmu w skali globalnej. Przypomnieć też należy że to mówiąc delikatnie nie był wiek XX i nie istniała wojna totalna , nie można było od tak wjechać do jakiejś domeny wygrać bitwę i inkorporować całą domenę do swojej, no nie to nie tak działa nawet po mimo tego że bitwa grunwaldzka przybrała charakter swoistych ordaliów to nie działało to tak tym bardziej, kompletnie inne zasady prowadzenia wojny..

W Rozkwicie i w Późnym Średniowieczu wojny na ogół toczono przez kilka miesięcy w roku mianowicie od maja do sierpnia, na okres zimy oraz późniejszych prac polowych panował stan zawieszenia broni, zasada wzięta jeszcze z czasów wędrówki ludów kiedy miało to znaczenie pragmatyczne potem już bardziej zwyczajowe, jednakże rycerstwo które administrowało swoje dobra zawsze starało się być w nich w okresie żniw, co jest oczywistym wywiązywaniem się z obowiązków wobec ludności, w takim samym stopniu jak wyruszenie na wojnę obowiązkiem wobec suzerena, wrzesień był czasem dożynek i również pozostawał czasem zawieszenia broni do działań zbrojnych wracano wiec w październiku na kilka tygodni i zawieszano je w listopadzie. Do tego należy dodać oczywiście święta w których to starano sie nie toczyć działań wojennych, a także pokój ludzki i pokój boży, pokój ludzki trwał od wtorkowego zachodu do piątkowego wschodu słońca a pokój boży od zmierzchu w piątek do poniedziałku rano, jak wiec widzimy zostają 3 dni w tygodniu na prowadzenie wojny, oczywiście tych zasad nie zawsze się trzymano, jednakże 15 lipca 1410 wypadł we wtorek, tutaj domorośli znawcy zaczną wyć iż "No to Jagiełło mógł ruszyć w pogoń od razu przecież ruchy wojsk to nie bitwa nawet mógł sie trzymać zasad!" owszem, tyle że ówczesny obyczaj nakazał pozostanie na polu bitwy minimum 24 godziny po jej zakończeniu, czasem nawet 48 godzin, Nowy Konstantyn został tam nawet krócej niż nakazywał ówczesny zwyczaj.

Mamy wiec kolejny argument złego Litwina no bo pomijając zasady prowadzenia wojny to mógł zając Malbork i tam negocjować czemu tego nie zrobił? Król Władysław nie ma wiele szczęścia, nie dość że jego dzisiejsi ziomkowie, będący częściowymi sukcesorami Wielkiego Księstwa, w swoim nacjonalistycznym pędzie dalej czasem plują na swojego najwybitniejszego rodaka, to jeszcze w naszym kraju znajdą się gdzie nie gdzie niewdzięcznicy mówiący "bardziej to był litewski książę no bo z Litwy był a nie nasz narodowy !" kwestie etniczne należy oczywiście z wiadomych względów pominąć bo nie ma sensu powtarzać tego samego kwestie sugerujące ze Jagielle nie zależało na kompletnym zwycięstwie są tak absurdalne że mógł je wymyślić tylko gawędziarz a nie historyk, jak na przykład Paweł Jasienica, o ile starszego człowieka powtarzającego tak głupie tezy można jeszcze zrozumieć, to gdy chodzi o człowieka młodego który powołuje się na Jasienice pozostaje nazwanie go kretynem, jeśli dalej będzie chciał się upierać i uchodzić za znawce powołujac na gawędziarza to nie ma wyjścia tylko lać w pysk i skończyć dyskusje. Czemu więc Jagiełło nie zdobył Malborka? Wspomniałem wyżej o czasie prowadzenia działań wojennych prawda? Pomijając fakt ze kończył się czas i zapasy to rycerstwo miało wówczas obowiązek walki dla suwerena poza granicami kraju równy 60 dniom, termin ten i tak został przekroczony. Jeśli ktoś grał tutaj na stronę litewską to Witold który chciał zawrzeć z Zakonem osobny pokój i układał się po swojemu, tak samo z resztą Witold czynił zarówno później jak i wcześniej, jak widzimy więc stosunki na linii Zakon-Litwa nie były drang nach Osten prowadzonym na wyniszczenie, można się w publiku po bitwie przechwalać że napoiłbyś konia w Renie a jednocześnie prowadzić grę dyplomatyczną, to jest cecha wielkich polityków, a nie przy drugiej flaszce z ziomeczkami przechwalać się że jestes skrzyżowaniem Wiedźmina z Underwoodem a potem przegrać ordalia z patrolem militaes

No ale Zakon, to przecie księża nie Seba? Księża okradają Polskę i krucjate na nią sprowadziły !
Prawda taka ze Jagiełłę o fałszywe przyjecie chrztu posłowie zakonni posądzili dopiero na soborze w Konstancji aby mieć jakąś deskę ratunku, nikt w to oczywiście nie uwierzył, wojnę dyplomatyczną, która toczyła się przed wybuchem konfliktu na różnych dworach i instytucjach europejskich strona polska też wygrała, to wtedy dyplomaci zakonni starali się przekonać ze Król Polski i Najwyższy Książę Litwy będzie miał po swej stronie liczne zastępy muzułmanów (w rzeczywistości jedna chorągiew) co na nikim nie zrobiło wrażenia, i wbrew temu co myślą niektórzy wcześniej też nie zrobiło, w o wiele bardziej krytycznym momencie wystąpienia Katarów po ich stronie stanął król Aragonii Piotr II Katolicki i nikogo nie zdziwiło że próbował politycznie rozegrać konflikt natury raz że eklezjalnej i religijnej, dwa cywilizacyjnej, a był to kaliber o wiele 'grubszy' niż to że ktoś ma w armii trochę muzułmanów. Akcja dyplomatyczna była prowadzona z innego powodu. Jak już wspomniałem wiele razy Prusy Zakonne miały charakter korporacyjny kilkuset braci rycerzy mnichów pełniło najważniejsze funkcje a trzonem militarnym struktury byli rycerze półbracia nie posiadający ani pełnych święceń ani pełnej ziemi (w ogóle jej nie mieli) oraz wspomniane wcześniej rycerstwo pruskie, małe w liczbie. Zakonowi Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie zależało więc na prowadzeniu zaciągu, zaciąg to coś trochę innego niż bycie najemnikiem, czasy najemników dopiero w pełni nadejdą i mimo iż zdarzali się w owym czasie tacy rycerze (jak angielscy rycerze w Italii którzy dali początek kondotierom) to nie było ich zbyt wiele, zaciężny to natomiast nie taki który jeździ za robotą ale któremu można zaoferować wzięcie udziału w kampanii wojennej w zamian za wynagrodzenie, niby nie wielka różnica ale jednak fundamentalna, Zakon przegrał wojnę dyplomatyczną używając różnorakich argumentów i nie znalazł też wielu zaciężnych, nie było więc kwiatu rycerstwa całej Europy, mimo że przybyli z różnorakich ziem, ale jak wiemy w armii polskiej znaleźli się też rycerze francuskojęzyczni czy niemieckojęzyczni, byli też rycerze czescy a także śląscy po obu stronach, mimo iż władający Śląskiem piastowscy książęta byli ekonomicznie związani z Koroną Polska to w samej wojnie nie wzięli udziału a Zakon starał się nad Odrą prowadzić zaciąg jak najszybciej by ubiec stronę polską, oczywiście po stronie Rycerzy Szpitala bili się też szlachcice polskojęzyczni, z ziemi dobrzyńskiej i michałowskiej i z Pomorza Gdańskiego, książęta pomorscy byli w owym czasie oczywiście polskiej mowy, ale cenili swoją niezależność więc ich afiliacje możemy znaleźć po obu stronach. Jak chociażby Bogusław VIII Słupski który finalnie niemal w przededniu bitwy wybrał stronę polską zostając lennikiem i zyskując kolejne ziemie, tak to czasem bywa, rzutem na stół postawić wszystkie dukaty i wygrać wszystko dla siebie i swojej domeny. XIX wieczni pewnie rwali włosy z głowy że czemu takie pobudki nim kierowały a nie przywiązanie narodowe..

I to chyba w sumie tyle, pewnie po Worskli i Nikopolis byli już w Europie tacy którzy przewidywali nową burzę idącą ze wschodu, która już niedługo podejmie próbę połknięcia całego świata, lecz prawdą jest iż jasne dla Europy stanie się to dopiero w 1444 roku póki co bal i karnawał Okcydentu trwał.
Może gdyby wtedy Panowie Pruscy byli bardziej dalekowzroczni i zrozumieli iż mogliby zostać tam gdzie są, aby w niedalekiej przyszłości gotować stamtąd siły przeciw Osmanom jako jagiellońscy lennicy, to nie wpadliby w nurt samospełniającej się przepowiedni Brygidy Szwedzkiej, może gdyby spojrzeli ku swym korzeniom, a nie skupili na teraźniejszości, lepiej zrozumieliby swoją role i odnaleźli się w nadchodzącej przyszłości. Może, i na słowie może należy skończyć aby nie popadać w nienaukową gdybologię tak chętnie zakąszaną przez Polaków do wódki.

Pamiętajcie jednak że mniej groźna najgorsza nawet gdybologia dziejowa niż najpiękniejsze historyczne mity. Wspomnijmy więc w tym dniu bohaterów Okcydentu i ten jeden raz napiszmy:
Ulrich von Jungingen, Wielki Mistrz Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, Pan w Prusach, wzór cnót rycerskich i mąż wielkiej pobożności requiescat in pace [']
[S]
**** Zainteresowanym polecamy poczytac publikacje pana Svena Ekhdala jednego z najwybitniejszych znawców tematyki grunwaldzkiej już teraz w promocyjnej cenie na Księgarnia



https://www.facebook.com/UpadekOkcydentu/posts/419376918244247:0

https://www.facebook.com/UpadekOkcydentu?fref=photo