Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przedruki z fb. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przedruki z fb. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 19 marca 2024

Wady symulacji



"Nawet jeśli żyjemy w symulacji to nie udowodnimy tego. Żyjemy w naszym świecie od przysłowiowego „zawsze”. Każda wada symulacji była by dla nas naturalna, bo tak po prostu jest."


Na tym też oparta jest metoda podmiany rzeczywistości i "niepostrzeżona" przemiana pokoleń we wroga swoich przodków, swoich poprzedników...







Polska Fundacja Fantastyki Naukowej
17 min ·



Czy świat został zaprojektowany? Czy istnieje jakaś siła wyższa czuwająca nad nami? Czy świat jest prawdziwy? A co jeśli wam powiem że wszystko dookoła nas to tylko symulacja? Neil deGrasse Tyson w jednym z wywiadów zwrócił uwagę na nasz rozwój technologii. Dziś potrafimy budować sztuczne światy zapełnione marionetkami, ale co stoi nam na przeszkodzie aby za parę lat stworzyć świadome marionetki do umieszczenia w naszym NightCity czy Cyber Londynie? No właśnie nic. A może tak na prawdę ludzkość osiągnęła już ten poziom i tymi marionetkami jesteśmy my? Odpowiedź na takie pytanie łatwa już nie jest. Nawet jeśli żyjemy w symulacji to nie udowodnimy tego. Żyjemy w naszym świecie od przysłowiowego „zawsze”. Każda wada symulacji była by dla nas naturalna, bo tak po prostu jest.

Ale po co taka symulacja? Ja sam mam parę pomysłów, lecz obrońcy tej teorii najczęściej wskazują na „eksperyment historyczny”. Powiedzmy że w „realu” mamy wiek XXIV i ludzie chcą wiedzieć jak świat wyglądał przed trzystu laty. Skutkiem tego pojawia się symulacja oparta na archiwach i... cyk! Wstajesz rano do pracy nie wiedząc nawet że świat wystartował właśnie w tej sekundzie.

Podobne zastosowanie opisał między innymi Stanislaw Lem w "Dziwnych skrzyniach profesora Corcorana".

Jednak jest to tylko teoria. Istnieje równie mocne prawdopodobieństwo że jesteśmy „światem zero” i dopiero my rozpoczniemy symulacje życia. Ba, nawet jeśli sami jesteśmy symulacją mam wrażenie że rozpoczniemy kolejną. Dlaczego? Każda cywilizacja zdolna symulować pewne zdarzenia zacznie to robić. Nawet my robimy to jako ludzkość w tej chwili. Rzecz jasna, nie symulujemy życia. Skupiamy się na urządzeniach oraz zjawiskach fizycznych. Po co? Aby móc lepiej poznać nasz świat, czyli w zasadzie z tego samego powodu co nasi domniemani twórcy.

 
A wy co myślcie? Zgadzacie się z Tysonem i Muskiem w sprawie symulacji? Czy może jesteśmy „światem zero”? Komentarze są wasze.


[link do materiału w komentarzu]

#PFFN_Cyberpunk #Matrix
(B.Łysakowski)






fb








poniedziałek, 6 czerwca 2022

Filary pogrzebowe Seklerów (Rumunia)


przedruk


Muzeul de Etnografie Brasov


Filary pogrzebowe Székely

Mitologia śmierci jest najbardziej archaiczną formą mitologii. Jeśli narodziny człowieka stanowią początek nowego systemu życia kosmicznego w pozycji ziemskiej, ślub reprezentuje integrację tego systemu w czujne tempo życia ziemskiego, a śmierć jest powrotem ziemskiego pielgrzyma w do kosmosu. Mitologia śmierci to synteza etnografii pogrzebowej, folkloru pogrzebowego i sztuki sennej. Enologia pogrzebowa studiuje etnograficzne i popularne resztki sztuki, które wyrażają poczęcie i wizję śmierci i postistnienia ludu lub społeczności. Mitologia śmierci obejmuje zestaw wierzeń, zwyczajów, rytuałów, symboli i znaczeń pogrzebowych.

W kategorii znaków pogrzebowych znajdują się filary pogrzebowe. W dawnych czasach siadało się na grobowcu razem z drzewem, jodłą, krzyżem i trójcą. Jeśli filar wyznacza miejsce pogrzebu, filar pogrzebowy może wykazywać stan cywilny zmarłego (ślubny lub niezamężny), płeć, wiek, sytuację małżeńską, zawodową i społeczną, ale także przywiązanie, z jakim był filar. Słupki nagrobne wykonane są z drewna, w większości przypadków rzeźbione geometrycznymi motywami (liny, kropki, rozety itp. ), a na szczycie mogą mieć kwiat (np. tulipan) lub ptak (ptaszek duszny, który w rumuńskiej mitologii śmierci jest symboliczną postacią duszy zmarłego).

Słupowi pogrzebowemu towarzyszyło drzewo pogrzebowe na grobie. Jodła prosta została postawiona na czele grobowca wszystkich młodych ludzi, niezależnie od tego, czy byli oświeceni, czy nie (czyli małżeństwa). Jodła, która zaznacza współistotność jodła, miała chronić duszę zmarłego i prowadzić go w podróży. Dla nietkniętego młodego mężczyzny lub kobiety jodła symbolizuje pannę młodą (joodła żony) lub pana młodego (joodła męża). Z pochodzenia przedchrześcijańskiego zwyczaj umieszczania filarów grobów datuje się do dnia dzisiejszego w Tajemnicach Transylwanii. Rumuni apelowali również do filarów pogrzebowych do ubiegłego wieku, ich miejsce zajmują kamienne lub betonowe krzyże

Przedstawiamy kilka obrazów filarów pogrzebowych wykonanych na Cmentarzu Reformowanym w Raco ș w powiecie brasowskim we wrześniu 2011 roku w ramach badań terenowych Muzeum Etnografii Brasowskiej.

Źródło: Romulus Vulc ănescu, Mitologia Rumuńska, Akademia Ed.


















Seklerzy, Szeklerzy, Sekelowie (węg. Székely [l.poj.], Székelyek [l.mn.] (wym. /ˈseːkɛj/), łac. siculitas) – grupa etniczna zamieszkująca wschodnią część Siedmiogrodu (nazywaną także Seklem bądź Seklerszczyzną, węg. Székelyföld lub Székely) w dzisiejszej Rumunii.

W latach 90. pochodzenie szeklerskie zadeklarowało jedynie około tysiąca osób. W 2002 mieszkało tam około 650 tysięcy Seklerów wraz z około 100 tysiącami Rumunów i przedstawicieli innych narodowości. Współcześnie Seklerzy w spisach powszechnych deklarują narodowość węgierską, co świadczy o zakończonym procesie konwersji, będącej rezultatem madziaryzacji z jednej strony, a koniecznością obrony tożsamości (w opozycji do Rumunów i rumunizacji) z drugiej. Podobna sytuacja ma miejsce w Mołdawii Zachodniej, gdzie mniejszość węgierskojęzyczna i katolicka, czyli Czangowie, również coraz częściej deklarują przynależność do narodu węgierskiego.


Nazwa ludu Seklerów, Székely, wywodzona bywa od węgierskiego szegély – „granica” i starowęgierskiego szegel – „strażnik granic”, co byłoby zgodne z funkcją spełnianą w przeszłości przez społeczność seklerską. Inna, mniej popularna teoria wyprowadza pochodzenie od węgierskiego słowa szekér „wóz, powóz”, nawiązując w ten sposób do tradycji plemion koczowniczych (również węgierskich).


Seklerzy są węgierskojęzyczni, obecnie mają węgierską świadomość narodową, a wielu badaczy uważa ich również za odłam Węgrów, jednak ich pochodzenie nie jest jeszcze całkowicie zbadane. Niewielkie grupy uczonych reprezentują pogląd, iż są oni pochodzenia huńskiego, awarskiego, gepidzkiego, kabarskiego lub wołoskiego. Większa grupa badaczy uważa, że ​​ich korzenie są tureckie. Istnieje też teza identyfikująca ich ze wzmiankowanymi na początku XI wieku „Czarnymi Węgrami” oraz z potomkami zmadziaryzowanych w XII wieku Pieczyngów lub Połowców. Jako dowód innego niż madziarskie pochodzenia Seklerów przytacza się charakterystyczne dla nich nagrobki słupowe (węg. kopjafá) i bramy seklerskie. Przytaczana w tym miejscu bywa również występująca początkowo dwujęzyczność ugrofińsko-turecka, choć w roku 950 cesarz bizantyński Konstantyn VII nazywa samych Węgrów mylnie Turkami. Węgierski jako język wiodący ugruntował się wśród Seklerów ostatecznie w średniowieczu (ok. X wieku).

Czasami pismo rowasz (węg. rovásírás) i legendy o pochodzeniu huńskim traktowane są jako dowody odrębności Seklerów. Jednak oba te argumenty są błędne, gdyż tego pisma Węgrzy używali powszechnie w czasach przedchrześcijańskich, zaś jedynie Seklerzy używali go dłużej, po części aż do około 1850 roku. Również wspólne są legendy o pochodzeniu huńskim (podanie o Czabie, synu Attyli – węg. Csaba i legenda o Hunorze i Magorze), pochodzące prawdopodobnie z V wieku, kiedy to Madziarzy ściśle związani byli ze zlepkiem plemion Hunów, zwanym państwem Onogurów.

Seklerzy stanowili wspólnotę plemienną, określaną w średniowieczu jako Zekel, Zakuli (Simon Kézai), Sicli, Siculi (Anonim), i Székeý (Ibn Dasta).



Seklerzy w XVII-wiecznej Rzeczypospolitej znani byli pod nazwą „sabatów” i często służyli w Małopolsce jako żołnierze nadwornych oddziałów magnackich. Zaciągał ich i wykorzystywał w wojnach prywatnych m.in. Stanisław Stadnicki zwany „Diabłem Łańcuckim”.












Stâlpii funerari secuiești

Mitologia morții este cea mai arhaică formă de mitologie. Dacă nașterea omului constituie începutul unui nou sistem de viață cosmică în ipostază terestră, nunta reprezintă integrarea acestui sistem în ritmul alert al vieții pământești, iar moartea este revenirea peregrinului terestru în cosmos. Mitologia morții este o sinteză a etnografiei funerare, folclorului funerar și artei somptuare. Etnologia funerară cercetează vestigiile etnografice și de artă populară care exprimă concepția și viziunea despre moarte și postexistență a unui popor sau a unei comunități. Mitologia morții cuprinde un ansamblu de credințe, obiceiuri, rituri, simboluri și însemne funerare.
În categoria însemnelor funerare se regăsesc stâlpii funerari. În vechime, aceștia se așezau pe mormânt împreună cu țărușul, bradul, crucea și troița. Dacă țărușul marchează locul înmormântării, stâlpul funerar poate să arate starea civilă a mortului (căsătorit sau necăsătorit), sexul, vârsta, situația familială, profesională și socială, dar și afecțiunea cu care a fost realizat stâlpul. Stâlpii de morminte sunt din lemn, în majoritatea cazurilor sculptați cu motive geometrice (linii, puncte, rozete etc.), iar în vârf pot să aibă o floare (laleaua, de exemplu) sau o pasăre (pasărea-suflet, care, în mitologia românească a morții, este figurarea simbolică a sufletului mortului).
Stâlpul funerar era însoțit pe mormânt de bradul funerar. Bradul simplu se punea la capul mormântului la toți tinerii, indiferent dacă erau sau nu lumiți (adică însurați). Bradul, care marchează cosubstanțialitatea brad-om, trebuia să ocrotească sufletul mortului și să-l conducă în călătoria sa. Pentru tânărul sau tânăra neluită, bradul simboliza mireasa (bradul nevastă) sau mirele (bradul soț). Cu origini precreștine, obiceiul așezării stâlpilor de morminte se întâlnește până în zilele noastre la secuii din Transilvania. La stâlpii funerari au apelat și românii până în secolul trecut, locul lor fiind luat de crucile din piatră sau beton.
Vă prezentăm câteva imagini cu stâlpi funerari realizate în Cimitirul Reformat din Racoș, județul Braşov, în septembrie 2011, în cadrul unei cercetări de teren a Muzeului de Etnografie Brașov.
Sursa: Romulus Vulcănescu, „Mitologie română”, Ed. Academiei







https://pl.wikipedia.org/wiki/Seklerzy

fb



piątek, 3 czerwca 2022

Podcień

 


[...]

"widoczne zacieki wody deszczowej na podwalinie i dolnej części drzwi dobitnie świadczą o sensowności istnienia podcieniowego portyku w przeszłości, ale także dowodzą konieczności odtworzenia formy podcienia, co jest koniecznością dla zachowania zabytku w dobrym stanie, a nie tylko fanaberią konserwatorsko-rekonstruktorską. 

Jak to pisał J.Ch. Pasek: 

dom bez podcienia jak człowiek bez sumienia."




Nowy Dwór Elbląski












fb




czwartek, 2 czerwca 2022

Małpa 2






#ilvaiolodellescimmie

Ze wszystkich zwierząt małpa jest najbardziej podobna do człowieka
- Inter omnia animalia, homini simillima simia est -

Zachód zawsze ostrzegał przed głębokim poczuciem niepokój z szacunkiem do małpy, dla niego „podobny”, łaciński superlatyw wskazujący na najwyższy stopień podobieństwa.

Na długo zanim potwierdziły to badania ewolucyjne Charlesa Darwina, ludzie intuicyjnie odczuwali pewną znajomość małp, znajdując w nich najbardziej bestialskie cechy ludzkiej natury: podstawowe potrzeby, takie jak głód czy libido, które stają się impulsem poza kontr stary, kiedy nie rządzisz z powodu.

Już w greckiej mitologii małpa wyraża pierwotną i irracjonalną stronę człowieka. W chrześcijańskiej symbolice zwierzę reprezentuje najniższe instynkty ludzkiej natury. W języku włoskim termin „małpa”, w przenośni, ma tendencję do opisania osoby nieludzkiej, brzydkiej i złośliwej.

Ze względu na zdolność naśladowania tego zwierzęcia, „małpa, metaforycznie, identyfikuje tego, kto traci swoje podobieństwo do człowieka, naśladując i powielając posta Wyrażenie „małpanie” oznacza kopiowanie, naśladowanie, podrabianie kogoś.

Kiedy słowo małpa łączy się z jednym z najbardziej zaraźliwych wirusów w historii ludzkości, jak w przypadku #wirusmałpy, powracają pierwotne lęki, które umożliwiają ludziom kontakt z pochodzeniem gatunku.

Ku refleksji, poza słowami, przedstawiamy Wam dwa różne obrazy z Galerie degli Uffizi.
Ten, dzieło Annibale Carracci z Bolonii, przedstawia mężczyznę z złośliwą małpą na szyi. Drugi, dzieło Justusa Suttermansa, to portret przyszłego Wielkiego Księcia Toskanii, Ferdynanda II, dziewiątego dnia holokaustu.










Fra tutti gli animali la scimmia è la più simile agli uomini.


- Inter omnia animalia, homini simillima simia est -

L’ uomo occidentale ha da sempre avvertito un profondo senso di inquietudine rispetto alla scimmia, a lui “simillima”, superlativo latino che indica la somiglianza in massimo grado.
 
Molto tempo prima che gli studi sull’evoluzione di Charles Darwin lo confermassero, gli uomini hanno intuitivamente sentito una certa familiarità con le scimmie, ritrovando in esse i caratteri più bestiali della natura umana: i bisogni primari come la fame o la libido che diventano pulsioni fuori controllo quando non governate dalla ragione.

Già nella mitologia greca la scimmia esprime il lato primordiale e irrazionale dell’uomo. Nella simbologia cristiana l'animale rappresenta gli istinti più bassi della natura umana. Nella lingua italiana il termine "scimmia", in senso figurato, tende a qualificare una persona poco umana, brutta e maligna.
In virtù dell’abilità imitatrice di questo animale, una “scimmia, in senso metaforico, identifica colui che perde le proprie sembianze umane, imitando e replicando atteggiamenti e gesti altrui. L’espressione “fare la scimmia” significa copiare, imitare, contraffare qualcuno.

Quando la parola scimmia si lega ad uno dei virus più contagiosi della storia dell'umanità, come nel caso del #vaiolodellescimmie, riaffiorano paure primordiali che mettono l'uomo in contatto con l'origine della specie.

Per riflettere, oltre le parole, vi presentiamo insieme due differenti dipinti delle Gallerie degli Uffizi.
L’ uno, opera del bolognese Annibale Carracci, ritrae un uomo con una scimmietta dispettosa al collo. L’altro, opera di Justus Suttermans, è il ritratto del futuro granduca di Toscana, Ferdinando II, al nono giorno di vaiolo.
I segni che osservate sul volto del giovane Ferdinando sono vescicole purulente. Ma questo è solo l’aspetto esteriore della malattia. L'infezione avrebbe potuto estendersi al cavo oro-faringeo, impedendo al soggetto di nutrirsi e provocando esiti fatali.
Non è questo il caso del nostro Ferdinando II dei Medici che morì il 23 maggio del 1670, probabilmente in seguito ad un ictus cerebrale.
Annibale Carracci, Uomo con scimmia, 1590 – 1591, Uffizi
Justus Suttermans, Ferdinando II de' Medici al nono giorno del vaiolo, 1626, Palazzo Pitti



fb



https://maciejsynak.blogspot.com/2021/10/mapa.html




sobota, 28 maja 2022

Młotek i grudki

 


Il demone della Tomba della Quadriga Infernale (IV secolo a.C.).

Postać, o której mowa, jest odtworzona w pierwszej scenie grobowca Sarteano (między drzwiami wejściowymi a lewą niszą korytarza) i stanowi kultowe unicum: postać, wewnątrz czarnej chmury, prowadzi z obrazu narysowanego przez dwóch gryfów Ons i dwa lwy do poważne alternatywy. Kierowca, którego płeć wydaje się niepewna, ma białą cerę, nosi czerwoną kamizelkę zakrywającą ramiona i ma rude włosy uniesi Cechuje pomarszczona twarz, wystające oko oraz stałe i dowcipne spojrzenie. Uzupełniają twarz, mały nos, dobrze kształtowane ucho, intensywne czerwone usta i spiczasty ząb. Postać dla ogólnego kontekstu została jednoznacznie przedstawiona jako demon. 






Czy ktoś widział kobietę demona (w każdym razie niż Vanth) lub postać androgineczną. Wielu z kolei uznało, że zidentyfikowało cię Charun: ta teza, która z pewnością dotyczy majora, może wywołać pewne zakłopotania.
Nawet jeśli chce się zachować męską płeć figury (w tym sensie mógłby on obrazować nutkę brody lub ciemnoczerwonego zarostu widocznego na kościach policzkowych) można zauważyć, że postać nie przedstawia typowych postaci Charun, bo jak znanych z tego e ciemieniowo obrazy z Tarquinii i w Nelle Przedstawienia skrzyń sarkofagów i urnet (demon, ubrany w krótki chiton i wyposażony w młotek, który towarzyszy duszom w ostatniej podróży pieszo lub rzadziej łodzią).


Przywiązanie do białego wcielenia Caronti z ceramiki orvietańskiej grupy Vanth i z kłem obecnym w maskach Charuna kolekcji Faina, zawsze w Orvieto. Niezależnie od tożsamości postaci z Charunem, a właściwie w etruskiej ikonografii, obraz demona jadącego wagonem do transportu po życiu pozagrobowym jest wyjątkowy 

(po więcej szczegółów Alessandra Minetti, Grobowiec w Quadriga Piekło w nekropolii Pianacce di Sarteano, The Erma z Bretschneider, 2006).



nawiązanie do:

Hirama zamordowanego młotkiem¹


Biała skóra w malarstwie starożytnych świadczy o tym, że to kobieta - zwracam uwagę na cień za jej postacią - ma inny obły kształt, podobny do łba psa, na tym ciemnym tle jest oko-podobna jasna plama - dokładnie tam, gdzie oko powinno występować. W środku jest nawet niewielka ciemna okrągła plama, która mogłaby symbolizować źrenicę.






To co autor traktuje jako zarys brody czy zarostu na policzku - a może - jeśli nie są to dajmy na to jakieś runy - może to grudki pod skórą...²


Kręcił przy tym dziwnie głową, wyraz twarzy mu się zmienił, wzrok utkwił we mnie jakoś tak dziwnie, jakby z uwagą nagle zaczął mi się przyglądać, ale najważniejsze – po jego twarzy przebiegło drganie.

Po lewym policzku - skóra zarówno nad częściami miękkimi jak i nad kością policzkową – zadrgała, a drganie to przeszło po skórze jakby falą, ruchem w pionie.

Kręcił przy tym nieznacznie głową i uderzające było to, że ruch ten wydawał się być całkowicie niezależny od tego drgania. Wyraz jego twarzy wskazywał, że nie jest tego świadomy.

To drganie nie wyglądało jak nerwowy tik – raczej jakby było wzbudzone z zewnątrz. Generalnie mięśnie poruszają się pod wpływem impulsów elektrycznych, a tą sytuację określiłbym jako przyłożenie siły z zewnątrz – impulsu elektrycznego, który wymusił drganie skóry.


Ja nie twierdzę, że coś się pod skórą przemieszcza, tylko, że skóra drga.


Czyli byłaby to opętana kobieta.
Tak zwana Ewa (Adam i Ewa).

Ewa była z żebra Adama - a więc powstała z pałeczki³- jak i Ozyrys zmartwychwstał po zastosowaniu drewnianego fallusa, czyli to może jest nawiązanie do opętania - Ewa była opętana przez Adama, który udawał zalotnika.

Stąd opis Kochankowie na kartach Tarota, pokazywani jak para pierwszych rodziców w Starym Testamencie.









Stąd - tzw. Zwiastowanie - na większości przedstawień para - Ona i jej skrzydlaty zalotnik są oddzieleni od siebie jakąś przegrodą, najczęściej filarem.

Ta sytuacja "Zwiastowania" jest kopią wcześniejszego greckiego przedstawienia Apolla i Nike.

Ale grecka wersja też na pewno przedstawia to co wyżej opisałem. On powtarza poprzez wieki te same historie w różnych wersjach4







Plus inne legendy, np. szewczyk Skuba, w innej wersji legendy (u Piskorskiego) - zalotnik i umiłowany księżniczki.


Inna wersja:



Cień wyglądający jak czarny pies - jak pies kąsający człowieka w białej zasłonie - i jak na poniższych zdjęciach:























Czyli - nadal tajemnica...





poprzednie części - phersu





¹  Czapka

²  Legion

³  Phersu i ...paleolityczne otworowane pałeczki





foto: internet 

https://www.britishmuseum.org/collection/object/G_1776-1108-6?fbclid=IwAR1ZhGTVs1GR4oe_VImGJPEE33q8WhlJILvFcJQU999FtvxrFVILTB5EGck






sobota, 16 kwietnia 2022

ich trzech

 

bardzo dobra pomoc naukowa



czasami jak WIESZ, to znaczy, że nie wiesz





a teraz wiesz, bo widzisz, że niewidzisz.....













fb

czwartek, 7 kwietnia 2022

Zamerykanizowany kraj

 

na foto wadliwe tłumaczenie automatyczne

oryginalny tekst:


“… when a country is Americanised”


“Art, leisure, traditional culture are swept away when a country is Americanised. Long hours, low wages, economic enslavement to the foreigner, take their place. The political government, which is unimportant, is left to natives; the real government is in the hands of American banks.”














sobota, 16 października 2021

Kapliczki MWKZ

 

30 października 2020


Małopolski Wojewódzki Konserwator Zabytków


bardzo dziękuję za wszelkie zdjęcia i uzupełnienia dotyczące tego typu słupowych kapliczek. To jest temat fascynujący, posiadający liczne opracowania omawiający zjawisko w różnych aspektach: czysto kulturowych, historycznych, formalno-stylistycznych... Tak czy owak jedno wiemy z pewnością: miejsce lokalizacji NIGDY nie było przypadkowe. ZAWSZE było szczególne związane czy to z działem własnościowym (jak wiele kapliczek na np. Żywiecczyźnie), ważnym wydarzeniem, pochówkiem, miejscem zbrodni. Są też kapliczki, wyglądające niepozornie, współcześnie, ale pradawna, ustna opowieść cofa nas do czasów praktyk... przedchrześcijańskich (!) jak w przypadku niepozornej kapliczki na górze w Kryspinowie, gdzie jeszcze w latach 1950-tych na Wielkanoc utrwaliła się tradycja rzucania obok kapliczki obwarzanków. Inna z kolei z Matką Boską nieustającej pomocy kapliczka w tejże miejscowości stoi.. w prywatnym ogrodzie, choć pół wieku temu była usytuowana pośrodku cmentarza cholerycznego. Jednym z fascynujących wątków, poruszonych onegdaj na tej stronie są ZNAKI wykonywane na słupach, których znaczenia już nie rozumiemy, nie wiemy dlaczego je wykonywano, ale musiały być niezwykle istotne. Wiele z nich zinwentaryzował Antoni Łapajerski. A tu ślady wykonane, zresztą w różnym czasie na słupie kapliczki cmentarza cholerycznego w Kryspinowie..























poniedziałek, 4 października 2021

czwartek, 29 października 2020

Puchar Likurga

 






Cenny rzymski szklany kubek, wykonany około 1.600 lat temu przez nieznanego artystę, ujawnia niesamowitą rzeczywistość: Rzymscy rzemieślnicy byli pionierami tego, co teraz nazywamy nanotechnologią.
Starożytny kielich, nazywany #Lycurge Cup, został nabyty przez Muzeum Brytyjskie w latach 50. Naukowcy zajęli około 40 lat, aby rozwiązać ukrytą tajemnicę w szkle artefaktu, który wydaje się zielony, gdy świeci się przodem, a czerwony w kolorze, jeśli się cofnie.
To charakterystyczna cecha szkła dikroicznego, którego wynalazek często przypisuje się NASA, ale która była używana wiele wieków wcześniej przez rzemiejskich rzemieślców
Aby uzyskać efekt, należy skazić szkło złotym lub srebrnym nanocząsteczkiem, rozproszone w szklanej objętości. Nie wiadomo, jak starożytni Rzymianie uzyskiwali szkło dikroiczne, nawet jeśli jest prawdopodobne, że efekt został losowo uzyskany, nie chciał, ale uzyskano przypadkowo.
Tego typu szklanka, zwana kubkiem diatreta, posiada gładką wewnętrzną kubek oraz ozdobną klatkę na zewnątrz, ozdobną, wykonane przez rzeźbienie szyb. Wciąż nie wiadomo, czy to były dwa różne garnki, które połączyły się w upalną pogodę, czy też tego typu puchar był efektem ciężkiej pracy.
Dekoracja Pucharu Lycurge reprezentuje legendarnego Króla Lycurga, winnego śmierci Ambrozji, nimfy, która wzbudziła boga Dionizusa. Zamienił się w winnicę, Ambrozja kopertuje króla swoimi winoroślami, aż go zabije, podczas gdy Dionizus i dwóch jego zwolenników pomagają w miejscu zdarzenia.





 

Dziś przybyło około pięćdziesiąt kubków diatreta, ale tylko kilka pozostaje nietkniętych. Puchar Likurgii to jedyny rzymski artefakt w całkowicie nienaruszonym szkle dikroicznym, '' najbardziej spektakularny puchar tego okresu, odpowiednio zdobiony, jaki kiedykolwiek mieliśmy ". (D.B. Harden)
Jak już wcześniej stwierdzono, kubki diatre były wyraźnie bardzo trudne do zrobienia, a niewątpliwie niezwykle drogie, ale Puchar Licurgo wyróżnia się zjawiskiem optycznym, które narażało ekspertów, którzy przez wiele lat badali go w tarapatach. W końcu wyjaśnienie było zaskakujące: szkło zawiera ślady cząsteczek złota i srebra, o nieskończonym wymiarze 50 nanometrów, mniej niż tysiąc ziarna soli. Ilość metalu znalezionego w szkle jest tak mała, że badacze odgadli przypadkowe zanieczyszczenie szkła złotym i srebrnym proszkiem, prawdopodobnie niewiadomo jak szkło.
Jednak odkrycie innych tego rodzaju artefaktów, nawet gdyby tylko we fragmentach, pokazuje, że rzemieślnicy rozumieli mechanizm rozróżniający szkło dichroiczne: światło przechodzące przez szybę, w której cząsteczki złota i srebra zmieniają kolor samego szkła. Jednak dodatek tych metali nie wystarczy, aby wywołać ten szczególny efekt optyczny, jeśli nie tworzyły pod mikroskopowych kryształków, zwanych koloidami, odpowiedzialnych za zjawisko rozprzestrzeniania światła.
Dodanie metalu, czy tlenku metalu, nie było praktyką nieznaną szkła rzymskiemu, który przy użyciu miedzi wykonał szkło czerwone i brązowe. Koloryzacja szkła ze złotem i srebrem nie miała być zwyczaj, a może magia koloru Pucharu Likurgii wynika z fuksa. Aby celowo osiągnąć ten rezultat, trzeba było kontrolować dużą liczbę czynników, takich jak stężenie metalu i wielkość cząsteczek, status utleniania niektórych elementów, czas i temperatura grzewcza.
Rzymscy rzemieślnicy raczej nie będą w stanie kontrolować cały ten szereg prób ponad 1.600 lat temu, a w rzeczywistości Puchar Lycurgonu jest wybitnym przykładem, jednym z najbardziej wyszukanych technicznie obiektów szklanych produkowanych przed czasów współczesnych. Ian Freestone, jeden z ekspertów, którzy studiowali puchar, uważa, że rzymscy rzemieślnicy '' byli wysoko wykwalifikowani, ale nie w nanotechnologii. Nie wiedzieli, że działają na skalę nanometryczną ".



tekst oryginalny:


Una preziosa coppa romana in vetro colorato, realizzata all’incirca 1.600 anni fa da un artista sconosciuto, rivela una realtà sorprendente: gli artigiani romani furono i pionieri di quella che oggi chiamiamo nanotecnologia.

L’antico calice, chiamato #Coppa di #Licurgo, fu acquisito dal British Museum negli anni ’50. Gli scienziati hanno impiegato circa 40 anni per risolvere il mistero nascosto nel vetro del manufatto, che appare di colore verde se illuminato frontalmente, e di colore rosso se illuminato posteriormente.

Questa è la caratteristica del vetro dicroico, la cui invenzione è spesso attribuita alla NASA, ma che in realtà era usato molti secoli prima dagli artigiani romani

Per ottenere l’effetto è necessario contaminare il vetro con nanoparticelle di oro o argento, disperse nel volume vetroso. Non è chiaro come gli antichi Romani ottenessero il vetro dicroico, anche se è verosimile che l’effetto fosse ottenuto casualmente, non ricercato ma ottenuto per pure caso.

Questo tipo di calice, chiamato coppa diatreta, presenta una coppa interna liscia e una gabbia esterna decorativa, realizzata intagliando il vetro. Ancora non è chiaro se si trattasse di due distinti vasi poi uniti insieme a caldo, o se questo tipo di coppa fosse il frutto di un laborioso lavoro di incisione.

La decorazione della Coppa di Licurgo rappresenta il mitico Re Licurgo, colpevole della morte di Ambrosia, la ninfa che aveva allevato il dio Dioniso. Trasformata in un vitigno, Ambrosia avviluppa il re con i suoi viticci, fino ad ucciderlo, mentre Dioniso e due suoi seguaci assistono divertiti alla scena.

Sono circa cinquanta le coppe diatreta arrivate ai giorni nostri, ma solo pochissime ancora intatte. La Coppa di Licurgo è l’unico manufatto romano in vetro dicroico completamente integro, “la coppa più spettacolare di quel periodo, opportunamente decorata, che sappiamo essere mai esistita”. (D.B. Harden)

Come prima specificato, le coppe diatreta erano oggetti chiaramente molto difficili da realizzare, e indubbiamente estremamente costosi, ma la Coppa di Licurgo si distingue per il fenomeno ottico che ha messo in difficoltà per molti anni gli esperti che l’hanno studiata. Alla fine la spiegazione è risultata sorprendente: il vetro contiene tracce di particelle di oro e d’argento, dalla infinitesimale dimensione di 50 nanometri, meno di un millesimo di un granello di sale. La quantità di metallo presente nel vetro è talmente piccola che i ricercatori hanno ipotizzato una contaminazione accidentale del vetro con polvere d’oro e d’argento, avvenuta probabilmente all’insaputa dei vetrai.

Tuttavia, la scoperta di altri manufatti di questo tipo, anche se ritrovati solo in frammenti, dimostrano che gli artigiani romani avevano compreso il meccanismo che contraddistingue il vetro dicroico: la luce che passa attraverso un vetro dove sono presenti particelle di oro e argento altera il colore del vetro stesso. Non è però sufficiente l’aggiunta di questi metalli per produrre quel particolare effetto ottico, se essi non formassero dei sub-microscopici cristalli, chiamati colloidi, responsabili del fenomeno di dispersione della luce.

L’aggiunta di metalli, o ossidi di metallo, non era una pratica sconosciuta ai vetrai romani, che realizzavano vetri rossi e marroni utilizzando il rame. Tuttavia, colorare il vetro con oro e argento non doveva essere una consuetudine, e forse la magia del colore della Coppa di Licurgo si deve a un colpo di fortuna. Per ottenere volutamente quel risultato occorreva controllare un gran numero di fattori, come la concentrazione dei metalli e la dimensione delle particelle, lo stato di ossidazione di alcuni elementi, il tempo e la temperatura di riscaldamento.

E’ improbabile che gli artigiani romani fossero in grado di controllare tutta questa serie di processi oltre 1.600 anni fa, e difatti la Coppa di Licurgo è un esempio eccezionale, uno degli oggetti in vetro tecnicamente più sofisticati prodotti prima dell’era moderna. Ian Freestone, uno degli esperti che ha studiato la coppa, pensa che gli artigiani romani “erano altamente qualificati, ma non in nanotecnologie. Loro non sapevano che stavano lavorando su scala nanometrica”.




facebook

https://www.vanillamagazine.it/la-coppa-di-licurgo-la-straordinaria-testimonianza-della-nanotecnologia-di-epoca-romana/?fbclid=IwAR1VrV9-dE8ECRsIqKClhFUXRxwuSXUDyJ-LtZ9Qq38tzkM4OnsHwN-buJY





sobota, 24 października 2020

Kamraci, czyli antypolski trollizm

 

Przypominam tekst z sierpnia 2015 roku:

dotyczy antypolskich wypowiedzi na fb - szczególnie zwracam uwagę na ilustrację - oto czym zajmują się niemieccy dywersanci - ilustrowaniem swoich marzeń i "pasji" w postaci komiksu 

Oto niemiecki troll - "fascynat cesarstwa niemieckiego" - odpoczywa "przy pracy" - w tle widzimy komputer - jego "narzędzie pracy" i flagę cesarstwa niemieckiego. Przez okno zagląda do niego posłaniec z niemieckim krzyżem na piersi - zakuty w zbroję i gotowy do fizycznej walki cicho nawołuje go " kamracie, już czas".

Na twarzy trolla maluje się radość.







https://pl.wikipedia.org/wiki/God%C5%82o_%C5%9Awi%C4%99tego_Cesarstwa_Rzymskiego


Strona Upadek Okcydentu nadal funkcjonuje.











15 lipca odbędzie się się festiwal dwóch ciekawych odmian polactwa. 

Pierwsza odsłona będzie miała charakter przede wszystkim wizualny. Z internetów niczym deszcz z gotyckich maszkaronów zaczną spływać rzygowiny wszelkiej maści memów i 'demotów' okraszonych zdaniami, lub nawet równoważnikami zdania, w stylu "Grunwald nasza chluba" "Grunwald dziękujemy przed zalewem germańskim " "Od urodzenia to w pamięci Biały Orzeł przeciw Niemcom dzień się święci" "Red is bad white and red is good" "Polska vs Niemcy 1410:0 " i podobnego typu łajno. Polecą też oczywiście linki do youtuba aby można było usłyszeć słowa piosenki "Och kiedy znowu polski rycerz podniesie i zakurwi swoją rekawicą" wykonaną typowym r.a.c-owskim wokalem przypominającym głos człowieka który właśnie jęczy w wychodku z bólu oddając naturze to czego jego organizm nie mógł strawić, paradoksalnie to ostatnie oddaje jakość rzeczonego wokalu ale to po prostu zabawny muzyczny zbieg okoliczności.

Odsłona druga będzie już najczystszą formą typowego polactwa, czyli mentalnym nawiązaniem do sekty biczowników, dziennikarze i eksperci telewizyjni będą zachodzić w głowę "ale jak to tak Zbysiu niewykorzystane zwycięstwo rozumisz bo trzeba było Malbork zająć" albo "Jagiełło to był litewski agent" oczywiście oprócz tego znajdą się też głosy w stylu "bo oni nas za pogan uważali szwagier kler krucjate przeciw Polsce zrobił szwagier tak było za pogan nas uważali 450 lat po chrzcie katabasy!"

Generalnie tak można pokrótce opisać tę paradę pseudo-historycznej patologii, mające miejsce w polskich mediach co roku 15 lipca. Ciężko w sumie odpowiedzieć z której to strony ugryźć aby rozgryźć.


No bo z jednej strony mamy XIX wieczne patrzenie, typowe nacjololo podlane panslawistycznym sosem które zmieniąją sie w bombę anachronizmu, no bo ciężko patrzeć normalnie na osoby które XV wieczne konflikty rozpatrują przez pryzmat etnosów, narodów, post-hobbsowskich lewiatanów nazywanych państwem itp. Głównym winowajcą jest tutaj oczywiście PRL ze swoją historiografią jak i Sienkiewicz który wszystko podpinał pod kwestie patrzenia narodowego i dlatego mamy takie fantasmagorie a nie inne.
Jak wiadomo Zakon Teutoński jako byt o strukturze korporacyjnej miał swoje interesy kompletnie rozbieżne z innymi niemieckojęzycznymi bytami politycznymi, inne niż nie mający nad tymi bytami realnej władzy święty cesarz rzymski Ruprecht Witelsbach czy też król Niemiec i Węgier Zygmunt Luksemburski. No ale na tłumaczenie zawiłości ówczesnej polityki nie ma specjalnie czasu, skupmy się na tym co jest ostatnim przywoływanym argumentem bo w koncu to był zakon NIEMIECKI, nie ma przecież znaczenia że w onym czasie niczego nie postrzegano w kategoriach narodowych wazne że tak sie nazywał, więc młody człowiek może machać biało-czerwonym sztandarem i krzyczeć o niemieckiej ekspansji i o tym jak to ci źli Niemcy nawracali mieczem i wyniszczyli Prusów. No i znowu problem.

Ciężko jest zrozumieć czemu statystyczny Polak ma taki problem z kojarzeniem faktów aby zobaczyć że Zakon został zawezwany w celu ochrony Mazowsza i mazowieckich kolonizatorów przed najazdami Prusów i Litwinów. Ze nie nawracał mieczem Prusów tylko w większości wodzów plemiennych zasymilował, że potomkowie tych wodzów stanowili praktycznie całościową liczbę niewielkiego lokalnego rycerstwa ziemskiego, że ich pruski język trwał praktycznie aż do XVIII wieku i do Fryderyka Wielkiego, zachowały się nawet XVI i XVII wieczne drukowane w języku pruskim modlitewniki, ciekawe wyniszczenie, prawdopodobnie jedyne wyniszczenie na świecie gdzie cały wschodni obszar wybrzeża dużego morza zamienił sie z bagien i lasów w krainy pełne miast, portów, wsi a także młynów, szpitali, bibliotek,szkół, klasztorów gdzie panował ład i bojaźń boża. Fakt faktem z biegiem czasu ucisk fiskalny korporacyjnego bytu politycznego zaczął poddanym Panów Pruskich ciążyć dzięki czemu zaczęli oni dążyć do zjednoczenia politycznego z coraz potężniejszym południowym sąsiadem, ale to już kompletnie inna historia.

Nie da sie oczywiście zapomnieć o 1308 roku i rzezi Gdańska ani o rejzach na Żmudź pod koniec XIV wieku. Jednak w przypadku tego pierwszego musimy pamiętać że mamy do czynienia z de facto pacyfikacją buntu i gorączkowego działania niż planowej rzezi dlatego tak na prawdę liczbę ofiar należy szacować w setkach a nie w tysiącach trzeba jednak pamiętać że jak na realia epoki gdzie na ogół karę ponosili tylko przywódcy buntów i rebelii jest to ogromna liczba, rejzy natomiast były próbą zwalczenia ognia ogniem, mianowicie Żmudzini (którzy stanowili problem dla samych wielkich książąt) będąc na wpół dzikimi sami porywali do niewoli ludność cywilna i nie przestrzegali przecież zasad chrześcijańskich ani nie prowadzili wojny na łacińską modłę, rejzy i porywanie miejscowej ludności były więc kartą przetargową w zamian za zwrot porwanych mieszkańców pogranicznych wiosek, to tak w skrócie.

W każdym więc razie przez większość XIV wieku i cały wiek XIII między Polską a Zakonem panowały relacje albo sojusznicze albo przynajmniej przyjazne. Do konfliktu koniec końców dojść musiało bo struktura która straciła swoją rację bytu w tej części Europy nie mogła oprzeć się ambicji rosnącej jagiellońskiej potęgi oraz jej częściowo słusznym roszczeniom.

Co do samobiczowania, należy już nawet pominąć fakt tego iż konflikt miał miejsce 600 lat temu a stolice Zakonu czyli Ex luto Marienburg zajęto bez straty ani jednego człowieka 40 lat później, narzekanie więc na to ze go nie zdobyto jest z perspektywy czasowej tak dalece posuniętym absurdem zahaczającym o kuriozum iż mam przekonanie graniczące z pewnością że tego typu malkontenckie frazesy występują tylko w Polsce która jest zagłębiem fatalizmu w skali globalnej. Przypomnieć też należy że to mówiąc delikatnie nie był wiek XX i nie istniała wojna totalna , nie można było od tak wjechać do jakiejś domeny wygrać bitwę i inkorporować całą domenę do swojej, no nie to nie tak działa nawet po mimo tego że bitwa grunwaldzka przybrała charakter swoistych ordaliów to nie działało to tak tym bardziej, kompletnie inne zasady prowadzenia wojny..

W Rozkwicie i w Późnym Średniowieczu wojny na ogół toczono przez kilka miesięcy w roku mianowicie od maja do sierpnia, na okres zimy oraz późniejszych prac polowych panował stan zawieszenia broni, zasada wzięta jeszcze z czasów wędrówki ludów kiedy miało to znaczenie pragmatyczne potem już bardziej zwyczajowe, jednakże rycerstwo które administrowało swoje dobra zawsze starało się być w nich w okresie żniw, co jest oczywistym wywiązywaniem się z obowiązków wobec ludności, w takim samym stopniu jak wyruszenie na wojnę obowiązkiem wobec suzerena, wrzesień był czasem dożynek i również pozostawał czasem zawieszenia broni do działań zbrojnych wracano wiec w październiku na kilka tygodni i zawieszano je w listopadzie. Do tego należy dodać oczywiście święta w których to starano sie nie toczyć działań wojennych, a także pokój ludzki i pokój boży, pokój ludzki trwał od wtorkowego zachodu do piątkowego wschodu słońca a pokój boży od zmierzchu w piątek do poniedziałku rano, jak wiec widzimy zostają 3 dni w tygodniu na prowadzenie wojny, oczywiście tych zasad nie zawsze się trzymano, jednakże 15 lipca 1410 wypadł we wtorek, tutaj domorośli znawcy zaczną wyć iż "No to Jagiełło mógł ruszyć w pogoń od razu przecież ruchy wojsk to nie bitwa nawet mógł sie trzymać zasad!" owszem, tyle że ówczesny obyczaj nakazał pozostanie na polu bitwy minimum 24 godziny po jej zakończeniu, czasem nawet 48 godzin, Nowy Konstantyn został tam nawet krócej niż nakazywał ówczesny zwyczaj.

Mamy wiec kolejny argument złego Litwina no bo pomijając zasady prowadzenia wojny to mógł zając Malbork i tam negocjować czemu tego nie zrobił? Król Władysław nie ma wiele szczęścia, nie dość że jego dzisiejsi ziomkowie, będący częściowymi sukcesorami Wielkiego Księstwa, w swoim nacjonalistycznym pędzie dalej czasem plują na swojego najwybitniejszego rodaka, to jeszcze w naszym kraju znajdą się gdzie nie gdzie niewdzięcznicy mówiący "bardziej to był litewski książę no bo z Litwy był a nie nasz narodowy !" kwestie etniczne należy oczywiście z wiadomych względów pominąć bo nie ma sensu powtarzać tego samego kwestie sugerujące ze Jagielle nie zależało na kompletnym zwycięstwie są tak absurdalne że mógł je wymyślić tylko gawędziarz a nie historyk, jak na przykład Paweł Jasienica, o ile starszego człowieka powtarzającego tak głupie tezy można jeszcze zrozumieć, to gdy chodzi o człowieka młodego który powołuje się na Jasienice pozostaje nazwanie go kretynem, jeśli dalej będzie chciał się upierać i uchodzić za znawce powołujac na gawędziarza to nie ma wyjścia tylko lać w pysk i skończyć dyskusje. Czemu więc Jagiełło nie zdobył Malborka? Wspomniałem wyżej o czasie prowadzenia działań wojennych prawda? Pomijając fakt ze kończył się czas i zapasy to rycerstwo miało wówczas obowiązek walki dla suwerena poza granicami kraju równy 60 dniom, termin ten i tak został przekroczony. Jeśli ktoś grał tutaj na stronę litewską to Witold który chciał zawrzeć z Zakonem osobny pokój i układał się po swojemu, tak samo z resztą Witold czynił zarówno później jak i wcześniej, jak widzimy więc stosunki na linii Zakon-Litwa nie były drang nach Osten prowadzonym na wyniszczenie, można się w publiku po bitwie przechwalać że napoiłbyś konia w Renie a jednocześnie prowadzić grę dyplomatyczną, to jest cecha wielkich polityków, a nie przy drugiej flaszce z ziomeczkami przechwalać się że jestes skrzyżowaniem Wiedźmina z Underwoodem a potem przegrać ordalia z patrolem militaes

No ale Zakon, to przecie księża nie Seba? Księża okradają Polskę i krucjate na nią sprowadziły !
Prawda taka ze Jagiełłę o fałszywe przyjecie chrztu posłowie zakonni posądzili dopiero na soborze w Konstancji aby mieć jakąś deskę ratunku, nikt w to oczywiście nie uwierzył, wojnę dyplomatyczną, która toczyła się przed wybuchem konfliktu na różnych dworach i instytucjach europejskich strona polska też wygrała, to wtedy dyplomaci zakonni starali się przekonać ze Król Polski i Najwyższy Książę Litwy będzie miał po swej stronie liczne zastępy muzułmanów (w rzeczywistości jedna chorągiew) co na nikim nie zrobiło wrażenia, i wbrew temu co myślą niektórzy wcześniej też nie zrobiło, w o wiele bardziej krytycznym momencie wystąpienia Katarów po ich stronie stanął król Aragonii Piotr II Katolicki i nikogo nie zdziwiło że próbował politycznie rozegrać konflikt natury raz że eklezjalnej i religijnej, dwa cywilizacyjnej, a był to kaliber o wiele 'grubszy' niż to że ktoś ma w armii trochę muzułmanów. Akcja dyplomatyczna była prowadzona z innego powodu. Jak już wspomniałem wiele razy Prusy Zakonne miały charakter korporacyjny kilkuset braci rycerzy mnichów pełniło najważniejsze funkcje a trzonem militarnym struktury byli rycerze półbracia nie posiadający ani pełnych święceń ani pełnej ziemi (w ogóle jej nie mieli) oraz wspomniane wcześniej rycerstwo pruskie, małe w liczbie. Zakonowi Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie zależało więc na prowadzeniu zaciągu, zaciąg to coś trochę innego niż bycie najemnikiem, czasy najemników dopiero w pełni nadejdą i mimo iż zdarzali się w owym czasie tacy rycerze (jak angielscy rycerze w Italii którzy dali początek kondotierom) to nie było ich zbyt wiele, zaciężny to natomiast nie taki który jeździ za robotą ale któremu można zaoferować wzięcie udziału w kampanii wojennej w zamian za wynagrodzenie, niby nie wielka różnica ale jednak fundamentalna, Zakon przegrał wojnę dyplomatyczną używając różnorakich argumentów i nie znalazł też wielu zaciężnych, nie było więc kwiatu rycerstwa całej Europy, mimo że przybyli z różnorakich ziem, ale jak wiemy w armii polskiej znaleźli się też rycerze francuskojęzyczni czy niemieckojęzyczni, byli też rycerze czescy a także śląscy po obu stronach, mimo iż władający Śląskiem piastowscy książęta byli ekonomicznie związani z Koroną Polska to w samej wojnie nie wzięli udziału a Zakon starał się nad Odrą prowadzić zaciąg jak najszybciej by ubiec stronę polską, oczywiście po stronie Rycerzy Szpitala bili się też szlachcice polskojęzyczni, z ziemi dobrzyńskiej i michałowskiej i z Pomorza Gdańskiego, książęta pomorscy byli w owym czasie oczywiście polskiej mowy, ale cenili swoją niezależność więc ich afiliacje możemy znaleźć po obu stronach. Jak chociażby Bogusław VIII Słupski który finalnie niemal w przededniu bitwy wybrał stronę polską zostając lennikiem i zyskując kolejne ziemie, tak to czasem bywa, rzutem na stół postawić wszystkie dukaty i wygrać wszystko dla siebie i swojej domeny. XIX wieczni pewnie rwali włosy z głowy że czemu takie pobudki nim kierowały a nie przywiązanie narodowe..

I to chyba w sumie tyle, pewnie po Worskli i Nikopolis byli już w Europie tacy którzy przewidywali nową burzę idącą ze wschodu, która już niedługo podejmie próbę połknięcia całego świata, lecz prawdą jest iż jasne dla Europy stanie się to dopiero w 1444 roku póki co bal i karnawał Okcydentu trwał.
Może gdyby wtedy Panowie Pruscy byli bardziej dalekowzroczni i zrozumieli iż mogliby zostać tam gdzie są, aby w niedalekiej przyszłości gotować stamtąd siły przeciw Osmanom jako jagiellońscy lennicy, to nie wpadliby w nurt samospełniającej się przepowiedni Brygidy Szwedzkiej, może gdyby spojrzeli ku swym korzeniom, a nie skupili na teraźniejszości, lepiej zrozumieliby swoją role i odnaleźli się w nadchodzącej przyszłości. Może, i na słowie może należy skończyć aby nie popadać w nienaukową gdybologię tak chętnie zakąszaną przez Polaków do wódki.

Pamiętajcie jednak że mniej groźna najgorsza nawet gdybologia dziejowa niż najpiękniejsze historyczne mity. Wspomnijmy więc w tym dniu bohaterów Okcydentu i ten jeden raz napiszmy:
Ulrich von Jungingen, Wielki Mistrz Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, Pan w Prusach, wzór cnót rycerskich i mąż wielkiej pobożności requiescat in pace [']
[S]
**** Zainteresowanym polecamy poczytac publikacje pana Svena Ekhdala jednego z najwybitniejszych znawców tematyki grunwaldzkiej już teraz w promocyjnej cenie na Księgarnia



https://www.facebook.com/UpadekOkcydentu/posts/419376918244247:0

https://www.facebook.com/UpadekOkcydentu?fref=photo










No proszę, jak oni to dobrze wiedzą, co było.... a co jest.




https://maciejsynak.blogspot.com/2015/08/skrot-informacjiarmia-biaorusi-bekot.html


https://pl.wikipedia.org/wiki/Orze%C5%82_(symbol)



niedziela, 29 marca 2020

Słowa czynią nas ludźmi?






Tomasz Górski
W jednej z moich ulubionych książek (Życie na poczytaniu/2016) Grzegorz Jankowicz pyta swojego rozmówcę, Rabiha Alameddine'a: do czego potrzebujemy opowieści? Ten odpowiada w następujący sposób: 

"Opowieści czynią nas ludźmi. Jesteśmy opowieściami, które sobie opowiadamy. Tworzymy historie, by się ze sobą porozumieć, by się do siebie zbliżyć, by utrzymać przy życiu tych, których kochamy. Myślimy opowieściami. Opowiadamy, by utrwalić naszą historię, uśmierzyć ból, wyjaśnić, kim jesteśmy."


I to też jeden z moich ulubionych cytatów. Opowieść - w każdej formie - nie istnieje bez słów. Więc to słowa czynią nas ludźmi. Myślimy słowami i utrwalamy nimi nasze historie. Porozumiewamy się słowami. A wreszcie, my sami jesteśmy zbiorem słów.

Dlaczego taki wstęp, a nie inny?
Chciałbym krótko opowiedzieć o tym, jak kupując "Cierpienia młodego Wertera" kupiłem czyjeś słowa i czyjąś historię.
Gdzieś pod koniec 2017 roku odwiedziłem swój ulubiony antykwariat. Poszukiwałem. Antykwariaty, pośród setek dyskontów i księgarni, są ostatnim miejscem, w którym można prawdziwie poszukiwać. I znalazłem. Cierpienia młodego Wertera, autorstwa Goethego, rok wydania 1922. Książki z początku ubiegłego wieku potrafią być w stanie dobrym, ale też w stanie mocno krytycznym. To wydanie było gdzieś pomiędzy. Zachowały się wszystkie strony, choć mocno nadszarpnięte w wielu miejscach. Zachowało się kilka wysuszonych liści pomiędzy stronami. Nawet jeden suchy kwiat. Zachował się "Miechów, maj 1942" dopisany ołówkiem na tytułowej stronie. I zachowała się rzecz najważniejsza, dzięki której mogę to wszystko opowiedzieć. Krótki liścik, datowany na 2 września 1942. Środa, 18:40.
"W tej chwili skończyłam to czytać.Dziękuję Ci bardzo kochanie. Tylko Ci strasznie pomazałam tę książkę ale to zwykłym ołówkiem, więc będzie można zetrzeć. Jestem dziś w domu od 4ej, dziadek zwolnił mnie wcześniej. Nic mi się robić nie chce. Pewnie się wezmę teraz do cerowania. Całuję Cię, Krysia."
Krysia podkreśla, skreśla i notuje na marginesie. Robi to w wielu miejscach. Często nieczytelnie. Gdy Goethe opisuje pewnego bohatera, Krysia zapisuje obok "Mówię Ci, zupełnie jak jeden Niemiec u nas." Krysia - choć jej nie znam - żyje w moim życiu dzięki tej książce. Przeżywam jej życie - choć w okrojonym stopniu - właśnie dzięki słowom. Krysia przetrwała dziesiątki lat by bezcelowo i zupełnie bez powodu znaleźć się na mojej półce.
Ostatnio wiele myślę na temat przyszłości literatury i przyszłości słowa. Wiem, że słowo umiera i przestaje odgrywać istotną rolę w świecie. Słowo każdego dnia traci. Tracimy umiejętność nazywania. Tracąc słowa tracimy pewną cząstkę nas samych. Czy przez to mniej przeżywamy? Pewnie nie. Przeżywamy tyle samo, rozumiejąc mniej. A co po nas zostanie, jeśli przestaniemy być opowieściami, które opowiadamy?
Krysia przeżyła.








𝗜𝗹 𝗱𝗶𝗿𝗶𝘁𝘁𝗼 𝗱𝗲𝗴𝗹𝗶 𝘀𝗰𝗵𝗶𝗮𝘃𝗶 𝗻𝗲𝗹𝗹'𝗮𝗻𝘁𝗶𝗰𝗮 𝗥𝗼𝗺𝗮
Fin dai primordi la società romana conosce gli schiavi, destinati a divenire sempre più importanti e frequenti per le attività produttive.
Lo schiavo non ha statuto giuridico: si trova a metà strada tra la 𝑟𝑒𝑠 (la cosa) e la persona. Come persona assomiglia molto al figlio del 𝑝𝑎𝑡𝑒𝑟 𝑓𝑎𝑚𝑖𝑙𝑖𝑎𝑠, il quale è privo di diritti, ma può avere un proprio patrimonio (peculium), indipendente da quello del padre.
...Zobacz więcej

Dzień dobry wszystkim moim znajomym

Od najmłodszych lat społeczeństwo rzymskie znało niewolników, które mają stać się coraz ważniejszym i częstym do działalności produkcyjnej.

Niewolnik nie ma statusu prawnego: jest w połowie drogi pomiędzy (rzecz) a osobą. Jako osoba jest bardzo podobny do syna, który pozbawiony jest praw, ale może mieć własne dziedzictwo (osoblium), niezależne od ojca.

Niewolnik może być "majstrowany" i stać się wolnym obywatelem. Istnieją trzy formy manipulowania lub ceremonii, aby uwolnić niewolnika. Polega on na wpisaniu niewolników do spisów spisów, poprzez protekcjonalne cenzurę.
(twierdzony) jest realizowany za pomocą fałszywego procesu wolności.

Najbardziej zwykłym manipulowaniem jest wola: w testamencie mistrz z klauzulą przepisuje wolność niewolnika.
Niewolnik (uwolniony i dlatego powiedział) staje się obywatelem, z tymi samymi prawami jak wszyscy inni, z precyzyjnym ceremonialnymi.