Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ziemie Odzyskane. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ziemie Odzyskane. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 14 stycznia 2024

Fakty, ale takie inne




10 listopad 2023



Nie    >>nagle "zniknęło"<<   tylko musieli opuścić te tereny w ramach kary za napaść, wojnę i bestialskie zbrodnie na narodzie Polskim!



przedruk i analiza

Tekst dzielę na mniejsze kawałki - są to odpowiedzi na pytania, a więc stanowią jakby samodzielne wypowiedzi i tak jest rozpatruję

całość poniżej analizy

Polecam uważnej lekturze...



Uwaga:

mój komentarz do tego artykułu nie jest jeszcze zakończony
brakuje mi tu dwóch wątków i ostatecznego podsumowania


przedruk


I.

Za ciasno ci się zrobiło na Górnym Śląsku?


Powędrowałem za intuicją, która podpowiadała, że mój Górny Śląsk łączy wiele z Ziemiami Odzyskanymi. Łączą nas dylematy tożsamościowe, potrzeba znalezienia ciągłości czy układanie się z kłopotliwą przeszłością. Żyjemy w podobnym uniwersum. Ludzie z poniemieckich miast i wsi to moi kuzyni – dalecy, ale kuzyni, bo ja sam jestem kundlem Ziem Odzyskanych, ulepionym z autochtonów i osadników.

czyli to nie geografia i historia umiejscawiajaą Górny Śląsk na Ziemiach Odzyskanych, tylko intuicja "podpowiada"
dlaczego ci wszyscy "autorzy" zawsze akcentują, że są na bakier ze szkolną wiedzą i mają mgliste pojęcie o tym, o czym piszą?



dylematy tożsamościowe - rozumiem, że autor ma problem z określeniem SWOJEJ tożsamości

potrzeba znalezienia ciągłości - on chce ("potrzeba") mieć ciągłość z czym? z niemcami??

układanie się z kłopotliwą przeszłością - jaka kłopotliwa przeszłość?? nie wyjaśnia

przeszłość może być co najwyżej kłopotliwa dla Niemców ze względu na skalę zbrodni jakich dopuścili sie w czasie wojny


zwracam uwagę - są tu same ogólniki, autor nie wyjaśnia o co mu chodzi w tych trzech zwrotach


skoro autor uważa siebie za kundla to czy w taki sposób wyraża się również o innych mieszkańcach zachodniej Polski?


kluczem do tych 4 pierwszych zdań wywiadu jest słowo "łączą" 

"Łączą nas" - kogo z kim tego autor do końca nie wyjaśnia, trzeba patrzeć na cały kontekst wywiadu, ale w wypowiedzi - odpowiedzi na pierwsze pytanie są na pewno nieprzypadkowe słowa 

chodzi prawdpodobnie o 

Ludzie z poniemieckich miast i wsi 
autochtonów


czyli - o połączenie z niemieckimi obywatelami?
pamiętamy termin "wspólna tożsamość narodowa" ? mi zaraz się to przypomina...





Termin "wspólna świadomość narodowa" związany jest z techniką łączenia podbijanej społeczności z własną społecznością.

Ten termin dotyczy więc co najmniej dwóch różnych "świadomości narodowych" - własnej i obcej.

W Polsce stosuje się to poprzez uporczywe powtarzanie w przestrzeni medialnej, głównie w internecie (przede wszystkim fora) pozytywów o niemcach lub Niemczech.

I to najczęściej w sposób zawoalowany z całkowitym pominięciem negatywów i kontekstu historycznego - kulturowego, społecznego i politycznego.

Na przykład prezentuje się różne widokówki z okresu zaborów i cmoka w zachwycie nad tym, jak wtedy było ładnie, jak porządnie, elegancko i w ogóle komu to przeszkadzało, ach, żeby znowu tak było...



całość (nieskończony tekst!) w tekście "Bachus"


II.

Twoja poprzednia książka "Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" została przyjęta bardzo ciepło, zgarnęła nawet nie jedną, ale dwie nagrody Nike - od jury i od czytelników. To wpłynęło na twoje myślenie o dalszym pisaniu?

Jako dziennikarz stałem się pewniejszy siebie i poczułem, że mogę sobie teraz pozwolić na więcej. "Odrzanię" pisałem tak, jak chcę pisać: dzieląc się wątpliwościami, nie zawsze rozstrzygając dylematy, żartując, częściej szarżując,

Zależało mi, żeby pozostając przy warsztacie reportera i pisząc prawdę, a nie fikcję, wykorzystać jednak w literaturze faktu wiele instrumentów literatury pięknej.

 Chciałem też zamiast na sprawozdawaniu skupić się na rysowaniu nieoczywistych perspektyw, stworzyć "Odrzanię" raczej w nurcie literatury rozkminy niż literatury wiedzy.



pozostając przy warsztacie reportera i 

pisząc prawdę, a nie fikcję - ja już gdzieś to niedawno widziałem, takie podobne zdanie... tylko gdzie?



przekonuje więc Czytelnika, że to co napisał to jest prawda, to są fakty, a nie zmyślenia jak w beletrystyce

ale  rysowanie nieoczywistych perspektyw to nie są fakty, tylko proroctwa

nieoczywistych brzmi złowieszczo...

tak więc na wstępie przekonuje się nas, że w książce opisywane są fakty - jest to teza artykułu, która ustawia stosunek czytelnika do dalszych treści, które przeczyta w tekście

taką tezę podaje się na początku, aby ustawić oczekiwania czytających co do dalszych informacji w tekście


jednak już w następnej linijce twierdzi, że w nurcie literatury rozkminy niż literatury wiedzy

rozkmina, czyli dociekanie - a to nie FAKTY i nie wiedza - jak sam określa

także w kolejnej wypowiedzi poniżej widzimy coś zupełnie innego 

 To nie jest biografia tych ziem, to nie jest klasyczny reportaż.



groch z kapustą - zresztą niczego innego sie nie spodziewałem
trochę prawdy, trochę - lub więcej - zmyślenia, mędrkowania, rozkminiania, fantazjowania...








III.

Czytałem "Odrzanię" jako swego rodzaju kontynuację tego, co rozpocząłeś w "Kajś". Słusznie?


Pozostajemy w podobnym świecie, ale zmienia się temat. Ziemie Odzyskane, które nazwałem w książce Odrzanią, były dla mnie tylko pretekstem. To nie jest biografia tych ziem, to nie jest klasyczny reportaż. Tak jak w "Kajś" Śląsk był pretekstem do opowiedzenia o tym, jak tworzą się tożsamości, tak w "Odrzanii" ziemie poniemieckie są pretekstem do przyjrzenia się temu, jak konstruuje i dekonstruuje się pamięć. W obu książkach próbowałem przetłumaczyć doświadczenie lokalne na język uniwersalności.

W kwestii formy zaś zależało mi na tym, żeby samego siebie z "Kajś" zakwestionować, podważać. Nie chciałem wjechać w utarte koleiny i napisać taką samą książkę o innym miejscu. Zwłaszcza że pisząc o Ziemiach Odzyskanych, tak jak ja o nich piszę - nie tylko o pierwszych powojennych latach, ale ciągnąc opowieść o nich do teraźniejszości - trzeba znaleźć formę dla tej opowieści.

Różnica między poprzednią i tą książką jest też taka, że w "Kajś" interesowali mnie głównie autochtoni, Ślązacy, a w "Odrzanii" skupiam się nie na tych, którzy tam zostali, ale na tych, którzy tam przybyli. Naprawdę nigdzie indziej nie było tak, żeby kilka milionów ludzi nagle "zniknęło", a na ich miejscu pojawiły się miliony nowych osadników. To największy eksperyment demograficzny w dziejach Europy.



ziemie poniemieckie są pretekstem do przyjrzenia się temu, jak konstruuje i dekonstruuje się pamięć

próbowałem przetłumaczyć doświadczenie lokalne na język uniwersalności.


o co mu chodzi? 
nie tłumaczy, taki pseudointelektualny bełkot

i nadal nie wiem, jaki jest cel książki

są pretekstem - do czego

 język uniwersalności - nie ma czegoś takiego, to jest w ogóle niestylistyczne, bełkot po prostu - a więc jest jakiś zamiar ukryty?


jednak

uniwersalność można zrównać z terminem "wspólna tożsamość narodowa"



IV.

To powiedzmy w końcu, co to jest ta Odrzania?

Brakuje nam słowa na polskie ziemie poniemieckie – na popolskie mamy: Kresy. Najbardziej przyjął się termin Ziemie Odzyskane, ale jest on, jak wiemy, propagandowy. I ja sam z braku lepszego słowa używam go w tytule książki, żeby zakomunikować czytelnikom, dokąd w tej książce się wybierzemy, ale zaraz na pierwszej stronie zamieszczam jedyny w książce przypis, w którym rozprawiam się z wiarygodnością tego hasła. Wymyśliłem więc Odrzanię, bo po pierwsze, brzmi ona bajkowo, a po drugie, chciałem w ten sposób podkreślić różnice między Polską wiślańską - Polską-Polską, ziemiami przedwojennymi – a Polską odrzańską, czyli właśnie Odzyskanymi. Jasne, nie wszystkie poniemieckie ziemie leżą nad Odrą, ale to termin kulturowy, nie geograficzny. Żeby nie szukać daleko, Czechy też składają się z kilku krain historycznych: Moraw, Śląska i Czech, a nazywamy je Czechami.


Brakuje nam słowa na polskie ziemie poniemieckie - to nieprawda

mamy słowa: Pomorze, Śląsk, Ziemia Lubuska, Ziemie Odzyskane - mamy takie słowa i takie nazwy, odpowiednika Kresów nie potrzebujemy, bo i po co?

Nawet jeśli termin Ziemie Odzyskane było używane w propagandzie  - co z tego? Ja tego za propagandę nie uważam i to żadna propaganda nie jest, bo

obecność Polaków na tych ziemiach to są fakty, a nie propaganda.



 rozprawiam się z wiarygodnością tego hasła - niestety nie tłumaczy tutaj jak



Wymyśliłem więc Odrzanię - pamiętamy Geograficzno-polityczny atlas Polski ?


Wymyśliłem więc Odrzanię, bo po pierwsze, brzmi ona bajkowo - raczej chodzi o nowomowę i zastępowanie oficjalnych nazw dla tych terenów, tj. jak podważanie obecności państwowości polskiej na tym terenie poprzez "bajkowy" zabieg stylistyczny?

---

Dlaczego komuś przeszkadzają polskie nazwy, a obce już nie?

jak się komuś tu nie podoba nasza kultura niech wyjedzie zamiast sprowadzac obcą kulturę do nas

budowanie "wspólnej tożsamości narodowej" polega na rozmymłaniu polskiej kultury, a potem akceptowaniu przez społeczeństwo obcej kultury, potem akceptowaniu powoływaniu na urzędy obcych, a potem...

jak w średniowiecznej "Pieśni o wójcie Albercie".


"Utwór odnosi się do wydarzeń z lat 1311–1312, znanych jako bunt wójta Alberta, kiedy to mieszczanie krakowscy, głównie pochodzenia niemieckiego, zbuntowali się pod przywództwem Alberta przeciw Władysławowi Łokietkowi. 


Następnie utwór przechodzi w ogólne oskarżenie Niemców, którzy wszędzie usiłują sięgać po władzę.

Po przybyciu do obcego kraju początkowo zabiegają o względy mieszkańców, zawierają małżeństwa, potem utwierdzają swoją pozycję, nabywają dobra, urzędy, aż w końcu pozbawiają miejscowych znaczenia i wpływów.

a potem... 

bunt przeciwko władzy "warszawskiej" ("my tu mamy własny Urząd Marszałkowski!") i wypędzenie Polaków, 

albo - wymordowanie -

jak podczas średniowiecznej rzezi Gdańska kilkuset (?) Słowian

[termin "rzeź" zapewne określa to, że wymordowano nie jakąś nieokreśloną liczbę Polaków, ale WSZYSTKICH Polaków- Wendów mieszkających w  Gdańsku] 

czy jak podczas ostatniej wojny w sposób systemowy wszystkich jak leci...





----


Wymyśliłem więc Odrzanię, bo chciałem w ten sposób podkreślić różnice między Polską wiślańską - Polską-Polską, ziemiami przedwojennymi – a Polską odrzańską, czyli właśnie Odzyskanymi. 

nie ma różnicy między tymi ziemiami, bo wszędzie tam mieszkają Polacy o jednolitej kulturze -

jeżeli występują różnice widoczne np. na mapach powyborczych, tzw. efekt "widać zabory" to trzeba się zastanowić, kto i jak wpływa na wybory ludzi zamieszkujących Ziemie Odzyskane - moim zdaniem to Werwolf aktywnie kopie doły pod polską kulturą na tych ziemiach i sam dokonuje wyborów innych niż w centralnej i wschodniej Polsce.

po co podkreślać różnice między Polakami?
trzeba łączyć, do zgody dążyć, a nie dzielić


Żeby nie szukać daleko, Czechy też składają się z kilku krain historycznych: Moraw, Śląska i Czech, a nazywamy je Czechami.

no i widzisz! - na czeski Śląsk nie ma potrzeby wymyślać nowej nazwy, ale na polski Śląsk już tak - niech lepiej jasno napisze o co mu chodzi, czemu nie pasują mu Polacy i polska kultura!


Ej, panie, w 1945 r. na mocy tzw. Dekretów Beneša ponad 3 miliony Niemców sudeckich zostało wysiedlonych z Czechosłowacji do Austrii i Niemiec. Tam też są tereny "poniemieckie".

Dlaczego pan mówi o Śląsku w Czechach, o krainie historycznej Czechy, a nie na przykład o bajkowej Nibylandii w Czechach, hę??!!


Oto zagadka i  N I E K O N S E K W E N C J A ,  o której już zresztą wielokrotnie pisałem...



Żeby nie szukać daleko, panie pisażu - Niemcy też składają się z kilku krain historycznych, na przykład: Połabie, Pomorze, Śląsk, Łużyce, a nazywamy je Niemcami, a nie Odrzanią Zachodnią.

Pan się lepiej cofnie do szkoły podstawowej, tam się pan dowie wielu z całą pewnością niesłychanych i zaskakujących dla siebie rzeczy! Polecam!!



Dlaczego ta gazeta drukuje coś takiego??




V.

Ta twoja umowność zakłada Odrzanię i Wiślanię. To dwa oddzielne światy?

Nie oddzielne, ale rzeczywiście pod wieloma względami różne. Historię tych dwóch krain najpiękniej opowiadają same cieki. Spójrz na mapę, tam znajdziesz linie papilarne Polski - to bieg dwóch naszych największych rzek. Obie w Polsce płyną ze Śląska. Początkowo równolegle i to jest metafora czasów mieszkowo-bolesławowych. Potem jednak Wisła gwałtownie skręca na Wschód - w stronę Litwy i Rusi, natomiast Odra od początku wie, o co jej chodzi, i delikatnie wychyla się na Zachód, w stronę kultury niemieckiej, czeskiej. Dopiero hen, hen daleko Wisła zawraca, zwraca się na Zachód, aby końcówkę trasy pokonać już wraz z Odrą, raz jeszcze, po metaforycznym tysiącu lat, równolegle. Obie wpadają do Bałtyku, ale oddzielnie, na swoich zasadach i pewnie nawet się tam nie spotkają.



to bieg dwóch naszych największych rzek - Odra licząc w granicach Polski ("naszych") jest trzecią rzeką pod względem długości, po Wiśle i Warcie


natomiast Odra od początku wie, o co jej chodzi, i delikatnie wychyla się na Zachód, w stronę kultury niemieckiej, czeskiej

phe, dyrdymały.... 

Wisła wie, czego chce, dlatego biegnie na wschód, a potem wraca na zachód - bo od początku wie, o co jej chodzi - bo chce i tego i tego.

I co? Pasuje?


A dokładnie, to źródła Odry znajdują się w Czechach na Morawach. Czyli Odra nie chce kultury czeskiej, chce polskiej... Pasuje?



Coś panu nie wyszła ta mniemniecka onomatopeja....

Zdecydowanie ma pan braki w wykształceniu na poziomie szkoły podstawowej, szczególnie z geografii, histori i języka polskiego. Polecam porzucić pisażenie i zająć się kopaniem rowów,
ale na budowach...


Poetyckie dyrdymały, które zakrywaja jakiś cel... jaki cel?


Wisła zawraca, zwraca się na Zachód, aby końcówkę trasy pokonać już wraz z Odrą, raz jeszcze, po metaforycznym tysiącu lat, równolegle.

dlaczego akurat 1000 lat?
no bo chodzi oczywiście o niemieckie panowanie na Śląsku itd.

i dlaczego w stronę kultury niemieckiej ?

bardzo wyraźna deklaracja, o co biega temu panu



równolegle
czyli obok siebie - "wspólnie"??



od początku wie, o co jej chodzi, i delikatnie wychyla się w stronę kultury niemieckiej


zawsze to samo - międlenie, międlenie, a na końcu zawsze wyłazi to samo - NIEMCY



ZAWSZE



Dlaczego?

Dlaczego nie Czesi na przykład??





VI.


Mnie się słowo "Odrzania" szalenie podoba, może wyprze kiedyś Ziemie odzyskane, choć trzeba powiedzieć, że ten komunistyczny wynalazek trzyma się w Polsce zaskakująco mocno. Czy twoja podróż po tych ziemiach była zaplanowana, czy spontaniczna?


Temu pytaniu już trzeba poświęcić wpis, bo "Odzyskane" jest tu z małej litery.

Czy Odrzania ma coś wspólnego z odrzynaniem??? 

"odrzynanie może wyprze kiedyś Ziemie odzyskane"  ???

z polskich granic?


czy termin "Odrzania" oznacza czynność "odrzynania"?


komunistyczny wynalazek trzyma się w Polsce zaskakująco mocno - po pierwsze, nie komunistyczny, tylko polski, po drugie, niby dlaczego miałby się nie trzymać? to jest nie wprost podważanie polskiego nazewnictwa, a zapewne podważanie istoty tej nazwy, tj podważanie przynależności ziemi

 szalenie podoba - inaczej - "bardzo popieram"


VII.


[...] Ale też spontaniczność tej wędrówki wynikała z tego, że do tych ziem nie ma żadnej instrukcji obsługi, nie ma - jak w przypadku Górnego Śląska - katalogu obowiązkowych tematów. Musiałem rozpoznać temat bojem. Błąkałem się więc, pisząc książkę, i tak jak w "Kajś" nie zbierałem materiałów, żeby u finiszu wszystko spisać, ale pisałem na żywo, zapraszając czytelników do dowiadywania się wszystkiego razem ze mną. Zacząłem pisać w momencie, w którym najbardziej zaczynać lubię - gdy temat już mnie kręci, ale gdy jeszcze bardzo wielu rzeczy nie wiem.


spontaniczność tej wędrówki wynikała z tego, że do tych ziem nie ma żadnej instrukcji obsługi, nie ma - jak w przypadku Górnego Śląska - katalogu obowiązkowych tematów - nieprawda, każdy rejon Polski ma opracowane podręczniki "obowiązkowych tematów", Ziemie odzyskane także, ja na przykład korzystałem z wydawnictwa Demart - pełno tego w każdej księgarni

skoro tak, to po co on tak mówi? może po to, by powiedzieć...:

Musiałem rozpoznać temat bojem. - oj! tylko co to znaczy??!

pisałem na żywo, zapraszając czytelników do dowiadywania się wszystkiego razem ze mną - o, to podobnie jak u mnie, ale tylko podobnie, bo tematy, które ja rozgryzam nie są opisane w żadnym przewodniku, więc ja mogę tak powiedzieć, ale nie ten pan

jak wiemy, istnieje nie jeden przewodnik na temat tych ziem

czyli - jak przypuszczam - ten pan opisuje nie fakty, jak nas zapewnia w tezie wstępnej tego wywiadu, tylko swoje przypuszczenia  - i niepełne informacje - a to po prostu pole do pisania bajek, dyrdymałów polityczno- geograficznych o ciekach wodnych i tym podobne banialuki



będzie więc to książka...


 pisząc prawdę, 

wykorzystać jednak wiele instrumentów literatury pięknej.

To nie jest biografia tych ziem



z opowieścią w typie bajki - tylko dlaczego autor ciągle o tych niemcach coś pisze?


zapraszając czytelników do dowiadywania się wszystkiego razem ze mną
Musiałem rozpoznać temat
jeszcze bardzo wielu rzeczy nie wiem

facet napisał książkę o tym, czego nie wie

jest to książka o tym, co nie wie, tylko mu się wydaje - a co mu się "wydaje", to już wiemy - że 

wychyla się w stronę kultury niemieckiej


ale jakby co, to on nic nie wie, jest dyletantem w tych sprawach, więc jak zaufałeś jego dyrdymałom - to twoja "wina"



VIII.

Mnie uczono w szkole, że bitwa pod Cedynią była jedną z najważniejszych w naszej historii, tymczasem z twojej książki wynika, że takiej bitwy najpewniej w ogóle nie było. Historia Ziem Odzyskanych rozchodzi się chętniej z oficjalną historiografią od innych ziem?


No proszę! Panu się wydaje, że bitwy pod Cedynią nie było i to napisał - pamiętajmy:

To nie jest biografia tych ziem

wikipedia:

Informacja o bitwie zachowała się dzięki Kronice Thietmara (1012–1018). Brak jest pewności co do lokalizacji bitwy. Kronika podaje w łacińskiej transkrypcji nazwę miejscowości Cidini. W XVIII wieku ksiądz Adam Tadeusz Naruszewicz w swojej Historii narodu polskiego identyfikował Cidini z obecnym Szczecinem. Wielu historyków lokalizowało miejsce bitwy na lewym brzegu Odry, utożsamiając Cidini z Zehdenick albo z Zeuthen. Jednak stanowcza większość obecnych badaczy wskazuje na jej miejsce Cedynię.


Powojenna komunistyczna propaganda (często zbieżna z kościelną) w odniesieniu do tych ziem wciąż trzyma się mocno. W książce staram się rozprawiać z mitami o krainie mlekiem i miodem płynącej, o odwiecznie polskich ziemiach poniemieckich, o Piastach. Co rusz natykałem się na pozostałości tych plomb pamięci. 


Nie wiadomo, co on nazywa propagandą, ale  "o krainie mlekiem i miodem płynącej " to ja nigdy nie słyszałem. Na Pomorzu na ten przykład, ziemie są raczej słabe i tu zawsze były problemy gospodarcze, Niemcy uciekali stąd do np. Zagłębia Ruhry i władza niemiecka kolonizowała te tereny wręcz na siłę - a wszystko to jak wiemy, ze względu na skarby pod tą ziemią schowane... ale nie ze względu na jakieś kopaliny, złoto, diamenty, zboże na 2 metry i ziemniaki wielkie jak dynie.


Byłem w szoku, gdy dowiadywałem się, że ostatni Piastowie na Dolnym Śląsku byli już niemieckojęzycznymi protestantami i mówili na siebie Die Piasten czy że rzeczywiście nie ma żadnych dowodów, że bitwa pod Cedynią kiedykolwiek się odbyła. Od lat trwają próby zasypywania dziury między światem i antyświatem, między powojenną historią "odzyskanych" miast, a tym, co działo się tam kiedyś. 

Pan nie wiedział, że Słowianie byli germanizowani??
Jak on ukończył szkołę podstawową??

Około 1989 roku rozpoczęło się coś, co nazwałem rewolucją odrzańską, czyli wielkie odpamiętywanie, ćwiczenie z pamięci. Odrzanie co rusz muszą dogadywać się sami ze sobą, jak chcą pamiętać swoje małe ojczyzny, w których są często już czwartym czy piątym pokoleniem. Klasyczny przykład to Uniwersytet Wrocławski, który w 2011 musiał zdecydować, czy obchodzić dwustulecie, czy uznać, że istnieje od 1945 roku. Podejście ludzi na tych ziemiach do przeszłości zaś zmienia się nieustannie. Najtrudniej bowiem, jak mawiano w ZSRR, przewidzieć przeszłość.

Oooooo... czyli jednak coś w rodzaju rewolucji się dzieje... i rozumiem, cały czas o niemcach.

Pan robi słowne wycieczki do komunizmu i ZSRR, ale przecież on neguje nasze polskie nazewnictwo tych ziem, a nie jakieś "komunistyczne".


To są nasze polskie nazwy, a nie komunistyczne.

Czy to nie przypomina metodę niemiecką, by unikać nazwy "Niemcy", a w zamian używać słowa: "naziści"?

albo komuniści, esbecy, zamiast Werwolf, Gestapo...




Piszesz, że w polskiej kulturze, jak się mówi o wyjeździe w góry, to ma się zawsze na myśli Tatry, a nie Sudety, wyjazd nad morze oznacza zwykle Pomorze Gdańskie, a nie Pomorze Zachodnie. Dlaczego tak jest?

Bo ludzie mówią skrótowo, ale wg pana Pisaża...

Polska jest zwiślanizowana, nasze imaginarium - dobór rocznic, lektur, ikonografii - jest kształtowane przez Wiślanię i składa się na nie głównie doświadczenie Polski w granicach przedwojennych, wraz ze Lwowem i Wilnem. Lwów i Wilno 78 lat po zakończeniu wojny wciąż organizują polską wyobraźnię bardziej niż Wrocław czy Szczecin. 


imaginarium - wg definicji - to nierzeczywisty, wyimaginowany świat – czyjejś wyobraźni lub pewnego ogólnego zbioru poglądów


czyli pan twierdzi, że nasz polski  dobór rocznic, lektur, ikonografii - to świat nierzeczywisty 



zapytam się tak - o co tu chodzi??


Może o oczernianie narodu polskiego, o plucie nań?



Kto i dlaczego wydaje wypociny drukiem, kto i dlaczego promuje wypociny w ogólnopolskiej gazecie?? 

Przecież to nie jest żadna wiedza, tylko to - co mu się wydaje.
Istnieją przewodniki i opracowania historyczne w tym temacie, wydawać się nie może zbyt wiele, nie ma tu nieścisłości, nauka ma ugruntowane pojęcie na temat Ziem Odzyskanych.



Dalej:

zwiślanizowana znaczy po prostu spolonizowana?

to normalna rzecz, że w Polsce mówi i myśli się po polsku, 


czy to też ma być obraźliwy epitet?

Może o to chodzić, bo...

... przecież słowo Wisła to nic innego jak spolszczenie niemieckiej nazwy Weischel.

Z kolei niemiecka nazwa Weischel to po prostu kalka z polskiej nazwy Biała. 

To niestety dość często się zdarza w Polsce, tym problemem trzeba też się zająć, tylko akurat nie teraz tu, przy tym artykule...

I może właśnie o to chodzi autorowi, ale tego nam nie wyjaśnia - to ciekawe, że on to wie, jeżeli wie, ale o innych niuansach już "nie wie"... czyli nie mówi, 

a więc słowo zwiślanizowana znaczy, że jesteśmy podwójnie zgermanizowani, i to tak, że nawet nie jesteśmy tego świadomi (to taki przykład na "wspólną tożsamość narodową" - używamy tak naprawdę nazwy Weischel, zamiast Biała)

On to wie, ale nam tego nie mówi - i w tym wypadku termin ten jest jednoznacznie pogardliwy.



podobnie ten drugi termin - Wiślanię - to takie znowu nie wprost negowanie polskiej kultury, odmawianie Polakom prawa do myślenia i mówienia po polsku (no i pogardy cd.)

składa się na nie głównie doświadczenie Polski w granicach przedwojennych - nieprawda, ludzie wojny wymierają, a rzeczywistość tworzą ludzie powojenni, którym często świadomość, że Lwów Wilno były polskie, po prostu wymazano na lekcjach historii, kiedy mówiono, że Chełm był pierwszym wyzwolonym polskim miastem.

ten pan cały czas neguje polskość i mocno wychyla się w stronę kultury niemieckiej


Nie twierdzę, że to źle bądź dobrze, ale wiem, że potrzebujemy na liście lektur choć jednej książki, która opowiedziałaby o doświadczeniu Odrzanii – choćby "Domu dziennego, domu nocnego" Olgi Tokarczuk. Dzieje Odrzanii są zbyt słabo znane, również w samej Odrzanii. Przekłada się to później też na konkrety, np. na ogromne dysproporcje między finansowaniem ochrony zabytków na Dolnym Śląsku, gdzie jest dużo więcej zarejestrowanych zabytków niż w centralnych i wschodnich regionach.


Nie twierdzę, że to źle bądź dobrze - asekuracja, bo przecież cały czas neguje polskość, promuje niepolskość albo bajkowowść - byle nie po polsku - znamy to choćby z wikipedii, gdzie np. podaje się kaszubską nazwę miasta Gniew, który z Kaszubami nie ma nic wspólnego, albo przy haśle Gdańsk podaje nazwę niderlandzką... po co? Bo podobne do Danzig, więc "może to dziwne >>Gdańsk<< to nie jest oryginalne, co??"








Widać to również w rozmaitych sporach, o których piszesz. Czy to o Güntera Grassa w Gdańsku, czy głośnego sporu o patrona szkoły w Wałbrzychu.

W szkole w Wałbrzychu chciano wybrać nowego patrona, a dyrekcja zrobiła coś, co robi się rzadko - spytała o zdanie uczniów, rodziców i pracowników. Można było wybrać między Janem Pawłem II z Galicji, św. Faustyną Kowalską z Kongresówki i księżną Daisy - angielską arystokratką wżenioną w niemiecką rodzinę Hochbergów, panią na Zamku Książ, zasłużoną dla miasta. Przytłaczającą większością głosów wygrała Daisy, co wielu w mieście się nie spodobało. 


Rzecz w tym, że młodzi ludzie nie są rozsądni, ani przewidujący, ani odpowiedzialni - dlatego nikt ich nie zatrudnia po szkole podstawowej i nie powierza im odpowiedzialnych stanowisk. Nie dlatego, że młodzież jest zła, tylko dlatego, że takie są przyrodzone cechy młodych ludzi i to na całym świecie i niestety, nie można tego "przeskoczyć".

Pytanie się młodzieży szkolnej o cokolwiek co leży w gestii dorosłych, to oddawanie w nieodpowiedzialne ręce swojego życia. To niebezpieczne i złe.

Zwracam uwagę, że autor książki jest nadal młodym człowiekiem, podobnie jak dzienikarz prowadzący rozmowę 

Mike Urbaniak
- Jest dziennikarzem kulturalnym weekendowego magazynu Gazeta.pl, Wysokich Obcasów i polskiej edycji Vogue, gdzie prowadzi także swój queerowy podcast Open Mike.

queerowy znaczy o LGTB

osoby młode, a szczególnie mężczyźni,  nie lubią gdy wspomina sie o braku doświadczenia u młodzieży, ponieważ to może podważać ich wiarygodność jako osób jeszcze niedawno (lub nadal) do młodzieży zaliczanych 



co wielu w mieście się nie spodobało. - i słusznie


Był to ciekawy kazus, bo zarysowało się napięcie między pamięcią ogólnonarodową, "wiślańską", a miejscową, "odrzańską". 


to jest kwestia jak opisałem powyżej, braku świadomości u młodzierzy, wybór mógł być też podyktowany przekorą, bo tak młodzież właśnie postępuje, przekornie, albo - 

że ich świadomość jest nasycona mocno proniemieckimi względnie antypolskimi treściami z internetu - i to jest też bardzo prawdopodobne

i bardzo niebezpieczne


I jak widać, ludzie nie uznali Daisy za Angielkę lub Niemkę, ale za wałbrzyszankę, przebili symboliczny mur 1945 roku. To też dobry przykład tego, że spory w Odrzanii są uniwersalne, powtarzają się w wielu innych regionach. Opowieść o Odrzanii jest opowieścią o problemach z pamięcią.

pana to cieszy



Inny problem z tą pamięcią to nieraz jej powierzchowność.

Oczywiście są tacy, którzy wiedzę o Odrzanii pogłębili, i tacy, którzy się zatrzymali na przedwojennych pocztówkach, które po 1989 roku zrobiły zawrotną karierę. Większość ludzi zobaczyła wtedy po raz pierwszy, jak przed przybyciem ich dziadków i pradziadków wyglądały miejscowe ulice, parki i place. Z pocztówkami jest jedynie taki problem, że pokazują tamte światy z lepszego profilu, nie widać na nich pogromów Żydów czy nierówności społecznych.

Ha! 

Nie widać także, że Polacy w tamtych czasach byli szykanowani, wyzyskiwani gospodarczo, jawnie okradani i niszczeni za swą polskość, ale o tym już nie napisał. Dlaczego?


Piękne obrazki zakłamywały ten "utracony świat" i sprawiały, że do dziś często przeceniamy przedwojenne niemieckie miasteczka. Po dekadach odreagowywania przez dopolszczanie później często odreagowywano, doniemczając.

Jedno się za to nie zmienia - jak Odrzanie głosują. Różnica między Odrzanią i Wiślanią jest widoczna gołym okiem.

a jaki jest wpływ Werwolfa i niemieckiej 5 kolumny ?


Paru znajomych napisało mi nawet podczas ostatniego wieczoru wyborczego, że Odrzania pokonała Wiślanię, ale specjaliści, którzy badają preferencje wyborcze na poziomie niższym - gmin i powiatów - zwracają uwagę, że obraz się nieco bardziej komplikuje. Ja partyjną polityką się nie zajmuję, ale piszę w książce trochę żartobliwie, że największy spór polityczny w Polsce jest między dwoma politykami uosabiającymi Odrzanię i Wiślanię. Z jednej strony mamy Donalda Tuska, gdańskiego autochtona i Kaszubę, a z drugiej Jarosława Kaczyńskiego, warszawiaka, w którego rodzinnej biografii zapisały się powstanie warszawskie czy Armia Krajowa.



Czy poczucie tymczasowości miało fundamentalny wpływ na kształtowanie się Odrzanii?

Początkowo tak, utrudniało zakorzenienie się. Ale na podstawie rozmów i wspomnień widzę, że poczucie tymczasowości na masową skalę skończyło się szybciej, niż chcemy to pamiętać – gdzieś w połowie lat 70. XX wieku. Oczywiście jeszcze po 1989 roku byli tacy, którzy bali się powrotu Niemców, ale byli i polscy Ślązacy czy Niemcy, którzy wręcz na to czekali. Nawiasem mówiąc, ten strach przed niemieckim rewizjonizmem inaczej był odczuwany wśród Kresowian, którzy nie mieli dokąd wracać, a którzy stanowili na "odzyskanych" zdecydowaną mniejszość, a inaczej wśród osadników z innych regionów, których była większość – z Wielkopolski, Podkarpacia czy Lubelszczyzny.


Inna dominująca narracja jest taka, że Wrocław został zasiedlony przez lwowiaków. Ten mit do dzisiaj trzyma się bardzo mocno.


Lwowiacy stanowili zaledwie kilka procent nowych mieszkańców Wrocławia, a ogromna część z nich była i tak mieszkańcami lwowskich przedmieść, a nie mieszczaństwem czy inteligencją. Wrocław był ludnym miastem przed wojną, potrzeba było wielu osadników - Lwów i Wilno łącznie miały mniej mieszkańców niż sam Wrocław. Mit o lwowskim Wrocławiu wziął się stąd, że lwowska inteligencja i specjaliści mieli znaczący udział w rozruchu Wrocławia, byli nadreprezentowani wśród studentów, inżynierów czy tramwajarzy.



Nazywasz miasta Odrzanii najpiękniejszymi w Polsce. Zachwycasz się "polskimi blokowiskami lokowanymi na prawie niemieckim" i "dopolszczaniem architektury". Skąd to zauroczenie?

Wiem, że Odrzania nie jest Monicą Bellucci wśród przestrzeni świata, nie jest to piękno oczywiste, ale nieustannie mnie zachwyca. Odrzańska przestrzeń jest intrygująca, drażniąca, bodźcująca. Jak mogą nie robić wrażenia blokowiska w sąsiedztwie renesansowych zamków, XIX-wieczne kamienice barwy wściekłej krwi zderzone z pawilonami i placami, które powstały w wyniku bombardowań czy podpaleń, a chcą podszywać się pod plany urbanistów. Nie znam innego miejsca, w którego przestrzeni tak wyraźnie zapisałaby się jego historia.

lekceważenie innych
lekceważenie  zdania i uwag innych ludzi


mój komentarz do tego artykułu nie jest jeszcze zakończony
brakuje mi tu dwóch wątków i ostatecznego podsumowania




Zbigniew Rokita. Reporter, redaktor, specjalizuje się w problematyce Europy Wschodniej i Górnego Śląska. Autor książek reporterskich "Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" (wyróżnionej podwójną Nagrodą Literacką Nike: jury oraz czytelników) i "Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium". Autor sztuk teatralnych "Nikaj" (Teatr Zagłębia w Sosnowcu) i "Weltmajstry" (Teatr Korez w Katowicach). Stały współpracownik "Tygodnika Powszechnego". Pochodzi z Gliwic, mieszka w Katowicach.

Mike Urbaniak. Jest dziennikarzem kulturalnym weekendowego magazynu Gazeta.pl, Wysokich Obcasów i polskiej edycji Vogue, gdzie prowadzi także swój queerowy podcast Open Mike. Mieszka w Poznaniu.


--------------------


14 stycznia 2024



poniżej jeszcze opinia z czasopisma "Sudety"

bardzo zresztą podobna do wynurzeń autora, momentami wręcz bardzo wtórna do jego opinii

znam to czasopismo z.... powiedzmy - "dawnych" lat, czyli gdzieś czytywałem je w latach ok. 2012 roku, nie kojarzę, żebym tam widział takie rzeczy jak np. w czasopiśmie "Odkrywca", tak więc w sumie chyba nie mam negatywnych uwag co do zawartości czasopisma "Sudety".




polecam uwadze:


zaczynam odkrywać Dolny Śląsk, próbując go zlepić z moim kąskiem Górnego Śląska. Dotąd nie potrafiłem.
Niektóre wątki śląskości łączyły mi się szybko, inne mimo usilnego naciągania rzeczywistości za chiny nie dało się zlepić.
Aż trafiłem do „Odrzanii” i choć nie wszystko, to wiele spraw stało się zrozumiałych. Wiele potwierdziło to, co czułem gdzieś podskórnie



tu zaś bardzo ciekawe spostrzeżenia:


Bo wiecie, ten świat – Wrocław, Sudety, Dolny Śląsk – przez większość mojego życia był dla mnie niedostępny, bo nieobecny w mojej komunikacyjnej, edukacyjnej, czy medialnej bańce. Nie było go w podręcznikach, nie było go w ofercie szkolnych wycieczek, nie było go w piosenkach, które wyliśmy w górach (nie Sudetach) do świtu, nie było go w pierwszych reklamach, ani nawet w dzienniku telewizyjnym. Nie istniał. Jakby ktoś nałożył barierę informacyjną i bardzo rygorystycznie jej przestrzegał.
Na przykład pełno było wokół mnie informacji o inwestycjach turystycznych w Beskidach, Tatrach, nawet Bieszczady chciały mieć wielki kurort narciarski, a o Sudetach cisza.



















cały tekst nie pocięty komentarzem:


Za ciasno ci się zrobiło na Górnym Śląsku?

Powędrowałem za intuicją, która podpowiadała, że mój Górny Śląsk łączy wiele z Ziemiami Odzyskanymi. Łączą nas dylematy tożsamościowe, potrzeba znalezienia ciągłości czy układanie się z kłopotliwą przeszłością. Żyjemy w podobnym uniwersum. Ludzie z poniemieckich miast i wsi to moi kuzyni – dalecy, ale kuzyni, bo ja sam jestem kundlem Ziem Odzyskanych, ulepionym z autochtonów i osadników.

Twoja poprzednia książka "Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku" została przyjęta bardzo ciepło, zgarnęła nawet nie jedną, ale dwie nagrody Nike - od jury i od czytelników. To wpłynęło na twoje myślenie o dalszym pisaniu?

Jako dziennikarz stałem się pewniejszy siebie i poczułem, że mogę sobie teraz pozwolić na więcej. "Odrzanię" pisałem tak, jak chcę pisać: dzieląc się wątpliwościami, nie zawsze rozstrzygając dylematy, żartując, częściej szarżując, chociaż mój redaktor Artur Wiśniewski lubił mi przypominać, że nie każda szarża musi być zwycięska. Zależało mi, żeby pozostając przy warsztacie reportera i pisząc prawdę, a nie fikcję, wykorzystać jednak w literaturze faktu wiele instrumentów literatury pięknej. Chciałem też zamiast na sprawozdawaniu skupić się na rysowaniu nieoczywistych perspektyw, stworzyć "Odrzanię" raczej w nurcie literatury rozkminy niż literatury wiedzy.









Czytałem "Odrzanię" jako swego rodzaju kontynuację tego, co rozpocząłeś w "Kajś". Słusznie?

Pozostajemy w podobnym świecie, ale zmienia się temat. Ziemie Odzyskane, które nazwałem w książce Odrzanią, były dla mnie tylko pretekstem. To nie jest biografia tych ziem, to nie jest klasyczny reportaż. Tak jak w "Kajś" Śląsk był pretekstem do opowiedzenia o tym, jak tworzą się tożsamości, tak w "Odrzanii" ziemie poniemieckie są pretekstem do przyjrzenia się temu, jak konstruuje i dekonstruuje się pamięć. W obu książkach próbowałem przetłumaczyć doświadczenie lokalne na język uniwersalności.

W kwestii formy zaś zależało mi na tym, żeby samego siebie z "Kajś" zakwestionować, podważać. Nie chciałem wjechać w utarte koleiny i napisać taką samą książkę o innym miejscu. Zwłaszcza że pisząc o Ziemiach Odzyskanych, tak jak ja o nich piszę - nie tylko o pierwszych powojennych latach, ale ciągnąc opowieść o nich do teraźniejszości - trzeba znaleźć formę dla tej opowieści.

Różnica między poprzednią i tą książką jest też taka, że w "Kajś" interesowali mnie głównie autochtoni, Ślązacy, a w "Odrzanii" skupiam się nie na tych, którzy tam zostali, ale na tych, którzy tam przybyli. Naprawdę nigdzie indziej nie było tak, żeby kilka milionów ludzi nagle "zniknęło", a na ich miejscu pojawiły się miliony nowych osadników. To największy eksperyment demograficzny w dziejach Europy.



To powiedzmy w końcu, co to jest ta Odrzania?

Brakuje nam słowa na polskie ziemie poniemieckie – na popolskie mamy: Kresy. Najbardziej przyjął się termin Ziemie Odzyskane, ale jest on, jak wiemy, propagandowy. I ja sam z braku lepszego słowa używam go w tytule książki, żeby zakomunikować czytelnikom, dokąd w tej książce się wybierzemy, ale zaraz na pierwszej stronie zamieszczam jedyny w książce przypis, w którym rozprawiam się z wiarygodnością tego hasła. Wymyśliłem więc Odrzanię, bo po pierwsze, brzmi ona bajkowo, a po drugie, chciałem w ten sposób podkreślić różnice między Polską wiślańską - Polską-Polską, ziemiami przedwojennymi – a Polską odrzańską, czyli właśnie Odzyskanymi. Jasne, nie wszystkie poniemieckie ziemie leżą nad Odrą, ale to termin kulturowy, nie geograficzny. Żeby nie szukać daleko, Czechy też składają się z kilku krain historycznych: Moraw, Śląska i Czech, a nazywamy je Czechami.
Ta twoja umowność zakłada Odrzanię i Wiślanię. To dwa oddzielne światy?

Nie oddzielne, ale rzeczywiście pod wieloma względami różne. Historię tych dwóch krain najpiękniej opowiadają same cieki. Spójrz na mapę, tam znajdziesz linie papilarne Polski - to bieg dwóch naszych największych rzek. Obie w Polsce płyną ze Śląska. Początkowo równolegle i to jest metafora czasów mieszkowo-bolesławowych. Potem jednak Wisła gwałtownie skręca na Wschód - w stronę Litwy i Rusi, natomiast Odra od początku wie, o co jej chodzi, i delikatnie wychyla się na Zachód, w stronę kultury niemieckiej, czeskiej. Dopiero hen, hen daleko Wisła zawraca, zwraca się na Zachód, aby końcówkę trasy pokonać już wraz z Odrą, raz jeszcze, po metaforycznym tysiącu lat, równolegle. Obie wpadają do Bałtyku, ale oddzielnie, na swoich zasadach i pewnie nawet się tam nie spotkają.
Mnie się słowo "Odrzania" szalenie podoba, może wyprze kiedyś Ziemie odzyskane, choć trzeba powiedzieć, że ten komunistyczny wynalazek trzyma się w Polsce zaskakująco mocno. Czy twoja podróż po tych ziemiach była zaplanowana, czy spontaniczna?

Wiedziałem, dokąd i do kogo muszę trafić, ale dużo było też w moich wędrówkach spontaniczności. Dzięki sukcesowi "Kajś" mogłem poświęcić tej książce dużo czasu. Odwiedziłem kilkadziesiąt miejscowości, pomieszkałem parę tygodni tu, parę tam. Często wsiadałem na jakiejś stacji w pociąg i jechałem, po drodze decydując, gdzie wysiądę. Ale też spontaniczność tej wędrówki wynikała z tego, że do tych ziem nie ma żadnej instrukcji obsługi, nie ma - jak w przypadku Górnego Śląska - katalogu obowiązkowych tematów. Musiałem rozpoznać temat bojem. Błąkałem się więc, pisząc książkę, i tak jak w "Kajś" nie zbierałem materiałów, żeby u finiszu wszystko spisać, ale pisałem na żywo, zapraszając czytelników do dowiadywania się wszystkiego razem ze mną. Zacząłem pisać w momencie, w którym najbardziej zaczynać lubię - gdy temat już mnie kręci, ale gdy jeszcze bardzo wielu rzeczy nie wiem.
Mnie uczono w szkole, że bitwa pod Cedynią była jedną z najważniejszych w naszej historii, tymczasem z twojej książki wynika, że takiej bitwy najpewniej w ogóle nie było. Historia Ziem Odzyskanych rozchodzi się chętniej z oficjalną historiografią od innych ziem?

Powojenna komunistyczna propaganda (często zbieżna z kościelną) w odniesieniu do tych ziem wciąż trzyma się mocno. W książce staram się rozprawiać z mitami o krainie mlekiem i miodem płynącej, o odwiecznie polskich ziemiach poniemieckich, o Piastach. Co rusz natykałem się na pozostałości tych plomb pamięci. Byłem w szoku, gdy dowiadywałem się, że ostatni Piastowie na Dolnym Śląsku byli już niemieckojęzycznymi protestantami i mówili na siebie Die Piasten czy że rzeczywiście nie ma żadnych dowodów, że bitwa pod Cedynią kiedykolwiek się odbyła. Od lat trwają próby zasypywania dziury między światem i antyświatem, między powojenną historią "odzyskanych" miast, a tym, co działo się tam kiedyś. Około 1989 roku rozpoczęło się coś, co nazwałem rewolucją odrzańską, czyli wielkie odpamiętywanie, ćwiczenie z pamięci. Odrzanie co rusz muszą dogadywać się sami ze sobą, jak chcą pamiętać swoje małe ojczyzny, w których są często już czwartym czy piątym pokoleniem. Klasyczny przykład to Uniwersytet Wrocławski, który w 2011 musiał zdecydować, czy obchodzić dwustulecie, czy uznać, że istnieje od 1945 roku. Podejście ludzi na tych ziemiach do przeszłości zaś zmienia się nieustannie. Najtrudniej bowiem, jak mawiano w ZSRR, przewidzieć przeszłość.
Piszesz, że w polskiej kulturze, jak się mówi o wyjeździe w góry, to ma się zawsze na myśli Tatry, a nie Sudety, wyjazd nad morze oznacza zwykle Pomorze Gdańskie, a nie Pomorze Zachodnie. Dlaczego tak jest?

Polska jest zwiślanizowana, nasze imaginarium - dobór rocznic, lektur, ikonografii - jest kształtowane przez Wiślanię i składa się na nie głównie doświadczenie Polski w granicach przedwojennych, wraz ze Lwowem i Wilnem. Lwów i Wilno 78 lat po zakończeniu wojny wciąż organizują polską wyobraźnię bardziej niż Wrocław czy Szczecin. Nie twierdzę, że to źle bądź dobrze, ale wiem, że potrzebujemy na liście lektur choć jednej książki, która opowiedziałaby o doświadczeniu Odrzanii – choćby "Domu dziennego, domu nocnego" Olgi Tokarczuk. Dzieje Odrzanii są zbyt słabo znane, również w samej Odrzanii. Przekłada się to później też na konkrety, np. na ogromne dysproporcje między finansowaniem ochrony zabytków na Dolnym Śląsku, gdzie jest dużo więcej zarejestrowanych zabytków niż w centralnych i wschodnich regionach.


Widać to również w rozmaitych sporach, o których piszesz. Czy to o Güntera Grassa w Gdańsku, czy głośnego sporu o patrona szkoły w Wałbrzychu.

W szkole w Wałbrzychu chciano wybrać nowego patrona, a dyrekcja zrobiła coś, co robi się rzadko - spytała o zdanie uczniów, rodziców i pracowników. Można było wybrać między Janem Pawłem II z Galicji, św. Faustyną Kowalską z Kongresówki i księżną Daisy - angielską arystokratką wżenioną w niemiecką rodzinę Hochbergów, panią na Zamku Książ, zasłużoną dla miasta. Przytłaczającą większością głosów wygrała Daisy, co wielu w mieście się nie spodobało. Był to ciekawy kazus, bo zarysowało się napięcie między pamięcią ogólnonarodową, "wiślańską", a miejscową, "odrzańską". I jak widać, ludzie nie uznali Daisy za Angielkę lub Niemkę, ale za wałbrzyszankę, przebili symboliczny mur 1945 roku. To też dobry przykład tego, że spory w Odrzanii są uniwersalne, powtarzają się w wielu innych regionach. Opowieść o Odrzanii jest opowieścią o problemach z pamięcią.
Inny problem z tą pamięcią to nieraz jej powierzchowność.

Oczywiście są tacy, którzy wiedzę o Odrzanii pogłębili, i tacy, którzy się zatrzymali na przedwojennych pocztówkach, które po 1989 roku zrobiły zawrotną karierę. Większość ludzi zobaczyła wtedy po raz pierwszy, jak przed przybyciem ich dziadków i pradziadków wyglądały miejscowe ulice, parki i place. Z pocztówkami jest jedynie taki problem, że pokazują tamte światy z lepszego profilu, nie widać na nich pogromów Żydów czy nierówności społecznych. Piękne obrazki zakłamywały ten "utracony świat" i sprawiały, że do dziś często przeceniamy przedwojenne niemieckie miasteczka. Po dekadach odreagowywania przez dopolszczanie później często odreagowywano, doniemczając.
Jedno się za to nie zmienia - jak Odrzanie głosują. Różnica między Odrzanią i Wiślanią jest widoczna gołym okiem.

Paru znajomych napisało mi nawet podczas ostatniego wieczoru wyborczego, że Odrzania pokonała Wiślanię, ale specjaliści, którzy badają preferencje wyborcze na poziomie niższym - gmin i powiatów - zwracają uwagę, że obraz się nieco bardziej komplikuje. Ja partyjną polityką się nie zajmuję, ale piszę w książce trochę żartobliwie, że największy spór polityczny w Polsce jest między dwoma politykami uosabiającymi Odrzanię i Wiślanię. Z jednej strony mamy Donalda Tuska, gdańskiego autochtona i Kaszubę, a z drugiej Jarosława Kaczyńskiego, warszawiaka, w którego rodzinnej biografii zapisały się powstanie warszawskie czy Armia Krajowa.
Czy poczucie tymczasowości miało fundamentalny wpływ na kształtowanie się Odrzanii?

Początkowo tak, utrudniało zakorzenienie się. Ale na podstawie rozmów i wspomnień widzę, że poczucie tymczasowości na masową skalę skończyło się szybciej, niż chcemy to pamiętać – gdzieś w połowie lat 70. XX wieku. Oczywiście jeszcze po 1989 roku byli tacy, którzy bali się powrotu Niemców, ale byli i polscy Ślązacy czy Niemcy, którzy wręcz na to czekali. Nawiasem mówiąc, ten strach przed niemieckim rewizjonizmem inaczej był odczuwany wśród Kresowian, którzy nie mieli dokąd wracać, a którzy stanowili na "odzyskanych" zdecydowaną mniejszość, a inaczej wśród osadników z innych regionów, których była większość – z Wielkopolski, Podkarpacia czy Lubelszczyzny.
Inna dominująca narracja jest taka, że Wrocław został zasiedlony przez lwowiaków. Ten mit do dzisiaj trzyma się bardzo mocno.


Lwowiacy stanowili zaledwie kilka procent nowych mieszkańców Wrocławia, a ogromna część z nich była i tak mieszkańcami lwowskich przedmieść, a nie mieszczaństwem czy inteligencją. Wrocław był ludnym miastem przed wojną, potrzeba było wielu osadników - Lwów i Wilno łącznie miały mniej mieszkańców niż sam Wrocław. Mit o lwowskim Wrocławiu wziął się stąd, że lwowska inteligencja i specjaliści mieli znaczący udział w rozruchu Wrocławia, byli nadreprezentowani wśród studentów, inżynierów czy tramwajarzy.


Nazywasz miasta Odrzanii najpiękniejszymi w Polsce. Zachwycasz się "polskimi blokowiskami lokowanymi na prawie niemieckim" i "dopolszczaniem architektury". Skąd to zauroczenie?

Wiem, że Odrzania nie jest Monicą Bellucci wśród przestrzeni świata, nie jest to piękno oczywiste, ale nieustannie mnie zachwyca. Odrzańska przestrzeń jest intrygująca, drażniąca, bodźcująca. Jak mogą nie robić wrażenia blokowiska w sąsiedztwie renesansowych zamków, XIX-wieczne kamienice barwy wściekłej krwi zderzone z pawilonami i placami, które powstały w wyniku bombardowań czy podpaleń, a chcą podszywać się pod plany urbanistów. Nie znam innego miejsca, w którego przestrzeni tak wyraźnie zapisałaby się jego historia.












weekend.gazeta.pl/weekend/7,150723,30332965,miejsca-waznych-swiadectw-w-historii-i-kulturze-europy-tak.html

/weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,30363922,mowili-na-siebie-die-piasten-rzeczywiscie-nie-ma-zadnych-dowodow.html

Prawym Okiem: Bachus (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Metoda Werwolfu w Szwecji (maciejsynak.blogspot.com)










sobota, 2 października 2021

Wolin - wspomnienia osadników z 1945 roku

 

W podanym niżej linku można odsłuchać wspomnień niektórych mieszkańców Wolina.



29 września w Muzeum Regionalnym im. Andrzeja Kaubego w Wolinie otwarta została wystawa „Wyspa pamięci – stamtąd – tutaj”. To część ważnego projektu mającego na celu dokumentowanie wspomnień mieszkańców gminy Wolin, odnoszących się do pierwszych lat po II wojnie światowej. Fragmenty osobistych relacji, dokumenty i pamiątki, związane zarówno z osiedlaniem się ludzi na tych terenach po 1945 roku, jak i odnoszące się do tradycji kulturowych i religijnych, które przywieźli ze sobą z rodzinnych stron. To poruszający, czasem zatrważający obraz życia ludzi. Temat przybliżyła nam współtwórczyni wystawy Ewa Grochowska.






- Od końca 2018 roku prowadzę badania terenowe, polegające na nagraniach relacji biograficznych „pierwszych osadników” na wyspie Wolin – mówiła Ewa Grochowska – Nagrywamy pierwsze, ale i drugie pokolenie, dzieci, nawet wnuki tych osób, by zobaczyć, co zostało do dziś jako tradycje. Mam na myśli również tradycje muzyczne, bo te stały się punktem wyjścia do wielogodzinnych rozmów, ukazywania całych światów przeniesionych na Pomorze Zachodnie.

„Dziki Zachód” – to określenie pojawiające się niejednokrotnie w narracji osadników z Pomorza. „Proszę Pani, tu był «dziki zachód»! Jak Pani oglądała jakieś filmy, tu było podobnie” – mówili rozmówcy Ewy Grochowskiej.

- Tak zwane repatriacje były „Dobrowolne pod przymusem”, jak mówią ludzie – wspominała Grochowska – Jeśli zostało się na ziemiach radzieckich do lat 50. można było się repatriować, potem automatycznie dostawało się obywatelstwo radzieckie. Ale były i miejsca, z których wysiedlano ludzi siłą, nie dając możliwości wyboru. Nie wyglądało to też tak, że po kilku tygodniach podróży ludzie trafiają do przygotowanego domu i organizują sobie długie i szczęśliwe życie. Często byli okradani, terroryzowani. To obraz wręcz ikoniczny: pijani żołnierze Armii Czerwonej wpadają do domu, czegoś chcą, najczęściej wódki. Ludzie są świadkami gwałtów, często zbiorowych. To nie mieści się w głowie! Przyjeżdżasz, by zacząć nowe życie, a ono zaczyna się w takich okolicznościach. To rzeczy dla nas niewyobrażalne!

Wolin to soczewka, ukazująca w mikroskali historię całego Pomorza Zachodniego. Ludzie przyjeżdżali z przeróżnych stron Polski, Kresów, ale i Syberii czy Kazachstanu. Rodziny z Kielecczyzny, Lubelszczyzny, Podkarpacia, Wileńszczyzny, Wołynia, Podola czy odległych zakątków ZSRR spotkały się w jednym miejscu. O miejscu tym na wystawie „Wyspa pamięci” mówi m.in. kolekcja przeszło 1500 zdjęć, zbieranych od 2018 roku, we współpracy z gminą Wolin, co świadczy o lokalnym charakterze projektu.

- Właściwie, autorami tej wystawy są wszyscy mieszkańcy, który wzięli udział w projekcie. Pokazuje ona zawartość ich pamięci! – mówiła Ewa Grochowska. 




http://wyspapamieci.pl/historie/


np.:

http://wyspapamieci.pl/czeslaw-proszko/

https://mail.radio.szczecin.pl/395,1531,to-tylko-71-lat-reportaz-anny-kolmer




https://www.polskieradio.pl/8/478/Artykul/2818308,Wyspa-pamieci-i-Kolowrot-na-dzwieki-i-glosy?fbclid=IwAR1Zn1yH7B7rsuvoOW7NDK_Bj6sNEaOzGSO9TdZLpLmyl9oTpP6pXoj_7Ok





niedziela, 19 marca 2017

Złe podpisy - celowo?




Tu z kolei:

 "Osobną kwestią jest mienie Żydów okradzionych przez Niemców w latach 30. np. we Wrocławiu. Te ziemie Polska otrzymała jako rekompensatę za utracone tereny wschodnie i za te grabieże powinni płacić Niemcy."

napisano to tak, że wygląda jakby Polska "zagrabiła" Żydom jakieś ziemie.

Co mają roszczenia Żydów względem niemców za ukradzione mienie PRZED LUB W CZASIE WOJNY - do Polski, która te tereny OTRZYMAŁA po wojnie drogą ustaleń pojałtańskich?


http://polskaniepodlegla.pl/opinie/item/10901-ida-po-nasze-niemcy-juz-dostaja-pieniadze-bo-polskie-sady-coraz-czesciej-przyznaja-im-odszkodowania





Tak mnie to ciekawi... dlaczego słowo >>niemieckie<< jest napisane z wielkiej litery i >>odzyskanych<< w cudzysłowiu i z małej litery?
To nie są tereny odzyskane???


--- "Po wojnie w okolicach działały grupy Niemieckich sabotażystów, których zadaniem było utrudnianie życia nowym mieszkańcom ziem „odzyskanych” i uniemożliwienie odkrycia tajemnic III Rzeszy."




https://www.gorytajemnic.pl/ciekawe-miejsca/tajemnice-starego-ksiaza.html

 

piątek, 9 września 2016

"przeszłość jeszcze się definitywnie nie zakończyła".


Gauck: mimo upływu 70 lat krzywdy wypędzonych nie są naprawione

aktualizacja: 03.09.2016, 15:39




Prezydent Niemiec Joachim Gauck powiedział w sobotę podczas Dnia Stron Ojczystych w Berlinie, że choć ponad 70 lat minęło od zakończenia II wojny światowej, nie zostały naprawione wszystkie krzywdy doznane przez przymusowo wysiedlonych.


"Ponad 70 lat upłynęło od czasu, gdy 14 mln Niemców zostało wypędzonych ze swojej ojczyzny lub musiało z niej uciec" - powiedział Gauck w przemówieniu do przedstawicieli niemieckich ziomkostw obchodzących swoje doroczne najważniejsze święto, Dzień Stron Ojczystych (Tag der Heimat).


"Wciąż jeszcze nie zostały zaleczone wszystkie rany, nie zostały naprawione wszystkie krzywdy" - zaznaczył prezydent dodając, że mimo upływu siedmiu dekad "przeszłość jeszcze się definitywnie nie zakończyła".


Gauck przypomniał, że dopiero w zeszłym roku Bundestag przyznał odszkodowania niemieckim cywilom, których po drugiej wojnie światowej deportowano do ZSRR lub internowano w Polsce i Czechosłowacji, gdzie byli wykorzystywani do pracy przymusowej. Jego zdaniem symboliczne odszkodowania są ważnym sygnałem zainteresowania dla ludzi, którzy byli przez miesiące, a czasami lata wykorzystywani jako "ludzkie reparacje wojenne".
Od 1 sierpnia byli niemieccy robotnicy przymusowi i ich spadkobiercy mogą starać się o jednorazowe odszkodowanie w wysokości 2,5 tys. euro.


Prezydent skrytykował lewicowe i liberalne środowiska w RFN, które - jak mówił - "ze względu na politykę odprężenia z krajami Europy Wschodniej marginalizowały ofiary przymusowych wysiedleń". Utrata ojczyzny była w latach 70. i 80. w Niemczech Zachodnich powszechnie akceptowana jako "zbiorowa kara za popełnione przez Niemców zbrodnie" - mówił prezydent.


Jak podkreślił Gauck, po upadku żelaznej kurtyny byli przesiedleńcy mogą bez żadnych ograniczeń utrzymywać kontakty z miejscami, z których pochodzą. Za "godne uwagi" prezydent Niemiec uznał zabiegi Wrocławia o zachowanie w tym mieście śladów niemieckiej historii.


"Polski Wrocław nie jest prawnym następcą niemieckiego Breslau, a mimo to czuje się w coraz większym stopniu zobowiązany do zachowania niemieckiego dziedzictwa" - pochwalił Gauck. "Polscy wrocławianie nie chcą po prostu tylko mieszkać w (dawnych) budynkach, chcą również zmierzyć się z duchem panującym w tych murach, na dobre i na złe" - mówił prezydent.


Gauck nawiązał do kryzysu uchodźczego zaznaczając, że Niemcy muszą wywiązać się z "prawnego i moralnego obowiązku ochrony prześladowanych", a równocześnie nie narazić na szwank stabilności państwa i spoistości społeczeństwa.


Jak podkreślił, obecna sytuacja jest trudniejsza niż 70 lat temu, gdyż do Niemiec napływają ludzie mówiący innym językiem, wyznający inną religię i pochodzący z innego kręgu kulturowego. "Nie wolno ukrywać - mówił - że napływ uchodźców związany jest z ryzykiem nieznanym po 1945 roku".


"Żaden kraj przyjmujący osoby poszukujące schronienia nie może całkowicie wykluczyć, że wśród uciekinierów znajdą się osoby pragnące wyrządzić temu krajowi krzywdę lub że po przyjęciu się zradykalizują" - powiedział Gauck.


Prezydent dodał, że napływ imigrantów zmieni Niemcy, ale kraj pozostanie tym, czym jest obecnie, ponieważ proces integracji będzie sterowany przez państwo.


Szef Związku Wypędzonych (BdV) Bernd Fabritius wezwał do nadrobienia opóźnień przy budowie ośrodka politycznymi informacyjno-dokumentacyjnego poświęconego przymusowym wysiedleniom w XX wieku. Wspierana przez ziomkostwa placówka w Berlinie miała powstać w bieżącym roku, obecnie jej otwarcie jest przewidywane za dwa lata.


Fabritius, który jest następcą Eriki Steinbach, wyraził żal z powodu "opornie" rozwijającego się dialogu Związku Wypędzonych z "najwyższymi władzami politycznymi w Polsce". "Przyczyny leżą po obu stronach i są różnorodne" - ocenił działacz BdV.



Od początku podejrzewałem, że za terminem "gdańszczanie", albo "wrocławianie" czai się głębsza myśl.

Chodzi o to by nie pisać, że w tych miastach mieszkają Polacy (chwyt podobny do "naziści" zamiast "niemcy"), a poza tym - jak się zaczną plebiscyty, to "wrocławianie", czyli Werwolf  opowiedzą się za ...niemcami?

Czy może po prostu dojdzie do poprawienia wyników wyborów jak to ma ostatnio miejsce.

Czy wtedy  "przeszłość zakończy się definitywnie"?

P.S.:

"Polski Wrocław nie jest prawnym następcą niemieckiego Breslau" - znowu to samo co przy Oświadczeniu RM Gdańska

Niemcy i niemiecka 5 kolumna z Gdańska negują prawa Polski do tych terenów.




http://www.rp.pl/Polityka/160909732-Gauck-mimo-uplywu-70-lat-krzywdy-wypedzonych-nie-sa-naprawione.html#ap-1



sobota, 7 lutego 2015

Jaceniuk: nie ma zgody na pokój za wszelką cenę



Kliczko: zaraz Niemcy zażądają części Polski


Dzisiejsze info nie nastraja optymistycznie.
Wojenne werble grają coraz głośniej i coraz częściej.
Podsumowanie dnia - 9 informacji z dzisiaj + dwie z 2 lutego.

 
Jaceniuk jak agent niemiecki Beck: "nie ma zgody na pokój za wszelką cenę" wkręca Ukrainę w samobójczą wojnę. Kolejny cytat, w jakim lubują się niemcy.

W czasie okupacji niemieckiej w latach 40tych wydawano w GG pismo, niby antyhitlerowskie, które miało udawać opozycję i ściągać uwagę Polaków przeciw ZSRR, nazywało się Nowy Czas (nie mylić z Najwyższym Czasem!  (ale może jednak... październik 2020 - MS), zaś niemiecka agencja zajmująca się produkowaniem kłamstw dla Polaków nazywała się Telepress (nie mylić z Telexpressem).(ale może jednak...)

Niemcy poprzez Kliczkę wypowiadają na głos swoje żądania, przygotowując polską opinię publiczną na szok. Tymczasem wysyłają do Polski swoje wojsko, pod nową nazwą - szpica.


Zapewne szybko pobrata się z Werwolfem z tutejszej armii, Werwolf zresztą TERRORYZUJE od dłuższego czasu polską opinię publiczną - masowe podpalenia samochodów, obrzucanie pociągu kamieniami, no i wypuszczenie sześciu czy siedmiu morderców na wolność - wszystko oczywiście w swoim przedwojennym mateczniku, czyli GDAŃSKU.

Aha. Zapomniałem o "tajemniczych" niewytłumaczalnych samobójstwach. 
Coraz więcej blogerów NE - filozofów, dociekliwych obserwatorów, reporterów, ludzi cichych, uprzejmych i ceniących wysoką kulturę - zaczyna używać krzykliwego obelżywego języka -znaczy,  już ich między nami nie ma, zostały tylko nicki przejęte przez terrorystyczne niemieckie bandy...


Wyjaśniło się skąd pomysł na wykreowanie kiboli (maczety i "nożownicy" z Krakowa itd itd) - kiedy zdesperowani ludzie zaczynają strajkować i wygrażać władzy przed urzędami, kopalniami i na drogach, redaktor z tv tłumaczy:

 do protestów dołączyli kibole, szukający okazji do wzniecania zamieszek

Bambus, vel poliż obozy koncentracyjne przyznaje, że na Ukrainie USA dokonały zamachu stanu, ruscy ostrzegają, że dywersji nie pozostawią bez odpowiedzi.

 
"Polskie" F-16 prowadziły w zeszłym roku ćwiczenia z bronią jądrową NATO.



Arsenij Jaceniuk: nie ma zgody na pokój za wszelką cenę
Ukraina nie zgodzi się na takie uregulowanie sytuacji w swoich wschodnich obwodach, które naruszałyby jej jedność terytorialną - oświadczył premier Arsenij Jaceniuk na wspólnej konferencji prasowej z sekretarzem stanu USA Johnem Kerrym. 

Ukraina potrzebuje pokoju, ale nigdy nie będziemy rozpatrywali wariantów, które naruszałyby jedność terytorialną i europejską przyszłość kraju - powiedział szef ukraińskiego rządu po spotkaniu z amerykańskim politykiem. 

- Prezydent Barack Obama rozpatruje wszystkie możliwości pomocy Ukrainie. Jedną z nich jest przekazanie Ukrainie pomocy obronnej - powiedział John Kerry

 
Aamerykański szef dyplomacji poinformował, że dzień wcześniej rozmawiał o tym z Hollande'em. - Rozmawialiśmy o tym, co otrzymali od prezydenta Putina. Jest tam kilka pomysłów, ale nie przeanalizowaliśmy w pełni propozycji, które nadeszły z Moskwy. Teraz zobaczyliśmy te propozycje, zapoznaliśmy się z tekstem, lecz dopiero dziś po południu oświadczyli oni, że przedstawią swoją ofertę. Na razie jeszcze z nimi o tym nie rozmawialiśmy - przekazał Kerry.

Kliczko: zaraz Niemcy zażądają części Polski

Władimir Kliczko (63-3, 53 KO) jest mocno zaniepokojony konfliktem na Ukrainie. W środę poruszył ten temat podczas spotkania z dziennikarzami w Nowym Jorku, wyrażając obawę, że w ślad za Rosjanami pójdą inne kraje. - Jak tak dalej pójdzie, Niemcy stwierdzą, że do nich należy część Polski - powiedział. 
Działania zbrojne w ojczyźnie mistrza wagi ciężkiej trwają już od niemal roku, pochłaniając coraz więcej ofiar. Na ich temat wielokrotnie wypowiadał się starszy brat Ukraińca, Witalij, który od dłuższego czasu zaangażowany jest w politykę. Władimir również reaguje, licząc, że jego rodacy nie pozostaną sami z problemem. 

- Świat musi zwracać uwagę na to, co się dzieje. To nie jest problem lokalny, tylko światowy. Pojawiają się sankcje, cierpi gospodarka. To okropne. I nikt nie wie, do czego to doprowadzi, co będzie następne. Może się okazać, że to będzie przykład dla innych mocarstw. Może Chiny stwierdzą niedługo, że do nich należy Syberia. Albo Niemcy, że część Polski jest ich, czy znowu Rosja, że jej własnością jest część Kazachstanu. Złamano międzynarodowe zasady, to nieakceptowalne. Takie postępowanie może rodzić nowe problemy - stwierdził. 

Kliczko pozostanie w najbliższych tygodniach w Stanach Zjednoczonych, gdzie będzie się przygotowywać do kolejnego występu - 25 kwietnia w Madison Square Garden zmierzy się z Bryantem Jenningsem (19-0, 10 KO). 

bokser.org 


Niemcy chcą bronić Polski przed Rosją

Niemcy wyślą na manewry do naszego kraju jeden z największych kontyngentów wśród państw NATO. W tym roku w Polsce będzie ćwiczyło 1700 niemieckich żołnierzy. To precedens w historii III RP - pisze "Rzeczpospolita". 

Inicjatywa RFN wpisuje się w szerszy, bezprecedensowy program zacieśnienia współpracy wojskowej z Polską w obliczu rosyjskiego zagrożenia - podkreśla "Rz". 

Dotychczas Berlin z uwagi na wojenną przeszłość i pacyfizm społeczeństwa unikał wysyłania żołnierzy zagranicę. Ale konflikt na Ukrainie radykalnie zmienił podejście Niemiec do Rosji. Kanclerz Angela Merkel uznała, że trzeba wzmocnić gwarancję bezpieczeństwa dla Polski. 

Szczegóły udziału niemieckiej armii w manewrach na terenie Polski wciąż są dopracowywane, ale wiadomo, że Niemcy przyłączą się do wielkich ćwiczeń NATO "Saber Strike" w Drawsku Pomorskim w czerwcu. 

Udział prawie 2 tys. żołnierzy z Niemiec w ćwiczeniach na polskiej ziemi, to tylko jeden z elementów nowej strategii - twierdzi "Rz" i zapowiada: na wzór francusko-niemieckiej brygady powstanie polsko-niemiecka jednostka, a polsko-niemiecko-duńskie dowództwo w Szczecinie zostanie wzmocnione. 
(ah)



Rosja ostrzega USA. "Poważne zaniepokojenie"

Dzisiaj, 5 lutego (17:35)
Ministerstwo Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej oświadczyło w czwartek, że ewentualne dostarczenie przez USA broni Ukrainie zagrozi bezpieczeństwu Rosji. Przestrzegło też Waszyngton przed przerzucaniem na Ukrainę broni wycofywanej z Afganistanu.


- Plany te wywołują u nas poważne zaniepokojenie. Mając na uwadze rewanżystowskie zamiary 'partii wojny' w Kijowie, grozi to nie tylko eskalacją konfliktu na południowym wschodzie Ukrainy, ale także zagraża FR, której terytorium niejednokrotnie było ostrzeliwane ze strony ukraińskiej - oznajmił rzecznik prasowy MSZ Rosji Aleksandr Łukaszewicz na konferencji prasowej w Moskwie.
Łukaszewicz ostrzegł, że "takie posunięcie może wyrządzić kolosalną szkodę stosunkom rosyjsko-amerykańskim". - Tym bardziej, jeśli mieszkańcy Donbasu będą zabijani z amerykańskiej broni – dodał.

Rzecznik MSZ FR również oświadczył, że "działania Waszyngtonu prowadzą relacje rosyjsko-amerykańskie w ślepy zaułek, z którego bardzo trudno będzie znaleźć wyjście". Oznajmił, że istota polityki USA jest prosta: zaszkodzić naturalnym procesom integracji na obszarze WNP. - W budżecie USA zarezerwowano 640 mln dolarów dla Mołdawii, Gruzji i Ukrainie na cele 'przeciwdziałania Rosji' – wskazał.

- Jeśli USA w swoim budżecie zaczyna uwzględniać specjalne dotacje na przeciwdziałanie Rosji, to proces zaszedł za daleko. Rosja nie ma wątpliwości, że Biały Dom jest nastawiony konfrontacyjnie - powiedział.
Łukaszewicz zauważył, że Waszyngton "rozpoczął bezsensowną grę w sankcje, a teraz chodzi o finansowanie dywersyjnych działań przeciwko Rosji, co wynosi napięcie w stosunkach rosyjsko-amerykańskich na nowy poziom".

 

 

Szpica NATO w Polsce. "Jesteśmy gotowi"

Dzisiaj, 5 lutego (16:29)
Aktualizacja: Dzisiaj, 5 lutego (18:23)

Wicepremier i szef MON Tomasz Siemoniak oświadczył dzisiaj w Brukseli, że "Polska jest gotowa być tzw. państwem ramowym sił zadaniowych bardzo wysokiej gotowości NATO, czyli tzw. szpicy". Roczny polski dyżur miałby wypaść w trzecim lub czwartym roku istnienia tych sił.


W czwartek w Kwaterze Głównej NATO trwa spotkanie ministrów obrony Sojuszu, pierwsze od szczytu NATO w Newport w Walii we wrześniu 2014 r. Zdecydowano tam o reformie Sił Odpowiedzi NATO - w ich ramach mają powstać tzw. połączone siły zadaniowe bardzo wysokiej gotowości (ang. Very High Readiness Joint Task Force, VJTF), nazywane często szpicą.
"Gotowi jesteśmy robić dużo na rzecz tych sił VJTF, gotowi jesteśmy gościć ich ćwiczenia w Polsce. Też gotowi jesteśmy podjąć się roli państwa ramowego pośród kilku sojuszników. To podkreśla, jak wielką wagę do tego przedsięwzięcia przywiązujemy" - powiedział polskim dziennikarzom Siemoniak.

Państwa ramowe odpowiadają za sformowanie oddziału, a następnie utrzymywanie go na odpowiednim poziomie gotowości i dowodzenie nim podczas rocznego dyżuru. Według Siemoniaka Polska będzie trzecim lub czwartym państwem ramowym, choć tu szczegóły są jeszcze do ustalenia.

Trzeci lub czwarty rok istnienia VJTF oznaczałby dyżur w 2019 lub 2020 r., bowiem początkowo ustalono, że VJTF będą gotowe od początku 2017 roku. Polska chce jednak, żeby stało się to wcześniej. "Naszą ambicją jest to, żeby te terminy nie były takie, jak wcześniej planowano, tzn. nie początek 2017 r., ale żeby w czasie szczytu w Warszawie (w 2016 r. - PAP) już siły natychmiastowego reagowania były w pełni gotowości" - powiedział wicepremier.
"Decydując się na rolę państwa ramowego oczekujemy tego, że tak jak my będziemy kontrybuować do szpicy przez te lata, tak i inni będą w roku naszego dyżuru aktywni" - podkreślił Siemoniak. Jak dodał, nie miałoby sensu, gdyby siły VJTF podczas polskiego dyżuru miałyby być wystawione tylko przez nasz kraj.

Siemoniak zadeklarował też gotowość do przedsięwzięć związanych z wysoką gotowością sił VJTF, jak np. niezapowiedziane ćwiczenia dwa razy w roku oraz rozmieszczenie infrastruktury i sprzętu. "Jest to jedno z najbardziej fundamentalnych dla nas przedsięwzięć w NATO, więc chcemy w nie inwestować i pokazywać, że bardzo poważnie je traktujemy" - zaznaczył wicepremier.

Pytany, czy częścią VJTF mogłaby być grupa bojowa Unii Europejskiej tworzona przez kraje Grupy Wyszehradzkiej (Polskę, Czechy, Słowację i Węgry), która podejmie dyżur w 2016 r., Siemoniak powiedział, że Polska oczekuje od sojuszników, by wydzielając siły do VJTF nie wiązali tego z innymi przedsięwzięciami. "Nie mieszamy tych dwóch rzeczy. Osobnym przedsięwzięciem wojskowym są grupy bojowe UE, osobnym nasza kontrybucja, i innych sojuszników, do VJTF" - powiedział Siemoniak.

W Kwaterze Głównej NATO podkreśla się, że rolę krajów ramowych powinny wziąć na siebie największe kraje Sojuszu, tylko one bowiem dysponują wymaganym doświadczeniem. W 2017 r. takim krajem ma być Wielka Brytania. Nieoficjalnie mówi się, że tego zadania po niej podejmą się Niemcy, Francja, Hiszpania i Włochy.
Czwartkowe spotkanie ministrów jest poświęcone implementacji przyjętego w Newport planu działań na rzecz gotowości (ang. Readiness Action Plan, RAP), który ma być odpowiedzią na wyzwania bezpieczeństwa zarówno na wschód, jak i na południe od granic Sojuszu. Reforma Sił Odpowiedzi NATO (NATO Response Force, NRF) to jeden z elementów RAP. Plan ten obejmuje też m.in. podniesienie gotowości dowództwa Wielonarodowego Korpusu Północ-Wschód w Szczecinie, który ma odpowiadać za dowodzenie siłami NATO, jeśli zostaną użyte w tej części Europy. Częścią planu są rotacyjne ćwiczenia sił lądowych Sojuszu w Europie Środkowej i Wschodniej.

"W tych wszystkich obszarach, na których nam bardzo zależy, przede wszystkim na tworzeniu sił natychmiastowego reagowania, tzw. VJTF, w kwestiach, które dotyczą ciągłej rotacyjnej obecności sojuszników na terytorium Polski i roli korpusu w Szczecinie, z satysfakcją odnotowuję, że prace przebiegają dobrze. Te decyzje dzisiaj podejmowane potwierdzają taki kształt tych sił, tzw. szpicy, na jakim nam zależy" - ocenił Siemoniak.
Rano ministrowie obrony NATO spotkali się z przedstawicielami Gruzji. Sojusz m.in. potępił ostatnie działania Rosji, która zmierza do pogłębienia integracji wojskowej z Abchazją i Osetią Południową, regionami oderwanymi od Gruzji po wojnie w sierpniu 2008 r. NATO tworzy w Tbilisi centrum treningowe. W tym roku mają się tam odbyć NATO-wskie ćwiczenia, a w kolejnych latach manewry mają być już regularne i wpisane do planu ćwiczeń Sojuszu.
"Polska jest zaangażowana we wsparcie przede wszystkim w obszarze wojsk specjalnych, w obszarze żandarmerii. Gotowi jesteśmy delegować kolejne osoby do misji NATO w Tbilisi. Myślę, że to są istotne dla Gruzji rzeczy, wyróżniające nas też na tle sojuszników" - podkreślił Siemoniak.

Podczas wizyty w Brukseli wicepremier Siemoniak spotkał się z odchodzącym ze stanowiska sekretarzem obrony USA Chuckiem Hagelem oraz ministrami obrony Kanady, Bułgarii, Gruzji, Niemiec i Danii.
VJTF mają liczyć kilka tysięcy żołnierzy, co odpowiada powiększonej brygadowej grupie bojowej. VJTF mają być siłami połączonymi, a więc obejmującymi komponenty lądowe, powietrzne, morskie i specjalne, a także zdolnymi do radzenia sobie z pełnym spektrum zagrożeń, łącznie z cybernetycznymi. Siły te mają być utrzymywane w około siedmiodniowej gotowości do działania, którą będzie można jeszcze skrócić.

W grudniu Siemoniak powiedział PAP, że VJTF mają się składać z 5-7 tys. żołnierzy, będących w 5-7-dniowej gotowości do przemieszczenia. Z VJTF wydzielane będą siły do wielkości jednej batalionowej grupy bojowej (ok. 650 żołnierzy), pozostające w gotowości do przerzutu w ciągu dwóch-trzech dni.
VJTF mają osiągnąć wstępną gotowość operacyjną na początku 2016 roku, a pełną - rok później. Zanim tak się stanie, przewidziano utworzenie sił natychmiastowej odpowiedzi (ang. Immediate Response Force, IRF). W ich skład mają wejść przede wszystkim żołnierze z Niemiec, Holandii i Norwegii. Polski wkład to m.in. batalion pancerny.
Z kolei tzw. siły do użycia w dalszej kolejności (Initial Follow-On Forces Group, IFFG), których powołanie też przewidziano w Newport, mają być tworzone przez dwie dodatkowe brygadowe grupy bojowe, jedną w 30-dniowej gotowości, drugą - w 45-dniowej.
Z Brukseli Rafał Lesiecki

 

 

Udział polskich F-16 wyszedł na jaw; brały udział w ćwiczeniach nuklearnych


 

 
Wicepremier i minister obrony Tomasz Siemoniak w rozmowie z RMF FM potwierdził, że Polska uczestniczyła w zeszłym roku w ćwiczeniach jądrowych Sojuszu Północnoatlantyckiego. 

Siemoniak w rozmowie z RMF FM potwierdził udział polskich F-16 w zeszłorocznych ćwiczeniach z procedur użycia głowic nuklearnych. W tego typu ćwiczeniach jądrowych Polska uczestniczyła po raz pierwszy w historii. Nie oznacza to, że broń atomowa pojawi się na naszym terytorium. 

- Ja bym to traktował jako ocenę naszych umiejętności, jeżeli chodzi o samoloty F-16 i umiejętności naszych pilotów, bo to już są zadania najwyższego zaufania. I pokazują, że tym aspektem działalności Sojuszu jesteśmy zainteresowani - mówił Tomasz Siemoniak
Do tej pory nie było oficjalnego potwierdzenia naszego udziału w tych ćwiczeniach. Nie ma o nich także informacji na stronach MON. Polskie samoloty po prostu zostały sfotografowane podczas manewrów przez miłośników lotnictwa i dlatego sprawa udziału Polski wyszła na jaw. Pisała o tym między innymi europejska agencja prasowa Agence Europe. 

Zazwyczaj w ćwiczeniach nuklearnych biorą udział tylko oddziały z krajów, gdzie stacjonuje broń atomowa, a więc z Belgii, Niemiec, Holandii, Turcji czy Włoch. Zeszłoroczne ćwiczenia, które odbyły się od 20 do 24 października na północy Włoch w de Ghedi były właśnie wyjątkowe z powodu udziału polskich samolotów z bazy w Łasku. Według Agence Europe, polskie samoloty ćwiczyły eskortowanie samolotów przenoszących głowice nuklearne.

 

Rosyjskie strategiczne wojska rakietowe postawione w stan gotowości bojowej


 
Około 700 jednostek techniki wojskowej, w tym mobilne wyrzutnie pocisków balistycznych, postawiono w stan gotowości bojowej i wysłano na patrol w ramach ćwiczeń rosyjskich strategicznych wojsk rakietowych - podała rosyjska agencja informacyjna TASS. 

Jednostki wyruszyły ze swoich baz i zajęły pozycje w sześciu rosyjskich regionach - obwodach iwanowskim, twerskim, irkuckim, kirowskim oraz w Kraju Ałtajskim i Republice Mari El. W ćwiczeniach udział biorą mobilne wyrzutnie międzykontynentalnych pocisków balistycznych Topol, Topol-M i Jars - czytamy w komunikacie TASS.
Dwa miesiące w terenie 

 
Rzecznik Wojsk Rakietowych Przeznaczenia Strategicznego pułkownik Igor Jegorow poinformował, że tegoroczny zimowy patrol bojowy został przedłużony do prawie miesiąca, co oznacza, że w przekroju całego roku każda jednostka rakietowa spędzi w terenie ok. 60 dni.

Pociski 
Topol oraz Topol-M to rakiety z trzystopniowym napędem na paliwo stałe. Ciekawostką jest, że Topol był pierwszym na świecie przyjętym do służby międzykontynentalnym pociskiem balistycznym umieszczonym na mobilnej platformie samochodowej. Jego wersja rozwojowa może być również umieszczana w silosach.

Z kolei RS-24 
Jars to jedna z nowszych rosyjskich konstrukcji. Są to pociski cięższe niż Topol-M i do służby weszły w ostatnich latach. Mogą przenosić co najmniej cztery głowice jądrowe, a niepotwierdzone informacje mówią nawet o dziesięciu.
Uderzenie z ukrycia
Rosja już w czasach Związku Radzieckiego przykładała szczególną wagę do mobilnych wyrzutni pocisków balistycznych, które w teorii łatwiej jest ukryć na jej ogromnym terytorium, tym bardziej, że dużą jego część pokrywają lasy. I właśnie na tym polegają patrole bojowe - jednostki wyruszają z baz w teren, gdzie w ukryciu oczekują na rozkaz odpalenia pocisków.

Warto pamiętać, że po zakończeniu zimnej wojny Moskwa nawet w czasach największego kryzysu dbała o podtrzymanie i rozwój swojego arsenału jądrowego. 
Broń nuklearna w rosyjskiej doktrynie wojennej pozostaje podstawowym narzędziem odstraszania, a niektórzy analitycy oceniają, że Kreml dopuszcza nawet możliwość prewencyjnego uderzenia jądrowego.

Według planów rosyjskiego ministerstwa obrony w 2015 roku do służby w siłach strategicznych ma wejść aż 50 nowych pocisków balistycznych. 

 

 


SZ: Rosja to dla Polski groźny sąsiad
Dzisiaj, 5 lutego (15:46)
Polacyboją się Rosji i kryzys ukraiński wzmógł jeszcze tylko ten strach, pisze "Sueddeutsche Zeitung" w specjalnym międzynarodowym dodatku europejskim, szkicując aktualne nastroje w Europie.
Adam Leszczyński, jako autor "Gazety Wyborczej" współtworzącej dzisiejszy dodatek europejski SZ, wyjaśnia niemieckim czytelnikom, że strachPolakówprzed Rosją ma podłoże historyczne. Od 200 lat myślenie Polaków o kwestiach bezpieczeństwa zawsze krążyło wokół zagrożenia ze strony Rosji. Zawsze panowało tam przekonanie, że Rosja bez liczebnej ludnościowo, żyjącej dostatnio Ukrainy nie zdołałaby zagrozić Polsce.

  "Ale jeżeli Ukraina znajdzie się pod panowaniem Rosji, potem przyjdzie kolej na Polskę - zawsze tak było". Z tego powodu postawa Zachodu w konflikcie ukraińskim wywołuje strach i frustrację. Polska prasa z niedowierzaniem donosi o sondażach w Niemczech, z których wynika, że prawie połowa Niemców jest gotowa zaakceptować zagarnięcie Krymu przez Rosję.

Wierzą w dyplomatyczne rozwiązanie

W Polsce wciąż żywa jest pamięć o tym, że Zachód w podobny sposób już raz sprzedał Polskę Rosji. Z niedowierzaniem odnotowuje się także, że zachodni politycy uważają prezydenta Władimira Putina za racjonalnego polityka, z którym można się porozumieć. WiększośćPolaków, jak przyznają oni w sondażach, nie wierzy w to. Jednocześnie 2/3 Polaków jest przeciwna temu, by polska armia brała udział w konflikcie ukraińskim.

  "Mają nadzieję i czekają na dyplomatyczne rozwiązanie konfliktu przez UE i Stany Zjednoczone", pisze SZ.

 

Wielka Brytania wysłała do Europy Wschodniej ok. 1000 żołnierzy

Wielka Brytania wysłała około 1000 żołnierzy i cztery wielozadaniowe myśliwce Typhoon do krajów Europy Wschodniej. Mają one być oddelegowane do sił szybkiego reagowania NATO. Zjednoczone Królestwo przejmie również dowodzenie nad tymi siłami w 2017 roku – powiedział brytyjski minister obrony Michael Fallon.
Zgodnie z jego słowami, żołnierze będą stacjonować w Polsce i Rumunii.

 W Brukseli w czwartek odbywa się posiedzenie ministrów obrony krajów członkowskich NATO. Omawiają oni plan formowania sił szybkiego reagowania i tworzenie centrów dowodzenia.

Rada Najwyższa Ukrainy zatwierdziła ustawę, która w szczególności zezwala wojskowym na użycie broni przeciwko dezerterom w przypadkach, „jeśli nie ma innego sposobu, aby powstrzymać ich przestępcze działania”. Odpowiedni dokument opublikowano na stronie parlamentu.

 Autorami projektu ustawy są deputowani weterani Andriej Teteruk i Jurij Bereza, a także były szef administracji prezydenta Siergiej Paszynski. Zgodnie z notą wyjaśniającą, ustawa jest potrzebna do „zachowania porządku w szczególnym okresie”.

 Barack Obama: Byliśmy pośrednikiem w przekazaniu władzy na Ukrainie


Barack Obama przyznał rolę Stanów Zjednoczonych w zamachu stanu, który miał miejsce na Ukrainie w lutym 2014 roku. Wyznanie zabrzmiało w wywiadzie prezydenta Stanów Zjednoczonych dla kanału telewizyjnego CNN: „Byliśmy pośrednikiem w przekazaniu władzy na Ukrainie”, - powiedział Obama. W wywiadzie dla CNN Barack Obama wyraził również pogląd, że realny konflikt zbrojny między USA a Rosją nie byłby mądrą decyzją, jednak zagroził „podjęciem działań wojskowych w celu obrony sojuszników”.

Odpowiadając na pytanie o skuteczność amerykańskiej polityki wobec Rosji, Barack Obama wyraził opinię, że jest ona skuteczna i powiązał ją ze „złymi decyzjami pana Putina”. Włączenie Krymu w skład Rosji prezydent USA nazwał „niekorzystnym” dla Federacji Rosyjskiej. Jednak zauważył, że Stany Zjednoczone „mają ograniczenia interwencji wojskowej”, „biorąc pod uwagę wielkość rosyjskiej armii” i to, że „Ukraina nie jest członkiem NATO”. Dlatego Waszyngton jest zmuszony tylko „starać się, aby Rosja poniosła coraz cięższe straty” i „wywierać nacisk dyplomatyczny na Moskwę”.

 Nie sądzę, aby realny konflikt zbrojny między USA a Rosją był mądrą decyzją dla Ameryki i całego świata” - przyznał Barack Obama. Zauważył jednak, że Waszyngton „zajmuje się wzmocnieniem państw na granicy z Rosją, które są członkami NATO”. „Jasno dałem do zrozumienia, że tej linii nie można przekraczać, ponieważ będziemy musieli podjąć działania wojskowe w celu ochrony naszych sojuszników - o tym mówi artykuł 5 Karty NATO” - pogroził prezydent Stanów Zjednoczonych. Opowiedział także o dalszych planach Białego Domu - „Będziemy trzymać się podobnego „dwukierunkowego” kursu - zwiększenie nacisku na Rosję i wzmacnianie Ukrainy”.

 W wywiadzie dla RT oświadczenie Baracka Obamy skomentował ekspert wojskowo-polityczny, były szef izraelskiego wywiadu, Jakow Kedmi, zauważając, że Waszyngton już nie waha się mówić o swoich zamiarach i próbach zmiany niewygodnych władz w krajach na całym świecie. „Oni ostatnio niezbyt się krępują. Całkiem spokojnie mówią i robią to niemal otwarcie” - zaznaczył Kedmi. Podkreślił, że w czasie istnienia ZSRR obowiązywała zasada nieingerencji w sprawy wewnętrzne innych państw i to przynajmniej próbowano ukrywać.

 Co do Ukrainy, to zdaniem Jakowa Kedmi zmiana władzy nie była tam celem samym w sobie. Trzeba było osłabić Rosję, która w USA jest uważana za jedno z zagrożeń dla ich hegemonii na świecie:

 Chiny i Rosja stają się dla nich poważnym zagrożeniem, bo nie pozwalają na istnienie ich przyszłej hegemonii wojskowo-politycznej i gospodarczej. W związku z tym trzeba wybić to ogniwo, które one obecnie uważają za najsłabsze - czyli Rosję.”

 Kedmi uważa, że właśnie Ukrainę Stany Zjednoczone wybrały dla swoich działań, ponieważ jej przystąpienie do Unii Celnej znacząco wzmocniłoby jej gospodarkę, otworzyło możliwość przystąpienia innych krajów i doprowadziłoby do zmniejszenia wpływów Waszyngtonu w Europie:

 Przedstawienie Rosji jako zagrożenia daje im możliwość zachowania kontroli nad Europą, tłumacząc to tym, że zagraża jej Rosja. Taki stan chcą właśnie zachować”.Komentując słowa Baracka Obamy o tym, że USA będą zmuszone do obrony sojuszników z NATO, Jakow Kedmi podkreślił: „Jest wyraźna wypowiedź - „będziemy bronić tylko kraje NATO”. Czyli ci, którzy nie są członkami NATO, niech pokładają nadzieję w Bogu. Jest to jasne wyjaśnienie dla Ukrainy - „nikt za was nie będzie walczyć”.


 














 

KOMENTARZE





http://argo.neon24.pl/post/118753,jaceniuk-nie-ma-zgody-na-pokoj-za-wszelka-cene