Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hyperborea. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hyperborea. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 31 sierpnia 2021

Nie niszcz moich kół

 


Archimedes - jeden z największych matematyków starożytności.


Plutarch przytoczyła aż trzy wersje jego śmierci.


Najbardziej prawdopodobna wydaje się wersja pierwsza:

"Wtedy Archimedes miał uwagę zajętą jakimś rysunkiem i, pogrążony duszą i wzrokiem w rozmyślaniach, nie zauważył ani wtargnięcia Rzymian, ani zdobycia miasta, gdy nagle stanął prze nim jakiś żołnierz i oznajmił mu, że wzywa go Marcellus. Archimedes odmówił pójścia za nim, dopóki nie doprowadzi zadania do końca i nie znajdzie dlań dowodu. Żołnierz wpadł w gniew i, wydobywszy miecz, zabił go".

Wersja druga mówi, iż w czasie plądrowania miasta, Archimedes zajęty był kreśleniem jakiś figur geometrycznych na piasku. Gdy któryś z legionistów wpadł do domu naszego mędrca, Archimedes bojąc się o swoje rysunki, krzyknął: "Noli turbare circulos meos" (Nie niszcz moich kół), został ugodzony mieczem przez Rzymianina i zmarł. 

Trzecia wersja nakreślona przez Plutarcha mówi, że Archimedes podążył na spotkanie z zdobywcą Syrakuz, Marcellusem. Na spotkanie zabrał ze sobą przyrządy geometryczne. Legioniści rzymscy sądząc, że Archimedes ukrywa w nich złoto, chcąc je zagarnąć, zamordowali mędrca.



To na pewno był Archimedes?

Coś mi się zdaje, że - podobnie jak wiele rzymskich czy greckich legend - ta dotyczy Stwórcy, zaś sama opowiastka jest wyssana z palca i służy prawdopodobnie nadymaniu się Złego.

Wrócę jeszcze do tego.



Tymczasem... słowo komentarza do moich odkryć odnośnie Koła i podobnych.




Na pierwsze ślady trafiłem w 2011 roku.

Nie rozumiałem jeszcze z czym mam do czynienia, ale z czasem dochodziło coraz więcej informacji - odkryć i przemyśleń, więc gdzieś chyba ok. 2013 - 2014 roku już zorientowałem się  w temacie to znaczy miałem dane na mapie i połapane wszystkie punkty.


Zorientowałem się też, że niemcy od dawna o tym wiedzą - co potem potwierdziło się w przypadku kościoła w Skarszewach i innych - w tym tych, które opisałem min. tutaj: Tajemnice niemieckie

Dowodów na to, że niemcy doskonale znają temat jest znacznie więcej.


Sprawy nie ujawniałem, ponieważ uważałem, że takich rzeczy może być więcej - chciałem mieć więcej dowodów oraz rozeznać skalę zjawiska.

Ponadto - już wiedziałem, że jestem inwigilowany przez służby i że oni tropią moje dociekania.

Patrz min. post o "ringach" czy ostatnie o Radogoszczy, gdzie stwierdzam, że kilka tygodni po odkryciu powiadomili o tym Tuska i Nowaka.


O Kole również wiedzieli.


Kiedy wpadłem na pomysł, że nazwa Koło może po prostu wprost oznaczać KOŁO, to sam w to nie uwierzyłem i beztrosko sprawdziłem na mapie w sieci - bo zwyczajnie nie miałem w domu map Koła i okolic. Przy trzeciej miejscowości wyłączyłem internet, no ale było już i tak za późno...


Nic to jednak, ponieważ oni i tak to znają - pytanie tylko ile wiedzą i czy ja nie odkryłem/ odkryję czegoś nowego, czego oni nie wiedzą.

Dlatego zawiesiłem dalsze jakby badania w tym temacie do czasu uregulowania się mojej sytuacji.




W 2019 roku napisałem tekst Rzym - będzie publikacja - gdzie opisałem kolejne spotkanie z opętanym (jak to się mówi w chrześcijaństwie), a potem było to zdarzenie, które opisuje Legion.

Rzym powstał pierwotnie jako notatka głosowa w drodze na kwaterę zaraz po zdarzeniu. Tekst spisałem we wrześniu 2019 roku, a w październiku napisałem - "Nakazy zakazy".

Infopandemia wybuchła w marcu 2020 roku ze wskazaniem na grudzień 2019 roku jako data rozpoczęcia.


Podejrzewam, że może chodzić o moją skromną osobę.

Wynika to z dramatycznej odmiany w zachowaniu polskich polityków (nowe otwarcie) oraz tego, czego doszukałem się pomiędzy słowami podczas ich metamorfozy.

Także:

"Już nic nie będzie takie samo" - pytanie tylko, co zamierzają osiągnąć.


Po napaści na Białoruś straciłem zainteresowanie ich propagandą.

Jak już wskazywałem wcześniej, w covid zaangażowane są służby - TE służby.

A to nic dobrego.


"Była konferencja Dudy - on stał samotnie na szerokim podium - a na krańcach tego podium, po lewej i prawej, stali jacyś jego współpracownicy - pomiędzy nim, a nimi było pewnie z 4-6 metrów.

Za nimi 10 flag na masztach.

Chodzi o to, że te mikrofony tak mieli poustawiane, i ci dwaj po bokach tak stali, że wyglądało to tak, jakby za chwilę mieli z tego podium spaść - BO ICH BUTY BYŁY NA SAMEJ KRAWĘDZI PODIUM.

Skoro mieli tyle miejsca, to po co stali na samej krawędzi? To ani wygodne, ani bezpieczne.

To było celowe i był to pewien rebus, którego się domyśliłem, bo pasował do moich odkryć..." 



10 flag i tych dwóch panów po skrajach - razem 12 - a Duda pośrodku. Takie kalambury mają to do siebie, że nie można na ich podstawie nic dowieść... co najwyżej zrozumieć przekaz. Po to ubecy stosują pantomimę, żeby niczego nie można im było zarzucić.


Zaznaczam - nikt mnie nigdy nie zapytał o Koło czy Kałębie, czy inne rzeczy z tego tematu.

I nikt najwyraźniej nie zakazał nękania mnie, bo nadal to się dzieje.





A czy logo POLSKI ŁAD nie wygląda jak nawiązanie do Koła i "szprych" w jego herbie - i na mapie przede wszystkim??




Niemcy wiedzą w czym rzecz, ale się do tego nie przyznają - ale może moja osoba może posłużyć do "zalegalizowania" tej wiedzy i wdrożenia, pod egidą ABW - badań i poszukiwań.

Jak jednak zalegalizować wiedzę, która pochodzi z inwigilacji - z definicji tajnej?


Dorabiają mi gębę wariata nie od dzisiaj - to zrozumiałe, że obcy wywiad nie przyzna się przecież, że jest obcym wywiadem.


W Poznaniu była w mojej obecności rozmowa pomiędzy zboczeńcem na usługach służb, a postronną osobą, która jak zauważyłem, krótko wcześniej wciągnięto do spisku przeciwko mnie.

W trakcie tej rozmowy najwyraźniej wpadł na pomysł, żeby do rozmowy wpleść wątek z moją osobą [ to dość powszechne wbrew pozorom zjawisko - jakby publiczne podkreślanie tego co robią pod postacią jakiś innych rzeczy - np. klękanie w Bachus, opowieść Porwanie Sabinek - jestem pewien, że takiego zdarzenia nie było - ono tylko opisuje metodą podboju - u nas znaną min. z "Pieśni o wujcie Albercie",  "cytat" z Archimedesa jak wyżej i wiele innych] i padło sformułowanie - cytuję z pamięci:


"Chodzi o to, żeby wyciągnąć z niego skąd on to wie, tą metodę, jak on do tego wszystkiego doszedł".


Reakcja osoby do której te słowa skierowano, była jednoznaczna - przeniesienie wzroku na podłogę, na twarzy zaś skrywane emocje - tzw. karp i zrozumienie o co tu chodzi.

Wcale nie chodzi o to, że jakoby Maciej jest aspołeczny i nie chce pomagać służbom.

Nie. 

Chodzi o brudne interesy sitwy.

I w tym jednym zdaniu pełnym zadowolenia z siebie, poczucia sprytu i bezkarności ta prawda się tej osobie objawiła.

 


Tam w Poznaniu przyszła kiedyś osoba z jakimś niby problemem, narysowała na kartce coś co przypominało podpis Karola Wielkiego i dramatycznym tonem zaczęła pytać: co to jest???

Bo oni chcą wiedzieć...



Ludzie dają się nabierać, ale to trwa tylko jakiś czas - dlatego służby nieustannie skaczą, że tak powiem z osoby na osobę - jak "zużyją" jedną, szybko biegną do następnej, żeby ją użyć przeciwko mnie. Nie było tam miesiąca, żeby czegoś na mnie nie wymyślali.

Widzisz wyraźnie, jak obcy ludzie przychodzą do ciebie i za śmiechem, jakbyś nie był człowiekiem, jadą po tobie. Tak po prostu. Oni cię w ogóle nie znają, ale dobrze wiedzą, czy ty im coś zrobisz, czy nie. Może się zdenerwuję, coś zrobię, albo co - ani trochę się nie przejmują.

Bo służby im powiedziały, że "to wariat", "nic ci nie zrobi" i trzeba go pouczyć - "róbta co chceta, a najlepiej róbta to, co wam powiemy - bo widzita, my tu mamy profil psychologiczny i wiemy, co go bardziej zaboli". 

I robią. 

A potem mijają tygodnie, albo miesiące i zaczyna się otrzeźwienie.

Już za późno.




Tak więc, jak widzicie - chodzi o "metodę".


Jak on na to wpadł.


Jakie on ma dowody na potwierdzenie tego wszystkiego. 

To ich interesuje.



W każdym razie wszystkie te informacje - szczegóły odkryć odnośnie Koła i innych odkryć opisanych lub wzmiankowanych min. tutaj:

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/08/hyperborea-czyli-polska.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/08/radogoszcz-odnaleziona.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/08/etymologia-nazwy-sowianie.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/08/etymologia-sowa-polacy.html


trzymałem w tajemnicy.



Nikomu nie pozwalałem - i nie pozwalam - na swobodne dysponowanie tymi danymi. 


Nikomu nie pozwalam swobodnie dysponować danymi, jakimikolwiek informacjami pozyskanymi poprzez inwigilację mojego komputera.

Nie przekazuję żadnych praw do danych, informacji powziętych pozyskanych poprzez inwigilację mojego komputera.

Zabraniam korzystania komukolwiek z informacji jakie mogły zostać powzięte pozyskane np. poprzez obserwację podczas inwigilacji mojego komputera.

Zabraniam przekazywania komukolwiek informacji jakie mogły zostać powzięte pozyskane np. poprzez obserwację podczas inwigilacji mojego komputera.


Nie wiem, jakie oni mają plany odnośnie infopandemii.

Wiem, że państwo olbrzymim kosztem odeszło od rutynizacji grypy - jednej z wielu zapewne - tylko po co? 


Zapewne szykuje się kolejna wielka iluzja.



Daję wam tu informację więc o Kole - Hyperborei, byście wiedzieli jak sprawy wyglądają.


Sami widzicie w poście "Nienawiść i pogarda" jak usiłują zdyskredytować to co piszę:

"Podam ci pewną tajemnicę. Jak w dowolny punkt na mapie wbijesz cyrkiel i zaczniesz robić różne okręgi, to na pewno trafisz w jakiś miejscowości." 



To przecież jasne, że jak zrobisz cyrklem "cobądź" - to otrzymasz wynik "jakibądź".

Bełkot.

Tylko, żeby podpiąć pod artykuł cokolwiek, co by zamieszać ludziom w głowie.



Najwyraźniej nie chcą, żebyście wiedzieli - ta wiedza jest dla nich - nie dla was.

Wiedza zakazana.





Nie jestem wariatem i to co opisuję od lat, to co mówię:

 o Lechii, o Raju, o Słowianach, o opętaniach, o WERWOLFIE 

nie jest moim wymysłem, wszystko co piszę ma swoje racjonalne podstawy.




Ile wy wiecie, ile ja wiem, a ile oni??










 









http://www.histurion.pl/historia/postaci_historyczne/wyswietl/archimedes.html

https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/noli-turbare-circulos-meos;3948124



poniedziałek, 30 sierpnia 2021

Nienawiść i pogarda

 

Historycy.org

Tekst o Hyperborei usunięty po jednym dniu.

Szczególnie zwracam uwagę na wypowiedź na pierwszym zrzucie:


"Podam ci pewną tajemnicę. Jak w dowolny punkt na mapie wbijesz cyrkiel i zaczniesz robić różne okręgi, to na pewno trafisz w jakiś miejscowości." 


Zdanie oczywiście jest jak najbardziej prawdziwe!

Jeżeli wbiję cyrkiel w Kozią Wólkę, a nie w Koło, to zapewne na okręgu trafi się jakaś miejscowość. 

Jak wbiję cyrkiel w środek pustyni Gobi, niewykluczone, że okrąg przetnie Ułan-Bator!


Użytkownik forum wpisał sugestię, która rozpatrywana w kontekście mojego tekstu ma sugerować innym użytkownikom, że to co opisałem to przypadek. A przecież wyraźnie zaznaczyłem:


"Sprawdzenia takiego dokonałem wcześniej na Pomorzu na podobnym obiekcie i na mapie w skali 1:25 tysięcy - zapewniam, że zgodność jest idealna co do milimetra, rzekłbym: "kreska w kreskę".  "


On jednak pomija ten fragment i nie odnosi się do niego, ponieważ jest mu niewygodny.

Pomija oczywiście fakt geograficzny i jednocześnie matematyczny, że miejscowości na okręgach sytuowane są względem siebie w ścisłej zależności geograficznej właśnie.

Zwracam dodatkowo uwagę, że niektóre drogi w tym regionie regionie wpasowują się cały zaznaczony przeze mnie układ - idą promieniście do Koła od miejscowości zaznaczonych na mapie, lub prawie po okręgu równolegle do tego narysowanego przeze mnie.  Mniej lub bardziej  oczywiście.

Np. 

Grodziec - Rychwał; 

Szadek - Uniejów; 

Konstantynów Łódzki - Kębliny


To są chwyty erystyczne - jak i dalej - określanie ścisłych reguł matematycznych teoriami spiskowymi.  I ponownie - tekst jakby nie odnosi się do mojego tekstu wprost, tylko sobie wisi bez związku - ale przecież w kontekście, bo na tym polega forum, że wpisy pod postami odnoszą się do tematu, a nie czegokolwiek.

Gdyby ktoś chciał zarzucić autorowi tego komentarza, że np. kłamie - to nie może tego zrobić, bo on nie kłamie - on po prostu pisze co bądź - a co ty o tym sądzisz, zależy od twojej interpretacji. 







Emotikon - spożywanie napoju z butelki - sugerujący zamroczenie alkoholem?




Post został zapewne usunięty ze strony, bo nie pozostawiłem tych komentarzy bez stosownego precyzyjnego sprostowania. Gdybym zostawił je bez odpowiedzi - to prawdopodobnie tekst by pozostał. Wystarczy jak widać sugestia, że coś co napisałem jest jakoby nieprawdą, by mogło to pozostać w eterze. 

Na sugestie, że mój post to "paranoja indukowana" przywołałem tekst Jaskini Platońskiej - bo przecież opis Platona to opis paranoi indukowanej.

Sokrates opisuje głęboką jaskinię, otwartą na jednym z boków. Z wnętrza pieczary na zewnątrz prowadzi długie, strome podejście. W ciemnościach jaskini żyją uwięzieni ludzie. Są oni odwróceni tyłem do wejścia, a ich nogi i szyje są skute kajdanami, przez co nie mogą się obracać, patrząc jedynie na ściany jaskini. Za plecami uwięzionych, bliżej wejścia do jaskini stoi mur wysokości człowieka. Za tym murem poruszają się inni ludzie, nosząc na ramionach rzeźby przedstawiające wszelkiego rodzaju przedmioty. Sami ci ludzie są niewidoczni zza muru, i jedynie noszone przez nich przedmioty wystają ponad niego. Ludzie ci rozmawiają ze sobą, a za ich plecami, jeszcze bliżej wejścia, płonie wielki ogień. Ludzie uwięzieni we wnętrzu jaskini słyszą głosy ludzi zza muru, ale zniekształcone i odbite przez echo. Widzą też cienie rzucane na ścianie, przez przedmioty wystające poza mur i oświetlane przez światło ogniska. Ponieważ jednak są od zawsze przykuci do jaskini, biorą te cienie za jedyną istniejącą rzeczywistość, a odbite echo za prawdziwe głosy wydawane przez cienie[3].

Gdyby któremuś z żyjących w jaskini ludzi udało się wyzwolić z kajdan i odwrócić się, zobaczyłby statuetki widoczne ponad murem, zauważył ich podobieństwo do cieni na ścianie i widziałby, że są od tych cieni prawdziwsze. Gdyby udało mu się pokonać mur i podejść do samego wejścia, zostałby początkowo oślepiony blaskiem słońca i musiałby się dopiero nauczyć widzieć świat. Nauczyłby się rozpoznawać znane sobie rzeczy w cieniach i odbiciach rzucanych przez rzeczywistość. W końcu spojrzałby w słońce i zobaczył w nim prawdziwą przyczynę pozostałych rzeczy.




A tu dostałem pocztę na koncie:






O czym ja mam pomyśleć, co sugeruje autor wpisu?



Na niebieskim portalu. 

Z jednej strony powołują się na naukę - a historia w dużej części oparta jest na teoriach i domysłach - z drugiej - teorie traktują jako coś nieprawego i zarzucają mi "teorie".

Czyli znowu - ignorują całkowicie fakty matematyczne, bo przecież na tym głównie oparte jest moje odkrycie - a geometria i trygonometria to matematyka.












Nie mają ani jednego prawdziwego ani logicznego argumentu przeciwko temu co napisałem tutaj:

Hyperborea, czyli Polska



https://www.facebook.com/groups/378632928834362/posts/4608459242518355/?comment_id=4611138962250383&reply_comment_id=4614168335280779&notif_id=1629898695459000&notif_t=group_comment&ref=notif




wtorek, 1 czerwca 2021

O ważności języka

 

Chwyt babiloński posłużył do zniekształcenia i zakłamania nie tylko historii ludzkości, ale przede wszystkim sposobu postrzegania RZECZYWISTOŚCI.


Polecam poniższe uwagi wzięte z opracowania, a opatrzone także moim komentarzem (w nawiasach).



Językowe podłoże podziału Europy.

Jerzy Krasuski

PRZEGLĄD ZACHODNI 1995, nr 1  



Języki słowiańskie są archaiczne i w rezultacie wybitnie syntetyczne

wszystkie języki świata rozwijają się od typu syntetycznego ku typowi analitycznemu.

w miarę przekształcania się typu syntetycznego na analityczny - co dotyczy wszystkich języków świata - końcówki zanikają.

Zanik końcówek grozi wieloznacznością.

Indoeuropejczyk odróżnia wyrazy w zdaniu po ich akcencie, a ponadto akcent ten oraz długość lub krótkość samogłoski (jeśli jest on - inaczej niż w polskim - zróżnicowany) może powodować różnicę znaczenia wyrazu, np. po rosyjsku: muka = mąka, muka — męka.





W rezultacie języki analityczne muszą być równocześnie pozycyjnymi, tzn. że na znaczenie wyrazu ma wpływ jego pozycja w zdaniu (czego nie było w łacinie i nie ma w polskim). 

Podmiot w zdaniu twierdzącym musi stać przed czasownikiem, rzeczownik jako przedmiot (dopełnienie bliższe) po czasowniku, przymiotnik przed rzeczownikiem.

Również w rosyjskim, we francuskim przymiotnik może wprawdzie stać zarówno przed, jak i po rzeczowniku, ale pozycja ta często wpływa na znaczenie tego przymiotnika, np. un homme brave — dzielny człowiek, un brave homme = porządny człowiek.

Natomiast w niemieckim, który nie jest jeszcze językiem analityczno-pozycyjnym, obowiązek stawiania czasownika na miejscu drugim w zdaniu głównym, a na miejscu ostatnim w zdaniu podrzędnym jest tylko stylistyczną manierą, której pogwałcenie nie zmienia znaczenia zdania.







Innym niebezpieczeństwem wynikającym z zaniku końcówek i skracania wyrazów w angielskim i francuskim jest mnożenie się homonimów, czyli wyrazów o identycznym brzmieniu, ale różnej pisowni i znaczeniu

(np. we francuskim mer= morze, mere— matka). 

Utrudnia to słuchowe rozumienie tych języków. 

Mnożenie się wyrazów jednosylabowych i homonimów upodabnia angielski do chińskiego, który radzi sobie z wieloznacznością wyrazów przy pomocy tonów - zresztą mało skutecznie, gdyż z niewytłumaczalnych powodów nie wykorzystuje wszystkich możliwości tkwiących w jego tonalnym charakterze. Inne strukturalne podobieństwo angielskiego do chińskiego polega na izolacyjności obu tych języków.






Oprócz homonimów występują w angielskim (ale nie we francuskim) homogramy, czyli wyrazy pisane jednakowo, ale mające różne znaczenia i różnie wymawiane, 

np. lead, który to wyraz wymówiony „led” znaczy „ołów”, a wymówiony „liid” znaczy „prowadź” lub „prowadźcie”. 


Plaga homonimów i homogramów niweluje walory języka angielskiego, wynikające z jego wysokiej analityczności.


Język angielski [...] cierpi na przerost słownictwa. Utrudnia to jego uczenie się. 

Z drugiej strony dodatnią stroną tej obfitości słownictwa jest bogactwo synonimów i wyrazów bliskoznacznych, pod którym to względem żaden język nie może iść z angielskim w zawody

 [zamiana jednoznaczności na wieloznaczność - pole do nadużyć i zagmatwanie komunikacji - MS]

 (np. deep - profound, frank - sincere).



Nie mniej istotna wydaje się struktura gramatyczno-logiczna:  porównując języki germańskie i romańskie ze słowiańskimi uderza wielka różnica w słownictwie oraz strukturze gramatycznej, dowodząca, że Słowianie sformowali się w wielkim oddaleniu od reszty ludów indoeuropejskich.


[czyli, że język Słowian był najkrócej narażony na celowe zniekształcenia - wynika to z celowej - założonej przez Stwórcę? - izolacji Lachów, czyli Hyperborejczyków, czyli Polaków (PoLachów)  i ich pochodnych, które jednak zatraciły tę izolacyjność rozchodząc się po Europie i stanowią dzisiaj osobne tzw. nacje -  Słowacy, Łużyczanie,  prawdopodobnie Grecy, itd. łącznie z odseparowanymi w ostatnim stuleciu Ukraińcami, ale także Germanie ponoć mówiący j. słowiańskim - jak twierdzą internety wg zapisów cesarza Porfirogenety - MS]    


Dominacja kategorii aspektu dokonania lub niedokonania czynności jest w językach słowiańskich tak wielka, że uniemożliwiła wytworzenie się bogatszego systemu stopniowania czasów gramatycznych.

[chodzi o przywiązanie do jednoznaczności, czyli do prawdy? - MS]


Niewątpliwą wadą języków germańskich w porównaniu z romańskimi i słowiańskimi jest brak kategorii aspektu dokonania lub niedokonania. Dotyczy to całkowicie języka niemieckiego...

[zamiana jednoznaczności na wieloznaczność - gmatwanie komunikacji - MS]


Czy to na skutek niezrozumienia struktury logiczno-gramatycznej języków słowiańskich, czy to w poczuciu wadliwości języków germańskich, językoznawcy niemieccy często mieszają problem aspektu dokonania lub niedokonania z problemem tzw. rodzajów czynności (Aktionsarteń). 

Rzeczywiście rozróżnianie tzw. rodzajów czynności jest w językach słowiańskich wyjątkowo częste, np. rozbijać - porozbijać - narozbijać.





Przyjmuje się, że w języku praindoeuropejskim musiała istnieć głoska, która następnie przekształciła się z jednej strony w k (u Germanów przeszła w h wskutek omówionej niżej przesuwki germańskiej), z drugiej strony zaś w s. 

W rezultacie wspólny Słowianom wyraz „sto” znaczył po łacinie kentum, podczas gdy w języku indoirańskim satem', podobnie dziesięć znaczyło po łacinie dekem, po grecku deka, podczas gdy w języku indoirańskim dasa, po czesku deset, po rosyjsku djesiat'. Ta sama prawidłowość doprowadziła do tego, że pierwotne łacińskie k przeszło w c (centum), następnie zaś w c (po włosku centó) i wreszcie w s (po francusku cent).

Szczególnym problemem jest wyraz „ojciec”, który różni Słowian od wszystkich pozostałych Indoeuropejczyków włączając w to najbliżej z nimi skądinąd spokrewnionych Bałtów; po litewsku bowiem ojciec znaczy tevas, a więc również inaczej niż we wszystkich pozostałych językach indoeuropejskich. 

Natomiast określenia matki, brata, siostry, syna i córki są u Słowian praindoeuropejskie, co wskazuje na ich - i Bałtów - przynależność do tej wspólnoty w okresie matriarchatu, przed ustanowieniem patriarchatu. Później związek Bałtów i Słowian z pozostałymi Indoeuropeczykami musiał się na dłuższy czas zerwać.

[albo świadczy to o tym, że Stwórca najdłużej przebywał wśród Słowian, słowo "ojciec" wiązałbym z nim personalnie, w innych językach istnienie jego osoby zostało szczególnie zamazane poprzez zbabilozowanie pojęcia ojciec  - otwiera się pole do domysłów - MS]


----

Dodatkowe ciekawostki.


Pod względem fonetycznym języki słowiańskie odznaczają się przewagą spółgłosek nad samogłoskami. Niestety piękno brzmienia danego języka zależy od proporcji samogłosek, zwłaszcza samogłosek jasnych. Niezrównane piękno języka włoskiego wynika właśnie z bardziej wysokiej proporcji samogłosek, w tym z samogłoskowego wygłosu (głoski ostatniej) wyrazów.



Między językami germańskimi, a greką i łaciną istnieje bliższe pokrewieństwo fonetyczne, utajone wskutek tzw. germańskiej przesuwki spółgłoskowej. Nazwa „przesuwka” wzięła się stąd, że słownictwo greckie i łacińskie przyjęto za bardziej zbliżone do stanu praindoeuropejskiego i uznano, że w języku starogermańskim nastąpiła przesuwka w stosunku do tego stanu pierwotnego. 

Przesuwka germańska polegała na tym, że: 

1) istniejące w grece i łacinie spółgłoski b, d, g pojawiły się u Germanów w postaci ich bezdźwięcznych odpowiedników p, t, k; 

2) natomiast greckie i łacińskie p, t, k (nigdy sp, st, sk) pojawiły się u Germanów I jako f, bezdźwięczne th (jak w angielskim wyrazie thing), h; 

3) jeśli jednak sylaba poprzedzająca f, th, h, nie była akcentowana, to f stało się dźwięczne przechodząc w v, najczęściej zaś w b; th zaczęło brzmieć tak jak w angielskim wyrazie the, a najczęściej przeszło w d; h przeszło w g. 

W taki właśnie sposób łaciński pater pojawił się w niemieckim jako Vater (v czytane jak f), ponieważ p przeszło w f zgodnie z zasadą wyrażoną w punkcie 2. 

Dźwięczne brzmienie th w angielskim wyrazie father nie jest sprzeczne z punktem 3, ponieważ, jak o tym świadczy grecki pateer, w języku praindoeuropejskim spółgłoski t nie poprzedzała tu sylaba akcentowana. Father jest formą pierwotniejszą od niemieckiego Vater, który powstał w wyniku drugiej, tzw. wysokoniemieckiej przesuwki w latach 500 -1500. 


JĘZYKI GERMAŃSKIE I SŁOWIAŃSKIE

Istnieje wielka liczba wyrazów bardzo dawnych, wspólnych Germanom i Słowianom, i to mających znaczenie elementarne jak chleb (niemiecki Laib), mleko (Milch), ludzie (gocki liut, niemieccy Leute, polski Jud”, czeski lid). 

Dowodzi to, że albo oba te ludy pochodzą ze wspólnego pnia w ramach wielkiej rodziny indoeuropejskiej [patrz: Porfirogeneta jw. - MS] , albo że Słowianie ekspandując na zachód znad średniego Dniepru przejęli od Germanów znaczną część podstawowego słownictwa - co jest bardziej prawdopodobne zważywszy na fakt, że Słowianie nie znali drzewa buk, rosnącego na zachód od linii Królewiec - Krym, i w rezultacie jego nazwę przejęli od Germanów (po niemiecku Buche).

[mogli słowo buk wziąć od Germanów, ale to wcale nie zaprzecza tezie o Porfirogenecie - MS]

Podobieństwa wyrazów germańskich i słowiańskich są nieraz utajone wskutek charakterystycznej dla Słowian metatezy czyli przestawki głosek w pierwszej sylabie wyrazów pochodzenia germańskiego, w którym występuje samogłoska i jedna z pokrewnych sobie (jak to wiedzą dzieci!) spółgłosek zwartoszczelinowych l lub r .


W rezultacie na przykład:

niemiecka Arbeit - to po rosyjsku rabota, po polsku robota;   [A i r zamieniły się miejscami - rabeit - MS]

Berg (góra) - to czeski bfeh, 

po polsku brzeg, po rosyjsku zaś bjerieg 

zgodnie ze wschodniosłowiańskim prawem pełnogłosu (po niemiecku Voll-Lautung), czyli wokalizacji w nagłosie (w pierwszej sylabie) za pomocą samogłosek e lub o zbitek spółgłoskowych zawierających 1 lub r;

Birke - czeska bfiza (brzoza), po rosyjsku na mocy prawa pełnogłosu bjerioza, drzewo tak rzucające się w oczy, że również po litewsku nazywa się podobnie: berźas; 

duński gaard, po angielsku yard czyli miejsce ogrodzone - to gród (i ogród),  wschodniosłowiański gorod (miasto) na Północy i horod na Południu;

Milch to mleko, po rosyjsku pełnogłosowe moloko 

szwedzkie valde i niemieckie Walten (władanie) - to władza, po czesku vlada (rząd) itd. 

Pomijam późniejszy ogromny wpływ języka niemieckiego na języki słowiańskie. 

Natomiast Niemcy przejęli od Słowian tylko cztery ważniejsze wyrazy: Stieglitz (szczygieł), Zeisig (czyżyk), Quark (twaróg) oraz Grenze (granica); 

ten ostatni wyraz pisano do połowy XIX w. Granze, przez co jego pochodzenie od „granicy” było jeszcze bardziej widoczne.



O Niemcach.


Naród niemiecki jako jednostka językowa ukształtował się późno: dopiero w wiekach XV (nazwa Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego została użyta po raz pierwszy w 1486 r.) - XVII, w czym ogromną rolę odegrał Marcin Luter. 

Pierwotnie obszar Niemiec zamieszkiwały plemiona germańskie będące jednostkami etniczno-językowymi, po niemiecku Gross-Stamme. Resztki tego podziału zachowały się po dzień dzisiejszy, zwłaszcza w postaci plemion Bawarów, Sasów i Szwabów. 

Jeszcze konstytucja weimarska Rzeszy Niemieckiej z 11 sierpnia 1919 r. mówiła o „narodzie niemieckim jednolitym w swoich plemionach” (das deutsche Volk einig in seinen Stammeń).

Podstawowy podział językowy przebiegał w Niemczech między Południem, gdzie dokonała się tzw. druga, wysokoniemiecka, przesuwka spółgłoskowa, a Północą czyli Niemcami Dolnymi.

[dwie fale zmian wchodzące od południa? - trzeba jeszcze uwzględnić zmiany związane z rozchodzeniem się Słowian (stopniową izolacją) i charakterystyką danej grupy - wpływ poszczególnych jednostek na sposób mówienia itd. - MS]

Dopiero w XVII w. język dolnoniemiecki przestał być w Niemczech odrębnym językiem literackim: ostatnie tłumaczenie Biblii Lutra na ten język ukazało się w 1621 r. w Goslarze. 

Należy podkreślić, że nazywanie obu języków: dolnoniemieckiego i wysokoniemieckiego niemieckimi wynika wyłącznie z powodów politycznych, a nie językoznawczych, gdyż są to do dziś dwa różne języki, które mogą zajmować równorzędne stanowisko w rodzinie języków germańskich. 



Dialekty języka dolnoniemieckiego

Język dolnoniemiecki, język dolnosaksoński - grupa dialektów germańskich obecnie coraz częściej i powszechniej traktowana jako język odrębny od języka niemieckiego. Od dialektów wysokoniemieckich odróżnia go przede wszystkim brak wystąpienia drugiej przesuwki spółgłoskowej.


Język dolnoniemiecki, zepchnięty z pozycji języka literackiego w samych Niemczech przez luteranizm, zachował się w Niderlandach: w kalwińskiej Holandii oraz we Flandrii, których przynależność do Niemiec zakończyła się faktycznie w 1556 r. z chwilą ich przekazania hiszpańskiej linii Habsburgów, prawnie zaś dopiero na mocy Pokoju Westfalskiego 1648 r. 


I tu spora dygresja - z wikipedii kłamliwej:

Mimo fundamentalnych odrębności od standardowej niemiecczyzny, od czasów powstania niemieckiej dialektologii, język dolnoniemiecki traktowany bywa jako grupa dialektów w ramach jednego wspólnego języka niemieckiego, który obecnie w dobie ... utożsamiany jest raczej z językiem wysokoniemieckim. Łączenie obu tych języków w jedną całość ma częściej wymiar polityczny i kulturowy niż językoznawczy.

Język dolnoniemiecki często bywa nazywany językiem dolnosaksońskim, tak jak jego zachodnie dialekty. Jest to spowodowane tym, że wschodnie dialekty dolnoniemieckie i tak wywodzą się z dolnosaksońskich. 

Język dolnosaksoński w wyniku ekspansji drastycznie zwiększył swój obszar najpierw do całych północnych Niemiec, a później także i północnej Polski. 

To wszystko spowodowało wymarcie najpierw dialektów połabskich, a potem wszystkich słowiańskich gwar pomorskich (z wyjątkiem kaszubszczyzny i gwary słowińskiej) oraz języka pruskiego. W ten sposób powstały dialekty: meklembursko-przedniopomorski, północnomarchijski i dolnopruski.

Nazwę język dolnosaksoński preferują językoznawcy holenderscy, często włączający ten język (a przynajmniej jego holenderską część) do języka niderlandzkiego. 

Wynika to z faktu, że przez sąsiedztwo z językiem Holandii język dolnoniemiecki używany w tym kraju nabrał wiele cech typowych dla języków dolnofrankońskich. Może to również wynikać z chęci podkreślenia odrębności od języka niemieckiego i pokazania, iż język dolnoniemiecki jest bliższy dialektom dolnofrankońskim niż wysokoniemieckim. W Holandii unika się również stosowania umlautów, a cała ortografia dolnoniemiecka oparta na ortografii języka niemieckiego została zastąpiona ortografią języka niderlandzkiego.

W szerszym znaczeniu do dolnoniemieckiego mogą być zaliczone dialekty dolnofrankońskie[2][3], a nawet języki anglo-fryzyjskie, co znaczy, że wszystkie dialekty zachodniogermańskie dzieli się na dolnoniemieckie i wysokoniemieckie[4]. Często jednak przeciwstawia się dolnofrankoński dolnoniemieckiemu utożsamionemu z szeroko rozumianym dolnosaksońskim. Większość językoznawców nie zalicza jednak np. języka angielskiego do dolnoniemieckich.

Ethnologue wyróżnia podgrupę dolnosaksońsko-dolnofrankońską i nie wspomina o dolnoniemieckim.

Język dolnoniemiecki różni się od (wysoko)niemieckiego między innymi tym, że nie zaszedł w nim proces zwany drugą przesuwką spółgłoskową. Łączy go to z językami skandynawskimi (duński, szwedzki, norweski, islandzki, farerski), a także z fryzyjskim i angielskim. Granicę zasięgu tej przemiany, oddzielającą dolnoniemiecki od wysokoniemieckiego, stanowi linia benracka.

Również słownictwo i gramatyka odróżnia dolnoniemiecki od niemieckiego, np. w dolnoniemieckim istnieją tylko trzy przypadki (Nominativ, Genetiv, Objektiv).

Typowy dla dolnoniemieckiego jest także brak przedrostka ge- w tworzeniu Partizipu


Mnogość nazw zaciemnia obraz - tak samo w przypadku nazewnictwa kultur odkrywanych przez archeologów. 

Gdybyśmy zamiast nazwy dolnoniemiecki stosowali nazwę dolnosaksoński, albo - jeszcze lepiej - niderlandzki, a potem pogrzebali trochę przy wysokoniemieckim, to okazałoby się, że żadnych Niemców nigdy nie było - to wymyślona nacja przerobiona ze Słowian zachodnich dawno temu wyszłych z Hyperborei w dzisiejszej Polsce.

Przeróbka motywowana politycznie - stwarzanie odrębności językowej i kulturowej by mieć paliwo do napędzania konfliktów i pretekstu do napaści na sąsiadujących obok Słowian - MS



Oprócz tego podstawowego podziału językowego Niemców na dolnych i górnych („wysokich”) istnieją w obrębie tych dwóch grup mniejsze jednostki dialektalno-plemienne, z tym, że dialektami dolnoniemieckimi (z których najważniejszy jest dolnosaski zwany plattdeutsch) mówią dziś już tylko ludzie prości, natomiast dialektami wysokoniemieckimi (z których najważniejszymi są austriacki, bawarski, saski i szwabski) mówią również ludzie wykształceni. Niemcy mówiący dialektami w czystej postaci tylko z trudem mogą się dokładnie porozumieć.



I dalej Krasuski o Polakach:


Trudno zrozumieć, dlaczego ambicją historyków i językoznawców polskich jest znalezienie podobnego podziału dialektalno-plemiennego wśród Polaków.

[próba zakrycia faktu, że wszyscy pochodzimy z izolowanej Hyperborei - MS]


Źródła nie przekazały żadnych informacji o istnieniu podziału Polaków na plemiona w Średniowieczu w znaczeniu Gross-Stamme. 

Tylko ruski Nestor z początku XII w., rozpisując się obficie o podziale plemiennym Słowian wschodnich, podaje, że „Lachy” dzielą się na Polan, Mazowszan, Pomorzan i Lutyków. Z tej listy ani Lutyków ani Pomorzan do Polaków zaliczyć nie można. 

O plemiennym podłożu zagadkowego podziału na Wielkopolskę (wspomnianą po raz pierwszy w 1242 r.) i Małopolskę (zaświadczoną po raz pierwszy dla 1412 r., ale nazywaną systematycznie dopiero od 1493 r.!) nie wspomina żadne źródło. 

Drobne „plemiona”, zwłaszcza na Śląsku, które wspomina Geograf Bawarski około 845 r. i dokument cesarza Henryka IV z 1086 r. o granicach diecezji praskiej, były oczywiście organizacjami polityczno-terytorialnymi. 

Znaczenie tych „plemion” oraz ich pomnożenie było następnie skutkiem rozbicia feudalnego po 1138 r. Taka była geneza „plemion” typu Kujawianie, Łęczyczanie, Sieradzanie itd. 

Zresztą i obecnie mieszkaniec Sieradza nazywa się słusznie Sieradzaninem. O książętach plemiennych nie ma w źródłach ani słowa; od chwili wymarcia Piastów tytułu książęcego w rdzennej Polsce nie było.


Jeśli wybitny kronikarz niemiecki Otto biskup Freisingu (zm. 1158 r.) nie wahał się stwierdzić, że Sasi mówią innym językiem niż Bawarowie, to

żadne źródło o różnicach językowych między Polakami nie wspomina

(a na pewno wspomniałby Długosz, który lubował się w krytykowaniu Polaków).

Przypuszczalnie w Średniowieczu Polacy mówili nieco różnie w różnych okolicach, ale te różnice nie tworzyły dialektów obejmujących większe zwarte obszary. 

Sytuacja była podobna do tej, jaka panowała na przykład w Słowacji jeszcze w XIX w., a na Białorusi jeszcze około 1920 r., zanim tam i tu zdecydowano się podnieść jeden dialekt do rangi języka ogólnonarodowego. 


W Polsce, w wyniku ekspansji wschodniej, wytworzył się i przetrwał mniej lub bardziej aż do II wojny światowej dialekt wschodni, ale nie różnił się on zbytnio od reszty (głównie wymową spółgłosek h, 1, ł), a co więcej, prawie cała literatura polska jest dziełem ludzi Wschodu: od Mikołaja Reja z Nagłowic, który urodził się nad Dniestrem w Żurawnie koło Halicza, przez Mickiewicza i Słowackiego aż po Jarosława Iwaszkiewicza. Jak więc w tej sytuacji mogło się zachować w języku literackim obce zupełnie Wschodowi mazurzenie!


Polacy byli więc w istocie jednym plemieniem, które by można określić niemieckim terminem Grofi-Stamm. 

Różnice między takimi „etnicznymi” plemionami niemieckimi są raczej porównywalne z różnicami między Czechami, Morawianami, Polakami i Słowakami, a i tu można wątpić, czy w Średniowieczu różnice językowe między nimi były aż tak wielkie jak te, jakie dzieliły plemiona dolno- i wysokoniemieckie. [punkt dla mnie - MS]


Nic nie wiadomo o tym, jakoby czescy kaznodzieje husyccy w XV w. byli w Polsce nierozumiani.

Różnice pogłębiły się głównie wskutek tego, że po wojnach husyckich i ostatecznej klęsce w Wojnie Trzydziestoletniej język czeski zatrzymał się w rozwoju, stał się archaiczny, gdyż odtąd mówili nim aż do połowy XIX w. już tylko konserwatywni językowo chłopi. 

Niestety oddzielenie górami spowodowało, że nie powstało państwo obejmujące blisko spokrewnionych Czechów, Morawian, Polaków i Słowaków.

[znowu punkt dla mnie - sięgając do genezy skąd oni się tam wzięli za górami - te nacje powstały po wyjściu z Polski i zasiedleniu tych terenów, a różnice między nami zdeterminowały min.: charakterystyka danej grupy, czas izolacji, a więc odległość i trudy podróży od-do źródła tj. Hyperborei oraz wpływy zewnętrzne, w tym celowe działania sitwy (lub SkyNetu...), która obecnie rządzi światem - MS]




http://www.archiwumpz.iz.poznan.pl/Content/7608/C_II_472-C_II_473BP-1995_1-05.pdf



https://en.wikipedia.org/wiki/Low_German

https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C4%99zyk_dolnoniemiecki

https://en.wikipedia.org/wiki/High_German_languages

https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C4%99zyk_niemiecki

https://jezyki.fandom.com/wiki/J%C4%99zyk_dolnoniemiecki

https://www.techpedia.pl/index.php?str=tp&no=16439