Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obóz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obóz. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 30 stycznia 2025

Strażnicy pamięci...



Uzupełniłem tekst i zmieniłem datę publikacji na bierzącą.









27 styczeń 2025


przedruk





Więźniarka Auschwitz i ofiara niemieckiego potwora "dr" Mengele: "Najpierw nauczcie się historii, a potem otwierajcie gęby"

26.01.2025 19:31


- To co pamiętam na temat „dr” Mengele, to że mi spuścił łomot. Wiem od lekarek polskich z bloku Mengelego, że kiedy miał jakiś przypływ „dobroci” i przyniósł dzieciom, między innymi dla mnie – jabłko – to pamiętam, pamiętam rękę, która mi podaje jabłko. A ja to jabłko wzięłam, naplułam na to jabłko – tfu, szkop! – i w niego. Dostałam łomot niesamowity - opowiada w rozmowie z Cezarym Krysztopą była więźniarka niemieckiego obozu Auschwitz i ofiara nieludzkich eksperymentów medycznych niemieckiego potwora "dr" Mengele.





Barbara Wojnarowska-Gautier / Screen YT Tysol.pl



- Pamiętam jak wsadzili nas w wagony. Ojciec mnie wrzucał. Nie mogłam wejść, bo byłam za mała. Ten wagon, coś okropnego, śmierdzący, zatłoczony. Stukot kół brzmi mi w uszach do tej pory. Ta podróż była bardzo ciężka, nie wiedzieliśmy gdzie jedziemy. Dopiero mój ociec, zorientował się koło Sosnowca (…) znał niemiecki i podsłuchał – nie chcę siać paniki, ale jedziemy do Auschwitz – powiedział. Wielu więźniów w transporcie nie wiedziała co to znaczy, ale mój ojciec, który był w wywiadzie AK, powiedział – Módlcie się żebyśmy wyszli z tego cało.

Co czuje 3,5-letnie dziecko kiedy rozdziela się je z rodzicami? To było okropne. Prowadzono nas jak owce. Ja byłam tak przestraszona, że nie reagowałam. Tak nas zaszczuli, że dzieciaki nie wiedziały co się dzieje. Młodsze płakały, ja też. Potem, na rampie, którą nazywa się „judenrampe”, choć przyjeżdżały tu transporty z Powstania Warszawskiego, rozdzielili nas, mężczyzn osobno, kobiety osobno, a dzieci osobno. Znalazłam się w tłumie dzieci, zapłakanych, zasmarkanych. Nie wiedzieliśmy o co chodzi. Dopiero rano zaczęłam się zastanawiać gdzie jest moja mama, gdzie jest mój dom, gdzie jest moje łóżko, gdzie jest moja niania, gdzie jest mój pies, gdzie są moje zabawki? Gdzie jest moje śniadanie?

- opowiada Barbara Wojnarowska-Gautier, która trafiła do obozu jako 3,5-letnie dziecko. Zaznacza, że część to jej własne wspomnienia, a część rekonstrukcja na podstawie opowieści matki i relacji innych więźniów.



"Zmarłe dzieci leżały przed blokiem"


- Z wygodnego życia trafiłam do nędzy. Z pluskwami, wszami. Z brakiem wody do mycia, mydła. Ni miałam mojej wanny, gdzie się mogłam wychlapać. Tego wszystkiego mi brakowało, brakowało mi toalety. Potrzeby trzeba było załatwiać na oczach innych. Pamiętam ile razy nie zdążyłam dobiec do takich dziur w deskach. Dostawałam straszny łomot za to, że się w majtki posikałam (…) Zaczęłam śmierdzieć, czułam to.

Poprawiło się wtedy kiedy mama zaczęła się prześlizgiwać, jak inne matki, raz, dwa razy dziennie, czasami co dwa dni, do swoich dzieci. To było bardzo ryzykowne (…) Mama przyniosła skądś ubranie, jakąś cieplejszą sukieneczkę, bo zaczęło być zimno, jakąś koszulkę, żebym miała na zmianę. Jakiś mokry ręcznik, którym mnie wytarła. Przyniosła trochę jedzenia, jakiś chlebek, trochę wędliny, którą udało jej się „zwinąć”. Inne matki robiły to samo. Rozmawiałam z innymi dziewczynkami, mówiły, że to były dla nich cudowne momenty (…) To było dla mnie coś niemożliwego – zabierz mnie ze sobą, weź mnie z tego miejsca, ja tutaj nie chcę być – prosiłam – To jest niemożliwe, musimy być cierpliwi.

Dzieci widziały straszne sceny. Były wypychane na apele. Dzieci umierały. Te, które zmarły były wykładane przed blok, gdzie leżały. Po tym latały szczury, myszy. Te dzieci to widziały. Ja tego nie widziałam. Bóg mnie oszczędził. Inni widzieli. I to im zostało. Były dziewczynki starsze od nas, które miały po 10, po 12 lat. Powierzono im funkcję opieki nad młodszymi dziećmi, czasem dwuletnimi. Niektóre z nich wyszły ze środowisk, w których brutalność była w rodzinach. Te dzieci wychowały się w okrucieństwie, a w czasie okupacji to się jeszcze podwoiło. I czasem podkreślały swoją władzę rękoczynami.

- opowiada Pani Barbara.


Mengele


To co pamiętam na temat „dr” Mengele, to że mi spuścił łomot. Wiem od lekarek polskich z bloku Mengelego, że kiedy miał jakiś przypływ „dobroci” i przyniósł dzieciom, między innymi dla mnie – jabłko – to pamiętam, pamiętam rękę, która mi podaje jabłko. A ja to jabłko wzięłam, naplułam na to jabłko – tfu, szkop! – i w niego. Dostałam łomot niesamowity, ale nie połamał mi za bardzo kości, bo chodzę, ale już się tak nie spoufalał (…) Wstrzykiwali nam różne świństwa, bakterie, wirusy. Ja dostała bakterie gruźlicze. Do tej pory mam poważne kłopoty zdrowotne. Robili doświadczenia na oczach dzieci. Wpuszczali nam jakieś krople.

- snuje straszną opowieść była więźniarka Auschwitz.


"Proces norymberski należałoby powtórzyć"


Proces norymberski należałoby powtórzyć. W gronie prawników w ONZ, w komisji praw człowieka, zawsze mówiliśmy, że ten proces należało powtórzyć. Nie dlatego, że był sfałszowany, ale dlatego, że był niedoskonały. Prokurator generalny to był Amerykanin, starszy pan, który był chory na prostatę i bez przerwy „latał sobie na siusiu”, więc przerywało się obrady. Albo nie słyszał.

Poza tym prokuratorów z niektórych krajów nie dopuszczono do głosu. Polska nie była dopuszczona do głosu w wielu przypadkach. Był prokurator Sawicki, który chciał poruszyć sprawę [Katynia - P, Barbara Wojnarowska-Gautier mówi o Rzezi Wołyńskiej, ale to pomyłka - przyp red.]. 

Był Ksawery Prószyński. Nie było mowy żeby się przebili. Do tego stopnia, że nawet nie dano im zakwaterowania z innymi prawnikami, sędziami i adwokatami. Musieli sami sobie znaleźć pomieszczenie, Polacy zawsze dają sobie radę, ale nie mogli się wypowiedzieć. Wielu zbrodniarzy zmieniało zeznania. Duże zamieszanie jest z zeznaniami Hoessa, który co innego mówił w Norymberdze, a co innego podczas procesu w Polsce. Np. kiedy go zapytano o to ile osób było zamordowanych w Auschwitz, rzucił liczbą 5-6 milionów. I to się w zasadzie zgadzało z tym co mówili Rosjanie. Ale podczas procesu w Polsce, te liczby mu się obniżały, to było 3 miliony, 2 miliony…

- mówi Barbara Wojnarowska-Gautier, która pracowała jako prawnik dla ONZ.


"Wyzwolenie"


- Podczas „wyzwolenia” obóz nie był pusty, uciekli z niego Niemcy, ale byli więźniowie (…) Sowiecka dywizja ukraińska miała rozkaz lecieć na Berlin. Nie mogli się zatrzymać. Zostawili parę bochenków chleba, zobaczyli co się dzieje i polecieli. Dopiero dwa czy trzy dni po nich pojawiła się armia sowiecka z Czerwonym Krzyżem. Więźniowie rzucili się na stare puszki, które były w „Kanadzie” (barak, w którym gromadzono zagrabione mienie więźniów – przyp. red.) (…) 
– Opowieści o gwałtach sałdatów na więźniarkach są prawdziwe? – Tak.

- potwierdza Barbara-Wojnarowska


Pierwsza wizyta w Auschwitz po wojnie


Wtedy (podczas pierwszej wizyty Barbary Wojnarowskiej-Gautier w Auschwitz po wojnie, w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku – przyp. red.) dyrektorem muzeum był więzień Pierwszego transportu, pan Smoleń, który nas oprowadzał. 

Przeszliśmy przez bramę „Arbeit mach frei”. To było jeszcze w trakcie organizacji. Natrafiliśmy na taką dużą górę butów. Były tam takie dziecięce czerwone sandałki. Była pewna, że to są moje sandały. Oczywiście nie były, ale to skojarzenie – zabrali nas latem – dziecięce sandałki… Odżyły horrory. Poleciałam przed wejście do obozu, usiadałam na ławeczce i czekałam aż wyjdą. A nie wiedzieli, że byłam w Auschwitz, bo rzadko o tym mówiłam. Był wśród nich polski fizyk jądrowy prof. Rotblat 

– Dlaczego pani uciekła? 
– Ja tu byłam panie profesorze w tym obozie jako dziecko – objął mnie ręką i mówi 
– Moja żona zginęła w Bełżcu.

Kiedy zaczęła pracę w Nowym Jorku (w ONZ w latach sześćdziesiątych – przyp. red.) zupełnie przypadkowo, w takim holu jest statua Artura Rubinsteina, przechodzimy z kolegami, a ja ich pytam 


– Czy wy wiecie co to jest? To jest Polak o żydowskich korzeniach, Artur Rubinstein, który jako jeden z pierwszych w ONZ zawalczył o Polskę 
– I oni nie wiedzieli 
– To co wy tutaj robicie? – nie znali historii ONZ 
– To była ofiara Holocaustu – mówili
– Tak, ale to był Polak. Zawsze się uważał w pierwszej kolejności za Polaka. Ja to rozumiem, bo byłam w Auschwitz 
– A to ty jesteś ofiarą Holocaustu 
– Nie, ja jestem Polką, katoliczką 
– To Polacy, katolicy, byli w Auschwitz? Przecież to było tylko dla ofiar Holocaustu 
– Nie! Ten obóz powstał dla Polaków 
– Nie nie, co ty opowiadasz! Siejesz propagandę! 
– Pojedźcie tam, poczytajcie w archiwach i zanim otworzycie gębę, nauczcie się historii! 
– Potem zdarzało mi się bardzo często, że „skoro była w Auschwitz to byłam ofiarą Holocaustu”, nie.

 Ale to nie wina tych ludzi, to wina edukacji, o której ktoś zdecydował i ktoś o nią zadbał. To się stało po 1945 roku.

- opowiada Barbara Wojnarowska-Gautier.


Przesłanie byłej więźniarki Auschwitz


- Niemieccy nauczyciele, którzy przyjeżdżają z grupami młodzieży do Auschwitz, przyjeżdżają z programem, który jest narzucony przez stronę niemiecką. Nawet jeśli polscy przewodnicy chcieliby coś poprawić, to nie mają szansy tego zrobić. W związku z tym, ja uważam, że byłoby dobrze, kiedy przyjeżdżają grupy do Muzeum Auschwitz, że, bez żadnych wyjątków, przewodnik ma być Polakiem. Przewodnicy w Polsce są dobrze wyszkoleni. Gdyby przekazali to co mają przekazać, byłoby dużo mniej nieporozumień.

(…) Historia, której do tej pory nie mogę zrozumieć. Do pewnego momentu od powstania Muzeum Auschwitz w 1947 roku, były obchody Pierwszego Transportu (Polaków, 14 czerwca – przyp. red.) do Auschwitz. Tysiące więźniów, hucznie i tak dalej. To trwało bardzo długo. Więźniowie z Pierwszego Transportu odchodzili, ale byli następni. Obchody bardzo uroczyste i bez polityki. Potem powierzono to takiemu komitetowi, który tego nie robił, potem robiło to takie stowarzyszenie rodzin chrześcijańskich, które zrzeszało również więźniów Pierwszego Transportu, którzy dopóki żyli, wszystko było dobrze. A potem zaczęli odchodzić, władzę w tym stowarzyszeniu zaczęły się zmieniać i zaczęli się kłócić. Nie wiem co dokładnie było powodem, ale padła decyzja ze strony ministerstw kultury, zwierzchnika Muzeum, ze obchody przejdą w ręce Muzeum. To chyba miało miejsce pod koniec 2015 roku. Pierwsze takie obchody zaczęły się w roku, jeśli się nie mylę 2016. Ale „obchody” to za dużo powiedziane, bo nie było nic. Wtedy z grupą innych więźniów postanowiliśmy, że coś trzeba zrobić. Znałam więźniów Pierwszego Transportu, mieli obawy, że kiedy odejdą wszyscy o nich zapomną (…) Udało nam się zrobić parę rzeczy.

Powinniśmy pamiętać, ze należy dbać o historię. Jakakolwiek by była, nie należy jej przekręcać. Przez to co przeszedł naród polski, nie dajmy się zdominować. Jestem bardzo niezadowolona z tego co się dzieje w Unii Europejskiej. Tej woli narzucenia nam modelu niemieckiego. Polacy sami potrafią się rządzić. I chciałabym żeby wyjaśniła się sprawa strat wojennych i odszkodowań.

(…) Zostało nas tak mało, interesujcie się więźniami, niech ktoś do nich zadzwoni, do nich wpadnie, przyniesie ciasteczko, zorganizować spotkanie, żeby czuli, ze ktoś się nimi interesuje, że chce ich słuchać. Bo mają wiele do powiedzenia.

- apeluje Barbara Wojnarowska-Gautier



Autor: Cezary Krysztopa
Źródło: tysol.pl
Data: 26.01.2025 19:31




-----------------


wpolityce.pl




Ile środków Niemcy przekazali Polakom za II wojnę światową, obozy i prace przymusowe? Zatrważające dane z fundacji



Zdj. ilustracyjne / autor: Fratria




Polska przeznacza rocznie 60 mln zł na utrzymanie muzeów w byłych niemieckich obozach koncentracyjnych i niemieckich obozach zagłady. Niemcy, na rzecz polskich ofiar niemieckich obozów koncentracyjnych przekazały w latach 1992-2006 łącznie 732 mln zł. Wyliczenia zamieszczone na platformie X przez dziennikarza Andrzeja Kozickiego oparte są na danych MKiDN oraz Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie.

Kiedy Prawo i Sprawiedliwość oddawało władzę w 2023 r., oczekiwało, że - tak jak deklarowali czołowi politycy Koalicji Obywatelskiej - obecny rząd będzie nadal podnosił w relacjach z Niemcami kwestię odpowiedzialności naszego zachodniego sąsiada za zbrodnie z czasów II wojny światowej oraz zadośćuczynienia dla Polski. Szybko jednak stało się jasne, że ten temat Koalicja 13 Grudnia raczej odpuści. W styczniu 2024 r. niemieckie media informowały o postępach inicjatywy „Dom Polsko-Niemiecki” i budowie pomnika w Berlinie, upamiętniającego polskie ofiary II wojny światowej.
Środki z Polski i środki z Niemiec

Dziś słyszymy natomiast, że problemy są nawet z samym pomnikiem. A na ile w ogóle Niemcy wywiązują się ze zobowiązań wobec Polski, wynikających ze zła, które naszym rodakom wyrządzili w latach 1939-1945 ich przodkowie?


Mało znany fakt: Polska więcej wydała (i wciąż wydaje) pieniędzy na utrzymanie muzeów w byłych niemieckich obozach koncentracyjnych (60 mln zł rocznie), niż Niemcy przekazały na rzecz ofiar obozów koncentracyjnych obywatelstwa polskiego (łącznie 732 mln zł)

— napisał na platformie X Andrzej Kozicki, dziennikarz, autor publikacji „Cesarz Bolesław Chrobry. Reintepretacja i rekonfiguracja źródeł”.



Pytany o źródła danych, Kozicki wskazał, że w przypadku środków przeznaczanych przez państwo polskie na utrzymanie muzeów byłych niemieckich obozów jest to Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a jeśli chodzi o środki przekazane przez Berlin na rzecz polskich ofiar niemieckich obozów, dane pochodzą od Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie.
Działania Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie

Dodajmy, że w tym drugim przypadku mówimy o środkach przekazanych w latach 1992-2006. Fundacja, której cele to m.in. „świadczenie pomocy ofiarom prześladowań nazistowskich”, „gromadzenie i udostępnianie dokumentacji nazistowskich prześladowań obywateli polskich” czy „inicjowanie przedsięwzięć służących pojednaniu i porozumieniu między narodami, w tym zwłaszcza między Polakami i Niemcami” oferuje lub oferowała w ostatnich również pomoc humanitarną, medyczną, rzeczową, skierowaną do Polaków, którzy przetrwali niemieckie obozy koncentracyjne, Powstańców Warszawskich, a także ocalałych z Holokaustu czy wykonujących w czasie wojny prace przymusowe. Nie trzeba dodawać, że takich osób z roku na rok jest wśród nas coraz mniej, grupy, do których skierowane były lub są dane programy, są dość wąskie. W 2019 r. osoby zainteresowane mogły ubiegać się o jednorazowe świadczenia w wysokości 1250 zł w ramach programu „Pomoc2019”, skierowanego przede wszystkim do „ofiar represji nazistowskich, zamieszkałych w Polsce, które w ramach wcześniejszych programów otrzymywały z Fundacji wsparcie finansowe. Byli to przede wszystkim: więźniowie obozów koncentracyjnych, gett i więzień, robotnicy deportowani do pracy przymusowej i ich dzieci oraz młodociani zmuszani do pracy w miejscu zamieszkania”. O taką pomoc mogły ubiegać się w pierwszej kolejności osoby przewlekle chore, otrzymujące najniższe świadczenia emerytalne lub znajdujące się w ciężkiej sytuacji życiowej.

Po 2020 r. w raportach z działań fundacji widzimy głównie działania związane z renowacją polskich grobów wojennych na terenie Niemiec czy tablicami upamiętniającymi Polaków, ale również wystawy, wykłady czy różnego rodzaju projekty edukacyjne. Z jakim skutkiem? Z takim, że nie możemy doprosić się nie tylko reparacji, ale nawet szumnie zapowiadanego od co najmniej kilku lat berlińskiego pomnika.



--------------



naszdziennik.pl


Prezydent Duda: Polacy są strażnikami pamięci 


Aktualizacja: Poniedziałek, 27 stycznia 2025 (11:16) 


Polacy są strażnikami pamięci o takich miejscach, jak były obóz Auschwitz, by ta pamięć nie zginęła – podkreślił prezydent Andrzej Duda, który w poniedziałek na terenie byłego obozu Auschwitz oddał hołd ofiarom. 

„Niemcy zbudowali ten przemysł zagłady i ten obóz koncentracyjny, jesteśmy dzisiaj strażnikami pamięci” – powiedział prezydent Andrzej Duda, podkreślając, że jest to – w pewnym sensie – kontynuacja misji rtm. Witolda Pileckiego, który raportował o obozie Auschwitz.

 „My dzisiaj – jako w jakimś sensie spadkobiercy rotmistrza Pileckiego – sprawujemy pieczę nad tymi miejscami. Polska o te miejsca dba właśnie po to, by pamięć nie zginęła, by nie zagasła, by zawsze pamiętano i by przez tę pamięć właśnie nigdy więcej świat nie pozwolił na to, aby doszło do takiej dramatycznej katastrofy ludzkiej, a ściśle mówiąc, katastrofy ludzkości” – zaznaczył prezydent.

„Upamiętniamy zatem dzisiaj wśród tych wszystkich, którzy zostali pomordowani podczas Holokaustu także i ponad trzy miliony obywateli polskich narodowości żydowskiej, którzy zostali przez Niemców w czasie II wojny światowej zabici” – dodał Andrzej Duda.


-------


dorzeczy.pl




My Polacy, na których ziemi okupowanej przez hitlerowców, Niemcy zbudowali ten obóz zagłady, jesteśmy dziś strażnikami pamięci – powiedział prezydent Andrzej Duda w trakcie obchodów 80. rocznicy wyzwolenia nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz.


Prezydent Andrzej Duda w takcie swojego wystąpienia na terenie byłego obozu Auschwitz I przypomniał o zbrodniczych planach nazistowskich Niemiec, którzy stworzyli sieć obozów zagłady w jednym celu.

– Obozy takie, jak Auschwitz zostały zbudowane po to, żeby realizować zagładę narodu żydowskiego. Taki był zbrodniczy plan Hitlera, plan nazistowskich Niemców, by dokonać ich zagłady. Upamiętniamy tych wszystkich, którzy zostali pomordowani w czasie Holokaustu, także ponad 3 miliony obywateli polskich, narodowości żydowskiej, którzy zostali w czasie II wojny światowej zabici – powiedział.


Polska strażnikiem pamięci

Polska, na ternie której zbudowane zostały obozy śmierci stała się strażnikiem pamięci tych wydarzeń. Polacy, według słów prezydenta, kontynuują tę misję, którą "kiedyś przyjął na siebie dobrowolnie w czasie II wojny światowej rotmistrz Pilecki". Misję polegającą na daniu świadectwa o tym, co działo się na terenie Auschwitz.

– Kiedyś dał się tu zamknąć po to, by dać świadectwo, by stworzyć ruch oporu, żeby uciec jako żywy dowód tego, co tu się dzieje, żeby zanieść to świadectwo aliantom zachodnim, żeby zaświadczyć, co robią na okupowanych przez siebie ziemiach z podbitymi narodami hitlerowscy Niemcy – powiedział Duda i dodał, że Polacy "jako spadkobiercy rotmistrza Pileckiego sprawujemy pieczę nad tymi miejscami".

W trakcie obchodów prezydent spotkał się z Ocalałymi i modlił się w celi męczeństwa św. Maksymiliana Kolbego w Bloku 11. Po południu, wraz z małżonką oraz delegacjami państw i instytucji, weźmie udział w głównych obchodach Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu, które będą miały miejsce na terenie obozu Auschwitz II – Birkenau.

Obóz Auschwitz utworzony został przez Niemców w połowie 1940 r. na przedmieściach Oświęcimia, włączonego przez nazistów do III Rzeszy. Był największym z niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych i ośrodków Zagłady. Życie straciło tu ponad 1,1 mln mężczyzn, kobiet i dzieci. Obóz wyzwolili 27 stycznia 1945 roku żołnierze 60. armii I frontu ukraińskiego. Na terenie obozu przebywało wówczas ok. 7 tys. więźniów.



--------------






Dr. M. Szpytma z IPN: 

Musimy cały czas starać się pokazać światu, jaka jest prawda o Auschwitz


27 stycznia 2025 18:14/
Radio Maryja



Musimy cały czas mówić w Polsce i starać się pokazać światu, jaka jest prawda o niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau, o innych obozach koncentracyjnych, o innych obozach zagłady, o tym, gdzie wymyślono Zagładę. Musimy też bardzo mocno mówić o tym, że oprócz zagłady Żydów miała również miejsce eksterminacja narodu polskiego, że w czasie wojny zginęło około czterech milionów Polaków, że zniszczono polską inteligencję – mówił w poniedziałkowych „Aktualnościach dnia” ma antenie Radia Maryja dr Mateusz Szpytma, zastępca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej.

27 stycznia 2025 r. to 80. rocznica wyzwolenia niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau. Choć Sowieci nie przynieśli na polskie ziemie wolności, lecz kolejną okupację i terror, a sam obóz wykorzystywali jako więzienie jeszcze przez kilka następnych lat, to data ta stanowi ważny symbol. Pod koniec II wojny światowej do opinii publicznej na świecie zaczęły na szeroką skalę docierać doniesienia o nieludzkich zbrodniach popełnianych przez Niemców. Te były skrupulatnie ukrywane przez sprawców.

– Niemcy już od roku 1944 próbowali na różne sposoby ukrywać swoje zbrodnie. W ogóle ludobójcze zbrodnie próbowali popełniać w taki sposób, aby wiedza o nich nie przedostawała się do opinii zachodniej. Niemcy w czasie wojny próbowali nawet dbać o swój – brzydko mówiąc – PR na Zachodzie, a gdy zbliżał się front, to wykorzystywali żyjących jeszcze więźniów do tego, aby wykopywać zwłoki tych, których rozstrzeliwali i chowali (miało to miejsce między innymi w obozie koncentracyjnym w Płaszowie i innych obozach koncentracyjnych), po to, aby kłaść je na rusztach i palić. Te zwłoki po kilku latach spoczywania w ziemi były wyciągane i w ramach tzw. Akcji 1005 były palone. Niemcy też wysadzali w powietrze krematoria, które były tymi miejscami najstraszliwszymi i zabijali tych więźniów, których używali do pomocy przy tych najstraszniejszych zbrodniach. Byli oni rozstrzeliwani – mówił dr Mateusz Szpytma.

Nie było jednak tak, że alianci dowiedzieli się o zbrodniach dopiero po wkroczeniu na ziemie okupowane przez Niemców i należące do Rzeszy. Wcześniej o masowych zbrodniach informowało ich Polskie Państwo Podziemne m.in. za sprawą raportów Jana Karskiego i rtm. Witolda Pileckiego.

– Niestety priorytety państw alianckich były inne i sugestie, które płynęły z polskiej strony, żeby zbombardować chociażby tory do Auschwitz, nie spotkały się ze zrozumieniem. A przecież jeszcze w lipcu 1944 r. z Węgier zwożono setki tysięcy Żydów po to, aby ich wszystkich zagazować w obozie zagłady Auschwitz-Birkenau. Widzimy, że wtedy niestety nie doceniono tego, o czym Polacy informowali i tak naprawdę ten obóz mógł bez problemu funkcjonować aż do samego końca, czyli do stycznia roku 1945 – zwrócił uwagę historyk.

Według najnowszych szacunków w niemieckim obozie Auschwitz-Birkenau zamordowano ok. 1,1 mld Żydów i 100 tysięcy Polaków. Zginęło tam także wielu przedstawicieli innych narodów, w tym duża grupa jeńców sowieckich (głównie Rosjan, Ukraińców i Białorusinów).

– Ta fabryka śmierci była olbrzymia, chociaż można porównać to też do obozu zagłady w Treblince. Tam (…) zginęło około 900 tysięcy osób, więc widzimy, że takich strasznych miejsc zagłady było kilka. Niemcy stworzyli je na okupowanych ziemiach polskich. Tutaj przed wojną mieszkało najwięcej Żydów (więcej mieszkało tylko w Stanach Zjednoczonych), więc też zagłada Żydów była najłatwiejsza do przeprowadzenia w tym właśnie miejscu – zaznaczył zastępca prezesa IPN.

Decyzja Niemców, którzy w swoich ludobójczych działaniach byli niezwykle pragmatyczni, podyktowana była wyłącznie względami logistycznymi. Nieprawdziwe są więc twierdzenia, że budowali oni obozy zagłady tam, gdzie był największy antysemityzm. Jest to narracja przekłamana i antypolska – podobnie jak krzywdzące określenie „polskie obozy zagłady”.


– Musimy cały czas mówić w Polsce i starać się pokazać światu, jaka jest prawda o niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau, o innych obozach koncentracyjnych, o innych obozach zagłady, o tym, gdzie wymyślono Zagładę. Musimy też bardzo mocno mówić o tym, że oprócz zagłady Żydów miała również miejsce eksterminacja narodu polskiego, że w czasie wojny zginęło około czterech milionów Polaków, że zniszczono polską inteligencję – podkreślił gość „Aktualności dnia”.



Dlatego też polityka historyczna jest bardzo ważna. Niestety obecny rząd przeszkadza w jej należytym prowadzeniu, uderzając w placówki kultywujące pamięć narodową i przekazujące prawdę na temat naszych dziejów. Wśród nich są m.in. Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, z którego wystawy usunięto postacie św. Maksymiliana Marii Kolbego, bł. rodziny Ulmów i rtm. Witolda Pileckiego oraz [Muzeum „Pamięć i Tożsamość” im. św. Jana Pawła II w Toruniu, które obecna władza zamierza zniszczyć].

Całość rozmowy z dr. Mateuszem Szpytmą jest dostępna [tutaj].






miliardów??







------------------------

niezależna.pl



Brytyjski król mówił o ofiarach niemieckich obozów. O Polakach... ani słowa



Podczas swojego wystąpienia w Centrum Społeczności Żydowskiej w Krakowie, król Wielkiej Brytanii, Karol III, wymieniając ofiary niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, pominął Polaków. Jeśli już - to pojawili się w sformułowaniu "wielu innych" - obok społeczności LGBT, osób niepełnosprawnych, Żydów, Sinti czy Romów.


27 stycznia obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Tego dnia 80 lat temu Armia Czerwona oswobodziła Auschwitz-Birkenau - największy ze stworzonych w okupowanej przez Niemcy Europie zespół obozów koncentracyjnych i zagłady.

Dziś od rana na terenie dawnego obozu trwają uroczystości upamiętniające. Uczestniczą w nich udział Ocalali, a także liderzy z całego świata, w tym m.in. prezydent Andrzej Duda, król Wielkiej Brytanii Karol III, prezydenci i reprezentanci innych krajów - w tym niemiecki kanclerz Olaf Scholz. W ceremonii uczestniczyć będzie ponad 50 delegacji z całego świata.

Karol III, obok uroczystości w Auschwitz, wziął również udział w spotkaniu organizowanych w Centrum Społeczności Żydowskiej w Krakowie.


Tam, w swoim wystąpieniu, wymieniał ofiary holocaustu, w tym niemieckich obozów koncentracyjnych.

"To moment, w którym wspominamy sześć milionów Żydów, starych i młodych, którzy byli systematycznie mordowani, razem z Sinti, Romami, osobami niepełnosprawnymi, członkami społeczności LGBT, więźniami politycznymi oraz wieloma innymi osobami, którym naziści wyrządzili krzywdę"

- mówił Karol III.



Uwagę zwraca fakt, że nie wymienił w tej grupie Polaków. 
W samym Auschwitz Polacy stanowili drugą pod względem liczebności ofiar grupę narodową.

W sieci na wypowiedź tę zwrócił uwagę Marek Magierowski, były ambasador RP w Stanach Zjednoczonych. 

Słowa Karola III wywołały liczne komentarze.






------------------------


wpolityce.pl



Wreszcie odnalazło się nagranie dokumentujące słynne już „przejęzyczenie” minister edukacji narodowej Barbary Nowackiej. Rzecz w tym, że na „przejęzyczenie” to nie wyglądało, a słowa o „polskich nazistach”, którzy „zbudowali obozy” padły faktycznie. Minister Nowacka swoje wystąpienie na konferencji, w tym również ten fragment, odczytywała z kartki, a wspomniane słowa wypowiedziała bez zająknięcia.


"Na terenie okupowanym przez Niemcy polscy naziści zbudowali obozy"

— stwierdziła polityk.



To, co widzimy na nagraniu, wypada jednak tym gorzej dla szefowej MEN. Wspomniane słowa również odczytuje bowiem z kartki. Jeśliby więc doszło do „pomyłki” czy „przejęzyczenia” (bo mimo wszystko trudno wyobrazić sobie, aby którykolwiek konstytucyjny minister w polskim rządzie naprawdę uważał, że niemieckie obozy koncentracyjne w Polsce wybudowali „polscy naziści”), to oznaczałoby, że polityk odpowiedzialna za edukację miała problem z odczytaniem tekstu z kartki. A jest to umiejętność jednak dosyć - by tak rzec - podstawowa.


„To ma być ‘przejęzyczenie’”?

Na fakt, że skoro widzimy, jak pani minister czyta z kartki, zatem tłumaczenie o „przejęzyczeniu” jest co najmniej naiwne, zwróciła uwagę Beata Szydło, europoseł PiS, w latach 2015-2017 premier RP.


To ma być „przejęzyczenie”? Minister Nowacka czytała o „polskich nazistach” z kartki


— napisała polityk opozycji.


Udało się odnaleźć skandaliczną wypowiedź Barbary Nowackiej. Bez zająknięcia odczytuje zdanie o „polskich nazistach”. Brak dymisji oznacza, że każdy na całym świecie może się tak „przejęzyczać”. I zawsze będzie mógł się tak tłumaczyć polskiej dyplomacji

— skomentował z kolei poseł Sebastian Kaleta.




Płynnie i bez mrugnięcia okiem


— zwrócił uwagę kolejny polityk opozycji, europoseł Dominik Tarczyński.




Ktoś to jednak zdążył nagrać. Nowacka bez zająknięcia o „polskich nazistach”. Czy to Wam wygląda na „przejęzyczenie”?

— pyta internauta Paweł Rybicki.



Nie wiadomo, co byłoby najgorsze: nieumiejętność przeczytania przez Barbarę Nowacką tekstu z kartki, sugerowanie, że niemieckie obozy budowali „polscy naziści” czy fakt, że na wypowiedź nikt ze zgromadzonych nie zareagował. Gdyby ktoś z zebranych zwrócił uwagę na sporny fragment wypowiedzi, szefowa MEN mogłaby skorygować swoje „przejęzyczenie”.




Nie, najgorsze jest to, że Nowacka powiedziała wprost nieprawdę "polscy naziści zbudowali obozy", a redaktor wpolityce.pl nazywa to sugerowaniem, a nie kłamstwem.



------------------------


Po tym, jak pani Barbara Nowacka powiedziała nieprawdę o tym, kto zbudował obozy, podniósł się larum, który chyba otępił wszystkich redaktorów i nikt nie zwrócił uwagi, że prezydent Duda również w pewnym sensie pominął w swojej wypowiedzi Polaków, jako nację dla której w pierwszej kolejności wybudowano obóz zagłady.


Jak mówi pani Barbara Wojnarowska-Gautier, więzień Auschwitz:

Ten obóz powstał dla Polaków 
– Nie nie, co ty opowiadasz! Siejesz propagandę! 
– Pojedźcie tam, poczytajcie w archiwach i zanim otworzycie gębę, nauczcie się historii! 



Obóz koncentracyjny Auschwitz został zorganizowany dla Polaków i oni też byli pierwszymi jego więźniami politycznymi. W wyniku ciągłego napływu nowych transportów systematycznie wzrastała liczebność więźniów. W 1940 r. osadzono w obozie blisko 8 tys. ludzi. Byli to prawie wyłącznie Polacy. Oprócz nich znalazła się w obozie niewielka liczba Żydów oraz Niemców. Niemcy pełnili w tym czasie z reguły funkcje w nadzorze obozowym jako kapowie i blokowi. W 1941 roku osadzono w obozie ponad 26 tys. ludzi. (około 15 tys. Polaków, 10 tys. jeńców sowieckich i ponad 1 tys. Żydów).

Od 1942 r. w wyniku włączenia KL Auschwitz do procesu masowej zagłady Żydów, liczba deportowanych do obozu zaczęła gwałtownie wzrastać. W 1942 r. przywieziono około 197 tys. Żydów, w 1943 r. około 270 tys., a w 1944 r. ponad 600 tys. – łącznie blisko 1,1 mln. Spośród nich wybrano jako zdolnych do pracy około 200 tys. osób i osadzono w obozie.


źródło: auschwitz.org/historia/liczba-ofiar/







Informacja jest jednoznaczna:

- obóz został zorganizowany dla Polaków
- decyzję o masowej zagładzie Żydów Niemcy formalnie podjęli i zaczęli realizować od 1942 roku


Ja od razu zwróciłem uwagę na ten brak, bo uczulony jestem w tym temacie od czasu lektury bloga Iwo Pogonowskiego jakieś 20 lat temu, który bardzo to akcentował.




Redaktorzy nie pomagają nam tego wychwycić, ale za to niektórzy - dorzeczy.pl - "pomagają" prezydentowi...


>> którzy stworzyli sieć obozów zagłady w jednym celu.

– Obozy takie, jak Auschwitz zostały zbudowane po to, żeby realizować zagładę narodu żydowskiego. Taki był zbrodniczy plan Hitlera, plan nazistowskich Niemców, by dokonać ich zagłady. Upamiętniamy tych wszystkich, którzy zostali pomordowani w czasie Holokaustu, także ponad 3 miliony obywateli polskich, narodowości żydowskiej, którzy zostali w czasie II wojny światowej zabici – powiedział.<<



Podoba się wam ta mowa?

zanim otworzycie gębę, nauczcie się historii! 


I to są ci Strażnicy Pamięci?

Dziękuję za "troskę", takich Strażników nie potrzebuję, idźcie precz bujać w obłokach, sam się będę chronił...



To prawda, że on tam jeszcze później także wymienia Polaków, ale...  tak sobie myślę... 





My Polacy, na których ziemi okupowanej przez hitlerowców, Niemcy zbudowali ten obóz zagłady, jesteśmy dziś strażnikami pamięci.



Takie to trochę pogmatwane, nie? Jakiś rytm dziwny, jakby nie po polsku. A gdyby tak uprościć, pominąć te krzywizny...



My Polacy, na których ziemi okupowanej przez hitlerowców, Niemcy zbudowali ten obóz zagłady, jesteśmy dziś strażnikami pamięci.


My Polacy, na których zbudowali ten obóz zagłady, jesteśmy dziś strażnikami pamięci.

My Polacy, na których zbudowali ten obóz zagłady

My Polacy, którzy....








Duda:   "Polacy, na których ziemi okupowanej przez hitlerowców, Niemcy zbudowali ten obóz"

Nowacka:      "Na terenie okupowanym przez Niemcy polscy naziści zbudowali obozy"




   



 "kiedyś przyjął na siebie dobrowolnie w czasie II wojny światowej rotmistrz Pilecki" 


dobrowolność oznacza frajerstwo?
tak to odebrałem, jakby chciał powiedzieć - sam chciałeś, my cię nie prosiliśmy o to....










Dwa lata temu w lutym tak się nagle rozchorowałem, całe ciało mnie bolało jak nigdy, dwa dni nie spałem z bólu, bo nawet ketonal nie pomagał i cały tydzień "ledwo" przeżyłem, a potem drugi tydzień wracałem do równowagi... i przepadło mi pewne spotkanie, na które chciałem iść.

Po miesiącach doszedłem do tego, że prawdopodobnie właśnie dlatego zachorowałem - żeby mnie tam nie było.


Ostatnie dni też choruję, od niedzieli bardzo podobne objawy i też "z niczego", nawet na dworze nie byłem, bóle mięśni dwa dni, na szczęście lżejsze niż dwa lata temu i tabletki mi pomagają, teraz zwyczajny katar....

Czyżby znowu chodziło o to, by czegoś nie robić, na przykład, nie analizować, nie napisać? 




W zasadzie to bym musiał teraz wszystkie artykuły w tym temacie przejrzeć, żeby sprawdzić który redaktor jest otępiały, a który "pomaga"....

Nie podoba mi się to wszystko.



































https://naszdziennik.pl/polska-kraj/313564,prezydent-duda-polacy-sa-straznikami-pamieci.html

Więźniarka Auschwitz i ofiara niemieckiego potwora "dr" Mengele: "Najpierw nauczcie się historii, a potem otwierajcie gęby"

wpolityce.pl/polityka/719694-ile-srodkow-niemcy-przekazali-polakom-za-ii-wojne-swiatowa

dorzeczy.pl/opinie/682465/duda-my-jestesmy-straznikami-pamieci.html

Dr. M. Szpytma z IPN: Musimy cały czas starać się pokazać światu, jaka jest prawda o Auschwitz – RadioMaryja.pl


Prawym Okiem: Apolonia - polska czcionka

wpolityce.pl/polityka/719755-i-znalazlo-sie-zobacz-i-posluchaj-co-powiedziala-nowacka

Brytyjski król mówił o ofiarach niemieckich obozów. O Polakach... ani słowa | Niezalezna.pl

Ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej – Wikipedia, wolna encyklopedia



facebook.com/watch/?ref=saved&v=922125966702238





www.polskalitera.pl

beetrootacademy.pl/blog/why-using-times-new-roman-is-a-sin

anetaduk.com/b/polska-czcionka-czy-angielski-font

studiokreacja.pl/blog/ktore-fonty-najlepiej-czyta-sie-w-internecie/





wtorek, 21 stycznia 2025

Litzmannstadt - dzieci więźniami






przedruk


18 stycznia 2025

Łódź: obchody 80. rocznicy likwidacji niemieckiego obozu koncentracyjnego dla polskich dzieci




(Pomnik Pękniętego Serca w Łodzi, fot. Marian Zubrzycki / Forum)


Byli więźniowie, przedstawiciele władz oraz młodzież uczestniczyli w sobotę w uroczystości z okazji 80. rocznicy likwidacji niemieckiego obozu koncentracyjnego dla dzieci przy ul. Przemysłowej w Łodzi. W latach 1942-45 okupanci więzili w nim w bardzo ciężkich warunkach od 2 do 3 tys. polskich dzieci. Życie straciło w nim ok. 200 najmłodszych, niewinnych Polaków.

Sobotnia uroczystość odbyła się pod Pomnikiem Martyrologii Dzieci, nazywanym też Pomnikiem Pękniętego Serca, który przypomina o działającym w Łodzi w latach 1942-45 hitlerowskim obozie przy ul. Przemysłowej. Oprócz jednego niewielkiego budynku nie ma tam żadnego śladu dawnego miejsca kaźni, którego działalność zakończyła się 18 stycznia 1945 roku. Wówczas niemieccy oprawcy pozostawili swojemu losowi ok. 800-900 małych więźniów.

„Pamięć o dzieciach wojny, ofiarach bezprecedensowego okrucieństwa, jakiego doświadczyły w nazistowskim obozie dla dzieci polskich przy ul. Przemysłowej, a także w innych miejscach kaźni jest naszym wspólnym obowiązkiem. W 80. rocznicę zakończenia funkcjonowania obozu przy ulicy Przemysłowej stajemy tutaj, by przypomnieć o tamtych małych bohaterach, o ich determinacji i woli przetrwania. Przypominamy o tych, którzy przeżyli oraz tych, którym nie dane było doczekać upragnionej wolności” 

– napisała minister kultury i dziedzictwa narodowego Hanna Wróblewska w liście, który podczas obchodów odczytał p.o. dyrektora Muzeum Dzieci Polskich – ofiar totalitaryzmu dr Andrzej Janicki.



W liście przywołano wspomnienia Jana Maciejewskiego, który trafił na Przemysłową wraz z rodzeństwem jako jedno z 58 dzieci z Mosiny aresztowanych przez Niemców w ramach akcji odwetowej w 1943 r. Maciejewski wspominał po latach, że w styczniu 1945 r. Niemcy zaczęli opuszczać obóz; zaczęły się bombardowania Łodzi i dzieci zagoniono do pracy przy wykopach.

Gdy nadzorcy obozu uciekli, pozostawiając w nim kilkaset dzieci, pod bramę obozu podchodzili łodzianie i wycieńczone grupki malców zabierali do swoich domów.

Janek, jego brat i dwie dziewczyny z Mosiny trafili do kobiety zamieszkującej przy ul. Przemysłowej w Łodzi, gdzie nie wytrzymali długo – pieszo wyruszyli z Łodzi do Poznania. Po drodze zatrzymano ich w sierocińcu, ale i stamtąd uciekli, by w końcu dotrzeć do domu.

Podobne przeżycia były udziałem wielu innych dzieci, które na przekór głodowi, zmęczeniu i zimnu podjęły wysiłek dotarcia do rodzinnych domów – często zniszczonych albo pustych.



Wśród uczestników uroczystości przy Pomniku Pękniętego Serca był Jerzy Jeżewicz, który do obozu w Litzmannstadt (tak hitlerowcy przemianowali Łódź w czasie okupacji) trafił 10 września 1943 roku w wieku 2,5 lat razem z 3,5-letnim bratem.

„Na Przemysłowej byliśmy prawie rok, do 30 lipca 1944 roku i w momencie, kiedy likwidowano getto żydowskie załadowano nas na pociąg i przewieziono nas do obozu w Potulicach, gdzie byliśmy już do wyzwolenia, czyli do 22 stycznia 1945 roku. Ile razy staję przed tym pomnikiem, to zawsze czuję za sobą, że ktoś tam jeszcze jest; ktoś, kto został tam na wieki” – mówił Jeżewicz.

Dawny więzień obozu dla dzieci przypomniał, jak przez lata pamięć o martyrologii małych Polaków była zacierana i wręcz lekceważona, co doprowadziło do tego, że dokumenty dotyczące niemieckiej działalności przy Przemysłowej ujawniano dopiero po wielu dekadach od zakończenia II wojny światowej.


„Z przykrością trzeba stwierdzić, że obóz na Przemysłowej został fizycznie zlikwidowany – zepchnięty spychaczami, a na jego miejscu zostało postawione piękne osiedle mieszkaniowe. To jedyny taki obóz w Europie, który tak został potraktowany. My wszyscy (dawni więźniowie – przyp. red.), którzy jeszcze jesteśmy przy życiu, pytamy jak to się stało – Niemcy uciekli, bramy zostały otwarte, w obozie została pełna dokumentacja wszystkich więźniów; także tych, którzy ginęli”
– zaznaczył Jeżewicz.



Niemiecki obóz koncentracyjny dla polskich dzieci utworzono 1 grudnia 1942 roku na terenach wyodrębnionych z Litzmannstadt Ghetto. Okupanci więzili tam dzieci i młodzież polską od 2. do 16. roku życia, ale z relacji więźniów wynika, że Niemcy przetrzymywali tu nawet kilkumiesięczne niemowlęta.


Obóz znajdował się pod zarządem niemieckiej policji kryminalnej w Łodzi. Dzieci przetrzymywane były w prymitywnych warunkach, niewolniczo pracowały, były torturowane. Według nowszych ustaleń obóz pochłonął niemal 200 ofiar śmiertelnych, a w sumie przetrzymywano w nim od 2 do ponad 3 tys. dzieci. Gdy 18 stycznia 1945 r. zakończyła się niemiecka okupacja w Łodzi, w obozie przebywało ponad 800 małoletnich więźniów.

piątek, 17 stycznia 2025

Wspomnienie z oflagu








przedruk fb



Muzeum Ziemi Wałeckiej





„…Ja znalazłem się z grupą młodszych oficerów w Oflagu II D Gross Born. Na tamten teren prócz dodatkowego pseudonimu dostałem też specjalne zadanie. Mianowicie miałem w Oflagu objąć funkcję szefa tajnej poczty międzyobozowej. Na miejscu okazało się, że żadnej poczty nie ma. A więc coś, co jako dodatkowy wyraz wdzięczności za akowską legitymację miałem objąć, kierować tym i usprawnić, po prostu nie istniało. Niemcy potraktowali nas zupełnie normalnie jako oficerów, którzy poszli do niewoli, do Oflagu. Krótkie przesłuchanie przez mówiących po polsku oficerów Abwehry. Standardowe: imię, nazwisko, pseudonim, stopień wojskowy, przydział organizacyjny. Nie było żadnej przemocy, żadnych brutalnych nacisków. Krążyły pogłoski, że będą nam proponowali utworzenie polskiej dywizji do walki na Froncie Wschodnim. Nie sprawdziły się.

Gross Born był starym obozem jeńców, znajdowało się tam kilka tysięcy oficerów z kampanii wrześniowej, zwanych „pawianami” oraz batalion ordynansów, którzy wprawdzie nie obsługiwali poszczególnych oficerów, lecz cały obóz jako kucharze, krawcy, szewcy i tak dalej. Nas przyjęto entuzjastycznie, natychmiast dostaliśmy całe kartony dostarczane do Oflagów przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż, z cudami takimi, jak kawa rozpuszczalna Nescafe lub jej brytyjski odpowiednik, amerykańskie i angielskie papierosy. Dano nam do wyboru różne sorty mundurowe, ja wybrałem amerykańskie. Wypłacono żołd w walucie obozowej zwanej piastami, za piasty zaś można było kupować różne delikatesy w obozowym sklepiku. Potajemnie handlowano też bimbrem. Były go aż cztery gatunki. Najdroższy, luksusowy, pędzony był z rodzynek i równał się niezłemu koniakowi.

Oficerów z kampanii wrześniowej było w Gross Born kilka tysięcy, nas z Powstania stu pięćdziesięciu. Przez pierwszy tydzień uważali nas za bohaterów, przez drugi za kłamców, a w trzecim za bandytów, i tu dopiero mieli rację. W Oflagu żyło się całkiem nieźle. Wielojęzyczna biblioteka obozowa liczyła 20,000 tysięcy tomów, Niemcy zaś przepuszczali do niej wszelkie książki z wyjątkiem podręczników wojskowych. Działało tam oficjalnie kilka wyższych uczelni, nawet Akademia Sztuk Pięknych, których dyplomy zostały po wojnie uznane. Jedyną nielegalną była Wyższa Szkoła Wojenna, do której się zapisałem. Z pewnym zdumieniem stwierdziłem, że wykładana tam taktyka opiera się na założeniu osiemnastoosobowej drużyny strzeleckiej ze wszystkimi konsekwencjami, do struktury dywizji piechoty włącznie. Zwróciłem uwagę wykładowcom, że taka organizacja sił zbrojnych już nie istnieje, wszystkie armie świata mają drużyny z 10 do 12 żołnierzy, o wiele silniej uzbrojone niż te z 1939 roku…

Zbliżała się zima i największym problemem było ogrzewanie. Obóz składał się ze standardowych niemieckich drewnianych baraków, postawionych na murowanych słupkach dla uniemożliwienia podkopów. Baraki podzielone były na izby, każdą izbę ogrzewał żeliwny piecyk, służący także do gotowania. Oficjalny przydział opału był skąpy, wiatr owiewał baraki także od spodu, podłogi były nieznośnie zimne. Rzecz prosta jeńcy ratowali się „organizując” sobie paliwo przez rozbieranie różnych drewnianych elementów obozu. Ale dopiero my nowoprzybyli pokazaliśmy im, jak to się robi. Na drucie kolczastym, stanowiącym integralną część ogrodzenia obozowego, wisiały tablice ostrzegające, że wartownicy z „bocianów” czyli wieżyczek strażniczych strzelać będą bez ostrzeżenia do każdego, kto przekroczy tę linię. Oczywiście w ciągu paru pierwszych zimnych dni zdjęliśmy i porąbaliśmy na opał prawie wszystkie tablice. Ale najlepszy był numer, którego byłem współautorem. Zauważyliśmy, że o dwa, może trzy kroki od wejścia do niemieckiej komendy obozu stoi wspaniały, drewniany słup telefoniczny już nie używany, bo nie podtrzymuje żadnych przewodów. Rozchwierutanie słupa, wyciągnięcie go z ziemi, zaniesienie w miejsce niewidoczne z „bocianów” i tam pocięcie go na kawałki było kwestią dosłownie minut. Co najdziwniejsze, Niemcy nigdy nie zauważyli jego braku i nie zrobili żadnych poszukiwań.


Zaczął sypać śnieg. Od wschodu słychać było pomruki artylerii radzieckiej, atakującej Wał Pomorski. Niemcy zawiadomili jeńców oficjalnie, że Oflag zostanie ewakuowany do Lubeki i to marszem pieszym. Polskie kierownictwo obozu (w każdym Oflagu znajdował się oficjalny polski „starszy obozu”, z reguły generał) przewidywało to od dawna i ostro naciskało na jeńców, by codziennie maszerowali po wielkim kole, najdłuższej ścieżce wewnątrzobozowej. Zapowiedziano też, że od ewakuacji mogą uchylić się tylko ciężko chorzy i inwalidzi, ale na własną odpowiedzialność. 

Była już połowa stycznia. Temperatura spadła do minus 15 stopni. Wzdłuż ogrodzenia obozu biegła szosa, po której, brnąc w śniegu sięgającym znacznie powyżej kostek, wlokły się pochody cywilnych Niemców, dźwigających plecaki, walizki lub ciągnących saneczki, nie raz zbite naprędce. Te kolumny poganiali esesmani. Szły na zachód, drogą, którą i my mieliśmy się ewakuować. Później, po wyzwoleniu obozu, mieliśmy możność sprawdzić na własne oczy, że to sami Niemcy wygnali swych rodaków, przynajmniej ze znacznej części Pomorza Zachodniego. Takie miasta jak Jastrowie czy Złotów stały się po prostu puste, wyczyszczone do ostatniego człowieka tak nagle i skutecznie, że nawet w jadalniach mieszkań stały na stołach niedokończone posiłki.

Maszerować kilkaset kilometrów w takich warunkach? Niedoczekanie wasze! Położyłem się na swej piętrowej pryczy, zawinąłem w koc i czekałem. Gdzieś po pół godzinie zjawił się żołnierz, krzyknął po niemiecku by wychodzić na apel i na tym się skończyło. Przez okno widziałem długą kolumnę wychodzących na drogę. Śniegu nadal był dostatek. Obok nich maszerowali nasi dotychczasowi strażnicy. Wesołego jajka i tak dalej. Około południa zaczęliśmy powoli wychodzić na nasz własny apel. Okazało się, że jest nas kilkuset, a pilnuje nas jakiś tuzin kościanych dziadków z przedhistorycznymi karabinami i w złachanych mundurach…”.


(źródło: J. Wilczur-Garztecki, Armia Krajowa za i przeciw…, Wrocław 2006).


W załączeniu Teatr Symbolów, scena alegoryczna z rewii w reżyserii Bolesława Płotnickiego, Oflag II D Gross Born, 1943 r. (źródło: S. Piekarski, Polskie teatry jenieckie w Niemczech…, Warszawa 2001).
























niedziela, 24 lipca 2016

Niemieckie Jedwabne - Gardelegen




„Niemieckie Jedwabne”, o którym nie mówi nikt.

 Jak w stodole w Gardelegen zginęło 1016 osób, w większości Polacy




 [+18]       UWAGA  - drastyczne zdjęcia!




2016/07/21

Znana jest natomiast liczba więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych, kilku narodowości, w przeważającej większości Polaków – bo ich ekshumowano – spalonych przez Niemców w ostatnich chwilach wojny, 13 kwietnia 1945 r., w stodole w Gardelegen pod Magdeburgiem, w Niemczech. Liczba ta wynosi 1016 osób.




W wymienionym dniu, w przeddzień wejścia wojsk amerykańskich, Niemcy z obozu koncentracyjnego w Mauthausen i z okolicznych mniejszych obozów zebrali ponad tysiąc więźniów. Zgromadzili ich w Gardelegen, w stodole wysłanej słomą, gdy już nad okolicą przelatywały amerykańskie samoloty. Stodołę otaczał tłum uzbrojonych Niemców: esesmanów, żołnierzy Reichswehry, młodzieży z Hitlerjugend, cywilów. Drzwi do stodoły pozamykano, na zewnątrz słychać było głosy, rozmowy, śmiechy, tupot nóg. Stodołę podpalono. Uwięzieni w niej szmatami, kocami stłumili chwilowo ogień. Niemcy skierowali wówczas w kierunku stodoły ogień karabinowy, wrzucali granaty, wzniecające płomienie. Uwięzieni początkowo sądzili, że to alianckie samoloty bombardują stodołę. Rozległy się jęki, krzyki, wołania: Mordują! Wewnątrz stodoły była krew, miazga trupów. Siedem osób wydobyło się z morza ognia, poszerzając rękami i nożami szpary w cementowych ścianach stodoły. Przedostali się z płonącej stodoły, spod masy trupów, na zewnątrz. Pomogła noc. Trzech zostało zabitych, reszta się uratowała – wszyscy Polacy. Pozostali spłonęli w stodole.




Żołnierze 102. amerykańskiej Infantry Division, która wkroczyła nad ranem do Gardelegen (wśród nich także Amerykanie polskiego pochodzenia), zobaczyli sczerniały od ognia i dymu beton stodoły, z rozwalonymi drzwiami, a za nimi, osłupiali z przerażenia, dostrzegli stosy nadpalonych trupów. W obliczu niesłychanej zbrodni, przejęci zgrozą, rozstrzelali z miejsca 22 esesmanów znajdujących się w pobliżu, mimo że jeden, prosząc o litość, całował ich buty.
W Gardelegen Amerykanie natychmiast przystąpili do grzebania ciał pomordowanych w stodole więźniów. Pod stosem trupów znaleźli dających oznaki życia siedmiu Polaków, trzech Rosjan i straszliwie popalonego Francuza. Buldożerami amerykańscy żołnierze pogłębili pobliską fosę. Zrobili w niej miejsce na grzebanie zabitych, w większości Polaków. Do grzebania częściowo spalonych ponad tysiąca zwłok Amerykanie zmobilizowali Niemców, mieszkańców Gardelegen i okolicznych miejscowości. Część z nich przed kilkudziesięciu godzinami asystowała bądź brała udział w mordowaniu zapędzonych do stodoły Polaków i więźniów innych narodowości.





W niecodziennym, swoistym pochodzie szli teraz ku fosie elegancko ubrani, schludni, ogoleni, szacowni mężczyźni, mieszkańcy Gardelegen, by pochować w dole niedopalone strzępy ludzkie. Żonom tych mężczyzn nakazali Amerykanie wydać wszystkie prześcieradła. I szli tak z prześcieradłami, porządnie złożonymi na rękach, błyszczącymi bielą, do miejsca pomordowania więźniów. Kiedy dotarli do stodoły, Amerykanie kazali im całować resztki ludzkie, których nie strawił w stodole ogień. Następnie polecili Niemcom, mieszkańcom Gardelegen, owijać nadwęglone zwłoki w przyniesione z ich domów prześcieradła i nieść je w stronę fosy. Tam przekazywali oni owinięte ciała swoim współrodakom, układającym je w dole. Czynili to, tytułując siebie wzajemnie, z całą powagą: Herr Doctor, Herr Ingenieur, Herr Geheimrat. 




W dwu turach przenieśli Niemcy ofiary z miejsca zbrodni do miejsca pochowania. W pierwszej turze przeniesiono 574 popalone ciała, w drugiej – 442. Łącznie mieszkańcy Gardelegen na rozkaz Amerykanów przenieśli spod stodoły do dołów grzebalnych, ucałowawszy uprzednio i zawinąwszy w prześcieradła, 1016 ciał pomordowanych – przeważnie Polaków.
Po pewnym czasie Amerykanie polecili Niemcom zbudować w Gardelegen, dla ofiar ich mordu, odrębny cmentarz. Przeniesiono tam ekshumowane ciała. Na cmentarzu tym stanęło 1016 krzyży. Spaleni, różnych narodowości, byli chrześcijanami. Tylko 4 krzyże opatrzone są imieniem i nazwiskiem. Na 301 widnieją wyłącznie numery obozowe. Reszta, 711 krzyży, to krzyże nie tylko bezimienne, ale nawet bez numeru obozowego, nadanego przez Niemców.




Jeden dzień dzielił ich wszystkich od wyzwolenia z niemieckiej niewoli. Dnia tego nie doczekali. Opis ich gehenny i męczeńskiej śmierci w stodole w Gardelegen przedstawił, o wiele szerzej, już przed ponad trzydziestu laty, Melchior Wańkowicz*. Wykorzystał on relacje przekazane mu przez uratowanych z masakry w Gardelegen Polaków. Poszukiwał ich nawet w Ameryce. Dotarł także do materiałów archiwalnych, ustnych relacji niemieckich i amerykańskich. W swoich publikacjach zamieścił zdjęcia resztek stodoły w Gardelegen, w której Niemcy spalili 1016 więźniów z okolicznych obozów. W jednej z książek Wańkowicz prezentuje również zdjęcie okolicznościowej tablicy w Gardelegen, informującej w języku angielskim i niemieckim o dokonanej tam zbrodni.



Publikacje M. Wańkowicza zawierają zaledwie część dokumentacji dotyczącej spalenia przez Niemców w Gardelegen ponad tysiąca zniewolonych przez nich ludzi. Wańkowicz stwierdza: „Mam dokumenty, zeznania”. Pisarz już nie żyje. Dokumenty te i zeznania być może znajdują się w posiadaniu rodziny… Nie zostały dotąd udostępnione badaczom. Zawierać mogą niewątpliwie znaczące szczegóły dotyczące zbrodni ludobójstwa dokonanej przez Niemców w Gardelegen, a niewykluczone, że i w innych miejscach.
Instytut Pamięci Narodowej powinien jak najszybciej zainteresować się zbrodnią dokonaną w Gardelegen, w większości na Polakach. Idąc w ślad za spuścizną dokumentacyjną M. Wańkowicza, IPN musi dotrzeć do archiwaliów niemieckich i dokumentacji amerykańskiej oraz rychło zdobyć relacje ocalonych od masakry w Gardelegen Polaków, o ile oni jeszcze żyją. IPN nie może poprzestawać wyłącznie na badaniach okoliczności spalenia przez Niemców kilkuset Żydów w Jedwabnem. Ma obowiązek wyjaśnienia również okoliczności spalenia przez Niemców jeszcze większej liczby Polaków w stodole w Gardelegen, k. Magdeburga w Niemczech.




Postawiono tam 1016 krzyży. Niemych krzyży. Czy jeszcze tam stoją? Obowiązkiem IPN względem narodu polskiego jest sprawdzić to i sprawę zbrodni w Gardelegen dogłębnie wyjaśnić.



Ryszard Bender, tekst ukazał się w tygodniku Niedziela