Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śnienie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śnienie. Pokaż wszystkie posty

środa, 27 marca 2024

Sen

 


nie tylko potrafią wywoływać śnienie (świadome śnienie - lucid dreams) ale również sam sen



na przykład po to, by we śnie pokazać ci informację, jaką mają ci do zakomunikowania


czyli wywołują sen, a potem przenoszą w stan świadomego śnienia, by poprzez odgrywane sceny ukazać wiadomość dla ciebie





sen - a więc wpływają na ciało ludzkie wywołując np. zmęczenie prowadzące do snu


co tłumaczy skąd bierze się ZMORA, czyli uczucie zmęczenia

to jest indukowane od zewnątrz


w sumie wiedziałem to już wcześniej


podejrzewałem to od dwóch lat


jestem ciągle zmęczony od czasów studenckich

i to nie jest borelioza

ani po prostu stres


to zmęczenie indukowane w mózgu (?) od zewnątrz



widzieliście reklamę jakiegoś specyfiku na katar czy coś podobnego, gdzie na człowieku "wisi" zielona glutowata postać


to rebus właśnie na ten temat


odczucie, że ktoś siedzi nam na plecach nazywamy zmorą


dzisiaj już pewnie nie spotykane wprost - a może jest po prostu bardziej subtelne?












tłumaczenie automatyczne z niemieckiego:


nieumarli wychodzili jak wampiry i okradali ludzi z ich siły życiowej. 
Można to zrobić zmysłowo i konkretnie, wysysając krew, ale także w bardziej abstrakcyjnej formie. Jak wykazały ostatnie badania, dotyczy to również wampirów, o których mówi się, że mają szkodliwy wpływ poprzez "duszenie" i "wychudzanie" w najstarszych raportach, ale nie przez wysysanie krwi. 

W Niemczech Zachodnich stołek łączy się z wilkołakiem, tworząc Stüppa, niebezpiecznego diabła, który skacze na ludzi i pozwala się nosić, dopóki ofiara nie umrze z wycieńczenia.




Adam Fischer - "Etnografia Słowiańska - Połabianie" 1932 r.

Aufhocker – Wikipedia, wolna encyklopedia



gdzieś miałem dłuższy post na temat bycia atakowanym przez "diabła", szukajka na blogu nie pokazuje mi go, tu trochę:


Prawym Okiem: Diabły (maciejsynak.blogspot.com)





piątek, 13 października 2023

W nierzeczywistości

 




"Nie znaczy to jednak, że osoby, które cieszą się bogatym życiem towarzyskim, nie reagowały na fikcję. Jak mówi Wagner, w przypadku najbardziej lubianych bohaterów w mózgach wszystkich biorących udział w badaniu zacierały się granice między osobami realnymi a postaciami fikcyjnymi. Mówiąc inaczej, jeśli bardzo polubimy bohatera, to jest on dla nas bardzo realny."




Czyli prawdziwe osoby są równie realne, co te zmyślone?
Czyli tak, jakby nikogo nie było.










przedruk


Naukowcy odkryli, że w mózgach samotnych osób zaciera się granica między prawdziwymi ludźmi a postaciami fikcyjnymi



7 października 2023






Badanie przeprowadzone na Uniwersytecie Stanowym Ohio wykazało, że u osób samotnych granica między prawdziwymi przyjaciółmi a ulubionymi postaciami fikcyjnymi zaciera się w tej części mózgu, która jest aktywna, gdy myślimy o drugich. Do przeprowadzenia testów zaangażowano wielbicieli „Gry o tron”.

Jak twierdzi Dylan Wagner, współautor badania i profesor psychologii na Uniwersytecie Stanowym Ohio, serial na podstawie powieściowej sagi George’a R.R. Martina stanowił doskonały materiał do badania, ponieważ pojawiały się w nim różnorodne postacie, do których odbiorcy mogli się przywiązać.

Do eksperymentu zaproszono dziewiętnaście osób, które identyfikowały się jako fani serialu. Materiał zebrano w 2017 roku podczas emisji siódmego sezonu „Gry o tron”. Mózgi uczestników badania zostały poddane skanowaniu, podczas gdy myśleli o sobie, dziewięciu swoich przyjaciołach i dziewięciu postaciach z produkcji HBO (chodziło o Bronna, Catelyn Stark, Cersei Lannister, Davosa Seawortha, Jaimego Lannistera, Jona Snowa, Petyra Baelisha, Sandora Clegane’a i Ygritte). Wcześniej każdy miał wskazać, kogo w serialu lubi najbardziej i kto jest mu najbliższy. Musiał również wypełnić test mierzący poziom samotności.

Naukowcy szczególnie byli zainteresowani tym, co dzieje się w części przyśrodkowej kory przedczołowej, która wykazuje zwiększoną aktywność wtedy, gdy ludzie myślą o sobie i innych. Do tego celu wykorzystano aparat do rezonansu magnetycznego, pozwalający obrazować aktywność w różnych częściach mózgu na podstawie niewielkich zmian w przepływie krwi.

Uczestnikom eksperymentu znajdującym się w aparacie do skanowania pokazywano szereg imion – czasem ich samych, czasem jednego z przyjaciół, a innym razem jednej z postaci z serialu „Gra o tron”. Każde imię pojawiało się nad jakąś cechą (na przykład: smutny, godny zaufania, mądry). Uczestnicy mieli ocenić, czy dana cecha dokładnie opisuję wymienioną osobę, odpowiadając krótko „tak” lub „nie”. W tym czasie badacze mierzyli aktywność mózgu w części przyśrodkowej kory przedczołowej.

Kiedy przeanalizowano wyniki, okazało się, że istniały znaczące różnice w reakcjach mózgu w zależności od poziomu samotności badanego. U najmniej samotnych osób istniała wyraźna granica pomiędzy tym, gdzie w mózgu następowała reakcja na prawdziwych ludzi, a gdzie na fikcyjne postaci. Natomiast u najbardziej samotnych uczestników eksperymentu granica ta prawie nie istniała.

Zdaniem Dylana Wagnera odkrycie sugeruje, że samotni ludzie mogą zwracać się ku fikcyjnym postaciom w poszukiwaniu poczucia przynależności, którego brakuje im w prawdziwym życiu. Efekty tego możemy zobaczyć w reakcjach mózgu. „Neuralna reprezentacja fikcyjnych postaci zaczyna przypominać reprezentację prawdziwych przyjaciół” – stwierdził.

Nie znaczy to jednak, że osoby, które cieszą się bogatym życiem towarzyskim, nie reagowały na fikcję. Jak mówi Wagner, w przypadku najbardziej lubianych bohaterów w mózgach wszystkich biorących udział w badaniu zacierały się granice między osobami realnymi a postaciami fikcyjnymi. Mówiąc inaczej, jeśli bardzo polubimy bohatera, to jest on dla nas bardzo realny.

Wyniki badania, które Dylan Wagner przeprowadził wspólnie z doktorantem Timothym Broomem, opublikowano niedawno w czasopiśmie naukowym „Cerebral Cortex”.

[am]





Naukowcy odkryli, że w mózgach samotnych osób zaciera się granica między prawdziwymi ludźmi a postaciami fikcyjnymi - Booklips.pl






niedziela, 29 sierpnia 2021

Systemy kognitywne cz.1


Istnieją różne systemy kognitywne.

Choć większość ludzi funkcjonuje w jednym systemie, opartym o podobne przekonania.

Istnieją systemy kognitywne, w których nie cierpisz, gdy ktoś cię np. obraża. Wiesz, kiedy ktoś cię obraża, a mimo to nic nie czujesz.

Są różne systemy.


Popatrz na sen.

Sen to określone lokalizacje, jacyś ludzie, których spotykasz, zdarzenia - zupełnie jakby nasz świat.

We śnie np. podejmujesz nową pracę, idziesz poznać swoich ludzi i kierujesz się w jakieś określone miejsce, nie wiesz, gdzie idziesz, ale jednocześnie pewnie kroczysz korytarzami albo ulicami i w końcu docierasz do tej właściwej lokalizacji.


Skąd wiedziałeś, gdzie iść, skoro po przebudzeniu stwierdzasz, że nigdy tego miejsca nie widziałeś?


Sen to jakby drugie inne życie.

I z systemami kognitywnymi jest podobnie - to jakby inne życie, mimo, że rzeczywistość jaka cię otacza jest ciągle taka sama, to te same drzewa, ulice, samochody na nich.. Zmienia się podejście i postrzeganie rzeczy - interakcji.

Ten świat jest niby ciągle taki sam, ale ty inaczej w nim funkcjonujesz, masz inne zdanie - niż całe otoczenie - na wiele kwestii.


(Sen również można indukować człowiekowi - prawdopodobnie na tej samej zasadzie co zjawisko nazywane w chrześcijaństwie opętaniem - i bywa to nazywane śnieniem.)


System kognitywny, w którym funkcjonuje ludzkość jest wypadkową życia i wpływów, jakimi ludzkość jest poddawana od tysięcy lat.

Systemy te są podtrzymywane w ludziach poprzez działania służb specjalnych np. poprzez media i "dziennikarzy".

Ludziom nieustannie podsuwa się określone WZORCE myślenia i zachowania.

Np. gadzinówka z 17 ej przez całe lata promowała bicie rekordów w długości obierek z jabłka, albo faceta, co przez 10 lat wystrugał zamek z zapałek. 

Czy to jest odpowiedni WZÓR dla waszych dzieci??

Czy to jest kreatywne, pożyteczne, rozwijające??


Paranoja indukowana ma setki, tysiące lat - zapewne dlatego tak trudno ją zidentyfikować.

"Każdy" archeolog powie wam, że "człowiek ma naturalną potrzebę posiadania boga" - i stąd jakoby człowiek produkował lub budował różne rzeczy "o znaczeniu rytualnym".

Skąd taki pomysł???

Zapewne wzięło się to z obserwacji paranoików, którzy dla swoich zaindukowanych Zeusów i Hefajstosów dokonywali olbrzymiego wysiłku fizycznego i finansowego, by wybudować im "godne" świątynie. 

Dzisiaj wiemy, że Zeusy nie istniały.

A dlaczego nie? Skoro oni tam tysiące lat temu wierzyli, no i archeolog twierdzi, że  "człowiek ma naturalną potrzebę posiadania boga"... ??

Może jednak Zeusy istnieją??


ONI W TO WIERZYLI, bo inaczej by nie wydawali kasy na te wszystkie Partenony.

Tylko jak do tego doszło?


Otóż sądzisz, bezkrytycznie przyjmując cudze zdanie, że ty jesteś inny niż oni.

Ty też jesteś podatny na manipulację.

Dzisiaj jesteśmy mądrzy, ale za tysiąc lat powiedzą - "ci wariaci..."  - skąd wiesz, że nie powiedzą?

Warto już dzisiaj zastanowić się nad tym.


ONI W TO WIERZYLI - kto i w jakim celu zapuścił im to kłamstwo? 


Popatrz jakim wysiłkiem zbudowali Stonehenge, albo piramidy.

Sztuka i architektura grecka - a potem rzymska, nie mają sobie równych. Te "lepsze" budynki stawiano w oparciu min. o złoty podział, Partenon wbrew pozorem nie jest zbiorem linii prostych.

Aby zapobiec optycznym zniekształceniom wynikającym z praw perspektywy zastosowano krzywizny pionowe i poziome. Podstawa kolumn i stopnie są nieco wybrzuszone w części środkowej (12 cm na długości 70 m) i z daleka wyglądają na zupełnie płaskie. Trzony kolumn są wybrzuszone na 1/3 wysokości co sprawia, że wydają się idealnie proste a nie wklęsłe. Efekt ten nazywany jest enthasis.

 Dodatkowo kolumny zewnętrzne są nachylone w górnej części ku środkowi o kilka centymetrów, co w połączeniu z ogromem budowli daje wrażenie idealnego prostokąta. Gdyby kolumny fasady sięgnęły 4800 m wysokości - ich kapitele zetknęły by się ze sobą. Kolumny boczne pochylone są jeszcze bardziej - ich wierzchołki spotkały by się na wysokości 2400 m. Narożne kolumny świątyni są nieco grubsze od pozostałych. Gdyby były tej samej grubości, to fakt, że są "mniej otoczone budowlą", oglądane na tle nieba sprawiałby wrażenie cieńszych.

Być może korekty te pełniły również funkcje praktyczne. Dzięki krzywiźnie stylobatu mogła łatwiej odpływać woda deszczowa, a pogrubienie kolumn narożnych związane było z ich większym obciążeniem.


Wariaci??

Z taką wiedzą??



ONI W TO WIERZYLI.

Wiara, rozumiesz??

Ktoś ich przekonał. Może widzieli cuda? Może słyszeli głosy??


Są "widzący", którzy rozmawiają z Maryją. Oni ją widzą i słyszą. Naprawdę.

Tu musimy przypomnieć sobie, co to jest widzenie.

Obraz, który powstaje na siatkówce, nie jest tym obrazem, który my „widzimy”. Obraz siatkówkowy jest pomniejszony, strony są zamienione i świat stoi na głowie! Dopiero nasz mózg przywołuje świat „do porządku” i wszystko co się wydarzyło stawia z powrotem na nogi! Do dzisiaj nie każdy szczegół tego fascynującego procesu widzenia został już w pełni naukowo zbadany.  


Widzenie odbywa się w mózgu.

A gdyby tak podczepić pod mózg odpowiedni system komunikacji - może byłoby możliwe wysyłanie obrazów, a nawet dźwięków bezpośrednio do mózgu z pominięciem narządów wzroku i słuchu?


Ma to sens - wtedy "widzący" widzieliby Maryję, czy innego Zeusa, słyszeli "proroctwo" delfickie, podczas gdy wszyscy inni dookoła - nie. 

I czyż to nie przypomina snu?

Widzisz, słyszysz i reagujesz jak w normalnym życiu, a to przecież marzenie senne - to produkt mózgu!!


TECHNOLOGIA!


Min. po to się z tym kryją, by móc niepostrzeżenie oszukiwać ludzi i indukować im paranoję.


W pierwszym rozdziale "Traktatu o rabowaniu głupków" jest właśnie mowa o wykształcaniu adeptom zbójowania pogardy dla ludzi - co najłatwiej jest zrobić pokazując im, w jakim zakłamaniu ludzie żyją - efekt potęguje własne przekonanie ludzi o tym, że są rozsądni, mądrzy i "znają się na życiu".

Ludzie nie tyle znają się na życiu, co na zaindukowanych zasadach paranoicznych!

Życie to swoją drogą.


Pamiętasz jaskinię platońską?

Iluzja jest wspólna dla wszystkich, jak się ktoś wyłamuje, to jest szybko wychwytywany i bity niczym krowa, co się z pastwiska urwała - albo gębę wariata mu się dorabia. Służby traktują was jak bydło, które tuczą na rzeź ku własnemu pożytkowi. 


Jaskinia platońska:


Sokrates opisuje głęboką jaskinię, otwartą na jednym z boków. Z wnętrza pieczary na zewnątrz prowadzi długie, strome podejście. W ciemnościach jaskini żyją uwięzieni ludzie. Są oni odwróceni tyłem do wejścia, a ich nogi i szyje są skute kajdanami, przez co nie mogą się obracać, patrząc jedynie na ściany jaskini. Za plecami uwięzionych, bliżej wejścia do jaskini stoi mur wysokości człowieka. Za tym murem poruszają się inni ludzie, nosząc na ramionach rzeźby przedstawiające wszelkiego rodzaju przedmioty. Sami ci ludzie są niewidoczni zza muru, i jedynie noszone przez nich przedmioty wystają ponad niego. Ludzie ci rozmawiają ze sobą, a za ich plecami, jeszcze bliżej wejścia, płonie wielki ogień. Ludzie uwięzieni we wnętrzu jaskini słyszą głosy ludzi zza muru, ale zniekształcone i odbite przez echo. Widzą też cienie rzucane na ścianie, przez przedmioty wystające poza mur i oświetlane przez światło ogniska. Ponieważ jednak są od zawsze przykuci do jaskini, biorą te cienie za jedyną istniejącą rzeczywistość, a odbite echo za prawdziwe głosy wydawane przez cienie.

Gdyby któremuś z żyjących w jaskini ludzi udało się wyzwolić z kajdan i odwrócić się, zobaczyłby statuetki widoczne ponad murem, zauważył ich podobieństwo do cieni na ścianie i widziałby, że są od tych cieni prawdziwsze. Gdyby udało mu się pokonać mur i podejść do samego wejścia, zostałby początkowo oślepiony blaskiem słońca i musiałby się dopiero nauczyć widzieć świat. Nauczyłby się rozpoznawać znane sobie rzeczy w cieniach i odbiciach rzucanych przez rzeczywistość. W końcu spojrzałby w słońce i zobaczył w nim prawdziwą przyczynę pozostałych rzeczy. 




Widziałem kiedyś na YT wywiad z rekonstruktorami z Mołdawii - pytano ich co sądzą o Polakach i o naszej sytuacji. Mieli bardzo trzeźwą ocenę tego co się stało z Polsce po 89 roku itd.

Mieli dobre zdanie o Polakach i świadomość, że zostaliśmy oszukani. Na końcu filmu jednak nagle zaczęli mówić coś o wyższości marksizmu i zaletach socjalizmu - szok!

Ludzie ci zauważali, że myśmy zostali oszukani - ale już u siebie tego nie zauważyli.

To bezkrytyczne przyjęcie od starszych zdania na określony temat i myślenie nawykowe o sobie.

Podobne rzeczy można zaobserwować czytając białoruskie strony informacyjne. Są wypowiedzi ludzi nauk humanistycznych, gdzie obok trzeźwej oceny technik kolorowych rewolucji funkcjonują kłamstwa o Polakach i okresie dominacji ZSRR.



Przypomnij sobie ostatni mecz o mistrzostwo w piłkę nożną Anglia - Włochy.


Tych dwóch komentatorów.

Cały czas chwalili grę Anglików i krytykowali Włochów.


Jest to część osaczania.


Uważają, że jesteście już tak przyzwyczajeni do manipulowania wami, że nawet podczas rozgrywek sportowych to robią i bezczelnie wmawiają wam, że Anglicy wygrają mecz. Przecież patrzysz się na ekran  i widzisz, że gra jest wyrównana, masz własny ogląd.


Żeby nikt się ich nie czepiał, chwalą również Włochów.

Np. komentator udaje zachwyt grą jednego z nich i  następnie dodaje epitet, że ten piłkarz "ma taki styl podwórkowy".

Co jest oczywiście głęboką zniewagą dla zawodowca.


"Stylem podwórkowym" grają dzieci i młodzież - to epitet, ale także nowomowa - nowomowa zawiera w sobie pierwiastek nieznanego, stąd trudno przyczepić się do słowa, co do którego nie ma się wyrobionego poglądu.


I tak było niemal cały mecz od początku do końca.


Starają się wpływać na wasze postrzeganie i nigdy nie pozostawiać tego bez kontroli.

Jest to przejaw procesu indukowania paranoi - wpływanie na sposób myślenia u ludzi.


A gdyby pan "jasnowidz" powiedział, że partia X przegra wybory, albo - stopniując stawkę - że określony człowiek z partii X przegra wybory i doda: "może lepiej na niego nie głosować, bo po co tracić głos??"


Posłuchacie?

"No wiesz, on jest dobry, tyle razy trafił....on ma nawet listy uwierzytelniające, to jest...chciałem powiedzieć... potwierdzające jego dokonania".




A nie chce ci się zwymiotować?





https://maciejsynak.blogspot.com/2018/01/zdolnosc-patrzenia.html

http://analizaobrazu.x25.pl/articles/5

https://www.fielmann.pl/porady/funkcje-oka/

https://www.moja-grecja.pl/kultura/architektura/akropol/partenon

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/05/macie-prawo-zwymiotowac.html




czwartek, 25 lutego 2021

Usunięty post

 


Chciałem wrócić do pewnego tekstu i nie mogę go znaleźć.


To był opis śnienia, w którym pajac w skórze pewnej znajomej mi osoby prosi mnie o pomoc.


"pomóż mi" mówi do mnie


Przejrzałem blog - i nie widzę, szukajka też niczego nie pokazuje.

Jeżeli coś przeoczyłem, a jakiś Czytelnik wie lub znalazł ten tekst, proszę o komentarz pod tym postem. 


Chciałem przypomnieć sobie, ustalić czas, kiedy to było...

sobota, 7 listopada 2020

Stan takatet

 



#ANTYDARVIN. CZY ON ŻYJE CZY NIE ŻYJE?..
Tybetański mnich owinięty w skórę zwierząt został niedawno odkryty w jaskini Nepalskich Himalajów. Miejscowi naukowcy ogłosili go najstarszym żyjącym mężczyzną na świecie (ma 196 lat). Kiedyś wszedł w głęboki trans, nazywany ′′ takatet ". Jego ciało, które wpadło w stan Samadha, wciąż ma wskaźniki życiowe...
Termin ′′ samadhi ′′ oznacza stan, kiedy ′′ srebrna nitka ", wiążąca ciało i dusza pękła, a dusza człowieka na zawsze opuściła jego ciało, ale! W przeciwieństwie do zwykłej śmierci, kiedy ′′ zegar ′′ czasu biologicznego jest wyłączony, stan Samadhy jest po prostu zawieszony...
Samadhi to głęboka konserwacja ciała, jego samozachowawczość! Jednocześnie organizm nie umiera, a jedynie stopniowo, przez wiele wieków wysycha, stopniowo tracąc wodę. W takim stanie może być bez końca długo, bez biologicznego starzenia się... Ale to nie jest człowiek, w pełnym tego słowa znaczeniu, ale tylko jego puszka biologiczna muszla...


 




#АНТИДАРВИН. ОН ЖИВ, ИЛИ НЕ ЖИВ?..

Тибетский монах, завернутый в шкуры животных, недавно был обнаружен в пещерном храме непальских Гималаев. Местные ученые объявили его самым старым живым человеком в мире (ему 196 лет). Когда-то он, путем трансцедентальной медитации, вошел в глубокий транс, под названием «такатет». У его тела, впавшего в состояние самадхи, все еще есть показатели жизнедеятельности…

Термин «самадхи» подразумевает состояние, когда «серебряная нить», связывающая тело и Душу разорвалась и Душа человека навсегда покинула его тело, но! В отличие от обычной смерти, когда «часы» биологического времени выключаются, в состоянии самадхи эти часы лишь приостановлены…

Самадхи – это глубокая консервация тела, его самоконсервация! Тело при этом не гибнет, а лишь постепенно, многими столетиями высыхает, постепенно теряя свою воду. В таком состоянии оно может находится бесконечно долго, не старея биологически… Но, это не человек, в полном смысле этого слова, а всего лишь его законсервированная биологическая оболочка…


--------------------

Oszołomiony i zdumiony. Podobnie jest z tymi, którzy w zeszłym tygodniu znaleźli bardzo dobrze zachowanego mumifikowanego mnicha buddyjskiego w Mongolii.

Ale najciekawsze jest to, że wysokie autorytety buddyzmu zapewniają, że mnich, odkryty w pozycji lotosu, jest w głębokim transie medytacyjnym i że „nie umarł”.

Lekarze medycyny sądowej badają szczątki znalezione w północno-środkowym regionie azjatyckiego kraju i owinięte skórą bydlęcą.

Naukowcy nie ustalili jeszcze, w jaki sposób buddyjski ksiądz jest tak dobrze zachowany, chociaż ogólny pogląd jest taki, że głównym powodem mogą być bardzo niskie temperatury w tym kraju położonym na północ od Chin.

Jednak dr Barry Kerzin, lekarz tybetańskiego przywódcy duchowego Dalajlamy, powiedział The Siberian Times, że mnich znajduje się w rzadkim stanie medytacji zwanym „tukdam”.

„Jeśli mnich może kontynuować ten stan medytacji, może stać się Buddą” - mówi Kerzin.

Kapłan został odkryty po tym, jak został okradziony przez mężczyznę, który chciał go sprzedać na czarnym rynku.


Momia

ŹRÓDŁO OBRAZU,

PORANNA GAZETA CZASÓW SYBERYJSKICH

Podpis,

Mnich był najwyraźniej nauczycielem znanego lamy mieszkającego w byłym Związku Radzieckim.

Policja mongolska aresztowała handlarza, a mnich jest pod strażą w National Center for Forensic Expertise.

Tożsamość buddyjskiego księdza nie została ustalona, ​​chociaż spekuluje się, że jest to nauczyciel lamy Dashi-Dorzho Itigilov, którego również znaleziono zmumifikowanego.

W 1927 roku Itigilov - z sąsiedniego regionu Buriacji w ówczesnym Związku Radzieckim - najwyraźniej powiedział swoim studentom, że umrze i że 30 lat później powinni ekshumować jego ciało.

Rzeczywiście, lama siedział w pozycji lotosu, zaczął medytować i umarł.

Kiedy został ekshumowany, świadkowie twierdzą, że jego ciało było nadal nienaruszone.

Obawiając się ingerencji władz sowieckich, jego zwolennicy ponownie pochowali go w miejscu, w którym przebywał do 2002 roku, kiedy to ponownie odkopano go w środku wielkiej uroczystości i znaleziono go nadal w bardzo dobrym stanie.

Lama został później umieszczony w buddyjskiej świątyni, aby go czcić „aż do wieczności”.




https://www.bbc.com/mundo/noticias/2015/02/150205_monje_budista_momificado_ao



Samādhi (nie mylić z mahasamadhi) (skt समाधि, chiń. sanmade 三摩提 lub sanmei 三昧, kor. samadi 사마디 lub sammae 삼매, jap. さんまい, wiet. tam-ma-địa) – w religiach dharmicznych oznacza medytacyjne pochłonięcie, stan osiągany dzięki wytrwałej praktyce medytacji (np. zazen lub innej), polegający na głębokiej koncentracji niezakłóconej zewnętrznymi bodźcami. Samadhi nie polega na izolacji od świata, tylko na takim zjednoczeniu z nim, które wolne jest od lgnięcia do zjawisk.

Buddyzm

Samadhi jest możliwe tylko jeśli z czystym umysłem potrafimy w pełni zaangażować się w praktykę, odnajdując swoje centrum (jap. hara) i zbierając ześrodkowaną energię.

Definicja samadhi według Szóstego Patriarchy zenu:

Oddzielenie siebie od wszystkich zewnętrznych bodźców i niezmącony stan wewnątrz”

Inne sformułowanie autorstwa Hakuina Zenji:

W żadnym wypadku nie bądźcie przywiązani do zewnętrznego świata, a w waszych umysłach nie myślcie o tym czy o tamtym. Umysł dokładnie skupiony tylko na tym, co robimy, to jest to, co nazywamy głębokim samadhi”.

Zobacz też

  • cztery rodzaje samadhi





piątek, 30 października 2020

Osobowość mnoga 2

 

Uzupełnienie do tematu.


Na skutek strajku dowiedziałem się dzisiaj, że istnieje taka aktorka - Julia Wróblewska, która tam poszła i została podobno pobita.

No, więc chcąc ustalić kto zaś kryje się za maseczką, kliknąłem jakiś link i okazało się, że to osoba, która cierpi na zaburzenia psychiczne.

Krótki komentarz kolorem.


Julia Wróblewska rozpoczęła swoją karierę w bardzo młodym wieku. Widzowie pamiętają ją chociażby z roli uroczej Michaliny w "Tylko mnie kochaj", gdzie zagrała u boku Macieja Zakościelnego. Potem pojawiła się też w "Listach do M." i ich kontynuacjach.

Cena dorastania w blasku fleszy i późniejszego rodzinnego doświadczenie (rozwód rodziców) okazała się dla niej wysoka. Wiele osób było zdziwionych, gdy przyznała, że uczęszcza na terapię, która jest jej ratunkiem w walce z problemami. Bierze też leki, które pomagają w leczeniu zaburzenia osobowości wywołującego stany depresyjne. 


Julia otwarcie mówi o kwestiach zdrowia psychicznego na swoim Instagramie. W ostatnim poruszający poście przyznała, że zmaga się z dysocjacją.

Wg DSM-V jest to zakłócenie i/lub przerwanie ciągłości prawidłowej integracji funkcji psychicznych, takich jak świadomość, pamięć, tożsamość, emocje, spostrzeganie, obraz ciała, kontrola motoryki i zachowanie. Są różne rodzaje dysocjacji w tym: dysocjacyjne zaburzenie tożsamości (tzw. osobowość wieloraka), amnezja dysocjacyjna oraz zaburzenia derealizacyjne/depersonalizacyjne
- wyjaśniła.

Aktorka wprost napisała, że w jej przypadku chodzi m.in. o depersonalizację i opowiedziała o tym, w jaki sposób objawia się to u niej. Podczas jednego z takich epizodów wystarczyła jedna wiadomość, która wywołała u niej poczucie, że nie istnieje.

"Miałam wrażenie, że jestem niewidzialna. Że ludzie żyją swoim życiem, a ja tak naprawdę nie istnieję, bo przecież nie czuję prawda? Chcąc usiąść na ławce upadłam obok, świat się rozmazywał. Dopiero po ok. 20 minutach wszystkie zmysły zaczęły działać poprawnie"
- opowiadała.

Zdarzają się też jej sytuacje, gdy występuje u nich chwilowa amnezja, wyłącza się całkowicie lub patrzy na siebie z perspektywy trzeciej osoby.

Amnezja podobno występuje u osób opętanych.

Julia Wróblewska cierpi również na zaburzenia derealizacyjne, podczas których osoba ma wrażenie, że świat, w którym żyje, jest nierzeczywisty. Chociaż nie zdarzają się one u niej często, bywają przerażające.

"Będąc w stanie derealizacji czuję się tak, jakby wszystko było zaplanowane, jakby osoby z którymi rozmawiam były nieprawdziwe, jakby rzeczy były nieprawdziwe. Potrafię przyglądać się osobie która do mnie mówi i czuć się jak w grze, czekać aż skończy kwestię, a ja będę musiała wybrać odpowiedź"
- przyznała.


"Często kształt rzeczy zaczyna się zmieniać, czuję się jak w świecie sztuki Dalego. Doznaję dziwnych odczuć, myśli, twarde rzeczy wydają się dla mnie jak gąbka. Raz zraniłam się w rękę ściskając klucze bo wydawały się tak miękkie, nie czułam bólu"
- kontynuowała swoje wyznanie.

Szokujące, czyż nie? Może tzw. druga uwaga, ale raczej śnienie.

Dopiero z czasem Julia Wróblewska dowiedziała się, że jej zaburzenia wcale nie oznaczają, że cierpi na schizofrenię. Mogą bowiem wskazywać na głęboką traumę i lęki tkwiące w osobie.

Kiedy mózg nie umie sobie z nim poradzić i rozdziela/rozszczepia części które zazwyczaj działają wspólnie. Radzić z nią sobie można różnymi ćwiczeniami, np. tzw. grounding-uziemienie, czyli próba poczucia kontaktu ze światem na wiele sposobów, czy ćwiczenie mindfulness
- tłumaczyła.




Często zastanawia mnie to, jak rzeczywistość odbierali ludzie w np. XIX wieku, starożytni, czy oczywiście pierwsi ludzie rozumni.

Np. podobno do 2 wieku naszej ery powszechnie uważano, że starość to jest choroba.

Dzisiaj nie od pomyślenia - nowożytność nie ma nawet dwóch tysięcy lat - a przez kilka tysięcy lat starożytności uważano coś całkowicie odmiennego (nie wiemy w sumie od jakiego okresu datuje się takie myślenie..)

Co ciekawe - obecnie naukowcy postulują, by znowu uznać ją za chorobę, twierdząc, że już niedługo nauczymy się ją zwalczać...


"Kiedy starzejące się komórki gromadzą się w skórze powodując zmarszczki, uważa się to za „naturalną zmianę”. Jednak kiedy starzejące się komórki gromadzą się w sercu i naczyniach krwionośnych, powodując zwapnienie naczyń krwionośnych, nazywamy to „chorobą sercowo-naczyniową - mówi Dr Stuart Calimport"  


Elizjum to nie mrzonki.


Ale wracając do tematu - to jak tamci ludzie postrzegali rzeczywistość?

Np. antyczne greckie malarstwo wazowe - na wazach znajdowały się napisy typu: "zrobił mnie Ktośtamjakiśmalarz". Że niby waza coś mówi.

Czyżby uważali, że waza - albo malunek - posiada jakąś formę osobowości?

Wazy posiadały też czasami malunek wyglądający jak oczy - wg specjalistów miały one odstraszać złe duchy czy coś tam... Ale może oni właśnie w ten sposób nadawali tym wazom jakiś rodzaj osobowości - uczłowieczali je. My też czasami mówimy, że jachty mają duszę, albo samochody...


A np. władcy mówili o sobie w liczbie mnogiej - to podobno bleblecośtam coś tam (bo specjalnie nie wierzę w te wyjaśnienia) - miało na celu podkreślenie godności dostojeństwa władcy.

Naprawdę??

Coś czuję, że o inne coś chodziło.


Raczej było na odwrót:

- forma "wy" pierwotnie wzięła się od czegoś innego, potem

- zaczęła być kojarzona z dostojeństwem władcy, a potem

- owe "dostojeństwo" przeszło na wyrażenie "wy" i zaczęło być z nim utożsamiane


czyli jak zwykle - wszystko postawione na głowie.



Per wy – formuła zwracania się do drugiej osoby w drugiej osobie liczby mnogiej. Do sformułowania zwrotu używa się konstrukcji pluralis maiestatis. Częsta w dawnej polszczyźnie, była używana w zwrotach grzecznościowych (wy, panie; wy, ojcze; wy, matko itp.) i oznaczała szacunek. Po rozpowszechnieniu się w polszczyźnie zaimków pan, pani, państwo z czasownikiem w 3. osobie, forma „per wy” straciła na znaczeniu, a stała się nielubiana przez zwykłych obywateli, gdy uczyniono z niej obowiązkową formę zwrotu rządzącej w PRL PZPR

Występuje współcześnie jako forma grzecznościowa w prawie wszystkich językach słowiańskich, a także w niektórych językach niesłowiańskich (np. język francuski). W różnych językach słowiańskich używa się tu zaimka: wy, vy, вы, ви (nosi w tym przypadku nazwę „wykanie”); we francuskim – vous; w języku angielskim forma you rozpowszechniła się do tego stopnia, że zupełnie wyparła swój odpowiednik w liczbie pojedynczej – thou (obecnie archaizm).

Swoistym wyjątkiem jest język polski – dziś forma „per wy” jest w polszczyźnie w zaniku; występuje jeszcze w środowiskach wiejskich, w gwarach i w języku partii komunistycznych. Dawniej używana także w zwrotach do rodziców w języku ogólnym, w wojsku, w zwrotach do obywatela i w innych zastosowaniach.



Pluralis maiestatis (lub pluralis maiestaticus; łac. „liczba mnoga majestatu”)[1][2] – użycie liczby mnogiej zamiast liczby pojedynczej, mające na celu podkreślenie godności, dostojeństwa władcy (także: biskupa, rektora itp.), stosowane przez władców w odniesieniu do siebie lub przez innych w odniesieniu do władców.

W dzisiejszej polszczyźnie pluralis maiestatis w zasadzie nie występuje, poza kontekstami humorystycznymi czy przykładami stylizacji.

Warto podkreślić, że nie każde użycie liczby mnogiej w stosunku do samego siebie jest przejawem pluralis maiestatis. Bywa także odwrotnie (pluralis modestiae), gdy piszący dąży do pomniejszenia znaczenia własnej osoby, własnych zasług w opisywanych wydarzeniach, wyprowadzanych wnioskach itp.





https://maciejsynak.blogspot.com/2020/09/osobowosc-mnoga.html



https://pl.wikipedia.org/wiki/Per_wy

https://pl.wikipedia.org/wiki/Pluralis_maiestatis

https://dziendobry.tvn.pl/a/julia-wroblewska-przejmujaco-o-swoich-zaburzeniach-psychicznych-mialam-wrazenie-ze-jestem-niewidzialna

https://spidersweb.pl/2020/02/starzenie-sie-choroba-odwracanie-procesu-starzenia-sie.html



czwartek, 2 lipca 2020

Mandorla - Dokarmianie informacjami



Śnienie.

Bardzo długi sen, dość miły, różne wydarzenia, rozbudowane wątki, pod koniec idę w jakąś kolejkę jakby na hali dworcowej, wokół mnóstwo ludzi, przez hall przechodzi dwóch umundurowanych niemców - jak z czasów IIWŚ, zaczepiają kogoś i coś mówią, jeszcze do końca nie rozumiem co się dzieje, bo mam świadomość, że prezentują sobą okres historyczny - przecież Werwolf nie nosi mundurów - zauważają mnie i biorą za swego, grzecznie twierdzą, że coś nie tak z moim T-shirtem i podają mi kartkę z jakimś testem do wypełnienia, żebym się poprawił.


Kartka zamienia się w ładnie wydaną niedużej grubości książkę - strony są pożółkłe, druk wydaje się niestaranny - czcionka pogrubiona, jakby źle odbita, lecz ogólnie całość sprawia wrażenie solidności.

Pierwszy test to pytanie o temperaturę, są 4 odpowiedzi do wyboru, a,b,c,d zauważam, że podane są w Kelvinach. Jedna odpowiedź jest zakreślona czerwonym "kółkiem" za pomocą druku stylizowanego na odręczną notatkę.

Wertuję strony, gdzieś w środku są zadania okraszone nie tyle rysunkami, co rycinami - kilka stron podzielone są na małe prostokąty, każdy z nich zawiera podobną rycinę - oddane realistycznie w rysunku przybliżenie na oko smoka lub po prostu jakiegoś gada, trzeba coś poszukać, jakiś różnic.

Wertuję książkę, patrzę na ostatnią stronę i wracam do pierwszego zadania.

Dociera do mnie, że to pułapka i że jestem w śnieniu. Budzę się.



Dokarmiają mnie informacjami.

Od lat poprzez sugestie podawane przez nasłanych obcych ludzi, dziwną mowę - krótkie intrygujące historyjki, rysunki, aranżowanie scenek jak z tym człowiekiem, co mnie wyprzedził na chodniku, odwrócił się i ostentacyjnie wypił z puszki napój charakterystycznie odchylając głowę do tyłu, oszukiwanie i  "wysłanie" mnie na Jednorożca w Osowej i tamta scenka, to wszystko jest dokarmianiem mnie informacjami.

Bardzo powoli od lat budują w mojej głowie obraz włamania do raju i krok po kroku bardzo powoli często za pomocą pantomimy, by inni postronni ludzie się nie zorientowali, co kilka miesięcy podają mi krótkie zagadkowe informacje pobudzając moją wyobraźnię i zmuszając tym samym umysł do analizowania tych informacji.

Do tego dochodzą archetypy zasadzone w historii, jak Mikołaj włamujący się przez komin i inne, w tym informacje umieszczane w książkach, filmach, teledyskach.


Tak też było w Poznaniu z tymi wydarzeniami tamtej kwietniowej nocy z linią... jaki to był numer? 125?

Nie, tu trudno ocenić, bo może tu usiłowali zebrać plon - w trakcie zorientowałem się, że jestem w samym środku odtwarzanej zamierzchłej historii - historii tego włamania.

Zdałem sobie z tego sprawę, kiedy odwróciłem się w stronę rozsuwanych drzwi.




Koronoczasy i sugestie, żebym jeszcze trochę poczekał.


Grają na czas.





niedziela, 17 maja 2020

Fort Detrick - śnienie, pranie mózgu


Trzy artykuły na temat: 

amerykańskie służby i kontrola umysłu




Chyba pod koniec 2017 roku przez 2 tygodnie stosowano na mnie śnienie, gdzie - jak pamiętam to pierwsze zdarzenie -  podczas śnienia oprowadzano mnie po jakimś laboratorium, pokazywano monitory, jakieś mapy i proszono o wskazanie miejsca na mapie. Czemu - nie wiem do dzisiaj, choć się domyślam...


Trwało to dwa tygodnie, kiedy nastawiałem budzik w telefonie, by obudzić się w nocy podczas snu (faza REM), to już za drugim razem telefon był rano rozładowany, mimo, że wieczorem miał ponad 60%...

Budzik zresztą nie dawał rady, bo obudzenie się z fazy REM jest wyjątkowo ciężkie... otwierasz oczy, okręcasz się i nie masz siły, zapadasz z powrotem w sen, w śnienie....











Oszałamiająca historia w Fort Detrick
Zaktualizowano 21:40, 12 maja 2020 r
Ceng Jing



Od czasu, gdy administracja Trumpa ogłosiła stan wyjątkowy w połowie marca w związku z szybkim rozprzestrzenianiem się COVID-19, zadanie opracowania szczepionki spadło na najlepsze laboratorium badawcze antywirusów armii USA w Fort Detrick, położone na przedmieściach Maryland, około 50 mil od Waszyngtonu , DC.


W ciągu ostatnich dziesięcioleci w rozległym kompleksie przeprowadzono wiodące badania nad szeroką gamą wirusów i bakterii. Jego najnowocześniejsze obiekty przechowują również niektóre z najbardziej niebezpiecznych toksyn znanych ludzkości, w tym wirus Ebola, wąglika i koronawirusa SARS.

Niejasna baza wojskowa znalazła się w centrum uwagi w 2008 r. Po podejrzeniu, że jeden z jej naukowców dokonał ataku wąglika w 2001 r., Gdzie kilka listów zawierających śmiertelne zarazki wysłano do amerykańskich mediów i urzędów rządowych.


W zeszłym roku jedno z najwybitniejszych laboratoriów o wysokim bezpieczeństwie w kampusie zostało zamknięte przez władze służby zdrowia z powodu naruszeń bezpieczeństwa. Oprócz kilku incydentów tu i tam, Fort Detrick wydaje się zwykłym miejscem dla współczesnej medycyny. Wracając nieco do historii, zaczyna się jednak okres czysto dziwacznej historii.




Po II wojnie światowej Fort Detrick stał się miejscem przerażających eksperymentów naukowych prowadzonych w ramach ściśle tajnej misji CIA kontrolowania ludzkiego umysłu, znanej jako Project MK Ultra. Po ponad 20 latach projekt zakończył się katastrofalną porażką i doprowadził do nieznanej liczby ofiar śmiertelnych, w tym naukowca, który brał udział w projekcie, oraz co najmniej setki ofiar amerykańskich i kanadyjskich poddanych torturom psychicznym i fizycznym. Eksperymenty nie tylko naruszały prawo międzynarodowe, ale także statut agencji, który zabrania działalności krajowej.


Projekt MK Ultra został powołany do życia przez ojca chrzestnego amerykańskiego imperium wywiadowczego - dyrektora CIA Allena Dullesa, którego zawsze ognista retoryka o zagrożeniu sowieckim pomogła mu wesprzeć wszechmocny aparat bezpieczeństwa narodowego, który miałby określać amerykańską politykę. W 1953 r., Po schwytaniu amerykańskich pilotów, którzy przyznali się do rozmieszczenia wąglika podczas wojny koreańskiej, Dulles zaczął reklamować teorie, że zostali oni poddani praniu mózgu przez ówczesnych komunistów Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej. Argumentował, że aby zapewnić bezpieczeństwo narodowe, USA muszą opracować własny program prania mózgu. 


Twierdzenie Dullesa okazało się być oparte wyłącznie na fantazji z czasów zimnej wojny, ponieważ raport, który zlecił później, odrzucił twierdzenia komunistów o praniu mózgu. Jednak przebiegły szpieg Dulles, o którym wiadomo, że aktywnie uratował kilku czołowych nazistowskich urzędników wbrew woli własnego rządu, kontynuował program z znacznie bardziej nikczemnego powodu.


Jak wyjaśnił David Talbot w swojej książce Szachowa diabeł , wielu szpiegów rekrutowanych na początku zimnej wojny było szkicowymi, niezależnymi postaciami motywowanymi wewnętrznymi słabościami, takimi jak chciwość, pożądanie lub zemsta. Tymczasem agencja szukała sposobów na wykluczenie tych zmiennych psychologicznych poprzez stworzenie ludzkich maszyn, które działałyby na polecenie, nawet wbrew własnemu sumieniu.



Oficjalnie głównym celem programu było „badania i rozwój materiałów chemicznych, biologicznych i radiologicznych nadających się do wykorzystania w tajnych operacjach w celu kontrolowania ludzkich zachowań”, zgodnie z odtajnioną notatką przygotowaną przez Generalnego Inspektora CIA. Szybko zyskał na popularności, obejmując 149 podprojektów z udziałem co najmniej 80 instytucji, w tym uniwersytetów, szpitali, więzień i firm farmaceutycznych w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie.


Aby opanować kontrolę umysłu, kadra nieuczciwych naukowców swobodnie testowała ekstremalne metody na ludziach, które wylądowałyby w więzieniach, gdyby nie mieściły się w parametrach Fort Dertrick. Należą do nich wymuszone podawanie środków psychoaktywnych, wymuszone wstrząsy elektryczne, nadużycia fizyczne i seksualne, a także mnóstwo innych udręk, które odbywają się w milczeniu za wysokimi murami „bezpieczeństwa narodowego”.


Dulles szczególnie chciał dowiedzieć się, czy halucynogeny, takie jak LSD, mogą skłonić wybrane osoby do przeprowadzenia „aktów znacznego sabotażu lub aktów przemocy, w tym morderstwa”, przypomniał ekspert Sidney Gottlieb z agencji ds. Trucizn, który kierował programem.


Odtajnione dokumenty sprawdzone przez CGTN pokazały, że przesłanki badane w ramach programu wahały się od dziwacznych do skrajności science fiction: narkotyki, które „spowodowałyby zamieszanie umysłowe”; „zapewniają maksimum amnezji;” „wytwarzaj czystą euforię bez późniejszego zawierzenia;” „obniżyć ambicje i ogólną wydajność pracy mężczyzn”; i wiele innych.


Przez ponad dwadzieścia lat życia MK Ultra była egzekucyjna w tajemnicy, ponieważ agencja spodziewała się znacznego politycznego sprzeciwu, gdyby stała się znana publicznie. To było tak tajemnicze, że tylko kilku czołowych urzędników agencji wiedziało o jego istnieniu.


Bez wiedzy ani w Białym Domu, ani w Kongresie ludzie zapomnianego zakątka Ameryki - więźniowie, prostytutki i bezdomni - zostali wybrani z ulic jako nieświadomi uczestnicy szalonej nauki w Fort Derrick: „Ludzie, którzy nie mogli walczyć”, słowami Gottlieba. Jednak program polegał również na ludziach, którzy mogli, w tym amerykańskich żołnierzach i niczego niepodejrzewających pacjentów, którzy przypadkowo natknęli się na szpitale i kliniki powiązane z MK Ultra w całej Ameryce Północnej.


W lipcu 1954 r. Lotnik Jimmy Shaver z bazy sił powietrznych Lackland został oskarżony o zgwałcenie i zabicie trzyletniej dziewczynki w San Antonio. Podczas incydentu często zgłaszano go w stanie „oszołomienia” i „transu”. Podczas aresztowania Shaver również stracił ogromną część pamięci, w tym te dotyczące jego żony. Cztery lata później stracono go w 33. urodziny. Dopiero później opinia publiczna dowiedziała się, że Shaver, który nie miał wcześniejszego rejestru karnego, był jedną ze świnek morskich używanych przez MK Ultra. Według The Intercept projekt kontroli umysłu odegrał znaczącą rolę w wysłaniu Golarki na krzesło elektryczne.


Inni, którzy przeżyli brutalne eksperymenty, ujawnili przerażające skutki prania mózgu przez sankcje CIA. Linda McDonald, 25-letnia matka pięciorga małych dzieci, zgłosiła, że ​​zasadniczo zmieniła się w niemowlę po przejściu głośnych eksperymentów w Sleep Room, które, jak powiedziano, leczyły jej nieistniejącą ostrą schizofrenię. Przez 86 dni McDonald zapadała w śpiączkę wywołaną przez rundy potężnych narkotyków i wstrząsów elektrycznych, które 102 razy usmażyły ​​jej mózg.



„Musiałem zostać przeszkolony w toalecie” - powiedział McDonald. „Byłem warzywem. Nie miałem tożsamości, nie miałem pamięci. Nigdy wcześniej nie istniałem na świecie. Jak dziecko.”


Jednak spośród wszystkich 180 lekarzy i badaczy, którzy brali udział w tych nielegalnych eksperymentach, niewielu wyraziło jakiekolwiek podejrzenia lub wyrzuty sumienia. Ten, który się pojawił, nie żyje.


Frank Olson był biochemikiem i ojcem trojga dzieci, które pracowały w Biological Warfare Laboratories w Fort Detrick. Był jednym z naukowców MK Ultra, który regularnie podróżował między „czarnymi miejscami” w Europie, aby obserwować różne eksperymenty na ludziach. Według wizyty Talbota po wizycie w Obozie Króla, słynnym kryjówce CIA w Niemczech, był szczególnie wstrząśnięty okrucieństwem, jakim poddani byli jeńcy sowieccy.


„Miał ciężki czas po Niemczech… narkotyki, tortury, pranie mózgu” - powiedział były kolega Olsona z Detrick, badacz Norman Cournoyer. Zanim wrócił z Niemiec, Olson przeżył „kryzys moralny” i był gotów porzucić karierę naukową, aby zostać dentystą, jak twierdzi rodzina Olsona. Jednak zanim mógł zmienić swoje życie, sam naukowiec nieświadomie stał się jedną z wielu nieświadomych ofiar MK Ultra.
Na tydzień przed Świętem Dziękczynienia Olson został zaproszony na weekendowy odosobnienie w zacisznym obiekcie CIA w Deep Creek Lake w stanie Maryland. Pewnej nocy po obiedzie Olson i inni niczego nie podejrzewający naukowcy otrzymali napoje w sznurach LSD, po czym zaczął szalenie halucynować. Ta próba zakończyła się tydzień później, kiedy rozbił się przez okno na 10. piętrze w hotelu Statler na Manhattanie. Śmierć naukowca została pośpiesznie zakończona przez urzędników CIA jako samobójstwo. Jednak dzieci Olsona z trudem zaakceptowały „narrację” i rozpoczęły własne dochodzenie w sprawie tragicznego końca ich ojca.



Po dziesięcioleciach z rządem USA i dochodzeniach syna Franka, Erica i Nilsa, w tym sekcji zwłok ekshumacji, istotne dowody przemawiały za możliwością morderstwa naukowca. Po zbadaniu szczątków Olsona, patolog sądowy James Starrs wskazał na kilka kluczowych niespójności, które były sprzeczne z oficjalnym samobójstwem narracyjnym. Pomimo wylądowania na plecach czaszka nad okiem Olsona pękła, co sugeruje tępą siłę skierowaną na głowę przed wypadnięciem przez okno.
„Śmierć Franka Olsona 28 listopada 1953 r. Była morderstwem, a nie samobójstwem” - oświadczył Eric Olson. „To nie jest historia eksperymentu z narkotykami LSD, jak to zostało przedstawione w 1975 roku. To historia wojny biologicznej. Frank Olson nie umarł, ponieważ był eksperymentalną świnką morską, która doświadczyła„ złej podróży ”. Zmarł z obawy, że ujawni informacje na temat wysoce tajnego programu przesłuchań CIA na początku lat pięćdziesiątych i dotyczące użycia broni biologicznej przez Stany Zjednoczone w wojnie koreańskiej ”.






Czarna historia tajnego laboratorium CIA, gdzie pół wieku temu robiono eksperymenty na ludzkim mózgu

 
Politico



Wojskowa baza Fort Detrick jest dziś jednym z najnowocześniejszych laboratoriów biochemicznych na świecie. Mało kto wie, że w latach 50-tych i 60-tych rząd USA przeprowadzał tu mroczne eksperymenty w ramach ściśle tajnego programu, którego celem było przejęcie kontroli nad ludzkim umysłem, pisze dla POLITICO niezależny dziennikarz Stephen Kinzer.


Fort Detrick, niedaleko Waszyngtonu jest głównym wojskowym centrum badań biochemicznych i obejmuje prawie 600 budynków na obszarze ok. 50 km2
Przez lata było tu centrum prac nad kontrolą umysłu prowadzonych przez CIA – dziś w Detrick prowadzone są badania nad sposobami obrony przed rozmaitymi plagami, od grzybów po Ebolę
Laboratorium w Fort Detrick odgrywało też kluczową rolę w produkcji trucizn, które miały posłużyć do zabijania zagranicznych przywódców
Nad eksperymentami miał nadzór chemik Sidney Gottlieb, który prowadził swoje brutalne doświadczenia na trzech kontynentach i miał wydaną przez rząd USA licencję na zabijanie
W 1954 roku pewien lekarz więzienny w Kentucky odizolował siedmiu czarnoskórych, którzy odsiadywali karę i przez 77 dni z rzędu faszerował ich "podwójnymi, potrójnymi i poczwórnymi" dawkami LSD. Nikt nie wie, co się stało z ofiarami. Mogli umrzeć nie wiedząc, że byli częścią ściśle tajnego programu CIA, którego celem było przejęcie kontroli nad umysłem – programu realizowanego w Fort Detrick, mało znanej bazie wojskowej o mrocznej przeszłości.
Miejska ekspansja wchłonęła dziś Fort Detrick, bazę armii amerykańskiej zlokalizowaną 80 kilometrów od Waszyngtonu w mieście Frederick w stanie Maryland. Jednak siedemdziesiąt sześć lat temu, kiedy armia wybrała Detrick na miejsce opracowania swoich supertajnych planów prowadzenia wojny chemicznej, obszar wokół bazy wyglądał zupełnie inaczej. W istocie została wybrana ze względu na swoje ustronne położenie.
Dziś Detrick dalej jest głównym wojskowym centrum badań biologicznych i obejmuje prawie 600 budynków na obszarze ok. 50 km2. Przez lata był centrum badań chemicznych i prac nad kontrolą umysłu prowadzonych przez CIA.
Detrick jest jednym z najnowocześniejszych laboratoriów na świecie, w którym prowadzone są badania nad toksynami i antytoksynami, miejscem, w którym opracowywane są mechanizmy obronne przed każdą plagą, od grzybów po Ebolę. Jego wiodąca rola w tej dziedzinie jest niekwestionowana.
Jednak przez dziesiątki lat wiele z tego, co działo się w bazie, było objęte najwyższym stopniem tajności.

Kontrolować umysły

Dyrektorzy programu kontroli umysłu CIA pod nazwą MK-ULTRA, która najważniejsze badania prowadziła w Detrick, zniszczyli większość swoich protokołów w 1973 roku. Niektóre z sekretów programu zostały ujawnione w wyniku odtajnienia dokumentów, wywiadów i w rezultacie dochodzeń prowadzonych przez Kongres.
W sumie źródła te ujawniają kluczową rolę Detrick w MK-ULTRA i w produkcji trucizn, które miały posłużyć do zabijania zagranicznych przywódców.
W 1942 roku armia amerykańska, zaniepokojona doniesieniami o tym, że Japończycy prowadzą w Chinach wojnę biologiczną, postanowiła uruchomić tajny program rozwoju broni biologicznej. Do uruchomienia programu zatrudniono biochemika z Uniwersytetu w Wisconsin Irę Baldwina i poproszono go o znalezienie miejsca pod nowy kompleks badań biologicznych.
Baldwin wybrał w większości opuszczoną bazę Gwardii Narodowej u stóp góry Catoctin, zwaną Detrick Field. Dziewiątego marca 1943 roku armia ogłosiła, że zmieniła nazwę miejsca na Camp Detrick i wyznaczyła je na siedzibę Wojskowych Laboratoriów ds. Broni Biologicznej. Zakupiła też kilka przyległych gospodarstw, aby zapewnić dodatkową przestrzeń i dyskrecję.
Po II wojnie światowej Detrick stracił na znaczeniu. Powód był prosty: Stany Zjednoczone posiadały broń jądrową, więc rozwój broni biologicznej nie wydawał się już tak pilny. Wraz z rozpoczęciem zimnej wojny dwa pozornie niepowiązane wydarzenia po przeciwnych stronach świata wstrząsnęły nowo utworzoną Centralną Agencję Wywiadowczą i wyznaczyły Detrick nową misję.
Pierwszym był pokazowy proces prymasa Węgier, kardynała Józefa Mindszenty'ego, sądzonego za zdradę w 1949 roku. Na rozprawie kardynał wydawał się oszołomiony, mówił monotonnym tonem i przyznał się do zbrodni, których ewidentnie nie popełnił.
Po zakończeniu wojny koreańskiej okazało się, że wielu amerykańskich więźniów podpisało oświadczenia krytykujące Stany Zjednoczone, a w niektórych przypadkach przyznało się do zbrodni wojennych. CIA przedstawiła takie samo wyjaśnienie dla obu przypadków: pranie mózgu.
Komuniści, jak podsumowała CIA, musieli opracować lek lub technikę, która umożliwiała im kontrolowanie ludzkich umysłów. Nigdy nie pojawił się na to żaden dowód, ale CIA nie zwykła łatwo rezygnować ze swych fantazji.

Laboratorium w Detrick

Wiosną 1949 r. armia utworzyła w Camp Detrick mały, supertajny zespół chemików zwany Wydziałem Operacji Specjalnych. Jego zadaniem było znalezienie zastosowań wojskowych dla toksycznych bakterii. Użycie toksyn jako środka przymusu było nową dziedziną, a chemicy w Wydziale Operacji Specjalnych musieli zdecydować, jak rozpocząć badania.
W tym samym czasie CIA założyła własny oddział chemicznych magów. Oficerowie CIA w Europie i Azji regularnie łapali podejrzanych agentów wroga i chcieli opracować nowe sposoby pozbawiania więźniów podczas przesłuchań ich tożsamości, nakłaniania ich do ujawniania tajemnic, a być może nawet zaprogramowania ich do popełniania czynów wbrew ich woli.
Allen Dulles, który kierował dyrekcją operacji tajnych CIA i wkrótce awansował na szefa całej Agencji, uznał swój projekt kontroli umysłu – najpierw nazwany Bluebird, potem Artichoke, a wreszcie MK-ULTRA – za sprawę najwyższej wagi, decydującą o być albo nie być Stanów Zjednoczonych.
W 1951 roku Dulles zatrudnił pewnego chemika do zaprojektowania i nadzorowania programu poszukiwania klucza do kontroli umysłu. Człowiek, którego wybrał, Sidney Gottlieb nie był członkiem amerykańskiej elity, z której rekrutowano większość oficerów ówczesnego CIA, ale 33-letnim Żydem z rodziny imigrantów. Jąkał się i kulał, a także medytował, mieszkał w odległej chatce bez bieżącej wody i wstawał przed świtem, aby wydoić swoje kozy.
Gottlieb chciał wykorzystać atuty Detrick, aby wynieść swój projekt kontroli umysłu na wyższy poziom. Poprosił Dullesa o wynegocjowanie porozumienia, które sformalizowałoby alians pomiędzy wojskiem, a CIA w tym projekcie. Zgodnie z zapisami porozumienia, według późniejszego raportu, "CIA uzyskała wiedzę, umiejętności i zaplecze wojskowe do opracowania broni biologicznej nadającej się do użytku przez CIA".
Wykorzystując ten układ, Gottlieb stworzył ukrytą enklawę CIA w Camp Detrick. Jego grupa chemików z CIA tak ściśle współpracowała ze swoimi towarzyszami z Wydziału Operacji Specjalnych, że stali się oni jedną jednostką.
Niektórzy naukowcy spoza tego wąskiego grona podejrzewali, co się święci. – Wiesz, co oznacza "samodzielna operacja od ręki?" – pytał jeden z nich po latach. – CIA prowadziła jedną z nich w moim laboratorium. Testowali substancje psychochemiczne i przeprowadzali eksperymenty w moich laboratoriach, nie informując mnie o tym.

Nieludzkie eksperymenty

Gottlieb niestrudzenie szukał sposobu, aby rozsadzić ludzkie umysły i wszczepić w ich miejsca nowe. Przetestował ogromną liczbę kombinacji leków, często łącząc je z innymi męczarniami, takimi jak elektrowstrząsy lub deprywacja sensoryczna. W Stanach Zjednoczonych jego ofiarami byli przypadkowi pensjonariusze więzień i szpitali, w tym w więzieniu federalnym w Atlancie i centrum badań nad uzależnieniami w Lexington w stanie Kentucky.
W Europie i Azji Wschodniej ofiary Gottlieba były trzymane w tajnych ośrodkach. Jeden z nich, wybudowany w piwnicy byłej willi w niemieckim mieście Kronberg, mógł być pierwszym tajnym więzieniem CIA. Podczas gdy naukowcy z CIA i ich koledzy, byli naziści, dyskutowali przy kominku o technikach kontroli umysłu, więźniowie w piwnicznych celach byli przygotowywani do brutalnych, a czasami śmiertelnych w skutkach eksperymentów.
To były najstraszliwsze eksperymenty, jakie rząd USA przeprowadził na ludziach. W jednym z nich siedmiu więźniów z Lexington w Kentucky otrzymywało wielokrotnie przekroczone dawki LSD przez 77 dni z rzędu. W innym, złapani Koreańczycy z Korei Północnej otrzymywali leki antydepresyjne, następnie dawkowano im silne stymulanty, wystawiono na intensywne działanie wysokich temperatur i poddawano elektrowstrząsom, podczas gdy osłabieni znajdowali się stadium przejściowym.
Eksperymenty te zniszczyły wiele umysłów i spowodowały nieznaną liczbę zgonów. Wiele mikstur, tabletek i aerozoli podawanych ofiarom, powstało w Detrick.
Jedną z najbardziej znanych ofiar eksperymentów MK-ULTRA był Frank Olson. Olson był oficerem CIA, który spędził całą swoją karierę w Detrick i znał jego najgłębsze tajemnice. Kiedy zaczął się zastanawiać nad odejściem z CIA, jego koledzy uznali to za zagrożenie dla bezpieczeństwa. Gottlieb zwołał zespół i nakazał odurzyć Olsona LSD. Tydzień później Olson zginął wypadając z okna hotelu w Nowym Jorku. CIA uznała to za samobójstwo. Rodzina Olsona do dziś uważa, że został wyrzucony przez okno, aby zapobiec ujawnieniu tego, co warzono w Camp Detrick.
Dziesięć lat intensywnych eksperymentów nauczyło Gottlieba, że rzeczywiście istnieją sposoby na zniszczenie ludzkiego umysłu. Nigdy jednak nie znalazł sposobu na wszczepienie w jego miejsce nowego. Graal, którego szukał, wymknął się mu. Program MK-ULTRA zakończył się klęską na początku lat 60-tych. Po latach przyznał: "Wniosek z tych wszystkich działań był taki, że bardzo trudno jest manipulować w ten sposób ludzkim zachowaniem".

Produkcja wymyślnych trucizn

Niemniej jednak Detrick, którego nazwę zmieniono z Camp na Fort w 1956 roku, pozostał bazą chemiczną Gottlieba. Po zamknięciu MK-ULTRA wykorzystał go do opracowania i przechowywania arsenału trucizn CIA. W swoich zamrażarkach trzymał elementy biologiczne, które mogły powodować choroby, w tym ospę, gruźlicę i wąglika oraz szereg toksyn organicznych, w tym jad węża i paraliżującą truciznę pozyskiwaną ze skorupiaków. Miały posłużyć do zabicia przywódcy Kuby Fidela Castro i kongijskiego lidera, Patricka Lumumby.
W tym okresie Fort Detrick stał się niebezpiecznie znany. Nikt nie wiedział, że CIA produkuje tam trucizny, ale jego rola jako głównego krajowego centrum badań nad wojną biologiczną stawała się coraz bardziej oczywista. Od połowy 1959 roku do połowy 1960 roku protestujący zbierali się raz w tygodniu przy głównej bramie. "Żadne objaśnienie ‘obrony kraju’ nie może usprawiedliwić zła masowej zagłady i chorób", napisali w oświadczeniu.
W 1970 roku prezydent Nixon nakazał wszystkim agencjom rządowym zniszczyć ich zapasy toksyn biologicznych. Naukowcy wojskowi sumiennie zastosowali się do tego polecenia, ale Gottlieb się wahał. Spędził lata na stworzeniu tej śmiercionośnej kolekcji i nie miał ochoty jej niszczyć. Po spotkaniu z dyrektorem CIA, Richardem Helmsem, niechętnie przyznał, że nie ma wyboru.
Jedna partia, niezwykle silna trucizna pozyskiwana ze skorupiaków, znana jako saksytoksyna, uniknęła jednak zniszczenia. W magazynie Gottlieba w Fort Detrick znajdowały się dwa pojemniki zawierające prawie jedenaście gramów saksytoksyny – dość by zabić 55 tys. osób.
Zanim technicy wojskowi mogli je usunąć, dwóch oficerów z Działu Operacji Specjalnych zapakowało je do bagażnika samochodu i zawiozło do Biura Medycyny i Chirurgii Marynarki Wojennej w Waszyngtonie, gdzie CIA utrzymywała mały magazyn chemikaliów. Jeden z pomocników Gottlieba zeznał później, że zlecił tę operację bez powiadomienia szefa. Zanim saksytoksyna została odnaleziona i zniszczona w 1975 roku, Gottlieb przeszedł już na emeryturę.
Gottlieb był najpotężniejszym nieznanym Amerykaninem XX wieku – chyba że istniał ktoś inny, kto przeprowadzał brutalne eksperymenty na trzech kontynentach i posiadał licencję na zabijanie wydaną przez rząd USA. Detrick, jego bezcenna baza, nadal skrywa nieopowiedziane historie o okrucieństwie, które się tam zaczęło – zaledwie 80 kilometrów od siedziby rządu, który trzymał je zapieczętowane przez dziesięciolecia.
Redakcja: Michał Broniatowski



Mroczny program kontroli umysłu CIA
      09:30 03.09.2018

Program kontroli umysłu CIA MKUltra służy dziś Rockefellerwoi i amerykańskim korporacjom.
Projekt MKUltra i prace nad nim rozpoczęły się w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Ich celem było znalezienie wszelkich rozwiązań pozwalających kontrolować ludzki umysł, wpływać na zachowanie, wydobywać informacje niejawne, sprawiać, aby człowiek tracił naturalne zahamowania i stawał się maszynką do wykonywania poleceń.
Szefem projektu mianowany został Sidney Gottlieb na zlecenie dyrektora Centralnej Agencji Wywiadowczej Allena Dullesa. Głównym zadaniem projektu MKUltra było przejęcie kontroli umysłu nad władzami innych krajów i dominacja nad światem. Jednym z przywódców, który miał paść ofiarą projektu, był Fidel Castro. Czasy, w których projekt MKUltra powstawał, to czasy tak zwanej paranoi w CIA. Stany Zjednoczone straciły wtedy monopol na broń nuklearną i szukały innych rozwiązań, aby zapewnić sobie strategiczną przewagę.
Jak to zwykle w Stanach Zjednoczonych bywa, cel uświęca środki. W poszukiwaniu serum prawdy i uzyskania kontroli nad umysłem używano narkotyków i środków psychodelicznych, impulsów elektrycznych, fal elektromagnetycznych, analizy fal mózgowych, hipnozy i form percepcji podprogowej. Dane tu zawarte są w odtajnionych przez CIA w dokumentach FOIA oraz bardzo licznych patentach opublikowanych w książce pod tytułem „Projekt MKUltra i techniki kontroli umysłu" w której autor Axel Balthazar tylko ujawnia i właściwie nawet nie kusi się o własny zbyteczny komentarz.
Projekt MKultra kosztował życie wielu nieświadomych niczego a biorących udział w eksperymencie ofiar, tylko po to by uzyskać naukowe standaryzowane i powtarzalne wyniki eksperymentów, by móc je potem wprowadzić w życie i używać w razie potrzeby (Unabomber Ted Kaczyński był jednym z terrorystów których objął projekt MKUltra). Przejmowanie kontroli nad umysłem i resetowanie pamięci rodem z Men in Black dokładnie do takich odtajnionych dokumentów przez Washington State Fusion Center dotarli między innymi dziennikarze Daily Mail.
Substancje chemiczne używane w projekcie były testowane pod względem wielu zadań. Należały do nich między innymi wywołanie pobudzenia, nielogicznego zachowania i trwałej dyskredytacji osoby w oczach społeczeństwa, wzmacnianie zmysłów i percepcji, by lepiej wykonać zadanie, wzmacnianie odporności na tortury, wymuszanie zeznań i pranie mózgu, zwiotczenie mięśni i paraliż, wywoływanie epizodów niepamięci. Pośród używanych leków i narkotyków wymienić można LSD, benzodiazepiny, barbiturany, morfinę, heroinę, amfetaminę, meskalinę, psylocybinę i trapanal. Testy przeprowadzane były na nieświadomych niczego osobach w szpitalach, więzieniach i innych zakładach, które traktowano jak króliki doświadczalne.
Mimo wszystko podanie leków czy narkotyków liderom wrogich Stanom Zjednoczonym państw w celu przejęcia kontroli nad ich zachowaniem i zdobycia w ich krajach władzy i wpływów to zadanie bardzo trudne, żeby nie powiedzieć, że niewykonalne. Dlatego w projekcie MKUltra przewidziano badania nad bezprzewodowym oddziaływaniem na ludzki umysł, starano się odczytywać fale mózgowe alfa, beta, theta, delta i gamma i za ich pomocą wpływać na zachowanie czy nawet próbować odczytywać myśli.
W 2004 roku portal Black Vault specjalizujący się w publikowaniu i udostępnianiu ujawnionych przez CIA informacji na podstawie aktu wolności dostępu do informacji FOIA opublikował całe tomy akt projektu MKUltra wraz ze spisem treści tomów i informacjami, co projekt winien zawierać. W 2016 roku jeden z pracowników Black Vault odkrył, że udostępnione materiały są wybrakowane. CIA zgodziło się je obecnie odsprzedać za 10 centów za stronę co razem dało 425,8 dolarów za całość ukrywanych materiałów.
Czy z tych materiałów w końcu dowiemy się o wpływie nowych technologii na realizację projektu MKUltra w celu kontroli zachowania i dominację nad światem? Nie sądzę, bo to spis treści jest jeszcze wybrakowany, gdyż wiele tomów zostało natychmiast spalonych gdy o MKUltra w Stanach Zjednoczonych wybuchła afera. Choć dowody że były prowadzone badania w zakresie nowych technologi i ich wykorzystania w parapsychologii i czytaniu myśli, oraz wpływania na zachowanie zostały opublikowane i opatentowane.
Ale komu te sterty „makulatury" CIA są potrzebne skoro, żeby zobaczyć podobne rozwiązania z patentów jak w badaniach CIA, wystarczy pojechać na rozdania nagród BCI. Cóż to takiego? Brain Computer Interface, czyli interfejs mózg-komputer, który w sposób nieinwazyjny i bezprzewodowy pozwala na bezpośrednią komunikację urządzenia zewnętrznego z ludzkim mózgiem. Dokładnie z takiego interfejsu korzystał Stephen Hawking, by porozumiewać się ze światem i wygłaszać swoje poglądy naukowe. Jak pokazały opublikowane w 2014 roku badania, za pomocą interfejsu nieinwazyjnego (bezprzewodowego) mózg-komputer-mózg, a więc zdalnie, jeden badacz zaczął poruszać ręką drugiego. Skoro więc naukowcom z „Krzaczkowa Podleśnego" się udało, to wojskowym laboratoriom badawczym największych światowych mocarstw miało się nie udać?
Patenty rządu i CIA już wygasły, dlatego wątpliwe „dobrodziejstwa" i gry sterowane ludzkim umysłem, a nie padem trafiają pod strzechy, bo te technologie są już w posiadaniu korporacji. Wprost w magazynach Nature, i innych pismach naukowych oraz badaniach porusza się względy etyczne BCI, wśród nich wymienia się czytanie myśli i ingerencję w prywatność, kontrolę umysłu, a także obawy przed stosunkiem ryzyka do korzyści.    
A ponieważ cały szum i komisja śledcza zostały zapoczątkowane w 1975 roku przez Rockefellera, to teraz już wiadomo jaki był cel ujawnienia patentów i oddania technologi w ręce najzamożniejszych i korporacji.