Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lotnisko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lotnisko. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 10 stycznia 2019

Bergamo.




Lotnisko. Czekam na samolot do Polski. Trochę drzemię, trochę myślę, trochę rozglądam się po ludziach wokół.

Po prawej na końcu rzędu krzeseł jakaś rodzina – ewidentnie Włoch i zapewne jego żona Polka, i jej siostra (?) rozmawiają po polsku i po włosku. Na przeciw mnie dwie pary. Jego jakbym skądś znał, ale nie wiem skąd. Mam tak od czasu Poznania, ciągle wydaje mi się, że skądś znam kogoś... Kojarzę twarz, ale bez okularów, tak jakby ktoś ze szkoły podstawowej...?

Po lewej jakaś para – on łysy nalany ok. 30 lat, ona czarna - siedzi sztywno i patrzy na mnie, on też zwrócony jest w moją stronę i cały czas się uśmiecha mówi coś do niej, nie podoba mi się ten uśmiech. Na lewo ode mnie pojawiła się jakaś młoda para, on gra na telefonie, ona chyba coś czyta, siedzi w grubej czapce, jest dość ciepło na hali. Obok mnie po prawej młoda kobieta z dwójką dzieci w wieku ok. 8-10 lat. Wygląda na Polkę, ale mówi do nich po włosku. Ma blond włosy krótko ścięte z tyłu, widzę dużo pudru na policzku, podkreślone na czarno oczy, drobne zmarszczki w kącikach oczu – oceniam, że ma jakieś 35 lat, nie więcej niż 38. Po zachowaniu dzieci wnioskuję, że jest sama i to raczej więcej niż 2 lata. Szybko omiatam wzrokiem łuki jej ciała – tak, to na pewno Polka. Chodzę po hali, wracam na miejsce – ktoś mnie podsiadł, siadam obok swojego miejsca, ona siedzi obok. Po chwili dopytuję po polsku: Polka we Włoszech?

Tak, odpowiada, wypytuję ją o pewne kwestie językowe, dziwi się, że słyszę polskie zwroty we włoskiej wymowie, opowiada mi o życiu za granicą, o obyczajach Włochów i że jest kryzys. Rozmawiamy jakiś czas, rzeczywiście jest sama.. Przychodzi taki moment, kiedy sięga do torby i zsuwa się z krzesła – wtedy za nią widzę młodego faceta, wydaje mi się, że już go kiedyś widziałem. Siedzi ze dwa krzesła za nią ma dziwnie spoconą twarz i dziwnie trzyma telefon w wyciągniętej ręce. Nieeee.... myślę sobie, już tutaj są?

Facet – podobny do Kajdanowicza z TVNu nagle ożywia się, gdy zauważa, że się patrzę na telefon. Podnosi i przekrzywia telefon w dłoni w moją stronę, mimiką twarzy i całym sobą gwałtownie daje mi znaki. Tak, to młody ubek, który nęka mnie hasłem: zadzwoń do Pajaca, bo bez tego....


Zaczynam się zastanawiać, czy cała ta sytuacja nie jest aby specjalnie zorganizowana pod ten gest...
Nic nie jest pewne - to przecież koniec czasów...


Po swojej prawej ręce widzę kogoś jeszcze. Za rzędem krzeseł stoi nieruchomo jakiś człowiek, ma na plecach mały pękaty kolorowy plecaczek, ręce nienaturalnie luźno zwisają po bokach, symetrii tej postaci dopełnia równie pękaty odstający brzuszek - efekt obżerania się chlebem, raczej nie od piwa. Wyglądał raczej jak jakaś, że tak powiem łajza... Parzył się na nas. W zasadzie to patrzył się na nią nieruchomym wzrokiem.

Już trwa odprawa, proponuję iść w kolejkę, ona zbiera swoje torby i idziemy razem, stajemy na końcu kolejki. Po chwili obok mnie po prawej staje "Kajdanowicz" ze spotniałym pyskiem. Stoi obok zwrócony nieco w moim kierunku, zupełnie jakbyśmy byli znajomymi, wpatruje się w podłogę – skupiony jest na naszej rozmowie, ostentacyjnie podsłuchuje o czym mówimy. Stoimy tak w piątkę. Ja, ona, jej dwoje dzieci i nadzorca z polskojęzycznego gestapo.

Nie mam prywatności , nie mam intymności, w całej tej sytuacji brakuje tylko parafrazy filmowego „A tak witamy się w niemczech”...

Skończył się mój tydzień wolności, wracam do Polski.

Polska.

Jest już wieczór, idę do hostelu i po drodze wstępuję do sklepu. Za kasą młoda dziewczyna, żeby wyciągnąć portfel stawiam na ladzie napój, z którym przyszedłem plus rzeczy pozbierane w sklepie. Zauważam, że skasowała napój, zwracam jej uwagę, krótka rozmowa, kogoś mi przypomina, chcę ją o to zapytać, za długo się przyglądam, ona się uśmiecha i mówi stanowczo Dobranoc.
Rano idę do Sowy i przechodzę obok sklepu, za kasą jakiś łepek, u Sowy zamawiam kawę z Opium i rozkładam swoje rzeczy: telefon, notatnik i pióro.
Przy kontuarze zauważam jakiego człowieka, nienaturalnie i szeroko gestykuluje rękoma, wybiera jakieś ciasto, ma na sobie czarny płaszcz i jest niewysoki, nie widzę twarzy, bo stoi tak zwrócony, nie przyglądam mu się, przechodzi obok mnie i znika w głębi kawiarni. Dostaję swoje zamówienie, kelnerka jest bardzo miła, mówi do mnie dziękuję serdecznie, uśmiecha się.

Zaczynam spisywać Ill the beast, robię przerwy, popijam kawę, rozglądam się, myślę, czekam aż pióro napełni się słowami, by wylać je ze środka na papier.

Facet w czarnym płaszczu chyba wychodzi, po chwili zauważam, że stoi na dworze i rozmawia przez telefon, dość długo. Zaczynam coś podejrzewać, bo stoi dokładnie w miejscu na które patrzę przez okno, w końcu odwraca się w moja stronę – ewidentnie Włoch, ma ciemna skórę, krótkie kręcone czarne włosy szpakowate na końcach, kończy rozmawiać, chowa aparat, poprawia szal i odwraca twarz w moim kierunku - widzę tylko jedno oko, patrzy prosto na mnie przez moment beznamiętnie....


Przypomina mi się pogrzeb mojej matki. W kaplicy już zamknęli wieko, podchodzą ludzie, żeby wynieść trumnę, jeden z nich, gdy pochylił się i złapał za uchwyt trumny, niespodziewanie wykręca głowę w moją stronę, dokładnie wie, gdzie siedzę, patrzy mi się prosto w twarz i uśmiecha, zupełnie, jakby zrobił mi jakiś dowcip...


Włoch jednak nie uśmiechał się, był bardzo poważny, czy ten telefon to kolejny rebus? Na to wygląda, poprawił szal i wrócił do lokalu nie patrząc bardzo na mnie.


Wieczorem znowu idę do miasta, przechodzę koło sklepu, kiedy wychodzę na drogę przy kamienicach spostrzegam młodego człowieka, czeka na mnie kawałek za witryną sklepu, kiedy go zauważam, on też mnie zauważa i rusza w moim kierunku, jest poważny na twarzy, patrzy się nie na mnie, ale w ten kąt między ścianą sklepu, a chodnikiem, ma pedalską proweniencję i ewidentnie idzie na zderzenie, od razu przystaję i obserwuję co on zrobi, kiedy się zbliża, rzucam też okiem na sklep – jest dziewczyna, ta sama co wczoraj, widzi mnie i wtedy wciąga wargi do wewnątrz, robi nerwowe ruchy, oczy ma rozbiegane, krótko wybija rytm palcami po blacie, już wiem, że z nią rozmawiali, patrzę na pedała z ABW, gotowy jestem, żeby go odepchnąć, idzie prosto na mnie, nie patrzy się i nie jest mu do śmiechu, wzrok wbity w ziemię, idzie na skos, przecina moją drogę, ale idzie na mnie, w ostatniej chwili skręca i wymija mnie po lewej stronie.


Kilka miesięcy temu we Wrocławiu, też tak było, zanim przeszedłem z dworca na rynek miasta z dziesięciu takich spotkałem. Czekali na mnie w tłumie na ulicy, na płycie rynku, kiedy byłem już blisko, ruszali w moim kierunku, jakby zobaczyli znajomego, wyciągając ręce do przodu, jakby w geście serdecznego powitania, gwałtownie przystawałem w tych momentach, ostro zmieniałem kierunek w którym szedłem i dawałem wyraz swojego niezadowolenia, stawali kręcąc głową udając osoby zdezorientowane. To się nazywa ćwiczenie pamięci ciała, poprzez takie działania, chcieli nauczyć mój organizm przyzwyczaić do tego typu zachowań.

A może chodzi o wypchnięcie?

Czym jest opętanie? Dlaczego „zły duch” (po prostu jakiś człowiek, który wszedł do cudzego ciała) wyje, mówi innym głosem i ostentacyjnie daje oznaki swej bytności w jakimś człowieku? Żeby nauczyć ludzi, jak wygląda przejęcie kontroli nad ciałem innego człowieka, tak, ABY UKRYĆ FAKT, ŻE TAKIE PRZEJĘCIA ZACHODZĄ "PO CICHU", I ŻE DZIĘKI TYM PRZEJĘCIOM MOŻNA PRZEJĄĆ KONTROLĘ NA PRZYKŁAD NAD STERAMI DANEGO PAŃSTWA, ALBO PRZEDSIĘBIORSTWA.

Wcześniej należy wypchnąć dana osobę z jej ciała lub zagłuszyć. Niektóre osoby z mojego otoczenia specjalnie ignorują to co mówię, albo – na moje zapytanie – permanentnie odpowiadają nie na temat. Do tego kwestionowanie mojej seksualności. Wiele innych zachowań jak np. zadawanie pytań o podwójnym znaczeniu – być może ta osoba nie pyta o to, co myślisz, tylko o coś innego – i ty wyrażasz na to zgodę lub nie. Patrz - „zgoda” na tzw. przyjście tzw. Ducha świętego, „otwarcie się na Boga” itp. zabiegi.

Stwarzają mi nieznośne warunki bytowania, bym podjął chęć ucieczki z własnego ciała, traktują jak kogoś innego, by doprowadzić do rozerwania jaźni – rozdwojenia. ABW opowiada o mnie, że jestem jakoby świrem – taka informacja wyszła do mnie od 2 ludzi, z którymi się stykałem.

A więc wmawiają ludziom, że jestem jakoby kimś innym, na wiele sposobów, w ten sposób również usiłują wyłgać się od tez zawartych w Werwolf.

Symptomy po przejęciu – zachowuje głos i charakterystyczną wymowę właściciela, ale osoba nie zna szczegółów ze swojej przeszłości, MA INNE NAWYKI i wiele innych, o czym nie mogę napisać ze zrozumiałych względów. Nawyki to coś, co się kształtuje latami i nie sposób mieć nowe nawyki z dnia na dzień. Taka osoba może też wracając do swojej przeszłości, opowiadać w kółko tylko kilka historii – bo po prostu więcej nie zna. Jak ktos ma 80 lat i w kółko opowiada o sobie 5 (słownie: P I Ę Ć ) historyjek, to jest powód do zastanowienia się. Jesli mamy podejrzenie, to zdanie "Na początku robił wszystko, bawił i przewijał dzieci, a potem nagle przestał" staje sie wymowne, szczególnie słowo NAGLE - zmiana jest ewidentna, tylko brakuje wiedzy i wyobraźni, by zdefiniować przyczynę...

Druga metoda jaka stosują to podrywająca mnie dziewczyna, która siedzi ze swoim niby facetem nieopodal. Siadam w kawiarni i po kilku minutach mam obstawę – na wprost jeden dwóch facetów, z boku, para co udaje parę, czasem ktoś jeszcze. Ona zaczyna na mnie się patrzeć i daje mi ukradkiem znaki, zaczyna palcami wykonywać posuwiste ruchy tam i z powrotem. On siedzi jakby za nią, jest w tle. W pewnym momencie zaczyna robić to samo co ona. Obydwoje zaczynają się otwarcie na mnie patrzyć i powtarzają ruchy naśladujące ruchy frykcyjne. Wpatrują się we mnie, jakby czegoś szukali na mojej twarzy. Odwracam się... Tamci też zaczynają mi dawać znaki. Odwracam się w jeszcze innym kierunku, albo wychodzę.

Ta metoda przypomina gotowanie żaby w kotle, od lat stosowali wobec mnie pewne zachowania, które dopiero w 2017 roku znalazły swoje wytłumaczenie, kiedy zaczęli je stosować wszystkie naraz wraz z ferią otwartych ataków.

Czasem po prostu siadają obok mnie, ładna dziewczyna i jakiś koleś, udają rozmowę, ona daje mi znaki, on zaczyna się drapać po nodze... Ona rzuca mi spojrzenia, ale to spojrzenia sprawdzające, czy się patrzę – na to drapanie, które jest w zasięgu mojego wzroku (patrz: Zdolność patrzenia), i które coraz bardziej przypomina zachowanie o charakterze seksualnym, i które trwa i trwa i trwa...




Koniec dygresji.
Za dużo tych rzeczy do opisania, tak wiele tego było.


Idę do miasta.

W centrum zaczepiają mnie młodzi ludzie i nagabują na tutejsze lokale. Odmawiam po kilka razy, jedna dziewczyna przykuwa moja uwagę, ma taki znajomy głos...

Zastanawia mnie to, zaczynam się kręcić i wracam w to samo miejsce, znowu do mnie podchodzi jest pewna siebie, coraz bardziej podejrzewam, że się znamy..
Znowu rozmawiamy, przyglądam jej się, i trudno mi ją rozpoznać, ale jednak... to może być ona...Jakiś taki znajomy głos mówię... jej mowa wyraźnie zwolniła, choć rezolutnie odpowiada, że może znam taką, a taką rodzinę z tej tamtej dzielnicy, po chwili dodaje, ze najwyraźniej już głos jej ochrypł od tego nagabywania, łapie się za gardło i masuje szyję... wyraźnie straciła rezon, jest nieco sobą rozczarowana, poddaje się i powoli odwraca mówi coś jeszcze, życzę jej wesołych świąt, już odwrócona odpowiada: to do miłego...

Tak, to na pewno ona.


Wracam do sklepu, jest już późno, przed sklepem krępy facet rozmawia przez telefon, dziewczyna na posterunku, jednak nie wydaje z siebie żadnych sygnałów jak wcześniej, zagaduję ja przy kasie, odpowiada mi coś tam, śmieje się, jest swobodna, ktoś wchodzi ona ponagla mnie, czy to wszystko, wychodzę, facet nadal gada przez telefon, patrzy się na mnie, idę do siebie.


Mija kilka dni.

Powoli zaczynają się ataki, na początku po powrocie do pracy jeżdżę samochodem, wszystko zaczyna się od początku, gdy jadę koleją...


Przeciwko komu są opracowane takie metody?


Wojna się nie skończyła. Ona trwa nieustannie od wieków, zmienia się tylko zabarwienie ideologiczne, które zaciemnia, ukrywa prawdziwych decydentów...





Idziesz ulicą, albo siedzisz w kawiarni. Podchodzi do ciebie jakiś człowiek i nieznacznie niby przypadkiem dotyka twojego ramienia. Oburzasz się, albo nie.

Za jakiś czas znowu ktoś dotyka twojego ramienia, a za godzinę znowu ktoś. W końcu prawie codziennie jakiś obcy na ulicy dotyka twojego ramienia – lub tylko udaje, że chce cię dotknąć. Zbliża się, ale tego nie robi, przecina twoją drogę, uśmiecha się, nic więcej...

Nie możesz go uderzyć, bo jak to wytłumaczysz?

Po kilku latach jesteś wykończony, bo nieustannie ktoś wtrąca się do twojego życia. Kiedy idziesz ulicą zwracasz uwagę, czy ktoś idzie w twoim kierunku, i czy przypadkiem nie zamierza cię dotknąć. Nie masz prywatności, bo ktoś nieustannie narusza twoją strefę bezpieczeństwa, twoją strefę prywatności. Jesteś nieustannie zagrożony, choć nic na to nie wskazuje. Nikt tego nie widzi, kiedy sam idziesz ulicą. Czasami tylko w pociągu widzą i rozumieją to przypadkowi ludzie...
Permanentny stres i poczucie zagrożenia...

Agentura szkaluje cię, organizuje intrygi i zasadzki, opowiada kłamstwa na twój temat ludziom z twojego otoczenia, „prosi” ich o współpracę, instruuje – nie wiesz, kto kłamie, a kto mówi prawdę, bo jesteś ściśle otoczony przez kłamstwa... A do tego ludzie po prostu kłamią, bo tak mają. 

„Jak mi (tego) nie zrobisz, to pójdę do Jacka” grozi mi i śmieje się dziewczyna.... Dlaczego się śmieje? O którego Jacka jej chodzi, przecież to jest wieloznaczne... Nie wierzy w to co napisałem, a może śmieszy ją to, czy po prostu to taki kobiecy rebus - czy raczej wykonuje polecenia służb, dla „mojego” i innych „dobra”??

W dodatku – mówi dokładnie tą samą kwestię, co Magda, kiedy ta odchodziła, jakby ją cytowała, jakby ktoś ją dokładnie poinstruował, co ma powiedzieć... Byliśmy już po słowie.. i rzuciła ręcznik. Stała wystraszona nade mną, w pewnym momencie usłyszałem cichy zdecydowany kobiecy głos dobiegający jakby z głośnika – ktoś krótko wydał jej polecenie do słuchawki, którą musiała mieć podpiętą gdzieś koło ucha.... Błyskawicznie okręciła się na pięcie i położyła papiery na stół...

Czy ona kłamie, zwodzi mnie z polecenia służb, czy uprawia własną grę? Nie dowiesz się, bo ludzie mają tę właściwość, że nie mówią prawdy...

Jesteś otoczony przez kłamstwa, siedzisz w kryształowej kuli pełnej dwuznaczności i intryg i nie wiesz, kto dla twojego i swojego dobra szkodzi tobie i sobie, kto wróg, kto przyjaciel - to jest właśnie koniec czasów....


Dotknięcie nic nie boli, ale tysiące dotknięć - niczym kapiąca woda dzień po dniu - sprawiają ból. Ból jest niewielki, ale permanentny. Zaczynasz myśleć o bólu. O tym, że znowu ktoś narusza twoją strefę prywatności, a ty nie możesz nic z tym zrobić. Nawet jak mu dasz po mordzie (a wszyscy oni zapobiegliwie są od ciebie wyżsi i roślejsi), przyjdzie następny. A potem kolejny i kolejny... I jeszcze będą cię nazywać świrem. Ból jest niewielki, ale uciążliwy. Zatruwa życie.

Myślisz, że dotknąłeś mojego ramienia tylko raz – nie... ty naruszyłeś moją strefę prywatności tysiące razy.


Tysiące...