Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ZSRR. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ZSRR. Pokaż wszystkie posty

sobota, 24 lutego 2024

RFN - NRD - A nie mówiłem? (23)

 




pierwsza jaskółka...  nomen omen - z twittera...




Rosja przygotowuje się do rozwiązania kluczowego traktatu z Niemcami, który od 35 lat stał się podstawą pokoju w Europie.

Powód: użycie niemieckiej broni przeciwko Federacji Rosyjskiej jako legalnemu spadkobiercy ZSRR z naruszeniem Traktatu.

Dokument „O ostatecznym rozwiązaniu dotyczącym Niemiec”. Podpisano 12 września 1990 r. w Moskwie. Weszła w życie w marcu 1991 r.

Znana jako „dwa plus cztery”: NRD i Republika Federalna Niemiec plus ZSRR, Francja, Wielka Brytania i USA.

Kluczowe postanowienia Artykułu 2 – Zjednoczone Niemcy nigdy nie użyją broni, którą posiadają.

Kluczowe postanowienia artyku
łu 3 – Odmowa produkcji, posiadania i usuwania broni nuklearnej, biologicznej i chemicznej.

Kluczowe postanowienia artykułu 5 - Na terytorium byłej NRD, skąd zostaną wycofane wojska radzieckie, będą stacjonować wyłącznie siły niemieckie, nie będą tam stacjonować obce siły i broń nuklearna










twitter.com





fragment mojego posta z 

27 lutego 2022



....



Warto się jednak zatrzymać na tym, i zastanowić, dlaczego władze Rosji tak długo i cierpliwie czekały, aż Rosja zostanie okrążona przez NATO.

z polskiej wiki:


Konferencja dwa plus cztery – zorganizowana w 1990 roku seria spotkań przedstawicieli dwóch państw niemieckich oraz czterech mocarstw koalicji antyhitlerowskiej, dotyczących zjednoczenia Niemiec podzielonych po II wojnie światowej. W spotkaniach tych udział brali: Niemiecka Republika DemokratycznaRepublika Federalna NiemiecFrancjaStany ZjednoczoneWielka Brytania i Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. 12 września 1990 roku w Moskwie kraje te podpisały Traktat o ostatecznym uregulowaniu w odniesieniu do Niemiec (niem. Vertrag über die abschließende Regelung in Bezug auf Deutschland), zwany także Traktatem dwa plus cztery (niem. Zwei-plus-Vier-Vertrag[b]), który otworzył drogę do zjednoczenia Niemiec.*

Podczas konferencji omawiano polityczne aspekty zjednoczenia, kształt granic, przynależność do struktur międzynarodowych czy wielkość armii.


Postanowienia Traktatu dwa plus cztery:

Zjednoczone Niemcy obejmą obszar RFN i NRD oraz obie części Berlina.
Obecne granice są ostateczne, tzn. Niemcy zrzekają się roszczeń wobec innych państw (m.in. granica na Odrze i Nysie Łużyckiej zostaje potwierdzona).
Niemcy potwierdzają uznanie pokoju i rezygnują z broni atomowej, chemicznej i biologicznej.
Wielkość niemieckiego wojska zostanie zredukowana z 500 do 370 tys. żołnierzy.
ZSRR wycofa swoje wojska z NRD najpóźniej do 1994 roku.
Na terenie po NRD nie mogą stacjonować wojska NATO oraz nie można umieszczać tam rakiet ani broni jądrowej.
Zakończenie podziału Berlina.

Zjednoczone Niemcy uzyskają suwerenność




Zwracam tu uwagę na dwie sprawy.

"m.in. granica na Odrze i Nysie Łużyckiej zostaje potwierdzona"

oraz

"Na terenie po NRD nie mogą stacjonować wojska NATO oraz nie można umieszczać tam rakiet ani broni jądrowej."



Jest to lepiej - inaczej - opisane w wiki brytyjskiej, jest tu też interesujący fragment odnośnie naszej granicy zachodniej

[...]



W 1997 roku NATO i Rosja podpisały traktat stwierdzający, że każdy kraj ma suwerenne prawo do szukania sojuszy. 



Niektórzy, jak Eduard Szewardnadze , utrzymują, że podczas dyskusji na temat zjednoczenia Niemiec nie podjęto żadnych zobowiązań dotyczących rozszerzenia NATO. 

Podobno kwestia rozszerzenia NATO na państwa Europy Środkowo-Wschodniej nie była wówczas przedmiotem obrad, ponieważ wszystkie z nich były członkami Układu Warszawskiego , a większość nadal miała na swojej ziemi znaczne sowieckie siły zbrojne i Gorbaczow „nawet nie rozważali szukania postanowienia, które uniemożliwiłoby innym państwom Układu Warszawskiego dążenie do członkostwa w NATO”. 


Zakwestionowali to Swietłana Savranskaja i Tom Blanton w grudniu 2017 r., po zapoznaniu się z odtajnionym zapisem: 

Dokumenty pokazują, że wielu przywódców narodowych rozważało i odrzucało członkostwo Europy Środkowej i Wschodniej w NATO od początku 1990 r. i do 1991 r., że dyskusje o NATO w kontekście niemieckich negocjacji zjednoczeniowych w 1990 r. wcale nie ograniczały się do statusu krajów wschodnich. terytorium Niemiec i że kolejne skargi sowieckie i rosyjskie na wprowadzanie w błąd w związku z rozszerzeniem NATO były oparte na pisemnych współczesnych memconach i telekonach na najwyższych szczeblach.

Powołanie się na rzekomą obietnicę nieekspansji w celu uzasadnienia aneksji Krymu przez Rosję zostało skrytykowane przez NATO. 




Czyli jednak coś było.

I co teraz?

Najważniejsze dla nas: 

jak łamanie umowy pomiędzy krajami NATO, a ZSRR wpływa na stabilność polskich granic?




I skoro ruscy tak reagują na niedotrzymanie umowy przez NATO - atakując instalacje wojskowe na Ukrainie -  to co teraz będzie z NRD? 

 Dlaczego władze Rosji nie reagowały tak radykalnie natychmiast, kiedy NATO złamały umowę?

???


to temat, który należy analizować i znaleźć odpowiedź - być może taką jak poniżej, ale wcale nie koniecznie..





[...]





całość tutaj:

Prawym Okiem: GRA ENDERA (maciejsynak.blogspot.com)










niedziela, 14 stycznia 2024

Odessa za czasów rumuńskich

 




przedruk

tłumaczenie automatyczne




Prof. dr Mircea Druc (były premier Republiki Mołdawii):

 Wyzwolenie Naddniestrza i Odessy (1)




Na początek wyjaśnienie terminologiczne. Obecnie wiele osób posługuje się niewłaściwymi pojęciami odnoszącymi się do pięciu wschodnich okręgów byłego ZSRR. Pas ziemi na lewym brzegu Dniestru, zwany po rosyjsku Naddniestrzem, a w rumuńskim Naddniestrzu Podniestrzą, to nic innego jak zamieszanie. Republika Mołdawii, proklamowana w Tyraspolu we wrześniu 1990 r. przez "czerwonych reżyserów" i wspierana przez neoimperialistycznych liberalnych demokratów z Rosji, stanowi zaledwie ułamek Naddniestrza. Ta historyczna nazwa oznaczała terytorium między Dniestrem a Bugiem, od wybrzeża Morza Czarnego do wód rzeki Row, za Zmerinką. Podmiot tymczasowo wyznaczony umową rumuńsko-niemiecką, zawartą w Tighinie 30 sierpnia 1941 roku. Niejednoznaczne porozumienie jako rozwiązanie doraźne. Rumunia była odpowiedzialna za administrację, eksploatację gospodarczą i bezpieczeństwo tzw. Naddniestrza. Po zakończeniu działań wojennych Niemcy miały decydować o okupowanych terytoriach.

Chociaż w przestrzeni geograficznej między Dniestrem a Bugiem zawsze znajduje się duża populacja pochodzenia rumuńskiego, czyli Mołdawian, nigdy nie należała ona do współczesnego państwa rumuńskiego. I, niezaprzeczalnie, rząd Królewskiej Rumunii nie zaakceptowałby ekspansji terytorialnej na wschód kosztem rezygnacji z części Siedmiogrodu, okupowanej przez Węgry. O przekroczeniu Dniestru decydowały wymogi strategiczne i zobowiązania wynikające z udziału w wojnie koalicyjnej. Oczywiście, Niemcy mieli swoje plany. W Naddniestrzu krążyła marka niemiecka, a nie lej rumuński, a działalność portu w Odessie była kontrolowana przez wojsko niemieckie. Wojskowa i administracyjna obecność Rumunów w Naddniestrzu miała polityczne uzasadnienie "konieczności ochrony granicy na Dniestrze i odszkodowań po sowieckiej okupacji Besarabii i północnej Bukowiny 28 czerwca 1940 roku".

We współczesnej historii Rumunów Naddniestrze wraz z Odessą stanowi szczególny rozdział. Złożone, dramatyczne i fascynujące zjawisko. Na razie pozostaje w mocy mylące stwierdzenie, powtarzane przez większość miejscowych egzegetów: "Armia rumuńska nie miała miejsca za Dniestrem". Czyli 25 lipca 1941 r., po wyzwoleniu Besarabii i północnej Bukowiny, porwanej przez Związek Radziecki w czerwcu 1940 r., mogliśmy zachować spokój na prawym brzegu Dniestru. Ale ci, którzy "wytoczyli broń" (w sierpniu 1944 r.), kontynuowali walkę wraz z Armią Czerwoną na terytorium Węgier i Czechosłowacji do 9 maja 1945 r. Dlaczego armia rumuńska nie zatrzymała się (25 października 1944 r.) na linii Oradea – Satu Mare, po całkowitym wyzwoleniu północnego Siedmiogrodu?

Latem 1972 roku zostałem zmobilizowany jako oficer rezerwy w Odessie i usłyszałem zdanie: "Z Rumunami było lepiej!". Wypowiedział ją jeden z mieszkańców, który przez cztery lata mieszkał "pod Rumunami". Wtedy w mojej głowie zakiełkowała idea ewentualnych badań naukowych. Chciałem wyjaśnić, co oznacza i czym zajmuje się rumuńska administracja cywilna w Naddniestrzu. Jaka jest legenda, a jakie prawdziwe fakty? Kiedy, w jakich okolicznościach, na czele Odessy stanął besarabski bojownik o Wielką Unię, zdobyty w 1918 r., były generalny mer Kiszyniowa w trzech kadencjach? Jak żyli obywatele radzieccy, dumni mieszkańcy perły Morza Czarnego, mając na czele miasta rumuńskiego burmistrza, mianowanego przez marszałka Iona Antonescu? Dlaczego profesor uniwersytecki Gheorghe Alexianu, gubernator Naddniestrza, został skazany na śmierć?

Pod koniec lat 90. powróciłem do swoich pytań, koncentrując swoje badania na następującej hipotezie: "Naddniestrze i Odessa nie były okupowane, lecz wyzwolone przez Rumunów". Wyszliśmy z założenia, że w 1941 r. minęły 24 lata od przewrotu bolszewickiego, a od okresu NEP-u 12 lat. W Naddniestrzu wciąż mieszkało wielu ludzi, cała warstwa społeczna, którzy wiedzieli, co to znaczy ich własny biznes. Ponadto Rumuni dokonywali restytucji: kto udowodnił dokumentami, że "do rewolucji" posiadał halę produkcyjną lub sklep, ponownie stawał się właścicielem. Liberalizacja i prywatna inicjatywa przyniosły pierwsze rezultaty. Dwa miesiące po okupacji/wyzwoleniu mieszkańcy Tyraspola i Odessy na Boże Narodzenie byli zaopatrzeni może nawet lepiej niż w czasie pokoju. W tym samym czasie ustanowiono pełnoprawną granicę między Naddniestrzem a Reichskomissariatem Ukraina. Mieszkańcy odczuli to jako czynnik dobroczynny, zwłaszcza po fenomenalnych żniwach w 1942 roku. Naddniestrze, w porównaniu z innymi regionami, obfitowało w produkty rolno-spożywcze.

Dzisiaj po prostu promuję prawdę uznaną przez wielu ludzi. Wbrew oficjalnej historiografii sowieckiej, rosyjskiej i ukraińskiej, nietypowe zjawisko odkryliśmy podczas ostatniej wojny światowej. Później zrozumiałem, dlaczego niektórzy rosyjscy historycy badają "wyjątkowy przypadek miasta kolaboracyjnego" wśród dziesiątek miejscowości miejskich, które figurują w mitologii radzieckiej pod tytułem "miasta-bohatera". Dziennikarze i historycy w Odessie wyjaśnili tę sprawę i nazwali ją "gorzką prawdą o okupacji naszego miasta przez Rumunów".

W granicach skromnych możliwości staram się też wyjaśnić tę "gorzką prawdę" o administrowaniu Naddniestrzem przez Rumunów. Z zawodu nie jestem historykiem. Chcę po prostu, żeby nie było już tematów tabu. Żadnych zakazanych tematów, białych plam i tajemnic państwowych. Zacznę od tego, że w ciągu tych spokojnych dziesięcioleci w każdym oficjalnym śledztwie zadawano nam pytanie: "Czy w latach wojny mieszkał pan osobiście lub z bliskimi krewnymi na terytoriach okupowanych?" Nie mogłeś odpowiedzieć krótko, tak lub nie. Trzeba było odpowiedzieć: "Tak, w latach wojny ja i moi bliscy mieszkaliśmy na terytoriach okupowanych" lub "Nie, ani ja, ani moi bliscy krewni nie mieszkaliśmy na terytoriach okupowanych". Jeśli wskazałeś, że na terytoriach okupowanych mieszkają tylko niektórzy bliscy krewni, w niektórych przypadkach poproszono Cię o pisemne wskazanie, gdzie, kto i co. Do czego służyły takie szczegóły?

Bądźmy szczerzy: my, rumuńscy unioniści, nie piszemy historii na nowo. Chcemy zbadać, poznać prawdę, w tym o życiu ludności na terenach okupowanych w latach wojny sowiecko-niemieckiej 1941-1945. Przez pół wieku byliśmy zmuszeni operować tylko ocenzurowanymi dokumentami i informacjami. Dzisiaj niektórzy nostalgiczni ludzie o różnym pochodzeniu domagają się, aby historia bolszewickiego imperium ideokratycznego pozostała taka, jaką ją napisali. Akceptowalna dla nich wizja kształtowała się przez pół wieku pod naciskiem dyrektyw KPZR, socrealizmu i kina radzieckiego. Nie wszyscy jednak są skłonni przełykać tezy sowieckiego Ministerstwa Prawdy w nieskończoność.

Znamy dramat rumuńsko-francuskiego pisarza Panaita Istratiego, o orientacji socjalistycznej. W 1927 i 1929 roku podróżował do ZSRR, odwiedził Moskwę, Kijów, różne regiony, w tym ASRR. Następnie potępił bolszewicką fikcję w swojej książce "Spowiedź zwyciężonego". Sławę przyniosła mu przysłowiowa uwaga na temat reżimu komunistycznego: "Widzę rozbite jajka, ale gdzie jest omlet?". Wtedy jego przyjaciele, wszędzie komuniści, nazwali go "faszystą", wyłożyli na niego klątwę. Dzisiaj nostalgiczni neostalinowscy czerwoni, "zawodowi Rosjanie", internacjonaliści z definicji i "souliści" par excellence, będą twierdzić, że zeznania Istratiego nie były niczym więcej niż zwykłą prowokacją, zaaranżowaną przez wrogów władzy sowieckiej.

Przez całe życie wyjaśniałem: niezależnie od dziedziny, ONI są uczuleni na słowa czy osiągnięcia Rumunów. Dlatego sięgam głównie do źródeł zagranicznych – rosyjskich, ukraińskich, żydowskich. Podchodzę do tematu przy wsparciu prac sygnowanych przez autorów spoza Rumunii. Ich wyjątkowa wartość polega na przedstawieniu świadectw byłych obywateli ZSRR, opisujących realia życia codziennego pod okupacją. A większość dokumentów pisanych wielką literą znajduje się w archiwach innych państw, a także w kolekcjach prywatnych. Nie były one publikowane, wystawiane, oglądane i niewątpliwie cieszą się zainteresowaniem zarówno specjalistów, jak i szerokiego grona czytelników. Wizja tych autorów pozwala mi rozpatrywać "akta naddniestrzańskie" w paradygmacie całkowicie odmiennym od historiografii carskiej, sowieckiej, rosyjskiej, ukraińskiej i rumuńsko-komunistycznej. Studiując szereg danych, dokumentów i opracowań dotyczących obecności Rumunów w Naddniestrzu (w tym, a może przede wszystkim, w Odessie), odkrywam coraz bardziej pluralistyczne tendencje. Możemy nawet mówić o różnych poglądach Rosjan, Ukraińców, Żydów i Rumunów, oczywiście. Znamienne jest również to, że propagatorzy każdego podejścia do tego tematu są szczerze przekonani, że tylko oni mają rację.

Kiedy w Naddniestrzu pojawi się jakiekolwiek obiektywne opracowanie na temat rumuńskiej administracji cywilnej, pierwszą reakcją ludzi tęskniących za ZSRR będzie kategorycznie negatywna: "Nic nie jest prawdą! Po Wielkiej Rewolucji Socjalistycznej w październiku 1917 r. naród radziecki budował socjalizm. Mieszkańcy obwodu odeskiego byli szczęśliwi, jak wszyscy obywatele Wielkiego Związku Radzieckiego". Wreszcie, w pewnym momencie, mogłem przyznać rację każdemu z argumentów narodu radzieckiego: w okresie międzywojennym nie było wojny domowej, nie było czerwonego terroru, nie było kolejnych czystek, nie było gołodomoru; w 1941 roku Naddniestrze i Odessa zostały zajęte przez niemiecko-rumuńskich faszystów.

Ale nadal chcę zrozumieć, dlaczego tak wielu Rosjan, Ukraińców, Żydów "kłamie"? Kto zmusza byłych obywateli radzieckich, a nawet naocznych świadków, mieszkańców Naddniestrza i Odessy, do pozytywnej oceny działań podjętych przez rumuńską administrację cywilną w latach 1941-1944? Czerwoni nostalgicy argumentują: "Rumuni mogli traktować ludność Naddniestrza po ludzku, ale to dlatego, że Królestwo Rumunii zamierzało ją zintegrować". Tak jakby okupant z reguły i szybko, wraz z zajęciem obcego terytorium, zapewniał mu dobrobyt. W latach 40 i 44 Besarabia i Północna Bukowina zostały "wyzwolone" i włączone do ZSRR, ale nie od razu zdarzył się cud, jak to miało miejsce w Naddniestrzu. Potomkowie "wyzwolicieli", kołchozowe gęsi, wciąż mówią o szczęściu, jakie przyniosły sowieckie czołgi, podczas gdy w rzeczywistości nastąpił czerwony Holokaust: exodus ludności, egzekucje, deportacje, totalna mobilizacja, głód, przymusowa kolektywizacja, brutalne i ciche wynarodowienie.

O okresie rumuńskim w historii Odessy jest ogromna ilość artykułów, książek, wspomnień i śledztw. Jest mało prawdopodobne, aby napisano więcej o innym mieście, które nie było pod kontrolą Kremla podczas konfliktu sowiecko-niemieckiego w latach 1941-1945. Artefakty do dziś stanowią przedmiot przesadnej spekulacji i łatwego zysku, którego cena ustępuje tylko w porównaniu z niemieckimi z tego samego okresu. Organizowane są wystawy, na których kolekcjonerzy wystawiają takie artefakty. A jednak wierny opis okresu rumuńskiego jest praktycznie niemożliwy. Dzieje się to samo, co z ZSRR w czasach Breżniewa. To nie było tak dawno temu. Pięć różnych osób pisze o życiu w tamtych czasach, pięć artykułów. Czytasz je i widzisz, że wszystkie mówią prawdę, chociaż artykuły są zupełnie inne. To samo z Rumunami. Dlatego tak naprawdę nie ufam artykułom. W szczególności ufam im do tego stopnia, że ich treść nie różni się od tego, co słyszałem od wielu, wielu ludzi. Przede wszystkim od moich bliskich. Dowiedzieliśmy się też z połowy naszego starego podwórka, sąsiadów, którzy mieszkali w czasach rumuńskich. Co ciekawe, nie usłyszałem żadnego okrzyku – "Co za horror!". Wszystkie opinie miały charakter abstrakcyjny, pełen szacunku. Sprowadzały się one w zasadzie do dwóch tez: a) w czasach rumuńskich były wszystkim; b) W czasach rumuńskich wszystko działało. Pamiętacie zdanie wypowiedziane przez Goțmana, bohatera filmu "Likwidacja": "Z Rumunami było lepiej!"? Jest to, przysłowiowe słowa, wyrażenie, które stało się aforyzmem" (Michał A. z Budionu)[1].

Osobiście kieruję się zasadą, że nikt nie ma prawa kwestionować a priori zeznań i faktów. Bez względu na to, jak subiektywne mogą się wydawać w pewnych konkretnych sytuacjach. Zasada ta obowiązuje również w odniesieniu do historii Naddniestrza. Tylko mieszkańcy tego regionu, bez względu na etykietę ideologiczną czy stygmatyzację (biali czy czerwoni) mają prawo decydować, czy w 1941 r. byli okupowani, czy wyzwoleni. Jednocześnie nikt, absolutnie nikt, nie może a priori odrzucić prawdy tych, którzy zaprzeczają wyzwoleniu Naddniestrza przez armię rumuńską. Tylko jeden warunek dla obu stron: aby wszyscy doświadczyli wydarzeń na żywo.

Badam to zjawisko i póki co nie mam powodu, by kwestionować zarówno oficjalne dokumenty, jak i zeznania uczestników wydarzeń. Na przykład następujący fragment Sprawozdania Delegacji Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża – Genewa, sporządzonego przez Carlesa Kolba z wizyty w Naddniestrzu, dokonanej w dniach 11-21 grudnia 1943 r.: "Podczas wspomnianych wizyt udało mi się porozmawiać z dużą liczbą Żydów pochodzących z Naddniestrza, obywateli rosyjskich. Według nich mieszkają w bardzo dobrych warunkach z deportowanymi z Rumunii, którym stale udzielają wsparcia. Z własnej inicjatywy pochwalili rumuńską administrację i jej przedstawicieli. Zawsze zwracali się do mnie rosyjscy Żydzi, prosząc mnie o interwencję u rządu rumuńskiego w celu wydania im pozwolenia na opuszczenie Naddniestrza wraz z ich rumuńskimi współwyznawcami i osiedlenie się w Rumunii. Prędzej zgodziliby się nawet na przetrzymywanie jako zakładników w obozach koncentracyjnych, niż na powrót pod sowiecką administrację..."[2]

I jeszcze jeden fragment artykułu opublikowanego w czasopiśmie "Journal of the Center for Contemporary Jewish Documentation" w Paryżu: "Przekonanie, że wszelki wkład w ustalenie i ukazanie prawdy jest obowiązkiem moralnym, a znajomość bezpośrednio dokładnej sytuacji skłoniła mnie do relacjonowania faktów i wydarzeń, które dowodzą, że w Rumunii nie było żadnych przejawów intencji ludobójstwa lub holokaustu, Przeciwnie, uratowano życie tysiącom Żydów na tym terytorium, a także tym, którzy uciekając z całej Europy przed horrorem i wściekłością nazizmu, znaleźli schronienie w Rumunii, skąd za zgodą ówczesnych władz istniała możliwość i jedyna droga, jaka jeszcze istniała – droga morska z rumuńskich portów do Palestyny"[3].

Na temat zasadności pobytu Rumunów na terytorium ZSRR i słuszności terminu "okupacja" Michael A. de Budion, filozof i publicysta, urodzony 25 sierpnia 1971 r. w Odessie w ZSRR, stwierdza: "Odessa w ogóle była bastionem antybolszewizmu, na co zwracało uwagę wielu rosyjskich pisarzy. To miasto było zbyt zamożne, by stanąć po stronie "rewolucji". Z całą tą wielką liczbą Żydów. Kto wezwał czerwonych do Odessy? Nikt. Ale czy ktoś wezwał Rumunów do Odessy? Poza tym nikt... Ale jeśli przyjmiemy za normę zasadę "ten silniejszy ma rację", to wszyscy ci, którzy rządzili tym miastem, są prawowitymi administratorami. Jest bardziej niż prawdopodobne, że tak właśnie uważa obecna władza: na oficjalnej stronie internetowej Odessy, na ogólnej liście naczelników miast, począwszy od 1794 roku, znajduje się również Gherman Pantea. Przed nim Odessa był przewodniczącym Rady Miejskiej im. I. K. Cernicy (1939-1941). Jego następcą został burmistrz Gherman Pantea (1941-1944), a następnie przewodniczący Sowietu Miejskiego W.P. Dawydienko (1945-1947). Innymi słowy, Gherman Pantea jest tak samo uprawniony jak wszyscy inni"[4].

W październiku 1941 r. "droga i ukochana Armia Czerwona" opuściła Odessę, całkowicie niszcząc niezbędną infrastrukturę. Oczywiście bolszewicy stracili ponad trzysta tysięcy ludzi. To proste, jak przesuwanie palcem wskazującym czarnych kulek na złowrogim liczydle. Banalnie byłoby powiedzieć: sytuacja była trudna, niezręczna. Albo niezwykle skomplikowane. Wyobrazić sobie! Nadchodzi zima. W wielkim mieście nagle zaczyna brakować żywności. Bez wody i prądu, bez środków transportu (nawet hipomobilnych). Zasadniczo wszystkie połączenia komunikacyjne i telefoniczne zostały zniszczone. Wszystkie urządzenia i instrumenty medyczne zniknęły z placówek służby zdrowia. A w katakumbach Odessy się komandosi N.K.V.D. zaprogramowani tak, by wysadzić w powietrze wszystko i w każdej chwili...

W październiku 1941 roku Gherman Pantea i 16 urzędników, którzy z nim przybyli, musieli wykonać precyzyjne zadanie: w rekordowym czasie zorganizować życie w tym rozbitym mieście. Do lipca 1942 r. poziom życia w Odessie pod wieloma względami (być może we wszystkich) był wyższy niż w okresie przedwojennym. Evghenii Tverskoi, mieszkaniec okupowanej przez Rumunów Odessy, pisze: "Ludność radziecka, która przez dwie dekady żyła pod rządami Stalina, dobrze dogadywała się z nową władzą. Nie było żadnego aktu sabotażu, żadnego wykolejenia pociągu. A mer Herman Wasiliewicz Pantea chodził samotnie po targowiskach rolno-spożywczych, rozmawiał bezpośrednio z ludźmi i pytał o ich potrzeby. Słysząc o takim życiu, mieszkańcy Ukrainy i Rosji schronili się w rumuńskiej strefie okupacyjnej".








część 2


Rozwój Odessy pod koniec 1943 r. rozrósł się do tego stopnia, że zabrakło już wystarczającej siły roboczej. Wtedy Herman Pantea poprosił kapitana Ice'a, dowódcę garnizonu Warwarowka, na granicy Naddniestrza z Reichskomissariatem Ukraina, aby pozwolił robotnikom przyjechać do Odessy w nocy, ponieważ ludność w tym rejonie głodowała. W ciągu miesiąca przez przejście graniczne w Warwarówce przeszło około 50 000 pracowników różnych zawodów. Po przyjeździe do Odessy pomagano im i zatrudniano ich w różnych przedsiębiorstwach.

Schemat organizacyjny Urzędu Miejskiego w Odessie obejmował: burmistrza generalnego (Gherman Pantea), trzech merów sektorów sprowadzonych z Rumunii (Chiorescu Vladimir, Sinicliu Elefterie i Vidraşcu Constantin), dwóch merów obwodów odeskich (Zaevoloşin Mihail i Cundert Vladimir) oraz sekretarza generalnego (Costinescu Alexandru). Burmistrzowie sektorów nie działali terytorialnie, lecz w oparciu o atrybucje, dzieląc między siebie 18 kierunków. W związku z tym jednolity zarząd gminy sprawował burmistrz generalny. Burmistrzowie sektorów, zdając sobie sprawę z wagi swojej misji w czasie wojny w mieście z obcą ludnością, w pełni zamanifestowali swój profesjonalizm i uczciwość. Mieli jeszcze jedną cechę: w przeciwieństwie do wielu burmistrzów z obecnej Republiki Mołdawii, którzy nie mówią po rumuńsku, urzędnicy, którzy pochodzili z Królewskiej Rumunii, doskonale znali język rosyjski i specyfikę miejscowej ludności, w tym Żydów. Są one w dużej mierze spowodowane kwitnieniem i wzrostem Odessy. Potrafili wykorzystać niestrudzoną pomoc 12 600 urzędników, z których 40 przywieziono z Rumunii, a z Besarabii.

Niewątpliwie decydującą rolę odegrała mądra administracja. Ale zasługa należy przede wszystkim do marszałka Iona Antonescu: starannie wybrał na stanowisko generalnego mera Odessy osobę taką jak Gherman Pantea, umieścił właściwego człowieka na właściwym miejscu. Oczywiście niesamowity występ zespołu Ghermana Pantei w Odessie będzie do dziś interpretowany przez kronikarzy w zależności od orientacji politycznej i uczciwości każdego z nich. Jakow Wierchowski i Walentyna Termos, ocaleni pod okupacją "rumuńskich barbarzyńców", wydali broszurę-książkę "Город Антонеску" (Miasto Antonescu). Oczywiście tytuł książki sugeruje ironicznie, że Odessa zamierzała zmienić nazwę na "Miasto Antonescu". Ta wersja wydaje się raczej insynuacją, metaforą bolszewickiej propagandy. Ale czyj to był pomysł, żeby Braszów stał się "Miastem Stalina"? Oto opinia jednego z czytelników: "Kłamstwo, okropne kłamstwo. Wszyscy wiedzą, że większość mieszkańców Odessy z zadowoleniem przyjęła nadejście rumuńskiej armii, a w mieście nie doszło do masowych eksterminacji... Jaki jest pożytek z takiego kłamstwa? Odzyskajcie zdrowy rozsądek, przestańcie publikować i rozpowszechniać te historyczne bełkoty".

Po zajęciu (lub wyzwoleniu) Naddniestrza cała władza przejęła wojska niemieckie i rumuńskie, a mer Odessy, nie demokratycznie wybrany, ale mianowany przez dowódcę wojskowego, był im podporządkowany. Wojsko oczywiście wychodziło z założenia, że ma do czynienia z obcą, wrogą ludnością, którą można zdominować tylko siłą. I trudno winić za taką postawę ludzi, którzy codziennie płacili życiem. Gherman Pantea wyczuł jednak mieszkańców Odessy jako społeczność spragnioną normalnego życia przed wojną. A dokładniej, aż do zainstalowania totalitarnego reżimu bolszewickiego. Burmistrz miał nadzieję, że uda mu się pozyskać ludzi poprzez dobrą wolę, otwartość, czyniąc z nich partnerów w swoim programie. Chciał bronić ludności, zapewnić jej istnienie, odbudować infrastrukturę miasta. W tym celu poprosił o ciszę. Zależało mu również na pomocy władz wojskowych. Ale zamiast synonimu pojawiły się między nimi poważne animozje.

Wszak mentalność i działania burmistrza Ghermana Pantei oznaczały wyraźną sprzeczność ze strategicznymi celami sił zbrojnych biorących udział w wojnie światowej. Wśród sprzymierzeńców panowała rywalizacja i zazdrość. Warto nadmienić, że w absolutnie wszystkich strukturach walczących stron, czy to państw Osi, czy antyniemieckich aliantów, toczyły się wewnętrzne walki, rywalizacja i sprzeczne interesy. Naturalnie, w tamtych czasach próbka humanizmu ze strony burmistrza okupowanego miasta nie mogła nikogo zadowolić. W rzeczywistości było to podejście niewłaściwe nie tylko dla bolszewickiej wizji, ale także dla uogólnionego stanu umysłu. I słowa Odesytów – "Pozbyliśmy się Niemców! Mamy własnego burmistrza. Mówi po rosyjsku tak jak my, kocha Odessę tak jak my, widać, że jest dobrym, dobrodusznym człowiekiem. Musimy Go słuchać! Będziemy mieli piękne i bogate życie" – nie wyglądały dobrze, wywołując gniew i nienawiść nie tylko w Moskwie. Któż mógłby być zachwycony sukcesem besarabskiego Rumuna, który zamierzał pozyskać sympatię i przychylność obywateli? N.K.V.D., Gestapo, bezpieczeństwo? Albo bolszewicy, narodowi socjaliści, faszyści, Brytyjczycy, Amerykanie Północni, syjoniści, międzynarodowa finansjera?

Oczywiście, rumuńska okupacja nie była czarem. W wyniku eksplozji 22 października 1941 r. życie straciło około 250 rumuńskich żołnierzy i oficerów. Tragedia ta wywołała kolejną tragedię: masowe represje wobec ludności żydowskiej. Historyk Aleksander Czerkasow, autor czterech tomów o Odessie w czasie wojny, proponuje sowieckim przywódcom, którzy przewodzili ruchowi partyzanckiemu, aby podzielili się z okupantem odpowiedzialnością za śmierć tysięcy pokojowo nastawionych ludzi. "Oczywiście, bez aprobaty moskiewskich przywódców, eksplozja na ulicy Marazlijewka nie miałaby sensu. Ich celem było zastraszenie rumuńskich władz na terytoriach okupowanych. Konsekwencje takich działań dla egzystencji ludności cywilnej pozostającej, w dużej mierze niechętnie, w regionach podbitych przez wroga, zdają się już nikogo nie dotyczyć. Nie sądzę, żeby dowództwo sowieckie, planując tę akcję, nie przewidziało konsekwencji i losu mieszkańców Odessy..."

Pod koniec października 1941 r., podczas pobytu w Odessie, księżna Alexandrina Cantacuzino zaproponowała Ghermanowi Pantei przesłanie raportu o nieuzasadnionych represjach wojskowych wobec Żydów, który osobiście przedstawiła przywódcy państwa rumuńskiego. Po zapoznaniu się z dokumentem marszałek Ion Antonescu natychmiast interweniował, dokonując pewnych zmian w dowództwie wojskowym. Nie przychylił się jednak do prośby burmistrza o jego dymisję, nakazując mu kontynuowanie działalności jako "zmobilizowanego żołnierza na froncie". Pozostał więc na swoim stanowisku, znajdując się w nietypowej sytuacji, mając do wykonania nietypowe zadanie. A jako nietypowy burmistrz nietypowego radzieckiego miasta i portu miał wejść do współczesnej historii rumuńskiej ludzkości. Niewiarygodne, że administracja cywilna odniosła sukces w Rumunii. W dzisiejszych czasach, w ciszy i spokoju, niektórzy burmistrzowie grzęzną przy pierwszym śniegu lub ulewnym deszczu.

24 stycznia 1944 r. rząd Naddniestrza został rozwiązany. Zbliżał się front. Dowództwo przejęło "Dowództwo Wojskowe między Bugiem a Dniestrem". Mer Odessy natychmiast podał się do dymisji, ale gubernator wojskowy odrzucił jego prośbę: "Marszałek Antonescu uważa, że Odessa nie obędzie się bez Hermana Pantei, zwłaszcza teraz, kiedy musimy stąd wyjechać". Trzy miesiące później, w niedzielę 19 marca 1944 roku, Herman Pantea opuścił Odessę tak dyskretnie, jak to tylko możliwe. Ale niespodziewanie do ratusza przyszli delegaci z różnych przedsiębiorstw i instytucji, prosząc go, aby odwiedził ich na pożegnanie. Nie mógł i nie miał prawa odmówić uprzejmości tych ludzi, którzy przez dwa i pół roku byli jego współpracownikami w najdoskonalszym porozumieniu. Tysiące pracowników gromadziło się na dziedzińcach tych instytucji. Zabierając głos, dziękowali mu za zachowanie i pomoc.

W chwili, gdy żegnał się z pracownikami elektrowni, przyszła delegacja studentów i profesorów uniwersyteckich i natarczywie prosiła, aby poszedł się z nimi pożegnać, zwłaszcza, że Uniwersytet był w drodze powrotnej. Przyjąwszy zaproszenie, przybył na uniwersytet, gdzie zastał tysiące studentów i nauczycieli zgromadzonych w wielkiej auli. Głos zabrali nauczyciele i uczniowie. Gorąco dziękowali mu za to, że założył dla nich domy, stworzył stołówki i pomagał im we wszystkich trudnych dla nich chwilach, dodając, że bez względu na to, co się stanie, nigdy nie zapomną rodzicielskiej opieki, jaką się nimi opiekował, gdy rządził Odessą. Głęboko poruszony swoimi uczuciami, podziękował tej elicie intelektualnej i przez chwilę został podniesiony przez studentów przy entuzjastycznych okrzykach tłumu. Zawieźli go ulicą do samochodu, który uczniowie zasypali kwiatami.

10 kwietnia 1944 r. Armia Czerwona powróciła do Odessy. Po tej dacie każde miłe słowo o rumuńskiej administracji w Naddniestrzu w latach 1941-1944 było karalne. Akademik Wiktor Faitelberg-Blank i pisarz Władimir Gridin w swojej książce "Crochiuri din viata Odessa" opisują w tym kontekście ciekawy epizod z okresu powojennego: "A podczas zwykłej zabawy sylwestrowej, kiedy on [Gieorgij Jurkiewicz] dostał się do towarzystwa świeżych chłopców, tak zwanych wschodnich, którzy nie byli pod okupacją, naprawdę go podskoczyli. Na zwykłym toaście nie mógł już znieść wyrzutów tych chłopców, że żyją pod rządami Rumunów i krzyknął: "Ale przynajmniej to było prawdziwe życie, nie takie jak teraz... Czy rozumiecie, wy nędzni głupcy? Potem ktoś ją wylał, skarżąc się, że facet "broni okupantów". A w złej godzinie, za niedyskretnym imprezowiczem nadjechała czarna furgonetka.

Anatolij Malear w swojej książce "Zapiski mieszkańca Odessy" relacjonuje: "Wraz z powrotem wojsk radzieckich praktycznie wszyscy dojrzali ludzie, którzy pozostali w mieście, zostali wezwani do biura śledczych «Smiersz», aby wyjaśnić swoje stosunki z okupantem. A spora połowa przesłuchiwanych opuściła placówkę pod eskortą. Z 250 000 mieszkańców, którzy spotkali się ze swoimi wyzwolicielami 10 kwietnia 1944 roku, około 160 000 pozostało w Odessie. Ale dla władz sowieckich spadek liczby ludności pozostał niezauważony, ponieważ rozdzieliły domy byłych "akolitów Rumunów", część mieszkańców Odessy wróciła ze schronienia, a także tych przywiezionych ze wschodnich regionów ZSRR, aby odbudować to, co zniszczyli okupanci. W okresie powojennym okupowani mieszkańcy Odessy w obawie przed "kompetentnymi organami" unikali rozmów na ten temat. Do dziś dla większości z nich Dzień Wyzwolenia Odessy spod okupacji rumuńsko-niemieckiej pozostaje dniem pełnym łez".

Wiem aż za dobrze, że historii nie tworzy się za pomocą ifs. Ale gdyby bolszewizm nie ożywił dużej części Żydów, gdyby nie rozmnożył się antysemityzm Hitlera, gdyby nie straszliwy wybuch spowodowany przez enkewistów, po którym nastąpiły nieuzasadnione represje i ewakuacja Żydów z Odessy... Dzisiaj spokojnie dyskutowalibyśmy o wyzwoleniu Naddniestrza w 1941 roku spod władzy Stalina i o fenomenie Ghermana Pantei, legendarnego generalnego mera Odessy (1941-1944)... Teraz przychodzi mi na myśl spotkanie z grupą biznesmenów z Odessy. Był początek 1991 roku i szukali partnerów biznesowych w Kiszyniowie z przedłużeniem po drugiej stronie rzeki Prut. Na pożegnanie powiedzieli mi: "Ludzie mówią, że premier Druc jest za unią z Rumunią. A my, w Odessie, stalibyśmy się unionistami, gdyby Rumunia była jak Austria". Obecnie, aby zrozumieć tradycyjne i zmienne nastroje wielu mieszkańców Odessy, wystarczy obejrzeć na YouTube "Przemówienia ciotki Zilei Zingelshuher do Putina i Poroszenki".

W 2011 roku, po wyborach samorządowych na Ukrainie, odeskie media ironicznie skomentowały: "Nowo wybrany mer na konferencji prasowej wspomniał, że spuścizna pozostawiona przez byłego mera miasta jest prawdziwym koszmarem. Naprawa ratusza poszła na marne. Nowy burmistrz uważa, że za czasów Rumunów praca była lepsza: po odejściu okupantów budynek ratusza był w lepszym stanie niż za czasów Gurvița, jego poprzednika. Pozostaje mu więc tylko zazdrościć człowiekowi, który w 1944 roku przejął dom w Odessie od Ghermana Pantea, burmistrza mianowanego przez rumuńskich okupantów!

Oto kilka komentarzy czytelników na ten temat, przetłumaczonych z języka rosyjskiego:

"Nie byłoby źle, gdyby nasi urzędnicy przejęli doświadczenia od administracji w Odessie podczas rumuńskiej okupacji. Że z dzisiejszego nie masz się czego uczyć. Szczególnie podobało mi się, jak Rumuni karali cinovnika łapówkowego. Nawet jako przykład skutecznej walki z korupcją...";

"Cóż, nie pozostaje wam nic innego, jak polecić obecnemu burmistrzowi Odessy-bohatera, Aleksieja Aleksiejewicza Kostuszewa, na którego głosowałem w ostatnich wyborach, aby poważnie przestudiował pozytywne doświadczenia rumuńskich okupantów. Nie zapomnij: wniosek należy przedstawić burmistrzowi zgodnie ze zwyczajem, z imieniem i nazwiskiem, adresem, telefonem. Bo z powodu anonimowych ludzi, takich jak ty, tak wielu przyzwoitych ludzi cierpiało i nadal cierpi!";

"Nie chwalimy okupantów. Mówiłem o pozytywnych doświadczeniach z odbudowy miasta, o niczym więcej. Jeśli dobrze sobie radzicie w Odessie pod tym względem, pozostaje nam tylko radować się razem";

"W Odessie do władzy doszli wybrani przez zbrodniarzy ci, którzy nienawidzą Ukrainy i nie ukrywają tego. Zdradzili Odessę i oddali ją dzisiejszym Wenecjanom. Różnią się od Rumunów tym, że polują, niczego nie tworząc. Tak było w przypadku naszego miasta. Nawet Rumuni nie byli w stanie go tak bardzo skrzywdzić. Więc wy, którzy sprowadziliście obecnych okupantów, przestańcie osądzać tych, którzy przyjęli rumuńską administrację w Odessie"[5].

W tym kontekście opowiadam się za rehabilitacją Rumunii oskarżonej o atak na Związek Radziecki. Zastanawiam się nad naprawieniem historycznej niesprawiedliwości, która polega na: skrupulatnym zbieraniu dowodów, dokumentów i faktów, na sprawiedliwy symboliczny proces historyczny w imieniu wszystkich Besarabijczyków, mieszkańców Północnej Bukowiny i Hercji, niezależnie od pochodzenia etnicznego, którzy cierpieli z rąk stalinizmu i nazizmu; ponowne rozpatrzenie sprawy "Naddniestrze 1941-1944" oraz sprawy "Besarabia i Północna Bukowina, 1944-20..."; przyjęcie prawdy wyznawanej przez besarabskich, bukowińskich i herckich; dyplomowanie Rumunów skazanych za walkę z komunizmem.

Gubernator Naddniestrza, profesor Gheorghe Alexianu, uniewinniony przez trybunał w Odessie i stracony we własnym kraju, zasługuje na rehabilitację. Gherman Pantea zasługuje na to, by być traktowanym tak samo jak Traian Popovici, burmistrz Cernăuţi, i przekazany Sprawiedliwym wśród Narodów Świata. Nie ulega wątpliwości, że ci Rumuni w pełni zademonstrowali swoją moralną uczciwość. A Ion Antonescu, ówczesny władca Rumunii, ma być ponownie osądzony i zrehabilitowany jako bohater narodowy w oparciu o zasady akceptowane przez syjonistów, odnosząc się do ich bohatera narodowego Menachema Begina, premiera Izraela. Osobiście chciałbym, aby monografia i film naświetliły dwa zjawiska historyczne: "Gheorghe Alexianu – cywilny gubernator Naddniestrza" i "Gherman Pantea – generalny mer Odessy".

Główny wniosek, skoncentrowany na dokumentach, świadectwach i pracach z różnych dziedzin badań i twórczości: Okres 1917-1941 to najtragiczniejsza karta w historii Naddniestrza i Odessy – epoka okupacji bolszewickiej. A lata 1941-1944 to wyzwolenie przez Rumunów i powrót do status quo sprzed bolszewickiego puczu w październiku 1917 roku.

Konieczne jest kapitalizację, bez uprzedzeń, wszystkich źródeł historiograficznych, dokumentów, w tym niemieckich, rosyjskich, ukraińskich i żydowskich.

Frustracje niektórych segmentów społeczeństwa i pochwały sowieckiej przeszłości pozostają aktualnym tematem badawczym.

Byłoby rozsądne i korzystne dla nas wszystkich, gdybyśmy się "zaszczepili", aby uniknąć epidemii nostalgii rosyjskiej, ukraińskiej, mołdawskiej, naddniestrzańskiej i tak dalej.




poniedziałek, 22 maja 2023

Reparacje od Rosji




przedruk



Polskie straty podczas II WŚ.


Arkadiusz Mularczyk: pracujemy nad raportem dot. szkód w wyniku działań ZSRR


22.05.2023 10:29

Wiceminister spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk poinformował, że Instytut Spraw Wojennych pracuje nad raportem dokumentującym straty poniesione przez Polskę w wyniku działań ZSRR.

Wiceminister spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk został zapytany przez TVP Info, czy Polska przygotuje raport dotyczący strat poniesionych przez nasz kraj w wyniku działań sowieckiej Rosji, analogiczny do tego, który opisuje straty wojenne zadane Polsce przez Niemcy.

Solidne opracowanie

- Instytut Spraw Wojennych pracuje nad takim raportem. To musi być solidne opracowanie pokazujące zarówno cały aspekt okupacji, ale też demontaż fabryk z ziem zachodnich, później eksploatacji państwa polskiego, niekorzystne umowy węglowe. Nad tym pracujemy i taki raport powstanie - powiedział.

Zaznaczył, że musi on być dobrze przygotowany. - Musi być on tak solidnie udokumentowany, jak raport dotyczący strat Polski poniesionych w wyniku napaści Niemców, żeby nikt nie mógł go podważyć - podkreślił.

Wiceminister Mularczyk przebywa z wizytą w Niemczech. W poniedziałek odbędzie spotkania z parlamentarzystami niemieckimi, na których poruszona zostanie kwestia odszkodowań dla Polski.




22.05.2023 12:40


Kreml chce wyłudzić od Polski 750 miliardów dolarów.

 „To Rosja będzie płacić, nie my” - mówi wiceszef MSZ

"Wołodin - wątpię, żeby nie znał historii, ale on prawdopodobnie zdaję sobie sprawę z tego, że to Rosja będzie musiała zapłacić za zbrodnie, których dopuszcza się na Ukrainie, i to sumy wielokrotnie większe" - tak skandaliczne żądania przewodniczącego rosyjskiej Dumy Państwowej Wiaczesława Wołodina wobec Polski skomentował Paweł Jabłoński, wiceszef MSZ.



W przestrzeni publicznej pojawiły się doniesienia nt. ostatniej wypowiedzi - w zasadzie kuriozalnych żądań - jakie przewodniczący rosyjskiej Dumy Państwowej Wiaczesław Wołodin formułuje pod adresem Polski. Mowa o odszkodowaniu - od Polski dla... Rosji. Nie byle jakim, bo Wołodin domaga się z tego tytułu 750 miliardów dolarów. I tu pojawia się zasadnicze pytanie - za co? Zdaniem kremlowskiego polityka, tyle nasz kraj jest winien za "wyzwolenie spod faszystowskiej okupacji". A czy to nie było czasem tak, że z jednej okupacji, wpadliśmy pod drugą...? Cóż, widocznie nie tylko nasz zachodni sąsiad próbuje budować historię na nowo - według własnego "widzimisię'.


Nie tylko pieniądze, ale i terytoria

Pieniądze, o których napisaliśmy wyżej, to jednak nie wszystko. Zdaniem Wołodina, Polska "powinna zwrócić Rosji zarówno odzyskane terytoria po II wojnie światowej, jak i środki wydane na nie w latach wojny i powojennych". Przedstawiciel reżimu pokusił się również o stwierdzenie, jakoby nasz kraj istniał "tylko dzięki Rosji".

Goszczącego dziś na antenie Radia ZET, Pawła Jabłońskiego, wiceministra spraw zagranicznych, zapytano o właśnie te żądania Kremla wobec naszego kraju. „Trudno zaszczycać tego rodzaju bzdury oficjalną odpowiedzią” - skwitował na wstępie polityk.


"Mogę powiedzieć tyle, Wołodin też wątpię, żeby nie znał historii, ale on prawdopodobnie zdaję sobie sprawę z tego, że to Rosja będzie musiała zapłacić za zbrodnie, których dopuszcza się na Ukrainie, i to sumy wielokrotnie większe"

– przyznał Jabłoński.


Przypominając fakty historyczne, wskazał, że to właśnie "Polska utraciła po II wojnie światowej ogromną część swojego terytorium na rzecz Związku Sowieckiego", dodając, że "dzisiaj tam są inne państwa, nikt w Polsce tego nie kwestionuje".


Jego zdaniem, to "Rosja podważa granice i to Rosja będzie płacić za to, co zrobiła na Ukrainie, nie Polska".

"Będą chcieli nawet 10 razy tyle"

Wiceszef MSZ przyznał jednak jasno, że należy spodziewać się samych najgorszych rzeczy, jeśli chodzi o stronę rosyjską. Dodał, że "będą padały pewnie bardzo ostre słowa".

Być może nawet podwyższą nam tę kwotę. Może nawet 10 razy tyle"

– ocenił.


Wiceminister spraw zagranicznych przypomniał ponadto, że globalnie mamy zamrożone w tej chwili ok. 300 mld rosyjskich rezerw i aktywów.


Te pieniądze muszą być przeznaczone na pomóc Ukrainie, odbudowę Ukrainy, pomoc państwom, które Ukrainę wspierają. To się wydarzy

– powiedział Paweł Jabłoński.








22.05.2023 09:41



Rosja zapłaci Polsce zadośćuczynienie za II wojnę światową? 

„Raport już powstaje”


Instytut Strat Wojennych pracuje nad raportem o reparacjach od Rosji. O tym fakcie poinformował dziś na antenie TVP Info w programie #Jedziemy wiceminister spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk.

Jak dodał polityk - "musi być to solidne opracowanie, pokazujące zarówno cały aspekt okupacji, jak i eksploatacji państwa polskiego".



We wrześniu 2022 roku opublikowany został raport o stratach wojennych, jakie nasz kraj poniósł w konsekwencji niemieckich zbrodni na Polakach. Od tamtej pory polska dyplomacja prowadzi liczne rozmowy, odwiedza różne kraje po to, aby przybliżyć światu historię II wojny światowej. A szczególnie strat, jakie nasz kraj poniósł w trakcie jej trwania - i po. Dziś Arkadiusz Mularczyk, w niemieckiej stolicy, ma odbyć szereg spotkań z niemieckimi politykami. Tematem przewodnim tychże rozmów ma być właśnie kwestia odszkodowań dla Polski za straty wojenne, która zdaniem wielu niemieckich parlamentarzystów, jest sprawą zamkniętą.


W tym miejscu warto przytoczyć niedawny Twitterowy wpis niemieckiego kanclerza, w myśl którego, "78 lat temu Niemcy i świat zostały wyzwolone spod tyranii narodowego socjalizmu".
"Zawsze będziemy za to wdzięczni. 8 maja przypomina, że demokratyczne państwo nie jest oczywistością. Powinniśmy je chronić i bronić - każdego dnia"

– napisał Olaf Scholz w mediach społecznościowych w rocznicę zakończenia II wojny światowej.
"Niemcy - ofiary nazistów, Polacy - współpracownicy nazistów"



Kwestię "budowania" historii na nowo poruszono dziś na antenie TVP Info.

"Część elit niemieckich buduje pewną alternatywną rzeczywistość, jeśli chodzi o kwestie II wojny światowej, odwracając rolę sprawców o ofiar. Z Niemców robi się ofiary nazistów, a z Polaków robi się współpracowników nazistów przy Holocauście Żydów"

– mówił wiceszef MSZ w programie #Jedziemy w rozmowie z Michałem Rachoniem.


Mularczyk zaznaczał, że to nie jest żart...

"To są fakty, w tym kierunku idzie cała propaganda, narracja budowana w Niemczech. Ten proces trwa od lat. Chodzi o to, żeby zmyć odpowiedzialność z Niemiec za II wojnę światową, by świat zapomniał, że to Niemcy wywołali wojnę i tę narrację przerzucić także na Polskę"

– argumentował wiceminister spraw zagranicznych, dodając, że to właśnie stąd jego dzisiejsza wizyta w Berlinie, gdzie przyjechał z raportem o stratach wojennych przetłumaczonym na język niemiecki.

"Rozpoczynamy dużą dystrybucję tego raportu wśród niemieckich elit i mediów. Każdy niemiecki poseł dostanie ten raport. To konieczne, żeby zatrzymać tą fałszywą narrację dotyczącą II wojny światowej"

– kontynuował.



Polityk uważa, że "jeżeli będziemy konsekwentnie prowadzić tą aktywność w Niemczech i na świecie, to jesteśmy w stanie ten trend negatywny odwrócić i przywrócić prawdę o II wojnie światowej".

"Ale też zmusić Niemców poprzez zawstydzanie ich, okazywanie, że absolutnie nie mają żadnego moralnego prawa, by pouczać innych, ponieważ same się nigdy nie rozliczyły"

– dodał Mularczyk.



Moskwa zapłaci?

W kolejnej części rozmowy, red. Michał Rachoń pytał Arkadiusza Mularczyka o kuriozalne żądania płynące z Kremla. Otóż, przewodniczący rosyjskiej Dumy Państwowe Wiaczesław Wołodin domaga się od Polski 750 mld dolarów odszkodowania. Za co? Za „wyzwolenie spod faszystowskiej okupacji”...

Zdaniem Wołodina Polska "powinna zwrócić Rosji zarówno odzyskane terytoria po II wojnie światowej, jak i środki wydane na nie w latach wojny i powojennych". Przedstawiciel reżimu pokusił się również o stwierdzenie, jakoby nasz kraj istniał "tylko dzięki Rosji".
 
"Musimy nie tylko mówić, ale również przygotowywać raport o odszkodowaniach od Rosji za kilkudziesięcioletnią okupację. Instytut Strat Wojennych pracuje nad takim raportem. To musi być solidne opracowanie, pokazujące zarówno cały aspekt okupacji, ale i eksploatacji państwa polskiego"

– przyznał, zapewniając, że taki raport na pewno powstanie, "ale musi być on dobrze przygotowany i solidnie udokumentowany".


O tę kwestię pytaliśmy kilka miesięcy temu prof. Andrzeja Przyłębskiego, ambasadora Polski w Niemczech w latach 2016-2022, który poinformował nas wówczas, że "w Instytucie Strat Wojennych jest już montowana grupa naukowców, którzy będą liczyć straty na Wschodzie."









"czy da się odbudować przerwany ciąg, który składał się z wielu pokoleń inteligencji polskiej, gość audycji wskazał, że pewnym jest wystąpienie luki pokoleniowej.
- Ona już jest widoczna, chociażby, gdy spojrzymy na nauczycieli akademickich. To pokolenie, które przetrwało wojnę wymiera i w zasadzie mamy już do czynienia z pewną luką - nawet nie tyle liczbową, ile  luką przekazywania pewnych wartości, tradycji i ciągłości intelektualnej elit naszego kraju."


"Potrzebna wielka akcja informacyjna". Józef Orzeł o polskich szansach na odszkodowania od Niemiec - Polskie Radio 24 - polskieradio24.pl


- Może dojść do sytuacji, że z jednego działania, odszkodowania liczonego w bilionach, zrobi się cała sieć działań dotyczących konkretnych odszkodowań dla konkretnych rodzin, firm czy miast i miejscowości - mówił o polskich roszczeniach od Niemiec za straty poniesione podczas II wojny światowej Józef Orzeł, szef Klubu Ronina.


Józef Orzeł zauważył, że termin prawny "reparacje" nie jest właściwy. Idąc tą drogą, niczego nie uzyskamy, należy pójść drogą odszkodowań, to otwiera drogę prawną - podkreślał.


- To wymaga wielkiej akcji państwa polskiego przede wszystkim sieci kancelarii prawnych, które udzielałyby pomocy prawnej, aby przed sądami polskimi, niemieckimi czy amerykańskimi dopominać się konkretnych odszkodowań. Gdyby ta sieć została zrealizowana, a sądy zostały zasypane setkami czy tysiącami pozwów o odszkodowania od państwa niemieckiego, to interesujące jest to, co działoby się dalej. (…) Wierzyłbym w akcję, która musi być równolegle wspomożona akcją informacyjną na temat naszego raportu o stratach wojennych Polski (...). Gdyby zrobić z tego wielką akcję, to ciśnienie moralno-polityczne zmusiłoby państwo niemieckie do poważnego dialogu z Polską w tej sprawie - zaznaczył gość audycji.

Przypomniał, że rekompensata terytorialna na zachodzie za ziemie utracone na rzecz Związku Radzieckiego nie była wystarczająca, ponieważ państwo polskie jest mniejsze niż przed II wojną światową. Jarosław Kaczyński dodał, że obszary te zostały mocno zniszczone i ograbione w czasie działań wojennych. Prezes Prawa i Sprawiedliwości podkreślił, że to Niemcy wywołały wojnę, dopuściły się w Polsce zbrodni i nie zostały wystarczająco ukarane.
 
Polska domaga się od Niemiec reparacji za straty materialne i niematerialne w wysokości 6 bilionów 220 miliardów 609 milionów złotych, zrekompensowania ofiarom agresji i okupacji niemieckiej oraz ich rodzinom wyrządzonych im szkód i krzywd, a także systemowych działań mających na celu zwrot zagrabionych z Polski w trakcie wojny dóbr kultury, które znajdują się obecnie w Niemczech.







>"Boją się, że reparacje mogłyby naruszyć ich budżet i reputację w świecie. A do tego wywołać efekt puszki Pandory" - powiedział prof. Przyłębski, zaznaczając, że "Niemcy to wszystko monitorują"<

sobota, 22 kwietnia 2023

Przeciw Jałcie





„W prawie międzynarodowym nawet te kraje byłego Związku Radzieckiego nie mają skutecznego statusu, ponieważ nie ma międzynarodowego porozumienia, które urzeczywistniałoby ich status suwerennych krajów” – powiedział.

„Zaprzecza istnieniu takich krajów jak Ukraina, Litwa, Estonia, Kazachstan itd.”


 
Kiedyś pokątnie czytałem o tym gdzieś na fb.
Tu mamy jednak wypowiedź wysokiego urzędnika światowego mocarstwa.

To oznacza powrót do Jałty i otwarcie naszych żądań zwrotu ziem utraconych w 1945 roku.











22.04.2023, 14:53

In an interview with Swiss journalist Darius Rochebin, Chinese ambassador to France Lu Shaye said that former Soviet countries "have no effective status in international law."

“In international law, even these ex-Soviet Union countries do not have the effective status because there is no international agreement to materialize their status of sovereign countries,” he said.

“He denies the very existence of countries like Ukraine, Lithuania, Estonia, Kazakhstan, etc.,” Antoine Bondaz, a China expert at the Paris-based think-tank Foundation for Strategic Research, wrote on Twitter.


----



Dr Antoine Bondaz jest pracownikiem naukowym i dyrektorem zarówno Programu Koreańskiego, jak i Programu Tajwańskiego w Fondation pour la Recherche Stratégique (FRS). Jego badania koncentrują się na polityce zagranicznej i bezpieczeństwa Chin, Tajwanu i Korei oraz kwestiach strategicznych w Azji Wschodniej. Doradza wyższym urzędnikom państwowym, a także podmiotom prywatnym we Francji i Europie, a także uczestniczy w licznych dialogach wysokiego szczebla na ścieżce 1.5 z najwyższymi azjatyckimi urzędnikami rządowymi. Zeznawał przed francuskim Zgromadzeniem Narodowym i Senatem, Parlamentem Europejskim, OECD, NATO i ONZ.

Profesor nadzwyczajny w Sciences Po Paris, wykłada również w Paris 1 Panthéon-Sorbonne, Paris War College i National Defence Institute of Higher Education. Specjalny doradca przewodniczącego Delegacji Parlamentu Europejskiego ds. stosunków z Półwyspem Koreańskim (2017–2019), pracownik naukowy w Asia Centre, nadzorował Chińskie Obserwatorium dla Ministerstwa Sił Zbrojnych, współkierował kwartalną analizą Korei i regularnie pisał do kwartalnej analizy chińskiej . Był członkiem Invited Visiting Fellow na Korea University w Seulu w 2012 r. oraz wizytującym stypendystą w Carnegie-Tsinghua Center for Global Policy w Pekinie w 2013 r.

Były członek International Visitor Leadership Program (IVLP), programu zaproszeń Departamentu Stanu USA, uczestniczył także w Korea Foundation i Chatham House Europe-Korea Young Policy Experts Forum, programie zaproszeń ekspertów japońskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz został wybrany podczas Young Professional Day NATO-ACT/IISS do udziału w Seminarium Transformacji NATO. Został zaproszony do China-US-Europe Young Scholars Program CCCWS oraz China-US-Europe Young Leaders Program CAFIU.

Antoine Bondaz posiada doktorat z nauk politycznych na Sciences Po na podstawie pracy zatytułowanej "From Insecurity to Stability: China's Korean Politics from 2009 to 2014" (summa laude), pod kierunkiem Pr. François Godementa. Przeprowadził badania terenowe w Chinach, Korei Południowej i Korei Północnej, a także wywiady 100 + z czołowymi naukowcami i dyplomatami. Był stypendystą francuskiego Narodowego Centrum Badań Naukowych (CNRS), finansowanego przez Dyrekcję Generalną ds. Uzbrojenia (DGA), i otrzymał kilka nagród naukowych, w tym od Narodowego Instytutu Obrony Szkolnictwa Wyższego (IHEDN) przez cztery kolejne lata oraz od Fundacji Pierre'a Ledoux (Fondation de France).




poniedziałek, 13 czerwca 2022

Białoruś - odkryto nowe groby masowe - 38 tyś ofiar

 

przedruk

tłumaczenie automatyczne





13 CZERWCA 2022, 19:11


Jak powiedział dziennikarzom Siergiej Szykunets, zastępca szefa Dyrekcji Nadzoru dochodzeń w Szczególnie Ważnych Sprawach Karnych Prokuratury Generalnej, Siergiej Szykunets mógł pochować ponad 38 tysięcy cywilnych ofiar nazistów.


„Według danych archiwalnych zajętych w trakcie śledztwa w sprawie karnej, na terenie traktu Uruchche, w rejonie 9 km znajduje się siedem grobów dołowych, w których pochowanych jest ponad 38 tysięcy zabitych cywilów Studiując dokumenty archiwalne, przesłuchując świadków, naocznych świadków, udało nam się zainstalować właściwie dwa doły-groby. Pod koniec zeszłego roku - pierwszy, to dół o wymiarach 19m na 4,5m i głębokości do 5m, w nim więcej ponad 8 tysięcy zabitych obywateli. praca i zakładanie kolejnych grobów. Dziś jest to prawdopodobnie drugi grób z siedmiu znajdujących się na terenie traktu - powiedział Siergiej Szykunets.


Nowe miejsce masowej zagłady ludności cywilnej podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej odkryto w maju podczas śledztwa w sprawie karnej dotyczącej ludobójstwa. Znaleziono liczne szczątki szkieletu, drut (prawdopodobnie z nadgarstka ofiary), fragmenty podeszwy oraz łyżkę. Obecnie toczy się tutaj postępowanie.


Śledztwo w sprawie karnej w sprawie ludobójstwa trwa, zauważył Sergey Shikunets. Do zbadania jest jeszcze ogromna warstwa dokumentów archiwalnych. Planowana jest ogromna liczba czynności dochodzeniowych. Tylko w tym roku zaplanowano 27 miejsc we wszystkich zakątkach kraju, w których prowadzone będą prace poszukiwawcze. „Połowa z tych działań została już przeprowadzona. Niestety wyniki prac poszukiwawczych potwierdzają tragiczne fakty zagłady ludności cywilnej. Odnaleziono szczątki kości. Wszystkie są poddawane badaniom sądowym, medycznym i kryminalistycznym” powiedział.







Jak wyjaśnił zastępca naczelnika wydziału, 27 miejsc przewidzianych do oględzin to w większości nieznane dotychczas masowe groby. „Co najmniej 27. Śledztwo trwa, coraz więcej nowych faktów jest ujawnianych. Naprawiamy je, dokumentujemy, a jeśli są podstawy, plan poszukiwań jest korygowany. Takie prace będą kontynuowane” – powiedział.

Eksperci są kategoryczni w swoich wnioskach, podkreślił Siergiej Szykunets. Według niego śmierć z reguły następowała w wyniku strzału w głowę osoby, która w tym momencie znajdowała się poniżej strzelca. Tłumaczy się to tym, że do dołów wrzucano żywych ludzi i strzelano z góry.

W sprawie o ludobójstwo przesłuchano już ponad 15 000 świadków. Połowa z nich to więźniowie obozów koncentracyjnych i obozów zagłady. Przeprowadzono ponad 3000 kontroli: dokumentów archiwalnych, nieznanych wcześniej miejsc masowej eksterminacji obywateli, miejsc przymusowego przetrzymywania ludności.


Mówiąc o czasie przeprowadzenia śledztwa w sprawie karnej, Siergiej Szykunets podkreślił: „Będziemy prowadzić dochodzenie, dopóki nie ujawnimy wszystkich faktów masowej eksterminacji obywateli, dopóki nie potwierdzimy absolutnie wszystkich faktów okrucieństw na naszym terytorium, świadczących o ludobójstwie narodu białoruskiego, który miał miejsce”. Wyniki śledztwa zostaną podane do wiadomości publicznej – dodał.

Siergiej Szykunets powiedział również, że naziści używali kwasu do podbijania grobów lub ukrywania śladów zbrodni. "Było to szczególnie praktykowane w okresie wyzwolenia naszego terytorium i odejścia faszystowskich najeźdźców. Tak, rzeczywiście ustalono następujące fakty: otwierali wcześniej wypełnione doły i używali kwasu. W ten sposób niszczono resztki kości W regionie stwierdziliśmy, że faszystowscy najeźdźcy, wycofując się, wykorzystując pracę jeńców wojennych, otwierali grób zniszczonych wcześniej cywilów, rękoma niszczyli ślady mordów na ludności cywilnej, a następnie pochowali wojskowych, którzy wykonał te prace w tym dole” – powiedział.


Jeśli chodzi o dwa miejsca masowej zagłady odkryte na traktach Uruchcza, to tam pochowani są głównie cywile. Znaleziono szkielety dzieci, co potwierdza zagładę całych rodzin. Są też jeńcy wojenni: w pobliżu znajdowały się jednostki wojskowe, a podczas okupacji żołnierze Armii Czerwonej zostali schwytani.




W białoruskiej wikipedi nie ma o tym jeszcze ani słowa.




Wg wiki:




Nazwa Uruchcha związana jest z położeniem osady w pobliżu źródła wody. Na zachodnim krańcu dawnej wsi kiedyś wypływała rzeka Slyapianka, dopływ Świsłoczy. Było też nieprzebyte bagno, które wiosną zamieniło się w szerokie jezioro. Strumień ten płynął wzdłuż dzisiejszego wąwozu wzdłuż ulicy. Szugajew, dalej wzdłuż parku Uruchcza i do Kopiszcze. Ślady tej rzeki są nadal widoczne. Na mapie obwodu mińskiego z 1800 roku nazywa się „Uluchcha”. Nie ma tu sprzeczności: „popraw” od starożytnego Rosjanina - zakola rzeki.

Od 1620 do 1669 właścicielem ziemi (obecna dzielnica „Uruchcha”) był książę Bogusław Radziwiłł , syn Janusza. Następnie majątkiem zarządzała córka Bogusława (1669-1744) i dwie córki księżnej Karoliny (1744-1762). Następnie ziemia przeszła w ręce księcia Michaiła Kazimierza Rybanki (co miało miejsce w latach 1762-1790). Kolejnym właścicielem został w latach 1790-1812. Karol Stanisław (Pan Kochanek). W 1800 r. wieś Ureche ( ros . Уречье ), 2 podwórka, 19 mieszkańców. Od 1812 r. panował tu książę Dominik Radziwiłł i jego żona Teofilia Morawska. W 1815 r. dzierżawił go A. Vankovich.

Większość parafian ostatniej unickiej parafii Zmartwychwstania w Mińsku znajdowała się w Uruchczy.

W 1858 r. wieś Urucha ( ros . Уруче ), własność księcia Piotra Lwowicza Wittgensteina . Według spisu z 1870 r. w Uruchczy było 12 jardów. Wśród mieszkańców było 5 żołnierzy w stanie spoczynku. W 1897 r. wieś Uruchcha z Wołoszczy Astraszycko-Gorodeckiej liczyła 16 jardów i 119 mieszkańców; także jedna wioska Shafarnya-Urechcha, podwórko, 7 mieszkańców. W 1909 r. było 14 podwórek i 118 mieszkańców. W 1917 r. wieś znajdowała się w okręgu astraszycko-grodockim obwodu mińskiego ; 19 jardów, 151 mieszkańców.



W czasach sowieckich

Po rewolucji wieś została przydzielona do rady wiejskiej Slyapyan, od 1959 r. - do Zelenalug.

Do początku lat osiemdziesiątych teren przyszłej dzielnicy mieszkalnej Uruchcza był pagórkowatym, częściowo bagnistym terenem, ograniczonym od wschodu kompleksem obozów wojskowych, z których pierwszy pojawił się tu przed II wojną światową. Wieś Uruchcza (na północ od alei) i wieś Uruchcha (na południe od niej) znajdowały się w rejonie współczesnego skrzyżowania Alei Niepodległości oraz Szafarniańskiej i Rusianawskiej. W 1940 r. gospodarstwa zostały przymusowo przeniesione do nowo powstałych osiedli. Gospodarstwa z traktu Uruchcza zostały przeniesione w nowe miejsce, naprzeciw starej wsi Uruchcha, która znajdowała się po drugiej stronie szosy moskiewskiej. W nowym miejscu powstały dwie ulice. Jedna ulica nazywała się Postępowa i była zamieszkana przez chłopów, którzy wstępowali do kołchozu, któremu kołchoz pomagał w przesiedleniach. Kolejna ulica nosiła nazwę Fizkulturnaya. Mieszkali w nim chłopi, którzy odmówili wstąpienia do kołchozu. Kołchoz nie pomógł im w przeprowadzce do nowego miejsca zamieszkania, a działacze kołchozów zmusili chłopów do przyspieszenia przesiedlenia na wszelkie możliwe sposoby.

W 1941 roku 40 jardów, 150 mieszkańców.

W latach okupacji we wsi stacjonowała niewielka jednostka niemiecka. Wieś miała wielu mieszkańców, którzy pomagali partyzantom. W 1944 roku zostali zdradzeni przez zdrajcę, wszyscy związani z partyzantami zostali aresztowani, a następnie zniszczeni w Trostyanets.

W 1978 roku została włączona do miasta Mińska, zanim została przyłączona do gminy Borovlya . Po włączeniu do miasta, ulice wsi zostały przemianowane na Piłkarzy Ulicy i Lane. Wieś została doszczętnie zniszczona podczas budowy dzielnicy Uruchcha w latach 80-tych.


Z dawnej wsi zachowało się wzniesienie z cmentarzem. Dziś cmentarz Uruchcza w Mińsku ma ograniczoną nadzieję, co pozwala pochować tylko bliskich krewnych. Nie ustalono roku otwarcia tego cmentarza, ale wiadomo, że liczba pochowanych tu osób zbliża się do tysiąca. 

Na samym cmentarzu Uruchcza zachowały się zabytki, m.in. z ubiegłego wieku. Tak, najstarsze groby znalezione na tym cmentarzu pochodzą z lat 1878, 1884, 1898, 1899 i 1904. Na grobach tych widnieją następujące imiona i nazwiska: Praskovya Shirinskaya, Grigory Shirinsky, Foma Shirinsky, Felix Markovsky i Elena Markovskaya. Jest też drewniany krzyż z nowoczesnym napisem Shalimo Ivan żył umysłem 25 lat. 1840 Język pomników jest rosyjski, ale odczuwalne są wpływy białoruskiego: Szyrinskaja (zamiast Szyrinskiej), Ekoteryna (zamiast Jekateryny),

Główne nazwiska na cmentarzu to Shilimo, Shirinsky, Sandovich, Klimovich, Yerachhovets, Romanovsky, które pochodzą z XIX wieku. XX wiek do dzisiaj. Według niektórych doniesień w pobliżu tego grobowego wzgórza odbywały się egzekucje NKWD


















be.wikipedia.org/wiki/Уручча_(жылы_раён)







wtorek, 13 lipca 2021

Dagestańskie dywany


info z Białorusi

tłumaczenie przeglądarki



Głównym bogactwem narodu białoruskiego jest jego duchowość i niezwykle piękna dusza. Opinię tę wypowiedział korespondentowi BelTA przedstawiciel delegacji Republiki Dagestanu, artysta dywanów Sabir Shikhov.

"Bardzo szanujemy naród białoruski" - mówi rozmówca. "Zachowałeś to, czego inni praktycznie nie mieli: ludzkość, ciężką pracę, czystość duszy i wzajemne zrozumienie. Najważniejsze, żeby nie stracić tych cech. Jesteś bogaty w tym i różnią się od pozostałych”.

Według rzemieślnika, szczególne wrażenie zrobiła na nim czystość i znośność białoruskich ulic i dróg, a także piękno pól i malownicza przyroda naszej przyrody. Duchowość i wielka miłość do ojczyzny jest odczuwalna we wszystkim, podkreślił Sabir Shikhov.





Po raz pierwszy mistrzowie z Dagestanu prezentują swoje dziedzictwo ręcznie tkanych dywanów podczas święta Kupalye (Aleksandria Zbiera Przyjaciół). Zgromadzono tu ponad 30 produktów, a każdy z nich ma swój cel i historię powstania.

„Istnieje takie pojęcie, jak język dywanu – mówi rzemieślnik. – W końcu dywany istniały bardzo długo, jeszcze przed pojawieniem się pisma, i były jedną z metod komunikacji obrzędowej:

dywany były utkane o wszystkich wydarzeniach z cyklu życia człowieka. Na przykład męskie dywany, które zostały przekazane wojownikom, chroniły ich przed ranami i śmiercią na polu bitwy. Wierzono, że takiego produktu nie może utkać tylko jedna kobieta - w przeciwnym razie byłyby kłopoty ”.

Do dziś głównym znaczeniem dywanu w Dagestanie nie jest oczywiście dekoracyjne. Służy głównie jako talizman dla swoich właścicieli. Kiedy kobieta pracuje na dywanie, zawiązując każdy węzeł, składa życzenia. „Tak więc dywan, który nazywamy „safar”, wnosi do domu dobro, radość, zdrowie i dobrobyt. Ponadto nie straci swojego pierwotnego wyglądu za kilkadziesiąt lat i, jak dobre wino, z roku na rok staje się tylko lepszy i bardziej wartościowe ”.

Piękno, energia i przyjazność dla środowiska takich produktów kiedyś zyskały wielką sławę daleko poza granicami Związku Radzieckiego. Przy tworzeniu dywanów Tabasaran pracowało w tym czasie około 12 tysięcy robotnic i wyeksportowano tysiące egzemplarzy chronionych prawem autorskim.




https://www.belta.by/society/view/umelets-iz-dagestana-glavnoe-bogatstvo-belorusskogo-naroda-ego-neobyknovenno-krasivaja-dusha-449889-2021/




niedziela, 20 czerwca 2021

Dlaczego II RP zrezygnowała z Mińska.

 


Prof. Waingertner o Traktacie Ryskim

2021.03.18


Hasłem polskiej delegacji w Rydze w marcu 1921 r. stała się budowa państwa jednolitego narodowo. W gronie tej delegacji – oczywiście z wyjątkiem piłsudczyków – uważano, że idea federacyjna zawiodła: Litwa nie chciała z Polską sojuszu, Białoruś była ciągle tworem niesprecyzowanym, jeśli chodzi o dążenia niepodległościowe, a Ukraińcy okazali się za słabi, aby stworzyć własne państwo – mówi Polskiej Agencji Prasowej prof. Przemysław Waingertner, historyk z Uniwersytetu Łódzkiego.

ROMAN DMOWSKI W 1921 R., A ZA NIM OBÓZ NARODOWY, POSTRZEGAŁ BOLSZEWIKÓW JAKO STAN WYŁĄCZNIE PRZEJŚCIOWY. NA JAKICH PRZESŁANKACH ZOSTAŁA OPARTA TA OCENA?

Roman Dmowski uważał, że Rosja powróci albo do stanu sprzed puczu bolszewickiego, czyli kształtującej się Rosji republikańskiej, albo nastąpi restytucja władzy carskiej. Polegając na swoich wcześniejszych doświadczeniach z okresu zaborów, endecy sądzili ponadto, że z państwem rosyjskim Polska będzie mogła ułożyć sobie stosunki, a także w tej Rosji odnaleźć sojusznika przeciwko państwu niemieckiemu.

Nie powinniśmy zatem postrzegać Rosji jako czynnika pierwszoplanowego w polityce Narodowej Demokracji – takim czynnikiem była bowiem wrogość do Niemiec rozumianych jako największe zagrożenie dla Polaków, polskości, dla funkcjonowania państwa polskiego. To nastawienie było bardzo głęboko zakotwiczone już od przełomu XIX i XX w. w myśli politycznej narodowej demokracji. Nie była to zatem postawa prorosyjska, ale antyniemiecka.

ROSJA BYŁA PRZECIEŻ JEDNYM Z PAŃSTW ZABORCZYCH. CZY DMOWSKIEMU TO NIE PRZESZKADZAŁO?

Na argument, że Rosja była przecież głównym zaborcą, Dmowski odpowiadał, iż faktycznie tak było, ale wyłącznie w kontekście terytorialnym. Do Rosji zostały włączone bowiem obszary, na których ludności etnicznie polskiej mieszkało stosunkowo mało. Inaczej było w przypadku Wielkopolski, Pomorza czy ziem zachodniej i centralnej Polski, które padły głównie łupem Prus. Dmowski był narodowcem – ten punkt widzenia musimy przez cały czas brać pod uwagę. Dla niego Polska nie oznaczała tylko terytorium, ale, mówiąc obrazowo, nade wszystko wspólnotę narodową, ideą nadrzędną był dla niego naród polski.

JAK ZATEM DMOWSKI OCENIAŁ WOJNĘ POLSKO-BOLSZEWICKĄ? NADAL WIERZYŁ W SOJUSZ PRZECIWKO NIEMCOM?

Punktem wyjścia do odpowiedzi na to pytanie jest nakreślenie obrazu Polski, który Dmowski starał się wpoić swoim zwolennikom i przedstawić Polakom jako racjonalny. Polska miała być bowiem państwem narodowym, nie było zatem mowy o wielonarodowej i wieloetnicznej RP. Oczywiście ambicje Dmowskiego sięgały również na wschód, ale te obszary miały zostać włączone do państwa polskiego nie na zasadzie federacji, ale jako integralna część RP. Uważał, że atrakcyjność i dominująca pozycja Polaków, tradycje historyczne oraz przewaga żywiołu polskiego będą na tyle istotne, że mniejszości narodowe zostaną spolonizowane czy wręcz powrócą na łono polskości.

W tym kontekście Dmowski patrzył na wojnę z Rosją. Kwestię granic wyznaczała tzw. Linia Dmowskiego, która włączała zachodnią Białoruś i zachodnią Ukrainę do państwa polskiego, ale w sposób integralny. Było to w jego mniemaniu racjonalne i do przyjęcia dla Rosji bolszewików.

TO ZUPEŁNIE INNA KONCEPCJA NIŻ IDEA FEDERACJI PROMOWANA PRZEZ PIŁSUDSKIEGO…

Dmowski mówił, że Polska przetrwa jedynie jako silne państwo narodowe, zbudowane na żywiole polskim. Z kolei Józef Piłsudski uważał, że polskie państwo narodowe nie jest w stanie przetrwać ze względu na szczupłość granic implikowaną pojęciem państwa narodowego – a nie można przecież w nieskończoność włączać terytoriów na wschodzie i dążyć do tego, aby było to państwo jednolite pod względem narodowościowym. Był zdania, że przyszłość Polski leży w związku wielonarodowym. Ten najbardziej znany schemat to oczywiście Polska-Litwa-Białoruś-Ukraina, który Ignacy Paderewski z patosem określał mianem Stanów Zjednoczonych Europy Wschodniej.

WSPOMNIAŁ JUŻ PAN PROFESOR O LINII DMOWSKIEGO. PIERWOTNIE UWZGLĘDNIAŁA ONA MIŃSZCZYZNĘ WRAZ Z MIŃSKIEM. W WYNIKU POSTANOWIEŃ TRAKTATU RYSKIEGO MIŃSK ZNALAZŁ SIĘ JEDNAK POZA GRANICĄ POLSKI…

Dmowski nie brał udziału w delegacji, ponieważ w tym czasie miał spore problemy zdrowotne. Eksponentem obozu narodowego i głównym jego reprezentantem na posiedzeniu w Rydze był Stanisław Grabski. Można wręcz powiedzieć, że w trakcie rozmów nastąpiła swoista konfuzja ze strony bolszewików, którzy naprawdę byli przygotowani na to, aby Mińszczyznę z Mińskiem oddać Polsce. Akurat pod względem negocjacji dotyczących terytorium bolszewicy byli bardzo elastyczni.

Warto przypomnieć wcześniejszą postawę Lenina wobec zawarcia pokoju z Niemcami – uważał, że nieważne, jakie terytoria Sowieci oddadzą, ponieważ jest ważne, aby przetrwała rewolucja, bo i tak te tereny zostaną potem odzyskane. W przypadku Polski widać pokłosie takiej postawy.




Pierwotna koncepcja granic II RP przedstawiona podczas konferencji pokojowej w Paryżu – tzw. Linia Dmowskiego – na tle granic Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Kolorem czerwonym zaznaczono regiony, w których Polacy stanowili większość



DLACZEGO ZATEM ZREZYGNOWANO Z MIŃSZCZYZNY?

Przesłanka była jedna – właśnie to, że w odróżnieniu od Piłsudskiego hasłem polskiej delegacji stała się budowa państwa jednolitego narodowo. W gronie tej delegacji – oczywiście z wyjątkiem piłsudczyków – uważano bowiem, że idea federacyjna zawiodła: Litwa nie chciała z Polską sojuszu, Białoruś była ciągle tworem niesprecyzowanym, jeśli chodzi o dążenia niepodległościowe, a Ukraińcy okazali się za słabi, aby stworzyć własne państwo.

Wobec tego uważano, że musimy oprzeć się na własnym żywiole, który nie może być nadmiernie rozwodniony na Kresach Wschodnich. W związku z tym Mińszczyznę należy oddać bolszewikom i pilnować własnych i wykrojonych bardziej racjonalnie granic.

STOJĄCY NA CZELE SOWIECKIEJ DYPLOMACJI ADOLF JOFFE UWAŻAŁ, ŻE ENDECY ZOSTALI PRZEZ NIEGO MAKSYMALNIE WYKORZYSTANI. CZY FAKTYCZNIE NARODOWI DEMOKRACI ZOSTALI PRZEZ SOWIETÓW WYKORZYSTANI?

Celem obozu narodowego była budowa silnej Polski, która skutecznie miała w przyszłości oprzeć się jakimkolwiek zakusom rosyjskim i niemieckim. Z kolei celem delegacji sowieckiej była budowa państwa sowieckiego, które w przyszłości jeszcze się upomni o zrealizowanie hasła eksportu rewolucji, co wciąż było oficjalną polityką bolszewików. Dopiero Stalin stwierdził, że teoria permanentnej rewolucji i jej eksportu jest bzdurą, ponieważ należy budować socjalizm w jednym państwie.

Zatem Grabski wychodzący z punktu widzenia silnej Polski oraz Joffe wychodzący z kolei z punktu widzenia przetrwania bolszewizmu, który w przyszłości będzie mógł dokonywać ekspansji, zgodzili się na to, że granica polsko-sowiecka ma właśnie wyglądać tak, a nie inaczej.

CZY W MIĘDZYWOJNIU DMOWSKI ZMIENIŁ SWOJĄ OPINIĘ DOTYCZĄCĄ TRWAŁOŚCI USTROJU BOLSZEWIKÓW?

W dwudziestoleciu międzywojennym bolszewicy już okrzepli, a na zachodzie Europy panowało przekonanie, że trzeba zatem z tym państwem jakoś ułożyć stosunki, spróbować je spacyfikować na forum Ligi Narodów, włączyć w krwiobieg europejski.

Ukoronowaniem tego typu prób było chociażby próba włączenia Związku Sowieckiego jako gwaranta bezpieczeństwa w Europie Wschodniej w okresie promowania francuskiej koncepcji tzw. paktu wschodniego. Miało być to takie wschodnie Locarno – Francja miała stabilizować Zachód, a Związek Sowiecki w połączeniu z państwami środkowoeuropejskimi Wschód. Trzeba zatem widzieć cały kontekst, aby móc prawidłowo osądzić Dmowskiego, który wyraźnie chciał być politykiem nowoczesnym, odwołującym się do tradycji dyplomacji europejskiej.

Zdanie Dmowskiego i obozu narodowego było właściwie takie, że to państwo bolszewickie będzie się zmieniać, wręcz już się zmienia – ta ideologia, którą widzieliśmy w okresie Lenina czy Trockiego, w okresie Stalina zaczęła zanikać. Oczywiście Rosja nadal nie miała nic wspólnego z demokracją, ale było to mimo wszystko państwo przewidywalne, z którym można się układać gospodarczo, czerpać korzyści ze współpracy.

MAJĄC NA UWADZE TO, CO PRZYNIOSŁA PRZYSZŁOŚĆ, KTÓRA Z WIZJI GEOPOLITYCZNEGO PROGRAMU POLSKI OKAZAŁA SIĘ SŁUSZNA – DMOWSKIEGO CZY PIŁSUDSKIEGO?

Mamy szereg argumentów wzajemnie się znoszących, które wspierają oba programy. Idea federacyjna była o tyle słuszna, że zakładała wyjście naprzeciw idei prawa narodów do samostanowienia, które przecież święciło wtedy na świecie triumfy. Mówiliśmy, że nie budujemy wielkiej Polski dla Polaków, ale Rzeczpospolitą tolerancyjną, republikańską, w której współżyją żywioły, a Polacy, Białorusini, Ukraińcy i Litwini pracują z sobą jako wolni z wolnymi i równi z równymi. Ponadto jeśli faktycznie przyłoży się linijkę do mapy, to przemawia do wyobraźni argument Piłsudskiego, że im mocniej Polska się rozepchnie na mapie między Moskwą a Berlinem, tym bardziej będzie państwem stabilnym, bo ta przestrzeń uniemożliwi bezpośrednią współpracę Rosji i Niemiec.

Z drugiej strony można jednak powiedzieć, że 1921 r. i Traktat ryski, ale także wcześniejszy przebieg wojny polsko-bolszewickiej pokazały, że nie było nadmiernej chęci współpracy ze strony wschodnich partnerów. Czy w świetle tych faktów program federacyjny był w ogóle realny i czy słusznie zdiagnozowaliśmy stan świadomości naszych ewentualnych partnerów na wschodzie? Można jednak powiedzieć, że daty 1 i 17 września 1939 r. pokazały dobitnie, że Piłsudski miał jednak rację. Polska mała, narodowa, wbita między Rosję a Niemcy po prostu nie była w stanie oprzeć się żadnemu z tych dwóch państw, nie mówiąc już o sojuszu dwóch tradycyjnych przeciwników Warszawy.

JAKA MOGŁA BYĆ ZATEM SŁUSZNOŚĆ ARGUMENTACJI DMOWSKIEGO?

Dmowski postrzegał program federacyjny jako anachronizm, bo odwoływał się do I RP, a przecież narody chciały już żyć odrębnie. Proszę zwrócić uwagę – w oczach jednych była to nowoczesność, z kolei w drugich anachronizm. Dmowski sądził, że wielonarodowa RP będzie targana sprzecznościami narodowościowymi i nie wypracuje konsensu, dlatego należy postawić na państwo narodowe. Można jednak powiedzieć, że koncept Rzeczypospolitej narodowej, którą Dmowski uważał za ideał, w okresie dwudziestolecia międzywojennego okazał się nieracjonalny.

Pomysł, aby ludność polska spolonizowała wschodnie mniejszości narodowe, spalił na panewce, bowiem w dwudziestoleciu mieliśmy do czynienia z bardzo przyspieszonym dojrzewaniem narodowościowym tych grup. Okazuje się, że atrakcyjność polskości i hasło polonizacji nie było chwytliwe.

Zarówno polityka kooperacji, którą proponował na Wołyniu wojewoda Henryk Józewski, jak i polityka ostrych represji u schyłku lat trzydziestych zakończyły się fiaskiem. Nie powinniśmy rozpatrywać tego w kategoriach zaniechań i win ze strony mniejszości, które nie chciały być lojalne czy państwa polskiego, które nie wychodziło im naprzeciw. Mówimy po prostu o sprzeczności interesów – państwo polskie, nawet gdyby było bardzo liberalne, nie byłoby w stanie zrealizować nadrzędnego postulatu suwerenności niepodległości mniejszości narodowych, ponieważ wówczas II RP mogła oznaczać właściwie buforową Polskę narodową wbitą między Poznań a rzekę San.


Rozmawiała Anna Kruszyńska, dzieje.pl










https://belsat.eu/pl/news/18-03-2021-dlaczego-ii-rp-zrezygnowala-z-minska-prof-waingertner-o-traktacie-ryskim/