Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ubecy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ubecy. Pokaż wszystkie posty

piątek, 5 stycznia 2024

Uwaga

 


oni aranżują różne sytuacje, nawet takie nieprawdopodobne, żeby osiągać swoje cele, uważaj więc, żeby cię kto nie nagrał i nie żądał potem czego


robią tak "tylko" po to, by coś popsuć








piątek, 13 października 2023

Znowu - ktoś usunął zdjęcia

 


brak zdjęć, zrzutów ekranu, które osobiście zrobilem i wkleiłem do artykulu


bez tych zdjęć - fragmentów tekstów w wikipedii - artykuł staje się bezwartościowy




Prawym Okiem: Skarszewy. Nieprawda w wiki - czy to tylko niefrasobliwość? (maciejsynak.blogspot.com)






niedziela, 13 sierpnia 2023

Sarkofag

 


Dzisiaj w nocy ok. 00:30 obudził mnie dziwny dźwięk, jakby szum, który trwał dłuższą chwilę, zakończony innym dźwiękiem.


Dźwięk zmieszał się z muzyką Milesa Davisa (chyba ostatni utwór na "At Montreux" - Decoy ),  którą zapuściłem do snu, więc trudno cokolwiek konkretnego o nim powiedzieć - czy to był dźwięk na zewnątrz, czy w głowie.

Kojarzy się, jakby coś pomiędzy skanerem w mojej drukarce, a urządzeniem MRI.

Zaraz potem krótkie szarpnięcie za serce.



Może powód jest trywialny, a może straszny.



Notatkę zapisuję z kronikarskiego obowiązku.







środa, 3 maja 2023

1,2 mln "ego" ma dostęp do - "ściśle tajne"

 

przedruk



Aż 1,2 mln osób ma dostęp do ściśle tajnych informacji w USA



03.05.2023, 09:58




Nie mam wątpliwości, że po ostatnim wycieku tajnych dokumentów w USA potrzebne są duże zmiany w dostępie do nich, i jestem pewien, że do tego wkrótce dojdzie – powiedział gen. bryg. Peter Zwack, były attaché wojskowy USA w Rosji i b. oficer wywiadu wojskowego. Jak dodał, choć przeciek to plama na reputacji służb, nie spodziewa się długofalowych szkód dla działań armii ukraińskiej i współpracy wywiadowczej z sojusznikami.

Kiedy w czwartek agenci FBI aresztowali Jacka Teixeirę jako podejrzanego o publikację w internecie setek ściśle tajnych dokumentów, wśród komentarzy przewijało się jedno pytanie: Jak 21-letni żołnierz Gwardii Narodowej o ekstremistycznych poglądach mógł mieć dostęp do tak ważnych materiałów?

Zdaniem gen. Petera Zwacka, wieloletniego oficera wywiadu wojskowego i byłego attaché wojskowego w Moskwie, wynika to z tego, jak funkcjonuje w USA wojsko oraz system dostępu do informacji niejawnych.


– Prawda jest taka, że wielu młodych ludzi przychodzi do sił zbrojnych i zajmuje się poważną pracą, która wymaga dostępu do takich informacji. Dotyczy to również pracowników IT, jakim był sprawca przecieku. Profesjonaliści od IT zajmują się tym, by zapewnić, że nasze systemy wymiany informacji działają, w tym informacji niejawnych. Taka praca z natury wymaga posiadania wysokiego poświadczenia bezpieczeństwa – mówi Zwack, obecnie ekspert Instytutu Kennana w ośrodku Wilson Center.


Jak tłumaczy, problem wynika także z tego, jak wiele osób posiada takie poświadczenie. Według ostatnich statystyk liczba osób uprawnionych do wglądu w informacje sklasyfikowane jako ściśle tajne to ponad 1,2 mln. Choć wszystkie te osoby przechodzą przez intensywny proces prześwietlania, to – jak twierdzi Zwack – wciąż jest to w pewnej części oparte na zaufaniu.



„Wystarczy jedno »zepsute jabłko«, by naruszyć reputację”


– Nie chcę tego zbytnio uwypuklać, ale tu zawsze jest ten element zaufania. Cała tragedia polega na tym, że mamy tysiące ludzi pracujących w wywiadzie, z czego 99,9 proc. to świetni ludzie, ale wystarczy jedno »zepsute jabłko«, by naruszyć reputację i zepsuć pracę wszystkich – mówi generał.

Zwack jest pewny, że w efekcie najnowszego skandalu zostaną wprowadzone „poważne” zmiany w procedurach dostępu do informacji.

– Nie mam najmniejszych wątpliwości, że dojdzie do wielkiego przeglądu taktyk, technik i procedur. Nie wiem, jakie zajdą zmiany, ale na pewno do nich dojdzie – zaznaczył. Jak jednak przestrzega, zbytnie zawężenie dostępu do informacji niejawnych może doprowadzić do problemu, jaki amerykańskie służby miały przed zamachami 11 września, tj. niedzielenia się informacjami między poszczególnymi służbami.


Były wojskowy zwraca przy tym uwagę na niezwykły charakter afery, w której – jak wynika z dotychczasowych doniesień – główną motywacją sprawcy wycieku była chęć zaimponowania poznanym w sieci znajomym w zamkniętym czacie na temat gier wideo i broni.



„To zupełnie szalone”


– Wygląda na to, że chodziło po prostu o ego. To zupełnie szalone. Ale to też bardzo znamienne dla naszych czasów – ocenia Zwack. – Wiem, że w tej pracy prowadzi się gry wojenne i symulacje poważnych przecieków, ale ta sytuacja mocno wykracza poza schemat – dodaje.


Pytany o konsekwencje przecieku dla wojny na Ukrainie, Zwack podkreśla, że choć informacje, które wydostały się na światło dzienne, m.in. na temat kwestii taktycznych czy stanu zapasów broni, były wysoce wrażliwe, to nie sądzi, że jest to „game changer”, który zniweczy szanse Ukrainy na sukces w nadchodzącej ofensywie.


– Szczęście w nieszczęściu polega na tym, że wyszło to na jaw wystarczająco wcześnie, by wciąż można było zmienić plany, więc myślę, że to może rozejść się po kościach. Ale warto zauważyć, że w przeciwieństwie do wcześniejszych afer Rosjanie i Chińczycy wydają się nią co najmniej tak zdziwieni jak my – mówi generał.



Pytany o to, czy skandal może wpłynąć na zwiększenie nieufności sojuszników Ameryki, Zwack przyznaje, że wydarzenie jest poważną plamą na reputacji służb.



– Z pewnością w umysłach niektórych mogą się pojawić wątpliwości przy dzieleniu się wrażliwymi danymi. Ale ostatecznie jesteśmy bliskimi sojusznikami i sami też dzielimy się własnymi informacjami, i ten proces jest zbyt ważny, by go przerwać – przekonuje ekspert. – Owszem, mieliśmy poważną wpadkę, ale mogła ona się przydarzyć każdemu krajowi – dodaje.








USA. Aż 1,2 mln osób ma u nas dostęp do ściśle tajnych informacji mówi gen. Zwack - tvp.info




Wyciek tajnych dokumentów. Gen. bryg. Zwack: zbyt wiele osób ma do nich dostęp | Polska Agencja Prasowa SA (pap.pl)











poniedziałek, 7 lutego 2022

Co znaczy "uważać na siebie"

 


najpierw służby specjalne na mnie napadają, 

każą np. lekarzowi wyrządzić mi jakąś krzywdę, a potem przy jakiejś okazji pouczają mnie, że powinienem bardziej na siebie uważać


co znaczy "bardziej na siebie uważać"?


to znaczy: liczyć się z tym, co oni robią


nieustannie zastanawiać się, czy oni czasem nie czają się za rogiem, 

albo czy ktoś nie wykonuje ich poleceń względem mnie


to znaczy reagować - obawiać się - kalkulować - mając na uwadze ich WPŁYW


i to jest słowo klucz


skoro ignorujesz ich działania, to znaczy - nie mają na ciebie wpływu

a to jest ich celem - mieć na ciebie wpływ


i te głupki za mną chodzą i mnie nawet pouczają, że

"chcemy mieć na ciebie wpływ!"

"reaguj!"

"musisz  bardziej na siebie uważać!"



to są głupki najczystszej wody







sobota, 16 października 2021

Notatka za 2 lata

 

Sprawdziłem pobieżnie swoje notatki nieopublikowane.


2021 rok do dzisiaj:

- dotyczące ubeków na ulicy - 45 notatek

- dotyczące opętanych - 24

- dot. śnienia - 8



2020 rok:

- dotyczące ubeków na ulicy - 25 

- dotyczące opętanych - 25

- dot. śnienia - 16



Nie zawsze robię notatkę jak coś się dzieje, czasami jest tego za dużo w krótkim okresie czasu, czasami rzeczy są mało konkretne i wtedy też nie zapisuję. Czasami zapomnę. Więc generalnie jest tego więcej.

Ubecy najczęściej nachodzą mnie w pobliżu dużego sklepu - w strefie przed wejściem, czasami w strefie za drzwiami i za wyjściem. Potem najczęściej: na ostatniej prostej do domu, narożniki budynków, główny plac miasta, przejścia dla pieszych, u lekarza, mniejszy duży sklep, utarte szlaki.


Spotkanie samych ubeków na ulicy - statystycznie wypada raz w tygodniu, a praktycznie - każde wyjście z domu obarczone jest ryzykiem.


2019 rok - jeszcze nie miałem zwyczaju wszystkiego notować.





czwartek, 17 czerwca 2021

Fiasko Goda

 


Nigdy nie czytałem Lema.

Ze szkoły pamiętam, chyba fragmenty bajek robotów przerabialiśmy i ten wymyślny język, nazwy dosyć mnie odstręczył.

Film widziałem - ten o pilocie Pirxie - pewnie już chodziłem do podstawówki - nie za bardzo pamiętam fabułę, ale niezły był, największe wrażenie wywarły te rozrywające się dłonie...

A tak to nic - może czas zacząć go czytać, bo widzę, że w jego twórczości sporo odniesień do tych spraw, które tu opisuję..

Ciekawe, czy Lem wiedział, że ludzkość tkwi w indukowanej zaprogramowanej paranoi?



Tu poniżej przedruk recenzji profesora Jarzębskiego - bardzo ciekawa, szczególnie zwracam uwagę na dwie kwestie:

- "wszyscy" są chciwi technologii - tak jak w naszym tutaj życiu - zamiast skupiać się na uwolnieniu od cierpienia drogą uwolnienia dystansu od jego źródła.... ich tylko skręca na samą myśl o technologicznych frykasach

- komputer GOD:

 "Potrafi zaprojektować konflikt i „wygrać” go, nie umie jednak poruszać się w sferze irracjonalnych odruchów, jakie są domeną żyjących istot."

To mi bardzo przypomina Skynet, który staram się opisać na tych stronach - ludzkość pozostaje w wymyślonym napięciu i konflikcie, a zainteresowane strony są odgórnie sterowane, by stan ten był permanentny - potrafi jedynie przerabiać na nowo to, co już wie. 

Tę samą historię "sprzedaje" ludzkości w niezliczonych wariantach.

Wie jak zaprojektować konflikt i wie, jak go wygrać. 

Czasami jego zombi łapię na nieracjonalnych nielogicznych propozycjach jak to, że odstąpią od nękania w pewnej trywialnej sprawie w zamian za współpracę...

Jakby nie rozumieli wagi tych dwóch rzeczy.

Jakby to nie byli ludzie.




Fiasko jest chyba najbardziej ponurą powieścią Lema. Wystarczy powiedzieć, że jej główny bohater dwakroć w jej trakcie ginie, nie spełniwszy zresztą ani za pierwszym, ani za drugim razem swej misji.

Historia powstania tej książki była niecodzienna, autor bowiem napisał zrazu pierwszy rozdział, Las Birnam, by zarzucić rozpoczęte dzieło i dokończyć je dopiero w wiele lat później, kiedy przyszedł mu pomysł na domknięcie fabuły. Fiasko ukazało się drukiem w 1987 roku, jako ostatnia spośród powieści Lema. Potem publikował już tylko nieliczne krótkie opowiadania i kilka tomów esejów; do większych form prozatorskich nie powrócił już nigdy.

A zatem pożegnanie z powieścią? Poniekąd; ale też pożegnanie z ulubionym przez wielu czytelników bohaterem Lema — Pirxem. Ten ostatni nie pojawia się zresztą bezpośrednio: najpierw istnieje tylko w relacji mieszkańców zagubionego na pustkowiach Tytana kosmodromu, a potem wiedzie coś w rodzaju hipotetycznego półżycia, wskrzeszony (w całości? częściowo?) z martwych, nie znający jednak swej prehistorii ani nawet prawdziwej tożsamości.

Problemów domagających się komentarza jest w Fiasku cała masa, ale na plan pierwszy wysuwa się naturalnie pytanie o możliwości kontaktu z kosmicznymi braćmi w rozumie. Na to pytanie Lem udziela dość radykalnie przeczącej odpowiedzi — i to na kilku poziomach czy etapach. Kontakt jest najpierw mało prawdopodobny po prostu dlatego, że nie widać, aby ktokolwiek się o niego starał. Pierwszym dowodem na nieziszczalność marzenia o międzyplanetarnych rozmowach jest sławetne silentium universi. Kosmos, skanowany przez nasłuchujące hipotetycznych sygnałów urządzenia, statecznie milczy, z czego wniosek, że jeśli gdzieś w nim istnieją jakieś psychozoiki, to z pewnością są rzadkie i nieskore do wymiany doświadczeń z Ziemią. I nic dziwnego: przegląd niezliczonych warunków, które kosmos musiał spełnić, aby się w nim — na Ziemi — narodziło życie, skłania dziś uczonych do rezerwy w ocenie szans powstania biosfery na innych planetach.

Lem dodaje inny jeszcze powód, dla którego kosmos się nie odzywa, formułując pojęcie „okna kontaktu”, czyli takiego przedziału dziejów rozumnych gatunków, w którym cywilizacje w ogóle pragną z kimś z zewnątrz się porozumiewać. Przed początkiem tego okresu rozmawiać nie są w stanie, po jego zakończeniu — z takich lub innych powodów nie chcą. Wąskość tych okien dodatkowo ogranicza możliwości kosmicznego dialogu. Wyprawa z Ziemi, która rusza w Fiasku w międzygwiezdną podróż, próbuje wstrzelić się w rzeczone okno — i ponosi spektakularną klęskę! Cywilizacja planety Kwinty nie pragnie kontaktu, więcej: z całym samozaparciem przed nim się broni.

Dlaczego się broni, do końca nie wiadomo — i w ogóle wiadomo o mieszkańcach Kwinty tyle tylko, ile są w stanie dowiedzieć się kosmonauci, czyli bardzo niewiele. Lem nie stosuje tu żadnych sztuczek służących jak gdyby nielegalnemu nasyceniu ciekawości czytelnika. Żadnych tu więc „narratorów wszechwiedzących”, przenoszących nas z łatwością do sztabów obmyślających na Kwincie przyjęcie dla Ziemian, żadnych złudzeń co do „obiektywizmu” cechującego jakieś obserwujące zdarzenia oko. Kwintanie jawią się w dwóch jedynie postaciach: jako autorzy konkretnych posunięć skierowanych przeciwko gościom z kosmosu — i jako istoty wymodelowane na tej podstawie przez przybyszów i ich przemądry superkomputer.

Czy zatem czegoś się naprawdę o Kwintanach dowiadujemy? Rzecz w tym, iż nigdy tego nie sprawdzimy. Ludzie jakoś ich sobie oczywiście wyobrażają — więcej jako pewien typ społeczności (porównywalny z ziemskimi) niż jako posiadające określoną postać fizyczną istoty. Ale wszystko to na zawsze pozostanie jedynie supozycją, Kwintanie nie pokażą się bowiem lądującemu na planecie wysłannikowi. A może właśnie — pokażą się, ale on nie będzie w stanie ich rozpoznać?

W powieści wraca obsesyjnie jedna scena: bohater przemierza coś, co nazwać by można „przestrzenią obcości”, usiłując rozeznać się w rządzących nią prawach, ale obcy świat zazdrośnie strzeże swojej tajemnicy. Tak jest najpierw, gdy dzielny Angus Parvis, spiesząc na ratunek Pirxowi, kroczy poprzez niezwykłą depresję na Tytanie i w końcu — mimo potęgi kierowanego przez siebie wielkochodu — pada ofiarą panujących tam warunków. Druga podróż przez Nieznane to opis wędrówki przez niesamowite miasto termitów w Afryce. Ten fragment ma w Fiasku szczególnie oryginalne pochodzenie, trafił tam bowiem z młodzieńczego opowiadania Lema, Kryształowej kuli, drukowanego niegdyś w zbiorze Sezam z 1954 roku. Autor odciął z tej historii wszystko, co było w latach stalinowskich obowiązkowym w literaturze wątkiem politycznym (tu: walki z imperializmem), pozostawiając jedynie fascynujący obraz zetknięcia człowieka ze światem istot radykalnie odmiennych, tworzących wszelako coś w rodzaju cywilizacji. Ta historia, w oryginalnej wersji opowiadania zdemaskowana w końcu jako zmyślenie — na dłuższą metę okazała się „prawdziwsza” od wietrzejącej szybko ideologii i stanęła w rzędzie wszystkich innych Lema opisów Obcości: obrazu Wenus z Dziennika pilota w Astronautach, wizji planety Eden w Edenie, opisów powierzchni oceanu w Solaris, górskiej siedziby mechanicznych owadów w Niezwyciężonym, Kurdlandii i Luzanii w Wizji lokalnej itd. Obcość u Lema zawsze jest w samej swej istocie nieprzenikniona, choćbyśmy umieli jej przypisać jakieś antropomorfizujące określenia. Jest tak nawet w Kryształowej kuli — choć od biologów wiemy przecie sporo o budowie i zwyczajach termitów. Tak będzie zatem i w scenie kończącej Fiasko, gdy Marek Tempe próbować będzie za wszelką cenę realizacji swego marzenia o ujrzeniu Kwintan.

Zbrojny w swe poselskie immunitety (za którymi czai się pancerna pięść sideratorów „Hermesa”), Tempe ląduje na planecie, nieludzko zrujnowanej w trakcie uprzednich prób przyjaznego kontaktu, i znajduje tam to, co znaleźć może, tzn. scenę powitania, zaaranżowaną podług tego, co Kwintanie sądzą o ziemskich rytuałach tego typu, bezosobową tedy i poniekąd szyderczą, jak każda próba deklamacji w języku, którego nie znamy. Najbardziej dramatyczne wszelako jest fiasko wszelkich prób bezpośredniego zetknięcia się z mieszkańcami planety. Biosensor, który dźwiga Tempe, sygnalizuje życie w najmniej spodziewanych miejscach, milczy zaś wszędzie tam, gdzie spodziewalibyśmy się go, stosując ziemskie standardy rozpoznawania przedmiotów. A zatem dotknięcie obcości, choć fizycznie możliwe, okazuje się najzupełniej bezowocne: Tempe na koniec obtłukuje w desperacji saperską łopatką coś, co zdaje się być siedliskiem kwintańskiego życia, ale żaden rzeczywisty kontakt z tego nie wynika, a chwila zapomnienia owocuje na koniec gorzko: klęską marzeń o porozumieniu, nowym zniszczeniem planety i — zapewne — śmiercią samego pilota.

W historii kontaktu Ziemian z Kwintanami mamy od początku do czynienia z asymetrią: ci pierwsi do porozumienia dążą — ci drudzy przed nim się wzdragają. Ale po cóż właściwie podróżnikom z Ziemi kontakt? W samej rzeczy uzasadnienie tej obsesji tkwi u zarania w naszej mitologii. Ludzie pragną kontaktu, bo pęd do poznawania nowych lądów i ich mieszkańców leży u podstaw śródziemnomorskiej kultury, która wykołysała w sobie racjonalistyczną i techniczną cywilizację europejską — decydującą o kierunku rozwoju całej ludzkości. Ale sama ta namiętność podróży i wciąż nowych kontaktów, która zdeterminowała — jak dowodził jeszcze Stefan Czarnowski — powstanie klasycznej myśli greckiej, podszyta jest czymś, co racjonalizmowi się wymyka. Nie darmo nazwy, które nadano w Fiasku ziemskim statkom i programom, z mitologii Greków pochodzą. Chodzi chyba o to, że myśl ludzka — w wersji, jaką wybraliśmy — nie potrafi egzystować bez wizji stałego poszerzania obszaru swego zastosowania, pomnażania punktów widzenia, przedmiotu i stylów rozumowania. Stąd namiętne pragnienie zdobycia nowych przyczółków Obcości, z których można byłoby rewidować dotychczasowe osiągnięcia, mierzyć przebytą drogę etc. Można sobie jednak bez większego trudu wyobrazić kulturę, która takiego, wpisanego w siebie imperatywu nie posiada, mało tego, która pod grozą całkowitej destabilizacji na żaden kontakt z kosmitami nie może wyrazić zgody.

Załoga z „Hermesa” jakoś to nawet rozumie, choć niechęć Kwintan tłumaczyć sobie potrafi wyłącznie w ziemskich, najlepiej militarnych kategoriach, nie może jednak „przestać”, bo... No właśnie! Bo jest cząstką jakiejś większej społeczności, która w kosmiczną podróż zaangażowała swe marzenia, wysiłki i kapitały. Mitologia, na której nas wychowano, nie przewiduje powrotu z podróży z tego prostego powodu, że mieszkańcy obcych lądów nie chcieli wędrowców przyjąć, a nawet zamienić z nimi kilku grzecznościowych słów. Zamiast pogodzić się z wieczystym a nieuchronnym nie-porozumieniem z Kwintą, Ziemianie poczynają działać według innego mitologicznego programu, który z sobą przywieźli: konkwisty lub przynajmniej „wojny światów” — skąd płyną kolejne klęski.

Istnieją inne jeszcze, bardziej prozaiczne powody, dla których kontakt nigdy nie dochodzi do skutku. Otóż obie strony w swych poczynaniach — całkiem racjonalnie — nie dowierzają partnerom i skłonne są do wiarołomstwa. Sami nie dotrzymujemy układów, bo i któż zaręczy, że Obcy nie przygotowują na nas zasadzki? W ten sposób nieporozumienia nawarstwiają się — a każde brzemienne jest kolejnymi zniszczeniami. I tu Lem — ateista i racjonalista — daje nam dość zaskakującą naukę. Otóż poczynania Ziemian nadzorowane są stale przez swoistego „Boga z maszyny”, którym jest GOD — supersprawny komputer pokładowy. 

GOD jednak jest „Bogiem” ograniczonym w swoich rozumowaniach do wskazań i decyzji opartych na chłodnym ratio i algebrze konfliktu. Ludzkość na takich podstawach opiera swe działanie, ale na nich nie kończy. Jest w samej swej głębi podatna na motywacje irracjonalne i emocjonalne odchyłki od normy. Nie darmo GOD pełni dodatkowo w stosunku do członków załogi funkcje lekarza psychiatry i kontrolera weryfikującego ich „normalność”. Pod koniec powieści mało kto spośród bohaterów na tym prokrustowym łożu mógłby się zmieścić bez konieczności jakiejś znaczącej amputacji. Ale jako doradca w sprawach kontaktu z Kwintanami „normalny” GOD jest diabła wart. Potrafi zaprojektować konflikt i „wygrać” go, nie umie jednak poruszać się w sferze irracjonalnych odruchów, jakie są domeną żyjących istot. Tu lepszym doradcą zdaje się być ojciec Arago — nie jako obrońca katolickich dogmatów, ale jako wyznawca dwóch najprostszych, a zarazem najtrudniejszych do wypełnienia wskazań: „primum non nocere” i „miłujcie nieprzyjacioły wasze”. Szczególnie ta ostatnia zasada — jak Lem często twierdził — budzi jego podziw i decyduje o przychylnym ogólnie stosunku do chrześcijaństwa.

Fiasko jest więc także książką o moralności kontaktu. A moralność nie daje się sprowadzić do logicznych operacji — wymaga czasem heroizmu szczególnego typu, polegającego na umiejętności zaprzeczenia sobie, ustąpienia i poświęcenia własnej sprawy dla jakiegoś wyższego dobra. Wymaga też — czasem wbrew rozumowi — pamięci o kilku prostych zasadach, na jakich opiera się człowieczeństwo i to, co nazywamy czasem „przyzwoitością”. Tego — bez większych sukcesów — próbuje kosmonautów nauczyć ojciec Arago. Jego votum separatum rozbrzmiewa w powieści kilkakrotnie i za każdym razem zmusza do zastanowienia. Arago protestuje nie tylko przeciw porozumieniu z Kwintą par force — wcześniej wyraża się też sceptycznie na temat projektu swoistej rezurekcji, jakiej dokonują lekarze, z ciał dwu zwitryfikowanych ludzi składając jednego — i to, co gorsza, o nieokreślonej tożsamości. Arago nie może zatrzymać postępów wiedzy i technologii, może tylko bronić paru niekoniecznie racjonalnych przykazań i reguł, które decydują o tożsamości człowieka jako przedstawiciela gatunku.

Z racjonalnością i misją ludzkości stało się tedy coś dziwnego na przestrzeni lat, które Lem poświęcił pisaniu. Jako młody pisarz zdawał się w nie wierzyć bez większych zastrzeżeń: kler katolicki we wczesnych opowieściach jest obiektem kpin, dogmaty wiary nie wytrzymują bowiem konfrontacji z prawdami logiki i nauki. Misja ludzkości także zdaje się być zadaniem nie budzącym wahań. Astronauci z pierwszych dwu powieści science fiction Lema wybierają się na inne planety, nie mając najmniejszych wątpliwości, że niosą samym swym przybyciem Dobrą Nowinę. I choć Wenusjanie z Astronautów nie zdążą już z tej wiedzy skorzystać, to mieszkańcy Białej Planety z Obłoku Magellana bardzo prędko wyzbywają się wobec Ziemian podejrzeń, jakie w nich zrodziła inspekcja dokonana kiedyś na martwym sztucznym satelicie wystrzelonym przez niedobrych militarystów z NATO.

Któryś z krytyków powiedział po ukazaniu się Fiaska, że jest to replika Obłoku Magellana, dokonana z perspektywy lat i rosnącego sceptycyzmu co do szans kosmicznego kontaktu. I rzeczywiście: wszystkie te rozważania z młodzieńczej powieści, w myśl których kosmici muszą nie tylko być, na modłę ziemską, racjonalni i skłonni do porozumienia, ale nawet powinni ludzi przypominać zewnętrznie, brzmią w dobie powstania Fiaska poczciwie i nieprzekonywająco. Pod jednym jeszcze względem ostatnia powieść Lema daje świadectwo zaszłego od tamtych czasów postępu: autor wykorzystuje w projekcie kosmicznej podróży oszałamiające możliwości, jakie stawia do jego dyspozycji fizyka odkrytych niedługo wcześniej „czarnych dziur”. „Gea” — by dotrzeć za życia kosmonautów do Obłoku Magellana — po prostu pędzi jak tylko można najszybciej, „Eurydyka” korzysta z odwróconego w pobliżu „czarnej dziury” biegu czasu ze zręcznością równą tej, z jaką autor do znanej sobie fizyki dokleił jej część „prospektywną”, pozwalającą na realizację technicznego majstersztyku, jakim było w powieści obejście paradoksu Einsteina i powrót wyprawy na Ziemię niedługo po jej opuszczeniu.

Fiasko jest więc jak gdyby technologicznie optymistyczne, nasycone opisami nowych urządzeń i nowych źródeł energii, jakie ludziom w powieści dają ogromną przewagę nad Kwintanami. Ale satysfakcja z tego mizerna, tzn. nie większa niż w Edenie czy Niezwyciężonym, gdzie miotacze antymaterii także nie pomogły rozwiązać zasadniczych dylematów obydwu powieści.

Wiatyk na dalszą drogę, jaki w swej ostatniej książce daje Lem ludzkości, tak więc można określić: technologiczny postęp będzie się na Ziemi nadal dokonywał — niekiedy zagrażając samym podstawom ludzkiej tożsamości. Obrona owych podstaw, choć bezowocna i niekiedy śmieszna, będzie się dokonywać z pozycji irracjonalnej wiary w wartość tradycji i anachronicznej moralności, którym, tak czy inaczej, należy się szacunek, bez nich bowiem ludzkość nie będzie mogła przetrwać.

Same postępy technologiczne nie dadzą jednak ludziom ani rozwiązania problemów egzystencjalnych, ani narzędzi pozwalających wyjść z materialistycznej wersji Platońskiej jaskini, w której są zamknięci. Na ścianach tej jaskini nie tyle odbicie idei się wyświetla, ile — jakaś zniekształcona, ludzka wersja świata fizycznego i obiektywnego, do którego drogi bezpośredniej nie ma. Jak u Kartezjusza, jak u Berkeleya, jak u Kanta — Lem tkwi tutaj w centrum problematyki filozoficznej kilku ostatnich stuleci. Z jaskini owej nie ma więc też wyjścia do prawdziwej, nie stworzonej tylko na ludzką miarę Obcości. Obcy siedzą bowiem w swej własnej jaskini i nawet jeśli kosmiczne „mrugnięcie”, na jakie otwiera się „okno kontaktu”, wpuści nas do środka, niczego i tak nie będziemy w stanie zrozumieć, niczego innych nauczyć ani sobie przyswoić. Cóż więc w istocie ujrzymy? Pewnie jakąś kolejną wersję mitologii, która rządzi naszym widzeniem świata i w końcu nie jest godna potępienia, jeśli pozwala nam zachować tożsamość.

Dostaniemy więc od przyszłych wieków prezenty, ale może nie takie, jakich byśmy chcieli. Szansę wskrzeszenia z martwych — ale bez poczucia kontynuacji, więc trochę bezsensowną, bo i po cóż nowe życie lepić z resztek zamrożonych ciał, zamiast, jak chce natura, niecić je w biologicznym zarodku? Szansę podróży poza Układ Słoneczny, ale znów wątpliwą, bo i po cóż lecieć tak daleko, skoro nigdy nie uda się nam opuścić samych siebie? I wreszcie szansę porozumienia z Obcymi — bolesną, bo porozumienie i tak jest niemożliwe, a tam, gdzie go być nie może, najłatwiej wybucha walka i ścielą się stosy trupów.

Wiatyk na drogę daje nam więc Lem gorzki, choć nie przypuszcza pewnie ani na chwilę, abyśmy — przestrzeżeni — zeszli z drogi, którą idziemy. Zahamowanie postępu nauk i technologii jest tak samo niemożliwe, jak niemożliwe jest osiągnięcie dzięki nim szczęścia. Ale może losem ludzkości nie jest wcale szczęście budować, ale wprost przeciwnie: recytować wciąż formuły mitologii, wchodzić w stare koleiny, przeżywać klęski i rozczarowania, aby — z bolesnym poczuciem nieuchronnego fiaska naszych usiłowań — zaczynać wciąż od początku. Bo choć Kwintan w istocie zobaczyć nie można, trzeba wierzyć, jak Marek Tempe, w ziszczalność tego mitu — przynajmniej w godzinę śmierci.

 

Jerzy Jarzębski





https://solaris.lem.pl/ksiazki/beletrystyka/fiasko/73-poslowie-fiasko





czwartek, 11 lutego 2021

Tłusty Czwartek

 

Wczoraj byłem załatwić coś na mieście, po drodze jakieś 7-8 ubeków, wszyscy wyglądają podobnie, tj. młodzi (bo szczupli) i wysocy mężczyźni - nawet idą podobnie - no i synchronizacje plus telefony w łapie.


Dzisiaj to samo. Też 7-8 każdy wygląda jw. i synchronizacje.


Ze dwa trzy razy wykręcam się od synchronizacji.


Gdy wracam - przy przejściu dla pieszych czeka na mnie jakiś dwóch facetów, jeden do mnie odwrócony plecami, a drugi mnie obserwuje, udają rozmowę, kiedy się zbliżam "żegnają się" i ten co stał do mnie plecami odwraca się do mnie gdy już jestem przy przejściu - czyli synchronizacja.


Jest mnóstwo śniegu, na drogach i chodnikach ubity śnieg, pod nim lód, zaspy. Temperatura około -8 stopni, ale jest znośnie. Trochę jeszcze pruszy śnieg, już się przejaśnia, wczoraj było słońce.


Kawałek dalej korzystając z pustej drogi przechodzę na drugą stronę ulicy unikając synchronizacji, bo widzę, że z przeciwka nadchodzi kolejne zombie. Jakieś Volvo na miejskich numerach wyjeżdża z ronda i z daleka trąbi - szybę z tyłu ma niewyczyszczoną ze śniegu.

Przed rynkiem jeden już czeka na mnie niedaleko kafejki, zasłania twarz i sterczy.

Na runku kolejny mnie mija.


Za rynkiem idzie jeden z przeciwka, ale po przeciwnej stronie. Słyszę, że za mną zbliża się samochód, ten co idzie nagle zrywa się i szybko biegnie w poprzek ulicy w moją stronę, jakby ucieka zanim samochód w niego uderzy, przeskakuje przez zaspę i ląduje tuż przede mną na chodniku, w łapie telefon. Po drugiej stronie idzie jeszcze jeden.

Przerysowuje to co było 5 minut temu z Volvo i "odzyskuje" synchronizację, której uniknąłem wcześniej.


Idę po pączki, bo to tłusty czwartek.

W piekarni przystaję zaraz przy wejściu i się rozglądam, dziewczyna śmiejąc się zwraca mi uwagę, że kolejka zaczyna się w głębi sklepu, a przy drzwiach wejściowych tylko taka luka w kolejce. Odpowiadam coś żartem i idę do innego sklepu.

Staję w kolejce, przede mną kobieta z mężem.

Zaraz pojawia się jakiś facet, mam wrażenie, że ustawia się tak, jakby mnie nie było. Pyta się faceta, czy on stoi w kolejce, ten zaprzecza pokazując żonę.

Kiedy przychodzi moja kolej ten natychmiast składa zamówienie ignorując mnie.

Zwracam mu uwagę.

Odpowiada coś w rodzaju

"trzeba było coś mówić"

co rozumiem jako - "gdybyś nam mówił, co chcemy wiedzieć, to byś my nie chodzili za tobą"

"a co nie widać, że ja tu stoję, jeszcze muszę coś mówić?" odpowiadam

milczy


Ekspedientka prosi, żeby się nie kłócić.

To mi przypomina jak ubecy testowali? Wałęsę - był taki film? gdzie jacyś ludzie wsiadali chyba do busa i Wałęsa głośno kłócił się o to że on pierwszy ma prawo wejść, czy jakoś tak.


Przed samym domem - zza rogu wyłania się człowiek z laską, który ciągnie szerokim gestem jedną nogę, za nim znowu młody człowiek wysoki.

Przystaję, lustruję go i okręcam w miejscu, jakby to miejsce było docelowym, do którego szedłem.

Kiedy mnie mija przystaje i ogląda się za mną, wyciąga telefon, coś tam niby patrzy. Jakby naśladuje mnie.


Luty.



poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Legion







No dobra, w końcu to napisałem.


To było prawie rok temu w pierwszym? tygodniu po moim powrocie z Rzymu – czyli gdzieś koniec maja początek czerwca.


Nie pisałem o tym, bo to już są ekstremalne obserwacje i wolałem to sobie przemyśleć, poczekać na inne symptomy.

Bałem się też, że to są tak fantastyczne rzeczy, że wielu mogłoby je odrzucić i potraktować jako zmyślone. Nie wiem, czy mi uwierzycie, no ale w sumie nic to, im więcej informacji tym lepiej.

Miałem to w planie umieścić w tekście pod koniec 2019, ale ciągle przekładam to pisanie..



Od czasu powrotu z Rzymu ubecy zaczęli się bardziej jakby skrywać – to znaczy generalnie przestali się śmiać\uśmiechać i jeszcze bardziej dyskretnie manifestowali swą obecność i swoje homoataki. W Rzymie zresztą też coś się przydarzyło, o czym będzie kiedyś mowa.

Ale do rzeczy...

Jechałem do Gdańska pociągiem, dość szybko zauważyłem ubeka, który gdzieś tam się usadowił. Oglądał się na mnie, nie uśmiechał, ale był poważny i bardzo dyskretnie dawał znaki palcami. Odwróciłem się.

Pociąg zatrzymał się na kolejnej stacji i wsiadł kolejny – młody wysoki człowiek, usiadł obok mnie -  po drugiej stronie przejścia, a że nie mieścił się, to zajął nogami przejście – odwrócił się w moją stronę – wyciągnął telefon i zaczął udawać, że coś tam w nim manipuluje.

Natychmiast wstałem i wyszedłem do następnego wagonu.

Przeszedłem jedne, drugie drzwi i rozejrzałem się po wagonie, bo bywało w trasie, że ubecy siedzieli też gdzieś obok i jak się przesiadłem, to i tak miałem ubeka na widoku...

Ta część wagonu obejmowała chyba 3 boksy\sekcje z każdej strony, czyli ogółem 6 sekcji po 4 osoby w każdej, no a potem ścianka, kolejne drzwi i korytarzyk z dwojgiem drzwi na zewnątrz i dalej jak wiadomo, jak to w wagonach EN...


No więc rozejrzałem się – po prawej prawie cały boks zajmował jakiś młody ciemny brodacz nieco przy sobie – miał rozłożony laptop jakieś papiery i nawet na mnie nie spojrzał. Po lewej siedziały dwie kobiety i mężczyzna, gdzieś w moim wieku, lekko opalony z wysokim czołem - włosy przerzedzone na głowie, po bokach więcej i chyba miał okulary w drucianej oprawce – on siedział przy oknie, przodem do kierunku jazdy i kiedy wszedłem i zamykałem za sobą drzwi to podniósł na mnie wzrok, przez moment mi się przyglądał i wrócił do patrzenia się za okno. Oceniłem, że to przeciętni podróżni.

Pozostałe miejsca w tej części wagonu – siedziały chyba tylko kobiety i coś może jeszcze było wolne, ale że jako uznałem, że on nie jest ubekiem, więc usiadłem pod oknem naprzeciwko niego, więc kobieta siedząca obok i przy przejściu, jakby odgradzały mnie od tego przejścia – gdzie przecież ktoś mógł przyjść i tam właśnie stanąć.

Więc usiadłem tam spodziewając się, że mam w miarę zabezpieczone otoczenie.

Pociąg ruszył dalej. Jedna stacja, druga stacja, wsiadają głównie młode kobiety, młodzież do szkoły, do pracy. Trzecia stacja, no i chyba na czwartej (Pruszcz?) już powoli zaczyna się robić gęsto – widzę, że wsiadł do mojej części wagonu młody wysoki mężczyzna w czarnych krótkich włosach i czerwonej kraciastej, jakby flanelowej koszuli.

Uznałem, że to ubek.

Niektórzy spośród nich poruszają się dość specyficznie, charakterystycznie właśnie dla nich. Widziałem go tylko przez chwilę, ale to wystarczyło.
Usiadł jednak gdzieś z przodu, poza moim widokiem, więc natychmiast przestałem zwracać na to uwagę.

Pociąg ruszył ze stacji, ja wróciłem do swoich myśli. Minęła może minuta, może dwie lub mniej.

I wtedy to się stało. 

Siedziałem zatopiony w myślach i twarz miałem skierowaną w stronę przejścia w wagonie, więc natychmiast to zauważyłem.
Otóż ci dwaj faceci o których napisałem, że siedzieli po prawej i naprzeciw mnie – dokładnie w tym samym momencie odwrócili się w moją stronę.

Zdziwiłem się i chyba najpierw popatrzyłem na brodacza – on przez chwilę patrzył się na mnie i po chwili jakby stracił zainteresowanie i powoli przekręcił głowę w stronę laptopa, ale nieznacznie, etapami, jakby jeszcze nad czymś myślał. Trochę jakby odurzony? Jakby nie wiedział po co się odwrócił do mnie i zastanawiał się nad tym.

Ten drugi, co siedział naprzeciwko mnie – też na mnie spojrzał – dotychczas cały czas patrzył za okno - prawie natychmiast zbił lewą dłoń w pięść i zaczął się pocierać tą pięścią po kolanie, co odebrałem jako homorebus homoatak.

Kręcił przy tym dziwnie głową, wyraz twarzy mu się zmienił, wzrok utkwił we mnie jakoś tak dziwnie, jakby z uwagą nagle zaczął mi się przyglądać, ale najważniejsze – po jego twarzy przebiegło drganie.

Po lewym policzku - skóra zarówno nad częściami miękkimi jak i nad kością policzkową – zadrgała, a drganie to przeszło po skórze jakby falą, ruchem w pionie.

Kręcił przy tym nieznacznie głową i uderzające było to, że ruch ten wydawał się być całkowicie niezależny od tego drgania. Wyraz jego twarzy wskazywał, że nie jest tego świadomy.

To drganie nie wyglądało jak nerwowy tik – raczej jakby było wzbudzone z zewnątrz. Generalnie mięśnie poruszają się pod wpływem impulsów elektrycznych, a tą sytuację określiłbym jako przyłożenie siły z zewnątrz – impulsu elektrycznego, który wymusił drganie skóry.


Ja nie twierdzę, że coś się pod skórą przemieszcza, tylko, że skóra drga.


Minął prawie rok i mam inny zasób informacji.

Wtedy jeszcze byłem na etapie, że opętanie jest sprawą o charakterze duchowym - jest jakąś nieznaną psychiczną cechą ludzką i tak samo oceniłem to zdarzenie.

Dlaczego oni dwaj jednocześnie się odwrócili?

Myślałem, że ubek w kraciastej koszuli był nosicielem Legionu duchów\dusz\jaźni\demonów, który „przeskoczył” na tych dwóch mężczyzn, żeby wykorzystać ich do ataku na mnie. Nie umiałem tego dokładnie wytłumaczyć, no ale też i skąd ...


Sądziłem, że myszy co zjadły Popiela to opis szkodliwej działalności 5 kolumny. To "zeżarcie" powtarza się potem ... o czym pisałem w "Morfeusz...."

Teraz jednak sprawa wygląd inaczej – myszy to małe gryzonie, małe coś – jak i nanoboty to też małe coś.

Ponadto – jak podaje strona Imperium Romanum -  u Rzymian myszy to mięśnie - łacińskie słowo musculus oznacza „małą mysz” jak i „mięsień”, bo poruszające się pod skórą mięśnie wyglądają jak poruszające się małe myszy... Trochę dziwne skojarzenie jak dla mnie, ale zaintrygowany zrobiłem z tego wpis na blogu, żeby nie stracić tej informacji.

No i  - mysz generalnie jest mała, a tu mamy jeszcze podkreślenie, że mała mysz była mała..

Musculus to również nazwa rzymskiej machiny stanowiącej osłonę podczas zdobywania murów twierdz. Czy nazwa ma związek z maskowaniem, zasłanianiem?

Więc może chodzi o to, że ktoś zaobserwował takie zachowanie dawno temu - małe drobne grudki przebiegające szybko pod skórą - opisał to jako małe myszy, zaś określenie to zostało podmienione i utożsamione z po prostu mięśniami, bo pamięć o takich świadectwach została wyparta, zamazana. Może tak było...


Więc tak przychodzi mi teraz na myśl, że myszy, co Popiela zeżarły, tj. doprowadziły do upadku, to „małe myszy” objawiające się pod skórą w postaci drgania....


Nanoboty, które zainfekowały jego otoczenie.

Nanoboty o wiele bardziej racjonalnie tłumaczą całą sytuacji i w ogóle wszystkie te sprawy.


Wygląda na to, że nanoboty … że każdy lub prawie każdy ma je w sobie, ponieważ reakcja była natychmiastowa - jednoczesna.


Sądzę, że jest tak podobnie jak w filmach:

„operatorzy” znajdują się w jakimś miejscu i zdalnie poprzez brainlink łączą się z wybranym człowiekiem zdalnie – a dokładnie: robi to komputer SI.

Operatorzy są podłączani do maszyny, która komunikuje się z botami w ciele danego człowieka i wtedy operator np. zamykając oczy (opis czemu) łączy się z wrażeniami odbieranymi przez mózg wybranej ofiary (to jak widzimy świat – to jest interpretacja mózgu) Operator przejmuje kontrolę nad ciałem i umysłem ofiary, która jest tego nieświadoma – ponieważ to (może) przypomina sen...

„Taka teoria. Całe życie miałem sny. Sny były różne, ale było kilka, do których wracałem 2 - max 3 razy.

W chwili powrotu miałem świadomość, że już tu byłem kiedyś i wraz z tym wracała „pamięć” o rzeczywistości jaka była we śnie, o całym? świecie jaki występował we śnie, łącznie z charakterystykami osób i zdarzeń.

Cały czas mowa o snach, a nie o śnieniu (lucid dreams).

Więc być może jest tak z osobami opętanymi, że one jakby żyją we śnie – załącza się obca struktura, która powoduje, że mają one inne nawyki, powiedzonka, mimikę twarzy itd, ale właściciel nie jest wypchnięty ze swego ciała, lecz łączy się z ową obcą strukturą jakby w jedno – akceptuje obce zachowania i MYŚLI tj. traktuje jako własne nie dostrzegając zmiany w sobie.

Śpiący jest we śnie i nie dostrzega, że to sen. Myśli, że to jego życie, które widzi przeżywa w krótkim fragmencie. Świadomość, że to BYŁ sen przychodzi bezpośrednio po przebudzeniu – co się zdarza, a czasami nie.

Ciekawe jak oglądanie filmów wpływa na sen, czy różni się sen u ludów, które nie mają telewizji i nigdy nie widziały filmu.

Więc opętany myśli, że jest sobą. Ma inne przekonania i sądzi, że zawsze takie miał, zaś zachowania nielogiczne, nieetyczne, nietypowe nie wzbudzają w nim żadnych podejrzeń co do swego stanu.


O ile sen wydaj się być serią niekontrolowanych zdarzeń, to śnienie ma swój scenariusz i cele postawione przez atakującą cię stronę, czyli agenturę. W śnieniu występują też ubecy jakich spotkałem w realu, no i osoby w śnieniu wykazują świadomość, że wiedzą, że to śnienie – min. uważnie obserwują twoje zachowanie wystawione na absurdalne zdarzenia śnienia – sami zaś owej absurdalności się nie dziwią.”


Lub – nie ma operatów, a jest wyłącznie Sztuczna Inteligencja, która tworzy sobie kopię zachowań i wspomnień jakiejś osoby i robi z nich wirtualny model, później używa tej wirtualnej osoby do przejmowania kontroli na danym człowiekiem.

Dlatego podczas „opętania” zmieniają się nawyki opętanej osoby na charakterystyczne dla wirtualnego modelu, który powstał w oparciu o cechy żywej osoby....

Być może używa – jest zdana – wyłącznie na inteligencję takiej osoby.

Ale raczej może obie techniki mają zastosowanie. I ci bardziej ograniczeni sterowani są przez modelowanie SI, a ci bardziej ludzcy – przez ludzi...

Może dlatego niektórzy ubecy poruszają się charakterystycznie – bo mają ograniczone czucie przestrzeni, gdyż są sterowani przez SI. Takie zombi...

Ale ty wszystko to oczywiście moje domysły.



Wracając do mojej podróży pociągiem.

Ubek w kraciastej koszuli był potrzebny w moim pobliżu, by wytypować męskich (bo to homoatak) osobników zdolnych do przeprowadzenia ataku czyli takich, którzy znajdują się w zasięgu mojego wzroku – ten co siedział na wprost mnie był najodpowiedniejszy – czyli nie widział ich, tylko jakimś nieznanym sposobem rozeznał ich lokalizację. 

Żadna kobieta nie wykazała nienormalnego zachowania jak ci dwaj.




Legion – to u Rzymian od 4000 do 6000 sztuk wojowników.
Nazwa Legion oznacza dosłownie „pobór”.

Można więc powiedzieć, że 5000 nanobotów dokonuje poboru wytypowanej ofiary – do własnych działań.

Ale raczej do działań SI lub pseudoboga, który kontroluje system wyzysku, czyli Cywilizację Śmierci.



Dlaczego na mnie nie dokonuje się poboru?
Nie wiem, nie wiem czy u każdego to działa.



Nanoboty tłumaczą również nieustanność ataków – ludzie zachowują się jak automaty...




Nie, to nie wglądało jak poruszające się pod skórą guzy na twarzy agenta Smitha.
Nie, to nie wyglądało jak agenci Matrixa przejmujący ciała ludzi – tam zdaje się całe ciało się zatrzęsło
Nie, Merkel cała się trzęsie – z reguły jest to filmowane z jednego miejsca, albo kamera się trzęsie – co jest podejrzane. Wygląda na zorganizowany przez służby fejk.... tylko po co...?



Drganie na twarzy widziałem też u innej osoby – to był punkt na brodzie wielkości ok. 5mm i pierwotnie wziąłem to za nerwowy tik. Było to podczas rozmowy, kiedy ta osoba usiłowała mnie przekonać, abym zgodził się na współpracę ze służbami.

Tę osobę opisałem w  jednej z wcześniejszych notatek.



DarkNet - a może nanoboty tworzą sieć i do tego odnosi się ten termin, a nie po prostu do internetu?


Porównaj u Castanedy - latawce.




Także w sumie... jest niezły syf do posprzątania.



Aha.

W internecie są filmiki, gdzie politycy za pomocą deep fake mają nakładane na twarz gadzie oczy itp. co tworzy tzw. reptilian - to może być nie tyle głupia zabawa, co rodzaj dezinformacji nawiązującej do takich rzeczy jak mój opis powyżej - ktoś coś widział i opowiada, więc oto recepta: zrobimy filmik w podobnym stylu, tylko przesadzony i obśmiejemy temat...


------------------
Tymczasem w świecie bajek.... koronocoś z odblaskiem na łbie....


"Wygląda jak fioletowa chmurka. Ma bardzo ostre zęby i żółtą gwiazdkę na czole, która świeci, gdy Królewna lewituje. Kiedy się pobije, wygląda jak kula z rękami. Nie nosi nawet korony, która reprezentowałaby jej szlachetność, jednakże prawdopodobnie gwiazdka na czole jest jej odpowiednikiem.


Jak większość Grudek, nie ma nóg, ale potrafi latać. Może także komuś wstrzyknąć jad, który zamienia ugryzionego w Grudkę.


 Królewna zachowuje się jak typowa, rozpieszczona nastolatka."



https://pora-na-przygode.fandom.com/wiki/Kr%C3%B3lewna_Grudkowego_Kosmosu


















niedziela, 27 października 2019

Notatka październik – listopad 2019




Od 7 do 18 i 22 Elżbietanki.

---
Znowu dostaję sprzeczne komunikaty – wynika to z tego, że chcą ukryć swe kalambury, że „masz zadzwonić do Pajaca”.... albo „udać się do specjalnych”...


W czercu dostałem Rantudil Retard na opuchliznę pod kostką, pod koniec dawki dostałem „efektów ubocznych” z ulotki – zawroty głowy, zmęczenie, a przede wszystkim bolące mięśnie całego ciała. Po tygodniu zaczęły zanikać, by po kilku dniach wrócić i tak w zasadzie do końca sierpnia. Stąd wniosek - że męczyli mnie, żebym nie pojechał gdzieś nad morze.
Potem dłuższy spokój – tak więc raczej dostałem coś w jedzeniu, bo objawy były podobne jak po wyjeździe do Kartuz po dokumentacje medyczną – ból mięśni.

Z tego powodu mało co się ruszałem i przytyłem jakieś 5 kg – samo chodzenie do Elżbiety dało efekt, że zeszło 3 kg.
Nadal jednak ciągle jestem zmęczony.

Zmęczony jestem od 2000 roku, kiedy wziąłem na siebie to brzemię, a od kilku lat dodatkowy stres spowodowany nękaniem przez służby jeszcze bardziej mnie męczy.


Po wpisach o aktywności ubeckiej na ulicy zmienili znowu swe zachowania – krótko chodzili za mną z małą torbą na ramieniu małpując moją osobę – w torbie mam zeszyt z notatkami, który nie mieści się do kieszeni, chodzę z nim tak od maja.

Ostatnio wysyłają za mną drągali ze szkolnym młodzieżowym  plecakiem - co oczywiście jest nienormalne, żeby dorosły facet nosił taki plecak niczym jakies dziecko... Wczoraj jeden jak mijał mnie, rzucił mi rozbawione spojrzenie.

Wcześniej poprzedni weekend – młodzież z plecakiem.
Ostatnie kilka dni – bezdomni.

Wszystko zsynchronizowane na skrzyżowaniach itp.

21 października byłem u dentysty – leczenie kanałowe – tego dnia zauważyłem, że Ten, Który Mnie Nęka Najbardziej inaczej się zachowuje – był jowialny.

Na drugi dzień dwa – rozmowa i patrzy się na mnie jakoś tak intensywnie, jakby mnie widział pierwszy raz w życiu, zauważam, że porusza się bardzo energicznie, nie jak zwykle..

Zmiana też była widoczna u tej pierwszej osoby.

17-24 października - złapałem ja na kolejnych błędach – zaczęła pyskować i to mocno, co jest u niej niebywałe, że „wcale tak nie powiedziała”, a także zaczęła bezczelnie twierdzić, że to ja jakoby coś innego powiedziałem – krótko mówiąc - jak cię złapią na błędach to kłam w zaparte.


Potem też była bardziej chłodna, jakby miała do mnie uraz – głównie milczy i patrzy z pogardą, rozmowa nieprzyjemna, zachowuje się bardzo obcesowo, kilka razy zarzuca mi, że ją jakoby nękam, zwracam uwagę na twarz – 3 dni z rzędu jest nieruchoma, patrzy na mnie wyzywająco, tak jakoś znajomo charakterystycznie.... szczególnie broda i okolice ust utrzymuje w charakterystycznym nieruchomym wyrazie pogardy.

Znam ten wyraz – tam w środku jest Ten, Który Mnie Nęka Najbardziej – musieli się zamienić na kilka dni.

Teraz widzę to wyraźniej - Tego, Który Mnie Nęka Najbardziej od początku znałem jako taką osobę, jaką jest - zawsze był chłodny i z dystansem, te nieruchome usta i broda od zawsze wyrażały pogardę, ale nie miałem porównania, by to stwierdzić jednoznacznie.

Kilka lat temu odkryłem wizerunek diabła w rycinie przedstawiającej Piasta – od razu zauważyłem, że z profilu są podobni - broda i zaciśnięte wąskie usta.
Jednak nie umiałem tego wyjaśnić, dlaczego tak jest.

Także Łotr numer 1 posiada charakterystyczny wyraz twarzy, powielany w popkulturze.

Czują się bezkarni od setek lat i dlatego są tak bezczelni.

Tacy jak on w latach 40tych strzelali ludziom w głowę...

Teraz ten motyw z 4 ? lata temu jest bardziej zrozumiały... rozochocony przyłożył mi dwa palce do skroni i powiedział: „Tu ci zrobię dziurę” i to, jak natychmiast odsunął się ode mnie i zapadł w nieruchome milczenie – analizował swój błąd i to czy się zorientowałem...

Czasami przypomina mi psa, który z uwagą i w milczeniu (jak to psy) głodnym wzrokiem przygląda się panu spożywającemu posiłek.

Pies czeka w milczeniu, aż pan rzuci mu coś, lub samo spadnie ze stołu....


On czeka, aż będzie mógł rzucić ci się do gardła...


To samo widzę u tych „żołnierzy” z opowieści c. Hanki, którzy prawdopodobnie szykowali się do zamordowania mężczyzn z wioski....


 Agresywne zwyrodniałe małpoludy...

sobota, 14 września 2019

Notatka maj-wrzesień 2019 - Rasowy ubek


Jeszcze w maju ubecy wrócili do zachowań o charakterze homoseksualnym, stopniowo je wygaszając - czyżby sprawa już jest na tyle głośna, że zaczęli się z tym ukrywać?

Teraz stosują "tylko" cytaty ze swoich poprzednich zachowań - zachowania te są bardzo zawoalowane, niemal niezauważalne, nawet dla mnie - czasami nie mam pewności, czy ten co przechodził to nie był ubek.


Dzisiaj na przykład - zaraz jak wyszedłem z domu i kiedy wchodzę na główny chodnik - widzę na końcu z przeciwka idzie młody człowiek, spodziewając się, że to nie przypadek - ponieważ permanentnie jest tak, że kiedy dochodzę do skrzyżowań chodników lub ulicy - kiedy już jestem na miejscu to z boku już podchodzi jakiś najczęściej młody mężczyzna, często z telefonem w ręku.

To jest właściwie standard, z tym, że już się do mnie nie śmieją, nie robią jakiś gestów itd.

No i teraz często ograniczają się do pustych miejsc, gdzie nie ma świadków.


Omijam chodnik tak, że on przechodzi bokiem i wracam na główny trakt - no i z dołu zza rogu budynku wychodzi  następny - idealnie zgrane.

Ten idzie przede mną, aż do ulicy i dalej, prawa ręka w kieszeni, lewą zawzięcie macha...
Wy też tak macie, że jedną rękę trzymacie w kieszeni, a drugą machacie - z powodu szybkiego marszu?

To jest nienormalne, bo lewa ręka przy szybkim marszu wymusza skręt ciała, co koliduje z prawą unieruchomioną w kieszeni spodni.

To jest po prostu zawoalowane zaznaczenie, że oni tu są - już nie atakują mnie tak otwarcie jak kiedyś, bardziej się kryją, więc jak mówię, musiało się już dobrze roznieść po mieście, co się tu wyprawia. Już w maju w drodze do pracy kiedy ich widziałem - już nie było szyderczych uśmiechów.



Idę dalej do miasta - po drodze jeszcze dwóch - zachowania ubeków są dosyć charakterystyczne, teraz idą dość szybko - znowu prawa ręka w kieszeni spodni lewą machają intensywnie, wzrok utkwiony w dal - przed majem starali się iść moim tempem, "towarzysząc" mi na ulicy - pomimo tego, że z reguły każdy z nich był ode mnie wyższy - a więc mając dłuższe nogi powinni dawać większe kroki w konsekwencji - powinni iść szybciej ode mnie, ale nie, oni szli równo moim tempem, co powodowało odczucie, że ja idę z kimś obok mnie - tj. że ja idę razem z jakimś mężczyzną, co prawda w oddaleniu, ale jednak.

To wymuszało na mnie, że zatrzymywałem się, czekałem, aż się oddalą, skręcałem w inną drogę, zawracałem.

W Poznaniu na Półwiejskiej była taka sytuacja,  jeden z nich szpakowaty w czerwonej kurtce wyprzedził mnie  z i tym swoim szyderczym uśmiechem odegrał moje zachowanie - zatrzymał się nagle i odwrócił popatrzył na mnie z kąta śmiejąc się, chwilę odczekał i poszedł znowu, wtopił się w tłum.

Jednak z nich wyprzedził mnie na rowerze z prawej strony i zrobił wokół mnie kółko, zawrócił i zniknął z lewej strony za mną.

Było ich wtedy 4 albo 5 szli na przeciwko mnie, albo stali na ulicy  i robili jakieś gesty.

Kilkadziesiąt metrów dalej odwróciłem się i zauważyłem tego w czerwonej kurtce, jak szedł z 50 metrów za mną - tym razem jednak miał inną kurtkę i już się szyderczo nie uśmiechał. Poznałem go po szpakowatych włosach i po tym, że przez moment zwątpił, że go może zauważę, szedł za mną ulicą, i kiedy się odwróciłem to on odwrócił twarz, żebym go nie rozpoznał - i ten gest generalnie zwrócił moją uwagę, wtedy go rozpoznałem.

A więc przebierają się - większa ilość ubeków na ulicy, więcej nękania. 



Wcześniej.

W lipcu przeszedłem się do sklepu za torami, idę odcinkiem ok. 700 m, gdzie w zasadzie nie ma żadnej zabudowy, tylko sznur samochodów na drodze, w połowie jest ławka - ktoś tam siedzi - kiedy już jestem dość blisko wstaje i idzie przede mną - wyższy, ale zachowuje moje tempo. A więc znowu  mamy sytuację, kiedy idę za kimś, tj. ktoś mnie prowadzi, albo idę za kimś w sensie - idę z kimś, bo idziemy tym samym tempem.

Skręcam na stację benzynową, rozglądam się po gazetach wychodzę - nie ma go, ale wcale daleko nie odszedł kawałek dalej jest przystanek - rozmawia z kimś tam, kiedy się zbliżam żegna się i znowu - idzie przede mną jakieś 60-80 metrów...

Wczoraj idę znowu na tę trasę - już na krzyżówce z Parkową widzę z daleka, że ktoś idzie znajomym tempem jakieś 100 metrów przede mną. Zawracam i przez park idę do miasta, wychodzę z parku przy jazie - oczywiście znowu idealna synchronizacja - bo z prawej strony wychodzi na mnie młody człowiek z telefonem, gapi się na mnie.

Skręcam w lewo idę 20 metrów.... jest - z przeciwka idzie facet, którego widziałem na tamtej trasie - śmieje się do mnie. Kiedy mnie mija oglądam się i upewniam, że to jego wtedy widziałem.


W domu sprawdzam w internecie swoją trasę i jego hipotetyczną -  moja trasa to 950 metrów w 11 minut na piechotę,  jego to 1,5 km - 19 minut - prawie dwa razy tyle czasu.

Musiał ktoś go podwieźć w to miejsce, gdzie spodziewali się, że wyjdę z parku - były tylko 2 możliwość w odległości 100 m od siebie. Prościzna.




Z poważnych spraw.

W zeszłym roku gdzieś na jesieni dokonano podmiany osoby w moim otoczeniu - ta druga osoba została wymieniona w tym roku na jeszcze kogoś innego.

Ta nowa jest bardziej rozgarnięta, ale robi chyba jeszcze więcej błędów niż tamta guła.


Okazało się coś jeszcze  - podmiana została dokonana świadomie, tj. za zgodą właściciela.

A więc zdrada...

Wymieniają się co jakiś czas - prawdopodobnie jest to podyktowane tym, żeby ukryć fakt podmiany, by zmylić otoczenie,  przyzwyczaić otoczenie do nawyków nowej osoby.

Nawyk jest to coś co nabywa się latami i nie można z dnia na dzień nabyć nowych nawyków - to po prostu świadczy o wypchnięciu właściciela i podmianie.

Jest to łatwe do wychwycenia, ponieważ robią masę błędów - jest to głównie brak wiedzy o przeszłości właściciela, ale  i epatowanie swoimi fascynacjami - np. właściciel nie znał się kompletnie i nie interesował sportem - nowy lokator zaś bardzo się emocjonuje i zna na sporcie.



Na początku roku często na trasie do pracy wychodziły na mnie osoby z psem toffi na smyczy, często z głupim uśmieszkiem na twarzy. Długo nie rozumiałem o co chodzi.

W końcu gdzieś na wiosnę to do mnie dotarło - chodzi o podmianę jeszcze jednej osoby.

To musiało się stać jeszcze wcześniej, ze dwa lata temu,  bowiem teraz kojarzę, że na jednym z pogrzebów ta osoba stanęła w tłumie ludzie naprzeciwko mnie  - raz, że była z lekka ucieszona, dwa - przyglądała mi się z wielkim zaciekawieniem. Zaintrygowało mnie to wtedy, teraz przychodzi odpowiedź, czemu tak było...


Ta również robi błędy.




Pozwoliło mi to w końcu wyjaśnić zachowanie trzeciej osoby - tu podmiana zaszła bardzo dawno.

 Tak zresztą właśnie funkcjonuje Cywilizacja Śmierci - podmienia nie tylko ważnych, ale i  zwyczajnych ludzi - to oni min. wywożą ludzi do lasu i strzelają im w głowę. A potem znowu - są zwyczajnymi niewyróżniającymi się ludźmi...



I najgorsze.


Teraz to sobie uświadamiam - film Omen z Gregory Peck-iem - w tym filmie pokazano dziecko, w którym zamieszkuje osoba dorosła.
To jest rasowy ubek, bardzo niebezpieczny.







sobota, 3 grudnia 2016

MON: Byli pracownicy służb dezinformują


03.12.2016


Ministerstwo Obrony Narodowej wydało oświadczenie, w którym przestrzega przed dezinformacją dotyczącą bezpieczeństwa Polski ze strony byłych funkcjonariuszy tajnych służb. 

 
Ministerstwo Obrony Narodowej wydało oświadczenie, w którym przestrzega przed dezinformacją dotyczącą bezpieczeństwa Polski ze strony byłych funkcjonariuszy tajnych służb. Resort wskazuje, że tolerowali środowiska mafijne wyrosłe z komunistycznej Służby Bezpieczeństwa i prowadzili „przestępczą działalność na rzecz obcych służb”.


- Ministerstwo Obrony Narodowej zwraca uwagę, że coraz częściej pod pozorem dyskusji naukowej wypowiadają się byli funkcjonariusze służb odpowiedzialni za katastrofalny stan polskiego bezpieczeństwa, tolerowanie środowisk mafijnych wyrosłych ze Służby Bezpieczeństwa, inwigilację niepodległościowych partii politycznych, a nawet przestępczą działalność na rzecz obcych służb - czytamy w komunikacie ministerstwa rozesłanym do MON.
Resort wskazał, że „smutnym przykładem takiego działania była dyskusja zorganizowana 24 listopada 2016 r. w Collegium Civitas, w której wzięli udział byli funkcjonariusze podejrzewani o współpracę ze służbami wrogimi Polsce i NATO”.


24 listopada w auli Collegium Civitas w Warszawie odbyła się debata z cyklu „Historia polskich służb specjalnych w III RP” pod tytułem „Polskie służby specjalne po roku rządów PiS”. Debatę poprowadził gen. bryg. rez. Krzysztof Bondaryk, a w dyskusji, zgodnie z informacją umieszoną na stronie uczelni mieli zabrać głos, Piotr Niemczyk, były zastępca Dyrektora Zarządu Urzędu Ochrony Państwa, Paweł Białek, były zastępca Szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i gen. bryg. rez. Janusz Nosek, były Szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego.

- Przestrzegamy polską opinię naukową i opinię publiczną przed dezinformacyjnymi konsekwencjami propagowania takich działań - podkreśliła cz.p.o. rzecznika prasowego MON Katarzyna Jakubowska.

Interesujące informacje na temat części uczestników debaty w Collegium Civitas przedstawił na antenie Telewizji Republika w „Rozmowie Niezależnej” członek komisji likwidacyjnej i weryfikacyjnej WSI oraz ekspert ds. służb specjalnych Piotr Woyciechowski. - Ta ekipa budowała Urząd Ochrony Państwa w oparciu o dwa fundamenty. Jeden to stara kadra Służby Bezpieczeństwa, którą oni jako członkowie komisji kwalifikacyjnych przepuścili do nowej rzeczywistości - mówił Woyciechowski o Piotrze Niemczyku, Bartłomieju Sienkiewiczu, Konstantym Miodowiczu i Wojciechu Brochwiczu.

Byli działacze pacyfistycznego Ruchu Wolność i Pokój w PRL (Bartłomiej Sienkiewicz, Konstanty Miodowicz, Piotr Niemczyk), którzy w okresie transformacji trafili do służb, nie mieli problemów z budowaniem rzekomo niezależnych służb wolnej Polski w oparciu o agenturę Służby Bezpieczeństwa. - Druga noga, o której mało wiemy, to ukadrowiona agentura Służby Bezpieczeństwa. W latach 80. jedną z ikon działalności podziemia w Warszawie był Wojciech Świdnicki. Został on zwerbowany we wrześniu 1986 roku przez płk. Juliana Lewandowskiego. On wsypał cały tajny zarząd Niezależnego Zrzeszenia Studentów UW. Następnie urwał się ze smyczy. Następnie pod koniec lat 80 zaczął współpracować z Piotrem Niemczykiem i z Olgą Iwaniak. Cała trójka w 1990 roku znalazła się z UOP w Biurze Analiz - stwierdził Woyciechowski.

W Urzędzie Ochrony Państwa, który istniał w latach 1990-2002, były co prawda procedury sprawdzające kandydatów do służby, ale wydaje się, że były one traktowane wybiórczo. - Każdy kandydat do służby w UOP podlegał procedurze sprawdzającej pod kątem oceny jego przydatności do służby. Standardowo sprawdzenia obejmowały ewidencję operacyjną po byłej SB. W wypadku Wojciecha Świdnickiego wyniki sprawdzeń musiały ujawnić fakt współpracy z SB oraz zachowanie źródłowej dokumentacji. Pomimo tego Wojciech Świdnicki został przyjęty do służby w UOP na jesieni 1990 roku i odszedł z niej dobrowolnie po ponad 4 latach pod koniec 1994 roku. Po odejściu z UOP Niemczyk z Świdnickim pracowali wspólnie w wywiadowni gospodarczej jeszcze przez kolejne 10 lat - podkreślił.


[Gmach MON przy al. Niepodległości, fot. Hiuppo/commons.wikimedia.org]


MON/civitas.edu.pl/niezalezna.pl/wPolityce.pl/ems



piątek, 30 sierpnia 2013

Pagan?







Trochę spostrzeżeń ku pamięci...


  1.  
    Ktoś
    Sierpień 20, 2013 o 5:26 pm | #15
    (za Innemedia.pl)
    “Archeolodzy nabrali wody w usta.
    Templariusze czcili SŁOWIAŃSKIEGO boga Welesa, a nie Bafometa.
    http://argo.nowyekran.net/post/96820,weles-z-bydgoszczy
    Swoją drogą jest jeszcze lepsza figurka Welesa, Taka z jelenimi rogami i pentagramem pomiędzy nimi. Figurka zupełnie niechciana i u swojskich rodzimowierczych podobno jak i u kato obłudniczych czy kabalistycznych badaczy.

    Poniżej zamieszczam Komentarz “Ktosia” adresowany do autora tekstu z pow. linku (który pierwotnie ukazał się na blogu Białczyńskiego a następnie został usunięty?!): “Do MPSynak (może mu ktoś z łaski swojej przekaże) Zajebista praca i poprawne wnioski.
    Dla tej “tajemnicy” wyrzezali Wołyń i kradli tamtejsze dzieci. Imię jej to 40 i 4, jest foto z jelenimi rogami i pentagramem pomiędzy. Jej imię też to WEDY, one są o imperium ze stolicą w Polsce, o jego zagładzie,
    ale i CHRZEŚCIJAŃSTWO bo ono ma pogańskie a nie żydłackie korzenie. Ta co miała to się na swojego lubego doczekała i świece zapaliła. Co do innych wniosków proszę pogmerać nad związkami słowa Chorwaci i Harnasie. Mazonki wedle tarcz to Frygijki. Smok spał pod Giewontem, a Polacy nawet jak nie zechcą zostaną zmuszeni do tego co Pan pisał. Nie mają już innego wyboru. :P
    Pierwotnie orzeł mógł być smokiem albo łabędziem (także Egipt),
    ale nawet u ORŁA widać “tajemnice” o jakiej Pan pisze.”
    I jeszcze w nawiązaniu do tematu coś ekstra ode mnie:
    http://www.humbug.pl/texts/view?art=skarby_templariuszy_w_polsce_
    PS: Link do intrygującego tekstu pt. “Żydowskie korzenie protestantyzmu”, który wcześniej wrzucił Mezamir w komentarzu (pod tym samym wpisem co “Ktoś”) u Białczyńskiego.
    Mezamir zamieścił również swój komentarz odnośnie Kopernika oraz film: Nasze komentarze do pow. tekstu z “PS”: http://opolczykpl.wordpress.com/pogaduszki/#comment-42619
    Admin
  2. Ktoś
    Sierpień 22, 2013 o 5:22 pm | #23
    Większość “topowych kultów” w tym tajemne sekciarskie to tylko TO w co kiedyś wierzyliśmy a co zostało nam zabrane, zakazane i ordynarnie przenicowane na drugą stronę by działając na nasza szkodę wspomagało coraz nachalniej wchodzących w nasze szatki (udających bycie nami Polakami) naszych okupantów.
    W te działania wpisuje się to o czym pisze MPSynak czy przepowiednia o “królu z Krakowa co ma rządzić światem” czy “iskra z Polski” co do których podejmowane są wszelkie wysiłki by medialnie nie zaistniały a przynajmniej nie Polacy byli ich beneficjentami mimo iż to NAS się tyczą i jako Narodu i naszej Rodzimowierczej kultury. Dlatego też duża część “rodzimowierców” albo wplata obce kulturowo elementy by później je propagandowo wykorzystywać, że jesteśmy tylko “odtwórcami” cudzej (w domyśle anglosaksońskiej czy wprost kabalistyczno-semickiej) kultury albo zajmuje się tylko nieważkimi rozważaniami czy powtarzaniem antysłowiańskich też już dawno udowodnionych za kłamliwe. Mało komu chce się nawet zadawać pytania DLACZEGO.
    A dawna cywilizacja Słowian była cywilizacją WYSOKO TECHNICZNĄ co widać nawet i dziś w predyspozycjach do naukowych osiągnięć. I nie ma znaczenia czy to będzie wywodzone od genów, pogańskiej religii przodków, narodowości czy pamięci plemiennej. Po prostu mamy smykałkę do innowacyjności jaka jest metodami ekonomicznymi, prawnymi czy zwyczajnym bandytyzmem (kradzieże wynalazków – obecnie podchody pod kradzież technologi uzyskiwania GRAFENU) niszczona. Polak ma być biedny i głupi. No i przede wszystkim ma się nieustająco ślinić do anglosaksońskich bożków co to to są usilnie promowani jako “wspólni nasi” przez co poniektórych udających” rodzimowierców judaszów owczej skórze.
  3. Sierpień 23, 2013 o 5:19 am | #24
    Mezamir !
    Przywołany MPSynak /występujący na Nowym Ekranie jako Maciej Piotr Synak / jest specjalistą od Werwolf niemieckiego państwa podziemnego w Polsce w latach 1944-2013
    http://werwolfcompl.blogspot.com/
    http://argo.nowyekran.net/post/95105,5-kolumna-metoda-stara-jak-historia-slowianszczyzny
    My wiemy kto jest V kolumną w Polsce. Bynajmniej nie są nią Niemcy. Według mnie to świadoma dezinformacja.

    Panie Michale – MPSynaka przywołał “Ktoś”, a nie Mezamir.
    Z Pana oceną zgadzam się. V kolumna w Polsce to “koczownicy” a nie Niemcy.
    opolczyk

    • Sierpień 24, 2013 o 9:55 pm | #25
      Noooo…. to bardzo ciekawe. “Bynajmniej nie są nią Niemcy”.
      To bardzo ciekawe, bo chyba w swoim tekście podałem wystarczająco wiele przykładów na potwierdzenie moich tez.
      Trzy lata temu,z górką, jak zacząłem pisać ten tekst, to bodajże nikt nie pisał o niemieckiej agenturze. Ciągle się tylko słyszało o ruskiej agenturze – no i o żydach.
      Coś tam o niemcach wspominał Michalkiewicz, ale jednocześnie używał zwrotu razwiedka, co ma oczywiście rosyjskie konotacje.
      Dzisiaj o niemcach pisze już przynajmniej kilka osób, właśnie niemcom przyznają wiodącą rolę w polskiej polityce, a o tzw. ruskiej agenturze sporo osób potwierdza moje zastrzeżenia, że to zwykła ściema – przykrywka służb zachodnich, do zwodzenia tzw. prawicy.
      To, że nie piszę namiętnie o żydach, nie znaczy że nie piszę o nich wcale.
      Wystarczy sprawdzić moje teksty.
      Szczególnie ostatnio dużo zwracam uwagę na złodziejstwo anglosasów.
      Sęk w tym, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tej wielkiej manipulacji dotyczącej Werwolfu – i dlatego poświęciłem jej cały swój wysiłek.
      Kto z was zadał sobie taki trud? Nikt – i może dlatego, co do działań niemców nie było dotychczas większej świadomości.
      Bo co to za świadomość – tzw. prawica uprawia masturbację razwiedką, a jednocześnie jak gdyby nigdy nic opisuje działania abw – że abw tamto, abw to i owo – kompletna schizofrenia.
      Albo albo.
      Tak kategoryczne stwierdzanie, że “Bynajmniej nie są nią Niemcy. Według mnie to świadoma dezinformacja.” może oznaczać świadomą dezinformację, żeby zamilczeć temat niemców, czyż nie?
      Czyżby patent na 5 kolumnę mięli wyłącznie eskimosi?
      Jeśli ktoś ma zamiar obalić tezy zawarte w Werwolfie – proszę bardzo, proszę się odnieść do analiz w tekście i je obalić, czekam na argumenty.
      • Sierpień 24, 2013 o 10:21 pm | #26
        Aha.
        Zwiększyła się u mnie ilość komentarzy odnośnie anglosasów głównie z powodu, że jakieś pół roku temu
        wajchowy przełożył wajchę i anglosasi są teraz typowani na żąd.
        niemcy są w defensywie, choć oczywiście nadal szkodzą…
      • Sierpień 25, 2013 o 12:06 am | #27
        MPSynak:
        “Tak kategoryczne stwierdzanie, że “Bynajmniej nie są nią Niemcy. Według mnie to świadoma dezinformacja.” może oznaczać świadomą dezinformację, żeby zamilczeć temat niemców, czyż nie?”
        Doszukiwanie się niemieckich wpływów w Polsce to albo szczyt ślepoty i głupoty, albo celowe odwracanie uwagi od wpływów żydowsko-amerykańskich. Przy czym należy pamiętać, że USA to folwark banksterów posłusznie realizujący politykę żydowskiej banksterskiej sitwy i Izraela.
        Kto pisze, że Niemcy mają decydujące wpływy w Polsce jest albo ślepcem i użytecznym idiotą izraelsko-amerykańskiej agentury albo agentem wpływu.
        Polską rządzi izraelsko-banksterska agentura. Proszę pamiętać o tajnym ośrodku podsłuchu NSA.
        http://www.wprost.pl/ar/404000/Amerykanskie-sluzby-podsluchuja-Polakow/
        Nie Wehrwolfu, nie BND – a NSA!
        Proszę pamiętać o tajnych więzieniach CIA. Nie Wehrwolfu, nie KGB/FSB – a CIA!
        W “śledztwo smoleńskie” w tajemnicy przed opinią publiczną ingerowali agenci CIA i FBI. A nie Wehrwolfu i nie KGB.
        Mówił o tym podczas sławnej konferencji prasowej prokurator wojskowy pułkownik Przybył:
        http://www.dailymotion.com/video/xnk7ko_ostatnie-minuty-nagrania-prokurator-naczelnej-prokuratury-wojskowej-mikolaj-przybyl-konferencja-w-po_news#from=embediframe
        Pisałem o tym tutaj:
        http://wiernipolsce.wordpress.com/2012/01/10/domniemana-proba-samobojstwa-prokuratora-no-i-mamy-namierzona-razwiedke/
        Po ulicach polskich miast szwendają się uzbrojeni agenci Mossadu jako ochroniarze wycieczek z Izraela, zachowując się jak na okupowanym terenie.
        http://opolczykpl.wordpress.com/2013/03/26/suwerennosc-iii-rzydopospolitej/
        Co do “ruskiej agentury” – polecam przeczytać to:
        http://opolczykpl.wordpress.com/2013/06/19/ruska-agentura-po/
        http://opolczykpl.wordpress.com/2013/06/17/bzdurna-szkodliwa-propaganda-opakowana-w-patriotyzm-i-niezalezne-myslenie/
        Pisząc o domniemanych niemieckich wpływach w Polsce przede wszystkim należy znać sytuację w niemieckim unijnym baraku. Niemcy są politycznym i militarnym wasalem banksterskiej USA. Pisałem o tym obszernie tutaj:
        http://wiernipolsce.wordpress.com/2012/01/04/niemcy-wasal-usa/
        Należy też pamiętać o terrorze, jaki CIA w ramach operacji “Gladio” siła na terenie Niemiec! Przyznał to nawet Spiegel w artykule “Krwawy miecz CIA”.
        http://www.spiegel.de/spiegel/print/d-13501822.html
        http://de.wikipedia.org/wiki/Gladio
        Pamiętać należy też o tym, że CIA jest de facto prywatnym wywiadem banksterów, finansowanym z kieszeni amerykańskich Goim.
        http://www.larsschall.com/2011/09/29/wall-street-und-cia/
        Jeszcze jako ciekawostkę przypomnę – aresztowany w roku 1981 w związku z zamachem na Oktoberfest Lembke (członek niemieckiej Gladio) oświadczył policji, że prokuraturze złoży obszerne wyjaśnienia z ujawnieniem jego mocodawców. Ale do tego nie doszło. Lembke “powiesił się” w jego celi dzień przed planowanym przesłuchaniem w prokuraturze. Tylko ślepiec nie dostrzeże w tym ręki “seryjnego samobójcy” grasującego obecnie i w Polsce.
        http://de.wikipedia.org/wiki/Heinz_Lembke
        Jako kolejną ciekawostkę przypomnę, że propaganda niemiecka oskarżała RAF o to, że jest inspirowane i kierowane przez KGB. Tymczasem etatowy agent niemieckiej bezpieki Peter Urbach dozbrajał RAF, dostarczając jej nawet materiałów wybuchowych do zamachów na siedziby żydowskich organizacji.
        http://de.wikipedia.org/wiki/Peter_Urbach
        Gdy to wszystko zostało ujawnione, Urbach wyemigrował do USA. Dostał nową “tożsamość” i nie poniósł żadnej odpowiedzialności karnej. CIA dba o jej pomagierów!
        Reasumując – CIA siało w Niemczech terror w ramach Gladio. O samej Gladio nie wiedział ani niemiecki “parlament”, ani kolejne niemieckie żondy. A niemiecka bezpieka (BND i BfV – http://de.wikipedia.org/wiki/Bundesamt_f%C3%BCr_Verfassungsschutz) zacierała amerykańskie ślady zbrodni i terroru, likwidowała świadków (Lembke) i kierowała propagandowe podejrzenia o terror przeciwko ZSRR i KGB.
        Niemiecka bezpieka jest przybudówką banksterskiej CIA i Mossadu. Agenci Mossadu są w Niemczech bezkarni. Aresztowany w Warszawie i deportowany do Niemiec ścigany listem gończym agent Mossadu Uri Brotski, dwa dni po “deportacji” do Niemiec wyjechał do Izraela!
        “Uri Brodsky wurde Anfang Juni 2010 auf dem Warschauer Flughafen Okecie verhaftet, am 12. August 2010 nach Deutschland ausgeliefert und durfte zwei Tage später nach Israel ausreisen.”
        http://de.wikipedia.org/wiki/Uri_Brodsky
        Niemcy łamiąc własne prawo, zakazujące dostaw broni w rejony zagrożone wybuchem wojny dozbrajają za pół darmo Izrael okrętami podwodnymi zdolnymi przewozić rakiety z głowicami nuklearnymi.
        http://alles-schallundrauch.blogspot.de/2011/07/ein-sechstes-u-boot-fur-israel-mit.html
        I od dziesięcioleci wszyscy kolejni kanclerze i prezydęci Niemiec powtarzają jak mantrę, że bezpieczeństwo Izraela jest niemiecką racją stanu.
        Jeśli niemiecka bezpieka ma jakiekolwiek wpływy w Polsce, to wyłącznie jako przybudówka CIA i Mossadu.
        Stwierdzam wobec powyższego, że kto bredzi o niemieckich wpływach w Polsce, to jest ślepcem, głupcem, użytecznym idiotą żydo-amerykańskich wywiadów – lub ich agentem wpływu!

        http://cyklista.wordpress.com/2013/08/25/sluzby-specjalne-usa-szpiegowaly-centrale-onz-w-nowym-jorku/ Admin
        • Sierpień 26, 2013 o 9:22 am | #28
          Pan nie potrafi czytać ze zrozumieniem.
          Jak pan wyjaśni Smoleńsk?
          Amerykanie własnych ludzi ubili?
          Jaki powód mieli Rosjanie, żeby to zrobić?
          KTO ZYSKAŁ NA SMOLEŃSKU – amerykanie, ruscy, czy niemcy?
          Czy Mossad ma wyłączność na 5 kolumną?
          Jakieś prawa autorskie?
          Patent zastrzeżony tylko dla Mossadu?
          Inne nacje mają zakaz?
          Pieniądzem, czyli światem rządzą anglosascy banksterzy, którzy w różnych rejonach świata mają swoje oddziały – mniej lub bardziej autonomiczne.
          W Polsce obowiązywała zasada – my nie ruszamy waszych, a wy naszych – złamana w Smoleńsku.
          Kto zręczniej okłamał Polaków, ten rządził – i w tej rozgrywce prowadzili niemcy, jako że posiadali u nas swoją agenturę od czasów ostatniej wojny – ZAKAMUFLOWANĄ, bo powszechnie wskazywano na żydów, nigdy na gestapo.
          Pan nie potrafi czytać ze zrozumieniem.
          A ja wyraźnie napisałem:
          “proszę się odnieść do analiz w tekście i je obalić,
          czekam na argumenty.”
          Zamiast tego wrzuca pan swoje linki. Ja czytam tego bloga od pół roku i wiem co pan myśli, nie musi mi pan podsuwać swoich linków.
          Pan – jeśli akurat to pan polemizuje, a nie Michał Jarzyński – chce polemizować -
          to proszę o przedstawienie konkretnych argumentów na obalenie moich tez.
          Pańskie tezy o żydach nie muszą wcale przeczyć moim tezom.
          O eskimosach, można by rzec, to wiedzą wszyscy.
          Prawie nikt nie wie o niemcach – i stąd moja praca.
          “Doszukiwanie się niemieckich wpływów w Polsce to albo szczyt ślepoty i głupoty, albo celowe odwracanie uwagi od wpływów żydowsko-amerykańskich.”
          SKORO NIE POTRAFI PAN CZYTAĆ ZE ZROZUMIENIEM TO PROSZĘ SIĘ NIE WYPOWIADAĆ.
          • Sierpień 26, 2013 o 11:32 am | #29
            “Pan nie potrafi czytać ze zrozumieniem.”
            Bełkot i halucynacje trudno jest zrozumieć.
            “Jak pan wyjaśni Smoleńsk?”
            “Sprawą priorytetową dla znalezienia rzeczywistego winnego tej katastrofy jest ustalenie – kto podsunął patriocie izraelskiemu, prezydętowi Kalksteinowi datę 10 kwietnia jako termin wyprawy smoleńskiej.
            Lokator Belwederu, Kalkstein, znany był z inscenizowania siebie jako polskiego patryjoty. Nie zdarzało się jemu np. aby kiedykolwiek obchody jakiejkolwiek ważnej rocznicy (zwłaszcza o wymowie antyrosyjskiej czy antykomunistycznej) przenosił na sobotę, jeśli rocznica ta wypadała w środku tygodnia. Pod tym względem Kalkstein był sumienny i akuratny – świętował zawsze we właściwym dniu – jak święto wypadło w czwartek, to świętował je w czwartek. Jak wypadło we wtorek – to świętował je we wtorek.
            O wprowadzenie państwowego święta – Dnia Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej zabiegał przede wszystkim sam PiS i bliźniacy. Ostatecznie w 2007 roku sejm uchwalił 13 kwietnia dniem państwowego święta pamięci ofiar Katynia.
            http://pl.wikipedia.org/wiki/Dzie%C5%84_Pami%C4%99ci_Ofiar_Zbrodni_Katy%C5%84skiej
            Tak więc delegacja prezydęcka powinna lecieć do Smoleńska we wtorek, 13 kwietnia. Dlaczego więc poleciała 10 kwietnia, w sobotę?
            Odpowiedź na to pytanie znajdziemy na żydowskim portalu The Jewish Week.
            http://www.thejewishweek.com/news/international/%27we_lost_friend%27
            3 dni po katastrofie żydowski portal przyznał, że naczelny rabin polski Michael Schudrich i inni działacze żydowskiej społeczności także mieli lecieć z ich przyjacielem Kalksteinem do Smoleńska. Jedynie ze względu na lot w sobotę delegacja polskich żydów uniknęła śmierci. Wykręciła się szabatem.”
            http://opolczykpl.wordpress.com/2012/03/31/polska-ginie-a-polaczkow-hasbara-zapedza-do-sledztwa-smolenskiego/
            No i niech pan mi odpowie – komu zależało na uchronieniu delegacji “polskich” żydów przed śmiercią w Tupolewie – Rosji czy Izraelowi i USA?
            “Amerykanie własnych ludzi ubili?”
            A w WTC i Pentagonie nie ubili swoich? I to 3 tysiące za jednym zamachem!
            I skoro pozwolili Japonii zniszczyć Pearl Harbor i zabić 2,5 tys. własnych żołnierzy – to co to dla nich niecała setka wasali z Polski?
            “Jaki powód mieli Rosjanie, żeby to zrobić?”
            Żadnego! Kaczyński/Kalkstein w stosunku do Rosji to był komar przy słoniu. Bzyczał, ale był za cieński i niegroźny. Ponadto jego kariera polityczna dobiegała końca. Szans na reelekcję nie miał.
            “KTO ZYSKAŁ NA SMOLEŃSKU – amerykanie, ruscy, czy niemcy?”
            No właśnie ! Kto! Największy “zysk” Rosji to to, że hordy idiotów, patryjotów, sekta smoleńska, sieroty po Kalksteinie, Macierewicz/Singer i MPSynak szczują na nią.
            Najwięcej zyskali Żydzi – ich człowiek, izraelski patriota zasłużony jak mało kto dla interesów żydostwa w Polsce pochowany jest na Wawelu. I otoczony jest kultem polskiego patryjoty męczennika.
            “Czy Mossad ma wyłączność na 5 kolumną?”
            W Polsce tak! Tylko oni mogą jawnie chodzić po polskich ulicach z bronią palną i traktować Polaków jak ludność podbitego kraju.
            “Inne nacje mają zakaz”
            Oficjalnie nie, ale np. agenci Rosji tropieni i tępieni są tak, jak w czasach PRL tropieni i tępieni byli agenci CIA.
            A CIA i BND podlegają i tak pod Mossad.
            “W Polsce obowiązywała zasada – my nie ruszamy waszych, a wy naszych – złamana w Smoleńsku.”
            Brednie! Za dużo pan agenta wpływu Michalkiewicza słucha i czyta. W Polsce od Magdalenki obowiązuje zasada – obojętne kto z nas rządzi – ważne, żeby to był ktoś nasz – z ekipy Sorosa, z naszego kibucu.
            “Kto zręczniej okłamał Polaków, ten rządził – i w tej rozgrywce prowadzili niemcy, jako że posiadali u nas swoją agenturę od czasów ostatniej wojny – ZAKAMUFLOWANĄ, bo powszechnie wskazywano na żydów, nigdy na gestapo.”
            To tylko pana ułudy i halucynacje. Pisałem panu wyraźnie – Niemcy sami są wasalem USA i Izraela. A ich wywiady to przybudówka Mossadu i CIA.

            “Pan nie potrafi czytać ze zrozumieniem.”

            Bełkotu zrozumieć nie sposób. A pańskie halucynacje i science fiction mnie nie interesują.
            “A ja wyraźnie napisałem:
            “proszę się odnieść do analiz w tekście i je obalić,
            czekam na argumenty.”

            Człowieku – ślepcze! Wywaliłem ci całą serię argumentów. Twardych i konkretnych! Tylko do twojego zakutego łba one nie docierają. Albo docierają, ale po prostu masz inne zadanie…
            “SKORO NIE POTRAFI PAN CZYTAĆ ZE ZROZUMIENIEM TO PROSZĘ SIĘ NIE WYPOWIADAĆ”
            Bezczelny typie – jak śmiesz mi na moim blogu dyktować, czy mam prawo wypowiadać się, czy nie??!!
            Masz szlaban! Oszołomstwo ze smoleńskiej sekty, pomagierzy Macierewicza/Singera nie mają u mnie prawa wstępu. Na smoleńskie brednie nie ma tu miejsca! I na halucynacje o niemieckich wpływach. Niemcy sami są pod obcą okupacją – palancie jeden.

            “Niemiecki rząd składuje około połowę swojej rezerwy złota w skarbcu Rezerwy Federalnej USA. Niemcy postanowili zabrać do domu wszystkie swoje złoto, ale FED nie mogą tego zrobić, a tego typu operacja zajmie czas do 2020 roku. Niemiecki rząd poprosił zatem o pozwolenie na wizytę w skarbcu celem inwentaryzacji potwierdzenia jego faktycznego istnienia. Federal Reserve nie pozwoliła Niemcom również na to argumentując w ten sposób, że nie ma takich procedur bezpieczeństwa, aby wpuścić kogoś z zewnątrz.
            Niemcy w końcu wysłali jednak zespół, który miał uzyskać dostęp do ich złota. Pozwolono im wejść do przedsionka skarbca, w którym pokazano im 5 sztabek złota. Zachowanie FED najwyraźniej musiało mocno zaszokować delegację i jej mocodawców, ponieważ wysłano kolejną inspekcję, która dotarła do skarbca i została wpuszczona do jednego z jego pomieszczeń. Niemcy mogli tylko popatrzyć na stos złota, ale nie wolno było niczego dotykać, czyli nie pozwolono na sprawdzenie, co to jest za złoto i czy wybite numery seryjne zgadzają się z dokumentacją Bundesbanku. Pozostała im wiara, że to faktycznie ich złoto.”
            http://gazetawarszawska.com/2013/04/30/zydzi-us-fed-nie-chca-oddac-niemcom-zlota/
            Hehehe – co za idiota daje Żydom złoto na przechowanie? To tak, jakby dać lisowi gęś do pilnowania.
            Nie po to banksterzy wyprodukowali ponad milion sztabek pozłacanego wolframu (16 tys. ton wolframu), aby w ich sejfach leżało zdeponowane prawdziwe złoto należące do Goim.
            http://www.bibula.com/?p=19304
            Idioci Niemcy mogą się z ich złotem pożegnać. Mają w żydowskom FED-dzie tony pozłacanego wolframu.

            Wiekowy, ale podobny do Donalda Tuska: http://cyklista.wordpress.com/2013/08/26/zydowski-rasista-antyniemiecki/ PS: http://cyklista.wordpress.com/2013/08/26/mon-za-ciezkie-pieniadze-kupuje-zydowskie-buble-przeciwpancerne/ Admin





Zadaję pytania o Smoleńsk, żebyś sam się zaplątał – i to zrobiłeś.
W polityce żadna agentura nie ma 3 tysięcy liderów cieszących się wysokim społecznym poparciem.
Tak więc twoje wypociny są ewidentnie chybione.
Sam sugerujesz, że nie było to w interesie Rosjan (pragniesz uchodzić za tzw. „ruską agenturę”?)– no chyba, żeby dostali np. stanowisko dla swojego człowieka. Czyli –po usunięciu wpływów amerykańskich(a mam tu na myśli zaufanie społeczne do partii lub jej liderów), dzielą się polskim tortem z niemcami. Dlatego był zamach.



>>
“KTO ZYSKAŁ NA SMOLEŃSKU – amerykanie, ruscy, czy niemcy?”
No właśnie ! Kto! Największy “zysk” Rosji to to, że hordy idiotów, patryjotów, sekta smoleńska, sieroty po Kalksteinie, Macierewicz/Singer i MPSynak szczują na nią.<<



No i to zdanie demaskuje cię całkowicie.
Nie masz pojęcia o czym piszesz chłopcze - nie znasz żadnego mojego tekstu.
I do tego nie potrafisz czytać ze zrozumieniem.


Jestem jedną z niewielu osób w sieci, które bronią Rosji przed mową nienawiści i zwracają uwagę na konieczność konstruktywnego podejścia do Rosjan.
Demaskuję oskarżenia kierowane pod adresem Rosji i wskazuję, że oskarżenia te mają na celu odwrócenie uwagi od działań agentury zachodniej.
Pozujesz na jakiegoś „prawdziwego” poganina, ale czy tak jest naprawdę?
Z waszych blogów wynika, że religia wedyjska pochodzi od duchowości słowiańskiej.
Ja się na WEDACH nie znam, ale moja intuicja podpowiada mi, że to co robisz jest DOKŁADNIE WBREW WEDOM.
Po prostu wykrzykniki i wyzwiska mogą świadczyć o typie w mentalności niewolnika.
Taki to z ciebie poganin.




Masz tu napisane:
>>Blog moderowany. Pyskówki i rynsztokowa "polszczyzna" zakazane. <<


Moim zdaniem powinieneś się sam wykasować ze swojego bloga.



******************************************************************


Krótki wykład o agenturze:
Cechą charakterystyczną agentury wpływu jest to, że nie przyjmuje ona argumentów – nie polemizuje, bo nie ma czym, więc pisze, że adwersarz ma halucynacje.
Jeśli stosuje język wulgarny, obraźliwy – to znaczy, że mamy do czynienia ze skrajnie prostym agenciakiem. Zero finezji.
Cechą charakterystyczną jest brak zdolności do czytania za zrozumieniem.
Udawany oczywiście.


Banksterzy wymyślili skuteczną broń przeciwko ludziom zarzucającym im oszustwa i złą wolę – ta broń to tzw. antysemityzm.Termin ten służy do urabiania mentalnego Polaków – i nie tylko.


Oni sami tworzą w sieci blogi, na których piszą prawdę o swoich wyczynach i okraszają wszystko obelżywym słowem. Tak podtrzymują oszczerczą opinię o Polakach jako o antysemitach.
Szukasz czegoś o pagans – a tu taki zjadliwy antysemityzm..... już nigdy nie będziesz się interesować pagans - a szczególnie „prawdziwym” pagans. Przeciętny człowiek nie chce być kojarzony z antysemityzmem i będzie uciekał gdzie pieprz rośnie, byleby się nie zbrukać nawet podejrzeniem, że miał coś do czynienia.
Tak działa to hasło.
Antysemityzm, jak widać wykorzystuje się na różne sposoby...
Tak straszy się ludzi pagans...



 opolczykpl.wordpress.com/2013/08/19/ogolnopolski-zjazd-rodzimowierczy-2/#comment-43371

argo.nowyekran.net/post/78652,kilka-dowodow-na-rzady-rosyjskiej-agentury-w-polsce


KOMENTARZE

  • @
    ..."Kto pisze, że Niemcy mają decydujące wpływy w Polsce jest albo ślepcem i użytecznym idiotą izraelsko-amerykańskiej agentury albo agentem wpływu..."

    ...i to mi w zasadzie wystarczy ku pamięci...niejaki opolczyk strasznie chce odwrócić uwagę, ze Niemcy nie mają wpływu na polską rzeczywistość...typowy agent niemiecki...o powiązaniach pogan z nazistami to cicho sza...tfu
  • @trybeus 21:11:25
    Nie jestem pewien jaki, to takie po prostu mącenie...