Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Neandertalczyk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Neandertalczyk. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 9 stycznia 2022

Dziki człowiek

 


przedruk

tłumaczenie automatyczne



The Renaissance Experience

Anne Marie Moinet Soucek

 

 · 41 min

 

 · 


Od średniowiecza styczeń często nazywany był miesiącem maskarad. Ludzie lubili przebierać się za dzikich mężczyzn.
Dzicy mężczyźni, czyli wodewosy, przedstawione przez Albrechta Dürera (1499)-Alte Pinakotek-Monachium)
Koncepcja dzikiego człowieka:
Ten motyw dzikiego człowieka jest bardzo popularny pod koniec średniowiecza. Pokryty włosami, groźny, jest też istotą czystą, żyjącą w zgodzie ze swoim środowiskiem naturalnym i zachowaną przed przywarami społeczeństwa.
Dzicy ludzie lub dzikusy – zazwyczaj przedstawiani noszący kije lub pałki, żyjący poza granicami cywilizacji bez schronienia i ognia, bez uczuć i dusz – byli metaforą człowieka bez Boga. Powszechny przesąd utrzymywał, że długowłosy dzicy mężczyźni, znany jako lutins, którzy tańczyli do ognia albo do wyczarowania demony albo jako część rytuałów płodności, żyła na terenach górskich, takich jak Pireneje. W pewnej wiosce charivaris podczas żniw lub sadzenia tancerze przebrani za dzikich mężczyzn, aby reprezentować demony, zostali ceremonialnie schwytani, a następnie symbolicznie spalono ich wiązkę, aby uspokoić złe duchy. Kościół jednak uznał te rytuały za pogańskie i demoniczne.
Dzicy mężczyźni przedstawiani w granicach XIV-wiecznej księgi godzin. Wierzono, że przebierając się za dzikich mężczyzn, wieśniacy rytualistycznie „wyczarowują demony, naśladując je” – choć w tym okresie pokutni zabraniali wiary w dzikich mężczyzn lub ludzi imitacja ich, jak np. taniec w kostiumie w Wydarzenie Isabeau. W rytuałach folklorystycznych „palenie nie nastąpiło dosłownie, ale w effigie”, pisze, „w przeciwieństwie do Bal des Ardents, gdzie sezonowy rytuał płodności rozlewał się do dworskiej rozrywki, ale gdzie spalenie zostało przeniesione do strasznej rzeczywistości Lity. "Kronika z XV wieku opisuje Bal des Ardents jako demona una corea procurance ("taniec, aby odpędzić diabła")






From the Middle Ages on, January was often referred to as the month of masquerades. People enjoyed to dress as wild men.

Wild men, or wodewoses, depicted by Albrecht Dürer (1499)-Alte Pinakotek-Munich)

The concept of the wild man:

This theme of the wild man is very popular at the end of the Middle Ages. Covered in hair, menacing, he is also a pure being, living in harmony with his natural environment and preserved from the vices of society.

Wild men or savages—usually depicted carrying staves or clubs, living beyond the bounds of civilization without shelter or fire, lacking feelings and souls—were then a metaphor for man without God. Common superstition held that long-haired wild men, known as lutins, who danced to firelight either to conjure demons or as part of fertility rituals, lived in mountainous areas such as the Pyrenees. In some village charivaris at harvest or planting time dancers dressed as wild men, to represent demons, were ceremonially captured and then an effigy of them was symbolically burnt to appease evil spirits. The church, however, considered these rituals pagan and demonic.

Wild men depicted in the borders of a late 14th-century book of hours It was believed that by dressing as wild men, villagers ritualistically "conjured demons by imitating them"—although at that period penitentials forbade a belief in wild men or an imitation of them, such as the costumed dance at Isabeau's event. In folkloric rituals the "burning did not happen literally but in effigie", he writes, "contrary to the Bal des Ardents where the seasonal fertility rite had watered down to courtly entertainment, but where burning had been promoted to a dreadful reality." A 15th-century chronicle describes the Bal des Ardents as una corea procurance demone ("a dance to ward off the devil")



WODEWOSES -  woodwose / wodewose - dziki - satyr - faun

wo-dewose - deva?

kojarzy się też z Weles

LUTINS - z francuskiego - złośliwe elfy

lutins - skojarzenie z lutnią i z.... Latynami 





Normalnym terminem średnioangielskim , również używanym do dziś, był woodwose lub wodewoose (również pisane woodehouse , wudwas itp., rozumiane być może jako różnie w liczbie pojedynczej lub mnogiej).


podobne - Kuwasa - diabeł u Nienackiego, a w rzeczywistości - rozległe torfowisko w Kotlinie Biebrzańskiej



Wodwos występuje u Sir Gawaina i Zielonego Rycerza (ok. 1390). Bliski angielskie słowo jest najpierw potwierdzone na 1340, w odnośnikach do dzikiego człowieka popularnego w tym czasie w sztuki zdobniczej, jak w opisie przykładu Łacińskiej gobelin z Wielkiej Szafa z Edwarda III , ale jako nazwisko znaleziono je już w 1251 roku niejakiego Roberta de Wudewuse .

W odniesieniu do rzeczywistej legendarnej lub mitologicznej istoty, termin ten występuje w latach 80. XIII wieku, w Biblii Wycliffe'a , tłumacząc שעיר ( LXX δαιμόνια , łac. pilosi oznaczające „włochaty”) w Izajasza 13:21 Zdarzenia w Sir Gawain i Green Knight datuje się wkrótce po Biblii Wycliffe'a, do około. 1390.

Staroangielski forma woodwose jest unattested, ale byłoby albo * wudu-Wasa lub * Wude-Wasa . Pierwszy element jest zwykle tłumaczony jako od wudu „drewno, las”.

przypomina mi się:   wati-kutjara



Wać

Watico

Wati - k_utjara

Watik_an? - Vatican - Vaticano

Vatica lub Vaticum

vaticinor

wetico

sprawdź tutaj:  to kim oni są?


Drugi element jest mniej jasny. Został zidentyfikowany jako hipotetyczny rzeczownik * wāsa „być”, od czasownika wesan , wosan „być, żyć”. Może alternatywnie oznaczać osobę opuszczoną lub opuszczoną, spokrewnioną z niemieckim Waise i holenderskim wees, które oba oznaczają „sierotę”.


Wotan - Weles ??

Porównaj także film "Homo orcus - nasz dziki krewniak" - dziwny film o tym, że człowiek może przyswoić sobie bzdury, jeśli mu się to "sprzeda" na naukowy sposób. Pisałem już o tym filmie, ale nie mogę znaleźć tego tekstu - jak znajdę, to uzupełnię.


https://www.telemagazyn.pl/bannedbook-index.php/film/homo-orcus-nasz-dziki-krewniak-27105/




Staro-wysoko-niemiecki miał terminy schrat , scrato lub scrazo , które pojawiają się w glosach łacińskich dzieł jako tłumaczenia fauni , silvestres lub pilosi , identyfikujące stworzenia jako włochate leśne istoty.

Niektóre z nazw lokalnych sugerują skojarzenia z postaciami z mitologii starożytnej. W Lombardii i włoskojęzycznych częściach Alp powszechne są terminy salvan i salvang , które wywodzą się od łacińskiego Silvanus , imienia rzymskiego boga opiekuńczego ogrodów i wsi.

Podobnie folklor w Tyrolu i niemieckojęzycznej Szwajcarii do XX wieku obejmował dziką kobietę zwaną Fange lub Fanke , która wywodzi się z fauny łacińskiej , żeńskiej formy fauna .

Średniowieczne źródła niemieckie podają nazwy dzikiej kobiety lamia i holzmoia (lub jakaś odmiana); pierwszy wyraźnie odnosi się do greckiego demona puszczy Lamii, podczas gdy drugi wywodzi się ostatecznie od Maia , grecko-rzymskiej bogini ziemi i płodności, która gdzie indziej jest utożsamiana z fauną i która wywarła duży wpływ na średniowieczną wiedzę o dzikich ludziach. 

Słowiański ma leshy „człowieka lasu”.

Różne języki i tradycje zawierają nazwy sugerujące pokrewieństwo z Orcusem , rzymskim i italskim bogiem śmierci.

Od wielu lat ludzie w Tyrolu zwany dziki człowiek Orke , Lorke lub Noerglein , podczas gdy w niektórych częściach Włoch był Orco lub huorco .  Francuski ogr ma tę samą derywację, co współczesne orki literackie .

Co ważne, Orcus kojarzy się z Maią w tańcu celebrowanym na tyle późno, że został potępiony w hiszpańskim pokutnym IX lub X wieku .

Termin ten był zwykle zastępowany w literaturze okresu nowożytnego angielskiego przez klasycznie wywodzące się odpowiedniki, czyli „dziki człowiek”, ale przetrwał w postaci nazwiska Wodehouse lub Woodhouse (patrz rodzina Wodehouse ). „Dziki człowiek” i jego pokrewne to wspólne określenie stworzenia w większości współczesnych języków; pojawia się po niemiecku jako wilder Mann , po francusku jako homme sauvage, a po włosku jako uomo selvatico "człowiek lasu".



selvatico ? to po włosku "dziki"


Watico

Wati - k_utjara

Watik_an? - Vatican - Vaticano

Vatica lub Vaticum

vaticinor

wetico





Postacie podobne do europejskiego dzikiego człowieka pojawiają się na całym świecie od bardzo wczesnych czasów. Najwcześniejszym odnotowanym przykładem tego typu jest postać Enkidu ze starożytnego mezopotamskiego eposu o Gilgameszu .





Enkidu – myśliwy i wojownik, towarzysz Gilgamesza.

Według eposu o Gilgameszu lud Uruk błagał bogów, aby zesłali kogoś, kto pomógłby powściągnąć surową rękę ich władcy, Gilgamesza. Bogini Aruru stworzyła więc Enkidu, kudłatego barbarzyńcę o nadludzkiej sile, mieszkającego na pustyni razem ze zwierzętami, pośród których się wychował.

 Gilgamesz postanowił pojmać Enkidu, posłał więc prostytutkę, aby go uwiodła. Enkidu odbył z nią stosunek, w wyniku czego odkrył w sobie człowieczeństwo i z tego powodu zwierzęta zaczęły uciekać od niego. Wówczas pozwolił się zaprowadzić do cywilizacji. Kiedy kobieta przywiodła Enkidu przed oblicze Gilgamesza, ci natychmiast starli się w zapasach. Po walce stali się przyjaciółmi i razem wyprawili się, aby zabić potwora Humbabę. 

Kiedy obaj powrócili zwycięsko, bogini Isztar usiłowała uwieść Gilgamesza, ale ten nią wzgardził. Rozgniewana, zesłała Byka Niebiańskiego, aby zabił Gilgamesza, jednak Enkidu przybył mu z pomocą i razem go zabili. Lud Uruk uradował się, ale bóstwa postanowiły, że Enkidu musi umrzeć ze względu na rolę, jaką odegrał w zabiciu Humbaby i Byka. Zmarł w ramionach Gilgamesza.



Zwróć także uwagę na tradycyjnych przebierańców z okresu świąt bożonarodzeniowych szczególnie u południowych Słowian i na zachodzie -  jak np. tu:

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/12/taniec-borica.html



























https://pl.wikipedia.org/wiki/Kukierzy

https://it.wikipedia.org/wiki/Kukeri


https://pl.wikipedia.org/wiki/Enkidu

https://en.wikipedia.org/wiki/Wild_man


sprawdź także:

https://maciejsynak.blogspot.com/2020/10/to-kim-oni-sa.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2019/11/trolle-albo.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2020/04/dzikie-dziecko.html

Tekst o filmie Homo orcus... brak linka


https://maciejsynak.blogspot.com/search?q=castaneda










niedziela, 23 kwietnia 2017

Chcą sklonować neandertalczyka



Park Jurajski dla ludzi. Chcą sklonować neandertalczyka

  • Napisane przez  Robert Kościelny 



 To dopiero była sensacja! W styczniu 2013 r. niemiecki opiniotwórczy tygodnik „Der Spiegel” zamieścił wywiad z dr. Georgem Churchem. Amerykański uczony powiedział, że istnieje możliwość restytucji neandertalczyka.
A ściślej mówiąc, sklonowania go z dostępnego materiału DNA. Na pytanie dziennikarza, czy doczekamy się narodzin dziecka neandertalskiego, dr Church odrzekł: Sądzę, że tak, a powodów tego jest kilka. Obecnie technologia rozwija się o wiele szybciej niż kiedykolwiek przedtem. W szczególności odczytywanie i zapisywanie kodu DNA jest milion razy szybsze niż siedem, osiem lat temu. Inna technologia, którą trzeba byłoby zastosować w przypadku restytucji neandertalczyka, to klonowanie ludzi. Dziś możemy sklonować każdy rodzaj ssaków, więc czemu również nie człowieka? Dlaczego nie mielibyśmy tego zrobić?

DNA – cegła przyszłości
Bardziej wstrzemięźliwy pogląd wyraził amerykański uczony w przypadku omawiania szans na sklonowanie przodków neandertalczyka, takich jak australopiteki czy homo erectus (człowiek wyprostowany). Wartości graniczne czasu, który teoretycznie mógłby upłynąć, zanim udałoby się znaleźć DNA tych istot, Amerykanin ocenił na milion lat. Nie wiem, jak w przypadku australopiteka, ale w tym drugim – homo erectus – wcale mnie to nie dziwi: trudno znaleźć ślady człowieka wyprostowanego we współczesnym świecie, zdominowanym przez tych „na kolanach”, jak pisał poeta.
Przeto raczej nie ma co liczyć na powrót świata sprzed kilku milionów lat, nie mówiąc już o restytucji dinozaurów. Można natomiast stworzyć inżynieryjną kopię takiego mastodonta. Nie będzie ona jego klonem, tylko rekonstrukcją, swoistym genetycznym „składakiem”, do budowy którego wykorzystane zostaną części DNA zwierząt najbardziej spokrewnionych z wymarłymi miliony lat temu gadami, jak chociażby strusie. Mało tego, możliwe jest stworzenie zwierząt, które nigdy nie istniały. Niemniej ich budowa i sposób poruszania muszą być zgodne z prawami fizyki i inżynierii. Stąd trudno sobie wyobrazić stworzenie np. skrzydlatego królika, bowiem o tym, że ptak potrafi fruwać, nie decydują li tylko skrzydła, ale cała lista cech, które, gdyby pojawiły się u latającego królika, sprawiłyby, że być może stwór ten by latał, ale nie przypomina
łby już swym wyglądem królika.

Cząstek DNA można będzie użyć do budowania maszyn przyszłości – kontynuował dr Church. Wyniki badań nauki o życiu można zastosować w każdej dziedzinie produkcji. Nie tylko w rolnictwie czy medycynie. Biologię można wykorzystać w takich obszarach, na które ona sama nie trafiłaby w wyniku ewolucji. Cząsteczki DNA mogą pzydać się jako trójwymiarowe rusztowania, na bazie których tworzono by materiały nieorganiczne, i to z atomową precyzją. Oczywiście nie musi to być ludzkie DNA, tylko na przykład drzew. Syntetyczne mikroby już dziś są w stanie przetwarzać za pomocą fotosyntezy dwutlenek węgla i światło w paliwo do samochodów.

Fred Flintstone wiecznie żywy
Wielki comeback jaskiniowca mógłby przynieść ludzkości olbrzymie korzyści – kontynuował wątek restytucji „małpoluda” uczony z Harvardu, nie mogąc nachwalić się poziomu intelektualnego neandertalczyków: Oni mogli być nawet bardziej inteligentni od nas. Jeśli doszłoby do wybuchu epidemii albo jakiejś kosmicznej katastrofy, być może ich sposób rozumowania mógłby nam pomóc. Liczyć, że troglodyta może stać się podporą intelektualną ludzkości w czasie globalnego kryzysu – czy to zdrowa kalkulacja?
Jednak amerykański genetyk ma na myśli nie jednego troglodytę, ale całe stado, jeśli można się tak wyrazić o grupie, w której ludzkość miałaby w kryzysowym czasie pokładać wszelkie swoje nadzieje: trzeba by powołać do życia całe plemię, bo tylko wówczas pojawiłaby się u nich świadomość wspólnoty, a to z kolej mogłoby stworzyć nową siłę polityczną. Partii składających się z troglodytów i reprezentujących ich interesy mamy pod dostatkiem, myśleliśmy do tej pory naiwnie. Widocznie według George Churcha „pod dostatkiem” to jeszcze za mało. Tak, nauka to jednak potęga!
Najważniejsze jest to, że taka wspólnota neoneandertalska stworzyłaby nową neoneandertalską kulturę, która mogłaby nas wzbogacić. Bowiem jeśli mamy do czynienia z monokulturą, skazani jesteśmy na wyginięcie. Dlatego restytucja neandertalczyków byłaby szansą na uniknięcie takiego ryzyka. Można w tym momencie zadać pytanie, czy dr Church, profesor genetyki na Uniwersytecie Harvarda, uprawia naukę czy propagandę multi-kulti i jest jednoosobową delegaturą rządu kanclerz Merkel na USA?
Być może coś podobnego pomyślał niemiecki dziennikarz, więc przeszedł do spraw, w których genetyk jest zapewne bardziej obyty. Natomiast pani Merkel mniej. Stąd kolejne pytanie dotyczyło technicznych możliwości stworzenia neandertalczyka. Taka możliwość istnieje, a polega ona z grubsza mówiąc na tym, że należy dokonać sekwencji genomu, „co faktycznie zostało już zrobione”, a następnie, po poddaniu go kolejnym „obróbkom”, wprowadzić do ludzkiej komórki macierzystej: w niej łączymy wszystkie części genomu neandertalczyka, co pozwala na stworzenie jego klonu. Surogatką mogłaby zostać „bardzo odważna kobieta”.

Po opublikowaniu wywiadu z George’em Churchem w internecie zawrzało. Nastąpiła eksplozja zainteresowania tematem. Media na całym świecie, od Europy po Daleki Wschód, eksploatowały temat „matki neandertalczyka”. W ciągu niecałych trzech dni pojawiło się w necie ponad 600 notek powołujących się na wywiad zamieszczony w „Der Spiegel”. Dwa dni po ukazaniu się anglojęzycznego wydania niemieckiego tygodnika brytyjski „Daily Mail” zapytał bioetyków o opinię na temat klonowania wymarłych gatunków, czy może raczej podgatunków homo sapiens. Eksperci zwrócili uwagę na to, że taki „neoneandertalczyk” może być nieodporny na współczesne choroby oraz wyrazili obawy, że sam proces klonowania może zrodzić nieprzewidziane skutki. Jakie? Przede wszystkim trudno przewidzieć, czy sklonowane istoty mogłyby się dostosować do współczesnego świata. Bernard Rollin ze stanowego Uniwersytetu w Colorado zastanawia się, czy słuszne byłoby umieszcza
nie neandertalczyków w środowisku, w którym mogliby być wyśmiewani i nierozumiani. A poza tym budziliby lęk. Natomiast Philippa Taylor z Medical Fellowship Christiana w Londynie stwierdziła zjadliwie: Trudno w tym wypadku powiedzieć, na czym właściwie winniśmy się w pierwszym rzędzie skoncentrować: czy na etyce podejścia do potencjalnych klonów czy na naszym od nich bezpieczeństwie.

Dr Church dementuje
Ponieważ „Daily Mail” zatytułował swój artykuł Potrzebna śmiała kobieta do urodzenia neandertalczyka – profesor z Harvardu poszukuje matki dla sklonowanego dziecka jaskiniowca, stąd uwaga anglojęzycznych czytelników z całego świata skierowała się nie na roztrząsanie natury bioetycznej, ale na sensacyjną wieś
o tym, że szalony naukowiec szuka kobiety, która dałaby życie jaskiniowcowi. Dwa dni po artykule w „Daily Mail” dr Church w lokalnym dzienniku „The Boston Herald” zdementował informacje o tym, jakoby klonował neandertalczyka, nazywając je plotką, która wynikła ze złego tłumaczenia jego słów przez dziennikarza niemieckiego tygodnika.
Na reakcję „Der Spiegel” nie trzeba było długo czekać. Dzień później gazeta zamieściła obszerne wyjaśnienie, podkreślając, że wywiad był autoryzowany: dr George Church otrzymał angielską wersję rozmowy z dziennikarzem „Der Spiegel” na tydzień przed jej wydrukowaniem. Podczas wywiadu oczywiście nie mówił, że poszukuje surogatki, to już była licentia poetica „Daily Mail”. Stwierdził natomiast, że jednym z etapów klonowania byłoby szukanie matki zastępczej. W wydanej wcześniej książce napisał, że surogatką mogłaby być szympansica, jednak, jak pamiętamy, w wywiadzie mówił też o „niezwykle odważnej kobiecie”, która również mogłaby odegrać rolę matki zastępczej.
Najciekawsze w całej tej historii jest to, że wrzawa wywołana wywiadem, a zwłaszcza tytułem artykułu w „Daily Mail”, spowodowała, że pojawiły się kandydatki na matki zastępcze, które kontaktują się z genetykiem: Jego obawy – w przypadku, gdyby sprawy posunęły się do etapu poszukiwania surogatek – że będzie miał trudności w znalezieniu potencjalnych matek zastępczych okazały się być bezpodstawne – konkluduje „Der Spiegel”.
W lutym 2016 r. w „The Telegraph” ukazał się artykuł z informacją, że rok temu chińskim naukowcom jako pierwszym udało się zmodyfikować DNA ludzkiego zarodka. Do tej pory terapia genetyczna zajmowała się tylko komórkami osób dorosłych, co umożliwiało jedynie ograniczone modyfikacje ludzkich komórek. Ale modyfikacje na poziomie embrionu, a nawet nasienia czy jaja umożliwiają modyfikację całego organizmu, która może być później dziedziczona w następnych pokoleniach. I chociaż eksperci na całym świecie apelują do swoich rządów, aby powstrzymać się od eksperymentów polegających na modyfikowaniu DNA ludzkich zarodków, właśnie w lutym tego roku HFEA (The Human Fertilisation and Embryology Authority) – instytucja rządowa Wielkiej Brytanii ds. płodności i embriologii – udzieliła uczonym z The Francis Crick Institute pozwolenia na modyfikację zestawu genów w ludzkim embrionie. Anne Scanlan ze stowarzyszenia LIFE oświadczyła, że w ten sposób HFEA stała się pierwszą rządową instytucją na świecie, która oficjalnie zatwierdziła tę niebezpieczną i niepewną technologię. HFEA zignorowała w ten sposób ostrzeżenia ponad stu naukowców na całym świecie i wyraziła zgodę na stosowanie procedury, która może mieć szkodliwe i daleko idące konsekwencje dla ludzkości.

Donald Marshall – opowieść o człowieku sklonowanym
Jak wynika z informacji, które w grudniu 2011 r. zamieścił na Facebooku Donald Marshall, a które zostały następnie rozpropagowane przez szereg internetowych portali, sprawa klonowania ludzi oraz gmerania w ich genotypie jest o wiele starsza i poważniejsza. Tu nie chodzi tylko o restytucję neandertalczyka, ale cały groźny proces uruchomiony przez znane nam jak zły szeląg, a właściwie fałszywy dolar, wiadome siły budujące NWO.
Marshall stwierdza, że… został sklonowany przez wielce tajemny kult znany jako masoneria, Towarzystwo Vril i scjentolodzy. Nazywa się ich też iluminatami. Wyznawcy tego kultu replikują ludzkie ciała, aby poddawać je niewyobrażalnym męczarniom […]. Marshall przyznaje: Widziałem to na własne oczy [a więc chyba już sklonowane – R.K.] i chcę o tym mówić, aby położyć kres odrażającym praktykom. Co istotne, zwyrodnialcy ci potrafią sprawić, że niektórzy z torturowanych pamiętają o tym, co się z nimi działo, ale niektóre z ofiar mają całą swoją przeszłość wymazaną z pamięci. Donald Marshall musiał należeć do tej pierwszej grupy, bowiem szczodrze dzieli się z czytelnikami tym, co widział i zapamiętał z czasów, gdy był w niewoli u największych bestii, jakie nosił świat.
Na czele tego stada wilkołaków stoi rodzina królewska Anglii: (…) tak, królowa Elżbieta, książę Filip i książę Karol są najgorszymi spośród nich, nieprawdopodobnie zdeprawowanymi zboczeńcami. Królowa Elżbieta swoje dzieci nazywa „lillibet” i wyprawia z nimi rzeczy niepojęte. Czasami jest dla nich miła, czasami straszna. Zadaje im głębokie rany mieczem, powodując straszny ból i wywołując przerażający krzyk cierpiących istot (…) Władimir Putni kocha zadawać ból i śmierć, ale sam w istocie jest tylko zdegenerowanych tchórzem.
Z relacji człowieka sklonowanego możemy się też dowiedzieć, że jeśli torturuje się osobę sklonowaną, jej oryginał również odczuwa ból, a każdy nowy klon ma obniżone zdolności intelektualne w porównaniu z oryginałem: stąd im więcej klonów, tym łatwiej zranić i podporządkować daną osobę. Dlatego wszyscy obeznani z tematem klonowania ludzi wiedzą, że jeśli chcą mieć stado klonów pod butem, muszą zabić oryginał. Same klony, pozbawione oryginału, są bezwzględnie posłuszne. Jest to szczególnie ważna cecha, gdy chce się na nich dobrze zarobić. Klon-piosenkarz czy klon-celebryta nie będzie się buntował, kiedy każe mu się wykonywać hit za hitem lub opowiadać banialuki.
Przykładem może być kanadyjska gwiazdeczka pop Avril Lavinge, która, jak czytamy na stronie blackbag.gawker.com, miała odebrać sobie życie w 2003 r., a później została zastąpiona przez sobowtóra, a właściwie klona, który dalej wyśpiewywał co tam akurat trzeba było i mizdrzył się do publiki w sposób, który jej (jego/klona) właściciele uznali za dochodowy.
Od jaskiniowca do hiphopowca
Gizmodo.com podaje przykłady bardziej znanych klonów gwiazd. Jako pierwsza pojawia się Britney Spears, która od dawna, czyli od 1998 r., nie żyje, jeśli wierzyć niedziałającej już, ale nadal dostępnej stronie britneyisdead.com. Gwiazdka miała ulec wypadkowi samochodowemu w 1998 r., w wyniku którego doznała dekapitacji. Mądre czy głupie, pop-singerki muszą mieć coś na karku, a nie tylko… ech, mniejsza z tym. Ten przykry i niewygodny dla impresario Britney Spears fakt zmusił do poszukiwań następczyni gwiazdy, obecnie już bezgłowej. Los uśmiechnął się do agentów artystycznych Britney, bowiem w jakimś sklepie znaleziono młodą osobę, łudząco podobną do Spears. Jednak strona gizmodo.com powątpiewa w ten sukces, pisząc, że to, co po 1998 r. pojawiało się na scenie, to nie sobowtór, ale klon szansonistki z USA.
Zresztą nie jedyny, bowiem, jak czytamy na gizmodo.com, w ciągu kolejnych lat pojawiało się i znikało wiele klonów piosenkarki, co może tłumaczyć jej liczne emocjonalne wzloty i upadki. Według Donalda Marshalla istnieje jeszcze od dwóch do pięciu kopii Britney Spears, które gdzieś w podziemiach iluminatów wyczekują na swoje pięć minut na scenie. Jak każdy klon, kopie Britney nie są zadowolone ze swego losu. W 2009 r. w piosence Break the Ice, napisanej przez Donalda Marshalla, jakoby udało się jej poskarżyć na swój los człowieka sklonowanego. Na towarzyszącym piosence klipie wysadza ona centrum klonowania – czytamy na Gizmodo.
Nie żyje również Eminem, który w 2005 r. przedawkował. Poniekąd sam przyznał się do swojej śmierci, gdy stwierdził kilka lat temu, że „prawie umarł”. Powiedział prawdę, bowiem jeśli ktoś przetrwał w niezliczonej ilości kopii siebie samego, nigdy nie będzie tak naprawdę martwy.
Iluminaci zainteresowali się Slim Shady aka Eminem, gdy osiągnął światową sławę w latach 90. Ta sitwa o globalnym zasięgu chciała się przekonać, czy Shady będzie chciał grać z nią w jednej drużynie. Test musiał nie wypaść najlepiej, stąd od tamtej pory po dziś dzień świat słucha i ogląda śpiewającego klona o nicku Eminem. Na stronie Gizmodo można obejrzeć filmik, w którym ponoć wyraźnie widać różnice w wykonaniu utworu przez oryginalnego Slima Shady’ego i jego iluminacką podróbkę.

Panna Nikt czy Panna Jaszczurka?
Jeszcze inna historia związana jest z Miley Cyrus – amerykańską aktorką, wokalistką i autorką tekstów, występującą w Disney Channel. Emitowanemu tam serialowi „Hannah Montana”, w którym zagrała tytułową rolę, zawdzięcza swoją sławę. Jednak Cyrus, jak to bywa u ludzi, którym z powodu nagłej a niespodziewanej sławy woda sodowa uderza do głowy, zbuntowała się i zaczęła, by tak rzec, kąsać karmiącą ją rękę. Dlatego „ręka” zabiła kapryszącą nastolatkę, rzucając jej doczesne szczątki na pożarcie kojotom z kalifornijskiej pustyni. Nie zapomniała jednak przedtem pobrać DNA. Są dwie wersje mówiące o przyczynach, dla których wydano na nią wyrok śmierci. Jedna mówi, że panna Miley Cyrus była zbyt zapamiętała w używaniu uroków tego świata, przez co mogłaby się stać „narodową hańbą”. Druga przeciwnie – stwierdza, że panna Miley Cyrus była „zbyt tradycyjna” jak na gusta i zwyczaje starych dewiantów kręcących Wytwórnią Disneya. Jedna z teorii na temat Cyrus idzie jeszcze dalej, twierdząc, że jest ona „smoczogadzią zmiennokształtną hybrydą”. Na Gizmodo można obejrzeć film z Youtube, w którym jakoby znajdują się dowody na to, że replika Miley Cyrus to coś bardziej szkodliwego dla otoczenia niż typowy klon.
Donald Marshall pisał na Facebooku w 2013 r., że Miley Cyrus zażądała od niego w centrum klonowania (tak!), aby napisał dla niej piosenkę. Marshall odmówił, stwierdzając jednocześnie, że należy powiedzieć ludziom, co tak naprawdę się tu dzieje. Wówczas Cyrus, a właściwie Cyrus-jaszczurka czy coś w tym stylu, stwierdziła, że ma nadzieję, iż jej rozmówca, którego nazwała motherfucker, wkrótce umrze. Donald zachował niebywale zimną krew, biorąc pod uwagę miejsce wydarzenia i realność groźby wypowiadanej przez Cyrus – a właściwie przez nie wiadomo co, choć z pewnością niebezpieczne – wyrażając nadzieję, iż w przyszłości, kiedy ludzie w końcu powstaną i zaczną sprzątać cały ten bałagan, spalą ją. Spalą niczym śmieci z ulicy.
Czy to oznacza, że każda wielka gwiazda, którą widzimy, jest klonem cierpiącym pod okrutnym panowaniem królowej Elżbiety? Oczywiście nie. Bowiem nawet ona nie ma tak wielkiej władzy, aby uczynić z każdej gwiazdy i z każdej celebrytki czy celebryty klona. Ale czy większość to iluminackie klony? Prawie na pewno tak – kończy swój wpis na Facebooku Donald Marshall, człowiek-klon.
Tylko czy można bezgranicznie wierzyć duplikatom?







http://warszawskagazeta.pl/teoria-spisku/item/4748-park-jurajski-dla-ludzi-chca-sklonowac-neandertalczyka