Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą demografia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą demografia. Pokaż wszystkie posty

środa, 12 kwietnia 2023

Szwecja - wysokie zróżnicowanie etniczne





przedruk
tłumaczenie automatyczne






Szwecja planuje pierwszy spis ludności od dziesięcioleci, ponieważ "straciła kontrolę nad tym, kto mieszka w naszym kraju"


08:36 GMT 31.03.2023





Według lidera Szwedzkich Demokratów Jimmie Akessona, luki w systemie opartym na rejestrze stwarzają ryzyko, że system opieki społecznej zostanie podważony przez powszechne oszustwa, a nielegalni imigranci będą wykorzystywani zarówno przez pracodawców, jak i przestępców, co określił jako "gigantyczny problem" dla społeczeństwa.

Mniejszościowy rząd Szwecji, wspierany przez swoich sojuszników, Szwedzkich Demokratów, ogłosił plany przeprowadzenia pierwszego od ponad 30 lat spisu powszechnego.
Ostatni oficjalny spis ludności odbył się w 1990 roku, a kwestionariusz został wysłany pod każdy adres w kraju. Od tego czasu zamiast tego opiera się na systemie opartym na rejestracji, aby monitorować populację.



Jednak zgodnie z nowym planem szwedzka agencja podatkowa otrzyma dodatkowe 500 milionów SEK (49 milionów dolarów). Pieniądze zostaną potencjalnie wykorzystane na sprawdzenie mieszkań w obszarach formalnie sklasyfikowanych jako "obszary wysokiego ryzyka", często z


"Sporo drzwi zostanie zapukanych do nich, ale nie możemy tego zrobić wszędzie. To nie jest efektywne wykorzystanie pieniędzy podatników" - napisała w oświadczeniu minister finansów Elisabeth Svantesson.

Narodowo-konserwatywni Szwedzcy Demokraci od dawna twierdzą, że obecne ustalenia oparte na rejestracji prowadzą do tego, że osoby mieszkające w Szwecji bez formalnego pobytu nie są liczone. Partia zobowiązała się do przeprowadzenia spisu powszechnego w ramach porozumienia osiągniętego w październiku 2022 r. Następnie uzyskała niezbędne poparcie dla rządu mniejszościowego, nie wchodząc do niego w zamian za spełnienie niektórych jego postulatów – w tym dotyczących polityki imigracyjnej.


"W wyniku dziesięcioleci nieodpowiedzialnej polityki migracyjnej straciliśmy kontrolę nad tym, ile osób i którzy ludzie mieszkają w naszym kraju" - powiedział lider Szwedzkich Demokratów Jimmie Akesson. Dodał, że zagrożona jest tradycja, która "trwa od setek lat w Szwecji, prowadzenia uporządkowanego rejestru ludności".

Według Akessona stwarza to ryzyko, że system opieki społecznej zostanie podważony przez powszechne oszustwa, a nielegalni imigranci będą wykorzystywani zarówno przez pracodawców, jak i przestępców, co określił jako "gigantyczny problem" dla społeczeństwa.


Szwedzki urząd statystyczny szacuje populację kraju na 10,5 miliona od stycznia 2023 r., Odnotowując roczny wzrost o 0,6 procent. Jednak przy współczynniku dzietności znacznie poniżej wskaźnika zastępowalności pokoleń wzrost ten wynika z ciągłej imigracji, która w ciągu ostatnich kilku dekad zmieniła populację Szwecji z jednej z najbardziej jednorodnych w Europie w jedną z najbardziej zróżnicowanych etnicznie.

Tylko w 2015 roku do kraju wjechało 163 000 osób ubiegających się o azyl, głównie Syryjczyków, Afgańczyków i Irakijczyków. Obecnie ponad jedna trzecia Ludność szwedzka szacuje się, że mają obce pochodzenie. Szwedzki urząd statystyczny przewiduje, że populacja kraju osiągnie 12,6 miliona w 2070 roku.





Szwedzi mają stać się mniejszością w dwóch największych miastach swojego kraju


07:41 GMT 28.03.2023




W Malmö, trzecim co do wielkości mieście Szwecji, obywatele pochodzenia imigranckiego stanowią już większość, podczas gdy odpowiadająca jej liczba w całym kraju przekroczyła jedną trzecią.
Udział ludności ze środowisk imigracyjnych w Szwecji nadal rośnie, ostatnio przekraczając jedną trzecią całkowitej populacji ponad 10 milionów.


Według ostatnich danych Szwedzkiego Urzędu Statystycznego (SCB), na początku roku 34,62% mieszkańców Szwecji miało obce pochodzenie sięgające co najmniej jednego pokolenia wstecz.
Przy obecnych trendach kategoria ta wkrótce stanie się większością we wszystkich trzech największych miastach nordyckiego. W trzeciej co do wielkości gminie Szwecji, Malmö, która od dawna jest reklamowana jako najbardziej wielokulturowe miasto skandynawskiego kraju, szczycące się diasporami z kilkudziesięciu krajów na całym świecie, mieszkańcy z obcym pochodzeniem stanowią już większość. 31 grudnia 2022 r. ich liczba przekroczyła 57,5%.


W Göteborgu i Sztokholmie odpowiednie liczby na przełomie roku wynosiły odpowiednio prawie 48% i 45,4%. W niektórych przedziałach wiekowych mieszkańcy obcego pochodzenia stanowią już większość. Na przykład 65% mieszkańców Göteborga w wieku od 5 do 9 lat ma pochodzenie imigranckie.


Pomimo regularnego wyśmiewania przez prasę i polityków jako "prawicowej mistyfikacji" i "rasistowskiego tropu", drastyczna zmiana populacji wyraźnie ma miejsce. Szwecja do niedawna pozostawała w dużej mierze homogenicznym społeczeństwem, ale kilka dekad masowej imigracji, począwszy od 1980 roku, zmieniło jej skład demograficzny nie do poznania. Między innymi Syryjczycy, Irakijczycy i Afgańczycy utworzyli w ostatnich latach spore społeczności, przyćmiewając tradycyjną mniejszość fińską. Podczas gdy podobne tendencje obserwuje się w sąsiednich krajach nordyckich i całej Europie Zachodniej, Szwecja wydaje się być daleko do przodu. Wzrost odsetka osób o pochodzeniu pozaeuropejskim wzrósł bardzo wyraźnie z prawie nieistniejącego w 1960 roku do około 19% w 2022 roku.


To skłoniło Tobiasa Hubinette'a, badacza rasy i wielokulturowości na Uniwersytecie w Karlstad i samozwańczego działacza antyrasistowskiego, do opisania Szwecji jako "najbardziej zróżnicowanego i heterogenicznego kraju świata zachodniego po Stanach Zjednoczonych".


"Stany Zjednoczone biorą tutaj złoto, podczas gdy Szwecja dzieli srebro z garstką innych krajów, takich jak Kanada, Australia, Nowa Zelandia, Francja, Wielka Brytania i Holandia" – napisała Hubinette na blogu.


W ostatnich latach imigracja i kwestie pokrewne, takie jak bezrobocie, przestępstwo i brak spójności społecznej stały się decydującym momentem w szwedzkiej polityce, gdzie ci na prawicy opowiadają się za surowszymi ograniczeniami, podczas gdy ci na lewicy opowiadają się za bardziej liberalną polityką i oskarżają przeciwników o wszystko, od "białej kruchości" i "białego przywileju" po "ksenofobię" i "rasizm".


Obecny rząd mniejszościowy kierowany przez liberalno-konserwatywnych Umiarkowanych działa na platformie "wyprostowania Szwecji" i twierdzi, że zmierza w kierunku zaostrzenia kontroli wewnętrznej i wzmocnienia walki z nielegalną imigracją. Rząd podkreślił również swój stały nacisk na to, co nazwał "Dobrowolna repatriacja." Wszystko to było prawie nie do pomyślenia zaledwie dziesięć lat temu, gdy ci sami Umiarkowani podczas poprzedniego okresu u władzy aspirowali do przekształcenia Szwecji w "humanitarne supermocarstwo". Niemniej jednak, nawet przy istniejących ograniczeniach, trendy demograficzne w dużej mierze faworyzują imigrantów i ich potomków.





Szwedzi staną się mniejszością we własnym kraju za mniej niż pół wieku, mówi badacz


05:03 GMT 20.04.2021


Na dzień dzisiejszy ponad jedna trzecia wszystkich mieszkańców Szwecji ma jakieś obce pochodzenie, a ich udział nadal rośnie, ze względu na ciągłą imigrację i trendy demograficzne, które obejmują różnice we współczynniku dzietności.


Jeśli obecny poziom imigracji utrzyma się, Szwedzi staną się mniejszością we własnym kraju w ciągu 45 lat, według fińskiego badacza, Kyösti Tarvainena, emerytowanego profesora analizy systemów na Uniwersytecie Aalto w Helsinkach.

Korzystając ze standardowej metody demograficznej, tak zwanej metody komponentu kohortowego, Tarvainen doszedł do wniosku, że do 2065 r. etniczni Szwedzi osiągną przewagę liczebną.

Zmiany demograficzne przyniosą również duże zmiany społeczne. Zgodnie z modelem Tarvainena, w 2100 roku będzie tylu muzułmanów, ilu etnicznych Szwedów.

"Szwedzki parlament jednogłośnie zdecydował w 1975 roku, że Szwecja jest krajem wielokulturowym. W tym czasie ponad 40 procent imigrantów stanowili moi rodacy, Finowie. Sytuacja się zmieniła: w 2019 roku 88 procent imigrantów netto nie było mieszkańcami Zachodu, a 52 procent muzułmanami. Tak więc ogromna zmiana kulturowa zaszła w populacji imigrantów, ponieważ jej największa grupa zmieniła się z Finów na muzułmanów" – powiedział Tarvainen Napisał w jego opinii w gazecie Folkbladet.

Według Tarvainena wyraźna różnica polega na tym, że fińscy imigranci szybko zasymilowali się ze szwedzkim społeczeństwem. Dzisiaj, argumentował, warunki są inne, ponieważ duża część imigrantów nie jest asymilowana ani skutecznie zintegrowana ze społeczeństwem. Zamiast tego tworzą własne obszary, powszechnie określane jako obszary wykluczenia, obszary wrażliwe lub strefy zamknięte, które są w dużej mierze równoległe społeczeństwa z inny sposób myślenia i sposób na życie. To, według Tarvainena, skutkuje zmniejszeniem zaufania i spójności społecznej.

Jeśli i kiedy etniczni Szwedzi staną się mniejszością, tempo zmian demograficznych prawdopodobnie wzrośnie jeszcze bardziej, ponieważ większość osób o obcym pochodzeniu ułatwi imigrację własnej grupie etnicznej, zastanawiał się Tarvainen.


"Wybitni szwedzcy inżynierowie i biznesmeni zadbają o to, aby szwedzka gospodarka się nie załamała. Ale szwedzkie społeczeństwo i kultura stracą wiodącą pozycję. Ten rozwój demograficzny można zatrzymać, ale będzie on wymagał radykalnych zmian w polityce imigracyjnej. Jesteśmy w historycznie wyjątkowej sytuacji, a my, mieszkańcy północy, musimy zacząć rozmawiać o imigracji i zachowaniu naszych państw narodowych" – podsumował Tarvainen.

W ciągu kilku dekad od przyjęcia masowej imigracji w 1980 roku, Szwecja zmieniła się z jednego z najbardziej homogenicznych narodów Europy w jeden z najbardziej zróżnicowanych etnicznie. W połączeniu z trendami demograficznymi, takimi jak różnice w współczynniku dzietności, odsetek ludności obcego pochodzenia stale rośnie.

Według Tobiasa Hübinette'a, badacza rasy i wielokulturowości na Uniwersytecie w Karlstad, określającego się jako działacz antyrasistowski, 33,5 procent wszystkich mieszkańców ma jakieś obce pochodzenie. Ponadto mieszkańcy obcego pochodzenia stanowili 99 procent wzrostu populacji w 2020 r., A od 38 do 40 procent wszystkich mieszkańców w wieku 0-34 lat ma jakąś formę obcego pochodzenia.



Dla porównania, w 2000 roku udział nie-Szwedów oscylował wokół 15 procent, co oznacza ponad dwukrotny wzrost w ciągu dwóch dekad.

W ostatnich latach imigracja stała się kolejną Przełomowa kwestia w szwedzkiej polityce, z partiami centroprawicowymi faworyzowanie ograniczeń.







poniedziałek, 12 października 2020

Śmiertelność niemowląt na Białorusi niższa niż Polsce

przedruk

tłumaczenie przeglądarki



Śmiertelność niemowląt na Białorusi jest niższa niż w Wielkiej Brytanii, Polsce i USA


12 października, Mińsk / Corr. BELTA /. Śmiertelność niemowląt na Białorusi jest niższa niż we wszystkich krajach WNP i wielu rozwiniętych krajach świata, w tym w Wielkiej Brytanii, Danii, Litwie, Polsce i Stanach Zjednoczonych - powiedział dziennikarzom Dmitrij Lazar, zastępca dyrektora Głównego Zarządu Organizacji Opieki Medycznej, Naczelnik Wydziału Opieki Medycznej nad Matkami i Dzieciami Ministerstwa Zdrowia. , Nauczył się BelTA.

Śmiertelność niemowląt na Białorusi w 2019 r. Wyniosła 2,4 na 1000 żywych urodzeń. „W ciągu ośmiu miesięcy tego roku (styczeń-sierpień. - przyp. BelTA) liczba ta wynosi 2,6 na 1000 żywych urodzeń, jest wyższa tylko ze względu na spadek liczby urodzeń” - powiedział Dmitrij Lazar.

Poziom śmiertelności matek, jeden z głównych wskaźników zdrowia reprodukcyjnego kobiet, zmniejszył się w republice ponad 10 razy w ciągu ostatnich 20 lat. W 2019 roku było to 1,1 na 100 tys. Żywych urodzeń (był jeden przypadek). W tym roku nie odnotowano zgonów matek.

W rankingu najbardziej komfortowych krajów dla macierzyństwa Białoruś zajmuje 25. miejsce i jest jednym z 50 najlepszych krajów świata pod względem zarządzania ciążą i porodem przez wykwalifikowany personel medyczny. „Białoruś jest jednym z piątych krajów na świecie, które zapewniają 100% dostaw przez wykwalifikowany personel medyczny i wyprzedza Austrię, Węgry, Niemcy, Danię, Norwegię, USA i Francję. Średnia światowa to 71%” - powiedział Dmitrij Lazar.

Przeżywalność dzieci z wyjątkowo niską masą ciała w pierwszym roku życia wynosi ponad 80%, a wskaźnik niepełnosprawności pierwotnej wśród tej kategorii dzieci w ostatnich latach nie przekracza 17-18%.

Specjalistyczną opiekę medyczną dla kobiet z całej republiki z najcięższymi patologiami położniczo-ginekologicznymi i pozagenitalnymi zapewnia Republikańskie Centrum Naukowo-Praktyczne Matki i Dziecka. Tutaj karmione są noworodki, w tym wcześniaki. Centrum rozwija najnowsze technologie medyczne, których celem jest usprawnienie diagnostyki, profilaktyki i leczenia najważniejszych stanów patologicznych u kobiet w ciąży, kobiet w wieku rozrodczym, dzieci, w tym noworodków. Istnieje wydział planowania rodziny i technologii wspomaganego rozrodu.

W ostatnich latach liczba urodzeń bez powikłań w kraju ustabilizowała się. W 2019 roku odsetek normalnych urodzeń wyniósł 43,1%. Odsetek porodów przedwczesnych wynosi 4,1%. Urody mnogie stanowią 1,2%.

Liczba aborcji spada. W placówkach ochrony zdrowia kobiety, które złożyły wniosek o sztuczne przerwanie ciąży, udzielają porad psychologicznych przed aborcją. W 2019 roku przeszły ją prawie wszystkie kobiety, które chciały przerwać ciążę, z czego 26% zdecydowało się zatrzymać dziecko. Obecnie trwają zmiany w ustawie o ochronie zdrowia: zostanie wprowadzona norma dotycząca poradnictwa rodzinnego przed aborcją. -0-



https://www.belta.by/society/view/mladencheskaja-smertnost-v-belarusi-nizhe-chem-v-velikobritanii-polshe-i-ssha-410601-2020/






sobota, 6 lipca 2019

Spadek urodzeń




Polubiono stronę · 10 min
 
Dzisiaj o fenomenie demograficznym, jakiego świadkiem jest Polska. Chodzi o koncentrację urodzeń. Coraz większy odsetek dzieci urodzonych w naszym kraju przychodzi na świat w zaledwie kilku największych aglomeracjach miejskich.

Widać to doskonale na mapie:
 
Warszawa, Kraków, Wrocław, Trójmiasto, Poznań, Lublin, Białystok i Szczecin 
 
oraz najbliższe im powiaty skupiły w ubiegłym roku ponad 1/4 wszystkich urodzeń w Polsce.
 
 
Dla porównania, w 1995 roku na tych terenach rodził się zaledwie co szósty Polak.

Liczba urodzeń w tych aglomeracjach nieznacznie wzrosła w stosunku do 1995 roku, natomiast w reszcie kraju znacznie spadła. 
 
W niektórych powiatach spadek ten przekroczył 50%, a w niektórych gminach - nawet 80%.
 
 
 
 
 

piątek, 16 grudnia 2016

500+ wyciąga z ubóstwa setki tysięcy Polaków

500+ wyciąga z ubóstwa setki tysięcy Polaków. To koniec z biedą w Polsce?

 

Program 500+ aż o 94 proc. zmniejsza skrajne ubóstwo wśród dzieci. Liczba ubogich wśród najmłodszych zmniejszy się o nawet pół miliona - wynika z raportu „Przewidywane skutki społeczne 500+: ubóstwo i rynek pracy”. I jeszcze jedno: masowa rezygnacja kobiet z pracy to mit. 


3,78 mln dzieci otrzymuje świadczenia 500+. Choć o pieniądze starać może się każdy, kto ma minimum dwójkę dzieci, to rządowy program wyraźnie poprawia sytuację materialną przede wszystkim najbiedniejszych.


Według polskiego oddziału Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu(EAPN), które przygotowało raport, gdyby tylko program wdrożono dwa lata temu, to liczba ubogich dzieci zmniejszyłaby się z 718 tys. do 188 tys. Szacunki wskazują, że w 2015 roku najmłodszych żyjących poniżej progu ubóstwa byłoby o kolejny tysiąc mniej.


Na programie 500+ korzystają też rodzice. Szacuje się, że skrajne ubóstwo zostanie w Polsce zmniejszone aż o 48 proc. Oznacza to, że poniżej minimum egzystencji (ok. 450 zł na osobę) żyć będzie tylko jeden na 25 Polaków.


- Bieda wśród dzieci praktycznie znika. W kategorii ubóstwa skrajnego wynosić powinna poniżej 1 proc. Niektórzy twierdzą, że można było lepiej rozdysponować te 17 mld zł w tym roku czy 23 mld w przyszłym i lepiej rozłożyć je pomiędzy najbiedniejszych. Chodzi tu głównie o kwestię przyznawania pieniędzy najlepiej zarabiającym. Rząd chciał szybko wdrożyć program i zadecydował inaczej - mówi prof. Ryszard Szarfenberg z EAPN, autor raportu.

Jak 500+ zmniejsza biedę w Polsce?

Przed 500+ Po 500+Skala wpływu w pp.Skala wpływu w proc.
Ubóstwo energetyczne wg Instytutu Badań Strukturalnych 17,1 proc. 14,4 proc. -2,7 -16 proc.
Ubóstwo skrajne ogółem 7,5 proc. 3,9 proc. -3,6 -48 proc.
Ubóstwo skrajne dzieci 11,9 proc. 0,7 proc. -11,2 -94 proc.
Ubóstwo relatywne ogółem wg Banku Światowego 18,7 proc. 13,9 proc. -4,8 -26 proc.
Ubóstwo relatywne dzieci wg Banku Światowego 28,1 proc. 10,2 proc. -17,9 -64 proc
Ubóstwo relatywne wg MRPiPS 17,3 proc. 13,4 proc. -3,9 -23 proc.
Dane: "Przewidywane skutki społeczne 500+: ubóstwo i rynek pracy" EAPN Polska; BŚ - Bank Światowy, MRPiPS - Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej

Polska coraz równiejsza, dysproporcje coraz mniejsze

Miar biedy jest sporo. We wszystkich 500+ znacząco poprawia sytuację najgorzej sytuowanych, ale rzeczywiście nie zawsze w podobnym wymiarze. Na przykład w przypadku ubóstwa relatywnego (połowa średnich wydatków miesięcznych gospodarstw domowych) odsetek ubogich spadnie z 18,7 proc. do 13,9 proc. Z kolei w przypadku ubóstwa energetycznego, które definiuje się jako między innymi problemy z ogrzaniem mieszkania, zmniejszy się z 17,1 do 14,4 proc.


- Program 500+ z całą pewnością zmniejszy skalę ubóstwa, szczególnie wśród dzieci. To był dotychczas duży problem naszego kraju. Moim zdaniem, można było jednak ten sam efekt osiągnąć mniejszym kosztem – mówi WP money Iga Magda z Instytutu Badań Strukturalnych.


Jak zwraca uwagę EAPN, świadczenie 500+ zmniejsza też nierówności społeczne. Mierzący je współczynnik Giniego powinien spaść z poziomu 0,364 do 0,318. To świetny wynik.
- Do Szwecji nam trochę brakuje, ale uważam, że zejście poniżej poziomu 0,300 będzie dołączenie do światowej czołówki najmniej rozwarstwionych społeczeństw na świecie – podkreśla prof. Szarfenberg.


Przypomina też, że spadek współczynnika Giniego zaprzecza tezom stawianym przez przeciwników 500+. Ci twierdzili, że to najbogatsi będą największymi beneficjentami. Jednak niskie dochody najsłabiej uposażonych, którym dodano nawet 500 zł przybliżają ich do reszty społeczeństwa.

Kobiety rezygnują z pracy? W danych tego nie widać

Szacunki EAPN przeczą zeszłotygodniowym informacjom związanym z rzekomym odejściem z pracy 150 tys. kobiet z powodu wdrożenia programu 500+. Taką informację podał w zeszłym tygodniu „Dziennik Gazeta Prawna”. Profesor Szarfenberg zaznacza, że choć liczba biernych zawodowo z powodu obowiązków rodzinnych zwiększyła się w rok o 110 tys. (III kw. 2015/III kw. 2016, dane GUS), to inne dane wskazują na to, że kobiety coraz chętniej wchodzą na rynek pracy.


- Nigdy nie twierdziłam, że kobiety masowo rezygnują z pracy w związku z 500+. Związek między świadczeniem wychowawczym, a sytuacją na rynku pracy jest obecnie niemożliwy do zbadania. W tej chwili w danych widać tylko pewne niepokojące zjawiska dotyczące aktywności zawodowej kobiet - tłumaczy ekspertka IBS.


Na przykład stopa bezrobocia kobiet mierzona metodą BAEL spadła z 7,5 proc. do 6,2 proc. Liczba pracujących kobiet zwiększyła się nieznacznie z 7,256 mln do 7,274 mln osób. Oznacza to, że w całej Polsce liczba chodzących do pracy kobiet zwiększyła się o 18 tys.


Czy kobiety rezygnują z pracy przez 500+?

III kw. 2015III kw. 2016Różnica
Współczynnik aktywności zawodowej kobiet 48,6 proc. 48,4 proc. -0,2 pp
Wskaźnik zatrudnienia kobiet 44,9 proc. 45,4 proc. 0,5 pp
Stopa bezrobocia kobiet 7,5 proc. 6,2 proc. -1,3 pp
Liczba pracujących kobiet 7 256 tys. 7 274 tys. 18 tys.
Liczba kobiet biernych zawodowo 8 303 tys. 8 269 tys. -34 tys.
Bierni zawodowo z powodu obowiązków rodzinnych 1 736 tys. 1 846 tys. 110 tys.
Dane: "Przewidywane skutki społeczne 500+: ubóstwo i rynek pracy" EAPN Polska na podstawie BAEL GUS  







Jednocześnie spadła liczba kobiet biernych zawodowo w ogóle. Przed rokiem było ich 8,3 mln. Najnowsze dane wskazują, że obecnie to 34 tys. mniej. Skąd więc wzrost wśród biernych zawodowo z powodu obowiązków rodzinnych?


- Nie ma jasności z czego wynikają te statystyki. W danych za trzeci kwartał nie ma jeszcze podziału na płeć. Możliwe więc, że to nie kobiety, a mężczyźni rezygnowali z pracy. Z drugiej strony możliwe, że to efekt innych świadczeń niż 500+. Chodzi tu szczególnie o świadczenia pielęgnacyjne lub tzw. kosiniakowego - mówi prof. Szarfenberg.


Jak podkreśla, szkoda że GUS nie pyta wprost czy rezygnacja z pracy wynika ze zwiększenia świadczeń socjalnych i jakich. Wtedy nie byłoby bowiem wątpliwości. Jego zdaniem możliwe jest też, że te 110 tys. wzrostu w rok i 144 tys. od początku 2015 to efekt medialnego szumu wokół 500+. Część osób, które i tak dotąd nie pracowały, mogły po prostu zmienić w kwestionariuszu swoją odpowiedź z np. nauki czy emerytury na rzecz właśnie obowiązków rodzinnych.


Trzeba pamiętać, że w tej kategorii GUS liczy osoby niepracujące i nie będące bezrobotnymi. To więc na przykład osoby na emeryturze czy studenci. Inna sprawa, że liczba takich niepracujących z powodu obowiązków rodzinnych rośnie od dłuższego czasu. Na przykład jeszcze na początku 2014 roku ich liczba wynosiła 1,55 mln.


https://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/500-biedni-polacy-zwolnienia-ubostwo,174,0,2216878.html



piątek, 14 października 2016

Stracone (niemal) na zawsze


11 października 2016



Bilans jest zatrważający:

w Muzeum Narodowym w Warszawie – brak pięciu tysięcy dzieł;
w Muzeum Narodowym w Krakowie – około tysiąca;
w Muzeum Wojska w stolicy – osiem tysięcy eksponatów
Straty pałacu w Wilanowie to ponad trzysta dzieł sztuki,
pałacu Zamoyskich w Warszawie – prawie dwieście pięćdziesiąt.

To oczywiście jedynie początek długiej listy.




Polska w wyniku II wojny światowej poniosła największe straty biologiczne. Niepowetowane straty wiążą się również ze zniszczeniem dużych miast, a w ich obrębie ze zrujnowaniem bezcennych zabytków. Wiele z nich odebrano nam na zawsze. Najbardziej ucierpiała Warszawa.

Już w czasie Powstania Warszawskiego jedna czwarta lewobrzeżnej części miasta uległa zniszczeniu (w połowie września 1944 roku przestał istnieć Zamek Królewski), a po zakończeniu walk saperskie oddziały niemieckiej policji – Technische Nothilfe – wcielając w życie rozkaz Reichsführera-SS Heinricha Himmlera („Kamień na kamieniu nie powinien pozostać”) zrównały z ziemią około osiemdziesięciu pięciu procent powierzchni Warszawy. Niepokorną stolicę pokryło około dwudziestu milionów metrów sześciennych gruzu…

Warszawa opustoszała, a Niemcy swą niepohamowaną złość wyładowali na mieście. Okrutny los spotkał między innymi przeniesioną w 1914 roku do pięknego eklektycznego gmachu przy ulicy Okólnik 9, Bibliotekę Ordynacji Krasińskich, którą Niemcy pomimo zawartego w umowie kapitulacyjnej warunku zachowania dóbr kultury miasta, spalili doszczętnie pod koniec października 1944 roku. Koniec końców wskutek drugiej wojny światowej instytucja ta straciła sto pięćdziesiąt pięć tysięcy znajdujących się tutaj jednostek. Strata, ze względu na cenną kolekcję, nie do powetowania.


Na celowniku niemieckich saperów znalazło się również Archiwum Akt Nowych, mieszczące się w gmachu Szkoły Głównej Handlowej przy ulicy Rakowieckiej, czy Archiwum Miejskie znajdujące się w dawnym Arsenale Warszawskim, wczesnobarokowym dwukondygnacyjnym budynku. Wybudowanym na polecenie króla Władysława IV w pierwszej połowie XVII wieku. Zwłaszcza ten drugi gmach był miejscem dla Polaków szczególnym, to przecież jego zdobycie w 1830 roku łączy się zwykle z powstaniem listopadowym i to z nim wiąże się słynna akcja „Szarych Szeregów”, w wyniku której odbito z niemieckich rąk Jana Bytnara „Rudego”.

 Po wojnie Arsenał odbudowano, nie udało się niestety „wskrzesić” wzniesionego w pierwszej połowie XVII wieku rokokowego Pałacu Brühla przy ulicy Wierzbowej 1 (dzisiejsze okolice placu marszałka Józefa Piłsudskiego), gdzie w latach 30. mieściło się Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Ten jeden z najpiękniejszych polskich pałaców, w czasie okupacji będący siedzibą gubernatora dystryktu warszawskiego Ludwiga Fischera, Niemcy wysadzili w powietrze 19 grudnia 1944 roku.

Jego los podzieliła inna imponująca wizytówka przedwojennej stolicy, znajdujący się nieopodal klasycystyczny Pałac Saski. Pełniący swego czasu rolę rezydencji królewskiej budynek w czasach II RP służył Sztabowi Generalnemu Wojska Polskiego. W pierwszej połowie lat 20. stanął przed nim pomnik księcia Józefa Poniatowskiego, a w 1925 roku w kolumnadzie pałacu – Grób Nieznanego Żołnierza. Każdy Warszawiak znał to miejsce doskonale, to po tej okolicy spacerowali literaci z Tuwimem, Lechoniem i Iwaszkiewiczem na czele, to tutaj można było spotkać generała Wieniawę-Długoszowskiego i to miejsce pokazywano turystom. Pod koniec grudnia 1944 roku straciliśmy to wyjątkowe miejsce niestety na zawsze.

Niemcy nie oszczędzili nawet warszawskiej katedry na Starym Mieście, ważnego miejsca związanego z polską kulturą i tradycją, gdzie przed wiekami Piotr Skarga wygłaszał swoje kazania i gdzie dwa razy zorganizowano ceremonię koronacji króla polskiego.
Wielokrotnie przebudowywana, neogotycka świątynia z charakterystyczną ozdobną dekoracją na części wieżowej fasady wraz z przylegającym kościołem oo. Jezuitów została spalona i wysadzona w powietrze w połowie grudnia 1944 roku. Dzisiaj w ich miejscu znajdują się zrekonstruowane po wojnie budowle.


Oczywiście to tylko wybrane, najbardziej „spektakularne” efekty niemieckiej wizji nowej Europy. Lista ta jest znacznie dłuższa, wiele budynków (słynny drapacz chmur, najwyższy w Polsce „Prudential”, a oprócz niego chociażby „Hotel Europejski”, gmach tak zwanej PAST-y, Pałac Łazienkowski czy Kościół Najświętszego Zbawiciela) zniszczono tylko w części, inne zaś ogołocono ze wszystkich wartościowych przedmiotów (z Belwederu Niemcy zdarli ze ścian nawet… tapety). Okupanci mścili się nawet na znanych warszawskich pomnikach, zdecydowana większość z nich (pomniki Bogusławskiego, Mickiewicza) została przez nich albo wysadzona albo wywieziona w nieznanym kierunku.

Według obliczeń straty wojenne wynikające ze zniszczeń dokonanych przez Niemców w Warszawie (Raport o stratach wojennych Warszawy przygotowany z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego) oscylują wokół obecnej równowartości czterdziestu pięciu miliardów dolarów.
Tyle jeśli chodzi o pieniądze. Bezcennych zabytków związanych bezpośrednio z polską historią i kulturą wycenić nie sposób i żadne odszkodowania nie zdołają nigdy zrekompensować ich straty. Ci zaś, do których nie przemawia ta quasi-sentymentalna argumentacja niech wyobrażą sobie Paryż bez Wieży Eiffla lub Łuku Triumfalnego. W końcu Warszawę nie bez powodu nazywano w dwudziestoleciu międzywojennym Paryżem wschodu.


„Portret młodzieńca” Rafaela, „Zwiastowanie pasterzom” Rembrandta, czy fragment tryptyku z Lusiny Wita Stwosza to najbardziej znane spośród tysięcy dzieł sztuki zagrabionych na terenie Polski w trakcie II wojny światowej. Na liście utraconych znajdują się też inne cenne, choć znacznie mniej spektakularne przedmioty.

Z rozkazu Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy w Berlinie już jesienią 1939 roku na terenach okupowanej Polski pojawił się specjalny oddział profesora archeologii Petera Paulsena. Kommando Paulsen wykonując polecenie Reischsführera SS, szefa niemieckiej policji Heinricha Himmlera, rozpoczęło prace nad zabezpieczeniem zabytków w Polsce, które w istocie sprowadziły się do rabunku i to zorganizowanego w początkowej fazie okupacji bardzo chaotycznie. Po Paulsenie obowiązki przejął, powołany przez Hansa Franka, Specjalny Pełnomocnik do Sporządzenia Spisu i Zabezpieczenia Dzieł Sztuki i Zabytków Kultury. A że SS-Standarteführera Kajetan Mühlmann był protegowanym słynącego z zamiłowania do cennych dzieł sztuki feldmarszałka Rzeszy Hermanna Göringa, nie trudno sobie wyobrazić jaki los spotkał polskie zbiory.


Wkrótce rezydencje prominentnych dygnitarzy niemieckich poczęły zdobić skonfiskowane (czytaj: zrabowane) meble, kryształy, gobeliny oraz inne dzieła sztuki. Część z nich pozostała na terenie okupowanej Polski (gubernator Generalnej Guberni Hans Frank cieszył swe oko dziełami między innymi Leonarda da Vinci i Rembrandta), po innych z biegiem lat ślad zaginął, a swoje trzy grosze w tym temacie dorzucili również Sowieci. Pomimo starań polskich władz i rozmaitych instytucji do dziś udało się odzyskać jedynie część przedwojennej kolekcji.


Bilans jest zatrważający: w Muzeum Narodowym w Warszawie – brak pięciu tysięcy dzieł; w Muzeum Narodowym w Krakowie – około tysiąca; w Muzeum Wojska w stolicy – osiem tysięcy eksponatów. Straty pałacu w Wilanowie to ponad trzysta dzieł sztuki, pałacu Zamoyskich w Warszawie – prawie dwieście pięćdziesiąt. To oczywiście jedynie początek długiej listy.


O wspomnianym „Portrecie młodzieńca”, który pojawił się nawet w filmie „Obrońcy skarbów” z Georgem Clooneyem i Mattem Damonem, a który odgrywa kluczową rolę także w głośnej książce „Bezcenny” Zygmunta Miłoszowskiego, jak i pozostałych najcenniejszych dziełach sztuki napisano dotąd wiele. Przeglądając katalog strat wojennych prowadzony przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w celach badawczych oraz informacyjnych, warto również zwrócić uwagę na mniej spektakularne „dobra kultury” utracone przez nasz kraj w wyniku wojny.

To prawda, że kunsztownie wykonane modele (na przykład działa rosyjskiego lub okrętu wotywnego) ważą znacznie mniej niż obrazy Rafaela, Brandta czy Kossaka, a gdyby hipotetycznie przyszło nam wybierać, nikt nie miałby wątpliwości, co jest dla Polski „obiektem” cenniejszym, niemniej należy zdawać sobie sprawę, że i te cenne przedmioty zostały z przedwojennych polskich muzeów, prywatnych domów i kolekcji zrabowane. Zliczyć ich nie sposób.


Na bardzo długiej liście utraconych/poszukiwanych znajdują się na przykład: pochodząca z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku wycinanka papierowa „Mizrach”, tablice pamiątkowe (na przykład „Epitafia ku czci poległych w wojnach 1813-1815 i 1864-1871”), portrety rodzinne, czy pięknie wykonana puszka na etrog (naczynie, w którym Żydzi podczas święta Sukot zanosili do bożnicy owoc estrogu).

 
Znajdują się na niej także cenne tkaniny, dywany, hafty, gobeliny, chorągwie, krzesła, rozmaite akcesoria mody, takie jak czepiec haftowany srebrem, a nawet ozdobne, wykonane w dziewiętnastym wieku damskie grzebienie, lalki, różańce, skrzynie, suknie damskie, kufle z nakrywkami czy stare pasy kontuszowe.


Po cóż o nich wspominam? Ano dlatego, aby uzmysłowić skalę strat, które wbrew obiegowym opiniom nie ograniczały się do utracenia najcenniejszych dzieł sztuki czy księgozbiorów. Niemcy, a później Sowieci rabowali wszystko, co przedstawiało dla nich jakąkolwiek wartość. Rabowali totalnie.


Od czasu do czasu słyszy się o odnalezieniu poszczególnych eksponatów, niemniej lista utraconych przez Polskę obiektów ciągnie się niemal w nieskończoność. Tabakierka z wizerunkiem Stanisława Augusta Poniatowskiego, scyzoryk króla Stefana Batorego, średniowieczny pastorał, siedemnastowieczna cytra dwunastostrunowa, zegarek kieszonkowy króla Stanisława Leszczyńskiego, dwa talary księcia cieszyńskiego… Wyliczać można bez końca. Prawda, wszystko to drobne rzeczy – muzealne eksponaty lub przedmioty, jeszcze w latach trzydziestych, należące do prywatnych kolekcjonerów. Ale to część naszej historii (i historii świata również), którą nam bezprawnie odebrano. Nasza kultura jest bez nich zwyczajnie uboższa.


Powojenne odszkodowania jawią się, już tylko w tym kontekście, jako nadzwyczaj skromny sposób zadośćuczynienia. Warto więc od czasu do czasu zajrzeć na stronę dzielautracone.gov.pl lub muzeumutracone.pl, by przekonać się jak bardzo zubożał nasz kraj w wyniku totalitarnych zapędów naszych sąsiadów. Warto zachować czujność przeglądając aukcję i odwiedzając zagraniczne galerie sztuki. Gdzieś tam, wiele spośród cennych pamiątek przeszłości, wciąż czeka na powrót do kraju.




http://nowyzabytek.pl/stracone-niemal-na-zawsze-warszawa/



piątek, 9 września 2016

Niemcy tylko potomkami Germanów, lecz również zasymilowanych Słowian



Marucha blog

„Z badań włoskich ekonomistów wynika, że przez ostatnie 600 lat te same rodziny zaliczają się do najbogatszych we Florencji – informuje pb.pl. Ekonomiści porównali dane podatkowe we Florencji z 1427 r. i 2011 r. Wynika z nich, że rodziny, które były bogate w czasach renesansu należą do bogatych także obecnie. 


Ekonomiści przekonują, że zawód i poziom dochodu przodków pozwala przewidzieć zawód i poziom dochodu współczesnych członków najstarszych florenckich rodów. Ich zdaniem, wnioski wynikające z ich badania można w całości zastosować do innych gospodarek rozwiniętych zachodniej Europy.”..(źródło)


Monika Florek-Moskal „Skąd pochodzą Polacy”…”Badania DNA Polaków nie ujawniły żadnych różnic genetycznych między ludnością chłopską i szlachecką „…”Grecy są bardziej spokrewnieni z Etiopczykami i innymi mieszkańcami Sahary niż z Włochami, Słowianami czy nawet Turkami. Węgrzy mają najwyższy wśród ludności niesemickiej udział haplotypów, czyli charakterystycznych dla danej populacji wariantów genów, typowych dla Żydów „…”Polacy różnią się między sobą mniej niż inne społeczności, wszyscy mamy podobny koktajl genów – sugerują próbki DNA, które pobrano do tej pory w różnych rejonach Polski. „…” we Włoszech, Francji i w Wielkiej Brytanii w jednym społeczeństwie żyją obok siebie grupy wręcz odmienne genetycznie – mówi dr Rafał Płoski, kierownik pracowni genetycznej Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Warszawie.


Chorwaci mają znaczny udział haplotypów charakterystycznych dla Polaków i Rosjan, ale u mieszkańców Dalmacji wykryto geny Awarów, koczowniczego ludu pochodzenia ałtajskiego, zamieszkującego teraz Dagestan. Włochy można podzielić na „genetyczne regiony”, których dzisiejsi mieszkańcy są spokrewnieni z żyjącymi w starożytności na tych terenach Etruskami, Ligurami z okolic z Genui oraz Grekami z południa Włoch. Grecy różnią się od mieszkających na północy ich kraju Macedończyków, bo prawdopodobnie pochodzą od niewolników sprowadzanych z Afryki w starożytności. Potomkami niewolników z Afryki Północnej są też niektórzy mieszkańcy Półwyspu Iberyjskiego, szczególnie Portugalii, gdzie sprowadzono ich najwięcej. Z kolei w północnej Portugalii większe są wpływy Berberów, rdzennej ludności północnej Afryki i Sahary.” (źródło)


Ideolog Palikota, profesor Hartman: „Musimy się przygotować na takie społeczeństwo, w którym wolność prokreacji będzie ograniczona(…)Będzie uważane za coś niemoralnego i niewłaściwego zdawać się na przypadek. W prokreacji ustali się taki etyczny standard, że powinna ona przebiegać pod kontrolą genetyczną. nie ma żadnej oczywistości na rzecz przewagi moralnej którejkolwiek strony alternatywy: z jednej strony prokreacja całkowicie dowolna i zdana na przypadek i prokreacja ograniczona i kierowana.(…) Taka eugenika prewencyjna stanie się za jakiś czas standardem. (…)To przestanie być uważane za niewłaściwe i niestosowne i będzie przybywać ludzi udoskonalonych genetycznie. Nadal jeszcze ludzi.. może w przyszłości już także istot które będą bardziej zmanipulowane genetycznie i nie będą podpadały pod gatunek człowieka.”


http://naszeblogi.pl/48653-korwin-mikke-belkocze-o-vitro-sojusz-z-lewactwem)


Bogusław Chrabota: „Wyniki porównawczych badań genetycznych, jakie przeprowadzono na pewnej populacji Niemców i Polaków. Otóż wbrew obiegowym poglądom okazało się, że mieszkańców obu brzegów Odry w sensie genetycznym prawie nic nie różni. Przeciętny genotyp mamy niemal identyczny.”….”Skąd zatem oczywiste różnice? Ano przyczyn należy szukać w procesie socjalizacyjnym, innym otoczeniu kulturowym, innej ścieżce edukacyjnej i innym języku. To te czynniki, a nie geny budują zarówno Niemców, jak i Polaków. „….ponad tysiąc lat temu na terenach późniejszej NRD silniejsi kulturowo i politycznie Germanie zaczęli wchłaniać setki tysięcy połabskich Słowian, Wieletów i Serbów Łużyckich. Tych ludów wcale nie wyrżnięto, tylko zniemczono.” ….


”Po przeciwnej stronie dzisiejszej granicy toczyły się procesy odwrotne. Słowiańscy władcy lubowali się w przenoszeniu na tereny wyludnione a to przez najazd Mongołów, a to przez dramatyczne epidemie całych niemieckich wiosek i miasteczek. Osadnictwu niemieckiemu służyło już od Henryka Brodatego prawo magdeburskie. Wołoskiemu – wołoskie, bo i Wołochów ściągano gromadnie z terenów dzisiejszej Rumunii.”…”Szkoci (a osadzono ich w Polsce w XVI i XVII wieku ponoć do stu tysięcy) poprzez zwykle udane mariaże polskich panien z wojskiem zaciężnym Zamoyskich i Radziwiłłów. Holendrów sprowadzano na Żuławy. Żydzi znaleźli się jakoś sami i mimo swojej rzekomej izolacji etnicznej często lubili mieszać krew ze swoimi słowiańskimi służącymi. Nie można też pominąć licznych przypadków przechodzenia rodzin żydowskich na katolicyzm (w samym XVIII wieku to wiele tysięcy) [Bua ha ha – admin] bądź asymilacji zeświecczonych rodzin żydowskich w polskich miastach (to już XIX i XX wiek).”…


”Intensywny przepływ genów z terenów dzisiejszych Czech zaczął się jeszcze za czasów państwa wielkomorawskiego, a nasilił w okresie, gdy Śląsk był częścią Korony świętego Wacława. Z Rusinami integrowaliśmy się niemal nieprzerwanie przez całe tysiąclecie, a szczytem było przyjęcie do polskich herbów (wraz z katolickim chrztem) licznych rodów bojarskich w XVI wieku (to stamtąd wszyscy nasi Filipowicze, Jedynowicze, Ławrynowicze etc.) Litwini zaczęli przenikać do nadwiślańskiego genotypu (pokojowo) od czasów Jagiełły.”….


Po co cały ten wywód? Ano po to, by dowieść, że polskość jest zjawiskiem czysto kulturowym, a jej klejem jest świadomy i gorący patriotyzm. Poczucie wspólnoty między mieszkańcami tej samej ziemi. Umiłowanie tradycji. Wspólnego języka. Wspólnych wartości. Religii. To skleja naród. Polaków.
Ale i Niemców. Rosjan. Anglików. Amerykanów, których naród wciąż, na naszych oczach się rodzi. Paradoksalnie świadomość tych różnych korzeni równie mocno zakorzenia nas w dorobku Europy i świata. (więcej)


Niemcy, Słowianie, Żydzi
 
„Prawdziwy” Niemiec nie istnieje. Różnice genetyczne między Bawarczykami a mieszkańcami Wschodniej Fryzji są większe niż między Niemcami a Francuzami.
Naukowcy szwajcarskiego Uniwersytetu Igenea w Zurychu zbadali 19457 próbek genetycznych, pochodzących od mieszkańców RFN płci obojga. Wnioski okazały się zaskakujące – tylko 6% niemieckich mężczyzn pochodzi od strony ojca od Germanów, za to aż 30% – od ludów Europy Wschodniej, przede wszystkim Słowian. Kobiety są bardziej germańskie – co druga Niemka miała Germanina za protoplastę. Ta różnica wynika z faktu, że mężczyźni w ciągu wieków ginęli na wojnach, a więc żyli krócej.


Analizy wykazały także, że co dziesiąty Niemiec jest żydowskiego pochodzenia. Wiceprzewodniczący Rady Żydów w Niemczech, Salomon Korn, nie był zaskoczony wynikami badań. Wyjaśniał: „Historia Żydów w Niemczech ma 1700 lat, jest więc starsza niż dzieje wielu szczepów, które przybyły podczas wędrówki ludów. Przed pierwszą wyprawą krzyżową w 1096 r. oraz w XIX i XX w. dochodziło też do małżeństw mieszanych między chrześcijanami a Żydami”.
Badania Uniwersytetu Igenea to kolejny dowód, że wszelkie rasistowskie teorie są absolutnie bezpodstawne. „W każdym człowieku tkwią najprzeróżniejsze korzenie”, wyjaśnia uczestnicząca w tym projekcie dr Imma Pazos.


Czystka etniczna
Badacze brytyjscy z University College w Londynie (UCL) udowodnili, że germańscy Anglowie i Sasowie, którzy najechali Brytanię po wycofaniu się z tej krainy Rzymian w V w., dokonali gigantycznej czystki etnicznej, unicestwiając co najmniej połowę miejscowej, przeważnie zromanizowanej ludności celtyckiej. W niektórych regionach zniknęło 100% poprzedniej populacji.


Po II wojnie światowej brytyjscy historycy wystąpili z tezą, że nie było wielkiej inwazji Anglów i Sasów, lecz najwyżej kontakty handlowe lub penetracja nielicznej grupy wojowników, którzy stworzyli nową elitę polityczną. Dr Mark Thomas z Centrum Antropologii Genetycznej UCL wraz z zespołem przeprowadził jednak analizy materiału genetycznego, pobranego od 313 ochotników z siedmiu brytyjskich miast targowych, wspomnianych w Księdze Sądu Ostatecznego z 1086 r. Porównał je z DNA mieszkańców Fryzji (północna Holandia), skąd wyruszyli do Brytanii Anglowie i Sasowie. W analizach uwzględniono również geny ochotników z Norwegii.


Badania wykazały, że anglosaski chromosom Y, który przedostał się przez Morze Północne, zalał całą Anglię, zatrzymał się jednak na granicach Walii, konkretnie na linii, którą tworzy pas wczesnośredniowiecznych fortyfikacji Offa’s Dyke. Genetycznie Anglicy i Walijczycy to zatem dwie różne rasy, przy czym ci ostatni są bardziej „prawdziwymi” Brytyjczykami. „Nasze ustalenia sprawiły, że współczesny pogląd na temat początków Anglii musi zostać odłożony do lamusa”, powiedział Mark Thomas.


Badania genetyczne świadczą także, że Celtowie z Anglii i z Irlandii są spokrewnieni z Baskami, tajemniczym ludem pochodzenia nieindoeuropejskiego, zamieszkującym pogranicze Hiszpanii i Francji nad Zatoką Biskajską. Wiadomo, że w starożytności Celtowie z Galii wtargnęli do Hiszpanii i zmieszali się z miejscową ludnością, tworząc lud Celtyberów. Analizy DNA potwierdziły także świadectwa źródeł pisanych, że wikingowie osiedlali się w Kumbrii w północno-zachodniej Anglii, a także na Szetlandach, Orkadach i na północnych krańcach Szkocji. Mieszkańcy tych regionów są nosicielami typowych skandynawskich genów.”..(źródło)


Krasnodębski: „Skąd więc tak naprawdę bierze się niechęć do uznania polskiej mniejszości w Niemczech? Najważniejszą przyczyną są niemieckie mity narodowe. Są to, po pierwsze, mit jedności etnicznej, mit krwi ciągle fundamentalny dla niemieckiej tożsamości, mimo powojennych przemian, mimo napływu emigrantów i globalizacji, a także pomimo że połowa obecnego terytorium Niemiec to dawne tereny słowiańskie, a współcześni Niemcy nie są tylko potomkami Germanów, lecz również zasymilowanych Słowian.”…


” Wciąż wielu Niemców ma taki stosunek do „Wschodu” jak kiedyś Francuzi mieli do Algierii – przed Frantzem Fanonem i „dyskursem postkolonialnym”. I tylko szkoda, że Polacy nie bardzo nadają się na Beduinów – choć mogliby się od nich uczyć dumy i poczucia godności, zwłaszcza urzędnicy MSZ.” (http://naszeblogi.pl/37874-w-biografii-merkel-tusk-stal-sie-posmiewiskiem-europy )


Sebastian Stodolak: „Awans społeczny zależy od genów”…”kariera od zera do milionera? Mrzonka. – Ludzie awansują w hierarchii społecznej znacznie rzadziej, a elity są w stanie znacznie dłużej utrzymać swój zamknięty status, niż sądzili dotąd ekonomiści i socjolodzy. Nie mamy na to wpływu, bo mobilność społeczną w dużej mierze dyktuje biologia – twierdzi prof. Gregory Clark, ekonomista z Uniwersytetu Kalifornijskiego.

Prof. Gregory Clark: Z pewnością nie. To, co osiągamy w życiu, nasza pozycja w społecznej hierarchii, jest w dużym stopniu dziedziczone po przodkach. Dlatego na podstawie tego, kim są rodzice, dziadkowie, pradziadkowie, czy kuzyni nowonarodzonego dziecka statystyka pozwala ocenić z dużą dozą prawdopodobieństwa, jaką pozycję społeczną będzie ono zajmować w przyszłości – czy będzie należeć do tzw. nizin społecznych, klasy średniej, czy elity.
W moich badaniach skoncentrowałem się na statystykach dotyczących częstotliwości występowania nazwisk. Otóż, historycznie rzecz biorąc, nazwiska odpowiadają klasom społecznym. Arystokracja, rzemieślnicy, chłopi, kupcy – gdy nazwiska się kształtują, to właśnie wewnątrz tych grup społecznych i są przez to dla nich charakterystyczne. Z czasem jednak nazwiska się upowszechniają, niejako „odłączają” się od swojej pierwotnej klasy. Doszedłem do wniosku, że to bardzo dobry sposób na badanie mobilności społecznej, tego, jak szybko ludzie awansują w hierarchii i jak szybko spadają z jej szczytu. Poprzez mieszanie się w różnych grup społecznych, wykonywanie różnych zawodów itp.
Dotąd sądzono, że nazwiska elitarne „powszednieją” już po okresie od 3 do 6 pokoleń. Z moich badań, w których wziąłem pod uwagę m.in. kompleksowe kroniki angielskie sięgające nawet do 30 pokoleń wstecz, wynika, że elita przestaje być elitą po wymianie od 10 do 15 pokoleń.
Oznacza to, że mobilność społeczna jest znacznie mniejsza niż dotąd się wydawało, że struktura społeczna ewoluuje bardzo powoli. To właśnie umożliwia przewidywanie, gdzie na tej mapie społeczeństwa wyląduje ten hipotetyczny noworodek.

Z czego wynika ta siła elit i niska mobilność społeczna?

Są trzy prawdopodobne wyjaśnienia. Pierwsze odwołuje się do pojęcia zasobów i majątku. Bogate rodziny są w stanie zapewnić dzieciom więcej troski, lepszą edukację, zdrowszy tryb życia niż rodziny mniej zamożne.

Drugie wyjaśnienie podkreśla znaczenie wychowania i wzorców, które przekazują dzieciom ich rodzice.
Trzecie wskazuje na dziedziczenie genetyczne – niektóre cechy, takie, jak wytrwałość, zaradność, pomysłowość są dziedziczone po prostu w genach. Badania wskazują, że to właśnie biologia w ponad 50 proc. determinuje to, kim jesteśmy i „reguluje” mobilność społeczną….

Jeśli chodzi o hipotezę, że to kumulacja bogactwa zapewnia elitom trwanie, to jest kilka przeczących jej i dobrze udokumentowanych historycznych dowodów. Weźmy na przykład amerykańskich osadników. Brali oni udział w loteriach, w których do wygrania były ziemie odebrane Indianom. Poszczególne działki miały wartość, licząc w dzisiejszych pieniądzach, średnio, ok. 100 tys. euro. Oczywiście, nie wszyscy uczestniczący w loteriach wylosowali ziemię, ale naukowcy dostali do ręki dokładne dane wszystkich ich uczestników. Mogli sprawdzić, czy potomkom szczęśliwców, którzy ziemię wylosowali wiodło się lepiej niż potomkom pechowców, którzy jej nie wylosowali. I wie pan, co się okazało?
Że nie ma różnicy?

Tak. Kolejne pokolenia „szczęśliwców” nie były wcale bogatsze od „pechowców”. To mocny dowód wskazujący, że rodzinne zasoby nie są najważniejsze. Innego ważnego dowodu dostarcza nam przykład Szwecji. To kraj bardzo socjalny, gdzie dba się o wyrównywanie szans, ci mniej uprzywilejowani mogą liczyć na wiele darmowych świadczeń, ułatwień i zapomóg od państwa. Z punktu widzenia mobilności społecznej efekt jest jednak żaden.

Jeśli mierzyć ją moją metodą „nazwiskową”, to we współczesnej Szwecji nie różni się ona wiele od mobilności w czasach średniowiecznej Anglii. Natomiast, co do argumentu, że kluczowa w dyskusji o mobilności społecznej jest kwestia wzorców kulturowych, czy wychowania, to świetnym dowodem przeciw niemu są badania przeprowadzone w USA wśród dzieci z Korei Południowej adoptowanych przez Amerykanów.

Po pierwsze okazało się, że rodzice mają zauważalny wpływ na cechy oraz iloraz inteligencji dziecka tylko we wczesnym etapie wychowania. Po drugie z jednej strony nie było mocnej korelacji pomiędzy zamożnością rodziny a przyszłym statusem społecznym adoptowanych dzieci, ale z drugiej część rodziców miała także dzieci naturalne i w ich wypadku ta korelacja była trzykrotnie silniejsza i istotna statystycznie.

To chyba najciekawsze badania, bo pokazują, że głównym czynnikiem determinującym pozycje społeczną jest genetyka, jakiś wpływ mają przekazywane wzorce, a zamożność rodziny niczego nie determinuje, sama jest już rezultatem.

Z Pańskich badań wynika, że jeśli ktoś w XV w. przynależał do elity, to istnieje duża szansa, że jego potomkowie w XXI w. wciąż do niej przynależą, są bankierami, lekarzami, politykami. Dobrze rozumiem?

Tak, takie prawdopodobieństwo jest bardzo duże. Nie wiem, jak jest w Polsce, ale w Anglii, czy Szwecji bywa tak bardzo często.

To bardzo ciekawe, bo z perspektywy współczesnego człowieka arystokraci i arystokracja jako ustrój, to sztuczny twór, budujący dobrobyt jednych kosztem innych. Tymczasem to, co Pan mówi wskazuje, że społeczeństwo jest naturalnie „ustrukturyzowane” i ustrój arystokratyczny tylko sankcjonuje ten stan rzeczy.

Cóż, na pewno nie chciałbym postulować powrotu do takiego ustroju.
Ale skłania Pan do nowego spojrzenia na arystokratów, czy szlachtę. Elita, jak się okazuje z historycznej perspektywy, to nie zepsuta i sflaczała klasa nierobów i snobów, ale ludzi zaradnych i inteligentnych.

Tak, elity mają zdolność do długiego utrzymywania swojej pozycji, ponieważ są zaradne, odporne na stres, pomysłowe… Co więcej, w każdym systemie społecznym są ludzie ambitni, z werwą i umiejący się dostosować. Jeśli żyją w komunizmie, osiągną sukces w komunizmie – tak, jak w tym systemie definiuje się sukces. Jeśli w kapitalizmie, to poradzą sobie w kapitalizmie.

Myślę więc, że nie można powiedzieć, że elity niezasłużenie stały się elitami. Wręcz przeciwnie. Bycie wysoko w hierarchii społecznej to nagroda za posiadanie pewnych unikalnych cech. Natomiast nie znaczy to, że należy na przykład wspierać arystokrację jako ustrój. Pamiętajmy, że opierał się on na przywilejach dla arystokratów, które dodatkowo utrwalały ich pozycję. W momencie, gdy aktualna elita zaczęła zapewniać sobie „sztucznie” bycie elitą, robiło się niebezpiecznie, społeczeństwo stawało się skostniałe, pozbawione wizji lepszej przyszłości, wpadało w biedę.

Wtedy rzeczywiście mieliśmy do czynienia z wyzyskiem. Weźmy kastowe społeczeństwo Indii, które wciąż nie skruszało pod wpływem liberalnych nurtów i wciąż charakteryzuje się bardzo niską zerową mobilnością społeczną.

Czy można jakoś ułatwiać ludziom awans w hierarchii społecznej?

Niestety, jeśli popatrzymy na historię, odpowiedź brzmi nie. Mobilność społeczna była mniej więcej taka sama w średniowieczu, jak obecnie i to bez względu na lokalizację geograficzną.
Ciekawego przykładu dostarczają nam tu Chiny. Gdy władzę po republikanach przejęli tam komuniści, zaczęto sekować elity, zwłaszcza te wywodzące się jeszcze z czasów imperialnych. W latach 60. w czasie tzw. „rewolucji kulturalnej” prześladowania nasilono, a niedobitki pouciekały na Tajwan, czy do Hong-Kongu.
Mogłoby się wydawać, że dzięki fizycznej eksterminacji elit mobilność społeczna siłą rzeczy wzrośnie i stare arystokratyczne rody u władzy zastąpią proletariusze i to na dziesiątki lat. Gdzież tam! Teraz okazuje się, że w XXI w. znów najważniejsze osoby w Chinach to dużej mierze – co jest niewytłumaczalne inaczej niż za pomocą genetyki – potomkowie imperialnej elity.
Jest jednak jeden sposób na realne zwiększenie mobilności. Mieszane małżeństwa pomiędzy ludźmi z różnych warstw społecznych.
Kiedyś takie zjawisko nazywano mezaliansem.
A to właśnie to może przyśpieszyć mobilność. Rzecz w tym, że kobiety wcale nie chcą wychodzić za mąż za mężczyzn z „niższych sfer”. Są zbyt dobrze wykształcone, niezależne i „zbyt” ambitne. Pani menedżer z Citibanku nie wyjdzie za hydraulika. Takie mentalne zamknięcie na mieszanie się społecznych klas to wielka bariera dla mobilności. Weźmy np. Egipt, w którym przed najazdami muzułmanów żyło wielu chrześcijan, zwłaszcza Koptów.
Gdy Egipt został podbity przez muzułmanów, nie zostali oni zmuszeni do konwersji na Islam, ale nowe islamskie władze na „niewiernych” nałożyły specjalny podatek. Efekt? 95 proc. chrześcijan przeszło na Islam ze względów finansowych – byli za biedni na płacenie podatku. Pozostałe 5 proc. najbogatszych chrześcijan mogło sobie pozwolić na dodatkowa daninę i po dziś dzień stanowią elitę Egiptu, a przypomnijmy, że od czasu, gdy przestali być większością w swoim kraju minęło ponad 1200 lat. Pomiędzy Koptami a muzułmanami nie dochodzi do „mezaliansów” zbyt często.
Z wszystkiego, co Pan mówi wyłania się jednak pewien smutny determinizm. To zresztą najczęściej stawiany Panu zarzut.
Nie jestem deterministą. Nie uważam, że biologia w 100 proc. decyduje o tym, kim jesteśmy, co osiągniemy, czy na co nas stać w życiu. Decyduje o tym cały zespół czynników, w tym nasza wolna wola.
Uważam jednak, że istnieją dobre dowody wskazujące, że w tym zespole czynników biologia jest najsilniejsza. Ja nie umiem przewidzieć z całkowitą pewnością, kto osiągnie w życiu sukces, a kto nie, umiem tylko stwierdzić, kto ma do tego predyspozycje. Zaprzeczanie wpływowi biologii na nasze życie jest nierozsądne. Poza tym chcę podkreślić, że mobilność społeczna istnieje – tyle, że jest długotrwałym procesem, w którym niziny wolno awansują, a elity nieprędką tracą status elit. Dynamika tego zjawiska jest wszędzie mniej więcej stała.
Skoro mobilność społeczna jest mniej więcej stała, to jaki jest sens w redystrybucji dochodu i „wyrównywaniu szans”?
Uważam, że moja teoria wręcz daje kolejny argument za dystrybucją – jest ona konieczna, żeby zredukować dyskomfort wiążący się z byciem „pechowcem”, czyli tym, który nie wygrał właściwej puli genów. Pod tym względem Szwecja jest lepsza niż USA.
Z drugiej strony Pańska teoria wytrąca z ręki argumenty członkom ruchów takich jak Occupy Wall Street, którzy protestują przeciwko „1 procentowi” najbogatszych.
Nie do końca – jeśli protestujemy przeciwko kapitalizmowi kolesiów, czyli przeciwko elitom, które sztucznie i nieuczciwie utrwalają swój status, to działamy na rzecz większej mobilności społecznej.
Niemniej jednak, muszę się Panu przyznać, że nie biorę udziału zbyt często w publicznych dyskusjach, nie czytam też komentarzy pod swoimi artykułami, czy na temat moich książek. Zbyt wiele tam emocji, za mało zrozumienia i merytoryki. Ludzie chcą wierzyć, że elity biorą się z przywilejów, a nie z zasług i zalet, ludzie odrzucają wpływ genetyki. Zresztą, nawet gdyby genetyczne wyjaśnienie długowieczności elit było nietrafne, to i tak teoria badania mobilności za pomocą nazwisk działa.
Czy istnieje jednak wobec niej jakiś poważny zarzut i czy może okazać się ona niesłuszna?
Jedyny poważny zarzut opiera się na dostrzeżeniu pewnego zjawiska. Polega ono na tym, że gdy ludzie z niższych klas awansują do wyższych dobrowolnie przybierają nowe nazwiska. Szwed Andersen, gdy awansuje, chce być nagle Von Hausswolffem, czy Von Essenem, bo to prestiżowe nazwiska i dobrze mu się kojarzą. W zależności od nasilenia takiego zwyczaju w danym społeczeństwie, możemy mieć utrudnione badanie mobilności metodą „nazwiskową”. Jednak rozczaruję pana – moje modele statystyczne brały to pod uwagę.
Które nazwiska w USA są prestiżowe?
W środowisku akademickim są to nazwiska żydowskie, np. Cohen, kojarzą się z osobami o wybitnych osiągnięciach naukowych. Prestiżowe są także nazwiska indyjskie. Nasza polityka imigracyjna jest tak skonstruowana, że do USA wpuszcza się tylko wybitnych Hindusów. To jest jej rezultat. Z kolei nazwiska latynoskie, jak Mendez, czy Lopez kojarzą się z niskimi klasami społecznymi.
A polskie?
Mają taki sam prestiż, jak szwedzkie, czy irlandzkie.
Skoro rozmawiamy o USA, to czy słynny „amerykański sen” nie zadaje kłamu pańskim teoriom? Vanderbilt, być może najbogatszych człowiek w historii, pochodził z bardzo biednej rodziny, zaczynał od zera. Spektakularny awans jest możliwy.
Ależ oczywiście, że jest. Ja mówię o trendach statystycznych, o tym, jak kształtują się ludzkie życiowe kariery po uśrednieniu. Każda jednostka ma szansę na sukces, ale nie każda ma taką samą szansę. Natomiast na to, że pojęcie amerykańskiego snu oznacza większą mobilność społeczną w USA niż gdzie indziej, dowodów nie ma. (źródło
Dr Eran Elhaik jest światowej klasy genetykiem w Johns Hopkins Medical Center. Całkowicie zgadza się z Koestlerem, że większość współczesnych Żydów nie może rościć sobie pochodzenia od Abrahama. Są oni głównie potomkami Chazarów. Żaden naukowiec od Koestlera w roku 1976 nie zakwestionował tak skutecznie uznanych „faktów” o początkach współczesnego wschodnio-europejskiego („aszkenazyjskiego”) żydostwa.
W wywiadzie udzielonym Ha’aretz w grudniu ub. roku [In an interview with Ha’aretz last December] Elhaik mówi, że jego badanie genetyczne zdecydowanie wykazuje, iż „Żydzi środkowo-europejscy (głównie polscy) są w 38% Chazarami, zaś żydzi wschodnio-europejscy (głównie rosyjscy) są Chazarami w 30%”. Ale mówi, że inne składniki genetyczne obejmują te pochodzące z Bliskiego Wschodu, których źródłem prawdopodobnie jest Mezopotamia, chociaż możliwe jest, że część tego składnika można przypisać izraelskim Żydom. (To może obejmować prawdziwych Żydów, przetransportowanych do Babilonu w VI wieku pne przez Nabuchodonozora i prosperujących tam przez 1.600 lat [1].
Ale taki wpływ genetyczny nie wystarcza, mówi Elhaik, by sugerować bliskowschodnie czy izraelickie pochodzenie aszkenazyjskich Żydów. Ale mówi, że jest bardzo silny dowód genetyczny łączący Żydów z Iranu, Kaukazu, Azerbejdżanu i Gruzji z Żydami europejskimi, tzn. tymi ludami, których przodkowie byli Chazarami.
Elhaik odrzuca hipotezę o „Nadrenii”, że Żydzi z Niemiec i zachodu migrowali do Polski i Europy wschodniej około XV wieku, tworząc tylko w pięciu krajach populację aszkenazyjskich Żydów w liczbie około 11 milionów. Mówi, że chazarscy aszkenazyjczycy ze wschodu nie wykazują żadnego podobieństwa genetycznego do Sefardyjczyków z zachodu, którzy mieli w dużym stopniu pomóc ich spłodzić.
Wśród różnych grup europejskich i nie-europejskich Żydów nie ma żadnych powiązań rasowych ani rodzimych. Różne grupy Żydów we współczesnym świecie nie mają wspólnego pochodzenia genetycznego. Mówimy tu o grupach które są bardzo różnogatunkowe, połączone jedynie przez religię.
Mówi: „Genom europejskich Żydów jest mozaiką starożytnego ludu i jego pochodzenie jest w większości chazarskie”. Elhaik podtrzymuje sztywne oddzielenie między stosunkowo prawdziwymi sefardyjskimi Żydami z zachodu i chazarskimi aszkenazyjczykami ze wschodu [2]. Takie samo rozróżnienie po raz pierwszy podkreśla Koestler i potwierdzam to w mojej poczytnej książce Izrael: nasz obowiązek, nasz dylemat [Israel: Our Duty, Our Dilemma] i filmie Inny Izrael [The Other Israel] z lat 1980.”..(źródło)
Dr Henryk Oster, genetyk i profesor na Akademii Medycznej Alberta Einsteina w Nowym Jorku, twierdzi, że odmienność Żydów jest zapisana w ich genach. W swej książce „Legacy: A Genetic History of the Jewish People” dr Oster kompleksowo zajmuje się pochodzeniem Żydów. Podejmuje w niej m.in. temat nieproporcjonalnie wysokiej w stosunku do innych populacji zapadalności Żydów na takie przypadłości, jak choroby Tay-Sachsa, Gauchera, Niemanna-Picka, Mucolipidosis IV, a także raka piersi i jajnika. Przyczyną ma być chów wsobny, do jakiego dawniej dochodziło z powodu izolacji, w jakiej przebywali Żydzi.
Inną genetyczną cechą charakterystyczną Izraelitów ma być wysoka inteligencja, co poświadczają przeprowadzone testy IQ porównywane z innymi narodami. 0,1% ludzkiego genomu ma w sobie 3 mln par nukleotydów, które zawierają „mapę drzewa genealogicznego” aż do pierwszych ludzi. Zarówno jego badanie, jak i zapadalność na choroby zakłada znalezienie różnic między ludźmi bądź całymi populacjami. W tym przypadku rasa oznacza „region pochodzenia przodków”.
Wyniki badań dr Ostera pozwalają twierdzić mu, że żydowskich korzeni nie mają za to hinduscy Żydzi z Bnej Israel oraz etiopscy Żydzi.”…(źródło)
Turcja służyła dawniej jako pomost między Azją a Europą dla wędrówek wielu ludów. Główną historyczną ludność zamieszkującą jej terytorium stanowili posługujący się językiem indo-europejskim Hetyci, którzy opanowali ten region około 1900 r. p.n.e. Podbili oni wcześniejszych mieszkańców mówiących nie-indoeuropejskim aglutynacyjnym językiem.
Nieco później antyczni Grecy osiedlili się wzdłuż egejskich wybrzeży Anatolii. Półwysep następnie przypadł w udziale indoeuropejskim Persom i Rzymianom. Dzisiejsza Turcja ukształtowała się jako niegdysiejszy rdzeń tysiącletniego Bizancjum albo wschodniego Imperium Rzymskiego (395-1453).
Bitwa pod Manzikertem (sierpień 1071 r.) była punktem zwrotnym w historii wschodniego Imperium Rzymskiego. Najazd Turków Seldżuckich jaki nastąpił w wyniku porażki armii bizantyjskiej spowodował w szybkim czasie ich rozlanie się na dużych połaciach Azji Mniejszej. Nowopowstałe Imperium Seldżuków podzieliło się na niepodległe państewka około 1100 roku. W następnym wieku zostały one najechane przez mongolskie hordy Czyngis-Chana.
Po tym jak mongolska fala oddaliła się, Turcy Osmańscy zakończyli polityczną egzystencję Bizancjum w 1453 roku, ustanawiając w jego miejsce Imperium Osmańskie, które ostatecznie rozpadło się wraz z końcem pierwszej wojny światowej. U szczytu swojej potęgi imperium to rozciągało się od terenów Bliskiego Wschodu po północną Afrykę i Południowo-Wschodnią Europę.
Turcy, którzy podbili Anatolię byli koczowniczymi pasterzami. Pomimo, że ich przybycie pozostawiło po sobie trwały i do dziś ugruntowany wpływ językowy, religijny i kulturowy na region, ich liczby były niewystarczające aby całkowicie zmienić genetyczny wizerunek podbitej anatolijskiej ludności.
Warto w tym miejscu nadmienić, że interesujący cykl transferów ludnościowych nastąpił w pierwszych dekadach XX wieku, podnosząc w regionie anatolijskim udział ludności mówiącej językiem tureckim z 55% do 80%. Migracje populacyjne objęły przymusowe wysiedlenia dużych grup greckiej i ormiańskiej mniejszości narodowej oraz sprowadzenie i osiedlanie tureckich i nie-tureckich skupisk ludności muzułmańskiej z terenów dawnego Imperium Osmańskiego. Jeszcze w dekadzie 1989-2000 osiedlono dodatkowo około 300 tys. muzułmanów. Ludobójstwo 1,5 miliona Ormian dokonane przez Turków w latach 1915-1917 również wpłynęło znacząco na kompleksową strukturę ludności w regionie.
W wydanym w 1985 roku „Słowniku antropologicznym” Roger Pearson napisał, że Turcy są „dzisiaj wchłonięci przez kaukazoidalną ludność Anatolii”. Przez słowo „kaukazoidalna” miał na myśli geograficzną rasę Europidów „zwyczajowo dzielącą się na podgrupy: nordycką lub północno-europejską, wschodnio-bałtycką lub północno-wschodnią-europejską, śródziemnomorską, atlanto-śródziemnomorską, alpejską, dynarską, armenoidalną, indo-irańską itd. Kaukazoidzi charakteryzują się ogólnie jasną skórą, wąską lub średnio-szeroką twarzą, wysokim mostkiem nosa i nieobecnością prognatyzmu”.
Antropolog fizyczny Carleton Coon, publikując w latach 60-tych XX wieku swoje badania naukowe, używał ludności Turcji jako zasadniczą ilustrację „rozmijania się cech rasowych z miejscową kulturą”. Zgodnie z Coonem, Turcy byli praktycznie nie do odróżnienia fizycznie od Greków, oprócz posiadania mniejszej ilości tkanki tłuszczowej i nieco większych, dłuższych twarzy. Różnice fizjonomiczne lokalnej ludności przesuwały się ewidentnie z zachodu w kierunku wschodnim: najjaśniejsze odcienie skóry można było zobaczyć u egejskich wybrzeży Turcji, a występowalność błękitnych oczu wśród zachodnich Turków sięgała 85 procent.
W czasie ich przybycia do Azji Mniejszej w XIII wieku, otomańscy Turcy byli „nieliczną grupa jeźdźców w liczbie wahającej się pomiędzy 400 i 2,000 tys. przybyszów – resztki koczowniczego plemienia wypchniętego z Azji Środkowej przez Mongołów”. Przybyli bez kobiet, i zaczęli zawierać małżeństwa w obrębie swoich rodzin ze stosunkowo licznymi kaukazoidalnymi Grekami, Ormianami, Kurdami i niewielką grupą Turków Seldżuckich i Turkmenów, którzy również zasiedlili Anatolię.
Coon konkludował: „Turcy dziś są głównie Kaukazoidami. W wymiarach ciała, wyglądzie zewnętrznym, posiadanych grupach krwi, Turcy zamieszkujący dziś skrawek południowej Europy i Anatolię, są zaledwie cieniem swojego mongolskiego pochodzenia”.
Post-Hetyci stają się Euro-Turanami
Wykorzystując genetykę populacyjną, L. L. Cavalli-Sforza i inni autorzy doszli do takich samych wniosków w pracy „Historia i geografia ludzkich genów” (1994): „Na podstawie obecnej wiedzy, Turcy wydają się być stosunkowo mało skuteczni w zaznaczeniu swojej genetycznej obecności, nawet gdy okupowali całą dzisiejszą Turcję, przychodząc ze wschodu”.
Powodem tego jest to, że niedawne historyczne migracje ludów – przynajmniej przed nadejściem współczesnych nam oficjalnych form polityki niszczenia i zastępowania ludności białej na jej rodzimych terenach – mogły mieć niewykrywalny genetycznie wpływ, gdy gęstość ludności miejscowej (wcześniejszych mieszkańców) była wysoka, a armie najeźdźców były niewielkie.
„Kiedy mobilność (pasterskich, nomadycznych ludów) staje się bardzo wysoka, szansa znaczącego wpłynięcia na lokalną pulę genów zajmowanych krajów maleje drastycznie. Małe i dobrze zorganizowane armie mogą szybko podbić duże państwa, ale najeźdźcy nie mają dość czasu by rozmnożyć się na tyle by wpłynąć na miejscową bazę genetyczną w sposób dostrzegalny, zwłaszcza jeśli dotyczy to krain wysoko rozwiniętych rolniczo i mających wysoką gęstość ogólnego zaludnienia. Szansa wpłynięcia na zmianę lokalnej kultury i języka jest w takich wypadkach znacznie większa niż w przypadku genów. Potężna elita zdobywców może – nawet jeśli stanowi absolutną mniejszość – narzucić swoją władzę, a wraz z nią język i obyczaje, innymi słowy hegemonię kulturową, ale jest zdecydowanie ograniczona w ekspansji genetycznej”.
Pewną analogię stanowi też przykład Węgier: „Nawet w przypadku inwazji Madziarów (koczowniczy lud pół-turecki, posługujący się językiem ugrofińskim) na terytorium Węgier, która była na pewno większej wagi demograficznej niż turecka ekspansja, a szło z nią w parze osadnictwo, jest niezwykle trudno znaleźć określone genetyczne ślady, które okazują się istnieć na granicy wykrywalności”.
Podsumowując, język turecki i religia muzułmańska nałożone zostały na ludność w przeważającej mierze pochodzenia indoeuropejskiego, posługującą się z reguły greką – oficjalnym językiem Imperium Bizantyjskiego. Pod względem rasowym i genetycznym Turcy anatolijscy są spokrewnieni z innymi białymi ludami. Różnice są w większości natury kulturowej, lingwistycznej i religijnej. Wskazać przy tym należy, że omawiany tutaj region ma złożoną ogólną strukturę populacji, sięgającą kilka tysięcy lat wstecz i wymaga dalszego badania. Dziś wszakże obraz biologiczny staję się w sposób nieunikniony najbardziej wyrazistym dowodem. (źródło)


Rozmowa z prof. TOMASZEM GRZYBOWSKIM, kierownikiem zakładu genetyki molekularnej i sądowej w Collegium Medicum UMK.

Co pana zainspirowało do badań nad Słowianami? Prowadzony od lat spór o „polskość” Biskupina?
– Bynajmniej! Spór o kulturę łużycką, choć ciekawy, wydawał mi się zawsze nierozwiązywalny na gruncie badań genetycznych. Przyczyna była bardziej prozaiczna. Jako genetycy sądowi potrzebowaliśmy wyników badań częstości genów u Słowian dla potrzeb naszych ekspertyz wykonywanych na zlecenie wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania. W przypadku niektórych rodzajów DNA, zwłaszcza tzw. mitochondrialnego (dziedziczonego w linii żeńskiej – red.) większość danych z naszej części Europy pochodzi właśnie z naszego laboratorium. Okazało się, że dane te można wykorzystać również do zrekonstruowania genetycznej historii ludów słowiańskich.
– Skupił się pan na linii matczynej? Dlaczego?
– Cały mitochondrialny DNA jest od strony technicznej nieco łatwiejszy do zbadania niż pełny chromosom Y. Prowadziliśmy jednak w różnym zakresie również badania chromosomów Y dochodząc do podobnych wniosków, np. wyodrębniając pewne typy chromosomów Y charakterystyczne dla Słowian zachodnich, które powstały również dość dawno, bo przynajmniej 2 tysiące lat temu.
– Przypuszczał pan, że badania genetyczne mogą wprowadzić w takie zakłopotanie archeologów? Przecież niemal całkowita wymiana ludności na naszych terenach około V wieku była dotąd archeologicznym dogmatem.
– „Dogmatem” była jedynie dla tzw. archeologii kulturowo-historycznej. Przyjmuje ona za pewnik, że zmiany w kulturze materialnej muszą być wynikiem dyfuzji lub migracji ludności przybyłej „z zewnątrz”. Ale ten sposób myślenia w archeologii nie jest jednak dzisiaj jedynym ani tym bardziej dominującym. Bo zmianom kulturowym niekoniecznie muszą towarzyszyć poważne zmiany ludnościowe.
– Co dokładnie pan zbadał?
– Muszę najpierw podkreślić, że w opracowaniach takich jak nasze pojęcie „Słowianie” odnosi się do puli genowej współczesnych populacji Europy środkowej i wschodniej mówiących językami słowiańskimi. Nie jest to zatem pojęcie kulturowe czy językowe, lecz ściśle biologiczne (genetyczne).

Przebadaliście…
– Ponad 2,5 tysiąca. Na przestrzeni ostatnich kilku lat nasz polsko-rosyjski zespół poddał badaniom osoby reprezentujące wszystkie trzy grupy językowe współczesnych Słowian – zachodnią (Polacy, Słowacy, Czesi), wschodnią (Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini) i południową (Serbowie, Chorwaci, Słoweńcy). Skupiliśmy się głównie na wspomnianym mitochondrialnym DNA (mtDNA), tworzącym matczyną genealogię, ale zbadaliśmy też większość tych osób również pod kątem chromosomów Y, dziedziczonych wyłącznie w linii męskiej, tj. z ojca na syna.
– Co dalej z tymi danymi?
– Zbadane przez nas cząsteczki mtDNA i chromosomy Y podzieliliśmy na tzw. haplogrupy, czyli zbiory cząsteczek pochodzących od wspólnego przodka w linii żeńskiej i męskiej. Weźmy dla przykładu mtDNA – dziedziczy się on tylko w linii żeńskiej. Każda haplogrupa ma swoją założycielkę, która pojawiła się w określonym miejscu i czasie. Za pomocą tzw. zegara molekularnego (czyli pewnych założeń co do tempa pojawiania się zmian w mtDNA) można określić, jak długo haplogrupa powstawała.
– Jak powstawali nasi Słowianie?
– W zbadanych przez nas europejskich haplogrupach odnaleźliśmy wiele mniejszych pod-zbiorów, które najprawdopodobniej powstały tu, w Europie środkowo-wschodniej. Zaczęły się one kształtować bardzo dawno, w niektórych przypadkach aż 6-7 tys. lat temu. Co do niektórych linii żeńskich charakterystycznych dla współczesnych Słowian możemy więc mówić o ciągłości w Europie środkowo-wschodniej od epoki brązu i żelaza. Wygląda na to, że zrobiliśmy pierwsze kroki na drodze do wykazania ciągłości linii żeńskich w naszej części Europy.
Co ciekawe, podobną ciągłość wykazali antropolodzy fizyczni. Przeanalizowali oni cechy morfologiczne szkieletów odkrytych w dorzeczu Odry i Wisły z okresu rzymskiego i wczesnego średniowiecza i nie znaleźli w nich żadnych istotnych różnic.
– Ile nas łączy z innymi Słowianami? Można w wyniku tych badań powiedzieć cokolwiek o odrębności Polaków?
– Słowianie tworzą pod względem genetycznym grupę bardzo jednorodną. Pewne różnice dotyczą jedynie populacji zamieszkujących na południu i północy kontynentu. Trudno tu mówić o jakiejkolwiek odrębności Polaków.
– No wie pan… „Polski my naród, polski lud, królewski szczep piastowy”.
– Długo zastanawialiśmy się, czy w ogóle istnieją jakiekolwiek cechy, które odróżniałyby Słowian od innych Europejczyków. W latach 2000-2005, kiedy prowadziliśmy badania na niższym poziomie rozdzielczości wydawało się nam, że takie cechy nie istnieją. Przekonanie to zmieniło się z chwilą, kiedy jako pierwsi w Polsce przeprowadziliśmy populacyjne badania pełnych genomów mitochondrialnych, czyli całych cząsteczek mtDNA. Okazało się, że takie subtelne odmienności da się wyróżnić, a dotyczą one pewnych rodzajów cząsteczek obserwowanych w populacjach środkowej i wschodniej Europy, choć bez wskazania określonych grup etnicznych w rodzinie słowiańskiej.
Gdy jednak patrzymy na linie męskie, widzimy nieco więcej odrębności. Ciekawostką jest na przykład, że Czesi i Słowacy sytuują się nieco bliżej populacji germańsko-języcznych niż Polacy. Może to wynikać z pewnego przepływu genów pomiędzy przodkami naszych południowych sąsiadów a plemionami germańskimi we wczesnych okresach formowania się Słowiańszczyzny, co zostało szczególnie uwydatnione ze względu na niewielką liczebność ówczesnych populacji.
– Jak często pojawiali się w naszej populacji ludzie bez słowiańskich korzeni?
– Tego rodzaju domieszki pochodzą przede wszystkim z populacji azjatyckich i wynoszą ok. 1,5 proc. ogólnej puli DNA współczesnych Słowian. Wykazaliśmy to w badaniach różnych rodzajów DNA. Bardziej problematyczne jest wskazanie okresu, z którego domieszki te pochodzą – niektóre mają swe źródło w prahistorii, inne w czasach historycznych, np. we wczesnośredniowiecznych kontaktach populacji środkowej Europy z plemionami ałtajskimi. Zawartość domieszek aszkenazyjskich wynosi u Polaków ok. 1 proc., a o połowę mniej jest u nas DNA o rodowodzie afrykańskim.
– Czyli mamy w sobie 1 procent z Żyda i pół procenta Afrykańczyka?
– W całej naszej populacji jest mniej więcej tyle osób, których DNA nosi cechy właściwe dla Aszkenazyjczyków i mieszkańców północnej Afryki.
– Terytoria słowiańskie były przez wieki miejscem niezliczonych wojen – pozostały ślady w naszych genach?
– Raczej nie, jeśli pominiemy wspomnianą śladową zawartość linii azjatyckich. Epizodom wojennym towarzyszyły migracje, jednak jest mało prawdopodobne, aby tego rodzaju ruchy na małą skalę i dokonujące się w stosunkowo krótkiej perspektywie czasowej zostawiły jakiś ślad w puli genowej współczesnych populacji naszej części Europy. Muszę tu jednak wspomnieć o wynikach badań międzynarodowego zespołu, w których uczestniczyli również badacze z naszej jednostki, a które dotyczyły chromosomów Y w populacjach Polski i Niemiec.
W badaniach tych wykazano istnienie swoistej genetycznej granicy pomiędzy Polską a Niemcami, która, o dziwo, pokrywała się z obecną granicą polityczną. Było to zadziwiające, gdyż różnice w częstościach genów pomiędzy obszarami geograficznymi mają zwykle postać klina, tzn. częstości zmieniają się stopniowo. Sugerowano, że taka niezwykła genetyczna granica wytworzyła się bardzo niedawno, na skutek masowych przesiedleń ludności ze wschodu na zachód po II wojnie światowej. Na razie jednak, przynajmniej moim zdaniem, nie przedstawiono na to przekonujących dowodów.”…(źródło)
Ważne
„Z badań włoskich ekonomistów wynika, że przez ostatnie 600 lat te same rodziny zaliczają się do najbogatszych we Florencji – informuje pb.pl. Ekonomiści porównali dane podatkowe we Florencji z 1427 r. i 2011 r. Wynika z nich, że rodziny, które były bogate w czasach renesansu należą do bogatych także obecnie. Ekonomiści przekonują, że zawód i poziom dochodu przodków pozwala przewidzieć zawód i poziom dochodu współczesnych członków najstarszych florenckich rodów. Ich zdaniem, wnioski wynikające z ich badania można w całości zastosować do innych gospodarek rozwiniętych zachodniej Europy. (źródło)
Monika Florek-Moskal „Skąd pochodzą Polacy”…”Badania DNA Polaków nie ujawniły żadnych różnic genetycznych między ludnością chłopską i szlachecką. ”Polacy różnią się między sobą mniej niż inne społeczności, wszyscy mamy podobny koktajl genów – sugerują próbki DNA, które pobrano do tej pory w różnych rejonach Polski”…”we Włoszech, Francji i w Wielkiej Brytanii w jednym społeczeństwie żyją obok siebie grupy wręcz odmienne genetycznie” – mówi dr Rafał Płoski, kierownik pracowni genetycznej Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Warszawie.

Mój komentarz
Praktycznie jedynym narodem w Europie, narodem wyjątkowym, w którym elity i warstwy niższe są jednym narodem, genetycznym narodem, są Polacy. W świetle badan genetycznych. To czyni kulturę polska, jej aksjologię, jej cywilizację – wyjątkową. Dosłownie. Jedne populacja genetyczna, jeden naród, jedna kultura .

Większość państw europejskich, ich społeczeństw składa się z dwóch, genetycznie różnych narodów. Genetycznych panów i genetycznych parobków. Dosłownie. I tak jest od wielu wieków, czasem dłużej, czasem krócej. Normanowie w Anglii i Rosji i na Rusi, Frankowie we Francji, Holandii, Niemczech, Wizygoci w Hiszpanii, Longobardowie, Ostrogoci, Włochy, tureccy Bułgarzy w Bułgarii itd.  W wypadku superelity, czyli Rothschildów i rodzin z nimi spokrewnionych – to trochę ponad dwieście lat.
Istnienia genetycznych ras panów w Europie Zachodniej jest faktem. Wieczni niewolnicy i wieczny panowie .Jedynym wolnym ludem, wolnym narodem w Europie, który nie ma nad sobą genetycznych panów, jest naród polski. Tymi wolnymi ludźmi, którzy nie są rządzeni od wieków przez obcych są Polacy. Cała reszta to ludy podbite służące karnie z pokolenia na pokolenie pokoleniom obcym zdobywców.  [Już są od paru wieków rządzeni przez Żydów – admin]

video – Genetyk, prof. Tomasz Grzybowski o etnogenezie Słowian
video – Relacja ze spotkania z prof dr hab. Krzysztofem Witczakiem pod tytułem: „Wspólnota indoeuropejska w świetle językoznawstwa”.
Marek Mojsiewicz

Osoby podzielające moje poglądy, lub po prostu chcące otrzymywać informację o nowych tekstach proszę o kliknięcie „lubię to „ na mojej stronie facebooka 
Marek Mojsiewicz i  na  Twitterze  
Zapraszam do przeczytania pierwszego rozdziału nowej powieści „ Pas Kuipera”
Rozdział drugi Rozdział trzeci 

Zapraszam do przeczytania mojej powieści „Klechda Krakowska”
rozdziały 1
„ Dobre złego początki „ Na końcu którego będzie o boginiKali„ Nienależynerwosolu pić na oko „ rzeźbie NiosącegoŚwiatło Impreza Starskiego „ Tych filmów już się oglądać nie da „ 7. „ Mutant „ „ Anne Vanderbilt „ „ Fenotyp rozszerzony.lamborghini„ 10. „ Spisek w służbach specjalnych „11. Marzenia ministra ołapówkach „ 12. „ Niemierz i kontakt z cybernetyką „  13„ Piękna kobieta zawsze należy do silniejszego „ 14 ” Z ogoloną głowa, przykuty do Jej rydwanu „
Powiadomienia o publikacji kolejnych części mojej powieści . Facebook „ Klechda Krakowska
Ci z Państwa , którzy chcieliby wesprzeć finansowo moją działalność blogerską mogą to zrobić wpłacając dowolną kwotę w formie darowizny na moje konto bankowe
Nazwa banku Kasa Stefczyka , Marek Mojsiewicz , numer konta 39 7999 9995 0651 6233 3003 000
1
Jestem zainteresowany współpracą z portalem informacyjnym w zakresie dokonania przeglądu prasy, w tym anglojęzycznej, ewentualnie tłumaczeń z tego języka, tworzenia serwisu informacyjnego Analiz programów i tym podobnych Zainteresowanych proszę o kontakt.
http://naszeblogi.pl/

Artykuł, skądinąd b. wartościowy, był napisany przy użyciu dość „kreatywnej” interpunkcji. Co mogłem, co zauważyłem – to poprawiłem…
Admin



 https://marucha.wordpress.com/2016/08/27/genetycy-jedynym-narodem-ludzi-wolnych-w-europie-sa-polacy/#more-60109