Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fasada. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fasada. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 13 lipca 2021

Wysoki koszt rozpadu rodzin i małżeństw

 

przedruk



Dr Furman:

Koszt rozpadu rodzin i małżeństw w Polsce jest bardzo wysoki


– W 2019 roku koszt rozpadu rodziny w Polsce w wyniósł niemal 5,7 mld złotych. Sama ta kwota stanowi wydatek niebagatelny z perspektywy budżetu naszego kraju. Jednak, co istotne, wskazana przez nas kwota jest kwotą minimalną. W rzeczywistości koszt jest z pewnością wielokrotnie większy – mówi w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl dr Filip Furman, ekspert Instytutu Ordo Iuris.

Jakie wnioski wynikają z raportu pt. „Koszty rozpadu rodzin i małżeństw w Polsce”?

Dr Filip Furman: Pierwszym i, z punktu widzenia systemowego, najważniejszym wnioskiem jest informacja, że procesy i instytucje społeczne, zwłaszcza tak kompleksowe instytucje jak rodzina, mają olbrzymią wartość nie tylko z perspektywy aksjologicznej, ale także dającą się mierzyć i obliczać wartość ekonomiczną. Dla polityków, zwłaszcza odpowiedzialnych za politykę rodzinną, finansową i rozwojową, jest to informacja nie do przecenienia. Podobnie dla inwestorów i innych podmiotów gospodarczych planujących rozwój w perspektywie dłuższej niż kilka najbliższych lat. Jako taka, rodzinna powinna stać w centrum zainteresowania podczas projektowania działań opiekuńczych, a także wszelkiej infrastruktury państwowej – od fizycznej infrastruktury, tego jak wyglądają nasze ulice czy budynki użyteczności publicznej, po infrastrukturę prawną, podatkową czy związaną z prowadzeniem działalności gospodarczej.

Drugie najważniejsze ustalenie naszej pracy badawczej jest takie, że koszt rozpadu rodzin i małżeństw w Polsce jest bardzo wysoki – co, biorąc pod uwagę pierwszy wskazany wniosek, jest zjawiskiem negatywnym z perspektywy rozwoju gospodarczego, społecznego i demograficznego Polski. W 2019 roku koszt rozpadu rodziny w Polsce w wyniósł niemal 5,7mld złotych! Sama ta kwota stanowi wydatek niebagatelny z perspektywy budżetu naszego kraju. Jednak, co istotne, wskazana przez nas kwota jest kwotą minimalną. W rzeczywistości koszt jest z pewnością wielokrotnie większy. Dlaczego? Otóż w przeprowadzonych przez nas wyliczeniach skoncentrowaliśmy się na wydatkach ponoszonych z budżetu państwa bezpośrednio na obsługę świadczeń związanych z rozpadem rodziny.


Zidentyfikowane przez nas kategorie wydatków to:

wydatki na rodziny zastępcze (1,498 mld zł), wydatki na placówki opiekuńczo-wychowawcze (1,437 mld zł), świadczenia wypłacone z Funduszu Alimentacyjnego (1,136 mld zł), wysokość wypłaconych dodatków do zasiłku rodzinnego z tytułu samotnego wychowywania dziecka (203,7 mln zł), wydatki na wspieranie rodziny (165,6 mln zł), wydatki na świadczenia dla osób usamodzielnianych (96,7 mln zł), koszty działań podejmowanych wobec dłużników alimentacyjnych (40,1 mln zł), wydatki na ośrodki adopcyjne (38,3 mln zł), obsługa wypłaty świadczeń Funduszu Alimentacyjnego (35,1 mln zł), skutek opodatkowania w sposób preferencyjny jako osoba samotna wychowująca dzieci (702 mln zł), potencjalny koszt wynikający z ponadprzeciętnie częstego korzystania przez osoby rozwiedzione z usług ochrony zdrowia w zakresie kosztów leczenia psychiatrycznego, uzależnień, szpitalnego oraz podstawowej opieki zdrowotnej (203,3 mln zł), utrzymanie infrastruktury sądów okręgowych w części przypadającej na prowadzenie postępowań rozwodowych (65,1 mln zł), koszty postępowań rodzinnych toczących się po rozwodzie (59,5 mln zł), koszty spraw rozwodowych netto (18 mln zł). Warto w tym miejscu podkreślić, że – choć fałszywie przedstawia to narracja skrajnej lewicy – nie omawialiśmy kosztów rozwodów, a znacznie szerszego, społecznego zjawiska, którego rozwody są jedynie częścią. Co więcej, były to koszty bezpośrednie.

Wiemy jednak, że kosztów pośrednich jest jeszcze więcej. Bowiem rodzina pełni bardzo wiele funkcji w różnych dziedzinach. Rodzina to ważny podmiot gospodarujący, wytwarzający realne dobra i usługi, zarazem obdarzony potencjałem tworzenia kapitału ludzkiego i społecznego. Ponadto rozpad rodziny to uderzenie m.in. w fundament cywilizacyjnego istnienia państwa – rozwój demograficzny; liczebność społeczeństwa w dużej mierze stanowi bowiem o możliwościach gospodarczych kraju. Rodzina to naturalne i najlepsze środowisko dla rodzenia i wychowania dzieci, zapewnia stabilność społeczną i ekonomiczną, sprzyja także wyższej dzietności – rozpad rodziny nieuchronnie więc wiąże się ze spadkiem dzietności.

W klasycznej wizji państwa, gdzie rodzina, a nie jednostka, stanowi podstawową komórkę społeczną, to właśnie ona jest źródłem bezpieczeństwa i stabilności, również w sensie ekonomicznym. W sytuacji, gdy tego naturalnego otoczenia i wsparcia brakuje, jednostka zostaje pozostawiona sama sobie i ostatecznie znacznie częściej potrzebuje pomocy państwa. Nie chodzi więc oczywiście o to, by zmniejszać tę pomoc, ale o to, by skoncentrować wysiłki na przeciwdziałaniu sytuacjom, które w konsekwencji prowadzą do konieczności udzielania tej pomocy.

O tych kosztach niewiele się mówi w dyskusji publicznej. Dlaczego?

Wydaje się, że do tej pory po prostu nikt nie próbował „ugryźć” tematu od tej strony. Rozpoczynając badania w gronie interdyscyplinarnym – w zespole składającym się z ekonomistów, socjologa, demografa, kulturoznawcy – takie ujęcie wydało nam się wręcz narzucać. A było tak z jednego prostego powodu: chcieliśmy posłużyć się językiem uniwersalnym, zrozumiałym dla każdej strony dyskursu publicznego. Rozpad rodziny dla ludzie podzielających naszą aksjologię jest w sposób oczywisty czymś negatywnym sam w sobie, nie wymaga to dalszych uzasadnień. Choć można nad tym ubolewać, nie dla wszystkich jednak jest to tak oczywiste. Język ekonomiczny, jak nam się wydaje, stwarza szersze możliwości dyskusji. Co więcej, nasza praca jest nowatorska. Do tej pory podobne, systemowe opracowania ukazały się jedynie w USA, Wielkiej Brytanii i Australii. Spodziewam się jednak kolejnych edycji oraz przeprowadzania analogicznych badań w innych krajach. Należy też zrozumieć, że zjawisko ma charakter dynamiczny, a dynamikę tę można opisać, stosując porównanie fizyczne, jako generalnie ruch jednostajnie przyspieszony. Osiągnęliśmy po prostu etap, na którym efekty tego ruchu zaczęły być widoczne.

Dla wielu uczestników dyskursu publicznego, zwłaszcza ze strony skrajnej lewicy, temat jest także po prostu „niewygodny”. Kłóci się bowiem z ich fałszywą wizją świata, w której ideałem jest „wyzwolona” jednostka. W istocie bowiem osoba pozbawiona rodziny nie jest jedynie wyzwolona od odpowiedzialności, która wiąże się z budowaniem trwałej relacji, ale także pozbawiona szans i opieki, którą taka relacja daje. Szczególnie widać to na przykładzie sytuacji, w jakiej po rozpadzie rodziny znajduje się wiele kobiet. W literaturze przedmiotu ukuto wręcz termin „feminizacji biedy” – w sytuacji rozpadu rodziny ubóstwo znacznie częściej bowiem dotyka kobiet, które po rozwodzie lub rozstaniu kohabitującej pary w większości przypadków przejmują opiekę nad dziećmi i związane z nią obciążenia i obowiązki.

Ponadto kultura popularna usiłuje promować styl życia, który opisałbym takim anglicyzmem jak „singlizm”. Można domniemywać, że wielkie, światowe korporacje mogą korzystać z takiego zjawiska – osoba samotna, ale już dojrzała, aspirująca do statusu materialnego i stylu życia „gwiazd” jest bardziej podatna na wpadnięcie w ostentacyjną konsumpcję niż osoba ustatkowana i odpowiedzialna za rodziną, a w związku z tym zyski ze sprzedaży produktów takiej osobie mogą być wyższe. Jest to jednak strategia bardzo krótkoterminowa. W dłuższym okresie rodzina nie tylko jest większym producentem dóbr, ale i większym konsumentem – wydatki związane z utrzymaniem i codziennym życiem ponoszone przez rodziny są po prostu wyższe, choć być może nie tak widoczne. Tak więc rozpad rodziny i zmniejszona dynamika zawiązywania trwałych związków to nie tylko zmniejszenie potencjału ekonomicznego kraju, ale także spadek jego atrakcyjności inwestycyjnej.

Jak ocenia Pan obecne rozwiązania prawne pod kątem sprzyjania trwałości małżeństw i rodzin? Co powinno się zmienić?

Trudno mi wyobrazić sobie, by rozwiązania prawne jako takie, bezpośrednio korespondowały z trwałością rodzin. Wielokrotnie fałszywie przypisywano nam postulat zakazu rozwodów. To oczywiście pomysł, który należy uznać za niepoważny. Choć jednocześnie nie można rozwodu rozpatrywać w innych kategoriach niż osobistej tragedii. Jordan Peterson, kanadyjski psycholog kliniczny, z wielkim doświadczeniem, obecnie chyba jeden z najbardziej wpływowych intelektualistów cywilizacji zachodniej, w jednym z wywiadów przytaczał kiedyś wniosek ze swojej praktyki, jakim była myśl, że jeśli w związku są dziesiątki tysięcy nierozwiązanych konfliktów może rozwód jest najlepszym rozwiązaniem – co nie oznacza, że był najlepszym rozwiązaniem od samego początku. Dlatego można zastanawiać się np. czy rola posiedzenia pojednawczego nie jest w obecnej sytuacji za bardzo niedoceniona. Nie wydaje mi się jednak, że rozwiązania prawne to metoda, którą można zapewnić trwałość instytucji społecznej. Rozwiązaniami prawnymi można jednak zbudować otoczenie, które rodzinom ułatwi funkcjonowanie. Tu wymienić można chociażby system podatkowy uczciwie rozpoznający wkład rodzin w gospodarkę i społeczeństwo, traktujący rodziny, zwłaszcza rodzin wielodzietne w sposób sprawiedliwy. Zastanowić się można nad dystrybucją środków i sposobem ich dystrybucji – czy wsparcie powinno być udzielane poprzez instytucje, czy środki na wsparcie trafiać powinny bezpośrednio do rodzin? Ja opowiadałbym się za tą drugą możliwością. Odpowiednia polityka rodzinna to temat na osobną rozmowę, z tego miejsca mogę odesłać bardziej zainteresowanych czytelników do naszego raportu sprzed kilku lat „Jakiej polityki rodzinnej potrzebuje Polska?”.

Jakie zagrożenia dostrzega Pan w realizacji tych celów?

Głównym zagrożeniem jest brak zrozumienia wagi problemu lub odkładanie go na plan dalszy, na rzecz problemów, które wydają się bardziej bieżące. Odwrócenie negatywnych trendów społecznych, zwłaszcza trendów demograficznych, to nie jest zadania na kilka, a na kilkanaście lub kilkadziesiąt lat. Z tego punktu widzenia horyzont czasowy ogłoszonej niedawno przez rząd Strategii Demograficznej 2040 jest rozsądny. Kluczowe będzie jednak szybkie rozpoczęcie działań i konsekwentne ich kontynuowanie w całym okresie, a także poza nim. Ewentualny brak takiej konsekwencji, ciągłości rozpoczętej obecnie polityki prorodzinnej również jest zagrożeniem. Kolejne zagrożenie to idea, o której fałszywości już teraz przekonują się kraje zachodu Europy, mówiąca, że braki ludnościowe uzupełnić można poprzez imigrację. Wiemy, że strategia taka jest nie tylko nieskuteczna, ale też stwarza zagrożenia dla kulturowej tożsamości państwa. Ostatnim, choć być może najważniejszym, zagrożeniem może być niedocenienie ekonomicznej funkcji rodziny, a co za tym idzie nie stworzenie przyjaznych rodzinie rozwiązań finansowych, podatkowych, kredytowych itd. Jeśli chodzi o to ostatnie zagrożenie, to mam nadzieję, że raport „Koszty rozpadu rodzin i małżeństw w Polsce” będzie takim, chociażby niewielkim, wkładem w oddalenie tego zagrożenia.





https://dorzeczy.pl/opinie/190965/dr-furman-koszt-rozpadu-rodzin-w-polsce-jest-bardzo-wysoki.html?utm_source=dorzeczy.pl&utm_medium=feed&utm_campaign=rss_feed








wtorek, 15 czerwca 2021

Czym jest demokracja?

 

Jak dla mnie genialny wpis Andrieja W. Sawinyha - białoruskiego Deputowanego.

Sam od lat nie uważam się za demokratę i widzę wiele wad tego systemu - przede wszystkim postrzegam demokrację jako zasłonę dla niejawnych rządów służb wszelakich.


przedruk, dość dobre tłumaczenie automatyczne


Blask i ubóstwo zachodniego modelu demokracji

  • 15 czerwca 2021



W artykule „Eksportowanie demokracji naprawdę ma na celu wzmocnienie zachodniej dominacji” omówiliśmy wykorzystanie socjotechniki do utrzymania dominacji zachodniej metropolii nad Trzecim Światem. Dotknęliśmy prawdziwych celów „eksportu demokracji” – pozyskania zależnego partnera, od którego będzie można otrzymać więcej środków niż mu dawać. Ale to nie jedyny problem.

Do tego, co już zostało powiedziane, należy dodać, że metropolia zachodnia nie tylko nie stara się wzmacniać instytucji demokratycznych, ale też nie może tego robić . Problem w tym, że Zachód nie stworzył realnego i trwałego modelu demokratycznego porządku . A w najbliższych latach fakt ten będzie coraz bardziej oczywisty dzięki zjawisku, które otrzymało poetycką nazwę „cichej rewolucji elit” . Brzmi niesamowicie, ale tak jest! Spróbujmy zrozumieć również ten problem.

Szeregu systemowych sprzeczności w systemie społeczno-gospodarczym Zachodu nie da się wyeliminować


Główne „wady” zachodniego modelu demokracji są spowodowane szeregiem systemowych sprzeczności, których nie da się wyeliminować w ramach systemu społeczno-gospodarczego Zachodu.


Konflikt między prywatną naturą produkcji a społeczną naturą demokracji”

Głównym problemem lub sprzecznością  jest konflikt między prywatną naturą produkcji a społeczną naturą demokracji. W niniejszym tekście własność prywatna rozumiana jest wyłącznie (!) Prawo własności środków produkcji lub ograniczonych zasobów naturalnych , np. ziemi.

W XIX wieku amerykański filozof John Dewey argumentował, że „instytucje własności prywatnej są z natury totalitarne i wrogie prawdziwej demokracji”.

Wskazując na tę samą sprzeczność, laureat Nagrody Nobla Milton Friedman oświadczył:

„Raz stworzone społeczeństwo demokratyczne niszczy gospodarkę rynkową”. 

Ten wniosek w logice laureata Nagrody Nobla opiera się na fakcie, że ekonomia jest z natury niedemokratyczna. Władza polityczna się zmienia, a w gospodarce stale widzimy niezastąpione ośrodki wpływów . Ośrodki te są kontrolowane przez elity, które w ciągu ostatnich 200 lat zdołały chronić swoją egzystencję poprzez zapewnienie nienaruszalności świętego prawa własności prywatnej.


Wewnątrz elitarne relacje są budowane zgodnie z klanowymi zasadami hierarchii i statusu.

Warto zauważyć, że relacje wewnątrz elit również nie są budowane na zasadach demokratycznych . Opierają się na klanowych zasadach hierarchii i statusu , ścisłego podporządkowania i równowagi sił. Ten system nie wyklucza walki, ale ta walka przejawia się jako konflikty wewnątrzgatunkowe, z tą tylko różnicą, że przegrany nie rozstaje się z życiem, ale z częścią swojego stanu i wpływów.

Ta rzeczywistość w „bogatych” społeczeństwach jest ukryta za systemem liberalnej ideologii i zasad legislacji , a także pilnie strzeżona przez wymiar sprawiedliwości.

Wzorce te pojawiają się dopiero w procesie analizy stosunków międzypaństwowych między krajami zachodnimi a krajami rozwijającymi się.

Nawet John Maynard Keynes napisał, że „system liberalny często ogranicza wolność demokratycznego wyboru (krajów rozwijających się), ponieważ daje wierzycielom i inwestorom prawo do podejmowania kluczowych decyzji . Istnieje konflikt między zwykłymi wyborcami a międzynarodowymi inwestorami .” W rezultacie „działalność różnych sił globalnego rynku neguje jakąkolwiek możliwość przeprowadzenia demokratycznego eksperymentu w dawaniu obywatelom prawa do podejmowania decyzji”. Demokracja zachodnia sprowadza więc cały proces do „wyboru bez wyboru” . Zwykli obywatele mogą korzystać tylko z tych wolności, które zdobyli, lub tych, których elita nie potrzebuje.


Zachodnie rządy narzucają swoją wolę państwom rozwijającym się

Te wzorce stają się zauważalne, ponieważ wycofywanie zasobów z krajów trzeciego świata wymaga zdecydowanych działań, nie ma czasu na sentymenty. Sytuację dodatkowo upraszcza fakt, że rządy zachodnie, narzucając swoją wolę państwom rozwijającym się , nie są zobowiązane do dbania o poziom życia ludności tych krajów. Słuszność tej tezy można łatwo zilustrować danymi ONZ – od 1990 roku wielkość produkcji światowej wzrosła ponad trzykrotnie, ale udział dochodów najbiedniejszej połowy ludzkości nie uległ zmianie. Daje to wskazówkę dotyczącą zakresu napadów.


Kupowanie lojalności obywateli w zachodniej metropolii

Ale w zachodniej metropolii demokracja jest taka sama. Tylko tam klasa zamożna kieruje część środków finansowych wyprowadzonych z krajów trzeciego świata na kupno lojalności swoich obywateli kosztem wyższego standardu życia. To nie przypadek, że w opinii profesora Uniwersytetu Massachusetts Noama Chomsky'ego w zachodniej politologii dominuje opinia, że „zwykli obywatele nie powinni być zbyt aktywnie zaangażowani w życie polityczne, ponieważ prowadzi to do kryzysu zachodniego modelu demokracja".

Tu wniosek nasuwa się sam – demokratyczny system Zachodu może istnieć tylko w ściśle ograniczonych ramach, które nie są sprzeczne z interesami elity finansowej i przemysłowej. Żadne wyjście z tych ram jest niemożliwe. Taki system jest stabilny w warunkach wzrostu gospodarczego lub tak długo, jak jest ktoś, od kogo można czerpać środki.

Ale jak taka konstrukcja zachowa się podczas przedłużającego się kryzysu? Historyczne doświadczenia Wielkiego Kryzysu, kiedy w Stanach Zjednoczonych w latach 1932-1933 z głodu zmarło z głodu ponad 7 milionów ludzi bez wojny domowej i rewolucji, nie napawają optymizmem.




Nierówność instytucjonalna

Istotnym problemem systemowym  jest nierówność instytucjonalna, osadzona w logice funkcjonowania systemu reprezentacji politycznej na Zachodzie, czy mówiąc prościej, w mechanizmach działania partii politycznych .

Tak więc, zdaniem brytyjskiego profesora socjologii Colina Croucha , pod koniec XX wieku stało się oczywiste: bez względu na to, która partia była u władzy, wywierano na nią umiejętną i silną presję w konkretnym celu – prowadzenia polityki w interesy klasy zamożnej. Presja ta realizowana jest poprzez system finansowania partii i swobodę lobbingu .

Przeciętny poziom wydatków na kampanię prezydencką w Stanach Zjednoczonych od dawna sięga 1 miliarda dolarów. W UE kwota darowizn sponsorskich na działalność polityczną jest zawoalowana, ale to nie zmienia sytuacji.

Sektor przedsiębiorstw staje się również głównym uczestnikiem badań społeczno-ekonomicznych. Oznacza to, że finansowana jest tylko działalność naukowa, która bezpośrednio lub pośrednio wzmacnia władzę korporacji.

W efekcie rywalizacja sił politycznych przeradza się w starannie zaplanowany i wyreżyserowany spektakl , wyreżyserowany przez zespół profesjonalistów – wynajętych dziennikarzy, psychologów, reklamodawców, artystów. Za kurtyną tej „gry” rozwija się realna niepubliczna polityka, która polega na interakcji między wybranymi politykami a przedstawicielami elity biznesu .

W rezultacie „mamy do czynienia ze światem, w którym propagandyści działają jako eksperci i analitycy i służą politykom-amatorom”.

Stąd  wniosek  – ten tajny sojusz narusza równość polityczną obywateli, która jest podstawowym wymogiem demokracji.

Partie rządzące Zachodu działają w interesie zamożnej klasy lub elity finansowej i przemysłowej, a nie obywateli.


Ciągły wzrost nierówności majątkowych

W rezultacie objawia się  trzecia systemowa sprzeczność  – stały wzrost nierówności majątkowych. .

Na przykład francuski ekonomista Thomas Piketty w swojej książce „Kapitał w XXI wieku” przekonująco dowiódł, że w Europie i Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich 40 lat nasilała się tendencja do pogłębiania nierówności. W rezultacie do tej pory w UE górne 10% społeczeństwa zawłaszcza 37% bogactwa narodowego. Wzrost nierówności jest szczególnie widoczny w Stanach Zjednoczonych, gdzie 1% populacji posiada 40% bogactwa narodowego, podczas gdy w 1980 r. liczba ta nie przekroczyła 22% .

Wielu prominentnych ekonomistów, a nawet przedstawicieli zachodnich kręgów politycznych, jak były prezydent USA Barack Obama, dyrektor zarządzająca MFW Christine Lagarde, mówi wprost o niebezpieczeństwie tej sytuacji. Ale w zachodnim systemie opartym na wartościach neoliberalnych nie da się zmienić sytuacji.

Wniosek  – demokratyczny system Zachodu jest niestabilny. W warunkach kryzysu systemowego procesy degradacji społecznej będą tylko przyspieszać, odsłaniając do granic pozory charakter demokratycznych konstrukcji społecznych Zachodu.


Demokracja dla elity

Ten tok rozumowania rodzi pytania. A pierwsze pytanie, które warto zadać, brzmi: w  jaki sposób Zachód zdołał rozwinąć swoje demokratyczne tradycje?

Najlepszą odpowiedzią na to pytanie jest branie przykładu z Wielkiej Brytanii, która jest uważana za kolebkę nowoczesnego modelu zachodniej demokracji.

Według wielu historyków proces demokratycznych przemian rozpoczął się w Wielkiej Brytanii pod koniec XIII wieku wraz z uchwaleniem Magna Carta i powołaniem angielskiego parlamentu. Ale! I to jest pierwszy interesujący fakt. Nie zrobiono tego w interesie zwykłych Brytyjczyków, ale wyłącznie w interesie szlachty , która po prostu chciała ograniczyć arbitralność króla. W wyniku wojny król poszedł na ustępstwa pod karą śmierci. Zwykli ludzie w tej walce byli w najlepszym wypadku wykorzystywani jako mięso armatnie. Następnie model „demokracji dla elity” był powielany w różnych wersjach w różnych krajach przez ponad 600 lat.

To  pierwsza istotna cecha  procesu demokratyzacji Zachodu (nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale także w innych krajach zachodnich) – wszystkich sukcesów zapewniała bardzo twarda konfrontacja różnych grup elitarnych lub desperacka, często krwawa walka uciskanych stanów o ich prawa. Elity rządzące zawsze szły na demokratyzację instytucji politycznych tylko ze względu na groźbę powstania lub rewolucji .

Earl Gray , premier Wielkiej Brytanii w 1831 r., najszczerzej wypowiadał się o tej sytuacji : „Nikt nie sprzeciwia się corocznym spotkaniom parlamentu bardziej niż ja. Ale zasadą mojej reformy jest zapobieganie rewolucji… reformowanie po to, aby zachować, a nie obalić”.

Warto zwrócić uwagę na  drugą ważną cechę  zachodniego procesu demokratyzacji – elita finansowo-przemysłowa jest zmuszona do tworzenia instytucji demokratycznych i tylko po to, by zapobiec rewolucji. W ten sposób klasa zamożna uczy się grać na parze napięć społecznych. Jednocześnie kręgi rządzące zachowują władzę i dominującą pozycję! Innymi słowy, pion nierówności utrzymał się i został ponownie odtworzony.

Nieoczekiwanym przykładem takiej taktyki jest przyjęcie Konstytucji Stanów Zjednoczonych. W historii ten krok jest uroczyście przedstawiany jako wielka idea ojców założycieli. Jednak autorytatywni badacze amerykańscy uważają, że „ Konstytucja Stanów Zjednoczonych była dokumentem arystokratycznym, zaprojektowanym w celu ograniczenia tendencji demokratycznych tamtego okresu ” (G. Wood, 1969) lub „tekst Konstytucji został napisany przez bogatych właścicieli nieruchomości, którzy troszczyli się o zachowanie wartość ich własności w obliczu radykalnych elementów demokratycznych” (I. Bird, 1913).

Poza tym historia zna też wiele przykładów, kiedy klasa rządząca, zdając sobie sprawę z potrzeby ustępstw, skutecznie ograniczyła sprawę do swojego wyglądu . To od tej drugiej cechy zaczyna się praktyka manipulowania opinią publiczną poprzez aktywny rozwój instrumentów „miękkiej siły”, czyli technologii kognitywnych .

W ten sposób kręgi rządzące Zachodu zachowały swoją dominację majątkową, choć zmuszone zostały do ​​rezygnacji z szeregu przywilejów władzy.

Ponad 600 lat walki zwykłych Europejczyków o swoje prawa do połowy XX wieku zdołało zrodzić tylko demokrację opartą na majątkach, opartą na kwalifikacjach majątkowych ! Głosować można było jedynie poprzez potwierdzenie obecności określonej własności lub sumy pieniędzy, w wyniku czego głosować mogli tylko bogaci mężczyźni . Ponadto istniały inne ograniczenia. Powszechne prawo do głosowania dla kobiet zostało przyznane we Francji i Włoszech dopiero po 1945 r., w Belgii po 1948 r., a w Szwajcarii po 1971 r.


Szybki rozwój tradycji demokratycznych do walki z ZSRR

I to prowadzi nas do drugiego bardzo ważnego pytania –  dlaczego w drugiej połowie XX wieku obserwowaliśmy szybki rozwój tradycji demokratycznych?

Powodem była walka ze Związkiem Radzieckim jako egzystencjalnym zagrożeniem dla interesów i własności klasy zamożnej w krajach zachodnich . Jeśli do 1945 roku ZSRR, spętany problemami wojny domowej i industrializacji, nie był postrzegany jako śmiertelne zagrożenie dla elity zachodniej, to zwycięstwo w II wojnie światowej radykalnie zmieniło to nastawienie.

W rezultacie pod wpływem ZSRR kapitalizm zmuszony był odejść od swojej logiki rozwoju i uspołecznić . Walka z innym systemem społecznym stała się dla Zachodu zadaniem nie tylko porządku zewnętrznego, ale i wewnętrznego.

George Kennan , amerykański dyplomata, politolog, historyk, założyciel Instytutu Kennana, który zyskał sławę jako architekt zimnej wojny, ideologiczny ojciec polityki powstrzymywania i doktryny Trumana, w październiku 1947 roku bez ogródek stwierdził: „Nie jesteśmy zagrożone militarną potęgą Rosjan, ale ich władzą polityczną . ”

W tym samym duchu prezydent Eisenhower wielokrotnie wyrażał przekonanie, że „ Rosjanie nie planują militarnego podboju Europy Zachodniej i że główną rolą NATO jest wzbudzanie zaufania w jej ludności , co uczyni ją politycznie silniejszą w obliczu inwazji komunistów. "

W rezultacie zawarto umowę społeczną na poziomie elit finansowo-przemysłowych – w zamian za przetrwanie systemu kapitalistycznego i zapobieżenie masowym powstaniom politycznym elity finansowo-przemysłowe zgodziły się ograniczyć swoją władzę i zaczęły kanalizować znaczna część ich zysków na rozwój społeczny . Niemal wszystkie ustępstwa na rzecz ludu pracującego zostały uczynione dla osłabienia atrakcyjności ZSRR.

Konkluzja:  ekspansja procedur demokratycznych w krajach zbiorowego Zachodu stała się możliwa tylko ze strachu przed kręgami finansowymi i przemysłowymi idei socjalistycznych. Zasada zadziałała – „lepiej oddać część, niż stracić wszystko”.

Ale po 1991 roku i upadku systemu sowieckiego wszystko się zmieniło. Rozpoczął się nowy etap, kiedy demokracja nie jest już potrzebna do zapewnienia dobrobytu elitom!

Ale o tym w następnym artykule...



SAVINYH
Andriej Władimirowicz

Deputowany do Zgromadzenia Narodowego
Republiki Białoruś




https://savinykh.by/?p=6549&fbclid=IwAR1cBPaY2HU30j0EdJTYZ_wevW9eGFSkio7LvQSgRqpdxCUFYw6oEqOgS40






piątek, 31 lipca 2015

Kiedy UE się rozpadnie?


Tekst ze strony Sputnik news  + mój krótki komentarz.


O tym, że UE jest potrzebne niemcom TYLKO do tego, żeby pokojowo i bez problemów wchłonąć Polską, pisałem już w 2007 roku. 
Rozpad oni już mają skalkulowany.


http://maciejsynak.blogspot.com/p/nadal-aktualne-uprkartuzy…


Witalij Tretjakow

Przeprowadzając porówanie z historią stworzenia, rozwoju i rozpadu Związku Radzieckiego Witalij Tretiakow dochodzi do wniosku, że los Unii Europejskiej jest przesądzony.


Witalij Tretiakow dla MIA „Rossiya Segodnya”:

Rozpocznę cytatem. 


Unia Europejska, jeśli nadal będzie zajmować się taką bezmyślną ekspansją, rozpadnie się z tego powodu, z jakiego rozpadł się Związek Radziecki: dlatego, że obejmie zbyt duży kawałek terytorium i odpowiedzialności. Z tego powodu elity narodowe nigdy do końca nie zechcą poddać się władzy elit centralnych. Z tego powodu, że w społeczeństwie, dążącym do wszechobecnego dobrobytu, z każdym rokiem coraz więcej i więcej środków z bogatych terytoriów (czyli państw klasycznej Europy Zachodniej) trzeba będzie przekazać terytoriom biednym, czyli właśnie „nowym” członkom, którzy na dodatek politycznie bardziej wspierają Waszyngton niż Paryż i Berlin”.  


To jeden z finałowych akapitów mojego artykułu „Rozdmuchana Unia Europejska” opublikowanego w „Rossijskaja Gazieta” dziesięć lat temu, 2 czerwca 2005 roku. 

Niestety, w Rosji nie lubią i nie umieją cenić opinii własnych ekspertów, a wierzą tylko zachodnim. Tym bardziej ingnoruje się nasze opinie na Zachodzie: jeśli Rosjanie umieją powtarzać tylko tyły „europejskiej” i amerykańskiej myśli politycznej, to po cóż nam zwracać uwagę na ich wnioski i prognozy?

Zacytowany przeze mnie artykuł nie jest pierwszym, w którym prognozowałem upadek (rozpad) Unii Europejskiej. Po prostu w nim w najbardziej skoncentrowany sposób było zebrane wszystko, co pozwalało dokonać takiej prognozy. 

Nie ja jeden to prognozowałem, niemniej jednak absolutna większość zachodnich ekspertów, a już tym bardziej naszych „euroatlantystów” i „specjalistów od Europy”, wysłuchując takich opinii niemal otwarcie nazywała ich autorów w najlepszym wypadku „niekompetentnymi ludźmi”, a w najgorszym – prowokatorami. 

W ostatnich latach potwierdziła się ta właśnie tendencja, o której mówiliśmy my – „niekompetentni” i „prowokacyjni”. Co więcej, porównanie obecnej Unii Europejskiej ze Związkiem Radzieckim z okresu jego schyłku pojawia się dziś w ustach nie tyle już ekspertów, co nawet polityków. Szczególnie wschodnioeuropejskich polityków, którzy sami jeszcze pamiętają czasy Związku Radzieckiego. 

Juz od dawna twierdzę, że idea „integracji europejskiej” na początku XX wieku wcielona między innymi w hasło Stanów Zjednoczonych Europy po Rewolucji Październikowej w Rosji została przechwycona przez lidera rosyjskich bolszewików Władimira Lenina. I właśnie na podstawie tej koncepcji stworzył on w 1922 roku de facto Unię Europejską nr 1, czyli Związek Radziecki. A obecna Unia Europejska jest Unią Europejską nr 2.  

Lista podobieństw (pomimo różnic, oczywiście) tych dwóch tworów liczy dziesiątki punktow, ale ja poruszę tylko kilka z nich, a to dlatego, że w kontekście ostatnich wydarzeń, związanych z tym, co doprowadziło do greckiego referendum, a także w kontekście nie tyle finansowych, co politycznych skutków tego referendum, chcę jeszcze opowiedzieć o tym, kiedy i dlaczego Unia Europejska nr 2 się rozpadnie. 
I podstawą dla tej prognozy jest porównanie z losem ZSRR (Unii Europejskiej nr 1). 

Związek Radziecki powstał pod koniec 1922 roku, a prawnie zniknął pod koniec 1991 roku, czyli istniał prawie 70 lat. 

I Unia Europejska nr 2 rozpadnie się w tym samym wieku. Jeśli uznać, że jej początkiem było wejście w życie Traktatu Paryskiego (1952), to stanie się to około 2022 roku. Jeśli za punkt wyjścia weźmiemy Traktat Rzymski ustanawiający Europejską Wspólnotę Gospodarczą (wejście w życie  – 1958), to mniej więcej w 2028 roku. Formalnie ukształtowanie Unii Europejskiej poprzez Traktat z Maastricht (1993) to zbyt późna data. 

De facto w tym okresie Unia Europejska nr 2 już od dawna istniała. 
Uważam, że realny rozpad Unii Europejskiej około 2022 roku już się zacznie i żadnego opóźnienia na sześć lat już nie będzie. 

Okres 70 lat to nie jest przypadek, ale zasada. 70-75 lat to trzy pokolenia. I w realnym życiu, włącznie z życiem politycznym, układa się on tak: ojcowie tworzą i budują nowe. Ich dzieci z tego korzystają, ale przy tym nie oszczędzają w eksploatacji i starają się nie zauważać usterek, nie tylko w konstrukcji, ale przede wszystkim w ich własnych metodach używania jej. A wnuki są dysydentami: widzą w stworzonym przez dziadów same niedostatki. Co więcej, bezpośrednio i otwarcie odrzucają ideały swoich dziadów i to, co przez nich zostało stworzone. W końcu albo konstrukcja wali się sama, jeśli odrzucenie ze strony wnuków nakłada się na brak woli ich ojców, albo, jeśli ojcowie stają po stronie wnuków w ich odrzuceniu tego, co stworzyło pierwsze pokolenie, burzą wszystko sami. 

Spójrzcie na historię Związku Radzieckiego pod tym kątem, a zobaczycie, że właśnie tak ona się rozwijała. Spójrzcie na historię obecnej Unii Europejskiej. Zobaczycie, że dzieci (obecni politycy europejscy), przymykający oczy na wszystkie wady i sprzeczności w samej konstrukcji i we własnej polityce wciąż jeszcze rządzą, ale już mało co mogą wyjaśnić swoim dzieciom („wnukom” Unii Europejskiej) i mało czym, poza kłamliwymi, zdartymi i propagandowymi hasłami, mogą ich natchnąć. A na początku lat 20-ych naszego wieku „wnuki” Unii Europejskiej staną się główną siłą polityczną Unii Europejskiej. Zresztą i dziś jest sporo rozczarowanych ideałami i praktyką „wspólnej Europy” „dzieci” Unii Europejskiej. To są przynajmniej ci, których w samej Unii nazywa się eurosceptykami, a nawet europesymistami. 

Teraz przypomnijmy sobie, jakie były główne przyczyny ruiny i rozpadu Unii Europejskiej nr 1 – ZSRR. 

Władza związkowej biurokracji, interesy i oficjalna ideologia, które coraz bardziej rozchodziły się z interesami i poglądami większości ludności ZSRR. 

Władza związkowej biurokracji, interesy i oficjalna ideologia, które coraz bardziej rozchodziły się z interesami elit wchodzących w skład Związku Radzieckiego republik związkowych. I to przy tym, że publiczna jedność ideologicznych układów (w tym i zamiar zachowania „całościowości ZSRR” i nawet „ideały socjalizmu”) zarówno jedni, jak i drudzy deklarowali niemal że do ostatniego dnia istnienia Unii Europejskiej nr 1. 

Wzajemne oskarżenia o to, kto kogo karmi i kto pracuje, a kto się leni. Tak samo jak dziś w Unii Europejskiej nr 2, w Związku Radzieckim tymi oskarżeniami przerzucały się głównie południowe i północne republiki (w Unii Europejskiej — państwa). W ciagu dość krótkiego czasu (w Związku Radzieckim to była „pierestrojka” Gorbaczowa) te oskarżenia nagle wyrywają się na powierzchnię i gwałtownie wywracają opinię publiczną: od przekonania, że ZSRR pod względem ekonomicznym jest potrzebny wszystkim, eksperci i ludność doszli do przeciwnego wniosku: ZSRR nie jest potrzebny nikomu. 
Nacjonalizm elit (włączając w to inteligencję) republik związkowych (w Związku Radzieckim) szybko rozpętuje drzemiący nacjonalizm nie tylko marginalnych, ale i w pełni cywilizowanych, jak mogłoby się wydawać, mas ludności. 

A cóż my widzimy dzisiaj w Unii Europejskiej? I to przy tym, że w Związku Radzieckim polityka „przyjaźni narodów” realizowana była dość pomyślnie, a liderzy Unii Europejskiej już od kilku lat zmuszeni są przyznawać, że ich polityka multikulturalizmu zawaliła się. 
A przecież w Związku Radzieckim nie istniał problem imigrantów, który dziś nie tylko rozdziera Unię Europejską, nie tylko kwestionuje jej przyszłość jako Europy, ale i kieruje w przeciwne strony starych i nowych członków Unii Europejskiej. 

Narodowa tolerancja Starej Europy, choćby i nieco sztuczna, ale oficjalnie niezbędna, coraz ostrzej zderza się z otwartą rasową nietolerancją, z nacjonalizmem w skrajnych formach i jawnym rasizmem ludności i władz (!) nowych (wschodnioeuropejskich i nadbałtyckich) członków Unii Europejskiej nr 2. 

I wreszcie, coraz bardziej rosnąca nienawiść do związkowej (w Związku Radzieckim) i brukselskiej (w Unii Europejskiej) biurokracji, zabierającej sobie coraz więcej politycznej i finansowej władzy kosztem narodowej suwerenności poszczególnych państw członkowskich. Co więcej, ta biurokracja jest dla obywateli poszczególnych części i tej, i tamtej Unii cytadelą autorytaryzmu, który zamiótł pod siebie demokrację poszczególnych państw i terytoriów. 

Ważne jest, aby podkreślić, że na obszarze radzieckim historyczny autorytet Moskwy jako miasta światowego i jednej ze stolic światowych był faktycznie nie do podważenia i był nieporównywalny ze stolicą jakiejskolwiek z republik.  A czy w tym sensie Bruksela może przeciwstawić się Atenom (to już widzieliśmy), Pradze, Budapesztowi, nie mówiąc już o Rzymie, Madrycie, Londynie, Paryżu czy Berlinie (choć dwa ostatnie miasta są bardziej zainteresowane w zachowaniu Unii Europejskiej, ponieważ de facto w niej rządzą)?

Wreszcie warto zauważyć, że rozpad Związku Radzieckiego dokonał się od razu po okresie jego maksymalnego rozkwitu. Przecież sam ZSRR był nie tylko Unią Europejską nr 1, ale i jednym z dwóch globalnych mocarstw: wokół niego i z nim na czele istniał sojusz wojskowy – Układ Warszawski oraz sojusz gospodarczy – Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej i silny międzynarodowy ruch komunistyczny (włącznie z największymi partiami komunistycznymi w Europie: francuską i włoską). Zatem niech nikogo nie wprowadza w błąd niedawny rozkwit ekonomiczny obecnej Unii Europejskiej, ani jej siła polityczna. 

Wiele jest jeszcze podobieństw pomiędzy Związkiem Radzieckim i obecną Unią Europejską, ale myślę, że powiedziano wystarczająco wiele, aby zrozumieć, że zmierzch i rozpad Unii Europejskiej nr 2 są blisko. Europejscy politycy to bez wątpienia czują. Dlatego i podniesiono taki hałas, bez względu na tradycyjne przekonanie o „ideałach Unii Europejskiej i jej wspólnocie”, wokół lokalnego problemu zadłużenia nie największego i nie „najkosztowniejszego” członka Unii Europejskiej – Grecji, a co ważniejsze, wokół jawnego nieposłuszeństwa Aten wobec „władzy Brukseli”. A także, „władzy Berlina”.

A odrodzenie dawnych historycznych pretensji i resentymentów to jeszcze jedna oznaka substancjonalnego kryzysu systemu międzypaństwowego. ZSRR też przez to przeszedł. 
Scenariusze rozpadu obecnej Unii Europejskiej mogą być najróżniejsze: od zorganizowanego do chaotycznego. Nie będę ich teraz opisywać. Powiem tylko, że najprawdopodobniej, na ruinach Unii Europejskiej nr 2 pojawi się coś podobnego do tego, co pojawiło się na ruinach ZSRR – pewnego rodzaju „europejska WNP”. A dalej – nowa i bardziej kompaktowa reintegracja, co obserwujemy dziś na obszarze postradzieckim. 

W tej analizie w pełni zignorowałem czynnik Stanów Zjednoczonych, zainteresowanych zachowaniem Unii Europejskiej jako swojego politycznego i wojskowego (poprzez NATO) wasala. Ten czynnik jest szalenie ważny, ale on nie może przeciwstawić się naturalnemu biegowi historii, który rozmyje brzegi Unii Europejskiej nr 2, tak samo, jak uczynił to z Unią Europejską nr 1. 





 Mój tekst z roku 2008. Jeden z pierwszych...


Maciej Synak 2008-01-15
kilka luźnych myśli...

[...]

Co się stanie po podpisaniu Traktatu 13 grudnia?

Polska utraci atrybuty państwa i stanie się dzielnicą nowego państwa. Premier stanie się kimś w rodzaju Gubernatora Polski i będzie zdawał relacje do Rządu w Brukseli (czyli grupie ludzi powiązanych ze sobą podobnie jak tutejsi politycy w różne sitwy) ze swej działalności.
Oczywiście Unia jest przykrywką wymyśloną przez Niemców po wojnie. Po akceptacji Karty Praw Podstawowych, pełnej mętnych przepisów, zacznie się proces odbierania nam Ziem Zachodnich – zgodnie z prawem Unijnym. Oczywiście działania te będą skoordynowane z innymi. Na przykład już teraz niemiecka policja chce mieć uprawnienia do działania, ścigania przestępców na naszym terytorium. Po kilku latach te uprawnienia się rozszerzy. Potem znowu za dwa trzy lata. Aż stanie się pełnoprawna jak nasza. Nasze granice obsadzi się, w ramach Unii oczywiście, Międzynarodowym Korpusem Granicznym – to zresztą miało stać się 3 lata temu, ale Polscy negocjatorzy się na to nie zgodzili, ponieważ jednak nikt nie zagłębia się w opasłe tomy unijnego prawa – już niedługo będziemy musieli wpuścić na nasze granice obce wojska: niemieckie, francuskie, hiszpańskie, czeskie i jakie tam jeszcze są i wtedy one będą nas strzec przed napaścią ze strony Rosji ....Tzn. będą strzec Unii. No chyba, że Unia dogada się w pewnych sprawach z Rosją, i na przykład za byłe Prusy Wschodnie przehandluje ....coś innego.
Milion rodaków wyjechało do krajów zachodnich za chlebem, to resztę młodych mężczyzn wyśle się do misji pokojowych w Czadzie, do Bumbu-rumba i gdzie się tylko da, a ostatki polskich sił rozlokuje się na innych granicach Unii, ja wiem, może na morskiej granicy Francji? Tam są skały, więc będą sobie strzelać do świstaków.

I tym sposobem, krok po kroku zostaniemy rozbrojeni. A co zrobi Gubernator w Warszawie? Będzie oczywiście oddawał Ziemie Zachodnie Niemcom, bo przecież nie przyzna się, że jest zdrajcą albo idiotą co dał się podejść na piękne słowa o wspólnej Europie. I będzie nam cierpliwie tłumaczył, że przecież sami tego chcieliśmy....
A skoro jest takim pajacem, to przyjadą tu jeszcze inni robić interesy z frajerem....

W zasadzie Prezydent, gdyby tylko chciał, powołując się na Artykuł 126 Konstytucji : „...Prezydent Rzeczypospolitej stoi na straży suwerenności i bezpieczeństwa państwa oraz nienaruszalności i niepodzielności jego terytorium”, jako głowa państwa, zwierzchnik Sił Zbrojnych mógłby nie dopuścić do podpisania owego Traktatu. Po prostu z mocy prawa wyaresztował by Tuska wraz z jego rządem i samodzielnie zaczął rządzić. Miałby wolną rękę, aby dokonać dekomunizacji, deesbekizacji i co tam by jeszcze chciał. Tak naprawdę podobnie mogłaby postąpić ABW czy też inne służby.
W zasadzie powinny one tak postąpić.

Co by nie było, nawet gdyby 100% społeczeństwa zechciało w referendum zrzec się niepodległości , służby te powinny działać zgodnie z litera prawa i do tego nie dopuścić.....
Bo taki mają obowiązek. 

Do zadań ABW należy: rozpoznawanie, zapobieganie i zwalczanie zagrożeń godzących w bezpieczeństwo wewnętrzne państwa oraz jego porządek konstytucyjny, a w szczególności w suwerenność i międzynarodową pozycję, niepodległość i nienaruszalność jego terytorium, a także obronność państwa

Czyli ABW powinno dbać o nasze status quo. Nic nie powinno się zmieniać....

Czy prezydent to zrobi? Czy ABW to zrobi?
A jeżeli nie, to dlaczego?
Co to dla nas oznacza? Czy przy Okrągłym Stole wyzwolono nas czy dokonano podziału zysków?
Reklamy na naszych ekranach to kalka zagranicznej reklamy – zamienia się tylko napisy na polskie.
Ale już nie. Teraz to już w nawet w reklamach z polskimi napisami i słowami pojawiają się napisy: Das Auto......
Krótko mówiąc, przyzwyczajajcie się....
Do tego, że na mapach tvn brakuje Bydgoszczy, za to jest Sopot obok Gdańska – już się przyzwyczailiśmy...

Na stronach internetowych prof. Iwo Cypriana Pogonowskiego (www.pogonowski.com) można znaleźć informację [Motyw zysku na polu bitwy w kolebce cywilizacji] , jakoby w Iraku potajemnie zamordowano ponad tysiąc naukowców i profesorów. Irackie elity zabija się strzałem w głowę.
„ jak gdyby według listy przygotowanej z góry, tak jak to czynili Niemcy i Sowieci od września 1939 roku w Polsce”. Dokonuje się to samo co z Polakami w czasie II wojny światowej i zaraz po niej.

Nie pierwszy raz mam wrażenie, że Polska, począwszy od XVI wieku, jest swego rodzaju polem doświadczalnym, na którym testuje się nowe sposoby podbijania obcych terytoriów i ujarzmiania ich mieszkańców ....

KTO w latach 30-tych przypuszczał, że Niemcy będą nas mordować na skalę przemysłową?
KTO dziś przypuszcza, że Niemcy okradną nas z Ziem Zachodnich?

Czy historia nas czegoś nauczyła?
Przed wojną podpisuje się traktaty, po wojnie też ....
I co z tego?

Co z tego, że mordowano Polaków jak zwierzęta? Ktoś coś zrobił Niemcom w zamian? Nie.
Kto wygrał wojnę to przecież widać od razu. Chociażby po samochodach...

Nazistowscy urzędnicy (rządowi też) z lat 30-tych powrócili na swe stanowiska w roku 1953.
Nic się nie zmieniło. Po prostu przestali głośno mówić o swoich planach.

Oczywiście Unia rozpadnie się za parę lat, bo gospodarki poszczególnych krajów nie wytrzymają tego obciążenia. Wyjdziemy z niej.

Ale z jakim bilansem?






http://maciejsynak.blogspot.com/p/nadal-aktualne-uprkartuzy…



środa, 18 czerwca 2014

Francja aktywna w pakcie antypolskim




Wybielania niemców ciąg dalszy


Kiedyś Żak Szirak powiedział, że Polska straciła okazję do tego, aby siedzieć cicho.




Prezydent Francji Francois Hollande złożył w piątek w przemówieniu z okazji 70. rocznicy lądowania w Normandii hołd aliantom, Armii Czerwonej i „wszystkim ofiarom nazizmu”. Podkreślił, że przywódcy są zobowiązani do wysiłków na rzecz pokoju na świecie.

Pochylamy głowy przed wszystkimi ofiarami nazizmu
— mówił Hollande w czasie głównych międzynarodowych uroczystości na plaży Sword w Ouistreham.
 6 czerwca 1944 roku zdecydował się los ludzkości
— dodał francuski prezydent, z uznaniem mówiąc o odwadze „wszystkich tych młodych ludzi przybyłych z całego świata”, aby wziąć udział w operacji desantowej 70 lat temu.


Złożył również hołd Armii Czerwonej i przypomniał „decydujący wkład” oraz ofiarę ludzi dawnego Związku Radzieckiego dla wspólnego zwycięstwa.

Chcę wspomnieć również odwagę Niemców, także będących ofiarami nazizmu, wplątanych w wojnę, która nie była ich
— zadeklarował Hollande,
                                                                     [ !!!??? ]

przypominając o ciążącym na przywódcach świata zobowiązaniu do zapewnienia pokoju. „(…) to spotkanie szefów państw i rządów jest także po to, aby służyć pokojowi i, tam, gdzie jest on zagrożony, aby znaleźć rozwiązania, aby konflikt nie przerodził się w wojnę” - oświadczył gospodarz rocznicowych uroczystości.

Sformułował również ogólne wezwanie pod adresem ONZ o podejmowanie niezbędnych działań dla zapewnienia zbiorowego bezpieczeństwa. Zaapelował o „tę samą wizję i odwagę” przy zwalczaniu obecnych zagrożeń na świecie; wymienił wśród nich terroryzm, globalne ocieplenie i masowe bezrobocie.

W obrazowym, trwającym ponad 20 minut przemówieniu Hollande określił wydarzenia sprzed 70 lat mianem „piekła ognia i stali”. Wezwał do wpisania plaż w Normandii na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Kończąc przemówienie prezydent wezwał do budowania wolnego świata i „dotrzymania obietnicy napisanej krwią walczących”.

W obchodach 70. rocznicy D-Day, największej operacji desantowej aliantów podczas II wojny światowej, udział wzięło około 20 zachodnich przywódców, w tym prezydent USA Barack Obama, prezydent RP Bronisław Komorowski, kanclerz Niemiec Angela Merkel, brytyjska królowa Elżbieta II, a także prezydent Rosji Władimir Putin.

Główne międzynarodowe uroczystości odbyły się w Ouistreham, gdzie na terenie o wielkości prawie 15 boisk do piłki nożnej specjalnie na tę okazję wybudowano cztery trybuny. Miały one pomieścić 9 tys. gości, w tym ok. 1,8 tys. kombatantów, z których wielu ma ponad 90 lat.
W składającym się z czterech aktów spektaklu przypominającym o wydarzeniach sprzed 70 lat wzięło udział kilkuset artystów.

Rankiem 6 czerwca 1944 r. ok. 130 tys. żołnierzy wojsk sprzymierzonych wylądowało w Normandii. Pod koniec lipca 1944 r. aliantów było tam już 1,5 miliona.
Straty po obu stronach przekroczyły 250 tys. zabitych i zaginionych. Dziesiątki tysięcy ofiar walk spoczywają na 26 cmentarzach wojskowych, amerykańskich, brytyjskich, niemieckich, kanadyjskich i polskich.
PAP/mall





http://wpolityce.pl/swiat/199536-hollande-zlozyl-hold-armii-czerwonej-i-przypomnial-decydujacy-wklad-oraz-ofiare-zwiazku-radzieckiego-dla-wspolnego-zwyciestwa




niedziela, 13 kwietnia 2014

Uciekli z Niemiec do Bytowa na Pomorzu przed rodakami.



13-letnia Niemka twierdzi, że była prześladowana. Czułam się jak w więzieniu. Byłam obserwowana i kontrolowana. Moje rzeczy były przeszukiwane. Rozmowy były podsłuchiwane. Byłam głodna - relacjonuje 13-latka.

Antonya Schandorff, 13-letnia Niemka ukrywa się wspólnie z rodzicami w okolicach Bytowa, bo za zachodnią granicą jest poszukiwana przez tamtejszy Jugendamt. Dziewczynka 28 sierpnia uciekła z placówki w Visselhovede w okolicach Bremen, bo jak mówi nie mogła już wytrzymać w miejscu, w którym była traktowana jak przedmiot. Rodzinny dramat, to konsekwencja tego, że dziewczynka często opuszczała zajęcia w szkole, ponieważ jej ojciec z uwagi na ciągłe zmiany miejsca zatrudnienia, zmieniał też miejsce zamieszkania. To miało się nie spodobać niemieckiej organizacji.

- Przez siedem miesięcy nie miałam kontaktu z moimi rodzicami – mówi Antonya Schandorff. - Czułam się tam jak w więzieniu, bo nie mogłam korzystać ani z telefonu, ani Internetu. Byłam ciągle obserwowana i kontrolowana przez dyrekcję placówki. Zawożono mnie do szkoły i odprowadzano bezpośrednio do klasy. Na koniec zajęć byłam zaś odbierana. Drzwi do placówki były ciągle zamknięte, a moje rzeczy włącznie z bielizną były systematycznie przeszukiwane. Nie mogłam nawet sama wybierać numeru na telefonie, a każda rozmowa była podsłuchiwana. Często byłam głodna, bo dyrekcja nie dawała mi bonów na jedzenie – dodaje dziewczynka.
Polskie Stowarzyszenie Dyskryminacja.de Wojciech Pomorski

13-letnia Antonya, jest córką Doroty i Axela Schandorff. Dziecko zostało zabrane do przytułku także z innych powodów. Ojciec 13-latki twierdzi, że przyrodnia siostra dziewczynki poinformowała służby o tym, że w domu rodzinnym jakoby regularnie dochodzi do aktów przemocy. Fałszywymi oskarżeniami obrzucony został ojciec Antonii, który wszystkiemu zaprzecza tłumacząc, że działanie Anny – przyrodniej siostry Antonii, podszyte jest zemstą.

- Nigdy w naszym domu nie doszło do żadnego aktu przemocy – podkreśla Axel Schandorff, ojciec Antonii. - Anna (przyrodnia siostra Antonii – dop. red.) się na mnie mści, bo wyrzuciliśmy ją z domu właśnie za agresywne zachowanie. Poza tym nie pracowała i nie chciała znaleźć żadnej pracy. Nie mogliśmy dłużej tolerować takiego zachowania, dlatego podjęliśmy taką decyzję, żeby opuściła nasze mieszkanie. Tak się stało, a po 3 latach od tego wydarzenia pojawiło się doniesienie, po którym nasza córka Antonia została dosłownie zamknięta w przytułku i ubezwłasnowolniona. Nie mogłem się z tym pogodzić, bo ani ja, ani moja żona naprawdę nie zrobiliśmy nic złego. Przynajmniej do tej pory byliśmy normalną rodziną. Ja pracowałem, córka chodziła do szkoły, natomiast żona zajmowała się domem. Teraz ukrywamy się tutaj i pomagają nam Polacy.

Obecność Axela Schandorffa i jego rodziny na terenie powiatu bytowskiego nie jest przypadkowa. Zdesperowany Niemiec, który potrzebował pomocy dotarł do Wojciecha Pomorskiego, mieszkańca Bytowa i prezesa „Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech" - człowieka, który od 2003 roku walczy w austriackich, niemieckich i polskich sądach o własne córki, którym zakazano posługiwać się językiem polskim. Uzyskanie kontaktu z Pomorskim, który walczy z dyskryminacją dzieci w Niemczech zbiegło się w czasie z pobytem 13-letniej Antonii w niemieckim przytułku.
Wojciech Pomorski Polskie Stowarzyszenie Dyskryminacja.de
- Nie mogłem inaczej postąpić, bo sam walczę o swoje dzieci, dlatego wiem co czują ci ludzie – podkreśla Wojciech Pomorski. - Z informacji, które udało mi się uzyskać wynika, że dziewczynka zamieściła w internecie filmik, w którym opisuje jak jest traktowana i że prosi o pomoc. Dotarła do niego jedna ze stacji telewizyjnych oraz dyrekcja placówki, w której przetrzymywana była Antonya. Dziewczynka podsłuchała rozmowę dyrekcji Jugendamtu właśnie na temat opublikowanego filmiku i wtedy zdecydowała się uciec. Dotarła do Bremen, skąd uciekła wspólnie z rodzicami. Pomogłem im, bo wiem co czują. Przewiozłem dziecko i rodziców przez granicę i na razie wszyscy są w bezpiecznym miejscu. Zobaczymy jak sprawa będzie się dalej rozwijała.

Rodzina ukrywa się na terenie powiatu powiatu bytowskiego od niespełna dwóch tygodni. W miejscu, gdzie nie ma nawet zasięgu w telefonie komórkowym rodzice z córką czują się bezpieczni. Wiedzą, że w momencie, kiedy przekroczą granicę, pierwsza kontrola policji zakończy się zatrzymaniem dziecka i przewiezieniem do Jugendamtu. Ojciec dziewczynki zdecydował się na wyjazd do Polski, bo wie, że żyją tu dobrzy ludzie.

- Mogliśmy wyjechać jeszcze do Francji, Danii i właśnie do Polski – wyjaśnia Axel Schandorff. - Zdecydowałem się na Polskę, bo wiem, że mieszkają tu dobrzy ludzie, którzy nam pomogą. Nie myliłem, się. Najbardziej cieszę się z tego, że jesteśmy tu bezpieczni. Córka zaczyna dochodzić do siebie. Pierwszych kilka nocy nie spała i miała ataki nerwicowe. Wiem, że w tym przytułku podawano jej w wodzie jakiś specyfik, który powodował, że była otępiała. Najważniejsze jest dla mnie dobro mojej rodziny – dodaje Axel, ojciec dziewczynki.

Wojciech Pomorski prezes Polskiego Stowarzyszenia Dyskryminacja.de podczas konferencji prasowej w sprawie rodziny Schandorff

Ambasada Niemiecka w Polsce nie odnosi się bezpośrednio do sprawy 13-letniej Antonii oraz jej ucieczki z Jugendamtu. Lukas Wasielewski poinformował tylko, że żadne szczegółowe informacje na temat dziewczynki nie zostaną udzielone. Ambasador ograniczył się zaledwie do przesłania ogólnej informacji na temat zaistniałej sytuacji.
- Osobie niepełnoletniej nie grożą w Niemczech konsekwencje prawno-karne za samowolne opuszczenie domu dziecka – pisze w komunikacie do naszej redakcji Lukas Wasielewski, z Ambasady Niemieckiej w Warszawie. - Dlatego osoba taka nie jest również poszukiwana listem gończym. Jeśli zaś chodzi o procedury stosowane w przypadkach samowolnego opuszczenia placówki przez osobę niepełnoletnią, nie można udzielić powszechnie obowiązującej odpowiedzi, ponieważ każdy przypadek jest indywidualny i należy go rozpatrywać odrębnie. Policja niemiecka i polska z zasady współpracują ze sobą w ramach Interpolu, także przy poszukiwaniach osób zaginionych.
Poseł mniejszości niemieckiej uważa, że jeśli Jugendamt zdecydował się zabrać dziecko rodzicom, to coś musiało być na rzeczy.
- To nie jest tak, że przedstawiciele Jugendamtu wychodzą na ulicę i zabierają do placówki pierwsze lepsze dziecko – podkreśla poseł Mniejszości Niemieckiej. - Musiało być jakieś doniesienie o ewentualnych nieprawidłowościach w tej rodzinie. Bardzo często wokół Jugendamtu pojawiają się jakieś kontrowersje, ale przecież prawo niemieckie i prawo Unii Europejskiej jest przyjazne dla obywatela, więc na pewno nic nie stało się bez przyczyny i stosownej reakcji osób trzecich – tłumaczy poseł.
Mecenas Markus Matuschczyk, który zajął się sprawą 13-letniej „uciekinierki” zamierza odwołać się do niemieckiego wymiaru sprawiedliwości z wnioskiem o przywrócenie praw rodzicielskich rodzicom.
- Dziewczynka decyzją sądu została zatrzymana w placówce Jugendamtu z pogwałceniem wszelkich praw – wyjaśnia mecenas Matuschczyk. - Sąd uznał, że ciągłe przeprowadzki rodziców negatywnie wpływają na dobro dziecka. Wyliczono, że Antonia przez pięć lat opuściła łącznie 200 dni w szkole. Prawami rodzicielskimi do tej dziewczynki dysponuje Jugendamt, dlatego kiedy tylko dziewczynka przekroczy granicę, zostanie natychmiast zatrzymana i przewieziona do miejsca, skąd uciekła – dodaje prawnik.
Historia 13-letniej dziewczynki i jej historia daje do myślenia. Pełnomocnik Niemców, którzy ukrywają się w Polsce zapowiedział, że póki co rodzina nie zamierza wrócić do kraju nad Renem. Prawnik najprawdopodobniej wystąpi do polskiego sądu, o przywrócenie praw rodzicielskich rodzicom, którzy nie wykluczają, że w obawie przed utratą dziecka zostaną w Polsce.


Źródło:



http://dyskryminacja.de.neon24.pl/post/108159,uciekli-z-niemiec-do-bytowa-na-pomorzu-przed-rodakami

środa, 31 sierpnia 2011

"ze zdrajców robili oni zawsze bohaterów"

. Inna wersja ....ale bliska prawdy. Cytat z bloga: "- Panie starszy żyję też trochę na tym podłym świecie i niemało widziałem, lecz dlaczego tak jest doprawdy nie umiem powiedzieć i wniknąć w sedno nie mogę - dlaczego? - Widzisz Karolku, kiedyś mój dziadek opowiadał mojemu ojcu swoją rozmowę z pewnym wysokim działaczem partyjnym, który opowiedział mu swoją rozmowę z I-szym sekretarzem KC PZPR​. Mój dziadek zadał mu podobne pytanie, właśnie partyjniakowi, którego spotkał w Warszawie w 1968 roku. Działacz ten, zaczął wtedy od zdania, które mego przodka zdumiało: - Widzisz Panie Kowalski. Naród, który jest niewolnikiem słów, jest najlepszym materiałem na niewolnika. A po chwili namysłu mówił dalej:Panie Kowalski, I sekretarz wysyłając mnie z sekretną misją w Polskę powiedział mi te oto słowa a dotyczyły one planów ZSRR dotyczących naszego kraju, które to usłyszał od jednego z rosyjskich sekretarzy na jakiejś naradzie w Moskwie: - Istnieją różne narody, a raczej różne narody mają różnego ducha. Jedne można podbić i przesiedlić w celu zagarnięcia ich ziem, a świat nawet nie warknie – to małe narody, plemiona. Z innych można uczynić małym wysiłkiem niewolników i będą chętnie lizali rękę Pana – to nacje o podłej duszy, od kolebki niegodne samostanowienia, w wielkich obszarach Eurazji roztopią się bez śladu. Z trzecimi wreszcie nie można zrobić ani tego, ani tego, przynajmniej nie od razu – to wy - Polacy. Nie można zaanektować naszego państwa, bo trzeba byłoby się dzielić z Niemcami, Francją, Anglią i Bóg wie jeszcze z kim; narzuca to europejska równowaga sił. Po drugie nie można tego zrobić od ręki, gdyż jesteście znakomitymi żołnierzami, a cały wasz naród gdy otwarcie zagrożony, przypomina wściekłego wilka w nagonce. Zbyt dużo by nas to kosztowało, a więc należy zdemoralizować was… do szpiku kości. Trzeba ... rozłożyć wasz naród od wewnątrz, zabić jego moralność... Jeśli nie da się uczynić zeń trupa, to należy przynajmniej sprawić, żeby był jako chory ropiejący i gnijący w łożu. Już dawno ( jeszcze za czasów Katarzyny II) wszczepiliśmy wam zarazę, która zaczęła wywoływać dziedziczny trąd, wieczną anarchię i niezgodę... Nauczyliśmy brata donoszenia na brata, a syna skakania do gardła ojcu. Skłóciliśmy was tak, żebyście byli wiecznie podzieleni i szarpali, się między sobą jak psy i zawsze wśród obcych wrogich wam krajów szukając arbitra. Ogłupiliśmy was i zdeprawowaliśmy, zniszczyliśmy waszego ducha, doprowadziliśmy do tego, byście przestali wierzyć w cokolwiek oprócz mamony i pajdy chleba. Będziecie między sobą walczyć długo, bardzo długo, prochy waszych wrogów przepadną, lecz przyjdzie czas gdy sami sprzedacie swój kraj, sprzedacie go jak najgorszą dziwkę. My rozpoczęliśmy ten proces ! Korupcją „milczących psów”, którzy będą wami rządzić. Bogactwem i głodem, które biednych podjudzą przeciw możnym, tych drugich zaś napełnią takim strachem i podłością, że uczynią wszystko dla zachowania swego bogactwa. Zepsujemy was kultem prywaty, złodziejstwa, rozpusty, wszelaką demoralizacją i wiodącym ku niej alkoholem. Stworzymy wam nową oligarchię, która będzie okradać własny naród nie tylko z godności i siły, lecz po prostu ze wszystkiego, głosząc przy tym, że wszystko co czyni, czyni dla dobra ojczyzny i obywateli. Niższe szczeble tych krwiopijców będą uzależnione od wyższych w nierozerwalnej strukturze formalnej i nieformalnej piramidy. Postaramy się, by w piramidę wpasowany był każdy zdolny i inteligentny człowiek, by zechciwiał w niej, spodlał i się squrwił. Nieodpowiedzialnych szaleńców, nieuleczalnych fanatyków, nałogowych wichrzycieli a każdą inną wartościową jednostkę wyeliminujemy operacyjnie. Zadanie to jest wielkie, lecz i efekty będą wielkie. Polska zniknie w samych Polakach! Wtedy właśnie, gdy będzie wydawało się im, że mają wolność. Może ja tego nie doczekam, Zaczęliśmy jednak ten proces, a wiesz dlaczego tak nienawidzimy ten kraj? - Dlaczego ? - - A dlatego, że ze zdrajców robili oni zawsze bohaterów. - I dlatego jeszcze, że nigdy nie chcieli się z nami zjednoczyć przeciw Zachodowii, a byli naszymi braćmi Słowianami i…. zdradzili nas. - I dlatego kiedyś zginą, unicestwią się sami! Nie mogłem wymówić słowa, zmartwiałem."



 http://blogmedia24.pl/node/23152