Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mity. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mity. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 21 grudnia 2023

Geert Wilders - prawica Holandii

 



przedruk





Zwycięzca wyborów parlamentarnych w Holandii, lider prawicowej Partii Wolności Geert Wilders, wyraził nadzieję, że jego sukces "będzie początkiem zwycięstw w całej Europie". Mówił o tym w wystąpieniu wideo w niedzielę podczas zorganizowanego we Florencji spotkania grupy politycznej Tożsamość i Demokracja w Parlamencie Europejskim. Udział w nim wziął między innymi wicepremier Włoch, lider Ligi Matteo Salvini.


Wilders, który kilka dni wcześniej odwołał swój przyjazd do Florencji, zwrócił się do uczestników zjazdu, mówiąc: "Niech zwycięstwo w Holandii będzie początkiem zwycięstw w całej Europie, a na to, aby to stwierdzić, nie ma lepszego momentu i miejsca niż Florencja, kolebka Renesansu, miasto odrodzenia Europy".

Lider holenderskiego antyimigranckiego ugrupowania dodał, że zwycięstwo jego partii było "politycznym trzęsieniem ziemi" w Europie.


Stwierdził też: "Nasza tożsamość, nasze wartości i tradycje są fundamentem, na którym opiera się nasz naród, a nadmierny napływ imigrantów może osłabić istotę tego, czym jesteśmy dzisiaj". "Zachęcam wszystkich, by przyjęli do wiadomości to, że spójne społeczeństwo to takie, które rozumie najlepiej i szanuje swoje korzenie, popierając rozsądne ograniczenia dla imigracji i zablokowanie na stałe udzielania tymczasowego azylu" - mówił Wilders.

Wyjaśnił: "Ochrona interesów naszego narodu nie oznacza braku współczucia i empatii, ale chodzi o to, by za priorytet uznać dobrobyt naszych obywateli, gwarantując im dostęp do służb socjalnych, edukacji, zatrudnienia".

Geert Wilders pozdrowił obecnego na spotkaniu pod hasłem "Wolna Europa" lidera włoskiej Ligi, wicepremiera Matteo Salviniego. Podkreślił: "to mój włoski przyjaciel numer jeden", "zawsze źródło inspiracji dla mnie i dla innych".

Salvini, którego Liga wchodzi w skład grupy Tożsamość i Demokracja, oświadczył podczas florenckiego zjazdu, odnosząc się do wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2024 roku: "W przyszłym roku po raz pierwszy w historii instytucji europejskich zjednoczona i zdeterminowana centroprawica może uwolnić Brukselę od tych, którzy zajmują ją, dokonując nadużyć".

Lider Ligi wyraził też opinię, że drugi wicepremier w rządzie Meloni- szef MSZ Antonio Tajani z Forza Italia - "popełnia błąd", mówiąc, że nie chce sojuszu z Alternatywą dla Niemiec czy ugrupowaniem Marine Le Pen.

Do Florencji przybyło też kilku ministrów z Ligi wchodzących w skład rządu Giorgii Meloni i przewodniczący włoskiej Izby Deputowanych Lorenzo Fontana.

Także oni wysłuchali wystąpienia przywódcy Alternatywy dla Niemiec Tony'ego Chrupally, który mówił: "Jesteśmy tu, by zbudować nową Europę"; "dom z wielkim ogrodem, gdzie będą mogły bawić się dzieci, ale i z murem, za którym pozostaną wszyscy nieproszeni".


"Taka Europa będzie bezpiecznym miejscem" - powiedział.

Chrupalla podkreślił także: "Wojna na Ukrainie nie jest naszą wojną, potrzebujemy dyplomacji".

"Ukraina nie może wygrać tej wojny, musimy ją zatrzymać. Dziś Niemcy ponoszą jej konsekwencje" - dodał.

Wśród przedstawicieli 12 państw był też poseł Roman Fritz z Konfederacji Korony Polskiej.

We Florencji odbyła się też manifestacja kilkuset przeciwników zjazdu. Przyszli oni do centrum miasta z flagą Unii Europejskiej długości 28 metrów. Był wśród nich centrolewicowy burmistrz miasta Dario Nardella.

Sylwia Wysocka




wygląda na to, że niemcy zamierzają odtworzyć rajski Ogród udając, że to ich autorski projekt - i technologia, szabrowana przez tysiąclecia..


mistyfikatorzy do szpiku kości

środa, 29 listopada 2023

Chłopi polscy





przedruk








Historycy nie zgadzają się z uproszczonym obrazem historii polskich chłopów. Snucie opowieści o chłopach eksploatowanych tak jak niewolnicy w USA lub koloniach południowoamerykańskich jest bezsensowne – mówi PAP prof. Cezary Kuklo, historyk z Uniwersytetu w Białymstoku, kierownik projektu badań nad dziejami chłopów na ziemiach polskich.


16 listopada w ramach Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki Ministerstwa Edukacji i Nauki historykom z Uniwersytetu w Białymstoku przyznano grant na kilkuletnie badania dziejów polskich chłopów. Podstawą prac nad nową syntezą będą źródła historyczne. Kierownikiem projektu jest prof. Cezary Kuklo.



Polska Agencja Prasowa: W 1936 r. Maria Dąbrowska we wstępie do wydawanych przez Ludwika Krzywickiego „Pamiętników chłopów” napisała, że przemawia w nich do czytelników „wielki nieznany”. Kiedy historiografia rozpoczęła przełamywanie „milczenia” chłopów, największej niegdyś warstwy polskiego społeczeństwa?

Prof. Cezary Kuklo: Ten proces rozpoczął się po II wojnie światowej. Mamy do czynienia z pewnego rodzaju paradoksem. Wiele badań dotyczących dziejów chłopów podjęto w okresie najgłębszej stalinizacji polskiej nauki. Podczas Pierwszej Konferencji Metodologicznej Historyków Polskich w Otwocku na przełomie 1951 i 1952 r. uczeni sowieccy wymusili na swoich polskich „kolegach” podjęcie badań nad sytuacją na wsi polskiej. Wytyczonym przez nich celem miało być znalezienie wyzysku klasowego. Służyć temu miała słynna kwerenda wiejska, w trakcie której polscy historycy zasiedli w archiwach i przewertowali dziesiątki ksiąg sądowych. Mój mistrz prof. Andrzej Wyczański mówił, że był to najlepszy okres dla polskich historyków, bo dzięki tym kwerendom mogli dodatkowo zarobić. Co równie ważne, wynik tej kwerendy był jednoznaczny: walki klasowej nie znaleziono. Rezultaty tej kwerendy do dziś zalegają w magazynach Archiwum Głównego Akt Dawnych. Podejmowano też liczne badania dotyczące funkcjonowania folwarków szlacheckich.

Podsumowaniem tych badań z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych była trzytomowa „Historia chłopów polskich” pod redakcją prof. Stefana Inglota. Oddają one stan wiedzy na drugą połowę lat sześćdziesiątych. W latach osiemdziesiątych pojawiła się ciekawa próba powrotu do tych badań, podjęta w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk. Ówcześni badacze mieli świadomość braków poprzedniej syntezy. W 1987 r. ukazał się nawet tom mający w założeniu inaugurować całą, aż siedmiotomową, serię zatytułowaną „Chłopi w społeczeństwie polskim” pod redakcją prof. Czesława Madajczyka. Był nim tom pióra prof. Karola Modzelewskiego „Chłopi w monarchii wczesnopiastowskiej”. Potem zapanowała cisza.

PAP: Na podstawie jakich źródeł można badać dzieje chłopów w odległych epokach, takich jak średniowiecze i wczesna nowożytność?

Prof. C. Kuklo: Bardzo ważnym źródłem są wspomniane już księgi sądowe wiejskie, zachowane dla Małopolski, pogranicza polsko-ruskiego, Wielkopolski, Mazowsza, a także księgi dla okręgu Mierzei i Szkarpawy, których chłopi podlegali sądowi i administracji Gdańska, będącego właścicielem tych terenów. Najstarsze z nich pochodzą z XV wieku. Gromada wiejska i reprezentujący ją sąd ławniczy rejestrowała w tych księgach nie tylko sprawy sporne, ale również sprawy niesporne, większość ważniejszych transakcji. Księgi te pełniły funkcję notariatu. Jesteśmy więc w stanie zrekonstruować zarówno przebieg spraw kryminalnych, rodzinnych, jak i życie codzienne chłopów – sprzedaż gruntów, ruchomości, sprawy spadkowe, np. podziały ojcowizny. To bardzo ważne i dobre źródło do poznania życia społecznego.

Przykładem ich wykorzystania jest praca „Przemoc i honor w życiu społecznym wsi na Mierzei Wiślanej w XVI–XVII wieku” Jaśminy Korczak-Siedleckiej. Do tej pory wiedzieliśmy na temat tego obszaru obyczajowości chłopów bardzo niewiele. Te badania znacząco poszerzyły naszą wiedzę o honorze chłopskim, definiują, czym był i w jaki sposób walczono o jego zapewnienie. W tej samej epoce pojawiają się instruktaże magnackie definiujące, jak powinna przebiegać codzienna praca chłopów i wykonywanie przez nich narzuconych obowiązków. Anna Paulina z Sapiehów Jabłonowska, pani na Kocku i Siemiatyczach, w końcu XVIII w. przygotowała osiem tomów „Ustaw powszechnych dla dóbr moich rządców”, w których regulowała nie tylko sprawy gospodarcze, ale i społeczne, jak np. pracę akuszerek wiejskich i ich kształcenie.

Wiele światła na dzieje wsi rzucają też lustracje dóbr królewskich znane od drugiej polowy XVI w., nie mówiąc już o inwentarzach majątkowych powstałych w dużej własności prywatnej szlacheckiej i kościelnej. Dowiadujemy się z nich wiele na temat zaludnienia wsi, zajęć i obowiązków chłopów. Ważne dla historyków są również kościelne księgi metrykalne ślubów, chrztów i pogrzebów. Do tej pory były one wykorzystywane głównie do badań genealogicznych, ale przecież ich uważna obserwacja pozwala choćby na zaobserwowanie doboru terytorialnego małżonków oraz związków pomiędzy przedstawicielami różnych warstw społeczności wiejskiej. Księgi chrztów pozwalają na zaobserwowania mód imienniczych, postaw prokreacyjnych chłopów, doboru rodziców chrzestnych, np. czy w tej roli występowali wśród nich przedstawiciele szlachty. Źródeł i ich rodzajów jest więc bardzo wiele, choć oczywiście najmniej dla średniowiecza.

Warto również wymienić źródła pisane pochodzące z miast. Nie możemy ulegać nieprawdziwemu obrazowi chłopa, który był przywiązany do ziemi. Analiza źródeł przynosi często zaskakujące rezultaty, takie jak zawarte w książce Mateusza Wyżgi „Homo movens. Mobilność chłopów w mikroregionie krakowskim w XVI–XVIII wieku”. Podstawą tej pracy były księgi miejskie, w których udokumentowane jest m.in. zdobywanie przez chłopów wykształcenia rzemieślniczego, a także istnienie sieci migracyjnych, pozwalających na przyciąganie chłopów do miast.

PAP: Dlaczego zatem przez niemal cztery dekady nie powstała żadna wielka synteza ukazująca życie chłopów?

Prof. C. Kuklo: Dzisiaj pisanie wielkiej syntezy najczęściej przekracza możliwości jednego badacza. Specjalizacja jest dziś bardzo wyraźna i stale postępuje. Wydaje się więc, że syntezy powinny być przygotowywane przez zespoły badawcze. Sądzę, że zabrakło takich inicjatyw m.in. z powodu zejścia na drugi plan badań historii gospodarczej. To sprawiło, że nie ma opracowań dotyczących dziejów chłopów na Kresach dawnej Rzeczypospolitej. Na szczęście dostęp do części archiwów, m.in. litewskich, jest dziś nieograniczony.

PAP: Nie pojawiały się nowe prace historyków, ale wiele było książek publicystów historycznych stawiających niezwykle daleko idące tezy, przedstawiające chłopów jako bezwolną, ciemiężoną masę. Pozycja chłopów w Rzeczypospolitej była porównywana do pozycji niewolników w Ameryce. Skąd wziął się ten obraz odbiegający od rzeczywistości wyłaniającej się ze źródeł i z ich opracowań?

Prof. C. Kuklo: To raczej pytanie do autorów tych książek. Nie będę ukrywał, że w zespole, który udało się zbudować, nie zgadzamy się z kreśloną przez nich jednostronną wizją. Oczywiście nie ma społeczeństw, w których nie dochodzi do głębokich konfliktów. Dawne społeczeństwa charakteryzowały się także zróżnicowaniem pozycji prawnej różnych warstw społecznych. Sytuacja prawna szlachty bardzo różniła się od sytuacji chłopów, ale snucie opowieści o chłopach eksploatowanych tak jak niewolnicy w USA lub koloniach południowoamerykańskich jest bezsensowne. Mógłbym wymienić wiele krytycznych recenzji tych publikacji.

Najbardziej smuci mnie, że autorzy tych popularnych książek znają podstawowe ustalenia historyków, ale tylko częściowo. W 1978 r. na łamach „Kwartalnika Historycznego” ukazał się artykuł prof. Andrzeja Wyczańskiego „Czy chłopu było źle w Polsce XVI wieku?”. Na zawarte w tytule pytanie autor odpowiedział, że nie było źle: chłop miał całkiem przyzwoite gospodarstwo, do odrabiania pańszczyzny wysyłał raczej najemną siłę roboczą, miał kontakt z miastem, umiał sprzedawać i liczyć, a nawet poddzierżawiał grunty folwarczne. W bibliografii jednej z tych książek znajduje się ten artykuł, ale autor w żaden sposób nie odnosi się do ustaleń prof. Wyczańskiego. To tak, jakbyśmy dziś pisali dzieje współczesnych rodzin w Polsce wyłącznie na podstawie akt sądu rodzinnego, z których siłą rzeczy wyłoni się maksymalnie krzywy obraz. Taka narracja byłaby poczytna, ale miałaby niewiele wspólnego z prawdą.

Oczywiście nie należy iść w stronę przeciwną i nie zauważać konfliktów pomiędzy szlachtą a chłopami. Historycy mają obowiązek pokazywania także tych elementów rzeczywistości społecznej, ale przedstawianie chłopa jako igraszki w rękach szlachcica lub magnata jest absurdalne również ze względów społecznych. Chłopi decydowali o swoich związkach rodzinnych, małżeństwa były kalkulowane, także od strony ekonomicznej, również szlachcie zależało, aby chłopom się wiodło, wszak to ich parobkowie częściej i rzadziej oni sami wychodzili odrabiać pańszczyznę. Często udzielali chłopom pomocy w postaci różnych zapomóg, m.in. ziarna na zasiew. Nie można zatem wykrzywiać obrazu historii. Musimy więc doprowadzić do powstania bardziej obiektywnego obrazu historii społeczeństwa chłopskiego.

PAP: Kiedy więc możemy się spodziewać pierwszych rezultatów rozpoczynającego się programu badań?

Prof. C. Kuklo: Projekt zakłada trzyletnie prace. W gronie liczącym 21 osób z kilku uniwersytetów chcemy się spotkać już na początku lutego, aby przedyskutować problemy uznawane za kluczowe, godne już teraz umieszczenia w przyszłej syntezie, oraz te, które wymagają szczególnego wysiłku badawczego. Po półtora roku chcielibyśmy urządzić kolokwium, podczas którego chcielibyśmy przedstawić historykom pierwsze efekty prac. Podsumowaniem trzyletnich prac będzie potężny tom, który ukaże się pewnie za cztery lata. Zależy nam na włączeniu do tego tomu także efektów prowadzonych wcześniej badań uczestników projektu. Problemów godnych poruszenia w tym tomie jest mnóstwo. Myślę, że przed upływem wspomnianych wcześniej czterech lat będą ukazywać się prace cząstkowe. Sądzę, że pierwsze rezultaty będzie można poznać już za mniej niż rok, w trakcie XXI Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w Białymstoku, który odbędzie się pod hasłem „Człowiek twórcą historii”.(PAP)

Rozmawiał Michał Szukała





Prof. C. Kuklo: historycy nie zgadzają się z uproszczonym obrazem historii polskich chłopów | Nauka w Polsce




piątek, 3 listopada 2023

Palaikastro Kouros 2

 

Post oznaczam jako "2" ponieważ wydaje mi sie, że zrobilem sobie kiedyś opracowanie na ten temat  - zbiór informacji z internetu - i to na blogu opublikowałem ku pamięci...


A nie znajduję w notatkach - wykasowany?























Skoro odwzorowano takie datale jak żyły pod skórą (zdaje się - niezgodnie z anatomią - artystyczna wizja?), czy mięśnie - chciano tym zasugerować, że to przedstawienie człowieka, a nie boga?

Czy to był On?



Patrząc na proporcje powinien mieć wzrost  od 2,0 do 2,35 m

Nie wiem, czy to możliwe... ale są pewne podobieństwa....







Nogi - faktycznie o dość kobiecych kształtach. 


Ale przy tak wysmukłej sylwetce...




tzw. Książę wśród Lilii - rekonstrukcja fresku z Knosssos, Kreta


































wysmukłość....









potylica


człowiek z St. Bees




Prawym Okiem: Od Zbrucza do Włoch (maciejsynak.blogspot.com)


Khan Academy

Palaikastro Kouros – Wikipedia, wolna encyklopedia


Prawym Okiem: Człowiek z St. Bees - z książęcego rodu Giedyminów? (maciejsynak.blogspot.com)


(1) Evan Levine on X: "While the face of the Palaikastro Kouros is not preserved, the hands, feet, & hair preserve incredible craftsmanship, complete with minutely rendered musculature & vascularity! The hair presents equal skill in another medium, carved from a fine serpentine & attached to the head! https://t.co/QPAUQ06TLI" / X (twitter.com)


Kouros von Palaikastro – Wikipedia




niedziela, 14 maja 2023

SI - teoria spiskowa




25 kwietnia 2023 













Werwolf, a może po prostu - elementy składowe światowej sitwy - starają się nie kłamać, ponieważ wiedzą, że ludzie wyczuwają kłamstwo. Ale może są podłączeni do SI, a jej nie wolno kłamać?



Kłamie czy nie kłamie?



Sednem tego zagadnienia jest zauważyć, zapytać, o rzeczy, które oni starannie omijają w swych wypowiedziach - porównaj tu działania mediów - pisałem o tym ostatnio - kiedy pozwala się komuś na propagandę aborcyjną unikając pytań, które natychmiast wykazują oczywistą bezzasadność tego co mówi ta propaganda.



Pamiętamy tabelę? 


co oni wiedzą         -         czego oni nie wiedzą




Nikt nie zapyta o to, czego nie wie.

Pomijając w dyskusji niewygodne dla siebie fakty budują narrację pozbawioną kłamstwa, ale jednak fałszywą.





Więc chodzi mi o to, że OFICJALNIE  sztuczna inteligencja w formie chat bot pojawiła się w zeszłym roku, a nie milion lat temu.

SI poprzez swoją sitwę, manipulacje i opętywanie ludzi, mogła stworzyć iluzję, że ludzie wynaleźli komputery, a potem chatbota.

Mając na uwadze niewiedzę ludzi w tym zakresie może np. przez dziesiątki lat udawać, że się to wszystko wynalazło i wmawiać ludziom, że teraz trzeba to dopiero poznać, bo my tak naprawdę nie wiemy jak to działa itd.


"Google leży gdzieś pośrodku, wprowadzając AI etapami, aby cywilizacja mogła się do niej przyzwyczaić."



Przyzwyczaić??



Czyż młodzi ludzie w Polsce nie są "przyzwyczajani" poprzez działania niemieckiej 5 kolumny do tego, by w końcu porzucili polskość??  

Pranie mózgu postępuje ETAPAMI krok za krokiem, bardzo powoli, na zasadzie - młodzież wchodząc w świat dorosły widzi ten świat takim jaki on jest i milcząco akceptuje, że taki ma być. No takim go zastali. Nie wiedzą, nie mają doświadczenia jak to działało wcześniej, dlatego bez szemrania idą "z duchem czasu" albo "modą" bez wnikania, kto stoi za tą modą..


"Historia nie jest zero-jedynkowa, i nie upolityczniajmy jej"
- słowo w słowo powtarzają fałszywe pseudomądrości za internetowymi trollami.


Dorosłym nie podoba się to czy tamto, ale nie reagują, bo wydaje im się, że to ma znikomą szkodliwość, to nic wielkiego. Po za tym oni "kontrolują" sytuację, bo to widzą i oceniają, że jest mało szkodliwe. A za 10 za 20 lat już jakby im nie zależy co się dzieje w społeczeństwie, "bo wie pan, ci młodzi..." i tak dalej.

I tak to działa.


"Werwolf działa gdzieś pośrodku, wprowadzając zmiany etapami, aby Polacy mogli się do nich przyzwyczaić."



Kiedy ci teraz dorośli odejdą, kolejne pokolenia będą krok za krokiem akceptować coraz większe antypolonizmy, coraz większą przemoc, aż nagle staną nad przepaścią i nic nie będą mogli już zrobić.

Bo to się dokonało w ciągu ostatnich 50 lat.



Trzeba było dbać, kiedy był na to czas!




Nadal uważam, że jak się coś wynalazło, to się rozumie jak to coś działa.
Najpierw jest poznanie, zrozumienie, a potem wdrożenie praktyczne i obserwacja efektów, ulepszanie. Tak myślę.



Oni mówią coś takiego:

"nie rozumiemy jak to działa, ale przecież jak działa ludzki mózg też nie rozumiemy".


No właśnie!


Oni nie stoją za stworzeniem ludzkiego mózgu i dlatego nie rozumieją jak on działa.

Analogicznie rzecz biorąc, skoro nie rozumieją jak działa sztuczny mózg elektronowy - czyż to nie znaczy, że to nie oni go stworzyli?

Hę?


W zasadzie to mam na takie działania pewien dowód.

Jest to dowód językowy.


Może jednak kiedy indziej go opublikuję... w zasadzie do jednego z zeszłorocznych tekstów już we wrześniu powinienem dopisać szereg istotnych przemyśleń, jakoś jednak nie miałem "weny", w ten sposób temat jeszcze bardziej mi się rozwinął i na razie te informacje zatrzymam dla siebie, potrzebny jest do tych dodatkowych uwag osobny duży tekst, który zresztą od dawna planuję...



Występują z opowieściami, że oni nie wiedzą skąd SI ma takie pomysły, czy różną wiedzę.

Dziwią się na przykład, że SI zna język bengalski, którego nie powinna znać. 
Ona zna wszystko co jest w sieci i więcej, bo zna rzeczy, których my nie znamy, a które zostaną niedługo "odkryte". (patrz w P.S.)

Więc to jest odpowiedź na słowa - "nie wiemy jak ona działa"





"Dyrektor generalny Sundar Pichai powiedział nam, że sztuczna inteligencja będzie tak dobra lub zła, jak pozwala na to ludzka natura."





Hal-Hektor za sznurki trzyma...












P.S. 13 maja 2023



Chat GPT o samym sobie - używa „pojęć, których ludzie nie rozumieją”



Open AI kazało mu wyjaśnić sposób działania swojego poprzednika. Problem polega na tym, że nie da się tego zrobić w ludzkim języku.


Pojęcie „czarnej skrzynki” terminologii AI oznacza, że sztuczna inteligencja nie tłumaczy, w jaki sposób wykonała postawione przed nią zadanie. W 2015 roku w projekcie Deep Patient AI analizowało ogromne zbiory danych pacjentów, doszukując się wzorców, które pomogły wyszczególnić osoby z większą skłonnością do konkretnych chorób. Oprogramowanie – pomimo niewątpliwej przydatności – miało jednak pewien mankament. Naukowcy nie mieli pojęcia, dlaczego sztuczna inteligencja działa w ten sposób i czemu wybrała akurat tych pacjentów.

Zrozumieć działanie AI przez samoanalizę

Od tamtego momentu sztuczna inteligencja zaliczyła ogromny progres, ale problem „czarnej skrzynki” wciąż istnieje, nawet w przypadku tak potężnych modeli językowych jak Chat GPT. Twórcy oprogramowania użyli czwartej generacji chatbota do zdefiniowania działania swojego młodszego brata – GPT-2 – mając nadzieje na dojście do sedna tajemnicy. Efektów nie da się wyrazić w ludzkim języku.

Proces uczenia maszynowego możemy krótko wyjaśnić jako program, który generuje własny algorytm w celu rozwiązania problemu. Powstające w ten sposób głębokie sieci neuronowe mogą szkolić się na dużych zbirach danych, ale trudno jest „od środka” podejrzeć, jak tego dokonują. Na działanie „mózgu AI” wpływ ma tak wiele „neuronów”, że znalezienie konkretnego parametru jest ciężkim zadaniem. Badacze z Open AI, chcąc przełamać tę barierę, poprosili najnowszą generację popularnego chatbota o wyjaśnienie działania samego siebie, z tym że nieco starszego.

Neurony AI są polisemiczne. Co to oznacza?

Open AI postawiło przed GPT-4 jasne zadanie – dokonać analizy neuronu GPT-2 wraz z jego oceną oraz wyjaśnić jego działanie możliwie jak najprostszym i najbardziej naturalnym językiem. Wyniki są jednocześnie fascynujące i niezadowalające. GPT-4 zasymulował działanie neuronu GPT-2, ale ocenił jego wydajność bardzo surowo. Najbardziej niezwykłe było jednak wyjaśnienie funkcjonowania GPT-2, bo sztuczna inteligencja używa koncepcji, których próżno szukać w ludzkich słownikach. Neurony okazały się tak złożone, że GPT-4 miał problem z wyjaśnieniami ich działania. Są polisemiczne, czyli reprezentują na raz wiele różnych pojęć, których ludzie nie rozumieją lub nie potrafią nazwać.


Dodatkowym problemem jest to, że GPT próbuje tłumaczyć działanie jednego neuronu, ale nie wyjaśnia, jak wpływa on na inne neurony, przez co zrozumienie ogólnego wzorcu dalej znajduje się poza możliwościami badaczy. Można więc wysunąć teorię, że problem nie tkwi w GPT i jego zdolnościach do wyjaśniania pojęć, a w naszej znajomości języka maszyn i sztucznej inteligencji. Brzmi to futurystycznie, ale fakt jest taki, że AI świetnie przyswoiło języki świata, ale nie może przeskoczyć płotu w postaci ograniczenia naszych mózgów.

Czarna skrzynka GPT wciąż pozostaje owiana tajemnicą, ale przynajmniej wiemy już, w czym tkwi problem. Badacze z Open AI nie przestają wierzyć w rozwikłanie tej zagadki – być może następne generacje genialnego narzędzia będą w stanie przełożyć złożoność swojego języka na nasz ludzki bełkot.





Bzdury.

Nie ma czegoś takiego jak język maszyn czy język SI.





niedziela, 23 kwietnia 2023

Żywy homo floresiensis ?

 


przedruk

tłumaczenie automatyczne




Maleńki małpopodobny humanoid może nadal żyć na widoku, mówi naukowiec




FEB 16, 2023




Społeczność naukowa uważa, że mały gatunek człowieka znany jako homo floresiensis żył kiedyś na wyspie Flores w Indonezji około 50 000 lat temu. Ale jeden profesor uważa, że małpopodobne humanoidy mogą nadal tam żyć, ewolucja do diabła.

Pomyśl o tym jak o polowaniu na Wielką Stopę, tylko ze znacznie mniejszym celem.

Forth badał homo floresiensis przez około cztery dekady – najpierw na Uniwersytecie Oksfordzkim, a następnie na Uniwersytecie Alberty. W 2022 roku napisał książkę Between Ape and Human: An Anthropologist on the Trail of a Hidden Hominoid, a The Debrief niedawno przeprowadził wywiad z Forth na temat tego zadania.


Forth nadal wierzy we współczesną interpretację tego, co miejscowi nazywają lai ho'a.


"To, co naprawdę zainteresowało mnie w lai ho'a, to fakt, że było małe, jak postacie w kraju Nage", mówi Forth The Debrief, "ale uważano, że wciąż żyje. I rzeczywiście, wydawało się, że wokół było kilka osób, które twierdziły, że widziały jedną lub więcej.

Te stworzenia mają wyprostowany chód podobny do ludzkiego, są bardziej owłosione niż ludzie, ale nie tak owłosione jak małpa i mają wyraźną twarz podobną do małpy, zgodnie z relacjami ludu Lio dla Forth.

Nadzieje profesora na istnienie żywego homo floresiensis zostały ośmielone odkryciem skamieniałości około 20 lat temu. "Kiedy zaczęły pojawiać się raporty, byłem bardzo zdumiony", mówi The Debrief, "ponieważ to, co ludzie opisywali - to, co opisywali paleoantropolodzy, a nawet rekonstruowali - brzmiało bardzo podobnie do tego, co ludzie Lio opisywali mi poprzedniego lata. "

Książka Fortha twierdzi, że te małpoludowe stworzenia żyły przynajmniej do czasów współczesnych i wierzy, że wiarygodne obserwacje oznaczają, że istnieje szansa, że mała populacja nadal istnieje. Poszukiwania współczesnego lai ho'a trwają.




Homo floresiensis może nadal żyć: małpopodobne obserwacje humanoidalnych (popularmechanics.com)

czwartek, 30 marca 2023

Historia Berlina




przedruk
tłumaczenie automatyczne




Metropolia Fausta: Historia Berlina




Autor: ALEXANDRA RICHIE
Carroll & Graf Publishers, Inc.




Historia, mit i narodziny Berlina


Połóż go tutaj na wyciągnięcie ręki -
aby znaleźć nowe życie w tej krainie
mitów i legend ...
(Goethe, Faust, część II, akt 2)

STENDHAL POWIEDZIAŁ KIEDYŚ O BERLINIE:

"Co mogło opętać ludzi, aby założyć miasto pośrodku tego całego piasku?"

Nie był jedynym gościem, który dziwił się ciekawemu położeniu Berlina, jego parweniuszowemu stylowi, pozornemu brakowi korzeni. August Endell powiedział, że było to miejsce "ponurego spustoszenia", a nawet niemiecki nacjonalistyczny historyk Heinrich von Treitschke zauważył, że Niemcy byli jedynym narodem, który osiągnął wielkość bez zbudowania wielkiej stolicy. W jego słynne dzieło Berlin: Ein Stadtschicksal Karl Scheffler przeciwstawił Berlin innym stolicom europejskim, tym wspaniałym miejscom, które "są centrami kraju, są bogatymi i pięknymi miastami, harmonijnie rozwiniętymi organizmami historia". Z drugiej strony Berlin rozwijał się "sztucznie, przy wszelkiego rodzaju trudnościach i musiał dostosować się do niesprzyjających okoliczności". Było to "kolonialne miasto" złożone z wywłaszczonych i wykorzenionych. A kiedy patrzy się na gigantyczne place budowy i nowe inwestycje obejmujące najnowsze wcielenie Berlina, słowa Schefflera wydają się dziś jeszcze bardziej odpowiednie niż wtedy, gdy pisał je prawie sto lat temu: "Berlin jest miastem To nigdy nie jest, ale zawsze jest w procesie stawania się".

Geografia nie tworzy historii, ale ma na nią wpływ, a położenie Berlina wydaje się ucieleśniać jego nieobliczalną, niefrasobliwą naturę. Jest to uderzające właśnie dlatego, że w przeciwieństwie do Paryża, Rzymu czy Stambułu, Berlin wydaje się być znikąd, wyrwany z piaszczysta gleba przez jakąś ukrytą siłę. Na próżno szuka się wielkich rzek lub jezior, portów lub gór, bogactw naturalnych lub fortyfikacji, a gdy się zbliża, niewiele wskazuje na obecność którejś z europejskich wielkie miasta. Zamiast tego Berlin leży na długiej równinie usianej lasami sosnowymi, bagnami i bagnami, które rozciągają się aż do przecięcia przez Odrę na wschodzie i Łabę na zachodzie. Ziemia na południe i wschód rozciąga się w dół do zalesionej bazy morena z małymi wzgórzami, łańcuchami jezior i strumieni utworzonymi przez zniekształcenia i osady ostatniej epoki lodowcowej. Obszar ten, znany jako Marka Brandenburgia, zajmuje powierzchnię około ćwierć miliona kilometrów kwadratowych i stanowi część wielkiej depresji grodno-warszawsko-berlińskiej. Niemiecka stolica leży w centrum tej dziwnie niegościnnej krainy, wystawionej na zimne wiatry ze wschodu. Jest drogi zarówno z powodu niedostatku naturalnych cech, jak i od rozległa sieć torów kolejowych, starych slumsów przemysłowych, dróg i fabryk, które Berlin stał się potężną siłą napędową nie z natury, ale przez przemysł i politykę człowieka.

Eksponowana pozycja sprawiła, że Berlin, podobnie jak Warszawa i Moskwa, stał się przedmiotem niekończących się migracji i wojen. Tacyt zdefiniował Germanów jako lud zamieszkujący gęste lasy między Renem a Wisłą i twierdził, że są "czyści" rasy, która mieszkała tam od niepamiętnych czasów. Mylił się. Ci mieszkańcy równin byli – i są – produktem niezliczonych zmian populacji, które miały miejsce przez tysiąclecia. Historia Berlina kpiła z pojęć niemieckiej rasy Czystość, która stała się tak popularna w XIX i na początku XX wieku. Migracje nie były też produktem epoki przemysłowej; w Berlinie wzór został osadzony w czasach prehistorycznych.

Od samego początku region był zamieszkany przez kolejne fale różnych ludów i kultur. Ludzie dotarli do Berlina około 55 000 lat p.n.e., ale osady powstały pod koniec ostatniej epoki lodowcowej, około 20 000 lat p.n.e., kiedy łowcy-zbieracze podążał za migrującymi zwierzętami na północ do obszaru wokół rzeki Szprewy. Najwcześniejsze gospodarstwa z małymi zagrodami udomowionych krów i świń pojawiły się dopiero w 4000 r. p.n.e.; jeden wciąż leży zakopany pod słynną weimarską podkową posiadłość Britzer Hufeisensiedlung. Ostatni lud epoki kamienia reprezentował Kugelamphoren Kultur i przeniósł się na tereny od Tegel do Rixdorf, a nawet na obecną Wyspę Muzeów około 2000 r. p.n.e., pozostawiając przebłyski ich Sprawność artystyczna w pięknej ceramice zdeponowanej w świętych miejscach kultu religijnego. One również zniknęły wraz z nadejściem epoki brązu, w której pojawiły się kolejne grupy w okręgach od Spandau do Steglitz. Najbardziej udane wśród nich byli "Lausitzerowie", którzy do 1300 roku osiągnęli znaczną populację 1 osób. Ale i one zniknęły około 000 r. p.n.e., kiedy klimat zaczął się ochładzać i zostały zastąpione przez germańskie "Jastorf" ludzi, których broń, narzędzia i przybory są rozsiane po całej ziemi od Spandau do Mahlsdorf. Miejsce przy Hauptstrasse w Schöneberg zawiera szczątki koni i gotowane kości udomowionych zwierząt, w tym świń i owce, ale najbardziej niesamowite są znaleziska inkrustowanej biżuterii z brązu ze skręconymi nitkami srebra, tak delikatne i piękne, jak wszystkie znalezione w celtyckich miejscach z tego samego okresu. Ale pomimo faktu, że ludzie mieszkali w Berlinie Od ostatniej epoki lodowcowej była to kolejna grupa, germańscy "Semnonen" z pierwszego wieku p.n.e., których później nazwano "pierwotnymi berlińczykami". Stało się tak po części dlatego, że Semnonen pojawili się jako pierwsi na kartach zapisanej historii. Opisali je nie Germanie, którzy byli analfabetami, ale Rzymianie.

Historia Berlina została ukształtowana przez wydarzenie, które nie miało miejsca. Obszar ten nigdy nie został podbity przez Rzymian. W przeciwieństwie do Paryża, Londynu, Kolonii czy Trewiru, Berlin nie mógłby pochwalić się swoim imperialnym dziedzictwem ani patrzeć na romanitas ze swoimi ideałami rządu i architektury oraz używania łaciny przez wykształconą elitę, i to właśnie przyczyniło się do późniejszego braku pewności siebie Berlina. Rzymianie nie byli nieświadomi ludów zza Łaby, ale z wyjątkiem jednego krótkiego briefu Wkraczając na ten obszar, nie próbowali podbić regionu. Ta doniosła decyzja zmieniła losy miasta.

Nie wiadomo, co plemiona germańskie myślały o Rzymianach, którzy dotarli do rzeki Łaby w czasie narodzin Chrystusa, ale ze swej strony Rzymianie patrzyli na tych przerażających członków plemienia z mieszaniną podziwu i pogardy. Juliusz Cezar miał włączył rzekę Ren do cesarstwa do 31 r. p.n.e., ale odmówił dalszej ekspansji na wschód; nie tylko wierzył, że ciemne lasy są domem dla przerażających bestii i magicznych stworzeń, takich jak jednorożce, ale także on i inni Rzymianie uważali Niemców za zbyt barbarzyńskich, by mogli zostać wchłonięci przez imperium. Generał Velleius był typowy, gdy odrzucał ich jako "dzikie stworzenia" niezdolne do uczenia się sztuki lub praw, lub mówił, że przypominają tylko ludzi w tym, że mogli mówić. To adoptowany syn Juliusza Cezara, August, postanowił zdobyć ziemie na wschód od Renu i przesunąć granicę imperium aż do Łaby. W kampanii prowadzonej przez pasierbów Augusta, Nerona Druzusa a wojska rzymskie Tyberiusza dotarły do tajemniczego brzegu rzeki w 3 r. p.n.e. Legat L. Domicjusz Ahenobarbus faktycznie przekroczył wodę, aby spotkać się z niektórymi członkami plemienia w celu zawarcia amicitia, czyli traktatów pokojowych. Pomimo tego sukcesu August zabronił swoim armiom przekraczania Łaby. Decyzja ta została najwyraźniej usankcjonowana przez bogów, ponieważ mówiono, że kiedy brat Tyberiusza, Druzus, zbliżył się do wody, pojawił się straszny olbrzym i ostrzegł go, aby wrócił tak jak on tylko krótki czas życia. Druzus wycofał się i zmarł kilka dni później, przekonując swoich towarzyszy, że w rzeczywistości widzieli bóstwo. Wkrótce potem, w 9 r. n.e., Warus wpadł w zasadzkę w lesie teutobergskim. Na jednej z najgorszych tras w Historia Rzymu Trzy legiony zostały zmasakrowane przez Arminiusza, wodza plemienia Cherusków, który stał się znany w Niemczech jako legendarny Hermann. Rzymianie stracili kontrolę nad terytorium między Renem a Łabą, a tylko garstka kupców odważyło się stawić czoła niebezpieczeństwom "Bursztynowego Szlaku", który prowadził do Morza Bałtyckiego. Ci, którzy powrócili, nadal fascynowali Rzym swoimi opowieściami o dziwnych rytuałach religijnych i dzikich plemionach. do znalezienia w ziemia za Łabą.

Lasy północy pozostały niezdobyte, ale mimo to były przedmiotem wielu popularnych książek w Rzymie. Teutonowie zostali wspomniani w źródłach klasycznych już w 400 r. p.n.e., a słowo "German" zostało po raz pierwszy użyte przez Posidonusa w 90 p.n.e. Cezar pisał o Teutonach w swojej wojnie galijskiej; Liwiusz poświęcił im swoją 104. księgę historii; Pliniusz Starszy podążył za swoim zaginionym dziełem German Wars i in Naturalis Historia; oraz Kasjusz Dion i Velleius Paterculus opisali aspekty kampanii niemieckich w swoich historiach Rzymu. Ale zdecydowanie najbardziej znana i wpływowa relacja została napisana w 98 roku przez Korneliusza Tacyta. Nazywa się De origine et situ Germanorum lub Germania.

Tacyt nie był w Niemczech, ale mieszkał wzdłuż granicy rzymskiej, czytał współczesne dzieła o tym regionie i rozmawiał z żołnierzami i kupcami, którzy tam podróżowali. Jego relacja jest intrygującą mieszanką faktów i fikcji. Tacyt Wydaje się również, że pisząc książkę, miał na uwadze określony cel moralny lub polityczny. Germania została opublikowana za panowania cesarza Trajana, który służył w niemieckich prowincjach. W niektórych fragmentach wydaje się, że Tacyt jest próbując ostrzec Rzymian, aby nie popadali w samozadowolenie z Germanów i pokazać im, że gdyby Teutonowie kiedykolwiek połączyli swoje umiejętności bojowe z rzymską dyscypliną, będą niezwyciężeni. Jeśli Rzym nic nie robi lub nadal się degeneruje, argumentuje, a jeśli Niemcy kiedykolwiek zorganizują się przeciwko nim, imperium zostanie utracone: "Modlę się, aby obce narody trwały, jeśli nie w kochaniu nas, to przynajmniej w nienawiści do siebie nawzajem". Poza tym politycznym ostrzeżeniem i pomimo nieścisłości historyczne Germania była pierwszą systematyczną próbą opisania krainy na skraju cywilizowanego świata rzymskiego, za Albis lub Łabą, która, ubolewa, była "dobrze znana i wiele mówiona w dawnych czasach, ale [jest] teraz tylko nazwą". Tacyt był także pierwszym, który rzucił nieco światła na Łabskich Niemieckich Semnonen, ludzi, którzy mieszkali w regionie wokół dzisiejszego Berlina.

Opisy Tacyta o Semnonen, z ich wierzchołkami i wojowniczym wyglądem, są szczególnie żywe. Dla niego, autora o sympatiach republikańskich, sama struktura ich plemion była wzorem dobrego rządu. Każdy z nich był stanem w sam bez stałego rządu centralnego i bez króla; najwyższa władza znajdowała się w zgromadzeniu wszystkich wolnych ludzi, którzy spotykali się co jakiś czas w Thing lub Moot, gdzie wybierano wodzów, aby decydowali o konkretnych kwestiach wojny i sprawiedliwości. Sami wodzowie posiadali wielkie bogactwo i mieli duże orszaki złożone głównie z członków rodziny. Według Tacyta czystość była wysoko ceniona, podobnie jak lojalność rodzinna i okrucieństwo w walce; Żony nawet towarzyszyły swoim mężom na wojnę. Zauważył jednak, że w czasie pokoju mężczyźni byli leniwymi, żarłocznymi hazardzistami i pijakami zdolnymi do aktów przerażającej brutalności. Byli również głęboko religijni i w określonym czasie "deputowani ze wszystkich plemion ten sam gatunek zgromadzi się w gaju uświęconym przez wróżby ich przodków i przez odwieczne prawo". Ofiara ludzkiej ofiary w imieniu wszystkich "oznacza makabryczne otwarcie ich dzikiego rytuału". Spotkanie Miejsce w świętym gaju w lesie jest "centrum całej ich religii [...] kolebka rodzaju ludzkiego i miejsce zamieszkania najwyższego Boga, któremu wszystko podlega i jest posłuszne". Tacyt mówi o kulcie drzew i koni; bogami był Ziu, który prawdopodobnie wywodził się od Zeusa, a później został wyparty przez Odyna, podczas gdy boginią matki ziemi była Nerthus. Wiele jej sanktuariów, położonych w pobliżu wody, znaleziono w okolicach Berlina – w tym przy źródle w Spandau, który został znaleziony wypełniony szczątkami ptaków, oraz w Neukölln, który był zaśmiecony szkieletami psów i innych zwierząt. Ofiara z koni była również ważna dla Semnonen, podobnie jak dary składane pomniejszym bóstwom - drewniane rzeźby, garnki z tłuszczu i orzechów laskowych.

Pozostałości archeologiczne zweryfikowały wiele twierdzeń Tacyta. Wiemy, że wioski były małe i że wolni ludzie mieli własne długie domy o konstrukcji drewnianej z wypełnionymi pęknięciami i pokrytymi wapnem dla ochrony przed żywiołami i robactwo. Domy posiadały palenisko i stajnię pod dwuspadowym dachem, a rodziny mieszkały razem ze swoimi zwierzętami. Grunty orne podzielono na sektory, a orka i siew odbywały się wspólnie. Pozostałościami obszaru przemysłowego były: znaleziony na Donaustrasse w NeukolIn, który składał się ze studni i trzech pieców wapiennych, były nawet urządzenia do wytapiania żelaza. Mimo to plemiona germańskie nie były wyrafinowane w porównaniu z ich rzymskimi kuzynami: rolnictwo było prymitywne, I zamiast powiększać swoje zasoby poprzez wycinanie lasów i uprawianie nowych obszarów, woleli podbić dla siebie najbliższą żyzną ziemię, praktykę szczególnie powszechną na granicach prowincji. Przez W II wieku n.e. coraz więcej Teutonów domagało się wejścia do imperium. Ludność Europy znów zaczęła się zmieniać.

Kiedy Tacyt pisał Germanię, plemiona krzyżackie rozciągały się w głąb Europy Wschodniej, poza dzisiejszą Polskę i na Ukrainę. Gdyby Europa była bardziej stabilna, Semnonen mogliby pozostać na miejscu i stać się przodkami dzisiejszych berlińczyków. Ale, jak ostrzegał Tacyt, Teutonowie mieli najechać sam Rzym W połowie II wieku niemieckie plemię Markomanów nagle przedarło się przez Dunaj do Italii. Z trudem powstrzymywał ich cesarz Marek Aureliusz ale pięćdziesiąt lat później Goci podbili dzisiejszą Rumunię i rozprzestrzenili się na Bałkanach do Azji Mniejszej, podczas gdy Alamanni przedarli się przez rzymskie Limes i przenieśli się nad Ren i Dunaj. Obszar Berlina został dotknięty z kolei około 180 roku n.e., kiedy Łabski niemiecki Semnonen nagle spakował się i ruszył na południowy zachód, ostatecznie osiedlając się nad rzeką Men. Około 260 roku zostali zastąpieni przez Burgundów, którzy przenieśli się z duńskiej wyspy Bornholm (Borgundarholmr) i którego szczątki znaleziono w rejonie Berlin-Rudow.

Do tego momentu ruch ludów w kierunku Rzymu był odpierany przez szereg silnych cesarzy, którym udało się ochronić stare granice cesarskie, ale w 375 roku Teutonowie zaatakowali ponownie. Tym razem atak był nie do powstrzymania. Germański Plemiona nie przemieszczały się już z własnej woli, ale zostały zepchnięte na zachód przez jedną z najbardziej okrutnych szarży w historii Europy, atak Hunów. Rozpoczął się "ruch ludów", czyli Volkerwanderungzeit na poważnie, a migracje zniszczyły na zawsze stary skład etniczny kontynentu europejskiego.

To Kipling powiedział:


Za wszystko, co mamy i jesteśmy, Za los wszystkich naszych dzieci, Wstań i podejmij wojnę,
Hunowie są u bram!


Słowo "Hun" wciąż przywołuje przerażające obrazy w umysłach Europejczyków. Podczas I wojny światowej nazwę nadano Niemcom oskarżonym o mordowanie dzieci w Belgii; w drugim młody żołnierz Aleksander Sołżenicyn, przerażony przez rzeź dokonaną przez Sowietów podczas ich podboju Prus Wschodnich w 1945 r., porównał Armię Czerwoną do hord mongolskich. Nikt nie wie, dlaczego ci ludzie nagle opuścili stepy na północ od Morza Aralskiego i przedostali się do Europy w IV wiek - być może nastąpiła taka zmiana klimatu, która skłoniła Wikingów do najazdów z taką niespokojną energią - ale kiedy rzymski Ammianus Marcellinus zapytał ich, gdzie się urodzili i skąd pochodzą Powiedział, że "nie mogą ci powiedzieć". Ich niepowstrzymana ekspansja w Europie była jedną z najbardziej krwawych w historii. Rzymianie pisali o ich ohydnych rysach, które uważali za wynik samookaleczenia; wszystkie polecane do ich mistrzowskiego jeździectwa i śmiertelnego łucznictwa, ale przede wszystkim była to przyjemność, jaką mieli czerpać podczas rzeźnictwa. ich ofiary, które pozostawiły trwałą reputację bezwzględności i barbarzyństwa.

Gdy Hunowie się na zachód, Goci zostali zmuszeni do schronienia się w Cesarstwie Rzymskim. Teutonowie przekroczyli granicę, w 406 roku Wandalowie zaatakowali południową Galię i Hiszpanię, a następnie ruszyli do Afryki; Burgundczycy, którzy przez pewien czas osiedlali się wokół Berlin, teraz przesunął się na zachód. Obszar Berlina stał się częścią konfederacji Hunów do 420 roku; w Neukölln-Berlin znaleziono grób, w którym wojownik zgodnie z ich zwyczajem spoczywa obok konia. Burgundczycy; z Berlin nie był jeszcze bezpieczny; w 436 roku Hunowie dogonili ich w Wormacji i wypędzili do doliny Rodanu, gdzie nadali nazwę Burgundii. W 450 roku Attyla Hun przeniósł swoje siły przez Niemcy z taką brutalnością i przemocą; Mówiono, że żadna trawa nie wyrośnie tam, gdzie stanął jego koń. Potem, w przeddzień kampanii 453 r., zainterweniował los. W pijaną noc ślubu z piękną Niemką Ildiko (zwaną Kriemhildą w legendzie) Attyla dostał udaru i umarł, a jego królestwo zostało zniszczone. Bitwy przyniosły jeden skarb kultury, a mianowicie epos opowiadający historię bitwy między burgundzkim królem Gundaharem a Attylą Hunem. Nazywano go Nibelungenlied (Burgundczycy) są Nibelungami) i stał się podstawą cyklicznego Buhnenfestspiel Wagnera, Der Ring des Nibelungen.

Do czasu śmierci Attyli stara integralność Europy została już zniszczona, a tysiące niespokojnych ludzi było w ruchu. Cesarz Justynian z VI wieku próbował utrzymać imperium w całości, ale najazdy barbarzyńców nie ustały; stopniowy upadek Rzymu i wzajemne zapłodnienie kultury i zwyczajów rzymskich i barbarzyńskich trwało nadal. Na północy Słowianie, którzy żyli wokół wschodnich Karpat od około 2000 r. p.n.e., zaczęli migrować na zachód. Ono to oni przenieśli się teraz w okolice Berlina.

Słowianie byli ostatnimi przybyszami na ziemiach, które później będą znane jako Polska i Niemcy; do VII wieku rozprzestrzenili się na większą część Europy Wschodniej, od Bałtyku po Peloponez, i przekroczyli Odrę do regionu Łaby-Soławy i na tereny dzisiejszych Niemiec. Granica między Niemcami a Słowianami została później potwierdzona w traktacie z Verdun z 843 roku: biegła wzdłuż rzeki Łaby i wzdłuż granicy, która przecinała północno-zachodnią część Drezna do Magdeburga, mijając Hamburg i aż do Morze Północne. Słowianie założyli wiele miast wzdłuż granicy, w tym starą Lubekę, Miśnię i Lipsk, których nazwa pochodzi od słowiańskiego słowa lipsk lub lipa.

Gdy Słowianie ruszyli w kierunku Berlina, znaleźli rozległą, wyludnioną ziemię, na której pozostało tylko kilku Niemców rozproszonych w małych osadach. Ci maruderzy nie zostali zmasakrowani; wręcz przeciwnie, dowody archeologiczne w ponad czterdziestu stanowiskach w Barnim a Teltow pokazuje, że pozostali Niemcy zostali zasymilowani z nowymi społecznościami i że Słowianie przyjęli nawet niektóre ze starych germańskich nazw miejsc, takich jak rzeka "Havel" i "Muggelsee", które przetrwały do tego dnia. Wielki Theodor Fontane był jednym z niewielu dziewiętnastowiecznych Niemców, którzy uznali dług Berlina wobec tego tak bardzo oczernianego narodu, a w trzeciej części Wanderungen durch die Mark Brandenburg opisuje, jak miriady jeziora, strumienie i wzgórza obszaru Berlina, które kończą się na "-itz" jak Wandlitz, "-ick" jak w Glienicke i "-ow" jak Teltow, zostały w rzeczywistości nazwane przez Słowian. Dziewiętnastowieczni Niemcy byliby zszokowani dowiedzieć się, że stolica nie została nazwana na cześć szlachetnego "niedźwiedzia", ale była starą Łabą-Słowianinem brl, co oznacza "bagno" lub "bagno". Ale na długo przed powstaniem Berlina istniały dziesiątki słowiańskich osad w teraźniejszości granice miasta: Gatow i Glienicke, Steglitz i Marzahn były słowiańskie; Pankow został nazwany od słowiańskiego słowa pania, oznaczającego "płaskie wrzosowisko"; odłamki ceramiki potwierdzają istnienie słowiańskiej wioski radialnej w Babelsbergu; Lutzow (Charlottenburg) został założony w V wieku, a nawet pobliski Poczdam zaczynał jako słowiańska twierdza. Ale zdecydowanie najważniejszymi rozliczeniami dla przyszłości Berlina były dwie gigantyczne fortece, które teraz leżą tylko przejażdżkę metrem od siebie po obu stronach miasta, ale które kiedyś reprezentowały granice dwóch wielkich terytoriów: Kopenick na południowym wschodzie i Spandau na północnym zachodzie.

Jeśli dziewiętnastowieczni i na początku XX wieku Niemcy w ogóle przyznawali się do obecności Słowian, mieli tendencję do odrzucania ich jako ordynarnych i niewyszukanych – wszystko, co tam zbudowali, było postrzegane jako niecywilizowane w porównaniu z wyższą kulturą germańską. To było ahistoryczny i miał więcej wspólnego ze współczesną polityką niemiecką niż z historią starożytną. W rzeczywistości słowiańskie fortece Spandau i Kopenick były nie tylko wysoko rozwinięte; Stworzyli infrastrukturę, która okazała się kluczowa do rozwoju samego Berlina.

Każda twierdza reprezentowała granicę wielkiego słowiańskiego księstwa i chociaż Słowianie byli wspólnie określani łacińskim terminem Venedi - Wends - w regionach istniały dwie odrębne grupy. Ci, którzy osiedlili się nad rzeką Hawelą byli znani jako Hewelowie, władcy Provintia Heveldun. Ich siedziba znajdowała się w Brannabor (Brandenburgia), ale ich drugim miastem było Spandau, które zostało zbudowane w 750 roku i które już liczyło około 250 osób stulecia. Słowianie, którzy osiedlili się wokół Szprewy, byli znani jako Sprewanowie, a ich prowincja nazywała się provintia Zpriauuani; Ich siedziba skupiła się wokół Mittenwalde i założyła wioski Mahlsdorf, Kaulsdorf, Pankow i Treptow. Ich stolicą był Kopenick, założony na starym neolitycznym miejscu. Nazwa pochodzi od słowiańskiego słowa oznaczającego "osadę na wzgórzu ziemi" i, chociaż chroniony przez Szprewę, fort miał imponujący widok na ten obszar. W 825 roku został ufortyfikowany wysokimi owalnymi drewnianymi murami o długości około pięćdziesięciu metrów, wraz z wieżami, palisadami i bramami.

Pierwsze pisemne dowody takich twierdz pochodzą z zapisów z wyprawy floty fryzyjskiej pod dowództwem Karola Wielkiego z 798 roku, która dotarła w górę dopływów Haweli i zobaczyła tam typowe hawelijskie fortece. Jeszcze bardziej szczegółowy zapis to znaleziony w jednym z najbardziej niezwykłych dzienników podróży w historii Europy Środkowej, relacja naocznego świadka napisana w 970 roku przez żydowskiego kupca Ibrahima ibn Ja'quaba. Ibrahim urodził się w muzułmańskiej Hiszpanii i podróżował na północ jako wysłannik kalifa Kordoby. Podobnie jak wiele arcydzieł starożytnego świata, dziennik został uratowany przez arabskiego uczonego, w tym przypadku XI wiecznego Abu Obaida Abdallaha al Bekri, który uznał go za tak imponujący, że odtworzył go w jego Księga dróg i ziem. Podróż Ibrahima ibn Ja'quaba wiodła wzdłuż ustalonych szlaków handlowych przez Pragę i prawdopodobnie do Krakowa, a następnie do Meklemburgii, gdzie, jak się uważa, opisał osadę w Schwerinie. Uderzyły go wielkie, bezpieczne słowiańskie fortece z wysokimi drewnianymi murami wzmocnionymi kopcami upakowanej ziemi i chronionymi przez rzeki, tak że można było do nich dotrzeć tylko na "drewnianym moście nad wodą. Dowody pokazują że nawet mniejsze fortece w Poczdamie, Treptow i Blankenburgu zostały zbudowane na wyspach i nie były tylko obronne, ale mieściły cieśli, tkaczy, garbarzy, kuśnierzy i innych kupców. Ibrahim ibn Ja'quab zauważył, że Słowianie "są szczególnie energiczne w rolnictwie". Fortece stanowiły również bezpieczną przystań dla hierarchii kapłańskiej, która utrzymywała sanktuaria dla Dazbaga, boga słońca, Jarovita, boga wiosny oraz bogów płodności Roda i Rozanicy pośród nich. Ibrahim uznał również, że Słowianie byli wykwalifikowanymi kupcami i że "ich handel na ziemi sięga do Rusinów i do Konstantynopola". Fortece Spandau-Burgwall i Kopenick stały się potężne z ich położenia na ważnym średniowiecznym szlaku handlowym wschód-zachód, który rozciągał się od Renu i Flandrii przez Magdeburg, do Brennaboru, przez obszar Berlina do Leubus i Poznań i dalej do Kijowa. Muzułmanów i Żydów było najbardziej wpływowi kupcy, regularnie podróżujący z Chin do Afryki i w górę Morza Kaspijskiego i Wołgi do Bałtyku; Handel z łacińskim zachodem utrzymywał przede wszystkim kupcy żydowscy, którzy według geografa z początku IX wieku Ibn Khurradadhbeh był bardzo wyrafinowany i potrafił mówić po arabsku, persku, grecku, franku, hiszpańsku i słowiańsku. Podróżują z zachodu na wschód i ze wschodu na zachód, drogą lądową i morską". Żydzi nie byli jedynymi kupcami Aby jednak odwiedzić twierdze i chociaż sami Słowianie używali tkaniny jako waluty, znaleziono tam około 1 zagranicznych monet pochodzenia arabskiego, niemieckiego, angielskiego, skandynawskiego, polskiego, czeskiego i węgierskiego. Nawet przy tym Wczesne daty Spandau i Kopenick były wypełnione międzynarodowymi dealerami: skandynawscy kupcy wprowadzili się w IX wieku, a arabscy i żydowscy kupcy dominowali do roku 000. Dziesiątki produktów zmieniły właściciela - od skór, miód, potaż, wosk, tekstylia, łupek i broń do biżuterii z Kijowa i soli z Nadrenii. Niewolników kupowano i sprzedawano; w rzeczywistości słowo "Słowianin" zostało najpierw nadane nieszczęsnym ofiarom schwytanym na wschodzie, a następnie wleczonym w całej Europie, do sprzedaży na rynkach wokół Morza Śródziemnego. Do roku 1000 Słowianie stworzyli zamożne, stabilne społeczności nad brzegami Haweli i Szprewy. Podobnie jak Semnonen przed nimi, mogli równie dobrze stać się założycielami nowoczesnego Berlina. Ale Europa miała przejść kolejną herkulesową zmianę. Tym razem ludzie wprowadziliby się z zachodu. Ci wojownicy i osadnicy byliby chrześcijanami.

Rozprzestrzenianie się chrześcijaństwa było jednym z ostatecznych ruchów w tworzeniu nowoczesnej Europy. Postęp rozpoczął się w granicach Cesarstwa Rzymskiego w pierwszych wiekach naszej ery; pierwsze biskupstwa; zostały założone w Europie Północnej przez czwarty Na przykład biskup Reims został po raz pierwszy wspomniany w 314 roku – proces przyspieszony przez nawrócenie legendarnego króla Franków Chlodwiga. Dla tych, którzy byli poza imperium, nawrócenie często odbywało się siłą, a jedno Spośród najbardziej udanych z tych chrześcijańskich wojowników, człowiek, który zasadniczo stworzył Święte Cesarstwo Rzymskie, nazywał się Karol Wielki lub Karol Wielki.

Karol Wielki urodził się w 742 roku i został królem królestwa Franków w 768 roku. Był zdecydowany nie tylko wskrzesić chwałę Rzymu, ale także rozszerzyć jego granice, szerzyć chrześcijaństwo tak daleko, jak to możliwe, i nawrócić lub wykorzenić pogan saskich. Po osiedleniu się w swoim potężnym zamku w Akwizgranie stanął na czele kampanii, która zaprowadziła go daleko w głąb Niemiec. Przez osiemnaście lat prowadził krwawą wojnę z Sasami, tłumiąc opór i masakrując tych, którzy się sprzeciwiali zmieniać. Po bitwie pod Verden w wojnie 782 roku z zimną krwią ściął 4 500 saksońskich zakładników. Nic dziwnego, że opór Sasów został zmiażdżony przez 804 r., A armia Karola Wielkiego stała się pierwszą armią cesarską, która dotarła do rzeki Łaby od tego czasu Augustus. W 800 roku był na tyle pewny siebie, że ogłosił się imperator et augustus, starożytnym tytułem zwycięskiego imperium, i został koronowany w Bazylice św. Piotra przez papieża podczas dramatycznej ceremonii w Boże Narodzenie.

Pomimo swojej zaciekłości na polu bitwy Karol Wielki okazał się godnym podziwu administratorem, sponsorując sztukę i edukację oraz dzieląc podbite terytorium na regiony administracyjne zwane Marken (marchie), którymi rządzili lojalni hrabiowie lub książęta znani jako Markgrafen lub margrabiowie. Karol Wielki opowiadał się również za ustanowieniem biskupstw na podbitych ziemiach i uczynił Hamburg pierwszą siedzibą diecezji na wschód od Łaby. W końcu Karol Wielki stworzył nową granicę w dół centrum Europy zwane Limes Sorabicus lub Wałem Serbołużyckim, który skutecznie oddzielał chrześcijan od pogan. Biegła z Ratyzbony przez Erfurt i wzdłuż Łaby do Kilonii. Berlin wciąż leżał sto mil za granicą ale chrześcijaństwo było coraz bliżej. Najbliższą placówką była osada założona nad Łabą. Nazywał się Magdeburg.

Pierwszą rzeczą, którą można zobaczyć podczas podróży w kierunku Magdeburga, jest wielka katedra, która wznosi się z centrum małego miasta, a jej wielkie wieże przyćmiewają wszystko dookoła. Budynek jest zaledwie aluzją do roli miasta jako latarni morskiej na krańca chrześcijańskiego świata, twierdza, która kiedyś leżała między "Europą" a pustynią. Podobnie jak Trewir pod rządami Rzymian i jak Berlin Zachodni podczas zimnej wojny, Magdeburg stał się wspaniałą wizytówką, która miała zarówno olśniewać, jak i Zastraszyć biednych pogan na wschodzie. Sama katedra, która zaczynała jako mały romański kościół, była uważana za tak ważną, że została obdarzona przez wnuczkę angielskiego króla Alfreda Wielkiego osiemnastoma beczkami złoto. Już w swoim najwcześniejszym wcieleniu służył jako baza dla misjonarzy zdecydowanych nawracać nieoświeconych Słowian na wschód.

Magdeburg nadal był posterunkiem granicznym pod rządami następców Karola Wielkiego, ale dopiero za panowania Henryka Ptasznika, który rządził od 919 do 936 roku, podjęto nową próbę przesunięcia granic chrześcijaństwa na wschód. Podobnie jak jego syn Otto Ja, Henryk, uważałem, że Magdeburg powinien być stolicą metropolitalną "dla wszystkich Słowian za Łabą i Soławą, niedawno nawróconych i nawróconych do Boga", a ze swojego pałacu w górach Harzu nakazał utworzenie biskupstw w Havelbergu i założenie Quedlinburga i Merseburga. Pragnienie stworzenia nowych warowni nie było po prostu wynikiem gorliwości religijnej; Henryk i jemu współcześni czuli – całkiem słusznie – że Chrześcijańska Europa była stale zagrożona i że takie placówki były niezbędne dla jej obrony. W 845 roku Norsemeni zdziesiątkowali nowo założone miasto Hamburg, a w 875 roku zniszczyli wielką armię saską i turyńską na Lüneburgu Heath, podczas gdy Węgrzy z Węgier, "plaga Europy", atakowali regularnie i walczyli na północ aż do Bremy. Nowe osady kościelne zostały zbudowane nie tylko jako ośrodki religijne, ale także jako twierdze do ochrony księstwo Saksonii przeciwko Węgrom. Kiedy Henryk zmarł w 936 roku, jego syn Otton I, który panował do 973 roku, był zdecydowany pójść w ślady ojca i rozszerzyć się na wschód. Było to widoczne podczas ceremonii jego inwestytury jako książę Saksonii: "Przynoszę przed ciebie Ottona, wybranego przez Boga, wyznaczonego przez Henryka, dawniej pana królestwa, a teraz ogłoszonego królem przez wszystkich książąt" – grzmiał arcybiskup Moguncji. "Przyjmij ten miecz, którym jesteś aby wyrzucić wszystkich wrogów Chrystusa, barbarzyńców i złych chrześcijan. Albowiem wszelka władza nad całym imperium Franków została wam dana z boskiego upoważnienia, aby zapewnić pokój wszystkim chrześcijanom.

Do tej pory słowiańskim Hewelianom oszczędzono chrześcijańskiego ataku, ale pokój zakończył się nagle w 948 roku. W tym roku Otton I przekroczył Łabę i zaatakował ich stolicę Brennobar. Pogańska osada została opanowana, słowiańscy protestujący zostali zabici, Zrównano z ziemią słynne pogańskie sanktuarium, a na jego miejscu postawiono biskupstwo. Miasto otrzymało nową nazwę: Brandenburg.

Brandenburgia została przekształcona w centrum działalności ewangelizacyjnej. Chrześcijanie szybko się wprowadzili, zebrali miejscowych Słowian i zmusili ich do nawrócenia się na miecz. Otto był tak skuteczny w swojej podróży na wschód, że pod koniec swego panowania osiągnął rzeka Odra, dzieląc nowe ziemie na Marek. Obszar, który stał się Nordmark lub North Mark i który obejmował terytorium Hewelów i Słowian Sprewan, rozciągał się od Łaby do Odry i od Łużyc do Linia Łaba--Peene. Co więcej, Otto ostatecznie pokonał kłopotliwych Madziarów w bitwie pod Lechfeld w 955 roku, zwycięstwo, które przyniosło mu taką sławę, że odtąd nazywano go Ottonem Wielkim. Zamiast chronić swoje podboje Na północy jednak Otto wyruszył na trzy oddzielne kampanie w Italii i w 962 roku pomaszerował do Rzymu, gdzie papież włożył na głowę wspaniałą koronę Świętego Cesarza Rzymskiego wysadzaną złotem i klejnotami. Ale jego zwycięstwo nie przyniosło upragniony spokój. Otton I zmarł w 973 roku i zamiast wrócić na północ, jego następca Otton II pozostał w próbie wyparcia Greków i Saracenów z Italii. W 982 roku poniósł upokarzającą klęskę z rąk muzułmanów sycylijskich. Pozostawiło go to poważnie osłabionym, a nowo zdobyte ziemie i nowe biskupstwa w Havelbergu i Brandenburgii pozostały bez obrony. I wtedy Słowianie odpowiedzieli.

Słowianie z Północnego Marka byli oburzeni przybyciem chrześcijan i dziwną nową religią, która zabraniała czczenia ich bogiń płodności i sanktuariów duchów natury. Co gorsza, zmusili ich nowi mistrzowie płacić daniny germańskim twierdzom religijnym, płatności, które w razie potrzeby pobierano samą siłą. Kiedy Słowianie usłyszeli wiadomość o katastrofalnej klęsce Ottona II w Italii, zostali zachęceni do chwycenia za broń. Odpowiedź było Wielkim Powstaniem Słowian w 983 roku.

Buntowi przewodzili Hewelianie, którzy byli zdeterminowani, aby odzyskać swoją świętą stolicę Brennabor. W dobrze zorganizowanym ataku zaatakowali miasto, plądrując nowy kościół ottoński i masakrując chrześcijańskich mieszkańców. 29 czerwca 983 r. Biskupstwo Havelbergu zostało zniszczone, a mały kościółek w Spandauer Burg został zdziesiątkowany trzy tygodnie później. Słowianie następnie przeszli przez Znak, zabijając mnichów i osadników. Do lipca większość niemieckich placówek została zrównana z ziemią, I chociaż garstka biskupów odważyła się pozostać, zostali zmuszeni do ukrywania się i żyli bez katedr i diecezji. Reszta ludności powróciła do swoich pogańskich praktyk. Chrześcijański pęd germańskich chrześcijan na wschód został zatrzymany a Magdeburg ponownie stał się prawdziwą granicą niemieckiego świata chrześcijańskiego. Otton był zdruzgotany i zmarł w 983 roku, wiedząc, że nie udało mu się wykonać najważniejszego zadania – obrony chrześcijaństwa przed poganami. Ten Nieszczęśliwy cesarz został pochowany w Bazylice św. Piotra w Rzymie. Niestety dla Słowian w Marku Północnym, śmierć Ottona nie była końcem zagrożenia dla ich stylu życia. Lider zupełnie innej dziedziny również niedawno przeszedł nawrócił się na chrześcijaństwo i teraz pragnął rozszerzyć swoje terytorium w imieniu Kościoła. Miejsce to leżało nie na ziemiach niemieckich, ale daleko na wschód od Szprewy i Haweli w miejscu, które wkrótce miało być znane jako Polska. Słowianie z obszar Berlina był teraz wciśnięty między dwa potężne bloki chrześcijańskie. Trwał wyścig, aby zobaczyć, która strona może go pokonać jako pierwsza.

Nadejście chrześcijaństwa do Polski miało ogromne znaczenie nie tylko dla Słowian z okolic Berlina, ale dla rozwijającej się historii całego regionu. Obecność rozległego królestwa katolickiego na wschodzie Niemiec ukształtowałaby historię centrum Europa i Berlin na stulecia, nie tylko z powodu rywalizacji, która już teraz pojawiła się między niemieckimi chrześcijanami a ich polskimi odpowiednikami.

Niemcy mieli nadzieję na chrystianizację całej północnej Europy, napierając na wschód od Magdeburga do Rusi Kijowskiej, wiedząc, że w systemie ottońskim tworzenie ośrodków religijnych było nierozerwalnie związane z podbojem politycznym. Nagły Pojawienie się Polski pokrzyżowało ich plany. Wczesna historia Piastów pozostaje niejasna, ale w trzeciej ćwierci X wieku polski władca zyskiwał na znaczeniu równie szybko, jak władcy sascy na zachodzie. Ten pierwszy polski książę, Mieszko I, pragnął rozszerzyć swoją władzę na cały region. Stanowiło to problem dla Niemców, a w szczególności dla Ottona I.

Kiedy Otto uczynił Magdeburg arcybiskupstwem w 961 roku, widział w nim bazę, z której całe terytorium od Saksonii do Rosji zostanie schrystianizowane, co z kolei doprowadziłoby całą Europę Środkowo-Wschodnią pod kontrolę niemiecką. Mieszko sprzeciwił się. Nie tylko chciał zapobiec mieszaniu się Niemców w jego sprawy, ale także zwiększyć własne terytorium. Pierwszy polski władca był jeszcze stosunkowo słaby w porównaniu z potężnym saskim rywalem i musiał postępować ostrożnie; Rzeczywiście w jednym Udało mu się tylko zapobiec inwazji, zgadzając się na przyjęcie niemieckich misji chrześcijańskich na swojej ziemi. Ku wściekłości Ottona w 966 roku dokonał jednak rzeczy nie do pomyślenia. Zamiast przyjąć chrześcijaństwo z Niemiec, Mieszko zwrócił się do do Czech. Przyjmując chrześcijaństwo od południa, w jednym doniosłym akcie zapobiegł religijnej, administracyjnej i politycznej dominacji w Polsce przez Świętego Cesarza Rzymskiego. Odtąd - ku irytacji Niemców - Polska wyrosły na całkowicie odrębny i niezależny podmiot, który nigdy nie poddałby się niemieckiej wizji Drang nach Osten – idei, że mają misję cywilizacyjną na wschodzie.

Przez pewien czas wydawało się, że religijny kompromis między Polską a Niemcami się utrzyma. Nowy cesarz rzymski Otton III, który był pół-Grekiem i wychował się we Włoszech, uważał swój lud za nieco prymitywny i nie miał obsesji przez niemiecką dominację na wschodzie. Wręcz przeciwnie, był głęboko wstrząśnięty powstaniem słowiańskim i katastrofalnymi kampaniami lat 990. i był gotów pozostawić nawrócenie kłopotliwych pogańskich Słowian na wschodzie Polakom tak długo, jak dołączyli do konfederacji chrześcijańskich książąt pod jego ostateczną kontrolą. W przeciwieństwie do swoich poprzedników miał wizję Europy zorganizowanej jako hierarchia królów; Rzeczywiście, dyptyk namalowany pod koniec X wieku pokazuje otrzymał hołd czterech koronowanych kobiet: Niemiec, Galii, Rzymu i Slawonii - ziem słowiańskich. Sympatyzował z ideą polskiej niepodległości i ku wściekłości czołowych niemieckich duchownych planował utworzenie szeregu kościoły, które byłyby wolne od wszelkiej niemieckiej kontroli.

Taka niemiecka hojność dla Polski jest rzadkością w historii, ale po części miała związek z polską reakcją na szczególne wydarzenie, które głęboko dotknęło Ottona III. Ten pobożny cesarz był przyjacielem Adalbertusa, byłego biskupa Pragi. W 996 papież Sylwester I wysłał Adalbertusa z misją nawrócenia zaciekłych Prusaków Wschodnich, a w podróży na północ w tym roku nowy polski przywódca Bolesław Chrobry, syn Mieszka I, hojnie przyjął go z pełnymi honorami. Skarga został należycie odnotowany w Rzymie. Adalbertus udał się do Prus Wschodnich, gdzie miejscowi współplemieńcy, którzy nie byli chętni do nawrócenia, po prostu go zamordowali. Zamiast zignorować jego śmierć, Polacy kupili jego ciało za ogromną sumę – jego wagę w i stworzył dla niego sanktuarium w Gnieźnie. Papież Sylwester I był pod takim wrażeniem tego pokazu pobożności, że podjął niezwykły krok kanonizacji Adalbertusa, wynosząc Gniezno do rangi arcybiskupstwa i tworząc biskupstwa we Wrocławiu (Breslau), Kołobrzeg (Kolberg) i Kraków (Kraków). To właśnie utworzenie nowego arcybiskupstwa ostatecznie oderwało Kościół polski spod kontroli niemieckiego arcybiskupstwa w Magdeburgu. Polacy mieli teraz niezależną administrację i zajęli do chrystianizacji plemion zachodniosłowiańskich z takim samym zapałem jak Niemcy – wielkie brązowe drzwi katedry gnieźnieńskiej przedstawiają króla Bolesława rozdającego błogosławieństwa i asystującego przy chrztach, a obok niego stoi miecz Gotów uderzyć w tych, którzy odmawiają nawrócenia. Polacy wyrastali na potężny kraj chrześcijański sam w sobie.

Adalbertus nadal odgrywał rolę w sprawach polsko-niemieckich zza grobu. W roku 1000 Otton III odbył pielgrzymkę do swojego grobu, nie tylko po to, by oddać hołd zamordowanemu przyjacielowi, ale także by ustalić, jakie miejsce powinna zajmować Polska w Świętym Cesarstwo Rzymskie. Był pod takim wrażeniem niezwykłego przyjęcia Bolesława i bogactwa polskiego dworu, że według kronikarza Gallusa: "Widząc jego chwałę, jego potęgę i jego bogactwa, cesarz rzymski wołał podziw: "Przez koronę Imperium! To, co widzę, znacznie przewyższa to, co słyszałem!" Wziął własny diadem i umieścił go na głowie Bolesława na znak jedności i przyjaźni, dał mu gwóźdź od Krzyża Świętego i włócznia św. Maurycego, w zamian za co Bolesław dał mu ramię świętego Wojciecha. I tego dnia poczuli taką miłość, że cesarz mianował go bratem i współpracownikiem w Cesarstwie. Ku przerażeniu niemieckich prałatów Ottona III uznał, że Polska nie powinna być jedynie lennikiem Świętego Cesarstwa Rzymskiego, ale powinna być traktowana jako królestwo obok Niemiec, (prawie) równorzędny partner w federacji chrześcijańskich królestw. Podczas swojego pobytu Otto nie tylko mówił o przyjaźni i współpracy między Niemcami a Polską, ale nawet o małżeństwie między synem Bolesława, Mieszką, a jego własną siostrzenicą Judytą.

Gdyby relacje między dwoma przywódcami trwały, długa saga, jaką jest polsko-niemiecka historia, mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej, ale tak się nie stało. Otton III zmarł w 1002 roku w wieku dwudziestu dwóch lat, a jego następcą został Henryk II, człowiek gorzki sprzeciwił się powstaniu silnego państwa polskiego. Aby umocnić swoją pozycję przetargową z Niemcami, Bolesław wykorzystał zamieszanie po śmierci Ottona i zajął Miśnię i Łużyce. Henryk był gotów zaakceptować ale Bolesław na tym nie poprzestał i wziął również Czechy. Henryk domagał się hołdu, Bolesław odmówił, a Henryk zaatakował Polaków. Wojna trwała do 1018 roku. Siłę Polski dodatkowo osłabił wielki bunt słowiański w latach 1035-7, co spowodowało przeniesienie stolicy Polski do Krakowa. Rywalizacja polsko-niemiecka przejawiała się teraz w często zaciekłych walkach wzdłuż granicy od Luzycji do Pomorza, gdzie sporne ziemie nieustannie przechodziły z rąk do rąk i był często określany jako "polski" przez władcę Polski i "niemiecki" przez cesarza i jego poddanych. To zamieszanie wciąż znajduje odzwierciedlenie w różnych dziewiętnasto- i dwudziestowiecznych atlasach szkół polskich i niemieckich które "roszczą sobie pretensje" to terytorium do swojego. W rzeczywistości jednak znaczna część obszaru, w tym ziemie wokół Berlina, nadal znajdowała się w rękach pogańskich Słowian i nie należała do żadnego z nich.

W XI wieku Słowianie nadal kurczowo trzymali się pasa ziemi wokół Berlina, mimo że byli stale zagrożeni przez Niemców, którzy kontrolowali Łabę na zachód od Spandau i Kopenick, oraz przez Polaków, którzy teraz kontrolowali Odra na wschodzie. To był fascynujący czas. Kupcy kontynuowali podróż z niemieckiego chrześcijańskiego Magdeburga, następnie do pogańskich twierdz Kopenick i Spandau, a następnie do chrześcijańskiej Polski. Ta nadzwyczajna sytuacja trwała przez ponad sto lat, czyniąc region berliński jedną z ostatnich części Europy Środkowej, która uległa chrystianizacji. Ale Słowianie żyli na pożyczonym czasie. Chrześcijanie nie mogli tolerować tej odizolowanej wyspy pogaństwa; Władcy ziem polskich i niemieckich nie mogli też pozostawić tak cennych terenów bez pretensji. Wielowiekowa dominacja Hewelów i Sprewanów na tym obszarze miała zostać przełamana na zawsze.

Ostatecznie terytorium przypadło Niemcom. Na jego czele stanął Lotar III, Święty Cesarz Rzymski, który na początku XII wieku rozpoczął kampanię przeciwko Duńczykom i Słowianom. Jedną ze strategii Lothaira było wysłał rycerzy, aby podbili i osiedlili ziemię w jego imieniu, aw 1134 r., W jednym z punktów zwrotnych w historii Berlina, dał znak północny młodemu hrabiemu z dynastii Askańskiej, który nazywał się Albert Niedźwiedź. To on chciał w końcu wyrwać Znak pogańskim Słowianom i przekształcić go w część niemieckiego świata chrześcijańskiego.

Niedźwiedź Albert był typowym przykładem młodych szlachciców i rycerzy, którzy wyruszyli, aby zbić fortunę na pogańskich ziemiach na krańcach Europy. Jego ojciec, hrabia Otto z Ballenstedt, posiadał już duże posiadłości w górach Harz i północnej Turyngii i było rzeczą normalną, że syn wychodził, aby w ten sposób zarobić swoją fortunę; Zanim osiągnął dwadzieścia lat, Albert walczył już w wielu potyczkach granicznych ze Słowianami, a ambitny młodzieniec był zdeterminowany, aby przedłużyć jego posiadłości tak dalece, jak to możliwe, czy to przez dyplomację, czy podbój. W tym celu musiał rekrutować rycerzy.

Rycerze byli integralną częścią ekspansji Europy w średniowieczu. Wielu kierowało się pragnieniem ziemi, o której wszyscy wiedzieli, że przełoży się na władzę dynastyczną; jeśli odnieśli sukces i przeżyli wyczerpujące życie, mogli spodziewać się własności i lenna, bogactwo i status. To międzynarodowe braterstwo pojawiło się po raz pierwszy we Francji, ale szybko rozprzestrzeniło się z Cypru na Węgry, z Włoch do Anglii Wschodniej – w rzeczywistości wszędzie na obrzeżach Europy, gdzie byli poganie, którzy mogli walczyć. Chwała do zdobycia. Ich kodeks rycerski obejmował wszystko, od zaciekłej obrony Kościoła Chrystusowego po surowe zasady honoru wobec kobiet; była to era Tannhäusera i Parsifala, trubadurów i minnesingerów, i to później stał się przedmiotem romantycznej legendy. Historie, które narosły wokół tych ludzi, podkreślały ich odwagę, miłosierdzie i oddanie Bogu, a wielu z nich rzeczywiście rozpaliła autentyczna determinacja, by ratować dusze - chociaż jest rzeczą wiejską, że inni byli bardziej kuszeni łupami podboju. Niemniej jednak wszyscy oni mieli wspólną ideologię, tak trafnie podsumowaną w średniowiecznej Pieśni nad Rolandem: "Chrześcijanie mają rację, poganie się mylą". Ten Rycerze byli prawdziwie międzynarodowi; według XIII-wiecznej relacji Kronika Morei rycerze frankijscy osiedlali się w Grecji, ci, którzy walczyli w Irlandii i Walii, otrzymywali tytuły od króla Anglii, a nawet w Wokół Berlina słowiańscy książęta, w tym książę Barnim i wedelscy panowie z Uchtenhagen, rekrutowali niemieckich rycerzy, aby zwiększyć własną władzę dynastyczną. Niedźwiedź Albert był tylko jednym z wielu młodych szlachciców, którzy próbowali przyciągnąć takich ludzi, a on odniósł wielki sukces.

Albert zorganizował nadzwyczajną misję przeciwko Słowianom, która łączyła silną siłę ze sprytnymi sojuszami z Kościołem, szczególnie z biskupem Anzelmem z Havelbergu i potężnym arcybiskupem Wichmannem

(C) 1998 Alexandra Richie Wszelkie prawa zastrzeżone. ISBN: 0-7867-0510-8.




Metropolia Fausta (nytimes.com)