Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zdrowie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zdrowie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 kwietnia 2024

Dzieci jako zaczyn przyszłego dobrostanu.





31 października 2023




Zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży rzutuje na życie przyszłych pokoleń.


Kiedy one wejdą w życie dorosłe staną się urzędnikami, politykami, kierownikami, dyrektorami, policjantami, żołnierzami, ale też - ochroniarzami - i od wszystkich tych ludzi będzie zależeć bezpieczeństwo państwa, bezpieczeństwo twojej rodziny i każdego innego - sąsiadów, znajomych, kolegów i koleżanek z pracy.


Dlatego niezmierne ważne jest nie pozostawianie ich pod wpływem massmediów, które "wychowują" zamiast rodziców, ale też przejmowanie kontroli nad tymi mediami, by one służyły dobru ogólnemu, a nie po prostu bogaceniu sie "dziennikarzy" celebrytów, a i często po prostu wygodnickich.

Ilu jest takich stałych dziennikarzy, którzy na codzień przygotowują "serwisy informacyjne" i pokazują się w telewizji? Będzie setka w czterech głównych stacjach?

100 ludzi wpływa na kształt i jakość informacji jaką codziennie otrzymują widzowie.
100 ludzi decyduje o losach 40 milionów ludzi w całej Polsce.

100!

Nie licząc oczywiście całego aparatu schowanego za tymi ludźmi, którego nigdy nie widać...

  
Skoro w obecnych czasach sabotażyści z werwolfa, żądni sławy i łatwych pieniędzy celebrytów (i  patocelebrytów) trzeba stworzyć własny przekaz

Jeżeli nie będziemy produkować odpowiednich dobrych komunikatów oraz informacji i zapełniać nimi przestrzeń informacyjną, to przestrzeń ta będzie nieustannie zbrukana bylejakością, która otaczając od najmłodszych lat człowieka, będzie psuć jego gust, zachwieje jego zdolnością oceny sytuacji, zdolością do dokonywania dobrych dla społeczeństwa wyborów.

Państwem trzeba kierować, gospodarzyć.

Demokracja to pułapka, bo jak ktoś już zacznie gospodarzyć, to może się to po 8 latach skończyć, przychodzi ktoś inny, kto najpierw burzy, co poprzednik pobudował i zaczyna stawiać od nowa coś innego, dodatkowo wymieniając ludzi na nowych, niekoniecznie z doświadczeniem,
Burzy porządek i w następnych wyborach polegnie, przyjdzie stary i zacznie odbudowę - stracił, my straciliśmy 4 lata, 8 lat, 20 lat - i tak w kółko... nieustanny chaos, ale chaos to jest kontrolowany - tylko nie widzać kontrolerów....


Demokracja we współczesnym świecie oznacza stan permanentnie niestabilny 

to w normalnej demokracji, a jeszcze dochodzą obce służby, które budują wpływy w kraju i dążą do osłabienia społeczeństwa i państwa









Państwem trzeba kierować, gospodarzyć

i dziećmi i młodzieżą też, aby zapewnić sobie przyszłość w jasnych barwach...


Wychowanie dzieci i młodzieży to nic innego jak projektowanie przyszłości społeczeństwa, przyszłości państwa.


I bytu każdego z obywateli tego państwa.

W tym twojego.









Lekarze w Polsce po raz pierwszy wezmą udział w punktowanych szkoleniach poświęconych rekomendowaniu czytania na głos dzieciom


12 października 2023



W listopadzie po raz pierwszy w Polsce odbędą się szkolenia dla lekarzy o wpływie głośnego czytania na rozwój dzieci. Pediatrzy oraz lekarze pierwszego kontaktu będą mogli zdobyć teoretyczną i praktyczną wiedzę w zakresie rekomendowania i upowszechniania czytania wśród małych pacjentów i ich opiekunów. Uczestnicy szkolenia otrzymają certyfikat, premiowany punktami edukacyjnymi Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie.

Szkolenie organizowane jest w ramach programu „Książka Na Receptę. Recepta na Sukces” przez Fundację Powszechnego Czytania. Celem projektu jest wspieranie prawidłowego rozwoju najmłodszych obywateli. Namawianie do codziennego czytania na głos dzieciom od urodzenia ma dać wymierne długofalowe efekty, by za dziesięć lat poziom zdrowia psychicznego i społecznych kompetencji Polaków był lepszy.

Organizatorzy szkolenia dla lekarzy podkreślają, że rekomendacja czytania i rozmowy z małym dzieckiem jest oparta na danych naukowych dobrej jakości: 

kiedyś była to intuicja, ale aktualnie dysponujemy badaniami, pokazującymi korzystny wpływ głośnego czytania książek dzieciom i oddziaływanie bogactwa słownego na rozwój ich mózgu.


„Dane naukowe wskazują, że czytanie i rozmowy z dziećmi od niemowlęctwa mają ważny wpływ na ich rozwój – emocjonalny, intelektualny i społeczny. Zaproszenie do kampanii lekarzy, po zapoznaniu się z opublikowanymi wynikami licznych badań naukowych, stało się oczywistością – lekarze to wspaniałe autorytety, ludzie, których powołaniem jest dbanie o nasze zdrowie i rozwój” – przekonuje Maria Deskur, prezeska Fundacji Powszechnego Czytania.

Autorytetem, z którym podjęła współpracę Fundacja Powszechnego Czytania, jest prof. Barry Zuckerman, amerykański pediatra, który jako pierwszy lekarz na świecie zapoczątkował zalecanie wczesnego czytania dzieciom jako interwencję medyczną.

„Rodzice czytający małym dzieciom stymulują ich język i kompetencje poznawcze, rozwój społeczny i emocjonalny, ponieważ tworzą najdogodniejszą sytuację do stymulacji mózgu. Dziecko, które czuje się bezpiecznie na kolanach rodzica, jest otwarte na stymulację, którą rodzic dostarcza poprzez bogactwo czytanego tekstu i rozmowy towarzyszącej. Z zachwytem obserwuję jak Fundacja Powszechnego Czytania i jej projekt 'Książka na receptę’ rozwija realizowanie tego działania dla dzieci w Polsce” – powiedział prof. Zuckerman, którego wykład będzie częścią zapowiadanych szkoleń.



„Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że to jest program i idea, w którą chcemy się włączyć. Badania są jednoznaczne: mózgi dzieci, które rosną w środowisku relacyjnie i semantycznie bogatym i przychylnym, wytwarzają więcej połączeń synaptycznych. To jest podstawowy fundament, dzięki któremu całe ich późniejsze życie, w wielu jego aspektach, nie tylko zdrowotnym, będzie lepsze. Jako pediatrzy dbamy o zdrowie mięśni czy kości naszych pacjentów, ale dbamy też o rozwój ich mózgów!” – mówi profesor Teresa Jackowska, prezes zarządu Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego, które jest partnerem programu.

„Od lat zajmuję się komunikacją jako niezbywalnym elementem skutecznej medycyny. W programie 'Książka na receptę’ zachwyca mnie właśnie ten element – że pokazujemy mechanizmy wpływu na zdrowie psychofizyczne jako całość, że traktujemy pacjenta holistycznie, czyli bierzemy pod uwagę badania mózgu, badania środowiskowe, badania z zakresu psychologii i psychiatrii rozwojowej. Cieszę się, że mogę w programie uczestniczyć i zapraszam na szkolenia!” – dodał dr hab. Wojciech Feleszko, wykładowca Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, autor licznych książek, członek zarządu Sekcji Pediatrii European Academy of Allergy and Clinical Immunology.

Założeniem programu „Książka na receptę” jest odpowiednie przygotowanie personelu medycznego do „przepisywania na receptę” głośnego czytania dzieciom. Pismo „Medycyna Praktyczna Pediatria” już w 2019 roku rozdawało lekarzom recepty na czytanie jako partner projektu.

„Jako pierwsi w Polsce opublikowaliśmy (…) artykuł przeglądowy adresowany do lekarzy dotyczących efektów głośnego czytania książek dzieciom z krytycznym przeglądem danych naukowych i płynących z nich wniosków, które leżą u podstaw programu 'Książka na receptę. Recepta na sukces’. Zdając sobie sprawę, jak trudno w praktyce dodać do wizyty lekarskiej jeszcze jeden temat, widzimy jednak głęboką zasadność włączenia zalecenia czytania dialogowego w rodzinach do codziennej praktyki lekarzy rodzinnych i pediatrów” – przyznaje dr n. med. Jacek Mrukowicz, redaktor naczelny „Medycyny Praktycznej Pediatrii”.

Zapisy na bezpłatne wydarzenie przyjmowane są do 15 listopada na stronie programu „Książka na receptę”.







Stres w dzieciństwie zmienia system nagród w mózgu



To, że dziecko czuje się zestresowane w danym momencie, jest częścią codziennego życia. Jeśli możemy zaoferować mu strategie radzenia sobie w trudnych chwilach, strachu lub frustracji, maluch będzie w stanie skuteczniej radzić sobie z podobnymi sytuacjami w przyszłości. Problemy pojawiają się, gdy dzieci są narażone na zdarzenia chronicznego stresu.

Uporczywy stres w dzieciństwie ma poważny wpływ na zdrowie fizyczne i psychiczne każdego dziecka. Scenariusze życiowe, takie jak dorastanie w atmosferze porzucenia, deprywacji emocjonalnej lub bycia ofiarą przemocy, wpływają na rozwój mózgu. W związku z tym Rockefeller University w Nowym Jorku (USA) przeprowadził badania, które podkreśliły wpływ stresu na ciało migdałowate, korę przedczołową i hipokamp.

Regiony te ułatwiają procesy, takie jak regulacja emocji, i zdolności poznawcze, takie jak uwaga, refleksja i rozwiązywanie problemów. Niedawne badanie dostarczyło bardziej aktualnych i istotnych informacji. Stwierdzono, że stres w dzieciństwie zmienia system nagród w mózgu. Ta funkcja ma poważny wpływ na wiele obszarów.



Częstym ryzykiem u dzieci, które doświadczyły sytuacji o wysokim stresie, jest rozwój zachowań uzależniających.



Zmiany motywacji

Kluczowym wymiarem rozwoju potencjału jest motywacja. Wyznaczamy sobie cele, do których dążymy, marzymy o planach, które nas ekscytują i opracowujemy strategie pokonywania trudności. Jednak wspomniane badania, które zostały przeprowadzone we współpracy z różnymi uniwersytetami, takimi jak Princeton i Pittsburgh (USA), podkreślają, w jaki sposób stres w dzieciństwie zmniejsza motywację w zachowaniu.

Te niekorzystne doświadczenia zmieniają neurochemię mózgu, a wraz z nią optymalny rozwój niektórych regionów.

Jądro półleżące i brzuszny obszar nakrywkowy, połączone z mózgowymi systemami nagrody, również koordynują nasze ukierunkowane na cel zachowanie. Dorastanie w dysfunkcyjnej rodzinie może spowodować zmianę tej cechy.


Zwiększone ryzyko zaburzeń nastroju

Obwody nagrody dojrzewają przez całe dzieciństwo i okres dojrzewania. Dojrzewanie to kończy się dopiero w wieku 20 lub 21 lat. Dzieje się to w tym samym czasie, gdy dojrzewają obszary przedczołowe. Jednak stres zakłóca ich optymalny rozwój. Ma znaczący wpływ na poziom psycho-emocjonalny.

W takich przypadkach nie tylko zmniejsza się motywacja dziecka, ale także zmienia się jego poczucie przyjemności. W związku z tym przychodzi czas, kiedy trudno jest mu cieszyć się doświadczeniami, które zwykle są satysfakcjonujące dla wszystkich innych. Nowe hobby nie trwa długo, maluchowi trudno jest utrzymać zainteresowanie jakąkolwiek dziedziną lub tematem, a jego cele czy projekty przestają być ekscytujące już po kilku dniach.

Ponadto jego relacje społeczne pojawiają się i kończą zgodnie z potrzebami, a nie uczuciami. Dzieciom nie jest łatwo rozwinąć satysfakcjonujące więzi emocjonalne, ponieważ stale czują strach i niepewność. Czują także brak zainteresowania. Te zmiany w systemach nagrody w mózgu oraz trudności w czerpaniu radości lub odczuwaniu motywacji często występują wraz z zaburzeniami lękowymi i depresyjnymi.


Zwiększone ryzyko uzależnień

System nagród ma ułatwić nam powtarzanie zachowań lub strategii, za które otrzymujemy wzmocnienie. Wykonujemy je, ponieważ dzięki dopaminie te działania dają nam korzyść, dobre samopoczucie lub uczucie przyjemności. Na szczęście teraz lepiej rozumiemy, w jaki sposób i dlaczego stres w dzieciństwie zwiększa ryzyko, że dzieci wykażą jakąś formę uzależnienia w przyszłości.

Osoby, które w dzieciństwie doświadczyły przeciwności losu, wykazują mniejszą regulację impulsów i zdolność do refleksji. Do tego dochodzi potrzeba doświadczania nowych i intensywnych doznań. Co więcej, zdolność tych osób do odczuwania przyjemności jest poniżej przeciętnego progu.

To powoduje, że szukają intensywnych sytuacji, które oferują im wyższy poziom wzmocnienia dopaminy. Na przykład nadużywanie substancji oferuje doświadczenie „poczucia czegoś” poprzez intensywny, ale krótkotrwały zastrzyk dobrego samopoczucia. Łagodzi także ich stres i niepokój. Brak rozwiniętych funkcjonalnych umiejętności radzenia sobie w celu złagodzenia dyskomfortu zwiększa ryzyko uciekania się do uzależnień.



Co można zrobić?

Jest wielu młodych ludzi, którzy wykazują tego typu wzorce zachowań. Stresujące dzieciństwo często powoduje niską motywację, zaburzenia lękowe, depresję oraz uzależnienia behawioralne lub od substancji psychoaktywnych. Co można zrobić?

Ochrona dzieci powinna być podstawowym filarem każdej społeczności i rozwiniętego społeczeństwa. Dostrzeganie dysfunkcyjnej rodziny lub dziecka zaniedbanego lub maltretowanego jest czymś, co musi zostać ustalone w szkołach jako obowiązujący protokół. Jeśli jednak takie sytuacje już się wydarzyły, a nastolatek lub młody dorosły doświadcza problemów behawioralnych i psychicznych, musimy działać.

Im szybciej zainterweniujemy, tym szybciej będziemy mogli zapobiec wystąpieniu innych, poważniejszych schorzeń. W takich przypadkach pomocne może być wsparcie psychologiczne i społeczne, uzupełnione poradnictwem rodzinnym. 

Warto też przypomnieć słowa francuskiego neurologa i etologa Borysa Cyrulnika. Twierdził, że żadne dziecko nie jest skazane przez swoją przeszłość. Powiedział kiedyś, że: „Osoba nigdy nie powinna być zdeterminowana przez swoją traumę”.

Zmiana jest zawsze możliwa, a szczęście jest rzeczywistością, na którą zasługuje każdy człowiek.




Zdrowie psychiczne młodych ludzi pogarsza się. Dlaczego?

Obecnie coraz więcej specjalistów zauważa, że zdrowie psychiczne młodych ludzi pogarsza się w zastraszającym tempie. Depresja, lęki, problemy behawioralne i uzależnienia stale wzrastają u młodzieży, która jest przecież przyszłością naszego społeczeństwa.

Cierpienie młodzieży wpływa również na ich rodziny i ludzi wokół nich. Nic dziwnego, że pogarszające się zdrowie psychiczne młodych ludzi alarmuje pracowników służby zdrowia. W dzisiejszym artykule omówimy niektóre z możliwych przyczyn stojących za tym niepokojącym wzrostem.



„Pomimo wzrostu częstości występowania i rozpowszechnienia zaburzeń psychicznych w dzieciństwie i w okresie dojrzewania, do tej pory przeprowadzono tak naprawdę niewiele badań”.

-Esperanza Navarro Pardo-
Zdrowie psychiczne młodych ludzi jest przedmiotem badań

Udowodniono, że zdrowie psychiczne młodych ludzi stopniowo się pogarsza. Dowodzą tego wskaźniki rozpowszechnienia (Pardo, 2012).

„Rozpowszechnienie” to termin służący do ilościowego określenia liczby przypadków w określonym odcinku czasu. WHO ostrzega, że obecnie nawet 30 procent młodych ludzi cierpi na zaburzenia psychiczne.

Zaburzeniami najczęściej występującymi u młodzieży są zaburzenia zachowania (zwłaszcza u chłopców) oraz emocjonalne (u dziewcząt). Badania przeprowadzone przez Esperanzę Navarro z Uniwersytetu w Walencji (Hiszpania) z udziałem 470 młodych ludzi wykazały, że:

21% młodych osób cierpiało na zaburzenia zachowania.
17% cierpiało na zaburzenia lękowe.
11% miało ADHD.
4% cierpiało na zaburzenia odżywiania.

Ponadto Vallejo Pareja (2022) twierdzi, że nastąpił również wzrost liczby przypadków zachowań nadpobudliwych, a także destrukcyjnych. Powyższe dane skłaniają do postawienia pytania o przyczyny pogarszania się stanu psychicznego wśród młodych ludzi.



„Kilka prac badawczych przeprowadzonych w różnych krajach zbiega się z wartością globalnego wskaźnika zaburzeń u młodych ludzi, który wynosi mniej więcej 20”.


-María del Carmen Bragado Álvarez-

Czy życie jest obecnie trudniejsze niż dawniej?

Jeśli spojrzymy na niedawną przeszłość, być może uda nam się zrozumieć przyczyny wpływające na zdrowie psychiczne młodych ludzi. Musimy zatrzymać się i zastanowić nad ostatnimi wydarzeniami, które wpłynęły na nasze społeczeństwo, takimi jak:

Wielki kryzys. 

Uderzył w cały świat, a jego najintensywniejszy okres datuje się na lata 2008-2013. W rzeczywistości społeczeństwo nigdy tak naprawdę nie podniosło się z jego skutków. Jednym z takich następstw było bezrobocie młodzieży.

Pandemia w 2020 r. Niestety, kiedy wszystko wskazywało na to, że wielki kryzys już za nami, a społeczeństwo zdawało się wkraczać w nowy „złoty okres”, wirus SARS-CoV-2 zatrzymał wszystko w miejscu.

Okres dojrzewania jest głęboko społecznym etapem życia. Poprzez interakcje z innymi ludźmi młode osoby budują swoją tożsamość. Jednak w czasie pandemii młodzież musiała zrezygnować z kontaktów towarzyskich. Miało to istotny wpływ na ich „normalny” rozwój.

Nauka potwierdziła ten fakt. Badania wykazały, że w okresie odosobnienia nastolatki czuły się bardziej samotne. W związku z tym częściej zwracały się do cyfrowych alternatyw w celu nawiązywania kontaktów towarzyskich. Fakt ten został powiązany ze wzrostem przypadków depresji i samobójstw.


Zdrowie psychiczne młodych ludzi – większa świadomość

Należy również zaznaczyć, że eksperci prowadzą obecnie badania o wyższej jakości. Na przykład badania dotyczące rozpowszechnienia były wcześniej przeprowadzano rzadko, obecnie jednak to się zmieniło. Może to oznaczać, że dane dotyczące częstotliwości występowania, wcześniej niepełne (a zatem zaniżone), teraz wzrosły w wyniku większej liczby badań. Oto postępy, jakich dokonano na przestrzeni ostatnich lat (Vallejo, 2022):Większa liczba badań klinicznych o wysokim rygorze metodologicznym dotyczących częstości występowania różnych jednostek klinicznych w dzieciństwie i okresie dojrzewania.

Większa kontrola, rygor i spójność uzyskanych wyników.
Lepsza identyfikacja elementów mających wpływ na etiologię zaburzeń u dzieci i młodzieży. W efekcie poprawa diagnozy.

Wzrost liczby etykiet diagnostycznych. W rzeczywistości w 1950 roku eksperci zidentyfikowali łącznie 106 zaburzeń. Obecnie jest ich aż 216 (Echeburúa, 2014).

Zdrowie psychiczne młodych ludzi i związane z nim problemy są głęboko zakorzenione w sytuacji kontekstowej. Zależą one od środowiska danej osoby. Liczą się czynniki takie jak praca, relacje rodzinne (oraz dobrobyt lub dyskomfort ich rodziców), a także szkoła czy też uniwersytet.

Z drugiej strony należy wziąć pod uwagę, że postęp w zakresie lepszej jakości badań i diagnozy również mógł przyczynić się do zauważenia pogorszenia stanu zdrowia psychicznego współczesnej młodzieży.



„Nie poddawaj się, nie trać nadziei, nie sprzedawaj się”.

-Christopher Reeve-








Lekarze w Polsce po raz pierwszy wezmą udział w punktowanych szkoleniach poświęconych rekomendowaniu czytania na głos dzieciom - Booklips.pl


Stres w dzieciństwie zmienia systemy nagród w mózgu (pieknoumyslu.com)

Zdrowie psychiczne młodych ludzi pogarsza się. Dlaczego? (pieknoumyslu.com)


Prawym Okiem: Pierwszy sługa (maciejsynak.blogspot.com)





czwartek, 7 marca 2024

Nanoplastik



Jeszcze raz - 

kto KILKANAŚCIE LAT TEMU rozpoczął nakłaniać ludzi do zwiększonego picia wody??





240 tys. drobin plastiku w jednej butelce wody. Nawet o tym nie wiesz




Kim Schewitz

12 stycznia 2024, 6:00




Według nowego badania, w litrze wody butelkowanej może znajdować się średnio 240 tys. kawałków plastiku, o rozmiarach tak niewielkich, że mogą one przedostawać się do krwiobiegu, poszczególnych komórek i narządów, w tym serca i mózgu. 


Badanie, opublikowane w czasopiśmie "Proceedings of the National Academy of Sciences" 8 stycznia, wykazało, że w wodzie butelkowanej znajduje się do 100 razy więcej cząstek plastiku, niż wcześniej udokumentowano. 

Te maleńkie kawałki plastiku, znane jako mikro- i nanoplastiki, zostały w ostatnich latach znalezione w oceanach, na szczycie Mount Everest oraz... w ludzkim krwiobiegu.


Mikroplastiki mają wielkość od pięciu mm do jednego mikrometra, czyli jednej milionowej metra. Dla porównania ludzki włos ma średnicę około 70 mikrometrów. Nanoplastiki są jeszcze mniejsze i mierzą mniej niż jeden mikrometr. Są one mierzone w nanometrach lub miliardowych częściach metra.


Stwierdzono, że trzy popularne w USA marki wody zawierają setki tysięcy maleńkich kawałków plastiku

Naukowcy przetestowali trzy popularne marki wody butelkowanej sprzedawanej w USA, których nazw zdecydowali się nie podawać. Przeanalizowali cząsteczki plastiku o wielkości do 100 nanometrów. Znaleźli od 110 tys. do 370 tys. plastikowych cząstek w każdym litrze, a średnio 240 tys. 90 proc. stanowiły nanoplastiki, a reszta to mikroplastiki.

— Nowe narzędzie udoskonalone podczas tego badania zasadniczo otwiera nam nowe okno do odkrywania niewidzialnego świata nanoplastików — powiedział Beizhan Yan, współautor badania i chemik środowiskowy z Lamont-Doherty Earth Observatory na Uniwersytecie Columbia.

Potencjalne zagrożenia dla zdrowia, jakie mogą stwarzać cząsteczki plastiku, nie są znane, ale ponieważ eksperci próbują dowiedzieć się więcej, zalecają w międzyczasie ograniczenie stosowania plastiku tam, gdzie to możliwe. Istnieją obawy, że mogą one wprowadzać toksyny i materiały syntetyczne do organizmu, powodując między innymi stany zapalne i inne problemy w układzie naczyniowym, hormonalnym i rozrodczym.

— Gdyby istniały poważne skutki kontaktu z cząsteczkami plastiku, już byśmy to widzieli. Chodzi o to, że przez całe życie jesteśmy narażeni na kontakt z tymi cząsteczkami, a zatem mamy potencjał, aby gromadzić je w naszym ciele do poziomów, które mogą przekraczać próg dla niektórych chorób — powiedział BI profesor Dick Vethaak, emerytowany profesor jakości wody i zdrowia na Uniwersytecie VU w Amsterdamie i Uniwersytecie w Utrechcie w Holandii.


Wciąż wiemy bardzo mało na temat nanoplastików. Powszechnie przyjmuje się jednak, że nanoplastiki są bardziej niebezpieczne niż mikroplastiki, ponieważ ich rozmiar oznacza, że mogą łatwo przeniknąć do organizmu, a także mają większy stosunek powierzchni do objętości, co oznacza, że jest więcej miejsca na wchłanianie zanieczyszczeń i przenoszenie ich do organizmu.

Vethaak twierdzi, że ludzie powinni być świadomi istnienia mikro- i nanoplastików i podjąć kroki w celu ograniczenia zużycia plastiku. 

Vethaak podzielił się trzema sposobami na uniknięcie ekspozycji na cząsteczki plastiku:Unikaj żywności i napojów pakowanych w jednorazowe opakowania plastikowe. Najlepiej pij ze szklanego pojemnika.
 
Nigdy nie podgrzewaj niczego w plastikowym pojemniku. Gdy plastik jest podgrzewany, może uwalniać mnóstwo cząstek.
 
Zadbaj o dobrą wentylację domu, ponieważ mikro- i nanoplastiki mogą być obecne w powietrzu i kurzu.

Autorzy badania stwierdzili, że osoby zaniepokojone obecnością nanoplastików w wodzie butelkowanej mogą rozważyć alternatywne rozwiązania, takie jak woda z kranu.

Autorzy nie radzą jednak zrezygnowania z picia wody butelkowanej, gdy jest to konieczne, ponieważ ryzyko odwodnienia może okazać się groźniejsze niż potencjalny wpływ ekspozycji na nanoplastiki.






sobota, 2 marca 2024

Tatuaże - szkodliwe dla zdrowia (2)


...również dla niemowląt 


2-fenoksyetanol wiąże się z dysfunkcją układu nerwowego u noworodków, których rodzice są wytatuowani.


rt.rs/magazin/78622-mastilo-za-tetoviranje-je-stetno-po-zdravlje/





23 LUTY 2024 




Kiedy robisz sobie tatuaż, czy wiesz, co wkładasz pod skórę? Według nowych badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Binghamton, etykiety składników na tuszu do tatuażu nie pasują do rzeczywistych substancji w butelce.

Wyprodukowany przez laboratorium adiunkta chemii Johna Swierka, artykuł "What's in my ink: An analysis of commercial tattoo ink on the U.S. market" został niedawno opublikowany w czasopiśmie Analytical Chemistry.

Laboratorium Świerka bada potencjalny wpływ światła na tatuaże i ich rozkład chemiczny. Na początku doktorantka Kelli Moseman – główna autorka artykułu, wraz z Ahshabibi Ahmedem i Alexandrem Ruhrenem – zauważyła, że tusze do tatuażu, które badali, zawierały substancje, których nie było na etykiecie. Czy były to produkty rozpadu spowodowane interakcją ze światłem, czy coś w atramencie od samego początku? Co właściwie znajduje się w butelce tuszu do tatuażu?

Naukowcy przeanalizowali tusze do tatuażu dziewięciu producentów w Stanach Zjednoczonych i porównali ich rzeczywistą zawartość z etykietą. Producenci byli różnorodni, od dużych, globalnych firm po mniejszych producentów; Atramenty, o których mowa, były dostępne w sześciu kolorach.

Spośród 54 atramentów, 45 z nich – 90% – miało poważne rozbieżności z zawartością na etykiecie, takie jak inne pigmenty niż te wymienione lub niewymienione dodatki.

Ponad połowa z nich zawierała niewymieniony glikol polietylenowy, który może powodować uszkodzenie narządów poprzez powtarzające się narażenie, a 15 zawierało glikol propylenowy, potencjalny alergen. Inne zanieczyszczenia obejmowały antybiotyk powszechnie stosowany w leczeniu infekcji dróg moczowych i 2-fenoksyetanol, który stanowi potencjalne zagrożenie dla zdrowia niemowląt karmionych piersią.

Ich badania nie są w stanie określić, czy niewymienione składniki zostały dodane celowo, czy też producentowi dostarczono nieprawidłowo oznakowane lub zanieczyszczone materiały.

"Mamy nadzieję, że producenci potraktują to jako okazję do ponownej oceny swoich procesów, a artyści i klienci potraktują to jako okazję do wywarcia nacisku na lepsze etykietowanie i produkcję" – powiedział Świerk.

Swierk zauważył, że badania nad wpływem tatuaży na bezpieczeństwo są nadal prowadzone. Reakcje alergiczne są najczęstszym negatywnym skutkiem i mogą być uporczywe, bolesne, a nawet szpecące. Szczególnym problemem są czerwone pigmenty, chociaż nauka nie ustaliła jeszcze, dlaczego.



Potencjalne zagrożenia związane z tatuażem zwykle koncentrują się na raku skóry i samych pigmentach, ale dodatki mogą również powodować ryzyko - w tym niektóre poza skórą. Jeśli klient zaczyna mieć problemy związane z tatuażem tygodnie, a nawet lata później, niewymienione składniki mogą utrudnić ustalenie, jaka reakcja ma miejsce i dlaczego.


Regulacje dotyczące tuszy do tatuażu na rynku amerykańskim są bardzo świeże. Pod koniec 2022 roku Kongres uchwalił ustawę o modernizacji przepisów dotyczących kosmetyków (MoCRA), która pozwoliła federalnej Agencji ds. Żywności i Leków po raz pierwszy uregulować tusze do tatuażu, w tym dokładne praktyki etykietowania; Wcześniej tusze do tatuażu były uważane za kosmetyczne i nie podlegały regulacjom.


"FDA wciąż zastanawia się, jak to będzie wyglądać i uważamy, że to badanie wpłynie na dyskusje wokół MoCRA" – powiedział Swierk. "Jest to również pierwsze badanie, które wyraźnie przyjrzało się atramentom sprzedawanym w Stanach Zjednoczonych i jest prawdopodobnie najbardziej kompleksowe, ponieważ przygląda się pigmentom, które nominalnie pozostają w skórze, oraz pakietowi nośnikowemu, w którym pigment jest zawieszony.

Ich badania koncentrowały się tylko na substancjach o stężeniu 2000 części na milion (ppm) lub wyższym, uważanym za wysokie stężenia. Przepisy europejskie uwzględniają jednak substancje w zakresie 2 ppm. Innymi słowy, w tuszach może znajdować się nawet więcej substancji niż te, które znalazło laboratorium.

Tusze do tatuażu dostępne na rynku amerykańskim i europejskim różnią się tym, że ten ostatni podlega surowszym przepisom, nadzorowanym przez Europejską Agencję Chemikaliów.

W przyszłości laboratorium zbada pigmenty zakazane w Europie i sprawdzi, czy te składniki są obecne w sprzedawanych tam tuszach do tatuażu. Obecnie pracuje nad badaniem skoncentrowanym na niebieskich i zielonych atramentach sprzedawanych w Europie, które zostały szczególnie dotknięte regulacjami chemicznymi.

"Naszym celem w wielu z tych badań jest wzmocnienie pozycji artystów i ich klientów. Tatuatorzy to poważni profesjonaliści, którzy poświęcili swoje życie temu rzemiosłu i chcą jak najlepszych wyników dla swoich klientów" – powiedział Swierk. "Staramy się podkreślić, że istnieją pewne niedociągnięcia w produkcji i etykietowaniu".






Co znajduje się w butelce tuszu do tatuażu? | Wiadomości z Binghamton

Kelly Moseman, chemistry Binghamtom University new york tatoo - Szukaj w Google

Badanie ujawnia ukryte składniki w 83% tuszów do tatuażu, co budzi obawy: ScienceAlert



środa, 12 kwietnia 2023

Zdrowe nawyki

 


przedruk
tłumaczenie automatyczne



"Model japoński został przyjęty przez kraje takie jak Brazylia, Peru, a Wielka Brytania również stara się wprowadzić Radio Taiso na dużą skalę."






Co Japończycy robią każdego ranka, o 6.30, aby żyć dłużej i lepiej


2022-01-16 





Od prawie 90 lat japońskie radio publiczne nadaje o 6:30 rano poranną rutynę narodu. Rytmiczne ćwiczenia fizyczne wykonywane na muzyce są integralną częścią japońskiego życia, w ich Ikigai.

Ikigai to japońska metoda poszukiwania celu w życiu. "Ten japoński termin określa przyjemności i znaczenia życia. Słowo składa się z iki (żyć) i gai (rozum)." Ale w świecie mającym obsesję na punkcie hierarchii społecznych, sukcesu finansowego i zawodowego, japońskie ikigai łamie rytm i nadal żyje w "królestwie małych rzeczy"**

Ikigai to w rzeczywistości etos zdrowia i długowieczności.

Z Olimpu mędrców zawsze mówiono nam, że szczęście leży w małych rzeczach i, możemy dodać, również w ich rutynie. Japończycy rozumieli to bardzo dobrze, będąc wiernymi niektórym tradycjom i zwyczajom, które sprawiły, że dziś mają najwyższą oczekiwaną długość życia (83 lata) i są na pierwszym miejscu i na najwyższym oczekiwanej długości życia w zdrowiu na świecie (73 lata).***


Japonia, spośród wszystkich państw świata, rozumiała najwcześniej, że stan zdrowia jest przede wszystkim indywidualną odpowiedzialnością, ale że ta właściwie propagowana odpowiedzialność może mieć "cudowne" skutki dla zdrowia całego kraju.

W 1928 roku Japończycy utworzyli Radio Taiso w celu poprawy zdrowia ludności, a Radio Taiso (calistenia) stało się powszechną praktyką Japończyków, która została przerwana dopiero podczas II wojny światowej.

Dla 90-letniego Japończyka w każdym wieku budzą się każdego ranka bardzo wcześnie, aby zrobić razem lub osobno Radio Taiso. Przez większość czasu praktyka odbywa się w grupach, w parkach, a nawet w pracy. Poza korzyściami fizycznymi, społeczności, które wspólnie praktykują ten rodzaj ruchu, są bardziej skuteczne i działają lepiej, a ludzie czują się spełnieni i mają głębokie, pozytywne poczucie przynależności.




3 minuty dziennie mniej na telefonie, mniej przed telewizorem lub komputerem, trzy minuty dziennie mogą zdziałać cuda w twoim życiu. Znajdź dla nich czas!


Radio Taiso (Radio Calistenie) – to praktycznie seria ćwiczeń rytmicznych wykonywanych na muzykę, transmitowanych przez ogólnopolską rozgłośnię radiową, ale także przez telewizję publiczną każdego dnia tygodnia, wcześnie rano o 6:30, ale także o godzinie 3 w południe.

Istnieją dwa rodzaje procedur tego typu ruchu. Pierwszy trwa około trzech minut i jest lżejszy, drugi trwa około 10, 15 minut i jest nieco bardziej wymagający. Obie praktyki obejmują podnoszenie i obracanie ramion, zginanie, skakanie i inne ćwiczenia mające na celu wprawienie każdego mięśnia w ruch. W 1999 roku wprowadzono specjalną rutynę dla osób na wózkach inwalidzkich lub mających inne problemy z poruszaniem się.

"Badania pokazują, że ludzie, którzy ćwiczą te ćwiczenia tylko przez kilka minut dziennie, znacznie poprawili gęstość kości, mają zmniejszone ryzyko udaru lub zawału serca i są ogólnie w znacznie lepszej kondycji fizycznej niż inni ludzie w ich wieku, którzy nie podejmują wysiłku" - mówi Yasuo Fukushi, sekretarz generalny Federacji Japońskiego Radia Taiso.

Każdego roku w Japonii około 27 milionów ludzi uczestniczy w porannych ćwiczeniach więcej niż dwa razy w tygodniu, niezależnie od tego, czy są w pracy, w domu przed telewizorem czy z sąsiadami w parku. Znajduje to odzwierciedlenie w zdrowiu Japończyków, którzy są znacznie lepsi niż inni mieszkańcy planety i którym udało się wygrać ważne bitwy w obliczu chorób, którym można zapobiec.

Model japoński został przyjęty przez kraje takie jak Brazylia, Peru, a Wielka Brytania również stara się wprowadzić Radio Taiso na dużą skalę. Ponieważ według badań przeprowadzonych przez rząd brytyjski "istnieją wyraźne dowody na to, że aktywne fizycznie osoby starsze mają niższe wskaźniki śmiertelności spowodowane: chorobą niedokrwienną serca, nadciśnieniem, udarem, cukrzycą typu 2, rakiem okrężnicy i piersi w porównaniu z bardziej nieaktywnymi dorosłymi".

3 minuty dziennie mniej na telefonie, mniej przed telewizorem lub komputerem, trzy minuty dziennie mogą zdziałać cuda w twoim życiu. Znajdź dla nich czas!




* Ikigai: Japońska metoda odkrywania celu w życiu Kena Mogi str. 14

** Ikigai Japanese Method of Discovering Purpose in Life by Ken Mogi str. 30

Światowa Organizacja Zdrowia Rumunia: średnia długość życia 76 lat, oczekiwana długość życia w zdrowiu 65 lat

Projekt wspierany przez Regina Maria Health Network – głównego partnera zdrowych nawyków.


Podejście edukacyjne, mające na celu stymulowanie umysłu i ciała współczesnego pacjenta.





Co Japończycy robią każdego ranka, o 6.30, aby żyć dłużej i lepiej (republica.ro)



niedziela, 10 stycznia 2021

Cząsteczki plastyku w łożyskach nienarodzonych dzieci

 przedruk z 23.12.2020

Szokujące odkrycie: mikroplastyczne cząsteczki mogą dostać się do łożyska!

Nasze osobiste połączenie z mikroskopijnymi fragmentami plastiku może nawet sięgać aż do macicy. Cząsteczki mikroplastyczne zostały po raz pierwszy ujawnione w łożyskach nienarodzonych dzieci, co według naukowców „jest bardzo niepokojące”.


Łożyska zebrane w środowisku wolnym od plastiku od sześciu matek zostały podzielone na skrawki, które zostały następnie rozpuszczone i przefiltrowane. Proces ten ujawnił 12 małych kawałków kolorowego plastiku, wszystkie o wielkości od 5 do 10 mikrometrów. Wszystko pochodziło z zaledwie czterech łożysk. Podczas gdy cztery fragmenty znaleziono w tkankach znajdujących się po stronie łożyska matki, pięć zidentyfikowano bliżej rozwijającego się płodu. Ostatnie trzy znaleziono osadzone w cienkiej błonie, która tworzy ścianę wokół płynu owodniowego. Może się wydawać, że nie jest to ogromna liczba cząstek, zwłaszcza biorąc pod uwagę ich rozmiar. Przeanalizowano jednak tylko około 4% każdego łożyska, co sugeruje, że całkowita liczba mikroplastików może być znacznie wyższa.

Łożysko jest szalenie złożoną agregacją tkanek ukształtowaną przez miliony lat ewolucji, aby izolować wyłaniające się życie na najważniejszym etapie jego rozwoju. Jego funkcja polega na filtrowaniu patogenów i innych potencjalnie niebezpiecznych materiałów z krwiobiegu matki. Jednocześnie łożysko dostarcza składniki odżywcze, przeciwciała i tlen.

Narząd ten, to nie tylko ochronna, ale także zróżnicowane i dynamiczne układy komórkowe, w których panuje delikatna równowaga hormonalna i odpowiednio dobrane w czasie reakcje biochemiczne.

Nie jest jeszcze jasne, czy mikroplastiki stanowią zagrożenie dla zdrowia nienarodzonego dziecka. Z drugiej strony wiadomo już, że wiele dodatków do tworzyw sztucznych, takich jak bisfenol A, zaburza gospodarkę hormonalną, zakłóca funkcje naszego organizmu, więc sama ich obecność w tak wrażliwej części ludzkiego ciała jest głęboko niepokojąca.

„To tak, jakby mieć dziecko cyborga: nie składa się już tylko z ludzkich komórek, ale jest mieszaniną biologicznych i nieorganicznych jednostek” ‒ powiedział Antonio Ragusa, dyrektor położnictwa i ginekologii w szpitalu San Giovanni Calibita Fatebenefratelli w Rzymie, który kierował badaniem.  

W badaniu, opublikowanym w czasopiśmie Environment International, naukowcy doszli do wniosku: „Ze względu na kluczową rolę łożyska we wspieraniu rozwoju płodu oraz w działaniu jako interfejs ze środowiskiem zewnętrznym, obecność potencjalnie szkodliwych cząstek plastiku jest kwestią wielkiej troski. Konieczne są dalsze badania, aby ocenić, czy obecność mikroplastików może wywołać odpowiedź immunologiczną lub może prowadzić do uwolnienia toksycznych zanieczyszczeń, powodując szkody w organizmie. ”

Badania odzwierciedlają zeszłoroczne odkrycia belgijskich naukowców, że nanocząsteczki „sadzy” wdychane przez matkę mogą również przenikać przez granicę łożyska. Jeśli jest jakaś pociecha w tym ostatnim badaniu, to fakt, że wszystkie urodzone dzieci były całkowicie zdrowe. Jednak na jak długo?

Nasz głód plastiku jest nienasycony, a odpady podwoją się w ciągu najbliższych dwóch dekad. Samo pranie syntetycznych spodni dresowych wystarczy, aby wyrzucić tony maleńkich plastikowych włókien do środowiska, co stanowi narastający problem, który ledwie zaczynamy rozumieć. Zanieczyszczenie mikroplastikami dotarło do każdej części planety, od szczytu Mount Everest po najgłębsze oceany. Wiadomo już, że ludzie spożywają drobne cząsteczki wraz z jedzeniem i wodą. Ich wpływ na organizm jest nieznany, ale naukowcy twierdzą, że istnieje pilna potrzeba oceny problemu, szczególnie w przypadku niemowląt.  

Badanie to zostało opublikowane w Environment International.



https://www.ekologia.pl/wiadomosci/srodowisko/szokujace-odkrycie-mikroplastyczne-czasteczki-moga-dostac-sie-do-lozyska,27411.html?fbclid=IwAR1YEeGYxRc1HEbwZR7HO120dA06Aw6zSUX1Na9mOCnBeZs3Fh_tj15TeFQ








sobota, 5 grudnia 2020

Starzenie się jako choroba

 


przedruk - słabe tłumaczenie przeglądarki

Pigułka na odwrócenie procesu starzenia za 30 lat? Dlaczego nie ”, mówi profesor Harvardu, dr David Sinclair

Dr Sinclair podkreśla potrzebę traktowania starzenia się jako choroby i mówi, że nie jest to nieuniknione; nauka próbująca to odwrócić nie polega na zwiększeniu liczby lat spędzonych w chorobie i schyłku, ale w młodości

HTLS Zaktualizowano: 5 Grudnia 2020 R., 04:32 IST



Nie ma powodu, aby uznawać starzenie się za nieuniknione, powiedział w piątek profesor Harvardu, dr David Sinclair, dodając, że jeśli pigułka lub szczepionka nie zostanie opracowana w ciągu najbliższych 30 lat, aby walczyć ze starzeniem się, „coś musiało pójść nie tak”.


Dr Sinclair, współdyrektor Paul F Glenn Center for Biology of Aging Research w Harvard Medical School, i jego zespół niedawno cofnęli zegar dotyczący starszych komórek oka w siatkówce, aby odwrócić utratę wzroku u starszych myszy.

„Starzenie się nadejdzie… Nie będziemy żyć wiecznie… Ale czy możemy spróbować żyć zdrowo przez kolejne 5, 10 lub 20 lat? Absolutnie… Nie ma prawa, które mówi, że nie możemy dłużej żyć ”- powiedział na 18. szczycie Hindustan Times Leadership Summit.

Dr Sinclair, najbardziej znany ze swoich prac nad zrozumieniem, dlaczego ludzie się starzeją i jak spowolnić jego skutki, powiedział, że ważne jest, aby ogłosić starzenie się jako chorobę, aby rządy zmieniły przepisy dotyczące leczenia go lekami i aby dostępne były większe fundusze na prace naukowe.


„Jeśli to [pigułka lub szczepionka na odwrócenie starzenia] nie wydarzy się w ciągu najbliższych 30 lat, coś musiało pójść nie tak”, powiedział, dodając, że możliwe, że lek na starzenie się już był wśród nas

„Musimy tylko mieć więcej dowodów na to, że faktycznie działają tak, jak mamy nadzieję” - powiedział profesor z Harvardu, który znalazł się na liście „100 najbardziej wpływowych ludzi na świecie” magazynu TIME.

Jego badania koncentrowały się przede wszystkim na sirtuinach, grupie białek, które wydają się odgrywać kluczową rolę w regulacji procesu starzenia. W 1999 roku został zwerbowany do Harvard Medical School, gdzie uczył biologii starzenia się i medycyny translacyjnej starzenia się.

Dr Sinclair podzielił się również wskazówkami, jak spowolnić proces starzenia: nie jedz trzech regularnych posiłków; ćwiczenie; podnosić ciężary; używać informacji zwrotnych dotyczących biomarkerów; śpij dobrze i zmniejsz stres; i jedz zestresowane rośliny.

Dr Sinclair also shared tips on how to slow the process of ageing: don’t eat three regular meals; exercise; lift some weights; use biomarker feedback; sleep well and reduce stress; and eat plants that have been stressed.


„Możesz nie chcieć pominąć śniadania, możesz chcieć pominąć lunch lub kolację… dla każdego jest inaczej. Jeśli jesteś młody, to prawdopodobnie nie jest dla ciebie ”, powiedział, dodając, że osoby w średnim wieku, których metabolizm zwolnił, powinny rozważyć strategiczne pomijanie posiłków.

Na pytanie, czy dieta wegetariańska była lepsza, czy dieta niewegetariańska, powiedział: „Chcesz, aby Twoja dieta wyglądała tak, jak królik może jeść więcej niż lew”.



You may not want to skip breakfast, you may want to skip lunch or dinner... it’s different for every individual. If you are young, this is probably not for you,” he said, adding that middle-aged people whose metabolism has slowed down should consider skipping meals strategically.

On the question of whether a vegetarian diet was better or a non-vegetarian regimen, he said: “You do want your diet to look like what a rabbit might eat more than a lion.”



Według artykułu opublikowanego w Nature , dr Sinclair i jego zespół wykorzystali wirusa związanego z adenowirusem jako nośnika do dostarczenia do siatkówek myszy trzech genów przywracających młodość, które są normalnie włączane podczas rozwoju embrionalnego. Te trzy geny, wraz z czwartym, który nie został użyty w tej pracy, są wspólnie znane jako czynniki Yamanaka. To sprzyjało regeneracji nerwów po uszkodzeniu nerwu wzrokowego u myszy z uszkodzonymi nerwami wzrokowymi, odwróconej utracie wzroku u zwierząt ze stanem naśladującym ludzką jaskrę i odwróconej utracie wzroku u starzejących się zwierząt bez jaskry.


Dr Sinclair powiedział w piątek: „Staramy się zrozumieć, czy możemy skompresować ostatnie lata życia, które są chore, do bardzo krótkiego okresu ... [Celem] jest naprawdę nie trzymać nas w domach opieki i dłużej chorować . Nie przedłużamy starości, robimy odwrotnie. Naszym celem jest przedłużenie młodości, abyśmy mogli dożyć 90 lub 100 lat, a pod sam koniec nadal być produktywnymi członkami społeczeństwa, uprawiającymi dowolny sport ze swoimi wnukami lub prawnukami ”.

Dodał: „Często wydaje nam się, że jako społeczeństwo osiągnęliśmy maksymalny okres życia… to nieprawda… W XX wieku i po dziś dzień mamy do czynienia z bardzo liniowym i przewidywalnym wzrostem długości życia człowieka. Za każdym razem, gdy [ludzie] mówią, że osiągnęliśmy maksimum, przedmuchujemy ten szklany sufit i przedłużamy życie. Ale nie wszystkie są zdrowe ”.



Ekspert przekazał również więcej informacji na temat śmiertelności jako drogi do walki ze starzeniem się. „Zwykle nie umieramy tak bardzo, jak kiedyś z przyczyn sercowych, ale mózg nadal starzeje się w normalnym tempie i niewiele z tym robimy… Nasze podejście polega na leczeniu całego ciała lekami i stylem życia, które utrzymają każda część ciała jest zdrowsza i młodziej ”- dodał ekspert. „W mojej naukowej opinii, w wieku około 30 lat, zaczyna się proces starzenia”.

Zapytany o naturę suplementów, które ludzie powinni podjąć w celu spowolnienia procesu starzenia, powiedział: „Idź z firmą, która ma dobrą reputację… Postaw na bardzo czyste cząsteczki”. Dodał, że resweratrol, substancja chemiczna występująca w czerwonym winie, wydaje się wykazywać korzyści pod względem właściwości przeciwstarzeniowych. Powiedział jednak, że odpowiednie posiłki i ćwiczenia wydają się w tym momencie najlepszym sposobem na starzenie się.


Badanie dowodzące koncepcji opublikowane w Nature pokazuje epigenetyczne przeprogramowanie złożonych tkanek, takich jak komórki nerwowe oka, do młodszego wieku, kiedy mogą one naprawić i zastąpić tkankę uszkodzoną w wyniku stanów i chorób związanych z wiekiem. Opierając się na badaniu na myszach, dr Sinclair powiedział, że większość naszej długowieczności zależy od naszego epigenomu, a nie od DNA.

Podczas gdy DNA zawiera instrukcje dotyczące budowy białek, epigenom zawiera wszystkie substancje chemiczne, które są dodawane do DNA w celu regulacji aktywności.



https://www.hindustantimes.com/india-news/pill-to-reverse-ageing-in-30-years-why-not-says-harvard-professor-dr-david-sinclair/story-b4W8QbUaxTtQgIv8hlILDN.html






piątek, 30 października 2020

Osobowość mnoga 2

 

Uzupełnienie do tematu.


Na skutek strajku dowiedziałem się dzisiaj, że istnieje taka aktorka - Julia Wróblewska, która tam poszła i została podobno pobita.

No, więc chcąc ustalić kto zaś kryje się za maseczką, kliknąłem jakiś link i okazało się, że to osoba, która cierpi na zaburzenia psychiczne.

Krótki komentarz kolorem.


Julia Wróblewska rozpoczęła swoją karierę w bardzo młodym wieku. Widzowie pamiętają ją chociażby z roli uroczej Michaliny w "Tylko mnie kochaj", gdzie zagrała u boku Macieja Zakościelnego. Potem pojawiła się też w "Listach do M." i ich kontynuacjach.

Cena dorastania w blasku fleszy i późniejszego rodzinnego doświadczenie (rozwód rodziców) okazała się dla niej wysoka. Wiele osób było zdziwionych, gdy przyznała, że uczęszcza na terapię, która jest jej ratunkiem w walce z problemami. Bierze też leki, które pomagają w leczeniu zaburzenia osobowości wywołującego stany depresyjne. 


Julia otwarcie mówi o kwestiach zdrowia psychicznego na swoim Instagramie. W ostatnim poruszający poście przyznała, że zmaga się z dysocjacją.

Wg DSM-V jest to zakłócenie i/lub przerwanie ciągłości prawidłowej integracji funkcji psychicznych, takich jak świadomość, pamięć, tożsamość, emocje, spostrzeganie, obraz ciała, kontrola motoryki i zachowanie. Są różne rodzaje dysocjacji w tym: dysocjacyjne zaburzenie tożsamości (tzw. osobowość wieloraka), amnezja dysocjacyjna oraz zaburzenia derealizacyjne/depersonalizacyjne
- wyjaśniła.

Aktorka wprost napisała, że w jej przypadku chodzi m.in. o depersonalizację i opowiedziała o tym, w jaki sposób objawia się to u niej. Podczas jednego z takich epizodów wystarczyła jedna wiadomość, która wywołała u niej poczucie, że nie istnieje.

"Miałam wrażenie, że jestem niewidzialna. Że ludzie żyją swoim życiem, a ja tak naprawdę nie istnieję, bo przecież nie czuję prawda? Chcąc usiąść na ławce upadłam obok, świat się rozmazywał. Dopiero po ok. 20 minutach wszystkie zmysły zaczęły działać poprawnie"
- opowiadała.

Zdarzają się też jej sytuacje, gdy występuje u nich chwilowa amnezja, wyłącza się całkowicie lub patrzy na siebie z perspektywy trzeciej osoby.

Amnezja podobno występuje u osób opętanych.

Julia Wróblewska cierpi również na zaburzenia derealizacyjne, podczas których osoba ma wrażenie, że świat, w którym żyje, jest nierzeczywisty. Chociaż nie zdarzają się one u niej często, bywają przerażające.

"Będąc w stanie derealizacji czuję się tak, jakby wszystko było zaplanowane, jakby osoby z którymi rozmawiam były nieprawdziwe, jakby rzeczy były nieprawdziwe. Potrafię przyglądać się osobie która do mnie mówi i czuć się jak w grze, czekać aż skończy kwestię, a ja będę musiała wybrać odpowiedź"
- przyznała.


"Często kształt rzeczy zaczyna się zmieniać, czuję się jak w świecie sztuki Dalego. Doznaję dziwnych odczuć, myśli, twarde rzeczy wydają się dla mnie jak gąbka. Raz zraniłam się w rękę ściskając klucze bo wydawały się tak miękkie, nie czułam bólu"
- kontynuowała swoje wyznanie.

Szokujące, czyż nie? Może tzw. druga uwaga, ale raczej śnienie.

Dopiero z czasem Julia Wróblewska dowiedziała się, że jej zaburzenia wcale nie oznaczają, że cierpi na schizofrenię. Mogą bowiem wskazywać na głęboką traumę i lęki tkwiące w osobie.

Kiedy mózg nie umie sobie z nim poradzić i rozdziela/rozszczepia części które zazwyczaj działają wspólnie. Radzić z nią sobie można różnymi ćwiczeniami, np. tzw. grounding-uziemienie, czyli próba poczucia kontaktu ze światem na wiele sposobów, czy ćwiczenie mindfulness
- tłumaczyła.




Często zastanawia mnie to, jak rzeczywistość odbierali ludzie w np. XIX wieku, starożytni, czy oczywiście pierwsi ludzie rozumni.

Np. podobno do 2 wieku naszej ery powszechnie uważano, że starość to jest choroba.

Dzisiaj nie od pomyślenia - nowożytność nie ma nawet dwóch tysięcy lat - a przez kilka tysięcy lat starożytności uważano coś całkowicie odmiennego (nie wiemy w sumie od jakiego okresu datuje się takie myślenie..)

Co ciekawe - obecnie naukowcy postulują, by znowu uznać ją za chorobę, twierdząc, że już niedługo nauczymy się ją zwalczać...


"Kiedy starzejące się komórki gromadzą się w skórze powodując zmarszczki, uważa się to za „naturalną zmianę”. Jednak kiedy starzejące się komórki gromadzą się w sercu i naczyniach krwionośnych, powodując zwapnienie naczyń krwionośnych, nazywamy to „chorobą sercowo-naczyniową - mówi Dr Stuart Calimport"  


Elizjum to nie mrzonki.


Ale wracając do tematu - to jak tamci ludzie postrzegali rzeczywistość?

Np. antyczne greckie malarstwo wazowe - na wazach znajdowały się napisy typu: "zrobił mnie Ktośtamjakiśmalarz". Że niby waza coś mówi.

Czyżby uważali, że waza - albo malunek - posiada jakąś formę osobowości?

Wazy posiadały też czasami malunek wyglądający jak oczy - wg specjalistów miały one odstraszać złe duchy czy coś tam... Ale może oni właśnie w ten sposób nadawali tym wazom jakiś rodzaj osobowości - uczłowieczali je. My też czasami mówimy, że jachty mają duszę, albo samochody...


A np. władcy mówili o sobie w liczbie mnogiej - to podobno bleblecośtam coś tam (bo specjalnie nie wierzę w te wyjaśnienia) - miało na celu podkreślenie godności dostojeństwa władcy.

Naprawdę??

Coś czuję, że o inne coś chodziło.


Raczej było na odwrót:

- forma "wy" pierwotnie wzięła się od czegoś innego, potem

- zaczęła być kojarzona z dostojeństwem władcy, a potem

- owe "dostojeństwo" przeszło na wyrażenie "wy" i zaczęło być z nim utożsamiane


czyli jak zwykle - wszystko postawione na głowie.



Per wy – formuła zwracania się do drugiej osoby w drugiej osobie liczby mnogiej. Do sformułowania zwrotu używa się konstrukcji pluralis maiestatis. Częsta w dawnej polszczyźnie, była używana w zwrotach grzecznościowych (wy, panie; wy, ojcze; wy, matko itp.) i oznaczała szacunek. Po rozpowszechnieniu się w polszczyźnie zaimków pan, pani, państwo z czasownikiem w 3. osobie, forma „per wy” straciła na znaczeniu, a stała się nielubiana przez zwykłych obywateli, gdy uczyniono z niej obowiązkową formę zwrotu rządzącej w PRL PZPR

Występuje współcześnie jako forma grzecznościowa w prawie wszystkich językach słowiańskich, a także w niektórych językach niesłowiańskich (np. język francuski). W różnych językach słowiańskich używa się tu zaimka: wy, vy, вы, ви (nosi w tym przypadku nazwę „wykanie”); we francuskim – vous; w języku angielskim forma you rozpowszechniła się do tego stopnia, że zupełnie wyparła swój odpowiednik w liczbie pojedynczej – thou (obecnie archaizm).

Swoistym wyjątkiem jest język polski – dziś forma „per wy” jest w polszczyźnie w zaniku; występuje jeszcze w środowiskach wiejskich, w gwarach i w języku partii komunistycznych. Dawniej używana także w zwrotach do rodziców w języku ogólnym, w wojsku, w zwrotach do obywatela i w innych zastosowaniach.



Pluralis maiestatis (lub pluralis maiestaticus; łac. „liczba mnoga majestatu”)[1][2] – użycie liczby mnogiej zamiast liczby pojedynczej, mające na celu podkreślenie godności, dostojeństwa władcy (także: biskupa, rektora itp.), stosowane przez władców w odniesieniu do siebie lub przez innych w odniesieniu do władców.

W dzisiejszej polszczyźnie pluralis maiestatis w zasadzie nie występuje, poza kontekstami humorystycznymi czy przykładami stylizacji.

Warto podkreślić, że nie każde użycie liczby mnogiej w stosunku do samego siebie jest przejawem pluralis maiestatis. Bywa także odwrotnie (pluralis modestiae), gdy piszący dąży do pomniejszenia znaczenia własnej osoby, własnych zasług w opisywanych wydarzeniach, wyprowadzanych wnioskach itp.





https://maciejsynak.blogspot.com/2020/09/osobowosc-mnoga.html



https://pl.wikipedia.org/wiki/Per_wy

https://pl.wikipedia.org/wiki/Pluralis_maiestatis

https://dziendobry.tvn.pl/a/julia-wroblewska-przejmujaco-o-swoich-zaburzeniach-psychicznych-mialam-wrazenie-ze-jestem-niewidzialna

https://spidersweb.pl/2020/02/starzenie-sie-choroba-odwracanie-procesu-starzenia-sie.html



sobota, 17 października 2020

Dlaczego nieustannie się niepokoimy?

 przedruk

tłumaczenie przeglądarkowe


Moim zdaniem chodzi raczej o to, że podświadomie wyczuwamy kłamstwa jakimi zostaliśmy otoczeni, lecz nie umiemy ich nazwać ani rozpoznać.

Stąd niepokój.



Dlaczego nieustannie się niepokoimy?

Mathangi Krishnamurthy

10 PAŹDZIERNIKA 2020 16:54

ZAKTUALIZOWANO: 11 PAŹDZIERNIKA 2020 12:36 



Być może wszyscy jesteśmy niespokojni, ponieważ bez względu na to, jak mocno przewijamy, jak nieustannie publikujemy i jak intensywnie obserwujemy, nie jesteśmy w stanie zaprzeczyć stanowi świata

Czy ktokolwiek inny, kto ma luksus domu i ogniska domowego w tych czasach, doświadczył wzmożonego niepokoju? Poczucie, że każdy nowy dzień przyniesie nową katastrofę i nowe nieprzewidziane wydarzenie, którego konturów nie można było przewidzieć ani kontrolować? Otwieraj gazetę w dowolnym dniu tygodnia lub słuchaj ulubionej prezenterki wiadomości, krzyczącej do kolejnego nieszczęśliwego gościa, w zależności od twojej trucizny, a prawdopodobnie będziesz miał więcej pożywienia, aby podsycić takie uczucie.

WebMD mówi mi, że niepokój to normalna emocja. I że jest to sposób ostrzegania mózgu o potencjalnym niebezpieczeństwie i standardowej reakcji na stres. Ale skoro wszystko, co konsumuję każdego dnia, ma na celu wywołanie poczucia potencjalnego niebezpieczeństwa, czy to dziwne, że jestem nieustannie niespokojny?

Zagrożenie online

Dylemat społeczny w serwisie Netflix stanowi przekonujący argument, że platformy internetowe, takie jak Facebook, Twitter i Instagram, mają pielęgnować to uzależnienie od lęku i wpływać na moje zdrowie psychiczne. Niedawna debata zorganizowana przez NDTV i Roli Books popierała wniosek: „W demokracji media społecznościowe wyrządzają więcej szkody niż pożytku”. Zwolennicy ruchu przytaczali wzrost nienawiści, bigoterii, fałszywych wiadomości i przemocy zarówno online, jak i offline. Przeciwnicy argumentowali za rolą mediów społecznościowych w wzmacnianiu sprzeciwu, oporu i głosów marginalizowanych w społeczeństwie.

W książce The Twittering Machine , socjologa i pisarza marksistowskiego Richarda Seymoura, sugeruje się, że zamiast tego łatwiej byłoby zapytać, co jest z nami nie tak, niż co jest nie tak z tymi systemami.

I wysuwa być może kontrowersyjny argument, że kompulsywne uczestnictwo w mediach społecznościowych, czy to jako uczestnik, widz lub uzależniony od dopaminowych pętli `` polubień '' i `` retweetów '', nie wynika z potrzeby przyjemności, ale jest objawem popędu śmierci, poddając się chronofagowi lub „potworowi, który zjada czas”.

Innymi słowy, pozostajemy online dla zabicia czasu, ponieważ czas rzeczywisty w prawdziwym świecie jest najeżony i nie można go tak łatwo minąć.

Kiedy byłem dzieckiem, byłem w niewoli tego środka, który uśmierza wszelkie lęki, instytucji bajki na dobranoc. Poprzez znane przypowieści o dobru i złu, oferowane kolejno przez mojego dziadka ze strony matki, ojca i matkę, dano mi możliwość stworzenia świata, w którym można się rozwijać, ale oczywiście tylko pod warunkiem przestrzegania zasad.

Fikcja na dobranoc

Dziś mój telefon i media społecznościowe dotrzymują mi towarzystwa przed snem. Whatsapp przekazuje dalej, a Twitter i Facebook wprawiają mnie w fikcję, że zarówno dobre, jak i złe są stale gdzie indziej; ktoś inny jest zawsze szczęśliwszy, ładniejszy i podróżuje do ładniejszych miejsc, a ktoś inny jest nieustannie okrutny, nieludzki, nieliberalny i brutalny.

Jednocześnie informują mnie również w przekorny sposób, że całe szczęście jest w moim zasięgu, czy to poprzez ponowne wymyślenie siebie, nowe hobby, wpływanie na Instagram czy gromadzenie obserwujących. A zatem, w tej chwili i tej przestrzeni, pytam ponownie, czy to dziwne, że wszyscy jesteśmy nieustannie niespokojni?

Ale może jest sposób, aby uniknąć tego manichejskiego ruchu w mediach społecznościowych, skupiając się na lęku jako objawie, który pozwala powrócić do pytania, co może być z nami nie tak.

Filozof Renata Salecl w swojej pięknej eksploracji „On Anxiety” nieufnie odnosi się do popularnego twierdzenia, że ​​lęk jest przeszkodą dla dobrego samopoczucia i uniemożliwia nam funkcjonowanie w świecie lub kontakt z innymi. Zamiast tego mówi, że świat bez niepokoju byłby przerażającym miejscem, ponieważ dałby prawdę kłamstwu, że szczęście jest swobodnie dostępne i że nie jesteśmy w wieku okrucieństwa, nędzy i niebezpieczeństwa.

Być może wszyscy jesteśmy niespokojni, ponieważ bez względu na to, jak mocno przewijamy, jak nieustannie publikujemy i jak intensywnie obserwujemy, nie jesteśmy w stanie zaprzeczyć stanowi świata. Inaczej mówiąc antropolog Clifford Geertz, nie możemy uwierzyć w historie, które opowiadamy o sobie. W tym przypadku niepokój może być potężną przestrzenią, w której można pozostać i zapytać o historie, których już nie opowiadamy, a być może nawet znaleźć nowsze, lepsze i milsze historie świata.



Mathangi Krishnamurthy uczy antropologii, by utrzymać się na życie, a poza tym inwestuje w imiona, miejsca, zwierzęta i rzeczy.



https://www.thehindu.com/society/anxiety-in-280-characters/article32810724.ece?homepage=true





poniedziałek, 12 października 2020

Śmiertelność niemowląt na Białorusi niższa niż Polsce

przedruk

tłumaczenie przeglądarki



Śmiertelność niemowląt na Białorusi jest niższa niż w Wielkiej Brytanii, Polsce i USA


12 października, Mińsk / Corr. BELTA /. Śmiertelność niemowląt na Białorusi jest niższa niż we wszystkich krajach WNP i wielu rozwiniętych krajach świata, w tym w Wielkiej Brytanii, Danii, Litwie, Polsce i Stanach Zjednoczonych - powiedział dziennikarzom Dmitrij Lazar, zastępca dyrektora Głównego Zarządu Organizacji Opieki Medycznej, Naczelnik Wydziału Opieki Medycznej nad Matkami i Dzieciami Ministerstwa Zdrowia. , Nauczył się BelTA.

Śmiertelność niemowląt na Białorusi w 2019 r. Wyniosła 2,4 na 1000 żywych urodzeń. „W ciągu ośmiu miesięcy tego roku (styczeń-sierpień. - przyp. BelTA) liczba ta wynosi 2,6 na 1000 żywych urodzeń, jest wyższa tylko ze względu na spadek liczby urodzeń” - powiedział Dmitrij Lazar.

Poziom śmiertelności matek, jeden z głównych wskaźników zdrowia reprodukcyjnego kobiet, zmniejszył się w republice ponad 10 razy w ciągu ostatnich 20 lat. W 2019 roku było to 1,1 na 100 tys. Żywych urodzeń (był jeden przypadek). W tym roku nie odnotowano zgonów matek.

W rankingu najbardziej komfortowych krajów dla macierzyństwa Białoruś zajmuje 25. miejsce i jest jednym z 50 najlepszych krajów świata pod względem zarządzania ciążą i porodem przez wykwalifikowany personel medyczny. „Białoruś jest jednym z piątych krajów na świecie, które zapewniają 100% dostaw przez wykwalifikowany personel medyczny i wyprzedza Austrię, Węgry, Niemcy, Danię, Norwegię, USA i Francję. Średnia światowa to 71%” - powiedział Dmitrij Lazar.

Przeżywalność dzieci z wyjątkowo niską masą ciała w pierwszym roku życia wynosi ponad 80%, a wskaźnik niepełnosprawności pierwotnej wśród tej kategorii dzieci w ostatnich latach nie przekracza 17-18%.

Specjalistyczną opiekę medyczną dla kobiet z całej republiki z najcięższymi patologiami położniczo-ginekologicznymi i pozagenitalnymi zapewnia Republikańskie Centrum Naukowo-Praktyczne Matki i Dziecka. Tutaj karmione są noworodki, w tym wcześniaki. Centrum rozwija najnowsze technologie medyczne, których celem jest usprawnienie diagnostyki, profilaktyki i leczenia najważniejszych stanów patologicznych u kobiet w ciąży, kobiet w wieku rozrodczym, dzieci, w tym noworodków. Istnieje wydział planowania rodziny i technologii wspomaganego rozrodu.

W ostatnich latach liczba urodzeń bez powikłań w kraju ustabilizowała się. W 2019 roku odsetek normalnych urodzeń wyniósł 43,1%. Odsetek porodów przedwczesnych wynosi 4,1%. Urody mnogie stanowią 1,2%.

Liczba aborcji spada. W placówkach ochrony zdrowia kobiety, które złożyły wniosek o sztuczne przerwanie ciąży, udzielają porad psychologicznych przed aborcją. W 2019 roku przeszły ją prawie wszystkie kobiety, które chciały przerwać ciążę, z czego 26% zdecydowało się zatrzymać dziecko. Obecnie trwają zmiany w ustawie o ochronie zdrowia: zostanie wprowadzona norma dotycząca poradnictwa rodzinnego przed aborcją. -0-



https://www.belta.by/society/view/mladencheskaja-smertnost-v-belarusi-nizhe-chem-v-velikobritanii-polshe-i-ssha-410601-2020/






poniedziałek, 6 marca 2017

Eksperyment Rosenhana - jak łatwo zostać schizofrenikiem


Eksperyment Rosenhana - jak łatwo zostać schizofrenikiem


"Zdrowy w chorym otoczeniu” – tak brzmiał tytuł pracy prof. Rosenhana, opublikowanej w magazynie naukowym „Science”*. Mowa w niej o ośmiu uczestnikach eksperymentu, który po opublikowaniu nieźle wstrząsnął psychiatrią.

Prof. David Rosenhan był amerykańskim profesorem psychologii na Uniwersytecie Stanford i już w 1968 roku jako 40-latek zadał sobie pytanie, czy rzeczywiście istnieje różnica pomiędzy byciem „normalnym” i kimś potocznie nazywanym „wariatem”. Aby poszukać odpowiedzi na to pytanie zorganizował on 4-letnie badania, które przeszły do historii psychologii, jako „Eksperyment Rosenhana”. W tej iście szerlokomskiej pracy towarzyszyło mu 7 osób (czterech mężczyzn i trzy kobiety): trzech psychologów, jeden lekarz pediatra, student psychologii, malarz i gospodyni domowa. Francuski filozof Michel Foucault po zakończeniu badań życzył Rosenhanowi „Nagrody Nobla za humor naukowy".

Plan Rosenhana wydawał się w miarę prosty i miał odpowiedzieć na pytanie, jak długo psychiatria będzie potrzebowała, aby orzec, że w przypadku tej ósemki ma do czynienia z „normalnymi” ludźmi, którzy faktycznie nigdy wcześniej nie mieli żadnych form tzw. zaburzeń psychicznych. „To pytanie nie jest ani niepotrzebne, ani zwariowane” napisze on później we wspomnianej publikacji. „Nawet jeżeli jesteśmy osobiście przekonani, że potrafimy rozgraniczyć, co jest normalne, a co nienormalne, to nie ma na to przekonywujących dowodów”.

Co prawda Księga Diagnostyczna (DSM) Zjednoczenia Psychiatrów Amerykańskich dzieli pacjentów na kategorie według symptomów, co ma umożliwić odróżnienie osoby zdrowej od „chorej psychicznie”, ale w Rosenhanie pojawiło i umocniło się zwątpienie w sens tak stawianych diagnoz. Stwierdził on, że „choroba psychiczna” nie jest diagnozowana na bazie obiektywnych symptomów, a na subiektywnym postrzeganiu „pacjenta” przez obserwującego lekarza. Wierzył, że do rozjaśnienia problemu przyczyni się właśnie jego eksperyment, w którym sprawdzone będzie, czy ludzie nigdy nie cierpiący na żadne „choroby psychiczne” zostaną w szpitalu rozpoznani jako zdrowe i jeśli tak, to na jakiej zasadzie to się odbędzie.

Przygotowania do eksperymentu wyglądały zawsze tak samo: pan profesor oraz współuczestnicy projektu przez kilka dni nie myli zębów, panowie się nie golili, następnie pseudopacjenci ubierali się w nieco przybrudzone ciuchy, pod fałszywym nazwiskiem umawiali telefonicznie z wybraną kliniką psychiatryczną i krótko po tym pojawiali się tam, twierdząc podczas przyjęcia, że… słyszą głosy. Było to oczywiście nieprawdą, tak jak nieprawdziwe były podane przez nich nazwiska i zawody. Mało tego, nawet opisywane przez pseudopacjentów „głosy” nie miały odniesienia do znanych w psychiatrii opisów, gdyż nie ma głosów „pustych”, „próżnych” i „głuchych”, jak to z premedytacją przedstawili uczestnicy eksperymentu w pierwszej rozmowie z lekarzem.

Po diagnozie, która w siedmiu przypadkach brzmiała „schizofrenia”, a w jednym „zespół depresyjno-maniakalny”, nasi „pacjenci” zaczynali zachowywać się już tak, jak na co dzień w normalnym życiu, o głosach więcej nie wspominali, przestrzegali regulaminu, byli kooperatywni wobec lekarzy i personelu oraz mili i rzeczowi w swoich wypowiedziach. Ich zadaniem było przecież jak najszybsze przekonanie lekarzy i personelu szpitalnego o swoim zdrowiu psychicznym i wyjście z kliniki bez pomocy z zewnątrz.

Jak się szybko okazało ich wzorowe zachowanie nie zmieniło niestety postaci rzeczy, a raz wypowiedziana diagnoza okazała się już nieodłączną i stygmatyzującą etykietą pacjenta. Naukowcy z niepokojem obserwowali nagminnie pojawiającą się psychiczną i fizyczną brutalność personelu wobec hospitalizowanych. Eksperyment okazał się więc już w początkowej fazie bardzo niebezpieczny, przez co część jego uczestników poczuła wyraźny strach „przed pobiciem lub gwałtem”. W efekcie tych pierwszych doświadczeń do projektu dokooptowano prawnika, z którym ustalono plan ewentualnego działania na wypadek okaleczenia lub śmierci któregoś z uczestników eksperymentu i dopiero wtedy grupa „ruszyła” na kolejne kliniki. Ogólnie eksperyment przeprowadzono w 12 szpitalach, po części w tych starszych, o ściśle konwencjonalnym podejściu do „pacjenta”, a po części w nowoczesnych, nastawionych badawczo.


Wszyscy byli chorzy


Nikogo nie rozpoznano jako zdrowego, a pobyt w szpitalach psychiatrycznych trwał średnio blisko 3 tygodnie (od 7 do 52 dni). W czasie eksperymentu pseudopacjenci otrzymali 2100 różnych leków antypsychotycznych, które po kryjomu wypluwali; były to różne preparaty na, za każdym razem, te same objawy. Grupie badaczy aż niewiarygodny wydawał się fakt braku zainteresowania ze strony lekarzy i personelu, którzy „przechodzą koło człowieka, jakby go nie było”. Okazało się, że po raz wypowiedzianej diagnozie, nikt już nie traktuje pacjenta jak człowieka, a jego zachowania, jakie by nie były, będą już zawsze odbierane, jako symptom „choroby psychicznej”. Notatki na przykład, które początkowo nasi pseudopacjenci robili w tajemnicy i szmuglowali poza szpital, już po krótkim czasie mogły być czynione bez kamuflażu, gdyż ani lekarze, ani obsługa szpitala się tym nie interesowali. Z raportów szpitalnych wynikało później, że ciągłe prowadzenie notatek było jednym z symptomów choroby psychicznej. (łał..... - MS)

Nie wyjdziesz, aż się nie przyznasz!


Rosenhan w swoim eksperymencie podkreśla szczególny problem władzy psychiatrii nad „pacjentem”. Zdiagnozowanie u pseudopacjentów (w jednej rozmowie!) „schizofrenii” oznaczało nieuchronne zaszufladkowanie ich, utratę podstawowych praw i od tego momentu nie tylko każde ich (bądź co bądź normalne) zachowanie było interpretowane już jako choroba, ale do diagnozy dopasowywany był cały ich życiorys! Jeden z uczestników eksperymentu odnotował pół żartem pół serio, że w klinice miał poczucie „bycia niewidzialnym”, gdyż statystycznie 71% psychiatrów i 88% sióstr i sanitariuszy w ogóle nie reagowało na proste pytania, które zadawał im w ciągu dnia, jako „pacjent”, a jeśli była jakakolwiek reakcja to wyglądało to tak, jak w poniższym przykładzie:

Pacjent: Przepraszam, panie doktorze… Mógłby mi pan powiedzieć, kiedy będę mógł skorzystać z możliwości spaceru w ogrodzie?

Lekarz: Dzień dobry Dave. Jak się pan dzisiaj czuje? (Lekarz odchodzi nie czekając na odpowiedź…).

Samo wyjście ze szpitala psychiatrycznego okazało się w każdym przypadku niemożliwe bez przyznania się „pacjenta” do tego, że… jest chory. Dopiero po takim określeniu się nasi pseudopacjenci opuszczali szpitale. Dodajmy tylko, iż nie, jako „zdrowi”, ale ze zdiagnozowaną „schizofrenią w remisji” (czyli zaleczoną na pewien czas).

Skandal


Wielkie oburzenie psychiatrii konwencjonalnej, jakie wybuchło po upublicznieniu badań Rosenhana przyniosło za sobą niespodziewanie drugą fazę eksperymentu, przy czym pierwsza jego część została odrzucona przez rozzłoszczonych psychiatrów, jako „wybrakowana metodycznie”. Dyrekcja jednego ze szpitali psychiatrycznych stwierdziła wtedy w debacie publicznej, że „w naszej klinice coś takiego nie mogłoby mieć miejsca”, na co Rosenhan odpowiedział eleganckim wyzwaniem na pojedynek obiecując, że na przestrzeni następnych 3 miesięcy wyśle tam swoich pseudopacjentów.

Trzy miesiące później, kiedy doszło do weryfikacji drugiej fazy „Eksperymentu Rosenhana” okazało się, że wyzwany na pojedynek szpital ze 193 ogólnie przyjętych w tym czasie pacjentów określił 41, jako podejrzanych o bycie pseudopacjentami Rosenhana i kolejnych 42, jako zdemaskowanych pseudopacjentów. Tylko, że druga faza projektu prof. Rosenhana polegała na tym, jak się okazało, że… nikogo tam nie wysłał.

Jako materiał uzupełniający, który bardziej „po polsku” traktuje sprawę, polecam obejrzeć poruszającą sztukę Teatru Telewizji pt.: „Kuracja”, według książki Jacka Głębskiego (reż.: Wojtek Smarzowski, w roli głównej: Bartek Topa). Sztuka opowiada o psychiatrze naukowcu, który chcąc poznać tajniki swoich podopiecznych postanawia symulować schizofrenię, stając się „zwykłym pacjentem psychiatryka”. O eksperymencie mało kto wie, a sytuacja szybko wymyka się spod kontroli…

*Publikacja: On Being Sane in Insane Places w: Science, 179, 250-8.


Źródło: Andrzej Skulski, Polityka.pl


http://www.psychologiawygladu.pl/2015/10/eksperyment-rosenhana-jak-atwo-zostac.html?m=1

czwartek, 24 listopada 2016

Narzekanie niszczy mózg i jest zaraźliwe


Mam tylko nadzieję, że podana poniżej recepta na narzekanie nie jest jakąś dywersją, bo przecież sekwencja jest następująca:
- narzekanie na coś
- wdzięczność 

jako, że następować mają zaraz po sobie, może mózg połączy złe rzeczy, z powodu których narzekamy z doświadczaniem uczucia wdzięczności, a to przecież by spotęgowało efekt narzekania...


Jak narzekanie niszczy twój mózg i jest zaraźliwe





Badania pokazują, że większość ludzi narzeka raz na minutę w trakcie typowej rozmowy. Narzekanie zaś, chociaż pozwala chwilowo poczuć się lepiej, negatywnie wpływa na nasz mózg, a tym samym pracę i zdrowie – pisze psycholog dr Travis Bradberry, autor bestsellerowej książki „Inteligencja Emocjonalna 2.0” i założyciel TalentSmart, globalnego lidera w dostarczaniu firmom testów i treningów dotyczących inteligencji emocjonalnej.

Jak wyjaśnia Bradberry, mózg uwielbia efektywność i nie chce wykonywać więcej pracy, niż musi. Dlatego, kiedy powtarzamy jakąś czynność, na przykład narzekanie, neurony rozgałęziają się w stronę innych neuronów, by ułatwić przepływ informacji. Dzięki temu w przyszłości powtarzamy daną czynność o wiele łatwiej, czasem nawet możemy sobie nie zdawać z tego sprawy.


Mózg sam programuje się na narzekanie
Bradberry porównuje to do budowy mostu: bez sensu byłoby tworzyć most tymczasowy za każdym razem, kiedy musimy przejść przez rzekę, zdecydowanie lepiej jest zbudować jeden, trwały most. Podobnie działają neurony: zbliżają się do siebie, a im bardziej, tym połączenia między nimi są silniejsze.

„Często narzekanie przeprogramowuje twój mózg tak, by w przyszłości było to łatwiejsze. W efekcie po jakimś czasie odkryjesz, że łatwiej ci być negatywnym niż pozytywnym, niezależnie od tego, co się wokół ciebie dzieje. Narzekanie staje się twoim „domyślnym”zachowaniem, co wpływa na odbiór twojej osoby u innych.”

To jednak nie wszystko, podkreśla Bradberry. I wskazuje, że według badań naukowców z Uniwersytetu Stanforda narzekanie zmniejsza hipokamp – część mózgu odpowiedzialną m.in. za rozwiązywanie problemów, inteligencję i pamięć. To głównie ten obszar jest niszczony przez chorobę Alzheimera.

Dr Bradberry wskazuje przy tym, że nawyk narzekania można przejąć też od innych osób. Mózg bowiem „w naturalny i nieświadomy sposób” niejako „odbija” nastroje osób dookoła nas, szczególnie tych, z którymi spędzamy sporo czasu.
Nazywa się to „neuronami lustrzanymi” i jest podstawą naszej zdolności do odczuwania empatii. Z drugiej jednak strony, proces ten sprawia, że narzekanie jest jak bierne palenie – nie musisz sam tego robić, by odczuć chorobowe efekty tej czynności. Musisz więc być ostrożny w spędzaniu czasu z osobami, które na wszystko narzekają. Narzekający chcą, by inni ludzie do nich dołączyli, bo wtedy sami czują się lepiej.


Na szczęście jest sposób, który pozwala łatwo i szybko powstrzymać się od narzekania. Jak radzi dr Bradberry, należy kultywować w sobie postawę wdzięczności. Kiedy tylko czujemy, że chcemy narzekać, należy od razu skupić uwagę na czymś, za co jesteśmy wdzięczni i zastanowić się nad tym przez chwilę.

Takie zachowanie redukuje poziom kortyzolu – hormonu stresu, który wydziela się, kiedy narzekamy. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornii, którzy badali „postawę wdzięczności”, zauważyli znaczną poprawę nastrojów i wzrost energii u pracowników, którzy codziennie pielęgnowali swoją wdzięczność. Używając często tej metody sprawimy, że w końcu stanie się ona nawykiem, a nasz mózg sam przeprogramuje się na pozytywne myślenie.




http://dobrewiadomosci.net.pl/13632-narzekanie-niszczy-twoj-mozg-zarazliwe/

środa, 23 listopada 2016

„gigantka” z Ostrowa Lednickiego

Kim była „gigantka” z Ostrowa Lednickiego?

Kobieta o nadzwyczaj dużym wzroście, żyjąca w średniowieczu na Ostrowie Lednickim (woj. wielkopolskie), mogła cierpieć na chorobę psychiczną - dowodzi archeolog dr Magdalena Matczak.

- To jedyna znana do tej pory gigantka z terenu Polski, która żyła w okresie średniowiecza - wyjaśnia w rozmowie z PAP dr Magdalena Matczak, która przeprowadziła badania dotyczące kobiety w Zakładzie Antropologii na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Szkielet odkrył blisko cztery dekady temu zespół badaczy z Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy w obrębie cmentarza na wyspie Ostrów Lednicki (woj. wielkopolskie). Według szacunków badaczy zmarła żyła między końcem XII a pocz. XIV w.

Na wyspie Ostrów Lednicki znajdował się jeden z najważniejszych ośrodków we wczesnych etapach formowania się polskiej państwowości. Do dziś zachowały się tam pozostałości drewniano-ziemnych wałów obronnych i umocnień brzegowych.

W ciągu kolejnych dekad przeanalizowano kości gigantki pod względem antropologicznym. Z kolei dr Matczak próbuje na podstawie wcześniejszych badań bliżej poznać życie kobiety.

- Osoba ta chorowała na gigantyzm - miała ok. 215 cm wzrostu. Ze współczesnych badań klinicznych wynika, że zwłaszcza kobietom cierpiącym na tę przypadłość towarzyszą schorzenia psychiczne i niepełnosprawność intelektualna. Podobnie mogło być w tym przypadku - sugeruje dr Matczak.

Zatem kobieta nie tylko mogła wyróżniać się nadnaturalnym wzrostem - sądzi badaczka. W tym czasie kobiety miały średnio ok. 1,6 m wzrostu, czyli gigantka była od nich wyższa o ponad pół metra, a od mężczyzn o ok. 40 cm.

Archeolog nie jest w stanie określić, jakie dokładnie zaburzenia psychiczne mogły dręczyć gigantkę. - Współczesne badania kliniczne wskazują, że mogły być one podobne do symptomów współczesnej depresji - objawiającej się obniżonym poczuciem zadowolenia z życia, trudnym do wyjaśnienia niepokojem, niepewnością, irytacją, smutkiem i złością i ogólną niestabilnością emocjonalną. Mogła cierpieć także na zaburzenia snu, trudności w koncentracji, szybkie męczenie się czy zaniżone poczucie własnej wartości. Mogło to negatywnie wpływać na kontakty z ludźmi z lokalnej społeczności - dodaje badaczka.

Jak traktowano gigantkę? Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna.

Życie nadzwyczaj wysokiej kobiety nie musiało wcale być koszmarne - wręcz przeciwnie, wbrew pozorom mogło być nawet lepsze niż dzisiaj. Dr Matczak uważa, że raczej nie była ona wytykana palcami - a teraz pewnie by tak często było. Ówczesna społeczność nie była zbyt liczna, więc gigantka stykała się ze znanymi sobie osobami i nie była osobą anonimową. W wyniku tego społeczeństwo było przyzwyczajone do jej obecności. Dlatego jej inność nie musiała konieczne wzbudzać dużego zaskoczenia.

- Wiemy, że troszczono się o nią. Świadczą o tym dwa zagojone złamania kości - ramiennej i piszczelowej. Bez pomocy kobieta nie przetrwałaby, a z pewnością nie mogłaby pracować i zdobywać pożywienia, gdy cierpiała na te urazy. Złamania, których doznała, były z pewnością bolesne - wyjaśnia dr Matczak.

- Niepełnosprawność i choroby były czymś powszechnym. Być może nawet bardziej niż dziś, gdyż postępy w tej kwestii poczyniła medycyna. Dlatego m.in. w gronie licznych niepełnosprawnych czy osób chorych gigantka nie musiała wcale bardzo się wyróżniać. Jej niezwykły dla nas wygląd mógł być bardziej normalny w oczach jej współczesnych - dowodzi archeolog.

Duża liczba osób niepełnosprawnych wynikała z wielu powodów - masowego stosowania kar mutylacyjnych (w postaci ucinania np. rąk), obrażeń na polu walki, wypadków, chorób czy wad wrodzonych. Jednak trudno jest oszacować, ile oprócz nich lub wśród nich było osób cierpiących na zaburzenia psychiczne.

Kobieta zmarła w wieku 25-30 lat - nie jest to niczym niezwykłym, gdyż w średniowieczu przeciętny wiek życia niewiast był do tej liczby zbliżony. Badacze nie są w stanie określić przyczyny zgonu. Wiadomo, że cierpiała na zapalenie płuc, o czym świadczą ślady na żebrach.

 

 Biżuteria znaleziona na terenie Ostrowa Lednickiego (fot. Konarski, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International) Dr Matczak opowiada, że jej ciało umieszczono w grobie „w sposób niedbały" przy ruinach kościoła. Sposób pochówku wyraźnie różnił się od innych w jej otoczeniu. Co prawda kobietę złożono typowo, układając jej ciało na osi wschód-zachód, to jej twarz była pierwotnie skierowana na zachód, podczas gdy normą było ukierunkowanie jej na wschód. Jej nogi i ręce były zgięte, a jedna z dłoni spoczywała przy twarzy.

Grób gigantki wyróżnia się też tym, że zmarłej nie wyposażono na ostatnią drogę w żadne przedmioty, podczas gdy w innych odkrywano zabytki.

- Zagadką jest, dlaczego gigantkę pochowano w sposób niedbały, skoro była potrzebnym członkiem lokalnej społeczności - mówi dr Matczak.

Zaznacza, że obecnie lubimy często upraszczać i operować czarno-białą skalą, podczas gdy „paradoksy bardzo dobrze funkcjonują w życiu codziennym”. Podobnie mogło w przypadku zmiennych losów gigantki z Ostrowa Lednickiego.



https://histmag.org/Kim-byla-gigantka-z-Ostrowa-Lednickiego-14300

 

sobota, 19 listopada 2016

Wirus, który ogłupia

 

USA: naukowcy odkryli wirus, który ogłupia

Wirus atakujący ludzki mózg i obniżający jego sprawność został odkryty przez amerykańskich naukowców – czytamy w "The Independent". 
  
Wirusa ATCV-1 odkryli naukowcy z Johns Hopkins Medical School i University of Nebraska podczas przeprowadzania badania drobnoustrojów w gardłach. Namnażający się w glonach wirus nigdy wcześniej nie został wykryty u ludzi. Jak się okazało, wpływa on na funkcje poznawcze i wyobraźnię przestrzenną.
Wirus został wykryty u 40 spośród 90 przebadanych osób. Jak wykazały przeprowadzone testy, zarażone nim osoby, niezależnie od wykształcenia i wieku, wolniej przetwarzały informacje wizualne i osiągały niższe wyniki w zadaniach mierzących koncentrację.
- To uderzający przykład pokazujący, że "niewinne" mikroorganizmy, których jesteśmy nosicielami, mogą wpływać na zachowanie i poznawanie – powiedział dr Robert Yolken.
 
http://wiadomosci.onet.pl/nauka/usa-naukowcy-odkryli-wirus-ktory-oglupia/jbyez
 
 

piątek, 4 listopada 2016

Poczęte dziecko nie jest częścią ciała kobiety



Sankowska-Grabczuk: Nie wolno nikomu decydować o życiu drugiego człowieka