Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tvp. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tvp. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 26 kwietnia 2020

A. Szozda o kopaczce kijowatej







Przygotujcie się na piekło. Ten świat należy już nie tylko do nas, ale też do koronawirusa


To, że to spieprzyliśmy, wydaje się oczywiste. I chyba także to, że raczej odbudować już się nie uda. Nie wrócimy do świata jaki znaliśmy.

Kiedy będzie już można wyjść, okaże się, że epidemia została z nami na zawsze. Każde kichnięcie, ból mięśni, lekka gorączka wywoła strach. Lęk nie tyle przed chorobą, ale przed izolacją, ratownikami w białych fartuchach, znakami malowanymi na drzwiach domów zarażonych.

A miało być zupełnie inaczej. Wszak żyjemy w XXI wieku. Każdy, kto pamięta książki science fiction z ubiegłego wieku, od Lema, Zajdla po Bradbury'ego wie, że w XXI wieku nauka i technologia w zasadzie rozwiązują takie przyziemne problemy, jak zapalenie płuc.

Przez chwilę na przełomie wieków prawie w to wierzyłem. Do dziś.

Czerwoną Planetę przemierzają wzdłuż i wszerz nasze łaziki. Ryja i kopią w marsjańskiej glebie w poszukiwaniu śladów dawnego, lub obecnego obcego życia. Strzelają laserami, odparowują drobinki marsjańskiego kurzu w poszukiwaniu dotąd nieznanych form życia. Wwiercamy się nawet na kilka metrów, no dobrze nie bardzo się udało na razie, ale jednak w grunt Marsa, w poszukiwaniu uwięzionej tam wody. Mamy nadzieję, że jak już tam dolecimy, to będziemy mogli się jej napić.

A tu na Ziemi lekarze, naukowcy powtarzają, że koronawirus jest nowy i nieznany i dlatego nie możemy sobie z nim poradzić. Nowy i nieznany! To jak chcemy sobie poradzić z tym, co pewnie prędzej czy później znajdziemy na Marsie? To będzie stare i znane?

Ale po co szukać tak daleko. Wiele lat temu rosyjscy naukowcy zaczęli wiercić kilkukilometrowy otwór w lodzie nad jeziorem Wostok. Zatrzymali się kilkadziesiąt merów przed taflą jeziora. Obawiali się, że gwałtowny wyrzut wody z odwiertu zanieczyści jezioro i będzie zagrożeniem dla pracujących na górze naukowców. Także zagrożeniem ze strony nieznanych mikroorganizmów, które ewoluowały tam od 1,5 miliona lat w zamkniętym ekosystemie.

Czego my tam właściwie szukamy, na odległych planetach i w prehistorycznych głębinach, skoro nie wiemy praktycznie nic o „nieżywym” organizmie, który jest wśród nas i który wstrzymał cały świat na tyle miesięcy?

Algorytmy sztucznej inteligencji potrafią rozpoznać fake newsy, ale potrafią też je skutecznie tworzyć. Dzięki AI możemy na podstawie kilku kliknięć w śmieszne obrazki na facebooku dowiedzieć się na kogo zagłosujemy w wyborach, zanim nasz mózg podejmie wyborczą decyzję. Każdego dnia te algorytmy analizują dziesiątki tysięcy prac naukowych na temat COVID-19, żeby znaleźć w nich lekarstwo na wirusa. Zaprzęgnięto sztuczną inteligencję do wojny z patogenem od pierwszego dnia jego obecności. Ponoć szybciej od nas przewidziała ona, jak epidemia się rozwinie i kto, kiedy umrze. Jestem pod wrażaniem.

Tylko każdego dnia oglądam wiadomości z całego świata i słyszę, że nikt nie był przygotowany na taki rozwój pandemii. Naprawdę???

Czy ktoś czytał przewidywania AI na temat rozwoju epidemii, kiedy one się ponoć pojawiły w styczniu 2020? I jak to się dzieje, że miliony komputerów, superkomputerów, komputerów kwantowych zaprzęgnięto do rozpracowania wirusa a najskuteczniejszą metodą leczenia jest… położenie pacjenta na brzuchu??? Wtedy ponoć otwierają się z reguły nieużywane części płuc, co pozwala na lepszą wentylację i daje szansę na przeżycie. Czy AI to słyszy? Wystarczy obrócić się na brzuch i wirus ginie.

Kiedy sklonowano owcę Dolly, zsekwencjonowano genom człowieka, muszki owocówki i drożdży wszystkim wydawało się, że oto zaczęła się era genetycznych leków. Wystarczy tam troszkę pomajstrować w chromosomach, coś przyciąć, coś zamienić, coś przestawić i z głowy. Człowiek zdrowy. Dość upiornym, ale jednak wynikającym z badań genetycznych i postępu techniki było pojawienie się informacji z Chin o narodzinach pierwszych dzieci „modyfikowanych” genetycznie. Wprawdzie z kukurydzą i jabłkami, na przykład, robimy to od bardzo dawna, ale na ludziach tego jeszcze nie testowano.

Nie do końca wiadomo, czy rzeczywiście te dzieci się urodziły, i czy były modyfikowane, ale można mieć silne podejrzenie, że tak było. I równie silne podejrzenie, że ludzie z poprawionymi genami będą się jednak rodzić. Zmienione geny mają ich chronić przed chorobami. Zapewnić zdrowie. I długie życie. Majstrowanie przy „łańcuchu” życia to wprost wizje pisarzy SF z zeszłego wieku. Wizje, których realizacji jesteśmy świadkami.

I choć sprawnie grzebiemy w naszym DNA najlepszym sposobem, by nie zakazić się koronawirusem jest mycie rąk mydłem, noszenie szalika na ustach i nosie oraz lateksowych rękawiczek. Maseczka ochronna, trzy warstwy materiału, na dwóch gumkach założonych na uszy w porównaniu maszyny do sekwencjonowanie ludzkiego genomu jest jak „kopaczka kijowata” (czyli zwykły kij) wobec promu kosmicznego.

Zaglądamy w najodleglejsze zakamarki wszechświata i w najmniejsze cząstki naszego kwantowego mikroświata. Dzięki soczewkowaniu grawitacyjnemu potrafimy zobaczyć niemal początki znanego nam kosmosu. Widzimy, jak powstawały gwiazdy, jak wybuchają pierwsze supernowe. Obserwując obiekty oddalone od nas o wiele miliardów lat świetlnych widzimy świat z czasów, gdy nie było nie tylko nas, ale naszego układu słonecznego, Ziemi i innych planet krążących wokół Słońca. A nawet do czasów, kiedy nie było jeszcze naszej galaktyki. Drogi Mlecznej.

Potrafimy, dzięki spektrometrii sprawdzić, jaki skład ma atmosfera na planecie krążącej wokół odległej gwiazdy. Szukamy sobie drugiej Ziemi, gdybyśmy tę doprowadzili do takiego stanu, że nie da się na niej mieszkać. Parę kandydatek już jest. Możemy więc spokojnie nadal czynić sobie naszą Ziemię poddaną.

Pod Genewą w Wielkim Zderzaczu Hadronów (LHC) zderzamy protony z tak wielkimi energiami, że niemal zaglądamy w strukturę czasu i przestrzeni. Odkrywamy cząstki i prawa nimi rządzące, dzięki którym istnieje nasz świat. Eksperymentalnie potwierdzamy teorie, których bez matematycznych abstrakcji nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. No bo jak wyobrazić sobie teorię strun, która „działa” w 11 wymiarach, a my tylko w 4, z czego świadomie w 3. Bez matematycznego świata nie sposób tego zrozumieć. A jednak potrafimy tymi teoriami opisywać nasz świat. Od najdrobniejszych kwarków po obiekty, których skali nawet nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić.



W tym samym czasie, gdzieś pod Nowym Jorkiem, w potężnej, wszechmocnej i wielkiej Ameryce jest dom opieki nad starszymi i niedołężnymi, gdzie policja odnajduje 17 ciał osób zmarłych na COVID-19, o których nikt nie wiedział. Władzom wiadomość przekazał anonimowy świadek. 17 samotnych ludzi umiera i nikt na świecie o tym nie wie. Nie przychodzi im z pomocą, nie przewraca na brzuch, nie podłącza respiratorów, nie udziela ostatniego namaszczenia.

Na drugim końcu świata w Domu Pomocy Społecznej Kaliszu umiera 7 pensjonariuszy. Ostatnia pielęgniarka, która jako jedyna podawała 160 osobom leki, z powodu skrajnego wyczerpania opuściła ośrodek. Pracowała wiele dni, bez przerwy. Sama. Zostało kilkoro wolontariuszy, którzy nie mogą według prawa podawać leków ciężko chorym, starym i niesamodzielnym ludziom.

Prezydent Kalisza stojąc pod bramą ośrodka przyznał, że nikt, on też, nie wie, ile osób w środku jest zakażonych wirusem. Apelował do ludzkiej solidarności, by ktokolwiek przyjechał i ratował tych ludzi. – Ale nikt nie chce – mówił prezydent.

To tylko dwa przykłady, z różnych stron świata. Pokazują, że można zaglądać z strukturę czasu i przestrzeni, patrzeć w odległe galaktyki, a jednocześnie nie widzieć tragedii i cierpienia w Kaliszu, Nowym Jorku, i tysiącach innych miast i wsi na całym świecie.

To, że źle urządziliśmy sobie świat, jest takim banałem, że aż wstyd o tym pisać. Ale świat po epidemii nie rysuje się lepszy, rysuje się inny. Dość przerażający.



Mamy dwie drogi wyjścia z epidemii. Pierwsza to pozwolić zachorować, jak największej liczbie osób i stworzyć „masową odporność”. Druga to utrzymywać restrykcje ograniczając rozprzestrzenianie się wirusa. Luzując je na jakiś czas i znowu przywracając, gdy fala zakażeń powróci. Jedna i druga droga jest zła.

Pierwsza oznacza, że zanim uzyskamy zbiorową odporność umrą pewnie miliony. Kiedy większość przejdzie chorobę i wytworzy przeciwciała, wirus zniknie. Nie będzie miał się jak przenosić z człowieka na człowieka. Pod warunkiem, że tak jak grypa nie zacznie mutować.

Druga oznacza, że na jakiś czas, kilka tygodni, może miesięcy ograniczymy rozprzestrzenianie się wirusa, ale w związku z rozluźnianiem restrykcji przyjdzie kolejna fala zachorowań. To będzie oznaczało przywrócenie restrykcji, aż do czasu, gdy służba zdrowia poradzi sobie z tysiącami chorych. I znowu odrobina wolności. I tak w kółko.

Tak czy inaczej wirus będzie zabijał do czasu, aż nie znajdziemy na niego skutecznego leku i szczepionki. Może jednak być tak jak z HIV. Szczepionki nie ma i nic nie wskazuje, żeby szybko była. A leki jedynie przedłużają życie zarażonym.

Czy uda się znaleźć szczepionkę na COVID-19? Dziś nikt tego nie wie. Kwantowe komputery, sztuczna inteligencja, zderzacz hadronów, teleskop Hubbla, maszyna do sekwencji genów ani nawet osocze ozdrowieńców, jak dotąd nie przybliża nas do skutecznego wyrugowania koronawirusa z naszego świata.

Z naszego? To w sumie też i jego świat.

– Andrzej Szozda


https://tygodnik.tvp.pl/47694877/przygotujcie-sie-na-pieklo-ten-swiat-nalezy-juz-nie-tylko-do-nas-ale-tez-do-koronawirusa




czwartek, 23 kwietnia 2020

Przygotowanie polskiej armii na domniemaną agresję rosyjską





Polscy medycy wojskowi w Słowenii, potem lecą do USA


"Od środy do piątku polscy lekarze i ratownicy szkolą się i wspierają sojuszników w Słowenii; w czwartek udają się na tydzień do Chicago, gdzie będą obecni przy uruchomieniu prowizorycznego szpitala.

– Po bardzo udanej misji we Włoszech, w Lombardii, w której uczestniczyli żołnierze, lekarze i medycy z Wojskowego Instytutu Medycznego, kolejna misja udaje się do Słowenii i do Stanów Zjednoczonych – stanu Illinois i Chicago – powiedział minister obrony.

– Celem tej misji jest przede wszystkim zdobycie doświadczenia przez polskich lekarzy. Tak było w przypadku misji włoskiej. Doświadczenia z Lombardii już zostały wykorzystane w walce z koronawirusem w Polsce – dodał.

Minister zwrócił uwagę, że w Stanach Zjednoczonych polscy lekarze będą uczestniczyli w uruchomieniu tymczasowego szpitala wojskowego, przeznaczonego dla ponad dwóch tysięcy pacjentów

– Szpital lada dzień rozpocznie działalność w Chicago. Cel tych misji to zdobycie doświadczeń które można następnie wykorzystać w Polsce, i wsparcie dla naszych sojuszników – powiedział.

– Polscy medycy z jednej strony będą się dzielić swoimi doświadczeniami z Polski i Lombardii, z drugiej strony dbamy o to, żeby jak największa liczba żołnierzy Wojska Polskiego była przeszkolona – zaznaczył.".



"– Zarządziłem najpierw szkolenie 15 tys. żołnierzy, którzy zdobyli już umiejętności wsparcia medycznego, teraz kolejna grupa 15 tys. żołnierzy nabywa umiejętności, które w razie potrzeby zostaną wykorzystane. A więc wsparcie cywilnej służby zdrowia, a nawet – jeżeli będzie taka potrzeba – zastąpienie cywilnej służby zdrowia."




A ja myślałem, że we wojsku cały czas takie coś się robi - na wypadek W oczywiście. 

Ale jak widać - nie. 


Czyli skoro SKW: "to nie nasza sprawa, my tu się zajmujemy sprawami wojskowymi", CBA: "to nie nasza sprawa, my tu się zajmujemy sprawami korupcji" to i regularna armia tudzież policja na temat bezpieczeństwa państwa: "to nie nasza sprawa, my tu się czym innym zajmujemy"?


TYLKO CZYM?? 



Może oglądaniem filmów i ćwiczeniem tekstów w stylu Bogusława Lindy?



Ale przede wszystkim - przecież w mediach nieustannie straszą nas domniemaną agresją rosyjską - to dlaczego wojsko nie jest gotowe??


Czyżby oni wiedzieli, że to tylko "strachy na Lachy"?

Czyli wiedzą, że media i "politycy" nie mówią nam prawdy - czemu nie reagują? 










https://www.tvp.info/47688348/polscy-medycy-wojskowi-w-slowenii-potem-leca-do-usa?fbclid=IwAR0VeJi0WjPYQya-yMXESJXnX5dP_ziYYUQi9hw9Me1hcafjAqwH8NGA-uE








piątek, 9 września 2016

Wyzysk w ramach prawa pracy.



Niewolnictwo w Europie działa pod przykrywką. Wyzysk odbywa się w ramach prawa pracy.

 

Wielkie koncerny w białych rękawiczkach zwalniają pracowników chronionych: młode matki, kobiety w ciąży, pracowników z długim stażem. Zdarza się, że nie wypłacają pensji, sprzedając pracowników wraz z wydzieloną spółką. Wyzysk maskują marketingową działalnością charytatywną. - Potężne firmy stać jest na rodzaj "whitewashingu". Tworzy się sympatyczny wizerunek firmy, przykrywający wyzysk, który dzieje się daleko, poza oczami konsumentów – mówi money.pl Maria Świetlik z Inicjatywy Pracowniczej.
Przemysław Ciszak, money.pl: O wykorzystywaniu pracowników tzw. krajów globalnego południa mówi się dużo. Jednak ostatnie raporty, jak choćby Clean Clothes, pokazują, że współczesne niewolnictwo ma miejsce również w Europie.
Maria Świetlik, Inicjatywa Pracownicza: Oczywiście. Skala zjawiska jest inna, ale również nasz region boryka się z tym problemem. Jeżeli pracownik za swoją pracę otrzymuje pensję poniżej kosztów własnego utrzymania, to de facto świadczy pracę niewolniczą. Jeśli pracownica zakładów obuwniczych, produkujących dla najsłynniejszych marek z Londynu, Paryża czy Rzymu, za fabryczną pensję nie jest w stanie wykarmić własnych dzieci i nie ma perspektyw na lepiej płatne zajęcie, to oznacza, że stała się współczesną niewolnicą.

Opisana w raporcie fabryka w Macedonii płaciła pracownikom równowartość 131 euro miesięcznie pracy plus nadgodziny, tymczasem pensja minimalna wynosi w tym kraju 145 euro i to bez nadgodzin.

Takie przykłady można znaleźć w wielu krajach Europy, choćby w Albanii, Bośni, Rumunii, Słowacji, a nawet w Polsce. Duże koncerny obuwnicze czy odzieżowe, ale także elektroniczne i każde inne, wykorzystują spółki córki albo firmy podwykonawcze zakładane w krajach, gdzie koszt pracy jest stosunkowo niski, a prawo niedostatecznie broni pracowników przez tego typu wyzyskiem.

Firmom w Polsce autorzy raportu zarzucają zalew umów cywilnoprawnych. Ich zdaniem zatrudnianie pracowników przez agencje pracy tymczasowej na tzw. śmieciówki jest obejściem prawa i utrudnia pracownikom dochodzenie swoich praw.

Europejskie niewolnictwo ma bardziej zamaskowaną, ucywilizowaną formę. Ujęte jest właśnie w ramy quasi-prawa pracy. Zmiana firmy niewiele pomaga, bo systemowo wygląda to podobnie. Większość z tych koncernów działa według tej samej zasady, liczy się zysk, a pracownik traktowany jest nie tylko jako tania siła robocza, ale właściwie jako koszt.

Modnym określeniem stosowanym przez korporacje jest tak zwana optymalizacja kosztów. Powołując się na nią - różnymi metodami - omijają prawa pracownicze.

Dekodując to eleganckie pojęcie, można powiedzieć, że to nic innego, jak próba wyciśnięcia z pracowników jak największej ilości pracy za jak najniższe pieniądze. Nie jest to nic nowego, bo optymalizacja kosztów istniała od zawsze. Wpisana jest w system kapitalistyczny – ktoś oferuje pracę, a kto inny ją spienięża i zachowuje zysk dla siebie. Im mniej płaci oraz im więcej tej pracy wyegzekwuje, tym większy ma zysk.
No dobrze, ale wydaje się, że kodeks pracy powinien nas chronić.

Problem w tym, że państwo, które do tej pory za pomocą systemów prawnych, inspekcji, właśnie kodeksu i innych uregulowań chroniło pracownika, dziś zaczyna się z tego wycofywać, oddając pole bezwzględnemu biznesowi. Prekaryzacja pracy spowodowała, że coraz mniej pracowników podlega kodeksowi pracy, jak i opiece związków zawodowych, których tworzenie stara się utrudniać. To dlatego coraz częściej firmy pozwalają sobie na nieetyczne manewry na granicy prawa, które mają pomóc ominąć zabezpieczenia stworzone przez prawo.

Znamienne wydaje się to, że o takie działania oskarżana są również spółki, w których udziałowcem większościowym jest właśnie państwo. Przykładem niech będzie choćby Telewizja Polska, spółka akcyjna Skarbu Państwa. Przeniesienie części pracowników TVP do agencji pracy LeasingTeam to przecież nic innego jak ukrywanie zwolnień grupowych.

Zarząd TVP oczywiście zaprzeczy, twierdząc, że chodzi o mądre zarządzanie kadrą pracowniczą, a przy okazji oszczędność w budżecie stacji. Trudno bronić tego argumentu w sytuacji, kiedy zaraz po przeniesieniu firma LeasingTeam zmienia wszystkim warunki pracy i wysokość pensji na gorsze i zwalnia pracowników.

To konsekwencja tego, jak przez ostatnie lata wyglądała ochrona interesów pracowniczych. Ani ze strony państwa, ani mediów, ani nawet społeczeństwa nie było silnego zainteresowania tematem. Brakuje nam umiejętności organizowania oporu przeciwko takim praktykom. Wciąż w Polsce funkcjonuje przeświadczenie, że niewiele można zrobić, że tak już musi być. Panująca od 30 lat doktryna minimalizowania kosztów spowodowała, że pracujemy ponad normę, za długo i za intensywnie, a nie dostajemy za to adekwatnego wynagrodzenia. A na dokładkę w półcieniu prawa pozbawia się nas praw i świadczeń.
Dodatkowo dwa lata od działań outsourcingowych państwowy nadawca nie zamierza przedłużać umowy z firmą i właściwie wypina się na swoich byłych pracowników, nie zamierzając przywrócić ich do struktur TVP. Wszystko w świetle prawa?

Wciąż jeszcze trwa proces cywilny wytoczony przez związek zawodowy "Wizja" dążący do tego, aby jednak uznać umowę między TVP a LeasigTeam za nieważną. Wydawałoby się, że państwo ma w tym wypadku więcej do powiedzenia w sprawie ochrony pracowniczej i sprawiedliwości niż w przypadku firm o prywatnym kapitale.

Gdzie - jak się okazuje - możliwe jest w świetle prawa zwolnienie pracowników chronionych, np. młodych matek czy kobiet w cięży albo niewypłacanie pensji pracownikom i sprzedaż ich wraz z wydzieloną spółką?

Jest wiele przykładów na takie działania. W części z nich istnieje podstawa prawna do dochodzenia swoich praw przed sądem, ale w dużej mierze koncerny zatrudniają prawników, aby ci wykorzystywali nieprecyzyjne prawo na niekorzyść pracowników. I wszystko odbywa się w białych rękawiczkach.
Głośnym przykładem może być działanie jednego z czołowych polskich dystrybutorów stali - poznańskiego Akrostalu, który notabene funkcjonuje do dziś.
To sprawa zaledwie sprzed roku. Pracodawca wyodrębnił spółkę córkę Akrostal Trading, do której przeniósł siedem kobiet, wszystkie w ciąży, na urlopie macierzyńskim albo wychowawczym. Po trzech miesiącach, zgodnie z prawem, zlikwidował spółkę, a kobiety straciły pracę.
Sprawa trafiła do sądu. Cztery pokrzywdzone kobiety złożyły pozew.
Pewnie rozeszłaby się po kościach, gdyby nie perfidia w działaniu i skala. Firma wykorzystała furtkę, która w wyjątkowych tylko sytuacjach dopuszcza zwolnienie kobiety w czasie w objętym ochroną. Skoro pracodawca nie miał podstaw do zwolnienia dyscyplinarnego, zakład nie ogłosił upadłości, to została jedynie likwidacja stanowiska wraz z całą - jak można przypuszczać właśnie w tym celu wydzieloną - spółką.


Przykład Akrostalu jest może najmniej subtelny, ale przecież niejedyny.
To bulwersujący przypadek, ale to prawda, proceder ten uprawia bardzo wiele firm. To samo dzieje się z pracownikami mającymi długi staż pracy, którym należą się odprawy. Mechanizm działa dokładnie tak samo. Na własnym przykładzie stałam się ofiarą takich praktyk. Zatrudniający mnie koncern mediowy podzielił się na kilka małych firm, po czym części się pozbył, aby uniknąć wypłacania odpraw przy zwolnieniach.

Sprawa InPostu i nieznanej spółki Tenes One [red. pisaliśmy o tym tutaj] pokazuje, że może być jeszcze gorzej. Pocztowcy nie tylko stracili pracę, ale nie dostali nawet wynagrodzenia za ostatni przepracowany miesiąc.

To również ciekawy przykład. InPost bowiem zdążył się pozbyć spółki córki – Bezpieczny List - tuż przed terminem wypłaty. Teraz problem zaległych wypłat to sprawa nie prezesa Brzoski, który umywa ręce, a firmy, która przejęła spółkę. Od nowego właściciela listonosze jednak zamiast wyrównania dostają wypowiedzenia. Jeśli do tego dołożymy śmiesznie niską kwotę 10 tys. zł, za jaką został oddany Bezpieczny List, cała sprawa wydaje się etycznie niezwykle śliska. To ewidentna próba pozbycia się zobowiązania wobec pracowników.
Podobno 1,2 tys. pracowników tej spółki szykuje pozew zbiorowy przeciwko byłemu pracodawcy. Mają szanse?

To zawsze bardzo trudne sprawy, ale walczyć trzeba. Gdyby w Polsce istniał silniejszy ruch robotniczy i konsumencki, byłaby możliwość wywarcia jakiegoś nacisku. W tej chwili ciężar odpowiedzialności, aby regulować takie sprawy, spada na państwo: sądy pracy, Państwową Inspekcję Pracy. Musimy pamiętać, że takie firmy jak InPost funkcjonują dzięki zamówieniom publicznym. W przypadku takich nieetycznych działań powinny być z nich wykluczane.
Sądzi pani, że to ma szansę się zmienić?
Mam nadzieję, że tego typu sprawy będą piętnowane i karane. Ale nie możemy liczyć tylko na sprawiedliwość dziejową. Potrzeba samoorganizacji pracowników, zmiany świadomości. Tylko w masie mają oni równowagę konfrontacyjną z dużą firmą, korporacją zatrudniającą prawników i ekspertów od prawa spółek, prawa cywilnego i praw pracowniczych. Trzeba świadomości, że tego typy wykorzystywanie pracowników, wyzysk, to przemoc wymierzona w pracownika.
Coraz więcej mówi się o etyce biznesu, ekonomii wartości, sprawiedliwym handlu, zaangażowaniu w działania charytatywne wielkich koncernów. Przykładem niech będą czerwone sznurówki Nike czyli kampania na rzecz walki z AIDS w Afryce, a jednoczesny wyzysk młodych kobiet w fabrykach tej firmy w krajach Dalekiego Wschodu, do czego Nike oficjalnie się przyznała w 2005 roku. Tę etykę można sobie wykupić?
Wielkie koncerny stać jest na ten rodzaj "whitewashingu", "greenwashingu" czy "pinkwashingu". Poprzez właśnie działania PR-owe i marketingowe tworzy się sympatyczny wizerunek firmy przykrywający wyzysk, który dzieje się daleko, poza oczami docelowych konsumentów. Tego typu wybielanie jest monitorowane przez wiele instytucji pozarządowych i piętnowane. Globalne łańcuchy dostaw są ujawniane i to od nas, konsumentów, zależy, czy będziemy chcieli dalej wspierać swoimi wyborami zakupowymi te firmy, czy zdecydujemy się na np. bojkot konsumencki.
Może się to okazać trudniejsze niż się wydaje. Zwłaszcza w dobie globalizacji, gdzie 10 korporacji kontroluje niemal wszystko, co znajdziemy na półkach sklepowych.
To wymaga zachodu i podjęcia pewnego trudu, ale zapewniam pana, że jest to możliwe. Inicjatywa oddolna już nieraz pokazała, jak bardzo może okazać się skuteczna i wpływać na politykę działań wielkich korporacji czy nawet państw. Niech za przykład posłużą protesty przeciwko umowie handlowej TTIP, zmuszenie Google'a, by po latach zapłacił podatek Brytyjczykom, czy głośne bojkoty przeciwko takim gigantom jak Shell i Adidas.
Zgadzam się jednak, że musi za tym musi pójść zmiana polityk handlowych na poziomie ponadpaństwowym. To jednak wymaga od polityków odwagi, by przeciwstawić się głównej grupie interesów, czyli korporacjom i wielkiemu, zamożnemu biznesowi.


 

środa, 27 maja 2015

Pomówienie


ZACHOWAJ ARTYKUŁPOLEĆ ZNAJOMYMEDYTUJ WPIS
Gierki słowne i sugestie - analiza


Kłamstwo niemieckie coraz bardziej ingeruje w nasze życie.


 Sprawę Samira S. opisywałem j wcześniej.

   


i wtedy też zwracałem uwagę, że zarzuty czynione Samirowi wyglądają jak wyssane z palca.

Środowe wydanie Wiadomości o 12:00 w TVP1 było po prostu szokujące...

 

Poniżej analiza sytuacji, zwracam też uwagę na analizę jednego ze zdań. 

Ślady "kłamstwa niemieckiego" proszę samemu zidentyfikować...


Transkrypcja od 2.44 do 3.55 minuty.

Redaktor Anna Hałas-Michalska:

Morderstwo 3 osobowej rodziny było [ na ekranie ukazuje się napis:ZBRODNIARZ I JEGO ZBRODNIA] jedną z najbrutalniejszych zbrodni do jakiej doszło na Pomorzu w ostatnich latach.

Dziś rozpoczął się proces Samira S., oskarżonego o zastrzelenie rodziny z Gdańska, w tym, 16 miesięcznego dziecka. Oskarżonemu grozi dożywocie.”

Materiał filmowy z dopiskiem Michał Owerczuk (zapewne autor tego materiału).

Męski głos (Michał Owerczuk?) w tle:
Samir S. nie przyznaje się do zbrodni, a w trakcie dochodzenia wielokrotnie zmieniał swoje zeznania.”

Michał Marciniak - Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku
Jak naprawdę się zdarzyło, to wie jedynie oskarżony, oskarżony jest jedynym świadkiem tego zdarzenia i jednocześnie oskarżonym w tej sprawie. Innych świadków ustalić się nie udało.”

Męski głos (Michał Owerczuk?) w tle:
Obrońcy oskarżonego wskazują na braki w dochodzeniu”

Obrońca Samira S., Arnoszt Bećka (winno być Arnost, ew. Arnošt Bečka):
Proces to jest trochę jak ser szwajcarski, jest dużo dziur, nie wszystko zostało ustalone, mam nadzieję, że sąd ustali (długa pauza) inną wersję.”


Henryk Lipski, oskarżyciel posiłkowy:
Akt oskarżenia wniesiony przez prokuraturę jest właściwy i trafny, i jego tu ??? wyjaśnienia mnie nie przekonują absolutnie.”


Męski głos w tle (Michał Owerczuk?) mówi:
Do makabrycznej zbrodni doszło w Gdańsku w połowie marca w 2013 roku.
Podczas kłótni Samir S. wyciągnął broń i zastrzelił 33-letniego kolekcjonera militariów Adama K., jego żonę oraz 16 miesięczną córkę”.







Koniec materiału.


Ja się pytam: o co tu chodzi?

Samir S został już osądzony, jego wina udowodniona ? Przeciez proces dopiero się zaczął.

Jakim prawem jakiś redaktor (sufler?) twierdzi, że to Samir S. wyciągnął broń i zabił 3 osobową rodzinę?

Skoro redaktor zna takie szczegóły sprawy, dokładnie wie, że to Samir S. zabił, to rozumiem, że redaktor TVP jest głównym świadkiem w sprawie.

A przecież Prokurator wyraźnie mówi:
Jak naprawdę się zdarzyło, to wie jedynie oskarżony, oskarżony jest jedynym świadkiem tego zdarzenia i jednocześnie oskarżonym w tej sprawie. Innych świadków ustalić się nie udało.”

Co prawda te słowa są nieco pokrętne...

To nie jest to samo co:

Tak naprawdę, to co się zdarzyło, to wie jedynie oskarżony, oskarżony jest jedynym świadkiem tego zdarzenia”.
Takie zadanie dla Ciebie, Czytelniku - obejrzyj sobie ten materiał na stronie TVP i zastanów się: czy to normalne mówić "Jak naprawdę się zdarzyło..."


Jeszcze raz:
Jak naprawdę się zdarzyło, to wie jedynie oskarżony, oskarżony jest jedynym świadkiem tego zdarzenia i jednocześnie oskarżonym w tej sprawie. Innych świadków ustalić się nie udało.”

A skąd w ogóle prokurator wie, że to Samir S. strzelał?


Skoro nie przyznaje się do zbrodni, skoro jest jedynym świadkiem, to jakim prawem redaktor mówi, że: „podczas kłótni Samir S. wyciągnął broń i zastrzelił 33-letniego kolekcjonera militariów Adama K., jego żonę oraz 16 miesięczną córkę”.

Jakim prawem???
Proces ma charakter poszlakowy.

Dlaczego sąd zakazał relacjonowania mediom wyjaśnień oskarżonego??




Oskarżony jest Azerem.

Wp.pl:

„Przed Sądem Okręgowym w Gdańsku rozpoczął się proces Rosjanina Samira S., oskarżonego o zastrzelenie w 2013 r. w mieszkaniu w centrum Gdańska trzyosobowej rodziny, w tym 16-miesięcznego dziecka. Sąd zakazał mediom relacjonowania wyjaśnień oskarżonego.Podczas śledztwa Samir S. nie przyznał się do zarzutów.”
 Przed rozprawą obrońca oskarżonego Arnost Becka powiedział dziennikarzom, żeproces ma charakter poszlakowy. - Jak w każdym tego typu procesie muszą być wypełnione wszystkie przesłanki. Ten proces jest jak ser szwajcarski, jest w nim dużo dziur, nie wszystko zostało ustalone - mówił adwokat. 
  Do zabójstwa 33-letniego Adama K., jego 30-letniej żony i ich jedynego dziecka - 16-miesięcznej córki Niny - doszło 13 marca 2013 r. wieczorem w mieszkaniu przy ul. Długiej, w centrum Gdańska. Ciała odkrył następnego dnia znajomy rodziny. Ofiary zginęły od strzałów w głowę. Ustalono, że z mieszkania zniknęły cenne przedmioty, m.in. sprzęt elektroniczny i liczne militaria z czasów II wojny światowej, które kolekcjonował gospodarz.

Według śledczych, urodzony w Baku 34-letni Samir S. znał się z Adamem K., podobnie jak on interesował się militariami. Tragicznego dnia Rosjanin pojawił się w mieszkaniu kolekcjonera, bo ten podjął się wyceny kordzika oficerskiego z czasu II wojny światowej. W trakcie spotkania między mężczyznami miało dojść do gwałtownej kłótni. 

Samir S. został zatrzymany w Elblągu dzień po ujawnieniu zbrodni, a w jego mieszkaniu znaleziono skradzione przedmioty. Mężczyzna przebywał w Polsce legalnie. Miał Kartę Polaka, bo jeden z jego dziadków był narodowości polskiej. W Polsce, głównie w Elblągu, gdzie mieszkali niektórzy członkowie jego rodziny, pomieszkiwał od ósmego roku życia.


Jeszcze raz:
Do zabójstwa 33-letniego Adama K., jego 30-letniej żony i ich jedynego* dziecka - 16-miesięcznej córki Niny - doszło 13 marca 2013 r.
Dziwna data: 13 dzień, 3 miesiąc, trzynasty w końcówce. 33 lata i 30 lat.
Morderstwo rytualne?
 * stopniowanie emocji w Czytelnikach

„W trakcie spotkania między mężczyznami miało dojść do gwałtownej kłótni”.

Kto to ustalił? Nie dowiemy się? Samir S. jest, jak twierdzi prokurator Marciniak, jedynym świadkiem, to skąd wiadomo co i z kim zaszło???

I co w ogóle wynika z tego, że doszło między nimi do kłótni?
NIC.

Absolutnie nic.

A jednak czytelnik ma wrażenie - ponieważ ma doświadczenie, że w informacji zawiera się dane istotne dla zrozumienia tej informacji – że kłótnia przyczyniła się do zabójstwa.
Czytelnik sam sobie dopowiada: pokłócili się i Samir S. wyciągnął broń i w gniewie zabił troje ludzi...

Dlaczego przed materiałem ukazuje się napis:
ZBRODNIARZ I JEGO ZBRODNIA ??
Czy to jakaś sugestia, ze Samir S. jest zbrodniarzem?
Najwyraźniej, no bo po co inaczej wywieszać taki napis??
Czy sugerowanie czegoś widzom, wbrew prawdzie - to nie jest manipulacja??
Wedle prawa, tylko skazanego prawomocnym wyrokiem można nazywać zbrodniarzem.
Do czego - do kogo - odnosi się ten napis???

ZBRODNIARZ I JEGO ZBRODNIA

To tylko iluzja.
Iluzja stworzona 3-letnim niepełnym dwuznacznym sugerującym przekazem medialnym.
To tylko iluzja – gra słów.

Mamy tu do czynienia z MYŚLOZBRODNIĄ.

Ale nie jest to taka zbrodnia, jak u Orwella. Jest czymś odwrotnym. Myślozbrodnią popełnioną przez media.

I przez odpowiednie służby, no bo dlaczego nie ma nikogo, kto by monitorował informacje podawane przez media i je weryfikował? Dlaczego ani policja, prokuratura, ani ABW nie interesują się szkodliwością medialnego przekazu? Dlaczego nie zaprzeczają?
Wszystko to wiemy min. z moich opracowań nt. Werwolfu.

Wystarczy w długim okresie czasu stosować wobec ludzi odpowiednio przygotowane informacje, aby wirtualnie – ale i fizycznie – zniszczyć wybranego człowieka, moze nawet skazać na więzienie.

Wystarczy go odpowiednio obmówić.

W oczach społeczeństwa Samir S. jest winny, tymczasem nie mamy pojęcia jakie są jego wyjaśnienia i na podstawie czego postawiono mu zarzuty.

Media dokonują myślozbrodni.

  


POMÓWIENIA.
Co to takiego?

Pomówienie oraz zniewaga
W przypadku pomówienia (czyli zarzucenia osobie popełnienia czynu uważanego społecznie za naganny), obok naruszenia dobrego imienia dochodzi do popełnienia przestępstwa opisanego w art. 212 kodeksu karnego. Pomówienie może dotyczyć każdego i nie musi być adresowane do szerokiego, nieograniczonego kręgu osób (można kogoś pomówić także np. w gronie znajomych). Co więcej, pomówienie dokonane w Internecie ma szczególny charakter, jako że kara za pomówienie za pomocą środków masowej komunikacji jest surowsza, niż w przypadku zwykłego pomówienia – osoba pomawiająca może liczyć się z karą grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Nawet jeżeli zarzut jest zgodny z prawdą, jego uczynienie może być niedozwolone. Ktoś, kto dokonuje zarzutu publicznie (czyli także w Internecie, pod warunkiem że treść zarzutu jest dostępna dla nieokreślonej liczby osób), nie popełnia przestępstwa tylko wtedy, gdy zarzut dotyczy osoby pełniącej funkcję publiczną, lub zarzut służy obronie społecznie uzasadnionego interesu. W szczególności niedozwolone jest czynienie zarzutu dotyczącego życia prywatnego lub rodzinnego osoby pomawianej – chyba, że ma on na celu zapobieżenie niebezpieczeństwu dla życia lub zdrowia człowieka albo demoralizacji małoletniego.
Należy podkreślić, że pomiędzy dozwolonym, a niedozwolonym publicznym (i prawdziwym) zarzutem jest bardzo cienka i płynna granica, która zmienia się w zależności od okoliczności. W zupełności natomiast należy powstrzymać się od dokonywania zarzutów nieprawdziwych (lub rozgłaszania zarzutów np. niesprawdzonych lub niemożliwych do udowodnienia).
Drugim, podobnym przestępstwem, które wiąże się z naruszeniem dobrego imienia osoby jest przestępstwo zniewagi. 
Zniewaga polega na poniżeniu kogoś, czyli uwłaczeniu komuś w sposób, jaki powszechnie jest uznawany za obraźliwy. Często przestępstwo to jest trudne do odróżnienia od wcześniej opisywanego pomówienia – w szczególności dlatego, że oba występki mogą być dokonane w ten sam sposób.
Nazwanie kogoś „złodziejem” może zarówno polegać na określeniu kogoś obraźliwymi epitetami (które równie dobrze można byłoby zastąpić innymi, np. „krętacz” albo „oszust”), jak również na faktycznym zarzuceniu komuś popełniania przestępstwa kradzieży. W tym pierwszym przypadku byłaby to zniewaga, w tym drugim – pomówienie.
Również w przypadku przestępstwa zniewagi, dokonywanie go za pomocą środków komunikacji masowej (a więc także przez Internet) zagrożone jest szczególną, wyższą karą – grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do roku.
Oba wyżej wymienione przestępstwa ścigane są z oskarżenia prywatnego, co oznacza że osobę pomawiającą lub znieważającą należy zidentyfikować i wskazać w osobiście składanym akcie oskarżenia. Zidentyfikowanie takiej osoby na własną rękę może być jednak bardzo trudne. Można zwrócić się w takim przypadku do prokuratury, która może wszcząć postępowanie z uwagi na interes publiczny (np. ze względu na fakt, że internetowe pomówienia powodują realne straty finansowe u pomawianej osoby).
Art. 212
§ 1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności,
podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.
§ 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 za pomocą środków masowego komunikowania,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
§ 3. W razie skazania za przestępstwo określone w § 1 lub 2 sąd może orzec nawiązkę na rzecz pokrzywdzonego, Polskiego Czerwonego Krzyża albo na inny cel społeczny wskazany przez pokrzywdzonego.
§ 4. Ściganie przestępstwa określonego w § 1 lub 2 odbywa się z oskarżenia prywatnego.

Art. 213
§ 1. Nie ma przestępstwa określonego w art. 212 § 1, jeżeli zarzut uczyniony niepublicznie jest prawdziwy.
§ 2. Nie popełnia przestępstwa określonego w art. 212 § 1 lub 2, kto publicznie podnosi lub rozgłasza prawdziwy zarzut:
1) dotyczący postępowania osoby pełniącej funkcję publiczną lub
2) służący obronie społecznie uzasadnionego interesu.
Jeżeli zarzut dotyczy życia prywatnego lub rodzinnego, dowód prawdy może być przeprowadzony tylko wtedy, gdy zarzut ma zapobiec niebezpieczeństwu dla życia lub zdrowia człowieka albo demoralizacji małoletniego.


 

 
Analiza zdania:

Samir S. nie przyznaje się do zbrodni, a w trakcie dochodzenia wielokrotnie zmieniał swoje zeznania.”

Zauważam w tym zdaniu pewną nieścisłość – jakby druga część zdania, pomoim przecinku, dotyczyła czegoś innego.

Litera „a” jest spójnikiem – łączy zdania.
A więc gdyby wyrzucić „a” mielibyśmy:

Samir S. nie przyznaje się do zbrodni, w trakcie dochodzenia wielokrotnie zmieniał swoje zeznania.”

Prawda, że inaczej to brzmi? Brzmi neutralnie.

W przypadku, gdy zastosujemy spójnik „a” - nasuwa się wrażenie, że nie przyznawanie się Samira S. do zbrodni ma związek z jego wielokrotnym zmienianiem zeznań.

Innymi słowy, zdanie ze spójnikiem „a” sugeruje, że Samir S. mógł wcześniej przyznawać się do winy.


a (spójnik)

Językoznawstwo



Znaczenie słowa
1. Spójnik łączący zdania a. części zdań przeciwstawne sobie: Taka piękna,a jednocześnie tak złośliwaTy pojedziesz samochodema ja pójdę pieszo2. Czasem (zwłaszcza w tytułach) sygnalizuje porównanie, wskazuje na wzajemny stosunek dwóch rzeczy: Młodzi a starzyPost a karnawał;Pracownicy a pracodawcyUwaga! W tym przypadku przed a nie stawiamy przecinka!
3. Bywa używany też w wypowiedzeniach uzupełniających treść zdań głównych: 
Nie kupił płyty, a o książce też zapomniał.
4. Czasem jest spójnikiem łącznym (o takim samym znaczeniu jak 
i):Pracuje a pracujeFilm dobry a trzymający w napięciu. 
Uwaga! W takich przypadkach też niepoprzedzony przecinkiem!
Użycie
  1. Spójnika tego używamy z reguły przed konstrukcjami twierdzącymi (przy czym zdanie lub część zdania, po której stawiamy wypowiedzenie poprzedzone spójnikiem a, też ma postać twierdzącą): Mąż siedział w pokoju, a żona w kuchniJest taki młody, a już tak mądry.
    2. Spójnika 
    a możemy użyć przed konstrukcją zaprzeczoną: Kupiłam lody, anie ciastkaByło czerwone światło, a nie żółte.
    3. W mowie potocznej spójnik 
    jest używany zamiast słów ale, lecz, tylkow zdaniach, w których pierwsza część jest zaprzeczona, a druga jest przeciwstawna do niej a. jest sprostowaniem: Nie mówił prawdy, a kłamał;Nie kochała go jak brata, a jak mężczyznęTen film nakręcił nie Fellini, aPassoliniUwaga! Językoznawcy dopuszczają takie zastosowanie spójnika a, ale tylko w języku potocznym.
    4. Jeśli spójnik 
    a można zastąpić wyrażeniem a mimo to, wówczas pełni on funkcję przyzwalającą i można go używać po zdaniach zaprzeczonych: Był mało wrażliwy na takie okropności, a zemdlałNie znała go, a przywitała się z nim jak ze starym kumplem.
    5. Jeśli pierwsze zdanie złożenia jest zaprzeczone, a drugie stojące po nim ma charakter uzupełniający, cała konstrukcja jest poprawna: 
    Nie dostał od nich pieniędzy, a nikogo innego nie miał.


    Magdalena Tytuła, Marta Łosiak "Polski bez błędów. Poradnik językowy dla każdego"


Albo redaktor nie zna języka polskiego [tylko dlaczego występuje w mediach? Dziennikarz, redaktor bez znajomości podstawowych reguł gramatycznych języka polskiego??? ] albo chce coś widzom zasugerować.

Innego wytłumaczenia nie widzę.


Język polski jest uparcie niszczony przez anonimowych redaktorów min. portali internetowych.
Jak można napisać:
"Jak podawać owoce dziecku, by pozbyć się z nich chemii?" ?


Jak można mówić w reklamie, że włosy po użyciu szamponu będą jak nowe?

Zniszczenie języka oznacza brak komunikacji - a wtedy nie ważne jaka jest prawda.

Uczciwi ludzie będą niesłusznie oskarżani o przestępstwa, których nie popełnili, wirtualnie skazywani przez media, opinię publiczną i sądy - i fizycznie wsadzani do więzień.

Żyjemy w świecie wirtualnym - media zawłaszczone przez niemieckie bandy decydują co jest, a czego nie ma.
Ale skutki już odczuwamy - i jeszcze bardziej odczujemy - na własnej skórze...

 


 


 


 Kłamstwo niemieckie coraz bardziej ingeruje w nasze życie.





Inna wersja tej samej informacji.:

Rozpoczął się proces w sprawie głośnego zabójstwa trzyosobowej rodziny, do którego doszło w marcu 2013 roku w Gdańsku. Obrońca oskarżonego Samira S. twierdzi, że w chwili zabójstwa jego klient był w innym miejscu. Sąd zabronił publikowania przebiegu rozprawy.

- Wersja prokuratury jest jak szwajcarski ser - pełna dziur. W momencie popełnienia zabójstwa mój klient był w innym miejscu i są na to dowody- stwierdził, jeszcze przed rozpoczęciem rozprawy, adwokat Arnošt Bečka, obrońca Semira S.
O samej rozprawie - poza tym, co Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku zawarła w akcie oskarżenia - nie możemy niestety nic napisać.
Sąd zabronił bowiem publikacji treści zawartych w wyjaśnieniach i zeznaniach zarówno samego oskarżonego, jak i świadków.
 Wcześniej - zanim ów zakaz zaczął obowiązywać - okazało się, że Samir S. jest od półtora roku ojcem. Jego ówczesna konkubina zaszła w ciążę tuż przed aresztowaniem oskarżonego.
 Dowiedzieliśmy się także, że Samir S. w 2011 roku karany był w Rosji za nielegalne posiadanie broni. Dostał karę 10 miesięcy w kolonii karno-wychowawczej, z czego odsiedział 8 miesięcy.

- Jestem niewinny, więc nie mam za co przepraszać - powiedział Samir S., zanim sąd zabronił publikacji informacji z przebiegu rozprawy.

O co oskarżono Samira S.? Prokuratorzy uważają, że 13 marca 2013 roku, chcąc zrabować należące do swoich ofiar militaria i pamiątki z okresu II wojny światowej, oddał z bliskiej odległości po dwa strzały w głowy Adama K. i jego żony - Agnieszki K., a następnie - za pomocą jednego strzału w głowę - zamordował ich 16-miesięczną córkę Ninę.

Mężczyzna jest oskarżony również o to, że z mieszkania zamordowanych zabrał 14 sztuk zastawy stołowej, sygnowanej "Waffen SS", "SS Reich", "Polizei Reich 1940", z symbolami Luftwaffe oraz herbem Gdańska, 50 sztuk sztućców sygnowanych "Waffen SS" i "Waffen SS Lublin", cztery trzonkowe granaty ćwiczebne, hełm M.22, 122 klamry pasów niemieckich formacji wojskowych i paramilitarnych z lat 1925-1945, sztylet formacji SS (wraz z pochwą), wzoru 1933, proporczyk SS, dwie nieprzełamane blaszki identyfikacyjne żołnierzy Wehrmachtu, metalową, emaliowaną tabliczkę Reichs Luftschutz Bund, koszulę mundurową SA z opaską NSDAP, opaskę Volksturmu, spodnie mundurowe SA koloru czarnego, parę niemieckich wysokich butów skórzanych z cholewami oraz dwie współczesne kopie odznak pamiątkowych niemieckich marynarzy Kriegsmarine, ozdobne pasy przeznaczone do mocowania sztyletów formacji SS i pierścień z czaszką i skrzyżowanymi piszczelami.

[a po co tyle tego wymieniać? Chodzi o pokazanie ile są warte poniemieckie fanty??? O tak, to prawdziwe cuda... Wszystko co niemieckie to 8 cud świata...]

Prokuratura wyceniła wszystkie te przedmioty na co najmniej 60 tys. zł.

Z mieszkania zamordowanych Samir zabrał też notebook Asus, dwa Ipady, dwa aparaty fotograficzne, dysk zewnętrzny, telefon komórkowy i dwie karty pamięci o łącznej wartości ok. 4,5 tys. zł.

Wcześniej, podczas śledztwa, Samir S. nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów. Mężczyzna jest obywatelem Rosji, chociaż urodził się w Baku, w Azerbejdżanie, a od 10 lat mieszka w Polsce. Przed zatrzymaniem mieszkał w Elblągu, wraz z siostrą i matką, która ma polskie korzenie. Od momentu zatrzymania przebywa w areszcie.








http://argo.neon24.pl/post/122691,pomowienie