Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szozda. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szozda. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 26 kwietnia 2020

A. Szozda o kopaczce kijowatej







Przygotujcie się na piekło. Ten świat należy już nie tylko do nas, ale też do koronawirusa


To, że to spieprzyliśmy, wydaje się oczywiste. I chyba także to, że raczej odbudować już się nie uda. Nie wrócimy do świata jaki znaliśmy.

Kiedy będzie już można wyjść, okaże się, że epidemia została z nami na zawsze. Każde kichnięcie, ból mięśni, lekka gorączka wywoła strach. Lęk nie tyle przed chorobą, ale przed izolacją, ratownikami w białych fartuchach, znakami malowanymi na drzwiach domów zarażonych.

A miało być zupełnie inaczej. Wszak żyjemy w XXI wieku. Każdy, kto pamięta książki science fiction z ubiegłego wieku, od Lema, Zajdla po Bradbury'ego wie, że w XXI wieku nauka i technologia w zasadzie rozwiązują takie przyziemne problemy, jak zapalenie płuc.

Przez chwilę na przełomie wieków prawie w to wierzyłem. Do dziś.

Czerwoną Planetę przemierzają wzdłuż i wszerz nasze łaziki. Ryja i kopią w marsjańskiej glebie w poszukiwaniu śladów dawnego, lub obecnego obcego życia. Strzelają laserami, odparowują drobinki marsjańskiego kurzu w poszukiwaniu dotąd nieznanych form życia. Wwiercamy się nawet na kilka metrów, no dobrze nie bardzo się udało na razie, ale jednak w grunt Marsa, w poszukiwaniu uwięzionej tam wody. Mamy nadzieję, że jak już tam dolecimy, to będziemy mogli się jej napić.

A tu na Ziemi lekarze, naukowcy powtarzają, że koronawirus jest nowy i nieznany i dlatego nie możemy sobie z nim poradzić. Nowy i nieznany! To jak chcemy sobie poradzić z tym, co pewnie prędzej czy później znajdziemy na Marsie? To będzie stare i znane?

Ale po co szukać tak daleko. Wiele lat temu rosyjscy naukowcy zaczęli wiercić kilkukilometrowy otwór w lodzie nad jeziorem Wostok. Zatrzymali się kilkadziesiąt merów przed taflą jeziora. Obawiali się, że gwałtowny wyrzut wody z odwiertu zanieczyści jezioro i będzie zagrożeniem dla pracujących na górze naukowców. Także zagrożeniem ze strony nieznanych mikroorganizmów, które ewoluowały tam od 1,5 miliona lat w zamkniętym ekosystemie.

Czego my tam właściwie szukamy, na odległych planetach i w prehistorycznych głębinach, skoro nie wiemy praktycznie nic o „nieżywym” organizmie, który jest wśród nas i który wstrzymał cały świat na tyle miesięcy?

Algorytmy sztucznej inteligencji potrafią rozpoznać fake newsy, ale potrafią też je skutecznie tworzyć. Dzięki AI możemy na podstawie kilku kliknięć w śmieszne obrazki na facebooku dowiedzieć się na kogo zagłosujemy w wyborach, zanim nasz mózg podejmie wyborczą decyzję. Każdego dnia te algorytmy analizują dziesiątki tysięcy prac naukowych na temat COVID-19, żeby znaleźć w nich lekarstwo na wirusa. Zaprzęgnięto sztuczną inteligencję do wojny z patogenem od pierwszego dnia jego obecności. Ponoć szybciej od nas przewidziała ona, jak epidemia się rozwinie i kto, kiedy umrze. Jestem pod wrażaniem.

Tylko każdego dnia oglądam wiadomości z całego świata i słyszę, że nikt nie był przygotowany na taki rozwój pandemii. Naprawdę???

Czy ktoś czytał przewidywania AI na temat rozwoju epidemii, kiedy one się ponoć pojawiły w styczniu 2020? I jak to się dzieje, że miliony komputerów, superkomputerów, komputerów kwantowych zaprzęgnięto do rozpracowania wirusa a najskuteczniejszą metodą leczenia jest… położenie pacjenta na brzuchu??? Wtedy ponoć otwierają się z reguły nieużywane części płuc, co pozwala na lepszą wentylację i daje szansę na przeżycie. Czy AI to słyszy? Wystarczy obrócić się na brzuch i wirus ginie.

Kiedy sklonowano owcę Dolly, zsekwencjonowano genom człowieka, muszki owocówki i drożdży wszystkim wydawało się, że oto zaczęła się era genetycznych leków. Wystarczy tam troszkę pomajstrować w chromosomach, coś przyciąć, coś zamienić, coś przestawić i z głowy. Człowiek zdrowy. Dość upiornym, ale jednak wynikającym z badań genetycznych i postępu techniki było pojawienie się informacji z Chin o narodzinach pierwszych dzieci „modyfikowanych” genetycznie. Wprawdzie z kukurydzą i jabłkami, na przykład, robimy to od bardzo dawna, ale na ludziach tego jeszcze nie testowano.

Nie do końca wiadomo, czy rzeczywiście te dzieci się urodziły, i czy były modyfikowane, ale można mieć silne podejrzenie, że tak było. I równie silne podejrzenie, że ludzie z poprawionymi genami będą się jednak rodzić. Zmienione geny mają ich chronić przed chorobami. Zapewnić zdrowie. I długie życie. Majstrowanie przy „łańcuchu” życia to wprost wizje pisarzy SF z zeszłego wieku. Wizje, których realizacji jesteśmy świadkami.

I choć sprawnie grzebiemy w naszym DNA najlepszym sposobem, by nie zakazić się koronawirusem jest mycie rąk mydłem, noszenie szalika na ustach i nosie oraz lateksowych rękawiczek. Maseczka ochronna, trzy warstwy materiału, na dwóch gumkach założonych na uszy w porównaniu maszyny do sekwencjonowanie ludzkiego genomu jest jak „kopaczka kijowata” (czyli zwykły kij) wobec promu kosmicznego.

Zaglądamy w najodleglejsze zakamarki wszechświata i w najmniejsze cząstki naszego kwantowego mikroświata. Dzięki soczewkowaniu grawitacyjnemu potrafimy zobaczyć niemal początki znanego nam kosmosu. Widzimy, jak powstawały gwiazdy, jak wybuchają pierwsze supernowe. Obserwując obiekty oddalone od nas o wiele miliardów lat świetlnych widzimy świat z czasów, gdy nie było nie tylko nas, ale naszego układu słonecznego, Ziemi i innych planet krążących wokół Słońca. A nawet do czasów, kiedy nie było jeszcze naszej galaktyki. Drogi Mlecznej.

Potrafimy, dzięki spektrometrii sprawdzić, jaki skład ma atmosfera na planecie krążącej wokół odległej gwiazdy. Szukamy sobie drugiej Ziemi, gdybyśmy tę doprowadzili do takiego stanu, że nie da się na niej mieszkać. Parę kandydatek już jest. Możemy więc spokojnie nadal czynić sobie naszą Ziemię poddaną.

Pod Genewą w Wielkim Zderzaczu Hadronów (LHC) zderzamy protony z tak wielkimi energiami, że niemal zaglądamy w strukturę czasu i przestrzeni. Odkrywamy cząstki i prawa nimi rządzące, dzięki którym istnieje nasz świat. Eksperymentalnie potwierdzamy teorie, których bez matematycznych abstrakcji nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. No bo jak wyobrazić sobie teorię strun, która „działa” w 11 wymiarach, a my tylko w 4, z czego świadomie w 3. Bez matematycznego świata nie sposób tego zrozumieć. A jednak potrafimy tymi teoriami opisywać nasz świat. Od najdrobniejszych kwarków po obiekty, których skali nawet nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić.



W tym samym czasie, gdzieś pod Nowym Jorkiem, w potężnej, wszechmocnej i wielkiej Ameryce jest dom opieki nad starszymi i niedołężnymi, gdzie policja odnajduje 17 ciał osób zmarłych na COVID-19, o których nikt nie wiedział. Władzom wiadomość przekazał anonimowy świadek. 17 samotnych ludzi umiera i nikt na świecie o tym nie wie. Nie przychodzi im z pomocą, nie przewraca na brzuch, nie podłącza respiratorów, nie udziela ostatniego namaszczenia.

Na drugim końcu świata w Domu Pomocy Społecznej Kaliszu umiera 7 pensjonariuszy. Ostatnia pielęgniarka, która jako jedyna podawała 160 osobom leki, z powodu skrajnego wyczerpania opuściła ośrodek. Pracowała wiele dni, bez przerwy. Sama. Zostało kilkoro wolontariuszy, którzy nie mogą według prawa podawać leków ciężko chorym, starym i niesamodzielnym ludziom.

Prezydent Kalisza stojąc pod bramą ośrodka przyznał, że nikt, on też, nie wie, ile osób w środku jest zakażonych wirusem. Apelował do ludzkiej solidarności, by ktokolwiek przyjechał i ratował tych ludzi. – Ale nikt nie chce – mówił prezydent.

To tylko dwa przykłady, z różnych stron świata. Pokazują, że można zaglądać z strukturę czasu i przestrzeni, patrzeć w odległe galaktyki, a jednocześnie nie widzieć tragedii i cierpienia w Kaliszu, Nowym Jorku, i tysiącach innych miast i wsi na całym świecie.

To, że źle urządziliśmy sobie świat, jest takim banałem, że aż wstyd o tym pisać. Ale świat po epidemii nie rysuje się lepszy, rysuje się inny. Dość przerażający.



Mamy dwie drogi wyjścia z epidemii. Pierwsza to pozwolić zachorować, jak największej liczbie osób i stworzyć „masową odporność”. Druga to utrzymywać restrykcje ograniczając rozprzestrzenianie się wirusa. Luzując je na jakiś czas i znowu przywracając, gdy fala zakażeń powróci. Jedna i druga droga jest zła.

Pierwsza oznacza, że zanim uzyskamy zbiorową odporność umrą pewnie miliony. Kiedy większość przejdzie chorobę i wytworzy przeciwciała, wirus zniknie. Nie będzie miał się jak przenosić z człowieka na człowieka. Pod warunkiem, że tak jak grypa nie zacznie mutować.

Druga oznacza, że na jakiś czas, kilka tygodni, może miesięcy ograniczymy rozprzestrzenianie się wirusa, ale w związku z rozluźnianiem restrykcji przyjdzie kolejna fala zachorowań. To będzie oznaczało przywrócenie restrykcji, aż do czasu, gdy służba zdrowia poradzi sobie z tysiącami chorych. I znowu odrobina wolności. I tak w kółko.

Tak czy inaczej wirus będzie zabijał do czasu, aż nie znajdziemy na niego skutecznego leku i szczepionki. Może jednak być tak jak z HIV. Szczepionki nie ma i nic nie wskazuje, żeby szybko była. A leki jedynie przedłużają życie zarażonym.

Czy uda się znaleźć szczepionkę na COVID-19? Dziś nikt tego nie wie. Kwantowe komputery, sztuczna inteligencja, zderzacz hadronów, teleskop Hubbla, maszyna do sekwencji genów ani nawet osocze ozdrowieńców, jak dotąd nie przybliża nas do skutecznego wyrugowania koronawirusa z naszego świata.

Z naszego? To w sumie też i jego świat.

– Andrzej Szozda


https://tygodnik.tvp.pl/47694877/przygotujcie-sie-na-pieklo-ten-swiat-nalezy-juz-nie-tylko-do-nas-ale-tez-do-koronawirusa