Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prl. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prl. Pokaż wszystkie posty

sobota, 6 kwietnia 2024

Jeszcze o podręcznikach


Takie dwa zrzuty mi się trafiły...






 


Właśnie, zamiast merytorycznie, to jest wg WZORCA nauczonego gdzieś po drodze, gdzieś na studiach, albo w pracy naukowej.


Ktoś te wzorce CELOWO osadził w tych ludziach i podobnie jak przepisy budowlane czy drogowe - nie wzięły się one z przypadku.

To mozolna bardzo powolna niezauważana praca...




-----------------------


Poniżej - podręczniki do nauki historii dla klasy czwartej.


Ja miałem tę żółtą książkę.

Trzeba zauważyć, że ten starszy podręcznik jest lepiej wydany pod względem graficznym i typograficznym. Czcionka i rozplanowanie są poprawne - o wiele lepiej niż w tym drugim - i to się od razu zauważa, choć może niektórzy nie umieją tego zwerbalizować, to jednak na pewno podświadomie to zauważają, wynika to poprostu z tego, że człowiek na codzień obcuje z przyrodą, która jest wybitnie wg wzoru Złotej Spirali poukładana i zharmonizowana.





Ten fioletowy - jak to jest możliwe, że dopiero co odeszliśmy od PRL i jego ścisłego porządku w wydawaniu książek czy dopuszczaniu na rynek różnych produktów, nie tylko wydawniczych ( ale np. zespołów muzycznych ) a już na starcie taki gniot??



Pierwsze co razi, to oczywiście mocny fioletowy kolor. Na czymś takim każdy inny kolor, może poza czarnym, będzie wyglądać źle, fioletowy z niczym nie będzie się komponować.

Kolejny ból, to dwukolorowy "tęczowy" napis ułożony po łuku i niesymetrycznie, przystający bardziej do plakatu filmowego (do filmu Indiana Jones?) niż do podręcznika, zakryta, czyli nieczytelna cyfra "4" oraz zbyt duża różnica pomiędzy wielkością napisu "Historia", a napisem pod nim.



Wg zasad marketingowych idealne logo powinno być w miarę proste i powinno wzbudzać zaufanie, dlatego kształt trójkąta jest tu ideałem.

Ma szeroką podstawę, mocno osadzoną na ziemi, kojarzącą się ze stabilizacją, szerokim podparciem, ramiona trójkąta kierują się ku górze, co znamionuje wzrost, także symetria układu ma znaczenie, bo pokazuje pewien porządek.

Symetria to porządek.



"idealne logo" istnieje, a jest to logo firmy Orange.

Zamiast trójkąta jest tam co prawda kwadrat, ale to przecież też "stabilna" bryła.

I posiada symetrię.

Co więcej - ten kwadrat jest pomarańczowy, jest to kolor zwracający uwagę, ale nie jest za bardzo krzykliwy. Wyróżnia się i przyciąga uwagę, a o to chodzi.

Co jeszcze więcej - nazwa firmy to Orange, co logo idealnie odzwierciedla, bo przecież Orange to pomarańczowy (albo pomarańcza). 

Zapewne nazwa firmy też jest efektem pracy marketingowców.

W tej nazwie chodzi wyłącznie o efekt marketingowy - żeby konsument firmy miał wszystko po kolei poukładane w głowie...

Firma ma się kojarzyć ze stabilnością, porządkiem, ma wzbudzać zaufanie.



Tymczasem "logo" podręcznika to brak symetrii, napis po łuku malejącym, ginącym, niknącym, roztapiającym się w nicość, to antyteza dobrego produktu.

Łuk nie jest podparty, mamy więc wrażenie niestabilności, zawieszenia, tymczasowości.

Brak symetrii to nieporządek, a wręcz wrażenie upadku - wznosi się i opada... Napis dwukolorowy to też niestabilność.

 

Co tylko najgorsze to jest na tej okładce.



Napis "Z naszych dziejów" bardzo mały zapewne nieprzypadkowo - można odnieść wrażenie, że "nasze dzieje" są małe i niewarte uwagi.. 

Zamiast napisu WSiP tylko logo - co wygląda niczym jakaś pieczęć polska potwierdzająca cały ten sabotaż na okładce - "tacy właśnie jesteśmy".... "mali, niezharomonizowani, efekciarscy, tymczasowi..."


Kolory na okładce są krzykliwe i źle zestawione, są niezharmonizowane.

Duże filmowe napisy w 3D oraz fotografia w 3D nie uspokajają, tylko pobudzają - to jest dobre na reklamę, bilbord, a nie do nauki, która polega na skupieniu.

Wszystko podlane silnym pobudzającym fioletowym kolorem.

Podobno po roku 1990 w szkole wysyp uczniów z ADHD...


ADHD - gdyby wrócić w pierwszej klasie do kaligrafii z obsadką i słoikiem atramentu, czyli do pracy wymagającej skupienia i spokoju, byłoby lepiej...

To trzeba wszystko poprawić, łącznie z podręcznikami bardziej przypominającymi albumy ze zdjęciami, wydane na papierze wysokiej jakości, co oczywiscie przekłada się na ciężar takiej książki, tę wagę czuć w rękach...


Do tego wszystkiego nieatrakcyjna ilustracja - o brzydkiej mdłej kolorystyce i zamglonym niewyraźnym tle, przedstawiająca  "pobrzękiwanie szabelką" z mrocznego okresu Rzeczpospolitej... z okresu nieistnienia państwa. 


Dlaczego autor okładki pokazuje rzeczy słabe, walkę o utrzymanie się na powierzchni, zamiast pokazać Polskę z okresu chwalebnego?



Na okładce tej starszej książki mamy ilustracje pokazujące chwałę Polski, rozwój intelektualny, bogactwo, zwyciężanie... 

I jest tych przykładów kilka, czyli jest MNOGOŚĆ tej chwały i dobra...

Jest też przywódca lider, który pokazuje wszystkim kierunek działania... co prawda pokazany w odręcznym malunku raczej przeciętnego artysty...


Fotografie ujęte w sześć kwadratów dają wrażenie porządku i celowości, bo są po prostu rozplanowane, a nie przypadkowe, nie ma co prawda symetrii względem osi pionowej, ale widzimy tu pewien porządek - mniejsze kwadraty otaczają ten większy.

Wszystkie razem też są wkomponowane w kwadrat i tu jest symetria, ale względem przekątnej właśnie tego największego kwadratu.

Zupełnie jak u Orange..



Żółty kolor przyciąga uwagę, połączenie czarnego i czerwonego to kanon - napisy idealnie pasują do siebie, czcionka jest spokojna i ładna, bez efekciarstwa. Nie ma nadmiernych ozdobników.

Napis HISTORIA  - litery mają szerokie podstawy znamionujące stabilność, podobnie cyfra 4.



I to był podręcznik z okresu PRL.

Jak mówię, PRL miał poważne wady, wiadomo jakie, ale nie wszystko było w nim złe.


To przecież był nasz kraj.

To my byliśmy.


I jesteśmy.








P.S.













środa, 24 stycznia 2024

Szykują się

 

Rolnicy obalą udawaczy w niemieckim rządzie - to będzie przypominać "anszlus Austrii" - tam też urzędnicy blokowali państwo, aż "panie, Adoff przyszedł i wszystko w trzy mesiące naprawił"! 


W tym czasie...
















Niemieckie media alarmują:

"Obywatele Rzeszy" budują "Królestwo Niemiec"


24.01.2024 13:27


"Tak zwane "Królestwo Niemieckie" masowo rekrutuje nowych członków w całym kraju. Badania przeprowadzone przez Report Mainz pokazują wątpliwe treści, których grupa używa do rekrutacji członków" – alarmuje niemiecki dziennik "Tagesschau".


Ugrupowanie, które władze bezpieczeństwa klasyfikują jako ekstremistyczne i niekonstytucyjne, bo zamiast Republiki Federalnej chce założyć własne państwo, aktywnie pozyskuje obecnie zwolenników. Tylko od grudnia ogłosiła około 20 wydarzeń, głównie na południu i zachodzie Niemiec, w celu utworzenia podgrup i oddziałów

– czytamy w publikacji.


O sprawie jako pierwszy zaalarmował program telewizyjny "Report Mainz", emitowany na antenie niemieckiego nadawcy publicznego ARD. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Saksonii-Anhalt, gdzie mieści się siedziba wspomnianego „Królestwa Niemiec”, informuje o „silnej potrzebie ekspansji” i „różnych środkach stosowanych w celu pozyskania nowych zwolenników”. Działanie grupy potwierdzają także inne ministerstwa i służby bezpieczeństwa.

Grupa ma głosić tezy, że obecna Republika Federalna Niemiec „nie jest suwerenna” i „obecny system należy wymienić”, ponieważ ma on na celu „wyłącznie szkodę ludności, aby ją zniewolić, utrzymać w małych rozmiarach i wykluczyć”.

Jak czytamy, seminaria organizowane przez grupę wielokrotnie skupiały się na pandemii koronawirusa: podnoszono temat szczepień, maseczek, czy „oporu” wobec stosowanych przez władze środków. Odniesienia do pandemii można znaleźć także podczas wydarzenia zorganizowanego w połowie stycznia w Badenii-Wirtembergii.

„Grupy ekstremistyczne oferują alternatywy”


W czasie pandemii szersze grono ludzi nabrało bardzo krytycznego stosunku do państwa (...) W szczególności grupy ekstremistyczne oferują alternatywy. Coraz więcej grup ze sceny "Obywateli Rzeszy" i tych, którzy wierzą w spisek, masowo rekrutuje członków. Celem jest dotarcie do osób, które są wściekłe, bezradne i niezadowolone z polityki rządu federalnego

– komentuje Tobias Meilicke z berlińskiego centrum doradczego „Veritas”. Meilicke dodaje, że „jeśli nie zrobimy czegoś teraz, możemy spodziewać się, że społeczeństwo będzie nadal się polaryzować i że radykalizacja będzie trwała”.


Tymczasem „Królestwo” w dalszym ciągu poszukuje członków. Następne wydarzenie zaplanowano na najbliższy weekend w Nadrenii Północnej-Westfalii

– podsumowuje "Tageschau".


„Obywatele Rzeszy” uznają nieprzerwaną egzystencję przedwojennej Rzeszy Niemieckiej

„Obywatele Rzeszy” to radykalny ruch w Niemczech, negujący prawne istnienie Republiki Federalnej Niemiec i uznający nieprzerwaną egzystencję przedwojennej Rzeszy Niemieckiej.

Członkowie ruchu w konsekwencji nie uznają przepisów niemieckiego prawa, wyroków sądowych czy orzeczeń administracyjnych, co prowadzi do konfliktów z obowiązującym prawem.






Tymczasem w Polsce grupa trzymająca władzę zamyka media i burzy porządek prawny...


W 1939 roku Niemcy napadły na Polskę i wojna ta do dzisiaj jest nieskończona - wygrajmy w końcu tę wojnę,

sobota, 30 grudnia 2023

Znowu: widać zabory...











Mieszkańcy Małopolski, Podkarpacia i Świętokrzyskiego płacą swoje rachunki najsumienniej – wynika z rankingu rzetelności przygotowanego przez Krajowy Rejestr Długów i Rzetelną Firmę. Najgorszej z płatnościami radzą sobie konsumenci z Pomorza, Warmii i Mazur oraz Dolnego Śląska.


Eksperci Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej i Rzetelnej Firmy przeanalizowali kwoty zadłużenia w poszczególnych regionach oraz ich wielkość i zaludnienie. Porównali łączny dług w każdym województwie w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców, średnią wartość zaległości statystycznego dłużnika w każdym z nich oraz wielkość odsetka osób zadłużonych wśród wszystkich mieszkańców.


Jak wskazuje Katarzyna Starostka z Rzetelnej Firmy, często ostatnie miejsca w takich rankingach zajmują regiony najbardziej zaludnione. "W tak dużych skupiskach ludności łączne zadłużenie dłużników jest zawsze największe, zatem od lat jako najmniej rzetelni byli wymieniani mieszkańcy województw śląskiego i mazowieckiego. A zaraz za nimi wielkopolskiego, małopolskiego i dolnośląskiego" - wskazała. Dodała, że wzorem płatniczej rzetelności są zaś Małopolanie.

Prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej Adam Łącki zauważył, że pięć najbardziej rzetelnych województw leży na terenach dawnej Rzeczpospolitej, na których ludność jest osiadła od stuleci. "Piątka najbardziej nierzetelnych zlokalizowana jest na ziemiach przejętych po II wojnie światowej i zamieszkałych przez ludność napływową. To pokazuje, jak duży wpływ na nasze zachowania mają więzi lokalne" - wskazał.

Dodał, że tam, gdzie ludzie się znają od pokoleń, znacznie większą uwagę przykłada się do opinii sąsiadów i nie robi rzeczy, które nie są społecznie akceptowane - np. nie robi się długów. "A z drugiej strony to pokazuje też, jak długo te więzi muszą się budować" - przekazał Adam Łącki.




Jaki z tego wniosek?

Że trzeba pilnować kraju jak oka w głowie.

Drobiazgowo!

Jak w aptece!!







www.wnp.pl/finanse/ranking-mieszkancy-malopolski-podkarpacia-i-swietokrzyskiego-rzetelnie-placa-rachunki,785642.html





środa, 13 grudnia 2023

Rosyjski publicysta o PRL

 


To się rzadko zdarza, żeby Rosjanie tak otwarcie przyznawali się do rozbioru Polski przez ZSRR.


"Польша получила четыре раздела страны при Российской империи и пятый при СССР."





pod spodem - tłumaczenie automatyczne




Czyli zajęcie wschodniej Polski w 1939 roku i usankcjonowanie tego w latach powojennych autor artykułu liczy jako jeden - piąty z kolei rozbiór.



wiki:

Terminu „IV rozbiór Polski” używali jeszcze przed wybuchem II wojny światowej dyplomaci radzieccy i niemieccy:


„Nie widzę dla nas innego wyjścia, jak czwarty rozbiór Polski.” –
Władimir Potiomkin – zastępca ludowego komisarza spraw zagranicznych ZSRR, 4 października 1938


„Polacy czują się pewni siebie, bo liczą na poparcie Francji i Anglii i na pomoc materiałową Rosji, ale mylą się. Tak jak Hitler nie uważał za możliwe załatwić sprawy Austrii i Czechosłowacji bez zgody Włoch, tak nie myśli on dziś o tym, by załatwić spór polsko-niemiecki bez Rosji. Były już trzy rozbiory Polski; zobaczycie czwarty!” –
Karl-Heinrich Bodenschatz – generał Luftwaffe i bliski współpracownik Hermanna Göringa, 6 maja 1939










www.tsargrad.tv/articles/zabor-ot-russkih-do-oblakov-putinu-hvatilo-odnoj-shutki-chtoby-uspokoit-varshavu_924339




poniedziałek, 27 listopada 2023

Niemcy i brak rozliczenia zbrodniarzy



przedruk






25.11.2023 17:58



„Zbrodnie trzeba nazwać i podać nazwiska zbrodniarzy”. 

A jak to wygląda w rzeczywistości?



- W czasie wojny co piąty dorosły Niemiec należał do NSDAP, w Wehrmachcie służyło 15,6 mln młodych Niemców i Austriaków, a Hitlera popierały wielkie koncerny przemysłowe. Niechęć do rozliczeń w RFN po wojnie była więc naturalną niechęcią do przyznania się do winy swojej lub swoich bliskich – ocenia historyczka dr Joanna Lubecka z IPN. Według szacunków historyków około 30 tys. zbrodniarzy zdołało po wojnie uciec z kraju tzw. „szczurzymi szlakami” (niem. „Rattenlinien”), głównie do Ameryki Łacińskiej.


Obecnie Niemcy generalnie uznają swoją odpowiedzialność za zbrodnie II wojny światowej, ale jednocześnie zwolenników zyskują skrajnie prawicowe partie AfD czy NPD, których członkom „zdarzają się niefortunne wypowiedzi, na przykład nazwanie pomnika Holokaustu pomnikiem hańby lub relatywizowanie zbrodni i roli Hitlera” – zaznacza badaczka.

- Niemiecki kryminolog Dieter Schenk nazwał politykę rządu, administracji i wymiaru sprawiedliwości w latach 50. i 60. "strukturalnym nieściganiem morderców". Odsetek byłych członków NSDAP w organach decyzyjnych i wymiaru sprawiedliwości był stosunkowo duży. Schenk podaje, iż w 1950 roku 66-75 procent sędziów i prokuratorów było dawnymi członkami NSDAP



Wielu nazistów zrobiło po wojnie kariery polityczne.

- Jak podaje w swoim tajnym raporcie dla CIA szef niemieckiego wywiadu BND Reinhard Gehlen, w 1950 roku 129 deputowanych Bundestagu należało w okresie III Rzeszy do NSDAP, co stanowiło 26,5 procent


W 1952 r. 33,9 proc. pracowników MSZ RFN – łącznie 184 osoby - było dawnymi członkami NSDAP.

- Głośnych było też kilka pojedynczych przypadków karier osób podejrzewanych o udział bądź współudział w zbrodniach. Była to m.in. historia Hansa Globke, współtwórcy ustaw norymberskich dyskryminujących Żydów, który w latach 1953 do 1963 był szefem Urzędu Kanclerskiego i doradcą kanclerza Konrada Adenauera


- Z polskiej perspektywy najbardziej oburzający jest przypadek gen. Heinza Reinefartha, dowódcy odpowiedzialnego za zbrodnie popełnione w trakcie Powstania Warszawskiego, który po wojnie robił karierę polityczną jako deputowany do Landtagu Szlezwik-Holsztyn oraz burmistrz Westerlandu na wyspie Sylt


Według szacunków historyków około 30 tys. zbrodniarzy zdołało po wojnie uciec z kraju tzw. „szczurzymi szlakami” (niem. „Rattenlinien”), głównie do Ameryki Łacińskiej. Byli wśród nich „Anioł Śmierci” z KL Auschwitz Josef Mengele, „architekt Holokaustu” Adolf Eichmann (złapany później przez Mosad, osądzony i stracony), a także twórca ruchomych komór gazowych Walter Rauff.


Niektórzy funkcjonariusze III Rzeszy byli chronieni przez aliantów, a ich wiedzę i umiejętności wykorzystywano w konflikcie Wschód-Zachód. W tej grupie był m.in. generał Wehrmachtu Gehlen, którego Amerykanie zaangażowali do stworzenia służby wywiadowczej BND, a także naukowiec Wernher von Braun, twórca niemieckich rakiet V-2, a później współautor programu kosmicznego USA.

- Procesy, które odbywały się w RFN, m.in. proces frankfurcki w latach 60., czy proces w Düsseldorfie w drugiej połowie lat 70., wpłynęły na wzrost wiedzy Niemców o zbrodniach, ale nie zmieniły procedur karnych, które nadal pozwalały sprawcom żyć w spokoju i cieszyć się społecznym szacunkiem




- Dobrym przykładem byłby tu przedsiębiorca Josef Neckermann – nazista, który dorobił się na przejmowaniu żydowskich majątków, prawnik Paul Reimers, który w latach 1941–1943 pracował w sądzie specjalnym w Berlinie, a później w Trybunale Ludowym i dopiero w 1984 roku oskarżono go o 62 morderstwa i 35 usiłowań morderstwa, czy stojący na czele akcji T-4 lekarz Werner Heyde, którego w 1962 roku oskarżono o "podstępne, okrutne i celowe zabicie co najmniej 100 tys. osób"




Jej zdaniem okres alianckiej okupacji Niemiec był intensywny, jeśli chodzi o sądzenie zbrodniarzy i denazyfikację. Sytuacja zmieniła się po powstaniu dwóch państw niemieckich w 1949 roku. W NRD kontrolę nad sądownictwem utrzymali Sowieci, a władze budowały tajne służby STASI na dawnych funkcjonariuszach SS. W RFN liczba procesów znacznie spadła, co wynikało z nieprzystosowania zachodnioniemieckiego prawa do tzw. zasad norymberskich, ale też z szeregu obiektywnych czynników.


- Po pierwsze, wraz z narastaniem zimnej wojny, zabrakło nacisku i determinacji ze strony aliantów, aby mobilizować Niemców do przeprowadzenia rozliczeń. Coraz bardziej oczywisty stawał się fakt, że RFN jest niezbędnym sojusznikiem w walce z Sowietami. Rozdrażnianie i zniechęcanie niemieckiej opinii publicznej poprzez przypominanie niedawnej, niechlubnej przeszłości wydawało się nierozsądne z politycznej perspektywy



Jednak również społeczeństwo RFN było niechętne rozliczeniom. „Żeby zrozumieć stosunek Niemców do narodowego socjalizmu, należy przyjrzeć się w jaki sposób naród niemiecki współuczestniczył w tworzeniu systemu III Rzeszy. Liczba wydanych legitymacji partyjnych NSDAP osiągnęła 10,7 mln, co oznacza, że co piąty dorosły Niemiec należał do partii nazistowskiej. W Wehrmachcie służyło od 1939 do 1945 r. 15,6 mln Niemców i Austriaków. Najbardziej ostrożne szacunki niemieckich historyków dotyczące udziału Wehrmachtu w zbrodniach, szczególnie na froncie wschodnim, – wynoszą 5 procent. Oznaczałoby to, że zbrodnie mogło popełnić ponad 700 tys. żołnierzy” - wylicza ekspertka.

- Jeśli dodamy do tych liczb członków formacji SS, urzędników Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa SS, a także przedstawicieli wielkich koncernów przemysłowych wspierających Hitlera, otrzymamy obraz "uwikłania" i skalę poparcia, jakiej udzielił Hitlerowi naród niemiecki. Niechęć do rozliczeń była więc naturalną niechęcią do przyznania się do winy swojej lub swoich bliskich




Kolejnym powodem był fakt, że dla władz nowo powstałej RFN, na czele których stał kanclerz Konrad Adenauer, ważniejsza była integracja społeczeństwa i odbudowa gospodarki.

- Sprawę rozliczenia zbrodni niemieckich uznawał za "załatwioną" w procesach norymberskich, a wracanie do niej za działanie szkodliwe i antypaństwowe. Niechęć wobec rozliczeń zbrodni III Rzeszy demonstrowały również oba kościoły niemieckie, katolicki i protestancki




Według niej w historii państw nie istnieje „gruba kreska”, a do budowy nowego państwa trzeba było wykorzystać ludzi byłego reżimu, często podejrzanych o zbrodnie.

- Jeśli już ktoś stawał przed sądem, obrońcy i sędziowie stosowali kilka prostych procedur, przede wszystkim oskarżano o zabójstwo, które ulegało przedawnieniu, a nie o morderstwo. Uznawano, że oskarżeni działali w systemie totalitarnym, a więc nie mogą odpowiadać jako sprawcy, gdyż działali "w stanie wyższej konieczności wywołanej rozkazem". Krótko mówiąc, RFN świetnie wykorzystała sytuację międzynarodową, aby zająć się ważniejszymi z perspektywy młodego państwa sprawami, niż sądzenie własnych obywateli


Ekspertka zwraca uwagę, że stosunki międzynarodowe rządzą się swoimi prawami, a każde państwo realizuje i chroni własne interesy. „Przyznanie się i rozliczenie zbrodni, szczególnie w świetle reflektorów i na arenie międzynarodowej nie sprzyja budowaniu własnej silnej pozycji. Dlatego robią to jedynie państwa przegrane” – zaznacza.

- Jeśli miałabym więc odpowiedzieć na pytanie, czy Niemcy właściwie i w pełnym stopniu rozliczyli się z nazizmem i sprawcami zbrodni, to odpowiem: nie. Ale być może rozliczyli się lepiej niż inne państwa. Zbrodnie komunizmu zarówno na terenie byłych republik sowieckich, jak i w strefie wpływów sowieckich w przeważającej części w ogóle nie zostały rozliczone, co więcej w zasadzie zostały całkowicie wyparte



Obecnie Niemcy generalnie uważają, że rozliczyli się ze swoją nazistowską przeszłością, a w kraju wykonano ogromną pracę na rzecz poszerzania wiedzy o zbrodniach wobec Żydów, Romów i Sinti. Naukowcy niemieccy, którzy badają te zagadnienia, twierdzą jednak, że wiedza dotycząca Holokaustu, szczególnie wśród młodych Niemców jest dość powierzchowna, natomiast wiedza dotycząca zbrodni wobec innych narodów w zasadzie nie istnieje.

Zdaniem dr. Lubeckiej mimo starszego wieku oskarżonych należy im wytaczać procesy, ponieważ wymaga tego poczucie sprawiedliwości wobec ofiar. „Zbrodnie trzeba nazwać i podać nazwiska zbrodniarzy. Obecnie w Niemczech toczy się kilkanaście takich procesów, a w ostatnich latach udało się postawić przed sądami m.in. Iwana vel Johna Demianiuka, strażnika z Sobiboru (2011 r.), Oskara Gröninga, strażnika i księgowego z Auschwitz (2015 r.), w grudniu 2022 r. skazano sekretarkę komendanta KL Stutthof Irmgard Furchner na karę dwóch lat więzienia” – wymienia historyczka z IPN.




„Zbrodnie trzeba nazwać i podać nazwiska zbrodniarzy”. A jak to wygląda w rzeczywistości? | Niezalezna.pl






poniedziałek, 22 maja 2023

Reparacje od Rosji




przedruk



Polskie straty podczas II WŚ.


Arkadiusz Mularczyk: pracujemy nad raportem dot. szkód w wyniku działań ZSRR


22.05.2023 10:29

Wiceminister spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk poinformował, że Instytut Spraw Wojennych pracuje nad raportem dokumentującym straty poniesione przez Polskę w wyniku działań ZSRR.

Wiceminister spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk został zapytany przez TVP Info, czy Polska przygotuje raport dotyczący strat poniesionych przez nasz kraj w wyniku działań sowieckiej Rosji, analogiczny do tego, który opisuje straty wojenne zadane Polsce przez Niemcy.

Solidne opracowanie

- Instytut Spraw Wojennych pracuje nad takim raportem. To musi być solidne opracowanie pokazujące zarówno cały aspekt okupacji, ale też demontaż fabryk z ziem zachodnich, później eksploatacji państwa polskiego, niekorzystne umowy węglowe. Nad tym pracujemy i taki raport powstanie - powiedział.

Zaznaczył, że musi on być dobrze przygotowany. - Musi być on tak solidnie udokumentowany, jak raport dotyczący strat Polski poniesionych w wyniku napaści Niemców, żeby nikt nie mógł go podważyć - podkreślił.

Wiceminister Mularczyk przebywa z wizytą w Niemczech. W poniedziałek odbędzie spotkania z parlamentarzystami niemieckimi, na których poruszona zostanie kwestia odszkodowań dla Polski.




22.05.2023 12:40


Kreml chce wyłudzić od Polski 750 miliardów dolarów.

 „To Rosja będzie płacić, nie my” - mówi wiceszef MSZ

"Wołodin - wątpię, żeby nie znał historii, ale on prawdopodobnie zdaję sobie sprawę z tego, że to Rosja będzie musiała zapłacić za zbrodnie, których dopuszcza się na Ukrainie, i to sumy wielokrotnie większe" - tak skandaliczne żądania przewodniczącego rosyjskiej Dumy Państwowej Wiaczesława Wołodina wobec Polski skomentował Paweł Jabłoński, wiceszef MSZ.



W przestrzeni publicznej pojawiły się doniesienia nt. ostatniej wypowiedzi - w zasadzie kuriozalnych żądań - jakie przewodniczący rosyjskiej Dumy Państwowej Wiaczesław Wołodin formułuje pod adresem Polski. Mowa o odszkodowaniu - od Polski dla... Rosji. Nie byle jakim, bo Wołodin domaga się z tego tytułu 750 miliardów dolarów. I tu pojawia się zasadnicze pytanie - za co? Zdaniem kremlowskiego polityka, tyle nasz kraj jest winien za "wyzwolenie spod faszystowskiej okupacji". A czy to nie było czasem tak, że z jednej okupacji, wpadliśmy pod drugą...? Cóż, widocznie nie tylko nasz zachodni sąsiad próbuje budować historię na nowo - według własnego "widzimisię'.


Nie tylko pieniądze, ale i terytoria

Pieniądze, o których napisaliśmy wyżej, to jednak nie wszystko. Zdaniem Wołodina, Polska "powinna zwrócić Rosji zarówno odzyskane terytoria po II wojnie światowej, jak i środki wydane na nie w latach wojny i powojennych". Przedstawiciel reżimu pokusił się również o stwierdzenie, jakoby nasz kraj istniał "tylko dzięki Rosji".

Goszczącego dziś na antenie Radia ZET, Pawła Jabłońskiego, wiceministra spraw zagranicznych, zapytano o właśnie te żądania Kremla wobec naszego kraju. „Trudno zaszczycać tego rodzaju bzdury oficjalną odpowiedzią” - skwitował na wstępie polityk.


"Mogę powiedzieć tyle, Wołodin też wątpię, żeby nie znał historii, ale on prawdopodobnie zdaję sobie sprawę z tego, że to Rosja będzie musiała zapłacić za zbrodnie, których dopuszcza się na Ukrainie, i to sumy wielokrotnie większe"

– przyznał Jabłoński.


Przypominając fakty historyczne, wskazał, że to właśnie "Polska utraciła po II wojnie światowej ogromną część swojego terytorium na rzecz Związku Sowieckiego", dodając, że "dzisiaj tam są inne państwa, nikt w Polsce tego nie kwestionuje".


Jego zdaniem, to "Rosja podważa granice i to Rosja będzie płacić za to, co zrobiła na Ukrainie, nie Polska".

"Będą chcieli nawet 10 razy tyle"

Wiceszef MSZ przyznał jednak jasno, że należy spodziewać się samych najgorszych rzeczy, jeśli chodzi o stronę rosyjską. Dodał, że "będą padały pewnie bardzo ostre słowa".

Być może nawet podwyższą nam tę kwotę. Może nawet 10 razy tyle"

– ocenił.


Wiceminister spraw zagranicznych przypomniał ponadto, że globalnie mamy zamrożone w tej chwili ok. 300 mld rosyjskich rezerw i aktywów.


Te pieniądze muszą być przeznaczone na pomóc Ukrainie, odbudowę Ukrainy, pomoc państwom, które Ukrainę wspierają. To się wydarzy

– powiedział Paweł Jabłoński.








22.05.2023 09:41



Rosja zapłaci Polsce zadośćuczynienie za II wojnę światową? 

„Raport już powstaje”


Instytut Strat Wojennych pracuje nad raportem o reparacjach od Rosji. O tym fakcie poinformował dziś na antenie TVP Info w programie #Jedziemy wiceminister spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk.

Jak dodał polityk - "musi być to solidne opracowanie, pokazujące zarówno cały aspekt okupacji, jak i eksploatacji państwa polskiego".



We wrześniu 2022 roku opublikowany został raport o stratach wojennych, jakie nasz kraj poniósł w konsekwencji niemieckich zbrodni na Polakach. Od tamtej pory polska dyplomacja prowadzi liczne rozmowy, odwiedza różne kraje po to, aby przybliżyć światu historię II wojny światowej. A szczególnie strat, jakie nasz kraj poniósł w trakcie jej trwania - i po. Dziś Arkadiusz Mularczyk, w niemieckiej stolicy, ma odbyć szereg spotkań z niemieckimi politykami. Tematem przewodnim tychże rozmów ma być właśnie kwestia odszkodowań dla Polski za straty wojenne, która zdaniem wielu niemieckich parlamentarzystów, jest sprawą zamkniętą.


W tym miejscu warto przytoczyć niedawny Twitterowy wpis niemieckiego kanclerza, w myśl którego, "78 lat temu Niemcy i świat zostały wyzwolone spod tyranii narodowego socjalizmu".
"Zawsze będziemy za to wdzięczni. 8 maja przypomina, że demokratyczne państwo nie jest oczywistością. Powinniśmy je chronić i bronić - każdego dnia"

– napisał Olaf Scholz w mediach społecznościowych w rocznicę zakończenia II wojny światowej.
"Niemcy - ofiary nazistów, Polacy - współpracownicy nazistów"



Kwestię "budowania" historii na nowo poruszono dziś na antenie TVP Info.

"Część elit niemieckich buduje pewną alternatywną rzeczywistość, jeśli chodzi o kwestie II wojny światowej, odwracając rolę sprawców o ofiar. Z Niemców robi się ofiary nazistów, a z Polaków robi się współpracowników nazistów przy Holocauście Żydów"

– mówił wiceszef MSZ w programie #Jedziemy w rozmowie z Michałem Rachoniem.


Mularczyk zaznaczał, że to nie jest żart...

"To są fakty, w tym kierunku idzie cała propaganda, narracja budowana w Niemczech. Ten proces trwa od lat. Chodzi o to, żeby zmyć odpowiedzialność z Niemiec za II wojnę światową, by świat zapomniał, że to Niemcy wywołali wojnę i tę narrację przerzucić także na Polskę"

– argumentował wiceminister spraw zagranicznych, dodając, że to właśnie stąd jego dzisiejsza wizyta w Berlinie, gdzie przyjechał z raportem o stratach wojennych przetłumaczonym na język niemiecki.

"Rozpoczynamy dużą dystrybucję tego raportu wśród niemieckich elit i mediów. Każdy niemiecki poseł dostanie ten raport. To konieczne, żeby zatrzymać tą fałszywą narrację dotyczącą II wojny światowej"

– kontynuował.



Polityk uważa, że "jeżeli będziemy konsekwentnie prowadzić tą aktywność w Niemczech i na świecie, to jesteśmy w stanie ten trend negatywny odwrócić i przywrócić prawdę o II wojnie światowej".

"Ale też zmusić Niemców poprzez zawstydzanie ich, okazywanie, że absolutnie nie mają żadnego moralnego prawa, by pouczać innych, ponieważ same się nigdy nie rozliczyły"

– dodał Mularczyk.



Moskwa zapłaci?

W kolejnej części rozmowy, red. Michał Rachoń pytał Arkadiusza Mularczyka o kuriozalne żądania płynące z Kremla. Otóż, przewodniczący rosyjskiej Dumy Państwowe Wiaczesław Wołodin domaga się od Polski 750 mld dolarów odszkodowania. Za co? Za „wyzwolenie spod faszystowskiej okupacji”...

Zdaniem Wołodina Polska "powinna zwrócić Rosji zarówno odzyskane terytoria po II wojnie światowej, jak i środki wydane na nie w latach wojny i powojennych". Przedstawiciel reżimu pokusił się również o stwierdzenie, jakoby nasz kraj istniał "tylko dzięki Rosji".
 
"Musimy nie tylko mówić, ale również przygotowywać raport o odszkodowaniach od Rosji za kilkudziesięcioletnią okupację. Instytut Strat Wojennych pracuje nad takim raportem. To musi być solidne opracowanie, pokazujące zarówno cały aspekt okupacji, ale i eksploatacji państwa polskiego"

– przyznał, zapewniając, że taki raport na pewno powstanie, "ale musi być on dobrze przygotowany i solidnie udokumentowany".


O tę kwestię pytaliśmy kilka miesięcy temu prof. Andrzeja Przyłębskiego, ambasadora Polski w Niemczech w latach 2016-2022, który poinformował nas wówczas, że "w Instytucie Strat Wojennych jest już montowana grupa naukowców, którzy będą liczyć straty na Wschodzie."









"czy da się odbudować przerwany ciąg, który składał się z wielu pokoleń inteligencji polskiej, gość audycji wskazał, że pewnym jest wystąpienie luki pokoleniowej.
- Ona już jest widoczna, chociażby, gdy spojrzymy na nauczycieli akademickich. To pokolenie, które przetrwało wojnę wymiera i w zasadzie mamy już do czynienia z pewną luką - nawet nie tyle liczbową, ile  luką przekazywania pewnych wartości, tradycji i ciągłości intelektualnej elit naszego kraju."


"Potrzebna wielka akcja informacyjna". Józef Orzeł o polskich szansach na odszkodowania od Niemiec - Polskie Radio 24 - polskieradio24.pl


- Może dojść do sytuacji, że z jednego działania, odszkodowania liczonego w bilionach, zrobi się cała sieć działań dotyczących konkretnych odszkodowań dla konkretnych rodzin, firm czy miast i miejscowości - mówił o polskich roszczeniach od Niemiec za straty poniesione podczas II wojny światowej Józef Orzeł, szef Klubu Ronina.


Józef Orzeł zauważył, że termin prawny "reparacje" nie jest właściwy. Idąc tą drogą, niczego nie uzyskamy, należy pójść drogą odszkodowań, to otwiera drogę prawną - podkreślał.


- To wymaga wielkiej akcji państwa polskiego przede wszystkim sieci kancelarii prawnych, które udzielałyby pomocy prawnej, aby przed sądami polskimi, niemieckimi czy amerykańskimi dopominać się konkretnych odszkodowań. Gdyby ta sieć została zrealizowana, a sądy zostały zasypane setkami czy tysiącami pozwów o odszkodowania od państwa niemieckiego, to interesujące jest to, co działoby się dalej. (…) Wierzyłbym w akcję, która musi być równolegle wspomożona akcją informacyjną na temat naszego raportu o stratach wojennych Polski (...). Gdyby zrobić z tego wielką akcję, to ciśnienie moralno-polityczne zmusiłoby państwo niemieckie do poważnego dialogu z Polską w tej sprawie - zaznaczył gość audycji.

Przypomniał, że rekompensata terytorialna na zachodzie za ziemie utracone na rzecz Związku Radzieckiego nie była wystarczająca, ponieważ państwo polskie jest mniejsze niż przed II wojną światową. Jarosław Kaczyński dodał, że obszary te zostały mocno zniszczone i ograbione w czasie działań wojennych. Prezes Prawa i Sprawiedliwości podkreślił, że to Niemcy wywołały wojnę, dopuściły się w Polsce zbrodni i nie zostały wystarczająco ukarane.
 
Polska domaga się od Niemiec reparacji za straty materialne i niematerialne w wysokości 6 bilionów 220 miliardów 609 milionów złotych, zrekompensowania ofiarom agresji i okupacji niemieckiej oraz ich rodzinom wyrządzonych im szkód i krzywd, a także systemowych działań mających na celu zwrot zagrabionych z Polski w trakcie wojny dóbr kultury, które znajdują się obecnie w Niemczech.







>"Boją się, że reparacje mogłyby naruszyć ich budżet i reputację w świecie. A do tego wywołać efekt puszki Pandory" - powiedział prof. Przyłębski, zaznaczając, że "Niemcy to wszystko monitorują"<

czwartek, 20 kwietnia 2023

Spór o pomnik(i)




Pomniki powojenne są materialnymi strażnikami pamięci tamtych czasów, więc nie należy ich wyburzać, a co najwyżej zmienić napisy, ewentualnie - jak tutaj - skuć emblematy radzieckie. Stare tablice napisy zarchiwizować, umieścić w lapidarium pomników w miejscu łatwo dostępnym dla mieszkańców, ze stosowną adnotacją.
 
W przypadku tego pomnika wartości dodaje fakt, że "do zabudowy placu wykorzystano elementy z mauzoleum Hindenburga pod Olsztynkiem." - usuwamy niemczyznę i przekuwamy ją na to co MY chcemy...

 
Bardzo to symboliczne.






przedruk



Spór o pomnik autorstwa Xawerego Dunikowskiego

Wojewoda warmińsko-mazurski nakazał natychmiastową rozbiórkę pomnika autorstwa Xawerego Dunikowskiego, bo monument jest symbolem komunistycznego zniewolenia. Ale prezydent Olsztyna się nie poddaje.

Granitowy, 13-metrowy pomnik składa się z dwóch pylonów, które miały symbolizować niezamknięty łuk triumfalny. Niektórym jednak kojarzą się z konstrukcją do wieszania, dlatego monument potocznie jest nazywany szubienicami. Decyzję o jego postawieniu miał podjąć ówczesny wojewoda olsztyński Mieczysław Moczar, choć budowę firmowało Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Ze względu na brak środków obiekt był budowany kilka lat i został odsłonięty w 1954 r. jako pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej.








Wyzwolenie różne ma imię

Pomnik upamiętniał żołnierzy radzieckich, wyzwalających miasto od hitlerowców. Projekt wykonał legendarny rzeźbiarz Xawery Dunikowski, były więzień obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, a do zabudowy placu wykorzystano elementy z mauzoleum Hindenburga pod Olsztynkiem. Na pylonach wykuto charakterystyczne elementy: czołg, sylwetkę żołnierza, sceny odnoszące się do socrealizmu: pracy na roli i w przemyśle, oraz sierp i młot. Zwłaszcza godło ZSRR drażniło mieszkańców, szczególnie tych, którzy pamiętali pożary w mieście po przejściu frontu i gwałty sołdatów na warmińskich kobietach.

Gdy po transformacji ustrojowej 1989 r., przede wszystkim na prawicy, pojawiły się głosy, żeby monument rozebrać, zmieniono jego nazwę na pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej, a w 2010 r. wpisano go do rejestru zabytków (niedawno na wniosek ministra kultury uchylono decyzję o wpisie). Przed pomnikiem, na placu, choć zyskał on już imię Xawerego Dunikowskiego, urządzono parking. Te zabiegi nie wyeliminowały presji na usunięcie obiektu; co rusz był szpecony malunkami sierpa i młota. Zwłaszcza po opinii Instytutu Pamięci Narodowej, że jako symbol komunizmu i radzieckiej dominacji powinien, tak jak w innych podobnych przypadkach, zniknąć z centrum miasta. Po agresji Putina na Ukrainę między pylonami zawieszono nawet baner z napisem: „Pomnik wdzięczności za zniewolenie” i wymalowaną głową sołdata przyciskającego zrozpaczoną kobietę. Obok zawisł transparent z hasłem: „Solidarni z Ukrainą”. Baner na polecenie prezydenta Olsztyna Piotra Grzymowicza został usunięty, ale transparent wisiał dłużej.


Władze miasta rozpatrywały różne warianty rozwiązania problemu, w tym przeniesienie pomnika na cmentarz wojenny przy ulicy Szarych Szeregów. Istnieje jednak ryzyko, że w trakcie demontażu monument się rozsypie. Miejscowi liderzy prawicy, w tym były poseł Jerzy Szmit (PiS), nie odpuszczali, wzywając na pomoc np. wiceminister rozwoju i technologii Olgę Semeniuk. A minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński zapewnił nawet odpowiednie fundusze, byle tylko pomnik szybko zniknął z centrum miasta.

Mimo to prezydent Olsztyna nie ustępował, podpierając się sondażem, przeprowadzonym w kwietniu ub.r. przez pracownię IBRiS, z którego wynikało, że opinia mieszkańców na ten temat jest mocno podzielona. Za przeniesieniem „szubienic” poza Olsztyn opowiedziało się 30% badanych, za pozostawieniem, ale z uzupełnioną informacją historyczną na temat roli armii radzieckiej po zdobyciu miasta – 24%, za pozostawieniem, lecz jako pomnika ofiar totalitaryzmu – 16%, za przeniesieniem na cmentarz wojskowy (gdzie są również groby żołnierzy radzieckich) – 13%, a za pozostawieniem bez żadnych zmian – 6%. 11% pytanych nie miało na ten temat zdania.

Chociaż wyniki ankiety generalnie są podważane przez przeciwników obecności pomnika w mieście, czasami próbują oni uzasadniać nimi swoje racje. Tak jak wezwany chyba na pomoc publicysta Jerzy Jachowicz, który na prawicowym portalu zaatakował ostatnio prezydenta Grzymowicza, bo ten śmiał odwołać się od decyzji wojewody nakazującej usunięcie monumentu. Ze słusznym, patriotycznym gniewem Jachowicz tak oto pisze: „Do tej wąskiej grupy nieprzejednanych obrońców pomnika wdzięczności rosyjskim barbarzyńcom, zbudowanego na cierpieniu żołnierzy podziemia antykomunistycznego w latach 40., na prześladowaniach przez całe dziesięciolecia naszych rodaków, tworzących konspiracyjne ogniwa oporu przeciw komunizmowi, należy dziś prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz wraz z grupą olsztyńskich radnych”. 

I dalej: „Stronnicy pozostawienia monumentu na stałe powołują się na to, że jego twórcą był wybitny polski rzeźbiarz Xawery Dunikowski. Jednakże w sondażu – przeprowadzonym na wniosek prezydenta Olsztyna – tylko 6% mieszkańców tego miasta opowiedziało się za pozostawieniem pomnika”. Tyle że owe 6% to jedynie ci, którzy chcą, by zostawić pomnik bez żadnych zmian. Czyli red. Jachowicz „finezyjnie” manipuluje sondażem.



Z pozycji architekta krajobrazu

Nic dziwnego, że Jachowicz manipuluje, bo sprawa olsztyńskich „szubienic” stała się testem siły sprawczej IPN i władzy PiS. Według prezydenta Grzymowicza, który mówił o tym na konferencji prasowej po odwołaniu się od decyzji wojewody, opinia wydana przez IPN ma charakter wybiórczy, ponieważ nie uwzględnia wielu publikacji naukowych odwołujących się do wartości zarówno artystycznej, jak i edukacyjnej pomnika. Na monumencie nie ma także napisów upamiętniających ustrój komunistyczny, a co ciekawe – to już uwaga odautorska – Grzymowicz nakazał skuć z pomnika sierp i młot, a wcześniej – ustawić obok tablicę informującą o okolicznościach powstania „szubienic”.

Warto w tym miejscu powołać się na pracę magisterską sprzed kilku lat architektki krajobrazu Marty Bulik, która obiektywnym okiem ocenia, że pomnik, poza funkcją reprezentacyjną, pełni funkcję memoriałową oraz architektoniczną. Usytuowany na placu Dunikowskiego, między gmachem dawnej rejencji pruskiej (dziś to siedziba urzędu marszałkowskiego i wojewódzkiego sądu administracyjnego) i powojennym budynkiem urzędu wojewódzkiego a galerią handlową, jest dobrym kontrapunktem odciągającym wzrok obserwatora od obiektu handlowego i świetnie zgrywającym proporcje dwóch pozostałych obiektów. Kształt pomnika stanowi od południa okno widokowe na zieleń parku miejskiego, a na jego osi, ale od przeciwnej strony – znajduje się „otwarcie kierunkowe” na ulicę Kopernika, jedną z najładniejszych ulic Olsztyna.

Autorka pracy „Rzeźba w przestrzeni miejskiej” konkluduje: „Skala monumentu właściwie wpisuje się w gabaryty otaczającej go zabudowy, ponadto powierzchnia wnętrza urbanistycznego pozwala na prawidłową ekspozycję pomnika jako rzeźby. Zieleń, na której tle frontalnie oglądany jest obiekt, odpowiednio kontrastuje z jego monumentalną, ciężką formą, którą nieco łagodzi. Kształt pylonów tworzących rodzaj bramy, wraz z otwarciem kierunkowym, podkreśla osiowość założenia i tworzy ład przestrzenny”. A więc to nie szkarada, jak chcą niektórzy, lecz obiekt harmonizujący z otoczeniem.

Los „szubienic” zależy od tego, ile jeszcze czasu PiS będzie sprawowało władzę. Gdy ją utraci, być może znajdzie się kompromisowe rozwiązanie. Kilka miesięcy temu sam, jako mieszkaniec Olsztyna, napisałem do dyrekcji Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego, które siedzibę ma w Królikarni przy Puławskiej w Warszawie, czy w parku rzeźby nie znalazłoby się miejsce i na ten niechciany pomnik. Niestety, odpowiedzi nie dostałem, co nie dziwi, skoro ta placówka podlega dyrekcji Muzeum Narodowego, a ono – ministrowi Piotrowi Glińskiemu. Inna sprawa, że kontrowersyjny monument z Olsztyna – jak twierdzą fachowcy i jak wspomniałem wyżej – pewnie by się rozsypał przy rozbiórce. I byłoby po kłopocie!






Olsztyńskie „szubienice” skazane na zburzenie | Przegląd (tygodnikprzeglad.pl)

czwartek, 3 listopada 2022

Jeszcze raz - jak powstała Białoruś




Takie zestawienie ze strony sb.by.

Jak widać, już na oficjalnej stronie internetowej właściwie wprost przyznaje się, że BSRR nie powstała by bez zachodnich pieniędzy i niemieckiej agentury w rodzaju Lenina.

Idee niepodległego państwa białoruskiego nie miały poparcia w masach ludu.

To był tylko pretekst, by po raz kolejny okroić osłabić państwo polskie.

Rozumiem, że pan Volfovich potępia odebranie Polsce jej wschodnich ziem przez ZSRR oraz pochwala pokojowe rozwiązania, takie jak Traktat Ryski.

Proszę odstąpić od ruszczenia Białorusinów i przystąpić do rozmów ze stroną polską.




przedruk
tłumaczenie automatyczne

autor bloga potępia komunizm, bolszewizm oraz nazizm, post nie ma na celu propagowania tych idei, lecz jedynie informować o politycznej sytuacji w kraju sąsiednim





Jaką rolę w tworzeniu państwowości białoruskiej odegrała Rewolucja Październikowa i okres sowiecki?

Nasz kraj pozostaje prawdopodobnie jedynym na świecie, który nadal obchodzi 7 listopada na poziomie państwowym, Dzień Rewolucji Październikowej, który miał miejsce w 1917 roku. Warto zapytać: dlaczego? Chodzi o ogromny wpływ, jaki wydarzenia historyczne sprzed stu lat wywarły na losy Białorusi. W tym materiale przedstawimy pięć, naszym zdaniem, najistotniejszych konsekwencji tej wielkiej rewolucji.



Państwowość

Władimir Uljanow-Lenin określił rozwiązanie kwestii narodowej jako jedno z głównych zadań rewolucji, obok kwestii władzy, pokoju i ziemi. Do października 1917 r. białoruski ruch narodowy znajdował się w bardzo opłakanym stanie. Nie spotkała się z dużym poparciem ludności, praktycznie nie była reprezentowana we władzach. Próba Romana Skirmunta (w 1917 r. stał na czele Białoruskiego Komitetu Narodowego – red.) i jego zwolenników, by zadowolić Rząd Tymczasowy ich żądań, całkowicie nie powiodła się. Białoruskie partie i ugrupowania polityczne przegrały wybory do Zgromadzenia Ustawodawczego w druzgocący sposób.

Bolszewicy okazali się jedyną wpływową siłą polityczną gotową do rozwiązania kwestii białoruskiej. Józef Stalin, Michaił Frunze i Lenin osobiście odegrali w tym dużą rolę.


Wziąwszy władzę w swoje ręce, bolszewicy dali zielone światło do zwołania Kongresu Wszechbiałoruskiego, przeznaczyli pieniądze na jego utrzymywanie. Rozproszenie zjazdu przez grupę Myasnikov-Knorin-Lander spotkało się z surową naganą ze strony Piotrogrodu. W odpowiedzi utworzono tam Białoruski Komisariat Narodowy. Nawet fiasko projektu BNR nie zachwiało determinacją władz sowieckich w zapewnieniu narodowego samostanowienia narodu białoruskiego. Tak więc w styczniu 1919 pojawiła się BSRR.

Ale budowanie narodu na tym się nie skończyło. W latach 1924 i 1926 powiększono terytorium republiki. Obejmował obwód witebski, obwód mohylewski i obwód homelski. W tych samych latach dwudziestych rozwinęła się polityka białoruizacji. A bolszewicy przeprowadzili to swoimi typowymi, ostrymi metodami. 

Ostatecznie dopiero dzięki polityce stalinowskiej jesienią 1939 roku Zachodnia Białoruś została zjednoczona z BSRR. A potem przywódca narodów konsekwentnie odrzucał propozycję Chruszczowa, by oddać Polesie Ukrainie i pomysł Malenkowa o przeniesieniu obwodu połockiego do RSFSR.

Jesteśmy dumni, że BSRR stała się jednym z założycieli Związku Radzieckiego, którego stulecie będziemy obchodzić wkrótce. W tej wielkiej potędze Białorusini czuli się pełnoprawnymi obywatelami.







Opublikowany:13:36


Volfovich ostrzegł Polskę: w przypadku agresji na Białoruś wojna wybuchnie w całej Europie Wschodniej
Militaryzacja Polski i jej agresywne zamiary budzą niepokój na Białorusi. Poinformował o tym dziennikarzy sekretarz stanu Rady Bezpieczeństwa Białorusi Aleksander Volfovich po wynikach 10. spotkania sekretarzy rad bezpieczeństwa państw członkowskich WNP, które odbyło się dziś w Moskwie, informuje BiełTA .

Alexander Volfovich powiedział:

- Białoruś, jako placówka we wschodnioeuropejskim regionie zbiorowego bezpieczeństwa, dziś niestety doświadcza wszystkich wyzwań i zagrożeń, które wpływają na bezpieczeństwo. Przede wszystkim niepokoją nas kwestie związane z obecnością wojskową na terytorium naszych sąsiednich państw oraz retoryka wojskowa rozbrzmiewająca u naszych sąsiadów. Przede wszystkim niepokojąca jest militaryzacja Polski i jej agresywne zamiary: ze szkodą dla interesów gospodarczych swojego kraju postawili na militaryzację, wzrost liczebności sił zbrojnych, sprzętu, nikt nie myśli o zwykłym polskim ludzi i dlaczego jest to konieczne. Ale to, co jest konieczne, jest jasne: rozpętać agresję. Uwolnić agresję wobec kogo? Oczywiście najbliżej jest Republika Białorusi. Ale polskie kierownictwo musi zrozumieć, że jeśli rozpęta agresję, wojna dotknie nie tylko terytorium Białorusi, ale wybuchnie na całym terytorium Europy Wschodniej. Cierpią na tym pokojowi ludzie Polski i innych krajów, którzy nie wybaczą swoim przywódcom politycznym tego, co dziś próbują zrobić.

Zwrócił też uwagę na to, że kraje sąsiadujące z Białorusią nie chcą negocjować. „Konieczne jest rozwiązywanie problemów w pokojowy, cywilizowany, demokratyczny sposób, zasiadanie do stołu negocjacyjnego, omawianie problemów, znajdowanie wspólnej płaszczyzny. traktaty, zamykając się swego rodzaju żelazną kurtyną” – powiedział sekretarz stanu.

„Ten mur berliński, który kiedyś został zniszczony na terenie Niemiec, dziś został przeniesiony na teren Puszczy Białowieskiej. Zbudowano pięciometrowe ogrodzenia, rozpięto drut kolczasty zarówno na terenie Polski, jak i na terenie Polski. krajów bałtyckich. A kierownictwo tych krajów nie zgadza się na żadne kontakty i nie będzie dyskutować o problemach. To smutne, przerażające i złe - podkreślił Aleksander Volfovich.






https://www.sb.by/articles/volfovich-predupredil-polshu-v-sluchae-agressii-protiv-belarusi-voyna-polykhnet-po-vsey-vostochnoy-e.html



https://www.sb.by/articles/krasnyy-den-kalendarya-istoriya.html?fbclid=IwAR2FfwCCXp8Kijk-zPO21J7uZoU89eyiGpN9-_q8aTWzx8gwoQHjfctPFGE


......


post zapisał się w  wersji ostatecznej, dopiero po edycji linków




wtorek, 7 września 2021

Warto się sobie przyjrzeć.

 A innym jeszcze bardziej.


Poniższą opinię oparłem na tekście - w języku rosyjskim - pana Dzermanta, który był poddany automatycznemu tłumaczeniu przeglądarki.

Odnoszę się więc do tłumaczenia, podanego poniżej.




Warto czytać różne punkty widzenia, również dlatego, by dostrzegając sprzeczności u innych - przyjrzeć się lepiej sobie i zastanowić, czy i ja nie postępuję podobnie.


Przyglądanie się sobie stosowałem na studiach, ale kiedy zacząłem interesować się polityką, a potem o tym pisać, to często stosowałem ogólniki.


Pierw nie zastanawiasz się nad tym, bo dla ciebie jest jasne, że odnosisz się do agresorów, a nie do przeciętnego człowieka, potem przychodzi refleksja, że przecież tego jednak nie podkreśliłeś i porządnych ludzi w Niemczech to może zrazić. Mogą się przecież ze mną całkowicie zgadzać i też będą potępiać działania Werwolfa, odcinać się od polityki niemieckiej agentury.


Nie jest dobrze wrzucać wszystkich do jednego worka, jak prawi stare porzekadło.


Stąd min. stosuję Małą i Wielką literę, gdy piszę o nacji niemieckiej, dla odróżnienia – złoczyńców od sprawiedliwych.



Pan Dzermant tu na przykład tego nie robi. A powinien. Powinien docenić to, że nie każdy przedstawiciel polskiego rządu bezkrytycznie popiera działania UE.

W spostrzeżeniu pana Dzermanta widać to jak na dłoni – zamiast tego jednak, woli on pluć na ogół Polaków wspominając rozbiory - zdaje się, uważa je za coś właściwego, a nawet jak się wydaje – ma z tego tytułu satysfakcję.


To jest kalka tego, co można wyczytać w propagandzie dla Rosjan w rosyjskim internecie. Satysfakcja z rozbiorów i pogarda dla narodu.


Brakuje tu chłodnej kalkulacji i rozeznania, wiedzy historycznej, a przede wszystkim brakuje obiektywnej oceny, jakiej spodziewamy się po człowieku nauki.



Tragedia Polaków jaką była kradzież wschodnich województw Polski jest wg pana Dzermanta dziejową sprawiedliwością, pisze to całkowicie bez refleksji nad tym, że te tereny wydały wielkich wspaniałych Polaków wielce zasłużonych dla polskiej kultury, podkreśla on wyłącznie domniemane krzywdy doznane od „polskich panów”, uważając polskie tereny - tereny, którego kulturę stwarzali z dziejowego zbiegu okoliczności -  Polacy - za własne.

Białorusini nawet polskich pisarzy i poetów uważają za białoruskich. 


Znowu – jest to kalka z rosyjskiej propagandy.


Wg stanowiska białoruskich oficjeli, 17 września był dniem wyzwolenia Białorusi spod jarzma Polski, która podobno tępiła przejawy języka białoruskiego.


A jaki jest status języka białoruskiego na Białorusi obecnie?

W jakim języku przemawia do narodu prezydent Białorusi?

W jakim języku prowadzone są programy telewizyjne?

W jakim języku są publikowane pańskie teksty?

Gdzie na sb.by jest zakładka wyboru języka rus/ bel?

belta.by taką zakładkę ma, ale sb.by już nie.


Naprawdę, wszystko jest po białorusku?


Może słoń na ucho mi nadepnął, ale moim zdaniem mówi się głównie po rosyjsku.


Białorusini nie zostali wyzwoleni w 1939 roku, tylko tak to określono w propagandzie.

Białorusini przez cały okres ZSRR byli poddawani zruszczeniu i jak widać proces ten nadal się nie zakończył i nadal jest kontynuowany.


I pisma pana Dzermanta są tego jaskrawym przykładem.


Pisze on min.:

Jest mało prawdopodobne, aby sprawa doszła do nowych podziałów, ale politycy starej Europy, zmęczeni odwiecznym polskim geopolitycznym awanturnictwem, mogą bezpośrednio uzgodnić z Moskwą i Pekinem bliższą i wzajemnie korzystną współpracę.

[Вряд ли дойдет дело до новых разделов, но политики Старой Европы, устав от вечного польского геополитического авантюризма, могут напрямую договориться с Москвой и Пекином о более тесном и взаимовыгодном сотрудничестве.]


Pan Dzermant zarzuca Polsce, czy też panu Ziobro, że postępuje "dwulicowo", że "oszukuje na dwóch frontach", że ma stanowisko, które "ma posmak hipokryzji i dwulicowości" - a jednocześnie sam ma takie stanowisko, no bo jak inaczej określić jego postępowanie, gdzie z jednej strony potępia UE za niepraworządność i ataki na Białoruś - a z drugiej z satysfakcją przypomina, że ta UE może do spółki z Rosją dokonać kolejnego NIEPRAWORZĄDNEGO podporządkowania sobie Polski jakimś rodzajem bata - rozbiorem, czy czymś innym - pan Dzermat w zawoalowany sposób daje czytelnikom do zrozumienia, że on doskonale wie, że tzw. "dziejowa sprawiedliwość" i odebranie Polsce jej wschodnich województw było BEZPRAWNE.

Można odnieść wrażenie, że nie wadzi mu, że UE stosuje bezprawie - dopóki to nie narusza jego interesów.

Zbójecka napaść na Polskę panu Dzermantowi najwyraźniej nie przeszkadza, za to przeszkadza mu oczywiście, gdy to jego się teraz napada.

Zapytam wprost:

panie Dzermant, kto panu napisał ten tekst??


FSB czy BND?

A może jednak KGB??


To wyrażenie "politycy starej Europy, zmęczeni odwiecznym polskim geopolitycznym awanturnictwem" jest żywcem wzięte z rosyjskiej i niemieckiej antypolskiej propagandy, a jest bezpośrednio spisane z "Traktatu o rabowaniu głupków", który niemiecka agentura czytuje swoim rosyjskim dzieciom przed snem.


Zupełnie jak to wyszlifowane niemieckie zdanie propagandowe, o którym już kilka razy pisałem, a które w różnych wersjach krąży po polskim internecie: "A dlaczego nie spróbujesz pióra Lamy? Jest takie śmakie owakie i ma zielony kolor".




Panie Dzermant - ogólniki nie mają znaczenia. 


ZSRR złamało Traktat Ryski i takie są fakty. 


Nie było w tamtych czasach żadnej państwowości białoruskiej i Polska ma wszelkie prawo do terenów, które jej odebrano.  

To, że dotychczas żaden rząd nie podjął działań zmierzających do odzyskania tych terenów - nic nie znaczy. To nie pańska sprawa, kiedy i jak oni zostaną za to osądzeni.


Prawo jest prawo.

Inna sprawa, jak to teraz naprawić.


Panie Dzermant, pan znajduje się pod zgubnym wpływem "kolorowej rewolucji" - tej z 1918 roku.

Pan się otrząśnie z tego!


Niech pan zaprzestanie sączenia antypolskiego jadu do głów naszym Białorusinom - z Grodna, Brześcia, Szczuczyna, Słońska, Papierni, Dereczyna, Siniawki, Pińska,  Lidy i innych miast i wsi z tych terenów. 


To są nasi Białorusini i nic panu do tego.









Warszawa zachowuje się wyzywająco i nieprzyjaźnie nie tylko wobec swoich tradycyjnych przeciwników ze Wschodu, ale także wobec nowych zachodnich sojuszników. Co się za tym kryje?

Polska oszukuje na „dwóch frontach”



Polskie władze nigdy nie przestają zadziwiać swoimi wypowiedziami. Niedawno minister sprawiedliwości tego kraju Zbigniew Zebro powiedział, że Unia Europejska prowadzi wojnę hybrydową z polskim prawem, odnosząc się do wymogów europejskiej biurokracji wobec Polski, aby wypełniła swoje prawne zobowiązania po wejściu do UE.

Pan Zebro uważa, że ​​Bruksela celowo blokuje reformę sądownictwa, której twórcą jest właśnie Minister Sprawiedliwości. A urzędnicy UE widzą w proponowanej reformie wzmocnienie tendencji autorytarnych w państwie polskim oraz niezgodność z normami i wartościami europejskimi.

W tej historii warto zauważyć, że wcześniej kręgi rządzące w Polsce, związane z ultrakonserwatywną partią „Prawo i Sprawiedliwość”, posługiwały się metaforą „wojny hybrydowej” tylko w odniesieniu do Rosji i Białorusi. 

Mówią, że zagrożenia ciągle nadciągają ze Wschodu, Polska jest bastionem świata zachodniego i potrzebuje stałego wsparcia finansowego i militarnego, by powstrzymać swoich wschodnich sąsiadów.

A potem okazuje się, że „wrogowie” i „wojna” grożą także z Zachodu. Ale dla światopoglądu polskiej elity takie poglądy są raczej normą niż wyjątkiem. W ideologii polskich elit walka „na dwóch frontach” i zgubne konsekwencje takiej walki wyrażone są na poziomie fundamentalnym.

Wydarzenia historyczne potwierdzają tę obserwację. Podziały Rzeczypospolitej Obojga Narodów między Prusami, Austrią i Cesarstwem Rosyjskim, wydarzenia 1939 roku nieustannie ciążą nad Polską i jej krótkowzrocznymi władcami jak rodzaj losu.

Polubownie należało uniknąć takiego rozwidlenia „frontów”, bo taka konfrontacja wymaga zbyt wielu wysiłków i środków, a w Polsce nie są one nieograniczone. Ale polskie elity zachowują się wyzywająco i nieprzyjaźnie nie tylko wobec swoich tradycyjnych przeciwników ze Wschodu, ale także wobec nowych zachodnich sojuszników.

Ale to stanowisko ma posmak hipokryzji i dwulicowości. Gdy konieczne jest otrzymanie zastrzyków finansowych i portfeli akcji w UE, Polska postrzega siebie jako awangardę Europy. Gdy konieczne jest wypełnienie podpisanych dyrektyw, polskie władze przybierają pozę i zaczynają grozić opuszczeniem UE.

Mniej więcej w tym duchu należy patrzeć na wypowiedzi Zbigniewa Zebro. Z jednej strony wygląda to na banalny szantaż europejskiego centrum, z drugiej – granie dla publiczności, numer dla konserwatywnych Polaków, którzy nie lubią wszystkiego, co pochodzi z Brukseli, w tym samych norm i wartości, które wywołać zamieszanie wśród wielu Polaków.

[...]

Ale polskie władze nie dbają o te wymagania, to jest ich własne prawo, choć dobrowolnie zobowiązały się do przestrzegania europejskich i międzynarodowych aktów prawnych regulujących postępowanie z uchodźcami. 

Taki nihilizm prawny i podwójne standardy oczywiście nie mogą pozostać długo niezauważone w Brukseli, która jednak, przynajmniej ze względu na przyzwoitość, musi jakoś monitorować wdrażanie prawa europejskiego przez państwa członkowskie UE. A jeszcze przez długi czas do szturmu na granicy polskie siły bezpieczeństwa nie będą w stanie, będą zmuszone do bardziej humanitarnego traktowania uchodźców.

Ale rządząca elita musi pokazać się jako bohaterscy obrońcy Polski zarówno przed migrantami, jak i irytującą Brukselą, która coraz bardziej domaga się przestrzegania zasad przyjętych w europejskim klubie dżentelmenów. Od tego są politycy tacy jak Zbigniew Zebro.

Szkoda tylko, że nie doprowadzą Polski do niczego dobrego. Polskie elity, jak pokazuje ta sama historia, nieustannie starają się nadepnąć na te same prowizje. A dziś w Europie, zwłaszcza w jej zachodniej części, nie wszyscy są zachwyceni zachowaniem Polski i jej rolą w destabilizacji Europy Wschodniej.

Jest mało prawdopodobne, aby sprawa doszła do nowych podziałów, ale politycy starej Europy, zmęczeni odwiecznym polskim geopolitycznym awanturnictwem, mogą bezpośrednio uzgodnić z Moskwą i Pekinem bliższą i wzajemnie korzystną współpracę. W takim przypadku Polska i jej władcy będą musieli tylko ugryźć się w łokcie i zastosować się do dyrektyw.




Alexey Dzermant, pracownik naukowy Instytutu Filozofii Narodowej Akademii Nauk, politolog

Całkowite przedrukowywanie tekstu i fotografii jest zabronione. Cytowanie częściowe jest dozwolone pod warunkiem istnienia hiperłącza.




https://www.sb.by/articles/polsha-khitrit-na-dva-fronta-.html




piątek, 11 czerwca 2021

Początek terroru świętem narodowym Białorusinów

 

Daniłowicz w Dzień Jedności Narodowej 17 września:  jesienią 1939 r. odbył się akt sprawiedliwości dziejowej


Przykre i dziwne słowa.


W tamtych latach nie było państwowości białoruskiej.


Asymilacja? 

A co robią obecnie władze białoruskie, jeśli nie dokonują asymilacji Polaków na Białorusi?

"To są nasi Polacy" - tak powiedział prezydent Łukaszenka?

Więc o co te pretensje??


Pod rządami polskimi  "sprawy i problemy społeczne w zasadzie nie zostały rozwiązane, sfera edukacyjna i gospodarcza nie rozwinęła się." - za to władza sowiecka dokonała takiego spustoszenia wśród Białorusinów, że dziś naród szczycący się i często podkreślający, że walczył z nazizmem - w latach 40tych z radością witał nazistów wkraczających do grodzieńszczyzny.

"Masowy terror, który uderzył najpierw we wschodnią, a potem zachodnią Białoruś, doprowadził do egzekucji, śmierci w więzieniu, deportacji na Syberię i Daleki Wschód setek tysięcy Białorusinów, rusyfikacja i niszczenie tradycyjnej kultury narodowej."

"prawa" Białorusinów to był dla ZSRR wyłącznie pretekst do zaatakowania Polski.

ZSRR złamało Traktat Ryski, a sprawa zagarnięcia polskiej ziemi do dzisiaj nie została naprawiona.


Dlaczego dzisiaj Białorusini świętują dzień, w którym władza sowiecka rozpoczęła terror na ich narodzie - jak to możliwe??






Берасьце (Brześć) . Łuk powitalny wśród uczestników wspólnej niemiecko-sowieckiej parady wojskowej

Źródło: bel-reenact.clan.su



przedruk

tłumaczenie automatyczne


08 CZERWCA 2021, 10:05

Jesienią 1939 roku dokonał się akt sprawiedliwości dziejowej: dostaliśmy możliwość życia w jednym państwie. Opinię tę wygłosił na łamach gazety „SB. Białoruś Siegodnia” rektor Wyższej Szkoły Zarządzania pod przewodnictwem, kandydat nauk historycznych, docent Wiaczesław Daniłowicz, komentując ustanowienie Dnia Jedności Narodowej – informuje BiełTA.

Według niego, prawie 20 lat międzywojennych, kiedy zachodnia część naszego kraju wchodziła w skład państwa polskiego, odcisnęło piętno na świadomości narodowej narodu białoruskiego.

„Przytłaczająca większość białoruskich przywódców narodowych – czy to sympatyzowali z reżimem sowieckim, czy też byli wobec niego krytyczni – jest jednomyślna w opinii, że pokój ryski jest tragedią naszego narodu.


W rzeczywistości władze polskie prowadziły politykę asymilacji ludności białoruskiej. Dlatego wielu pozytywnie odebrało nadejście Armii Czerwonej - i entuzjastycznie przyłączyło się do stowarzyszenia.


Sugeruje to, że przecież polski rząd nie odzwierciedlał interesów ludu i był de facto obcy większości mieszkańców regionu – uważa ekspert.

- I to jest całkiem naturalne: sprawy i problemy społeczne w zasadzie nie zostały rozwiązane, sfera edukacyjna i gospodarcza nie rozwinęła się. Oznacza to, że do problemów ucisku narodowego dodano niezadowolenie społeczne.

Dlatego wizerunek Związku Radzieckiego w wielu oczach wyglądał pozytywnie. Jesienią 1939 roku dokonał się akt sprawiedliwości dziejowej: dostaliśmy możliwość życia w jednym państwie. Tak, nie było to idealne, ale za wszelką cenę doprowadziło do postępowego i pomyślnego rozwoju narodu białoruskiego ”.

Przewodniczący Komisji Stałej Izby Reprezentantów ds. Edukacji, Kultury i Nauki, członek korespondent Narodowej Akademii Nauk, doktor nauk historycznych prof. Igor Marzalyuk jest przekonany, że należy ocenić 17 września, gdyż data ta została oszacowana zarówno w zachodniej i wschodniej części kraju w 1939 r.

Orientacja na Polskę nigdy nie była popularna w środowisku białoruskim. Wsparcie ludnościowe dla tych organizacji, które się na nim koncentrowały, zawsze było minimalne. Nie mogło być inaczej, bo każdy rok oznaczał tylko jedno: wzmocnienie ucisku narodowego, celowe niszczenie narodowych ośrodków kultury.

Dlatego też większość Białorusinów z wielką przyjemnością przyjęła wiadomość o zburzeniu państwowości polskiej w 1939 r.”



Podczas II wojny światowej na Białorusi nie było swoich i obcych

2019.05.09 10:30 

... w 1941 roku cała Białoruś została opuszczona przez wojna radzieckie w ciągu kilku tygodni. W ten sposób ominęła ją masowa mobilizacja do Armii Czerwonej. A samo społeczeństwo Zachodniej i Wschodniej Białorusi, pamiętając terror bolszewicki, nie bardzo chciało służyć sowietom. Zacytujmy tylko kilka dokumentów:

Wrogi element […] wyzwolił z więzień ponad 3 tysiące aresztowanych […] strzelał z okien do jednostek i tyłów naszych wojsk, jakie przechodziły [przez miasto], wykorzystując do tego ukrytą broń byłej polskiej armii oraz uzbrojenie porzucone przez nasze jednostki – już 13 lipca o wydarzeniach w Białymstoku napisał komisarz pułkowy Łoś z 3. Wydziału [kontrwywiadu] 10 Armii Radzieckiej.


Meldunek Rady Wojskowej 30. Armii do Rady Wojskowej Frontu Zachodniego o przyczynach oddawania się czerwonoarmistów do niewoli. 6 września 1941 roku. Ściśle tajne. Nr. WS/0069

Rada Wojskowa Armii, analizując fakty zjawiska haniebnego dla wojska – oddawania się żołnierzy do niemieckiej niewoli – wykryła, że znaczna część tych, którzy poszli do niewoli, to według narodowości Białorusini, których rodziny przebywają w okupowanych przez Niemców obwodach.

W armii mają miejsce liczne fakty przechodzenia na stronę niemiecką czerwonoarmistów tej kategorii. Nie tylko pojedynczych osób, ale ostatnio także całych grup.

Na przykład 27 sierpnia w 903. Pułku Strzelców z 8. roty 3. batalionu, która był na pierwszej linii, ze stanowiska przeszła do Niemców z bronią grupa czerwonoarmistów w liczbie 5 ludzi. Wszyscy okazali się Białorusinami z obwodu witebskiego.

W związku z tym w latach 1941-1943 ilość Białorusinów w Armii Czerwonej nie była większa niż liczba Estończyków, chociaż populacja Białorusi była 8 razy większa niż Estonii. Przy czym Estończycy, mówiąc obiektywnie, byli jeszcze bardziej antysowieccy, bo przed zajęciem przez ZSRR mieszkali w swoim niepodległym państwie.

Większość białoruskich mężczyzn, którzy służyli w Armii Czerwonej, została wcielona latem i jesienią 1944 roku, gdy do końca wojny pozostało mniej niż rok. Dzięki temu, choć w 1941 roku mieszkańcy Białorusi stanowili 5 proc. populacji ZSRR, to liczba Białorusinów, którzy zginęli w szeregach Armii Czerwonej wyniosła mniej niż 3 proc.

Wojna na Białorusi to terror, próba przetrwania i współistnienia

Białoruska pamięć narodowa o II wojnie światowej nijak nie odpowiada historiografii sowieckiej, rosyjskiej, a nawet oficjalnej białoruskiej.

Opowiada ona o życiu na tyłach walczącej armii. Wehrmachtu. Białoruskie miasta – Mińsk, Homel, Mohylew, Witebsk – przez trzy lata okupacji były regularnie bombardowane przez sowieckie samoloty. Nieliczne niemieckie jednostki tyłowe nie mogły kontrolować tak dużego obszaru, a przeróżne niemieckie instytucje miały różny obraz tego, co z Białorusią robić. W ten sposób na białoruskim terytorium zapanowało swoiste „prawo dżungli” – władzę miał ten, kto był najsilniejszy w okolicy.



za wikipedią:


Ziemie północno-wschodnie II Rzeczypospolitej charakteryzowały się zróżnicowanym składem etnicznym. Zamieszkiwali je przede wszystkim Polacy, Białorusini i Żydzi, w niewielkim stopniu także Litwini, Niemcy, Rosjanie itp. Szczególnie liczna była mniejszość białoruska, która na niektórych obszarach stanowiła większość lokalną. Polacy dominowali w części północno-zachodniej regionu, Białorusini zaś na wschodzie i południu.

Część ludności miejscowej miała nie do końca ukształtowaną świadomość narodową, określając się mianem tutejszych bez podawania narodowości. Niektórzy mieszkańcy Polesia identyfikowali się też z odrębną grupą etniczną – Poleszukami. Powszechny spis ludności, przeprowadzony w Polsce w 1921 roku, wykazał w tej części kraju następującą strukturę ludności:

  • województwo białostockie – 1 305 284 mieszkańców, w tym 1 004 370 (76,9%) Polaków, 119 392 (9,1%) Białorusinów, 162 912 (12,5%) Żydów, 7019 (0,5%) Rosjan, 6872 (0,5%) Litwinów, 4 117 (0,3%) Niemców, 0,2% innych[13];

  • województwo nowogródzkie – 822 106 mieszkańców, w tym 443 701 (54%) Polaków, 310 152 (37,7%) Białorusinów, 56174 (6,8%) Żydów, 9801 (1,2%) Litwinów, 0,3% innych[14];

  • województwo poleskie – 880 898 mieszkańców, w tym 375 220 (42,6%) Białorusinów, 214 052 (24,3%) Polaków, 156 142 (17,7%) Rusinów, 91 251 (10,4%) Żydów, 38 565 (4,4%) tutejszych, miejscowych, Poleszuków i ruskich, 4 303 (0,5%) Rosjan, 0,1% innych[15];

  • Ziemia Wileńska (jedynie 4 powiaty: brasławski, duniłowicki, dziśnieński i wilejski; bez m.in. Litwy Środkowej) – 476 164 mieszkańców, w tym 225 326 (47,3%) Białorusinów, 222 065 (46,6%) Polaków, (3,9%) 18 496 Żydów, 6598 (1,4%) Litwinów, 3132 (0,7%) Rosjan, 0,1% innych[16].

Spis ten budził jednak wątpliwości, zarówno historyków przed- jak i powojennych.

Kontrowersje dotyczyły przeprowadzonej statystyki narodowościowej, której zarzucano zaniżenie liczebności mniejszości narodowych na ziemiach wschodnich.

Według wyników spisu liczba ludności białoruskiej wynosiła 1,035 miliona osób, natomiast, zdaniem Janusza Żarnowskiego, w rzeczywistości na całym terenie II Rzeczypospolitej mieszkało wówczas 1,7 miliona Białorusinów.

Jeszcze wyższą liczbę podaje prof. Jerzy Tomaszewski, według którego tylko w czterech województwach północno-wschodnich II RP mieszkało co najmniej 1,95 miliona Białorusinów, w tym w województwie poleskim 654 tys., nowogródzkim 616 tys., wileńskim 404 tys. i białostockim 269 tys.

Dr hab. Marek Wierzbicki, na podstawie spisu powszechnego z 1931 roku określił następujący skład etniczny ziem północno-wschodnich II RP:

Białorusini 1 787,8 tys. (47,6%), Polacy 1 351 tys. (36,0%), Żydzi 352,7 tys. (9,4%), Rosjanie 90,1 tys. (2,4%), Litwini 76,0 tys. (2,0%), Ukraińcy 49,5 tys. (1,2%), inne narodowości 52,4 tys. (1,4%).

Należy podkreślić, że historyk ten zaliczył do Polaków wyłącznie osoby, które zadeklarowały język polski jako rodzimy, a zarazem były wyznania katolickiego. Osoby innych wyznań nie zostały zaliczone do Polaków.

Całkowicie odmienne informacje dotyczące składu etnicznego Zachodniej Białorusi podaje Alaksandr Adamkowicz z Towarzystwa Kultury Białoruskiej na Litwie.

Jego zdaniem, w 1908 roku obszar ten zamieszkany był w 80-82% przez Białorusinów, natomiast Polacy stanowili znikomą mniejszość, nie przekraczającą 5%. Adamkowicz nie podaje jednak źródła tych danych, co znacząco obniża ich wiarygodność.

II wojna światowa i okres powojenny przyniosły głębokie zmiany narodowościowe na Zachodniej Białorusi.

Okres sowieckiej (1939–1941) i niemieckiej (1941–1944) okupacji przyspieszył proces krystalizowania się świadomości narodowej wśród tutejszych. Polityka władz okupacyjnych i konfrontacja różnych narodowych partyzantek wymuszała na nich opowiedzenie się za jedną ze ”stron” poprzez identyfikację z jednym z narodów. W czasie okupacji niemieckiej, w wyniku masowej eksterminacji, zniszczeniu uległa niemal całkowicie ludność żydowska, natomiast w pierwszych latach po wojnie, władze sowieckie zmusiły do opuszczenia swych domów i przeprowadzki w nowe granice Polski większości Polaków.

Współcześnie Zachodnia Białoruś zamieszkana jest w większości przez Białorusinów. Ok. 25-procentowa mniejszość polska żyje w obwodzie grodzieńskim.


Więcej tutaj - 8 mitów o „zjednoczeniu” zachodniej i wschodniej Białorusi:

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/04/zjednoczenie-zachodniej-biaorusi-z-bsrr_77.html





https://www.belta.by/society/view/danilovich-o-dne-narodnogo-edinstva-osenjju-1939-goda-sovershilsja-akt-istoricheskoj-spravedlivosti-444947-2021/

https://naviny.belsat.eu/pl/news/podczas-ii-wojny-swiatowej-na-bialorusi-nie-bylo-swoich-i-obcych/


https://pl.wikipedia.org/wiki/Zachodnia_Bia%C5%82oru%C5%9B#Sk%C5%82ad_etniczny

https://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Biera%C5%9Bcie._%D0%91%D0%B5%D1%80%D0%B0%D1%81%D1%8C%D1%86%D0%B5_(22.09.1939).jpg