Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mitologia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mitologia. Pokaż wszystkie posty

środa, 21 lutego 2024

Ojczysty






...bo pochodzący od Ojca.



Ojczyzna - ziemia Ojca


To wszystko pochodne od Jana (Stwórcy)


"Polszczyznę, jako jeden z niewielu języków, nazywa się ojczystym.

 ta praktyka językowa wskazuje na znaczenie, jakie dla Polaków miały słowa "ojciec", "ojczyzna" i "ojcowizna"

wyraz "ojciec" należy do najstarszych w języku polskim"



Szczególnym problemem jest wyraz „ojciec”, który różni Słowian od wszystkich pozostałych Indoeuropejczyków włączając w to najbliżej z nimi skądinąd spokrewnionych Bałtów; po litewsku bowiem ojciec znaczy tevas, a więc również inaczej niż we wszystkich pozostałych językach indoeuropejskich. 

Natomiast określenia matki, brata, siostry, syna i córki są u Słowian praindoeuropejskie, co wskazuje na ich - i Bałtów - przynależność do tej wspólnoty w okresie matriarchatu, przed ustanowieniem patriarchatu. Później związek Bałtów i Słowian z pozostałymi Indoeuropeczykami musiał się na dłuższy czas zerwać.

[albo świadczy to o tym, że Stwórca najdłużej przebywał wśród Słowian, słowo "ojciec" wiązałbym z nim personalnie, w innych językach istnienie jego osoby zostało szczególnie zamazane poprzez zbabilozowanie pojęcia ojciec  - otwiera się pole do domysłów - MS]

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/06/o-waznosci-jezyka.html




Jego obecność jest bardzo odciśnięta w polskiej kulturze, ale większość ludzi tego nie dostrzega.

Nie ma pojęcia.



Jeszcze będę o tym pisał.






przedruk


21.02.2024



Od "miłości" po "żółć". 

Które polskie słowa są… najbardziej polskie?



W Międzynarodowym Dniu Języka Ojczystego warto wrócić do stawianego nieraz – również na antenach Polskiego Radia – pytania o słowa, które ów język ojczysty najlepiej odzwierciedlają czy też uosabiają.


Zresztą, już samo określenie "ojczysty" przy języku wydaje się być, właśnie, bardzo polskie.




Język naszych ojców


- Polszczyznę, jako jeden z niewielu języków, nazywa się ojczystym. W wielu innych językach europejskich używamy określenia "macierzysty", "język matki" – mówił w radiowej Jedynce prof. Andrzej Markowski.

Językoznawca wyjaśniał, że ta praktyka językowa wskazuje na znaczenie, jakie dla Polaków miały słowa "ojciec", "ojczyzna" i "ojcowizna". Dziś "ojczyste" mogą być dom, miasto czy ziemia, jednak głównie tego słowa używamy w odniesieniu do języka.

- Co ciekawe, w słowniku sprzed stu lat znajdziemy połączenia "język rodzimy" czy "język macierzysty". Teraz jednak już tak byśmy nie powiedzieli - opowiadał prof. Andrzej Markowski.

Warto przy okazji dodać, że wyraz "ojciec" należy do najstarszych w języku polskim. W staropolszczyźnie był to "ociec", w prasłowiańszczyźnie najprawdopodobniej "*otьcь", a znacznie dawniej: być może "*at" czy też zdrobniale "*atta".


Łamańce, szelesty i zbitki

Jakie zatem byłyby - obok "ojczystego" - owe najbardziej polskie słowa? Pytani o to użytkownicy polszczyzny wskazują intuicyjnie na te, które składają się z typowo polskich dźwięków i są dla obcokrajowców prawdziwy artykulacyjnym wyzwaniem.

Byłby to zatem słowa, w których przeważają pięknie szeleszczące głoski szczelinowe i zwarto-szczelinowe: "s", "z", "sz", "cz" czy "c", "dz". Do tego zbioru dodać należy bardzo wiele głosek zmiękczonych, miękkopodniebienną "ch", wargowe (a jeszcze nie tak dawno zębowe) "ł". I ukoronowanie, crème de la crème polszczyzny: zbitki spółgłoskowe. Spotykamy je - i potykamy się czasem o nie - w takich choćby słowach, jak niewinne "trzeba", groźniejsze "zastrzeżenie" czy osławiony "Brzęczyszczykiewicz".

Gaston Dorren, charakteryzując w swojej książce "Gadka. W sześćdziesiąt języków dookoła Europy" język polski, zwrócił właśnie uwagę na owe skomplikowane dźwiękowe właściwości naszego języka. Narzucające się obcokrajowcom, pisze Dorren, zwłaszcza w polskich nazwiskach: od "Wałęsy", przez "Szczęsnego" po "Pszkita" i "Korzeniowskiego".

Szczypta źdźbła, ździebko szczypiorku

W zorganizowanym przez radiową Dwójkę w 2015 roku plebiscycie na najbardziej polskie słowo zwyciężyło "źdźbło". Inne wyróżnione w tym konkursie słowa w dużej mierze również należały do grupy tych "trudnych do wymówienia": "krnąbrność", "chrząszcz" czy "gwóźdź".

Wśród słów zgłaszanych do plebiscytu także nie zabrakło fonetycznych wyzwań: była "szczodrość", "miłość", "gżegżółka", było "jątrzyć" i "dżdżyście" oraz - składająca się ze znaków występujących tylko w języku polskim - "żółć".

- Zamiast "źdźbła" zaproponowałbym "szczypiorek" - mówił w Polskim Radiu Bartek Chaciński, komentując wyniki przywołanego plebiscytu. Jak argumentował autor Dwójkowych felietonów o młodej polszczyźnie, "szczypiorek" ilustruje tak powszechne w języku polskim zdrobnienia, a przy okazji również zmiękczenia.



Polska zamknięta w słowach

Słuchacze, wskazując na słowa "najbardziej polskie", wybierali również te, które ich zdaniem opisują jakoś Polaków, oddają to, co do polskości przynależy.

Już zwycięskie "źdźbło" zawierało w sobie tę "rodzimą symbolikę". - To słowo najbardziej kojarzy mi się z polskim krajobrazem, z polską wsią - mówiła zwyciężczyni językowego konkursu radiowej Dwójki.

Poza tym pojawiły się takie słowa ilustrujące "polskość", jak "bigos", "rzeczpospolita" czy "solidarność". - Jeśli chodzi o "solidarność", jest to w ciągu ostatnich dziesięcioleci lat nasz najlepszy towar eksportowy, nasza marka – podkreślał Bartek Chaciński.


Wśród ogromnego zasobu leksykalnego polszczyzny znajdzie się wiele kandydatów do miana "słów najbardziej polskich". Być może należy na tę kwestię spojrzeć zarówno pod kątem językowym (dotyczącym wymowy, znaczenia czy pochodzenia), jak i emocjonalnym.


Zygmunt Kubiak – znawca kultury antycznej, a przy tym znakomity eseista i tłumacz wrażliwy na urodę słów – w szkicu poświęconym Adamowi Mickiewiczowi pisał: 

"język polski jest przepiękny już w poszczególnych słowach, takich jak «tęsknota» albo «zmierzch». Do dziś też słowa polskie przywołują jedne drugie niezatartymi przez czas echami etymologicznymi: słowo «modry» do dziś się iskrzy jakby rosą, jakby wilgotnością swej barwy, bo swoim dźwiękiem przywołuje słowo «mokry». «Świat» się rozjarza nad nami słońcem albo wschodzi łuną gwiazd, gdy słyszymy w nim słowo «świecić». Słowo «błogi» jest naprawdę błogie w brzmieniu, a słowo «cisza» – ciche".



jp

Źródła:

Gaston Dorren, Gadka. W sześćdziesiąt języków dookoła Europy, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2012; Zygmunt Kubiak, O dwóch stylach Mickiewicza, w: tenże, Uśmiech kore, Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2000.





Sondaż ws. języka ojczystego polskiego:

dokument pdf

Prezentacja programu PowerPoint (pan.pl)

rjp.pan.pl/images/stories/sondaż_dzień_języka_ojczystego.pdf




29.01.2024


W poszukiwaniu najstarszych polskich wyrazów. 

"Niektóre mają pięć tysięcy lat"





Badaniem historii wyrazów - zarówno ich znaczenia, jak i budowy - zajmuje się osobny dział nauki o języku zwany etymologią. Okazją do przyjrzenia się tej dziedzinie językoznawstwa jest przypadająca 29 stycznia 168. rocznica urodzin Aleksandra Brücknera, wybitnego slawisty, autora "Słownika etymologicznego języka polskiego". To wydane 96 lat temu - i wielokrotnie wznawiane - dzieło było pierwszym tego typu słownikiem pojedynczego języka słowiańskiego. Do dziś pozostaje ważnym źródłem o dziejach polszczyzny.


Dociekania o pochodzeniu wyrazów mają swoją bardzo długą, sięgającą starożytnych filozofów tradycję.

- Etymologia była od zawsze tą dziedziną językoznawstwa, którą uprawiali nie tylko specjaliści, lecz także ludzie wiedzeni wyłącznie ciekawością, chęcią poznania otaczającej nas rzeczywistości. Dzięki poszukiwaniom początków słów, ich pokrewieństw, chcieli sobie wyjaśnić różne skomplikowane sprawy - mówił w Polskim Radiu językoznawca Marian Jurkowski.

Nietrudno zgadnąć, że te nieprofesjonalne próby rekonstrukcji historii słów i ich znaczeń opierały się na dalekich od nauki poszlakach. I tak według tak zwanej etymologii ludowej (skojarzeniowej, legendarnej, odnoszącej się najczęściej do nazw własnych) "Częstochowa" wywodzi się od wyrazów "często" i "chować", kurpiowskie "Łupańce" to połączenie "pupańców" (mieszkańców wsi Pupy) i czasownika "łupić", a "Gniezno" oczywiście przechowuje w nazwie "gniazdo" (orle, rzecz jasna).

Adam i Ewa znali język polski

Ten ostatni przykład na niefachową etymologię pochodził z kroniki Galla Anonima - w piśmiennictwie z Polską związanym od początku bowiem można trafić na przykłady "historii wyrazów". Zresztą, pierwsze zapisane po polsku zdanie wiąże się również z etymologicznymi poszukiwaniami. XIII-wieczny autor "Księgi henrykowskiej" zapisuje: "Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj", ponieważ chce wyjaśnić, skąd pochodzi nazwa miejscowości "Brukalice" (cytowane zdanie wypowiada Czech Boguchwał, którego od częstego pomagania żonie przy pracy, "bruczenia", zwano również "Brukałem", a od tego powstały "Brukalice").

Nieprofesjonalne etymologie zamieniały się czasem w feerię fantazyjnych narracji. Wsławił się tym przede wszystkim żyjący na przełomie XVI i XVII w. ks. Wojciech Dębołęcki, który w "Wywodzie jedynowłasnego państwa świata" dowodził, że "język słowieński" jest najstarszym językiem świata. Mówiono nim jeszcze w raju, a słowa greckie czy łacińskie są jedynie zniekształconymi formami polskich słów. Stąd "litera" pochodzi od "lita rzecz", "autor" to ten, który "dał tor", a "papyrus" to rzecz "pod pióro".

(nie mylił się... za to Bruckner jest podejrzany... - MS)


Wśród przednaukowych przykładów na polską etymologię warto również przywołać poetyckie próby naszych romantycznych wieszczów. Mickiewicz, Słowacki czy, chyba najczęściej, Norwid próbowali doszukiwać się źródeł wyrazów, a tym samym "odkryć" ich znaczenia. Wprzęgali to wszystko w wielką literaturę, więc taka "etymologia" broniła się swoim kontekstem. I tak na przykład "Polska" to połączenie wyrazów "ból" i "skała" (to pomysł Słowackiego), a "piękno" pochodzi od "pieśni" i "jęku" (według Norwida).



Jak długo żyją wyrazy?

Aleksander Brückner, wydając w 1927 roku swój "Słownik etymologiczny języka polskiego", położył podwaliny pod polską etymologię opartą na wiedzy językoznawczej. Podjął się tym samym ogromnego wyzwania, bo etymologia to nauka szalenie wymagająca.

- To są badania niesłychanie żmudne - podkreślał w radiowej audycji Marian Jurkowski. - Po pierwsze, trzeba dla każdego słowa wynaleźć wszystkie przykłady, które ukazały się w piśmie od czasów najdawniejszych po współczesne. Trzeba prześledzić znaczenia tych słów, zmienność ich znaczeń. Po drugie, trzeba się odwołać do języków pokrewnych, wszystkich słowiańskich. Należy zestawić słowa nie tylko będące w obiegu literackim ogólnym, ale i w dialektach, w narzeczach - tłumaczył językoznawca.

To nie wszystko. Posiłkując się gramatyką porównawczą, etymolog powinien zrekonstruować wcześniejsze postaci opisywanego wyrazu. Aż do językowych prapoczątków.

- Trzeba dotrzeć do prajęzyka, do języka praindoeuropejskiego, który sam w sobie jest umotywowaną naukowo hipotezą. Sięgamy więc wstecz do 3000 roku przed naszą erą - mówił badacz.

Etymologia, mówili goście radiowej audycji, wskazuje zatem wyrazy, które mają kilka tysięcy lat. Językoznawców interesuje bowiem i to, jak długo wyrazy żyją. Na przykład "matka", jeden z najstarszych w polszczyźnie wyrazów, "siostra" czy "brat". To są wyrazy, podkreślano w audycji, które istniały pięć tysięcy lat temu, a może i wcześniej.

Rzecz jasna, istniały w tym sensie, że zachowały się w nich pierwiastki dawnych wyrazów, pochodzących z języka praindoeuropejskiego, przodka takich języków, jak grecki, ormiański, hindi, angielski czy właśnie polski.


Mḗtēr - māter - mać - matka

Brücknerowski sposób na archeologię wyrazu można prześledzić na podstawie słownikowego hasła "matka". Oto okazuje się, że kiedyś było to słowo zdrobniałe, a jego źródłem jest "mać". Z tego wyrazu (zakonserwowanego dziś, o ironio, w wulgaryzmach) powstały dwie inne oboczne formy na określenie rodzicielki: "macierz" i "maciora". Już jednak w "Bogurodzicy" (zapisanej w XV w.) występuje znana nam do dziś "matka". "Macierz" i "maciora" zostały w polszczyźnie, ale już pod nieco innym znaczeniem.

Autor "Słownika etymologicznego" pokazuje również, jak dawnym wyrazem jest "matka": podobne (zmienione mechanizmami językowej ewolucji) formy można znaleźć i w językach indoaryjskich, w greckim, w łacinie czy w niemieckim.




Aleksander Brückner, strona ze "Słownika etymologicznego języka polskiego", Kraków 1927. Fot. Polona



Wyrywał kartki, nie podawał skąd

Lektura tego przykładowego hasła ze "Słownika etymologicznego" unaocznia archaicznie już dziś brzmiący styl, w jakim pisał Brückner. Jednak nie ta cecha - trochę oczywista, wszak dzieło ma już sto lat - jest przedmiotem krytyki "Słownika" ze strony współczesnych uczonych.

- Słownik Brücknera uważany jest za nieco przestrzały, niespełniający wymogów nowoczesnej filologii - mówili goście audycji "Thesaurus, czyli skarbiec języka polskiego". Według językoznawców Brückner był niekonsekwentny (czasami rekonstruował wyraz bardzo dokładnie, czasami rzucał tylko drobną wskazówkę), a przede wszystkim: niektórych językowych hipotez nie dowodził, nie podawał źródeł, na których podstawie podawał genezę wyrazu.

- To właśnie jest zarzut o brak ścisłości naukowej. Ale Brücknera podobno miał taki zwyczaj, że jeśli coś go zainteresowało w jakiejś książce, wyrywał kartkę i chował ją, nie troszcząc się później o źródło - opowiadał jeden z gości przywołanej audycji. (akurat! duby smalone plótł! - MS)


Ale polscy językoznawcy są zgodni w jednym: słownik Brücknera ma wartość nieprzemijającą. - Tam jest zawarta pamięć tego wielkiego uczonego, ale również i jego fantazja. Naukowość w tym przypadku nie polega bowiem nie tylko na tym, że cytuje się cudze prace, ale i na tym, że potrafi się tworzyć własne pomysły – podkreślał gość Jerzego Gruma.

W ponad 5800 hasłach znaleźć można objaśnienia etymologiczne około 26 tysięcy wyrazów, w tym wielu nazw własnych, wyrazów archaicznych czy środowiskowych ("sempiterna" to w języku żaków "tyłek", notował wielki uczony).

Znaczna grupa objaśnianych przez Aleksandra Brücknera wyrazów posiada określenie "prasłowo". Tym wielkiej urody mianem badacz opatrywał wyrazy według niego najdawniejsze, sięgające zamierzchłych czasów. W wyrazach tych, jak w bursztynie, zakrzepły dźwięki i znaczenia, które przetrwały milenia.





jp

Źródła:

Aleksander Brückner, "Słownik etymologiczny języka polskiego", wyd. Wiedza Powszechna (przedruk w wydania pierwszego), Warszawa 2000; Bogdan Walczak, "Zarys dziejów języka polskiego", Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1999; Nota o "Słowniku etymologicznym języka polskiego" A. Brücknera autorstwa dr Krystyny Długosz-Kurczabowej na: www.leksykografia.uw.edu.pl; Ewa Rogowska-Cybulska, "Etymologie ludowe nazw obiektów niezamieszkanych w "Legendach i podaniach Kurpiów", "Białostockie Archiwum Językowe" nr 18.








03.11.2023

Baudouin de Courtenay. Polak, który zrewolucjonizował myślenie o języku



- Był jednym z ojców nowoczesnego językoznawstwa ogólnego - podkreślał w Polskim Radiu prof. Marian Jurkowski, opowiadając o Janie Niecisławie Ignacym Baudouinie de Courtenay. Znakomitym uczonym, a jednocześnie odważnym wolnomyślicielu, kandydacie w wyborach w 1922 roku na prezydenta RP.


Francuscy przodkowie Baudouina de Courtenay przybyli do Polski w XVIII wieku, wybierając ten kraj za swoją ojczyznę. Jeden z nich był mieszczańskim działaczem, sekretarzem magistratu warszawskiego w Sejmu Czteroletniego. Z kolei ojciec przyszłego lingwisty, Aleksander, brał udział w powstaniu styczniowym.

Baudouin de Courtenay, urodzony w 1845 w Radzyminie, był absolwentem warszawskiej Szkoły Głównej (w dziedzinie nauk historyczno-filologicznych), doktoryzował się zaś w 1870 roku Lipsku. Pięć lat później został już profesorem językoznawstwa porównawczego na Uniwersytecie Kazańskim i Uniwersytecie Dorpackim. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości pracował na uczelniach w Krakowie i w Warszawie.

- Był twórcą tzw. kazańskiej szkoły w lingwistyce światowej. Wśród jego osiągnięć trwałą wartość ma próba teorii alternacji fonetycznej, gdzie po raz pierwszy wprowadzą analizę fonetyczną, rozwiniętą później w szkole praskiej - mówił o Baudouinie de Courtenay prof. Marian Jurkowski.

Polski uczony, jak dookreślał w innej radiowej audycji prof. Władysław Lubaś, podłożył podwaliny pod nowoczesna metodologię w językoznawstwie. - Wprowadził zasadę badań żywego języka. W XIX wieku językoznawcy uważali, że prawdziwie badania naukowe są wówczas, gdy bada się tekst pisany. Baudouin de Courtenay to przełamał, spojrzał na język psychologicznie - tłumaczył prof. Lubaś.

Dzięki takiemu spojrzeniu - rozróżnieniu na język jako abstrakcyjny system i jako mówioną jego realizację - Baudouin de Courtenay, wraz ze swoim uczniem Mikołajem Kruszewskim, wyodrębnił w systemie językowym "fonem": "psychiczny odpowiednik głosu".

Baudouin de Courtenay został uczonym światowej miary - członkiem wielu akademii naukowych, doktorem honoris causa wielu uniwersytetów. Wśród jego badawczych zainteresowań znalazły się również m.in. gwary (był pionierem w tej dziedzinie, gdyż tym tematem zajmowali się wówczas jedynie etnografowie), historia języka polskiego, gramatyka porównawcza języków słowiańskich, mowa dziecka czy sztuczne języki.

Jak podkreślał w Polskim Radiu prof. Jerzy Jedlicki, Baudouin de Courtenay wcielał charakterystyczny dla przełomu XIX i XX wieku ideał intelektualisty, który zdobywa autorytet najpierw akademicki, a następnie zabiera głos w wielu kwestiach społecznych.

- Był konsekwentnym racjonalistą i wolnomyślicielem. Uznawał, że ostateczną instancją w kwestiach moralnych jest sumienie człowieka wrażliwego i dobrego, jak również jego rozum. Dlatego stawał zawsze w obronie wolności sumienia, wyznawania i niewyznawania religii, w obronie świeckiego państwa - mówił prof. Jedlicki.

Znakomity lingwista był przy tym nieprzejednanym wrogiem antysemityzmu ("proroczo dojrzał w nim ideologię zbrodniczą", jak zauważył prof. Jedlicki), kary śmierci, należał do przeciwników wszelkich form nacjonalizmu i, jako pacyfista, "militaryzacji życia społecznego" czy "kultu wodza".

W dowód uznania jego walk z ksenofobią mniejszości narodowe wysunęły w 1922 roku kandydaturę Baudouina de Courtenay na prezydenta Polski. Był jednym z pięciu kandydatów, wybory ostatecznie wygrał Gabriel Narutowicz.


Jan Niecisław Ignacy Baudouin de Courtenay - który zmarł 3 listopada 1929 w Warszawie - jest autorem nie tylko bardzo wielu prac naukowych i publicystycznych. Wydał on również zbiór aforyzmów zatytułowany "Myśli nieoportunistyczne". Pisał w nim: "Akcje z głupoty ludzkiej są najpewniejszemi. Przedsiębiorstwa i stowarzyszenia oparte na takich akcjach będą istnieć wiecznie".








Prawym Okiem: Etymologia nazwy Polacy (maciejsynak.blogspot.com)







czwartek, 8 lutego 2024

Pierwszy sługa

 



W połowie XVII wieku, po angielskiej wojnie domowej (1642–1651), parlament umocnił swoją pozycję w stosunku do monarchy, a następnie zyskał większą władzę dzięki Chwalebnej Rewolucji w 1688 roku i uchwaleniu Karty Praw w 1689 roku.  Monarcha nie mógł już ustanawiać żadnego prawa ani nakładać żadnych podatków bez jego zgody, w związku z czym Izba Gmin stała się częścią rządu. To właśnie w tym momencie zaczyna wyłaniać się nowoczesny styl premiera.

Punktem zwrotnym w ewolucji premierostwa była śmierć Anny w 1714 roku i wstąpienie na tron Jerzego I. George nie mówił po angielsku, spędzał większość czasu w swoim domu w Hanowerze i nie znał ani nie interesował się szczegółami angielskiego rządu. W tych okolicznościach było nieuniknione, że pierwszy minister króla stanie się de facto szefem rządu.

Od 1721 roku był to wigowski polityk Robert Walpole, który sprawował urząd przez dwadzieścia jeden lat. Walpole przewodniczył posiedzeniom gabinetu, mianował wszystkich innych ministrów, udzielał królewskiego patronatu i zapełniał Izbę Gmin swoimi zwolennikami. Pod rządami Walpole'a rozwinęła się doktryna solidarności gabinetu. Walpole wymagał, aby żaden inny minister poza nim nie miał prywatnych kontaktów z królem, a także, że gdy gabinet uzgodni jakąś politykę, wszyscy ministrowie muszą jej publicznie bronić lub podać się do dymisji. Jak powiedział późniejszy premier, lord Melbourne: "Nie ma znaczenia, co mówimy, panowie, dopóki wszyscy mówimy to samo".

Walpole zawsze zaprzeczał, że jest "premierem", a przez cały XVIII wiek parlamentarzyści i prawnicy nadal zaprzeczali, że takie stanowisko było znane Konstytucji. Jerzy II i Jerzy III podejmowali usilne wysiłki, aby odzyskać osobistą władzę monarchy, ale rosnąca złożoność i koszty rządów oznaczały, że coraz bardziej potrzebny był minister, który mógłby wzbudzić lojalność Izby Gmin. Długa kadencja premiera wojennego Williama Pitta Młodszego (1783–1801) w połączeniu z chorobą psychiczną Jerzego III umocniła władzę urzędu. Tytuł "premier" został po raz pierwszy wymieniony w dokumentach rządowych za administracji Benjamina Disraeli, ale nie pojawił się w formalnym brytyjskim porządku pierwszeństwa aż do 1905 roku.

Prestiż brytyjskich instytucji w XIX wieku i wzrost Imperium Brytyjskiego sprawiły, że brytyjski model rządu gabinetowego, na czele z premierem, był szeroko kopiowany, zarówno w innych krajach europejskich, jak i na brytyjskich terytoriach kolonialnych, w miarę jak rozwijały się one samorządność. W niektórych miejscach przyjęto alternatywne tytuły, takie jak "premier", "premier", "pierwszy minister stanu", "przewodniczący rady" czy "kanclerz", ale zasadnicza cecha urzędu pozostała taka sama.




----




W 1661 roku Newton rozpoczął edukację w Trinity College w Cambridge, gdzie wcześniej studiował jego wuj William Ayscough. W tamtych czasach programy nauczania w College’u oparte były na dziełach Arystotelesa, ale Newton wolał poznawać dzieła współczesnych sobie uczonych, takich jak Kartezjusz, Galileusz, Kopernik i Kepler. W 1665 opisał twierdzenie o dwumianie i rozpoczął pracę nad teorią matematyczną znaną potem jako rachunek różniczkowy i całkowy. Wkrótce po tym, jak uzyskał stopień naukowy w 1665, uniwersytet został zamknięty z powodu wielkiej zarazy, a studenci odesłani do domów. Newton wrócił do Woolsthorpe w sierpniu 1665 i w wiejskim ustroniu spędził z małymi przerwami półtora roku. Pracował wtedy nad rachunkiem różniczkowym i całkowym, a także optyką i grawitacją.

Legenda głosi, że Newton siedział pod jabłonią, gdy spadające na jego głowę jabłko uświadomiło mu, że upadek ciał na Ziemię i ruch ciał niebieskich są powodowane tą samą siłą – grawitacją. Historia ta jest wyolbrzymieniem opowieści samego Newtona, który, rzekomo siedząc pewnego dnia przed oknem w swoim domu, obserwował spadające z drzewa jabłka. 

Potem uznano jednak, że nawet ta historia jest fałszywa i została wymyślona przez Newtona pod koniec jego życia, aby pokazać, że potrafi czerpać inspirację z codziennych zdarzeń. Pisarz William Stukeley opisał w swoich Memoirs of Sir Isaac Newton’s Life rozmowę z Isaakiem Newtonem w Kensington 15 kwietnia 1726, w której Newton powiedział mu, że:



kiedy pierwszy raz przyszło mu na myśl pojęcie grawitacji, było to przy okazji widoku spadającego jabłka, kiedy siedział w nastroju kontemplacyjnym. Zadał sobie wtedy pytanie, dlaczego jabłko zawsze spada pionowo w kierunku ziemi. Dlaczego nie podąża na boki albo ku górze, ale zawsze w kierunku centrum Ziemi.





----









Powstanie Royal Society

Przywrócenie monarchii mogło Ashmole'owi sprawić osobistą sa­tysfakcję, ale przyniosło również korzyści „niewidzialnemu kolegium". W 1662 roku król Karol II udzielił mu królewskiego patentu, tworząc Towarzystwo Królewskie (Royal Society), pierwsze w świecie zgroma­dzenie uczonych poświęcone poznawaniu cudów stworzonych przez Wielkiego Budowniczego Wszechświata. Idea wolności przenikająca samą strukturę wolnomularstwa najpierw dała początek młodej repub­lice, a kiedy ta poniosła klęskę, zrodziła organizację, która przesunie do przodu granice ludzkiej wiedzy i da początek epoce oświecenia, tworząc fundamenty przemysłowego społeczeństwa XIX i XX wieku.

Krótki okres republiki w Anglii nie został zmarnowany; począwszy od tych wydarzeń monarchowie nie powoływali się już na prymitywne

359




pojęcie boskiego prawa do rządzenia. Pełnili swój urząd szanując wolę ludu opierając się na autorytecie Izby Gmin, która reprezentowała naród poprzez demokratycznie wybranych jego przedstawicieli. W następnych latach prawa demokratyczne objęły także ludzi ubogich i w końcu nawet kobiety - wizja człowieka imieniem Jezus potrzebowała wiele czasu, by stać się rzeczywistością.

W tym momencie naszych badań nie mieliśmy już wątpliwości, że wolnomularstwo czerpie swe idee z nauki nazorejczyków, a zwłaszcza Jezusa. Możemy również być pewni, że powstanie Towarzystwa Króle­wskiego było możliwe dzięki „burzy mózgów" rozpętanej po wprowa­dzeniu przez Bacona definicji drugiego stopnia wolnomularstwa na długo przedtem, zanim Ashmole i Wilkins podjęli jego budowę po nieszczęściach wojny domowej. John Wallis, wybitny siedemnastowiecz­ny matematyk, tak wspominał początki Towarzystwa Królewskiego:

„Sądzę, że jego początków możemy się doszukać w Londynie około 1645 roku (o ile nie wcześniej), kiedy dr Wilkins (ówczesny kapelan księcia elektora Palatynatu w Londynie) i inni spotykali się co tydzień w określo­nym dniu i godzinie. Zobowiązali się wnosić tygodniową opłatę w celu sfinansowania przeprowadzanych eksperymentów, jak również przestrze­gać przepisów, na które wszyscy się zgodzili. Wtedy (aby uniknąć odchodzenia od głównego celu badań i z kilku innych powodów) zakaza­liśmy wszelkich dysput dotyczących teologii, polityki i ostatnich wiadomości, poza tymi, które dotyczyły naszej sprawy Filozofii".

Ten opis najwcześniejszych spotkań myślicieli niewątpliwie przypo­mina opis posiedzeń wolnomularskich. Spotkania o wyznaczonej porze w połączeniu z całkowitym powstrzymywaniem się od wszelkich tema­tów politycznych i religijnych w dalszym ciągu charakteryzują funkcjo­nowanie loży wolnomularskiej.

Tę niedyskrecję Wallisa naprawiła wolnomularska hierarchia wczes­nego Towarzystwa Królewskiego, która powierzyła Sprattowi napisanie oficjalnej historii Towarzystwa; nie znajdujemy w niej żadnej wzmianki o masońskich regułach, tak nieostrożnie ujawnionych przez Wallisa.

Jednym z najbardziej wpływowych uczonych, który pozostawał w kontakcie z Ashmole'em, był Robert Hooke, którego Towarzystwo mianowało swoim pierwszym kuratorem eksperymentów. Przeprowa­dzane przezeń eksperymenty i uczone dysputy z jego udziałem stały się w ciągu następnych piętnastu lat czynnikiem, który zdecydował o prze­trwaniu Towarzystwa. Hooke był jednym z trzech inspektorów miej­skich po wielkim pożarze Londynu. Do historii przeszedł jako konstru­ktor teleskopu reflektorowego i autor nowoczesnego terminu komórki roślinnej.

360




Wszyscy wielcy ludzie tej epoki pragnęli zostać członkami Towarzy­stwa, a największym z nich był sir Isaac Newton, który dokonał m.in. szczegółowej analizy grawitacyjnej struktury wszechświata. W 1672 ro­ku Newton został wybrany członkiem Towarzystwa Królewskiego, a pod koniec tego roku opublikował w „Filozoficznych Sprawozdaniach Towarzystwa" swoją pierwszą naukową rozprawę na temat teorii światła i barwy. Ćwierć wieku po otrzymaniu przez Towarzystwo królewskiego patentu Newton opublikował Philosophiae Naturalis Principia Mathe-matica (Matematyczne zasady filozofii naturalnej), czyli Principia, jako że pod tym skrótem są znane. To zdumiewające dzieło jest w powszech­nym przekonaniu najważniejszą pracą naukową, jaką kiedykolwiek napisano.

Podczas gdy praktycznie wszyscy ówcześni członkowie Towarzystwa byli masonami, z biegiem czasu wolnomularze, jak to często bywa, przenieśli się do tylnych rzędów swego „parlamentu" nauki, ponieważ przedstawiciele inteligencji nie potrzebowali już tajemniczości ani pro­tekcji Cechu, aby ustrzec się przed religijnymi i politycznymi prześlado­waniami.

Nowe Towarzystwo wiele zawdzięczało energii Eliasa Ashmole'a, Roberta Moraya (o którym wiadomo, że był pierwszym człowiekiem wprowadzonym do angielskiego wolnomularstwa w 1641 roku), Johna Wilkinsa, Roberta Hooke'a i Christophera Wrena, który został jego prezesem w 1681 roku. Z tych dobrze udokumentowanych danych wynika jasno, że Towarzystwo Królewskie założyli wolnomularze i że nader udane przywrócenie drugiego stopnia zwróciło świat ku nowej erze naukowej. Kilka lat później, za prezesostwa sir Isaaca Newtona, znany wolnomularz francuski, kawaler Ramsey, został członkiem Towa­rzystwa Królewskiego mimo braku jakiejkolwiek naukowej legitymacji. Większość czołowych intelektualistów wolnomularskich poświęcała swój czas i energię nowemu Towarzystwu, ale wydaje się, że Cech w Londy­nie w działaniach swoich odznaczał się pewnym niedbalstwem.






spotykali się co tydzień w określo­nym dniu i godzinie


w określo­nym dniu i godzinie


i godzinie















"Jeśli widzę dalej, to tylko dlatego, że stoję na ramionach olbrzymów"



                                                                                        Izaak Newton - w liście do Roberta Hooke’a 5 lutego 1676

czwartek, 21 grudnia 2023

Geert Wilders - prawica Holandii

 



przedruk





Zwycięzca wyborów parlamentarnych w Holandii, lider prawicowej Partii Wolności Geert Wilders, wyraził nadzieję, że jego sukces "będzie początkiem zwycięstw w całej Europie". Mówił o tym w wystąpieniu wideo w niedzielę podczas zorganizowanego we Florencji spotkania grupy politycznej Tożsamość i Demokracja w Parlamencie Europejskim. Udział w nim wziął między innymi wicepremier Włoch, lider Ligi Matteo Salvini.


Wilders, który kilka dni wcześniej odwołał swój przyjazd do Florencji, zwrócił się do uczestników zjazdu, mówiąc: "Niech zwycięstwo w Holandii będzie początkiem zwycięstw w całej Europie, a na to, aby to stwierdzić, nie ma lepszego momentu i miejsca niż Florencja, kolebka Renesansu, miasto odrodzenia Europy".

Lider holenderskiego antyimigranckiego ugrupowania dodał, że zwycięstwo jego partii było "politycznym trzęsieniem ziemi" w Europie.


Stwierdził też: "Nasza tożsamość, nasze wartości i tradycje są fundamentem, na którym opiera się nasz naród, a nadmierny napływ imigrantów może osłabić istotę tego, czym jesteśmy dzisiaj". "Zachęcam wszystkich, by przyjęli do wiadomości to, że spójne społeczeństwo to takie, które rozumie najlepiej i szanuje swoje korzenie, popierając rozsądne ograniczenia dla imigracji i zablokowanie na stałe udzielania tymczasowego azylu" - mówił Wilders.

Wyjaśnił: "Ochrona interesów naszego narodu nie oznacza braku współczucia i empatii, ale chodzi o to, by za priorytet uznać dobrobyt naszych obywateli, gwarantując im dostęp do służb socjalnych, edukacji, zatrudnienia".

Geert Wilders pozdrowił obecnego na spotkaniu pod hasłem "Wolna Europa" lidera włoskiej Ligi, wicepremiera Matteo Salviniego. Podkreślił: "to mój włoski przyjaciel numer jeden", "zawsze źródło inspiracji dla mnie i dla innych".

Salvini, którego Liga wchodzi w skład grupy Tożsamość i Demokracja, oświadczył podczas florenckiego zjazdu, odnosząc się do wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2024 roku: "W przyszłym roku po raz pierwszy w historii instytucji europejskich zjednoczona i zdeterminowana centroprawica może uwolnić Brukselę od tych, którzy zajmują ją, dokonując nadużyć".

Lider Ligi wyraził też opinię, że drugi wicepremier w rządzie Meloni- szef MSZ Antonio Tajani z Forza Italia - "popełnia błąd", mówiąc, że nie chce sojuszu z Alternatywą dla Niemiec czy ugrupowaniem Marine Le Pen.

Do Florencji przybyło też kilku ministrów z Ligi wchodzących w skład rządu Giorgii Meloni i przewodniczący włoskiej Izby Deputowanych Lorenzo Fontana.

Także oni wysłuchali wystąpienia przywódcy Alternatywy dla Niemiec Tony'ego Chrupally, który mówił: "Jesteśmy tu, by zbudować nową Europę"; "dom z wielkim ogrodem, gdzie będą mogły bawić się dzieci, ale i z murem, za którym pozostaną wszyscy nieproszeni".


"Taka Europa będzie bezpiecznym miejscem" - powiedział.

Chrupalla podkreślił także: "Wojna na Ukrainie nie jest naszą wojną, potrzebujemy dyplomacji".

"Ukraina nie może wygrać tej wojny, musimy ją zatrzymać. Dziś Niemcy ponoszą jej konsekwencje" - dodał.

Wśród przedstawicieli 12 państw był też poseł Roman Fritz z Konfederacji Korony Polskiej.

We Florencji odbyła się też manifestacja kilkuset przeciwników zjazdu. Przyszli oni do centrum miasta z flagą Unii Europejskiej długości 28 metrów. Był wśród nich centrolewicowy burmistrz miasta Dario Nardella.

Sylwia Wysocka




wygląda na to, że niemcy zamierzają odtworzyć rajski Ogród udając, że to ich autorski projekt - i technologia, szabrowana przez tysiąclecia..


mistyfikatorzy do szpiku kości

piątek, 3 listopada 2023

Palaikastro Kouros 2

 

Post oznaczam jako "2" ponieważ wydaje mi sie, że zrobilem sobie kiedyś opracowanie na ten temat  - zbiór informacji z internetu - i to na blogu opublikowałem ku pamięci...


A nie znajduję w notatkach - wykasowany?























Skoro odwzorowano takie datale jak żyły pod skórą (zdaje się - niezgodnie z anatomią - artystyczna wizja?), czy mięśnie - chciano tym zasugerować, że to przedstawienie człowieka, a nie boga?

Czy to był On?



Patrząc na proporcje powinien mieć wzrost  od 2,0 do 2,35 m

Nie wiem, czy to możliwe... ale są pewne podobieństwa....







Nogi - faktycznie o dość kobiecych kształtach. 


Ale przy tak wysmukłej sylwetce...




tzw. Książę wśród Lilii - rekonstrukcja fresku z Knosssos, Kreta


































wysmukłość....









potylica


człowiek z St. Bees




Prawym Okiem: Od Zbrucza do Włoch (maciejsynak.blogspot.com)


Khan Academy

Palaikastro Kouros – Wikipedia, wolna encyklopedia


Prawym Okiem: Człowiek z St. Bees - z książęcego rodu Giedyminów? (maciejsynak.blogspot.com)


(1) Evan Levine on X: "While the face of the Palaikastro Kouros is not preserved, the hands, feet, & hair preserve incredible craftsmanship, complete with minutely rendered musculature & vascularity! The hair presents equal skill in another medium, carved from a fine serpentine & attached to the head! https://t.co/QPAUQ06TLI" / X (twitter.com)


Kouros von Palaikastro – Wikipedia




poniedziałek, 24 kwietnia 2023

Zwierz - etymologia


przedruk




O języku




Czy zwierzęta mają duszę? 

Patrząc przez pryzmat języka, można zaobserwować związek pomiędzy zwierzętami i duszą – wystarczy przyjrzeć się pochodzeniu łacińskich czy germańskich słów określających zwierzęta.
Słowo „animal” pochodzi od łacińskiego „animalis”, co oznacza „mający oddech, mający duszę, żywa istota”, od „anima” (oddech, duch [też: dusza]). W języku polskim podobnie skojarzenie: dusza wiąże się właśnie z oddychaniem (dech, tchnienie, duch, dusza - regularna wymiana głosek d:t, ch:sz), gdzie oddech jest oznaką życia, siły witalnej. Pokrewne słowa animal występują w wielu językach europejskich, choć do języka angielskiego dotarło dość późno.

Jedno ze staroangielskich słów, które zostało wyparte przez słowo animal, to „deor” – „dzikie zwierzę”, pokrewne m.in. niem. Tier, szw. djur, duń. dyr. Ponownie, znaczenie związane z oddychaniem, przez niektórych badaczy łączone jest z praindoeur. rdzeniem *dʰwes- (od tego też prasłowiański „dychati”, czyli oddychać).
 
Polskie słowo zwierzę, staropolskie źwierz, początkowo odnosiło się do istot żywych innych niż człowiek i rośliny (podobnie w pokrewnych słowiańskich językach). Słowo pokrewne z języka litewskiego to žvėris, odnoszące się do dzikiego zwierzęcia, bestii. Z tego samego praindoeuropejskiego rdzenia gʰwer- pochodzi łacińskie ferus (dziki, też: dzikie zwierzę), z którego wywodzą się takie słowa jak ang. fierce (dziki, wściekły) czy hiszp. fiero. W polskim pierwotnie zwierz był oddzielany od człowieka, współcześnie znaczenie tego słowa trochę się poszerzyło.


Ostatecznie, w wielu językach zwierzęta to po prostu istoty żyjące, żywe, co językowo włącza je do jednej kategorii z ludźmi.


Takie skojarzenie pojawia się na przykład w językach semickich (hebr. חיה /χaja/, arab. حيوان /ħajawaːn/, skąd później tureckie hayvan).
Analogicznie, słowo zoologia ma korzenie w starożytnym greckim słowie ζῷον <zoion>, oznaczającym żywą istotę (zakłada się, że tego samego PIE przodka ma słowo żyć). Podobne słowa znajdziemy w wielu innych językach, np. cz. živočich, sl. žival, sr/hr. životinja...


_______
We wpisie nie udało nam się oczywiście ująć wszystkich możliwych słów określających zwierzęta, więc zachęcamy was do pisania słów z innych języków w komentarzach!




fb


wtorek, 18 kwietnia 2023

Topolno i makaki




przedruk



Zaskakująco podobnie wyglądają narzędzia kamienne, wykonywane przez naszych bardzo odległych przodków i dzisiaj żyjące małpy – opisują naukowcy na łamach pisma „Science Advances”.



Kamienie, których niekiedy używają makaki żyjące w Tajlandii, przypominają niektóre najwcześniejsze narzędzia wykonywane przez ludzi.

Dotąd narzędzia kamienne o ostrych krawędziach identyfikowano wyłącznie z ludzką celową działalnos´cią, która miała wynikać z wyjątkowych cech, wykształconych w toku ewolucji homininów. Okazuje się jednak, że nie jesteśmy pod tym względem wyjątkowi – dowodzą naukowcy z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej Maxa Plancka w Lipsku (Niemcy).

Badacze natrafili na narzędzia kamienne tworzone przez małpy żyjące w Tajlandii. Artefakty przypominają kamienne narzędzia, które dotąd uważano za wyłączne dzieło wczesnych ludzi.

Badania nad makakami prowadzono w Parku Narodowym Phang Nga w Tajlandii. Makaki używają narzędzi kamiennych o ostrych krawędziach do rozłupywania orzechów. Małpy posługują się kamieniami w funkcji młotków i kowadeł. Można natknąć się na ich liczne przykłady w obrębie zamieszkiwanego przez makaki terytorium.



Jak dodaje, używając narzędzi, makaki zarazem tworzą własny zapis archeologiczny, który jest niekiedy nie do odróżnienia od niektórych artefaktów, będących wytworem praludzi.


----------------


styczeń 2023


Sylwestrowe badania, w pobliżu wczesnośredniowiecznego grodziska w Topolnie, podsumowujące miniony rok działalności odkrywczej, członków Bydgoskiego Stowarzyszenia Miłośników Historii Łuczniczka, niespodziewanie zakończyły się bardzo owocnie.


Podczas archeologicznego rekonesansu, na stanowisku pradziejowej osady, znaleziono kolejne i bardzo cenne zabytki, tym razem m.in. ze stopu brązu. Wśród artefaktów znalazły się: ostrze siekierki z brązu, dwie zapinki - tzw. fibule - z II-III wieku, służące do zapięcia starożytnych szat, a także trzy monety z okresu Cesarstwa Rzymskiego.


Badania archeologiczne w Topolnie, z udziałem amatorów – miłośników historii z bydgoskiego stowarzyszenia Łuczniczka, są jednak prowadzone w sposób profesjonalny w ramach społecznego projektu pn.: „Rozpoznanie osadnictwa pradziejowego i historycznego w lewobrzeżnej dolinie Wisły pomiędzy ujściem Brdy i Wdy”
– informuje dr Wojciech Siwiak, z Pracowni Archeologiczno-Konserwatorskiej w Bydgoszczy.


Topolno i położony w pobliżu Topolinek są niedużymi miejscowościami w pobliżu Niewieścina, znajdujące się na trasie między Bydgoszczą a Świeciem, niemal nad brzegiem Wisły. Topolno nad Wisłą, w źródłach archiwalnych, pojawiło się po raz pierwszy w zapisach już w 1239 roku, ale sama historia tych terenów sięga czasów bardziej odległych.

Badania na terenie stanowisk archeologicznych, prowadzone są pod kierunkiem specjalistów z bydgoskiej Pracowni Archeologiczno-Konserwatorskiej i mają charakter profesjonalnych działań wspieranych przez amatorów ze Stowarzyszenia Łuczniczka.

Organizacja zrzesza miłośników historii, a praca pod okiem archeologów w terenie o bogatej historii, stanowi formę aktywności w ramach wolontariatu i realizacji własnego hobby, połączonego z praktycznym wzbogacaniem wiedzy o historii regionu, podczas poszukiwań materialnych śladów danych dziejów.

W Topolnie, na przełomie X i XI wieku funkcjonował gród obronny Pomorzan, po którym pozostałością jest wczesnośredniowieczne grodzisko „Talerzyk". Zachowane do współczesności resztki grodu, swoją nazwę zawdzięczają obecnemu, wyglądowi stanowiska archeologicznego, które z oddali wygląda jak leżący na ziemi wklęsły talerz, z bokami powstałymi po resztkach palisady
– wyjaśnia dr Wojciech Siwiak.


Na ślady tej obronnej architektury, natrafiono już w drugiej połowie XIX w., a w Topolinie i Topolinku odkryto również cmentarzysko pradziejowe. Ciekawostką jest także położone obok grodziska wzgórze Rocha, z nieistniejącą już budowlą sakralną, poświęconą patronowi od zarazy Św. Rochowi. Jak wskazują historyczne przekazy, tamtejsze wzgórze powiązane jest ze starymi wierzeniami pogańskimi, zamieszkałych w tym miejscu Słowian.

W 2022 roku członkowie stowarzyszenia byli w terenie 32 razy. Odnoszone sukcesy w odnajdywaniu historycznych śladów bytności dawnego osadnictwa, zachęcają ich do dalszych poszukiwań. Dodatkowo, radość doświadczonych już amatorów archeologii, wzbudza obecność wśród uczestników badań terenowych, przedstawicieli najmłodszego pokolenia przyszłych odkrywców, którzy towarzyszą im w wyprawach poszukiwawczych – informują w mediach społecznościowych bydgoscy odkrywcy.

Kilkuletnia działalność poszukiwawcza, wzdłuż lewego brzegu Wisły i okolicy grodziska, sięgająca 2018 roku, pozwoliła zebrać grupie wolontariuszy – miłośników historii, kierowanej przez dr. Siwiaka, znaczną ilość śladów pobytu dawnych mieszkańców regionu – wywodzących się z Kultury Łużyckiej, Celtów, Gotów i Pomorzan. Sami nazywają swoje zbiory „Skarbem spod 'Talerzyka'”.


Zbiór artefaktów, po sylwestrowych pracach, liczy już 173 części. Obok odkrytej ostatnio 3500 lat liczącej siekierki z brązu, mamy osiem zapinek – fibul - przypisywanych osadnictwu Gotów, a także wiele monet rzymskich i innych, tzw. siekańców (pociętych na części monet – przyp. red.) oraz monet z X wieku pochodzących nawet z dalekiego Bagdadu. Wśród zgromadzonych eksponatów jest kilkadziesiąt monet datowanych na okres od XV do XX wieku oraz podobna liczba guzików.













„Podjęta w ostatni dzień starego roku wyprawa archeologiczna do Topolina, dla członków Bydgoskiego Stowarzyszenia Miłośników Historii Łuczniczka, była udana, gdyż udało się odnaleźć skarb – siekierkę sprzed około 3500 lat” – podkreśla dr Siwiak.



Wszystkie artefakty, znalezione w Topolnie przez członków Stowarzyszenia „Łuczniczka”, najprawdopodobniej trafią do Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy. Jesteśmy bardzo ciekawi tego rzadkiego znaleziska, gdyż jest ono znaczące, zwłaszcza ostrze siekierki z brązu, pochodzące z pewnością z naszego regionu. Dzięki temu będziemy mogli podjąć badania na temat pradawnej metalurgii na Pomorzu i Kujawach, szczególnie po tej stronie Wisły. Zagadką do zbadania będzie, czy jest to miejscowa produkcja z okolic Topolna, czy też wyrób pochodzący z przeciwnej strony Wisły z okolic Chełmna
– wyjaśnia Józef Łoś z działu archeologicznego Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy.



Kiedy i gdzie trafią eksponaty, zadecyduje Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Toruniu – Delegatura w Bydgoszczy. Praktyką dotąd było, iż tego rodzaju eksponaty odkryte w pobliżu Bydgoszczy, po opracowaniu i skatalogowaniu przez pracownię archeologiczną, zazwyczaj trafiały do bydgoskiego Muzeum Okręgowego.

Znalazcy tak cennych eksponatów są dumni ze swojej działalności i liczą na dalsze sukcesy w odkrywaniu historii Pomorza i Kujaw. Już teraz planują kolejne wyprawy w okolice Niewieścina, Grabówka, czy Sławęcinka koło Inowrocławia, aby wzbogacić swoje zbiory i wiedzę na temat dawnych dziejów regionu. Wszystko zależy teraz od prac rolnych na polach, dlatego muszą dopasować się również do planów miejscowych gospodarzy – rolników.




-----------------



Jak wskazują historyczne przekazy, tamtejsze wzgórze powiązane jest ze starymi wierzeniami pogańskimi, zamieszkałych w tym miejscu Słowian.


Oj, dziwnie to brzmi....


ze starymi wierzeniami pogańskimi


czy nauka rozróżnia, nowsze i starsze wierzenia pogańskie?
raczej powinno być:  ze starymi wierzeniami - pogańskimi

albo bez "starymi" albo bez "pogańskimi"


tylko, że....


zamieszkałych w tym miejscu Słowian.

to jest bardzo dziwne - brzmi zupełnie jak: "ten Polak" o czym już pisałem


jakby Słowianie to nie my - i wtedy to "starymi" pasuje właśnie do tego zwrotu o Słowianach, a nie do pogańskiej wiary


Chętnie bym się też dowiedział, jakie to historyczne przekazy wskazują, bo takowych nie znam. Na pewno istnieją przypuszczenia naukowców co do tego ( i niekoniecznie trafione, bo na kult nie ma stricte żadnych dowodów), ale historyczne przekazy ??


mamy tu zbitkę:

Jak wskazują (coś wskazuje, że... )



historyczne 
stare

Słowianie



zupełnie jakby dotyczyło: starych historycznych czasów, kiedy tu jacyś Słowianie mieszkali


jak o kimś obcym, czyli  "ten Polak"... 





Zwracam uwagę: chodzi o miejscowości Topolinek i Topolno







A dr Siwiak mówi "do Topolina", czyli używa nazwy Topolin albo Topolino.
To zapewne przejęzyczenie...




















środa, 8 marca 2023

Rugia - Charenza

 

wikipedia niemiecka

tłumaczenie automatyczne



Charenza (także Karentia , Karenza , Karenz , Charenz ) to nazwa słowiańskiego wału obronnego na wyspie Rugia .





Zgodnie z niesprawdzonymi tradycjami do niedawna uważano za pewne, że gród na wzgórzu w pobliżu Garz był miejscem Charenzy opisanej w pismach Saxo Grammaticusa i Helmolda von Bosau . Jednak w wyniku nowszych badań interdyscyplinarnych z 2004 i 2011 roku Charenzę można utożsamiać z Burgwall w pobliżu Venz w gminie Trent . Jest to uzasadnione m.in. z różnymi znaczeniami nazw Garz ( podstawowa forma staropołabicka Gardec oznaczająca miejsce warowne, zamek ) i Charenza (podstawowa forma staropołabicka Charęc- oznaczająca miejsce lub zamek niejakiego Charęty). Saga Knýtlinga również wyraźnie rozróżnia Gardz i Karrennz w odniesieniu do wydarzeń z 1168 roku [1] Jedynie w rękopisie z 1662 roku Garz i Charenza/Karenz są zrównani. W 1725 r. dwaj burmistrzowie Garz, Matthias Wielandt i Markus Bünger, oraz sędzia miejski Johann Jakob Stroth, postanowili „oficjalnie” potwierdzić zrównanie Charenzy i Garz w tzw. „Protokole lustracyjnym”. [2] Na dodatek do wielu innych nowych ustaleń z najróżniejszych dziedzin nauki, przykładowo bliskość do Przylądka Arkona znacznie lepiej pasuje do czasów podanych w " Gesta Danorumprzez Saxo Grammaticusa. Miejscowość zwana Gharense została wymieniona w parafii Gingst dopiero w XIV wieku .

Ściana Venzer znajduje się około 1500 m od Neuendorfer Wiek, bocznej zatoki Breetzer Bodden . W okolicach grodziska łąki i bagna znajdują się zaledwie około 2 m npm, we wnętrzu zamku od 4 do 6 m. Zachowany mur ma do 10 m wysokości, a wewnętrzny obszar zamek ma około 25 000 m².



Charenza była książęcą siedzibą i świątynią Ranenów . Tu znajdowały się sanktuaria słowiańskich bogów Rugievita , Porevita i Porenuta . Ze względu na odosobnienie, lokalizacja była idealna jako schronienie. Potwierdza to również szczegółowy opis Saxo Grammaticus bardzo blisko siebie rozmieszczonych trzykondygnacyjnych (!) drewnianych domów we wnętrzu zamku.

W 1168 roku Duńczycy pod wodzą Waldemara I zdobyli Jaromarsburg na Przylądku Arkona . Za namową duńskiego biskupa Absalona z Roskilde Charenza skapitulował bez walki kilka dni później po negocjacjach z rugijskimi książętami Tezlawem i Jaromarem . Zniszczono kompleksy świątynne i odbywały się masowe chrzty. Książęta Ran zachowali swoje posiadłości, ale zostali wasalami króla Danii. Absalon zabezpieczył w ten sposób Danię przed jej poprzednimi sojusznikami, książętami pomorskimi Bogusławem i Kazimierzem I.zwierzchnictwo nad Rugią. Książęta Rugii przenieśli później swoją kwaterę główną do Rugardu .

Duński król przekazał pieniądze na 12 kościołów na Rugii, w tym „capelle nostre w Charenz”, który został przydzielony wsi Gagern w 1232 roku. W 1234 r. Wizlaw I nadał miastu Stralsund prawa miejskie w Charenzy 1237 Charenza jest wymieniana po raz ostatni w związku z księdzem (łac. Sacerdos) Aleksandrem w Charenz .












Już w lipcu 1803 r. Johann Jacob Grümbke w swoim dziele Streifzüge durch das Rügenland opisał mur pod Venz, który wówczas należał do majątku Teschvitz koło Gingst : [3]

„Nic nie wiadomo o dawnym celu tego starożytnego dzieła. Przypuszczalnie jednak istniał tu zamek rozbójniczy w czasach Wende lub nawet wcześniej, bo legenda głosi, że w starożytności do podnóża muru ciągnął się wąski wiek, tak że mogły tu wjeżdżać małe pojazdy. Nie jest to również nieprawdopodobne, jeśli weźmie się pod uwagę wyjątkowo płaskie bagna po zachodniej stronie i połączy to z faktem, że niedaleko stąd znajduje się morze. ... Wewnętrzny plac otoczony redutą został, jeśli się nie mylę, zamieniony w pole kukurydzy…”

Po obchodach 700-lecia chrystianizacji Rugii w czerwcu 1868 roku ówczesny król Prus Wilhelm I za namową starosty okręgu Stralsund, Carla Reinholda von Krassowa, zlecił dokładniejsze zbadanie murów obronnych na wyspie Rugii . Powołana w tym celu komisja składała się z Ferdinanda von Quasta , kuratora zabytków w Prusach, powołanego przez króla Fryderyka Wilhelma IV w 1843 r. , oraz Georga Christiana Friedricha Lischa , archiwisty, bibliotekarza i kustosza Wielkiego Księstwa Meklemburgii-Schwerinu, któremu z kierowaniem wykopaliskami, a także Jens Jacob Asmussen Worsaae, duński archeolog i prehistoryk. Trzej uczeni spotkali się w Stralsundzie w sierpniu 1868 r., ustalili zakres prac badawczych i udali się w towarzystwie Rudolfa Baiera , założyciela i dyrektora Muzeum Prowincjonalnego dla Neuvorpommern i Rugii , któremu powierzono sporządzenie raportu z dochodzenia, oraz norymberskiego architekta Karla Hammera , który wykonał rysunki, początkowo dla GarzaOdtąd wykopaliska osobiście z wielkim zainteresowaniem śledził Carl Reinhold von Krassow, prezydent dystryktu Stralsund. Po zbadaniu murów obronnych Garzu i Arkony, podczas tej pierwszej - z dzisiejszego punktu widzenia jeszcze dość nieporadnej - archeologicznej kampanii wykopaliskowej "odkryto w różnych miejscach odłamki naczyń i kości" także na wewnętrznej powierzchni ściany Venzer. [4]



Cytat z raportu badawczego:

„Około ćwierć mili na północ od posiadłości Venz, w pobliżu farmy „Wall”, w niewielkiej odległości od kilku zatok i pośrodku kilku zatok, na szerokiej równinie znajduje się sporych rozmiarów wał ziemny o kształcie który tworzy wydłużony, nieco zaokrąglony kwadrat. Ściana wznosi się wysoko z trzech stron i wznosi się tylko na niewielką wysokość po stronie zachodniej, ponieważ przylega tu duże wrzosowisko jako bezpieczna ochrona. Po północnej i południowej stronie znajdują się użytki zielone, natomiast od wschodu wznoszą się solidne pola uprawne. Ta ściana jest teraz przerwana dwoma wejściami. Ten w południowo-zachodnim rogu obok bagna, gdzie obrona była najłatwiejsza, będzie stary i oryginalny; druga z drugiej strony, przedzierająca się przez wschodnią stronę i prowadząca tam na stały ląd, jest niewątpliwie dopiero niedawno wykopany w interesie rolniczym, aby nawiązać połączenie z tamtejszymi pracami peryferyjnymi. Bardzo ważna przestrzeń wewnętrzna, rozciągająca się na długości 50 kolein od wschodu do zach. i szerokości 41 kolein od pn. różnice. W pewnej odległości od podnóża ściany północnej ciągnie się ze wschodu na zachód nizina, w której widoczne są dwa podmokłe zagłębienia, które być może służyły do ​​pojenia ludzi i bydła. Na południe od tego zagłębienia, biegnącego mniej więcej przez środek wałów ze wschodu na zachód, wznosi się płaski, żwirowy grzbiet.


 

W 1925 r. lokalny badacz z Rugii, Alfred Haas, również intensywnie zajmował się murami obronnymi na wyspie Rugii i opublikował pismo Przyczynki do poznania murów obronnych Rugii . Zbadał również „Mur Venzera”, ale – zgodnie z dawnymi tradycjami – utożsamił Mur Garzera z Charenzą.

Bardziej precyzyjne wykopaliska archeologiczne, które mogłyby potwierdzić nowsze odkrycia dotyczące lokalizacji Charenzy w pobliżu Venz, wciąż trwają.


  • Christine Kratzke, Heike Reimann i Fred Ruchhöft : Garz i Rugendahl na Rugii w średniowieczu. W: Bałtystyka 2004 - Pomorskie roczniki dziejów regionalnych. Neue Folge Vol. 90, Verlag Ludwig, Kiel 2005, ISBN 3-937719-02-4 , s. 25–52.
  • Sven Wichert: Obserwacje dotyczące Karentii na Rugii w średniowieczu. W: Bałtystyka 2005 - Pomorskie roczniki dziejów regionalnych. Neue Folge Vol. 91, Verlag Ludwig, Kiel 2006, ISBN 3-937719-35-0 , s. 31-38.
  • Heike Reimann, Fred Ruchhöft i Cornelia Willich: Rugia w średniowieczu. Interdyscyplinarne studium osadnictwa średniowiecznego na Rugii. Badania nad dziejami i kulturą Europy Środkowo-Wschodniej. Tom 36). Franz Steiner Verlag, Stuttgart 2011, ISBN 978-3-515-09441-2 .









z linka:

"Der Wall"

Około kilometra na północny wschód od Venz „Hof” (gmina: Trent, powiat: Vorpommern-Rügen) znajdują się pozostałości słowiańskiego zamku nizinnego. Pomnik naziemny (miejsce: Venz 1) jest obecnie znany jako „Ściana”. Jest to teren zamkowy na planie kwadratu, który tylko od strony południowej i wschodniej chroniony był łukowatym murem ziemnym. Północna i zachodnia strona zamku jest dziś całkowicie pozbawiona murów. Nizinny zamek osiąga maksymalne rozmiary aż 225 x 190 m i zajmuje powierzchnię dobrych 4 ha.

Jak wciąż można zobaczyć na współczesnym obrazie ze skanu laserowego, słowiańscy budowniczowie wznieśli duży fort na zachodnim krańcu naturalnej doliny, otoczonej ze wszystkich stron bagnami i torfowiskami. W zależności od pory roku okoliczne niziny mogły być całkowicie zalane lub nawet łatwiej dostępne podczas surowych zim. Słowiańscy budowniczowie wznieśli łukowate wały tylko po dawnych stronach dojazdowych. Ataku nieprzyjaciela oczekiwano więc od nich dopiero od wschodu. Dziś w ścianie południowej i wschodniej zachowały się jeszcze dwa zagłębienia murów. Słowiańska brama wjazdowa była strategicznie dobrze chroniona pośrodku muru południowego. Prawdopodobnie można było do niego dotrzeć tylko wąską ścieżką biegnącą na wschód, tuż na południe od obwarowań. Głębokie wycięcie we wschodniej ścianie powstało dopiero w czasach nowożytnych, kiedy teren zamku był wykorzystywany rolniczo.

Wał, który ma dziś do 10 m wysokości, miał dwie fazy wału. Po wybudowaniu przynajmniej raz został gruntownie wyremontowany. Słowiańscy budowniczowie celowo unikali fortyfikacji północnej i zachodniej strony, ponieważ strony te były naturalnie chronione przez bagna i wrzosowiska. Tutaj jednak można przyjąć niewypełnione drewniane skrzynie lub drewniane palisady, które zabezpieczały duży teren zamkowy po tych stronach. Z terenu zamku zachowały się skorupy ceramiki wczesnoniemieckiej i późnosłowiańskiej, które wskazują, że zamek istniał od przełomu XI/XII wieku. do połowy XIII wieku. Jest wysoce prawdopodobne, że wał Venz jest identyczny z tradycyjnym zamkiem „Charenza”, który został pokojowo zdobyty przez Duńczyków wkrótce po brutalnym zdobyciu zamku na Przylądku Arkona latem 1168 roku. 

W zamku „Charenza” pogańscy Słowianie z Rugii czcili swoje bóstwa „Rugievit”, „Porevit” i „ Jednak wkrótce potem Venzer Burgwall został opuszczony i popadł w ruinę. Jeśli chcesz dzisiaj odwiedzić pozostałości Venzer Burgwall, powinieneś jak zawsze wybrać chłodniejsze pory roku. Wał zamkowy, który dziś porośnięty jest drzewami i roślinnością, został bardzo dobrze zachowany i ma do 10 m wysokości! Wnętrze zamku jest obecnie niezadrzewione i ogólnodostępne. Na koniec chciałbym przedstawić spisaną tradycję „Saxo Grammaticus”. Po zdobyciu zamku na Przylądku Arkona duński historyk opisał także pokojową kapitulację zamku „Charenza”. Wał zamkowy, który dziś porośnięty jest drzewami i roślinnością, został bardzo dobrze zachowany i ma do 10 m wysokości! Wnętrze zamku jest obecnie niezadrzewione i ogólnodostępne. Na koniec chciałbym przedstawić spisaną tradycję „Saxo Grammaticus”. Po zdobyciu zamku na Przylądku Arkona duński historyk opisał także pokojową kapitulację zamku „Charenza”. Wał zamkowy, który dziś porośnięty jest drzewami i roślinnością, został bardzo dobrze zachowany i ma do 10 m wysokości! Wnętrze zamku jest obecnie niezadrzewione i ogólnodostępne. Na koniec chciałbym przedstawić spisaną tradycję „Saxo Grammaticus”. Po zdobyciu zamku na Przylądku Arkona duński historyk opisał także pokojową kapitulację zamku „Charenza”.

że urodził się w zamku „Charenza” jako syn Littoga i nazywa się Granza. Nie należy do ludzi z zamku Arkona, ale został tam wysłany z korpusem pomocniczym. I żeby nie wzięto go za oszusta, pokazał zranioną rękę, bez której nie mógł pomóc swoim słowiańskim towarzyszom. Absalon uważał, że ranny niewiele może zrobić dla wzmocnienia wroga, a poza tym nie miało znaczenia, czy radzi walczyć, czy poddać się. Natychmiast kazał więc obudzić króla duńskiego Waldemara i przedstawił mu prośbę Słowianina. Duński król opuścił Absalon, aby załatwić sprawę. Wtedy Absalon odpowiedział Granzie, który czekał, że król zatwierdził wszystko oprócz trzydniowego rozejmu; nie chciał, aby wrogowie mieli czas na ufortyfikowanie zamku” Absalon kazał im przybyć na swój statek z zapewnieniem swobodnego postępowania i załatwił z nimi przekazanie „Charenzy” na wzór Arkony iw ten sposób powstrzymał ich aż do przybycia króla duńskiego. Gdy król duński zgodził się na wszystkie punkty ugody, Absalon wziął słowiańskiego księcia Jaromara spośród najwybitniejszych Ranian i udał się w towarzystwie Svena von Arhus do zamku „Charenza”. Aby móc bezpieczniej zwiedzać zamek, kazał swoim bratu Esbernowi poczęstować innych słowiańskich szlachciców pysznym posiłkiem i dopilnował, aby nie zostali zwolnieni przed jego własnym powrotem. Miał ze sobą tylko trzydziestu duńskich wojowników, a na prośbę „Charenzera” zostawił większość z nich, aby nie wzniecić kłótni jego towarzysze na zamku. 

Tak więc, bogatszy w zaufanie niż w towarzystwo, pospieszył do wałów. Wał „Charenza” jest otoczony ze wszystkich stron przez bagna i rozlewiska i ma tylko jeden dostęp przez trudny bród prowadzący przez bagna. Każdy, kto beztrosko zboczy z tutejszej ścieżki, nieuchronnie pogrąży się w głębokim bagnie. Po przekroczeniu brodu przed zamkiem znajduje się ścieżka prowadząca do bramy; leży między bagnem a wałem. Aby kapitulacja była bezpieczniejsza, uzbrojeni „Charenzyjczycy” w liczbie 6000 wyskoczyli z bramy i z włóczniami na ziemi zaczęli zajmować pozycje w dwóch liniach na ścieżce, która pozwoliła Duńczykom na zbliżać się. Sven, przerażony tym widokiem, zapytał co oznaczałoby pojawienie się wrogów; ale Absalon błagał go, aby się nie bał, i pouczył go, że ich wyjście było jedynie pragnieniem posłuszeństwa; jeśli knują coś złego, łatwiej mogliby to zrobić na zamku. Ileż pewności musiał mieć człowiek, który nie wahał się tak łatwo powierzyć swojej głowy dwuznacznym kaprysom uzbrojonego wroga! Ale i wojownicy, zachęceni jego przykładem, zachowali tę samą determinację w posuwaniu się naprzód, nie zmieniając oblicza ani szyku; ufność w opiekę jedynego Absalona była większa niż strach przed mnóstwem słowiańskich wrogów. 

Kiedy Duńczycy przekroczyli bród i weszli na ścieżkę po tej stronie muru, mieszkańcy zamku rzucili się którzy gromadzili się to tu, to tam, z ciałami na ziemi i okazywali im szacunek, tak jak wtedy, gdy czcili wyższe istoty. Następnie, podnosząc się ponownie, zaczęli chętnie i chętnie podążać śladami Duńczyków. Tak więc wjazd Absalona do zamku „Charenza” był przyjemny dla ludu pragnącego porzucić pogaństwo; został bowiem przyjęty nie jak wysłannik w prywatnej sprawie, lecz jak państwowy wysłannik pokoju. Ta osada zamkowa wyróżniała się budowlą trzech wybitnych kultów, ozdobioną zwyczajową sztuką tego kraju. Tutaj godność miejscowych bóstw była czczona prawie tak samo jak w Zamku Arkona dla wielkiego prowincjonalnego bóstwa "Swantevita". Ale nawet jeśli zamek „Charenza” puste w czasie pokoju, było teraz zatłoczone mieszkaniami. Były wysokie na trzy (!) kondygnacje, tak że to poniżej zawsze musiało przenosić ciężar środkowego i najwyższego. Rzeczywiście, tłum był tak gęsty, że gdyby kamienie zostały wrzucone do zamku za pomocą maszyn do rzucania, z trudem znaleźliby wolne miejsce do upadku. Co więcej, smród (odchody) pochodzący z nieczystości przenikał wszędzie do mieszkań, przez co Słowianie byli dręczeni strachem, a także ich dusze.

Tak więc dla Duńczyków stało się jasne, dlaczego „Charenzer” nie mógł oprzeć się oblężeniu; i dlatego nie dziwiliby się już chętnemu poddaniu się ludzi, których potrzeby tak pilnie widzieli. Większe sanktuarium znajdowało się pośrodku jego obejścia, ale oba były zamknięte zasłonami zamiast ścian, a spiczasty dach opierał się tylko na filarach. Duńscy urzędnicy mogli więc zaraz po zerwaniu dekoracji atrium chwycić za zasłony wewnętrznego sanktuarium. Kiedy i te upadły, dębowy bożek, który nosił imię Rugiewita, ukazał się ze wszystkich stron w ohydnej oszpeceniu. Albowiem odchody jaskółek, które zbudowały sobie gniazda pod krawędzią głowy, wciąż kapały na pierś bożka. Piękne bóstwo, którego wizerunek jest tak potwornie zbezczeszczony przez ptaki! Co do reszty, głowa miała siedem ludzkich twarzy, z których wszystkie były zakryte koroną. Tyle prawdziwych mieczy w pochwach zwisających z pasa, słowiański artysta postawił obok siebie. Idol trzymał w prawej ręce wyciągnięty ósmy miecz. Był tak mocno przynitowany żelaznym gwoździem, że można go było usunąć tylko przez odcięcie ręki. Więc ręka została zmiażdżona. 

Wymiary bożka wykraczały poza ludzkie wymiary. Był tak wysoki, że Absalon, stojąc na palcach, ledwie mógł dosięgnąć podbródka bożka toporem, którym dzierżył. Uważano, że to bóstwo jest obdarzone mocami takimi jak Mars, jako władca wojen. Obraz nie był piękny, wydawał się nieoszlifowany i zniesmaczony swoją dziwną formą. Teraz duńscy wojownicy przyłożyli swoje topory do nóg obrazu, wywołując największe napięcie wśród wszystkich mieszkańców zamku. Kiedy zostały przecięte, drewniany klocek spadł na ziemię z głośnym trzaskiem. Widząc to, słowiańscy mieszczanie szydzili z mocy swojego idola i obrócili swoją wiarę w pogardę. Ale ręce duńskich wojowników, niezadowolone ze zniszczenia, sięgnęły chciwie po wizerunek Porevita, który był czczony w najbliższym sanktuarium. Ten został utworzony z pięcioma głowami, ale bez broni. Kiedy został ścięty, szedł prosto do świątyni Porenuta. Jego posąg przedstawiający cztery twarze również padł pod ciosami Duńczyków. Zgodnie z rozkazem Absalona słowiańscy mieszkańcy zamku powinni spalić te drewniane obrazy w murze zamku. Poprosili jednak, ze względu na stłoczony zamek, o powstrzymanie się od rozkazu; jeśli chcesz oszczędzić ich gardła, nie powinieneś narażać ich na pożar. Gdy mieli wywlec obrazy z zamku, długo się opierali; bali się, że przez zemstę bożków stracą władzę w kończynach, których musieli użyć do wykonania polecenia. Aby jeszcze wyraźniej pokazać pogańskim Słowianom pogardę dla ich bożków, Sven stanął na nich, gdy byli wyciągani przez „Charenzian”. 

Tak wielkie były te bożki, że gdy tylko mężczyzna miał coś wspólnego z kobietą w mieście, łączyli ich razem jak psy i nie pozbywali się siebie nawzajem, dopóki nie znaleźli się poza zamkiem. Podczas tych wydarzeń Absalon poświęcił trzy cmentarze na obrzeżach zamku i wieczorem wrócił na wał Charenza. Po zniszczeniu bożków wrócił w środku nocy na duńskie statki z księciem Ranenów Jaromarem i zmusił księcia słowiańskiego do zjedzenia z nim obiadu. Absalon już trzy noce z rzędu nie spał, a budzenie się tak osłabiło jego oczy, że ledwie mógł z nich korzystać. Następnego ranka uczeni w piśmie i spowiednicy książąt, ubrani w kapłańskie szaty, przystąpili do przemiany pogańskich mieszkańców Rugii w chrześcijan poprzez chrzest. W kilku miejscach wznieśli też chrześcijańskie miejsca kultu, zamieniając chaty lokalnych przesądów na mieszkania religii ogólnej. Tego samego dnia reszta zakładników została wzięta przez Duńczyków”.

Absalon już trzy noce z rzędu nie spał, a budzenie się tak osłabiło jego oczy, że ledwie mógł z nich korzystać. Następnego ranka uczeni w piśmie i spowiednicy książąt, ubrani w kapłańskie szaty, przystąpili do przemiany pogańskich mieszkańców Rugii w chrześcijan poprzez chrzest. W kilku miejscach wznieśli też chrześcijańskie miejsca kultu, zamieniając chaty lokalnych przesądów na mieszkania religii ogólnej. Tego samego dnia reszta zakładników została wzięta przez Duńczyków”. Absalon już trzy noce z rzędu nie spał, a budzenie się tak osłabiło jego oczy, że ledwie mógł z nich korzystać. Następnego ranka uczeni w piśmie i spowiednicy książąt, ubrani w kapłańskie szaty, przystąpili do przemiany pogańskich mieszkańców Rugii w chrześcijan poprzez chrzest. W kilku miejscach wznieśli też chrześcijańskie miejsca kultu, zamieniając chaty lokalnych przesądów na mieszkania religii ogólnej. Tego samego dnia reszta zakładników została wzięta przez Duńczyków”. Następnego ranka uczeni w piśmie i spowiednicy książąt, ubrani w kapłańskie szaty, przystąpili do przemiany pogańskich mieszkańców Rugii w chrześcijan poprzez chrzest. W kilku miejscach wznieśli też chrześcijańskie miejsca kultu, zamieniając chaty lokalnych przesądów na mieszkania religii ogólnej. Tego samego dnia reszta zakładników została wzięta przez Duńczyków”. Następnego ranka uczeni w piśmie i spowiednicy książąt, ubrani w kapłańskie szaty, przystąpili do przemiany pogańskich mieszkańców Rugii w chrześcijan poprzez chrzest. W kilku miejscach wznieśli też chrześcijańskie miejsca kultu, zamieniając chaty lokalnych przesądów na mieszkania religii ogólnej. Tego samego dnia reszta zakładników została wzięta przez Duńczyków”.

Stan zachowania: bardzo dobry







z niemieckiej prywatnej strony:




Okręgi Zabrod/Schaprode, Pyask/Patzig, Gynšt/Gingst, Gârdec/Garz i Rambîn/Rambin



Do 2004 roku – z pewnością nie tylko – dla mnie „niezaprzeczalną prawdą” było to, że słowiańskim szańcem miasta Garz na południu Rugii musi być zamek książęcy i świątynny Charenza (lub Karentia lub Karenz) szczegółowo opisany przez Saxo Grammaticusa. Wszyscy dotychczasowi badacze przyjmowali to założenie, tradycyjne legendy i baśnieo nim mówić, jego wysublimowany rozmiar nie pozostawiał co do tego wątpliwości. Ale zawsze istniały niekonsekwencje: w jaki sposób duńscy zdobywcy w 1168 r., przy ówczesnych prędkościach podróży, zgodnie z tradycją, mogli dostać się z Arkony do Garz iz powrotem w ciągu jednego dnia i „zupełnie przypadkowo” nadal zaakceptować kapitulację Ranenów? króla i jego świty, zburzyć trzy świątynie i poświęcić trzy cmentarze oraz ochrzcić 900 osób? Dlaczego Gagern i Gingst, miejsca datków i podwyżek nadane książęcej kaplicy w Charenzy, tak daleko od Garz? Dlaczego minęły ponad trzy czwarte wieku między ostatnią udokumentowaną wzmianką o Charenzie z 1237 r. a pierwszą wzmianką o Garz w czasach chrześcijańskich w 1314 r.? Dlaczego obie słowiańskie nazwy miejscowości mają zupełnie inne znaczenie? Garz / Gârdec pochodzi od „Burg”, podczas gdy Charenza pochodzi od imienia osobistego Charę ta (inna interpretacja to „Korenice = root”).



Naukowcy Doris Bulach MA, dr. Krystyna Kratzke, dr. Heike Reimann, dr. Freda Ruchhöfta i dr. Cornelia Willich † z projektu „Germania Slavica” w Humanistycznym Centrum Historii i Kultury Europy Środkowo-Wschodniej Uniwersytetu w Lipsku (GWZO)doszli do sedna tego problemu i opracowali nową teorię na temat historii Fürstenburg Charenza i miasta Garz: Muszą to być dwa zupełnie różne miejsca. Znaleźli też to, czego szukali w związku z położeniem Charenzy. Na północy centralnej Rugii, gdzie spotkały się Gardvogteien Gingst, Patzig i Schaprode, znajduje się potężny późnosłowiański wał Venz / Vence. Znajduje się na bagnistym terenie i można do niego dotrzeć po krótkiej przejażdżce wiosłami przez Zatokę i równie krótkim spacerze, jak donosił Saxo. Gingst i Gagern są oddalone o zaledwie kilka kilometrów, a opuszczone miejsce zwane Gharense jest również wspomniane w parafii Gingst na początku XIV wieku. Wydaje się, że jedno z głównych pytań dotyczących średniowiecznej historii Rugii zostało rozwiązane. W tomie 90 (2004) nowej serii "Studia Bałtyckie - Pomorskie Roczniki do Historii Regionalnej", s. 25 i nast., zespół projektu "Germania Slavica" przedstawia wyniki swoich badań (patrz także wykaz źródeł poniżej). Ten sam artykuł zawiera również ciekawe aspekty historii miasta Garz. Dostęp do „Baltic Studies” można uzyskać przez KielerVerlag Ludwig .

Dziękujemy za uprzejmą zgodę na opublikowanie tych nowych odkryć!

Ponieważ jednak wszystkie inne wcześniejsze publikacje, w tym te, które tu cytowałem, zakładają, że Garz i Charenza są utożsamiane, oba miejsca i kult bogów związanych z Charenzą opiszę razem na tej stronie.








Wał miejski i zamkowy Garz

Mogę bardzo współczuć faktowi, że ta nowa teoria, zwłaszcza jeśli ma być poparta znaleziskami wykopaliskowymi, stanowi poważną stratę dla Garzerów. W szczególności Muzeum Ernsta Moritza Arndta ma interesującą i atrakcyjnie zaprojektowaną wystawę na temat Garz Burgwall i Charenza. I jest bardzo oddany pracy ze szkołami na wyspie, na przykład z uczniami pracującymi nad projektami i zajmującymi się legendami o murze zamkowym. Bardzo ładnym wynikiem jest kreskówka „Svanvithe.reloaded” oprócz rysunków i sylwetek . Ale jak to często bywa, strata oznacza również nowy początek. W naszym przypadku jest to minstrel Wizlaw III, który kazał odbudować zamek Garz. Oprócz Ralowa jako jedyny na wyspie był zamieszkany jako zamek książęcy za życia Wizława. Natomiast Charenza/Venz została opuszczona w połowie XIII wieku, a Rugard prawdopodobnie w 1285 roku. Więc kiedy śpiewał swoje piosenki i recytował swoje powiedzenia, było to właśnie tutaj, w Garz!
księcia Wisława III. - którzy poza tym mieszkali głównie na kontynencie w Barth - prawdopodobnie próbowali ustanowić Garz (odbudowany zamek oraz miasta Rugendal i Garz) jako nowe centrum dworskie na wyspie po 1300 roku. Ale ta planowana przeciwwaga dla kontynentu ostatecznie się nie powiodła, ponieważ wpływy polityczne i potęga gospodarcza Stralsundu były już zbyt silne. Mimo to Garz – jeszcze bardziej niż jego zamek w Rałowie czy siedziby Straży – był najważniejszym miejscem, w którym Wizlaw sprawował dwór, gdy przebywał na wyspie.
Widzimy więc, że zamek Garz był ważny i znaczący po 1300 roku, podobnie jak Garz (przeniesiony Rugendal) jako jedyne wyspiarskie miasto księstwa. Znaczenie to znajduje również odzwierciedlenie w pieczęci miasta, którą można znaleźć poniżej.













Po lewej stronie widać silikonowy odcisk średniowiecznej pieczęci miejskiej Garz/Gârdec w oryginalnej wielkości z napisem SIGILLVM CIVITATIS GHARTZ IN RVYA. Pieczęć z około 1325 roku daje dobre wyobrażenie o tym, jak musiał wyglądać słowiański zamek książęcy: brama otwierana gościnnie (Ranowie byli podobno bardzo gościnni), chorągiew Rujana powiewająca na donżonie z napisem wykonane przez Wizlawa III. coraz częściej używany herb Gryf. Nazwa najstarszego miasta na Rugii pochodzi od słowa „Gârdec” (zamek lub miejsce warowne). Pierwszy zamek Garz został wymieniony w 1165 roku w sadze Knytlinga jako „borgar Gardz” i prawdopodobnie wkrótce potem popadł w ruinę. Dopiero około 1300 roku książę wybudował nowy zamek i kaplicę na nieużywanym od ponad 100 lat murze pierścieniowym. Od tego czasu miasteczko, które nigdy nie utraciło wiejskiego charakteru, stopniowo rozwinęło się ze wsi słowiańskiej (slavico Gartz), niemiecka wioska (teutunico Gartz) i „nowe miasto” Rugendal (Ruyendal), które zostało przeniesione do dzisiejszego centrum Garzu. Prawa miejskie zostały przeniesione z Rugendal do Garzu. W 1319 r. Po raz pierwszy zaświadczono o radzie z własną jurysdykcją dla Garz, podczas gdy Rugendal nie jest już wymieniany.
Rugendal zostało wymienione jako miasto w dokumencie już w 1313 roku. W archiwum miejskim Stralsundu zachowała się tylko jedna, bardzo zniszczona pieczęć miasta (ilustracja: Wichert, s.: „Rugendal i Garz. Szkic dwóch średniowiecznych miasteczek na Rugii” w: Baltische Studien NF 92 (2006 ), s. 16) . I jest bardzo niedokładna kopia tej pieczęci z poprawkami do XVI-wiecznego stylu. Przedstawiony jest na nim hełm, który nie był znany nawet w XIV wieku (ilustracja: Festschrift „1319 - 1969, 650 Jahre Stadt Garz” (1969), s.10). Z tego powodu pozwoliłem sobie przerysować obraz tak, aby jak najdokładniej odwzorowywał wciąż widoczną pieczęć. Przedstawia symbole Księstwa Rugii: gryfa (tu kroczącego po wieży) i unoszący się nad nim wielki hełm z herbem Rugii, łodygi lilii otoczone krzakami pawich piór. Obraz otoczony jest napisem + SIGILLVM : NOVE : CIVITATIS : RVYENDALE . .






Na przykładzie Garzu dowiedzieliśmy się już wiele o współistnieniu Słowian Rugii i Nidermanów. Świadczą o tym również inne nazwy miejscowości: Przywiązanie imigrantów do nowej ojczyzny, jej mieszkańców i słowiańskiego domu książęcego wyraża się w pierwotnej nazwie dzielnicy Garz, Gützlaffshagen. W średniowieczu nosiło ono nazwę Wislaweshagen, czyli Wizlawshagen i otrzymało imię księcia Wizsława III. nazwany - wyraźnie zdeterminowany warunkami czasowymi i faktem, że obszar Garz można uznać za gospodarstwo domowe rodziny książęcej. W XIV wieku w pobliżu Garzu istniało inne, tymczasem opuszczone miejsce o podobnej nazwie: Verchoslaveshagen. Końcówka „-hagen” oznacza Hagenhufendorf, typ wioski Dolnoniemieckiej. Słowianie preferowali skupione wsie i osady. Teschenhagen (w średniowieczu: Tessekenhagen) na północy Gardvogtei Garz to także nazwa słowiańsko-niemiecka, ponieważ Teschen pochodzi od słowiańskiego imienia osobowego Tešek. Mała wioska była kiedyś także Samtens / Samtence. Zdradza nam to nazwa wioski, która wówczas znajdowała się na uboczu, bo „samtensce” znaczy „samotna”. W międzyczasie Samtens, które dziś ma ważne skrzyżowanie dróg i stację kolejową z obsługą towarów, oraz Rothenkirchen na zachodzie zamieniły się rolami. Rothenkirchen, które dziś jest odległe, było w średniowieczu WĘZŁEM DROGOWYM na Rugii. Tu droga prowadząca z lądu „starym promem” dzieliła się na trzy kierunki. Prowadziła stąd jedna z „krajowych tras Rugii” przez Gingst/Gynšt, Trent/Turante, prom Wittow, Wiek/Medove i Altenkirchen do Arkony. Druga trasa prowadziła przez Bergen / Gora, Karow / Charove, Schmale Heide, Sagard / Zagârd i Glowe / Glove, dalej przez Schaabe i Vitt także do Arkony. Trzecia droga ostatecznie prowadziła przez Garz / Gârdec, Kasnevitz / Karsenovice, Vilmnitz / Vilmenice i Granitz do Mönchgut, dawnego stanu Reddevitz.

Z Rothenkirchen przeszliśmy teraz do sąsiedniego Gard Rambin / Rambîn. Główne miasto Rambin zostało wymienione jako Rabyn już w 1246 roku i, jak sama nazwa wskazuje, powstało po wykarczowaniu lasu. W Poseritz / Požarice (= „Brandort”) nie powinno być ani przeszłości kryminalnej, ani zaniedbania, ale także ludzkiej pracy kulturalnej. Jest to polana pożarowa w zakładzie we wsi. Bardzo ważnym miejscem w Gwardii Rambińskiej Vogtei był niewątpliwie dzisiejszy Altefaehr, po raz pierwszy wzmiankowany w 1240 roku w dokumencie Wizława I jako „antiquus navalis tranzyt”. Miejscowość ta od zawsze miała za zadanie utrzymywać połączenie promowe z lądową częścią Księstwa Rugii. Tym samym jego mieszkańcy zajmowali się rolnictwem tylko „na pół etatu”.

Ciekawy aspekt składu społecznego wymienia wspomniany już książęcy rejestr wyniesień z 1314 roku. W przypadku Gardvogtei Rambin wymieniono 18 Knesitz (jeden dla Patzig i pięć dla Streu). Słowiańskie słowo „knes” lub „knež” oznacza „pan lub szlachcic”. Tak więc Knesitz jako zdrobnienie („mały dżentelmen”) opisałby słowiańskiego drobnego szlachcica, który sam uprawiał swoje pola, ale jednocześnie miał do spełnienia rycerskie zadanie. Znajdowałby się wówczas w średniowiecznej piramidzie majątków między szlachtą a chłopami.

Wspomniałem już o podzamczach Schaprode, Gingst i Patzig w związku z książęcym zamkiem Charenza, który pełnił ważną funkcję w państwie w czasach przedchrześcijańskich oraz w pierwszej połowie XIII wieku. Zamek znajdował się w „trójkącie granicznym” tej straży, ale z pewnością nadal na terytorium Gingster, ponieważ Gharense, a także Gagern / Gavarne (= „Rabenort”) należały do ​​​​jej parafii, a dzban Gingster musiał uiszczać roczną opłatę do kaplicy książęcej. Oto kilka bardziej interesujących szczegółów na temat innych miejsc w tych trzech powiatach.




Schaprode / Zabrod (= „przy brodzie”) jest jednym z najstarszych miejsc na wyspie i już w średniowieczu był portem promowym na sąsiednią małą wyspę Öhe. Duńczycy wylądowali tu w 1160 i 1168 roku. W 1259 roku, pod protekcją Jaromara II, biskup Roskild Peter Bang nałożył na Danię interdykt. Po klęsce stronnictwa duchownego wspieranego przez Jaromara, znani duchowni, tacy jak arcybiskup Lund, Jakob Erlandsen, uciekli do Schaprode. Wpływowy duński ród Erlandsenów miał swoją siedzibę rycerską w Schaprode, zwanym także po duńsku Walung. Miejscowy kościół jest trzecim najstarszym na wyspie (początek XIII wieku, zdjęcie po lewej). Prepozyt jako przedstawiciel biskupa Roskilde na Rugii miał swoją siedzibę w Ralswiku. Obowiązek płacenia biskupowi przez mieszkańców Rugan nazywał się „biskopin ža ” (żyto biskupie), a księciu „bede” (proszę).


 


W Gardvogtei Patzig / Pyask (Pyazeke) (= „obszar piaszczysty”) znajduje się wioska, która również wskazuje na wspólne koegzystencję Ranish i Niemców: Neuenkirchen. Miejsce to, podobnie jak Medove/Wiek, również miało dwie nazwy. Od niepamiętnych czasów nosiła nazwę Jamnove (= „dół, wąwóz”), w 1318 roku po raz pierwszy wymieniono średnio-dolnoniemiecką nazwę „Nyenkerken”. Nawiasem mówiąc, nie tylko szlachta, ale także rolnicy i obywatele byli aktywni jako strażnicy. Podejrzewam, że i pod tym względem Księstwo Rugii było wyjątkiem. W zależności od obszaru i pola działania podległych strażnikom „policjantów” nazywano jeźdźcami lądowymi lub jeźdźcami plażowymi.




W XIII wieku niegdyś niezależny, ale bardzo mały Gard Ummanz / Omance został zjednoczony z Gardvogtei Gingst / Gynšt (Gynxt) (= „dojrzałe, zimne miejsce”). Parafia Landow / Landove (= „pustynne pole”) należąca do Gard Gingst była jedną z pierwszych na wyspie (zdjęcie po lewej). W jego bezpośrednim sąsiedztwie na Kubitzer Bodden, ukryty za wyspą Liebitz / Lipice (= "Lindenort"), leży Ralow / Ralove. Miejscowy zamek szlacheckiej rodziny Ranic Raleke (lub Ralik) był w XII wieku znanym gniazdem rabusiów, z którego pochodzi nawet legenda „ The Raunken”ogłasza. Rascals ewidentnie weszli w konflikt z Jaromarem I. Po jego zwycięstwie nad piratami zamek przeszedł na własność książęcą, na której mieszkał także Wizlaw III. Dokumenty wystawiono więc 9 lipca 1290 r. dla chłopskich braci („colonis”) Zulimar i Domamar Zurkiviz (więcej o tym tutaj) .






ie było jednak „wiecznej wrogości” między Ralunkenem a Wizlawidami, gdyż np. w 1307 roku Hinricus Ralekevitze był świadkiem dokumentu od księcia dla Krügera Milikena z Rambina i Wizlawa III. nazwany „advocatus noster”, „nasz adwokat”. Jednak w 1316 roku Rascalowie brali również udział w sojuszu szlachty rugijskiej ze Stralsundem, skierowanym przeciwko ich księciu Wizlawowi, podobnie jak większość jego wasali z wyspy Rugii. Na tym traktacie sojuszniczym między radą miejską Stralsundu a dwunastoma rycerzami i 125 giermkami z 6 stycznia 1316 r., na czele którego znajduje się „Prydbor van der Vilmenitz unde Stoyzlaf van Pudbutzk”, „Ralic unde Godeschalk Ralekevitz” zajmuje 27 miejsce .
Odlew pieczęci Pana Godeschalk z nieco niewyraźnym napisem+ S' GODESCALCI RALICKEVICE widać po lewej stronie. Ciekawy wydaje mi się herb z trzema amonitami. Ma w sobie coś „typowego dla Rugii”, ponieważ na kredzie, której na wyspie jest dużo, można wielokrotnie znaleźć odciski, a nawet skamieniałości prehistorycznych zwierząt. Coś takiego z pewnością fascynowało ludzi od zawsze, a na pewno robiło to szczególne wrażenie na ludziach ze średniowiecza, którzy nie mogli jeszcze nic wiedzieć o historii ziemi. Członkowie rodziny Uznam („van Uzenym”) nosili podobną tarczę, której amonity były tylko odwrócone. (Niestety, w późniejszych czasach oba rody zrezygnowały ze swoich pięknych herbów i zastąpiły je mniej oryginalnymi: Raleke z rogami myśliwskimi i Uznam z rogami klejnotów).
Te herby, jak również dwa inne, każdy z pojedynczym amonitem, można znaleźć jako odlewy pieczęci w Muzeum Miejskim w Bergen , w tym samym pomieszczeniu, w którym wystawiono haftowane płótno lniane. Oprócz replik wszystkich zachowanych pieczęci można zapoznać się także z tekstem dokumentu z 1316 roku. Więc idź na wycieczkę odkrywczą! Kto był właścicielem pieczęci z tylko jednym amonitem? Kto planował domową markę Rügan? I wiele więcej. (Uwaga: ta wystawa nie jest obecnie wyświetlana).





Szczególnie dobrze zachowany egzemplarz pieczęci widać na drugim zdjęciu. Przedstawia napis + S' VENDISGE VIRIS oraz herb z masztem zwieńczonym trzema koniczynkami. W dokumencie jego posiadacz jest nazwany „Wendsche Vyriz”. Myślę też, że jest to dobry przykład wielokulturowej rzeczywistości ówczesnej Rugii. Vyriz śmiało nawiązuje do swoich słowiańskich korzeni... i mówi to po niemiecku. Nawiasem mówiąc, na kontrakcie sojuszniczym znajdziesz całkowicie kolorową mieszankę imion i nazwisk słowiańskich i niemieckich, czasem nawet z duńskimi przyrostkami, takimi jak „-syn”.

A Wisław? Z pewnością jest to trudne - i prawie jednorazowy proces! - kiedy opuszczą go jego wasale. Zwłaszcza dla kogoś tak subtelnego jak Wizlaw. Ale poszedł w złą stronę w sporze ze Stralsundem, który miejscami był wojowniczy, zwłaszcza pod koniec. Być może ta opozycja pomogła też minstreli dostrzec nowe realia społeczne, których nie może już unikać. Nie porzucił z tego powodu własnych ideałów. I nikt go też nie znienawidzi, ani mieszkańcy Stralsundu, ani szlachta z Rugii. Nie można nienawidzić kogoś takiego jak Wizlaw.

Dziękuję Pani Martinie Herfert, ówczesnej dyrektor Muzeum Miejskiego Bergen auf Rügen, za uprzejmą zgodę na publikację obu ilustracji.
( www.stadt-bergen-auf-ruegen.de/Stadtportrait/Sehenswuerdigungen/Klosterhof?&La=1 )

Autorzy zdjęć:
„Wał Garz (Gârdec)”, „Bóg Rugievit”, „Bóg Porenut”: Ingrid Schmidt „Bogowie, mity i zwyczaje z wyspy Rugii”, ryc. 30 (s. 145), przód okładka i tył, Hinstorff Verlag Rostock 2002, ISBN 3-356-00720-3 Dziękuję Pani Maas, szefowej wydawnictwa książkowego Hinstorff Verlag GmbH (
www.hinstorff.de ),

za uprzejmą zgodę na publikację te ilustracje i powyższe cytaty . „Pieczęć miasta Garz (Gârdec)”: własność prywatna, odcisk pieczęci przez Ernst Moritz Arndt Museum Garz Za uprzejmą zgodę na publikację tej ilustracji chciałbym podziękować pani Hakenl z Ernst Moritz Arndt Museum Garz ( www.arndt-museum.de) Dziękuję.

„Pieczęć miasta Rugendal (Ruyendal)”: rysunek prywatny
„Dokument założycielski Stralsundu”:
broszura informacyjna „Hansestadt Stralsund – najmłodsze miejsce światowego dziedzictwa Niemiec”, s. 4, Biuro Turystyczne Hanzeatyckiego Miasta Stralsund 2003 Hacker, dyrektor Archiwum Miejskiego w Stralsundzie ( stadtarchiv.stralsund.de ) oraz Biuro Turystyczne Hanzeatyckiego Miasta Stralsund ( www.stralsundtourismus.de ).
„Kościół wiejski w Schaprode”, „Kościół wiejski w Landow”: Arkusz informacyjny z okręgu Rugia „Zabytki na Rugii i Hiddensee”, ryc. 21 i ryc. 14

Za uprzejmą zgodę na publikację tych ilustracji dziękuję Panu Schwarzowi z Graphic Design Schwarz oraz Dr. Thom z byłej dzielnicy Rugii, Urząd ds. Gospodarki i Kultury ( www.ruegen.de ).
„Burgwall Garz (Gârdec), szkic ściany autorstwa Ronny'ego Krügera”, „Burgwall Venz (Charenza), szkic ściany autorstwa Ronny'ego Krügera”:

Chciałbym podziękować Ronny'emu Krügerowi ( slawenburgen.hpage.com ) za uprzejmą zgodę na publikację tych ilustracji na mojej stronie głównej. dziękuję.

„Scena z zamku Garz około 1300 roku”, „Grusza na wale Garz (Gârdec)”, „Wewnętrzna powierzchnia wału Garz (Gârdec)”, „Drewniany posąg boga Porenuta w Garz (Gârdec)”, „Jaromar na Wale Garzera, prawie jak AD 1319”, „Mur narodzin Charenza z zewnątrz”, „Mur miejski Charenza od wewnątrz – wewnętrzna powierzchnia muru”, „Mur miejski Charenza od wewnątrz – korona muru”, „Pieczęć Godeschalk Ralekevitz na dokument sojuszniczy z 1316 r. (odlew)”, „Pieczęć wendyjskiego Vyriza na dokumencie sojuszniczym z 1316 r. (odlew)”: fot. prywatne

Źródła, na których przede wszystkim oparłem swoją pracę (ułożone chronologicznie):

1. Hagen, ks
3. Dannenberg, H. „Monety pomorskie w średniowieczu", Berlin 1864
4. Pyl, Th. , Greifswald 1872
5. Dannenberg, H. "Historia monet pomorskich w średniowieczu", Berlin 1893
6. Pyl, Th
7. Behm, O. „Składki do systemu dokumentów lokalnych książąt Rugii”, Greifswald 1913
8. Gülzow, E. „Des Fürsten Wizlaw von Rügen's minne Songs and Says”, Greifswald 1922
9. Haas, A. „Arkona w roku 1168" , Szczecin 1925
10. Hamann, C. "Stosunki między Rugią a Danią od 1168 do wygaśnięcia rodzimej dynastii Rugii w 1325", Greifswald 1933 11.
Scheil, U. "Genealogia książąt Rugii (1164 - 1325)", Greifswald 1945
12. Rudolph, W. "Wyspa Rugia", Rostock 1954
13. Ohle, W., Baier, G. "Zabytki sztuki okręgu Rugii", Lipsk 1963
14. Steffen, W. „Historia kultury Rugii do 1817 r.”, Kolonia, Graz 1963
15. Werg S. „Przysłowia i pieśni Wizlava z Rugii, studia i krytyczne wydanie wierszy”, Hamburg 1969 16.
Vá ňa , Z. „Świat dawnych Słowian”, Praga 1983
17. Gloede, G „Kościoły w nadmorskim wietrze – tom III”, Berlin 1984
18. Herrmann J. (red.) „Słowianie w Niemczech – podręcznik”, Berlin 1985
19. Spiewok W. „Wizlaw III. von Rügen, poeta”, w: Almanach Kultury i Sztuki w Regionie Morza Bałtyckiego, nr 8 (1985)
20. Spitschuh, B. „Wizlaw von Rügen: A Monography”, Greifswald 1989 21.
Lange, A. „ Tysiącletni Ralswiek”, Bergen 1990
22. Hages-Weißflog, E. "snel hel ghel scrygh I dinen namen - O stosunkach Wizlawa z tradycjami minnesongowymi z XIII wieku", w: "Pieśń w średniowieczu niemieckim. Tradycja, rodzaje, zastosowanie”, Tybinga 1996
23. Bleck R. „Badania nad tzw. poezją zaklęć i językiem księcia Wizsława III. von Rügen" GAG Folge 681, Göppingen 2000
24. Schmidt, I. "Bogowie, mity i zwyczaje z wyspy Rugii", Rostock 2002
25. Jahn, L. "Wizlaw III. von Rügen - Prince and Minnesinger” oraz „Wizlaws Liederbuch”, Hofgeismar 2003
26. Sobietzky, G. „Księstwo Rugii i jego system monetarny”, Stralsund 2005 27.
Kratzke, Ch., Reimann, H., Ruchhöft, F. „Garz i Rugendahl na Rugii w średniowieczu”, w: Baltic Studies, New Series Volume 90 (2004), Kiel 2005
28. Ruchhöft, F. „Zamek na przylądku Arkona” (seria: Archeologia w Meklemburgii-Pomorzu Przednim, tom 7), Schwerin 2010 29.
Reimann, H., Ruchhöft, F., Willich, C. „Rügen in the Middle Wieki” (Seria: Badania nad historią i kulturą Europy Środkowo-Wschodniej, tom 36), Stuttgart 2011
30 Ev. Parafia św. Marii Bergen auf Rügen (red.) „Haftowane płótno lniane z klasztoru cystersów Bergen auf Rügen”, Bergen auf Rügen 2013
31. Möller, G. „Ciekawa 'skrzynia skarbów' z 1318 r. w Stralsundzie - wkład do późnośredniowiecznej kultury materialnej szlachty północnoniemieckiej”, w: Baltic Studies, New Series Volume 102 (2016), Kiel 2017
32. Brunner, H., Klein, D. „Wizlav - Sangsprechen und Minnelieder” IMAGINES MEDII AEVI Interdyscyplinarny wkład w średniowieczne badania, tom 52, Wiesbaden 2021





więcej tutaj:


https://wizlaw.de/html/3__gardvogteien.html









https://de.wikipedia.org/wiki/Charenza


https://slawenburgen.hpage.com/mecklenburg-vorpommern/insel-ruegen.html#venz