Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krzyżacy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krzyżacy. Pokaż wszystkie posty

piątek, 10 listopada 2023

Pruskie "porządki"

 

 Zakon Krzyżacki to Deutscher Orden [Niemiecki Porządek (też - Reguła)]



"żeśmy musieli nadstawiać nasze głowy za nie prawość mistrza i Krzyżaków, którzy nigdy szczerze z nami się nie znosili, a zamknąwszy się sami w warownych twierdzach, woleli raczej widzami być naszych klęsk niżeli obrońcami. 

Wśród wielu zaś i tak wielkich nieszczęść, jeżeli kiedy brakło nieprzyjaciela zewnątrz, większy za to wewnątrz kraju występował. Komturowie i posiadacze zamków nie wstydzili się, bez przeprowadzenia sprawy, bez złożenia sądu, zabierać nam dobra i majątki, żony w oczach mężów i córki wobec rodziców porywać, na pastwę swoich lubieżnych chuci. A tym, którzy się na takie krzywdy uskarżali, miasto wymierzenia sprawiedliwości, ścinano głowy albo wydzierano mienie."



można rzec - dywersja - stara niemiecka reguła

kpią z was w biały dzień, napuszczają na siebie, prowadzą do zguby, plują na was, a wy mówicie, że to deszcz pada


nie miejcie złudzeń







Prusy Królewskie i Malbork 1454-1772
17 godz. ·



9 listopada 1459 r. zmarł Jan Bażyński (Johannes von Baysen). Urodził się około 1390 r. i wywodził z rodu rycerskiego podległego Zakonowi Krzyżackiemu. W młodości przebywał w Portugalii na dworze króla Henryka Żeglarza, gdzie zdobył sławę rycerską. Był jednym z założycieli Związku Pruskiego, powstałego na zjeździe założycielskim 14 marca 1440 r. w Kwidzynie, który był konfederacją miast i rycerstwa pruskiego. Celem jego utworzenia była obrona interesów, praw i przywilejów stanów pruskich przed bezprawiem zakonu krzyżackiego.
 
4 lutego 1454 r. Związek Pruski wypowiedział posłuszeństwo zakonowi krzyżackiemu, a cztery dni później wielkie poselstwo pruskie na czele z Janem Bażyńskim wyruszyło do Krakowa. Celem poselstwa związkowego było poddanie Prus polskiemu monarsze na warunkach, które zapewniłyby stanom pruskim realny wpływ na zarząd kraju. Bażyński, jako stojący na czele poselstwa reprezentant stanów pruskich, przemawiał przed królem Kazimierzem Jagiellończykiem, wymieniając krzywdy, jakich doświadczyli mieszkańcy Prus z winy Zakonu:

„W ciągu zaś tyloletnich, z królestwem twoim prowadzonych wojen, ile potraciliśmy krewnych, dzieci, przyjaciół, ile nam popalono miast znakomitych, poniszczono włości, pogwałcono żon naszych i córek, porozrywano majątków, ślady świeże i skargi uciśnionych głośno poświadczają. 

Ale nad te wszystkie klęski więcej nas jeszcze to dotykało, żeśmy byli zmuszeni do łamania sojuszów i prowadzenia wojen, tym przykrzejszych dla nas, że tak niesprawiedliwych; żeśmy musieli nadstawiać nasze głowy za nie prawość mistrza i Krzyżaków, którzy nigdy szczerze z nami się nie znosili, a zamknąwszy się sami w warownych twierdzach, woleli raczej widzami być naszych klęsk niżeli obrońcami. Wśród wielu zaś i tak wielkich nieszczęść, jeżeli kiedy brakło nieprzyjaciela zewnątrz, większy za to wewnątrz kraju występował. 

Komturowie i posiadacze zamków nie wstydzili się, bez przeprowadzenia sprawy, bez złożenia sądu, zabierać nam dobra i majątki, żony w oczach mężów i córki wobec rodziców porywać, na pastwę swoich lubieżnych chuci. A tym, którzy się na takie krzywdy uskarżali, miasto wymierzenia sprawiedliwości, ścinano głowy albo wydzierano mienie. Przyciśnieni tak wielką niedolą, uczyniliśmy wszyscy między sobą związek […]”.


9 marca król mianował Bażyńskiego swoim przedstawicielem (gubernatorem) w inkorporowanych Prusach, nadając mu też wkrótce starostwa sztumskie i tolkmickie. Podczas oblężenia zamku malborskiego w latach 1457-1460 najpierw wraz z bratem Ściborem przebywał w Elblągu, zaś w 1458 r. brał czynny udział w dowodzeniu obroną stolicy Prus. Ponownie przebywał tutaj od wiosny 1459 r., sprawując dowództwo nad załogą zamkową w zastępstwie nieobecnego polskiego starosty. Tutaj też najprawdopodobniej po krótkiej chorobie zmarł. Dzięki jego wysiłkom zamek malborski nie dostał się ponownie w krzyżackie ręce.




Ilustracja: wizerunek herbu Bażyńskich z dzieła „Stemmata genealogica praecipuarum in Prussia Familiarum Nobilium”.








zakon, ‘reguła’; o ‘mnichach’, wedle ich reguły (»zakon dominikański«); zakonny, ‘regularis’, zakonnik, zakonniczyzakon tłumaczy i ‘Testament’ (starozakonny, o księgach i ludziach); 

już w prasłowiańskiem ze znaczeniem ‘prawa’, t. j. tego, co za konu (t. j. ‘początku’), bywa, p. koniec;

rozeszło się oddawna na Bałkanie i śród Litwy, a doszło nawet Chazarów i Pieczeniegów. 

Zakon i pokon stoją obok siebie, jak zacząćzaczątek, i począćpoczątekpokonnik tyle co ‘naczęlnik’ (naczelnik) w prastarem tłumaczeniu Apostoła; wszystko od kon, ‘początek’ (i ‘koniec’).





engl. wiki:


Nazwa Zakonu Braci Niemieckiego Domu Najświętszej Marii Panny w Jerozolimie brzmi po niemiecku: Orden der Brüder vom Deutschen Haus der Heiligen Maria in Jerusalem i po łacinie Ordo domus Sanctae Mariae Theutonicorum Hierosolymitanorum. 

Tak więc termin "krzyżacki" nawiązuje do niemieckiego pochodzenia zakonu (Theutonicorum) w jego łacińskiej nazwie. 
Niemieckojęzyczni powszechnie odnoszą się do Deutscher Orden (oficjalna skrócona nazwa, dosłownie "Niemiecki Order"), historycznie również jako Deutscher Ritterorden ("Niemiecki Order Rycerski"), Deutschherrenorden ("Order Niemieckich Panów"), Deutschritterorden ("Order Niemieckich Rycerzy"), Marienritter ("Rycerze Maryi"), Die Herren im weißen Mantel ("Panowie w białych pelerynach") itp.

Krzyżacy znani są jako Zakon Krzyżacki w języku polskim ("Order Krzyża") oraz jako ordynariusze Kryžiuočių w języku litewskim, Vācu Ordenis w języku łotewskim, Saksa Ordu lub po prostu Ordu ("Zakon") w języku estońskim, a także różne nazwy w innych językach.

Rękopis Karola Marksa scharakteryzował kiedyś siły Zakonu jako Reitershunde – co oznacza coś w rodzaju "stada rycerzy". 

Rosyjscy czytelnicy Marksa przetłumaczyli to wyrażenie zbyt dosłownie jako "psi rycerze" (Псы-рыцари), co stało się powszechnym, pejoratywnym określeniem Zakonu w języku rosyjskim – zwłaszcza po premierze w 1938 roku filmu Siergieja Eisensteina Aleksandr Newskij, który fabularyzował klęskę Rycerzy w bitwie na lodzie w 1242 roku.



coś tam jednak jest z tymi psiogłowcami...




za: fb












środa, 1 kwietnia 2020

Sekcja Archeologii Średniowiecza KNSA UJ


z fb

(niestety fb ostatnio miesza chronologię postów - może celowo...)



Co do rozmowy: przykra sprawa...


















właściwa kolejność:










z jednej strony zachowanie niepoważne jak na naukowca, człowieka uniwersytetu  -"zacząłem im wciskać jakieś kity które wymyślałem na miejscu"



z drugiej - zawoalowana forma wypowiedzi sugeruje celowość - wygląda na to, że to kolejny troll



przejście na "ty" na tak "późnym" etapie również wygląda na celowe

zwracanie się na publicznym forum do osoby publicznej na "ty" jest zawoalowaną formą dyskredytacji takiej osoby - czasami ten zabieg widzimy u polityków w telewizji - toczy się dyskusja "per pan" i nagle ktoś, kto nie ma argumentów zaczyna się zwracać do adwersarza po imieniu, co jest zamiennikiem formy na "ty".


Trolle w internecie od dawna usiłują mnie przyzwyczaić do formy na "ty", by w ten sposób ułatwić sobie dyskredytowanie lekceważenie tego co napiszę.

Tu zachodzi podobna sytuacja tym bardziej, że człowiek nauki nagle udaje, że nie rozumie o co mi chodzi z terminem Wielki Mistrz






"Nie wiem co ma tu do rzeczy wzmianka o Krzyżakach. Jeśli uważasz, że szufladkuję Krzyżaków na złych, a Prusów na dobrych lub odwrotnie, to się mylisz. Historia nie jest zero-jedynkowa, i nie upolityczniajmy jej."





odpowiedź jest nie na temat, by ominąć niewygodny wątek, a jednocześnie mamy tu wrzutkę mówiącą, że Krzyżacy nie byli źli. Jest to zgodne z  ubecką zasadą maksymalnego wyzyskania sytuacji i upieczenia 3 pieczeni na jednym ogniu - lub jest to po prostu taka zawoalowana forma demonstracji, z kim tak naprawdę prowadzę rozmowę...


I jak zwykle u niemieckich trolli "Historia nie jest zero-jedynkowa"















Netykieta nie wymaga tego, aby do każdej osoby zwracac się per "Pan/Pani". Ale ok. Nie mam pojęcia ile ma Pan lat. Równie dobrze mógłby Pan mieć 15, 20 czy 50. Do danych do swojego profilu nie ukazał Pan swego wieku, ani nie wstawił żadnych zdjęć, na podstawie których można by stwierdzić czy jest Pan osobą dorosłą czy nie.

Skoro ja mówię „per pan” to należy tak samo odpowiadać. Ale skoro wyznajesz netykietę, to teraz ja będę mówił do ciebie na „ty”, a ty do mnie na „pan”, bo ja uważam, że tak masz do mnie mówić. Co do reszty - nie potrafisz odróżnić, czy rozmawiasz z osobą dorosłą czy z dzieckiem?


Dalej nie wiem o co chodzi z Krzyżakami i ze zwrotami z rodzaju: że to bandyci, Wielki Mistrz to tylko i wyłącznie tytuł propagandowy i dla dobrego PR,

czyli jednak wiesz


a na końcu nawiązania do szerzenia demokracji w czasach dzisiejszych. Wg mnie Pański komentarz jest upolityczniony. A jako że przy okazji jestem też i historykiem, to wiem że nie należy łączyć polityki z historią


i tu się też mylisz, bo historia to w istocie historia polityki


potem twierdzisz, że:

oraz ze sama historia nie jest czarno-biała. I w ogóle BARDZO NIEPROFESJONALNYM JEST OSĄDZANIE PRZESZŁOŚCI Z PERSPEKTYWY CZASÓW OBECNYCH.

Na tej samej zasadzie my dziś możemy uważać, że nasza generacja i pokolenie może postępować słusznie i nie mieć sobie nic do zarzucenia, ale nasi żyjący w innej mentalności i kulturze potomkowie za 500 lat jak przeczytają o nas w podręcznikach od historii, to stwierdzą żeśmy głupcy i że z jakichś powodów źle postępowaliśmy. Osądy wydawać jest bardzo łatwo.


A następnie sam osądzasz ze swojego XX wiecznego punktu widzenia, co oni sobie myśleli tam w dawnych wiekach:

Tutaj mówimy o czasach sprzed 700 lat, kiedy to wyruszenie na krucjatę dla wielu było najwyższym zaszczytem jakiego mogli dostąpić,


a samo prowadzenie wojen z innowiercami było w pełni uzasadnione. Dziś, jak ktoś chce iść zabijać innowierców albo jechać na wojnę, to wysyła się go na badania psychiatryczne aby sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. I to jest jedna z tych różnic.

ISIS chce zabijać innowierców, jakoś nie zauważyłem, że chcą ich wysyłać do psychiatryka – raczej do więzienia, albo do piachu


Sami Krzyżacy, pomimo że prowadzili swoją własną politykę i krucjaty na ziemie plemion bałtyjskich, wprowadzali też zachodnioeuropejską i chrześcijańską cywilizację na te tereny. Dzięki ich pracy, Prusy, Pomorze i Mazury szybko stały się prosperującym gospodarczo rejonem, a później też zalążkiem bardzo silnego państwa europejskiego.

Z punktu widzenia Prusów twoje myślenie jest całkowicie błędne, albowiem im „zachodnioeuropejska i chrześcijańska cywilizacja” nie były do niczego potrzebne, oni chcieli żyć tak, jak żyli.

Podobnie z prosperitą gospodarczą – doprawdy tak było. ALE DLA KOGO?? Dla niemców, którzy prowadzili wyzysk Prusów, więc znowu sobie zaprzeczasz i dokonujesz osądu tamtych czasów i tamtych ludzi ze swojego współczesnego punktu widzenia.

Prusom prosperita gospodarcza nie była potrzebna, im wystarczało to jak żyli, a jak pokazuje historia, prosperita gospodarcza wiąże się z wyzyskiem silniejszych nad słabszymi – gdyby Bałtom odpowiadały takie zależności społeczne, to sami by je sobie wprowadzali – nie robili tego, bo wyzysk ekonomiczny i w konsekwencji – gwałtowny rozwój gospodarczy nie był dla nich tak ważny jak życie we wspólnocie.

Posiadasz dowody, że tak nie było? Nie posiadasz, za to ja posiadam dowody na to, że mam rację – jest to znany z historii opór Bałtów przeciwko krzyżakom. To jest właśnie dowód.



Można mieć do nich pretensję i naiwnie zaszufladkować do szerokiego rozdziału "odwiecznych wojen polsko-niemieckich",

bełkoczesz chłopcze

ale nie można mieć do nich pretensji za ich niezwykłą przedsiębiorczość i sprawność polityczną.

Bałtowie mogą i mają pretensje, że ktoś ich złupił i zamienił w niewolników we własnym państwie

A co do samych krucjat na ziemie pruskie, cóż, my też je robiliśmy i współorganizowaliśmy.

Tak postępowała ówczesna niemiecka 5 kolumna, która zdominowała kraj

Nie mam pojęcia chłopie co ty tam robisz na UJ – ale zwolnij się, bo bredzisz jakbyś miał 15 lat





---------------------------



Administrator usunął naszą dyskusję z fb i napisał mi 4 komentarze na blogu.


Krótko odpowiadam...


„ Jest Pan również próżny i o zbyt wysokim ego każąc mi zwracać się per "pan" a do mnie na "ty"”


A więc ci co przez szacunek do ludzi mówią im na „pan” i tak oczekują, że do nich się będzie mówić – mają „zbyt wysokie” ego??

Czyli jednak – mówienie na „ty” ma dyskredytować adwersarza.



Co do reszty... postrzegam twoje komentarze jako formę zmylenia mnie i wytłumaczenia się ze swojego zachowania przede mną, bym czasem nie pisał dalej. Nie chce mi się tego komentować, ale może kiedyś to zrobię. Tymczasem...

„ Uznanie mnie za trolla ubeckiego i niemieckiego jest zarówno śmieszne jak i żałosne. 

Otóż nie.

Ze względu na twoje wpisy, można rozważyć tu dwie opcje:
  • albo to rozmyślnie napisał troll,
  • albo napisał to ktoś, kto znajduje się pod wpływem AGENTURY WPŁYWU

    która swoimi „wypocinami” obficie wypełnia przestrzeń medialną w Polsce.


Osoba pozostająca pod wpływem agentury wpływu nasiąka treściami i sformułowaniami podsuwanymi przez nią w mediach i z czasem uznaje za własne – przystosowując się do społeczeństwa, do otoczenia, do wszystkiego co czyta. Przypomina to wychowanie przez rodziców, kiedy dziecko naśladując dorosłych uczy się życia w rodzinie itd.

Potem jest dalszy etap w szkole podstawowej, gimnazjum, liceum itd. młody człowiek poznaje i przyswaja sobie treści, zachowania i SPOSOBY POSTRZEGANIA RZECZYWISTOŚCI, SPOSOBY MYŚLENIA osób z otoczenia - w tym, z massmediów.

Na tym właśnie polega działalność agentury wpływu – nasycić przestrzeń medialną (najlepiej całą) pożądanymi przez agenturę treściami, przekonaniami, nawet (tym bardziej, bo przecież agentura wpływu to obca agentura) jeśli są absurdalne, lub szkodliwe dla danej społeczności, aby ta społeczność myślała – i postępowała - w określony zaplanowany przez agenturę sposób.

Ty adminie dokładnie powtarzasz zagrania agentury.

Znam te teksty na pamięć, bo ciągle się powtarzają, szczególnie te pierdoły o nieocenianiu historii. Oni jadą jak z podręcznika.

Przy okazji: użyłeś sformułowania „my będziemy sobie siedzieli w naszej wieży z kości słoniowej” - to „my” jest takie charakterystyczne – chcesz podkreślić, że należysz do świata nauki i też jak prawdziwi naukowcy wiesz różne mądre rzeczy.
To chyba przejaw „zbyt wysokiego” ego, co? Po prostu przejawia się tu chęć przynależenia do określonego – w domyśle: lepszego - stada...

No i jest to oczywiście cytat z kogoś.

Powtarzasz cudze powiedzonka i małpujesz cudze teksty, przekonania usiłując dostosować swój język do języka, który spotykasz w mediach, myśląc, że tak trzeba. Chcesz być jak wszyscy... 

Dlatego zapytałem: to po ile macie lat?


Dlatego agentura wpływu ściśle zawłaszcza przestrzeń medialną. Patrz: „wykupienie” Onetu, ilość dziennikarzy w Polsce na 1000 mieszkańców w porównaniu z innymi krajami itd.


„Jesteś pan zbiorem molekuł” – padło kiedyś takie zdanie w jakimś filmie – a ty:

jesteś po prostu zbiorem cudzych przekonań.


Tak więc, o ile nie jesteś trollem, to jesteś dobrym przykładem na efektywnoścć metod i „pracy” agentury wpływu.




Przemyśl to sobie.










sobota, 15 kwietnia 2017

Zamek - wieża obronna - kościół

Archeolodzy odkryli zaginiony zamek w Borach Dolnośląskich

15.04.2017

Na terenie Borów Dolnośląskich archeolodzy znaleźli pozostałości zamku, należącego do piastowskiego księcia Bolka II Małego (zm. w 1368 r.) - ostatniego niezależnego księcia piastowskiego władającego na Śląsku.
Ruiny znajdują się w opustoszałej po 1945 wsi Nowoszów (Neuhuas) na pograniczu woj. lubuskiego i dolnośląskiego.
"Odkryty przez nas zamek znany był do tej pory tylko ze średniowiecznych dokumentów. Stało się tak dlatego, że obszar, na którym znajdują się jego pozostałości, położony jest na terenie poligonu wykorzystywanego aż do lat 90. ubiegłego wieku" - powiedział PAP dr Paweł Konczewski z Katedry Antropologii Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Badania są pierwszym kompleksowym projektem naukowym dotyczącym przeszłości tego miejsca.
Zamek nie był zbyt okazałą konstrukcją. Na podstawie odkrytych fragmentów Konczewski przypuszcza, że była to pojedyncza wieża wzniesiona na planie prostokąta. Jej fundament wykonano z rudy darniowej. Nadbudowa składała się częściowo z charakterystycznych cegieł-palcówek - ich nazwa pochodzi od śladów po odciskach rzemieślników, którzy usuwali nadmiar gliny w czasie wyrabianie cegieł.
Do tej pory nikt nie skojarzył jednak widocznych w terenie pozostałości murów - ze średniowiecznym zamkiem, gdyż z czasem nad ruinami nadbudowano kolejną konstrukcję. Identyfikację umożliwiła dopiero przeprowadzona niedawno analiza architektoniczna.
Jak wyjaśnia Konczewski, właściciel zamku - Bolko II Mały był jednym z bardziej utalentowanych książąt z rodu Piastów Śląskich. Udało się mu zjednoczyć księstwo świdnickie i jaworskie. Był też margrabią Dolnych Łużyc. Tymczasem w okresie jego panowania, czyli w połowie XIV w., Śląsk był bardzo rozdrobniony i składał się z wielu małych księstw. Bolko II był ostatnim niezależnym księciem piastowskim władającym na Śląsku.
"To właśnie ekspansja terytorialna przyczyniła się do tego, że władca ten zdecydował się na budowę nowych zamków lub rozbudowę starszych twierdz" - opowiada archeolog.
Zamek, który archeolodzy odkryli w obrębie uroczyska Nowoszów, czyli osady opuszczonej w 1945 r., powstał jako element trasy łączącej obszerne włości księcia. Położony jest na wyspie na rzece Czerna Wielka.
"Bolko II kazał wytyczyć nowy trakt - po to, aby zaoszczędzić czas i przejąć inicjatywę w handlu. Na jego trasie stanął zamek, wokół którego z czasem powstała osada. Jej mieszkańcy trudnili się hutnictwem żelaza, którego bogate złoża znajdowały się w okolicy" - dodaje naukowiec.
Bolko II Mały był jednym z bardziej utalentowanych książąt z rodu Piastów Śląskich. Udało się mu zjednoczyć księstwo świdnickie i jaworskie. Był też margrabią Dolnych Łużyc. Tymczasem w okresie jego panowania, czyli w połowie XIV w., Śląsk był bardzo rozdrobniony i składał się z wielu małych księstw. Bolko II był ostatnim niezależnym księciem piastowskim władającym na Śląsku.
"W lokalizacji zamku pomocne okazało się skanowanie laserowe wykonane z pokładu samolotu" - opowiada badacz. Technologia umożliwia zajrzenie pod szatę roślinną i wykrycie form terenowych lub architektury.
Obecnie archeolodzy badają średniowieczną wieś hutników. Do tej pory natrafili na kilka miejsc, z których pozyskiwano rudę - znajdowała się płytko pod powierzchnią ziemi, dlatego wydobywano ją w sposób odkrywkowy. Odkryli też obszerne hałdy żużla pohutniczego. "Do tej pory nie udało się zlokalizować pieców" - dodaje Konczewski.
Zamek - w przeciwieństwie do osady - istniał zaledwie kilka lat. Po śmierci Bolka II mieszczanie z pobliskiego Zgorzelca rozpuścili plotkę, zgodnie z którą zamek w Neuhaus przejęli rozbójnicy. Mieli oni grasować na kupców podążających traktem wytyczonym przez księcia.
Jak opowiada archeolog, zrobili to, ponieważ kupcy korzystający z nowego szlaku handlowego omijali Zgorzelec. Tym samym zgorzelczanie tracili dochody na cłach przewozowych. Pacyfikację zamku przeprowadzili na mocy przywileju nadanego im przez cesarza Karola IV do niszczenia gniazd rozbójniczych i karania rozbójników.
Archeolodzy wciąż pracują w terenie. Czeka ich wykonanie badań geofizycznych, które pomogą zebrać więcej informacji na temat zamku i jego infrastruktury oraz kształtu średniowiecznej osady.
"Wszystkie dotychczasowe wnioski udało się nam wyciągnąć bez prowadzenia wykopalisk. Badany przez nas obszar jest szczególnie chroniony ze względów przyrodniczych. Jak widać łopata nie zawsze jest niezbędna do dokonania odkryć" - zaznacza naukowiec.
Badania są realizowane przez fundację "Łużyce wczoraj i dziś" we współpracy z Katedrą Antropologii Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu oraz Uniwersytetem Zachodnioczeskim z Pilzna i Lasami Państwowymi. (PAP)


http://dzieje.pl/aktualnosci/archeolodzy-odkryli-zaginiony-zamek-w-borach-dolnoslaskich

czwartek, 2 lutego 2017

Rycerz, który sprzymierzył się z samym diabłem



Rycerz, który sprzymierzył się z samym diabłem

19 lut 15, 14:14 Waldemar Szczepankiewicz / Onet 
 
Jurand ze Spychowa, którego tragedią karmione są kolejne pokolenia uczniów, to "mały leszcz" i nieudacznik przy Bartoszu z Odolanowa. Ten wielkopolski rycerz uwięził dla okupu, a potem zhańbił, gości zakonnych. Po pięciuset latach, w maju, znów będzie mógł wziąć na nich odwet. 

 

Bartosz z Odolanowa, a właściwie Wezenborg, wielkopolski rycerz i możnowładca z XIV wieku nie pasowałby na bohatera Sienkiewiczowskiej powieści o Polakach miłujących wiejską sielankę, Danusie i wojny tylko sprawiedliwe. Nie pokrzepiłby serc, bo ten je rozcinał mieczem. Pewnie też na co dzień ów potomek rycerzy z Łużyc posługiwał się językiem niemieckim. Taki dziwny ten Polak.
- Bartosz pojawia się nagle na kartach historii jako bliski współpracownik Kazimierza Wielkiego. Wielokrotnie staje na sądach świadcząc przeciw Krzyżakom - opowiada Igor Alagierski, który ponad 10 lat poświęcił zbieraniu informacji o wielkopolskim rycerzu.

W 2004 roku wraz z grupką zapaleńców z Gostynia założył "Poczet imienia Bartosza Wezenborga". Na swojej zbroi pasjonat czasów średniowiecza nosi herb "Tur" i czarno-żółte barwy możnowładcy. Część historyków uznałoby to za błąd, bo ich zdaniem Bartosz z Odolanowa należał do rodu Nałęczów.
- To nieprawda. Przodkowie Bartosza pochodzili z Łużyc z Weissenburga. Przenieśli się na Śląsk, a następnie, w XIII w., trafili do Wielkopolski. Natomiast z pewnością Bartosz był w ścisłym sojuszu z Nałęczami, a czasem nawet ich przywódcą - tłumaczy Igor Algierski.

Tur polubił paprykę
W 1370 r. umiera Kazimierz Wielki. Władca chciał na tronie w Krakowie osadzić Kazimierza Słupskiego, ale do korony prawo miał też Ludwik Andegaweński, król Węgier. Nasi bracia od papryki byli wtedy u szczytu potęgi. Możnowładcy, w tym również Wezenborg, poparli króla Węgier. W dowód wdzięczności Bartosz zostaje starostą na bogatych Kujawach. Około 1372 r. otrzymuje dobra w postaci Gostynia i Odolanowa. Wkrótce to senne dziś miasteczko staje się świadkiem wydarzeń, które zmieniły tę część Europy.

Pojedynek z niedoszłym królem
Bartosz z Odolanowa szybko udowadnia Andegawenowi swoją skuteczność. W 1375 r. w kraju pojawia się Władysław Biały, nowy pretendent do tronu w Krakowie. Wezenborg razem z Sędziwojem z Szubina dopada księcia pod Gniewkowem. Roznoszą jego oddział, a sam Biały ratuje się ucieczką przez bagna. Zbiegł do Złotorii, przygranicznej warowni. Jej oblężenie ma krwawy przebieg. Władysław jednak zdaje sobie sprawę, że rycerstwo nie odejdzie spod murów. Dlatego poddaje się Bartoszowi. Wyjeżdżając z zamku, książę jeszcze raz spróbował szczęścia. Wyzwał Wezenborga na pojedynek.

"Oto książę ze swoją kopią przeciwko Bartoszowi, a Bartosz przeciwko księciu, rozpędziwszy konie, z wielką siłą rzucili się jeden na drugiego - i książę dostał od Bartosza w prawe ramię dosyć poważną ranę" - tak to uwiecznił w swojej kronice Janko Czarnkowa z rodu Nałęczów, który nie był tylko biernym obserwatorem dziejów.


Gości zakonnych uczy pokuty
Pod nieobecność króla Ludwika w kraju rządy przejmowała jego matka Elżbieta. W 1377 r. nieopacznie burzy kruchą równowagę rodów w Wielkopolsce. Na starostę w Poznaniu mianuje Domrata z Pierzchna, Grzymalitę. Nałęczowie są zaniepokojeni. Królowa matka odbiera też władzę na Kujawach Bartoszowi, bowiem nowy starosta obiecał zwiększyć dochód do skarbca z 800 do 2000 grzywien rocznie. Wezenberg znajduje więc nowe źródło dochodu. Ochoczo łupi karawany kupców z państwa krzyżackiego.
- Pojawienie się jego pocztu wywoływało błagalne modlitwy. Krzyżacy doskonale wiedzieli, że w starciu z bezkompromisowym Wezenborgiem nie mają szans na ucieczkę - opowiada Igor Alagierski.

Około 1380 r. z wieży swojego zamku Bartosz wypatrzył 59 rycerzy burgundzkich. Zmierzali do Malborka, aby wziąć udział w krzyżackich rejzach na Litwinów. Ci podróżni w żelaznych ubrankach byli objęci boskim i ziemskim szacunkiem. Tymczasem Wezenborg uwięził ich i zażądał za nich okupu - jak wieść niesie 27 tysięcy florenów. Dla porównania: za 1000 florenów Ludwik Węgierski odkupił od Władysław Białego księstwo Gniewkowskie. Niektórzy historycy, jak Stefan Kuczyński, twierdzą, że Malbork zapłacił.

- To była astronomiczna kwota. Za tyle można byłoby kupić całą Wielkopolskę! Myślę, że ze strony Bartosza z Odolanowa to była swego rodzaju prowokacja. W kronikach francuskich biją żale, że Bartosz zhańbił gości - dodaje założyciel pocztu Wezenborga.

Zgodnie z ówczesną normą społeczną, rycerze powinni przebywać w godnych dla swojego stanu warunkach. Tymczasem u Bartosza zamiast w biernatach, siedzieli zamknięci w wieży. Co gorsza, musieli sami robić sobie posiłki. Ich służba została wcielona do prac zamkowych.
- W końcu Bartosz uwolnił zakładników, ale… nakazał im udać się do Francji w workach pokutnych – kwituje Alagierski.

Po tym "incydencie" wielki władca Węgier i Polski zdenerwował się. Potrzebował Krzyżaków jako sojuszników. Nowym starostom rozkazał zebrać wojsko i uderzyć na Odolanów. Jednak wielka wyprawa utknęła pod Kaliszem. Możnowładcy doszli do porozumienia z Bartoszem. Miał sprzedać swoje dobra na rzecz Korony. Wieść o ugodzie nie ucieszyła króla Ludwika. Wkrótce na Odolanów rusza jeszcze potężniejsza armia, ale najpierw Ludwik zajął się sprawą sukcesji.



Berlin mógł być nasz
W tym czasie w Krakowie tamtejszy biskup Zawisza wyrósł na namiestnika kraju. Jan z Czarnkowa z oburzeniem pisze: "Zuchwale pisać się zaczął wikaryuszem królestwa"!
Jeśli wierzyć ówczesnym plotkom, pewnej nocy zakradł się do ładnej wieśniaczki, ale jej ojciec zepchnął biskupa z drabiny. Kronikarze zgodnie podają, że w noc po pogrzebie słudzy kościelni usłyszeli stukot końskich kopyt, a potem wrzaski czartów wołających: - Jedziemy na hops!, co w wolnym tłumaczeniu znaczy: - "Jedziemy na panienki"!

Kilka miesięcy po śmierci biskupa w 1382 r. panowie polscy w obecności króla złożyli przysięgę wierności Zygmuntowi, czyli mężowi jego córki, Marii Andegaweńskiej. Zięć podchodził z rodu Luksemburgów i był margrabią brandenburskim. Na początku września wojska dowodzone przez 14-letniego wówczas Zygmunta stanęły pod murami siedziby niepokornego możnowładcy z Wielkopolski. Oblężenie przerwano jednak po kilku dniach, bowiem Ludwik wyzionął ducha. Margrabia spieszył się więc na Węgry. Zawarł układ z Bartoszem. Wybrani sędziowie mają wycenić jego posiadłości i… wykupić. Po drodze, w Poznaniu, Luksemburczyk domaga się hołdu wierności od mieszczan i rodów z Wielkopolski. Ci jednak postawili warunek: Zygmunt wraz z małżonką nie mogą opuścić kraju. Trzeba też sunąć z poznańskiego starostwa Domrata Grzymalitę. Luksemburczyk nie spełnił żądań. No cóż, gdyby Zygmunt został w Krakowie może teraz Brandenburgia, czyli Berlin i okolice, byłyby województwem np. kopanickiem (nazwa od starej osady, obecnie dzielnicy stolicy Niemiec).


Najemnicy palą Wielkopolskę
Śmierć Andegawena otworzyła w Wielkopolsce puszkę Pandory. Grzymalici stanęli za Zygmuntem, Bartosz z Odolanowa poparł na tron Piasta, Siemowita IV, księcia mazowieckiego. Do Wezenborga przyłączyli się Nałęczowie po tym, gdy dowiedzieli się, że ich przeciwnik, Domrat Grzymalita, ściągał najemników: Sasów, Pomorzan i Kaszubów. Rozgorzały walki. Łuny nad Wielkopolską nie gasły przez niemal trzy lata. W lutym 1382 dochodzi do dwudniowej bitwy. Najpierw Nałęczowie wsparci przez Bartosza odnoszą zwycięstwo. Jednak, zamiast trzymać szyki obok oddziałów Wezenborga, ganiają po polach Grzymalitów. Wtedy do przeciwnika docierają posiłki i przegrywający biorą odwet. Bitwa nie zakończyła walk, a Bartosz z Odolanowa sprzymierzył się z samym Diabłem. Taką krwawą sławą cieszył się możnowładca z Wenecji na Pałukach.


Polowanie na Jadwigę
Małopolanie usiłują skłonić do rozejmu obie strony. W maju 1382 rycerstwo zgodnie domaga się od królowej wdowy, aby do Krakowa przyjechała jej córka Jadwiga i objęła tron polski. W wyznaczonym terminie jej przyjazdu do Krakowa dociera również arcybiskup Bodzenta. W orszaku Bartosz z Odolanowa prowadzi 500 kopijników. Tak liczny oddział budzi podejrzenia krakowian. Wkrótce okazuje się, że wśród przybyłych ukrywa się książę mazowiecki, Siemowit IV. Spiskowcy zamierzali porwać Jadwigę, a przez małżeństwo koronować Siemowita na króla. Podstęp się nie udał, a wkrótce Wezenborg zaskakuje wojska wielkopolskie pod Winną Górą. Jan z Czarnkowa donosi: - Tajemnie tam pośpieszył i wszystkich, których znalazł, zabrał do niewoli. Schwytał też wiele koni, broni, różnego sprzętu i nie utraciwszy żadnego ze swych ludzi.


Kronikarz rzuca mięsem
W odpowiedzi Zygmunt Luksemburczyk na czele oddziałów węgierskich i Małopolan wkracza na Mazowsze. Pustoszą kraj, a po odzyskaniu Żnina dla arcybiskupa Bodzenty wracają nad Dunaj żegnani przekleństwami Jana z Czarnkowa: "Wzbogaceni niemałym łupem wrócili cało - ku wielkiej hańbie Polaków - do domu. Niech padnie na wieczne czasy świerzb bydlęcy na tych, za których sprawą nieposkromione to plemię było wezwane na pomoc w celu rzekomej opieki".
Rycerstwo Królestwa Polskiego stawia królowej Elżbiecie ultimatum. Jeśli jej córka nie obejmie tronu Polski, zostanie powołany nowy władca. Królowa ulega, ale i Siemowit musi pożegnać się ze swoimi planami. Małopolanie wypatrzyli już męża dla Jadwigi – władcę Litwy.


Banita wybawia przyszłą żonę króla
Nowy król, Władysław Jagiełło, przywraca w Wielkopolsce spokój. Krwawego diabła weneckiego wtrącono do więzienia. Bartosz jednak zbiega na Śląsk. Do Krakowa dotarły pogłoski, że planuje zemstę i zbiera tam raubiterów, czyli rycerzy rozbójników. Wzbudziło to strach w stolicy. A może Władysław dostrzegł w nim sojusznika w walce z Krzyżakami i Zygmuntem? Wkrótce odżegnany od czci rycerz pojawia się przy boku króla.

- Podobno król wysłał do niego osobisty list - opowiada Igor Alagierski.
Niedawny banita otrzymuje najważniejszy urząd w Wielkopolsce, który przez lata dzierżyli Grzymalici. Wysyłany jest z poselstwem do Zakonu. Wezenborg wyrwał też z rąk porywacza przyszłą żonę Jagiełły - Elżbietę Granowską. Wiseł Czambora, rycerz z Dolnego Śląska porwał ją i siłą zaciągnął do ołtarza. W swojej kronice Długosz określił Wisła - Szlązakiem z Wissenburga. Brzmi to już znajomo… W 1392 r. Bartosz z Odolanowa, wtedy już wojewoda poznański, ujął Czambora i przetrzymywał w Przedczu. Nie wypuścił go nawet gdy pod zamek podszedł z wojskiem dawny kumpel Wezenborga, Siemowit. Książe chciał odbić Czambora.


Solidarność pod Malborkiem
W niecałe dwadzieścia pięć lat po koronacji, Władysław Jagiełło w jednej bitwie paraliżuje państwo zakonne Krzyżaków. Jak dokonania współczesnych wypadają przy czynach przodków? Bartosz Wezenborg nie doczekał bitwy pod Grunwaldem. Umiera około 1395. Jednak w maju tego roku jego herb może pojawić się w Malborku. Na International Mediewal Combat Federation zjedzie się elita "współczesnego" rycerstwa z całego świata. W tym najlepsi z Polskiej Ligi Walk Rycerskich. Jej członkiem jest też Igor Alagierski. Odgraża się. - Po raz pierwszy w Polsce odbędą się mistrzostwa świata walk rycerskich. Jak przejdę eliminację, to stanę w Malborku, a jakże, w barwach pana z Odolanowa!






Autor: Waldemar Szczepankiewicz 
 
 
http://ciekawe.onet.pl/historia/rycerz-ktory-sprzymierzyl-sie-z-samym-diablem,1,5666862,artykul.html

środa, 2 listopada 2016

jak wykiwano księcia Konrada


Krzyżacy i dokument kruszwicki, czyli jak wykiwano księcia Konrada


24.12.2014 MirJan 
 
 
Swego czasu stanowili potęgę, z którą musieli się liczyć najwybitniejsi władcy średniowiecznej Europy. Choć odnosili spore sukcesy w zbrojnych starciach z przeciwnikami, ich władza nie opierała się jedynie na sile fizycznej, uzbrojeniu oraz na świetnym przygotowaniu rycerzy do walki. Krzyżacy swój ogromny sukces zawdzięczają przede wszystkim dyplomatom, którzy, poprzez szereg działań nie zawsze uznawanych za „poprawne”, przyczyniali się do rozwoju potęgi Państwa Krzyżackiego. To ich „sztuczki”, połączone ze skuteczną propagandą, pozwalały na zajmowanie nowych ziem, dzięki czemu Zakon Krzyżacki stał się potęgą w średniowiecznej Europie. Jak działali zakonni dyplomaci? Na własnej skórze mógł się o tym przekonać jeden z piastowskich książąt – Konrad Mazowiecki.

Propaganda – pierwszy krok do sukcesu

Skuteczna propaganda to podstawa zakonnych sukcesów. Pod pretekstem nawracania pogan na wiarę chrześcijańską, mogli Krzyżacy podbijać nowe ziemie, bez narażania się na potępienie ze strony innych państw. A co w chwili, gdy zamarzył im się podbój terenów już schrystianizowanych? Litwa, która w późniejszym okresie stała się kolejnym łakomym kąskiem dla Zakonu, może być tu dobrym przykładem. Jagiełło, przyjmując chrzest, był pewnie przekonany, że jego problem z Zakonem Krzyżackim został rozwiązany. Cóż jednak zrobili Krzyżacy? Przedstawili Jagiełłę jako schizmatyka oraz osobę, która w istocie do zasad chrześcijaństwa się nie stosuje. Litwa w dalszym ciągu wymagała więc nawrócenia, a w takich misjach Krzyżacy byli mistrzami… Akcja propagandowa zadziałała już wcześniej, w przypadku księcia Konrada, który na terenie Mazowsza musiał się zmierzyć z licznymi problemami natury nie tylko politycznej.

Książę Konrad Mazowiecki. Dlaczego potrzebował wsparcia Krzyżaków?

Konrad Mazowiecki to jeden z wielu polskich władców, o których można powiedzieć: „chciał dobrze, ale mu nie wyszło”. Każde dziecko, od podstawówki aż po kres edukacji szkolnej słyszy, że Konrad Mazowiecki to ten, który ściągnął do Polski Krzyżaków. Czy książę był aż tak naiwny, czy też otoczka panująca wobec Zakonu pozwoliła mu uwierzyć, że wykorzystanie tych rycerzy w walce z pogańskimi Prusami przyniesie mu (i państwu polskiemu zarazem) same korzyści?
Konrad, zwany Mazowieckim, około 1200 roku przejął władzę nad dzielnicą, która wcześniej wchodziła w skład ziem zarządzanych przez jego ojca – Kazimierza Sprawiedliwego. Okres rozbicia dzielnicowego nie był okresem łatwym dla żadnego z książąt piastowskich. Walki o utrzymanie swej dzielnicy oraz ambitne marzenia o zdobyciu władzy w Krakowie – oto plany, które snuł i Konrad Mazowiecki. Tymczasem na terenie Mazowsza wciąż problemy płatały mu Prusy, które stały się dodatkowym zagrożeniem dla dzielnicy mazowieckiej i jej nowego pana. Problem ten nasilił się m.in. wskutek działalności misyjnej biskupa Chrystiana, która doprowadziła do wzrostu aktywności poszczególnych plemion pruskich. Któż mógł pomóc w walce z nimi? Zakon Krzyżacki mógł się wydawać w takiej sytuacji idealnym sojusznikiem.

A Brodatemu to się upiekło!

Konradowi Mazowieckiemu za sprowadzenie Krzyżaków obrywa się do dziś. Henrykowi Brodatemu, który też swój udział w sprowadzeniu Zakonu na ziemie polskie miał, udało się jednak zachować dobrą opinię. Choć to na jego dworze rodziły się pierwsze palny związane z Krzyżakami, cała odpowiedzialność za późniejsze problemy z braciszkami w białych płaszczach spadła na Konrada. Stanisław Szczur jest jednym z tych historyków, którzy przypominają o tym, że myśl o skorzystaniu z krzyżackiego wsparcia już Brodatemu jawiła się jako idealne rozwiązanie wszystkich problemów z Prusami. Otto Dypoldowic, siostrzeniec Henryka Brodatego, jest w istocie tym, który jako pierwszy wystąpił z pomysłem wykorzystania Krzyżaków przeciw pruskim plemionom. W latach 20. XIII wieku trudno było przypuszczać, że otoczeni wielkim szacunkiem zakonnicy zwrócą się nie tylko przeciw pogańskim plemionom, ale i przeciw chrześcijańskiej Polsce. Takie zapędy były przecież niezgodne z tym, co głosiła oficjalna propaganda Zakonu.

Falsyfikat kruszwicki

Fałszowanie dokumentów to kolejna sztuczka, z której zakonni dyplomaci korzystali bardzo chętnie. Symbolem takiego postępowania rycerzy stał się słynny dokument kruszwicki, będący w opinii wielu historyków niczym innym, jak tylko falsyfikatem. Dla państwa polskiego i jego historii ten dokument miał ogromną wartość. Dlaczego? Bo to właśnie dokument kruszwicki uznawany jest jako wstęp do wojen Polski z Zakonem. Zawarty w dniu 16 maja 1230 pomiędzy Konradem Mazowieckim a przedstawicielami Zakonu Krzyżackiego, pozwolił rycerzom na zajęcie ziemi chełmińskiej (a więc ziemi, która sąsiadowała z terenami pruskimi) oraz na włączenie, w późniejszym okresie, do swego państwa tych terenów, które uda im się zdobyć w trakcie podboju Prus. Dokument ten sprawił, że Konrad Mazowiecki przeszedł do historii jako władca nieudolny, który próbując chronić się przed pogańskimi Prusami, sprowadził na Polaków jeszcze większe zagrożenie… Zajęte Prusy, wraz z ziemiami wcześniej nadanymi, zaczęły przecież tworzyć państwo krzyżackie, będące idealnym punktem wypadowym do dalszych podbojów. Czy Konrad Mazowiecki faktycznie podpisał dokument, który dawał Zakonowi Krzyżackiemu tak wiele możliwości? Ponieważ dokument w oryginalnej wersji nie przetrwał do naszych czasów, wielu historyków polskich twierdzi, iż był on tylko dobrze przygotowanym falsyfikatem. Wiadomo też, że dokumenty zawierane pomiędzy Konradem Mazowieckim a Krzyżakami pozostawały w rękach zakonników. Strona polska otrzymywała jedynie ich skróconą wersję. Co z oryginałami? Czy pisma, które zakonni dyplomaci pokazywali papieżowi były tymi samymi, które podpisywała druga strona umowy?

Gerard Labuda jest jednym z wielu historyków, który ma tu sporo wątpliwości. Jego zdaniem istnieje wiele argumentów, świadczących o tym, że dokument kruszwicki to nic innego, jak dobry falsyfikat. Jego zdaniem dokument ten wcale nie pochodzi z 1230 roku, lecz z 1234. Prusy były już wtedy opanowane przez Zakon, a dokument miał jedynie uzasadnić i zalegalizować władzę Krzyżaków nad tymi ziemiami. Dzięki skutecznej propagandzie, która pozwoliła na przedstawienie Zakonu jako obrońcy wiary chrześcijańskiej, papież, a wraz z nim i reszta europejskich władców, w sporze Krzyżaków z Polską bez oporów stawał po stronie potężnego i wpływowego Zakonu.

Nie tylko Konrad dał się wykiwać!

Choć wokół dokumentu podpisanego w Kruszwicy, na mocy którego Krzyżacy zyskali pełne prawo do ziemi chełmińskiej, wciąż toczy się dyskusja, czy to falsyfikat, czy też jednak w istocie w takiej formie podpisał go Konrad, warto podkreślić jedno – nie byłby to pierwszy przypadek fałszowania dokumentów przez Zakon i jego dyplomatów. Za jeden z najważniejszych falsyfikatów w dziejach Zakonu uznawana jest złota bulla cesarza Fryderyka II. Teoretycznie wystawiona w 1226 roku w Rimini, w istocie powstać miała dopiero w latach 30. XIII stulecia. A przecież ten dokument sprawił, że Herman von Salza, ówczesny mistrz, zyskał nie tylko prawo do zajęcia ziemi chełmińskiej (co ostatecznie potwierdzić miał wystawiony 4 lata później dokument z Kruszwicy), ale i wiele przywilejów.
Zręczne manipulowanie faktami, wykorzystywanie słabości przeciwnika na swą korzyść oraz posługiwanie się dokumentami, których wiarygodność stoi dziś, w wielu przypadkach, pod sporym znakiem zapytania – oto dyplomacja, którą Krzyżacy tak zręcznie się posługiwali. Dzięki niej byli w stanie stworzyć państwo, którego potęga tworzona była m.in. kosztem Polski.

niedziela, 11 września 2016

Grunwald - co twierdzi "polska" nauka?




"Uważa on, że prawdziwym miejscem głównego starcia były tereny na wschód i południe od wsi Grunwald, a nie - jak twierdzą polscy historycy - na wschód i południe od Stębarku."


Ciekawe. Zawsze myślałem, że bitwa odbyła się POD GRUNWALDEM, a tymczasem polscy naukowcy uważają, że bitwa pod Grunwaldem odbyła się pod Stębarkiem - czyli polscy naukowcy wyznają niemiecką tezę o bitwie pod Tannenbergiem (Stębarkiem). 

Niesamowity przykład wpływów niemieckich w polskiej nauce. Czyli to jednak nie jest teoria spiskowa, że niemcy piszą nam historię. A wcześniej byli Lelewel, Bruckner itd itd...

Najciekawsze jest to, że do dzisiaj tak naprawdę nie wiadomo, gdzie odbyła się bitwa. Ale oni mimo to uważają, że pod Stębarkiem...




10.09.2016
Dr Nowakowski: badania pod Grunwaldem mogą być przełomowe dla wiedzy o bitwie

Prowadzone od dwóch lat badania archeologiczne udowodniły, że bitwa pod Grunwaldem rozegrała się na znacznie większym obszarze niż dotychczas zakładano, wskazały też lokalizację dawnego obozu krzyżackiego - mówi dr Piotr Nowakowski z grunwaldzkiego muzeum. 


Rozpoczynające się w sobotę w okolicy Grunwaldu poszukiwania śladów bitwy z 1410 r. są kontynuacją badań prowadzonych od dwóch lat. Co roku bierze w nich udział kilkudziesięciu archeologów i poszukiwaczy amatorów z Danii, Norwegii, Wielkiej Brytanii i Polski, wyposażonych w wykrywacze metali, skanery i georadary.


W pierwszym sezonie szukano Doliny Wielkiego Strumienia, gdzie - według opisów Jana Długosza - wojska polsko-litewskie walczyły z Krzyżakami. Przed rokiem i teraz badacze poszukują natomiast śladów po krzyżackim obozie. Sprawdzają tereny położone na zachód od ruin kaplicy pobitewnej, którą wzniesiono na polecenie mistrza zakonu Henryka von Plauena i konsekrowano w 1413 r.


"Chcieliśmy sprawdzić, dlaczego Krzyżacy uparli się, żeby postawić tę kaplicę w miejscu, które ze względu na morfologię i ukształtowanie terenu absolutnie się do tego nie nadaje" - powiedział PAP kierujący poszukiwaniami dr Piotr A. Nowakowski z działu archeologiczno-historycznego Muzeum Bitwy pod Grunwaldem.


Jak przypomniał, według dotychczasowych hipotez kaplicę zbudowano w miejscu śmierci wielkiego mistrza Ulryka von Jungingena albo w miejscu, gdzie znajdował się wcześniej obóz wojsk krzyżackich. Jego zdaniem już ubiegłoroczne badania potwierdziły, że prawdziwa jest druga z tych lokalizacji.


"To, co odnaleźliśmy, nagromadzenie militariów wokół kaplicy, głównie grotów strzał i bełtów, wskazuje, że toczyły się tam bardziej zacięte walki niż na innym terenie. Jedynym rozsądnym wytłumaczeniem takiej koncentracji zabytków, zwłaszcza broni strzelczej w jednym miejscu, jest oblężenie obozu" - wyjaśnił.



Według Nowakowskiego zakrojone na szeroką skalę, międzynarodowe badania mogą też pomóc w wyjaśnieniu innych zagadek bitwy pod Grunwaldem. Chodzi przede wszystkim o ustalenie dokładnej lokalizacji głównych walk.


W poszukiwaniach uczestniczy szwedzki naukowiec prof. Sven Ekdahl z Polsko-Skandynawskiego Instytutu Badawczego. Jest autorem hipotezy, że bitwa odbyła się na południowy zachód od miejsca przyjmowanego w polskiej historiografii. Uważa on, że prawdziwym miejscem głównego starcia były tereny na wschód i południe od wsi Grunwald, a nie - jak twierdzą polscy historycy - na wschód i południe od Stębarku.


Zdaniem dr Nowakowskiego, poszukiwania mają zweryfikować tę teorię. "Nasze dotychczasowe badania pokazały natomiast, że pole bitwy jest znacznie większe niż zakładano. Była to walka konnicy, walka manewrowa, więc toczyła się na rozległym obszarze" - powiedział.


W ocenie archeologa, "wydaje się też, że udało się wstępnie wyznaczyć wschodnią i zachodnią granicę pola bitwy". Jak tłumaczył na części badanego obszaru detektoryści odnajdywali liczne militaria. Dalej jednak - mówił - natrafili na obszar, gdzie nie było już nawet pojedynczych materialnych śladów bitwy.


Do czasu zorganizowania pierwszej międzynarodowej wyprawy z udziałem detektorystów, w zbiorach Muzeum Bitwy pod Grunwaldem było zaledwie kilkanaście zabytkowych militariów, pochodzących z wcześniejszych wykopalisk archeologicznych. Takie prace prowadzono od 1958 r. (w związku z 550-leciem bitwy) i trwały z przerwami aż do 1990 r.
"W ciągu ostatnich dwóch lat znaleźliśmy więcej, niż w trakcie wszystkich poprzednich badań archeologicznych, które odbywały się na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Taki przyrost materiału źródłowego ma dla nas ogromne znaczenie, bo stwarza choćby możliwość badania historii bitwy od strony bronioznawczej" - powiedział dr Nowakowski.


Ma to związek z metodą badań. Wykopaliska archeologiczne, które wcześniej prowadzono na Polach Grunwaldzkich, obejmowały zwykle obszar 1-2 arów. Obecne poszukiwania z udziałem kilkudziesięciu osób wyposażonych w wykrywacze metali pozwoliły już na sprawdzenie ponad 300 ha. Znaczna część tych terenów nie była wcześniej badana przez archeologów.


Odnaleziono w sumie ok. 600 drobnych zabytkowych przedmiotów. Wśród nich jest liczny zbiór grotów strzał i bełtów do kuszy, topory, fragmenty średniowiecznych mieczy i rękawicy pancernej, okucia pasów, elementy rycerskich ostróg i końskiej uprzęży. Są też monety, w tym krzyżackie i jagiellońskie, oraz zabytki z czasów późniejszych. W ocenie archeologów część numizmatów mogła być wotami pozostawionymi przez osoby odwiedzające kaplicę pobitewną, więc i one - choć nie bezpośrednio - są związane z historią walk pod Grunwaldem.
Zabytkowe znaleziska, po naukowym opracowaniu i konserwacji - będą pokazane zwiedzającym. Niektóre znalazły się już na wystawie w pawilonie grunwaldzkiego muzeum.
Zdaniem dr. Nowakowskiego, już dotychczasowe wyniki poszukiwań są ważnym osiągnięciem, bo potwierdziły, że kaplicę pobitewną wzniesiono na miejscu dawnego krzyżackiego obozu. Pokazały też, że bitwa rozegrała się na znacznie większym obszarze niż dotychczas zakładano i wzbogaciły muzealne zbiory o cenne eksponaty.


Jak mówił, jeśli dzięki kontynuacji badań uda się zweryfikować teorie o miejscu głównego starcia, będzie to przełomowe dla wiedzy o historii największej bitwy średniowiecznej Europy.
Uczestnicy poszukiwań mają też nadzieję, że którymś sezonie badawczym uda się natrafić na ślad zbiorowych grobów rycerzy poległych pod Grunwaldem, co byłoby naukową sensacją na skalę światową.


Dotychczas jedyne miejsca pochówków odnaleziono wewnątrz i w pobliżu ruin kaplicy pobitewnej. Podczas prac archeologicznych w latach '60 i '80 ub. wieku natrafiono tam łącznie na kości ponad 200 osób. Prawdopodobnie część tych pochówków miała charakter wtórny, co znaczy, że szczątki zostały wydobyte z grobu na pobojowisku i przeniesione na "poświęconą ziemię".


"Z pewnością nie spoczęli tam wszyscy polegli. W bitwie zginęło przecież 8-10 tys. ludzi, gdzieś muszą być ich groby" - ocenił dr Nowakowski.(PAP)


 http://dzieje.pl/dziedzictwo-kulturowe/dr-nowakowski-badania-pod-grunwaldem-moga-byc-przelomowe-dla-wiedzy-o-bitwie