Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kolonie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kolonie. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 26 lutego 2024

Tysiącletnie kultury - Rumunia

 






"Kraje bałkańskie mają prawo i obowiązek wobec siebie, zgodnie ze swoją tysiącletnią historią i kulturą, zaznaczyć swoją obecność na arenie europejskiej oraz bronić swojej tożsamości, suwerenności i niepodległości. Zbyt wiele razy w historii narody Bałkanów były figurami szachowymi wielkich mocarstw Zachodu, które poruszały się i poświęcały je do woli. Zamiast się kłócić, wszystkie te kraje powinny współpracować i stworzyć bałkański filar, aby przeciwstawić się zachodniemu imperializmowi. Muszą nie być mięsem armatnim, tanią siłą roboczą czy wentylem wydechowym dla zachodnich interesów, które upokarzająco nas traktują i zamieniają w kolonie 


– tak wygląda przedwyborczy program senator Diany Jovanovic Sosokof z rumuńskiej partii SOS dotyczący polityki regionalnej w jak najkrótszym czasie przed zbliżającymi się wyborami europejskimi, parlamentarnymi i prezydenckimi, które nastąpią w kalendarzu politycznym 2024 r. oficjalnie w Bukareszcie."



















piątek, 7 stycznia 2022

Chorasan i kolonialna budowa „Afganistanu”

 


przedruk 

trochę słabe tłumaczenie automatyczne


Chorasan i kolonialna budowa „Afganistanu”

  • Tariq Marzbaan


Ten esej dla Al Mayadeen English został przetłumaczony z niemieckiego i angielskiego na włoski przez Norę Hoppe.


Bez znajomości historii nie można zrozumieć dzisiejszego świata... Dla większości ludzi, zwłaszcza ludzi Zachodu, „Afganistan” pozostaje ciemną zagadką. Ale enigmatyczny charakter tego konstruktu był kultywowany … i nadal jest, ponieważ odpowiednio reprezentuje trwały romantyczny mit kolonialny o dziczy zamieszkanej przez śmiałych barbarzyńców.

Zanim w następnych esejach zajmę się obecną sytuacją w Afganistanie i Azji Środkowej, chciałbym najpierw przedstawić podstawowe tło historyczne w regionie, aby umożliwić lepsze zrozumienie złożonych okoliczności, które mają na niego obecnie wpływ...



CZĘŚĆ I. 

Rozdział 1



Klątwa kolonializmu.

Ideologia kolonializmu zawsze dążyła do oddzielenia skolonizowanych narodów od ich rodowych i cywilnych zasobów, aby podporządkować je i zdominować - nie tylko ekonomicznie i politycznie, ale także kulturowo, intelektualnie i psychologicznie. Zgodnie ze swoją maksymą „dziel i rządź”, kolonialiści na całym świecie zakreślili granice na swoją korzyść; podzielili kraje i regiony, zmienili ich nazwy i zrekontekstualizowali . Te „ rekontekstualizacje ”„Kształtowali następnie poglądy mieszkańców państw kolonialnych… a poglądy te były i nadal są przekazywane całemu światu poprzez różne media, publikacje i kanały edukacyjne. narody - - zostały również zaadoptowane przez większość skolonizowanych społeczeństw, które od tej pory zaczęły widzieć siebie oczami kolonizatorów...

W ten sposób sfabrykowane zostały fałszywe tożsamości * – na poziomie etnicznym, narodowym, a nawet indywidualnym. (Pojęcie „egzotyki” w społeczeństwach kolonialnych jest tego dobrym przykładem… ale jest to temat, który zasługuje na osobny esej).

Dlatego ważne jest, aby mieszkańcy regionów, w których kolonializm do dziś niszczą rdzenną kulturę (kolonializm nie należy tylko do historii!) Uświadomili sobie te okoliczności i zbadali przyczyny i korzenie ich fałszywej tożsamości. podatki.

Dyskurs tożsamości jest od dłuższego czasu dominującym tematem dla wielu naukowców, zajmujących się nie tylko dziedziną sztuki i kultury, ale także polityki, socjologii, psychologii i filozofii.

Jednym z regionów, gdzie interwencje kolonialne wywarły znaczący wpływ na historię, geografię, kulturę, mentalność i ostatecznie na życie ludzi, jest Afganistan.



Nazwa i konstrukcja „Afganistanu”

Naród i kraj „Afganistan” z obecnymi granicami i konstytucją istnieje w rzeczywistości zaledwie od około 100 lat…

Jednak międzynarodowi historycy i badacze przytaczają „1747” jako rok oficjalnego założenia Afganistanu. W tym samym roku, Pasztun-chan z plemienia Abdali z Kandaharu został koronowany na króla i jest uważany za „ojca współczesnego państwa Afganistanu”. Nazywał się Ahmad Khan Abdali , później znany jako Ahmad Shah Dorrani .

Ale kiedy Ahmad Shah został wybrany na króla Pasztunów, nazwał się królem Chorasan, a nie królem Afganistanu. W tym czasie nie było kraju, nie było państwa o nazwie „Afganistan”. Jeśli Pasztunów chciał własne królestwo z właściwą nazwą, to oni nazwali go „ Pashtunestan ”, a nie Afganistan, ponieważ „ Afghan / Afganistan ” były imiona zagraniczne dla Ahmad Khan i wszystkich innych Pasztunów, nadane im przez nie- Pasztunów .

Ahmad Shah pierwotnie zamierzał rządzić całym Wielkim Iranem, w tym Chorasanem, i ostatecznie rozszerzyć swoje imperium dalej na wschód do Indii i dalej na północ poza Oksus. Ale w końcu dotarł tylko do Meszhedu na zachodzie i Amu-darii (Oxus) na północy. Koncentrował się głównie na podboju Indii… [Czytaj więcej później].




Wielki Iran



„Afganistan” był kiedyś nazwą obszaru w górach Sulaiman, który dziś rozciąga się między Afganistanem a Pakistanem. Było to oznaczenie obszaru, na którym mieszkała większość Afgańczyków (Pasztunów) i nie miała statusu państwa ani kraju. Ten „Afganistan” zawsze był częścią Wielkiego Imperium Irańskiego, aż do końca Imperium Safawidów lub pod hegemonią / wpływem innych dominujących imperiów na północy i wschodzie, takich jak Maurya, Kusana czy Mogołów.

Pasztunowie byli nazywani „ Afgańczykami ” przez perskojęzycznych mieszkańców Wielkiego Iranu (i „ Patan ” przez Indian), a ich obszar plemienny „ Afganistan ”. 



Nazwa „ Afghan ” występuje w formie apagan , aughan w Avesta ( zaratusztriańskie teksty religijne) oraz w Rigwedzie (wedyjskie hymny sanskryckie).

Jeśli chodzi o pochodzenie plemion Pasztunów - kiedy i skąd przybyli do swojej obecnej ojczyzny - istnieją liczne publikacje badaczy indyjskich, rosyjskich i europejskich, a także wiele mitów i legend zapoczątkowanych przez samych Pasztunów. W każdym razie teorie na ten temat bardzo się różnią. [Listę lektur przedstawiam na końcu części I tego eseju].

Trzeba też powiedzieć, że teksty w afgańskich podręcznikach do historii, brytyjskie publikacje i wpisy w Wikipedii należy na ogół traktować z przymrużeniem oka, ponieważ Afgańczycy i Brytyjczycy mają swoje własne programy i narracje polityczne i ideologiczne („kolonializm” po brytyjskiemu to: „zapewnić dominację” dla Pasztunów).

Chciałbym również zwrócić uwagę, że Wikipedia wydaje się być pierwszym przystankiem dla wielu zapracowanych dziennikarzy, którzy szukają tematów, o których niewiele wiedzą… Szczególnie zwróciłem na to uwagę w kilku ostatnich artykułach na temat Afganistanu. (Wikipedia może być przydatnym narzędziem do sprawdzania dat, wydarzeń i nazwisk, ale jeśli chodzi o informacje ideologiczne, polityczne i historyczne, jest nie tylko niewiarygodnym źródłem, ale często cenzuruje lub zniekształca prawdy, aby służyć programom niektórych potężnych instytucji lub konkretną ideę/ideologię).

Historycy i badacze afgańscy, a w większości historycy i badacze międzynarodowi, mają tendencję do używania terminów „ Afganistan ” i „ Afgańczycy ”, odnosząc się do historii regionu we wszystkich okresach sięgających czasów prehistorycznych. To nieuchronnie prowadzi do wypaczenia i niezrozumienia historii i nadaje fałszywą legitymizację nazwie „Afganistan”… tak jakby Afganistan, ze swoimi obecnymi granicami i konstytucją, zawsze istniał w tej formie. Być może badacze akademiccy mają własne uzasadnienia naukowe i kryteria. Ale wiadomo też, że wiele tekstów jest pisanych w kontekście politycznym i ideologicznym, więc modyfikują historię zgodnie z panującymi okolicznościami politycznymi…„Historia piszą zwycięzcy” .

To Brytyjczycy wprowadzili i rozpowszechnili termin „ Afganistan ” dla kraju i stanu oraz termin „ Afgańczyk ” dla całej populacji Chorasan, zanim Pasztunowie użyli tych terminów. Wszyscy władcy pasztuńscy używali nazwy Khorasan dla swoich terytoriów aż do połowy XIX wieku.

Dopiero Amir Abdul Rahman (1880-1901) przez korupcję przyjął nazwę „Afganistan” dla swojego państwa i sam ją przyjął – bez zgody ludu, bez żadnej oficjalnej legitymacji i bez poszanowania międzynarodowych zasad i przepisów. czasu.

W 1919 r. Traktat Rawalpindi uznał niepodległość Afganistanu od rządu brytyjskiego i ustanowił nazwę „Afganistan” na arenie międzynarodowej.

W 1935 r., za namową króla Rezy Chana (znanego również jako Reza Shah Pahlavi), parlament Teheranu podjął decyzję o ustanowieniu międzynarodowej nazwy „Iran” dla kraju, który do tej pory był znany na Zachodzie jako „ Persja ”. Ale zanim ten zamiar został oficjalnie ogłoszony, Reza Khan chciał uzyskać zgodę rządu afgańskiego, obawiając się, że strona afgańska, a zwłaszcza ludność, będzie legalnie przypisywać sobie nazwy „Iran” i „Khorasan”.

Afgański król Zaher Khan z radością przyjął ten ruch „Persów” i zrezygnował z nazwy „Iran” dla Afganistanu – coś, co zostało skrytykowane przez afgańskie niepasztuńskie elity.

Powód, dla którego nazwa kraju lub państwa (i język perski) była wtedy i nadal ma tak duże znaczenie dla wykształconych niepasztunów zajmujących się polityką i kulturą, ma związek z tożsamością narodową (dotychczas nieistniejącą) i z ciągłym niepasztunowskim oporem przeciwko wysiłkom państwa (pasztunów), by narzucić im tożsamość inną niż ciągła „perska/irańska” (która rozwijała się przez tysiąclecia), której zawsze czuli częścią.




* porównaj - "wspólna świadomość narodowa":

Takim neologizmem może być stwierdzenie "wspólna świadomość narodowa".

Nie, to nie to samo co "świadomość narodowa".


Termin "świadomość narodowa" sam w sobie jakby się definiuje jako coś wspólnego, bo odnosi się do jakiejś społeczności, zbiorowości ludzkiej, w związku z czym nie ma potrzeby precyzowania, że jest to "wspólna" świadomość jakiejś grupy ludzi. To się rozumie samo przez się.

Ale już w podręczniku dla zbójów - o, to co innego!

Termin "wspólna świadomość narodowa" związany jest z techniką łączenia podbijanej społeczności z własną społecznością.

Ten termin dotyczy więc co najmniej dwóch różnych "świadomości narodowych" - własnej i obcej.

W Polsce stosuje się to poprzez uporczywe powtarzanie w przestrzeni medialnej, głównie w internecie (przede wszystkim fora) pozytywów o niemcach lub Niemczech.


więcej tutaj:

Bachus






TARIQ MARZBAAN

 Urodził się w Kabulu w 1959 roku, gdzie mieszkał do 1982 roku, kiedy wraz z częścią rodziny schronił się w Peszawarze w Pakistanie, a następnie w Niemczech, gdzie po latach uzyskał obywatelstwo. Obecnie mieszka w Azji Południowo-Wschodniej. Posiada tytuł magistra literatury perskiej i filologii germańskiej, a także kontynuuje samodzielne studia z zakresu geopolityki, historii i kolonializmu. Pracował jako rysownik polityczny, artysta, badacz wiadomości i tłumacz, montażysta filmowy, scenarzysta. Wyprodukował i wyreżyserował swój dokument-esej o emigracji „Ptak burzowy”, który był prezentowany na międzynarodowych festiwalach. Publicysta Al Mayadeen English.

„Ziemia Pustkowia to kraina bez przestrzeni i bez czasu, wizja miejsca niczyjego, które swoją ciemnością burzy wszelką nadzieję, w której mieszkańcy walczą w klimacie rozpaczy i duszności”.

  • Angelo De Sio, w swojej analizie „The Wasteland”, wiersz TS Eliota





Jest to część pierwsza artykułu, pozostałe należy wyszukać pod poniższym linkiem:







https://en.wikipedia.org/wiki/Greater_Khorasan

https://pl.wikipedia.org/wiki/Chorasan








środa, 19 maja 2021

O zachodnich metodach podboju


Bardzo dobry tekst białoruskiego parlamentarzysty o inżynierii społecznej i zachodnich metodach podboju.







przedruk - tłumaczenie przeglądarki

19 MAJA 2021



Andrey Savinykh

Eksport demokracji ma w rzeczywistości na celu wzmocnienie dominacji Zachodu



Oficjalni przedstawiciele krajów kolektywnego Zachodu bardzo aktywnie, a nawet agresywnie, realizują jeden ważny dla nich cel polityczny - przedstawić swoje kraje jako standard demokratycznego rozwoju społeczno-gospodarczego, który powinny być naśladowane przez inne kraje. Jednocześnie uparcie narzucają przekonanie, że jest to jedyna droga do dobrobytu i rozwoju społecznego.


To nie prawda! 

Mówiąc dokładniej, jest to umiejętnie skonstruowane kłamstwo, którego celem jest zachowanie politycznej i ekonomicznej dominacji Zachodu poprzez mechanizmy inżynierii społecznej.


W tym miejscu chciałbym przypomnieć słynne zdanie: Timeo Danaos et dona ferentes - „Bój się Danaanów, którzy przynoszą prezenty”. Po raz pierwszy pojawia się w wierszu Wergiliusza Eneida. Stosuje się go, gdy prezent lub dobry uczynek stwarza potencjalne zagrożenie dla odbiorcy tej wyimaginowanej pomocy.


Trudno jest skłonić ludzi do uwierzenia w 100% kłamstwo. Ale powiedz swoim słuchaczom półprawdę, a dużo łatwiej będzie załatwić sprawę. Ta zasada jest stosowana przez zachodnich propagandystów.

Przyjrzyjmy się więc krok po kroku, jak to działa w czasie i etapach.


Na całym świecie istnieje bardzo rozpowszechniony pogląd, że uczenie się i wdrażanie najlepszych praktyk jest dobre. Ta teza wygląda na rozsądne podejście, które pozwala wykorzystać zgromadzoną już wiedzę i zwiększyć swój poziom rozwoju. [czyli powtarzanie po innych! - będzie o tym tutaj też - Phersu ]

Ta logika jest sztucznie wykorzystywana, aby nadać legitymację i pożądanie głównemu narzędziu inżynierii społecznej - „świętej” misji Zachodu, polegającej na szerzeniu demokracji.


Zastępowanie pojęć i pojęć jest używane jako sztuczka. Wszyscy znamy przykłady udanych realizacji procesów biznesowych. Dużo czytaliśmy o udanym wdrożeniu technologii lub poszczególnych czynnościach administracyjnych. Świat jest pełen takich przykładów.

Ale dlaczego te idee są przenoszone do praktyk społecznych? Nie ma powodu! 

W rzeczywistości, gdy mówimy o doświadczaniu zmian zachodzących w procesach społecznych, powinniśmy mieć świadomość, że wszelkie dostosowania muszą być bardzo ostrożnie wpisane w strukturę każdego konkretnego społeczeństwa, biorąc pod uwagę już istniejące instytucje i tradycje. Konieczne jest także uwzględnienie mentalności, stereotypów postrzegania rzeczywistości, w tym koncepcji sprawiedliwości i akceptowalności, które ukształtowały się na przestrzeni wieków w kulturach narodowych.

Polityczna, gospodarcza i kulturowa organizacja społeczeństwa jest unikalnym produktem rozwoju, który zawiera setki wzajemnie wpływających czynników. Tak, z reguły ten system w wyniku długiego procesu historycznego nie jest doskonały. Ten system trzeba rozwijać, robiąc to w sposób przemyślany i stopniowy, ale lepiej robić to samodzielnie iw interesie własnego kraju. Błędy prowadzą do poważnych strat, czasem bardzo bolesnych.

Wydaje się, że tradycje demokratyczne jako nowe praktyki społeczne można z powodzeniem rozwijać od wewnątrz, ale nie można ich przenosić z zewnątrz!

Kolejną fałszywą tezą jest twierdzenie, że dzięki wykorzystaniu zaawansowanego doświadczenia można znacznie przyspieszyć procesy rozwoju społecznego. Ale w rzeczywistości możliwe jest przyspieszenie rozwoju technologicznego, a nie społecznego.

Tak, rzeczywiście, widzimy historyczne przykłady bardzo szybkich zmian w krajach. Ale prawie zawsze przyczyny tych zmian rozwijały się w społeczeństwie latami, jeśli nie dziesięcioleciami, lub kraj stał w obliczu poważnego zagrożenia, takiego jak obca inwazja lub katastrofa.

Ludzkość nadal bardzo słabo rozumie, jak można zarządzać tempem zmian społecznych. Jeśli obserwujesz stosowanie metod inżynierii społecznej, najprawdopodobniej spotkałeś się z zachodnimi strukturami, które organizują kolorowe rewolucje w krajach trzeciego świata.

W rzeczywistości nigdy nie wiedzą, dokąd zaprowadzi ich interwencja. Na losach ludzi z krajów rozwijających się, pod pozorem pięknych haseł związanych z postępem, przeprowadzane są społeczne eksperymenty, czasem bardzo krwawe.

Doświadczenia 20 lat kolorowych rewolucji pokazały, że zwykłym skutkiem takiej interwencji jest z jednej strony umocnienie pozycji zachodniej metropolii, z drugiej konflikty zbrojne, akty terroru i zubożenie ludności w krajach docelowych.

W krajach o niepewnych tradycjach państwowych i instytucjach społecznych metody inżynierii społecznej i interwencji zewnętrznej są szczególnie destrukcyjne. Nie musisz daleko szukać przykładów. Libia jest bardzo żywą ilustracją tej tezy.

W 2010 roku Libia była jednym z najlepiej prosperujących krajów Afryki Północnej. Krajowy PKB rósł o 4,2% rocznie, średnia pensja sięgała około 1000 USD, a zasiłek dla bezrobotnych 750 USD miesięcznie. Rząd centralny zapewnił stosunkowo wysoki poziom opieki zdrowotnej i edukacji, przeznaczył dotacje na podstawowe artykuły spożywcze i benzynę. Ponadto biedni obywatele otrzymali ukierunkowaną pomoc.

Po obaleniu i zabiciu Kadafiego kraj nie tylko pogrążył się w zniszczeniu i chaosie wojny domowej, ale także rozpadł się na kilka części. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki około 30 miliardów dolarów, według najbardziej konserwatywnych szacunków, zniknęło z zachodnich banków.

Konkluzja: według Komisji Praw Człowieka ONZ tylko pod koniec 2012 roku - od 10 tys. do 15 tys. zgonów. W tym samym roku, według Komisarza ONZ ds. Uchodźców, liczba przymusowych migrantów przekroczyła 180 tys. osób i co roku rośnie. Nikt nie wie, ile osób faktycznie zginęło! A co najważniejsze, kraj nie ma perspektyw na przyszłość.

Ale handel ropą, jedynym płynnym zasobem Libii, jest obecnie w pełni kontrolowany przez międzynarodowe koncerny amerykańskie.


UWAGA - poniższe zgodne jest z moimi obserwacjami, co do metod zachodu opartych o wymianę pokoleń! - MS


Paradoksalnie, problemy ludzkiej percepcji otwierają drogę dla inżynierii społecznej.

Kiedy patrzymy na procesy społeczne z osobistego punktu widzenia, subiektywnie oceniamy szybkość tych procesów, korzystając z kryterium naszego czasu fizycznego, czasu trwania naszego życia.

Każdy proces, który zajmuje znaczną część twojego życia, wydaje się niedopuszczalnie długi, a zatem nieskuteczny. Ale to jest pułapka myślenia. Czas społeczny, czyli czas rozwoju złożonych systemów społecznych, płynie z różną prędkością. To, co jest pół życia dla człowieka, bo proces historyczny to tylko jedna chwila.

Ale ludzie chcą uzyskiwać wyniki tu i teraz. W rezultacie ignoruje się potrzebę przemyślanego i stopniowego podejścia do rozwoju. Zasady rozwoju zaczynają wydawać się proste i uniwersalne. Jak w świecie technologii.

Jednocześnie całkowicie przesłonięty jest prosty pomysł: 

w tak delikatnym obszarze, jakim jest rozwój polityczny i społeczny, niezwykle niebezpieczne jest poleganie na opinii ekspertów zewnętrznych, którzy nie ponoszą osobistej odpowiedzialności za rezultat wobec lokalnej społeczności. Ich obszar odpowiedzialności jest ograniczony wymaganiami sponsorów, którzy z reguły finansują ten czy inny projekt z zupełnie innych, często ukrytych motywów.


W praktyce zwolennicy inżynierii społecznej stosują strategię wieloetapową w celu uspokojenia uwagi i zasłony dymnej.


Pierwszym krokiem jest udzielenie krajowi docelowemu pomocy doradczej, w tym w zakresie procedur technicznych, stosowanych praktyk zarządzania, transferu technologii, co pozwala na osiągnięcie lokalnych pozytywnych efektów na poziomie sektorowym.

Drugim krokiem jest to, że w oparciu o pozytywne doświadczenia wzmacniane jest zaufanie, a w strukturach samorządowych tworzone są grupy funkcjonariuszy zainteresowanych rozszerzaniem pomocy międzynarodowej. Tak powstają grupy wsparcia kompradorów.

Trzeci krok polega na tym, że krajowi „proponuje się” zróżnicowany i wielopoziomowy program współpracy międzynarodowej, który w rzeczywistości w dużej mierze opiera się na priorytetach krajów-darczyńców, monitorowany i pielęgnowany przez ekspertów z krajów-donatorów. Program ten stopniowo zaczyna się rozprzestrzeniać na kwestie polityczne i społeczne.

Czwarty krok to początek szeroko zakrojonego przeformatowania struktury społecznej społeczeństwa i tworzenia zakładek instytucjonalnych wzmacniających zależność kraju od metropolii.


Rozwój i wzmacnianie instytucji demokratycznych na wzór modeli zachodnich jest głównym tematem wysiłków na rzecz reformy społecznej krajów trzeciego świata.

Zachodni eksperci już dawno zaczęli wykorzystywać „eksport demokracji”, tak jak kiedyś przedstawiciele III Międzynarodówki próbowali wyeksportować socjalistyczną rewolucję.

Można z tego wyciągnąć jeden bardzo ważny wniosek - każda pomoc doradcza z Zachodu zawiera wbudowaną „zakładkę”, która działa na rzecz zachowania dominującej pozycji zachodniej metropolii. 

Nikt nie jest zainteresowany tworzeniem niezależnego konkurenta. Celem jest zawsze pozyskanie partnera zależnego, od którego będzie można otrzymać więcej zasobów niż jemu dać.


Chcę podkreślić - nawet nie niszczyć, ale osłabiać (choć czasami osiąga się to barbarzyńskimi metodami) i uzależniać! Tu, nawiasem mówiąc, kryje się „marchewka” dla kompradorów działających w interesie metropolii. 


Zaczynają rozumować:

 „Tak, to oczywiste, że mój kraj przegra, ale ja osobiście będę w korzystnej sytuacji”.


To główny, ostateczny i jedyny znaczący cel tzw. misji cywilizacyjnej Zachodu - poprzez wykorzystanie metod propagandy i socjotechniki w celu osłabienia konkurentów i zapewnienia zachowania ich dominującej pozycji.


Mam nadzieję, że moje słowa będą ostrzeżeniem dla idealistów, bo nie bez powodu popularna mądrość mówi:

„Ostrzeżony jest uzbrojony!”





Savinykh Andrei

Okręg wyborczy: Chkalovsky № 96


Przewodniczący Stałej Komisji Spraw Międzynarodowych


Członkostwo w stałych delegacjach w organizacjach międzyparlamentarnych, komisjach międzyparlamentarnych, grupach roboczych Zgromadzenia Narodowego Republiki Białorusi ds. Współpracy z parlamentami państw obcych:


Deputacja Zgromadzenia Narodowego Republiki Białorusi do Zgromadzenia Parlamentarnego Związku Białorusi i Rosji
Delegacja Zgromadzenia Narodowego Republiki Białorusi do Zgromadzenia Parlamentarnego Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie
Grupa Robocza Zgromadzenia Narodowego Republiki Białorusi ds. współpracy z Parlamentem Islamskiej Republiki Iranu
Grupa robocza Zgromadzenia Narodowego Republiki Białorusi ds. Współpracy z parlamentem Republiki Iraku
Grupa robocza Zgromadzenia Narodowego Republiki Białorusi ds. Współpracy z parlamentem Islamskiej Republiki Pakistanu
Grupa robocza Zgromadzenia Narodowego im. Republika Białorusi w sprawie współpracy z Parlamentem Konfederacji Szwajcarskiej
Grupą Roboczą Zgromadzenia Narodowego Republiki Białorusi ds. współpracy z parlamentem Republiki Turcji



https://www.belta.by/comments/view/eksport-demokratii-v-realnosti-natselen-na-ukreplenie-dominirovanija-zapada-7779/

http://house.gov.by/en/deputies-en/view/savinykh-andrei-1110/




piątek, 31 marca 2017

Liczba milionerów w Niemczech wzrosła o około 50 procent od 2009 roku

To się dzieje naprawdę! Niemcy uciekają z kraju, bo mają dość uchodźców

30.03.2017 [23:17]

Masowa migracja przyczyniła się do rosnącego poczucia braku bezpieczeństwa w Niemczech. Wzrost przestępczości ze strony migrantów, w tym epidemii gwałtów i napaści seksualnych, doprowadził do exodusu najbogatszych Niemców, którzy uciekają ze swojej ojczyzny.

Według statystyk zebranych przez firmę doradczą New World Wealth około 4 tys. niemieckich milionerów zdecydowało się wyemigrować w 2016 r. Rok wcześniej było to zaledwie 1 tys. osób. W poprzednich latach liczba ta nigdy nie była większa – podaje portal handelsblatt.com.

Niemcy posiadają trzecią co do wielkości liczbę milionerów na całym świecie, zaraz po Stanach Zjednoczonych i Japonii. Liczba obywateli niemieckich, których majątek przekroczył 820 tys. dol., wzrosła o 5 procent w 2016 r.

Niemiecki exodus jest powodem do alarmu, przede wszystkim, jeśli chodzi o pobieranie podatków. Migracja milionerów może być też wskaźnikiem zbliżających się tendencji w migracji ludności – podaje portal.

Zdaniem ekspertów, kraje europejskie mogą zmierzyć się z takim exodusem z powodu zwiększonych napięć w związku z kryzysem uchodźców i niedawnymi atakami terrorystycznymi. A to właśnie stan posiadania najbogatszych umożliwia im łatwe przemieszczanie.

Portal zwraca uwagę, że dane statystyczne oraz dobry stan gospodarki Niemiec w wyraźny sposób kontrastują z rosnącym poziomem ubóstwa w kraju.

Według New World Wealth liczba milionerów wzrosła o około 50 procent od 2009 roku, ale jak pokazują najnowsze dane z raportu rządu niemieckiego, co piąty Niemiec żyje w ubóstwie, a około czterech milionów obywateli posiada ogromne długi.

W maju 2016 roku, czasopismo Focus napisało że Niemcy przeprowadzają się na Węgry. Agent nieruchomościami z miasta w pobliżu jeziora Balaton powiedział wówczas, że 80 proc. Niemców, którzy tam się przeprowadzają, podaje kryzys migracyjny za główny powód swojej decyzji.


http://niezalezna.pl/96300-sie-dzieje-naprawde-niemcy-uciekaja-z-kraju-bo-maja-dosc-uchodzcow#.WN4dbAqTefw.facebook

niedziela, 26 marca 2017

Rozłączna kolonizacja Polski i Litwy


Rozłączna kolonizacja Polski i Litwy

Duży poziom napięcia między Polską a Litwą i trudności we wzajemnym zbliżeniu, wynikają w zasadniczej mierze z tego, że do naszych krajów Niemcy i Rosja zastosowały rozłączny model divide et impera:
- polska przestrzeń informacyjna, czyli rzad dusz, skolonizowana jest przez Niemcy, natomiast polska energetyka przez Rosję;
- litewska przestrzeń informacyjna oraz kulturowa skolonizowana jest przez Rosję, natomiast ekonomia przez Niemcy (euro).
Kwestie typu konflikt o pisownie nazwisk to nie są realne podłoża problemów, lecz preteksty i prowokacje. Prawdziwym natomiast podłożem problemu jest owa rozłączna kolonizacja.
Litwa obecnie usiłuje poradzić sobie z kolonizacją przestrzeni informacyjnej, wdrażajac zmiany dotyczące mediów.

Cytat:
Ekspert: Litwa wciąż pozostaje kolonią Rosji w przestrzeni informacyjnej

Deputowani z litewskich partii "Porządek i Sprawiedliwość", Partii Socjaldemokratycznej , Unii Rolników i Zielonych oraz Akcji Wyborczej Polaków na Litwie zgłosili zmiany do ustawy o informowaniu opinii publicznej. Zdaniem deputowanych, mediom litewskim brakuje kontroli, a nowelizacja pozwoli na wprowadzenie dodatkowych kar.

Na Litwie w związku z tym trwa dyskusja dotycząca ogromnej liczby wyprodukowanych w Rosji materiałów, które ukazują się w telewizji litewskiej.

Politolog Nerijus Maliukevičius z Uniwersytetu Wileńskiego ubolewa, że wbrew oczekiwaniom młodsze pokolenie Litwinów nie uczy się języków europejskich, co zaowocowałoby mniejszą podatnością na rosyjską propagandę. Wg Maliukieviciusa obecnie można zauważyć odwrotny proces.

- Jeśli chodzi o informacje, nadal jesteśmy kolonią należąca do wschodniej przestrzeni informacyjnej. Dowodem jest ilość rosyjskiej produkcji, która przyciąga znaczącą część Litwinów - stwierdza politolog.

Zdaniem deputowanego Laurynasa Kasčiūnasa, taki duża popularność rosyjskiej produkcji telewizyjnej na Litwie może być tłumaczony nostalgią po ZSRS, i odzwierciedla niebezpieczny trend. Jak zauważa poseł, Kreml zrobił z telewizji narzędzie "soft power", odgrywające ważną rolę w wojnie informacyjnej.

- Nostalgia postsowiecka w pewnej części społeczeństwa jest wzmacniana za pomocą różnych filmów i seriali, a na Litwie łączy się to z rozczarowaniem transformacją.

Eksperci podkreślają, że Kreml finansuje największe kanały telewizyjne w Rosji, które produkują i eksportują tanią rozrywkę, filmy oraz seriale. Dzięki niskim cenom ta produkcja jest chętnie kupowana w państwach bałtyckich.
źródło: DELFI Žinios, Lietuvos rytas, DELFI.lv, Eesti Rahvusringhääling
opracowanie BIS - Biuletyn Informacyjny Studium
Studio Wschód TVP
 
http://www.racjonalista.pl/forum.php/s,739037

Niemcy zacierają ręce na zachodnie ziemie Polski? “Za ogłoszeniem referendum może lobbować totalna opozycja” Mar 24, 2017

Źródło: NewsWeb.pl http://newsweb.pl
Niemcy zacierają ręce na zachodnie ziemie Polski? “Za ogłoszeniem referendum może lobbować totalna opozycja” Mar 24, 2017

Źródło: NewsWeb.pl http://newsweb.pl

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Najbardziej przemilczana z niemieckich zbrodni

Najbardziej przemilczana z niemieckich zbrodni
 
Niemieckie obozy zagłady kojarzą się nierozerwalnie z II wojną światową. Tymczasem kilkadziesiąt lat wcześniej, z dala od Europy, Niemcy realizowali przeprowadzali eksterminację dwóch afrykańskich ludów. Nie znali litości. Zabijali kobiety i dzieci, a naukowcy eksperymentowali na więźniach. Oto historia zapomnianego ludobójstwa, o którym nasi sąsiedzi najchętniej by zapomnieli.

 - Potraktowali nas haniebnie - Seyoum Habtematian kipiał ze złości. - To zły dzień dla Afryki - dodał.

Namibijczycy przylecieli do Berlina na zaproszenie Uniwersytetu Charite. W delegacji wzięli udział aktywiści, tradycyjni wodzowie i kościelni hierarchowie. Przyłączył się nawet minister ds. młodzieży. Okazja była wszak wyjątkowa.

Ponad sto lat temu Niemcy niemal całkowicie wymordowali namibijskie plemiona Hererów i Nama. W obozach koncentracyjnych przeprowadzali na nich eksperymenty, a ich kości wysyłali do Europy na badania. Setki czaszek trafiły do niemieckich uczelni jako rekwizyty naukowe. 30 września dwadzieścia z nich miało zostać publicznie przekazanych potomkom ofiar.

Nadzieje były duże. Namibijczycy liczyli, że niemiecki rząd oficjalnie przeprosi za tamte czyny. Do tej pory nigdy tego nie zrobił. Siedem lat temu stwierdził jedynie, że "żałuje i akceptuje historyczną odpowiedzialność wobec Namibii". - Żałować można drobnych przestępstw, a nie ludobójstwa, najgorszej ze zbrodni - wściekali się wtedy aktywiści z obu państw.


Przybyli delegaci prędko przekonali się, że i tym razem będzie podobnie. Z Reichstagu na spotkanie z Namibijczykami pofatygowała się jedynie Cornelia Pieper, wiceminister ds. kontaktów kulturowych z zagranicą. Nie zabawiła długo. Powtórzyła słowa o żalu i wyszła w połowie konferencji. 

- To było zachowanie bez godności i honoru - skomentował zdarzenie niemiecki politolog Yonas Endrias. - Wyciągnęliśmy dłonie, ale zostały odtrącone - dorzucił ze smutkiem jeden z hererskich delegatów.

Po kilku dniach Namibijczycy wrócili do domu. Cieszyli się z powodu symbolicznej repatriacji czaszek. Wiedzieli jednak, że w bitwie o pamięć o pierwszym ludobójstwie XX wieku, znowu polegli pod ścianą milczenia.

Wyrzucić gospodarza

W drugiej połowie XIX wieku wokół niemieckich miast zaczęły wyrastać slumsy. Cesarstwo było przeludnione. - Jeśli tego nie rozwiążemy, państwo zatrzyma się w rozwoju - ostrzegali naukowcy. Potrzeba było nowej przestrzeni życiowej, Lebensraum, jak określił to etnograf Friedrich Ratzel.

Niemcy uznali, że najlepszym wyborem będzie Afryka Południowo-Zachodnia, dzisiejsza Namibia, którą od 1884 roku uważali za swoją kolonię. Jedynym problemem było to, że miała już swoich mieszkańców.


Mimo suchego klimatu, w Namibii znajdowało się wiele terenów idealnych do hodowli bydła. Zasiedlało je kilkanaście plemion liczących łącznie 200 tys. ludzi. Nie wszystkie żyły ze sobą w pokoju. Niemieccy osadnicy postanowili to wykorzystać. Do wioskowych wodzów, zwłaszcza tych z największego ludu Hererów, ruszyli cesarscy dyplomaci. Proponując im towary i pomoc w walce z rywalami, krok po kroku wykupowali od nich coraz większe obszary. Afrykanie, postrzegając własność prywatną zupełnie inaczej Europejczycy, nie przypuszczali, że sprzedają właśnie swoją ojczyznę.

Pokojowa metoda przejmowania kraju nie podobała się jednak wielu Europejczykom. Była zbyt powolna. W ciągu piętnastu lat do Namibii przybyły zaledwie cztery tysiące białych osadników. Niemcy nie mogli się nadziwić: jak to, płacimy tubylcom za ziemię we własnej kolonii?

Najbardziej drażniło to żołnierzy Schutztruppe. Wielu z nich planowało zostać w Afryce po skończeniu służby i założyć wielkie gospodarstwa. A do tego potrzebowali dużo wolnej przestrzeni.


Sytuacja Hererów z roku na rok się pogarszała. Gdy epidemia księgosuszu zdziesiątkowała ich bydło, Niemcy zaoferowali wysokooprocentowane pożyczki. Wkrótce w ramach należności zaczęli zabierać im pola i bydło, a ich samych zmuszali do poddańczej pracy. Przy okazji często dopuszczali się morderstw, a jeszcze częściej gwałtów. Jednak tubylcy rzadko szli do sądu ze skargą. Przed trybunałem świadectwo jednego białego równało się zeznaniom siedmiu Afrykanów. Prasa w Niemczech ironizowała, że żołnierze po powrocie do domu przemalowują swoje żony na czarno, by nadal robić to, w czym tak zasmakowali - bezkarnie chłostać i gwałcić murzyńskie niewolnice.


Starcie

Wojskowi coraz mocniej naciskali, by pozbyć się Hererów. W ryzach utrzymywał ich już tylko gubernator Theodor Leutwein, zwolennik "bezkrwawego kolonializmu". W 1903 roku musiał jednak udać się na południe kolonii. Ekstremiści w armii czuli, że lepsza okazja się nie nadarzy. Szybko nakreślili plan: tubylców trzeba pojmać i zamknąć w rezerwatach, a ich ziemie przeciąć linią kolejową. Afrykanie domyślili się, co nadchodzi. Uznali, że trzeba działać.

12 stycznia 1904 hererscy wojownicy zaatakowali farmy w okolicach miasta Okahandja. Tego Niemcy się nie spodziewali. Hererowie zamordowali ponad stu żołnierzy i rolników, wielu bardzo brutalnie. Samuel Maharero, przywódca buntowników, nie chciał jednak wywoływać wojny. Zakazał swoim ludziom krzywdzenia kobiet oraz dzieci i czekał na reakcję gubernatora.

Gdy wieść o masakrze dotarła do Europy, w Berlinie zawrzało. Prawicowi politycy zażądali, by cesarz natychmiast wysłał do Afryki posiłki. Rebelię trzeba zmiażdżyć - krzyczeli. Atmosferę podgrzewała prasa. Gazety drukowały karykatury czarnych diabłów gwałcących białe kobiety. Dziennikarze pisali o "wojnie ras". Luetwein próbował uspokoić sytuację, lecz nikt go już nie słuchał. Do kolonii płynął właśnie jego następca, generał Lothar von Trotha. Wcześniej zwalczał powstańców w Niemieckiej Afryce Wschodniej i Chinach. Teraz w pamiętniku wyjaśniał, jak stłumi nową insurekcję: "Utopię ją w potoku krwi i pieniędzy".

Tymczasem około 50 tysięcy Hererów zgromadziło się na płaskowyżu Waterberg, ostatnim przystanku przed Omaheke - pustynią Kalahari. Liczyli, że tam doczekają pokoju. Nie wiedzieli jeszcze, że Niemcy nie mają zamiaru z nimi rozmawiać.


Byle do wody

W czerwcu do Afryki Południowo-Zachodniej dotarły ostatnie oddziały z Europy. Von Trotha miał do dyspozycji 14 tysięcy żołnierzy i kilkadziesiąt armat. W sierpniu przeszedł do ataku. Pod Waterbergiem Niemcy otoczyli wroga z trzech stron. W dwa dni zabili niemal pięć tysięcy Hererów. Afrykanie rzucili się do ucieczki. Jedyna droga odwrotu, tak jak zaplanował von Trotha, wiodła prosto w paszczę Kalahari. Żołnierze przez parę dni ścigali Hererów, ale w końcu zrezygnowali.

W październiku Niemcy całkowicie odcięli pustynię od reszty kolonii. - Lud Herero musi opuścić ten kraj. Jeśli tego nie zrobi, przekonam go armatami.
Każdy Herero, który znajdzie się w obrębie niemieckiego terytorium, uzbrojony czy nie, z bydłem lub bez, zginie. Nie oszczędzę kobiet ani dzieci gen. Lothar von Trotha
Każdy Herero, który znajdzie się w obrębie niemieckiego terytorium, uzbrojony czy nie, z bydłem lub bez, zginie. Nie oszczędzę kobiet ani dzieci - ogłosił niemiecki dowódca. Osadnicy przyjęli te słowa jako Vernichtungsbefehl - rozkaz eksterminacji. Tubylców schwytanych przy próbie powrotu do rodzinnych wiosek rozstrzeliwano lub wieszano na drzewach. Żołnierze regularnie gwałcili pojmane kobiety. Potem mordowali je lub zostawiali na pustyni.

Ocaleli spod Waterbergu przeżywali katusze. Temperatury na Kalahari przekraczały w dzień 40 stopni Celsjusza. Niebo uparcie odmawiało deszczu. Co gorsza, Niemcy celowo zatruli część studni. Jedynym ratunkiem dla uchodźców było przejście Omaheke i dotarcie do brytyjskiego protektoratu Beczuany (dziś - Botswana). Tam mogli dostać azyl i pomoc. Udało się to tylko 1500 z nich. Kilkanaście tysięcy zmarło po drodze z głodu, pragnienia i chorób. Wielu desperacko próbowało dokopać się do wody. Ludzkie szkielety znajdywano później na dnie ponad 10-metrowych rowów.

Zabójczy wyzysk

Z czasem zwykli Niemcy poczuli niesmak. Owszem, chcieli stłumienia rebelii. Ale nie w taki sposób. Okrucieństwo von Trothy ośmieszało ich w oczach świata i zrównywało z Belgami, którym ciągle wypominano niedawne zbrodnie w Kongu. Niemieckie ulice zapełniły się protestującymi. Również z kolonii docierały słowa niezadowolenia. Krótko po bitwie pod Waterbergiem za broń chwycił lud Nama. W rezultacie w Afryce Południowo-Zachodniej brakowało rąk do pracy. Politycy postanowili upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Oficjalnie odwołano rozkaz eksterminacji, co uspokoiło opinię publiczną. Jednocześnie rozpoczęto masowe aresztowania wszystkich pozostałych przy życiu Hererów i Nama. Pojmanych wsadzano do bydlęcych wagonów i wywożono do obozów koncentracyjnych w Luderitz, Swakopmund, Okahandja i Windhuk. Tam ludobójstwo miało dalszy ciąg.

Czytaj również: Strażniczki z obozów zagłady - "piękne bestie"

Warunki w obozach były fatalne. Wycieńczeni Afrykanie żyli stłoczeni namiotach z podartych szmat i szałasach z drewna i tektury. Do jedzenia dostawali zazwyczaj tylko suchy ryż, którego często nie mieli jak ugotować. Obozy leżały bardzo blisko oceanu. Podmuchy atlantyckiego wiatru torturowały przywykłych do ciepłego klimatu jeńców, którym do okrycia dawano co najwyżej koc. Choroby zbierały obfite żniwo.

Wszystkim więźniom - od trzech do pięciu tysięcy w każdym obozie - Niemcy przydzielili numer wykuty na blaszce zawieszonej na szyi. Zakutych w łańcuchy zmuszali do katorżniczej pracy przy budowie rezydencji, budynków administracyjnych, sklepów i linii kolejowych. Popędzani przez nadzorców ze sjambokami, skręcanymi biczami z hipopotamiej skóry, niewolnicy harowali od świtu do zmierzchu. Umierali tak często, że Niemcy - ciągle skrupulatnie prowadząc rejestr - wydrukowali na zapas tysiące certyfikatów stwierdzających zgon z wyczerpania. W dokumencie dopisywali potem tylko płeć, wiek, numer i "pracodawcę" denata.

Wielu jeńców "wypożyczano" niemieckim przedsiębiorstwom, które wyłożyły pieniądze na wojnę z rebeliantami. Lenz & Co, kolejowy potentat ze Stettina (dziś - Szczecin), w 1906 roku dostał dwa tysiące niewolników do pracy przy kładzeniu torów na południu kolonii. Były wśród nich kobiety i sześcioletnie dzieci. Po siedmiu miesiącach firma zgłosiła administracji, że potrzebuje nowych robotników. Ponad 1300 z dotychczasowych już nie żyło.

Obraz przyszłości

Jeden z obozów różnił się od pozostałych. Ukryty przed wzrokiem ciekawskich ośrodek na Rekiniej Wyspie w Luderitz nie służył przymusowej pracy. Zwożeni tam Nama byli zbyt wyczerpani, by unieść kilof czy łopatę. Znaleźli się w tym miejscu w zupełnie innym celu. Wszyscy mieli po prostu umrzeć. Rekinia Wyspa była pierwszym w historii niemieckim obozem zagłady.

"Nie ma żadnego powodu, by Nama istnieli", otwarcie twierdziły kolonialne gazety, gdy poddani króla Hendrika Witbooi rozpoczęli rebelię. Powstanie zagaszono w ciągu roku, a władca zginął w jednej z bitew. Za nieposłuszeństwo spotkała ich kara - ostrzeżenie dla pozostałych.

Żołnierze niemal codziennie wyładowywali na bocznej plaży wóz pełen wychudzonych ciał. Gdy nadchodził przypływ, zwłoki stawały się pokarmem dla rekinów. Ale nie był to jedyny sposób pozbywania się martwych.

Na przełomie wieków Europę opanowała obsesja studiów nad rasami. Szanowani naukowcy wykorzystywali każdą sposobność, by "udowodnić" wyższość białego człowieka. Rządy chętnie finansowały badania, które dostarczały wielu wymówek dla kolonializmu. Niemcy, do podboju świata przyłączyli się później od innych potęg i szybko nadrabiali zaległości w tej kwestii. Na początku XX wieku byli już światowymi liderami w rasowych teoriach. "Czaszka Murzyna" stała się pomocą naukową na każdym uniwersytecie, od wydziału biologii po katedrę historii. Profesorowie, domorośli antropolodzy i ekscentryczni kolekcjonerzy marzyli, by zdobyć chociaż jedną. Handel częściami ludzkiego ciała przekształcił się w dochodowy biznes. Zwłok nie brakowało, a władze kolonialne przymykały oko na wszystko. Strażnicy wysyłali więc do Europy całe szkielety, pojedyncze kończyny, głowy w formalinie i zakonserwowane organy. Do oczyszczania kości często zmuszali niewolników. Proceder był tak powszechny i akceptowalny, że wyprodukowano pocztówkę, na której widać mężczyzn pakujących przygotowane czaszki do skrzynki. Do Niemiec trafiły trzy tysiące takich "rekwizytów", głównie z Rekiniej Wyspy.

Czytaj również: Lubiła orgie i torebki z ludzkiej skóry

Wielu niemieckich naukowców osobiście pojawiało się w obozie śmierci, gdzie mogli robić co im się podoba. Lekarze, antropolodzy i eugenicy sterylizowali więc więźniów i celowo zarażali świnką, tyfusem i gruźlicą. Bez oporów przeprowadzali badania na uciętych głowach jeńców i sprawdzali, czy mózgi Nama wyglądają tak samo, jak mózgi białych. Swoje wnioski chętnie zamieszczali w książkach.

Jednym z najbardziej wpływowych badaczy, którzy przybyli na Rekinią Wyspę, był antropolog Eugen Fischer. Obserwując dzieci zrodzone z gwałtów białych mężczyzn na tubylczych kobietach uznał - bez żadnego przekonującego dowodu - że wszystkie były mentalnie i fizycznie słabsze od swoich ojców, a jednocześnie mocniejsze od matek. Refleksje na ten temat zawarł w "Zarysie ludzkiej dziedziczności i rasowej higieny".

Badania Fischera zrobiły na Niemcach tak duże wrażenie, że w 1912 roku we wszystkich niemieckich koloniach wprowadzono kategoryczny zakaz wiązania się z miejscowymi.

Dwanaście lat później uwięziony działacz nazistowski skończył pisać książkę, która w wielu miejscach czerpała garściami z teorii z "Zarysu". Zatytułował ją "Mein Kampf".

Numer na szyi

W 1908 roku ludobójstwo dobiegało końca. Socjaldemokraci w Reichstagu coraz głośniej dopytywali się, co tak naprawdę dzieje się w kolonii. Hererowi i Nama byli tak osłabieni, że nie stanowili żadnego zagrożenia. Trzymanie ich w zamknięciu mijało się z celem.

Według statystyk prowadzonych przez Niemców średnia umieralność w obozach sięgnęła 45%. Konzentrationslagern na Rekiniej Wyspie żywy opuścił jednak zaledwie co piąty więzień.

Czteroletni koszmar przetrwało tylko 15 z 80 tys. Hererów. Populacja ludu Nama zmniejszyła się o połowę - do dziesięciu tys. Ich ziemie rozdano Niemcom. Ocalałych przydzielono białym osadnikom jako służących i robotników. Każdy Herero i Nama powyżej siódmego roku życia musiał nosić na szyi tabliczkę ze swoim numerem. W 1933 roku Adolf Hitler mianował Eugena Fischera rektorem najstarszej berlińskiej uczelni, Uniwersytetu Fryderyka Willhelma. Jego podopiecznym został młody lekarz Josef Mengele, którego więźniowie obozu Auschwitz-Birkenau mieli wkrótce nazwać "Aniołem Śmierci".

Czytaj więcej: Wnuk więźnia Auschwitz kupił dziennik "Anioła Śmierci"

Zapomniana rzeź

Dziś w Namibii trudno znaleźć ślady wydarzeń sprzed wieku. W prawdopodobnym miejscu obozu w Swakopmund postawiono supermarket. Na Rekiniej Wyspie funkcjonuje pole kampingowe. Nieopodal stoi pomnik wzniesiony ku czci... niemieckich żołnierzy, którzy zginęli tłumiąc powstanie.

Jedynym subtelnym przypomnieniem dawnych zbrodni są numery widoczne na licznych budynkach, chociażby siedzibie dzisiejszego parlamentu: 1905, 1906, 1907, 1908. To daty powstania tych obiektów. Daty, które mówią, że wznosili je niewolnicy.

Co się stało z pamięcią o pierwszym ludobójstwie dwudziestego stulecia?

W 1915 roku Związek Południowej Afryki (dziś RPA) najechał na Afrykę Południowo-Zachodnią. Chociaż kolonia zmieniła właściciela, Niemcy zachowali swoje gospodarstwa i firmy. Dla czarnej ludności kolejne dekady były okresem dyskryminacji, apartheidu i wojny domowej. Nikt nie miał czasu i siły, by zajmować się przeszłością. Teraźniejszość bolała wystarczająco.

W 1990 roku, po ponad 30 latach wojny z RPA, Namibia uzyskała niepodległość. Herero i Nama nigdy nie podnieśli się po tym, jak przetrącono im kręgosłupy. W nowym państwie mieli niewiele do powiedzenia. Młody kraj zmagał się z setkami problemów, i to znacznie bardziej palących, niż wspomnienia ubogiej mniejszości.

Dziś doszła do tego polityka. Rząd w Berlinie przekazuje Namibii kilkanaście milionów euro pomocy rozwojowej rocznie. W kraju mieszka 30 tysięcy Niemców, część jest biznesową elitą. Niemal dwa razy tyle niemieckich turystów przyjeżdża tu każdego roku na wakacje. Pragmatyzm nakazuje, by nie przypominać im podczas urlopu, że Holocaust wcale nie był pierwszym ludobójstwem, którego dokonał ich kraj.

Michał Staniul, Wirtualna Polska

Czytaj również blog autora: Blizny Świata



http://wiadomosci.wp.pl/kat,1020223,title,Najbardziej-przemilczana-z-niemieckich-zbrodni,wid,13932750,wiadomosc.html?ticaid=1183ff
 

środa, 13 stycznia 2016

Poseł Kukiza, a niemiecki Rzym



"Niemcom wcale nie chodzi o szczytne idee, a jedynie o interesy gospodarcze na terenie Polski i gigantyczne zyski transferowane z naszego kraju"

Marek Jakubiak - poseł Kukiz15


"Charakterystyczne, że okładając batem Metodego na synodzie biskupów w 870 roku, Hermanrich, biskup Passau, nie oskarżał go za wprowadzenie języka słowiańskiego do liturgii, ale pozbawienie hierarchii niemieckiej dochodów, jakie dawały obszary słowiańskie."

Frank Kmietowicz - “Kiedy Kraków był Trzecim Rzymem ”



---------------------------------------------------------------------

Nie życzymy sobie wtrącania się w sprawy polskie bez względu na intencje. O stan naszej demokracji zadbamy sami i nie potrzebujemy żadnej bratniej pomocy. Już raz takiej bratniej pomocy nam udzielono!
— powiedział w Sejmie Marek Jakubiak, odcinając się od pomysłu debatowania na forum Parlamentu Europejskiego o wewnętrznych sprawach Polski.
Na początku swojego wystąpienia odniósł się do wczorajszego premier Beaty Szydło z szefami klubów.
W imieniu klubu Kukiz’15 pragniemy podziękować za wczorajsze spotkanie, które udowodniło, że Można rozmawiać konstruktywnie nawet na tematy drażliwe
— powiedział Jakubiak, po czym odniósł się do poprzedzającego go wystąpienia Rafała Trzaskowskiego.
Wystąpienie mojego poprzednika unieważniło całe to zdanie. Jak bańska mydlana. Nie poznaję człowieka. Musi pan, panie pośle, uważać na to, co pan je. Wczoraj był pan potulny jak baranek. Mówił pan merytorycznie i tak naprawdę byłem dumny z tego, że siedzę wśród ludzi, dla których Rzeczpospolita jest najwyższym dobrem
— skwitował Jakubiak.
Jesteśmy zdania, że każdy polityk, niezależnie od opcji politycznej, wzywający kraje ościenne do jakiejkolwiek reakcji w wewnętrzne sprawy Polski, działa przeciwko polskiej racji stanu. Klub Kukiz’15 z całą mocą podkreśla, że w stosunkach międzynarodowych rząd Rzeczypospolitej Polskiej powinien prowadzić politykę podniesionej głowy
— podkreślił.
Nie mamy absolutnie żadnego powodu, aby pozwalać na traktowanie nas jako Europejczyków gorszego sortu
— dodał.
Naród polski niejednokrotnie swoją dumną historią udowodnił, że określenia typu wolność, suwerenność, niezależność czy też inne określenia tego typu są synonimem polskości. To Polacy uczyli Europę demokracji, wprowadzając Konstytucję 3 maja. Musimy o tym głośno mówić, bo dziś wiemy na pewno, że nikt za na  tego nie powie.
— podkreślił.
Pierwszy tydzień stycznia daje nam pełne prawo twierdzić, że to Niemcy mają problem z wolnością słowa i z szacunkiem do swoich obywateli. Dlatego stanowczo się sprzeciwiamy jakiejkolwiek ingerencji w nasze sprawy ze strony państw ościennych. W szczególności mówię do tego państwa, które historycznie ma sobie tak wiele do zarzucenia
— powiedział Jakubiak, dodając że państwa zachodnie ukrywają prawdziwe problemy Europy, z którymi sami nie mogą sobie poradzić.
Tym problemem jest imigracja. Partykularne interesy Niemiec spowodowały największy kryzys imigracyjny Europy. I to jest główna przyczyna problemów zjednoczonej Europy
— podkreślił.
Oświadczenie pana Schulza, sprowadzające polskie procesy demokratyczne do określenia putinizacji, jest w naszym przekonaniu dowodem na to, że pan Schulz nie ma pojęcia o tym czym jest Polska dla Europy. Nie ma pojęcia jak powinna wyglądać demokracja i – co najważniejsze - nie ma pojęcia o tym czym naprawdę jest putinizacja
— dodał Jakubiak.
W Rosji dziennikarze giną na ulicach Moskwy
— przypomniał.
W relacjach z Polską Niemcom wcale nie chodzi o szczytne idee, a jedynie o interesy gospodarcze na terenie Polski i gigantyczne zyski transferowane z naszego kraju. Wreszcie to trzeba powiedzieć. Niemieckie interesy istnieją praktycznie w każdej przestrzeni życia gospodarczego w Polsce. I tu mamy przesłanie dla Niemców: Nie lękajcie się! Jeśli będziecie płacić podatki w Polsce to tylko takie, jakie płaca Polacy!
— skwitował Jakubiak.
Jesteśmy narodem, który szanuje naszych sąsiadów i ich historię. Tego samego oczekujemy od nich. Nie życzymy sobie wtrącania się w sprawy polskie bez względu na intencje. O stan naszej demokracji zadbamy sami i nie potrzebujemy żadnej bratniej pomocy. Już raz takiej bratniej pomocy nam udzielono!
— mówił.
Na koniec zaapelował do rządzących.
Odwagi! Jesteśmy zdania, że powinniście wycofać się ze zobowiązań rządu Ewy kopacz na temat przyjmowania imigrantów. Nie lękajcie się również! Nie przyjmujcie żadnych imigrantów. To są interesy Niemieckie. Niech sobie teraz sami z tym dadzą radę!
— zakończył Jakubiak.



http://maciejsynak.blogspot.com/p/krakow-iii-rzymem.html


http://wpolityce.pl/polityka/278016-miazdzace-wystapienie-jakubiaka-niemcom-wcale-nie-chodzi-o-szczytne-idee-a-jedynie-o-interesy-gospodarcze-na-terenie-polski-i-gigantyczne-zyski-transferowane-z-naszego-kraju-wideo


czwartek, 28 listopada 2013

Niemieckie obozy w Afryce



reblogged




Wywiad miesięcznika "Historia Do Rzeczy" (nr 2/2013) z duńskim historykiem Casperem Erichsenem, współautorem książki "Zbrodnia kajzera". Rozmawiał Piotr Zychowicz.



--------------------------------------------------------------------------------------

Niemieckie obozy w Afryce


„Historia Do Rzeczy”[„HDR”]: –W Polsce panuje przekonanie, że pierwszy obóz koncentracyjny Niemcy zbudowali w 1933 r. w Dachau.

Casper Erichsen [CE]:  –To nieprawda. Pierwszy obóz koncentracyjny, a właściwie całą sieć obozów, Niemcy zbudowali w roku 1904 w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej, czyli w obecnej Namibii.

„HDR”: –Kogo w nich zamknięto?

CE:  –Przedstawicieli dwóch afrykańskich ludów – Herero i Nama.

„HDR”: –Co się działo w tych obozach?

CE:  –Obozy te były piekłem na ziemi, w których rozegrało się ludobójstwo. Nosiły nazwę Konzentrationslager.

„HDR”:  –Brzmi znajomo.

CE:  –Ośrodki te wyglądały bardzo podobnie do tych, które kilkadziesiąt lat później w Europie zbudował Hitler. Składały się z szeregu prymitywnych chat, często szałasów zrobionych z patyków i szmat. Otoczono je posterunkami uzbrojonych strażników i drutem kolczastym. Albo zwałami ściętych, suchych krzewów najeżonych kolcami, których do dzisiaj rośnie bardzo dużo na namibijskich sawannach.

„HDR”:  –Jakie warunki panowały w obozach?

CE:  –Przeludnienie, brak wody, koców, ubrań. A przede wszystkim żywności. Ludzie byli głodzeni. Czasami rzucano im jakieś odpadki albo wydawano po garści ryżu. Nie pomyślano jednak przy tym, żeby zaopatrzyć ich w garnki, więc ryż ten był zjadany na surowo. Zamiast ubrań wydawano worki, w których wycinano dziury na głowę i ręce. Efekty nietrudno sobie wyobrazić. Choroby, robactwo, gnijące rany. A wreszcie masowe zgony. Średnia życia w niemieckich obozach w Afryce nie przekraczała kilku miesięcy.

„HDR”: –Jak zachowywali się strażnicy?

CE:  –Jak „rasa panów”. Herero i Nama byli traktowani gorzej niż zwierzęta. Katowanie, wrzaski, tortury. Wykorzystywanie seksualne młodych kobiet i dziewcząt. Wszyscy więźniowie byli zmuszani do niewolniczej pracy przy budowie infrastruktury niemieckiej kolonii. Dróg, kolei, domów. Ten, kto nie dawał sobie rady w niezwykle ciężkiej pracy, był bity, zabijany.

„HDR”:  –Najgorszy ze wszystkich obozów znajdował się na Shark Island – Wyspie Rekinów.

CE: –Shark Island to niewielka skała położona w pobliżu portowego miasteczka Lüderitz. Z lądem łączy ją niewielki mostek. Straszne miejsce. Bez drzew, bez żadnego schronienia. Zimą jest tam niezwykle zimno z powodu lodowatych prądów oceanicznych, wiatrów i rozbijających się o wyspę fal. Niemcy umieścili tam kilka tysięcy tubylców. Mężczyzn, kobiet i dzieci. Wykorzystywano ich do budowy nabrzeża. Cały dzień brodzili w lodowatej wodzie. Nadzorcy byli przy tym wyjątkowo brutalni. Znamy przypadki, że więźniowie woleli sobie rozerwać gołymi rękami gardło, niż pojechać na Shark Island.

„HDR”:  –Jaka była śmiertelność w tym obozie?

CE:  –Niemal wszyscy więźniowie zginęli. Wyjątkowo drastyczny jest fakt, że ciała zamordowanych wyrzucano prosto do morza. I często dryfowały one wzdłuż rozświetlonego wybrzeża Lüderitz, na którym w piwiarniach i ekskluzywnych restauracjach bawili się Niemcy. Więźniowie na Shark Island słyszeli muzykę i kobiecy śmiech dochodzący z Lüderitz…

„HDR”:  –Jest jeszcze jeden aspekt działania niemieckich obozów w Afryce. Eksperymenty medyczne…

CE:  –To również brzmi znajomo, prawda? W przypadku Afryki wyglądało to tak: na początku w obozach nie było żadnych lekarzy. Ludzie po prostu umierali. Ewentualnie pomoc mogli nieść tylko misjonarze, których czasami wpuszczano za bramy. Dopiero później pojawili się niemieccy doktorzy wojskowi i… było jeszcze gorzej.

„HDR”: –Dlaczego?

CE:  –Bo nie interesowało ich uratowanie życia Herero i Nama. Uznali, że istnienie obozów i wysoka śmiertelność więźniów są dla nich okazją do dokonywania eksperymentów medycznych. Robiono rzeczy drastyczne. Wstrzykiwano ludziom rozmaite substancje, otwierano brzuchy. Wyróżniał się zwłaszcza wzbudzający przerażenie dr Bofinger. To, co było jednak najbardziej haniebne, to masowe preparowanie fragmentów ciał więźniów.

„HDR”:  –Fragmentów ciał? Brzmi To jak obłęd.

CE:  –Na niemieckich uniwersytetach zapanowała wówczas moda na badania rasowe. Mierzenie czaszek, kości, mózgów i wyciąganie z tego bzdurnych wniosków o wyższości jednych ras nad drugimi. Zastępy naukowców i studentów, którzy się tym zajmowali, potrzebowały preparatów. Władze Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej postanowiły im je tanio dostarczyć. Źródłem pochodzenia preparatów były oczywiście obozy koncentracyjne.

„HDR”:  –Jakie części ciała wysyłano do Niemiec?

CE:  –Wszystkie. Mózgi, wątroby, dłonie, uszy, oczy, kobiece narządy rodne, penisy. Wszystko wycięte i zapeklowane w słojach. Przede wszystkim wysyłano jednak czaszki. W obozie Swakopmund zmuszono więźniarki do gotowania obciętych głów, a następnie oskrobywania ich z resztek mięsa za pomocą kawałków szkła. Te głowy często należały do najbliższych krewnych tych kobiet. Czaszki trafiały do instytutów naukowych, ale również do prywatnych kolekcjonerów. Do dzisiaj w zbiorach w Niemczech można znaleźć wiele czaszek i zasuszonych głów Herero i Nama.

„HDR”:  –Obozy koncentracyjne, o których mówimy, były elementem wojny między Niemcami a tubylcami, która wybuchła w roku 1904. Według ówczesnej niemieckiej prasy spiralę przemocy nakręcili Herero, którzy mordowali oraz gwałcili białe kobiety i dzieci.

CE:  –To propaganda. Przyczyny wojny były bardziej skomplikowane. Niemcy w Afryce Południowo-Zachodniej znajdowali się w kiepskiej sytuacji. Choć przyjeżdżało ich coraz więcej, mieli w swoim posiadaniu bardzo mało ziemi. Większość pastwisk i gruntów nadających się pod uprawę należała do Herero i Nama. Podobnie było ze stadami bydła, które stanowiły główna gałąź gospodarki kolonii. Niemieccy farmerzy musieli dzierżawić ziemię od tubylczych wodzów…

„HDR”:  –Co zapewne nie bardzo im się podobało.

CE:  –Delikatnie mówiąc. Jednocześnie bowiem Niemcy byli nastawieni skrajnie rasistowsko. Uważali Nama i Herero za Untermenschen. Traktowali więc tubylców w sposób niezwykle arogancki. Bili ich, okradali, często gwałcili ich kobiety. Wszystko to powodowało, że sytuacja zaczęła być niezwykle napięta. Niemcy chcieli zagrabić ziemię Herero i Nama. A te plemiona miały dosyć upokorzeń.

„HDR”:  –Wystarczyła jedna iskra, żeby doszło do powstania.

CE:  –Tak. Wreszcie – najpierw Herero, a potem Nama – chwycili za broń i wystąpili przeciwko Niemcom. Wracając do pańskiego poprzedniego pytania – przez całą wojnę tubylcy zamordowali czworo dzieci i dwie niemieckie kobiety. Zdarzały się przypadki, że po zabiciu lub przepędzeniu z jakiejś farmy mężczyzn, plemienni wojownicy konwojowali niemieckie kobiety i dzieci do najbliższego miasteczka.

„HDR”:  –A jak to wyglądało w drugą stronę?

CE:  –W samych obozach koncentracyjnych Niemcy wymordowali 20 tys. kobiet i dzieci. Do tego trzeba dodać masakry i pacyfikacje osad oraz wiosek. Mówimy o dziesiątkach tysięcy ludzi. Życie Herero i Nama – niezależnie od tego, czy był to wojownik, czy kobieta, czy dziecko – nie miało dla Niemców najmniejszej wartości. Ocenia się, że w sumie wymordowali 80 proc. całej populacji Herero i 50 proc. Nama. A mówimy o ludach, które liczyły odpowiednio 100 tys. i 20 tys. członków.

„HDR”:  –To paradoks, że „cywilizowani” Europejczycy zachowywali się w sposób barbarzyński, a „dzicy” tubylcy prowadzili wojnę w sposób przyzwoity.

CE:  –Tak, to może wydawać się zaskakujące. Rdzenni mieszkańcy tej części Afryki nie byli jednak dzikusami, ale ludźmi, którzy przestrzegali zasad wojny. W dużej mierze miała na to wpływ wieloletnia działalność misjonarzy oraz prastare tradycje honorowego prowadzenia wojen.

„HDR”:  –A dlaczego Niemcy nie przestrzegali praw wojny?

CE:  –Bo dla nich Herero i Nama nie byli równorzędnymi przeciwnikami. Byli podludźmi, wobec których nie obowiązywały żadne zasady. Uważali, że do „dzikusów” może przemówić tylko naga, brutalna siła. Niemcy prowadzili przeciwko Herero i Nama wojnę totalną, na wyniszczenie.

„HDR”:  –Wojna wcale nie okazała się jednak spacerkiem.

CE:  –Tubylcy mieli broń palną. Świetnie znali teren, byli mistrzami walki podjazdowej. 11 sierpnia 1904 r. pod Waterberg miała miejsce walna bitwa między Herero, a siłami niemieckimi dowodzonymi przez gen. Lothara von Trothę. Niemcy planowali unicestwić przeciwnika, ale afrykańscy wojownicy – wraz z kilkudziesięcioma tysiącami kobiet, dzieci oraz stadami bydła – wyrwali się z okrążenia. Niemcy wówczas wypchnęli ich na straszliwą pustynię Omaheke.

„HDR”:  –Co się stało na tej pustyni?

CE:  –Ludzie byli pozbawieni wody, padali jak muchy. Próbowali pić krew swojego bydła, ale powiększało to tylko pragnienie. Cała pustynia była usiana trupami. Najpierw umarli starcy i dzieci. Powrotu nie było, bo gen. von Trotha wydał tzw. rozkaz eksterminacyjny.

„HDR”:  –Słucham?

CE:  –Rozkaz eksterminacyjny. To jeden z niewielu przypadków w historii, że zbrodniarz pozostawia na piśmie coś takiego. Trotha w odezwie do tubylców, która została wydana 3 października 1904 r. stwierdził, że każdy członek plemienia Herero, który zostanie napotkany na terytorium niemieckim, zostanie zastrzelony. Rozkaz ten stał się katalizatorem rzezi. Niemieckie patrole zaczęły polowanie na Herero. Masakrowano całe wioski i osady. Przy okazji, z rozpędu, zabitych zostało wielu tubylców nienależących do Herero. Niemcy nie bardzo bowiem rozróżniali tubylców… To właśnie ci Herero, którzy przeżyli tę orgię mordów, trafili do obozów koncentracyjnych.

„HDR”:  –Czy cesarz Wilhelm II wiedział, co wyrabiają jego generałowie w Afryce?

CE:  –Nie ma co do tego wątpliwości. Był naczelnym zwierzchnikiem sił zbrojnych. Regularnie otrzymywał raporty o tym, co się dzieje w jego kolonii. Gdy von Trotha wrócił do Niemiec, otrzymał od kajzera order Pour le Mérite i pochwałę za „wielkie zasługi dla ojczyzny”.

„HDR”:  –Kiedy zakończyła się gehenna Herero i Nama?

CE:  –Wojna skończyła się w 1908 r., nowe – nieco liberalniejsze – władze kolonii nakazały zamknięcie Shark Island. Niedobitki Herero i Nama zostały rozparcelowane po niemieckich farmach i przedsiębiorstwach jako tania siła robocza. Przywódcy Nama, którzy przetrwali pobyt na Shark Island, zostali jednak skierowani do innego obozu, znajdującego się w głębi lądu. Trzymano ich jeszcze przez sześć lat w straszliwych warunkach w stajniach. Uwolniły ich dopiero wojska brytyjskiego Związku Południowej Afryki (dzisiejsza RPA), które zajęły niemiecką kolonię w 1914 r. po tym, gdy wybuchła I wojna światowa.

„HDR”:  –Czy wojna z Herero i Nama była dla Niemców wojną o Lebensraum?

CE:  -Bez wątpienia. To było zresztą sformułowanie, którego wówczas oficjalnie używano. Na przełomie XIX i XIX w. w Niemczech zapanowała moda na darwinizm społeczny. Zgodnie z nim słabsze rasy i narody powinny ustąpić miejsca rasie germańskiej. Rzesza była wówczas przeludniona i w Berlinie marzono o zdobyciu nowej przestrzeni życiowej w Afryce.

„HDR”:  –Kilkadziesiąt lat później Hitler szukał jej w Polsce, na Ukrainie i Białorusi.

CE:  –Nie ma wątpliwości, że wszystkie rasowe i ekspansjonistyczne teorie rozwijały się w Niemczech na długo przed tym, nim ktokolwiek usłyszał o Hitlerze. Przywódca NSDAP czerpał pełnymi garściami z niemieckich doświadczeń w Afryce. Był produktem swoich czasów, ukształtowanym przez klimat epoki. Sam w jednym z przemówień stwierdził, że Europa Wschodnia będzie dla Niemców kolonią. To nie było przypadkowe przejęzyczenie. Hitler próbował w Europie Wschodniej zrealizować te same cele, co jego poprzednicy w Afryce. I używał do tego takich samych metod.

„HDR”:  –Czy są jakieś bezpośrednie związki między Niemiecką Afryką Południowo-Zachodnią a NSDAP?

CE:  –Oczywiście. Przede wszystkim pierwszym niemieckim gubernatorem tej kolonii był Heinrich Ernst Göring, ojciec przyszłego szefa Luftwaffe. Nie ma wątpliwości, że w dużej mierze ukształtował syna. Przede wszystkim jednak – szczególnie w pierwszym okresie istnienia NSDAP – przez szeregi partii Hitlera przewinęło się wielu weteranów wojny z Herero i Nama. Nie były to wcale postacie drugoplanowe.

„HDR”:  –Na przykład?

CE:  –Franz Ritter von Epp. Niemiecki oficer, który brał czynny udział w ludobójstwie Herero i Nama, a po I wojnie światowej stworzył słynny monachijski Freikorps. Jego podwładnym był m.in. przywódca SA, Ernst Röhm. Epp był jednym z filarów, na których oparł się Hitler. To on wyłożył pieniądze na kupno „Völkischer Beobachter”, czołowej gazety narodowych socjalistów. Mało kto wie, ale to von Epp dostarczył NSDAP słynne brunatne koszule. Pochodziły z… kolonialnych mundurów, które miały zostać wysłane do Afryki Południowo-Zachodniej i zalegały w magazynach.

„HDR”:  –A eksperymenty naukowe na więźniach obozów? Analogia wręcz się narzuca.

CE:  –Tu także występuje ciągłość. Jeden z „naukowców”, który dokonywał eksperymentów na dzieciach Herero i Nama, nazywał się Eugen Fischer. W III Rzeszy stał się on czołowym naukowcem i specem od higieny rasy Hitlera. Zaangażowany był w program sterylizacji i zabijania niepełnosprawnych oraz w „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej”. Warto podkreślić, że w Afryce Południowo-Zachodniej wprowadzono ustawy rasowe, zabraniające zawierania masowych małżeństw i szykanujące kolorowych „podludzi”.

„HDR”:  –Co nie przeszkodziło Niemcom w gwałceniu kobiet Herero i Nama.

CE:  –Tutaj rasistowska ideologia musiała ustąpić instynktom. Wśród niemieckiej populacji kolonii było bardzo wielu mężczyzn, a bardzo niewiele kobiet. Tysiące Niemców znajdowało się więc tysiące kilometrów od domów i jedynym dostępnym sposobem zaspokojenia potrzeb seksualnych były miejscowe kobiety.

„HDR”:  –Jeżeli strażnik obozowy zgwałcił więźniarkę z plemienia Herero i za drutami urodziła ona mieszane dziecko, to jak było traktowane takie potomstwo?

CE:  –Jak Herero. Niemcy byli przerażeni perspektywą wymieszania ras. Uważali, że jeżeli do ich puli genetycznej dostaną się pierwiastki murzyńskie, rasa germańska zostanie zepsuta. Trzeba jednak przyznać, że niektórzy Niemcy starali się ratować takie mieszane dzieci. Ich szansa na przeżycie była znacznie większa, niż w przypadku reszty. Niewykluczone, że Herero w ogóle przetrwali jako plemię tylko dzięki tym gwałtom i zrodzonym z nich dzieciom. Do dzisiaj wśród przedstawicieli tego ludu spotyka się wielu ludzi o niebieskich oczach i nieco jaśniejszej skórze.

„HDR”:  –Niemcy na każdym kroku przepraszają za Holokaust. Jak pan ocenia ich stosunek do eksterminacji Nama i Herero?

CE:  –Podejście do tych dwóch zbrodni jest zupełnie inne. Niemiecki rząd nigdy formalnie nie przeprosił za to, co się stało w Afryce. Nigdy nie przyznał, iż Niemcy dokonali tam ludobójstwa. Nigdy nie próbował w żaden sposób zadośćuczynić potomkom ofiar. Plemiona, którym na początku XX w. odebrano pastwiska i stada, żyją dzisiaj w skrajnej nędzy. Wygląda na to, że Niemcy dzielą swoje ofiary na lepsze i gorsze. Herero i Nama najwyraźniej na współczucie nie zasługują.

„HDR”:  –A Niemcy w Namibii? Jaki jest ich stosunek do zbrodni swoich przodków?

CE:  –To zależy. Są ludzie, którzy mają poczucie winy, ale nie jest tajemnicą, iż w Namibii nadal mieszka wielu Niemców, którzy są dumni z tego, co się stało. Gdy zamieszkałem w stolicy Namibii Windhuku, moim sąsiadem na Bismarck-Strasse był 80-letni Niemiec. Na ścianie jego salonu wisiał olbrzymi portret, na którym był przedstawiony w mundurze oficera SS-Totenkopf. Ten facet miał przyjaciela, który przyjeżdżał do niego olbrzymim samochodem terenowym typu pick-up. Z tyłu tego samochodu łopotała flaga ze swastyką.

„HDR”:  –Brzmi jak jakiś ponury żart.

CE:  –Niestety to nie żart. Widziałem to na własne oczy. Do późnych lat 90. Piekarze w Namibii w dniu urodzin Hitlera na bułkach wycinali małe swastyki. Przed niektórymi farmami wywieszano zaś sztandary III Rzeszy. Gdy w 2005 r. umarł Szymon Wiesenthal, w jednym z czasopism namibijskich pojawił się artykuł, którego autorzy wyrazili radość z powodu śmierci „potwora”.

„HDR”:  –Po tym wszystkim, co pan powiedział, zastanawiam się, w jaki sposób biali i czarni Namibijczycy mogą dzisiaj spokojnie żyć obok siebie i tworzyć jedno społeczeństwo.

CE:  –Nie mam pojęcia, jak to jest możliwe.

-----------------------------------------------------------------------



Cesarz Wilhelm II Hohenzollern:





Generał Lothar von Trotha:




Poniżej brytyjski film dokumentalny z 2005 r. "Namibia. Ludobójstwo a II Rzesza" ("Namibia. Genocide and the Second Reich").
Istnieje wersja polskojęzyczna, ale na You Tube udało mi się znaleźć tylko anglojęzyczną:
http://www.filmweb.pl/film/Namibia%2C+ludob%C3%B3jstwo+a+II+Rzesza-2005-509460










KOMENTARZE

  • Jako dodatek to powyższego tematu...
    polecam artykuł prof. Bogumiła Grotta "Szowinizm niemiecki jako obiektywna legitymacja reorientacji polityki polskiej dokonanej przez Romana Dmowskiego na początku XX wieku", w którym pokrótce opisany został proces tworzenia się, opartego na neopogaństwie i darwinizmie społecznym, niemieckiego szowinizmu oraz pojawiających się już na pół wieku przed dojściem Hitlera do władzy pomysłach łączenia go z socjalizmem:
    http://www.legitymizm.org/szowinizm-niemiecki

http://powiewswiezosci.neon24.pl/post/102396,niemieckie-obozy-w-afryce