Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prawo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prawo. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 16 czerwca 2022

Amerykanie nie mają prawa do posiadania broni






tytuł może trochę przydługi, ale i tak za krótki...



na początek przypomnienie z wiki:

Milicja (łac. militia „służba wojskowa” od miles „żołnierz”) – rodzaj oddziałów, zazwyczaj ochotniczych, których członkowie posiadają wyszkolenie wojskowe i wyposażeni są w broń palną, stanowiących jednostki pomocnicze lub rezerwowe dla regularnej armii lub partyzantki. Mogą być używane w stanie wyższej konieczności (klęski żywiołowe, zagrożenie wewnętrzne lub zewnętrzne i innych).

Milicje takie istnieją obecnie np. w Australii i Stanach Zjednoczonych (federalna Gwardia Narodowa oraz milicje stanowe) oraz Łotwie, a istniały w byłej Jugosławii (Obrona Terytorialna)[potrzebny przypis]. W pewnym sensie charakter taki ma armia Szwajcarii.


Mianem milicji określa się także uzbrojone grupy paramilitarne, organizowane np. w celu zapewnienia samoobrony lub ochrony porządku na obszarach objętych działaniami wojennymi lub wojną domową. Mogą one również prowadzić działania ofensywne przeciwko innym ugrupowaniom, stosując np. metody partyzantki miejskiej lub nawet terrorystyczne (np. libańska wojna domowa, konflikt w Iraku).

W niektórych krajach nazwa milicja jest używana dla instytucji, której zadaniem jest ochrona bezpieczeństwa publicznego oraz ściganie przestępstw, czyli dla odpowiednika policji w innych krajach. W 1917 roku bolszewicy sowieccy powołali milicję (teoretycznie jej członkami byli chłopi i robotnicy – w przeciwieństwie do „burżuazyjnej” policji krajów kapitalistycznych). 

Po roku 1944 w wielu państwach pozostających pod wpływem ZSRR policje nosiły nazwę milicji (np. w Polsce była to Milicja Obywatelska). Po rozpadzie ZSRR milicje pozostały m.in. w Rosji do 2011 roku, na Ukrainie do 2015 roku (patrz: ukraińska milicja), a do dzisiaj na Białorusi oraz w nieuznawanych republikach: Abchazji, Donieckiej i Ługańskiej Republice Ludowej.




Poniższy tekst jest ze strony internetowej czasopisma "Myśl Polska".

Strona ta jest obecnie blokowana, więc jeśli chcesz poczytać, co polecam, zastosuj bezpłatny VPN lub przeglądarkę Opera, która posiada VPN wbudowany - po instalacji trzeba go osobno kliknąć, aby zadziałał






Co stało się z Drugą Poprawką do Amerykańskiej Konstytucji?


Nie bardzo wiadomo, co jeszcze można napisać, żeby ujawnić pełny horror amerykańskich niezliczonych mordów, szczególnie tych masowo popełnianych na dzieciach amerykańskich. Aktualny przykład, z dnia 24 maja, to masakra 19 dzieci i 2 nauczycielek w teksańskiej szkole podstawowej w miejscowości Ulvade przez uzbrojonego po zęby 18-latka.

Podaję więc tylko kilka podstawowych danych, bez których nie sposób zacząć rozumieć koszmar życia w USA w ciągłym paraliżującym strachu przed kolejną egzekucją w szkole, sklepie, kinie, klubie, domu czy na koncercie lub na przystanku. Wszędzie. Także w szpitalu, jak to właśnie miało miejsce wczoraj, kiedy zirytowany pacjent zastrzelił dwoje lekarzy i dwie inne osoby, popełniając na koniec samobójstwo.

Według portalu Brady i innych licznych źródeł, łatwo dostępnych: – w USA, co roku postrzelonych zostaje ok. 8000 dzieci i nastolatków, ok. 1800 umiera; – w USA jest więcej broni palnej niż obywateli: w 2018 roku USA miała 331 milionów obywateli i ok. 400 milionów broni palnej. – ok. 117 000 Amerykanów jest postrzelonych co roku, ponad 41 000 umiera, z tego ponad 19 000 w wyniku morderstw popełnionych przy użyciu broni palnej.

Problem jest tak skomplikowany – jak się obecnie coraz częściej przyznaje w niezliczonych dyskusjach medialnych w USA – że prawdopodobnie nic nie da się zrobić. Organizacja NRA (National Rifle Association), która działa na rzecz propagowania prawa do posiadania broni palnej, jest zbyt potężna i finansowo i politycznie, żeby się jej przeciwstawić. Poza tym, NRA popiera Drugą Poprawkę do Konstytucji Amerykańskiej, a ta – jak wszystkim wiadomo – daje przecież prawo Amerykanom do posiadania broni palnej. Prawda? Więc NRA „ma prawo do prawa”, a Konstytucja Amerykańska jest tak „święta” jak „Święta Biblia” i jeżeli tak jest, to nie ma o czym mówić. Koniec dyskusji. Trzeba się jakoś z tymi masowymi mordami pogodzić. Zaraz będą następne. I już są.

Ale ja jestem zawodowym językoznawcą, nie zawodowym politykiem. Jestem też zawodowym amerykanistą, dla którego wszystko to, co charakterystycznie i unikalnie amerykańskie – jak np. Druga Poprawka do Konstytucji Amerykańskiej – interesuje mnie zawodowo już od 40 lat. Dla mnie problem Drugiej Poprawki jest przede wszystkim problemem gramatycznym i semantycznym, nie politycznym. Tak, gramatycznym i semantycznym. Proszę przygotować się na absurd bardziej groteskowy niż każdy inny teatr absurdu, który oferuje tzw. amerykańska demokracja.

Zacznę od cytatu: oto tekst oryginalny Drugiej Poprawki do Amerykańskiej Konstytucji, Poprawki, którą NRA i wszyscy prawie Amerykanie z taką pasją popierają i która stała się prawem w bardzo odległym, 1791 roku:

„A well regulated Militia, being necessary to the security of a free State, the right of the people to keep and bear Arms, shall not be infringed”. (pisownia i wersja oryginalna)

Jedno z polskich tłumaczeń, celowo chyba nieudolnych, brzmi tak (Wikipedia):

„Dobrze zorganizowana milicja, będąca niezbędną dla bezpieczeństwa wolnego państwa, prawo ludzi do posiadania i noszenia broni, nie ulegnie naruszeniu”.

Autor tekstu w Wikipedii mówi, że to tłumaczenie „jest w miarę dosłowne i umyślnie niejednoznaczne, aby oddać niejasność oryginału. Od długiego czasu amerykańscy prawnicy i konstytucjonaliści spierają się, czy poprawka daje prawo każdemu obywatelowi do noszenia broni na własny użytek, czy jedynie w ramach zorganizowanej formacji stanowej”.

Ale dla mnie wcale nie jest jasne, dlaczego oryginał tekstu tej poprawki jest „niejasny”. Był bardzo jasny dla każdego Amerykanina, który żył w tamtych czasach, czyli pod koniec XVIII wieku. Zgoda, teraz nie jest jasny, ale o tym nieco później.

Wikipedia podaje drugą wersję tłumaczenia:

„Ponieważ dobrze zorganizowana milicja jest niezbędna dla bezpieczeństwa wolnego państwa, prawo ludzi do posiadania i noszenia broni nie ulegnie naruszeniu”.

Brawo. Jest to fachowe przetłumaczenie Drugiej Poprawki do Konstytucji Amerykańskiej. Od tego momentu przechodzę głównie na moje tłumaczenie i parafrazę mojego artykułu w wersji angielskiej, który oryginalnie opublikowałem w magazynie „The American Rationalist”, a później w mojej książce Adventures in Freedom, wydanej w 2010 roku.

Tytuł mojego artykułu: „An Absolute Phrase Absolutely Ignored” (Fraza absolutna absolutnie zignorowana).

O czym do diabła mówi Druga Poprawka?

Mówiąc z punktu widzenia gramatyki, jest to tzw. „zdanie proste”. Z tym, że nie jest tak „proste”, jak się wydaje. Większość Amerykanów po prostu zakłada, że Konstytucja daje im prawo do kupienia broni palnej. Amerykanie są przekonani, że tak jest, bo NRA, najpotężniejsze lobby promujące prawo do posiadanie broni palnej, tak im mówi. Ale, jak twierdzi Paul Fussell, amerykański historyk wojskowy, amerykanista i profesor języka angielskiego, problem polega na tym, że NRA konsekwentnie ignoruje pierwszą część Poprawki („Ponieważ dobrze zorganizowana milicja jest niezbędna dla bezpieczeństwa wolnego państwa”) zwykle cytując tylko drugą część.

Jak mówi Fussell w swej książce Thank God for the Atom Bomb and Other Essays, NRA nie chce przypominać komukolwiek o kluczowo ważnej pierwszej części Drugiej Poprawki i dlatego koncentruje się tylko na drugiej części w celu nieustannego propagowania swojej interpretacji znaczenia tego konstytucjonalnego prawa, które już od dawna ma tak tragiczne konsekwencje.

W tradycyjnej terminologii gramatycznej, pierwsza część Drugiej Poprawki to tzw. „absolute phrase”, fraza absolutna. Ta opcja stylistyczna, używana głównie w formalnym i literackim języku pisanym, ma dwa rodzaje: an absolute phrase of detail (absolutna fraza szczegółu) i absolute phrase of reason or cicumstance (absolutna fraza przyczyny lub okoliczności).

Ta pierwsza fraza, fraza szczegółu, jest bardzo przydatna i popularna w języku pisanym. Oto jeden przykład (absolutna fraza szczegółu jest napisana kursywą):

Eyes fixed on its prey, the cougar moved closer to the deer. – Kuguar zbliżył się do sarny, a jego oczy były utkwione w ofierze. (Problem tłumaczenia fraz absolutnych na polski jest innym problemem, który wymaga dodatkowego wytłumaczenia, ale tu nie ma takiej potrzeby.)

Natomiast drugi rodzaj frazy absolutnej, tzn. frazy przyczyny lub okoliczności, jest obecnie już konstrukcją przestarzałą, wręcz archaiczną (choć w wieku XVIII, kiedy napisana została Konstytucja Amerykańska, była to również bardzo często używana opcja stylistyczna w języku pisanym): „The young Indian women having arrived at the site, the sacred Apache ceremony began. – Kiedy młode Indianki przybyły na miejsce, zaczęła sie święta ceremonia Apaczów.

Taka fraza brzmi obecnie w języku angielskim już pretensjonalnie, zbyt formalnie i dlatego jest z reguły unikana. Zastępuje się ją zwykłym zdaniem podrzędnym, tak jak w języku polskim: „Kiedy młode Indianki przybyły na miejsce” czyli „When the young Indian women arrived at the site”.

I to właśnie jest głównym problemem, jeśli chodzi o Drugą Poprawkę do Konstytucji Amerykańskiej: zawiera ona konstrukcję gramatyczną, która stała się obecnie, w XXI wieku, konstrukcją archaiczną i dlatego często błędnie rozumianą lub interpretowaną. Tłumacząc osiemnastowieczny tekst Drugiej Poprawki na współczesny język angielski, powinniśmy użyć zdania podrzędnego, a nie frazy absolutnej, czyli:

„Because a well-regulated militia is necessary to the security of the state, the right of the people to keep and bear arms shall not be infringed”. (Drobne zmiany w pisowni i interpunkcji są oczywiście nieistotne.) Czyli tak jak tłumaczy Wikipedia: „Ponieważ dobrze zorganizowana milicja jest niezbędna dla bezpieczeństwa wolnego państwa, prawo ludzi do posiadania i noszenia broni nie ulegnie naruszeniu”.

Oczywiście, jest tu jeszcze jeden problem dotyczący znaczenia terminu „milicja”. Ale z pewnością autorowi tej amerykańskiej Poprawki – którym, nota bene, był James Madison, „Ojciec” Amerykańskiej Konstytucji – chodziło o to, co obecnie nazwalibyśmy paramilitarną organizacją, która wymaga aby jej członkowie byli odpowiednio przeszkoleni militarnie. Taką funkcję w większości przejęła obecnie policja, ale fakt ten nie wyklucza możliwości utworzenia innych takich formacji „dobrze zorganizowanych”.

Przy okazji należy wspomnieć, że Madison liczył się z możliwością, że rząd federalny może przejąć nadmierną władzę i właśnie w takim przypadku obywatele USA mieliby prawo do obrony przed zbytnią interferencją władzy czy federalnej czy stanowej w ich prywatne życie przez prawo do posiadania własnej broni.

Wracając do frazy absolutnej: jak widać chociażby z dwóch przykładów podanych wcześniej, fraza absolutna używana jest dla pewnych konkretnych celów syntaktycznych i semantycznych. I dlatego jej obecność jest istotna. Jeżeli nie, to po co w ogóle miałaby być używana? Nie można ją tak po prostu zignorować – jak to czyni NRA – kiedy czytamy i próbujemy zrozumieć Drugą Poprawkę do Amerykańskiej Konstytucji.

Aby jeszcze bardziej wyklarować, o co chodzi, użyję łatwego przykładu frazy przyczyny i okoliczności, czyli takiej właśnie, jaka jest użyta w Drugiej Poprawce. Będzie to jednak wyrażenie, które wyjątkowo ciągle jest używane, nie tylko w języku pisanym, ale również w potocznej mowie, więc jest łatwe do zrozumienia: Weather permitting, we will go hunting. – Jeżeli pogoda pozwoli, pojedziemy na polowanie.

To zdanie nie znaczy, że „pojedziemy na polowanie”. Ono znaczy, że pojedziemy na polowanie tylko wtedy, kiedy pozwoli pogoda albo jeżeli pozwoli pogoda. Gdybyśmy użyli tego samego sposobu interpretacji, którego używa NRA cytując czy parafrazując Drugą Poprawkę, to stwierdzilibyśmy, że ta Poprawka ma takie samo znaczenie bez względu na to, czy dołączymy do niej frazę absolutną czy nie. Oczywiście jest to ewidentna nieprawda.

A to dlatego, że jeżeliby rzeczywiście James Madison życzył sobie aby wszyscy Amerykanie mieli prawo do dostępu do broni (z pewnymi oczywistymi ograniczeniami: nie powinno się dawać, wiadomo, takiego prawa dzieciom i szaleńcom), to przecież mógł po prostu napisać: „Prawo ludzi do posiadania i noszenia broni nie ulegnie naruszeniu”. Czyli bez żadnej frazy absolutnej albo innego modyfikatora gramatycznego. Ale tak nie napisał.

Można więc podsumować, że najsłynniejsza fraza absolutna w Ameryce (jak ja ją nazywam) jest użyta w Drugiej Poprawce z krytycznie ważnego powodu. Oznacza ona, że, owszem, jako obywatelowi amerykańskiemu, wolno Ci posiadać i nosić broń, ale tylko wtedy, kiedy jesteś członkiem milicji, policji, czy jakiejkolwiek innej „dobrze regulowanej” organizacji paramilitarnej lub cywilnej. Ale aby zostać takim członkiem i mieć takie uprawnienia, musisz się poddać rygorystycznemu i często nieprzyjemnemu treningowi. Fussell, który uczestniczył w wojnie w Wietnamie i wiedział bardzo dobrze jak wymagające i trudne jest szkolenie wojskowe i militarne, daje kilka przykładów w swojej książce. Jeden z nich to ten:

„Would you like to dig latrines, drink only 3.2 beers, and eat sandwiches made of bull dick and choke-ass?”

Jest to język tak obrazowy, że zostawiam czytelnikowi przyjemność przetłumaczenia sobie tego pytania (zwykle) retorycznego.

Czyli powinno być tak, że prawo i przywilej posiadani broni wymaga dokładnej znajomości różnego typu broni palnej i umiejętności bezpiecznego, odpowiedzialnego i skutecznego jej obsługiwania. A to wymaga dużo czasu, czasu, w którym petenci są wyjęci ze swego otoczenia komfortowego (comfort zone), z dala od rodziny, przyjaciół, kochanek, kumpli itd.

Nie jest łatwo zdać taki test. Podejrzewam, że większości Amerykanów bardzo szybko odechciałoby się prawa do „posiadania i noszenia broni”, gdyby musieli przejść taki paramilitarny trening. Wielu masowych morderców, jak chociażby ten, który tydzień temu zmasakrował 19 dzieci w szkole (niektóre trudno było rozpoznać), nigdy nie miałby dostępu do broni gdyby tylko amerykański rząd i cały polityczny establishment w USA miał wreszcie odwagę moralną, cywilną, intelektualną i przede wszystkim polityczną przyznać publicznie, że ustawodawstwo dotyczące broni w USA oparte jest na nieprawidłowej lub niekompetentnej interpretacji znaczenia archaicznej już Drugiej Poprawki do Amerykańskiej Konstytucji.

W tym momencie, na pewno niejeden czytelnik myśli sobie tak: To znaczy, co? Twierdzi Pan, że potężne, nowoczesne ponad 300-milionowe państwo amerykańskie stało się żałosną, bezradną ofiarą nieporozumienia, czyli niezrozumienia lub fałszywej interpretacji jakiegoś archaicznego prawa, które nabazgrolił jakiś facet pod koniec XVIII wieku?

Że jakaś „fraza absolutna”, o której absolutna większość Amerykanów albo nigdy nie słyszała albo, o której nie ma żadnego pojęcia, jest przyczyną jakiejś groteskowej semantycznej pomyłki, w wyniku której co roku ginie ok. 45 000 Amerykanów (licząc wszystkie mordy, samobójstwa, jak i również przypadkowe postrzelenia i „legalne” zastrzelenia przez policję)?

Że w USA ciągle nie ma woli politycznej żeby wreszcie zażądać zmiany w Konstytucji skoro nikt już nie jest w stanie zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi w Drugiej Poprawce?

Że widocznie nikt z amerykańskiej elity politycznej nie ma odwagi cywilnej oficjalnie przyznać, że archaiczne prawa napisane ponad 200 lat temu wymagają znacznej modyfikacji ze względu na oczywisty fakt, że życie się ciągle zmienia i że życie w XXI wieku dramatycznie rożni się od życia w XVIII wieku? I że czas najwyższy żeby Ameryka doczekała się nowej, nowoczesnej Konstytucji opartej na aktualnych realiach XXI wieku?

Że nowoczesna broń palna – jak np. „bardzo ulubiony” przez Amerykanów amerykański karabin półautomatyczny AR-15 czy, powiedzmy, rosyjski AK-103 (potomek legendarnego AK-47) – w porównaniu z karabinem skałkowym z XVIII wieku to broń przerażająca w swej sile destrukcyjnej i że w związku z tym „prawo” do broni palnej z XVIII wieku to nie to samo, co prawo do broni palnej z XXI wieku? Że gdyby Salvador Ramos, młodociany morderca z Ulvade, wszedł to klasy z karabinem skałkowym to być może zdążyłby zabić jedno lub dwoje dzieci, ale z pewnością nie 19?

Że wszelkie „politycznie poprawne” próby rozwiązania tego wiecznego, koszmarnego problemu w US – takie jak np. obecna propozycja prezydenta Bidena, który proponuje podnieś granicę wieku z 18 do 21 dla tych, którzy chcą kupić tak niebezpieczną broń jak AR-15 – to jakieś niepoważne, absurdalne ćwierć-środki, które niczego absolutnie nie zmienią? Nigdy nie zmieniły w przeszłości i nigdy nie zmienią w przyszłości?

Tak, czytelniku. Zgadza się. Dokładnie tak twierdzę.




prof. Kaz Dziamka



Kaz Dziamka jest profesorem Uniwersytetu Nowy Meksyk w USA, od 1996 r. jest redaktorem naczelnym „American Rationalist”.


Myśl Polska, nr 25-26 (19-26.06.2022)







Tak, światowa potęga "wisi" na błędzie semantycznym, a także na bierności swoich obywateli wobec SŁOWA.




semantyka – dział semiotyki (logicznej) opisujący relacje między językiem, a rzeczywistością

semantyka – dział językoznawstwa zajmujący się znaczeniem słów, zwrotów, zdań i tekstów





Pamiętacie ten zapis?




W treści uchwały z 1945 roku użyto sformułowania 

"terytorium byłego Wolnego Miasta Gdańska"
"Na obszarach byłego Wolnego Miasta Gdańska"

,a  w    o ś w i a d c z e n i u     Rady Miasta Gdańska -

 "określa sytuację prawną na terenie Wolnego Miasta Gdańska"


Czy to znaczy, że Wolne Miasto Gdańsk istnieje??

Skoro użyto trybu w czasie teraźniejszym.. najwyraźniej tak.






A ten?


KODEKS KARNY
ROZDZIAŁ XVII

Przestępstwa przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej

Art. 127.

§ 1. Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu,
podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności.

§ 2. Kto czyni przygotowania do popełnienia przestępstwa określonego w § 1,
podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3.

Artykuł 127 można interpretować tak, że państwo zezwala obywatelom na obalenie tegoż państwa, jeśli obywatel dąży do tego obalenia w pojedynkę, a  nie w porozumieniu z innymi osobami - czyli dywersant złapany i oskarżony o próbę obalenia państwa - nie podlega żadnej karze.






Często na blogu zwracam uwagę właśnie na semantykę. Od tego jak w prawie skonstruowane są stwierdzenia, od tego jak w mediach formułowane są wypowiedzi, zależy komunikacja pomiędzy ludźmi, rozumienie przez tych ludzi problemów i zdolność reagowania na niebezpieczeństwo.


Jak widać semantyka i zdolność rozumienia cudzej wypowiedzi - a nie dopowiadanie sobie "co on miał na myśli" - wybitnie ważą o naszym życiu.



Zwracanie uwagi na słowa, na wypowiedzi, na precyzję komunikatów jest bardzo, bardzo ważne.


Od tego zależy nasze życie.



Widzenie prawdy to kwestia - być żywym - lub martwym.

Być niewolnikiem - lub wolnym.

Być biednym - lub być bogatym.








-----------------------


Językowy obraz świata

Grzegorczykowa zwraca uwagę, że język, będący systemem pojęć, stanowi „podstawę zmagazynowanej w pamięci ludzkiej elementarnej wiedzy o świecie”.

Słownictwo nie stanowi jednak mechanicznego odzwierciedlenia świata, ale jego swoiste, subiektywne widzenie.

Intelektualny i emocjonalny stosunek człowieka do rzeczywistości pozajęzykowej powoduje, że w języku obecna jest interpretacja rzeczywistości, którą można ująć, jak twierdzi J. Bartmiński, „w postaci zespołu sądów o świecie”. 

Mogą one być „utrwalone w samym języku, w jego formach gramatycznych, słownictwie, kliszowanych tekstach (np. przysłów), bądź to przez formy i teksty języka implikowane”.  Takie rozumienie językowego obrazu świata podkreśla szczególną rolę interpretowania rzeczywistości. 

Nieco inaczej ujmuje tę kwestię R. Grzegorczykowa, przedstawiając językowy obraz świata jako „strukturę pojęciową utrwaloną (zakrzepłą) w systemie danego języka, a więc jego właściwościach gramatycznych i leksykalnych (znaczeniach wyrazów i ich łączliwości)”. Owa struktura pojęciowa realizuje się za pomocą tekstów. 

Z kolei dla J. Maćkiewicz językowy obraz świata stanowi „część obrazu świata, która przejawia się w danych językowych”. Uczona rozumie to jako sposób, w jaki do języka zostaje wniesiona rzeczywistość doświadczona, przeżyta i wyobrażona przez wspólnotę.

Subiektywny stosunek człowieka do rzeczywistości pozajęzykowej powoduje, że pewne cechy mogą znaleźć swoje odbicie, co podkreśla R. Tokarski, w „semantycznej strukturze pojedynczych słów”, zostać uwydatnione dzięki operacjom nazwotwórczym.

Według badacza językowy obraz świata „to zbiór prawidłowości zawartych w kategorialnych związkach gramatycznych (fleksyjnych, słowotwórczych, składniowych) oraz w semantycznych strukturach leksyki, pokazujących swoiste dla danego języka sposoby widzenia świata oraz ogólniejsze rozumienie organizacji świata, panujących w nim hierarchii i akceptowanych przez społeczność językowa wartości”. Również inni językoznawcy, jak: J. Bartmiński, S. Grabias, A. M. Lewicki, A. Pajdzińska, R. Grzegorczykowa, B. Szymanek, J. Panasiuk, J. Maćkiewicz, przyjmują, że język stanowi nie tylko narzędzie porozumiewania się, ale i interpretowania rzeczywistości, czego konsekwencją staje się m. in. obraz świata, chociaż różnie rozważają problematykę językowego obrazu świata.







------------------------------



mgr Renata Janicka-Szyszko - "Słownictwo rzemiosł w drewnie w leksyku doby nowopolskiej"





wtorek, 22 marca 2022

Morawiecki i prawo własności

 


Morawiecki chce konfiskować cudzą - rosyjską - własność.


– [...] Z jednej strony mamy konstytucyjne ograniczenia takiego działania, związane z prawem własności, a z drugiej – coraz więcej Polaków nie rozumie, dlaczego, skoro Włosi konfiskują jachty rosyjskich oligarchów, my nie możemy takich działań przeprowadzić w naszym kraju – zauważył. – Chcemy to przeprowadzić przez Sejm i uznaliśmy, że opozycja powinna być włączona w ten proces – dodał szef rządu.


Jak rząd zacznie łamać prawo własności wygranej grupy etnicznej, to potem zacznie łamać prawa własności Polaków - bo czemu nie? Wystarczy tylko wymyśleć pretekst.


Skoro można medialnie oskarżyć o morderstwo i skazać kogoś za zamkniętymi drzwiami?

Wystarczy, że w telewizji powie się, że "on to zrobił" - nawet bez dowodów i wbrew twierdzeniom prokuratury. I nikt nie reaguje.

patrz:  Pomówienie


Tam w USA jest taka organizacja, która chce wyłudzić od Polski miliardy dolarów za nieswoje pożydowskie mienie. Czemu ich Morawiecki ustawą nie wyciśnie jak cytrynę? 




Teraz i Rosja w ramach odwetu  zacznie konfiskować polskie mienie w Rosji.
Bo czemu nie?

Czekaj....  jak to szło??      
















środa, 2 marca 2022

Stanowisko Porozmawiacza (!!!!????)




chyba zaraz zawału dostanę....
 
ŻE COOOO ?????!!!!!


KTO  TĘ  PANIĄ  WYBRAŁ, 

W  JAKICH  WYBORACH, NA  STANOWISKO  RECENZENTA  I  POROZMAWIACZA  W  KANCELARII  PREZYDENTA  RP  !!!???





Pierwsza Dama przeciwna ustawie


Przeciwko "lex Czarnek" głośno wypowiadała się również Pierwsza Dama, która spotkała się nawet w tej sprawie z przedstawicielkami opozycji. Po zakończeniu rozmów przekazano, że Agata Kornhauser-Duda podziela ich wątpliwości.

– Jako była nauczycielka wyraziła się dosyć jasno, co uważa o ustawie. Obiecała, że porozmawia z mężem o tej ustawie, przedstawi argumenty, które zaprezentowaliśmy – stwierdziła poseł KO Kinga Gajewska.








Pani Kornhauser to może - zwrócić mężowi uwagę, że ma sobie  pompony przy bamboszach poprawić!!!

I nic więcej!!






https://dorzeczy.pl/amp/270295/lex-czarnek-jest-weto-prezydenta-dudy.html?fbclid=IwAR0aAcyG96azx-jDnZTCgPYR7-Zl0kx2eddY1o19FRZTZ_4vJMXmVbVmqpQ








piątek, 11 czerwca 2021

Odpowiedzialność za kraj

 

Na Białorusi myślą o zabezpieczeniu państwa na wypadek sabotażu politycznego. 

Pięknie, tak trzymać - w Polsce nam tego brakuje, stąd można publicznie kłamać, wprowadzać w błąd społeczeństwo, szkalować i nie ma za to obligatoryjnych kar, jak np. wykluczenie z życia politycznego czy zakaz publikacji, zakaz prezentacji w mediach.

W polskiej konstytucji z 1952 roku był np. zapis o dywersji: 


PODSTAWOWE PRAWA I OBOWIĄZKI OBYWATELI

Artykuł 77


2. Osoby, które dopuszczą się sabotażu, dywersji, szkodnictwa lub innych zamachów na własność społeczną, karane są z całą surowością prawa.



zniesiony po 1976 roku.



Abstrahując od obcych agentur, moim zdaniem zło w polskiej polityce obficie rozlewa się w skutek dyktatu mediów i dopuszczeniu do głosu awanturników politycznych, którzy politykę traktują jako sposób na reklamę siebie i miejsce dorabiania się, a nie dbałości o dobro społeczeństwa. 

Dyktat mediów ma tu wielki wpływ.

Degradacja środowiska politycznego - umedialnienie - sprawia, że ludzie niczym szkolna młodzież biją się i licytują przed kamerami, by zdobyć popularność i tym sposobem dostać się do Sejmu czy na stanowiska - powstaje stan bliski pajdokracji.

To sprawia, że osoby biorące udział w polityce można podzielić z grubsza na dwie grupy - na tych, co rozrabiają by utrzymać swą medialność i resztę, która stara się coś zrobić, ale staje się zakładnikiem  przekazu medialnego w ten sposób czasami upodobniając się do pierwszej grupy...

To samo dotyczy samych mediów.

Często dziennikarze zajmują stanowisko polityczne  z rozmowie przed kamerami, stając się jedną ze stron.

Istnieje umowny podział, że TVN są za liberałami z platformy, TVP Info za rządem, a pozostali to różnie, ale nie za rządem.


Sam widziałem, jak redaktor Cholewiński (niegdyś pracownik TVN) w TVP Info,  czytał stanowisko swojej nowej stacji nt. stronniczości TVN-u. 

Jako ilustracja pokazywany był fragment audycji TVNu z redaktorem Cholewińskim uprawiającym tę wspomnianą stronniczość...





Ja jednak chciałem wtrącić słowo o tatarze.

Wszyscy redaktorzy lubią tatara. 

Wszyscy się nad nim rozpływają - jaki to smakołyk. Kawał zmielonego surowego mięsa ze świeżą siekaną cebulką ociapany surowym jajkiem. Po prostu delicje.

Przysmak każdego redaktora jak cała Polska długa i szeroka.

Jak to jest możliwe, żeby każdy miał taki sam gust?

A jak to jest możliwe, że każdy uważa rządy Łukaszenki na Białorusi za sfałszowane?

Dlaczego każdy jest przeciw? Nie ma nikogo, kto nie ma zdania, albo ma zdanie przeciwne?





Otóż redaktorzy nie mają zdania - zdanie ma prowadzący ich, albo właściciele stacji.

I to oni swoim podwładnym każą mówić to, co oni mówią.


Mamy tu sytuację, gdy zarówno strefy rządowe jak i medialne - nawet te przeciwne polskiemu rządowi - nie są tak naprawdę za opozycją białoruską, albo przeciw Łukaszence - oni są za rozwaleniem państwowości białoruskiej. 





Czy to tylko efekt  30 lat prania mózgu przez polskojęzyczne media?





Jaki będzie efekt wiadomo - jak na Ukrainie, Rumunii albo w Polsce w latach 90tych - rządy niemieckich ubeków i zagranicznych podmiotów, które się obłowią na majątku Białorusinów.

Teraz TVN idzie ręka w rękę z rządem, który na co dzień krytykuje i atakuje.

A może to rząd idzie ręka w rękę z TVNem??





Dziennikarze, publicyści w swoich relacjach, albo w rozmowie przed kamerami zajmują stanowisko społeczne - czyli polityczne, bo do spraw społecznych sprowadza się polityka - i stają się jedną ze stron.

Pan obywatel, jak chce się wypowiedzieć politycznie do społeczeństwa, to z reguły ma dostęp do kamer, gdy zostanie posłem. A pan dziennikarz zawsze ma ten dostęp.


Sytuacja jest taka, że dziennikarze "bezkarnie" całymi latami uprawiają politykę, tylko dlatego, że pracują w mediach, a pan poseł, jak się będzie słabo starał, to może następnym razem już nie będzie posłem i nie będzie go w telewizji. Poseł to taki przechodzień - jest, a za chwilę go nie ma. A dziennikarz jest zawsze.

I nie jeden dziennikarz traktuje posła, albo ministra z góry - podnosi na niego głos, jest napastliwy, przerywa mu niegrzecznie, macha tymi łapami - zupełnie jakby wszystko było na odwrót, jakby to poseł, który ma mandat od społeczeństwa, przyszedł do pana dziennikarza przeprosić za swe istnienie.

To pan dziennikarz jest personą,  a pan poseł - nikim?


Jak to jest możliwe, że istnieje coś takiego jak "dziennikarskie śledztwo"?

No, ja wiem, przecież sam coś takiego jakby uprawiam...

Tylko, że gdyby były polskie służby, a nie niemieckie, to nigdy by tego "śledztwa" nie było - bo nie byłoby potrzeby.



Jak to jest, że dziennikarze coś tam wykrywają - taki na przykład redaktor Latkowski - a policja, czy służby bezpieczeństwa - nie?

Wygląda na to, że pewnymi tematami nikt się nie zajmuje - bo to nie jest określone w prawie.

Tak jak ten w SKW, co mi powiedział, że to co opowiadam, to nie są sprawy wojskowe, więc to nie jest sprawa dla nich. Tak sobie myślę, że nawet ja sam tak na dobrą sprawę nie wiem, czy to jest niemiecki wywiad wojskowy czy cywilny, a pan z SKW od razu wiedział.

Nic nie sprawdził, żadnego śledztwa nie podjął, od razu powiedział, że to "nie jego brocha". 

Jasnowidz, czy co?



Otóż potworzyli sobie prawa i teraz tak:

ta służba odpowiada za przestępstwa zaczynające się na literę G i Ó, tamta za W, tamta za N, a jeszcze insza, za O.

A za inne sprawy, jak to leci w alfabecie - nikt nie odpowiada.

I każdy jest czysty.

Bo każdy jest kryty przepisami i to mu wystarcza.



Tylko kto te przepisy wymyślił?

I gdzie są dziennikarze ze swoimi śledztwami?

Oni też mają swoje paragrafy....



Wszystko jest starannie ustawione.



KODEKS KARNY
ROZDZIAŁ XVII

Przestępstwa przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej

Art. 127.

§ 1. Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu,
podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności.

§ 2. Kto czyni przygotowania do popełnienia przestępstwa określonego w § 1,
podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3.


" w porozumieniu z innymi osobami " - słowa klucze - bo jak ktoś samodzielnie do tego dąży, to karze nie podlega.


Prawda?


Można bezkarnie podważać istnienie państwa polskiego i żadne służby ani nawet nie mrugną, że coś tu nie tak. 


Ale niech tylko jakiś Synak usiądzie do komputera.... od razu wiedzą co robić.



Moim zdaniem, zarówno w polityce, administracji jak i w mediach potrzebne jest odgórne rozgraniczenie - oparte o wiek.

Osoby do 40 roku życia nie powinny mieć prawa ubiegania się o piastowanie stanowisk politycznych.

Jeśli chcą się spełniać w polityce winy mieć taką możliwość - ja wiem, jako doradcy, personel biura poselskiego czy coś takiego? 

Oczywiście ludzi niedojrzałych spotyka się i po 40tce, ale zawsze to jakiś hamulec.

Czy ktoś się z tym zgadza, czy nie, częściej błędne decyzje podejmuje się w młodszym wieku, choć jak wiadomo, to nie zasada... 

To taki pomysł na czasy poubeckie...



przedruk 

tłumaczenie automatyczne


W każdym państwie polityk wzywający do sankcji wobec własnego kraju kładzie kres swojej politycznej karierze, ponieważ życzy swojemu krajowi polityczny i gospodarczy upadek. Tę opinię politologa Wadima Borowika publikuje gazeta SB Białoruś Siegodnia, informuje BiełTA.

„Te prace są w toku. Odbyło się już pierwsze spotkanie w ramach Okrągłego Stołu Sił Demokratycznych, wzięli w nim udział parlamentarzyści, przedstawiciele różnych komitetów organizacyjnych, prawnicy i politycy.


Pracujemy nad decyzją (o odpowiedzialności - ok. BelTA) w dwóch formach.
Albo jest to ustawa o zmianie Kodeksu karnego i Kodeksu administracyjnego, albo dekret prezydencki.
Badamy obie opcje, zostaną przedłożone do rozpatrzenia przez głowę państwa.


Oprócz odpowiedzialności karnej i administracyjnej istnieje inna sugestia: ograniczenie w prawach politycznych.

Oznacza to, że osoby domagające się sankcji powinny być pozbawione prawa do kandydowania przez określony czas, uczestniczenia w działalności politycznej i wypowiadania się w kwestiach społeczno-politycznych.

Zależy nam na wypracowaniu jak najbardziej sprawiedliwego mechanizmu pobierania takich kosztów.
Na przykład, żeby członkowie rodziny nie ucierpieli: równie dobrze może się okazać, że matka i ojciec osoby destrukcyjnej wzywającej do takich działań w ogóle nie podzielają jego poglądów – zauważył ekspert.

Uważa również, że konieczne jest rozróżniać surowość przestępstwa.

"To jedno - trochę ograniczony obywatel dał lajka.

A to zupełnie inna sprawa, gdy polityk biega po europejskich przyjęciach i błaga o sankcje wobec swojego kraju. Taka osoba musi ponosić najcięższą odpowiedzialność i na zawsze zapomnieć o działalności politycznej jako zdrajcy interesów narodowych.

Należy rozumieć, że nawet sam pomysł omówienia sankcji, nie mówiąc już o ich wprowadzeniu, pogarsza klimat inwestycyjny w kraju, podważa zaufanie inwestorów i podważa wizerunek kraju na arenie międzynarodowej. Oznacza to, że krzywda została już wyrządzona nawet przez mówienie o sankcjach - podkreślił Vadim Borovik. - Dlatego nie chodzi tylko i nie tyle o chęć ukarania kogoś. Chodzi o potrzebę edukowania społeczeństwa do odpowiedzialności przed własnym krajem i własnymi ludźmi.


Tak więc, mimo wszelkich politycznych batalii, nieporozumień z takim czy innym punktem widzenia, nie ma nawet myśli o wezwaniu do sankcji w stosunku do własnego kraju!

Analityk uważa, że ​​na arenie międzynarodowej sankcje i inne naciski zewnętrzne są po prostu manipulowane przez zainteresowane osoby.

„Celem jest zdobywanie rynków i budowanie wpływów geopolitycznych.

Wiele stanów używa zbiegłych polityków - marionetek, które są całkowicie zależne od swoich zachodnich sponsorów - jako rzeczników opinii ludu. W międzyczasie przejmują rynki i lobbują swoje interesy na arenie międzynarodowej.

Nie bądź naiwny: świat to niezwykle ostra konkurencja, a wszystkie kroki są dokładnie przemyślane. Gdy tylko ktoś opuści rynek lub zmniejszy na nim swoją obecność, konkurenci natychmiast przejmują tę niszę. Dlatego różowe okulary o „walce o prawa człowieka” poprzez sankcje powinny zostać usunięte. Wszyscy walczą o własne, przede wszystkim ekonomiczne, interesy – podsumował Vadim Borovik.



https://www.belta.by/society/view/ekspert-rasskazal-o-vozmozhnyh-variantah-otvetstvennosti-za-prizyvy-k-sanktsijam-445500-2021/


http://libr.sejm.gov.pl/tek01/txt/kpol/1952a.html




czwartek, 21 stycznia 2021

Infopandemia - o co chodzi?

 

Soczysty przedruk z Gazety Bałtyckiej.

Domyślam się, że pomyłka w imieniu nieprzypadkowa i ma nawiązywać do mazowieckiego na usługach ub.

Jest to rzeczywiście zastanawiające, że Chiny nie biorą trwałego udziału w infopandemii.

Biorąc nawet pod uwagę fakt, że może chodzić o coś innego niż grypa covid, nawet Chiny winny

 jakoś się asekurować - patrz np. filmy: "Inwazja" z N. Kidman, "Jestem legendą" czy "World War Z..."



Tajemnicza choroba i ustawa 447. O co tak naprawdę chodzi?

Wiele wskazuje na to, że jednym z niewielu krajów, które praktycznie nie odczuły tego, co na świecie nazwano pandemią koronawirusa, jest Chińska Republika Ludowo – Demokratyczna.


Od lat zabiegająca o zwiększenie swojego udziału w szeroko rozumianej gospodarce światowej, o wyrugowanie Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej z roli największej gospodarki świata, światowego hegemona militarnego, jedynego państwa nadzorującego to, co na ziemskim globie jest realizowane. Sądząc po efektach, w realizacji swoich dalekosiężnych (?) planów Chińczycy uczynili znaczący krok naprzód.

To, co nie udało się przy pomocy świńskiej grypy, ptasiej grypy – zrealizowano przy pomocy grypy, której nadano naukową nazwę „covid-19”. Jeśli SARS-CoV-2 był zaplanowaną operacją chińskich służb specjalnych, to chwała im za pomysłowość i sprawność działania. I nagana dla takich służb innych krajów, które nie tylko nie potrafiły przewidzieć Armagedonu przygotowanego przez Chińczyków, ale także nie potrafiły przeciwstawić się jego realizacji.

Gospodarki większości państw świata będą długo jeszcze podnosiły się po wszelkiego rodzaju lockdownach, wyłączeniach, restrykcjach i t.p. Gigantyczne ilości dodrukowanych pieniędzy praktycznie wszystkich walut spowodują znaczący wzrost inflacji. Równoczesne ograniczenie skłonności konsumpcyjnych społeczeństw obu Ameryk, Australii i Europy może na tyle poważnie zachwiać światową gospodarką, że już teraz można zacząć zastanawiać się, co za kilka lat będzie podstawowym środkiem rozliczeniowym pomiędzy poszczególnymi państwami (jeśli te w ogóle pozostaną jako gospodarcze byty).

Na te pytania odpowiedzieć nie sposób. Można zastanawiać się jeszcze, jak niektóre państwa (te poważne, a do tego grona Polski zaliczyć w żaden sposób nie można) będą starały się przekuć sromotną porażkę w sukces (czy to gospodarczy, czy w zakresie zwiększenia kontroli i nadzoru nad ludnością, czy w zakresie współpracy z innymi, równie poważnymi państwami). Pewne symptomy działań w tym zakresie są już widoczne nawet dla przeciętnych ludzi. To tyle jeśli chodzi o ŚWIAT.

Maseczki i respiratory

Teraz POLSKA. Jestem skłonny oddzielić tu działania premiera Tadeusza Morawieckiego od działań pozostałych członków tak zwanej „rady ministrów”. Dlaczego – o tym w dalszej części tekstu. Dla mnie niespotykane jest wyjątkowo szybkie podjęcie przez premiera decyzji o zamrożeniu gospodarki i głębokości tego zamrożenia. W marcu 2020 roku świat dopiero dowiadywał się o tajemniczej chorobie. A nasz premier już zamykał hotele, szkoły, restauracje, zakazywał wchodzenia do lasu, przemieszczania się i tak dalej, i tak dalej. Wszystko to w sytuacji, gdy dosłownie trzy miesiące wcześniej z dumą ogłaszał, że w roku dwa tysiące dwudziestym Rzeczpospolita będzie miała zrównoważony budżet.

Odnoszę wrażenie, że premier wyjątkowo szybko zorientował się (otrzymał informacje?), co będzie się działo i natychmiast skorzystał z okazji, by zagwarantować sobie możliwość wydawania pieniędzy praktycznie bez ograniczeń. Do swych działań zaprzągł niektórych ministrów. Natychmiast rozkwitła ich radosna twórczość. A przy okazji mogliśmy poznać ich wiedzę i umiejętności. W tym drugim zakresie na szczególny podziw zasługują akcje, które ja nazwę symbolicznie: „maseczki i respiratory”. Przy czym jeśli o maseczki chodzi, to mam na myśli nie tylko sposób ich kupowania (przypomnę, po uprzednim upłynnieniu przez Agencję Rezerw Materiałowych znaczących ich ilości z powodu zbliżającego się terminu przeprowadzenia koniecznych badań certyfikujących), ale także sprowadzania (tu wspomnę piękny samolot Mrija) i uzasadniania ich przydatności. W tej roli minister Łukasz Szumowski odegrał rolę zaiste niezapomnianą. Gdyby rzecz dotyczyła aktorstwa, Oscar murowany.

Oczywiście na maseczkach i respiratorach zagadnienie się nie kończy. Prawdziwy biznes realizowany jest na szczepionkach – „nieszczepionkach”. Tak zupełnie na marginesie: informacja rządzących, że „szczepionki” będą bezpłatne – jest nieprawdziwe. Każdy z polskich podatników łoży na nie gigantyczne pieniądze. Tyle jeśli chodzi o umiejętności rządzących.

Łamanie prawa

A teraz kilka słów o wiedzy. Dziś już każdy przeciętny Polak wie, że wprowadzając różnego rodzaju ograniczenia, nakazy i zakazy, rządzący wielokrotnie na przykład złamali zapisy polskiej Konstytucji. Osobiście widzę tylko jedną możliwą przyczynę takich działań. Jest nią gigantyczne, kompletne nieuctwo i brak znajomości obowiązującego prawa. (Jakoś żadna spiskowa teoria dziejów nie przemawia do mojej wyobraźni – mimo, że wiele może wyjaśnić). „Grupa trzymająca władzę”, opanowana dziejową misją naprawiania Rzeczpospolitej albo nie zdaje sobie sprawy ze swoich braków edukacyjnych i ograniczeń wynikających z przepisów hierarchicznego prawa, albo doszła do wniosku, że w realizowaniu owej misji „dla dobra Polski i Polaków” może robić wszystko. I jedna i druga motywacja w zasadzie wyklucza tych ludzi z grona rządzących. Mam głębokie przekonanie, że społeczeństwo potwierdzi to stanowisko w czasie najbliższych wyborów.

Ten brak wiadomości i niechęć (niemożność) ich zgłębiania dał się zauważyć już przy próbie odwołania przed upływem kadencji Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego. Zakazy przemieszczania się (wprowadzane kolejnymi rozporządzeniami) tylko potwierdziły stan prawniczej wiedzy (lub szacunku dla zapisów ustawy zasadniczej) w kręgach rządzących. Do szczególnie śmiesznych, ale i strasznych chwil doszło, gdy premier rządu publicznie oświadczył, że „bez zmian legislacyjnych” (to takie retoryczne „obejście” sformułowania – bez zmiany Konstytucji) nie można skutecznie ograniczyć prawa do swobodnego przemieszczania się, a dwie godziny po nim jego ministrowie dalej stwierdzali, że policja będzie takie ograniczenia egzekwowała.

Tu pozwolę sobie na kolejne niewielkie wtrącenie. Jeśli ktoś będzie posiadał umiejętności pana Antoniego Macierewicza (tego od wyjaśniania katastrofy smoleńskiej), to może szybko wysnuć wniosek, że: kwarantannę można podciągnąć pod pozbawienie wolności bez wyroku sądu, zakaz wychodzenia z domu w celach innych niż dla zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych – również, pozbawienie młodzieży do szesnastego roku życia możliwości wychodzenia z domu bez opieki dorosłych w okresie na przykład ferii – można zakwalifikować jako sprowadzenie powszechnego zagrożenia zdrowia dużej grupy ludności, że nakaz zasłaniania nosa i ust można zakwalifikować jako – zakazane w Konstytucji – tortury lub (również zakazane) nieludzkie, niegodne traktowanie.

Metoda przekazywania decyzji administracyjnych drogą krótkich wiadomości tekstowych nie jest przewidziana w polskim prawie. Nie ma w nim również żadnych zapisów pozwalających wprowadzać jakiekolwiek ograniczenia, zakazy lub nakazy drogą informacji przekazywanych przez premiera w czasie konferencji prasowych.

Kaczyński jak Gomułka

Niektóre z wymienionych przeze mnie czynów kwalifikują się jako przestępstwa nie podlegające przedawnieniu. I tu kolejna refleksja. Jaka jest w tym wszystkim rola Jarosława Kaczyńskiego? Sięgnę do analogii historycznej. Pan Kaczyński zapewne wzoruje się na Władysławie Gomułce. Nic w tym dziwnego. Najwyraźniej Prezes Prawa i Sprawiedliwości widzi, że tamto państwo było o wiele lepiej zorganizowane niż dzisiejsza Rzeczpospolita.

Niektórzy twierdzili, że pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku ten, wówczas już niemłody „wódz naczelny” PRL-u, był całkowicie odcięty od wiadomości na temat sytuacji panującej w kraju. Ówczesna plotka głosiła, że I sekretarz PZPR na przykład otrzymywał Trybunę Ludu (codzienna gazeta, „organ KC PZPR”) drukowaną specjalnie dla niego na kredowym papierze. Mam wrażenie, że ci, którzy dzisiaj mają łatwy dostęp do „ucha prezesa”, również przekazują mu informacje na takim „kredowym papierze”.

Ustawa 447

Wrócę na chwilę do Prezesa Rady Ministrów. Swoją przewagę intelektualną i w zakresie wiedzy merytorycznej nad większością członków Rady Ministrów pokazał, gdy próbował wycofać się z zapisów rozporządzenia łamiących wprost zapis Konstytucji („godzina policyjna”). Nie wierzę, że Mateusz Morawiecki nie zdaje sobie sprawy ze skutków gospodarczych swoich działań. A w takiej sytuacji pojawia się pytanie – dlaczego to robi? Jakoś dziwnie kojarzy mi się to wszystko z amerykańską ustawą 447.

Wyobrażam sobie na przykład, że praktycznie większość polskich restauracji, hoteli, pensjonatów po prostu splajtuje. Za tanie pieniądze zostanie przejęta (kupiona?) przez organizację typu „narodowy holding nieruchomości”. Za dwa, najdalej za dwa i pół roku władze Rzeczpospolitej w skład rady nadzorczej owego holdingu powołają przedstawicieli wielkiego narodu mieszkającego gdzieś w odległej Palestynie. Skoro pani Kopacz nie udała się „prywatyzacja” lasów państwowych, to może obecnym władzom uda się z innymi nieruchomościami? Wszak temat trzeba w końcu załatwić! Polacy będą mogli przypomnieć sobie stare, przedwojenne porzekadło: „wasze są ulice, nasze – kamienice”. Cóż pozostaje nam?

Mam wrażenie, że najgorszym rozwiązaniem byłoby obrazić się na Polskę, machnąć ręką i ewentualnie wyjechać z kraju. Teraz, gdy państwo jest w kompletnym rozkładzie, gdy skapitulowało na wszystkich frontach, jego obywatele powinni po prostu wziąć się do roboty!

Młodzież powinna rozpocząć proces samokształcenia. Zacząć poszukiwać wiadomości w bibliotekach, czytać klasykę i wartościowe podręczniki. Wymieniać się wiadomościami, dzielić problemami, dyskutować, wyciągać wnioski. Korzystać z wiedzy nauczycieli. Zapewniam, że wśród pedagogów jest wielu, bardzo wielu rzetelnych, z bogatym zasobem wiedzy, chcących ją przekazywać młodszemu pokoleniu. Teraz, gdy państwo jest w upadku, czas upowszechniać postawę tych ludzi, którzy ciągle jeszcze zachowują się zgodnie z naszymi, tradycyjnymi, polskimi wartościami. Dla których etyka, moralność, uczciwość – nie są pustymi hasłami. Wielu takich jest i wśród sędziów, i lekarzy, i profesorów, i dziennikarzy. Po prostu wielu ich jest wśród nas. Trzeba ich pokazywać.

Żeby nie być gołosłownym. Przesłano mi ostatnio wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu w sprawie o sygnaturze II SA/Op 219/20. Polecam wszystkim uzasadnienie do tego wyroku. W tym uzasadnieniu sędziowie w składzie: przewodniczący – sędzia WSA Krzysztof Sobieralski, sędzia WSA (spr). Krzysztof Bogusz, sędzia WSA Elżbieta Kmiecik dokonali całościowej, kompleksowej oceny sytuacji prawnej dotyczącej kar nakładanych w drodze administracyjnej na przedsiębiorców.

Mówiąc wprost, na obecnych regulacjach prawnych, sposobie egzekwowania (a właściwie – próbach wymuszania na obywatelach posłuchu) przez władze „prawa” sędziowie nie zostawili suchej nitki. Ich praca dowodzi, że są niezależnymi sędziami, że znają prawo i potrafią je stosować. Dowiedli także, że w żaden sposób nie można ich zastraszyć. Tak, stawiam wymienionym sędziom Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu swego rodzaju pomnik. Bo to Ich należy stawiać za wzór społeczeństwu. Takich ludzi, Ich działania, Ich postawy należy popularyzować.

Czas przestać „zachwycać się” wszelkiej maści celebrytami, ludźmi władzy, gwiazdkami jednego sezonu polującymi na swoje pięć minut w telewizorze. Oni nie pomogą Polsce ani Polakom, gdy zajdzie potrzeba bronienia naszych swobód i wolności.



I jeszcze słowo o mandatach.


Policjant ma mieć nad nami jeszcze większą władzę! Oto najnowszy pomysł rządzących



Najwyraźniej władza PiS trzęsie się w posadach. Widać to po kolejnych projektach regulacji „prawnych” proponowanych przez poszczególnych funkcjonariuszy tej partii. Cudzysłów nie był przypadkowy! Wiele z przedkładanych propozycji łamie Konstytucję, narusza fundamenty porządku prawnego mającego swe podstawy gdzieś w starożytnej Grecji i Rzymie. Przykład z ostatnich dni jest porażający. Mam na myśli przekazany do Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej projekt „ustawy o zmianie ustawy – Kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia”.



Jedną z ważniejszych zmian proponowanych w tym wiekopomnym projekcie jest zapis pozbawiający obywatela prawa do odmowy przyjęcia mandatu nakładanego przez funkcjonariusza. Oznacza to, że z chwilą wejścia w życie ustawy funkcjonariusz będzie arbitralnie uznawał, że obywatel popełnił czyn karalny (wykroczenie) i będzie mógł go ukarać grzywną. (Jak to enigmatycznie rozszerzają co bardziej „światli” prawnicy, nakładaną w drodze mandatu karnego).

Jak się to ma do zapisu Konstytucji mówiącego o tym, że „każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu”, nawet nie będę się zastanawiał. Jak też nad innymi problemami, które pociągnie za sobą przyjęcie tego projektu (sejmowa większość, posłuszna prezesowi, naczelnikowi, wicepremierowi, posłowi Jarosławowi Kaczyńskiemu niewątpliwie ten dokument przegłosuje, a pan Prezydent Rzeczpospolitej, mocą autorytetu swego długopisu, zatwierdzi go do stosowania).

Widać wyraźnie, że „przewodnia siła narodu” dąży za wszelką cenę do odbudowania Polski silnej jak niegdyś. Zastanawiam się tylko, czy ideałem, do którego prowadzi nas Jarosław Kaczyński, jest Polska wczesnego Władysława Gomułki, czy może raczej późnego Bolesława Bieruta.

Napiszę wprost. Żaden z tych ideałów nie jest godzien ani pożądania, ani polecenia. Ponieważ nie jestem prawnikiem, nie będę się znęcał nad dalszymi prawnymi konsekwencjami, jakie przyjęcie tego potworka może na nas sprowadzić. Ale nie mogę pominąć innych aspektów sprawy.

Pierwszy z nich to wyjątkowe potraktowanie ogółu obywateli Rzeczpospolitej w uzasadnieniu ustawy, dołączonym do projektu. Okazuje się, że zdaniem posłów, autorów projektu, obywatele odmawiający przyjęcia mandatu niejednokrotnie działają w sposób impulsywny i nieprzemyślany. Gratuluję szacunku dla współobywateli.

Inny niezwykle interesujący aspekt sprawy. Zgodnie z projektem obywatel ukarany grzywną w drodze mandatu karnego może odwołać się od tej kary w ciągu siedmiu dni, przedstawiając sądowi wszystkie znane mu dowody  mogące stanowić o jego niewinności bądź bezzasadności nałożenia kary.

W dotychczasowym systemie to policjant, mający do dyspozycji cały aparat państwa, przygotowywał materiały dowodzące, że obywatel popełnił wykroczenie. Miał na to bodaj trzydzieści dni. Jakie możliwości ma w tej sytuacji przeciętny Kowalski. On nawet nie może na ulicy poprosić człowieka, który ewentualnie mógłby świadczyć na jego korzyść, o dokumenty. O przepisach symbolicznie nazwanych RODO nawet nie wspomnę.

Żeby nie było całkiem łatwo, w postępowaniu sądowym odwołujący się, ukarany obywatel, nie może przywoływać nowych dowodów w sprawie chyba, że dowody te nie były mu znane w dacie złożenia odwołania! Kolejne kuriozum: mandat uważa się za odebrany także w razie odmowy odbioru mandatu, odmowy lub niemożności pokwitowania odbioru mandatu przez ukaranego. Wystarczy, że funkcjonariusz sporządzi na mandacie stosowną adnotację! Jak widać, społeczne przywoływanie funkcjonariuszy do przestrzegania Konstytucji, skutkujące coraz liczniejszymi przypadkami umarzania przez sądy spraw kierowanych do rozpoznania w związku z bezprawnie nakładanymi na ludzi restrykcjami „covidowymi” już się władzy przestały podobać. Czas najwyższy wziąć społeczeństwo krótko za twarz. W związku z tym przypominam mój wcześniejszy pomysł. Pisałem kiedyś o konieczności wprowadzenia „mandatów przedpłaconych”. W sytuacji gospodarczej klęski zgotowanej nam przez rządzących pozwoli to jeszcze przez jakiś czas udawać, że nic się nie stało. A po nas – choćby potop.



Xawery Lopiński



http://gazetabaltycka.pl/promowane/tajemnicza-choroba-i-ustawa-447-o-co-moze-chodzic

http://gazetabaltycka.pl/promowane/policjant-ma-miec-nad-nami-jeszcze-wieksza-wladze-oto-najnowszy-pomysl-rzadzacych


piątek, 29 maja 2020

Jak powstało prawo...



wg Amerykanów:


Na naszej planecie w dawnych czasach - w bardzo dawnych czasach, gdy nie było jeszcze cywilizacji - źli silni ludzie wypędzali tych słabszych z żyznych krain i zabierali je dla siebie.

Słabszych zepchnęli na gorsze ziemie. I kiedy już osiągnęli swoje cele:


to wtedy ustalili PRAWO.


"To jest nasze - a tamto - jest wasze. Jak wejdziesz na mój teren, to mam PRAWO wsadzić cię do więzienia. To jest właśnie PRAWO"


PRAWO wg złych i silnych - jest dla naiwnych, by trzymać ich w ryzach bez konieczności nieustannego wysyłania na nich armii.

Jak się nam spodoba, to powiemy w naszych telewizjach, że nie jesteś demokratą.

Albo że nie zapłaciłeś w terminie odsetek.

Albo wymyślimy cokolwiek na ciebie i będziemy o tym mówić ciągle, by wszystkich przekonać, że ty jesteś taki owaki.


I wtedy najedziemy ciebie lub twój kraj, by cię "ukarać" - zgodnie z PRAWEM.

I nikt nie piśnie, że coś się nie zgadza...



https://www.youtube.com/watch?time_continue=57&v=r2xakGZvLjI&feature=emb_logo


















środa, 21 grudnia 2016

Metodą na wariata


Z prezes SA Gdańsk Anny Skupnej „carycy” się śmiejecie?


Metodą na wariata, załatwiono w RP III setki grubych afer. Przypomnę tylko kilka i w zasadzie drobnych. Uniewinnienie bandziora „Słowika” przez Lecha „Bolesława” Wałęsę, przez długi czas było uznawane za miejską legendę, rozprowadzaną przez oszołomów. Mniej więcej w tym samym okresie zgnojono marszałka sejmu Andrzeja Kerna. Głośny romans córki Kerna z cygańskim dostarczycielem pizzy, nie schodził z nagłówków całymi miesiącami. Powstała też jakże mało śmieszna komedia „Uprowadzenia Agaty", oparta na kompletnych bzdurach i oszczerstwach. O kochliwym Cyganie córka Kerna chciałaby zapomnieć, a sam amant okazał się „Tulipanem”. 


Kilka lat później zrobiono wariata z posła Gabriela Janowskiego, bo nagle się okazało, że w 38 milionowym kraju nie ma żadnego zapotrzebowania na cukier, szczególnie polski cukier. Po tragifarsie nie została w Polsce jedna polska cukrownia, a Polacy kupują słodkawy miał w Lidlu. Takich „śmiesznych” historii można przytaczać tuzinami i one wszystkie niezmiennie posiadają dwie cechy. Po pierwsze są wyjątkową bezczelnością i poczuciem bezkarności dowcipnisiów, po drugie okradani i oszukiwani Polacy, śmieją się jak głupi do sera, nie ze złodziei, ale z tych, którzy złodzieja próbują złapać za fraki. Najnowszy dowcip i przerabianie na wariata to „caryca” i znów wszystko odbyło się według schematu. Niezbyt lotny poseł Suski, prostodusznie zapytał o kluczową dla Amber Gold kwestię. Rzecz się sprowadza do fundamentalnego ustalenia, jak to się stało, że „wymiar sprawiedliwości” był ślepy na oszustwa Plichty i kto za tym wszystkim stał?


Wszyscy wiedzieli, że takiej sprawy nie mógł sobie prowadzić byle asesor z sądu rejonowego, ale potrzebny był znacznie wyższy szczebel, żeby wydać 9 wyroków w zawieszeniu i nie bać się konsekwencji. Od chwili gdy afera Amber Gold wybuchła na dobre, w „mieście” zaczęło huczeć, a co odważniejsi dziennikarze zaczęli pisać, kto w Gdańsku jest numer jeden wśród sędziów. Pierwszymi odważnymi byli Marcin Wikło i Marek Pyza z „wSieci”, którzy dotarli do wielu rozmówców i dość szczegółowo poznali gdańskie stosunki „prawne”. Obaj Panowie nie podali jednak nazwiska „carycy”, która swój przydomek zawdzięcza pozycji, jaką w gdańskim sadownictwie zajmuje. Nie dziwię się, w tamtym czasie, ale i dziś za pisanie otwartym tekstem o sędziach tak można dostać po tyłku, że się ląduje z gołym tyłkiem, w zimie, pod mostem. Mnie odwagi zaczyna brakować, ale jestem na tyle głupi, żeby podać imię i nazwisko „carycy” – to Anna Skupna, prezes Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. Informację tę zweryfikowałem w kilku źródłach i za nią daję głowę, reszta to neverending story.


Sędzia Anna Skupna nie jest przypadkową osobą na przypadkowym miejscu. W 1982 roku, a więc w stanie wojennym, powołał ją na stanowisko sędziego rejonowego, wiceminister sprawiedliwości z gabinetu Jaruzelskiego. Powołanie minister Sylwester Zawadzki argumentował między innymi tym, że Skupna jest wieloletnim lojalnym i zaangażowanym członkiem PZPR. Pani sędzia od razu się wzięła ostro do roboty i zaczęła hurtowo wydawać wyroki na opozycjonistów. Próżno jednak czekać by w "Czarno na białym" z sędzią rozprawiły się media, jak z prokuratorem Piotrowiczem – nie ta liga. Wiele z tych politycznych procesów po latach zostało zweryfikowanych jako łamiące prawo, nawet w czasie PRL i w czasie stanu wojennego. Kilku skazanych uzyskało odszkodowanie. Ponad 30 lat sędzia Skupna jest obecna w gdańskich sądach i doskonale znają ją wszyscy sędziowie apelacji gdańskiej i nie tylko. Sędzia Milewski, prezes SO Gdańsk, pytany o „carycę” przez Suskiego, nie tylko rzucił sucharem, ale po prostu łgał. 

Zna Milewski Skupną i z całą pewnością wie, jaką ma ksywę w środowisku. Skąd wiem, jestem rolnikiem z Biskupina, gmina Chojnów, woj. dolnośląskie, nie prezesem SO Gdańsk i zajęło mi ustalenie tej oczywistości pół godziny. Milewski nie mógł nie znać "carycy" co więcej, to on zaciągnął Skupną do loży Lechii Gdańsk, gdzie siedzieli minister Kwiatkowski i premier Tusk. Dziś zeznawał minister Gowin, który szczegółowo opowiadał o spotkaniu w Gdańsku z prezesem SO Gdańsk i prezes SA Gdańsk, czyli z Milewskim i Skupną. Nie mam pojęcia, co poza ignorancją i samobójczymi instynktami, śmieszy Polaków w pytaniu i zwłaszcza odpowiedzi o „carycę”? Bez względu na to, jakie są zakulisowe działania sędzi Anny Skupnej i od razu napiszę, że nie mam na ten temat konkretnej wiedzy, bazuję jedynie na tym, co przeczytałem u Wikło i Pyzy, z całą pewnością prezes Sądu Apelacyjnego odpowiada za to, co się w jego apelacji dzieje. 

Żadnym, powtarzam, żadnym racjonalnym wyjaśnieniem, poza przymykaniem oczu, nie da się usprawiedliwić tego, że w gdańskiej apelacji w sprawie Amber Gold 9 wyroków w zawieszeniu i wyczyny Plichty były "niewidzialne". Mnie pytania o „carycę” nie śmieszą, zwłaszcza, że takich caryc w każdej apelacji na kierowniczych stanowiskach mamy przynajmniej po kilka. Skalę problemu pokazuje nie tylko sam Amber Gold, ale jeszcze bardziej pokazuje ostrożność redakcji i dziennikarzy, którzy starają się zwrócić uwagę, jednocześnie wiedzą, że pisanie otwartym tekstem to wyrok i dla nich i dla całej redakcji. Reformę sądownictwa zacząłbym od likwidacji jednej instytucji, tą instancją jest najbardziej patologiczna apelacja. Głupimi dowcipami znów usiłuje się przykryć coś, co jest jedną wielką tragedią trwającą od 27 lat i będącą kontynuacją poprzednich 45 lat.


6
33744 liczba odsłon


Matka Kurka

 

http://www.kontrowersje.net/z_prezes_sa_gda_sk_anny_skupnej_carycy_si_miejecie

 

 

piątek, 9 września 2016

"przeszłość jeszcze się definitywnie nie zakończyła".


Gauck: mimo upływu 70 lat krzywdy wypędzonych nie są naprawione

aktualizacja: 03.09.2016, 15:39




Prezydent Niemiec Joachim Gauck powiedział w sobotę podczas Dnia Stron Ojczystych w Berlinie, że choć ponad 70 lat minęło od zakończenia II wojny światowej, nie zostały naprawione wszystkie krzywdy doznane przez przymusowo wysiedlonych.


"Ponad 70 lat upłynęło od czasu, gdy 14 mln Niemców zostało wypędzonych ze swojej ojczyzny lub musiało z niej uciec" - powiedział Gauck w przemówieniu do przedstawicieli niemieckich ziomkostw obchodzących swoje doroczne najważniejsze święto, Dzień Stron Ojczystych (Tag der Heimat).


"Wciąż jeszcze nie zostały zaleczone wszystkie rany, nie zostały naprawione wszystkie krzywdy" - zaznaczył prezydent dodając, że mimo upływu siedmiu dekad "przeszłość jeszcze się definitywnie nie zakończyła".


Gauck przypomniał, że dopiero w zeszłym roku Bundestag przyznał odszkodowania niemieckim cywilom, których po drugiej wojnie światowej deportowano do ZSRR lub internowano w Polsce i Czechosłowacji, gdzie byli wykorzystywani do pracy przymusowej. Jego zdaniem symboliczne odszkodowania są ważnym sygnałem zainteresowania dla ludzi, którzy byli przez miesiące, a czasami lata wykorzystywani jako "ludzkie reparacje wojenne".
Od 1 sierpnia byli niemieccy robotnicy przymusowi i ich spadkobiercy mogą starać się o jednorazowe odszkodowanie w wysokości 2,5 tys. euro.


Prezydent skrytykował lewicowe i liberalne środowiska w RFN, które - jak mówił - "ze względu na politykę odprężenia z krajami Europy Wschodniej marginalizowały ofiary przymusowych wysiedleń". Utrata ojczyzny była w latach 70. i 80. w Niemczech Zachodnich powszechnie akceptowana jako "zbiorowa kara za popełnione przez Niemców zbrodnie" - mówił prezydent.


Jak podkreślił Gauck, po upadku żelaznej kurtyny byli przesiedleńcy mogą bez żadnych ograniczeń utrzymywać kontakty z miejscami, z których pochodzą. Za "godne uwagi" prezydent Niemiec uznał zabiegi Wrocławia o zachowanie w tym mieście śladów niemieckiej historii.


"Polski Wrocław nie jest prawnym następcą niemieckiego Breslau, a mimo to czuje się w coraz większym stopniu zobowiązany do zachowania niemieckiego dziedzictwa" - pochwalił Gauck. "Polscy wrocławianie nie chcą po prostu tylko mieszkać w (dawnych) budynkach, chcą również zmierzyć się z duchem panującym w tych murach, na dobre i na złe" - mówił prezydent.


Gauck nawiązał do kryzysu uchodźczego zaznaczając, że Niemcy muszą wywiązać się z "prawnego i moralnego obowiązku ochrony prześladowanych", a równocześnie nie narazić na szwank stabilności państwa i spoistości społeczeństwa.


Jak podkreślił, obecna sytuacja jest trudniejsza niż 70 lat temu, gdyż do Niemiec napływają ludzie mówiący innym językiem, wyznający inną religię i pochodzący z innego kręgu kulturowego. "Nie wolno ukrywać - mówił - że napływ uchodźców związany jest z ryzykiem nieznanym po 1945 roku".


"Żaden kraj przyjmujący osoby poszukujące schronienia nie może całkowicie wykluczyć, że wśród uciekinierów znajdą się osoby pragnące wyrządzić temu krajowi krzywdę lub że po przyjęciu się zradykalizują" - powiedział Gauck.


Prezydent dodał, że napływ imigrantów zmieni Niemcy, ale kraj pozostanie tym, czym jest obecnie, ponieważ proces integracji będzie sterowany przez państwo.


Szef Związku Wypędzonych (BdV) Bernd Fabritius wezwał do nadrobienia opóźnień przy budowie ośrodka politycznymi informacyjno-dokumentacyjnego poświęconego przymusowym wysiedleniom w XX wieku. Wspierana przez ziomkostwa placówka w Berlinie miała powstać w bieżącym roku, obecnie jej otwarcie jest przewidywane za dwa lata.


Fabritius, który jest następcą Eriki Steinbach, wyraził żal z powodu "opornie" rozwijającego się dialogu Związku Wypędzonych z "najwyższymi władzami politycznymi w Polsce". "Przyczyny leżą po obu stronach i są różnorodne" - ocenił działacz BdV.



Od początku podejrzewałem, że za terminem "gdańszczanie", albo "wrocławianie" czai się głębsza myśl.

Chodzi o to by nie pisać, że w tych miastach mieszkają Polacy (chwyt podobny do "naziści" zamiast "niemcy"), a poza tym - jak się zaczną plebiscyty, to "wrocławianie", czyli Werwolf  opowiedzą się za ...niemcami?

Czy może po prostu dojdzie do poprawienia wyników wyborów jak to ma ostatnio miejsce.

Czy wtedy  "przeszłość zakończy się definitywnie"?

P.S.:

"Polski Wrocław nie jest prawnym następcą niemieckiego Breslau" - znowu to samo co przy Oświadczeniu RM Gdańska

Niemcy i niemiecka 5 kolumna z Gdańska negują prawa Polski do tych terenów.




http://www.rp.pl/Polityka/160909732-Gauck-mimo-uplywu-70-lat-krzywdy-wypedzonych-nie-sa-naprawione.html#ap-1



środa, 22 stycznia 2014

Jeszcze o granicach











Są rzeczy, których nigdy nie należy zapominać.

Ani odpuszczać.



Graniczne pytania
 
11.04.2005
 
 




BERLIN (Relacja własna)



Niemiecki Bundestag powinien ,,bezwarunkowo i w myśl prawa międzynarodowego" uznać granicę między Polską a Niemcami. 

Żąda tego Polsko-Niemieckie Stowarzyszenie Federalnej Republiki Niemiec w apelu ogłoszonym z okazji zbliżającego się dnia 8 maja. Jak twierdzi w rozmowie z german-foreign-policy.com prof. Christoph Koch, przewodniczący stowarzyszenia, strona niemiecka zobowiązała się w traktacie granicznym z 14 listopada 1990 roku zaledwie do rezygnacji z przemocy w stosunku do swego wschodniego sąsiada. 

Jego zdaniem, Polska miała wówczas ,,niepowtarzalną historyczną szansę" przeforsowania w sojuszu z członkami koalicji antyhitlerowskiej bezwarunkowego uznania swej zachodniej granicy. Bonn miał zaś ,,z zimną krwią wykorzystać" brak zgody między Warszawą a aliantami.
 
 
Zbyt skłonni do ustępstw
 
Jak można przeczytać w apelu Polsko-Niemieckiego Stowarzyszenia, w roku 1990 Niemcy ,,zdołały w brawurowej akcji dyplomatycznej uniknąć ostatecznego uregulowania stosunków między Niemcami a Polską, do jakiego dążyły zwycięskie mocarstwa II wojny światowej". 1) 

Zamiast uznania w sposób wiążący prawnie polskiej granicy zachodniej mieliśmy do czynienia, zdaniem autorów apelu, jedynie z ponownym paktem o nieagresji, jaki istniał już od czasu zawarcia układu z Polską 7 grudnia 1970 roku. 

Polacy okazali się tak skłonni do ustępstw, że alianci ,,jedynie wzruszyli ramionami", opisuje sytuację z 1990 roku Koch w rozmowie z redakcją. Zawarty w traktacie termin ,,nietykalna"(unverletztlich) w odniesieniu do granicy miałby być ,,być może jedynie pomyłkowo użytym słowem" 2), jak krytykował wysublimowany język dokumentu ówczesny francuski minister spraw zagranicznych, Roland Dumas. W traktacie w sposób zamierzony miano unikać prawnie wiążącego terminu ,,nienaruszalna"(unantastbar). 3)

 
 
Rzesza Niemiecka
 
,,Podstawą oszustwa", czytamy dalej w apelu, ,,jest wielokrotnie potwierdzana i artykułowana przez Federalny Sąd Konstytucyjny doktryna Niemiec, [mówiąca o] dalszym istnieniu Rzeszy Niemieckiej po 8 maja 1945 roku".

,,Rzesza Niemiecka nadal istnieje, posiada teraz jak i przedtem zdolności prawne, jednak jako jedno państwo nie jest zdolna do działania z powodu braku organizacji, a przede wszystkim ze względu na brak organów instytucjonalnych"- to już nie słowa apelu, lecz fragment wyroku Federalnego Sądu Konstytucyjnego w sprawie traktatu z NRD z 1972 roku (tzw. Grundlagenvertrag).



 Te wnioski wywodzą się, zdaniem najwyższego niemieckiego sądu, z niemieckiej konstytucji. Zgodnie z nimi, Republika Federalna ,,nie może podejmować jakichkolwiek działań, podważających zasady rzekomo wciąż istniejącej Rzeszy Niemieckiej, na wypadek gdyby miała ona kiedyś odzyskać swobodę działania", ocenia Koch w rozmowie z german-foreign-policy.com. ,,To jest zastrzeżenie rewizji, ciążące nad wszystkimi działaniami Niemiec w obszarze polityki zagranicznej".




Teraz albo później
 
W przypadku ,,doktryny Niemiec" miałoby chodzić o ,,abstrakcyjną pozycję prawną", której konkretnych skutków nie można wprost rozpoznać, mówi Koch, ostrzegając jednak przed jej lekceważeniem. 

To jest pewna różnica, czy (...) nie wykorzystuje się politycznie jakichś swoich praw (...), czy rezygnuje się z nich w sensie prawnym", głosi wyrok Federalnego Sądu Konstytucyjnego w sprawie traktatu z NRD.

,,Ustawa zasadnicza wymaga, (...) by (...) żadne w niej zawarte prawo, które teraz albo później mogłoby być wykorzystywane jako argument do wspierania dążeń do ponownego zjednoczenia, nie było anulowane".

Już teraz miałyby być widoczne ,,daleko idące konsekwencje" faktu, że Polska nie przeforsowała bezwarunkowego uznania polsko-niemieckiej granicy, pisze Polsko-Niemieckie Stowarzyszenie. Uznanie granicy w niewystarczający sposób znajduje swój wyraz w debacie na temat przesiedlenia ( ,,wypędzenia") 4)Niemców i wytaczanych w Strasburgu procesach odszkodowawczych niemieckich przesiedleńców. 5)

 
 
Niemieckie problemy
 
Większość różnych polsko-niemieckich stowarzyszeń powstała w latach 70-tych w kręgach zbliżonych do SPD, by zdobywać poparcie w szerszych masach społecznych dla ,,nowej polityki wschodniej"

Z kolei Polsko-Niemieckie Stowarzyszenie Federalnej Republiki Niemiec, najstarsze spośród nich, gdyż powstałe w roku 1950, od początku prowadzi politykę ukierunkowaną na realizację konkretnych zasad i wartości. Przede wszystkim od samego początku zabiegało o bezwarunkowe uznanie polskiej granicy zachodniej. 

Przyczyny ,,popsucia się stosunków polsko-niemieckich" miałyby tkwić ,,w trudnościach Niemiec (...) z ukształtowaniem bezkonfliktowych i owocnych stosunków sąsiedzkich ze swymi europejskimi, a w szczególności wschodnimi sąsiadami", można przeczytać w biuletynie stowarzyszenia. 

Kto porusza ten temat, prowokuje ,,zaciekły opór wszystkich tych, (...) którzy (...) obstają przy przekonaniu, że współczesne Niemcy nie odnalazły jeszcze swojego właściwego miejsca". 6)
 
 
 

nie wykorzystuje się politycznie jakichś swoich praw” - czyli Niemcy niby mają prawo, ale z niego nie korzystają do czasu jak pokojowo nie przejmą Polski.






1) Appell der Deutsch-Polnischen Gesellschaft der Bundesrepublik Deutschland e.V. an den Deutschen Bundestag zum 60. Jahrestag des Endes des Zweiten Weltkriegs am 8. Mai 1945; www.polen-news.de/appell.htm
2) Christoph Koch: Unsere Arbeit geht weiter. Leit-Referat auf der Hauptversammlung am 11./12. März 2000 zum 50 jährigen Bestehen der Gesellschaft; www.polen-news.de/puw/puw5507.htm
3) Więcej na temat treści traktatu i jego implikacji przeczytać można w wywiadzie z Christophem Kochem (wersja oryginalna): Interview mit Christoph Koch
4) Zobacz także: Dialektyka pojednania
5) Zobacz także: ,,Skradziona ziemia", Rewanż jest sprawiedliwy
6) Christoph Koch: Unsere Arbeit geht weiter. Leit-Referat auf der Hauptversammlung am 11./12. März 2000 zum 50 jährigen Bestehen der Gesellschaft; www.polen-
news.de/puw/puw5507.htm 







http://www.german-foreign-policy.com/pl/fulltext/52412