Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą państwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą państwo. Pokaż wszystkie posty

sobota, 13 kwietnia 2024

Siła państwa





przedruk
tłumaczenie automatyczne
(trochę słabe)



Mirel Palada


Każde autonomiczne państwo ma do dyspozycji następujące rodzaje instrumentów, za pomocą których może projektować swoją siłę. 


Broń.

Przede wszystkim sama broń, broń wojskowa. 
Taka, która może powodować śmierć, obrażenia i inne systemowe formy przemocy.
Czołgi, pociski, karabiny.
Kto ma, ma. Kto tego nie robi, kopie, mówi Clint Eastwood w "Dobrym, złym i brzydkim".


Po drugie, prawie równie ważne, pieniądze, kapitał. 

Świetne narzędzie do zarządzania siłą, pieniądze. Prawie tak samo ważne jak czołgi. Pieniądze,, wielka dźwignia siły w całej historii. Kto ma, ma. Ten, kto tego nie zrobił, jest jego sługą, jak powiedziałby Moromete w swojej wielkiej, urażonej mądrości.


Po trzecie, technologia.

Idzie to w parze z zasobami wiedzy. Jeśli masz pieniądze i nie masz technologii, jest to dość skomplikowane. Spójrzmy na przykład na przypadek Arabii Saudyjskiej. Nie ma sensu zarabiać na ropie naftowej, jeśli nie ma się technologii, która pozwoliłaby wydobyć ją z ziemi, ani armii, która by jej broniła. Wtedy stajesz się wasalem innych. Pech.


Po czwarte, ideologia. 

Wielka i potężna broń, ideologia. Na przestrzeni dziejów najbardziej rozpowszechnioną ideologią była religia. Od pewnego czasu świecka ideologia zaczyna działać z niemal taką samą geostrategiczną skutecznością. Od wielkich, jawnych świeckich ideologii XX wieku, nazizmu, komunizmu, socjalizmu, liberalizmu, po podstępną, ultra-efektywną, rozproszoną ideologię konsumpcjonizmu – rodzaj świeckiej religii, którą czci coraz więcej ludzi. Do tej kategorii zalicza się również wartości, a także ich instrumentalizację, "wojny kulturowe".




Po piąte, populacja/demografia. 

Kraj o małej populacji nie może projektować siły, bez względu na to, jak bardzo jest technologiczny i bogaty. Duży kraj, nawet jeśli jest niepewny pod względem innych rodzajów zasobów, odciska swoje geostrategiczne piętno na świecie. Zobacz Indie, a ostatnio Nigerię i Indonezję.

Spójrzmy na przykład na wojnę. Sprzęt wojskowy jest bezużyteczny, jeśli nie ma się ludzi, którzy mogliby założyć mundur i wysłać ich do walki. Zwłaszcza mężczyźni. Zwłaszcza mężczyźni w odpowiednim wieku.





Wreszcie, co nie mniej ważne, zasoby naturalne. 

Najważniejsze są minerały, ale także woda, jakość gleby itp. Ropa naftowa i ogólnie węglowodory kopalne, ta przyprawa ostatnich dwóch stuleci. Ostatnio metale ziem rzadkich. W niektórych częściach świata woda. Kto ma, ma. Ten, kto nie ma, lituje się nad innymi, albo zwycięża ich i zabiera z anasiną. Po putyrdom, matka. Po putyrdom.



Podsumujmy.

Broń. Pieniądze. Technologia. Ideologia. Ludność. Zasoby naturalne. Niekoniecznie jest w tym wyliczeniu jakiś porządek, hierarchia. Każdy jest ważny na swój sposób.

Konflikt geostrategiczny między światem rozwiniętym ("Pierwszym Światem") a innymi częściami globu, zwłaszcza "Drugim Światem", jest silnie zdefiniowany przez asymetryczną własność tych zasobów.

Broń, technologia, a zwłaszcza pieniądze, w Pierwszym Świecie. Pieniądze, zdecydowanie najważniejsza broń w ostatnich konfliktach geostrategicznych, dzięki którym Pierwszy Świat nadal utrzymuje hegemonię nad innymi. Ludność, zasoby naturalne i ideologia w Drugim Świecie.

Zdecydowanie populacja i zasoby naturalne do Drugiego Świata.

Wojnę w Ukrainie należy również interpretować w kategoriach asymetrii w utrzymywaniu tych zasobów. Zdecydowanie największą asymetrią między Zachodem a Rosją była asymetria kapitału. 

Pokojowo Zachód kupował Rosję po kawałku, tanio. Podobnie jak w pozostałych krajach postkomunistycznych, gdzie proces ten dobiega końca.

W tym "miękkim", "zimnym" konflikcie, w którym broń była schowana, ale pieniądze były używane w każdej sekundzie jako dźwignia podboju, ostatecznie nieuniknione było, że pokojowa asymetria zostanie zastąpiona gwałtowną. Wojna, jeden z niewielu obszarów, w których Rosja nie była tak daleko w tyle jak Zachód. I wojna została odpowiedzieć. Na banknot dolarowy odpowiedziano mieczem. Modlę się czołgiem i pociskiem.



Pamiętaj.


Broń. Pieniądze. Technologia / Wiedza. Ideologia. Ludność. Zasoby naturalne.




III wojna światowa dopiero się zaczęła. 


Al Treilea Război Mondial de-abia a început. Să-l admirăm în toată splendoarea sa nemernică și destructivă.


czwartek, 11 kwietnia 2024

Komunikacja z obywatelem

 

Specjaliści od zarządzania firmą wiedzą, jak należy dbać o jej powodzenie, a zarządzający państwem nie wiedzą??

Garść przykładów z portalu HR z przełożeniem na myślenie o państwie.



mój komentarz niebieskim kolorem




Kluczowa cecha menedżera. 
Bez tego siada motywacja, a podwładni rozglądają się za nową pracą



2 kwietnia 2024

Jak wynika z przeprowadzonego przez Society for Human Resource Management badania, zła komunikacja w firmach całkiem sporo kosztuje. Firmy, które zdiagnozowały problemy komunikacyjne wewnątrz zespołu, łącznie zgłosiły utratę przychodów w wysokości 62,4 mln dolarów rocznie.

- Umiejętnie prowadzona komunikacja wewnętrzna to fundament dobrze zorganizowanej firmy. Inna sprawa, że jeśli komunikacja wewnętrzna ma deficyty, wówczas bardzo szybko lukę tę wypełniają plotki i domysły, które stanowią zagrożenie. Komunikacja nie zna próżni, dlatego jeśli sami nią nie zarządzamy, nie nadajemy narracji, oddajemy inicjatywę innym, a trzeba pamiętać, że ich intencje mogą być inne niż nasze. A to pierwszy krok do kłopotów. Plotki wprowadzają niepewność, destabilizują, wywołują złe emocje i konflikty. Dlatego kreowanie otwartej, transparentnej komunikacji budującej wiarygodność, dobrą atmosferę i stabilizację motywuje do pracy - mówił w rozmowie z PulsHR.pl dr Krystian Dudek, pełnomocnik rektor Akademii WSB ds. strategii komunikacji i PR, trener i doradca z zakresu komunikacji i PR, właściciel Instytutu Publico.




dokładnie tak !

państwo musi mieć kontrolę nad komuniacją i informacją, bo jak nie, to 5 kolumna do spółki z "prywatnym pomiotem" załatwi to państwo na amen !



Brak dbałości o relacje z podwładnymi jest najczęściej popełnianym błędem

Jednym z najczęściej popełnianych błędów w pracy jest niedbanie o relacje z podwładnymi, tak wynika z badania GFKM „Rok lidera”.

W środowisku zawodowym zapomina się często o tym, jak kluczowe są dobre stosunki między przełożonymi a pracownikami. Negatywne relacje wpływają nie tylko na atmosferę w miejscu pracy, lecz także na efektywność zespołu. Do najczęstszych błędów komunikacyjnych należy nieumiejętność słuchania innych.

Umiejętność komunikowania się jest zdaniem pracowników jedną z kluczowych cech, które powinien mieć dobry menedżer.

Z badań przeprowadzonych przez GoodHabitz i agencję badawczą Markteffect wynika, że zdaniem pracowników wśród najważniejszych kompetencji, które powinni nabyć menedżerowie, znajdują się umiejętności komunikacyjne (25 proc.), organizacyjne (25 proc.) i budowania ducha zespołu (25 proc.). Równie istotne są umiejętność słuchania (23 proc.) oraz empatyczne, skupione na ludziach zarządzanie (20 proc.).


Relacje pomiedzy rządzącymi, a obywatelami - i to zaczął robić poprzedni rząd, rząd M. Morawieckiego.

W ostatnim roku w mediach zaczeły się ukazywać wypowiedzi polityków PiS oraz osób na stanowiskach rządowych, w administracji państwowej, piastujących kierownicze stanowiska w spółkach skarbu państwa, w najróżniejszych dziedzinach. Nawet spółki państwowe zaczęły anonimowo komunikować się do społeczeństwa, np. w postaci informacji obniżce cen, społecznej polityce firmy czy o gotowości kolei do sezonu zimowego...

podobnie - na oficjalnych fejsbukach - muzea i inne państwowe instytucje coras częściej i coraz więcej piszą do swoich Czytelników.

To nie ważne jak to wyszło, ważne, że to zaczęto robić, a trzeba pamiętać, że efekty tego działania będą widoczne dopiero za kilka lat.

To powinno być bardzo obszerne działanie, obejmujące każdy element państwa: wojsko, po.... milicję, administrację każdego szczebla itd....


Gdy nie ma komunikacji - jest bierność obywatela...





Zła komunikacja jest jednym z czynników wpływających na poziom zaangażowania pracowników. Im mniej czytelne są komunikaty i im więcej szumu komunikacyjnego się pojawia, tym pracownicy są bardziej zniechęceni.
A jak wynika z badania SD Worx „Attractive Employer in War for Talent”, 25,3 proc. pracowników decyduje się na odejście z pracy ze względu na niezadowolenie wynikające z zarządzania zespołem.

- Zdemotywowany, negatywnie nastawiony, zaniepokojony pracownik w najlepszym wypadku realizuje tzw. strajk włoski, jest zobojętniały, nie wykazuje inicjatywy. A w najgorszym zdarza się, że z premedytacją zaniedbuje obowiązki lub nawet sabotuje działalność firmy
– mówi dr Krystian Dudek.
 

Obojętność.

Obojętność na to co dzieje się z państwem, na to co dzieje się z obywatelami, na przemoc, na szkalowanie Polaków, potem na okradanie itd itd...


Trzeba w tych czasach zwrócić uwagę na to, kto - jakie portale, gazety, media, publicyści, dziennikarze - jakie zajmują stanowisko wobec takich wydarzeń jak np. nielegalne przejęcie TVP.

To jest bardzo ważne.


 
Brak zaufania i nierówne traktowanie bolączką firm

Pracownicy wymagają równego traktowania ze względu na płeć czy pochodzenie. Niestety nadal dochodzi do nierówności pod tym względem. Badania Banku Światowego wskazują, że globalne tempo reform zmierzających do równego traktowania kobiet w świetle prawa, spadło do poziomów najniższych od 20 lat.

Kolejnym błędem jest brak zaufania względem pracowników i siebie nawzajem. To z kolei może prowadzić do nadmiernej kontroli, a także podważania kompetencji. Badania wskazują, że 1 na 3 pracodawców nie ufa swoim pracownikom. To zły sygnał i znak, że należy wprowadzić zmiany w organizacji.

- Niejednokrotnie dochodzi do sytuacji, gdy firma nie posiada polityki komunikacyjnej. Nie dba o komunikację wewnętrzną, a to z kolei prowadzi do szumu informacyjnego. Przekazywanie wiadomości różnymi kanałami nie jest dobrym pomysłem. To coś, jak głuchy telefon – każda osoba może nieco zmienić kontekst – mówi Sebastian Kopiej, prezes agencji Commplace.




Jasna i spójna komunikacja oznacza większe zaangażowanie

Według badania Gallupa zaangażowanie pracowników wzrasta, gdy menedżerowie zapewniają spójną i jasną komunikację. Z innego badania wynika, że ​​4 na 5 ankietowanych pracowników chce częściej słyszeć o tym, jak radzi sobie ich firma, a ponad 90 proc. ankietowanych pracowników twierdzi, że woli słyszeć złe wieści niż żadne.

Marta Cała-Sturbecher z agencji marketingowej MoMa dodaje, że komunikacja często jest traktowana w firmach jako coś naturalnego i oczywistego.

- Myślę, że generalnie marginalizujemy rolę komunikacji. To jest coś, co się dzieje samo, nie planujemy jej przed i nie analizujemy po. W sytuacjach prywatnych często nie umiemy się ze sobą komunikować. Trudno zatem oczekiwać, że będziemy idealni na polu zawodowym - mówi. - Ponadto komunikacja wewnętrzna jest niewymierna. Trudno wyliczyć jej wartość, wydzielić z całości funkcjonowania firmy, przypisać pełną odpowiedzialność. Będę się jednak upierała, że niedocenienie jej wagi to duży błąd. I radzę, aby planując komunikację marketingową firmy, projektować narzędzia, kanały i procesy zarówno komunikacji zewnętrznej, jak i wewnętrznej.


Słaba relacja z pracownikami może skutkować odejściami z pracy

Z badania „Lider w oczach pracowników” zrealizowanego dla Pluxee wynika, że dla niemal połowy pracowników brak doceniania, negatywne zachowania i słabe relacje z przełożonym mogą przemawiać za odejściem z firmy, nawet mimo satysfakcjonującego wynagrodzenia i obowiązków.

– Jesteśmy coraz lepsi w rozumieniu tego, że niezbędna jest wizja, niezbędny jest cel, do którego możemy ludzi zaangażować. Ani delegowania, ani feedback nie mają większego sensu, jeśli nie wiemy, nad czym pracujemy i jaki ma być rezultat. Zatem zdecydowanie jesteśmy coraz lepsi, natomiast komunikacja, rozumienie własnych intencji i emocji to jest coś, nad czym na pewno możemy jeszcze popracować – mówi psycholożka biznesu Monika Reszko.


Najpierw jest zniechęcenie warunkami pracy, potem jest odejście za nimi za granicę, a w końcu pozostanie za granicą ze względu na to, że, państwo nadal nie stara się o tego człowieka..



Gdzieś czytałem, że podobno 70% społeczeństwa woli "iść za kimś".

w sumie trochę to dziwne, mając na uwadze ilu "maczo", "spryciarzy", "cwaniaków", "jasnowidzów" i innych "wszystkoznających" spotyka się w życiu..., ale....


jak mają za kimś iść, skoro ten "kimś" nie chce ich prowadzić??


Nie formułuje komunikatów, nie wydaje informacji, ani żadnej instrukcji:  gdzie idziemy... ?


To jak ma to działać?


Skoro nie ma komunikatów, to wygląda tak, jakby nie było do kogo mówić, albo że się ignoruje obywatela...

Nie chodzi oto, by władza tłumaczyła się przed ludźmi z obietnic wyborczych, ale o to, by władza prowadziła ludzi w dobrym kierunku.

Ludzie władzy muszą dawać obywatelom przykład postępowania , aby odbudować/ zbudować odpowiednie relacje w spoleczeństwie, by ono działało wspólnie w jednym dobrym celu - polepszania swojego życia i życia na całej planecie...

gdy państwo stale codziennie komunikuje się z obywatelem, jego zaangażowanie wzrasta, bo czuje się zauważony, bo


czuje się częścią drużyny...











pulshr.pl/zarzadzanie/kluczowa-cecha-menedzera-bez-tego-siada-motywacja-a-podwladni-rozgladaja-sie-za-nowa-praca,104317.html



wtorek, 9 kwietnia 2024

Dzieci jako zaczyn przyszłego dobrostanu.





31 października 2023




Zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży rzutuje na życie przyszłych pokoleń.


Kiedy one wejdą w życie dorosłe staną się urzędnikami, politykami, kierownikami, dyrektorami, policjantami, żołnierzami, ale też - ochroniarzami - i od wszystkich tych ludzi będzie zależeć bezpieczeństwo państwa, bezpieczeństwo twojej rodziny i każdego innego - sąsiadów, znajomych, kolegów i koleżanek z pracy.


Dlatego niezmierne ważne jest nie pozostawianie ich pod wpływem massmediów, które "wychowują" zamiast rodziców, ale też przejmowanie kontroli nad tymi mediami, by one służyły dobru ogólnemu, a nie po prostu bogaceniu sie "dziennikarzy" celebrytów, a i często po prostu wygodnickich.

Ilu jest takich stałych dziennikarzy, którzy na codzień przygotowują "serwisy informacyjne" i pokazują się w telewizji? Będzie setka w czterech głównych stacjach?

100 ludzi wpływa na kształt i jakość informacji jaką codziennie otrzymują widzowie.
100 ludzi decyduje o losach 40 milionów ludzi w całej Polsce.

100!

Nie licząc oczywiście całego aparatu schowanego za tymi ludźmi, którego nigdy nie widać...

  
Skoro w obecnych czasach sabotażyści z werwolfa, żądni sławy i łatwych pieniędzy celebrytów (i  patocelebrytów) trzeba stworzyć własny przekaz

Jeżeli nie będziemy produkować odpowiednich dobrych komunikatów oraz informacji i zapełniać nimi przestrzeń informacyjną, to przestrzeń ta będzie nieustannie zbrukana bylejakością, która otaczając od najmłodszych lat człowieka, będzie psuć jego gust, zachwieje jego zdolnością oceny sytuacji, zdolością do dokonywania dobrych dla społeczeństwa wyborów.

Państwem trzeba kierować, gospodarzyć.

Demokracja to pułapka, bo jak ktoś już zacznie gospodarzyć, to może się to po 8 latach skończyć, przychodzi ktoś inny, kto najpierw burzy, co poprzednik pobudował i zaczyna stawiać od nowa coś innego, dodatkowo wymieniając ludzi na nowych, niekoniecznie z doświadczeniem,
Burzy porządek i w następnych wyborach polegnie, przyjdzie stary i zacznie odbudowę - stracił, my straciliśmy 4 lata, 8 lat, 20 lat - i tak w kółko... nieustanny chaos, ale chaos to jest kontrolowany - tylko nie widzać kontrolerów....


Demokracja we współczesnym świecie oznacza stan permanentnie niestabilny 

to w normalnej demokracji, a jeszcze dochodzą obce służby, które budują wpływy w kraju i dążą do osłabienia społeczeństwa i państwa









Państwem trzeba kierować, gospodarzyć

i dziećmi i młodzieżą też, aby zapewnić sobie przyszłość w jasnych barwach...


Wychowanie dzieci i młodzieży to nic innego jak projektowanie przyszłości społeczeństwa, przyszłości państwa.


I bytu każdego z obywateli tego państwa.

W tym twojego.









Lekarze w Polsce po raz pierwszy wezmą udział w punktowanych szkoleniach poświęconych rekomendowaniu czytania na głos dzieciom


12 października 2023



W listopadzie po raz pierwszy w Polsce odbędą się szkolenia dla lekarzy o wpływie głośnego czytania na rozwój dzieci. Pediatrzy oraz lekarze pierwszego kontaktu będą mogli zdobyć teoretyczną i praktyczną wiedzę w zakresie rekomendowania i upowszechniania czytania wśród małych pacjentów i ich opiekunów. Uczestnicy szkolenia otrzymają certyfikat, premiowany punktami edukacyjnymi Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie.

Szkolenie organizowane jest w ramach programu „Książka Na Receptę. Recepta na Sukces” przez Fundację Powszechnego Czytania. Celem projektu jest wspieranie prawidłowego rozwoju najmłodszych obywateli. Namawianie do codziennego czytania na głos dzieciom od urodzenia ma dać wymierne długofalowe efekty, by za dziesięć lat poziom zdrowia psychicznego i społecznych kompetencji Polaków był lepszy.

Organizatorzy szkolenia dla lekarzy podkreślają, że rekomendacja czytania i rozmowy z małym dzieckiem jest oparta na danych naukowych dobrej jakości: 

kiedyś była to intuicja, ale aktualnie dysponujemy badaniami, pokazującymi korzystny wpływ głośnego czytania książek dzieciom i oddziaływanie bogactwa słownego na rozwój ich mózgu.


„Dane naukowe wskazują, że czytanie i rozmowy z dziećmi od niemowlęctwa mają ważny wpływ na ich rozwój – emocjonalny, intelektualny i społeczny. Zaproszenie do kampanii lekarzy, po zapoznaniu się z opublikowanymi wynikami licznych badań naukowych, stało się oczywistością – lekarze to wspaniałe autorytety, ludzie, których powołaniem jest dbanie o nasze zdrowie i rozwój” – przekonuje Maria Deskur, prezeska Fundacji Powszechnego Czytania.

Autorytetem, z którym podjęła współpracę Fundacja Powszechnego Czytania, jest prof. Barry Zuckerman, amerykański pediatra, który jako pierwszy lekarz na świecie zapoczątkował zalecanie wczesnego czytania dzieciom jako interwencję medyczną.

„Rodzice czytający małym dzieciom stymulują ich język i kompetencje poznawcze, rozwój społeczny i emocjonalny, ponieważ tworzą najdogodniejszą sytuację do stymulacji mózgu. Dziecko, które czuje się bezpiecznie na kolanach rodzica, jest otwarte na stymulację, którą rodzic dostarcza poprzez bogactwo czytanego tekstu i rozmowy towarzyszącej. Z zachwytem obserwuję jak Fundacja Powszechnego Czytania i jej projekt 'Książka na receptę’ rozwija realizowanie tego działania dla dzieci w Polsce” – powiedział prof. Zuckerman, którego wykład będzie częścią zapowiadanych szkoleń.



„Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że to jest program i idea, w którą chcemy się włączyć. Badania są jednoznaczne: mózgi dzieci, które rosną w środowisku relacyjnie i semantycznie bogatym i przychylnym, wytwarzają więcej połączeń synaptycznych. To jest podstawowy fundament, dzięki któremu całe ich późniejsze życie, w wielu jego aspektach, nie tylko zdrowotnym, będzie lepsze. Jako pediatrzy dbamy o zdrowie mięśni czy kości naszych pacjentów, ale dbamy też o rozwój ich mózgów!” – mówi profesor Teresa Jackowska, prezes zarządu Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego, które jest partnerem programu.

„Od lat zajmuję się komunikacją jako niezbywalnym elementem skutecznej medycyny. W programie 'Książka na receptę’ zachwyca mnie właśnie ten element – że pokazujemy mechanizmy wpływu na zdrowie psychofizyczne jako całość, że traktujemy pacjenta holistycznie, czyli bierzemy pod uwagę badania mózgu, badania środowiskowe, badania z zakresu psychologii i psychiatrii rozwojowej. Cieszę się, że mogę w programie uczestniczyć i zapraszam na szkolenia!” – dodał dr hab. Wojciech Feleszko, wykładowca Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, autor licznych książek, członek zarządu Sekcji Pediatrii European Academy of Allergy and Clinical Immunology.

Założeniem programu „Książka na receptę” jest odpowiednie przygotowanie personelu medycznego do „przepisywania na receptę” głośnego czytania dzieciom. Pismo „Medycyna Praktyczna Pediatria” już w 2019 roku rozdawało lekarzom recepty na czytanie jako partner projektu.

„Jako pierwsi w Polsce opublikowaliśmy (…) artykuł przeglądowy adresowany do lekarzy dotyczących efektów głośnego czytania książek dzieciom z krytycznym przeglądem danych naukowych i płynących z nich wniosków, które leżą u podstaw programu 'Książka na receptę. Recepta na sukces’. Zdając sobie sprawę, jak trudno w praktyce dodać do wizyty lekarskiej jeszcze jeden temat, widzimy jednak głęboką zasadność włączenia zalecenia czytania dialogowego w rodzinach do codziennej praktyki lekarzy rodzinnych i pediatrów” – przyznaje dr n. med. Jacek Mrukowicz, redaktor naczelny „Medycyny Praktycznej Pediatrii”.

Zapisy na bezpłatne wydarzenie przyjmowane są do 15 listopada na stronie programu „Książka na receptę”.







Stres w dzieciństwie zmienia system nagród w mózgu



To, że dziecko czuje się zestresowane w danym momencie, jest częścią codziennego życia. Jeśli możemy zaoferować mu strategie radzenia sobie w trudnych chwilach, strachu lub frustracji, maluch będzie w stanie skuteczniej radzić sobie z podobnymi sytuacjami w przyszłości. Problemy pojawiają się, gdy dzieci są narażone na zdarzenia chronicznego stresu.

Uporczywy stres w dzieciństwie ma poważny wpływ na zdrowie fizyczne i psychiczne każdego dziecka. Scenariusze życiowe, takie jak dorastanie w atmosferze porzucenia, deprywacji emocjonalnej lub bycia ofiarą przemocy, wpływają na rozwój mózgu. W związku z tym Rockefeller University w Nowym Jorku (USA) przeprowadził badania, które podkreśliły wpływ stresu na ciało migdałowate, korę przedczołową i hipokamp.

Regiony te ułatwiają procesy, takie jak regulacja emocji, i zdolności poznawcze, takie jak uwaga, refleksja i rozwiązywanie problemów. Niedawne badanie dostarczyło bardziej aktualnych i istotnych informacji. Stwierdzono, że stres w dzieciństwie zmienia system nagród w mózgu. Ta funkcja ma poważny wpływ na wiele obszarów.



Częstym ryzykiem u dzieci, które doświadczyły sytuacji o wysokim stresie, jest rozwój zachowań uzależniających.



Zmiany motywacji

Kluczowym wymiarem rozwoju potencjału jest motywacja. Wyznaczamy sobie cele, do których dążymy, marzymy o planach, które nas ekscytują i opracowujemy strategie pokonywania trudności. Jednak wspomniane badania, które zostały przeprowadzone we współpracy z różnymi uniwersytetami, takimi jak Princeton i Pittsburgh (USA), podkreślają, w jaki sposób stres w dzieciństwie zmniejsza motywację w zachowaniu.

Te niekorzystne doświadczenia zmieniają neurochemię mózgu, a wraz z nią optymalny rozwój niektórych regionów.

Jądro półleżące i brzuszny obszar nakrywkowy, połączone z mózgowymi systemami nagrody, również koordynują nasze ukierunkowane na cel zachowanie. Dorastanie w dysfunkcyjnej rodzinie może spowodować zmianę tej cechy.


Zwiększone ryzyko zaburzeń nastroju

Obwody nagrody dojrzewają przez całe dzieciństwo i okres dojrzewania. Dojrzewanie to kończy się dopiero w wieku 20 lub 21 lat. Dzieje się to w tym samym czasie, gdy dojrzewają obszary przedczołowe. Jednak stres zakłóca ich optymalny rozwój. Ma znaczący wpływ na poziom psycho-emocjonalny.

W takich przypadkach nie tylko zmniejsza się motywacja dziecka, ale także zmienia się jego poczucie przyjemności. W związku z tym przychodzi czas, kiedy trudno jest mu cieszyć się doświadczeniami, które zwykle są satysfakcjonujące dla wszystkich innych. Nowe hobby nie trwa długo, maluchowi trudno jest utrzymać zainteresowanie jakąkolwiek dziedziną lub tematem, a jego cele czy projekty przestają być ekscytujące już po kilku dniach.

Ponadto jego relacje społeczne pojawiają się i kończą zgodnie z potrzebami, a nie uczuciami. Dzieciom nie jest łatwo rozwinąć satysfakcjonujące więzi emocjonalne, ponieważ stale czują strach i niepewność. Czują także brak zainteresowania. Te zmiany w systemach nagrody w mózgu oraz trudności w czerpaniu radości lub odczuwaniu motywacji często występują wraz z zaburzeniami lękowymi i depresyjnymi.


Zwiększone ryzyko uzależnień

System nagród ma ułatwić nam powtarzanie zachowań lub strategii, za które otrzymujemy wzmocnienie. Wykonujemy je, ponieważ dzięki dopaminie te działania dają nam korzyść, dobre samopoczucie lub uczucie przyjemności. Na szczęście teraz lepiej rozumiemy, w jaki sposób i dlaczego stres w dzieciństwie zwiększa ryzyko, że dzieci wykażą jakąś formę uzależnienia w przyszłości.

Osoby, które w dzieciństwie doświadczyły przeciwności losu, wykazują mniejszą regulację impulsów i zdolność do refleksji. Do tego dochodzi potrzeba doświadczania nowych i intensywnych doznań. Co więcej, zdolność tych osób do odczuwania przyjemności jest poniżej przeciętnego progu.

To powoduje, że szukają intensywnych sytuacji, które oferują im wyższy poziom wzmocnienia dopaminy. Na przykład nadużywanie substancji oferuje doświadczenie „poczucia czegoś” poprzez intensywny, ale krótkotrwały zastrzyk dobrego samopoczucia. Łagodzi także ich stres i niepokój. Brak rozwiniętych funkcjonalnych umiejętności radzenia sobie w celu złagodzenia dyskomfortu zwiększa ryzyko uciekania się do uzależnień.



Co można zrobić?

Jest wielu młodych ludzi, którzy wykazują tego typu wzorce zachowań. Stresujące dzieciństwo często powoduje niską motywację, zaburzenia lękowe, depresję oraz uzależnienia behawioralne lub od substancji psychoaktywnych. Co można zrobić?

Ochrona dzieci powinna być podstawowym filarem każdej społeczności i rozwiniętego społeczeństwa. Dostrzeganie dysfunkcyjnej rodziny lub dziecka zaniedbanego lub maltretowanego jest czymś, co musi zostać ustalone w szkołach jako obowiązujący protokół. Jeśli jednak takie sytuacje już się wydarzyły, a nastolatek lub młody dorosły doświadcza problemów behawioralnych i psychicznych, musimy działać.

Im szybciej zainterweniujemy, tym szybciej będziemy mogli zapobiec wystąpieniu innych, poważniejszych schorzeń. W takich przypadkach pomocne może być wsparcie psychologiczne i społeczne, uzupełnione poradnictwem rodzinnym. 

Warto też przypomnieć słowa francuskiego neurologa i etologa Borysa Cyrulnika. Twierdził, że żadne dziecko nie jest skazane przez swoją przeszłość. Powiedział kiedyś, że: „Osoba nigdy nie powinna być zdeterminowana przez swoją traumę”.

Zmiana jest zawsze możliwa, a szczęście jest rzeczywistością, na którą zasługuje każdy człowiek.




Zdrowie psychiczne młodych ludzi pogarsza się. Dlaczego?

Obecnie coraz więcej specjalistów zauważa, że zdrowie psychiczne młodych ludzi pogarsza się w zastraszającym tempie. Depresja, lęki, problemy behawioralne i uzależnienia stale wzrastają u młodzieży, która jest przecież przyszłością naszego społeczeństwa.

Cierpienie młodzieży wpływa również na ich rodziny i ludzi wokół nich. Nic dziwnego, że pogarszające się zdrowie psychiczne młodych ludzi alarmuje pracowników służby zdrowia. W dzisiejszym artykule omówimy niektóre z możliwych przyczyn stojących za tym niepokojącym wzrostem.



„Pomimo wzrostu częstości występowania i rozpowszechnienia zaburzeń psychicznych w dzieciństwie i w okresie dojrzewania, do tej pory przeprowadzono tak naprawdę niewiele badań”.

-Esperanza Navarro Pardo-
Zdrowie psychiczne młodych ludzi jest przedmiotem badań

Udowodniono, że zdrowie psychiczne młodych ludzi stopniowo się pogarsza. Dowodzą tego wskaźniki rozpowszechnienia (Pardo, 2012).

„Rozpowszechnienie” to termin służący do ilościowego określenia liczby przypadków w określonym odcinku czasu. WHO ostrzega, że obecnie nawet 30 procent młodych ludzi cierpi na zaburzenia psychiczne.

Zaburzeniami najczęściej występującymi u młodzieży są zaburzenia zachowania (zwłaszcza u chłopców) oraz emocjonalne (u dziewcząt). Badania przeprowadzone przez Esperanzę Navarro z Uniwersytetu w Walencji (Hiszpania) z udziałem 470 młodych ludzi wykazały, że:

21% młodych osób cierpiało na zaburzenia zachowania.
17% cierpiało na zaburzenia lękowe.
11% miało ADHD.
4% cierpiało na zaburzenia odżywiania.

Ponadto Vallejo Pareja (2022) twierdzi, że nastąpił również wzrost liczby przypadków zachowań nadpobudliwych, a także destrukcyjnych. Powyższe dane skłaniają do postawienia pytania o przyczyny pogarszania się stanu psychicznego wśród młodych ludzi.



„Kilka prac badawczych przeprowadzonych w różnych krajach zbiega się z wartością globalnego wskaźnika zaburzeń u młodych ludzi, który wynosi mniej więcej 20”.


-María del Carmen Bragado Álvarez-

Czy życie jest obecnie trudniejsze niż dawniej?

Jeśli spojrzymy na niedawną przeszłość, być może uda nam się zrozumieć przyczyny wpływające na zdrowie psychiczne młodych ludzi. Musimy zatrzymać się i zastanowić nad ostatnimi wydarzeniami, które wpłynęły na nasze społeczeństwo, takimi jak:

Wielki kryzys. 

Uderzył w cały świat, a jego najintensywniejszy okres datuje się na lata 2008-2013. W rzeczywistości społeczeństwo nigdy tak naprawdę nie podniosło się z jego skutków. Jednym z takich następstw było bezrobocie młodzieży.

Pandemia w 2020 r. Niestety, kiedy wszystko wskazywało na to, że wielki kryzys już za nami, a społeczeństwo zdawało się wkraczać w nowy „złoty okres”, wirus SARS-CoV-2 zatrzymał wszystko w miejscu.

Okres dojrzewania jest głęboko społecznym etapem życia. Poprzez interakcje z innymi ludźmi młode osoby budują swoją tożsamość. Jednak w czasie pandemii młodzież musiała zrezygnować z kontaktów towarzyskich. Miało to istotny wpływ na ich „normalny” rozwój.

Nauka potwierdziła ten fakt. Badania wykazały, że w okresie odosobnienia nastolatki czuły się bardziej samotne. W związku z tym częściej zwracały się do cyfrowych alternatyw w celu nawiązywania kontaktów towarzyskich. Fakt ten został powiązany ze wzrostem przypadków depresji i samobójstw.


Zdrowie psychiczne młodych ludzi – większa świadomość

Należy również zaznaczyć, że eksperci prowadzą obecnie badania o wyższej jakości. Na przykład badania dotyczące rozpowszechnienia były wcześniej przeprowadzano rzadko, obecnie jednak to się zmieniło. Może to oznaczać, że dane dotyczące częstotliwości występowania, wcześniej niepełne (a zatem zaniżone), teraz wzrosły w wyniku większej liczby badań. Oto postępy, jakich dokonano na przestrzeni ostatnich lat (Vallejo, 2022):Większa liczba badań klinicznych o wysokim rygorze metodologicznym dotyczących częstości występowania różnych jednostek klinicznych w dzieciństwie i okresie dojrzewania.

Większa kontrola, rygor i spójność uzyskanych wyników.
Lepsza identyfikacja elementów mających wpływ na etiologię zaburzeń u dzieci i młodzieży. W efekcie poprawa diagnozy.

Wzrost liczby etykiet diagnostycznych. W rzeczywistości w 1950 roku eksperci zidentyfikowali łącznie 106 zaburzeń. Obecnie jest ich aż 216 (Echeburúa, 2014).

Zdrowie psychiczne młodych ludzi i związane z nim problemy są głęboko zakorzenione w sytuacji kontekstowej. Zależą one od środowiska danej osoby. Liczą się czynniki takie jak praca, relacje rodzinne (oraz dobrobyt lub dyskomfort ich rodziców), a także szkoła czy też uniwersytet.

Z drugiej strony należy wziąć pod uwagę, że postęp w zakresie lepszej jakości badań i diagnozy również mógł przyczynić się do zauważenia pogorszenia stanu zdrowia psychicznego współczesnej młodzieży.



„Nie poddawaj się, nie trać nadziei, nie sprzedawaj się”.

-Christopher Reeve-








Lekarze w Polsce po raz pierwszy wezmą udział w punktowanych szkoleniach poświęconych rekomendowaniu czytania na głos dzieciom - Booklips.pl


Stres w dzieciństwie zmienia systemy nagród w mózgu (pieknoumyslu.com)

Zdrowie psychiczne młodych ludzi pogarsza się. Dlaczego? (pieknoumyslu.com)


Prawym Okiem: Pierwszy sługa (maciejsynak.blogspot.com)





poniedziałek, 19 lutego 2024

Porzez trud i zmagania





ładnie ujęte





przedruk

19 lutego 2024 




prof. Paweł Skrzydlewski, filozof, rektor Akademii Zamojskiej



Felietonista zwrócił uwagę, że każdy potrafi mówić, ale że nie można wierzyć tylko słowom – trzeba patrzeć na czyny. Dodał, że trzeba liczyć się z realnymi skutkami działania.


– Często przecież różne formy gadania, zwłaszcza gadania różnych oficjeli, są nie tyle zapowiedzią dobrych czynów, ale sposobem wprowadzania kogoś w błąd, mylenia celowego tak, aby nie dostrzec nie tylko tego, co się faktycznie realnie robi, ale także tego, co jest ważne, co faktycznie powinno być zrobione. Dlatego w życiu indywidualnym, jak i publicznym tak naprawdę ważne są nie tyle cele deklarowane, choć tych nie można nigdy lekceważyć, ale te, które faktycznie się realizuje, które się spełnia i urzeczywistnia swoim działaniem – mówił prof. Paweł Skrzydlewski.

Zaznaczył również, że prezentacja wszelkich celów jest oceniana względem tego, co zostało uczynione.


– Dlatego dobry ojciec rodziny to nie ten, który dużo mówi o swoich rodzinnych planach, ale ten, kto realnie tworzy dobro rodziny, ten, kto buduje i zbudował dom i rodzinę, w której żyje się pięknie (…). Skutki działań są zatem powodem naszej dumy i racją naszych zasług lub też dowodem naszej nieudolności, głupoty i zła. Podobnie rzecz się ma z politykami, którzy są nie po to, by gadać, ale by tworzyć, strzec i spełniać dobro publiczne, dobro prawdziwe. Gdy tego nie czynią, stają się czymś niepotrzebnym, zbędnym – podkreślił filozof.

Felietonista dodał, że słowa i plany polityków, nawet najpiękniejsze i najmądrzejsze, nie tworzą same niczego, co obiecują, ponieważ są to tylko słowa ludzi. Prof. Paweł Skrzydlewski wskazał, że wszelkie dobro zaistnieje w przestrzeni życia publicznego dzięki pracy ludzkiej, przez trud i zmagania, często wyrzeczenia i poświęcenia, wielki wysiłek, a nie przez nadmuchaną propagandę medialną.


– Trud i praca polityka, podobnie jak praca ojca rodziny, kapłana i nauczyciela, wychowawcy musi być rozumna, kierowana znajomością prawdy i realiów, a nie jakichś ideologii skonstruowanych często naprędce po to, by szybko i tanio zdobyć poklask, zdobyć głosy wyborców – wskazał rektor Akademii Zamojskiej.

Dodał, że politykę, czyli nasze życie publiczne psują dziś nie tylko ludzie, głupota, ale także jej mechanizmy realizacji, które zakładają tak zwaną demokrację.


– Liczba oddanych głosów ostatecznie daje władzę polityczną. W demokracji sprawia to, że często bywa odrzucana prawda i dobro, by mogło zwyciężyć to, co złe, głupie, często zbrodnicze. Dowodem historycznym tego zjawiska jest choćby to, co zdarzyło się w Niemczech początkiem lat trzydziestych XX wieku, gdzie demokratycznie do władzy doszli ludzie owładnięci zbrodniczą narodowo-socjalistyczną ideologią – mówił prof. Paweł Skrzydlewski.

Całość felietonu prof. Pawła Skrzydlewskiego można wysłuchać [tutaj].









Prof. P. Skrzydlewski: Trud i praca polityka musi być rozumna, kierowana znajomością prawdy i realiów, a nie jakichś skonstruowanych często naprędce ideologii – RadioMaryja.pl







wtorek, 19 grudnia 2023

od 10-ego do 10-ego...





przedruk



19.12.2023




Żadnych oszczędności nie posiada 21,8 procenta ankietowanych – wynika z badania Krajowego Rejestru Długów „Barometr oszczędności 2023”. Ponad 24 procent ma je w kwocie do 5 tysięcy złotych, a niemal taki sam odsetek zgromadził ponad 20 tysięcy złotych.

Z kolei oszczędności między 5 a 20 tysięcy złotych ma 17,4 procenta respondentów – wskazano w badaniu.

Ponad jedna trzecia ankietowanych zadeklarowała, że w ciągu ostatniego roku ich oszczędności wzrosły. Taka sama część respondentów stwierdziła, że ich oszczędności spadły. 43 procent Polaków z tej grupy wykorzystało je na pokrycie bieżących wydatków. Jedna trzecia musiała sfinansować nagłe potrzeby, jak leczenie czy naprawa samochodu. Natomiast 29 procent wydało pieniądze na remont mieszkania, a co dziewiąty badany przeznaczył je na przyjemności – np. podróże czy zakup drogich ubrań. Tyle samo zdecydowało się przeznaczyć oszczędności na spłatę zadłużenia.

W badaniu 35 procent respondentów oceniło, że ich oszczędności, w razie utraty pracy bądź innego źródła dochodu, wystarczyłyby im tylko na miesiąc. 40 procent badanych oceniło, że byłoby w stanie utrzymać się przez pół roku.

W ocenie prezesa Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej, Adama Łąckiego, „obecne warunki gospodarcze z jednej strony nie sprzyjają gromadzeniu oszczędności z powodu wysokich kosztów życia, a z drugiej właśnie skłaniają do odkładania pieniędzy”.


„Zmaterializował się pesymistyczny scenariusz, który jeszcze rok, dwa lata temu wydawał się nierealny. Bieżące wydatki pochłaniają lwią część dochodów, siła nabywcza konsumentów znacznie zmalała, więc wiele osób zderzyło się z trudną rzeczywistością ekonomiczną” – ocenił Adam Łącki.

„Dążenie do redukcji zadłużenia świadczy o odpowiedzialnym podejściu do zarządzania domowym budżetem. Nie można realizować marzeń o posiadaniu nowego sprzętu elektronicznego czy kosztownych wycieczkach, jeśli ma się niezapłacone rachunki za telefon czy zaległe raty za telewizor. Przeznaczanie oszczędności na spłatę długów to dobry krok do wyjścia z finansowego dołka. Niestety taką postawę dłużnicy w rozmowach z naszymi negocjatorami prezentują rzadko” – stwierdził z kolei prezes firmy windykacyjnej Kaczmarski Inkssso, Jakub Kostecki.

Według danych KRD najbardziej zadłużeni są mieszkańcy województwa mazowieckiego, którzy mają do spłaty 6,5 miliardów złotych. Drugie miejsce zajmują mieszkańcy śląskiego, gdzie uzbierało się blisko 6 miliardów złotych nieuregulowanych zobowiązań. Trzecią pozycję zajmują dłużnicy z Dolnego Śląska z sumą 4,3 miliardów złotych. Gros zaległości obciąża mężczyzn, którzy muszą oddać 33 miliardów złotych; kobiety mają do spłaty 11,8 miliardów złotych.

Najmocniej obarczoną zaległościami finansowymi grupą są osoby w wieku 46-55 lat, które nie zapłaciły 14 miliardów złotych, a także te z przedziału 36-45 lat z długami w kwocie prawie 13 miliardów złotych – poinformował KRD.

Badanie „Barometr oszczędności 2023” zostało przeprowadzone przez IMAS International na zlecenie Krajowego Rejestru Długów w listopadzie 2023 r. metodą CAWI na reprezentatywnej próbie 1007 osób w wieku 18-74 lata.




KRD: prawie 22 proc. ankietowanych nie ma żadnych oszczędności – RadioMaryja.pl




poniedziałek, 27 listopada 2023

Konsolidacja wokół spraw ważnych





przedruk







PREZYDENCI LUBUSKICH MIAST

PRZECIWNI POMYSŁOM LIKWIDACJI WOJEWÓDZTWA



27 listopada 2023 12:39

Radio Maryja


Prezydenci Gorzowa Wlkp., Zielonej Góry i Nowej Soli zorganizują konferencję pt. „Nowe Porozumienie Paradyskie”. To ich reakcja na pojawiające się pomysły dot. zmiany podziału administracyjnego kraju mogące skutkować m.in. likwidacją woj. lubuskiego – poinformował rzecznik UM Gorzowa Wlkp., Wiesław Ciepiela.

Jak wskazano w komunikacie, lubuscy prezydenci chcą wskazać na zagrożenia dla woj. lubuskiego oraz porozmawiać o przyszłości, konsolidować się wokół spraw ważnych dla całego regionu w kolejnych latach, na przykład działań na rzecz równomiernego rozwoju komunikacyjnego regionu.


„Ostatnio w przestrzeni publicznej pojawiają się mapy z nowymi propozycjami podziału administracyjnego. Nie można wykluczyć, że poza czyjąś aktywnością jest to jakaś forma prezentacji, swego rodzaju testowanie możliwych do przyjęcia w przyszłości rozwiązań. W ramach tych propozycji województwo lubuskie przestanie istnieć i zostanie przyłączone do nowych powstających dużo większych niż obecne województw” – powiedział cytowany prezydent Gorzowa Wlkp., Jacek Wójcicki.

Dodał, że takie rozwiązanie jest absolutnie nie do zaakceptowania i wraz z prezydentami Zielonej Góry, Januszem Kubickim, oraz Nowej Soli, Jackiem Milewskim, chcą podjąć próbę zwrócenia uwagi na te plany nie tylko przez mieszkańców woj. lubuskiego, ale także wszystkich Polaków.

Jacek Wójcicki przypomniał, że woj. lubuskie – utworzone z województw gorzowskiego i zielonogórskiego – funkcjonuje od początku 1999 r., ale jego powstanie poprzedziły ustalenia gorzowskich i zielonogórskich parlamentarzystów w Gościkowie-Paradyżu, których efektem był list w sprawie utworzenia woj. lubuskiego skierowany 13 marca 1998 r. do ówczesnego premiera Jerzego Buzka. Ten list określany jest mianem Umowy paradyskiej.

Prezydent Gorzowa podkreślił, że prezydenci trzech największych lubuskich miast na zapowiadanej konferencji będą także chcieli zwrócić uwagę na fakt, iż samorząd od chwili swojego powstania jest nadmiernie przeciążony obowiązkami, za którymi nie idą wystarczające środki do ich realizacji.

„Pora zerwać z tą złą tradycją. Skoro stać nas na monumentalne inwestycje centralne, to również powinno być nas stać na faktyczne, a nie pozorne, finansowanie zleconych działań. Chcemy też konsolidować ludzi sprzyjających równomiernemu rozwojowi województwa, sprzyjających samorządności, rozumiejących, jak ważny dla rozwoju kraju jest rozwój miast, gmin i regionów” – zaznaczył Jacek Wójcicki.

Konferencja pn. „Nowe Porozumienie Paradyskie” została zaplanowana na 7 grudnia br., w pocysterskim zespole klasztornym w Gościkowie-Paradyżu. Na konferencję zostaną zaproszeni lubuscy wójtowie, burmistrzowie, starostowie i prezydenci, parlamentarzyści i politycy, również ci, którzy podpisywali pierwsze Porozumienie paradyskie – zapowiedział Wiesław Ciepiela.







Prezydenci lubuskich miast przeciwni pomysłom likwidacji województwa – RadioMaryja.pl






niedziela, 7 maja 2023

Zarządzanie odgrywa ważną rolę w zrównoważonym rozwoju.




przedruk
tłumaczenie automatyczne






Idea "zaginionego miasta" może wydawać się starożytną legendą lub fabułą filmu, ale niektóre z opuszczonych miast na świecie tętniły życiem nie tak dawno temu. 

We Francji miasto Oradour-Sur-Glane jest w większości nietknięte od 1944 roku, kiedy oddział wojskowy organizacji SS partii nazistowskiej zabił większość ludności. Populacja włoskiego miasta Craco zmniejszyła się po osunięciach ziemi w 1960 roku i została całkowicie opuszczona po trzęsieniu ziemi w 1980 roku.

 Krajobraz zachodnich Stanów Zjednoczonych jest pełen boomu i popiersia miast, które pojawiły się w 19 wieku.



Miasto Monte Albán - Meksyk


Oczywiste jest, że miasta powstają i upadają, ale często nie ma jasnych zapisów, dlaczego - zwłaszcza gdy bada się obszary miejskie sprzed tysięcy lat. Archeolodzy stają przed wyzwaniem ułożenia układanki z pozostałości dawno minionych miast, aby stworzyć teorie, dlaczego niektóre miejsca zachowały swoje znaczenie dłużej niż inne.


badaniu opublikowanym 3 marca w czasopiśmie Frontiers in Ecology and Evolution przeanalizowano pozostałości 24 starożytnych miast w dzisiejszym Meksyku i stwierdzono, że kolektywne zarządzanie, inwestycje w infrastrukturę i współpraca między gospodarstwami domowymi były spójne w miastach, które trwały najdłużej.

"Przez lata moi koledzy i ja badaliśmy, dlaczego i jak niektóre miasta utrzymują swoje znaczenie lub upadają" - powiedział współautor badania Gary Feinman, kurator antropologii MacArthur w Muzeum Terenowym w Chicago.

Wcześniej zespół badał szeroki zakres miast Mezoameryki na przestrzeni tysięcy lat. Znaleźli szeroki wzorzec społeczeństw ze strukturami rządowymi, które promowały dobrobyt swoich obywateli, który trwał dłużej niż te z dużymi różnicami majątkowymi i autokratycznymi przywódcami.

Ich nowe badanie koncentruje się bardziej na miastach w mniejszej skali czasowej i geograficznej. 24 miasta w zachodniej części Mezoameryki i zostały założone między 1000 a 300 pne, wieki przed hiszpańską kolonizacją dramatycznie zmienił region w 16 wieku.

Wskazówki znaleziono w pozostałościach budynków, planach terenu, pomnikach i placach. "Przyjrzeliśmy się architekturze publicznej, przyjrzeliśmy się naturze gospodarki i temu, co podtrzymuje miasta. Przyjrzeliśmy się oznakom władzy, niezależnie od tego, czy wydają się być mocno spersonalizowane, czy nie" - powiedział Feinman.

Jeśli pozostałości zawierają sztukę i architekturę, która celebruje wielkich władców, jest to znak, że społeczeństwo było bardziej autokratyczne lub despotyczne. Natomiast wizerunki przywódców w grupach, często noszących maski, bardziej wskazują na wspólne zarządzanie.

Spośród 24 starożytnych miast objętych badaniem, miasta, które miały bardziej kolektywne formy zarządzania, miały tendencję do pozostawania u władzy dłużej, czasami o tysiące lat więcej niż te bardziej autokratyczne.

Jednak nawet wśród miast, które prawdopodobnie były dobrze zarządzane, niektóre miasta nadal były odstające. Aby zrozumieć dlaczego, przyjrzeli się infrastrukturze i współzależności gospodarstw domowych.

"Szukaliśmy dowodów na zależność od ścieżki, co zasadniczo oznacza działania lub inwestycje, które ludzie podejmują, a które później ograniczają lub wspierają sposób, w jaki reagują na kolejne zagrożenia lub wyzwania" - powiedział Feinman.


Okazało się, że wysiłki na rzecz budowy gęstych i połączonych ze sobą domów oraz dużych, centralnych otwartych placów były dwoma czynnikami, które przyczyniły się do zrównoważonego rozwoju i regionalnego znaczenia tych miast.

Jako sposób pomiaru zrównoważonego rozwoju w przeszłości, większość badań szuka korelacji między zdarzeniami środowiskowymi lub klimatycznymi, takimi jak huragany i trzęsienia ziemi, a reakcją człowieka na nie. Trudno jednak stwierdzić, czy czas jest wiarygodny, a badania te zazwyczaj podkreślają korelację między kryzysem środowiskowym a upadkiem, nie biorąc pod uwagę, w jaki sposób niektóre miasta z powodzeniem poradziły sobie z tymi głównymi wyzwaniami.

W tym badaniu zespół przyjął inne podejście. Mieszkańcy tych miast stanęli w obliczu wszystkiego, od suszy i trzęsień ziemi po okresowe huragany i ulewne deszcze, a także wyzwania ze strony konkurujących miast i grup. Wykorzystali tę soczewkę do zbadania historii czasu trwania 24 ośrodków i czynników, które promowały ich trwałość. Zespół odkrył, że to zarządzanie odgrywa ważną rolę w zrównoważonym rozwoju. Według współautorki badania, Lindy Nicholas, pokazuje to, że "reakcje na kryzysy i katastrofy są do pewnego stopnia polityczne". Nicholas jest adiunktem w Field Museum.

Podczas gdy te miasta i ich mieszkańcy zniknęli od tysięcy lat, lekcje wyciągnięte z ich szczytów i upadków są dziś niezwykle istotne.

"Nie można oceniać reakcji na katastrofy, takie jak trzęsienia ziemi, lub zagrożenia, takie jak zmiany klimatyczne, bez uwzględnienia zarządzania" - powiedział Feinman. "Przeszłość jest niesamowitym zasobem, aby zrozumieć, jak rozwiązywać współczesne problemy".



Dlaczego niektóre starożytne miasta przetrwały inne | Popularno-Naukowe (popsci.com)





wtorek, 2 maja 2023

Trzecia droga

 

przedruk






27 kwietnia 2023





Czym jest dekolonizacja wyobraźni i dlaczego nie możemy ciągle rosnąć?


 Rozmowa z kulturoznawczynią i popularyzatorką idei dewzrostu, Weroniką Parfianowicz.




Czym jest idea dewzrostu?

Punktem wyjścia dla rozwoju tej koncepcji było rozpoznanie tego, że nasz współczesny globalny system ekonomiczny, który opiera się na stałym wzroście gospodarczym i na pewnej fetyszyzacji tego wzrostu w kulturze, stanowi zarówno źródło kryzysu ekologicznego i klimatycznego – pogłębiającego się na naszych oczach – jak też coraz silniejszych kryzysów społecznych. Zdaniem twórców tej koncepcji (wywodzących się zarówno ze środowisk aktywistycznych, jak i akademickich) sposobem na walkę z tymi kryzysami powinna być zupełna zmiana paradygmatu ekonomicznego, jak i politycznego. Postulują oni odejście od wzrostu gospodarczego jako głównego mechanizmu napędzającego naszą gospodarkę, ale też zachęcają do myślenia o tym, jak w radykalny sposób ograniczać zużycie zasobów i energii, przy jednoczesnej (i to jest prawdopodobnie największe wyzwanie) dbałości o jakość życia dla wszystkich ludzi na całej Ziemi.

Wśród propagatorów tej idei możemy wymienić osoby takie jak Giorgos Kallis, Federico Demaria, Filka Sekulova czy Joan Martinez-Allier. Choć początki tej idei wiążą się z XXI wiekiem, to jej twórcy odwoływali się do dyskusji toczących się już wcześniej. Takim znaczącym historycznym momentem, który trzeba by przywołać, są lata 70. XX wieku, kiedy po raz pierwszy tak wyraźnie zdano sobie sprawę z tego, jak wysokie koszty dla naszej planety i dla życia społecznego przynosi model gospodarczy oparty na stałym wzroście produkcji i konsumpcji, na stałym wzroście zużycia zasobów i surowców naturalnych. Jednym z pierwszych dzwonków ostrzegawczych był słynny raport tzw. Klubu Rzymskiego "Granice wzrostu". Nie był to jedyny i osamotniony głos, bo w tym czasie wielu badaczy i aktywistów wywodzących się z różnych środowisk zaczęło zwracać uwagę na to, że wzrostu gospodarczego na globalną skalę nie da się pogodzić z potrzebami środowiska i potrzebami społeczeństw. Dewzrost nawiązuje do myśli wielu radykalnych intelektualistów, takich jak André Gorz czy Ivan Illich, którzy od lat 70. nawoływali do gruntownej przemiany nie tylko relacji ekonomicznych, ale też przebudowy całych społeczeństw.

Czy jest jeden program dewzrostowy, czy jest to raczej zbiór luźnych koncepcji?

To dobre pytanie, bo czasem mówi się o dewzroście jako takim pojęciu-parasolu, pod którym mieszczą się różne typy ruchów społecznych i politycznych, a także zestaw różnych narzędzi, które miałyby doprowadzić nas do bardziej zrównoważonego ekologicznie i sprawiedliwego społecznie modelu życia. Wśród nich znajdują się takie propozycje jak choćby bezwarunkowy dochód podstawowy, skrócenie czasu pracy czy propozycja gwarancji zatrudnienia. Niektóre z tych koncepcji mogą ze sobą konkurować, czy nawet na pierwszy rzut oka się wykluczać, ale dewzrost stara się włączyć jak najwięcej możliwych alternatyw ekonomicznych i myśleć o tym, jak one mogłyby one zadziałać. Ciągle mało wiemy o tym, jak one mogłyby funkcjonować na większą skalę: czy kompatybilnie by ze sobą współgrały, czy z czasem okazywałoby się, że jedna z tych strategii jest bardziej skuteczna niż inne. Dewzrost jest otwarty na to, żeby z takimi alternatywnymi koncepcjami eksperymentować, wprowadzać je w życie na mniejszą lokalną skalę, obserwować jak to wpływa na relacje gospodarcze i ewentualnie poszerzać ich zasięg. Trzeba pamiętać, że odejście od uzależnienia od wzrostu gospodarczego nie oznacza likwidacji gospodarki jako takiej, tylko taką jej reorganizację, która nastawiona będzie na zaspokajanie realnych potrzeb ludzi, a nie generowanie zysków dla garstki najbogatszych.

A dlaczego od razu dewzrost, może jednak udałoby się wprowadzić w życie zielony wzrost?

Nie dałoby się, chociaż powszechne jest przekonanie, że byłoby fajnie, gdyby była taka możliwość. To jest kusząca narracja: delikatnie zreorganizujemy naszą gospodarkę, PKB będzie nam dalej rosło, a my będziemy mogli zaspokajać nasze potrzeby i jednocześnie zmniejszać presję na środowisko. Sytuacja win-win. Jednak badania pokazują, że na tym poziomie naszego rozwoju technologicznego to jest nieosiągalne. Nasza gospodarka jest mocno zanurzona w zasobach naturalnych. Mogłoby się wydawać że przecież coraz więcej usług, które wpływają na wzrost PKB, ma niematerialny charakter. Ale one też czerpią z materialnych źródeł. Na przykład: żeby przeprowadzać różne wirtualne transakcje, trzeba stawiać serwery, a one czerpią skądś energię itd. Co więcej, wygenerowane w ten sposób bogactwo jest potem wydawane na materialne dobra, np. luksusowe posiadłości czy prywatne samoloty.

Obietnice, że możemy rozwijać gospodarkę bez ograniczeń i pogodzić to z potrzebami środowiska naturalnego, nie biorą pod uwagę fizycznych możliwości naszej planety. Gospodarki nie da się tak łatwo zdematerializować.

Jednym z założeń dewzrostu jest krytyka postrzegania PKB jako głównego wyznacznika sukcesu gospodarczego państw. Co dewzrostowcy proponowaliby w zamian?

Kariera PKB zaczęła się po II wojnie światowej, gdy na całym świecie przyjęto ten wskaźnik jako główny miernik rozwoju. Jak wiemy, wskaźnik PKB pokazuje nam zagregowaną sumę wartości różnych dóbr i usług wyprodukowanych w danym kraju w danym okresie. Taki wskaźnik do wielu rzeczy się przydaje, ma różne zastosowania, ale niekoniecznie jest najlepszym sposobem mierzenia stopnia rozwoju społecznego czy jakości życia. W PKB uwzględnia się wszystko to, co ma wartość pieniężną – wskaźnik nie rozróżnia jednak produkcji rzeczy szkodliwych i pożytecznych. A także nie rozróżnia infrastruktury poprawiającej jakość życia od tej, która powstaje by zwalczać destrukcyjne skutki działalności gospodarczej. Na przykład, gdy gdzieś na oceanie jest wyciek ropy, to niwelowanie szkód też stymuluje PKB, bo wymaga to wielkich nakładów finansowych i technologicznych.

Paradoks PKB ma jeszcze drugi wymiar. Jak powiedzieliśmy, ten wskaźnik liczy tylko to, co ma wartość pieniężną, więc wszystko to, co nie jest utowarowione, nie wlicza się do niego. Wskaźnik preferuje gospodarki, w których sfera usług publicznych jest bardziej wciągnięta w system wymiany pieniężnej, a to wcale nie oznacza, że ludziom żyje się tam lepiej. Oczywiście, możemy stwierdzić, że ten wskaźnik jest niedoskonały i po prostu zastąpić go jakimś innym. Istotne jest jednak to, że przekonanie, iż wzrost PKB przekłada się bezpośrednio na wzrost jakości życia jest źródłem tego myślenia, że stale musimy rosnąć gospodarczo, żeby jakość naszego życia się nie pogorszyła, a to już ma bardzo realne konsekwencje środowiskowe i społeczne. W dodatku – relacja między wzrostem PKB a dobrobytem społeczeństw nie jest tak oczywista. Mieszkańcy wielu państw o stosunkowo wysokim PKB cierpią z powodu rosnących nierówności społecznych, słabych zabezpieczeń socjalnych i niedostatecznie rozwiniętych usług publicznych.



Realizacja dewzrostowych celów wymagałaby ogromnych zmian społecznych, a te musiałyby zacząć się od zmiany sposobu myślenia o ekonomii. Zresztą jednym z głównych dewzrostowych terminów jest "dekolonizacja wyobraźni"...

To jest jeden z ważnych postulatów twórców tej idei. Niezbędnym warunkiem rzeczywistej przemiany jest otworzenie naszej wyobraźni na alternatywne modele życia. W przekonaniu dewzrostowców obezwładniające w tej hegemonii prowzrostowego systemu jest to, że on bardzo zdominował nasz sposób myślenia o świecie jako pewnej całości. Nawet nie interesując się tematyką ekonomiczną, żywimy przekonanie, że wzrost jest czymś jednoznacznie pozytywnym i pożądanym, a próby odejścia od wzrostu wzbudzają niepokój, że ktoś chce nam coś odebrać. W takim rozumieniu przeciwieństwem wzrostu jest zawsze kryzys i recesja, załamanie naszego standardu życia i wymuszona asceza, zaciskanie pasa. Propozycja dewzrostowa jest taka, żeby zmienić kategorie, którymi myślimy i zobaczyć, czy faktycznie ten wzrost gospodarczy jest nam niezbędny do tego, żebyśmy jako ludzie się rozwijali i żeby nasze społeczeństwa dobrze funkcjonowały. Być może okaże się, że stałe rośnięcie gospodarek wcale nie jest tym, co nam to zapewnia. Mogą istnieć inne sposoby organizacji ekonomicznej czy politycznej, które zagwarantują nam dobre życie w sposób mniej destrukcyjny dla planety. Musielibyśmy jednak wpierw oderwać się od myślenia, że tylko stały wzrost gospodarczy może nam zapewnić wolność i bezpieczeństwo.

Poza ekonomicznymi aspektami, krytyka dominującego modelu gospodarczego przychodzi często ze strony antropologii. Antropolożki i antropolodzy zwracają uwagę na to, że dążenie do pogłębiania swojego bogactwa nie jest jedynym modelem dobrego życia w różnych kulturach na świecie.

Antropologia jest bardzo ważnym źródłem krytycznego namysłu nad współczesnym modelem ekonomicznym. I warto pamiętać, że była nim niemalże od samych początków kształtowania się tej dyscypliny. Wielu klasyków antropologii szczególnie interesowała organizacja gospodarcza społeczności nieeuropejskich – prekapitalistycznych czy bezpaństwowych.

Przywołałabym dwóch badaczy, którzy później byli szczególnie inspirujący dla ruchu dewzrostowego, a także dla innych alternatywnych ruchów. To między innymi francuski badacz Marcel Mauss, autor słynnego "Szkicu o darze", który udowadniał, że przez większą część historii społeczeństwa ludzkie funkcjonowały bez czegoś takiego jak gospodarka wolnorynkowa. Rynek nie jest oczywiście czymś, co wynalazł kapitalizm, jakaś forma wymiany towarowej towarzyszy człowiekowi od bardzo dawna, jednakże tak zorganizowana wymiana jak w systemie kapitalistycznym była czymś marginalnym w stosunku do zupełnie innych form życia społecznego: opartych na wzajemności, obdarowywaniu się pewnymi dobrami i usługami itd. Przykłady przytaczane przez Maussa pokazują nam, że kapitalizm jest jedną z możliwości w morzu innych pomysłów na to, jak moglibyśmy funkcjonować.

Drugim z autorów był Marshall Sahlins, który wyszedł od krytycznego podejścia do klasycznej ekonomii i w tekście "Pierwotne społeczeństwo dobrobytu" cofał się jeszcze dalej, zastawiając się, jak mogło wyglądać życie w społeczeństwach łowiecko-zbierackich. Polemizował z założeniem, że musimy spędzać całe nasze życie na pracy najemnej, żeby zarobić na chleb. Opisywał społeczeństwa, gdzie praca sprowadzała się do kilku godzin dziennie potrzebnych, żeby zdobyć pożywienie. To takie ćwiczenie intelektualne: zastanówmy się nad tym, czy naprawdę zrobiliśmy tak ogromny postęp, skoro utrzymanie się kosztuje nas tak wiele wysiłku i pieniędzy. Zdaniem Sahlinsa, wraz z nowoczesnością i rozwojem systemu kapitalistycznego wzmocniły się zjawiska, które dawniej nie były tak powszechne, jak głód, ubóstwo i nędza. Osobą, która przejęła pałeczkę po tych dwóch badaczach, jest niedawno zmarły David Graeber, który konsekwentnie w swojej działalności poszukiwał takich alternatyw – przez pryzmat przykładów z różnych społeczeństw pokazywał nam, że nasz świat mógłby być zorganizowany zupełnie inaczej.

Mówiliśmy dużo o kapitalizmie, ale zastanawiam się nad rolą państw narodowych w tym wszystkim. Dążenie do większego wzrostu od sąsiada jest przecież formą współczesnej rywalizacji między państwami.

To jest ważne pytanie, bo często zarzuca się dewzrostowi, że stosunkowo niewielką uwagę poświęca roli państw. W dewzrostowych publikacjach wiele pisze się o systemie ekonomicznym w globalnym wymiarze czy o międzynarodowych korporacjach, ale państwo występuje w nich trochę jako przezroczysty aktor. A przecież państwa narodowe są motorami tej machiny wzrostu i rywalizacja o to, kto będzie dominował gospodarczo, rozgrywa się między państwami. W przypadku mniejszych graczy dotyczy to regionalnej pozycji negocjacyjnej – przepływu kapitału, tego gdzie będzie on lokowany i na jakich warunkach. To bardzo ważny i wciąż jeszcze nie do końca rozpoznany obszar – jak sprawić, żeby państwa działały na korzyść swoich obywateli i obywatelek i żeby nie były zmuszone do wzrostowego wyścigu. Bo często nie jest to nawet kwestia świadomego wyboru: globalny system zmusza kraje do tej nieustannej rywalizacji. Dlatego, jak sądzę, hasło internacjonalizmu jest bardzo istotne w myśleniu o globalnej zmianie, bo nawet jeśli państwa próbują samodzielnie wchodzić na drogę progresywnych zmian, to często odczuwają silną presję z zewnątrz, aby je porzucić.

A czy idea dewzrostu to nie jest perspektywa sytego Zachodu, gdzie ludziom łatwiej byłoby poddać się dobrowolnym ograniczeniom? Co ze społeczeństwami "na dorobku", krajami rozwijającymi się, które tego dobrobytu jeszcze nie zakosztowały i chciałyby go dopiero doświadczyć?

To bardzo ważne pytanie i to chyba najczęstszy zarzut, który pojawia się pod adresem dewzrostu. Wydaje mi się, że pojawia się on dlatego, iż krytycy tej koncepcji po prostu nie czytają dewzrostowych tekstów. W tych manifestach zazwyczaj już w drugim czy trzecim akapicie pojawia się hasło, że faktycznie jest to idea wywodząca się z sytej globalnej Północy i dlatego jest przede wszystkim na nią nakierowana. To my się mamy ograniczać, zrezygnować z wielu naszych szkodliwych przyzwyczajeń (jak przekonują działacze dewzrostowi – bez szkody dla naszego dobrobytu) po to właśnie, żeby państwa globalnego Południa mogły wreszcie wejść na taką ścieżkę rozwoju, jakiej by chciały ich obywatele i obywatelki, bo na razie skutecznie im to uniemożliwiamy. Bardzo ważne jest też to, że dewzrost w dużej mierze odwołuje się i czerpie inspiracje z ruchów globalnego Południa – ruchów sprawiedliwości społecznej i środowiskowej, tamtejszych sposobów działania i mówienia o świecie, a także projektów politycznych. Wiele możemy nauczyć się z doświadczeń Zapatystów, Autonomicznej Federacji Północnej i Wschodniej Syrii czy międzynarodowych ruchów skupiających społeczności rolnicze jak Via Campesina. Dewzrost jest wezwaniem do obywateli tej części świata, żeby reszta mogła się rozwijać. To jest rozpoznanie i przyznanie się do tego, że system kolonialny tak naprawdę nigdy w pełni się nie zakończył – nadal globalna Północ eksploatuje kraje globalnego Południa. Ta dekolonizacja wyobraźni, o której rozmawialiśmy, ma także wymiar bezpośredni – zdekolonizowanie swojego myślenia o krajach globalnego Południa. Wiemy, że ciągle w naszej debacie publicznej istnieje bardzo dużo stereotypów, np. że ich sytuacja jest taka, jaka jest, dlatego że same są za to odpowiedzialne. Bardzo niechętnie patrzymy na to, co globalna Północ dalej robi, żeby utrzymać tę sytuację nierównej wymiany.

A jak pogodzić postulaty dewzrostu z kwestiami bezpieczeństwa państwowego? Obserwujemy raczej na świecie odwrotny trend – zwiększanie nakładów na przemysł zbrojeniowy…

To bardzo trudny temat i chciałabym, żeby to zostało właściwie odebrane. Wiadomo, że w momencie, w którym trwa wojna, trzeba zmobilizować wszystkie możliwe nakłady sił, żeby wesprzeć stronę, która jest ofiarą napaści i działać na rzecz zakończenia konfliktu w sposób najkorzystniejszy dla strony zaatakowanej – to nie ulega wątpliwości. Natomiast ten trend, który zaczął się na Zachodzie w wyniku wojny w Ukrainie – wzmożonej militaryzacji i kultu militaryzmu – osobiście dla mnie jest bardzo niepokojący, bo na dłuższą metę, patrząc z perspektywy tego, jakbyśmy chcieli, żeby ten świat wyglądał, to nie jest ścieżka, która nas zaprowadzi w dobre i bezpieczne miejsce. Myślę, że nieprzypadkowo ogromna energia najwybitniejszych intelektualistów i przedstawicieli świata nauki po II wojnie światowej była skierowana na ruchy na rzecz rozbrojenia i ruchy antynuklearne.

Ciężko sobie wyobrazić jakikolwiek długofalowo zrównoważony świat, w którym ludzie bezpiecznie mogą się rozwijać, jako świat w pełni zmilitaryzowany i rozwijający coraz to nowe zbrodnicze technologie, które mają na celu zabijanie ludzi i innych istot. Już nawet nie wspomnę o kosztach środowiskowych tej gospodarki zbrojeniowej i o tym, ile pochłania zasobów, które mogłyby być relokowane na ważne społecznie potrzeby. Mówię to, abstrahując od dzisiejszej sytuacji, bo teraz musimy działać na bieżąco i myśleć nieco inaczej, ale jeśli możemy pozwolić sobie na myślenie o tym, jakiego świata chcielibyśmy w przyszłości, to musimy postawić sobie to pytanie: czy naprawdę chcemy, żeby ludzkość już zawsze była w tej pułapce militaryzmu? Możemy spróbować wyobrazić sobie świat, w którym konflikty (bo one zawsze będą, to nie ulega wątpliwości) są załatwiane inaczej. I właśnie o tym jest dewzrost: jak ułożyć ten świat, żeby te potężne arsenały niszczycielskiej broni nie były nam po prostu potrzebne.

Żebyśmy w ogóle mogli zacząć myśleć o takim świecie, musimy odejść nie tylko od kapitalizmu, ale także współczesnych form imperializmu, który z tym systemem ekonomicznym jest nierozerwalnie związany. Dewzrost jest więc też nurtem antyimperialistycznym i domagającym się autonomii i prawa społeczeństw do decydowania o swoim losie.

Czy były w Polsce podobne tradycje intelektualne, do których można by się odwoływać w kontekście dewzrostu? Pomyślałem o Stanisławie Lemie, który choć bardzo wierzył w postęp technologiczny, to nieustannie przestrzegał przed jego ciemną stroną: wyścigiem zbrojeń czy ekologiczną katastrofą.

Myślę, że to jest dobry trop. Trudno znaleźć kogoś, kto by miał tak duży zasięg jak Lem. Dyskusje o tym, że moglibyśmy nasze życie społeczne trochę inaczej ułożyć, skupić się na innych wartościach niż stały pęd do zapewnienia sobie prestiżowych dóbr, były jednak obecne w dyskusjach intelektualistów i naukowców w Polsce już w latach 70. Takie debaty toczyły się równolegle do tych na Zachodzie. Gdy czyta się publikacje popularnonaukowe czy przyrodnicze z tamtych lat, to we wstępach często pisano o tym, że rozwój cywilizacji przemysłowej i rewolucja naukowo-technologiczna przyniosły nam bardzo wiele korzyści, choćby postęp w medycynie i podwyższenie standardu życia, ale koszty tego były bardzo duże. A gdy teraz mamy taką rozwiniętą technologię, to musimy zastanowić się, jak ją świadomie opanowywać, jak starać się zminimalizować jej negatywne skutki. I że nie możemy za bardzo zawierzać tym technologiom, bo one są obosieczną bronią, tak jak w tej krytyce Lema: przynoszą dużo dobrych rzeczy, ale też potrafią oddziaływać destrukcyjnie.

W jednym z artykułów przedstawiała pani też inny środkowoeuropejski przykład – czechosłowacką idee necesyzmu.

Pomysły na to, że moglibyśmy nasze życie ułożyć inaczej – bez nadmiernej konsumpcji i grabieżczego eksploatowania zasobów, a przy tym wciąż żyć dobrze i szczęśliwie, pojawiały się w różnych miejscach na świecie niezależnie od siebie. To pokazuje, że koncepcja dewzrostu nie jest tylko sztucznym wytworem garstki zachodnich intelektualistów, ale odwołuje się do bardziej uniwersalnych potrzeb, które tkwią w różnych społeczeństwach i w różnych momentach historycznych są wyraźniej artykułowane. Jednym z takich ciekawych momentów, stosunkowo słabo znanych, jest właśnie ten ruch necesyzmu, który pojawił się w Czechosłowacji zaraz po II wojnie światowej. To był dość efemeryczny ruch, tworzyło go dosłownie kilku architektów i filozofów o lewicowych poglądach, którzy doszli do wniosku, że należy radykalnie przebudować sposób życia społeczeństw i odejść od kapitalizmu, który obserwowali w międzywojennej Czechosłowacji. Proponowali w zamian ruch opierający się właśnie na necesyzmie, czyli skupieniu się na rzeczach niezbędnych i zadbaniu o dobre i skromne życie w zgodzie z naturą. Uważali, że państwo socjalistyczne może być dobrym sojusznikiem dla tego projektu, bo widzieli duży potencjał w gospodarce centralnie planowanej jako takim mechanizmie, który pozwoli zapewnić podstawowe ludzkie potrzeby w sposób efektywny, bez zbędnego marnotrawstwa zasobów i energii. Wychodzili z założenia, że gdy ludzie będą mieli te potrzeby zabezpieczone, to będą mogli skupić się na rozwoju własnych talentów czy na spędzaniu czasu w przyjemny sposób, przy jednoczesnej rezygnacji ze zbędnych luksusów. Ale praktyka państw socjalistycznych okazała się inna, bo podobnie jak państwa zachodnie przyjęły one ścieżkę dynamicznego wzrostu gospodarczego. Ruch zgasł wraz z wprowadzeniem forsownej industrializacji i kolektywizacji – okazało się, że to nie jest to, o co tym twórcom chodziło, nie tak wyobrażali sobie tę przemianę społeczną.




Weronika Parfianowicz - Kulturoznawczyni, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej UW. Zajmuje się m.in. problematyką związaną z mieszkalnictwem w Europie Środkowej i ideą dewzrostu oraz upowszechnianiem wiedzy na temat kryzysu klimatyczno-ekologicznego. 

Autorka książki Europa Środkowa w tekstach i działaniach. Polskie i czeskie dyskusje (Warszawa 2016), współredaktorka książek Awangarda/Underground. Idee, historie, praktyki w kulturze polskiej i czeskiej (Kraków 2018) i Ćwiczenia z mieszkania. Praktyki, polityki, estetyki, (Warszawa, 2018)”






Patryk Zakrzewski

Antropolog kulturowy, czasem DJ. Poszukiwacz niesłusznie zapomnianych zjawisk z dziejów polskiej kultury.




Weronika Parfianowicz: Czy naprawdę zrobiliśmy tak ogromny postęp, skoro utrzymanie się kosztuje nas tak wiele wysiłku i pieniędzy? [WYWIAD] | Artykuł | Culture.pl





sobota, 15 października 2022

Aby mieć demokrację, potrzebujesz niewolników.




przedruk
nieco słabe tłumaczenie automatyczne


mój komentarz niebieskim kolorem



Demokracja była sprzedawana na całym świecie jeszcze przed rewolucją francuską. Wszystkie reżimy, które nastąpiły po tym historycznym wypadku, wzywały do ​​demokracji. USA twierdzą, że powstało na demokratycznych fundamentach i jeśli się nad tym zastanowić, od tego wszystko się zaczęło.

Jeden po drugim kraje świata zmieniały się, dopasowując się do „nowego paradygmatu”. I niezależnie od zmiany, twierdzenie o demokracji pozostaje podstawą reżimów ostatnich dwóch stuleci. Związek Radziecki proklamował demokrację, Czerwoni Khmerzy mówili, że są demokratami, dzisiejsza Korea Północna mówi przede wszystkim o demokracji. 

Struktura państwa, niezależnie od tego, czy jest to dyktatura, czy tzw. demokracja, jest identyczna: prezydent, rząd, parlament, sprawiedliwość itd.


Pytanie, które hipotetyczny obiektywny obserwator odwiedzający Ziemię po raz pierwszy może zadać, brzmi: czym właściwie jest demokracja? Biorąc pod uwagę, że wszyscy domagają się tego, jasne jest, że należy znaleźć stałą, która da nam pomysł. Nadchodzą teoretycy, którzy mówią nam, że mimo naśladowania przez niektórych demokracji, w rzeczywistości nie ma demokracji, lecz reżim pseudodemokratyczny. Podstawą, jak mówią, byłyby prawa człowieka i dlatego jest tylko kilka krajów demokratycznych, których drogowskazem jest obszar anglosaski.

- Wow?, nasz hipotetyczny kosmita mógłby zapytać, jeśli jest tam demokracja, to jak to jest, że ludzie są naprawdę deptani? W Kanadzie nie możesz już zapisywać się na niektóre wydziały, chyba że jesteś czarnoskórym, gejem, a ponadto pochodzisz ze zdegenerowanej rodziny. Bycie białym staje się przestępstwem wszędzie w „demokratycznym” świecie.

– Ale to za pomoc marginalizowanym, tym, którzy nie są uprzywilejowani przez społeczeństwo. - otrzymam stanowczą odpowiedź.

– Cóż, skoro społeczeństwo jest demokratyczne, to dlaczego ci są w gorszej sytuacji? – zapyta nasz obcy.

I to nie byłoby jego jedyne pytanie. Wiele innych natychmiast przyszłoby na myśl. Na przykład zapytaliby, dlaczego cała planeta była trzymana w domu do tak zwanej walki z trywialnym wirusem? Jak to się stało, że w Australii – kolejnej świątyni demokracji – zaledwie kilka miesięcy temu ludzie zostali wypuszczeni z więzienia swoich własnych domów? Jak w standardach tak zwanego demokratycznego świata ludzie byli zaganiani jak owce i zmuszani wbrew swojej woli do szczepienia eksperymentalnymi serum? Jak wszystkie te nadużycia były możliwe?

Czy myślisz, że nasz kosmita zatrzymałby się na pandemii? Zwariowany! Przyjrzeliby się, jak zarządzono policję cieplną w Niemczech, jak w Szwajcarii ogrzanie się powyżej 19 stopni stało się przestępstwem. Ale można się też zastanawiać, jak to możliwe, że we Francji policja sprawdza poziom paliwa w baku oczekujących na benzynę i jeśli policjant uzna, że ​​wystarczy, usuwa z kolejki. Jaka jest tutaj demokracja?


W rzeczywistości demokracja jest terminem bezpodstawnym. 

Zawsze mówi się nam o demokracji ateńskiej. Zgadza się, istniał, tylko że ateński demokratyczny luksus był wspierany przez niewolników. Których niewolników ominęła demokracja. Czy rozumiesz o co chodzi? Aby mieć demokrację, potrzebujesz niewolników. Otóż ​​to! 

Czy widzisz wokół siebie niewolników? Na pewno ich nie widzisz, ponieważ jesteś ich częścią.

Różnica między tobą a ateńskimi niewolnikami polega na tym, że starożytni wiedzieli, że są niewolnikami, podczas gdy współcześni nie. Co więcej, dano im prawo myśleć, że są mistrzami i stąd wyszedł cały tragikomiczny bałagan.


- Ale nasze społeczeństwo jest egalitarne! - powie jeden z tłumu. Czy nie widzisz, że wszyscy przestrzegamy tego samego prawa?

I tutaj jest do pewnego momentu. Rzeczywiście jest to równość, tyle że równość dotyczy niewolników. Tak, moi drodzy, jesteście sobie równi, tak jak starożytni niewolnicy byli sobie równi. Ani wtedy, ani teraz nikt nie sprzeciwia się równości niewolników. A prawa, które twierdzisz, są stworzone wyłącznie dla Ciebie!


Prawda, z którą nie chcesz się zmierzyć, jest prosta: nie ma demokracji.

W rzeczywistości przytłaczająca większość ludzi żyje w sposób zwierzęcy. Czy zastanawiałeś się, dlaczego struktura amerykańskiego państwa opiera się na polityce żywnościowej? Dlaczego mamy tam największych tłuszczyków na ziemi? To proste: karmione zwierzęta są spokojne. Różnice między tak zwanymi demokracjami a tyranami wynikają ze stopnia wyżywienia niewolników. Szczęście jest tam, gdzie jest więcej jedzenia. Prosty!

Jedzenie to marchewka, która sprawia, że ​​osioł dyszy. Wiem, że wydaje się to banalne i że powiesz mi, że oprócz jedzenia byłyby też samochody i cała konstrukcja komfortu, o którą prosimy państwo. Zgadza się, dopiero teraz ma miejsce przejście. Ten komfort, o który domagają się masy, zostanie wkrótce zablokowany przez politykę narzuconą przez panów. Po co zawracać sobie głowę dawaniem samochodów niewolnikom, kiedy ich nie potrzebują? Tak, niewolnicy przyzwyczaili się do dobra, tak, muszą zrozumieć, że dobro nie jest im należne. I stopniowo zrozumieją to, ale tak samo stopniowo będą osiedlać się co noc wokół miski obfitego jedzenia. - Zgadza się, jest źle, ale przynajmniej dobrze się odżywiamy! – oto linia kojąca przed pójściem spać.

Na koniec chciałbym zaatakować termin zbyt przyjemny dla niektórych, a mianowicie cywilizację.

Przez dziesięciolecia prano nam mózgi z powodu naszego braku cywilizacji, oczywiście w opozycji do „cywilizacji zachodniej”. Może tak jest, nie zaprzeczam, ale wróćmy do jedzenia: tam była cywilizacja, bo była nadwyżka żywności. Jedzenie i towary według własnego uznania, to raj! I tak powstaje tak zwana cywilizacja: po co kraść, jeśli według własnego uznania? Po co być wyrzutkiem społeczeństwa, skoro możesz równie dobrze żyć będąc uczciwym i uczciwym członkiem społeczności z tym, co zarabiasz? Jeśli dobrobyt jest wszędzie, po co ryzykować wykluczeniem z raju? To tak, jakbym czuł, jak najpodlejsi ludzie dyszą, by mi zaprzeczać, mówiąc, że ludzie tam urodzili się cywilizowani, że społeczeństwo jest lepsze i tyle samo stereotypów, ile słyszymy.

Cóż, jeśli cywilizacja jest tak wspaniała, jak wytłumaczysz, że w Norwegii gromadzą się na policji jak ludzie z demencją? "To nie koza sąsiada z nimi" - pokusiłbyś się powiedzieć, nie wiedząc, że w tych krajach, na które patrzysz z jindem, ludzie pomagają zgłaszać się na policję i że sąsiad kupił inny telewizor. Wiem, nie wierz w to! Lubisz być głupszy, kiedy zadzierasz bezpośrednio z „cywilizacją”.

Ale jak wytłumaczysz swoją cywilizację, jeśli powiem, że Dania stoi w obliczu zjawiska, z którym organy ścigania nie mogą sobie poradzić: kradzieży paliwa. Czy to nie niesamowite? Cóż, praktykuje się to na drogach! Co gorsza, kradzież paliwa została dokonana w najbardziej prymitywny sposób: przez wiercenie otworów w zbiorniku. Czy rozumiesz? Nie tylko kradnie benzynę, ale także pozwala zaoszczędzić kilka tysięcy euro na kosztach wymiany baku. Ładne, prawda? Pamiętajcie, dzieje się to w centrum miast, gdzie znajduje się „cywilizowany świat”, a nie na przedmieściach kontrolowanych przez muzułmańskie sieci i gdzie ustanowiono szariat! Przykładów niszczenia cywilizacji jest wiele. Nie tracę czasu na zwrócenie na nie uwagi, bo wystarczy przejrzeć prasę dowolnego kraju na świecie, który uważacie za cywilizowany. Gdy wyczerpią się niegdyś obfite zasoby, kruszy się kolejna cegła cywilizacji. 

A poprzez zniszczenie cywilizacji, ze zmęczonej twarzy demokracji odsuwa się jeszcze jeden rumieniec, pozostawiając gołym okiem nagą rzeczywistość. Demokracja i cywilizacja, jak zdefiniowały je rewolucje burżuazyjne, zaczynając od rewolucji angielskiej, ale stając się istotne dopiero po rewolucji amerykańskiej, opierają się na nadwyżce wytworzonej z taniego surowca. Początkowo był to węgiel, potem ropa, a teraz miks energetyczny.

Teraz jesteśmy w impasie. Z powodu głupoty zachodnich przywódców i straszliwego głodu systemu, który reprezentują, wybuchła wojna na Ukrainie. Kryzysy wywołane tamtymi wydarzeniami mają tę zaletę, że jasno pokazują nam, czym jest demokracja i jakie są fundamenty „cywilizacji”. Jeśli Rosja zostanie pokonana, szaleństwo pseudodemokratycznego systemu będzie nadal nas miażdżyć, wprowadzając coraz bardziej zdegenerowane zasady, ponieważ rymuje się z ewolucją systemu. Ale jeśli Rosja wygra, prawdopodobnie zachodnia „demokracja” będzie musiała się zrestrukturyzować, naśladując „demokrację” bieguna rosyjsko-chińskiego. Myślę, że rozumiesz, o co chodzi. Jeśli nie, skręć tam.

Cóż, znając całe równanie, szczerze pytam: z kim powinniśmy się trzymać? Z biegunem amerykańskim czy rosyjsko-chińskim? Masz odpowiedź? Jeśli mówisz, że dobrze jest iść w jedną lub drugą stronę, to nonsens ukradł krajobraz. Jeśli naprawdę rozumiesz, o co chodzi, wiesz, że nie ma sensu podążać drogami wytyczonymi przez innych i przestrzegać stworzonych przez nich pseudoskrzyżowań. Wolność oznacza pójście tam, gdzie idzie głowa. Czy dostrzegłeś wolność?

Autor: Dan Diaconu


-----


Czy widzisz wokół siebie niewolników? Na pewno ich nie widzisz, ponieważ jesteś ich częścią.

Rzeczywiście jest [...] równość, tyle że równość dotyczy niewolników. Tak, moi drodzy, jesteście sobie równi, tak jak starożytni niewolnicy byli sobie równi. Ani wtedy, ani teraz nikt nie sprzeciwia się równości niewolników. A prawa, które twierdzisz, są stworzone wyłącznie dla Ciebie!


Dokładnie! 

Mandaty za przekroczenie dozwolonej prędkości to jeden z przykładów. 

A obecnie mandaty te są bardzo wysokie, za każde "przewinienie" - ludzie są "karani" przez wzgląd na swe zasoby finansowe, bo przecież nie chodzisz za karę przez tydzień porządkować trawniki w mieście, tylko oddajesz jakąś część swoich pieniędzy.

Więc chodzi o pieniądze, czy o to, byś zrozumiał, że masz dbać o bezpieczną jazdę?

Wpływy z mandatów do kasy państwa za 2022 rok mogą sięgnąć nawet 4 miliardów złotych. Kwota nie do pogardzenia.


Ci co mają wiele pieniędzy nie odczują tak tej straty jak przeciętny obywatel. Czy to demokratyczne?

Gdyby była demokracja, to w ogóle nie byłoby mandatów.


Albo - zakładając, że WSZYSCY w demokracji chcieliby tych mandatów - wysokość mandatu musiałaby być określona na podstawie wysokości zarobku i/lub wielkości własnego majątku obywatela, czyli określana jako odpowiedni procent/promil od tej wartości.

Wtedy ci bogaci płaciliby mandat nie 500 zł, tylko 500 000 zł. To by go zabolało, to by już odczuł.

Skoro ludzie kiedyś żyli wolni, kiedy rozprzestrzeniali się po ziemi, to po co tworzyć systemy, jak demokrację i podkreślać, że ta forma jest prawdziwie obywatelska?

Bo wcześniej stworzono formy nierówne, które z czasem objęły swym zasięgiem np. całą Europę.

Państwo powstało celem zorganizowanego podboju tych, co żyli w wolnym świecie.

Oni żyli w wolnym świecie - jeśli prawdą jest, że w średniowieczu Europę zamieszkiwało ok. 30 milionów ludzi, tyle co dzisiaj mniej więcej całą Polskę - no to ile przestrzeni każdy mógł mieć dla siebie? Żyłeś z dala od cywilizacji w jakiejś gromadzie i w spokoju. Rąbałeś lasu i łowiłeś ryb tyle ile ci potrzeba, albo ile chciałeś. Miejsca i zasobów było wystarczająco dla każdego.

Oczywiście wtedy było więcej dzikich zwierząt, ale co z tego, dziś nie ma dzikich zwierząt w miastach, ale są dzikie bandy, które w swoich opowiadaniach podprogowo podsuwają  dziewczętom scenariusze prowadzące na manowce....  


Demokracja to usankcjonowany zawoalowany rozbój pod zafałszowaną wizją i definicją.


Archeologia mówi nam wyraźnie, że ludzie żyli w grupach w całej Europie od czasów prehistorycznych, 500 i 800 tysięcy lat temu.

Oni byli wolni.


Tylko rzućmy okiem na wikipedię... 


Demografia średniowiecza

Lata 400–1000

Wraz z końcem starożytności nastąpił duży spadek liczby ludności, osiągając minimum ok. 542 roku, w okresie dżumy Justyniana, ostatniej wielkiej zarazy w Europie przed czarną śmiercią w XIV wieku. Szacunki całkowitej liczby ludności Europy są oparte na domysłach, lecz przyjmuje się, że w czasach Karola Wielkiego było to między 25 a 30 milionów, z czego 15 milionów żyło na terenie państwa Karolingów, obejmującego FrancjęNiderlandy, połowę NiemiecAustrię i Włochy. W tym czasie mieszkanie w pojedynkę, a nie w większej społeczności, było bardzo niebezpieczne, dlatego istniały zatłoczone skupiska otoczone niezamieszkanymi terenami.

Lata 1000–1250

W XI wieku ludzie zaczęli zajmować dzikie okolice, osuszając bagna i wycinając lasy, a następnie rozpoczynając uprawę na tych terenach. W tym samym czasie, podczas Ostsiedlung, Niemcy osiedlili się na wschód od Łaby i Soławy, terytoriach zajmowanych głównie przez Słowian połabskich.



"W tym czasie mieszkanie w pojedynkę, a nie w większej społeczności, było bardzo niebezpieczne, dlatego istniały zatłoczone skupiska otoczone niezamieszkanymi terenami." - to nieprawda, ale i prawda.


To nieprawda, bo sugestia zawarta w tym zdaniu, że nikt nie żył w pojedynkę, jest niezgodna z wynikami poszukiwań archeologicznych jak wyżej podałem, ale też świadectwami historycznymi, z których wiemy, że ludzie mieszkali na wsi w niewielkich skupiskach, np. w biografii Leonarda da Vinci znajdziemy takie uwagi.

Ale i prawda, bo w systemie stworzonym przez głupią chciwą światową sitwę mieszkanie samotne w pobliżu usankcjonowanego rozbójnictwa - było niebezpieczne. 

Ale i nieprawda, bo jak lokalna władza miała podejrzenie, to wieszali Machiavellego za ręce i torturowali tak długo jak chcieli. 

Nie tyle mieszkanie jeden na drugim, tylko przynależność do sitwy dopiero zapewniała (względne) bezpieczeństwo. 

Tam, gdzie sięgała Cywilizacja Śmierci, było niebezpiecznie. Od dzikich ludzi i od dzikich zwierząt też.

Tam, gdzie ludzie żyli wolni - współpracowali oni ze sobą i żyli w zgodzie, bo po pierwsze, mieli oni świadomość, że pochodzą od jednego, że stanowią jakby rodzinę, tyle, że wielką i wszędzie mieszkającą, a po drugie - tak było im łatwiej żyć. Wiele prac do dzisiaj tradycyjnie wykonuje się wspólnie, jak odławianie ryb, zbiory owoców, żniwa, stawianie stodoły, ratunek podczas pożaru...

Historycy wskazują, że Goci przybyli z północy osiedlali się na Pomorzu i żyli w zgodzie z tamtejszymi ludźmi, obok nich. 

Najstarsze obwarowania słowiańskie, jakie znamy, powstawały jako reakcja na najazdy rzymskie, a potem frankońskie - niemieckie (tu mnie sprawdźcie). Wcześniej nie były potrzebne, bo ludzie żyli w zgodzie.

Generalnie ten wpis w wiki ma ugruntować pewien fałsz, który podaje się nie wprost (patrz: mapy Europy z czasów rzymskich, gdzie tereny poza Rzymem to biała rozległa plama), a który mówi, że poza Rzymem żyły sobie tylko grupki słowiańskich nomadów, a ziemia była niczyja.

Tak nie było. 

Na ziemiach polskich istniała rozwinięta infrastruktura tzw. Raju, a tereny te były dość gęsto zamieszkane, na tyle, że zachęcało to Słowianie do dalszej wędrówki i zasiedlanie innych ziem znanych nam dzisiaj jako Grecja, Włochy, Wielka Brytania itd. - co będę się starał wykazać w innych wpisach.