Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą II RP. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą II RP. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 8 lutego 2024

Dziennik Reck-Malleczewena

 



"Wolałbym jednak, gdyby [...] protest wyrażał się tworzeniem się sieci partyzanckiej niż opowiadaniem mniej lub bardziej błyskotliwych dowcipów, w których odzwierciedla się cała nasza nędza, tchórzostwo, nasz letarg, ta bez reszty udana kastracja [...] narodu, jakiej dokonują naziści". To również czas "powszechnego ogłupiania"


 
kabareciarzom i wierszokletom polecam te słowa sobie przemyśleć....








przedruk






Ukazuje się dziennik Reck-Malleczewena, kronikarza spodlenia narodu niemieckiego


08.02.2024





Friedrich Reck-Malleczewen był niemieckim lekarzem, pisarzem, dziennikarzem i krytykiem teatralnym. "Czuł rodzaj kronikarskiego obowiązku opisania tego, co określał spodleniem narodu niemieckiego" - mówi PAP redaktorka książki Elżbieta Brzozowska. Jego "Dziennik lat trwogi" trafi wkrótce do księgarń.




"Jako uważny obserwator życia politycznego i zmian zachodzących w jego rodakach, Reck-Malleczewen najwyraźniej czuł rodzaj kronikarskiego obowiązku opisania tego, co określał spodleniem narodu niemieckiego, zbrodni rządzących i odpowiedzialności wszystkich, którzy nawet nie należąc do NSDAP sprzyjali i wspomagali działania narodowych socjalistów, czerpiąc z tego nieraz niemałe korzyści" - powiedziała PAP redaktor prowadząca książki Elżbieta Brzozowska z Państwowego Instytutu Wydawniczego.



Friedrich Reck-Malleczewen (1884-1945) pisał "Dziennik lat trwogi" od maja 1936 do października 1944 r. Prowadził go niezłomnie, mając pełną świadomość grożącego niebezpieczeństwa. Już w 1937 r. zanotował, że u pisarza i krytyka Theodora Haeckera, zapewne wskutek denucjacji, zjawili się funkcjonariusze gestapo, szukając podobnego dziennika, prowadzonego przez tego katolickiego filozofa. Mimo tej przestrogi, Reck zapisał: "Chcąc nie chcąc, zamykam na to uszy; pragnę nadal spokojnie zapisywać te kartki, które kiedyś wniosą wkład w historię kultury nazizmu. Dlatego co noc, zachowując nieustannie czujność wobec obserwatorów i ciągle zmieniając miejsca pobytu, ukrywam głęboko w lesie i w polach to, co kiedyś ujrzy światło dzienne".



Reck-Malleczewen - jak zaznaczyła redaktorka - był "głęboko zatroskany i – mówiąc językiem biblijnym - przejęty do nerek poczynaniami rządzących, ale też uległością swoich rodaków, oportunizmem lub wyrachowaniem, które sprawiały, że nawet osoby, których inteligencję trudno kwestionować, służyły nazistom swoimi talentami, zasobami finansowymi i pozycją we własnym środowisku". 

"Patrzy przy tym z perspektywy dłuższej niż kilka czy kilkanaście lat, dostrzega, że gra idzie o najwyższą stawkę – o samą duszę narodu. Wieszcząc - już w 1937 roku - nadejście wojny, nie opowiada się za pokojem za wszelką cenę, surowo ocenia +politykę wiecznych ustępstw+. Przejawia jednak zakorzenioną w wierze nadzieję, że +męka i wyznaczony nam z dawien dawna los naszego skromnego frontu są ceną za ponowne odrodzenie się rozumu i że w tym znaku nie możemy oczekiwać niczego dla resztek naszego maltretowanego i udręczonego istnienia biologicznego prócz pełni sensu w godzinie naszej śmierci+" - powiedziała redaktorka książki, dodając, że "to poczucie będzie zresztą u niego narastało. Śledząc losy członków grupy Białej Róży, wyraził w 1943 r. nadzieję, że to rodzeństwo Schollów będzie kiedyś wielkim wyrzutem sumienia i gruntem przyszłego odrodzenia Niemców".

Pisarz opisuje kraj, w którym propaganda jest wszechobecna i dysponuje nowym językiem, co jest dla niego wyjątkowo dotkliwe. Elżbieta Brzozowska przypomniała, że był to czas głośnych procesów politycznych, nasilających się represji wobec już nawet nie politycznych oponentów, ale zwykłuch śmiertelników pozwalających sobie na żarty z reżimu. 

Reck skomentował to gorzko: "Wolałbym jednak, gdyby niemiecki protest wyrażał się tworzeniem się sieci partyzanckiej niż opowiadaniem mniej lub bardziej błyskotliwych dowcipów, w których odzwierciedla się cała nasza nędza, tchórzostwo, nasz letarg, ta bez reszty udana kastracja niemieckiego narodu, jakiej dokonują naziści". To również czas "powszechnego ogłupiania", czego doświadczają w wielkiej skali niemieckie kobiety, oraz donosicielstwa - sam Reck został dwukrotnie zadenuncjowany przez tę samą osobę.

Z dziennika wyłania się przede wszystkim obraz rzeczywistości, w której podobni Reckowi myślący krytycznie ludzie czują się samotni i wyobcowani. Cytuje in extenso list, jaki otrzymał od pewnego znajomego kapitana lotnictwa, który tak pisał o wojnie z Polską: "Niesamowite doświadczenie wyniesione z wojny z Polską, jak postępuje się z ludźmi i narodami, które chcą być zawsze naszymi wrogami. Polacy bronili się oczywiście z walecznością godną podziwu. Mimo to zniszczyliśmy ich bez litości, z zimną krwią. Myślę, że nie czuliśmy też do nich nienawiści, przynajmniej dzisiaj, do tego zupełnie złamanego, pozbawionego formy narodu prymitywów". Reck skomentował to tak: "Czy napisał to bandyta, przestępca, który umknął przed wymiarem sprawiedliwości? Nie, napisał to ktoś, kto w cywilu jest dobrym i absolutnie spokojnym młodym człowiekiem o błyszczących, niebieskich oczach i zawsze chłopięco brzmiącym śmiechu i kto pochodzi z dobrej mieszczańskiej, reńskiej rodziny z określonymi tradycjami i ambicjami kulturalnymi". "W takim społeczeństwie Reck-Malleczewen nie potrafił się odnaleźć" - wskazała Elżbieta Brzozowska.

"Reck był bystrym, krytycznym i obdarzonym dobrą pamięcią obserwatorem rzeczywistości, świadczą o tym analizy działań prowadzonych od początku lat 30. oraz liczne wiadomości, niejako z wewnętrznego kręgu, pozyskane dzięki ustosunkowanym znajomym. 

Poza licznymi odnotowywanymi skrupulatnie dowodami zbrodniczości systemu (w wymiarze krajowym, a potem również międzynarodowym), najbardziej uderzające jest to, jak trafnie i przenikliwie diagnozuje poczucie duchowej próżni, to zmieniające zwykłych ludzi w żądny krwi motłoch upajające poczucie przynależności do tych, którzy są panami świata. Jako człowiek o głębokiej duchowej konstytucji w tym upatruje najgłębszą, bo nie odrobienia na froncie bitewnym, skazę, ranę, która pokutować będzie przez lata" - powiedziała.

Autor dziennika był doskonale wykształcony; to erudyta o szerokich horyzontach i rozległych znajomościach. "To człowiek +z towarzystwa+, kochający muzykę, sztukę w ogóle, namiętny czytelnik literatury i filozofii. Jego styl jest staranny, właściwy osobom, które wykształciły zdolność jasnego formułowania myśli, dar wyciągania wniosków i kojarzenia bieżących obserwacji ze znajomością historii. Można odnieść wręcz wrażenie, że powściąga swoje pióro, by nie przydawać literackości temu, co ma być zapisem lat grozy i hańby" - podkreśliła Brzozowska. 

Zastrzegła , że temperament nie pozwala mu jednak prowadzić tylko suchej kroniki. "Mamy więc do czynienia z całymi akapitami pisanymi ewidentnie w stanie wielkiego wzburzenia, i ostrze krytyki kieruje nie tylko w dyktatora i jego najbliższych, ale i uwielbiające go tłumy" – powiedziała redaktorka.


Przesłaniem zapisków jest - jak wskazała redaktorka - "głębokie przekonanie, że tym, co nawet w najgorszych czasach stanowić może oparcie jest niepodległość myślenia, niezłomność ducha". "Nie bez powodu przywołuje maksymę Cogi non potest quisquis mori scit… Kto potrafi umrzeć, tego nie można pokonać" - dodała. "Reck-Malleczewen wie, że na tej ziemi losy wojny są zmienne, w 1944 r. patrząc na niebo, widzi amerykańską eskadrę lotniczą i z przekonaniem pisze o przyszłym sądzie dla niemieckich zbrodniarzy, ale jego myślenie sięga dalej, on sam staje się – może trzeba użyć nawet tego słowa: prorokiem, do którego warto i trzeba wracać, gdy pisze: +Skarżę się na sposób myślenia, niedostrzeganie właściwych problemów, bezmyślne i tak wygodne zamykanie oczu na wielki kryzys panujący w tych czasach! Biada narodowi, który w tych latach nie słyszał tętentu zbliżającej się apokalipsy, biada temu, który pod wschodzącym przerażająco słońcem szatana nie nauczył się wierzyć w Boga+" - powiedziała.

Dziennik kończy się, kiedy pisarz został aresztowany za podkopywanie morale armii niemieckiej. Wypuszczony, został ponownie aresztowany w grudniu 1944 r. za krytykę inflacji. Zmarł w obozie w Dachau w niewyjaśnionych okolicznościach około stycznia-lutego 1945 r.



"Dziennik lat trwogi. Świadectwo wewnętrznej emigracji" 

Friedricha Reck-Malleczewena w tłumaczeniu Urszuli Poprawskiej ukaże się 19 lutego nakładem PIW 

środa, 24 stycznia 2024

Szykują się

 

Rolnicy obalą udawaczy w niemieckim rządzie - to będzie przypominać "anszlus Austrii" - tam też urzędnicy blokowali państwo, aż "panie, Adoff przyszedł i wszystko w trzy mesiące naprawił"! 


W tym czasie...
















Niemieckie media alarmują:

"Obywatele Rzeszy" budują "Królestwo Niemiec"


24.01.2024 13:27


"Tak zwane "Królestwo Niemieckie" masowo rekrutuje nowych członków w całym kraju. Badania przeprowadzone przez Report Mainz pokazują wątpliwe treści, których grupa używa do rekrutacji członków" – alarmuje niemiecki dziennik "Tagesschau".


Ugrupowanie, które władze bezpieczeństwa klasyfikują jako ekstremistyczne i niekonstytucyjne, bo zamiast Republiki Federalnej chce założyć własne państwo, aktywnie pozyskuje obecnie zwolenników. Tylko od grudnia ogłosiła około 20 wydarzeń, głównie na południu i zachodzie Niemiec, w celu utworzenia podgrup i oddziałów

– czytamy w publikacji.


O sprawie jako pierwszy zaalarmował program telewizyjny "Report Mainz", emitowany na antenie niemieckiego nadawcy publicznego ARD. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Saksonii-Anhalt, gdzie mieści się siedziba wspomnianego „Królestwa Niemiec”, informuje o „silnej potrzebie ekspansji” i „różnych środkach stosowanych w celu pozyskania nowych zwolenników”. Działanie grupy potwierdzają także inne ministerstwa i służby bezpieczeństwa.

Grupa ma głosić tezy, że obecna Republika Federalna Niemiec „nie jest suwerenna” i „obecny system należy wymienić”, ponieważ ma on na celu „wyłącznie szkodę ludności, aby ją zniewolić, utrzymać w małych rozmiarach i wykluczyć”.

Jak czytamy, seminaria organizowane przez grupę wielokrotnie skupiały się na pandemii koronawirusa: podnoszono temat szczepień, maseczek, czy „oporu” wobec stosowanych przez władze środków. Odniesienia do pandemii można znaleźć także podczas wydarzenia zorganizowanego w połowie stycznia w Badenii-Wirtembergii.

„Grupy ekstremistyczne oferują alternatywy”


W czasie pandemii szersze grono ludzi nabrało bardzo krytycznego stosunku do państwa (...) W szczególności grupy ekstremistyczne oferują alternatywy. Coraz więcej grup ze sceny "Obywateli Rzeszy" i tych, którzy wierzą w spisek, masowo rekrutuje członków. Celem jest dotarcie do osób, które są wściekłe, bezradne i niezadowolone z polityki rządu federalnego

– komentuje Tobias Meilicke z berlińskiego centrum doradczego „Veritas”. Meilicke dodaje, że „jeśli nie zrobimy czegoś teraz, możemy spodziewać się, że społeczeństwo będzie nadal się polaryzować i że radykalizacja będzie trwała”.


Tymczasem „Królestwo” w dalszym ciągu poszukuje członków. Następne wydarzenie zaplanowano na najbliższy weekend w Nadrenii Północnej-Westfalii

– podsumowuje "Tageschau".


„Obywatele Rzeszy” uznają nieprzerwaną egzystencję przedwojennej Rzeszy Niemieckiej

„Obywatele Rzeszy” to radykalny ruch w Niemczech, negujący prawne istnienie Republiki Federalnej Niemiec i uznający nieprzerwaną egzystencję przedwojennej Rzeszy Niemieckiej.

Członkowie ruchu w konsekwencji nie uznają przepisów niemieckiego prawa, wyroków sądowych czy orzeczeń administracyjnych, co prowadzi do konfliktów z obowiązującym prawem.






Tymczasem w Polsce grupa trzymająca władzę zamyka media i burzy porządek prawny...


W 1939 roku Niemcy napadły na Polskę i wojna ta do dzisiaj jest nieskończona - wygrajmy w końcu tę wojnę,

wtorek, 23 stycznia 2024

Zły komentarz

 








"które przed I WŚ należały do Prus lub Austrii, ale w dwudziestoleciu międzywojennym należały do Polski, są najmłodsze" 


po co taki komentarz?? 



Nie wystarczy napisać Pomorze Gdańskie i Wielkopolska??

Trzeba akcentować, że tam kiedyś Prusy były?? Po co? 

To brzmi jak sugestia, że dawne władztwo Prus ma znaczenie na dzietność w Wielkopolsce.







Zachodnia część Ziem Odzyskanych i Warmia Mazury też kiedyś należały do Prus i co z tego? Dzietność nie jest tam wysoka, więc co? O co chodzi?
Najwyraźniej "widać zabory" w tym wypadku nie działa.






drugi przykład





A może to pokłosie "ten Polak"?
Już się w regionalnej prasie "nauczyli"?



trzeci przykład z ostatnich dni..








niezmiennie w tej polityce - "prymitywni"

i do tego jeszcze: "jakim cudem"!!



"prymitywni", bo lepianki, bo coś tam....

Ale skąd wiadomo, czy te lepianki to nie byli jacyś uciekinierzy?

Jacyś wygnańcy??



Jak ktoś się interesuje budownictwem, historią to na pewno słyszał coś takiego:

"panie, tam ze 20 lat temu to jeszcze stała taka chata, wie pan, ona miała ze 150 lat - i teraz śladu po niej niema!"




Słowianie przede wszystkim budowali z drewna - wiemy z różnych źródeł, że budownictwo drewniane potrafiło być bardzo wyrafinowane - a nie lepianki...

Nie znajdziecie żadnego przykładu na wyrafinowaną sztukę budowalną Słowian sprzed 5000 lat - bo te ich drewniane dwory dawno ze starości się rozpadły !

A potem w to miejsce przyszło średniowieczne budownictwo kamienno - ceglane i razem z podpiwniczeniem całkowicie zniszczyło wszystko cokolwiek zostało w ziemi.

Miasta były drewniane, potem drewniano-ceglane z kamienną podmurówką, aż w końcu głównie ceglane.

I dlatego archeolodzy w centum miasta pod płytą rynku znajdują głównie średniowieczne relikty!


Jak Polacy przejęli od krzyżaków zamek w Malborku, to:

Gdy w 1510 r. utworzono ekonomię malborską Zamek Średni stał się siedzibą podskarbiego ziem pruskich. Jeden z nich, Jan Kostka, nie chcąc mieszkać w zimnych murach skrzydła wschodniego polecił wybudować sobie drewniany dworek na dziedzińcu zamkowym.


 "panie, w tych murach to tylko wilka można dostać!"



Tak było!



Mówienie o starożytnych Słowianach "prymitywni" jest całkowicie nieuprawnione.











Dom z bali w USA








Portland, Oregon, 1938. 

czwartek, 18 stycznia 2024

Jesteśmy w stanie wojny (z Niemcami)



A nie mówiłem??? (20)





przedruk





„Czy Rzesza w granicach z 1937 r. należy do Unii Europejskiej?”



29.11.2023
19:44



„Czy jest jakiś ostateczny moment i ostateczne zakończenie, które prowadzi od wojny do pokoju?” – pyta profesor Gabriella Blum z Harvard Law School i nie znajduje odpowiedzi.


Przez tysiąclecia takim „momentem” był traktat pokojowy. Najstarszy znany traktat pochodzi z 1269 roku przed Chrystusem i zakończył wieloletnią wojnę Hetytów z Egipcjanami. Jego kopia wystawiona jest w nowojorskiej siedzibie ONZ. Oryginał wersji hetyckiej (na wypalonej tabliczce glinianej) jest w muzeum w Istambule, a wersję egipską można obejrzeć wykutą hieroglifami na murach dwóch świątyń w Karnaku. Od tego czasu, przez blisko 3300 lat, normą stosunków międzypaństwowych było spotkanie reprezentantów walczących stron i negocjacje uwieńczone kończącym wojnę solennym traktatem pokojowym.


„Jesteśmy w stanie wojny”

Komu to przeszkadzało, trudno powiedzieć. Jeszcze pierwsza wojna światowa zakończyła się konferencją pokojową i traktatem wersalskim, ale druga już nie. Odbyte po kapitulacji sił zbrojnych III Rzeszy spotkanie liderów wielkich mocarstw zwane konferencją poczdamską podjęło wiele decyzji, opierając się na niezbywalnych prawach zwycięzców, ale ich ostateczne zatwierdzenie w większości odesłano do konferencji pokojowej, która miała się odbyć, ale się nie odbyła. Wspomniany na wstępie „ostateczny moment” zakończenia wojny jeszcze nie nastąpił, co pozwala niemieckiemu Trybunałowi Konstytucyjnemu orzekać, że Trzecia Rzesza istnieje w granicach z 1937 roku. Sytuację tę profesor Witold Modzelewski skomentował ze swadą:

 „My wciąż jesteśmy w stanie wojny z tym potworkiem prawnym (nie podpisano pokoju), więc możemy wznowić działania wojenne, aby przepędzić owe «władze Rzeszy» na cztery wiatry. Działania możemy podjąć na całym terytorium owej Rzeszy, a organy istniejącego tam państwa (RFN) niech się w to nie wtrącają, bo nie z nimi jesteśmy w stanie wojny…”.


Tanisha Fazal, profesor nauk politycznych z uniwersytetu stanu Minnesota, ocenia, że w drugiej połowie XX wieku liczba międzypaństwowych konfliktów zbrojnych nie zmniejszyła się znacząco, ale liczba formalnych traktatów pokojowych kończących wojny „dramatycznie spadła”. Jej zdaniem przyczyną jest strach przed odpowiedzialnością. 

Postępowania i wyroki Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze po II wojnie światowej oraz Międzynarodowego Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii w Hadze sprawiły, że przywódcy państw oraz sił zbrojnych unikają formalnego wypowiedzenia wojny z obawy, że zarówno politycy, jak wojskowi mogą być po zakończeniu walk oskarżeni przed kolejnym Trybunałem Międzynarodowym o naruszenia prawa i zbrodnie wojenne. 

Dobitnym przykładem jest zarządzona przez Putina „specjalna operacja wojskowa” na Ukrainie.

Według Kremla to, co się dzieje na Ukrainie, to operacja o charakterze policyjnym niewymagająca formalnego wypowiedzenia, a więc nie ma żadnej wojny ani drastycznych zbrodni wojennych karanych zgodnie z międzynarodowym prawem. A jak nie ma wojny to i traktat pokojowy niepotrzebny, a jak nie ma traktatu, to nie ma gdzie zapisać ustaleń dotyczących reparacji wojennych.

Takie zawieszenie w próżni traktatowego zakończenia działań wojennych może się opłacić. Ot, konflikt sam się zaczął, sam przycichł i wygasł. Nie ma o czym mówić. Celują w tym Niemcy. Jeśli w grę wchodzą granice z Polską, to z ostatecznym ustaleniem należy poczekać do konferencji pokojowej i stosownego traktatu. Jeśli chodzi o reparacje wojenne dla Polski, to „sprawa została już dawno załatwiona”.











„Czy Rzesza w granicach z 1937 r. należy do UE?”

Profesor Modzelewski zwrócił uwagę jeszcze na inny paradoks, pytając:
Czy istniejąca do dziś Rzesza w granicach z 1937 r. należy do Unii Europejskiej?

Traktat Ustanawiający Wspólnotę Europejską z 25 marca 1957 roku podpisali imieniem Republiki Federalnej Niemiec kanclerz Konrad Adenauer oraz sekretarz stanu do spraw zagranicznych Walter Hallstein. Niby sprawa jest jasna, ale dwa lata wcześniej niemiecki „sąd ostatniego słowa”, czyli Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe orzekł (sygnatura akt 1 BvF 1/55), że

 „Republika Federalna Niemiec jest tożsama z Rzeszą Niemiecką w granicach z 31 grudnia 1937 roku”.

Rząd i Trybunał zgodnie uznają, że Republika Federalna jest jedynym następcą prawnym Rzeszy Niemieckiej i na tej podstawie posiada wyłączny mandat do jej ziem w granicach z 1937 roku. 

Wygląda więc na to, że Trzecia Rzesza jest jednak członkiem Unii Europejskiej. Niezły chaos prawny zostawiła nam Konferencja Poczdamska. „Czy kupując mieszkanie w Szczecinie, stajemy się jego właścicielem, skoro tam jest wciąż owa «Trzecia Rzesza»”? – pyta profesor Modzelewski i dodaje: „prawo własności ziemi jest zaś najważniejszym prawem obywatelskim”. Święte słowa, ale nie ma się z czego cieszyć. 

Wspomniana profesor prawa z Harvardu Gabriella Blum uważa, że w przypadku wojny „ziemia, ropa naftowa lub dostęp do szlaków handlowych należą do ludzi zamieszkujących terytorium objęte konfliktem”. 

Sterowani z Berlina eurokraci pośpiesznie forsują w Brukseli unijne superpaństwo, w którym każde państwo narodowe zostanie zredukowane do okręgu administracyjnego, ot takiego Generalnego Gubernatorstwa. Prawo weta zostanie skasowane. O własności ziemi pewnie będzie rozsądzał Europejski Trybunał Praw Człowieka. 

W prawicowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD) od dwóch lat działa Erika Steinbach, była szefowa Związku Wypędzonych. Tych co w 1945 roku na rozkaz Reichsfuehrera Himmlera uciekali za Odrę przed armią sowiecką lub decyzją Konferencji Poczdamskiej zostali przesiedleni z naszych Ziem Odzyskanych. Niemcy nie uznają postanowień Konferencji Poczdamskiej, ponieważ nie byli na niej stroną. AfD pnie się ostro w sondażach i urasta na drugą siłę polityczną w Niemczech. Erika Steinbach czeka już w dołkach startowych, by poprowadzić prawnuków „wypędzonych”.

Strach się bać.





Autor: dr Rafał Brzeski
Data: 29.11.2023 19:44






Dr Rafał Brzeski: Według niemieckiego stanu prawnego Rzesza Niemiecka istnieje w granicach z 1937 roku


15.11.2023
21:11


Przed kilkoma dniami śledziłem na platformie X (dawniej Twitter) ciekawą dyskusję nad relacjami polsko-niemieckimi oraz o polityczno-prawnym bezpieczeństwie zachodniej granicy RP. Była to dyskusja merytoryczna, a jeden z uczestników zamieścił tegoroczne stanowisko Ministerstwa Spraw Zagranicznych w tej materii.


Zgodnie z historyczną rzeczywistością, a nie obiegowym poglądem, MSZ stwierdził, że

 „z uwagi na bezwarunkową kapitulację niemieckich sił zbrojnych w maju 1945 roku i następującą w ślad za nią likwidacją niemieckiej państwowości z Rzeszą Niemiecką nie zawarto ani rozejmu… ani traktatu pokojowego”. Przypomnę, że 8 maja 1945 roku w Reims i dobę później w Berlinie kapitulowały Wehrmacht, Luftwaffe i Kriegsmarine. W imieniu państwa, czyli Rzeszy Niemieckiej, nie kapitulował nikt.

W obu wersjach (Reims i Berlin) instrument o tytule „Wojskowy Akt Poddania” w punkcie 4 stwierdza, że zostanie on zastąpiony – w niczym go nie naruszając – przez „ogólny instrument poddania narzucony przez Narody Zjednoczone, lub w ich imieniu, który znajdzie zastosowanie do całości NIEMIEC wraz z niemieckimi siłami zbrojnymi”. 

Niestety ani Narody Zjednoczone, ani nikt w ich imieniu nie „narzucił” Rzeszy Niemieckiej „ogólnego instrumentu poddania”.




Fb - zrzut ekranu z 8 lutego 2024 r. ok. 22:00



Brak formalnej kapitulacji „całości Niemiec”, to znaczy państwa i jego sił zbrojnych, skutkował i skutkuje prawnymi manewrami obliczonymi z jednej strony na wykręcenie się Niemiec od odpowiedzialności za wojnę, zbrodnie wojenne, zniszczenia i grabieże, a z drugiej do kwestionowania granicy między Polską a Niemcami i jej rewizji na korzyść Niemiec.


Dokumentacja potwierdzająca jest bogata, a najbardziej znaczące są w niej orzeczenia Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe. Oto wybór:


„Rzesza Niemiecka istnieje”


Orzeczenie z 25 września 1952 roku stwierdza, że Rzesza Niemiecka istnieje nadal jako „jedność państwowoprawna”.

Orzeczenia z dnia 4 maja 1955 roku (sygnatura akt 1 BvF 1/55) w rozdziale III, punkt 1 wyjaśnia: „Ustawa Zasadnicza traktuje Niemcy jako państwo, które obejmuje cały naród niemiecki w granicach z 31 grudnia 1937 roku i które istnieje również obecnie”. Natomiast w punkcie 2 Trybunał dodaje: „Rząd Federalny uważa… że Republika Federalna Niemiec jest tożsama z Rzeszą Niemiecką w granicach z 31 grudnia 1937 roku. Republika Federalna nie tworzy jednak całości, a jedynie tę całość reprezentuje”. Tym razem pojęcie „całość” obejmowało całe tereny Rzeszy Niemieckiej z 1937 roku, czyli również obszar NRD oraz nasze Ziemie Odzyskane.


Orzeczenie z 22 września 1955 roku stwierdza: „Miasto Breslau… (chodzi o Wrocław) należy po dziś dzień do terytorium Rzeszy Niemieckiej, dla którego zasięgu miarodajne są granice z 31 grudnia 1937 roku… Co prawda w okręgu tym ciągle jeszcze niemożliwe jest działanie niemieckiej suwerenności prawnej, ale nie oznacza to, że przestała ona istnieć”.


Orzeczenie z 17 sierpnia 1956 roku potwierdza, iż Rzesza Niemiecka „pomimo załamania w 1945 roku nie uległa likwidacji”.









„Traktat Poczdamski nie obowiązuje Niemiec”

Obok orzeczeń istotne są również dokumenty stanowiące tak zwaną pozycję prawną. 

Doskonały znawca prawa międzynarodowego profesor Alfons Klafkowski przedstawił pozycję prawną Ziem Odzyskanych i polsko-niemieckiej granicy „na świeżo” w 1946 roku. 

I tak w Jałcie Roosevelt, Churchill i Stalin uznali, że „z ostatecznym wyznaczeniem swej granicy zachodniej Polska powinna zaczekać do układu pokojowego”. Granicę na Odrze i Nysie ustalono i wyznaczono jej przebieg podczas Konferencji Poczdamskiej. Ostateczne zatwierdzenie odesłano jednak do planowanej konferencji pokojowej i traktatu pokojowego kończącego II wojnę światową. W okresie przedtraktatowym ziemie na wschód od linii Odra–Nysa Łużycka oddano w Poczdamie w zarząd państwa polskiego. 

Znamienne, ale niemiecki tekst umowy poczdamskiej wspomina w kontekście tych terenów o „przejściu pod administrację państwa polskiego”, natomiast francuski tekst stwierdza jasno, że chodzi o „byłe terytoria niemieckie”, którymi „administruje państwo polskie”. W tekście angielskim użyto terminu „administration”, co w anglosaskim znaczeniu obejmuje władzę prawodawczą, wykonawczą i sądową. Przykładem może być termin administracja amerykańska lub waszyngtońska, czyli cały aparat władzy państwowej, a nie zarządcę dozorców z szuflami do odgarniania śniegu, jak się rozumie administratora w Europie kontynentalnej.

IX rozdział umowy poczdamskiej stwierdza też dobitnie, że Ziemie Odzyskane nie mogą być uważane za część sowieckiej strefy okupacyjnej, ani też nie podlegają kompetencjom sojuszniczej Komisji Kontroli nad Niemcami (German Control Commission), która do 1949 roku suwerennie rządziła okupowaną Rzeszą Niemiecką. Wynikający z umowy stan prawny świadczy, że ziemie leżące na wschód od polsko-niemieckiej granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej są bezdyskusyjnie polskie i zdaniem głównego oskarżyciela brytyjskiego w Procesie Norymberskim Sir Hartley’a Shawcrossa granice Polski „nie mogą być kwestionowane nawet na ostatecznej konferencji pokojowej”.

Niemiecka wersja pozycji prawnej ziem na wschód od granicy Odra–Nysa jest konsekwencją przyjętej opinii, że umowa poczdamska z 1945 roku w niczym nie wiąże prawnie Niemiec, gdyż Rzesza Niemiecka nie była jej stroną i nie uczestniczyła w Konferencji w Poczdamie. Stąd orzeczenia Federalnego Trybunału Konstytucyjnego o istnieniu Rzeszy Niemieckiej w granicach z 1937 roku i podtrzymywanie tezy, że kwestia niemiecka pozostaje otwarta aż do konferencji pokojowej i traktatu pokojowego. A jeśli pozostaje otwarta, to Polska nie posiada suwerennego władztwa nad Ziemiami Odzyskanymi, a tylko nimi tymczasowo zarządza. Podobnie aż do zawarcia regulacji pokojowej z Niemcami na konferencji pokojowej, tymczasowy jest charakter polskiej granicy na Odrze i Nysie.
  





„Obowiązek przywrócenia jedności państwa”

Powyższa pozycja prawna stanowi fundament polityki Berlina wobec Warszawy, co podkreśla orzeczenie Trybunału w Karlsruhe z dnia 31 lipca 1973 roku (sygnatura akt 2 BvF 1/73), gdzie w punkcie (d) Trybunał stwierdza:


Żaden organ konstytucyjny Republiki Federalnej Niemiec nie może zrezygnować z politycznego celu, jakim jest przywrócenie jedności państwa; wszystkie organy konstytucyjne są zobowiązane do działania na rzecz osiągnięcia tego celu.

Nieco dalej orzeczenie zobowiązuje instytucje państwa do dbałości, aby „roszczenie do zjednoczenia” nie zostało zapomniane w Niemczech oraz do jego „wytrwałej obrony” na zewnątrz kraju. W kontekście tym Trybunał w punkcie (g), powołując się na art. 23 Ustawy Zasadniczej (Grundgesetz), „zabrania rządowi federalnemu przyjmowania w traktatach pozycji zależnej, która uniemożliwi legalne, samodzielne włączenie innych części Niemiec, uzależniając ten akt od zgody drugiej strony traktatu”.

Skoro Trybunał zabrania niemieckiemu aparatowi władzy rezygnować z obowiązku „przywrócenia jedności państwa”, to jak ocenić wartość układów polsko-niemieckich dotyczących granicy na Odrze i Nysie? 

We wspomnianym na wstępie stanowisku polski MSZ stwierdza:

 „Z sukcesyjnymi państwami Rzeszy Niemieckiej, czyli RFN i NRD, zawierane były traktaty nie noszące charakteru traktatu pokojowego, ale regulujące niektóre sprawy tradycyjnie rozstrzygane w takich traktatach”. Dyskutanci na platformie X przywoływali układ z 7 grudnia 1970 roku. Niemieckie stanowisko wobec tego układu (oraz układu ze Związkiem Sowieckim) określiła rezolucja wszystkich partii Bundestagu z 17 maja 1972 roku, która stwierdza krótko:

Układy nie wykluczają uregulowania problemu Niemiec w traktacie pokojowym i nie stwarzają żadnej podstawy prawnej dla istniejących dziś granic.

Kropkę nad „i” postawił Trybunał Konstytucyjny, który 7 lipca 1975 roku orzekł, że postanowienia terytorialne układu z grudnia 1970 roku należy rozumieć jako konkretyzację wyrzeczenia się siły w stosunku do granic, a nie jako ich uznanie. Mówiąc prościej, w układzie z 7 grudnia 1970 roku Niemcy nie uznały granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, a jedynie wyrzekły się użycia siły lub groźby jej użycia w celu jej zmiany.

Wszystko może być nam odebrane

Podpisany 14 listopada 1990 roku traktat o potwierdzeniu granicy istniejącej między Polską a Niemcami nie wnosi nowych elementów w stosunku do układu z 1970 roku. To, co było w 1970 roku w treści Artykułu I, znalazło się 20 lat później w treści Artykułów 1, 2 i 3. 

Wiele wskazuje, że w niemieckiej pragmatyce również nie zaszły większe zmiany w stosunku do opinii Federalnego Trybunału Konstytucyjnego, że postanowienia terytorialne układu należy rozumieć jako konkretyzację wyrzeczenia się siły w stosunku do granic, a nie jako ich uznanie. 

Świadczy o tym choćby prowadzona różnymi drogami ekonomicznymi, demograficznymi, kulturowymi i agenturalnymi pełzająca germanizacja polskich Ziem Odzyskanych. Jak najbardziej pokojowa i bez użycia siły. Jeszcze nie jest do końca skuteczna, ale już jest niesłychanie niebezpieczna. Zwłaszcza obecnie. Trzeba uważać. Wszystko, co zostało nam w Poczdamie dane, może być odebrane.




PS: Chętnym głębszych studiów dokumentów polecam pracę: Witolda M. Góralskiego (oprac.) „Prawno-polityczne aspekty zachodnioniemieckiego rewizjonizmu”, Warszawa, 1980. tom 1 i 2. Jest dostępna w co lepszych bibliotekach, w tym w Bibliotece Sejmowej.



Autor: dr Rafał Brzeski
Data: 15.11.2023 21:11










Witold Modzelewski

Czy istniejąca do dziś „Rzesza w granicach 1937 r.” należy do Unii Europejskiej?



Ponoć niemiecki Trybunał Konstytucyjny (mimo że jego członków „powołują politycy”, dla Antypisu to oczywiście nie jest to jakiś „neotrybunał”) kilkukrotnie orzekł, że wciąż istnieje Rzesza Niemiecka w granicach 1937 r., czyli istotna część terytorium Rzeczypospolitej Polskiej należy do kogoś innego.

Niedawno byłem we Wrocławiu i nikt nie poinformował, że odwiedzałem inne państwo, w dodatku ponoć istniejące nieprzerwanie od czasów gdy rządził tam znany z kart historii polityk narodów socjalistycznych z charakterystycznym wąsem oraz zaczesaną grzywką; kształconej (?) metodą online dziatwie przypomnę, że nazywał się Adolf Hitler, był kanclerzem owej Rzeszy a jego partia (NSDAP) wygrała wybory w 1933 r. i cieszyła się do 1945 r. (może dłużej?) masowym poparciem prawdziwych Niemców. Chyba owa „Tysiącletnia Rzesza” istnieje niezależnie od znanego nam państwa pod nazwą Republika Federalna Niemiec, która się „zjednoczyła” z samą sobą poprzez anschluss byłej Niemieckiej Republiki Demokratycznej w 1991 r.

Czy warto przejmować się urojeniami jakichś ubranych w togi sędziowskie polityków, którym wciąż marzy się istnienie jakiejś „Rzeszy”? W końcu niezbyt przejmujemy się wymuszeniami Parlamentu Europejskiego, który uznaje za „nielegalne” niektóre organy państwa polskiego. W końcu ów parlament ma przecież jakąś władzę dotyczącą nas Polaków, a panom i paniom z owego Trybunału możemy tylko życzyć jak najszybszego zakończenia pandemii.

Może jednak dla porządku jakiś organ naszego kraju wypowiedziałby się na temat? Czy moi znajomi, którzy niedawno kupili sobie działkę w Sudetach mieszkają jeszcze w Polsce czy w (Trzeciej) „Rzeszy w granicach z 1937 r.”? Mamy przecież tyle ważnych organów broniących praw obywateli. Prawo własności ziemi jest zaś najważniejszym prawem obywatelskim. 







Poprzedni Rzecznik Praw Obywatelskich chyba się nie zająknął na ten temat, ale nie mamy już nowego, w dodatku zaproponowanego przez PiS i Antypis: może coś nam o tym powie? Czy kupując mieszkanie w Szczecinie stajemy się jego właścicielem skoro tam jest wciąż owa „Trzecia Rzesza”? Oczywiście wiem, że moje gadanie nie ma żadnego znaczenia, bo przecież nasi liberałowie są aż tak zaangażowani w walkę w obronie demokracji przed „pisowskim rządem”, że nie mają czasu na takie tam duperele.

Jeżeli istnieje wciąż „Trzecia Rzesza”, to nie jest ona członkiem Unii Europejskiej, bo o ile mi wiadomo ten facet z wąsem i grzywką (czyli jej ostatni kanclerz) popełnia samobójstwo przez powstaniem Unii Europejskiej (ze strachu?). Kto jest więc organem reprezentującym to państwo? Może ma jakiś rząd na uchodźstwie lub „tajny rząd niemiecki”, podobny do tego, któremu podporządkował się Piłsudski w 1914 r.? My wciąż jesteśmy w stanie wojny z tym potworkiem prawnym (nie podpisano pokoju), więc możemy wznowić działania wojenne aby przepędzić owe „władze Rzeszy” na cztery wiatry. Działania możemy podjąć na całym terytorium owej Rzeszy a organy istniejącego tam państwa (RFN) niech się w to nie wtrącają, bo nie z nimi jesteśmy w stanie wojny, bo łączą nas silne więzy przyjaźni jako członka nie tylko Unii Europejskiej ale przede wszystkim Mitteleuropy.

Czy w przypadku, gdy wspomniany na stępie Trybunał będzie się upierać, że istnieje wciąż owa „Rzesza”, to czy Republika Federalna Niemiec jest z nią również w stanie wojny, podobnie jak jej dwa główni sojusznicy militarni, czyli USA i Zjednoczone Królestwo? Jest wiele pytań, na które powinniśmy uzyskać odpowiedź znanych nam autorytetów. W stanie wojny ową „Rzeszą” był Związek Radziecki, którego już nie ma od końca 1991 r. Oznacza to, że współczesna Rosja na pewno powinna stanąć w obronie RFN przed anschlussem ze strony owej „Rzeszy”.




Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych







Sędzia SN: Obserwujemy bezprawne „wygaszenie” państwa prawa


18.01.2024
17:30



Obserwujemy bezprawne „wygaszenie” państwa prawa. Jest oczywiste, że trzeba będzie od nowa odbudować struktury Państwa Polskiego, niezwłocznie odwracając jawnie niekonstytucyjne skutki faktyczne antykonstytucyjnego zamachu stanu – twierdzi dr hab. Kamil Zaradkiewicz, sędzia Sądu Najwyższego.

W czwartek Trybunał Konstytucyjny orzekł, że zmiany w mediach publicznych, dokonywane przez ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza oraz jego nominatów, są niezgodne z konstytucją.

„Przepisy Kodeksu spółek handlowych o rozwiązaniu i likwidacji spółki rozumiane w ten sposób, że z mocy samej ustawy obejmują także publiczne rtv - niekonstytucyjne” – podkreślono i dodano, że „wszelkie decyzje wydane ws. publicznej rtv na podstawie przepisu Kodeksu spółek handlowych o odwołaniu członka zarządu przez walne zgromadzenie - nie wywołują żadnych skutków prawnych”.

Niedługo po wyroku Trybunału Konstytucyjnego resort kultury wydał odpowiedź, w której stwierdził, że czwartkowy wyrok TK „nie ma jakiejkolwiek doniosłości prawnej”.

Oświadczono, że „orzeczenia i uchwała wydane w ostatnich latach przez Europejski Trybunał Praw Człowieka oraz Sąd Najwyższy, odnoszące się do obecnej konstrukcji Trybunału Konstytucyjnego, w tym całokształtu okoliczności obsadzenia i funkcjonowania tej instytucji, potwierdzają, że nie jest to niezależny i bezstronny sąd konstytucyjny, a jego wyroki wydane z udziałem tzw. sędziów dublerów nie mają mocy powszechnie obowiązującej i nie są ostateczne” i „należy je pomijać w obrocie prawnym jako nieistniejące”.



Sędzia SN komentuje

Sędzia Sądu Najwyższego dr hab. Kamil Zaradkiewicz uważa, że „obserwujemy bezprawne «wygaszenie» państwa prawa”.

„Jest oczywiste, że trzeba będzie od nowa odbudować struktury Państwa Polskiego, niezwłocznie odwracając jawnie niekonstytucyjne skutki faktyczne antykonstytucyjnego zamachu stanu (bo skutków prawnych akty zamachowców nie wywołują)” – podkreślił sędzia.

Zdaniem Zaradkiewicza w sprawie tego, co dzieje się obecnie w Polsce, należy „zacząć tworzyć nowe podstawy prawne w postaci odpowiednich ustrojowych aktów prawnych”.


Autor: Kacper Pawowicz
Data: 18.01.2024 17:30








Czy jak już wygramy wojnę z Niemcami to to wszystko też będzie nasze?








Obszary Niemiec, gdzie Polacy stanowią największą mniejszość 





Wygrajmy w końcu tę wojnę, wygrajmy wojnę z Niemcami.











7 luty 2024





Jeszcze o nieistniejącym traktacie pokojowym Polska - Niemcy...

Czy ZSRR i Niemcy podpisały traktat pokojowy??




przedruk z ostanich stron dokumentu pdf:



Studia zachodnie 18

Zielona Góra 2016



Wanda Jarząbek 
Instytut Studiów Politycznych, Polska Akademia Nauk 

Sprawa podpisania traktatu pokojowego z Niemcami w polityce państwa polskiego w latach 1945-1990



[...]

Podsumowanie 



 W okresie powojennym stosunek Polski do podpisania traktatu pokojowego ewoluował. Prace nad traktatem są odbiciem kilku zmiennych: sytuacji międzynarodowej, statusu Polski oraz sposobu postrzegania interesu państwowego przez jej władze. W początkowym stadium prac zakładano, że decyzje poczdamskie mają charakter ostateczny i przebieg granicy zostanie jedynie formalnie zaakceptowany w traktacie pokojowym. Wraz z pojawianiem się głosów kwestionujących definitywność decyzji poczdamskich, rozpoczęto też akcję dyplomatyczną, której celem było przekonanie przedstawicieli państw zachodnich do zasadności przebiegu granicy. Także w okresie powrotu do prac nad traktatem po 1958 roku tematyka ta zajmowała kluczowe miejsce. 


 Ważny element prac przygotowawczych stanowiły kwestie związane ze zrekompensowaniem przez Niemcy strat, które poniosło państwo polskie i jego obywatele w czasie II wojny światowej. Terminologia stosowana na określenie roszczeń od Niemiec nie była jednorodna i często posługiwano się wymiennie pojęciami reparacje i odszkodowania, dookreślając, czy chodzi o indywidualne, czy o charakterze państwowym. W niejasnych okolicznościach 23 sierpnia 1953 roku, w ślad za porozumieniem podpisanym między ZSRR i NRD, rząd PRL przyjął oświadczenie o „zrzeczeniu się z dniem 1 stycznia 1954 roku spłaty odszkodowań na rzecz Polski”. Były one wypłacane na mocy decyzji poczdamskich z puli ZSRR, pobieranej głównie z jego strefy okupacyjnej, ale nie obejmowały odszkodowań indywidualnych. Powrót do żądań o charakterze reparacyjnym był ze względu na stosunki panujące w bloku niemożliwy, starano się więc znaleźć możliwości uzyskania świadczeń dla obywateli i wyrównania spraw natury ekonomicznej, nie będących reparacjami. Po zakończeniu drugiego kryzysu berlińskiego nie prowadzono już właściwie szeroko zakrojonych prac nad traktatem pokojowym. Uznano, że możliwość powrotu do rozmów mocarstw na ten temat jest znikoma. 


Kwestie graniczne starano się rozwiązać poprzez uzyskanie poparcia mocarstw dla ostatecznego przebiegu granicy, dwustronne rozmowy polsko-niemieckie, a także wprowadzenie zapisów o przestrzeganiu status quo do zobowiązań międzynarodowych, na przykład Aktu Końcowego KBWE. Inne sporne sprawy, jak choćby odszkodowawcze, próbowano rozwiązać w formule dwustronnej, choć należy tu nadmienić, że sposób, w jaki to czyniono, nie zawsze odpowiadał interesowi ofiar. W momencie, gdy doszło do sytuacji, w której po otwarciu muru berlińskiego bliskie było zjednoczenie Niemiec, państwo polskie rozpoczęło starania o zabezpieczenie polskich interesów zgodne z nową sytuacją międzynarodową. Za paradoks można by uznać, że RFN, która od momentu powstania odkładała ostateczne decyzje graniczne do czasu podpisywania traktatu pokojowego z rządem zjednoczonych Niemiec, nie 288 Wanda Jarząbek chciała, aby w momencie przezwyciężania podziału Niemiec w dokumentach znalazły się odniesienia do traktatu pokojowego czy uregulowania pokojowego. Prace nad traktatem pokojowym odzwierciedlają też stan stosunków z Moskwą. 


W 1947 roku Warszawa odstąpiła od dotychczasowego kierunku prac i przyjęła optykę Moskwy. W czasie drugiego kryzysu berlińskiego, PRL starała się w pracach nad traktatem uwzględniać własne interesy, choć niekoniecznie informowano o tym Moskwę. Niemniej wynikało to nie tyle z przyjęcia, iż to Kreml decyduje o stanowisku państw należących do jego strefy wpływów, co raczej z trafnego rozpoznania sytuacji międzynarodowej i uznania, że do poważnych rozmów na temat traktatu pokojowego nie dojdzie. Po 1989 roku i rozpadzie bloku wschodniego Warszawa starała się zabezpieczyć polskie interesy w obliczu faktu jednoczenia się Niemiec. Stosunki z Moskwą były poprawne, ZSRR popierało Warszawę w jej staraniach o wzięcie udziału w konferencji 2 + 4. Ówczesny rząd, wyłoniony w częściowo wolnych wyborach z 4 czerwca 1989 roku, na skutek biegu wydarzeń został zmuszony do szukania form traktatowych, które jeśli nie byłyby formalnie traktatem pokojowym, to przynajmniej mogłyby zostać uznane za wzmiankowaną w porozumieniach poczdamskich regulacje pokojową. W tym okresie nie było już właściwie poza Polską państw, które miałyby interes prawny w dążeniu do wypracowania i podpisania traktatu pokojowego z Niemcami. Mocarstwa odpowiedzialne za wykonanie postanowień poczdamskich nie miały także interesu politycznego w forsowaniu takiego rozwiązania. W związku z tym po II wojnie światowej nie doszło do podpisania traktatu pokojowego ze zjednoczonymi Niemcami





zbc.uz.zgora.pl/Content/45824/PDF/14_jarzabek_sprawa.pdf


14_jarzabek_sprawa.pdf (uz.zgora.pl)




P.S. 8 luty 2024 r.



7 lutego 2024 r. w rosyjskiej prasie - komentarz Dmitryja Łyskowa - rzecznika gubernatora Obw. Królewieckiego:


"Na początek radzimy polskiemu dowódcy wojskowemu, aby otworzył podręcznik do historii i przeczytał go uważnie. Obwód kaliningradzki nie jest terytorium okupowanym, to terytorium, które w wyniku traktatu pokojowego przeszło do Związku Radzieckiego i jego następcy, Federacji Rosyjskiej. Po drugie, nasz region jest bardzo niezawodnie chroniony przez siły Floty Bałtyckiej, więc jestem pewien, że mieszkańcy naszego regionu nie mają się czego obawiać"



No właśnie nie widzę (w internecie nic nie znalazłem), żeby ZSRR podpisało z Niemcami traktat pokojowy.

I widzę - na tej mapie dzisiaj znalezionej na fb "Historical maps", że Niemcy nie uznają, żeby Królewiec należał do Rosji.




Wygrajmy w końcu tę wojnę, wygrajmy wojnę z Niemcami.







Traktaty pokojowe [po II wojnie światowej], 10 lutego 1947 r. | Dokumenty XX wieku (doc20vek.ru)


„Czy Rzesza w granicach z 1937 r. należy do Unii Europejskiej?” (tysol.pl)

Dr Rafał Brzeski: Według niemieckiego stanu prawnego Rzesza Niemiecka istnieje w granicach z 1937 roku (tysol.pl)

Czy istniejąca do dziś „Rzesza w granicach 1937 r.” należy do Unii Europejskiej? - ISP Modzelewski (isp-modzelewski.pl)

teraz rozumiecie, skąd to wszystko...

Prawym Okiem: Fakty, ale takie inne (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Wojna z Niemcami (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Plaga cmentarna (maciejsynak.blogspot.com)

Najbardziej polska gmina w byłym NRD. "Za kilkanaście lat nie będzie tu żadnego Niemca" - WP Finanse


Sędzia SN: Obserwujemy bezprawne „wygaszenie” państwa prawa (tysol.pl)




mapy w powiększeniu:


OnlMaps: "1965 German map of Europe, bef…" - Mastodon

mapa rok 1960 świata – Szukaj w Google

OnlMaps: " Niemiecka mapa Europy z 1965 roku, przed uznaniem... " - Mastodont





sobota, 30 grudnia 2023

Znowu: widać zabory...











Mieszkańcy Małopolski, Podkarpacia i Świętokrzyskiego płacą swoje rachunki najsumienniej – wynika z rankingu rzetelności przygotowanego przez Krajowy Rejestr Długów i Rzetelną Firmę. Najgorszej z płatnościami radzą sobie konsumenci z Pomorza, Warmii i Mazur oraz Dolnego Śląska.


Eksperci Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej i Rzetelnej Firmy przeanalizowali kwoty zadłużenia w poszczególnych regionach oraz ich wielkość i zaludnienie. Porównali łączny dług w każdym województwie w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców, średnią wartość zaległości statystycznego dłużnika w każdym z nich oraz wielkość odsetka osób zadłużonych wśród wszystkich mieszkańców.


Jak wskazuje Katarzyna Starostka z Rzetelnej Firmy, często ostatnie miejsca w takich rankingach zajmują regiony najbardziej zaludnione. "W tak dużych skupiskach ludności łączne zadłużenie dłużników jest zawsze największe, zatem od lat jako najmniej rzetelni byli wymieniani mieszkańcy województw śląskiego i mazowieckiego. A zaraz za nimi wielkopolskiego, małopolskiego i dolnośląskiego" - wskazała. Dodała, że wzorem płatniczej rzetelności są zaś Małopolanie.

Prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej Adam Łącki zauważył, że pięć najbardziej rzetelnych województw leży na terenach dawnej Rzeczpospolitej, na których ludność jest osiadła od stuleci. "Piątka najbardziej nierzetelnych zlokalizowana jest na ziemiach przejętych po II wojnie światowej i zamieszkałych przez ludność napływową. To pokazuje, jak duży wpływ na nasze zachowania mają więzi lokalne" - wskazał.

Dodał, że tam, gdzie ludzie się znają od pokoleń, znacznie większą uwagę przykłada się do opinii sąsiadów i nie robi rzeczy, które nie są społecznie akceptowane - np. nie robi się długów. "A z drugiej strony to pokazuje też, jak długo te więzi muszą się budować" - przekazał Adam Łącki.




Jaki z tego wniosek?

Że trzeba pilnować kraju jak oka w głowie.

Drobiazgowo!

Jak w aptece!!







www.wnp.pl/finanse/ranking-mieszkancy-malopolski-podkarpacia-i-swietokrzyskiego-rzetelnie-placa-rachunki,785642.html





środa, 13 grudnia 2023

Rosyjski publicysta o PRL

 


To się rzadko zdarza, żeby Rosjanie tak otwarcie przyznawali się do rozbioru Polski przez ZSRR.


"Польша получила четыре раздела страны при Российской империи и пятый при СССР."





pod spodem - tłumaczenie automatyczne




Czyli zajęcie wschodniej Polski w 1939 roku i usankcjonowanie tego w latach powojennych autor artykułu liczy jako jeden - piąty z kolei rozbiór.



wiki:

Terminu „IV rozbiór Polski” używali jeszcze przed wybuchem II wojny światowej dyplomaci radzieccy i niemieccy:


„Nie widzę dla nas innego wyjścia, jak czwarty rozbiór Polski.” –
Władimir Potiomkin – zastępca ludowego komisarza spraw zagranicznych ZSRR, 4 października 1938


„Polacy czują się pewni siebie, bo liczą na poparcie Francji i Anglii i na pomoc materiałową Rosji, ale mylą się. Tak jak Hitler nie uważał za możliwe załatwić sprawy Austrii i Czechosłowacji bez zgody Włoch, tak nie myśli on dziś o tym, by załatwić spór polsko-niemiecki bez Rosji. Były już trzy rozbiory Polski; zobaczycie czwarty!” –
Karl-Heinrich Bodenschatz – generał Luftwaffe i bliski współpracownik Hermanna Göringa, 6 maja 1939










www.tsargrad.tv/articles/zabor-ot-russkih-do-oblakov-putinu-hvatilo-odnoj-shutki-chtoby-uspokoit-varshavu_924339




poniedziałek, 22 maja 2023

Poparcie Niemców dla II Wojny Światowej




przedruk




Niemiecki historyk:

Niemcy w zdecydowanej większości do końca popierali wojnę




Niemcy nawet jeśli nie w pełni popierali narodowy socjalizm czy Hitlera, do końca w zdecydowanej większości popierali wojnę – mówi prof. Thomas Weber, niemiecki historyk wykładający na Uniwersytecie w Aberdeen.


Wyjaśnia, że bardzo trudno jest mierzyć poziom niemieckiego poparcia, bo trzeba to rozdzielić na trzy elementy – poparcie dla narodowego socjalizmu, dla Hitlera i dla prowadzenia wojny – które często były zbieżne, ale nie zawsze.


– Było wielu Niemców, którzy uważali, że narodowy socjalizm jest trochę dziwaczny, ale Hitler jest wspaniały. Inni mówili: nie jesteśmy całym sercem za narodowym socjalizmem ani za Hitlerem, ale wciąż popieramy wojnę – mówi Weber.

Jego zdaniem, z tych trzech elementów poparcie dla wojny było najwyższe, szczególnie pod koniec II wojny światowej.


– Jeśli spojrzymy na drugą połowę wojny, jak wytłumaczymy ciągłe zaangażowanie tak wielu Niemców w wojnę? Można wprawdzie wskazać na dyscyplinę i surowość represji, ale nie sądzę, żeby to było wyjaśnieniem. Jak wytłumaczyć, że ostatni rok wojny był najkrwawszy? W ostatnim roku w walkach zginęło tyle samo ludzi, co przez wszystkie poprzednie lata na europejskim teatrze działań wojennych. Gdyby Niemcy prowadzili wojnę niechętnie, z pewnością w tym momencie po prostu by się poddali, zamiast dalej umierać – wskazuje historyk.

Ale zwraca uwagę, że powszechne poparcie dla wojny narodziło się dopiero w jej trakcie.

Wyjaśnił, że w odróżnieniu od 1914 r., gdy w Niemczech istniało silne przekonanie, iż wojna będzie dobra dla kraju, przed II wojną światową nie było pragnienia wojny; Hitler był postrzegany jako ktoś, kto poprawił sytuację Niemiec, zerwał z postanowieniami traktatu wersalskiego, ale uczynił to bez wojny.

– Kiedy pierwsze kampanie wojenne przebiegały dobrze z niemieckiej perspektywy, ludzie zaczęli popierać ten wysiłek wojenny, a naziści zaczęli „sprzedawać” wojnę na dwa sposoby. Swoim zakorzenionym zwolennikom – jako narodowo-socjalistyczną wojnę, jako niemal europejską wojnę przeciw zagrożeniu ze strony międzynarodowego żydostwa, w eschatologiczno-apokaliptyczny sposób, że tylko jeśli ta wojna zostanie wygrana, Europa może zostać ocalona, a może nastąpić odkupienie – mówił historyk.

– Tym, którzy nie byli ideologicznie zwolennikami Trzeciej Rzeszy, przedstawiali ją, szczególnie gdy wojna już nie szła tak dobrze, w tradycyjny sposób, jako narodową wojnę w celu przetrwania. Mimo że w oczywisty sposób to Niemcy były agresorem, zdołali to przedstawić jako wojnę defensywną, gdzie Niemcy musiały po prostu dokonać wyprzedzającego ataku – wskazał.

Jeśli chodzi o stopień poparcia dla narodowego socjalizmu, Weber zwraca uwagę, że stosunkowo łatwo to mierzyć do 1933 r. – liczbą głosów oddawanych w wyborach na NSDAP, ale w kolejnych latach staje się to coraz trudniejsze.

– Problem w tym, że większość twierdzeń o powszechnym poparciu dla Hitlera opiera się na dowodach, które naziści sami stworzyli – wyborach, w których można było głosować tylko tak lub nie czy wielotysięcznych wiecach – mówił.

– Myślę, że wszyscy zgadzają się co do tego, że poparcie w 1938 r. było wyższe niż w 1933 r., ale czy było wyższe o 50, 80 czy 100 proc., trudno powiedzieć – ocenił.

Jak dodaje, jeszcze trudniejsza ta ocena staje się po wybuchu wojny, bo dochodzi wspomniany przed chwilą czynnik poparcia dla wojny.


Weber wskazuje, że mierzenie poparcia dla nazistów liczbą członków NSDAP jest niewłaściwe, bo to pomija okoliczności w danym momencie. Jak wyjaśnia, do 1933 r. do partii nazistowskiej mógł wstąpić praktycznie każdy, ale po przejęciu władzy, w obawie przed napływem oportunistów, przyjmowanie nowych członków zostało praktycznie wstrzymane na kilka lat.

Później były fale, gdy partia otwierała lub zamykała swoje szeregi. Z kolei pod koniec wojny NSDAP wręcz zachęcała, by wstępować, co miało podbudowywać morale wobec pogarszającej się dla Niemców sytuacji na froncie.


Historyk przyznał, że biorąc pod uwagę powszechność poparcia Niemców dla narodowego socjalizmu czy wojny, słowa takie jak wypowiedziane przez kanclerza Olafa Scholza w rocznicę zakończenia II wojny światowej to tym, że „8 maja 1945 r. Niemcy i świat zostały wyzwolone od nazizmu”, mogą brzmieć dziwnie, choć niekoniecznie oznacza to sugerowanie, iż niemal wszyscy Niemcy przeciwstawiali się nazistom.

Zwrócił uwagę, że do lat 80. w Niemczech o końcu wojny mówiono jako o porażce, a zaczęło się to zmieniać od przemówienia prezydenta Richarda von Weizsaeckera w 1985 r., który powiedział, że było to zarazem wyzwolenie się Niemiec od dyktatury.

Weber dodał, że w Niemczech wyraźnie brakuje prób spojrzenia na wojnę z polskiej perspektywy.


– Myślę, że jednym z problemów jest to, że Niemcy nigdy tak naprawdę nie zastanawiali się wystarczająco nad tym jak wojna wpłynęła na Polskę ani jak wpływa na dzisiejsze pokolenia Polaków. Cały czas padają słowa, że musimy wyciągnąć wnioski z przeszłości, upewnić się, że to się nigdy nie powtórzy, i dlatego nigdy nie możemy występować przeciwko Rosji i tak dalej. Ale podobnego myślenia nie ma w stosunku do Polski czy Ukrainy – podkreślił.




Olaf Scholz o wyzwoleniu Niemiec. Historyk: Niemcy w większości popierali wojnę - tvp.info


Niemiecki historyk: Niemcy w zdecydowanej większości do końca popierali wojnę. Słowa kanclerza Scholza o wyzwoleniu brzmią dziwnie | Polska Agencja Prasowa SA (pap.pl)







Reparacje od Rosji




przedruk



Polskie straty podczas II WŚ.


Arkadiusz Mularczyk: pracujemy nad raportem dot. szkód w wyniku działań ZSRR


22.05.2023 10:29

Wiceminister spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk poinformował, że Instytut Spraw Wojennych pracuje nad raportem dokumentującym straty poniesione przez Polskę w wyniku działań ZSRR.

Wiceminister spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk został zapytany przez TVP Info, czy Polska przygotuje raport dotyczący strat poniesionych przez nasz kraj w wyniku działań sowieckiej Rosji, analogiczny do tego, który opisuje straty wojenne zadane Polsce przez Niemcy.

Solidne opracowanie

- Instytut Spraw Wojennych pracuje nad takim raportem. To musi być solidne opracowanie pokazujące zarówno cały aspekt okupacji, ale też demontaż fabryk z ziem zachodnich, później eksploatacji państwa polskiego, niekorzystne umowy węglowe. Nad tym pracujemy i taki raport powstanie - powiedział.

Zaznaczył, że musi on być dobrze przygotowany. - Musi być on tak solidnie udokumentowany, jak raport dotyczący strat Polski poniesionych w wyniku napaści Niemców, żeby nikt nie mógł go podważyć - podkreślił.

Wiceminister Mularczyk przebywa z wizytą w Niemczech. W poniedziałek odbędzie spotkania z parlamentarzystami niemieckimi, na których poruszona zostanie kwestia odszkodowań dla Polski.




22.05.2023 12:40


Kreml chce wyłudzić od Polski 750 miliardów dolarów.

 „To Rosja będzie płacić, nie my” - mówi wiceszef MSZ

"Wołodin - wątpię, żeby nie znał historii, ale on prawdopodobnie zdaję sobie sprawę z tego, że to Rosja będzie musiała zapłacić za zbrodnie, których dopuszcza się na Ukrainie, i to sumy wielokrotnie większe" - tak skandaliczne żądania przewodniczącego rosyjskiej Dumy Państwowej Wiaczesława Wołodina wobec Polski skomentował Paweł Jabłoński, wiceszef MSZ.



W przestrzeni publicznej pojawiły się doniesienia nt. ostatniej wypowiedzi - w zasadzie kuriozalnych żądań - jakie przewodniczący rosyjskiej Dumy Państwowej Wiaczesław Wołodin formułuje pod adresem Polski. Mowa o odszkodowaniu - od Polski dla... Rosji. Nie byle jakim, bo Wołodin domaga się z tego tytułu 750 miliardów dolarów. I tu pojawia się zasadnicze pytanie - za co? Zdaniem kremlowskiego polityka, tyle nasz kraj jest winien za "wyzwolenie spod faszystowskiej okupacji". A czy to nie było czasem tak, że z jednej okupacji, wpadliśmy pod drugą...? Cóż, widocznie nie tylko nasz zachodni sąsiad próbuje budować historię na nowo - według własnego "widzimisię'.


Nie tylko pieniądze, ale i terytoria

Pieniądze, o których napisaliśmy wyżej, to jednak nie wszystko. Zdaniem Wołodina, Polska "powinna zwrócić Rosji zarówno odzyskane terytoria po II wojnie światowej, jak i środki wydane na nie w latach wojny i powojennych". Przedstawiciel reżimu pokusił się również o stwierdzenie, jakoby nasz kraj istniał "tylko dzięki Rosji".

Goszczącego dziś na antenie Radia ZET, Pawła Jabłońskiego, wiceministra spraw zagranicznych, zapytano o właśnie te żądania Kremla wobec naszego kraju. „Trudno zaszczycać tego rodzaju bzdury oficjalną odpowiedzią” - skwitował na wstępie polityk.


"Mogę powiedzieć tyle, Wołodin też wątpię, żeby nie znał historii, ale on prawdopodobnie zdaję sobie sprawę z tego, że to Rosja będzie musiała zapłacić za zbrodnie, których dopuszcza się na Ukrainie, i to sumy wielokrotnie większe"

– przyznał Jabłoński.


Przypominając fakty historyczne, wskazał, że to właśnie "Polska utraciła po II wojnie światowej ogromną część swojego terytorium na rzecz Związku Sowieckiego", dodając, że "dzisiaj tam są inne państwa, nikt w Polsce tego nie kwestionuje".


Jego zdaniem, to "Rosja podważa granice i to Rosja będzie płacić za to, co zrobiła na Ukrainie, nie Polska".

"Będą chcieli nawet 10 razy tyle"

Wiceszef MSZ przyznał jednak jasno, że należy spodziewać się samych najgorszych rzeczy, jeśli chodzi o stronę rosyjską. Dodał, że "będą padały pewnie bardzo ostre słowa".

Być może nawet podwyższą nam tę kwotę. Może nawet 10 razy tyle"

– ocenił.


Wiceminister spraw zagranicznych przypomniał ponadto, że globalnie mamy zamrożone w tej chwili ok. 300 mld rosyjskich rezerw i aktywów.


Te pieniądze muszą być przeznaczone na pomóc Ukrainie, odbudowę Ukrainy, pomoc państwom, które Ukrainę wspierają. To się wydarzy

– powiedział Paweł Jabłoński.








22.05.2023 09:41



Rosja zapłaci Polsce zadośćuczynienie za II wojnę światową? 

„Raport już powstaje”


Instytut Strat Wojennych pracuje nad raportem o reparacjach od Rosji. O tym fakcie poinformował dziś na antenie TVP Info w programie #Jedziemy wiceminister spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk.

Jak dodał polityk - "musi być to solidne opracowanie, pokazujące zarówno cały aspekt okupacji, jak i eksploatacji państwa polskiego".



We wrześniu 2022 roku opublikowany został raport o stratach wojennych, jakie nasz kraj poniósł w konsekwencji niemieckich zbrodni na Polakach. Od tamtej pory polska dyplomacja prowadzi liczne rozmowy, odwiedza różne kraje po to, aby przybliżyć światu historię II wojny światowej. A szczególnie strat, jakie nasz kraj poniósł w trakcie jej trwania - i po. Dziś Arkadiusz Mularczyk, w niemieckiej stolicy, ma odbyć szereg spotkań z niemieckimi politykami. Tematem przewodnim tychże rozmów ma być właśnie kwestia odszkodowań dla Polski za straty wojenne, która zdaniem wielu niemieckich parlamentarzystów, jest sprawą zamkniętą.


W tym miejscu warto przytoczyć niedawny Twitterowy wpis niemieckiego kanclerza, w myśl którego, "78 lat temu Niemcy i świat zostały wyzwolone spod tyranii narodowego socjalizmu".
"Zawsze będziemy za to wdzięczni. 8 maja przypomina, że demokratyczne państwo nie jest oczywistością. Powinniśmy je chronić i bronić - każdego dnia"

– napisał Olaf Scholz w mediach społecznościowych w rocznicę zakończenia II wojny światowej.
"Niemcy - ofiary nazistów, Polacy - współpracownicy nazistów"



Kwestię "budowania" historii na nowo poruszono dziś na antenie TVP Info.

"Część elit niemieckich buduje pewną alternatywną rzeczywistość, jeśli chodzi o kwestie II wojny światowej, odwracając rolę sprawców o ofiar. Z Niemców robi się ofiary nazistów, a z Polaków robi się współpracowników nazistów przy Holocauście Żydów"

– mówił wiceszef MSZ w programie #Jedziemy w rozmowie z Michałem Rachoniem.


Mularczyk zaznaczał, że to nie jest żart...

"To są fakty, w tym kierunku idzie cała propaganda, narracja budowana w Niemczech. Ten proces trwa od lat. Chodzi o to, żeby zmyć odpowiedzialność z Niemiec za II wojnę światową, by świat zapomniał, że to Niemcy wywołali wojnę i tę narrację przerzucić także na Polskę"

– argumentował wiceminister spraw zagranicznych, dodając, że to właśnie stąd jego dzisiejsza wizyta w Berlinie, gdzie przyjechał z raportem o stratach wojennych przetłumaczonym na język niemiecki.

"Rozpoczynamy dużą dystrybucję tego raportu wśród niemieckich elit i mediów. Każdy niemiecki poseł dostanie ten raport. To konieczne, żeby zatrzymać tą fałszywą narrację dotyczącą II wojny światowej"

– kontynuował.



Polityk uważa, że "jeżeli będziemy konsekwentnie prowadzić tą aktywność w Niemczech i na świecie, to jesteśmy w stanie ten trend negatywny odwrócić i przywrócić prawdę o II wojnie światowej".

"Ale też zmusić Niemców poprzez zawstydzanie ich, okazywanie, że absolutnie nie mają żadnego moralnego prawa, by pouczać innych, ponieważ same się nigdy nie rozliczyły"

– dodał Mularczyk.



Moskwa zapłaci?

W kolejnej części rozmowy, red. Michał Rachoń pytał Arkadiusza Mularczyka o kuriozalne żądania płynące z Kremla. Otóż, przewodniczący rosyjskiej Dumy Państwowe Wiaczesław Wołodin domaga się od Polski 750 mld dolarów odszkodowania. Za co? Za „wyzwolenie spod faszystowskiej okupacji”...

Zdaniem Wołodina Polska "powinna zwrócić Rosji zarówno odzyskane terytoria po II wojnie światowej, jak i środki wydane na nie w latach wojny i powojennych". Przedstawiciel reżimu pokusił się również o stwierdzenie, jakoby nasz kraj istniał "tylko dzięki Rosji".
 
"Musimy nie tylko mówić, ale również przygotowywać raport o odszkodowaniach od Rosji za kilkudziesięcioletnią okupację. Instytut Strat Wojennych pracuje nad takim raportem. To musi być solidne opracowanie, pokazujące zarówno cały aspekt okupacji, ale i eksploatacji państwa polskiego"

– przyznał, zapewniając, że taki raport na pewno powstanie, "ale musi być on dobrze przygotowany i solidnie udokumentowany".


O tę kwestię pytaliśmy kilka miesięcy temu prof. Andrzeja Przyłębskiego, ambasadora Polski w Niemczech w latach 2016-2022, który poinformował nas wówczas, że "w Instytucie Strat Wojennych jest już montowana grupa naukowców, którzy będą liczyć straty na Wschodzie."









"czy da się odbudować przerwany ciąg, który składał się z wielu pokoleń inteligencji polskiej, gość audycji wskazał, że pewnym jest wystąpienie luki pokoleniowej.
- Ona już jest widoczna, chociażby, gdy spojrzymy na nauczycieli akademickich. To pokolenie, które przetrwało wojnę wymiera i w zasadzie mamy już do czynienia z pewną luką - nawet nie tyle liczbową, ile  luką przekazywania pewnych wartości, tradycji i ciągłości intelektualnej elit naszego kraju."


"Potrzebna wielka akcja informacyjna". Józef Orzeł o polskich szansach na odszkodowania od Niemiec - Polskie Radio 24 - polskieradio24.pl


- Może dojść do sytuacji, że z jednego działania, odszkodowania liczonego w bilionach, zrobi się cała sieć działań dotyczących konkretnych odszkodowań dla konkretnych rodzin, firm czy miast i miejscowości - mówił o polskich roszczeniach od Niemiec za straty poniesione podczas II wojny światowej Józef Orzeł, szef Klubu Ronina.


Józef Orzeł zauważył, że termin prawny "reparacje" nie jest właściwy. Idąc tą drogą, niczego nie uzyskamy, należy pójść drogą odszkodowań, to otwiera drogę prawną - podkreślał.


- To wymaga wielkiej akcji państwa polskiego przede wszystkim sieci kancelarii prawnych, które udzielałyby pomocy prawnej, aby przed sądami polskimi, niemieckimi czy amerykańskimi dopominać się konkretnych odszkodowań. Gdyby ta sieć została zrealizowana, a sądy zostały zasypane setkami czy tysiącami pozwów o odszkodowania od państwa niemieckiego, to interesujące jest to, co działoby się dalej. (…) Wierzyłbym w akcję, która musi być równolegle wspomożona akcją informacyjną na temat naszego raportu o stratach wojennych Polski (...). Gdyby zrobić z tego wielką akcję, to ciśnienie moralno-polityczne zmusiłoby państwo niemieckie do poważnego dialogu z Polską w tej sprawie - zaznaczył gość audycji.

Przypomniał, że rekompensata terytorialna na zachodzie za ziemie utracone na rzecz Związku Radzieckiego nie była wystarczająca, ponieważ państwo polskie jest mniejsze niż przed II wojną światową. Jarosław Kaczyński dodał, że obszary te zostały mocno zniszczone i ograbione w czasie działań wojennych. Prezes Prawa i Sprawiedliwości podkreślił, że to Niemcy wywołały wojnę, dopuściły się w Polsce zbrodni i nie zostały wystarczająco ukarane.
 
Polska domaga się od Niemiec reparacji za straty materialne i niematerialne w wysokości 6 bilionów 220 miliardów 609 milionów złotych, zrekompensowania ofiarom agresji i okupacji niemieckiej oraz ich rodzinom wyrządzonych im szkód i krzywd, a także systemowych działań mających na celu zwrot zagrabionych z Polski w trakcie wojny dóbr kultury, które znajdują się obecnie w Niemczech.







>"Boją się, że reparacje mogłyby naruszyć ich budżet i reputację w świecie. A do tego wywołać efekt puszki Pandory" - powiedział prof. Przyłębski, zaznaczając, że "Niemcy to wszystko monitorują"<