Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą technika. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą technika. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 17 lutego 2022

O kolorystyce

 


przedruk

tłumaczenie przeglądarkowe


Ćwiczenie malarza

Wysłane 17.02.2022 przez Vladimira Dianov

To wspaniałe ćwiczenie  zostało udostępnione na Facebooku przez artystę Nikołaja Andreeva. Doświadczeni koloryści wiedzą, że bogactwo malarstwa nie polega na ilości kolorów użytych w pracy, ale na umiejętności uzyskania wielu niuansów kolorystycznych poprzez zmieszanie kilku podstawowych pigmentów. Autorem tekstu i ilustracji jest  Światosław Brakhnov .

"Profesjonalny malarz może szybko wybrać dowolny odcień koloru, mając na palecie tylko trzy lub cztery kolory. Umiejętność tę zdobywa się przez lata praktyki, ale umiejętność tę można rozwijać znacznie szybciej. Jest do tego specjalne ćwiczenie, które przypomina nieco skalę muzyczną. Wykonywany jest w limitowanej palecie czterech kolorów - średnia czerwień kadmowa, żółta ochra, kość spalona, ​​biel tytanowa. Jako podkład można użyć zagruntowanej tektury lub drobnoziarnistego płótna. Na palecie za pomocą szpachelki mieszamy w różnych proporcjach na przemian żółty z czerwonym, czerwony z czarnym i czarny z żółtym, natomiast na stole malujemy każdy pierwszy kwadrat górnego rzędu czystym kolorem. Następnie każdą mieszankę mieszamy z bielą w różnym stopniu i uzyskujemy pionowe pasy bieli. Na dole stołu wykonujemy domieszki kolorów w różnych proporcjach, które nie brały udziału w parach. To pokazuje możliwe odcienie ciepła-zimna. Następnie powtarzamy to ćwiczenie mieszając farby pędzlem na oku.

Dlaczego podczas treningu powinnaś używać limitowanej palety?

Wielu dzisiejszych studentów gubi się w nieskończonej gamie kolorów, półki sklepowe dosłownie pękają w szwach. Być może teraz, bardziej niż kiedykolwiek, przed malarzami otwierają się nieograniczone możliwości, jednak mimo to malarstwa zanika. Przybywając do muzeum podziwiamy kolorystykę obrazów dawnych mistrzów, a oni używali tylko czterech lub pięciu kolorów. Problem nie tkwi w zestawie kolorów, ale w umiejętności prawidłowego określenia relacji kolorystycznych. Współczesny przemysł daje nam możliwość wyłapania niemal każdego widocznego koloru, ale niestety bardzo niewielu uczniów wie, że w malarstwie pojawiają się problemy kolorystyczne, których rozwiązanie skutkuje tym, czym Terborch tak nas tak podziwia.

Ostrość widzenia kolorów jest częściowo umiejętnością, którą można rozwinąć, a ograniczona paleta kolorów pomoże w tym uczniowi. Kiedy malarz zostaje umieszczony w ciasnych ramach o ograniczonych środkach, a na palecie są tylko cztery kolory, zmuszony jest przyjrzeć się relacjom kolorystycznym z większą uwagą. Transponując naturalny kolor z możliwościami palety, malarz rozwija ostrość widzenia barw i zdolność widzenia całościowego.

Oto kilka opcji zestawów farb dla limitowanych palet, są one uporządkowane od mniej nasyconych do bardziej kolorowych:


1. Biały, jasna ochra, angielska czerwień, spalona kość;
2. Biała, żółta ochra, indyjska czerwień, spalona kość;
3. Biały, złota ochra, cynober, spalona kość;
4. Biały, złota ochra, średnia czerwień kadmu, kość spalona;
5. Biały, cytrynowy kadm, trwały czerwony kraplak, ciemna ultramaryna .








oryginalny tekst:


Этим замечательным упражнением поделился в Фейсбуке художник Николай Андреев. Опытные колористы знают, что богатство живописи заключается не в количестве используемых в работе красок, а в умении достигать множества цветовых нюансов смешением нескольких основных пигментов. Автор текста и иллюстрации − Святослав Брахнов.

«Профессиональный живописец умеет быстро подбирать любой необходимый оттенок цвета, имея на палитре всего три−четыре краски. Это умение приобретается путем многолетней практики, однако этот навык можно развить гораздо быстрее. Для этого существует специальное упражнение, которое чем-то напоминает музыкальную гамму. Оно выполняется в пределах ограниченной палитры четырьмя красками − кадмий красный средний, охра желтая, кость жженая, белила титановые. В качестве основы можно использовать грунтованный картон или мелкозернистый холст. На палитре при помощи мастихина смешиваем в различной пропорции поочередно желтый с красным, красный с черным и черный с желтым, при этом в таблице каждый первый квадрат верхнего ряда выкрашиваем чистым цветом. Затем каждую смесь смешиваем с белилами в различной степени и получаем вертикальные полосы разбела. В нижней части таблицы делаем примеси цветов в разных пропорциях, не участвовавших в парах. Это показывает возможные оттенки по тепло-холодности. Затем повторяем это упражнение смешивая краски кистью на глаз.

Почему во время обучения следует использовать ограниченную палитру?

Очень многие учащиеся сегодня теряются глядя на бесконечный ассортимент красок, полки магазинов буквально ломятся от изобилия. Пожалуй, сейчас как никогда перед живописцами открываются безграничные возможности, однако, не смотря на это, наблюдается упадок в живописи. Придя в музей, мы восхищаемся колоритом живописи старых мастеров, а ведь они использовали всего четыре−пять цветов. Проблема заключается не в наборе красок, а в умении верно определить цветовые отношения. Современная промышленность дает нам возможность подобрать практически любой видимый цвет, но к сожалению, очень не многие студенты знают о том, что в живописи существуют колористические задачи, решение которых в результате дает то, что нас так восхищает у Терборха.

Острота цветового зрения отчасти является навыком, который можно развить и в этом учащемуся поможет ограниченная палитра. Когда живописец поставлен в узкие рамки ограниченных средств, и на палитре всего четыре краски, он вынужден гораздо внимательнее смотреть на цветовые отношения. Транспонируя натурный цвет возможностями палитры живописец развивает остроту цветового зрения и умение целостно видеть.

Вот несколько вариантов наборов красок для ограниченных палитр, они расположены от менее насыщенных к более цветным:

1. Белила, Охра светлая, Английская красная, Кость жженая;
2. Белила, Охра желтая, Индийская красная, Кость жженая;
3. Белила, Охра золотистая, Вермильон, Кость жженая;
4. Белила, Охра золотистая, Кадмий красный средний, Кость жженая;
5. Белила, Кадмий лимонный, Краплак красный прочный, Ультрамарин темный».





http://dianov-art.ru/2022/02/17/uprazhnenie-zhivopisca/?fbclid=IwAR1SeSmj-MaH2cZUpukNH0o533IWRgbBuq8L45luzKlzHypW9lZgb6g5UVc







piątek, 15 października 2021

Nikola Tesla

 


przedruk



Widywano starego wynalazcę o świcie w Central Parku i w Parku Bryanta, jak rozmawiał z gołębiami. Wieczorami ptaki przylatywały na wysokie piętro hotelu New Yorker, bo Tesla zawsze wynajmował pokoje z widokiem na niebo, by widzieć burze nad Manhattanem.


 „Był wśród nich jeden, piękny. Samica. Kochałem ją jak mężczyzna kocha kobietę, a ona kochała mnie – opowiadał. – Pewnej nocy gołębica wleciała przez okno i usiadła na biurku. Zrozumiałem, że chce mi powiedzieć – że umiera. I wtedy z jej oczu dobiegło mnie światło. Było oślepiające, bardziej intensywne niż blask najpotężniejszych lamp z mojego laboratorium”.


John O’Neill słuchał swego przyjaciela w milczeniu (co zapamiętał, spisał w „Prodigal Genius: The Life of Nikola Tesla”), a ten kontynuował: „Kiedy umarła, coś odeszło z mojego życia. Aż do tamtej chwili miałem pewność, że ukończę każdy, nawet najambitniejszy projekt, ale kiedy to coś odeszło, wiedziałem, że praca mojego życia już jest zakończona”.

Największy obok Thomasa Edisona wynalazca ubiegłego wieku, Amerykanin serbskiego pochodzenia, planował, że przeżyje sto pięćdziesiąt lat. Gdyby tak się stało, umarłby nie w 1943 r., ale w 2006 r. Pogrążyłby nasz świat w żałobie, ale byłaby to – w jego mniemaniu – kraina wspaniała, zamieszkana przez podobne do społeczności pszczół narody, które ponad rywalizację przedkładają harmonijną współpracę. Tesla wierzył bowiem, że dzięki jego urządzeniom ludzie okiełznają Naturę, zapewniając sobie powszechny i bezpłatny dostęp do wiedzy i energii. Że nie będzie wojen.


Iluminacja

Tesla już od wczesnego dzieciństwa podróżował w czasie i przestrzeni. Za sprawą niezwykłej przypadłości śnił na jawie – odwiedzając fantastyczne miasta oraz kraje. W wydanym przez czasopismo „Electrical Experimenter” autobiograficznym cyklu wspomnień „My Inventions” (1919 r.) pisał: „Żyłem tam, spotykałem ludzi, nawiązywałem przyjaźnie oraz znajomości i, co wydać się może niewiarygodne, były mi one równie drogie jak te z normalnego życia”. Z podróży przywoził niezliczone projekty, które opracowywał w najdrobniejszych wręcz detalach we własnej wyobraźni i których zwykle nie przenosił na papier, ponieważ nie było już takiej potrzeby (poza tym nie znosił rysować, a jeśli już musiał, kreślił schematy małe jak znaczki pocztowe). „Nadawanie realnego kształtu surowej idei, jak to się zwykle czyni, nie jest, jak utrzymuję, niczym więcej niż stratą energii, pieniędzy i czasu” – twierdził. Za tę rzadko spotykaną umiejętność Tesla – swoją drogą cierpiący na liczne nerwice natręctw – płacił wysoką cenę. Wyostrzone do możliwości granic zmysły były źródłem udręki: dźwięk dorożki wprawiał jego ciało w drżenie, gwizdek przejeżdżającej w oddali lokomotywy sprawiał fizyczny ból, a mrugające światło miażdżyło czaszkę.

Najważniejszego odkrycia dokonał Tesla w 1882 r., kiedy to doznał, jak to opisał O’Neill, iluminacji. Cały kosmos, w swych niezliczonych wariacjach, formach i manifestacjach objawił mu się jako symfonia prądów przemiennych (najważniejszą ich nutą był prąd o częstości 60 Hz, dziś obecny w każdym z gniazdek). Oświecony w ten sposób wynalazca „zapragnął skonstruować elektryczne harmonium, wytwarzając wibracje o różnych częstościach, i miał nadzieję, że badając potem ich własności będzie w stanie zrozumieć główny motyw kosmicznej symfonii”.

Produktem ubocznym badań nad teorią elektrycznej muzyki sfer był silnik na prąd zmienny. I już ten jeden wynalazek dowodzi, że Nikola Tesla wielkim wynalazcą był, bo gdyby takie urządzenie (które służyło również jako prądnica) wymyślił ktoś inny kilkadziesiąt lat później, cywilizacja z dużo większym trudem osiągnęłaby obecny poziom rozwoju technologicznego. To Tesla w 1895 r. skierował moce wodospadów Niagary w turbiny hydroelektrowni, by następnie, dzięki generatorom prądu wielofazowego i transformatorom własnego pomysłu przesyłać energię elektryczną do odległego o 40 km miasta Buffalo. System okazał się na tyle wydajny, że z jego zasad korzystamy do dziś. Lecz Teslę należy pamiętać nie tylko z powodu mierzalnych dokonań, ale także z uwagi na plany, których nie zdołał wprowadzić w czyn – a te miał iście demiurgiczne.


Władca piorunów

Był sobą najbardziej wtedy, kiedy budził uśpione żywioły elektryczności. Na przykład pewnej lipcowej nocy 1899 r. w Colorado Springs, kiedy to zamknął obwód olbrzymiego oscylatora, który miał wprawiać Ziemię w rezonans elektryczny. Dziwna niebieskawa poświata spowiła cały obiekt. O’Neill pisał: „We wnętrzu laboratorium wszystko strzelało igłami ognia, przestrzeń wypełniła siarkowa woń ozonu i swąd trzaskających iskier, co sprawiało nieodparte wrażenie, że piekło wyrwało się spod kontroli i wdarło do budynku”. A szatańsko wręcz przystojny Nikola, ponaddwumetrowy mężczyzna (kobiety modliły się o chwilę jego uwagi), któremu izolowane gumą buty dodawały jeszcze kilka centymetrów wzrostu, stał zachwycony i patrzył, jak długie na 40 m iskry strzelają w niebo z masztu laboratorium.

Wyniki tego i innych eksperymentów utwierdziły go w przekonaniu, że „pompując” energię elektryczną do wnętrza Ziemi, wprawi ją w taki stan, iż każdy jej mieszkaniec za pomocą podręcznego aparatu będzie mógł ową energię odzyskać – w dowolnym miejscu i ilości; za darmo i bez kabla. Wielki ziemski oscylator miał także sprawić, że człowiek uzyska kontrolę nad atmosferą, a następnie przekształci pustynie w żyzne tereny rolnicze. Ponadto linie telegrafów i telefonów zostaną połączone w jedną sieć, przepowiadał Tesla. W 1905 r. pisał na łamach „Electrical World and Engineer”: „Tanie i proste urządzenie, które każdy zmieści w kieszeni, będzie odbierać wiadomości ze świata albo dowolne inne. Cała Ziemia zostanie przekształcona w jeden gigantyczny mózg”.

Tesla wymyślił globalną telekomunikacyjną wioskę w chwili, gdy jeszcze nie istniało radio (nawiasem mówiąc, jego zasady opracował przed Guglielmo Marconim). Ale jego wizja była szersza. Wynalazca dążył do „uzyskania pełnego panowania nad światem materialnym i ujarzmienia sił natury dla ludzkich potrzeb”. Jeśli tylko człowiek zdoła wykorzystać całą energię pochodzącą ze Słońca, pisał w eseju „Man’s Greatest Achievement”, „na jego życzenie stare światy znikną i pojawią się nowe, zgodne z jego planem (…) Człowiek mógłby zmieniać rozmiar planety i skierować ją na dowolną ścieżkę wiodącą przez otchłań Wszechświata. Zderzałby planety i wytwarzał gwiazdy. Mógłby inicjować i rozwijać życie w nieskończonych formach”. Paradoksalnie, niemal nadprzyrodzone moce przypisywał Tesla istocie, którą określał mianem „mięsnej maszyny”, automatycznie reagującej na zewnętrzne bodźce; „spławikowi na wzburzonych wodach Kosmosu”, który wynik banalnych procesów fizycznych zachodzących w mózgu śmie nazywać wolną wolą.


Poza czasem

Niestety, Tesla pisał niewiele, a szczegóły jego teorii i spektakularnych (lecz zwykle niepowtarzanych) eksperymentów pozostają niejasne. Nie dość tego – większość nielicznych notatek i niezliczonych wynalazków, z których zaledwie cząstkę opatentował, przepadła na zawsze podczas pożaru, który w marcu 1895 r. strawił jego nowojorskie laboratorium. Dziś nie wiadomo nawet, które istniały naprawdę, które Tesla miał dopiero w głowie i które spośród tych ostatnich były wyrazem łagodnej mitomanii konstruktora. Mgła tajemnicy otacza na przykład kieszonkowy oscylator telegeodynamiczny, „urządzenie tak potężne, że można za jego pomocą obrócić Empire State Building w stertę gruzu” (wypowiedź Tesli cytowana przez „American Mercury” w 1959 r.). Nie wszystkie wynalazki mogły spełnić pokładane w nich nadzieje, nie wchodząc w konflikt z obowiązującymi prawami fizyki.

Nie ma natomiast wątpliwości, że obdarzony zadziwiającym instynktem Tesla przewidział m.in. istnienie promieniowania kosmicznego (przypuszczenie potwierdził potem Teodor Wulf), sztucznej promieniotwórczości (przed Marią Curie-Skłodowską), mikroskopu elektronowego (zanim Ernst Ruska i Maks Knoll skonstruowali pierwszy egzemplarz) oraz – jak przystało na geniusza – jeszcze przed Wilhelmem Roentgenem wykonywał zdjęcia zwane potem rentgenowskimi. Wynalazł też świetlówkę i zbudował pierwsze urządzenia kierowane zdalnie za pośrednictwem fal radiowych. Ale naukowcem nie był. Był dzieckiem XIX w., natchnionym romantykiem, który ponad szczegóły teorii stawiał nieraz piękną metaforę. „Wszystko wskazuje na to – zwykł mawiać – że zawsze wyprzedzałem swój czas”. Ale wiek XX miał być czasem Alberta Einsteina i nieintuicyjnej fizyki kwantowej, której sens Tesla często kwestionował.

Żył samotnie, uważał bowiem, że „wynalazca ma tak intensywną naturę, tak wiele w niej dzikości, pasji, że oddając się kobiecie, musiałby zrezygnować ze wszystkiego poza nią”. Miał się wręcz za nowego Prometeusza. Nie dziwi więc, że po pożarze, który pochłonął znaczną część dorobku jego życia, postanowił skupić uwagę na jednym tylko projekcie, prowadzącym, w jego mniemaniu, do zbawienia ludzkości – czyli na bezprzewodowej transmisji informacji i energii. Projekt ten był z natury rzeczy tak czasochłonny i kosztowny (w istocie niewykonalny, ale o tym Tesla nie mógł wiedzieć), że inwestorzy, którzy jeszcze kilka lat wcześniej zabiegali o względy ekscentrycznego wynalazcy, tracili do niego cierpliwość. Ludzi małej wiary wynalazca opisał tak: „Nie zamierzam dać satysfakcji owym ograniczonym, zazdrosnym indywiduom, które próbują udaremnić me wysiłki. Nie są oni dla mnie niczym więcej, niż zarazkami jakiejś obrzydliwej choroby. Świat nie jest gotowy na mój projekt”.

Ponieważ świat nie był gotowy, Tesla odwrócił się od świata. Od czasu do czasu dostarczał pożywki mediom – a to nerwową reakcją na wieść, że miałby dzielić Nagrodę Nobla z Edisonem (konkurent miał na ten temat analogiczne zdanie i w końcu żaden z tych wielkich wynalazców jej nie dostał), a to ogłaszając rozpoczęcie prac nad straszliwą bronią o niewyjaśnionej zasadzie działania, zwaną „promieniem śmierci”, która miała zapobiec wojnom (gdyby dysponowało nią każde państwo, atak nie miałby sensu). Zaledwie procent zysków ze sprzedaży prądu z elektrowni Niagara uczyniłby go milionerem, ale on nie zadbał o swe interesy. A bez pieniędzy, i to dużych, nie był w stanie prowadzić badań na skalę współmierną do ambicji. Przez ostatnich dwadzieścia lat Tesla gasł więc, przeprowadzając się z hoteli złych do jeszcze gorszych, wciąż jednak rozmyślając o kolejnych wynalazkach. Aż pewnego dnia przyleciał gołąb i powiedział staremu człowiekowi, że praca już skończona, że może już odpocząć.


Epilog

„Do chwili osiągnięcia wieku męskiego nie zdawałem sobie sprawy, że jestem wynalazcą – wspominał Tesla. – Przede wszystkim dlatego, że miałem brata utalentowanego ponad zwykłą miarę; był to jeden z tych rzadkich fenomenów umysłowości, której istoty biologiczne badania nie są w stanie dociec. Jego przedwczesna śmierć pozostawiła moich rodziców w rozpaczy. Byłem świadkiem tej tragicznej sceny i chociaż upłynęło wiele lat, jej obraz nie stracił swej mocy”. Biografowie podają co najmniej dwie (pustelnicza natura wynalazcy determinowała enigmatyczny charakter jego auto- i biografii) wersje owego wydarzenia: w pierwszej, znanej powszechnie, dwunastoletni Dane, starszy i zdolniejszy z dwóch braci, umiera po upadku z konia; w drugiej na łożu śmierci brat wyznaje, że spadł nie z konia, ale ze schodów, z których zrzucił go Nikola – czemu ten ostatni zawsze stanowczo zaprzeczał.

Obraz Dane’a prześladował młodszego Teslę z jeszcze jednego powodu. „Jego osiągnięcia przyćmiewały wszelkie moje sukcesy – wspominał mając 63 lata. – Wszystko, co robiłem, sprawiało, że rodzice tym bardziej odczuwali stratę syna. To dlatego brak mi było wiary w siebie”.


Karol Jałochowski

Tekst opublikowany w tygodniku „Polityka” (51-52/2006)



https://technopolis.polityka.pl/2006/sylwetka-nikola-tesli






„Walki pomiędzy jednostkami, a także rządami i narodami, niezmiennie wynikają z nieporozumień w najszerszej interpretacji tego terminu. Nieporozumienia są zawsze spowodowane nieumiejętnością doceniania drugiego punktu widzenia. To znowu wynika z ignorancji zainteresowanych, nie tyle w swoim, co w ich wzajemnych dziedzinach. Ryzyko starcia pogarsza mniej lub bardziej przeważające poczucie walki, jakie stawia każdy człowiek. Aby oprzeć się tej nieodłącznej tendencji do walki najlepszym sposobem jest rozproszenie ignorancji o czynach innych poprzez systematyczne szerzenie wiedzy ogólnej. Mając na uwadze ten obiekt, najważniejsze jest wspomaganie wymiany myśli i stosunków płciowych. ” ― Nikola Tesla



“Fights between individuals, as well as governments and nations, invariably result from misunderstandings in the broadest interpretation of this term. Misunderstandings are always caused by the inability of appreciating one another's point of view. This again is due to the ignorance of those concerned, not so much in their own, as in their mutual fields. The peril of a clash is aggravated by a more or less predominant sense of combativeness, posed by every human being. To resist this inherent fighting tendency the best way is to dispel ignorance of the doings of others by a systematic spread of general knowledge. With this object in view, it is most important to aid exchange of thought and intercourse.” ― Nikola Tesla



fb


piątek, 5 marca 2021

Nanoboty - Xenoboty

przedruk


Pamiętacie robale, które w serialu SW Wojna Klonów właziły ludziom przez nos do głowy i zamieniały ich w zombi?

Także w Akademii Pana kleksa - kapanie do nosa.

 


Naukowcy stworzyli żywe roboty. Mają niesamowity potencjał

Izabela Wojtaś14 stycznia 2020, 08:03



Poznaj ksenobota. To pierwszy na świecie żyjący, samoleczący się roboty stworzony z żabich komórek macierzystych. Choć ma niespełna milimetr szerokości, to porusza się niezwykle sprawnie. Może już niebawem będzie dostarczać leki w określone miejsca w naszym ciele.

Naukowcy z University of Vermont i Tufts University stworzyli niesamowity nowy rodzaj programowalnego organizmu za pomocą kilku wymyślnych algorytmów. Został zaprojektowany na superkomputerze w UVM, a następnie połączony pod mikroskopem przez biologów z Tufts University.

Organizmy do zadań specjalnych
Ksenoboty, bo o nich mowa, zbudowane są w całości z komórek macierzystych skóry i komórek mięśnia sercowego żaby z gatunku Xenopus laevis, stąd ich nazwa.

  • To nowe żywe maszyny – mówi w komunikacie prasowym University of Vermont Joshua Bongard, informatyk i ekspert w dziedzinie robotyki, który współprowadził nowe badania. I dodaje: Nie są ani tradycyjnym robotem, ani znanym gatunkiem zwierząt. To nowa klasa artefaktów: żywy, programowalny organizm.

Choć mają zaledwie milimetr szerokości, to wykazują niezwykłe zdolności. Potrafią się samodzielnie poruszać i mają zdolność do samoleczenia. Kiedy naukowcy pokroili jednego ksenobota, sam się połączył i ruszył dalej. Co więcej, mogą przetrwać w środowisku wodnym bez dodatkowych składników odżywczych przez nawet kilka tygodni.

Naukowcy mają nadzieję, że ten nowy rodzaj organizmów pomoże im odkryć tajemnice komunikacji komórkowej. Już mówią też o ich potencjalnych zastosowaniach. Będzie je można wykorzystać do zbierania mikroplastiku w oceanach i co chyba najważniejsze – do przenoszenia lekarstw w głąb ludzkich ciał, a nawet podróżowania do naszych tętnic.

Choć to wszystko wydaje się nieco futurystyczną sceną z filmów sci-fi, to takich naukowych odkryć jest coraz więcej. Australijscy naukowcy z Australian National University są na to doskonałym przykładem. Niedawno informowaliśmy, że badaczom udało się wynaleźć specjalny hydrożel, który ma właściwości żywej, biologicznej tkanki i może się samoczynnie leczyć.



https://innpoland.pl/157341,na-university-of-vermont-stworzono-ksenoboty-to-zywe-roboty-z-komorek-zaby


czwartek, 2 lutego 2017

Polski gramofon Daniel G-1100 fs Fonica



AudioQuest Type 4

niebieskie kable do Yamahy 810

Polski gramofon Daniel G-1100 fs Fonic:

http://www.audiostereo.pl/polski-gramofon-daniel-g-1100-fs-fonica_102367.html



Cała prawda o polskich wkładkach serii MF-100:

http://www.audiostereo.pl/cala-prawda-o-polskich-wkladkach-serii-mf-100_79605.html

czwartek, 1 października 2015

Zderzacz Hadronów jako Gwiazda Śmierci






Tak jakoś przyszło mi do głowy.

Nie wiem czemu...















A tu starożytne Arkaim nałożone na Sokoła Millenium z filmu Nowa Nadzieja Gwiezdne Wojny.

Pewnie przypadek.









Aha.

Arkaim odkopano w roku 1987, a więc 10 lat po premierze filmu...





piątek, 30 sierpnia 2013

Aleksander Możajski - faktyczny pionier awiacji






Polak - Rosjanin,  zbudował samolot 19 lat przed Wright`ami





reblogged



Pobudował samolot 19 lat przed Wright`ami


Polak – oficer cesarskiej marynarki wojennej jest przez wielu uważany za twórcę pierwszego w dziejach ludzkości samolotu – ponier lotnictwa, konstruktor samolotu, którego schemat znajduje się we wszystkich podręcznikach awiacji.
Możajski

Aleksander Teodorowicz Możajski urodził się w mieście Rotschensalm (Kotka) nad Zatoką Fińską 21 marca 1825 roku. Jego ojciec -  Teodor Możajski -  był dowódcą bazującego w tym porcie okrętu wojennego, człowiekiem wykształconym i kulturalnym. Matka miała na imię Julia Janowna Londman, nie ma o niej żadnych innych danych. Możajscy wzięli swe nazwisko od swych odwiecznych dóbr dziedzicznych Możary, położonych na Wołyniu. Ten  dość rozległy dom szlachecki pieczętował się herbem Pogonia Tertia, zwanym inaczej Pogonią Ruską. Możajski zatem przez urodzenie był Polakiem.
Gdy Aleksander miał sześć lat, rodzina musiała przenieść się w głąb Rosji, ponieważ kapitan Teodor Możajski został skierowany nad Morze Białe w charakterze komendanta portu w Archangielsku. Po kolejnych czterech latach ojciec zawiózł swego pierworodnego do Petersburga i oddał na naukę i wychowanie do elitarnego Morskiego Korpusu Kadetów. Była to szkoła marynarki wojennej o charakterze zamkniętym przeznaczona wyłącznie dla dzieci szlachty i wysokich urzędników Cesarstwa Rosyjskiego. Po ukończeniu korpusu kadetów 16-letni Olek Możajski rozpoczyna w styczniu 1841 roku karierę w marynarce wojennej Rosji jako gardem arin Floty Bałtyckiej. Po ośmiu latach składa egzaminy i zostaje awansowany do rangi lejtnanta. Większą część swojego pracowitego życia A. Możajski poświęcił służbie w marynarce wojennej i zrobił tu też wielką karierę. Był średniego wzrostu, robił wrażenie mocno zbudowanego “twardziela” o energicznym, sprężystym charakterze poruszania się. Miał organizm silny, sprawny, predysponujący go do wytrwałego znoszenia rozmaitych trudów życia i przeciwności losu.

 

Kariera wojskowa

Za doskonałe wywiązywanie się z zadań służbowych, za przejawiane w trudnych chwilach męstwo, odwagę i siłę ducha Aleksander Możajski został nagrodzony Orderem  św. Stanisława 2 klasy, nadawanym wyłącznie osobom polskiego pochodzenia przez cesarza  i senat Imperium Rosyjskiego, brązowym medalem na wstędze św. Andrzeja oraz dwoma złotymi pierścieniami z brylantami. W 1858 roku A. Możajski zupełnie nieoczekiwanie dla siebie został odkomenderowany do Petersburga, a tam otrzymał rozkaz wzięcia udziału w lądowej wyprawie o charakterze wywiadowczo-wojskowym do Chiwy. Obok zadań zwiadowczych misja wykonywała w trakcie wyprawy szereg obserwacji i badań geograficznych, meteorologicznych, astrologicznych, geologicznych o charakterze ściśle naukowym, na terenie niziny Aralsko-Kaspijskiej, wybrzeża Arału, dorzecza Amu-Darii. Aby w sposób właściwy prowadzić te badania w ekstremalnych warunkach przyrodniczych i geopolitycznych, potrzebny był człowiek posiadający wszechstronną wiedzę i głębokie wykształcenie, a jednocześnie prezentujący siłę ducha, energię, wytrwałość, mający doświadczenie pracy zarówno na lądzie jak i na morzu. Wybór rządu padł na A. Możajskiego, który też  znakomicie wywiązał się ze wszystkich postawionych przed nim zadań. Za zasługi został nagrodzony Orderem św. Włodzimierza 2 klasy.
W 1860 r. A. Możajski został skierowany do Finlandii, gdzie potrzebny był doświadczony oficer, świetnie znający się na maszynach parowych i innej technice morskiej, miał nadzorować montaż okrętu jako całości, w szczególności zaś jego mechanizmów technicznych. Także dla Możajskiego to zajęcie, które zajęło mu 2 lata, miało istotne znaczenie, pozwoliło jeszcze dokładniej poznać budowę  i zasady funkcjonowania najrozmaitszych przyrządów technicznych oraz osobiście brać udział w ich kompletowaniu, montażu, regulowaniu. Zdobyta tu wiedza okazała się później nader przydatna w procesie konstruowania i budowy aparatów latających.
W 1862 roku Możajski został skierowany w charakterze urzędnika sądowego do powiatu griazowieckiego Guberni Wołogodzkiej. Tutaj jako 37-letni oficer łatwo i szybko zakorzenia się, nawiązuje stosunki z miejscowym ziemiaństwem i niebawem się żeni się z  młodziutką panną Lubow – Kuźmina, córką jednego z tutejszych szlachciców. W 1863 r. urodził się w tym szczęśliwym stadle pierwszy syn, Aleksander, w 1865 -  drugi, Mikołaj. Jednak los brutalnie przerwał to rodzinne szczęście. Wkrótce po urodzeniu drugiego synka Lubow – Możajska umarła. Możajski zajął się osobiście wychowaniem maleńkich synków, a w chwilach wolnych od zabiegów rodzinnych i zajęć służbowych rozpoczął opracowywanie wstępnych projektów swego samolotu. Ponieważ praca naukowa wciąga w siebie całą osobowość człowieka, bywa też skutecznym środkiem psychoterapeutycznym gdy doznaje ciężkich ciosów losowych. Tak się też stało w przypadku  Możajskiego, który zagłębił się w studiowanie tekstów technicznych, w obserwacje lotów ptaków, w sporządzanie notatek.
 

 

Latawce unoszące ludzi

Pierwszymi skonstruowanymi przez niego aparatami latającymi były “zwykłe” latawce, których niezwykłość polegała jednak na wymyślnej konstrukcji, dużych wymiarach i zdolności do bardzo długiego i harmonijnego utrzymywania się w powietrzu. W końcu powstała konstrukcja, na której sam wynalazca odbył dwa loty na wysokości kilkunastu metrów, ryzykując, oczywiście, zupełne osierocenie swych synków. Lecz bez tego ducha ofiarności i zapomnienia o sobie nie zrodziło się nigdy żadne wielkie dzieło sztuki, nauki czy techniki. Doświadczenia z latawcami przekonały A. Możajskiego o dużych możliwościach nieruchomego płatu (skrzydła) jako źródła siły nośnej, co też pchnęło go w kierunku opracowania projektu latającego aparatu cięższego od powietrza, zaopatrzonego w śmigło – samolotu.
W 1873 roku sporządził wykresy i zaczął własnoręcznie budować pierwszy model maszyny latającej. Było to coś w rodzaju latawca, którego kadłub stanowiła mała łódź, na której z kolei była umocowana sztaluga, do której znowuż z kolei przywiązano dwa prostokątne płaty nośne (skrzydeł). Model miał trzy śmigła napędzające. Kadłub stał na czterech  kółkach, w jego tylnej części znajdowało się urządzenie sterownicze, umożliwiające skierowanie maszyny w górę, w dół, w lewo i w prawo. Jako silnik miało  służyć urządzenie funkcjonujące jako duża sprężyna zegarowa. W zasadzie był to model posiadający wszystkie podstawowe cechy samolotu, problem polegał jednak na “fizjologii”: Jak dopiąć tego, by ten “samolot” był zdolny do wzniesienia się i normalnego sterowanego lotu? W końcu 1876 roku wynalazca przedłożył Ministerstwu Wojny projekt konstrukcji aparatu latającego, plan jego budowy oraz prosił o wyasygnowanie na ten cel odpowiedniej sumy. W tymże roku zademonstrował aparaty latające własnej konstrukcji. Były to nieduże, zminiaturyzowane modele samolotów.
Aleksander Możajski otrzymał z Ministerstwa Wojny 3000 rubli i przystąpił do realizacji swego programu. Chcąc w całości poświęcić się pracom badawczym zwolnił się ze służby i zamiast godziwego wynagrodzenia pobierał teraz tylko 14,5 rubla renty miesięcznie. Za takie pieniądze przeżycie było nie do pomyślenia. Ale cały czas teraz był “wolny” i można było go poświęcić ulubionej pracy badawczo-konstruktorskiej. Będąc człowiekiem honorowym Możajski nie tylko nie wziął dla siebie ani grosza z puli rządowych 3000, ale dopłacał do prowadzonych prac eksperymentalnych z własnej kieszeni, trwoniąc w ten sposób dość skromne oszczędności z okresu, gdy był oficerem marynarki wojennej. Gdy w kieszeni i na koncie pozostała pustka, Możajski zwrócił się do rządu z prośbą o wzięcie go na etat do Ministerstwa Wojny w charakterze inżyniera, to jest z faktycznym stanem rzeczy. W ten sposób konstruktor miał nadzieję na otrzymywanie normalnego wynagrodzenia, z którego część zamierzał przeznaczyć na dofinansowanie swych poszukiwań naukowych. Jednak prośbę odrzucono, postanawiając wypłacić tylko jednorazową zapomogę w wysokości 600 rubli, które niebawem zostały pochłonięte przez budowę kolejnych eksperymentalnych modeli samolotów.

Prototyp

Aleksander Możajski widząc, że sprawa się przeciąga i że im dalej, tym gorszy jest stosunek władz do zagadnień lotnictwa, postanawia, póki nie jest za późno, postawić wszystko na jedną kartę i budować nie modele, lecz samolot o naturalnych parametrach. Pilnie został opracowany dokładny projekt maszyny, który autor przedłożył decydentom
w Ministerstwie Wojny razem z prośbą o sfinansowanie całego przedsięwzięcia. A .  Możajski w następujący sposób opisywał wizerunek swego pierwszego samolotu z prawdziwego zdarzenia:

Projektowany przeze mnie aparat latający, jak to widać na wykresach, składa się:

1.  z łodzi, służącej do rozlokowania maszyny (motoru) i ludzi;
2.  z dwóch nieruchomych płatów (skrzydeł);
3.  ogona, który może się podnosić i opuszczać oraz służyć zmianie kierunku lotu w górę i w dół, jak też przez poruszającą się w nim pionową powierzchnię w prawo i w lewo, osiągać jako skutek zdolność zawrócenia aparatu w stronę;
4.  ze śmigła dużego, przedniego;
5.  z dwóch małych śmigieł w tylnej części aparatu, mających na celu zmniejszenie wymiarów śmigła przedniego oraz skręty w lewo i prawo;
6.  z podwozia na kółkach pod łodzią, które służy jako przeciwwaga całemu aparatowi oraz po to, aby aparat, ustawiony powierzchnią swych płatów i ogona pod kątem około 4 stopni w stosunku do horyzontu, przednią częścią w górę, mógł
najpierw rozpędzić się na ziemi pod wiatr i osiągnąć tę szybkość, która jest niezbędna, aby maszyna mogła się wznieść i odbyć lot;
7.  z dwóch masztów, które służą umocowaniu na nich płatów oraz powiązaniu całego aparatu wzdłuż jego długości, jak też podnoszeniu ogona.

Jako wymiary samolotu konstruktor wskazywał następujące parametry: długość łodzi 14,56m; długość każdego płata 10,65m; szerokość płata 14,2m; moc ogólna silników 30 koni mechanicznych. Dane te, oczywiście, nie zostały wykoncypowane  w trakcie jakichś fantazyjnych rozważań, lecz określone na podstawie długich i żmudnych obliczeń.  Konstruktor ułożył też dokładną specyfikację materiałów i określił sumę koniecznych wydatków na 18.895 rubli 45 kop. Podanie Możajski złożył 23 marca 1878 roku. 15 czerwca tego samego roku komisja państwowa uchyliła projekty Możajskiego, twierdząc, że niemożliwe jest zbudowanie aparatów latających o nieruchomych skrzydłach. Sugerowano również, że trzeba budować aparaty w ruchomych płatach, co, jak wiadomo, było drogą do ślepego zaułku. W ten sposób biurokracja uniemożliwiła na kilka lat realizację jednego z najciekawszych projektów technicznych XIX wieku.
Aby jakoś przeżyć “od pierwszego  do pierwszego”  konstruktor objął etat wykładowcy w Morskim Korpusie Kadetów, który ongiś ukończył. Zarobek był tu niezgorszy, ale i tak Możajski wydawał go w całości na doświadczenia m.in. ze skonstruowaną przez niego “wagą aerodynamiczną”, służącą do badań nad siłą nośną płatów samolotu. Minęło parę lat. Zarówno w prasie rosyjskiej, jak i zagranicznej, wciąż pojawiały się pochlebne artykuły o wynalazkach Możajskiego. Wyższe sfery Cesarstwa poczuły si ę zakłopotane, zaczynało do nich powoli docierać , że popełnili duże głupstwo, dając zaszczuć i zepchnąć na margines kogoś tak wartościowego. Jako pierwszy zdobył się na gest skruchy wielki książę
Konstanty, który kazał przyjąć Aleksandra Możajskiego na etat do Ministerstwa Wojny i oddelegował go do USA z zadaniem zakupienia tam silników do swego samolotu. Przy okazji wypłacono mu 2500 rubli. Początkowo konstruktor planował zastosowanie silników spalinowych, lecz okazało się, że moc ich wówczas była zbyt mała, a waga i wymiary zbyt duże. Nie bez znaczenia była okoliczność, że silniki spalinowe zbyt często i łatwo ulegały awariom. W tej sytuacji A. Możajski osobiście zaprojektował trzy silniki parowe i zalecił ich wykonanie pewnej firmie brytyjskiej.


Samolot Możajskiego opatentowany w 1881r
Samolot Możajskiego opatentowany w 1881r

W jesieni 1881 roku (a więc z czteroletnim opóźnieniem na skutek intryg biurokratycznych) aparat latający Aleksandra Możajskiego został opatentowany oficjalnie w Departamencie Handlu i Rzemiosł Cesarstwa Rosyjskiego w Petersburgu. Przystąpiono więc do wykonania podzespołów i ich montażu. Ale i tu sprawa się oparła  o banalne pieniądze, przez co budowa samolotu została zakończona dopiero latem 1882 roku. Konstruktor, aby w całości móc poświęcić się pracom wykończeniowym, ponownie podał się do dymisji i został  zwolniony do rezerwy z nadaniem mu rangi generała-majora (w 1886 przemianowano na rangę kontradmirała). Pierwszy na świecie samolot miał długość kadłuba 14,6m; długość każdego skrzydła  -  10,7m, szerokość  -  14,2m. Powierzchnia nośna skrzydeł wynosiła 372m2,  a samolot ważył 934kg. Samolot miał startować ze specjalnie w tym celu wybudowanej z drewna powierzchni pochylonej po względnie krótkim rozbiegu. Dokładna data pierwszego lotu, ani imię technika, który go zrealizował, nie są znane. Twierdzi się ogólnie, że lot odbył się wiosną 1883 roku i trwał  kilkadziesiąt metrów. Szybkość lotu musiała widocznie stanowić około 40 kilometrów na godzinę. Następnie aparat się pochyli i niezbyt fortunnie wylądował; technik doznał poważnych obrażeń, a skrzydło samolotu zostało uszkodzone. Ponieważ były to próby utajnione, dotychczas nie odnaleziono w archiwach dokumentacji wydarzenia. Komisja rządowa uważała, że próba skończyła się zupełnym niepowodzeniem i zalecała zaniechanie wszelkich dalszych badań. Był to kolejny skandaliczny błąd biurokratów. Przecież samolot udanie startował i przez kilkanaście sekund normalnie utrzymywał się w powietrzu. Zresztą w 1883 roku Rosyjskie Towarzystwo Techniczne na jednym ze swych oficjalnych zgromadzeń uznało, że warto kontynuować dalsze prace nad aparatem latającym o tak dużych wymiarach.

Do 1890 roku kontradmirał Możajski rozpaczliwe usiłował projekt zrealizować, urzędnicy konsekwentnie te usiłowania neutralizowali. Siły  były nierówne. Niebawem  nastąpiło nieuchronne. Nadwyrężony nadmierną pracą, ciągłymi zmartwieniami, niedożywieniem organizm 65-leniego uczonego załamał się. W nocy z 31 marca na 1 kwietnia 1890 roku Aleksander Możajski zmarł na ostre zapalenie płuc.


Opis samolotu Możajskiego w książce "History of Aviation", London 1977
Opis samolotu Możajskiego w książce “History of Aviation”, London 1977

Imię tego znakomitego wynalazcy jest znane każdemu, kto chociażby powierzchownie poznał historię lotnictwa. Nie pomija tego nazwiska żaden podręcznik, żadne opracowanie encyklopedyczne, piszące o lotach powietrznych.  Należałoby jednakże zastanowić się nad powodem zapomnienia o wynalazcy jakim był Aleksander Możajski wśród  reszty świata, która nie zagłębia się w tajniki konstrukcji samolotów i tematów z tym związanych. Z historii awiacji wiemy, iż samolot amerykańskich Braci Wright stał się ogromnym przebojem technicznym. Zaraz też po tym jak wieść o jego zbudowaniu i sukcesach w locie rozniosła się po świecie, samolot ten był duplikowany i udoskonalany przez setki innych ludzi. W ten sposób przyczynili się do rozwoju awiacji jaki po nim następował aż do dzisiejszego poziomu. Z kolei sami Bracia Wright stali się międzynarodowymi gwiazdami, o których pisze prawie każda książka tematycznie związana z awiacją oraz na cześć których odbywają się doroczne festiwale. Możliwe powody zapomnienia przez świat wynalazku

Możajskiego są następujące:

1. Zniechęcenie potencjalnych następców  -  samolotu Możajskiego  nikt nie duplikował, w jego czasach był on bowiem na tyle technicznie zaawansowany, że nikt nie widział szansy na jego wykonanie własnymi siłami we własnym warsztacie. Do lotu używał on też specjalnie wyszkolonego pilota oraz specjalnie skonstruowanej rampy startowej – faktycznie to rampę tą wprowadził Możajski celowo, jako bowiem oficer marynarki wojennej budował on swój samolot w taki sposób, aby mógł on startować z pokładu okrętu. Już więc w owych dawnych czasach genialna przenikliwość jego myśli uświadamiała sobie korzyści militarne z przyszłego użycia lotniskowców. Z powodu jednak swego technicznego wyrafinowania, samolot ten nie oddziaływał na wyobraźnię innych ludzi, którzy widzieliby siebie samych  wznoszących się w tym samolocie w przestworza. W rezultacie wynalazek Możajskiego nie pobudził imaginacji innych ludzi zmuszając ich do pójścia jego śladami i do zbudowania szeregu podobnych samolotów. Samolot Możajskiego okazał się rodzajem historycznego meteorytu, który silnie zabłysnął tylko w czasach, kiedy się pojawił. Kiedy jednak sensacja jego zaistnienia opadła, nikt nie starał się go odtworzyć i powielać.
2. Technologia samolotu nie była jeszcze otwarta “dla ludu”  -  w czasach budowy samolotu Możajskiego jego technologia wykonania nie dojrzała jeszcze do powszechnego wdrożenia. I tak samolot Możajskiego używał trzech skomplikowanych, bo szczególnie lekkich silników parowych o mocach 20, 10, oraz 10 koni mechanicznych. Złożona technologia wykonania tych silników wymagała, aby były one wyprodukowane przez specjalistyczną fabrykę. Przykładowo trzy silniki używane w jego prototypowym samolocie wykonanezostały w Anglii. Z kolei jego następny silnik wykonany został w Bałtyckich Zakładach Produkcyjnych z Petersburga. Podobnie sam samolot Możajskiego budowany był z dużym nakładem kosztów przez wyspecjalizowane zakłady przemysłowe.
3. Brak zapotrzebowania społecznego na samoloty  -  jako techniczne wysoce złożone urządzenie, samolot Możajskiego miał szansę być duplikowanym tylko gdyby znalazła się bogata instytucja jaka byłaby zainteresowana w jego posiadaniu i seryjnej produkcji. W tamtych czasach istniały wprawdzie takie instytucje, jednak ich decydenci ciągle myśleli w kategoriach zaprzęgów końskich. Były nimi wojsko, poczta, oraz transport publiczny. Możajski nie zdołał jednak przekonać biurokratów owych instytucji, że jego samolot może być im przydatny. W rezultacie za jego życia nie pojawiło się zapotrzebowanie społeczne na ten samolot. Zaś bez takiego zapotrzebowania samolot ten nie miał szans na wejście do powszechnego użycia.
4. Podwójna narodowość Możajskiego i niejednoznaczność jakie ona wprowadzała  – Aleksander Możajski posiadał  nietypowy  status narodowościowy. Urodził się, żył, oraz  pracował  po ostatnim rozbiorze Polski. Za jego życia Polska więc nie istniała. Tymczasem przez urodzenie był Polakiem – wywodził  się  ze starej polskiej rodziny. W carskiej Rosji zdobył  swoje wykształcenie inżynierskie. W carskiej Rosji  pracował  i zarabiał na życie. W końcu w carskiej Rosji zbudował on swój samolot i zrealizował pierwsze pilotowane loty na Ziemi. Niestety, fakt podwójnej narodowości Możajskiego wywarł  bardzo niekorzystny wpływ na podtrzymywanie pamięci o osiągnięciach i  sukcesach  tego genialnego wynalazcy i inżyniera. Spowodował  on bowiem, że obecnie “nikt Możajskiego nie kocha”.  Jako taki, on sam, a wraz z nim jego samolot, szybko popadają w zapomnienie. Powód powszechnego  ignorowania jego osiągnięć i zasług jest bardzo prosty. Wszakże w sensie legalnym był obywatelem rosyjskim. Polska i Polacy traktują  go więc jako Rosjanina. Stąd nie posiadają narodowej motywacji aby promować jego pionierskie osiągnięcie. Z kolei Rosja  i Rosjanie uważają  go za Polaka. Stąd interesy narodowe Rosjan i Rosji również  nie stwarzają  motywacji dla upamiętniania jego osiągnięć. W wyniku tego odpychania od siebie przez oba narody i kraje odpowiedzialności za upamiętnienie osiągnięć Możajskiego, pierwszy pilotowany samolot jaki wzniósł się  w powietrze na Ziemi do dzisiaj popadł niemal w całkowite zapomnienie. Stąd ani  ów samolot, ani Możajski, nie posiadają  nigdzie nawet najmniejszego monumentu czy  innego trwałego symbolu jaki by ich upamiętniał . Z kolei stare książki i gazety jakie opisywały jego osiągnięcie pomału znikają z powierzchni Ziemi.
5. Rosyjski alfabet  -  w większej części świata ludzie nie potrafią  go czytać. Jest on jedynie znany Rosjanom i ludziom mieszkającym w strefie wpływów Rosjan. Stad informacje o Możajskim i o jego samolocie, jakie publikowane były w rosyjskich gazetach i książkach niemal wyłącznie z użyciem rosyjskiego alfabetu, nie mogły  być czytane przez inne narodowości. Możajski był sławny w Rosji, poza granicami Rosji praktycznie niemal nikt o nim nie usłyszał.
6. Stygmat przegranej  -  niestety, samolotowi Możajskiego z czasem  przypięty  też został  stygmat przegranej.  Wszakże to nie ów samolot, a  samolot Braci Wright z USA, był  tym  który  wszedł  do  trwałego  dorobku ludzkości. Zamiast  więc analizować  powody dla jakich samolot  Możajskiego nie  okazał się  sukcesem, oraz wyciągać z wnioski na przyszłość – ludzkość woli  zapomnieć o tym niedokończonym dziele.

Porównanie samolotu Możejskiego z XX modelem
Porównanie samolotu Możejskiego z XX modelem

Jakże prawdziwe w kontekście doświadczeń Możajskiego są słowa innego prekursora awiacji: “Wynalezienie maszyny latającej nic nie znaczy; jej zbudowanie znaczy niewiele; latanie na niej – oznacza wszystko!” – Otto Lilienthal.

Mimo nieżyczliwego podejścia urzędników państwowych, prace Aleksandra Możajskiego odegrały ogromną rolę w  rozwoju lotnictwa w Rosji, stanowiły kamień węgielny imponujących osiągnięć tego państwa zarówno w podboju przestrzeni powietrznej, jak i kosmosu. Miejmy nadzieję, że dorobek tego Polaka zostanie rozpowszechniony także poza Rosją i zyska popularność wyczynów braci Wright.

 





http://dobrastronapolski.pl/2013/03/10/pobudowal-samolot-19-lat-przed-wrightami/



Polecam też pdf:

http://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=7&ved=0CEkQFjAG&url=http%3A%2F%2Fkwasnicki.prawo.uni.wroc.pl%2Fpliki%2FSuchodow%2520o%2520Mozajski%2520samolot.pdf&ei=5LogUouaDOiH4gTHwoHgCg&usg=AFQjCNEW4CBN4mBAHou8Z3wdpFjG6VxgMA&sig2=9u3FV4zDIZ0EQ7GMlPG3pw&bvm=bv.51495398,d.bGE