Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rzeczpospolita. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rzeczpospolita. Pokaż wszystkie posty

środa, 13 marca 2024

Zwycięstwo bez walki

 


Uczyć się od Chin.


I od innych też.



To co Departament Obrony USA nazywa nową koncepcją ("zwycięstwo bez walki") ma w istocie tysiące lat i zostało opisane przez Sun Tzu w "Sztuce wojny". 


Oto znajomość cudzej (i własnej) kultury w praktyce.

Oto dlaczego przeciwnik ruguje z naszego otoczenia naszą kulturę, zastępując ją zachodnią popkulturą, zniekształacając naszą kulturę do postaci "biesiadnej" czy "europejskiej".

W PRL w mediach i gazetach było więcej polskiej kultury niż jest dzisiaj. 

Ale przede wszystkim - nikt nigdy polskiej kultury nie negował, a dzisiaj jest to bardzo częste.
Osoby mówiące po polsku w polskojęzycznych mediach kontestują polską kulturę i traktują jako coś gorszego.

Negacja odbywa sie również bez udziału słowa mówionego... na ulicy naszych miast na każdym kroku spotykamy witryny opisane po angielsku: shop, style, sale, barber...






tłumaczenie automatyczne
poniżej także w temacie dodałem artykuł nt. służb wywiadowczych




"Jesteśmy w długoterminowej strategicznej rywalizacji z Chinami i Rosją. Ostatecznie ta rywalizacja jest nie tylko rywalizacją o potęgę militarną czy gospodarczą, ale także ideologiczną. 

Senator Reed, demokrata z Rhode Island, przewodniczący Senackiej Komisji Sił Zbrojnych Kongresu USA, powiedział nawet: "Stany Zjednoczone mogą zostać pokonane, zanim zaczną walczyć, tak jak Chiny uczą się od amerykańskiego sposobu prowadzenia wojny, tak i my musimy uczyć się od nich". "


Wcześniej Wu Qian, rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej, powiedział w odpowiedzi na wyolbrzymianie przez stronę amerykańską tzw. "chińskiego zagrożenia militarnego", że w Chinach istnieje idiom zwany "złodziej krzyczy, aby złapać złodzieja". Bezpodstawne oskarżenia wysuwane przez amerykańskich urzędników pod adresem Chin dotyczą samych Stanów Zjednoczonych. W ostatnich latach Stany Zjednoczone prowadziły wojny na całym świecie i naruszały suwerenność innych krajów.

Wu Qian zwrócił uwagę, że złe działania wynikają z błędnych pomysłów. Tłumienie i powstrzymywanie przez USA rozwoju Chin wynika z ich błędnego "poglądu na Chiny". Stany Zjednoczone nadmiernie dążą do absolutnego bezpieczeństwa z powodu swojego wąskiego i egoistycznego poglądu na bezpieczeństwo. Wpływ USA na porządek międzynarodowy wynika z faktu, że ich "światopogląd" poszedł w złym kierunku. Wu Qian podkreślił: "Współpraca między Chinami a Stanami Zjednoczonymi przyniesie korzyści obu stronom, a walki zaszkodzą obu stronom. Mamy nadzieję, że strona amerykańska będzie miała oko na ogólną sytuację, naprawi swoje błędy, będzie współpracować z Chinami w tym samym kierunku i dążyć do osiągnięcia bezkonfliktowości, niekonfrontacji, wzajemnego szacunku i współpracy korzystnej dla obu stron.



--------

Fragment transkrypcji z 24 kwietnia 2023 r., rozmowy między amerykańskim senatorem Jackiem Reedem (D-RI) a Stacie Pettyjohn, starszym pracownikiem naukowym i dyrektorem programu obronnego w Center for a New American Security w USA.



Senator Jack Reed:

Gra się zmieniła, a nasza zdolność do bezpośredniego zwycięstwa dzięki sile militarnej nie powinna być naszą jedyną miarą sukcesu. Departament Obrony musi lepiej zrozumieć, w jaki sposób Chiny konkurują, opracować nowe narzędzia rywalizacji z Chińczykami i zintegrować nasze działania z działaniami naszych sojuszników i partnerów.

Aby zrozumieć sposób konkurowania Chin, musimy przyjrzeć się ich celom

Przez kilka dziesięcioleci Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza studiowała sposób prowadzenia wojny przez Stany Zjednoczone i koncentrowała swoje wysiłki na przeciwdziałaniu naszym przewagom. Chiny zainwestowały w technologie kompensacyjne, takie jak systemy antydostępowe i systemy odmowy dostępu z powietrza, sztuczna inteligencja, hipersonika i, oczywiście, zwiększenie broni jądrowej. Co więcej, ChRL wykorzystała kombinację siły wojskowej i cywilnej przeciwko swoim sąsiadom, w tym sztukę rządzenia, narzędzia ekonomiczne, przymus i oszustwo. Pekin znalazł sposoby na konkurowanie tuż poniżej progu konfliktu zbrojnego ze Stanami Zjednoczonymi lub z naszymi sojusznikami.

Jak ujmuje to nowa wspólna koncepcja konkurowania Departamentu Obrony:

"Chiny dążą do zwycięstwa bez walki". 

Strategia ostrzega, że jeśli nie dostosujemy naszego podejścia do skuteczniejszego konkurowania, Stany Zjednoczone ryzykują utratę strategicznych wpływów, przewagi i wpływów, przygotowując się do wojny, która nigdy nie nastąpi. Rzeczywiście, dokument ostrzega, że Stany Zjednoczone mogą przegrać bez walki.

Tak jak chińscy przywódcy studiowali nasz sposób prowadzenia wojny, tak my musimy studiować ich.

Departament Obrony, a także amerykański przemysł obronny i międzyagencyjne powinny rozwijać własne zdolności asymetryczne. Wspólna koncepcja konkurowania stanowi cenne ramy dla podejścia do tego wyzwania. Oczywiście, będziemy nadal przygotowywać nasze wojsko, aby było gotowe do walki i zwycięstwa w konflikcie zbrojnym, jeśli zajdzie taka potrzeba, ale musimy zdać sobie sprawę, że wojna z Chinami może być wyniszczająca zarówno dla naszych narodów, jak i dla świata, a zwycięstwo może być pyrrusowym zwycięstwem.

Mając to na uwadze, koncepcja ta zakłada, że konkurencja strategiczna jest trwałym stanem, którym należy zarządzać, a nie problemem, który należy rozwiązać. 

Zmiana paradygmatu powinna skłonić przywódców obronnych do wykorzystania każdej dostępnej okazji do realizacji naszych interesów narodowych, w tym poprzez inteligentne inwestycje w infrastrukturę i technologię. Kluczowe znaczenie dla tego wysiłku będzie miała nasza zdolność do budowania jedności w całej armii.


Ostatecznie nasza strategiczna rywalizacja z Chinami to nie tylko rywalizacja potęgi militarnej czy gospodarczej, ale także rywalizacja idei. 

Wymaga to od nas zrozumienia filozofii, celów, mocnych i słabych stron oraz kultur naszego przeciwnika, a także naszej własnej. Poznanie ich kultury i zrozumienie naszej kultury to wyzwania, które dotykają nas w każdym konflikcie, w który się angażujemy. W rzeczywistości w wielu przypadkach były one jeśli nie decydujące, to z pewnością krytycznie ważne.

I znowu, to właśnie tutaj praca Center for New American Security jest tak cenna. Wychodząc poza stereotypy, wchodząc w szczegóły sił kulturowych, biurokratycznych, ekonomicznych, technologicznych, które łączą się i nadają przeciwnikowi określony status, a z pewnością, miejmy nadzieję, dają Stanom Zjednoczonym jeszcze bardziej wiarygodną i jeszcze bardziej zdecydowaną przewagę.







złe działania wynikają z błędnych pomysłów

błędnego poglądu



nasza zdolność do bezpośredniego zwycięstwa dzięki sile militarnej nie powinna być naszą jedyną miarą sukcesu

tak jak chińscy przywódcy studiowali nasz sposób prowadzenia wojny, tak my musimy studiować ich

konkurencja strategiczna jest trwałym stanem, którym należy zarządzać, a nie problemem, który należy rozwiązać


kluczowe znaczenie będzie miała nasza zdolność budowania jedności




na jedność wpływa jakość kultury narodu

idea kulturowa




rywalizacja idei


liczy się nie tylko rywalizacja militarna czy gospodarcza


wymaga to od nas poznania i zrozumienia:

- własnej kultury
- filozofii oraz kultury naszego przeciwnika



znajomość kultury była decydująca, a z pewnością krytycznie ważna

wychodząc poza stereotypy

wchodząc w szczegóły sił kulturowych, biurokratycznych, ekonomicznych, technologicznych





Dążyć do zwycięstwa bez walki.

Walka to ostateczność.






"Najważniejszą i najpotężniejszą bronią, jaką dysponuje Rosja, jest zjednoczenie rosyjskiego społeczeństwa.

Ci, którzy planowali zdławić Rosję za pomocą sankcji gospodarczych, przy pomocy siły zbrojnej, nie wzięli tego pod uwagę."








-----------


Warto sobie czytać te strony i porównywać z bełkotem np. Sikorskiego


guancha.cn/internation/2024_03_13_728252.shtml


03 MAJ 2023

cnas.org/publications/transcript/fireside-chat-with-senator-jack-reed


Sztuka wojenna – Wikipedia, wolna encyklopedia


P.S.




Brytyjska agencja wywiadowcza, bezpieczeństwa i cyberbezpieczeństwa GCHQ opublikowała łamigłówkę, która ma przemawiać do potencjalnych nowych rekrutów, którzy potrafią "myśleć nieszablonowo".

Wizualna łamigłówka, która jest ukłonem w stronę historycznych powiązań agencji z łamaniem szyfrów, prosi ludzi o zidentyfikowanie liter zawartych na zdjęciu przed złożeniem ich w całość, aby ujawnić ukrytą wiadomość.

W puzzlach znajduje się 13 elementów, które reprezentują litery alfabetu.

GCHQ twierdzi, że układanka, stworzona z artystą z Manchesteru, Justinem Eagletonem, została zaprojektowana tak, aby przemawiać do ludzi, którzy "przetwarzają informacje w inny sposób i posiadają silne umiejętności myślenia lateralnego".

Agencja poinformowała również, że wypuszcza puzzle, aby uczcić uruchomienie swojej strony na platformie mediów społecznościowych LinkedIn.

Rozwiąż poniższą łamigłówkę

GCHQ twierdzi, że założyło stronę LinkedIn w celu "rekrutacji mieszanki umysłów, aby stawić czoła najtrudniejszym wyzwaniom stojącym przed Wielką Brytanią i przeciwdziałać zagrożeniom w świecie rzeczywistym i online ze strony państw narodowych, grup przestępczych, terrorystów i osób prywatnych".

Dodała, że jej "nowa obecność w mediach społecznościowych" jest częścią jej "zobowiązania, aby stać się prawdziwie zróżnicowaną i reprezentatywną organizacją".


Dyrektor GCHQ, Anne Keast-Butler, powiedziała: "Świat staje się coraz bardziej złożony i zawsze będziemy wyprzedzać te zagrożenia tylko wtedy, gdy połączymy odpowiednią mieszankę umysłów, która pozwoli nam stawić czoła nadchodzącym wyzwaniom.

"Dla nas oznacza to angażowanie ludzi z różnych środowisk, różnych doświadczeń, różnych spostrzeżeń, różnej wiedzy i tworzenie zespołu, w którym każdy z nas może odegrać swoją rolę. Dla nas oczywiste jest, że ta różnorodność ma kluczowe znaczenie.

"Jesteśmy więc w podróży, aby upewnić się, że docieramy i łączymy się z ludźmi, którzy nigdy nie myśleli o współpracy z nami. A dzisiaj uruchamiamy LinkedIn, aby zacząć prezentować trochę więcej pracy, którą wykonujemy, i niektórych niesamowitych ludzi, którzy pracują w GCHQ.

"A w ramach startu na LinkedIn jesteśmy w prawdziwym stylu GCHQ - i aby pomóc Ci myśleć nieszablonowo - uruchamiamy również łamigłówkę. Sprawdź, czy potrafisz zidentyfikować litery zawarte na obrazku i połączyć je w wiadomość".





niedziela, 4 lutego 2024

Imperium USA

 


Cytat z byłego współpracownika George'a W. Busha, Karla Rowe'a:


“We’re an empire now, and when we act, we create our own reality. And while you’re studying that reality — judiciously, as you will — we’ll act again, creating other new realities, which you can study too, and that’s how things will sort out. We’re history’s actors . . . and you, all of you, will be left to just study what we do.”




tłumaczenie i interpretacja z angielskiego - własne




"Jesteśmy teraz imperium i kiedy działamy, tworzymy własną rzeczywistość. 

A kiedy wy będziecie studiować tę rzeczywistość, roztropnie, tak jak chcecie, my - stworzymy nowe rzeczywistości, które będziecie mogli znowu studiować i tak właśnie rzeczy się układają.... 

Jesteśmy aktorami, bohaterami historii...  A wy, wy wszyscy pozostajecie statystami, w tle, zajęci studiowaniem tego, co my robimy."










Czyli?

Imperium nieustannie przekształca się, unikając naszych nawet roztropnych studiów nad nią, klucząc myląc tropy.... stwarzając nowe zasady i nowe rzeczywistości, nowe sojusze i antysojusze, aby nas zaskoczyć, aby być zawsze o krok - o krok tylko - przed nami.

Dokładnie tak postępuje Wędrująca Cywilizacja Śmierci.




Trzeba bardzo uważać na Amerykanów.

Na Anglosasów.




By nie obudzić się jak będzie za późno.






P.S.

17.02.2024




"W stosunkach międzynarodowych, jeśli nie będziesz przy stole, to będziesz w menu."



                                                                                                                        Sekretarz stanu USA Antony Blinken,
                                                                                                                                                    podczas Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium w 2024 r.











czwartek, 29 lipca 2021

Litwa - jaka przyszłość?

 

przedruk - analiza z prasy białoruskiej

tłumaczenie przeglądarkowe



W okresie swojej niepodległej egzystencji Republika Litewska stanęła w obliczu największego kryzysu migracyjnego, który jest właściwie papierkiem lakmusowym diagnozującym stan państwowości litewskiej. A ten stan nie jest najlepszy.



Od dawna widoczne były tendencje prowadzące Litwę do wielowarstwowego kryzysu: litewska elita polityczna zamiast równoważyć interesy głównych ośrodków władzy, wybrała twardy kurs euroatlantycki i handel zagrożeniami. Zamiast pragmatycznej współpracy z Białorusią i Rosją wybrano kurs ciągłej konfrontacji, a wsparcie tych, którzy przygotowywali „kolorową rewolucję” w naszym kraju, oznacza przejście wszelkich czerwonych linii w naszych stosunkach.

Wystarczy przypomnieć kilka niedawnych skandali politycznych na Litwie. Jest to odsunięcie od władzy prezydenta Rolandasa Paksasa na podstawie sfingowanych zarzutów, co w rzeczywistości było zamachem stanu. To także skandal związany ze spiskiem pedofilskim w przypadku Drassusa Kedisa i jego nieletniej córki. Do tego dochodzi tajemnicza śmierć oficera litewskiego wywiadu Vytautasa Pociunasa, która jest związana z jego śledztwem w sprawie sprzeniewierzenia przez przedstawicieli litewskich służb specjalnych milionów dolarów przeznaczonych na wsparcie białoruskiej opozycji.

Sądząc po tych aferach, obraz istnienia litewskiej elity okazuje się bardzo nieatrakcyjny zarówno z moralnego, jak i prawnego punktu widzenia. Do tego można dodać krótkowzroczną decyzję o zamknięciu elektrowni atomowej Ignalina, która pozbawiła Litwę stabilnego źródła energii i sprawiła, że ​​z jawną zazdrością i zawiścią patrzyła na projekt białoruskiej elektrowni atomowej.

A teraz do tego wszystkiego dołączyła sytuacja z migrantami, a władze litewskie po prostu nie mogły przewidzieć powagi tej sprawy. Ale starali się przedstawić swój kraj jako rodzaj przyczółka świata zachodniego i jego niezawodną placówkę graniczną. Jak widać, cała ta „niezawodność” trwała dokładnie tak długo, jak Białoruś wykazywała dobrą wolę, dobrosąsiedztwo i solidarność w rozwiązywaniu wspólnych problemów bezpieczeństwa.

Ale to Litwa i jej przywódcy zrobili wszystko, co możliwe, aby zepsuć stosunki z Białorusią i zmusić nas do zajmowania się od teraz tylko własnymi problemami. A teraz setki i tysiące nielegalnych migrantów, poszukujących lepszego życia w Europie Zachodniej, próbują przedostać się tam przez Litwę jako najsłabsze, nieprzygotowane ogniwo w systemie bezpieczeństwa Unii Europejskiej.

Co to oznacza dla Litwy? Fakt, że znaczna część migrantów osiedli się w taki czy inny sposób na jego terytorium. W efekcie skład etnokulturowy ludności będzie się stopniowo zmieniał, a Litwini będą musieli się z tym pogodzić: nie zrozumieją dyskryminacji etnicznej i rasowej w Brukseli i zostaną pozbawieni wszelkich możliwych dotacji z powodu odmowy integracji tych migrantów, którzy nie mogą dostać się do Europy Zachodniej.

Litwa będzie musiała zwiększyć wydatki na ich integrację ze swoim społeczeństwem, na przyjęcie i zakwaterowanie, bez względu na to, jak odważni politycy litewscy będą się starać i siłą przemieszczać uchodźców do krajów sąsiednich.


Akcje zastraszania nieszczęśników można zorganizować kilka razy. Ale wtedy organizacje praw człowieka z pewnością zauważą prawdziwe zbrodnie przeciwko ludzkości na granicy UE i zwrócą uwagę. Obarczona jest także odwetowymi akcjami odwetowymi i zbrojnym oporem rodaków tych, którzy zostaną wypędzeni i prześladowani.

Litwa, nie do końca rozumiejąc, otworzyła puszkę Pandory, a teraz nie ma dla niej dobrych rozwiązań. Nawet hipotetyczna okazja do ponownego nawiązania dialogu z Białorusią, do której zaczęli wzywać najrozsądniejsi politycy Litwy, raczej nie poprawi sytuacji.

Dla wielu stało się oczywiste: Litwa nie jest tym, za co długi czas starała się uchodzić. Z niczym sobie nie radzi, swoimi działaniami stwarza problemy dla otaczających ją osób. Litewskie władze i politycy są niekompetentni, by je rozwiązać, społeczeństwo jest zbyt infantylne i niegotowe, by poważnie z nimi walczyć.

Wojsko jest fałszerstwem, policja jest decyzyjna tylko w stosunku do własnych obywateli, co mogli oni sami zobaczyć, kiedy policja rozpędzała wiece przeciwko rozmieszczaniu obozów dla migrantów w małych miejscowościach. Nie mogą nawet ogłosić stanu wyjątkowego, bo rozumieją, że armia zacznie strzelać do nieuzbrojonych ludzi. Doprowadzi to z pewnością do wielkiego kryzysu politycznego, który z pewnością rozwali litewskie elity.


W przyszłości, zgodnie z decyzjami elit politycznych Litwy, będzie można badać nieudane strategie, które doprowadziły do ​​upadku i zaniku państwa i narodu. Ale jest jeszcze za wcześnie, aby osądzać definitywnie. Możemy obserwować w czasie rzeczywistym, jak to państwo się zakopuje i nie jest w stanie niczego drastycznie zmienić na lepsze.

Odnosi się wrażenie, że nad Litwą wisi pewien historyczny los - pilnie unikać szans, które dają szansę na życie i rozwój. Ze wszystkich opcji litewskie elity wybierają najgorsze. Prowadzi do porażki i upadku. A zaczęło się od szarych czasów, trwało w epoce Wlk. Księstwa Litewskiego, a teraz objawiło się szczególnie jasno. [И началось это с седых времен, продолжилось в эпоху ВКЛ, а сейчас проявилось особенно ярко.]

Z drugiej strony dla Białorusinów może nie być źle. Zawsze jest okazja, by spojrzeć na nieco obłąkanego sąsiada i zrobić to inaczej, nie powtarzając fatalnych błędów, wybierając inną ścieżkę rozwoju. Nawiasem mówiąc, to niespieszna roztropność i wewnętrzna wytrwałość zawsze pozwalały naszym ludziom przetrwać, pokonując nawet najpotężniejszych wrogów. Jestem pewien, że tak będzie i tym razem.



Aleksiej DZERMANT



https://www.sb.by/articles/litovskiy-tupik.html




piątek, 18 czerwca 2021

Klimat w dawnej Rzeczpospolitej

❄️

O klimacie i pogodzie w siedemnastowiecznej Rzeczypospolitej

Przemysław Gawron


Zdaniem Geoffrey’a Parkera, wybitnego brytyjskiego badacza, globalne ochłodzenie klimatu w siedemnastym wieku walnie przyczyniło się do kryzysu, który zagroził istnieniu cywilizacji ludzkiej, przysparzając współczesnym olbrzymich cierpień. Pogląd to dyskusyjny i spotkał się ze sprzeciwem części historyków, niemniej nie ma wątpliwości, że ówczesne zmiany klimatyczne dały się odczuć w niemal każdej dziedzinie ludzkiej aktywności i nie ominęły Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Nim jednak przyjrzymy się bliżej temperaturze, opadom atmosferycznym, wiatrom czy anomaliom pogodowym kilka słów należałoby powiedzieć na temat historii badań klimatu w Polsce – przynajmniej w minionym wieku – oraz stosowanych w nich metodach badawczych. Bardzo wiele uczynili dla tej dziedziny uczeni skupieni wokół znakomitego lwowskiego profesora Franciszka Bujaka, którzy w dwudziestoleciu międzywojennym zajęli się badaniem klęsk elementarnych w dawnej Rzeczypospolitej, w tym także zjawisk meteorologicznych, w oparciu o źródła pisane, głównie kroniki i pamiętniki. Antoni Walawender, Stanisław Hoszowski, Jan Szewczuk, a zwłaszcza Stanisława Namaczyńska, do której badań przyjdzie mi się jeszcze nieraz odwołać, położyli podwaliny pod badania nad staropolskim klimatem.

Przyjęta przez nich metoda miała pewne niedoskonałości. Stosunkowo wąska baza źródłowa – zrozumiała przy znacznym chronologicznie i przestrzennie przedmiocie badań – nie pozwalała na równomierny opis zjawisk pogodowych dla różnych regionów Rzeczypospolitej. Mówiąc inaczej, o ile dla Małopolski, Rusi Czerwonej czy Prus Królewskich znaleziono więcej informacji, to dla Podlasia czy Wielkopolski było ich znacznie mniej. Równocześnie, dzięki niektórym pamiętnikom czy diariuszom pogoda w pewnych okresach na określonych terytoriach była lepiej znana niż gdzie indziej. Tytułem przykładu, wojewoda witebski Jan Antoni Chrapowicki prowadził w latach 1656–1685 dziennik, w którym drobiazgowo notował informacje dotyczące zjawisk atmosferycznych, co pozwala współczesnym badaczom odtworzyć pogodę w miejscu przebywania autora, czyli głównie w Wielkim Księstwie Litewskim oraz na Mazowszu i Podlasiu. Rysuje się jednak od razu pytanie, na ile dane Chrapowickiego można odnieść do innych regionów polsko–litewskiego państwa.

Inny problem łączył się z próbami powiązania fluktuacji cen zbóż, warzyw i owoców ze zjawiskami klimatycznymi. O ile nie ma większych wątpliwości, że w epoce preindustrialnej nieurodzaj prowadził zazwyczaj do zwyżki cen, o tyle stwierdzenie wysokich cen nie przesądza o niekorzystnych dla rolnictwa zjawiskach klimatycznych, ponieważ wpływ na drożyznę miały także inne czynniki: działania wojenne, epidemie, podatki, daniny publiczne itp. Mówiąc inaczej, wysokie zbiory nie gwarantowały niskich cen, szczególnie gdy w pobliżu przetaczała się wojna czy towarzysząca jej często zaraza.

Pod koniec XX wieku zarysował się nowy trend w badaniach nad klimatem, związany z sojuszem klimatologów i historyków. Wcześniej obie grupy badaczy niezbyt chętnie ze sobą współpracowały, a kwestie zjawisk pogodowych rzadko znajdowały w głównym nurcie badań historycznych. Połączenie metod właściwych dla przyrodoznawstwa ze starymi – co nie znaczy archaicznymi – sposobami badania przeszłości stosowanymi przez adeptów Klio pozwoliło znacznie precyzyjniej oznaczyć temperaturę powietrza czy poziom opadów w drugim tysiącleciu, w tym także w odniesieniu do interesującego nas siedemnastego stulecia. 

Wspomniany sojusz jest tym ważniejszy, że badania klimatologów, geofizyków czy geografów pozwalały określić warunki atmosferyczne bardziej dokładnie niż to wcześniej czyniono, ale ludzki wymiar obcowania z klimatem, sposób odczuwania anomalii pogodowych można poznać głównie za sprawą dociekań stricte historycznych. Warto w tym miejscu przywołać nazwiska takich badaczy jak Rajmund Przybylak, Kazimierz Marciniak, Piotr Oliński, Waldemar Chorążyczewski, Wiesław Nowosad, Krzysztof Syta, czy Jacek Majorowicz, bez których wiedza na temat klimatu siedemnastowiecznej Rzeczypospolitej byłaby znacznie uboższa.

Czytelnikowi należy się w tym miejscu kilka słów na temat źródeł poznania dawnych zjawisk pogodowych. Podzielić je można – w ślad za G. Parkerem – na dwa archiwa: naturalne oraz ludzkie. W pierwszym przypadku informacje na temat zjawisk klimatycznych można znaleźć badając lodowce czy pokrywę lodową ziemi, w których zachowały się ślady erupcji wulkanicznych, zanieczyszczeń powietrza, wskazówek dotyczących temperatury. Pokłady pyłków oraz zarodników, przechowywane w jeziorach, bagnach oraz ujściach rzek pozwalają określić lokalne warunki wegetacji roślin w czasie powstania złoża, podobnie jak badania pierścieni drzew mogą służyć do odtworzenia warunków klimatycznych, panujących w czasie wzrostu różnych ich gatunków. Badacze bacznie przyglądają się także osadom mineralnym w jaskiniach oraz wodom.

Wzmianki dotyczące klimatu znajdują się zaś w ludzkim archiwum – źródłach narracyjnych, tak pisanych, jak i należących do tradycji ustnej (kroniki, listy, dzienniki, diariusze, akta sądowe i administracyjne czy dzienniki okrętowe). Ważną rolę odgrywają wszelkiego rodzaju dane statystyczne, w tym informacje dotyczące czasu rozpoczęcia żniw, fluktuacji cen zboża itp. Historycy przyglądają się także dorobkowi dawnych astronomów, w tym obserwacjom plam na słońcu oraz rejestrom danych dotyczących pogody, kierunku wiatru i temperatury, zbieranych przez niektórych obserwatorów od początku epoki nowożytnej. Nie można zapominać o źródłach ikonograficznych, np. obrazach, rysunkach, szkicach, rycinach itp., przedstawiających zjawiska klimatyczne, jak również danych epigraficznych i archeologicznych, choćby pozostałościach osiedli ludzkich, porzuconych w wyniku zmian klimatycznych.

Koncept Małej Epoki Lodowcowej (The Little Ice Age) – której apogeum przypada m.in. na wiek siedemnasty – zawdzięczamy przede brytyjskiemu klimatologowi Hubertowi Horace’owi Lambowi, twórcy schematu przemian klimatu w ciągu minionego tysiąclecia. Idea Lamba wciąż budzi dyskusje, dotyczące m.in. chronologii oraz zakresu zmian klimatycznych, niemniej w zasadniczym zrębie pozostaje paradygmatem w badaniach nad historią klimatu. Wedle Lamba około roku 1200 rozpoczyna się koniec Średniowiecznego Optimum Klimatycznego (zwanego także Medieval Warm Period). Niektórzy badacze, jak znakomity szwajcarski klimatolog Christian Pfister, skłonni są jednak przesunąć ten moment na połowę czternastego stulecia. W XIII stuleciu doszło do licznych erupcji wulkanicznych oraz stopniowej zmiany orbity ziemi, co spowodowało zmniejszenie ilości energii słonecznej docierającej do północnej półkuli Ziemi. Zmiany w cyrkulacji prądów morskich oraz zwiększenie pokrywy lodowej Arktyki doprowadziły w następnym stuleciu do serii występujących naprzemiennie ulewnych deszczy oraz ostrych susz, a to z kolei wpłynęło na obniżenie temperatury. Wydaje się, że dla części globu najzimniejszy okres nastąpił pomiędzy 1450 a 1530 rokiem (niektórzy badacze skłonni są wydłużać ten czas do 1570 roku). Zwie się go Minimum Spörera, na pamiątkę dziewiętnastowiecznego astronoma i badacza aktywności słonecznej, Gustawa Spörera.

Mniej więcej od 1560 roku zaczyna się faza zwana Fluktuacją Grindewaldu, która miała się skończyć około 1630 roku. Nazwę swą zawdzięcza szwajcarskiemu kantonowi, w którym odnotowano w tym czasie znaczną ekspansję lodowca. Większe znaczenie od aktywności słonecznej – która nie odbiegała od normy z czasów Minimum Spörera – miały podówczas czynniki działające bezpośrednio na Ziemi, wśród których ważną rolę odegrały prądy morskie oraz dwie wielkie erupcje wulkaniczne na terenie Ameryki Południowej: Nevado del Ruiz w 1595 roku oraz Huaynaputina pięć lat później. Oba wybuchy należały do największych zjawisk tego rodzaju w ciągu ostatnich 2500 lat. 

Po chwilowym ociepleniu w latach trzydziestych siedemnastego stulecia, kolejna fala zimna przyszła wraz z Minimum Maundera –  zwanym tak na cześć Edwarda Maundera, dziewiętnastowiecznego astronoma, obserwatora plam słonecznych, który dostrzegł znaczny spadek ich liczby w tej epoce. Po krótkim okresie ocieplenia połączenie mniejszej dawki energii słonecznej, erupcji wulkanicznych oraz cyrkulacji prądów morskich doprowadziło około 1645 roku do następnej fali zimna. Tym razem trwała ona około 75 lat, czyli mniej więcej do 1720 roku. Około 1760 roku, po następnym ociepleniu, przyszedł czas na trzecie minimum, tym razem nazwane na cześć Johna Daltona, kolejnego badacza plam na słońcu. Chłody trwały do 1850 roku, kiedy zaczęła się trwająca po dziś dzień epoka zwana Ostatnim Globalnym Ociepleniem (Recent Global Warming).

Współcześni skłonni byli wyjaśniać pogodowe anomalie i zmianę klimatu w latach 1560–1720 gniewem bożym, który spadł na ludzkość z powodu jej grzechów, co z kolei prowadziło do poszukiwania winnych, np. wśród czarownic czy aktorów teatralnych. Ówczesna nauka dopatrywała się przyczyn ochłodzenia w zmniejszonej aktywności słonecznej oraz takich zjawiskach naturalnych jak trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów oraz tsunami. Astrologowie szukali odpowiedzi w kosmosie, dostrzegając ją zwykle w postaci złowrogich komet czy koniunkcji planet. W badaniach prowadzonych w ostatnich dekadach zwraca się uwagę na niską aktywność słoneczną. Lata 1617–1618, 1625–1626 oraz 1637–1639 przyniosły niemal całkowity zanik plam na słońcu, zaś w okresie pomiędzy 1645 a 1715 rokiem odnotowano około 100 plam w ciągu 8000 dni. Problemy z energią słoneczną, a właściwie jej niedoborem, potwierdzają także badania pni drzew oraz zanik zórz polarnych i korony słonecznej w czasie całkowitego zaćmienia słońca.

Zwrócono także uwagę na zwiększoną aktywność wulkaniczną, której skutkiem była emisja gazów oraz pyłów do atmosfery i w konsekwencji obniżenie temperatury na wszystkich obszarach, nad którymi zawisła wulkaniczna chmura. Niskie temperatury powodowały zjawisko klimatyczne znane jako El Niňo, kiedy niska temperatura powoduje odwrócenie zwykłego kierunku wiatrów, wiejących zwykle z Azji do Ameryki. Kiedy wiatry zaczęły wiać w drugą stronę, doszło do wzmożonych opadów deszczu w Ameryce i osłabienia monsunów w Azji. El Niňo występowało w połowie siedemnastego wieku trzy razy częściej niż współcześnie. Możliwe, że mamy tutaj do czynienia z błędnym kołem: El Niňo powodowało wzrost ilości wody w pobliżu wybrzeży Ameryki, a to powodowało zwiększenie aktywności wulkanicznej na tych terenach, co z kolei wiązało się z dalszym obniżeniem temperatury i zwiększało częstotliwość występowania El Niňo.

Spadek temperatury pomiędzy średniowiecznym maksimum a minimum w okresie małej epoki lodowcowej wyniósł około 3°C, przy czym na półkuli północnej zmiana była zwykle większa niż w strefie równikowej, ponieważ pokrywa śnieżna i lód odbijały część promieni słonecznych do atmosfery. Spadek temperatury wiązał się z powodziami, gwałtownymi burzami, suszami i długimi okresami zimna i mrozu. Skróceniu uległ okres wegetacyjny roślin, wskutek czego zmniejszeniu ulegały plony. Europejczycy dopiero w latach pięćdziesiątych XVIII wieku zaczęli zbierać plony zbóż w tej samej ilości, co przed 1570 rokiem. Trzeba także pamiętać, że deszcz i zimno powodowały występowanie plagi myszy, zaś suszy towarzyszyło często pojawienie się szarańczy. Głód coraz częściej zaglądał w oczy Europejczykom.

Częściej niż dotychczas występowały surowe zimy, jak w 1607/1608 roku, kiedy Tamiza zamarzła do tego stopnia, że ustawiono na niej w ramach Frost Fair drewniane pawilony, w których mieściły się stragany, tawerny, a nawet domy publiczne. W Niderlandach lód skuł rzeki i kanały, wino w beczkach zamarzało, a we Francji szron pokrył nawet brodę Henryka IV. Ponad sześćdziesiąt lat później, na przełomie 1669 i 1670 roku, Ren i Łaba zamarzły już w grudniu. W następnym miesiącu w ich ślady poszły Sekwana oraz weneckie kanały, lód skuł także Bałtyk – Sund był zamarznięty jeszcze 17 marca – oraz Morze Czarne w pobliżu Półwyspu Krymskiego. Wedle współczesnej relacji, zamarzały nawet ptaki.

Mroźne i śnieżne zimy powodowały liczne powodzie, które doprowadzały do śmierci rolników i mieszczan, niszczyły pola uprawne oraz infrastrukturę wiejską i miejską. Zimno bywało także latem. W 1628 roku – roku bez lata, jako wówczas określano – w Alpach padał śnieg, w lipcu odnotowano w Hesji 21 dni deszczowych, a sierpień był tylko niewiele mniej mokry. W Stuttgarcie trzeba było ocieplać domy, a winogrona nie osiągnęły pełnej dojrzałości. Wiosną 1649 roku wzburzone wody Sekwany zalały Paryż. Zapiski prowadzone w Fuldzie pokazują, że opady deszczu lub śniegu miały w tym roku miejsce przez 226 dni (dla porównania: w XX w. występowały przeciętnie przez 180 dni), a po nich nastąpiła „sześciomiesięczna zima”. Zdarzały się jednak zgoła odmienne zimy, jak ta w 1606/1607 roku, określanym jako rok bez zimy. W czasie dwóch pierwszych miesięcy roku nie było mrozu ani śniegu, świeciło słońce, a ludzie nosili letnie ubrania.

Ważnym skutkiem ochłodzenia stały się – paradoksalnie – ostre susze. Wielki pożar Londynu we wrześniu 1666 roku, który pozbawił dachu nad głową 80 tysięcy ludzi i spowodował szkody wyceniane na 8 milionów funtów, był wynikiem niezwykle gorącego i suchego lata, w czasie którego przeciętna temperatura była wyższa o 1°C od dwudziestowiecznej i brakowało deszczu. 18 lat wcześniej podobny pożar – do którego doszło po kilku bezdeszczowych miesiącach – zniszczył sporą część Moskwy. W grudniu 1669 roku obserwatorzy odnotowali, że poziom Renu w Zjednoczonych Prowincjach Niderlandów był tak niski, że odsłonił pozostałości zalanych niegdyś budynków, zaś trzy lata później rzeka wyschła do tego stopnia, że ułatwiła przeprawę francuskim wojskom inwazyjnym.

Anomalie pogodowe pojawiały się także na morzach i oceanach. W listopadzie i grudniu 1675 roku potężne sztormy uderzyły w wybrzeże Holandii, powodując zniszczenie wałów przeciwpowodziowych oraz grobli. Słona woda zalała pola uprawne pomiędzy Amsterdamem, Hoornem, Haarlemem, Lejdą i Utrechtem. Wielki sztorm, który 6 stycznia 1654 roku uderzył w statki wracające z Bałtyku koło przylądka Texel spowodował zatonięcie dwudziestu z nich. Podobny przypadek powtórzył się w latach 1659, 1670 oraz 1695, kiedy gwałtowne sztormy uniemożliwiały żeglugę. W tym ostatnim roku surowa zima oraz sztormy wpłynęły na zmniejszenie się liczby holenderskich statków, które przepłynęły Sund.

Podsumowując – w ślad za Christianem Pfisterem – można powiedzieć, że w latach 1560–1720 marzec był najczęściej zimny, z wyjątkiem dwóch pierwszych dekad siedemnastego stulecia. Szczególnie dotkliwe zimno panowało w tym miesiącu w latach czterdziestych oraz dziewięćdziesiątych XVII w. Podobnie, o ile przez większość stulecia maj należał do ciepłych miesięcy, o tyle wyraźne ochłodzenie stało się odczuwalne w ostatnim dziesięcioleciu. Czerwiec bywał zwykle zimny i deszczowy. Nieco inaczej przedstawiała się sprawa z lipcem, wilgotnym i zimnym pomiędzy 1560 a 1630 rokiem, a w następnych czterech dekadach wyraźnie cieplejszym niż czerwiec. Także później temperatura oraz opady w tym miesiącu były zbliżone do odnotowanych w pierwszej połowie dwudziestego wieku. Podobnie było z sierpniem, w którym pogoda nie odbiegała od tej, którą dobrze znali nasi dziadkowie.

Jak na tym tle przedstawiał  się klimat siedemnastowiecznej Rzeczypospolitej? Zdaniem klimatologów oraz historyków, najwięcej surowych zim zdarzyło się w dekadach: 1590–1600 (sześć) oraz 1641–1650 (pięć). Najmniej ostrych zim wystąpiło pomiędzy 1621 a 1640 rokiem, choć badania źródeł pisanych, prowadzone przez Stanisława Hoszowskiego, odnotowują nieurodzaj oraz drożyznę właśnie w latach 1621–1625 oraz 1628–1631. W dziesięcioleciach 1591–1600, 1641–1650, 1651–1660 temperatura była przeciętnie o 2,5°C niższa niż w pierwszej połowie XX wieku, choć najzimniejszy okres przypada na dekadę pomiędzy 1741 a 1750 rokiem (spadek o 3,6°C). Letnie temperatury w czasach nowożytnych były zbliżone do dwudziestowiecznych, z wyjątkiem pierwszej połowy XVIII wieku, kiedy pora letnia była chłodniejsza. Bardzo deszczowe lata przeplatały się z ekstremalnie suchymi  w dekadach 1591–1600, 1651–1660 oraz 1681–1690, ponadto do bardziej suchych należały lata 1621–1630. Zimowe temperatury były w tym okresie niższe przeciętnie o 1,5 do 3°C w porównaniu z wiekiem XX, zaś lata cieplejsze o około 0,5°.

Analizując pogodowe zapiski Chrapowickiego dostrzegamy, że w latach 1656–1685 najzimniejszy był rok 1666, najcieplej zaś było wojewodzie witebskiemu cztery lata wcześniej. Bardzo zimno było także w 1667, 1671, 1672 oraz 1679 roku, natomiast względnie ciepło w latach 1663, 1668, 1680 oraz 1681. Ogólnie rzecz biorąc, zimy, wiosny oraz pory jesienne były chłodniejsze niż w XX wieku, podczas gdy lata nieco cieplejsze. Liczba dni, dla których odnotowano opady atmosferyczne wahała się od 112 w 1676 roku (o którym Chrapowicki pisał, że miała w nim miejsce wielka susza) do 206 w 1679 roku. Ulewy zdarzały się od kwietnia do listopada. 

Mieszkańcy Rzeczypospolitej – a przynajmniej jej litewskiej części – spotykali się ze śniegiem najczęściej pomiędzy grudniem a marcem, choć w 1661 roku odnotowano opady śniegu 7 lipca. Nie widać większych rozbieżności pomiędzy danymi Chrapowickiego, a tymi z połowy XX wieku, choć warto zauważyć, że w tym drugim przypadku opady śniegu zdarzały się we wrześniu. Odnotowano natomiast, że w czasach Chrapowickiego deszcz występował w skali roku o 6–11 dni częściej niż w dzisiejszej północno–wschodniej Polsce oraz o 8–19 dni częściej w przypadku ziem obecnej Białorusi.

Warto przyjrzeć się – na podstawie materiału zebranego przez S. Namaczyńską – anomaliom pogodowym, które dały się we znaki mieszkańcom Rzeczypospolitej w drugiej połowie siedemnastego wieku. Zima na przełomie 1650 oraz 1651 była bardzo długa i śnieżna, jeszcze 23 kwietnia poruszano się w niektórych miejscach saniami. Wilki były na tyle głodne, że wpadały do miast, strasząc mieszkańców. Wiosną topiący się śnieg i lód, wraz z utrzymującą się krą, skutkowały powodziami, powodującymi liczne zniszczenia w Małopolsce i Prusach Królewskich oraz na Mazowszu.

Kwiecień i pierwsza połowa maja w Małopolsce były zimne i deszczowe, podobnie jak lato, deszcz padał nieustannie przez tydzień począwszy od 25 sierpnia. W lipcu Kraków padł ofiarą powodzi, poziom wody na ulicach sięgał łokcia (ok. 60 cm). Całkowicie zalane zostały okoliczne wsie, m. in. Płaszów i Zabłocie. W czasie żniw pojawiły się burze i ulewne deszcze, odnotowano także obecność szarańczy. Jesień w tym regionie była zimna, mglista i deszczowa. Co ciekawe, w Prusach Królewskich lato należało do ciepłych i suchych. Drastyczny wzrost cen żywności, po części spowodowany zniszczeniami wojennymi powstałym w toku walk z powstańcami kozackimi Bohdana Chmielnickiego doprowadził do klęski głodu, a na Wołyniu dojść miało do przypadków kanibalizmu. 

Sześć lat później, w 1657/1658 roku, zima również miała niezwykły przebieg. Od listopada do połowy stycznia było mgliście i deszczowo, ale później nastały ostre mrozy i gwałtowne śnieżyce. Zamarzły m. in. Wisła oraz Dniepr. W lutym nadeszła odwilż, przynosząc ze sobą powodzie, dotkliwe zwłaszcza dla mieszkańców Żuław i Gdańska. Nie był to jednak koniec anomalii, ponieważ w marcu wróciła zima, odnotowano ataki mrozu i śniegu. Luty dobrze zapamiętali też Szwedzi i Duńczycy, ponieważ dzięki zamarznięciu Małego Bełtu armia króla szwedzkiego Karola X Gustawa mogła przeprawić się z Jutlandii na Fionię i Lolland, a po opanowaniu wysp sforsować skuty lodem Wielki Bełt i zająć Zelandię, o mały włos nie zdobywając Kopenhagi i zmuszając Duńczyków do zawarcia pokoju na wielce korzystnych dla Szwedów warunkach.

Zmienny charakter miała pogoda w 1662 roku. Po łagodnej zimie i wczesnej wiośnie 17–18 maja pojawiły się silny mróz oraz obfite opady śniegu, który zalegał na polach przez tydzień, co doprowadziło do wymarznięcia zbóż. Letnie powodzie nie oszczędziły Małopolski. Wisła wylała w tym roku trzykrotnie: w czerwcu, lipcu oraz sierpniu. 10 sierpnia woda zalała Kraków, komunikacja w mieście odbywała się przy pomocy szkut. Fale sięgnęły ołtarza w kościele Norbertanek na Zwierzyńcu oraz zalały kościół świętego Wawrzyńca. Wylał także Dunajec, niszcząc 45 miejscowości w okolicy Krościenka i Sącza. W pobliżu Jarosławia doszło do największego wylewu od czterdziestu lat. Nad Żywcem i Kamienicą przeszło natomiast oberwanie chmury. 

Ponad trzydzieści lat później, w 1694 roku mrozy zaczęły się już w październiku i potrwały do końca marca następnego roku, przy czym największe nasilenie zimna przypadło na okres od grudnia do marca, a śnieg spadł na Rusi jeszcze w czerwcu. Wraz z wiosną pojawiły się powodzie i plaga owadów. Z powodu zimnego i mokrego lata żniwa rozpoczęły się dopiero w sierpniu, kilka tygodni później niż zwykle. Ulewne deszcze były też odpowiedzialne za powódź, która nawiedziła Małopolskę w lipcu.

Łagodna zima nie oznaczała jednak braku problemów. Mieszkańcy Rzeczypospolitej przekonali się o tym w latach 1679/1680 oraz 1681/1682. W pierwszym przypadku w styczniu było na tyle ciepło, że rozpoczęły się prace polowe. Wiosna przyniosła ze sobą ciepłe deszcze, a nawet burze. 28 kwietnia 1680 roku jedna z nich przeszła nad Warszawą, burząc domy i dzwonnice oraz wyrywając drzewa z korzeniami. Później nad Rzeczpospolitą zapanowała latem i jesienią susza, której towarzyszyło pojawienie się szarańczy. Następnej zimy również nie odnotowano mrozu ani śniegu. Rośliny zakwitły znacznie wcześniej niż zwykle, rolnicy przystąpili do prac polowych. 

Marzec był suchy i ciepły, za to w kwietniu nastąpiły mrozy i śniegi. Pod koniec czerwca huragan nawiedził Lwów, zrywając dachy wielu domów i uszkadzając dzwonnicę kościoła Dominikanów. Podobny schemat powtórzył się cztery lata później. Warunki pogodowe były na tyle dobre, że w lutym rozpoczęto prace polowe oraz wypasano bydło. Niespodziewanie śnieg spadł 9 maja, ale nie wyrządził poważniejszych szkód, w przeciwieństwie do huraganu, który spustoszył okolice Gdańska. Lato było suche i ciepłe, w sąsiedniej Mołdawii doszło nawet do suszy, która dała się we znaki żołnierzom Jana III, prowadzącego podówczas na tych terenach niezbyt udaną kampanię przeciwko Turkom i Tatarom.

Niewątpliwie, klimat nie ułatwiał życia siedemnastowiecznym mieszkańcom Rzeczypospolitej. Długie, mroźne i śnieżne zimy występowały częściej niż współcześnie, a ich konsekwencją nierzadko były powodzie. Woda wylewała także latem, tym razem wskutek długotrwałych opadów deszczu. Z drugiej strony, w cieplejszych latach zdarzały się nagłe ataki zimy (nawet w lipcu), które, obok gradobicia, huraganów czy szarańczy, spędzały sen z powiek mieszkańców wsi, niezależnie od stanu społecznego. Susze również nie zwykły omijać ziem Rzeczypospolitej, mocno dając się we znaki. Można zatem powiedzieć, że pogoda z całą pewnością nie rozpieszczała naszych przodków.





https://www.wilanow-palac.pl/mroz_wielki_snieg_w_nocy_troche_padal_o_klimacie_i_pogodzie_w_siedemnastowiecznej_rzeczypospolitej.html?fbclid=IwAR1qhgV42ytywc2n2ugq7Pe8QWCKY8mrE5lEZ5kfx8n5yGgPwZipstOYjAg








piątek, 4 grudnia 2020

Władca Saul

 



30/11/2020 12:55
autor Wito Nadaszkiewicz

Legendarni władcy Polski wiary Mojżeszowej



W 1838 r. podczas budowy Twierdzy Brzeskiej zniszczono starożytną synagogę. Wtedy też zapisano, że w murze bożnicy odnaleziono granitową tablicę z napisem: „Władca Saul, syn Samuela z Padwy, wzniósł tę żeńską synagogę”.


Władca? Ale czyj, dlaczego nic o nim nie wiemy? Powiem, że nie poszukiwałem podjętego tematu. Jak to często bywa, to on znalazł mnie: przygotowując wystawę historyczną przejrzałem wydany w 1937 roku lwowski Almanach Żydowski, w którym wśród wybitnych Żydów miasta umieszczono kilku „potomków króla polskiego”…


Historia polskiego żydostwa liczy tyle lat, ile w zasadzie historia Polski. I wprawdzie były w niej tragiczne strony, lecz nie należy zapominać, że sama nazwa kraju po hebrajsku „Polin” tłumaczy się jako „odpoczniesz tutaj” – odpoczniesz po wielu latach prześladowań i wygnania w innych krajach.


Oczywiście każdy z nas wie o Mieszku I, pierwszych Piastach, jednak dojście dynastii do władzy owiane jest legendami i różnymi wersjami historycznymi…

Średniowieczny kronikarz Gall Anonim (1066-1145) podaje nam, że w IX w. polanami rządził zły Popiel II, którego, jak pamiętamy, ostatecznie zjadły myszy w Mysiej wieży w Kruszwicy. Rodziny u władcy w tym czasie już nie było, ponieważ wszystkich prawdopodobnych konkurentów na tron Popiel zabił na uczcie, więc lud polan stanął przed trudnym zadaniem: kto obejmie władzę? I okazuje się, że znana nam wszystkim legenda ma dziś zapomniane uzupełnienie.


Polanie postanowili oddać się losowi – pierwszy, kto o świcie przyjedzie do miasta, zostanie nowym władcą. Tym pierwszym był kupiec Abraham Prochownik. Niektóre źródła podają, że jego nazwisko pochodziło od zawodu – wytwarzał proch, a oprócz tego interesował się alchemią, uważany był za mędrca, a nawet maga! Trudno powiedzieć, bo według współczesnych danych prochu w Europie jeszcze nie było... Oczywiście były inne mieszanki palne – tenże „Grecki ogień”, więc kto wie... Być może wcale nie było losowania z bramą, a Abraham jako osoba doświadczona i godna, z kontaktami w innych krajach, został wybrany celowo. Dzisiaj, z perspektywy ponad tysiąca lat, gdy ze względu na okoliczności o starożytnym Egipcie wiemy więcej niż o życiu pierwszych Słowian, żadną hipotezę nie jesteśmy w stanie zweryfikować inaczej niż logiką lub analogią, więc nierealne jest jednoznaczne wybranie właściwej wersji. Legendy mówią, że Abraham podzielił się swoim bogatym doświadczeniem, w jaki sposób państwa są zorganizowane wśród innych narodów i żarliwie modlił się, aby Pan Bóg wskazał „króla” – możemy prześledzić pewną analogię z Biblią, z Prorokiem Samuelem. Nie wiemy, czy Abraham nie chciał długo nieść ciężar władzy, nie miał skłonności do wypraw wojennych – polanie w rzeczywistości cierpieli z powodu ataków Wikingów i być może nie mieli spadkobierców, ale według legendy to on wskazał na Piasta, od którego wywiodła się dynastia, rządząca przez długie lata. Znaną w Europie Wschodniej legendę spopularyzował w świecie brytyjskim pochodzący z Węgier publicysta Arthur Koestler (1905–1983).


Zdecydowanie najlepszym królem Polski z dynastii Piastów był Kazimierz III Wielki (1310-1370) – król, który unikał konfliktów zbrojnych, preferując rozwój dyplomacji i wzmacnianie gospodarki. Po odziedziczeniu Galicji przez krewnego – Bolesława Jurija Trojdenowicza, król zaczął zapraszać do jej miast Żydów aszkenazyjskich oraz Niemców w celu rozwoju handlu i rzemiosła, a także rozszerzył na jej terytorium działanie Statutu Kaliskiego – dokumentu, który od 1264 r. gwarantował bezpieczeństwo Żydom i przyznawał im szerokie prawa. W przeciwieństwie do Abrahama Prochownika, pamięć o aferze miłosnej króla i Żydówki zwanej Esterka jest wciąż żywa, a w Polsce jest nawet powiedzenie „Kazimierz Wielki pijał miód u Esterki”. Po raz pierwszy o miłości króla wspominał kronikarz Jan Długosz w 1356 r.: „Król zaś Kazimierz […] wziął znowu Żydówkę imieniem Estera, ślicznej urody niewiastę, za nałożnicę, z której spłodził dwóch synów: Niemierzę i Pełkę. Na prośbę rzeczonej Estery, Żydówki i miłośnicy swojej, ponadawał Żydom w królestwie polskim mieszkającym wielkie wolności i przywileje na piśmie wydanym w imieniu królewskim [...]”. Oczywiście kronikarz nie był świadkiem wydarzeń i zapisał na podstawie plotek ludowych.



Prawdopodobnie Esterka nie zmieniła religii, ale była popularnie nazywana „królową żydowską”. Pochodziła z zamożnej rodziny i najprawdopodobniej była wykształconą, a także posiadała wiedzę z zakresu medycyny. Popularność legendy można również wytłumaczyć jako zbieżność imienia z bohaterką święta Purim – Ester, która uratowała naród żydowski przed zagładą w czasach biblijnych w Imperium Perskim. Postać „królowej żydowskiej” zawsze budziła wiele pytań. Pojawiły się nawet pomysły na odnalezienie potomków Kazimierza Wielkiego, zwłaszcza że nie pozostawił on synów ślubnych. W 1787 r. król Stanisław August Poniatowski nakazał odnaleźć grób Esterki. Ustalono, że najprawdopodobniej spoczęła w Łobzowie (obecnie dzielnica Krakowa) pod sztucznie usypanym kopcem, jednak grób okazał się pusty. W różnych miejscowościach Polski i Galicji istnieją legendy związane z obecnością Esterki, m.in. w Krakowie, Rzeszowie i Radomiu wciąż istnieją swoje „domy Esterki”. W XIX wieku legenda była popularna wśród pisarzy. Wpleciona jest w akcję „Kazimierza Wielkiego i Esterki” Aleksandra Bronikowskiego (1828), „Króla chłopów” Józefa Kraszewskiego (1881), poświęcono jej osobne studia, artykuły i sztuki teatralne.


Natomiast postać Saula Wahla (1541–1617, z jidysz – Saul Wola lub Saul Wybrany) jest zupełnie historyczną. Jego potomkowie aż do czasów Holokaustu mieszkali we Lwowie, byli właścicielami domów, kupcami, należeli do patrycjatu miejskiego i byli dumni ze swojego „królewskiego” pochodzenia! Co więcej, współcześni brytyjscy arystokraci wywodzą swoją genealogię właśnie od niego! Saul Wahl był rabinem (studiował w Brześciu) i przedsiębiorcą: rozwijał wydobycie soli, handel. Został osobistym bankierem rodziny Radziwiłłów, a wkrótce także króla Stefana Batorego i jego następcy Zygmunta III Wazy. Legenda mówi, że to właśnie po śmierci Batorego, w 1587 roku Saul został wybrany na króla Rzeczypospolitej Polskiej! Według legendy na sejmie toczyła się ostra dyskusja między zwolennikami Maksymiliana Austriackiego, Zygmunta Wazy i Fiodora Rurykowicza (syna Iwana Groźnego). W pewnym momencie Mikołaj Krzysztof Radziwiłł wykrzyknął: „wybierzmy więc króla Saula!”. Następnego dnia lud powitał Saula jako swojego króla... historyk z XIX w. Józef Karo przyznał, że jego kandydatura została wysunięta i miała swoich zwolenników, a w każdym razie w okresie bezkrólewia, będąc faworytą zmarłego i wtajemniczonym we wszystkie sprawy państwowe, bankier był czy nie najbardziej wpływową osobą w Rzeczpospolitej! Tak czy inaczej zachował swoje wpływy przy następnym królu.


Francuski historyk Daniel Tollet uważa historię wyboru Saula na króla za fikcję, podczas gdy badacz polskiego żydostwa Marian Fuks twierdzi, że na podstawie dostępnych informacji nie można jej ani potwierdzić, ani obalić. Wybitny rosyjski historyk i prawnik Aleksandr Berszadski analizując status prawny Żydów w Polsce i na Litwie w XVI w. stwierdził, że legenda „pięknie i obrazowo opowiada fakty historyczne. W rzeczywistości Saul Wahl nie został wybrany, ani koronowany, ale w przenośni wybór króla Zygmunta Wazy dla Żydów oznaczał zwycięstwo Saula Wahla”. W legendzie Saul Wahl daje Żydom prawa, dzięki którym mogą żyć szczęśliwie i w dostatku, w rzeczywistości – wszystko to naprawdę czyni, lecz za pośrednictwem Zygmunta III Wazy. Za jego panowania ostatecznie ukształtowała się struktura samorządu żydowskiego – Sejmu Czterech Ziem (Waad), uniezależniło się żydowskie sądownictwo, zezwolono na budowę synagog, które wcześniej nie mogły być wyższe od budynków mieszkalnych, król wielokrotnie bronił Żydów, a nawet zakazał kilku publikacji o antysemickich podtekstach. Nawiasem mówiąc, samemu Berszadskiemu babcia również opowiedziała tę legendę z dumą stwierdzając, że w ich rodzinie płynie również królewska krew!


Legendy owijały również więź Radziwiłłów z Saulem Wahlem. Jedna taka opowiadała, że Mikołaj Radziwiłł Czarny, by w 1580 roku odpokutować za swoje grzechy, udał się na pielgrzymkę do Włoch. Ubrany za żebraka, nie mając pieniędzy, wszędzie spotykał się z okrucieństwem i pogardą, tylko Żyd Samuel Jehuda przyjął go jako ważnego gościa – schronił u siebie, a na drogę dał ubrania i pieniądze. Po powrocie z pielgrzymki książę Radziwiłł zaprosił do siebie rodzinę dobrego Żyda, obdarował go i wysłał syna Samuela do nauki w Brzeskiej jesziwie. Tym synem był Saul! Zbudował też monumentalną synagogę w Brześciu, o której wspomniano na początku artykułu.

W świecie legenda o polskim królu-Żydzie stała się znana dzięki książce „Gedulat Shaul” (Sława Saula), wydanej w 1854 roku w Londynie przez Hirsza Edelmana. Później ukazywały się jej interpretacje i adaptacje dla dzieci, nawet komiksy.


Legenda o królu Saulu (imienniku pierwszego króla biblijnego) opowiadała dzieciom o „złotym wieku”, zniszczonym przez chmielnicczyznę. Żydowscy chłopcy, zasypiając w łóżeczku pod bajki mamy lub babci, widzieli siebie w przyszłości polskimi królami, a pechowcy uspokajali się niemieckim przysłowiem: „Szczęście jest tak ulotne, jak królestwo Saula Wahla”. O Saulu Wahlu wspomniał w swoich wystąpieniach sejmowych niekwestionowany przywódca lwowskiego politicum drugiej połowy XIX wieku, bohater Wiosny Ludów w 1848 r., Polak z wyboru Franciszek Smolka, uzasadniając potrzebę nadania Żydom wszelkich praw obywatelskich. Rzeczywiście, jeśli prześledzimy prostą linię księcia Abrahama Prochownika – „królowej” Esterki – „króla” Saula Wahla, możemy zrozumieć, że Żydzi kochali tę ziemię, na której osiedlili się i chcieli, jak inne ludy, poczuć w niej swoje dawne korzenie, aby niewątpliwie uznać ją za swoją Ojczyznę.


Wito Nadaszkiewicz


Tekst ukazał się w nr 21 (361), 16 – 30 listopada 2020



https://kuriergalicyjski.com/historia/8846-legendarni-wladcy-polski-wiary-mojzeszowej