Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tajemnice. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tajemnice. Pokaż wszystkie posty

środa, 29 grudnia 2021

Motyle Jowisza..

 








"wierzono..."

"jak powszechnie wiadomo..."

"wg legendy..."

"wg niektórych..."

"mówią, że..."

"wszyscy wiedzą, że..."


i tak dalej.


Obie wersje są zmyślone. 

I wcale nie chodzi o scenę erotyczną.


Obie wersje są zmyślone. 

Kto wymyślił, że wino płynące z piersi świadczy o niewinności?? Co za bzdura. 

Gdzie jest sędzia, który to zaświadczył - i jakim sposobem to zrobił?

Gdzie jest mędrzec, który to podał ludziom do wierzenia???

Kto to jest?


Im bardziej absurdalne "wyjaśnienie" tym lepsze.

Ludzie wtedy mówią: "Aaaaa.... to o to chodziło".

Potem wzruszają ramionami, bo nic nie rozumieją z tego niezrozumiałego "wyjaśnienia" i więcej się tym nie zajmują, bo i po co? Przecież to głupie.


Ludzi powinien przede wszystkim zastanowić i ZANIEPOKOIĆ fakt, że ktoś w przestrzeni wokół nich umieszcza jakieś dziwne niezrozumiałe komunikaty.

Po co to robi.


To świadczy o czymś ukrytym, co rozgrywa się wokół nich. Po co to jest ukryte? I co to jest? Po co ktoś nosi maskę? Czy uczciwi ludzie muszą coś ukrywać?


Niestety większość ignoruje te sygnały.



Obie wersje są zmyślone.

Ale przecież wy wiecie, co się kryje na tym obrazie... wiecie to.



***


















nienawiść









poniedziałek, 7 października 2019

Tajemnica czarnowodzkich łąk



Poniżej trzeci tekst z cyklu „Niemieckie tajemnice w Polsce”.




Fragment z książki Dzieje wsi powiatu starogardzkiego” Józefa Milewskiego z 1968 roku.



























W XIX w. Anglicy, Francuzi i inne nacje – też Niemcy - posiadały swoje kolonie w Afryce, Indiach i innych zamorskich krajach, które eksploatowali ekonomicznie, często wykorzystując niewolniczo miejscową ludność („tubylców” – jak to często wspomina agent Michałkowicz).

Niemcy największą swoją kolonię posiadały w zasadzie w granicach swojego kraju – i była to Polska „pod zaborami”.

Zabory polegały głównie na ekonomicznej eksploatacji Polaków, o czym mało się mówi na lekcjach historii, jeśli w ogóle się mówi.

Generalnie Polska była już kolonią za czasów piastowskich i krzyżackich – stąd „osadzanie kolonistów” - ten termin już ze szkoły chyba każdy zna, nie do końca kojarząc co oznacza – osadnicy nie przyjeżdżali tu do wód leczyć się z podagry, ani na wczasy na dwa tygodnie – tylko na stałe...Termin kolonista oznacza – kolonializm...

Oczywiście podkreśla się, że kolonializm przyniósł do Polski postęp – lepsze jakoby rolnictwo, organizację pracy itp. sprawy – czy tak w istocie było?

Nie wolno było łowić ryb w rzece ani polować na zwierzynę w lesie – chyba, że zapłacisz haracz, nie wolno było mówić po słowiańsku wendyjsku – bo inaczej nigdy nie dostałeś pozwolenia na połów ryb z opcją haraczu oczywiście itd. itd.


SEKOWANIE tubylców było programowe, ja też go i dzisiaj doświadczam, kiedy jestem nękany i nie mogę spokojnie przejść ulicą bez towarzystwa ubeków, którzy zakłócają moją prywatność od szeregu lat...


Zobaczmy co tam kłamliwa wiki....

>>Kolonializm – polityka państw rozwiniętych gospodarczo polegająca na utrzymywaniu w zależności politycznej i ekonomicznej krajów słabo rozwiniętych oraz wykorzystywaniu ich zasobów ludzkich i surowcowych. Zgodnie z zachodnią tradycją kolonializm datowany jest od epoki wielkich odkryć geograficznych, chociaż znany był już w czasach starożytności.

W rezultacie kolonizacji na początku XX w. rozległe terytoria Afryki, Azji, Ameryki prawie w całości zostały podzielone i podporządkowane kilku państwom europejskim. Utworzono ogromne imperia kolonialne zajmujące ponad 73 mln km², tj. około 55% powierzchni globu. Mieszkało w nich około 35% ogółu ówczesnej ludności Ziemi. Status tych terytoriów był formalnie zróżnicowany, stosowano w odniesieniu do nich nazwy: kolonia, protektorat, kondominium, a następnie kamuflując ich faktyczny status, określano je jako prowincje zamorskie, terytoria zamorskie, wreszcie terytoria powiernicze lub obszary nie rządzące się samodzielnie. <<


Wiki oczywiście pomija milczeniem zabór Polski – bo zabór to kolonializm, tyle, że nie zamorski.

I oto w kraju, w którym dokonuje się wyzysku ekonomicznego na tubylcach, gdzie, żeby zaoszczędzić na kosztach, zamki, klasztory i kościoły zamienia się w więzienia, albo spichrze i stajnie, a na koszary pozyskuje się cegły ze średniowiecznych murów i zamków, zaborca dokonuje aktu filantropii – wybudujemy wam łąki, żeby wasze krowy miały co jeść.



A więc, było tak...


Na piaszczystych ziemiach pod Wdą – obecnie Czarna Woda - zaborca zakłada jedyny w Europie – a więc pewnie na świecie – zespół sztucznych łąk.

Rząd pruski wykupuje i znosi młyny i tartaki na rzece – za sumę „ogromną” - a także wypłaca odszkodowania kilkuset gospodarstwom.

Z pobliskich okolic ściąga – 10 tysięcy robotników (!!??) To tyle, ile mieszkańców posiada obecnie pobliski Czersk – razem z kobietami, staruszkami i oseskami i oczywiście tymi, którzy obsługują ludzi w sklepie, urzędzie na poczcie i nie mogą w tym czasie machać łopatą w lesie...


I co najciekawsze – ludzi tych jak niewolników strzegą żandarmi – od razu przypomina mi się, jak zbrojni strzegli wozów z drewnem na budowę kościoła w Skarszewach.

Bilon na wypłatę przyciągnęły woły z samego Berlina – 370 kilometrów wołami?? 
Bank w Gdańsku nie miał drobnych? Drobnymi groszakami zapłacili ludziom za miesiąc roboty????


Woły i bilon sugeruje znaczny ciężar, jaki miano przewieść na wozach.

Skoro żandarmi i wóz i woły, to może raczej chodziło o to, że w drogę powrotną potrzebne były woły, bo znaczny ciężar zamierzano na wozach do Berlina zawieść w ochronie zbrojnych... tak samo jak ze Skarszew do Gdańska.


Strzegą robotników, ale tylko do pierwszej wypłaty – czyli w ciągu miesiąca wykopali to coś, co mieli wykopać, co było - znowu jak w Skarszewach – bardzo ciężkie - a potem żandarmi odjechali z tym do Berlina...

Czy to leżało na trasie dzisiejszego kanału, czy na terenie poddanym melioracji – trudno dociec...
W każdym razie podjęto się wielkiego i drogiego przedsięwzięcia, tylko po to, by ukryć fakt znalezienia i wydobycia... tego czegoś...


A potem to już sobie kopcie, róbcie te swoje łąki na zdrowie...


Budowa trwała 6 lat - od 1840 roku do 1846 - i kosztowała ponad milion marek.

W 1842 roku przystąpiono także do prac koncepcyjnych nad budową kolei z Berlina do Królewca przez min. Krzyż, Piłę, Chojnice, Starogard i Tczew.

Piszę o tym, bo w 1871 roku łąki przecięła linia kolejowa z Chojnic do Starogardu.

U Majewskiego:

>>W roku 1871 oddano do użytku linię kolejową Chojnice-Starogard. Biegnie ona niemal przez środek łąk na całej ich długości. Prace związane z budową linii kolejowej wymagały budowy kilku przepustów i przemieszczenia dużej ilości ziemi przy formowaniu nasypu kolejowego, co spowodowało znaczne straty w zbiorach przez kilka kolejnych lat. <<

Zmarnowano jakieś pieniądze i pracę wielu ludzi – brak planowania? U Niemców – że tak zapytam sarkastycznie???

Wybudowano kanał od jeziora Wdzydze, niemal równolegle do rzeki Wdy, o długości 23 km i szerokości 6 metrów, wykarczowano lasy i zniwelowano teren, wybudowano jazy, przepusty, mosty – no i melioracje łąk...do 1848 roku, a pierwsze efekty przyszły dopiero w 1852 roku – po 4 latach.

I to bardzo słabe.

Sprowadzono setki sztuk bydła i tysiące owiec, by nasrały na łąki odpowiednią ilość nawozu, zakupiono dla nich paszę...


10 lat później zredukowano łąki niemal o połowę - o 300 ha – z ok. 800 ha do 462 ha, bo jezioro Wdzydze dawało za mało wody.


Niemiecki inżynier strzelił babola w rachunkach??


Dopiero po 26 latach (1870) przyszły efekty i poprawiła się wydajność z łąk.


W 1955 roku – a więc po blisko 100 latach (!) - po zastosowaniu nowoczesnego nawożenia wydajność wzrosła na poziom określany jako: bardzo dobra.

A więc XIX wieczni niemieccy inżynierowie wcale nie zakładali wysokiej wydajności?


Dla kogo założono pastwiska w lesie - tak ogromnym, wydaje mi się, kosztem – dla tamtych ludzi, czy dla tych co będą żyli za 100 lat??




W czwartym odcinku z cyklu „Niemieckie tajemnice w Polsce” poruszę takie tematy jak:

  • czy to możliwe, żeby słowiańscy Wandalowie byli tak dziecinni, że wzięli swą nazwę od  imienia jakiejś królewny??
  • czego niemcy szukali w rzece?
  • czym różni się Wanda od wandy?
  • czy wanda to wadźra?


i inne rzeczy w czwartej odsłonie cyklu pod tytułem:


„Tajemnica morderstwa Ewy Tylman”











Źródła:

Dzieje wsi powiatu starogardzkiego” Józef Milewski

Wydawca: Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskie, Gdańsk 1968

https://maciejsynak.blogspot.com/2018/08/tajemnica-koscioa-w-skarszewach.html






http://maciejsynak.blogspot.com/2018/08/tajemnica-malborskiego-relikwiarza.html







sobota, 11 marca 2017

Jak zepsuto język?

Sto lat temu to były zakazane słowa, dla wtajemniczonych. Dzisiaj używa ich każdy. O jakie wyrazy chodzi?

08032017

Sekretne terminy, którymi posługiwali się złodzieje, bandyci, ludzie marginesu. U schyłku XIX wieku pomysłowy lwowski policjant postanowił zebrać je i opublikować. Niektóre brzmią dzisiaj… zaskakująco znajomo!
Słownik mowy złodziejskiej wyszedł w roku 1896 spod ręki Antoniego Kurki. Pracował on przez lata jako zarządca aresztów policyjnych we Lwowie. Podczas wszelkich rozmów z osadzonymi, skrupulatnie notował ich osobliwą gwarę. Tak różną od polszczyzny, że brzmiącą niemal jak odrębny język.
Przestępcy byli pewni, że o ile tylko będą używać swojej potajemnej mowy, nikt nie zrozumie co właściwie szykują. Kurka przyznawał, że długo nie był w stanie poznać znaczenia nawet najbardziej podstawowych spośród ich określeń, wyzwisk i terminów. Dzisiaj tymczasem należą one do… podręcznego słownika każdego z nas!

Arbajtować – dla złodzieja to słowo znaczyło tyle, co pracować. A przecież i obecnie często wspominamy z niemiecka, że czeka nas Arbajt.
Dycha – aż trudno uwierzyć, ale na przełomie XIX i XX wieku tylko zawodowi złodzieje wiedzieli, że chodzi o dziesiątkę.
Fagas – to słowo bardzo się upowszechniło, ale też jego znaczenie ewoluowało. W czasach Kurki fagasami przestępcy nazywali… tylko i wyłącznie lokajów.


Forsa – i znów słowo dla nas oczywiste, a dla dawnych Polaków brzmiące jak greka, albo aramejski. Znowu też jednak termin cokolwiek się rozszerzył. Bo według Słownika polsko-złodziejskiego forsa oznaczała wyłącznie… pieniężną łapówkę.
Frajer – rzecz jasna głupiec. Ale sto lat temu to wcale nie było oczywiste.
Grabić – kraść. I Kurka czuł, że musi to znaczenie wyłożyć czytelnikom.
Gwizdnąć – jak wyżej. Ukraść. Czy to naprawdę mogło uchodzić za sekret?
Kiecka – sukienka. Ale sto lat temu najwidoczniej tylko sukienka w tajnej mowie złodziei…
Kimać – spać. Powiedziane tak, by czasem klawiszarz się nie domyślił.
Klawiszarz, klawisznik – wiek temu tak mówiono na strażnika więziennego. Wtedy było to określenie sekretne, niezrozumiałe. Ale dzisiaj już nikt nie musi tłumaczyć kto to klawisz.

Kamil Janicki

http://ciekawostkihistoryczne.pl/2017/03/08/sto-lat-temu-to-byly-zakazane-slowa-dla-wtajemniczonych-dzisiaj-uzywa-ich-kazdy-o-jakie-wyrazy-chodzi/2/

 

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Były premier PRL Piotr Jaroszewicz




Były premier PRL Piotr Jaroszewicz mógł zginąć z powodu tajemnic, które poznał w czerwcu 1945 r. w Radomierzycach koło Zgorzelca.


Na początku czerwca 1945 r.  na dziedziniec pałacu w Radomierzycach wjechały trzy terenowe samochody. Z aut wysiadło kilku cywilów i uzbrojeni żołnierze w polskich mundurach. Weszli do pałacowych pomieszczeń. Zamierzali przeszukać zdeponowane w Radomierzycach pod koniec II wojny światowej ogromne niemieckie super tajne archiwum. Jadąc do pałacu, nie wiedzieli jeszcze, co ono zawiera. Kilkadziesiąt lat później trzy najbardziej wtajemniczone w te poszukiwania osoby zostały zamordowane - wszystkie w tajemniczych okolicznościach. Był wśród nich peerelowski premier Piotr Jaroszewicz.

Klucz do tajemnic II wojny światowej
Radomierzyce to wioska znajdująca się niedaleko  tzw. Europa-Miasta Zgorzelec/Görlitz.
W niej znajduje się wspomniany pałac. Zbudowano go w 1708 r. na wyspie otoczonej podwójną fosą. Latem 1944 r. hitlerowcy rozpoczęli w radomierzyckim pałacu toczone ścisłą tajemnicą prace budowlane. W jednym z pomieszczeń powstało coś na kształt opacerzonego bankowego skarbca. Zaraz potem do Radomierzyc zaczęły zjeżdżać ciężarówkami tajne, zebrane w całej Europie dokumenty. Raporty o przebiegu tej akcji trafiały bezpośrednio na biurko Waltera Schellenberga, szefa VI departamentu Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA). To może świadczyć o randze całego przedsięwzięcia, a także o znaczeniu archiwum dla hitlerowców. Wskazuje również na osobę, której najbardziej zależało na ukryciu dokumentów, będących już po wojnie znakomitym punktem przetargowym w różnych rozgrywkach nie tylko politycznych. Rozgrywkach o życie!

Steć ujawnia misję Jaroszwicza
Znany sudecki przewodnik Tadeusz Steć, współpracownik służb wywiadowczych, ujawnił, że w 1945 r. odwiedził Radomierzyce w poszukiwaniu zdeponowanych tam dokumentów. Pałac, nietknięty podczas wojny, został opuszczony. Pozostali natomiast okoliczni autochtoni, którzy wspominali, że przez ostatnie miesiące w majątku mieszkali również jacyś obcokrajowcy, prawdopodobnie Francuzi. Widzieli także polskich żołnierzy, którzy przyjechali do pałacu. Kierował nimi Piotr Jaroszewicz, wówczas pułkownik LWP. Do Jaroszewicza trafiła informacja o ukryciu przez Niemców ważnych dokumentów w pałacu koło Zgorzelca. Jaroszewicz chciał, by nie była to oficjalna akcja wojskowa, lecz prywatne przedsięwzięcie, które pozwoliłoby mu się zorientować, co kryło się w Radomierzycach. Zabrał tylko zaufanych ludzi. Z Jaroszewiczem byli m.in. Tadeusz Steć i ppłk Jerzy Fonkowicz, podczas wojny szef specjalnej grupy bojowej przy Sztabie Głównym AL i jednocześnie agent sowieckiego wywiadu oraz  mjr Władysław Boczoń. Uczestniczył w "podwójnych grach" wywiadu Armii Krajowej, skierowanych przeciwko zakonspirowanym strukturom Abwehry i Gestapo.

Akta wywiadu III Reszy
Po dotarciu do pałacu w Radomierzycach  ekipa Jaroszewicza odnalazła w jednym z pomieszczeń potężne sejfy wmurowane w ściany, w drugim zobaczyli tysiące teczek zawierających tajne dokumenty Głównego Urzędu Bezpieczeństwa III Rzeszy. Były tam akta personalne, listy, plany;
głównie archiwa wywiadu francuskiego, a być może także belgijskiego i holenderskiego. Miało się tam także znajdować archiwum paryskiego gestapo, zawierające listy konfidentów. Były to dane o ludziach, ich ciemnych interesach i kolaboracji z Niemcami oraz wydarzeniach prowokowanych przez niemieckie tajne służby, w których uczestniczyły znane osobistości. Tadeusz Steć powiedział  prasie - “Z późniejszym Premierem PRL Piotrem Jaroszewiczem zostałem w Radomierzycach jeszcze dwa lub trzy dni. Cały czas tłumaczyłem. Jaroszewicz przebierał. Wybrał stosik dokumentów. Zrobił z nich dwie lub trzy niewielkie paczki. (...) Byłem akurat pod pałacem, razem z dwoma cywilami. Nagle na dziedziniec pałacu wpadła grupa czerwonoarmiejców z bronią gotową do strzału. Ani się obejrzeliśmy, jak ustawiono nas pod ścianą z rękami do góry. Na szczęście wyszedł Jaroszewicz, pogadał z dowódcą grupy, jakimś lejtnantem chyba. Czerwonoarmiści pognali nas w kierunku wioski, nie szczędzili kopniaków, doprowadzili do drogi Bogatynia - Zgorzelec i kazali iść, doradzając, abyśmy zapomnieli o pałacu i wszystkim, co widzieliśmy i słyszeliśmy". Paczki z wybranymi dokumentami pozostały w samochodzie Piotra Jaroszewicza. Innymi archiwaliami w pałacu zajął się sowiecki wywiad.

Rodzina Rothschildów i inni
W lipcu 1945 zakończyło się przejęcie przez Związek Radziecki archiwum z Radomierzyc. Zawierało ono około 300 tysięcy wstępów do akt, poza tym 20 tysięcy kompletnych akt niemieckich i francuskich tajnych służb wojskowych, 50 tysięcy akt niemieckiego sztabu generalnego i 150 akt archiwów dotyczących Leona Bluma i rodziny Rothschildów. Ponadto w sejfie w Radomierzycach znajdowały się kolejne wielkiej wagi materiały: prawie wszystkie dokumenty dotyczące współpracy francuzów z niemieckimi okupantami. Uli Suckert podkreślał w jednym z tekstów na temat archiwum w Radomierzycach, że siłę rażenia, która tkwiła w tym archiwum, można zrozumieć tylko wtedy, gdy zna się rolę Schellenberga wśród nazistów. Walter Friedrich Schellenberg prowadził SD – Sicherheitsdienst, czyli tajną służbę bezpieczeństwa oraz kontrwywiad. Był on uczestnikiem próby uprowadzeniu dawnego angielskiego króla Edwarda VIII z Portugalii. Razem z Reinhardem Heydrichem, protektorem Rzeszy na Czechy i Morawy, polował na agentów, którzy zaopatrywali wroga w ważne wojenne informacje, znanych później jako „Czerwona Orkiestra”.
Najpierw Schellenberg zorganizował tak zwany Incydent w Venlo, który miał dać Hitlerowi pretekst wkroczenia do Holandii. Schellenberg zajmował się także pikantnymi sprawami, takimi jak akcje podsłuchowe w Salonie Kitty (1939-1942), berlińskim domu publicznych dla wyższych sfer, znajdującym się na Giesebrechtstraße. Bywali w nim prominentni dyplomaci, generałowie, szefowie Rzeszy, ministrowie, gauleiterzy i artyści. Panie, które przebywały w tym SS-burdelu, sprowadzono z wszystkich części Rzeszy, a także z Austrii i Polski. Zatrudnione kobiety miały od 20 do 30 lat. Oprócz niemieckiego, mówiły także w językach francuskim, włoskim, hiszpańskim, angielskim, rosyjskim i polskim. Tylko w 1940 roku podsłuchano ponad 10 000 osób, które przewinęły się przez ten dom publiczny SS.

Likwidacja świadków?
Niewielką część archiwum pochodzącego z Radomierzyc, a także z zamków Czocha (także koło Zgorzelca  i Książ (niedaleko Wałbrzycha), Rosja prawdopodobnie sprzedała Zachodowi. W Polsce, w prywatnym archiwum Piotra Jaroszewicza, pozostała część dokumentacji, nie wiadomo jednak, jakiej rangi. Do lat 90. ubiegłego wieku dożyły trzy osoby przeglądające w czerwcu 1945 r. radomierzyckie archiwum: Piotr Jaroszewicz, Tadeusz Steć i Jerzy Fonkowicz. Wiadomo, że przez lata te trzy osoby utrzymywały z sobą kontakt. Wszystkie trzy zostały zamordowane przez nieznanych sprawców; ofiary torturowano przed śmiercią. Piotra Jaroszewicza i jego żonę zabito w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. W nocy z 11 na 12 stycznia 1993 r. zamordowano Tadeusza Stecia, a Jerzego Fonkowicza - w 1997 r. W żadnym z tych zabójstw śledztwo nie wykazało motywu rabunkowego.

Zacieranie śladów, znikanie dowodów zbrodni.
Policja od początku śledztwa założyła motyw rabunkowy każdej z  tych zbrodni. W przypadku zabójstwa Jaroszewiczów nie splądrowano mieszkania, nie została skradziona biżuteria, kolekcja znaczków pocztowych czy książeczki czekowe. W gabinecie Jaroszewicza był bałagan, co wskazuje raczej  na kradzież jakichś dokumentów. Jeden z jego synów stwierdził, że z domu zniknęły notatki ojca. Prawa ręka Jaroszewicza nie była związana, być może w celu wskazania albo podpisania czegoś co podsunięto mu w czasie przeprowadzeniu tortur. Śledztwo od początku (podobnie jak w następnych tajemniczych mordach Olewnika czy szefa polskiej Policji Gen. Papały) było pełne uchybień. Ignorowano świadków, szczególnie jednego, który stwierdził  że widział, jak ranem z domu Jaroszewiczów wychodziła kobieta i dwóch mężczyzn. Po latach okazało się, że w ramach komunistycznych służb specjalnych funkcjonowało tzw. „komando śmierci”, zabijające ludzi niewygodnych dla ówczesnej władzy.
W 1994 roku rozpoczął się proces rzekomych sprawców: Krzysztofa R. (ps. Faszysta), Wacława K. (ps. Niuniek), Jana K. (ps. Krzaczek) i Jana S. (ps. Sztywny). Proces zakończył się w roku 2000 prawomocnym wyrokiem uniewinniającym. Pod koniec 2005 roku analitycy Archiwum X (sekcji zajmującej się wyjaśnianiem skomplikowanych spraw kryminalnych) odkryli, że z akt sprawy zabójstwa Jaroszewiczów zaginęły kluczowe dowody, to znaczy trzy folie ze śladami niezidentyfikowanych odcisków palców. Odciski te zostały znalezione na miejscu zabójstwa – na ciupadze, okularach Jaroszewicza i drzwiach szafy znajdującej się w jego gabinecie – i nie należały do Jaroszewiczów, ich rodzin, znajomych ani policjantów. Nie udało się, mimo dwuletnich poszukiwań, odszukać tych folii.

Kilka wersji zabójstwa
Bohdan Roliński za życia Jaroszewicza opublikował wywiady “rzekę” z byłym premierem PRL. W jednym z nich Jaroszewicz opowiadał historię  „matrioszek”, tj. odpowiednio wyszkolonych radzieckich agentów, którzy pełnili funkcje sobowtórów ważnych polskich polityków po 1945 roku w Polsce. Faktu tego nie potwierdzono do dzisiaj i wydaje się być typową „spiskową teorią dziejów”. Druga wersja sprawdzana przez m.in. Jerzego Rostkowskiego wiąże śmierć Jaroszewicza właśnie z dokumentami wywiezionymi przez niego z Radomierzyc.
Wydaje się ona najbardziej prawdopodobna mając na uwadze wydarzenia ostatnich 20 lat. Nie mniej intrygującą i możliwą jest wersja L. Szymowskiego, który  stwierdził, że powodem morderstwa było tzw. archiwum Jaroszewicza, w którym znajdowały się kopie dokumentów obciążających m.in. Gen. Jaruzelskiego i Kiszczaka oraz innych polityków lat 80. Zdaniem autora Zbrodnia ta była częścią szerszego planu eliminacji wszystkich, którzy mogli zagrozić przebiegowi transformacji ustrojowej, wyreżyserowanej przez tych wojskowych polityków. Czy tak było? Każdy kolejny rok zaciera ślady także w pamięci ludzi i tylko od czasu do czasu takie wydarzenia jak tajemnicze samobójstwa w tzw. sprawie Olewnika lub ludzi związanych z organizacją lotu Prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska czy niedawna śmierć największego polskiego populisty, szefa Samoobrony Andrzeja Leppera przypominają o czymś takim jak „spiskowa teoria dziejów”. Niestety może się ona okazać bardziej prawdziwa jak mroczne, krwawe i tajemnicze bajki Braci Grimm, co w jakiejś mierze pokazuje historia „Morderczego archiwum” z pałacu w Radomierzycach koło Zgorzelca.

Waldemar Gruna

Magazyn REGION Europa 4/2011


http://www.miastowroclaw.pl/index.php/his/item/5545-mordercze-archiwum-ss

 

wtorek, 8 listopada 2016

Kamień z Kontrewersu

Kamień z Kontrewersu 








1. Odkrycie kamienia z Kontrewersu – pierwsze badania i hipotezy
Kontrewers to mała wioska leżąca w północnej części gminy Mniów, około 6 km na północ od Mniowa. Ta ciekawa nazwa miejscowa wywodzi się od słowa kontrowers (czyli długotrwały spór szczególnie o granice majątku ziemskiego, sporna cześć gruntu o który toczy się sprawa) i jest śladem dawnych stosunków społeczno-prawnych. W końcu lat osiemdziesiątych w Kontrewersie doszło do odkrycia tajemniczego kamienia[1].

W 1988 roku Wojewódzki Konserwator Zabytków w Kielcach otrzymał zgłoszenie od pana Henryk Gonciarza, właściciela działki leśnej z Kontrewersu, że znajduje się tam kamień pokryty dziwnymi rytami. Konserwator zlecił dokładne badania, które prowadziła archeolog dr Eligia Gąssowska. Badania archeologiczne z roku 1989 roku przeprowadzone w otoczeniu tego obiektu nie przyniosły żadnych wyników. Dr Gąssowska jako znawczyni i badaczka średniowiecza dopatrywała się w znalezionych rytach postaci wczesnośredniowiecznych diabłów lub pogańskich znaków magicznych związanych z wierzeniami dawnych Słowian[2].
Zważywszy fakt istnienia w Górach Świętokrzyskich kilku domniemanych obiektów kultowych takich jak Góra Grodowa w Tumlinie, Góra Dobrzeszowska oraz Łysiec, znalezisko odkryte w Kontrewersie mogło być podobnym śladem działalności naszych przodków [3].


2. Sensacja i rozgłos w mediach
W marcu 1990 roku dziennikarz „Echa Dnia” Tadeusz Wiącek dopatrzył się w przedstawionych na kamieniu postaciach wizerunków kosmitów. Szum medialny wywołany tezą o pozaziemskim pochodzeniu zabytku spowodował duży „najazd” wielbicieli UFO i ciekawskich. Głośne znalezisko odwiedzali zwolennicy teorii Ericha von Dänikena oraz radiesteci, którzy przekonywali, że kamień stanowi silne ognisko promieniowania energetycznego i wydziela specjalną aurę magnetyczną, mającą niezwykłe właściwości oddziaływania na otoczenie[4].

Nic dziwnego, że takie sensacyjne informacje przerodziły się w plotki i szybko rozniosły się wśród okolicznej ludności. Hipoteza identyfikująca ryty na kamieniu z średniowiecznymi wyobrażeniami diabłów utrwaliła w świadomości mieszkańców nazwę „diabelski kamień z Kontrewersu”. Niezwykle ciekawym problemem badań można by uczynić zjawisko oddziaływania takiego tajemniczego znaleziska na społeczność lokalną i wyobraźnię zbiorową ludności zamieszkującej dany teren.

Do Kontrewersu przyjeżdżały tłumy ciekawskich, aby obejrzeć tajemniczy kamień, który stanowił niezwykle interesujące znalezisko. Powstał problem jak zabezpieczyć unikalny kamień przed turystami i wandalami. W celu zabezpieczenia i ratowania zabytku służby konserwatorskie posłużyły się podstępem. Podjęto wówczas decyzję o ukryciu kamienia na miejscu poprzez przysypanie go piaskiem i zamaskowanie. Wcześniej jednak rozgłoszono w lokalnych mediach, że obiekt został przetransportowany do nie wymienionej z nazwy placówki muzealnej. Sposób okazał się na tyle skuteczny, że przez 20 z górą lat o tajemniczych rytach z Kontrewersu wiedziało niewiele osób. Zabezpieczenie kamienia poprzez pokrycie go ziemią i liśćmi nie było jednak rozwiązaniem długofalowym, ponieważ po kilku latach czynniki atmosferyczne ponownie go odsłoniły[5].

3. Nowe badania kamienia i nowe interpretacja rytów
Po dwudziestu latach w maju 2005 roku dr Gerard Gierliński z Państwowego Instytutu Geologicznego w Warszawie prowadził badania tropów dinozaurów na terenie gminy Mniów, gdzie znajdują się ciekawe znaleziska i przypadkiem natknął się na kamień z rytami. Wywołało to kolejną falę zainteresowania obiektem z Kontrewersu i przejęcie go przez Państwowy Instytut Geologiczny. Dr Gierliński podjął się ponownej interpretacji tajemniczych rytów. Jego zdaniem są one bardzo podobne do wyobrażenia cocopelli – dobrych duszków z mitologii północnoamerykańskich Indian Hopi. Naukowcy twierdzą, że to jedyny taki obiekt w Polsce[6].
Za sprawą nowej hipotezy dotyczącej rytów historia kamienia ponownie nabrała rozgłosu. Zdecydowano się również na szczegółowe badania i dokumentację kamienia oraz jego otoczenia.






 Ryty z Kontrowersu przedstawiają dwie automorficzne postacie (prawdopodobnie mężczyznę i kobietę), oraz symbol półksiężyca pod nogami nieco mniejszej postaci oraz symbol Y-kształtny.


 
Replika rytów z kamienia


Symbole te znane są ze sztuki naskalnej epoki brązu Szwecji i Włoch, natomiast automorficzne postacie przypominają północnoamerykański wizerunki wędrownego flecisty zwanego Kokopelli, będącego duchem płodności.





 
Flecista Kokopelli – duch płodności Indian Hopi


Według podań ludowych kamień z rytami znajdował się w pobliżu odcisku stopy wczesnojurajskiej dinozaura ptasiomiednicznego na dawnym wzgórzu kultowym. Pomimo dokładnego przebadania otoczenia nie znaleziono żadnych innych ciekawych śladów osadnictwa. Archeolodzy odkopali dwutonowy głaz i wtedy się okazało, że jest on osadzony na specjalnym postumencie. To zaciekawiło naukowców, którzy początkowo myśleli, że to kamień ułożony w naturalny sposób, a ktoś tylko wyrył figurki. Okazało się również, że głaz jest ułożony dokładnie na osi wschód-zachód, a ryty są tylko po zachodniej stronie. Naukowcy twierdzą, że to prawdopodobnie element kultu (zmarłych w niektórych kulturach też grzebano odwróconych na zachód)[7].




Kamień z Kontrewersu osadzony na specjalnym postumencie



Warto zacytować wypowiedź badacza doktora Gerarda Gierlińskiego: Ryty ewidentnie przedstawiają postać męska i kobiecą i rzeczywiście mogą pochodzić z neolitu. Zajmuję się jednak tym znaleziskiem już półtora roku i nie znalazłem w Europie podobnych wzorów. Dla mnie najbliższe były rzeczywiście do wizerunków cocopelli z mitologii Indian północnoamerykańskich. Nie musi to oznaczać, że zrobili je np. Indianie Hopi, ale raczej że mogły one być wytworem ludzi wywodzących się z tej samej populacji. Pośrednio potwierdzają to badania genetyczne, z których wynika, że wielu Europejczyków i Indian ma dużą część wspólnych genów. Tak naprawdę więcej dowiemy się dopiero po szczegółowych badaniach podłoża spod kamienia i analizie pyłków roślin, które się tam zachowały[8].


Według koreańskiego badacza prof. O’Dae Kuon tradycja Kokopelli narodziła się w paleolitycznej mitologii wschodniej Azji (podobny do Kokopelli ryt odnotowano w Korei Południowej), po czym zawędrowała przez Beringię do Ameryki Północnej. W epoce brązu mitologia ta być może przedostała się przez rybaków do kultury wschodniej Europy. Scenariusz ten tłumaczyłby więc pojawienie się rytów podobnych do amerykańskiego Kokopelli w okolicach Mniowa[9].


4. Atrakcja turystyczna Mniowa
Początkowo pojawiły się pomysły przetransportowania kamienia do Warszawy i tam przeprowadzenia dodatkowych badań. Jednak Służby Ochrony Zabytków podjęły zdecydowane działania, tym bardziej że zabytek znalazł się na celowniku różnych instytucji, które rościły sobie prawa do niego. Próbę wywiezienia do Warszawy udaremnił prof. Zbigniew Kowalczewski – ówczesny dyrektor kieleckiego Państwowego Instytutu Geologicznego. W końcu Wojewódzki Konserwator Zabytków i decyzją nr 12/2005 z dnia 22 września przekazał kamień Państwowemu Instytutowi Geologicznemu w Kielcach z sugestią żeby go umieścić w Muzeum przy ulicy Zgody, zaś w pierwotnym miejscu umieścić kopię[10].
Decyzja ta wywołała stanowczy sprzeciw samorządu, który chciał wykorzystać tajemniczy i nietypowy zabytek do celów promocyjnych. Sytuacja stała się patowa, aż do dnia kiedy sprawą zainteresował się senator Adam Massalski, który pośredniczył w negocjacjach pomiędzy gminą, Państwowym Instytutem Geologicznym i Konserwatorem Zabytków. Skutkiem tych negocjacji było porozumienie jakie w dniu 7 lutego zostało zawarte w Mniowie, w myśl którego właściciel zabytku Instytut Geologiczny przekazuje go gminie Mniów w depozyt, zaś samorząd zapewnia na swoim terenie właściwą i przede wszystkim bezpieczną ekspozycję[11].



Kamień został przetransportowany i trafił do szklanej gabloty w kształcie piramidy, którą ustawiono przed Urzędem Gminy w Mniowie. Obecnie kamień stanowi jeden z najciwkawszych zabytków gminy Mniów, obok kościołów w Mniowie i Grzymałkowie oraz Kołłątajówki w Wólce Kłudzkiej[12]. W przyszłości kamień z Kontrewersu może stanie się jednym z punktów szlaku turystycznego naszej gminy.










Bibliografia:

Kolczyński J., Góry milczenia, „Z otchłani wieków” r. 60: 2005, nr 1-4, s. 192-202.
Kopertowska D., Nazwy miejscowe województwa kieleckiego, Warszawa-Kraków 1984.
Krakowiak Z., Kontrowersyjny kamień z Kontrewersu , http://rodzimowierca.3rider.eu/rodzimowierca/index.php?option=com_content&task=view&id=8&Itemid=9.
Odkrycie kamienia, http://www.mniow.pl/new/index.php?option=com_content&task=view&id=42&Itemid=49
Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego, t. III.
Sztandera M., Przeniesiono tajemniczy kamień z Kontrewersu, Gazeta.pl Kielce
We włościańskim Mniowie, pod. red. E. Kosik, Kielce 1999

[1] Kopertowska D., Nazwy miejscowe województwa kieleckiego, Warszawa-Kraków 1984, s. 138; Słownik języka polskiegopod red. W. Doroszewskiego, t. III, s. 964.
[2] Odkrycie kamienia, http://www.mniow.pl/
[3] Kolczyński J., Góry milczenia, „Z otchłani wieków” r. 60: 2005, nr 1-4, s. 192-202.
[4] Krakowiak Z., Kontrowersyjny kamień z Kontrewersu , http://rodzimowierca.3rider.eu/
[5] Tamże.
[6] Sztandera M., Przeniesiono tajemniczy kamień z Kontrewersu, Gazeta.pl Kielce
[7] Sztandera M., Przeniesiono tajemniczy kamień z Kontrewersu, Gazeta.pl Kielce
[8] Wypowiedź dla Gazeta.pl Kielce, dr Gerard Gierliński – Państwowy Instytut Geologiczny w Warszawie
[9] Odkrycie kamienia, http://www.mniow.pl/
[10] Krakowiak Z., Kontrowersyjny kamień z Kontrewersu, http://rodzimowierca.3rider.eu/
[11] Tamże.
[12] We włościańskim Mniowie, pod. red. E. Kosik, Kielce 1999, s. 33, 191, 200.




6 odpowiedzi na „Kamień z Kontrewersu

  1. JDekiert pisze:
    Uśmiałam się czytając ten artykuł:) Po pierwsze z naukowców prowadzących badania nad kamieniem. Nie rozumiem dlaczego badań nad sztuką naskalną podjął się geolog, który nie ma o tym zielonego pojęcia. Szukał analogii półtora roku, jakby nie mógł pogadac z jakims badaczem rytów, który w 5 minut mógłby mu wynaleźć ewentualne analogie w swojej bibliotece.Po drugie ludzie z doktoratami, a popłynęli z wnioskami, chyba zbyt górnolotnie;) Widać w wypowiedziach naprawdę brak znajomości tematyki sztuki naskalnej. Ja spojrzałam na te ryty i powiem tak, od około 8 lat zajmuję sie sztuką naskalną , mam dwie półki ksiązek naukowych o rytach doliny Camonica i innych rytach i malowidłach pln Italii, Sardynii, Hiszpanii, Uzbekistanu , Afryki itp. przedstawienia z kamienia z Kontrowersu wydają mi sie ewidentnie podejrzane i raczej wspołczesne, tym bardzie, ze sztuka naskalna okresu pradziejowego u nas w zasadzie nie istnieje ( oprócz węglowych rysunków w kopalnii w Krzemionkach); jednakze jeśli na siłę ktos chce to wydatować na pradzieje lub sredniowiecze, to z czystym sumieniem mogę Panstwu zaprezentować przynajmniej 6 analogii, które będą o wiele bliższe tym rytom , niż ten indiański duszek Kokopelli…….
  2. JDekiert pisze:
    http://www.facebook.com/note.php?note_id=245079182249703
    NA MOJEJ STRONIE Centrum Archeologii Eksperymentalnej TAKI SZYBKI WIECZORNY ARTYKULIK, POZDRAWIAM!
  3. JDekiert pisze:
    http://www.facebook.com/notes/centrum-archeologii-eksperymentalnej/interpretacja-ryt%C3%B3w-z-kamienia-z-kontrewersu/245079182249703
    to chyba będzie tutaj, bo tamten skasowalam! Jakby sie link nie otwierał to zapraszam na fejsa Centrum Archeologii Eksperymentalnej:)


https://adriatyk84.wordpress.com/2010/09/28/kamien-z-kontrewersu/


 







niedziela, 3 maja 2015

Wyznawcy Welesa przeciw Ludziom


Wielowiekowa ukryta tradycja zaczyna głośno skowyczeć...



Zabijać w imię Wotana

W-Otan'a?


13:08 27.03.2015(zaktualizowano 16:09 27.03.2015) Krótki link
1154406
Ukraińska faszystowska organizacja Misanthropic Division werbuje bojowników w Europie. Na Ukrainie walczy w składzie prawicowego ochotniczego batalionu „Azow”. Niemiecki dziennikarz Thomas Eipeldauer przeprowadził śledztwo w tej sprawie. W wywiadzie dla „Sputnika” twierdzi: „Tam walczą dziesiątki faszystów z całej Europy”.
W Europie Zachodniej znane są głównie ukraińskie prawicowe ugrupowania „Swoboda” i „Prawy Sektor”. Kiedy na minionych wyborach osiągnęły one raczej złe wyniki, wiele osób odetchnęło z ulgą. To znaczy, że na Ukrainie nie ma tak wielu faszystów. Możliwe, że ta ulga była przedwczesna, a nawet naiwna. Niektórym prawicowcom, jak np. przewodniczącemu „Prawego Sektora” Dmitrijowi Jaroszowi udało się nawet dostać do parlamentu. 

Thomas Eipeldauer: "Wielu prawicowców przeniknęło do innych partii. Na przykład, w składzie partii rządzącej „Front Narodowy” Arsena Jaceniuka główny dowódca azowskiego batalionu Andrej Bilecki zajmuje stanowisko w radzie wojskowej, t.j. ma decydujące stanowisko. I w odróżnieniu od Jarosza Bilecki nie ukrywa, że jest rasistą. To tylko jeden z wielu przykładów.
"Swoboda" i "Prawy Sektor" starają się prowadzić politykę. Ale są jeszcze bardziej radykalne organizacje, które nie zadają sobie tego trudu. Jedna z nich to Misanthropic Division. W jej programie otwarcie mówi się o aryjsko-ukraińskich wartościach. 

Thomas Eipeldauer: "Jeden z głównych punktów ich programu polega na tym, że prowadzą oni wojnę rasową w celu zachowania białej rasy. Otwarcie nazywają się zwolennikami nazistowskich tradycji. Za wrogów uważają Żydów, „przesiąknięty Żydami” Zachód, Rosjan i inne „obce rasy”. 

Niedawno w niemieckich mediach krążyła wiadomość o tym, że w szeregach bojowników Donbasu aktywnie działa około stu niemieckich ochotników. O bojownikach z Europy w szeregach ukraińskiej armii na razie nie było mowy.


Thomas Eipeldauer: "Misanthropic Division to podgrupa Zgromadzenia Socjalno-Narodowego, skrzydła “Prawego Sektora”. Poza wszystkim, zajmują się koordynacją europejskich ochotników w składzie batalionu azowskiego. Walczą tam dziesiątki faszystów z całej Europy. Jednocześnie wielu z nich nie ukrywa swojego prawdziwego nazwiska. Głównie werbowani są bojownicy z Chorwacji i Francji, ale również z Włoch, Szwecji i Niemiec”.


Hasło Misanthropic Division  
sformułowane zostało w języku niemieckim  i brzmi „Töten für Wotan“ (Zabijać w imię Wotana). Wotan to postać z „Pierścienia Nibelunga” Wagnera, odpowiednik północnego boga Odyna. 

Thomas Eipeldauer: "Ideologia Misanthropic Division częściowo zaczerpnięta została z socjalizmu narodowego, częściowo z elementów mitologii germańskiej. Wśród nich rozpowszechniony jest kult śmierci i zabójstwa”. 
Mało znany jest fakt, iż w Rosji również jest otwarcie neonazistowska „młodzież Wotana”, której działalność została zakazana z powodu jej antypaństwowego charakteru, a która walczy w tym konflikcie po stronie Ukrainy. Jednak batalion „Azow”, którego częścią jest Misanthropic Division, oficjalnie podlega ukraińskiemu rządowi. 

Thomas Eipeldauer: "Oczywiście w Kijowie wiedzą o tym: symbolika azowskiego batalionu i tym bardziej Misanthropic Division ze znakami SS, czaszkami i swastyką jest jednoznaczna. Ale najwyraźniej panuje zgoda co do tego, że bez oddziałów ochotniczych nie da się prowadzić wojny”. 

W chwili obecnej wiele mówi się o dostawach broni na Ukrainę. Ta broń być może będzie dostarczana także do oddziałów ochotniczych. Ale co się stanie, kiedy wojna wreszcie się skończy? Czy nazistowscy bojówkarze oddadzą dobrowolnie broń? 
Thomas Eipeldauer: "Z pewnością nie. W tym widzę wielkie zagrożenie. Jeśli się poczyta, co te faszystowskie bataliony same piszą i mówią, to jasne się staje, że dla nich prawdziwa wojna jeszcze się nie zaczęła. Misanthropic Division głosi na przykład, że chcą oni „wyzwolić” całą Europę. Wiadomo, że europejscy ochotnicy, którzy staja się coraz bardziej radykalni, z tą bronią i zdobytym doświadczeniem bojowym wcześniej czy później powrócą do Europy Zachodniej”.





Wotan to oczywiście Weles.

Wizerunek Welesa na  tzw. "trzewiku" pochwy miecza











O Welesie tutaj:
https://drive.google.com/file/d/0B2KD7KXTRtb-UmdmeVVJV3djUEE/view


http://maciejsynak.blogspot.com/2013/08/weles-z-bydgoszczy.html











 
 
 

KOMENTARZE





http://argo.neon24.pl/post/120714,wyznawcy-welesa-przeciw-ludziom