Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drenaż gospodarki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą drenaż gospodarki. Pokaż wszystkie posty

środa, 3 kwietnia 2024

Wywłaszczenie czyli ZielonyŁad




To jest po prostu wymierzone przez Niemców  - w Polaków.

Cel zawsze ten sam - osłabić, odebrać podmiotowość - okraść, zniewolić...









EKSPERT:

PRZEZ ZIELONY ŁAD POLACY STRACĄ NAWET POŁOWĘ DOCHODU

3 kwietnia 2024




Europejski Zielony Ład będzie wywoływał zmiany społeczne i własnościowe. Wielu ludzi nie będzie stać na to, aby dostosować się do rygorystycznych norm. I zostaną oni wywłaszczeni” – uważa prof. Władysław Mielczarski, ekspert ds. energetyki. Ironicznie zauważył, że gdyby chcieć osiągnąć zakładane cele tej polityki, to „trzeba byłoby zamknąć cały przemysł, a ludzie musieliby się wyprowadzić ze swoich domów do namiotów”.

Portal Bankier.pl zwraca uwagę na wysokie koszty, związane z wdrażaniem Europejskiego Zielonego Ładu i dążeniem Unii Europejskiej do osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 roku. Serwis ocenia, że „w praktyce działania samej UE świata nie zbawią, a dodatkowo pozbawią konkurencyjności gospodarkę europejską i doprowadzą do zubożenia społeczeństwa”. Zaznacza, że jak wynika z europejskiej bazy danych emisji dla globalnych badań atmosfery – EDGAR, w 2022 roku UE odpowiadała za 6,67 proc. globalnej emisji gazów cieplarnianych. Dla porównania, w przypadku Chin to aż 29,16 proc., USA – 11,19 proc., a Indii – 7,33 proc.


Ponadto, według artykułu „coraz więcej firm z sektora energetycznego uważa, że osiągnięcie neutralności klimatycznej na świecie opóźni się o co najmniej dekadę, do 2060 roku”. Wynika to z niskiej rentowności projektów dekarbonizacyjnych. Ponadto, klienci są niechętni względem ponoszenia wyższych kosztów z tego tytułu.

Sprawę tę skomentował dla portalu WNP.pl prof. Władysław Mielczarski, ekspert ds. energetyki. Uważa on, że polityka Europejskiego Zielonego Ładu jest nie tylko bardzo kosztowna, ale „przede wszystkim (…) niemożliwa do zrealizowania”, z powodu nierealnych celów.

„Gdyby chcieć to osiągnąć, trzeba byłoby zamknąć cały przemysł, a ludzie musieliby się wyprowadzić ze swoich domów do namiotów. Ironizuję, ale tak to właśnie wygląda” – komentuje prof. Mielczarski. Zwrócił uwagę, że „Europejski Zielony Ład będzie szczególnie kosztowny dla biedniejszych krajów europejskich, w tym dla Polski”.

„Przykładowo Niemcy przez Europejski Zielony Ład nieco zbiednieją, ale Polacy stracą przez niego nawet połowę dochodu liczonego na osobę. Oznaczać to będzie pauperyzację społeczeństw w UE. Ponadto będzie szybko postępować utrata konkurencyjności europejskiego przemysłu” – ocenia profesor. Dodaje, że Zielony Ładem to są pomysł unijny, którym reszta świata się nie przejmuje i zamiast tego stawia na rozwój, inaczej niż Unia.

„Europejski Zielony Ład będzie wywoływał zmiany społeczne i własnościowe. Wielu ludzi nie będzie stać na to, aby dostosować się do rygorystycznych norm. I zostaną oni wywłaszczeni” – powiedział prof. Mielczarski. „Może będą musieli przenieść się do jakichś klitek w blokach z wielkiej płyty. A ich własność przejmą wielkie koncerny. Spójrzmy na Ukrainę, gdzie są olbrzymie gospodarstwa rolne. Tyle że one nie należą do Ukraińców, tylko do międzynarodowych koncernów. Trudno rozdzielać kwestie dalszego rozwoju gospodarczego od polityki”.

Według szacunków zawartych w raporcie „Rozpakowujemy RePowerEU. Kierunek na zdrowe i przyjazne energetycznie domy” PORT PC i think-tanku Instytut Reform, w Polsce na 6,3 mln budynków jednorodzinnych 1,7 mln budynków nie posiada żadnej izolacji cieplnej ścian, a kolejnych 347 tys. ma bardzo niski standard ocieplenia.

Dodajmy, że zgodnie z najnowszą unijną dyrektywą, zatwierdzoną już przez Parlament Europejski, za cztery lata właściciele domów nie będą mogli montować kotłów gazowych, a od 2040 r. w ogóle nie będzie można ich używać.

Politycy Konfederacji ostrzegają przed zapisami tzw. dyrektywy budynkowej, dążącej do wprowadzenia zeroemisyjności budynków. “Jestem w stanie sobie wyobrazić, że traci się prawo do użytkowania budynku” – podkreśla Anna Bryłka.





Ciekawe, że przed Zielonym Ładem, był Polski Ład...






sobota, 17 lutego 2024

Plastik w jedzeniu

 

Naukowcy znaleźli już plastik w ludzkich płodach, także w płucach żywych ludzi - ciekawe kiedy znajdą go w ludzkim mózgu - i jakie to będzie powodować perturbacje.

Może zmaterializują się filmowo-gamingowe historyjki o krwiożerczych zombie atakujących ludzi na ulicy??


I kto będzie za to odpowiadać?


może nikt:


"Firma Mondelez Polska Sp. z o.o. zaleca, aby konsumenci nie spożywali i zniszczyli przedmiotowe produkty"
 

Czyli co?
 
1 - "zniszczcie dowody !"
2 -  nie oddamy wam kasy za trefny produkt, bo go sami zniszczyliście...





przedruk





GIS wycofuje z obrotu popularne batoniki. Możliwe zanieczyszczenie plastikiem


Wczoraj, 20:56


Mamy złe wieści dla miłośników słodyczy. Główny Inspektorat Sanitarny poinformował właśnie o zagrożeniu związanym z czekoladowymi batonikami. Chodzi o produkt popularnej marki. Sprawdźcie, czy nie macie go u siebie w domu.






Chodzi o trzy partie batonów. Istnieje podejrzenie, że zostały one zanieczyszczone fragmentami plastiku. Producent sam poinformował o zagrożeniu.



Poniżej zamieszczamy szczegółowe dane o wycofanym produkcie.

Baton Milka Oreo (37g)

Data ważności: 01.08.2024, 18.08.2024

Numer partii: OSK0934421, OSK0934422, OSK0934651

Podmiot odpowiedzialny za wprowadzenie produktu do obrotu w Polsce:

Mondelez Polska Sp. z o.o. ul. Domaniewska 49 02-672 Warszawa



Mondelez Polska Sp. z o.o. poinformowała, że w wyniku postępowania wyjaśniającego ustalono przyczynę zanieczyszczenia produktu plastikiem i określono zakres produktów objętych wycofywaniem. Firma podjęła działania w celu poinformowania klientów, którzy otrzymali produkt oraz przygotowała komunikat skierowany do konsumentów, którzy zakupili wyżej wymienione produkty.

Organy Państwowej Inspekcji Sanitarnej współpracują z podmiotem i monitorują proces wycofania produktu z obrotu.
Zalecenia dla konsumentów:

Nie należy spożywać produktów wskazanych w komunikacie.

Firma Mondelez Polska Sp. z o.o. zaleca, aby konsumenci nie spożywali i zniszczyli przedmiotowe produkty. Konsumenci mają możliwość kontaktu z zespołem obsługi konsumenta Mondelez Polska pod adresem dzialobslugikonsumenta@mdlz.com lub za pomocą infolinii 801 066 006.






Onetowa retoryka:

"Mamy złe wieści dla miłośników słodyczy. Główny Inspektorat Sanitarny poinformował właśnie o zagrożeniu związanym z czekoladowymi batonikami. Chodzi o produkt popularnej marki. Sprawdźcie, czy nie macie go u siebie w domu."


"Istnieje podejrzenie, że zostały one zanieczyszczone fragmentami plastiku"

to nie to samo co:


"w wyniku postępowania wyjaśniającego ustalono przyczynę zanieczyszczenia produktu plastikiem"


Lakonicznie, a nawet miło, żadnego potępienia, ani żadnej analizy, nic kompletnie, jakby nie było tematu. 



Zwróć uwagę - napisano, że:

"ustalono przyczynę zanieczyszczenia"


a nie, że


"zanieczyszczono plastikiem"


czyli temat zanieczyszczenia jest jakby obchodzony bokiem, 

to tak jakby na jakieś pytanie zamiast powiedzieć "nie wiem", odpowiedziałbyś - "nie odpowiem teraz na to pytanie" - czysta dyplomacja, a stawką - zdrowie setek, a może tysięcy ludzi w całej Polsce.


Skoro wg producenta "ustalono przyczynę zanieczyszczenia" to jakim prawem i w jakim celu onet stosuje przypuszczenie:


"Istnieje podejrzenie" 



Hę?



Co o tym myślisz?

Czy onet, który żyje z ciebie, z tego jak klikasz ich strony, dba tu o twoje zdrowie, czy o interesy firmy z siedzibą w USA?

A może dba o inne interesy?

Właścicielem Onetu jest    Ringier Axel Springer



Ringier Axel Springer Polska, w skrócie RASP, do 2010 Axel Springer Polska – spółka prawa handlowego, wydawca prasy i mediów internetowych, istniejący od 1994.

Należy do grona największych wydawców prasy oraz firm mediowych w Polsce. Od 2010 jest częścią międzynarodowej grupy mediowej Ringier Axel Springer Media AG (z siedzibą w Zurychu), która – oprócz Polski – działa również na Węgrzech, na Słowacji, w Serbii, na Litwie, Łotwie i w Estonii. Właścicielami Ringier Axel Springer Media AG są: niemiecko-amerykańsko-kanadyjski koncern mediowy Axel Springer SE (50% udziałów) i szwajcarska spółka mediowa Ringier AG (50% udziałów)



Czy wszystko jasne?



Narodowość ma znaczenie.
Pochodzenie ma znaczenie.


Wspólnotowość ma znaczenie i popieranie Polak Polaka ma znaczenie.

Wzajemny respekt i szacunek, uczciwe traktowanie, wspieranie siebie nawzajem - ma znaczenie.












Hipermarkety i bezrobocie




Skutki hipermarketyzacji w Unii Europejskiej


3-10-2014


Philippa Jill Gallop

tłum. Janusz Ratecki

Tekst pierwotnie ukazał się w Magazynie OBYWATEL nr 1(9) styczeń-luty 2003. 




Minęło ponad 30 lat od czasu, gdy super- i hipermarkety (hipermarkety są definiowane jako obiekty o pow. powyżej 2500 m2, supermarkety 400-2499 m2) zadomowiły się w Zachodniej Europie i stały się dla wielu ludzi integralną częścią ich otoczenia. Korzystają one z przywilejów masowego rynku oferując klientom wszystko pod jednym dachem, wywołując wrażenie nieskończenie szerokiego asortymentu. Na coraz większą skalę „wchodzą” do supermarketów różne usługi – ubezpieczeniowe, fotograficzne czy pocztowe. Artykuły w super-promocjach, takie jak krojony chleb, które są sprzedawane poniżej kosztów produkcji oraz nieustanne kampanie reklamowe przyciągające konsumentów zwabionych obietnicą taniego pożywienia i szeroką gamą produktów gotowych. Trafiają w dziesiątkę zaspokajając potrzeby wiecznie śpieszących się ludzi.




W ciągu ostatniej dekady super- i hipermarkety rozwijają się kwitnąco w krajach Europy Środkowej, co – paradoksalnie – dzieje się w momencie ich dotkliwych porażek na Zachodzie. 

Występujące jedna za drugą bomby biologiczne („choroba szalonych krów”, salmonella, żywność genetycznie modyfikowana) podkopały społeczne zaufanie do przemysłowo przetwarzanej żywności, a supermarkety zaczęły być dodatkowo oskarżane o działanie na szkodę centrów miast, o rosnące korki i zanieczyszczanie środowiska. 

Powodując upadek małych gospodarstw, odgrywają ważną rolę w procesie pogarszania się standardów żywności, a tym samym zdrowia obywateli. W czasie, kiedy hipermarkety w Polsce triumfują, kryzys przeżywają tradycyjne targowiska rolne. Te same targowiska przeżywają jednak obecnie swój renesans w Wielkiej Brytanii, gdzie odżyło zainteresowanie zdrowymi źródłami żywności.

Ruch Slow Food Movement, organizacja światowego zasięgu mająca swe korzenie we Włoszech, promująca żywność lokalnych producentów i naturalne gospodarstwa, notuje dynamiczny wzrost zysków. Poniżej naświetlimy mity, które narosły wokół hipermarketów i przyjrzymy się, dlaczego coraz większa liczba ludzi rezygnuje z ich usług na rzecz lokalnych producentów żywności.


Bezrobocie i wymarłe centra miast

„/…/ hipermarkety poza miastem /…/ ograniczyły żywotność centrów miast, /…/ doprowadziły do zamknięcia sklepów »za rogiem« w małych miastach i wioskach; spowodowały niekontrolowane rozrastanie się aglomeracji i zagładę tak bardzo cenionej wsi tuż za ich granicami” – tak twierdzą członkowie angielskiej rządowej agendy British Government Select Committee on Environment, Transport and Regional Affairs w raporcie pt. „Environmental Impact of Supermarket Competition”.1

Supermarkety osiągnęły dzisiejszą pozycję eliminując z rynku drobnych kupców. W latach 1976-1989 upadło w Anglii 44 tys. sklepów spożywczych, głównie małych „zieleniaków” i placówek spółdzielczych. Oczywistością jest, że małe sklepy przegrywają nierówną walkę z hipermarketami oferującymi „wszystko” pod jednym dachem, darmowe parkingi i bezpłatne autobusy próbując uczynić zakupy jak najbardziej wygodnymi. Jednak hipermarkety nie są w stanie zapewnić tak wielu miejsc pracy, więc wypieranie handlu prywatnego odbywa się kosztem zwiększenia bezrobocia. Supermarkety korzystają z ekonomicznego efektu skali i komputeryzowania swoich struktur, które zorganizowane są w ten sposób, by maksymalnie zwiększyć efektywność pojedynczego pracownika (jednostką miary jest tu ilość sprzedanych produktów na jedną wizytę klienta). Znaczy to, że zatrudnienie jest o wiele niższe niż w mniejszych sklepach, gdzie wszystkie czynności wykonuje się ręcznie. W dodatku pieniądze wydawane w hipermarketach odpływają do akcjonariuszy i kadry kierowniczej (zwykle zagranicznej), zamiast zostawać we wspólnocie lokalnej. Jednym z celów hipermarketów jest również minimalizacja płaconych podatków poprzez transfer pieniędzy do miejsc, gdzie stawki są niższe.

Łatwo zauważyć, że wpływ hipermarketów na społeczności lokalne jest niszczący. Są one główną przyczyną pogarszania się koniunktury w centrach miast oraz upadku małych sklepów. Badania British Retail Planning Forum z 1998 r. wykazały, że każde otwarcie dużego supermarketu oznacza likwidację kilkuset miejsc pracy (ponad ilość nowozatrudnionych w supermarkecie), co ma negatywny wpływ na rynek pracy w promieniu 15 km.

The New Economics Foundation podaje, że 50 tys. funtów wydanych w niezależnych, lokalnych sklepach stwarza jedno nowe miejsce pracy, podczas gdy aż 250 tys. funtów potrzeba wydać w tym samym celu w hipermarkecie, co spowodowane jest skomputeryzowaniem i efektami skali. Na te liczby wpływ ma również fakt, że małe firmy współpracują z lokalnymi hurtowniami i usługodawcami, czego hipermarkety zwykle nie czynią.

Prawnicy hipermarketów twierdzą, że ich pracodawcy, zaspokajając wszelkie potrzeby klienta, mają prawo do prowadzenia swojej działalności. Znaczy to, że klienci podejmują mądrą decyzję na podstawie pełnej informacji, podczas gdy w rzeczywistości kierują się kreowanym przez hipermarkety wizerunkiem taniego jedzenia i złudną wygodą. Sugerują również, że konkurencja między lokalną przedsiębiorczością a hipermarketami jest uczciwa. Nie jest to jednak prawdą:Konflikt nadwyżki podaży żywności nad popytem pojawia się, kiedy na danym terenie powstają hipermarkety. 

Wzrost sprzedaży może być osiągnięty jako kombinacja dwóch metod: po pierwsze przez bezpośrednią konkurencję cenową z lokalnymi sklepami lub poprzez oferowanie dóbr o większej „wartości dodanej”, np. posiłków gotowych do spożycia, które niejako „nadrabiają” zyski za niskodochodowe produkty pierwszej potrzeby. Innymi słowy, zaniżanie wartości niektórych dóbr stwarza wrażenie niskich cen, a w tym samym czasie trwają zabiegi sztabu psychologów i specjalistów od marketingu (np. jak zapewnić zapach świeżego chleba w wewnętrznej piekarni), aby skłonić klientów do zakupu drogich dóbr.

Przewaga hipermarketów jest tu oczywista – tego typu strategia jest nie do zastosowania przez mały, lokalny sklep ze względu na ograniczone możliwości magazynowania produktów. Sklepy te nie mogą pozwolić sobie na długotrwałe magazynowanie takich produktów, co oczywiście zwiększa koszty transportu, obniża wysokość upustów hurtowych od producenta itp.

Supermarkety mają ogromną siłę nabywczą, co daje im wielką siłę przetargową wymuszając na rolnikach i przetwórniach najniższe ceny oraz powodując ostrą walkę konkurencyjną, grożąc zmianą dostawcy w przypadku braku obniżki cen. Małe sklepy nie będąc strategicznym odbiorcą nie mogą pozwolić sobie na tego typu zachowania, ze względu na brak rozwiniętej, masowej sieci dystrybucji.
Supermarkety są w stanie wywierać wpływ na władze lokalne dla własnych korzyści. Często wywierają presję w celu podniesienia niepotrzebnych wymogów w zakresie higieny, wiedząc, że lokalni konkurenci nie są w stanie im sprostać.

Supermarkety są pośrednio wspierane finansowo przez subwencje dla rolnictwa, budowę infrastruktury (drogi), które są opłacane z pieniędzy podatników. Władze są skłonne do popierania zagranicznego kapitału, któremu proponują korzystne warunki podatkowe, co oznacza, że płacone przez nich stawki są ekstremalnie niskie w porównaniu z podatkami płaconymi przez mniejsze firmy i zwykłych obywateli.


Konsumenci i wolny wybór

Jednym z argumentów przytaczanych zwykle na obronę hipermarketów jest to, że dają klientowi możliwość większego wyboru. Z pewnością oferują wiele marek każdego produktu, ale zwykle kilka z nich pochodzi od jednego producenta. Wytwarzane są metodą maksymalnej redukcji kosztów.

W dodatku supermarkety mogą utrzymywać swoje koszty na minimalnym poziomie, korzystając z korzyści efektu skali, więc nie mogą sobie pozwolić na magazynowanie szerokiej gamy produktów niemarkowych, takich jak szeroki wybór owoców czy serów. Tym samym rezygnują z produktów lokalnych, chyba, że przekształcą ich wytwórców w masowego producenta zdolnego dystrybuować swoje wyroby na szeroką skalę. Przeświadczenie konsumenta, że pojawienie się w okolicy hipermarketu nie zmieni jego zwyczaju kupowania w specjalistycznym sklepie, robiąc jedynie zakupy pierwszej potrzeby w supermarkecie zwykle nie znajduje odbicia w rzeczywistości. Supermarkety dokładają starań, aby zatrzymać ludzi jak najdłużej w sklepie – z braku czasu lub po prostu z lenistwa nie odwiedzą już oni małych sklepów.

W konsekwencji wiele „ryneczków” i sklepików kończy działalność, a wolny wybór konsumenta praktycznie przestaje istnieć. 40% handlu w UE znajduje się w rękach 20 największych firm. Największa koncentracja handlu ma miejsce w Finlandii i Szwecji, najniższa w Grecji, Hiszpanii i Włoszech. Wielka Brytania, Francja i Niemcy plasują się po środku.


Co oznacza niewielki wybór sklepów?

W wielu miastach Zachodniej Europy istnieje tylko jeden lub dwa supermarkety, które już w tej chwili mają monopol na sprzedaż artykułów spożywczych. Osiągają to poprzez agresywną reklamę, ceny dumpingowe i wizerunek sklepu wygodnego, tym samym eliminując drobną konkurencję. Staje się to problemem, gdyż konsument traci możliwość wyboru miejsca zakupów i przedsiębiorstw, które chce wspierać. Jeśli na przykład ktoś zdecyduje się nie kupować w Tesco z powodu odpływu zysków z lokalnej gospodarki, w niektórych miastach nie ma żadnej alternatywy, by wydając pieniądze wspierać miejscowych producentów i handlowców. To pokazuje, jaką kpiną są twierdzenia supermarketów o oferowaniu wolności wyboru.

Kiedy hipermarket opanuje już w dużym stopniu rynek spożywczy w danym miejscu, ma wolną rękę jeśli chodzi o podnoszenie cen, wiedząc, że ludzie nie będą dojeżdżać kilometrami do najbliższej konkurencji
. Brytyjska organizacja Citizens Organising Foundation skrytykowała Tesco i Sainbury za narzucanie wyższych marż w biednych rejonach, gdzie ludność ma mniejsze możliwości dotarcia do innych sklepów.

Z danych opublikowanych w „Głosie Warszawy” wynika, że w Polsce w roku 2000 istniało 3513 sklepów o pow. powyżej 400 m2, w porównaniu do 2231 w 1995 r. W 1999 r. super- i hipermarkety liczyły na ponad 20-procentowy udział w sprzedaży dóbr szybkozbywalnych – liczba 2 razy wyższa niż w 1996. Andrzej Jarosz, przedstawiciel sieci sklepów Casino i właściciela Geanta, twierdził, że do roku 2003 liczba hipermarketów wzrośnie z dzisiejszych 100 do około 175.

Wpływ tego procesu na zatrudnienie i lokalne społeczności w Polsce będzie nawet bardziej niszczący niż w Europie Zachodniej. Tempo, z jakim hipermarkety wchodzą na polski rynek, duża ilość małych sklepów (drobny handel jako główne źródło dochodów szerokich rzesz ludności) oraz wysoka stopa bezrobocia, sprawiają, że znalezienie alternatywnej pracy staje się jeszcze trudniejsze. Przewaga konkurencyjna hipermarketów działa na wiele kilometrów w promieniu sklepu, a dodatkowo nowe normy higieniczne wymagające stosowania drogich technologii (zwykle bez sensownego uzasadnienia) stwarzają bariery nie do pokonania dla drobnych rolników, sklepikarzy i przetwórni.


Więcej samochodów – większe zanieczyszczenie

Badania przeprowadzone w duńskim mieście Esbjerg (70 tys. mieszkańców) wykazały, że ludzie kupujący w hipermarketach przejeżdżają o 55% więcej kilometrów niż ludzie zaopatrujący się w lokalnych sklepach i co ważniejsze – ludzie, którzy kupują w marketach przejeżdżają tak samo dużo kilometrów na dodatkowe zakupy, co ludzie, którzy zaopatrują się w lokalnych sklepach, jeżdżą więc niejako dwa razy.

Przytoczone wyniki stają się jeszcze bardziej wymowne w przypadku ludzi zamieszkujących tereny podmiejskie. Tutaj ludzie, którzy kupują w hipermarketach przejechali średnio 250% tego, ile ci, którzy nie robili tam zakupów. Wniosek jest prosty – im więcej hipermarketów, tym większy ruch na drogach. Ma to swoje skutki w zwiększonym poziomie hałasu i większym zanieczyszczeniu, a także zwiększonej częstotliwości zachorowań.


Zagłada rolników i gospodarstw rodzinnych

Jako jeszcze jeden, oprócz supermarketów i przetwórni spożywczych oraz producentów chemicznie uprawianej żywności, element systemu istnieje w Unii Europejskiej taki mechanizm rolnictwa, który służy interesom akcjonariuszy i zyskom wielkich przedsiębiorstw. Jego celem jest poprawa „wydajności”, uzyskiwana przez obniżenie zatrudnienia, eliminację różnorodności produktów i degradację środowiska naturalnego, a deklarowany cel to produkcja „taniej żywności”.

W rzeczywistości ta „taniość” oznacza obniżanie kosztów nie w sposób klasyczny, lecz poprzez przerzucanie ich na podatników, drobnych producentów rolnych i środowisko naturalne. Ostatecznie tanie jedzenie okazuje się być mitem. Konsument płaci trzy razy: pierwszy raz w sklepie, po raz drugi poprzez finansowanie dotacji, które rosną wraz ze spadkiem cen artykułów rolniczych, trzeci raz – płacąc większe podatki w celu likwidacji skutków przemysłowego rolnictwa i finansowanie infrastruktury transportowej. Samo zainstalowanie aparatury niezbędnej do usunięcia związków azotu i pestycydów z wody pitnej w Wielkiej Brytanii kosztowało ponad miliard funtów. Pieniądze te pochodziły oczywiście z kieszeni podatników.

Na skutek minimalizacji kosztów osiąganej przez sprzedawców i przetwórców, rolnicy są na ogół wynagradzani poniżej kosztów produkcji. W niektórych sektorach rolnictwa luka ta jest wypełniana z pieniędzy rządowych.

W sektorach nie dotowanych, głównie w mleczarstwie, tylko ci, którzy produkują wystarczające ilości, aby zapewnić sobie korzyści ekonomii skali mogą przetrwać. Co więcej, supermarkety stawiają coraz to nowe żądania dotyczące norm dla rolników i dostawców. Jeśli rolnika nie stać na kupno własnej linii przetwórczej, wówczas jego produkt przechodzi na potrzeby marki wewnętrznej hipermarketu, co stawia go na pozycji mniej stabilnej i w zasadzie uniemożliwia dalszy rozwój. Siła przetargowa farmerów praktycznie nie istnieje. Muszą jakoś sprzedać swoje produkty, ale ograniczone rynki zbytu zmuszają ich do akceptacji niskich cen. Są więc zmuszeni do stosowania metod maksymalnie ograniczających koszty, aby zwiększyć produkcję i sprzedaż. Jakkolwiek takie działania mają sens indywidualny, w końcu obraca się to przeciwko nim poprzez nadprodukcję i dalszy spadek cen skupu. Spowodowało to w UE masowy exodus ludzi ze wsi. Stoi za tym oficjalna polityka wielu instytucji, wliczając w to rząd brytyjski, a także Bank Światowy, aby ograniczyć liczbę zatrudnionych w rolnictwie. To implikuje sytuację, w której odejście części siły roboczej ze wsi jest uznane za naturalne i pożądane, a zmechanizowanie gospodarstw postrzega się jako czynnik zwiększający dochody rolników. Jednak większa produkcja oznacza spadek cen i większy odsetek bankrutujących rolników. W rzeczywistości jest to strategia przynosząca zyski tylko międzynarodowym korporacjom, takim jak Cargill czy Smithfield. W Wielkiej Brytanii Krajowy Związek Farmerów podaje, że w ciągu 3 lat, do 2001 r., pracę straciło 60 tys. rolników i robotników rolnych.



Podłe żarcie

Wielkie firmy, jeśli chcą zachować rentowność, muszą bazować na masowej ilości standardowych produktów. Aby to osiągnąć, stosowane są pestycydy, nawozy sztuczne i fabryczne metody produkcji żywności. Skutkiem tego jest widoczny w ciągu ostatnich dekad spadek standardów jakości żywności w UE. Najbardziej jaskrawym przykładem tego zjawiska są owoce i warzywa: te z hipermarketów nie dorównują walorami smakowymi i różnorodnością tym, które uprawia się tradycyjnie. Kolejnym uwarunkowaniem jest odporność warzyw i owoców na długie i niekorzystne warunki transportowe. Niestety, tylko pewne gatunki spełniają te kryteria, a te z kolei są zwykle bez smaku. To oznacza, że uprawa bardziej urozmaiconych produktów nie znajduje sieci dystrybucji i wielu z nich nie można już nigdzie dostać. Jednolitość i atrybuty praktyczne stały się ważniejsze niż smak i wartości odżywcze, czego skutkiem jest widoczny ich spadek w warzywach i owocach.

Kierując się tymi priorytetami większość głównych producentów żywności popiera logiczne założenia „jednolitej żywności”: modyfikację genetyczną. Pomimo propagandowych sloganów, większość asortymentu została „ulepszona” genetycznie nie w celu zaspokojenia oczekiwań konsumenta, lecz w imię potrzeb producentów środków chemii rolnej, firm odpowiedzialnych za transport i przetwórców. Te „zdobycze” to m.in. odporność na pewne rodzaje herbicydów, wydłużony okres magazynowania czy utwardzona skóra (zwiększająca odporność na uszkodzenia podczas transportu). Nawet warzywa czy owoce projektowane z myślą o ulepszonym smaku czy zwiększonych wartościach odżywczych są tylko sposobem na wyłudzenie wyższej ceny za produkty, które ludzie spożywali niskim kosztem od tysięcy lat.

Oprócz zmniejszonej wartości odżywczej, przemysłowo przetwarzana żywność zawiera substancje, które – jak wykazują badania – są szkodliwe dla zdrowa, np. pestycydy, chemiczne pozostałości nawozów czy antybiotyki podawane zwierzętom hodowlanym. Obawy przed tego rodzaju żywnością wzmogły się ostatnio po epidemiach salmonelli w jajach, BSE, lysterii, e-coli itp. Te zjawiska wzbudziły nieufność wobec przemysłowej żywności i wywołały krytykę sposobu, w jaki jest ona produkowana. Gwarancje rządów i regulacje prawne okazały się niewystarczające.

W świetle tych faktów nie powinno dziwić, że wielu mieszkańców UE zaczęło rozważać wszystkie za i przeciw dla przemysłowej produkcji żywności i dystrybucji poprzez sieć hipermarketów. Wielu doszło do wniosku, że straty przewyższają korzyści.


Philippa Jill Gallop






tłum. Janusz Ratecki











Przypisy:

Cały dokument dostępny w Internecie:


www.publications.parliament.uk/pa/cm199900/cmselect/cmenvtra/120/12006.htm

Dane za: Business Statistics Office, in Henson S., From high street to hypermarket? In Your Food, Whose Choice?, National Consumer Council, HMSO, 1992.

Porter Sam i Raistrick Paul, The Impact of Out-of-Centre Food Superstores on Local Retail Employment, The National Retail Planning Forum, c/o Corporate Analysis, Boots Company Plc., Nottingham.

Letter from Emma Hallett to George Monbiot, New Economics Foundation, kwiecień 1998.
Dane za: EC-DG Competition, 2000,

http://europa.eu.int/comm/regionalpolicy/sources/docgener/studies/pdf/chap42en.pdf

Martin Wainwright, Supermarkets Challenge Survey of Food Price Variations, „The Guardian”, 22 grudzień 1998.

„Głos Warszawy” nr 17 (653), 29 kwietnia 2001, http://www.warsawvoice.pl/v653/Business06.html

Brian Høj, Jakob Nielsen i Lars Berg Møller (Civil Engineers in City Planning, AUC), Lavprisvarehuse suger biler til sig, „Ingeniøren” nr 49, 8 grudnia 1995 http://danenet.wicip.org/bcp/bta/ spokenword_1196/ Supermarkets.html).

„Spaliny zabijają rocznie 20 tys. osób w Europie” – Paul Brown, „The Guardian”, 1 września 2000.

Pesticide Action Network UK Briefing: Pesticides in Water, www.pan-uk.org/articles/pn49p5.htm

Por. „Agenda 2000 CAP Reform: Nowe kierunki dla rolnictwa”, MAFF, grudzień 1999 i „Wstępny plan Banku Światowego dla polskiego rolnictwa”, 26.04.2002, s.16, www.worldbank.pl, gdzie czytamy: „Walka z ubóstwem wymaga postępów w produktywności, które mogą być osiągnięte tylko poprzez redukcję zatrudnienia w rolnictwie”.

Por. „LE Magazine”, marzec 2001, www.lef.org/magazine/mag2001/mar2001reportvegetables.html

Richard A.E., North, The Death of British Agriculture: The Wanton Destruction Of A Key Industry, Gerald Duckworth and Co., 2001. Praca ta ukazuje rosnącą niechęć do przemysłu spożywczego, który paradoksalnie okazuje się być mniej efektywny niż kiedykolwiek w zakresie gwarancji bezpieczeństwa żywności.

Tekst pierwotnie ukazał się w Magazynie OBYWATEL nr 1(9) styczeń-luty 2003. 








Skutki hipermarketyzacji w Unii Europejskiej | „Nowy Obywatel” - pismo na rzecz sprawiedliwości społecznej„Nowy Obywatel” – pismo na rzecz sprawiedliwości społecznej





wtorek, 9 maja 2023

Nazistowskie korzenie UE

 





przedruk


08.05.2023




Wywiad z Matthiasem Rath



"Nazistowskie korzenie Brukselskiej UE" - pod takim tytułem ukazała się niedawno w Polsce książka, której jest Pan współautorem. Mianem głównego architekta owej zakorzenionej w nazizmie "brukselskiej UE" określa Pan Waltera Hallsteina, pierwszego przewodniczącego Komisji EWG, poprzednika Komisji Europejskiej. Kim tak naprawdę był Hallstein?

W brukselskiej Unii Europejskiej istnieje dziwna tendencja do ukrywania i przemilczania swojej przeszłości. Jest to szczególnie widoczne w przypadku Waltera Hallsteina, pierwszego przewodniczącego Komisji Europejskiej - organu wykonawczego UE, który nadal rządzi jako najwyższy, niewybieralny organ w Europie. Hallstein został powołany - głównie pod naciskiem zachodnioniemieckich interesów gospodarczych - w latach 1958-1967 na "pierwszego króla powojennej Europy". Europejczycy widzą go jako "wizjonerskiego przywódcę" i "dyplomatyczną siłę napędową", która przyspieszyła integrację europejską. Jednakże prawda o Hallsteinie wywraca ten obraz do góry nogami.

Walter Hallstein był członkiem "Bund Nationalsozialistischer Deutscher Juristen", [organizacji] założonej w 1933 roku, krótko po dojściu nazistów do władzy. W 1936 roku organizacja ta zmieniła nazwę na "'Nationalsozialistischer Bund der Juristen'". Członkostwo w tej organizacji było znakiem rozpoznawczym tych prawników, którzy bezwarunkowo popierali ideologię nazistowską i jej realizację. W 1935 roku Hallstein zadeklarował swoją przynależność do tych dwóch nazistowskich organizacji w oficjalnym komunikacie dla pełnomocnika rządu Uniwersytetu w Rostocku.

9 maja 1938 roku Mussolini przyjął Hitlera w Rzymie, aby skoordynować rozpoczęcie II wojny światowej i militarne podporządkowanie Europy. Już miesiąc później, w czerwcu 1939 roku, zorganizowano kolejne spotkanie prawnych przedstawicieli obu państw, również w Rzymie. Celem tej konferencji było określenie struktury państwowej i ustawodawstwa państw Europy pod ściśle zaplanowanymi rządami narodowo-socjalistyczno-faszystowskimi. Pod trywialnym tytułem "Grupa robocza ds. niemiecko-włoskich stosunków prawnych" stworzono podstawy prawne dla ogólnoeuropejskiej dyktatury. Walter Hallstein był jednym z oficjalnych przedstawicieli państwa nazistowskiego na tym spotkaniu w Rzymie w czerwcu 1938 roku.

Co więcej, zaledwie 7 miesięcy później Hallstein ogłosił wyniki pracy tej "grupy roboczej" w celu podporządkowania sobie Europy w publicznym przemówieniu w nadbałtyckim mieście Rostock.

Mowa mobilizacyjna Hallsteina została zachowana w całości i opublikowana w książce "Nazistowskie korzenie Brukselskiej UE".

Jak to możliwe, że taki ideolog jak Walter Hallstein mógł zostać jednym z zaledwie 12 polityków europejskich, którzy podpisali Traktaty Rzymskie - dokumenty, które dały początek dzisiejszej Unii Europejskiej - w 1957 roku?.Jak człowiek z taką przeszłością znalazł się na stanowisku, na którym mógł decydować o przyszłości Europy?

Odpowiedź jest prosta: istniały gigantyczne interesy gospodarcze, których cele reprezentował zarówno w czasach nazizmu, jak i w powojennych Niemczech. Był to przede wszystkim niemiecki przemysł chemiczno-farmaceutyczny.

W swojej książce "Der unvollendete Bundesstaat : europäische Erfahrungen und Erkenntnisse", którą wydał w 1969 roku - ćwierć wieku po zakończeniu II wojny światowej - Walter Hallstein udowodnił, że jego wizja paneuropejskiej dyktatury nie uległa zmianie. Pisał w nim między innymi, że "Komisja [Europejska] powinna otrzymać quasi-monopol, aby mogła przejąć inicjatywę we wszystkich sprawach dotyczących wspólnoty europejskiej". Od tej reguły było, jego zdaniem, tylko kilka wyjątków, które "należy jak najszybciej wyeliminować".

Hallstein twierdził, że Komisja Europejska powinna mieć ostatecznie "prawo do podejmowania wszelkich niezbędnych środków w celu realizacji Traktatu na własną rękę, bez specjalnego upoważnienia ze strony Rady Ministrów (tj. szefów rządów w Europie)".

Wspomniał Pan o mowie mobilizacyjnej, jaką Hallstein wygłosił w Rostocku. Było to 10 stycznia 1939 r., a jej tytuł brzmiał "Wielkie Niemcy jako podmiot prawny". Co jeden z założycieli UE rozumiał pod terminem "Wielkie Niemcy"?

Głównym tematem tego przemówienia było włączenie podbitych państw Europy - a później świata - do Wielkiej Rzeszy Niemieckiej. Hallstein sprytnie użył sformułowań prawnych, aby uzasadnić aneksję tych terytoriów i ich germanizację. Wierzył, że Niemcy mają prawo do hegemonii nad Europą, a nawet całym światem, i uważał to za "wielkie zadanie historyczne". Po tym, jak Hallstein został mianowany przewodniczącym Komisji Europejskiej - przede wszystkim dzięki wsparciu niemieckiego biznesu - to podejście polegające na wydawaniu dyktatorskich dekret z mocą prawną zostało przyjęte również w UE. Tak zwane dyrektywy UE są do dzisiaj dyktatorskimi dekretami, które po ogłoszeniu - bez zatwierdzenia przez parlamenty krajowe - stają się prawnie wiążące dla 600 milionów ludzi w Europie.
Hallstein był zdania, że sprawowanie władzy przez "Wielkie Niemcy" nad Europą to nie tylko kwestia prawna, ale również gospodarcza.

W swojej książce dowodzi Pan, że eurofederalistyczne, pangermańskie tezy Hallsteina w zadziwiający sposób łączyły się z wojennymi planami i działaniami wielkiego biznesu niemieckiego...

Korzenie dzisiejszej Europy są głęboko zakorzenione w ostatnich wojnach światowych. Obie te wojny były w swej istocie planami podboju niemieckiego przemysłu chemicznego i farmaceutycznego. Przede wszystkim BAYER, BASF, HOECHST - i utworzony przez te firmy w 1925 roku kartel "IG Farben". Próbowali oni osiągnąć kontrolę nad Europą za pomocą środków militarnych, a następnie utrzymać ją za pomocą dyktatury gospodarczej w tysiącletniej Rzeszy Europejskiej - czyli Wielkich Niemczech. Już w 1944 roku Komisja Kilgore'a Senatu USA tak podsumowała rolę IG Farben jako siły napędowej II wojny światowej: "Hitler to IG Farben - a IG Farben to Hitler". Trybunał do spraw zbrodni wojennych w Norymberdze (sprawa VI) pokazuje na przykład, że prawie 100 proc. materiałów niezbędnych do prowadzenia wojny, paliwa, materiałów wybuchowych, krwi itp. było dostarczanych przez IG Farben. Bez tej technologii i logistyki Niemcy nie mogłoby prowadzić pięcioletniej wojny z całym światem. Szczegóły na ten temat zostały podane do wiadomości światowej opinii publicznej w VI Procesie Norymberskim dotyczącym zbrodni wojennych. Obszerną dokumentację na temat IG Farben opublikował również historyk Diarmuid Jeffreys pod tytułem: "Hell's Cartel: IG Farben and the Making of Hitler's War Machine".

W sprawie VI Norymberskiego Procesu o Zbrodnie Wojenne (1947-1948) 24 kierowników kartelu IG Farben zostało oskarżonych, a wielu z nich skazanych za masowe mordy, zniewolenie i inne zbrodnie przeciwko ludzkości. Jako wyjaśnienie nieludzkich zbrodni Fritza ter Meera, jednego z dyrektorów IG Farben, jego adwokat twierdził, że jednym z celów wojennych jego klienta było utworzenie "Europejskiego Obszaru Gospodarczego".




Tak więc w mentalności niektórych ludzi - wtedy i dziś - próba zaspokojenia chciwości ekonomicznej usprawiedliwia cierpienia i śmierć milionów!

Dalsze dowody na rzeczywiste cele gospodarcze i polityczne II wojny światowej można znaleźć między innymi w książce Arno Söltera z 1941 roku. Sölter był szefem narodowosocjalistycznego "Centralnego Instytutu Narodowego Ładu Gospodarczego i Gospodarki Wielkoskalowej" w Dreźnie. Instytut Söltera był jednym z oficjalnych biur planowania gospodarczego koalicji nazistowskiej i IG Farben. W swojej książce "Das Großraum-Kartell - ein Instrument der industriellen Marktordnung im neuen Europa", opublikowanej w 1941 roku, Sölter nakreśla plan, który później stał się oficjalną strukturą Unii Europejskiej. Szczegółowo opisuje takie pojęcia jak "Komisja Europejska" - niewybieralny organ wykonawczy Europy - i system dyktatorskich dekretów - lub "dyrektyw" - poprzez które demokratyczny proces legislacyjny w Europie., a tym samym sama demokracja., jest systematycznie eliminowany.

Patrząc na osobę Waltera Hallsteina - i interesy gospodarcze, które reprezentował przez całe życie - nie dziwi fakt, że Komisja Europejska wykazuje uderzające podobieństwo do siedziby europejskiego "kartelu Wielkiej Europy", zaplanowanego przez nazistowską koalicję IG Farben. W obu przypadkach jest to "Biuro Polityczne", za pomocą którego koordynowane są gospodarcze i polityczne interesy niemieckich i międzynarodowych korporacji.

Które z dzisiejszych najbardziej znanych niemieckich firm mają zbrodniczą nazistowską przeszłość?

Niektóre z najbardziej znanych dziś niemieckich firm mają zbrodniczą nazistowską przeszłość.
Należą do nich koncern chemiczny IG Farben i Volkswagen, które w czasie II wojny światowej korzystały z przymusowej pracy więźniów. Inne przykłady to BMW, Siemens i Deutsche Bank, które również miały powiązania z reżimem nazistowskim.




Skupię się jednak na IG Farben, ponieważ był to największy niemiecki koncern chemiczny przed II wojną światową i odgrywał kluczową rolę w tym okresie. W czasie wojny firma ta dostarczała Trzeciej Rzeszy surowce i materiały chemiczne wykorzystywane do produkcji broni. IG Farben wykorzystywał również pracę przymusową więźniów w obozach koncentracyjnych, w tym w Auschwitz. Firma była bezpośrednio zaangażowana w produkcję gazów trujących, w tym Cyklonu B, który był używany do zabijania ludzi w obozach.

Po II wojnie światowej kartel IG Farben został rozbity przez aliantów na kilka mniejszych firm (Bayer, BASF i Hoechst). Wielu członków zarządu IG Farben po odbyciu krótkiej kary więzienia powróciło na stanowiska kierownicze. Na przykład Fritz ter Meer został ponownie mianowany przewodniczącym rady nadzorczej BAYER zaledwie kilka lat po skazaniu go za zbrodnie wojenne.

W swojej książce wspomina Pan również o braku odpowiedzialności Niemiec za zbrodnie nazizmu, również wobec Polaków? Czy Polacy powinni domagać się od dzisiejszych Niemiec reparacji wojennych, zwłaszcza wobec zawartych w książce informacji o współudziale niemieckich firm w budowie nazistowskiej machiny zbrodni?

Polska była pierwszym krajem, który padł ofiarą militarnej agresji nazistowskich Niemiec i poniosła proporcjonalnie największe straty ludzkie i gospodarcze spośród wszystkich krajów, które brały udział w II wojnie światowej. Dlatego Polska ma niekwestionowane prawo do żądania odszkodowania za swoje straty. Prawo międzynarodowe nie zna przedawnienia zbrodni wojennych ani zbrodni przeciwko ludzkości. Nie uznaje również przedawnienia prawa do odszkodowania za takie zbrodnie. Biorąc pod uwagę treść IV Konwencji Haskiej z 1907 roku, wyniki Konferencji Poczdamskiej oraz zachowanie Niemiec wobec innych państw, które poniosły straty podczas II wojny światowej - polegające na zawieraniu z nimi umów i wypłacaniu odszkodowań - Niemcy powinny zrekompensować Polsce straty poniesione podczas II wojny światowej. Obowiązujące przepisy prawa międzynarodowego i powojenna praktyka w zakresie reparacji, w tym dyskryminacyjna polityka Niemiec wobec obywateli polskich w porównaniu z innymi państwami, które poniosły mniejsze straty materialne i osobowe, ale otrzymały znacznie wyższe odszkodowania, również przemawiają za tym, że Polska powinna domagać się od Niemiec reparacji za szkody wyrządzone w czasie II wojny światowej.



Grzegorz Wierzchołowski 
Niezalezna.PL








Firma: Dr Oetker.

"Kaselowsky otwarcie mówił o tym, że wojna dobrze zrobiła firmie; głównie oddziały w Gdańsku i Wiedniu mogły osiągnąć sukces gospodarczy dzięki okupacji Austrii i Polski"


Niemcy: Rodzina Oetkerów przez lata milczała o nazistowskiej przeszłości, prawdę ujawniono po śmierci seniora rodu (wnp.pl)








" Niemcy najpierw stworzyli mit bezpaństwowych 'nazistów', teraz zaś idą dalej i zaczynają przedstawiać Niemcy jako ofiarę nazizmu"

wtorek, 8 czerwca 2021

Czym jest "ekonomia dla Polaków"?


przedruk z komentarzem


– Jak patrzę na niektóre dane, to mnie wbija w fotel. (…) Praktycznie cokolwiek weźmiesz, to jest lepiej, niż się można było spodziewać. Nasz eksport zasuwa jak nigdy – powiedział Morawski w wywiadzie dla Gazeta.pl Next.

Jak tłumaczył, spodziewał się, że "odbicie po lockdownie będzie mocne ze względu na skalę wsparcia publicznego w krajach rozwiniętych", natomiast "siła tego odbicia w zimie w warunkach ogromnej fali epidemii była zaskakująca". Dodał, że "skala odbicia w przemyśle jest nieprawdopodobna, za chwilę to się zacznie też dziać w usługach".

Morawski zaznaczył, że przez pandemię wiele firm upadło, lecz dla wielu "trwa eldorado". Wymienił w tym kontekście firmy produkujące sprzęt AGD, komponenty do różnych urządzeń, meble i elektronikę.

Czy możemy dogonić Niemcy?

– Jesteśmy hubem przemysłowym dla całej Europy, tak samo jak Chiny są hubem przemysłowym dla świata. I jeśli na całym Zachodzie dzięki rządowym tarczom ludzie czują się w miarę bezpiecznie i nie ograniczają wydatków, jeśli w dodatku przesuwają popyt z usług na sprzęt AGD czy meble, no to tak się składa, że my te rzeczy produkujmy – powiedział.

Ekonomista oświadczył, że nie zgadza się ze stereotypowym stwierdzeniem, jakoby Polska była jedynie "montownią pralek" i tkwiła w "pułapce średniego rozwoju".

Przyznał jednocześnie, że bez własnych kompetencji i kapitału "nie dojedziemy na gospodarczy szczyt, czyli nigdy nie osiągniemy poziomu Niemiec". 

– Tylko pytanie, czy czasem nie jest tak, że obecny model rozwoju pozwala to wszystko stopniowo zdobyć – dodał.

Według niego Polska jest na dobrej drodze, żeby w przyszłości mieć swoje duże firmy, które będą sprzedawać końcowe produkty pod rodzimą marką. – Chociaż to zajmie bardzo dużo czasu – podkreślił Morawski.




"czy czasem nie jest tak..."

Czyli pan ekonomista nie wie, czy "obecny model rozwoju" pozwoli nam to stopniowo zdobywać, czy nie.

On tego nie wie i pewnie nikt wytresowany tego nie wie, bo ekonomia w krajach podbitych oparta jest na wróżeniu z fusów co ma zastępować prawdziwą wiedzę.

Nie, to wcale nie jest tak.


Tylko pytanie, czy czasami nie jest tak, że my wiemy, jak się powinno prowadzić gospodarkę i budować dobrobyt obywateli, ale tego programowo nie robimy, bo niemiecki Werwolf nam na to nie pozwala, bo przecież wtedy nie tylko byśmy niemców dogonili, ale i przegonili - i co wtedy?

Upadł by mit polniszewirszaft i inne głupotki, nie wspominając o micie mądrych niemców, którzy wszystko robią najlepiej.

Ponadto, upadł by mit, że to wszystko z ciężkiej pracy niemieckich rąk, a nie dajmy na to - z łupów drugowojennych wywiezionych z Polski.

I co wtedy?

Posypią się w końcu pozwy o odszkodowania?

Przede wszystkim chodzi o to, byśmy resztę Europy przegonili w bogactwie, a więc i możliwościach oraz wpływach tego się boją najbardziej.

Choć czasami mnie to zastanawia - czy to jest prawdziwy powód... Czy wystarczającym powodem nie jest po prostu satysfakcja ukrytego władcy tego świata..?


My udajemy tylko kapitalizm, a tymczasem jesteśmy eksploatowani przez zachód i ekonomia w Polsce dostosowana jest do potrzeb zachodu, a nie polskich obywateli.


Czym jest program Polski Ład?

Niemcy od dawna szkalują nas powiedzeniem polnisze wirszaft - czy to przypadek? 


Fundusz odbudowy?

Polski Ład? 

NIC DOBREGO! 

Sytuacja jest naprawdę poważna! 


Andrzej Sadowski

"Nie ma już czasu na projekt ustaw, trzeba działać w ciągu najbliższych tygodni, bo taka jest powaga sytuacji".










https://dorzeczy.pl/ekonomia/187477/morawski-jak-patrze-na-dane-z-polski-to-mnie-wbija-w-fotel.html?utm_source=dorzeczy.pl&utm_medium=feed&utm_campaign=rss_feed






wtorek, 10 stycznia 2017

Wydrenowano łącznie 411,3 mld zł kapitału.


Kiedy rządził Tusk z Polski wydrenowano łącznie 411,3 mld zł kapitału. W 2016 r. (po 3 kwartałach) drenaż spadł do poziomu zaledwie... 4,3 mld zł!



Zgodnie z oficjalnym bilansem płatniczym naszego kraju w latach kiedy premierem był Donald Tusk (2008 - III kw. 2014) z Polski za granicę wyprowadzono łącznie 411,3 mld zł. Okazuje się, że nasz kraj był najobficiej drenowanym z kapitału państwem Europy! Średnio w ciągu roku znikało z Polski ponad 60 mld zł! Dla porównania - po trzech kwartałach 2016 roku drenaż kapitału spadł do poziomu zaledwie 4,3 mld zł.
                             
r e k l a m y

            
Oficjalne statystyki NBP na temat bilansu płatniczego Polski z okresu rządów PO-PSL są zatrważające. Skumulowany deficyt salda rachunku bieżącego Polski za ten okres wyniósł -106,8 mld euro, co stanowiło równowartość 427,7 mld zł! Aż tyle pieniędzy wytransferowano poza granice naszego kraju w formie dywidend, opłat, rachunków za usługi i sprowadzane towary czy odsetek za pożyczone pieniądze. Owoce polskiego wzrostu gospodarczego bezlitośnie były drenowane przez zagraniczne spółki i przedsiębiorstwa. Najgorszy pod tym względem były lata 2008, 2010 oraz 2011 kiedy wytransferowano z Polski równowartość - odpowiednio - 85,7 mld zł, 77,7 mld zł oraz 81,5 mld zł!
          
r e k l a m y

      
Poniżej oficjalne dane na temat bilansu płatniczego Polski tworzone przez NBP. Warto zwrócić uwagę na lata, kiedy w naszym kraju rządził Donald Tusk:

2005 r.: -25,8 mld zł
2006 r.: -42,7 mld zł
2007 r.: -75,1 mld zł
2008 r.: -85,7 mld zł
2009 r.: -54,2 mld zł
2010 r.: -77,7 mld zł
2011 r.: -81,5 mld zł
2012 r.: -60,5 mld zł
2013 r.: -21,0 mld zł
2014 r.: -35,6 mld zł
2015 r.: -11,2 mld zł
2016 r.: -4,3 mld zł*


* dane po 3 kwartałach 2016 r. 

Źródło: Bilans płatniczy NBP (NBP.pl)

wpis z dnia 9/01/2017


http://niewygodne.info.pl/artykul7/03524-Nikt-w-UE-nie-byl-tak-drenowany-jak-Polska.htm

 

wtorek, 30 kwietnia 2013

Dywersyfikacja - słowo wytrych

Co jeszcze w Polsce można zdywersyfikować? Indyjskie, amerykańskie, niemieckie, angielskie, czy chińskie przedsiębiorstwa?


 


Kolejny propagandowy materiał – chyba już czwarty, jaki zauważyłem w ostatnim czasie.
I kolejne moje streszczenie.


Znowu o Rosji.
Czy to zgodnie z zasadą „kuj żelazo póki gorące”?

Intensyfikacja antyrosyjskich nastrojów nastąpiła w okolicach 10 kwietnia – przez przypadek?


Film o gazie łupkowym zdenerwował Rosję. Będzie burza w Polsce?”



Patrzcie – Rosja jest zdenerwowana – to konflikt!!


"Fracknation" - ten film o gazie łupkowym może wywołać w Polsce prawdziwą burzę. Dlaczego? Otóż nasz kraj został w nim przedstawiony jako zacofane państwo pod kontrolą Gazpromu. Międzynarodowe instytucje ocenzurowały fragment, by nie narażać się Rosji - czytamy na łamach serwisu newsweek.pl.


Słowa klucze - „ zacofane państwo pod kontrolą Gazpromu”

„ Międzynarodowe instytucje ocenzurowały fragment, by nie narażać się Rosji”



Sugerują one podległość naszego kraju Rosji – czy to jednak prawda?

Rosja sprzedaje nam drogo gaz i ropę. I nic więcej – nie ma tu chyba żadnych innych interesów.
Za to większość polskich przedsiębiorstw zostało przejęte przez kraje zachodnie.
O tym „media” nie alarmują.


 Jaki obraz Polski pokazał reżyser "Fracknation"? Szare, wielopiętrowe blokowiska, pomazane sprejem garaże, odrapane mury, rozdeptane trawniki i drzewa bez liści. Niebo ma kolor brudnej ścierki - pisze Michał Wachnicki.
  
Zdaje się autorzy próbują nam przypomnieć komunistyczne czasy – retrospekcja jako wprowadzenie do manipulacji?
Czy tylko taki pretekst, aby coś napisać o Rosji w temacie?




Ten ponury obraz uzupełnia towarzyszący mu komentarz. - Bloki w Polsce przypominają, że państwo było w uścisku Rosji przez wieki.

Znowu podkreślenie negatywnej roli Rosji.
Po za tym - bloki i "przez wieki"...



Mimo że rosyjskie czołgi nie stacjonują już na polskiej ziemi, Rosja wciąż kontroluje Polaków przez gaz, który tu dostarcza - mówi reżyser Phelim McAleer.

A niemcy przez media – telewizję, radio, gazety i internet, w którym roi się od agentury wpływu – jakoś ABW nie wie jak to wyplenić???

Mentalny umysłowy  matrix.

Przekaz tej oraz innych scen, zdaniem Wachnickiego, jest jednoznaczny - Polska to zależne od Gazpromu, zacofane postsowieckie państwo.


Kolejne powtórzenie.
Kłamstwo sto razy powtórzone staje się prawdą?




Dodatkowo jest to kraj, gdzie dominuje skrajna bieda, którą potęguje gazowy dyktat.

A jak wiemy, bieda spowodowana jest masowym okradaniem Polaków przez obce – zachodnie – służby.


Ponad 80%-owe podatki płacimy – gdzie one znikają?
Najdroższa bankowość na świecie, najdroższe ubezpieczenia, opłaty, najbardziej inwigilowany naród w Europie – a może i na świcie.


Kto za tym stoi?
Rosjanie??


Kupa śmiechu...




Gdy pod koniec marca dokument miał zostać wyemitowany na konferencji o gazie, organizowanej wspólnie przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Uniwersytet Oksford, z filmu wycięto kontrowersyjne fragmenty.


No, to już wiemy, kto za tym stoi.


Ekspert MFW Rabah Arezk, cytowany przez newsweek.pl, tłumaczy, że "międzynarodowa instytucja nie może pokazać klipu o Rosji i Polsce, nie dając innym stronom wypowiedzieć się w tej kwestii". Jednak zdaniem autora filmu Fundusz ocenzurował go, gdyż nie chciał narazić się Rosji.


Powtórzenie kłamstwa – jak mantra.
To sugestia, że Polska jest strefą wpływów rosyjskich.
Kłamstwa w biały dzień.

MFW zablokował film o gazie łupkowym. Poszło o Polskę i Rosję
Twórcy filmu bronią jednak zaprezentowanej w nim wizji. Autor tekstu otrzymał od współreżyserki, Polki Magdaleny Segidy, e-maila, którym nie zgadza się ona z jego opinią. - Nie spotkałam się wcześniej z interpretacja, że Polska jest ukazana w niekorzystnym świetle. Film pokazuje jak wysokie ceny energii mają niekorzystny wpływ na standard życia osób o niskich dochodach - tłumaczy.
(newsweek.pl, RZ;KT)




O czym jest ten artykuł?

O niczym – jego celem jest powtórzenie kilku kłamstw o dominującej roli Rosji w Polsce.

Słowa Rosja użyto 7 razy, zawsze w kontekście dominacji nad Polską.



W Polsce większość przedsiębiorstw należy do zachodu, a nie do Rosji i to te kraje nas wykorzystują.

Można śmiało powiedzieć – ZACHÓD NAS OKUPUJE.



Podsycanie antyrosyjskich nastrojów trwa.











http://wiadomosci.onet.pl/swiat/film-o-gazie-lupkowym-zdenerwowal-rosje-bedzie-bur,1,5466142,wiadomosc.html