Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą agentura wpływu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą agentura wpływu. Pokaż wszystkie posty

piątek, 11 czerwca 2021

Dezinformacja - boty, czy agentura?

 

przedruk

Dezinformacja na temat COVID-19 w mediach społecznościowych to głównie dzieło złośliwych botów.


Liczba dotyczących pandemii nieprawdziwych informacji w internecie jest tak wielka, że Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) mówi wręcz o " infodemii" dezinformacji. Jednak działalność botów jako źródła dezinformacji nie została dotąd dokładnie zbadana.

Kto za tym stoi?

Zajął sìę tym zespół kierowany przez doktora Johna W. Ayersa, specjalizującego się w nadzorze zdrowia publicznego, współzałożyciela Center for Data Driven Health i wicedyrektora ds. innowacji w Wydziale Chorób Zakaźnych na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego (USA). Uzyskane wyniki wskazują na boty jako na główny "patogen" dezinformacji dotyczącej COVID-19 w mediach społecznościowych.

Zespół zidentyfikował publiczne grupy na Facebooku będące pod silnym wpływem botów. Udało się zmierzyć, jak szybko te same adresy URL (lub linki) zostały udostępnione w próbce około 300 000 postów opublikowanych w grupach na Facebooku, które udostępniły 251 655 linków.

Gdy adresy URL są wielokrotnie udostępniane przez wiele kont w ciągu kilku sekund, oznacza to, że są to konta botów kontrolowane przez zautomatyzowane oprogramowanie, które koordynuje ich działanie. Zespół odkrył, że grupy na Facebooku, na które mają największy wpływ boty, miały średnio 4,28 sekundy między udostępnieniami identycznych linków, w porównaniu do 4,35 godziny w przypadku grup na Facebooku, na które boty miały najmniejszy wpływ.

Monitorowanie postów

Naukowcy wybrali na Facebooku grupy, na które boty miały najmniejszy lub największy wpływ i monitorowali posty, które udostępniały link do duńskiego badania dotyczącego oceny masek na twarz mających chronić przed infekcją COVID-19. DANMASK-19 to randomizowane badanie kliniczne opublikowane w Annals of Internal Medicine.

„Wybraliśmy DANMASK-19 do naszego badania, ponieważ maski są ważnym środkiem zdrowia publicznego, który potencjalnie może kontrolować pandemię i są tematem powszechnej debaty” – powiedział dr Davey Smith z University of California w San Diego, współautor badania.

39 proc. wszystkich postów udostępniających wyniki badania DANMASK-19 zostało wysłanych w grupach na Facebooku, które były najbardziej pod wpływem botów. Natomiast 9 proc. postów zostało wysłanych w grupach, na które boty mają najmniejszy wpływ.

20 proc. postów udostępniających DANMASK-19 skierowanych do grup na Facebooku, na które mają największy wpływ boty, twierdziło, wbrew dowodom naukowym, że maski szkodziły użytkownikowi. Jeden z nich brzmiał: „Duńskie badanie udowadnia… szkodliwość noszenia maski”. 50 proc. postów promowało spiski, takie jak „korporacyjni kontrolerzy faktów okłamują cię! Wszystko to, aby służyć ich propagandzie Dystopian #Agenda2030”.

Posty udostępniające informacje o DANMASK-19 w grupach na Facebooku, na które boty mają największy wpływ 2,3 raza częściej deklarowały, że maski szkodzą użytkownikowi i 2,5 razy częściej zawierały twierdzenia o spiskach niż posty publikowane w grupach na Facebooku będących pod najmniejszym wpływem botów.

"Propaganda dezinformacji"

"Wydaje się, że propaganda dezinformacji na temat COVID-19 rozprzestrzenia się szybciej niż sam wirus" – powiedział dr Eric Leas, współautor badania i adiunkt na UC San Diego.

„Boty wydają się również podkopywać zaufanie do najważniejszych instytucji zdrowia publicznego. W naszym studium przypadku boty błędnie scharakteryzowały wybitną publikację prestiżowego czasopisma medycznego w celu rozpowszechniania dezinformacji - powiedział Brian Chu, współautor badania i student medycyny w UPenn. - Sugeruje to, że żadna treść nie jest bezpieczne od zagrożeń związanych z dezinformacją wykorzystywaną jako broń”.

"Liczba dezinformacji ze strony botów, które znaleźliśmy, sugeruje, że wpływ botów wykracza daleko poza nasze studium przypadku" – dodał dr Smith.

Zespół zauważył, że efekt automatycznej dezinformacji jest prawdopodobnie większy ze względu na to, jak przenosi się na organiczne rozmowy w mediach społecznościowych.

"Boty rozpowszechniające nieprawdziwe informacje mogą zainspirować zwykłych ludzi do rozpowszechniania błędnych wiadomości” – powiedział Zechariah Zhu z University of California w San Diego, współautor badania.

„Na przykład boty mogą sprawić, że algorytmy platform będą uważać, że zautomatyzowana treść jest bardziej popularna niż jest w rzeczywistości, co może prowadzić do tego, że platformy faktycznie nadadzą priorytet dezinformacji i rozpowszechnią je wśród jeszcze większej liczby odbiorców” – dodał dr David A. Broniatowski, dyrektor GW Institute for Data, Democracy, and Politics, współautor badania.

"Musimy pamiętać, że nieznane podmioty oszukują opinię publiczną i promują dezinformację. Ich niebezpieczne działania bezpośrednio wpływają na zdrowie publiczne” – powiedział dr Mark Dredze, profesor nadzwyczajny informatyki na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa i współautor badania.

Jak jednak zauważa zespół, rozwiązania mające na celu wyeliminowanie botów i ich kampanii dezinformacyjnych są na wyciągnięcie ręki.

„Nasza praca pokazuje, że platformy mediów społecznościowych mają zdolność wykrywania, a tym samym usuwania tych skoordynowanych kampanii botów – dodał dr Broniatowski. - Wysiłki zmierzające do usunięcia zwodniczych botów z platform mediów społecznościowych muszą stać się priorytetem wśród ustawodawców, organów regulacyjnych i firm zajmujących się mediami społecznościowymi, które zamiast tego skupiają się na atakowaniu pojedynczych dezinformacji zwykłych użytkowników”.

„Jeśli skorygować +infodemię+, wyeliminowanie botów w mediach społecznościowych jest niezbędnym pierwszym krokiem – podsumował dr Ayers. - W przeciwieństwie do kontrowersyjnych strategii cenzurowania rzeczywistych ludzi, wyciszanie zautomatyzowanej propagandy jest czymś, co każdy może i powinien wspierać”.



https://dorzeczy.pl/rozrywka/187578/dezinformacja-ws-covid-19-to-dzielo-zlosliwych-botow.html?utm_source=dorzeczy.pl&utm_medium=feed&utm_campaign=rss_feed






sobota, 17 kwietnia 2021

Schodzą pod ziemię?

 

Pamiętacie, jak w  Werwolfie pisałem o czasopiśmie Odkrywca i zakamuflowanych rebusach w tekście?


strona 23 i bardzo dziwne zwroty...

Wrocław […] stoję w jego centrum […] Ten bezruch, jakby oczekiwanie na coś powoduje, że boję się poruszyć żeby nie zburzyć, nie zbezcześcić tej martwoty, jakiejś nieistniejącej, ale odczuwalnej równowagi tego miejsca.
[…] Czuje się też bliskąprzyczajoną jak ten gołąb obecność grafomaniiktóra lada numer Odkrywcy wybuchnie jak supernowa.
A gdy przymknąć oczy, gdy się uważnie wsłuchać w ciszę nieczynnych peronów, usłyszeć można wśród porywów wiatru gardłowe „Bahnhof Breslau, aussteigen” wykrzyczane przez konduktora Deutsche Reichsbahn. A duch niemieckiego bahnschulza z przyganą spogląda na polskiego sokistę, który dopuścił zagraficenia urzędowych napisów.”

A przecież wyłączyłem już wyobraźnię, jestem, jak dziś się mówi, w realu a ciągle widzę niemiecki napisWięc on jest! Istnieje!


"bliską, przyczajoną obecność germanii, która lada wybuchnie jak nowa" 



Albo jak w Teleexpressie radośnie informowali, że wrażliwe dane Pesel przejęła i będzie przechowywać prywatna niemiecka firma?

To są komunikaty dla Werwolfa w Polsce.

Tak samo jak symbole KODowników , błyskawice i inne.





A teraz....




Nie podoba mi się to.






P.S.

A wiedzieliście, że niemiecka agencja prasowa z czasów okupacji nazywała się Telepress?

Coś wam to przypomina??

Cóż za niefortunny przypadek...





Tu zaś uwagi o Piłsudskim. 
Niemcy dbają o swoją agenturę, by chwalić się tym przy kolejnych zaciągach...





Źródło:






Gadzinówka - pochodzenie nazwy:

W czasach Ottona von Bismarcka utworzono tajny „fundusz gadzinowy” (niem. Reptilienfonds), którego celem było pozyskiwanie przychylności dziennikarzy mających rozpowszechniać informacje propagandowe – korzystne z punktu widzenia rządu Prus.

Za pierwszą z takich gazet w Polsce uchodzi „Godzina Polski”, wydawany podczas I wojny światowej przez proniemieckiego „króla prasy” na Śląsku, Adama Napieralskiego.


A tu warta honorowa Wermachtu przy grobie Piłsudskiego w 1939 roku.

foto: 13.X.1939r. "Ilustrowany Kurjer Polski"










http://www.historycy.org/index.php?showtopic=55389

https://dlibra.kul.pl/dlibra/show-content/publication/edition/38656?id=38656


http://werwolfcompl.blogspot.com/p/blog-page_3398.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2020/10/zygzaki-czerwone-z-biaym.html

https://pl.wikipedia.org/wiki/Gadzin%C3%B3wka


czwartek, 19 listopada 2020

Agentura niemiecka w Rumunii

 


Na początek przypominam fragment mojego tekstu z 2014 roku:

http://maciejsynak.blogspot.com/2014/05/w-wywiadzie-niemieckim-moze-pracowac.html


dokładnie tę samą metodę opisuje artykuł poniżej skanów.


Jest to systematyczna podmiana elit rumuńskich na własne tj. lojalne wobec agentury niemieckiej, oparta o wymianę pokoleń.






Wikipedia kłamliwa:

USR - Uniunea Salvați România (Związek Zbawienia Rumunii lub Związek Ocalenia Rumunii) – rumuńska partia polityczna, powołana w 2016, określana jako formacja centroprawicowa i antyestablishmentowa 



słabe tłumaczenie przeglądarkowe



Nazwa kodowa: ELSA. 

Brakujące ogniwo między Danem Barną, a służbami specjalnymi - skąd pochodzi żłobek USR

1 miesiąc temu


4 maja 1981 roku powstała ELSA, organizacja założona przez pięciu studentów prawa z Węgier, Polski, Niemiec Wschodnich, Austrii i Niemiec Zachodnich w celu współpracy przeciwko zasadom żelaznej kurtyny, która oddzielała kapitalistyczny Zachód od komunistycznej strony wschodnioeuropejskiej. . ELSA dąży do tworzenia form współpracy, wymiany edukacyjnej i kulturalnej, wspólnych programów pracy między studentami po obu stronach.

Organizacja („Europejskie Stowarzyszenie Studentów Prawa”) rośnie i szybko osiąga 17 członków, potem 50 itd. Pojawiają się pierwsze oznaki, że powstał on pod auspicjami służb specjalnych ze wschodu i zachodu w środowisku studenckim. Kilku tajnych agentów struktur wywiadowczych w Wielkiej Brytanii i Francji przedostaje się do sieci i oferuje tajne dane mocarstwom zachodnim. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to właśnie środowisko studenckie jest najbardziej zainteresowane usługami AVH (Węgry), SB (Służba Bezpieczeństwa - Polska), HNaA (Austria), BND (Federalne Niemcy), ale także we wczesnych stadiach KGB ( ZSRR), przyszła FSB (Rosja).


W rzeczywistości, według Brytyjczyków, pięciu studentów, którzy założyli organizację, zostało zatrudnionych przez służby w swoich krajach, przy założeniu, że ELSA jest w rzeczywistości konstrukcją tajnych służb, które chcą szkolić studentów prawa w ogólnoeuropejskim środowisku, w przyszłości kadry w firmach, sądownictwo, politycy, główne pionki na dźwigni władzy. 

To prawda, że ​​gdybyś miał wybrać kierunek studencki, który jest pod ścisłym nadzorem i rekrutację do tajnych służb, to byłaby to właściwa rzecz, z największym potencjałem. ELSA rozwija się więc jako widzialne społeczeństwo, ale z okultystycznymi regulacjami, często mającymi status europejskiego tajnego stowarzyszenia, podobnego do Skuls & Bones w USA czy Aspen Institute na innym poziomie.


W 1985 roku ELSA przeniosła się do stabilnej lokalizacji w Austrii, w Wiedniu, w centrum światowej sławy szpiegostwa (gdzie wszyscy agenci krajów europejskich wymieniają informacje, że handel wywiadem), a łączna liczba członków przekracza kilkaset. Duże oddziały w Niemczech, Polsce, Węgrzech, Czechosłowacji, Francji, Włoszech, Anglii oraz w mniejszym stopniu w Hiszpanii, Portugalii i Holandii. W 1986 i 1987 roku dane dotyczące ELSA pojawiły się w raportach MI6, w których stwierdzono: „To są centra rekrutacyjne”.


Po 1989 roku powstaje oddział ELSA Romania. W 1990 r. Składane są wnioski o członkostwo, aw 1993 r. Rumunia staje się pełnoprawnym członkiem organizacji. ELSA Romania („Europejskie Stowarzyszenie Studentów Prawa”) jest pod ścisłym nadzorem SRI wraz z Virgilem Magureanu. Raport SRI z 1993 r. Po raz pierwszy zawiera krótkie informacje na temat krajowego i międzynarodowego środowiska studenckiego oraz niebezpieczeństwa jego penetracji przez „siły okultystyczne, których interesy są sprzeczne z interesami Rumunii, którzy chcą rekrutować studentów, oferując im możliwości zatrudnienia w Kraje zachodnie, kuszące pensje ”. W 1994 r. Temat został rozwinięty, mówiąc o studentach wydziałów prawa, ale podsumowując: „Rumuńska Służba Wywiadowcza podjęła wszelkie środki, aby środowisko studenckie, zwłaszcza uniwersytetów prawa

Przeprowadzamy się pod koniec 1995 i na początku 1996 roku. Dan Barna, obecny prezydent USR, zostaje wiceprezydentem ELSA Romania. Tak przynajmniej ogłasza we własnym CV. Wspomina też, że został prezesem organizacji w 1998 roku. Chociaż studia ukończył w 1998 roku, prezesem pozostał przez kolejne dwa lata, aż do 2000 roku. Choć nie był już studentem, przez kolejny rok kierował firmą. O tym w  CV Dan Barna: „Bezpośrednio zaangażowany od 1996 roku w proces tworzenia i plan rozwoju stowarzyszenia. W ciągu 4 lat ELSA rozszerzyła się z 2 lokalnych oddziałów bez działalności do 8 aktywnych oddziałów ”. ELSA Romania to jedyne stowarzyszenie studentów prawa działające na poziomie krajowym, zrzeszające około 1000 członków z Braszowa, Bukaresztu, Kluż-Napoki, Konstancy, Krajowej, Galati, Jassów, Oradei, Sybina, Suczawy, Targu Mures i Timisoary.

To bardzo ciekawe, że Cristian Seidler podąża za kierownictwem społeczności studenckiej, a nie wiemy tego z Barny ani z CV Seidlera (który całkowicie ukrywał swoje członkostwo w ELSA, organizacji, której szefem był Dan Barna), ten sam Cristian Seidler który jest obecnie wiceprezesem w USR. Razem zbudowali szkółkę USR w ośmiu oddziałach w kraju, które dziś dotarły do ​​dwunastu wspomnianych wyżej oddziałów. USR wyprodukowany na konstrukcji ELSA Romania, która ma swoje korzenie w konstrukcji nadzorowanej przez SRI kierowanej przez Virgila Magureanu, ale także pod auspicjami SIE, przez znaczną część czasu kierowanego przez Ioana Talpesa, który pracował na Zachodzie „konserwując” oraz „książki” ze środowiska studenckiego, przenikające do dużych firm za granicą, w Europie, USA, Kanadzie. W wyniku eksplozji migracji rumuńskich studentów na Zachodzie (jako studenci ze stypendiami lub jako absolwenci, którzy znajdują pracę w dużych międzynarodowych firmach), rumuńskie tajne służby SRI i SIE w latach 1991-2001 zaatakowały zachodni rynek. Osiem (wówczas dwanaście) oddziałów ELSA w kraju wysyła od 2000 roku za granicę na szkolenie przyszłych kadr USR, rekrutowanych przez służby.

To wytłumaczenie faktu, który zaskoczył wielu ludzi. Wielu zastanawiało się, jak „w pewnym momencie”, „jako sygnał”, duża część Rumunów, którzy mieli ważne prace za granicą i zarobili setki tysięcy euro, opuściła swoje pieniądze, rodziny, miejsca do ważnych firm, prawników, lekarzy, informatyków, sędziów itp. i masowo wracać do kraju, najpierw, aby „uratować Bukareszt” pod skrzydłami Nicusora Dana, a następnie „ocalić Rumunię”, zgodnie z jego dyrektywami Dan Barna. Zasada działania „książek” (infiltrowanych w firmach itp., które dostarczają informacji) oraz „puszek” (które są uruchamiane w określonym momencie na sygnał, do tego czasu zachowując się jak „normalni” ludzie w środowisku zostały „zapisane”).

Tak właśnie stało się z ZSRR i masowym przybyciem do kraju członków tej neomarksistowskiej struktury. Ponieważ neomarksizm jest nową teorią, która rozprzestrzenia się w ELSA, aw ELSA Romania jest ponad 1000 studentów członkowskich, zrzeszonych w Elitist Society o korzeniach Securitate. Wymowny jest przypadek Roxany Wring, która dowiodła (przez CNSAS), że jest współpracownikiem Securitate. Jak również inny przypadek wspomniany przez prasę rumuńską w kilku dziennikach, ale wciąż niepotwierdzony przez CNSAS. Inni pójdą za nim. O USR napisano w prasie, że jest to wynalazek Securytatów i razem z PLUS, formacja Daciana Ciolosa (bratanka "Vulpii" Virgila Ardelean'a, byłego szefa "Dwóch i jednej czwartej") starych Securitates, chce skonfiskować środowisko polityka i gry o władzę polityczną w Rumunii.

Dlaczego jednak Dan Barna skłamał. Z oficjalnego CV zamieszczonego przez Barnę na portalu parlamentu  wynika, że: został wiceprezesem ELSA Romania w 1996 r., Będąc studentem trzeciego roku na Wydziale Prawa w Bukareszcie (1994-1998); Barna pełnił tę funkcję do 1999 r., Chociaż ukończył studia prawnicze w 1998 r. Ciekawostką jest, że wtedy, chociaż nie był już studentem, Dan Barna był prezesem ELSA Romania w latach 1999–2001. Jednak  według portalu ELSA, Dan Barna NIGDY nie był prezesem ELSA Romania. Był: Wiceprzewodniczącym Seminariów w latach 1997-1998; był dyrektorem finansowym w latach 1998-2000. Zamiast tego, jak powiedziałem, znajdujemy się na tym samym portalu ELSA, co prezydent Cristian Seidler, który jest teraz wiceprezydentem USR, człowiekiem, który leczy Dan Barna. Seidler był także: wiceprzewodniczącym seminariów w latach 2000-2001; Prezydent w latach 2001-2003. Dlaczego Barna kłamał w oficjalnym CV? Dlaczego Seidler NIE pokazuje żadnego oficjalnego CV? Czy ta ostatnia wstydzi się ELSA? Podczas gdy Barna jest przereklamowana.

( https://m.ziuanews.ro/dezvaluiri-investigatii/nume-de-cod-elsa-veriga-lipsa-dintre-dan-barna-si-serviciile-secrete-de-unde-unde-a-aparut-pepiniera-usr -1294431 )

Źródło: Blog Adriana Năstase



A pamiętacie "przepowiednię", że: 


Węgier z Polakiem, gdy połączą dłonie,
Trzy kraje razem z Rumunią.
Przy majestatu polskiego tronie
Wieczną połączą się unią.



no, to chyba wszystko jasne o co chodzi z "przepowiedniami".





https://gandeste.org/politica/nume-de-cod-elsa-veriga-lipsa-dintre-dan-barna-si-serviciile-secrete-de-unde-a-aparut-pepiniera-usr-2/117741/






środa, 1 kwietnia 2020

Sekcja Archeologii Średniowiecza KNSA UJ


z fb

(niestety fb ostatnio miesza chronologię postów - może celowo...)



Co do rozmowy: przykra sprawa...


















właściwa kolejność:










z jednej strony zachowanie niepoważne jak na naukowca, człowieka uniwersytetu  -"zacząłem im wciskać jakieś kity które wymyślałem na miejscu"



z drugiej - zawoalowana forma wypowiedzi sugeruje celowość - wygląda na to, że to kolejny troll



przejście na "ty" na tak "późnym" etapie również wygląda na celowe

zwracanie się na publicznym forum do osoby publicznej na "ty" jest zawoalowaną formą dyskredytacji takiej osoby - czasami ten zabieg widzimy u polityków w telewizji - toczy się dyskusja "per pan" i nagle ktoś, kto nie ma argumentów zaczyna się zwracać do adwersarza po imieniu, co jest zamiennikiem formy na "ty".


Trolle w internecie od dawna usiłują mnie przyzwyczaić do formy na "ty", by w ten sposób ułatwić sobie dyskredytowanie lekceważenie tego co napiszę.

Tu zachodzi podobna sytuacja tym bardziej, że człowiek nauki nagle udaje, że nie rozumie o co mi chodzi z terminem Wielki Mistrz






"Nie wiem co ma tu do rzeczy wzmianka o Krzyżakach. Jeśli uważasz, że szufladkuję Krzyżaków na złych, a Prusów na dobrych lub odwrotnie, to się mylisz. Historia nie jest zero-jedynkowa, i nie upolityczniajmy jej."





odpowiedź jest nie na temat, by ominąć niewygodny wątek, a jednocześnie mamy tu wrzutkę mówiącą, że Krzyżacy nie byli źli. Jest to zgodne z  ubecką zasadą maksymalnego wyzyskania sytuacji i upieczenia 3 pieczeni na jednym ogniu - lub jest to po prostu taka zawoalowana forma demonstracji, z kim tak naprawdę prowadzę rozmowę...


I jak zwykle u niemieckich trolli "Historia nie jest zero-jedynkowa"















Netykieta nie wymaga tego, aby do każdej osoby zwracac się per "Pan/Pani". Ale ok. Nie mam pojęcia ile ma Pan lat. Równie dobrze mógłby Pan mieć 15, 20 czy 50. Do danych do swojego profilu nie ukazał Pan swego wieku, ani nie wstawił żadnych zdjęć, na podstawie których można by stwierdzić czy jest Pan osobą dorosłą czy nie.

Skoro ja mówię „per pan” to należy tak samo odpowiadać. Ale skoro wyznajesz netykietę, to teraz ja będę mówił do ciebie na „ty”, a ty do mnie na „pan”, bo ja uważam, że tak masz do mnie mówić. Co do reszty - nie potrafisz odróżnić, czy rozmawiasz z osobą dorosłą czy z dzieckiem?


Dalej nie wiem o co chodzi z Krzyżakami i ze zwrotami z rodzaju: że to bandyci, Wielki Mistrz to tylko i wyłącznie tytuł propagandowy i dla dobrego PR,

czyli jednak wiesz


a na końcu nawiązania do szerzenia demokracji w czasach dzisiejszych. Wg mnie Pański komentarz jest upolityczniony. A jako że przy okazji jestem też i historykiem, to wiem że nie należy łączyć polityki z historią


i tu się też mylisz, bo historia to w istocie historia polityki


potem twierdzisz, że:

oraz ze sama historia nie jest czarno-biała. I w ogóle BARDZO NIEPROFESJONALNYM JEST OSĄDZANIE PRZESZŁOŚCI Z PERSPEKTYWY CZASÓW OBECNYCH.

Na tej samej zasadzie my dziś możemy uważać, że nasza generacja i pokolenie może postępować słusznie i nie mieć sobie nic do zarzucenia, ale nasi żyjący w innej mentalności i kulturze potomkowie za 500 lat jak przeczytają o nas w podręcznikach od historii, to stwierdzą żeśmy głupcy i że z jakichś powodów źle postępowaliśmy. Osądy wydawać jest bardzo łatwo.


A następnie sam osądzasz ze swojego XX wiecznego punktu widzenia, co oni sobie myśleli tam w dawnych wiekach:

Tutaj mówimy o czasach sprzed 700 lat, kiedy to wyruszenie na krucjatę dla wielu było najwyższym zaszczytem jakiego mogli dostąpić,


a samo prowadzenie wojen z innowiercami było w pełni uzasadnione. Dziś, jak ktoś chce iść zabijać innowierców albo jechać na wojnę, to wysyła się go na badania psychiatryczne aby sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. I to jest jedna z tych różnic.

ISIS chce zabijać innowierców, jakoś nie zauważyłem, że chcą ich wysyłać do psychiatryka – raczej do więzienia, albo do piachu


Sami Krzyżacy, pomimo że prowadzili swoją własną politykę i krucjaty na ziemie plemion bałtyjskich, wprowadzali też zachodnioeuropejską i chrześcijańską cywilizację na te tereny. Dzięki ich pracy, Prusy, Pomorze i Mazury szybko stały się prosperującym gospodarczo rejonem, a później też zalążkiem bardzo silnego państwa europejskiego.

Z punktu widzenia Prusów twoje myślenie jest całkowicie błędne, albowiem im „zachodnioeuropejska i chrześcijańska cywilizacja” nie były do niczego potrzebne, oni chcieli żyć tak, jak żyli.

Podobnie z prosperitą gospodarczą – doprawdy tak było. ALE DLA KOGO?? Dla niemców, którzy prowadzili wyzysk Prusów, więc znowu sobie zaprzeczasz i dokonujesz osądu tamtych czasów i tamtych ludzi ze swojego współczesnego punktu widzenia.

Prusom prosperita gospodarcza nie była potrzebna, im wystarczało to jak żyli, a jak pokazuje historia, prosperita gospodarcza wiąże się z wyzyskiem silniejszych nad słabszymi – gdyby Bałtom odpowiadały takie zależności społeczne, to sami by je sobie wprowadzali – nie robili tego, bo wyzysk ekonomiczny i w konsekwencji – gwałtowny rozwój gospodarczy nie był dla nich tak ważny jak życie we wspólnocie.

Posiadasz dowody, że tak nie było? Nie posiadasz, za to ja posiadam dowody na to, że mam rację – jest to znany z historii opór Bałtów przeciwko krzyżakom. To jest właśnie dowód.



Można mieć do nich pretensję i naiwnie zaszufladkować do szerokiego rozdziału "odwiecznych wojen polsko-niemieckich",

bełkoczesz chłopcze

ale nie można mieć do nich pretensji za ich niezwykłą przedsiębiorczość i sprawność polityczną.

Bałtowie mogą i mają pretensje, że ktoś ich złupił i zamienił w niewolników we własnym państwie

A co do samych krucjat na ziemie pruskie, cóż, my też je robiliśmy i współorganizowaliśmy.

Tak postępowała ówczesna niemiecka 5 kolumna, która zdominowała kraj

Nie mam pojęcia chłopie co ty tam robisz na UJ – ale zwolnij się, bo bredzisz jakbyś miał 15 lat





---------------------------



Administrator usunął naszą dyskusję z fb i napisał mi 4 komentarze na blogu.


Krótko odpowiadam...


„ Jest Pan również próżny i o zbyt wysokim ego każąc mi zwracać się per "pan" a do mnie na "ty"”


A więc ci co przez szacunek do ludzi mówią im na „pan” i tak oczekują, że do nich się będzie mówić – mają „zbyt wysokie” ego??

Czyli jednak – mówienie na „ty” ma dyskredytować adwersarza.



Co do reszty... postrzegam twoje komentarze jako formę zmylenia mnie i wytłumaczenia się ze swojego zachowania przede mną, bym czasem nie pisał dalej. Nie chce mi się tego komentować, ale może kiedyś to zrobię. Tymczasem...

„ Uznanie mnie za trolla ubeckiego i niemieckiego jest zarówno śmieszne jak i żałosne. 

Otóż nie.

Ze względu na twoje wpisy, można rozważyć tu dwie opcje:
  • albo to rozmyślnie napisał troll,
  • albo napisał to ktoś, kto znajduje się pod wpływem AGENTURY WPŁYWU

    która swoimi „wypocinami” obficie wypełnia przestrzeń medialną w Polsce.


Osoba pozostająca pod wpływem agentury wpływu nasiąka treściami i sformułowaniami podsuwanymi przez nią w mediach i z czasem uznaje za własne – przystosowując się do społeczeństwa, do otoczenia, do wszystkiego co czyta. Przypomina to wychowanie przez rodziców, kiedy dziecko naśladując dorosłych uczy się życia w rodzinie itd.

Potem jest dalszy etap w szkole podstawowej, gimnazjum, liceum itd. młody człowiek poznaje i przyswaja sobie treści, zachowania i SPOSOBY POSTRZEGANIA RZECZYWISTOŚCI, SPOSOBY MYŚLENIA osób z otoczenia - w tym, z massmediów.

Na tym właśnie polega działalność agentury wpływu – nasycić przestrzeń medialną (najlepiej całą) pożądanymi przez agenturę treściami, przekonaniami, nawet (tym bardziej, bo przecież agentura wpływu to obca agentura) jeśli są absurdalne, lub szkodliwe dla danej społeczności, aby ta społeczność myślała – i postępowała - w określony zaplanowany przez agenturę sposób.

Ty adminie dokładnie powtarzasz zagrania agentury.

Znam te teksty na pamięć, bo ciągle się powtarzają, szczególnie te pierdoły o nieocenianiu historii. Oni jadą jak z podręcznika.

Przy okazji: użyłeś sformułowania „my będziemy sobie siedzieli w naszej wieży z kości słoniowej” - to „my” jest takie charakterystyczne – chcesz podkreślić, że należysz do świata nauki i też jak prawdziwi naukowcy wiesz różne mądre rzeczy.
To chyba przejaw „zbyt wysokiego” ego, co? Po prostu przejawia się tu chęć przynależenia do określonego – w domyśle: lepszego - stada...

No i jest to oczywiście cytat z kogoś.

Powtarzasz cudze powiedzonka i małpujesz cudze teksty, przekonania usiłując dostosować swój język do języka, który spotykasz w mediach, myśląc, że tak trzeba. Chcesz być jak wszyscy... 

Dlatego zapytałem: to po ile macie lat?


Dlatego agentura wpływu ściśle zawłaszcza przestrzeń medialną. Patrz: „wykupienie” Onetu, ilość dziennikarzy w Polsce na 1000 mieszkańców w porównaniu z innymi krajami itd.


„Jesteś pan zbiorem molekuł” – padło kiedyś takie zdanie w jakimś filmie – a ty:

jesteś po prostu zbiorem cudzych przekonań.


Tak więc, o ile nie jesteś trollem, to jesteś dobrym przykładem na efektywnoścć metod i „pracy” agentury wpływu.




Przemyśl to sobie.










piątek, 31 marca 2017

PC była partią założoną w Polsce przez fundację Adenauera i przez CDU.

 

„Polska będzie tam, gdzie jej Niemcy każą"

 Krótki link

Leonid Sigan

Szczyt Unii Europejskiej, który się odbył w 60 rocznicę podpisania Traktatów Rzymskich, przeszedł już do historii.


Korespondent radia Sputnik Lenid Sigan rozmawiał z politologiem i publicystą Konradem Rękasem.
 — Jedność! Taki miał być sygnał dla świata. Czy tak rzeczywiście się stało?
— Oczywiście nie, choćby dlatego, że tzw. Europa dwóch prędkości nie tylko staje się faktem, ale tak naprawdę jest faktem od początku. Projekt Unii Europejskiej jest z założenia projektem dwuprędkościowym. Sama koncepcja przekształcenia luźnej wspólnoty gospodarczej państw o zbliżonym stopniu rozwoju w wielki organizm polityczny o cechach quasi państwowych, o bardzo zróżnicowanym stanie rozwoju gospodarczego, od początku miał służyć tym państwom lepiej rozwiniętym. Po pierwsze do kanalizowania swoich nadwyżek gotówkowych, a po drugie przejmowania rynków zbytu krajów słabiej rozwiniętych.


Ponadto był też elementem realizacji planu polityczno-ideologicznego, planu związanego z lansowaniem określonej demoliberalnej ideologii, miał stanowić element późniejszego już zjawiska globalizmu. Od początku był to projekt, który co innego w istocie miał na celu, niż głoszono u jego zarania i o czym mogli myśleć jego historyczni założyciele. Inne szczyty i kolejne spotkania tylko ten fakt podkreślają. Najlepszym symptomem kryzysu, czy tego zróżnicowania UE, jest sytuacja samej strefy euro, czyli jakby nie patrzeć samego rdzenia UE, która bardzo wyraźnie wewnętrznie najtrudniej czuje się.


Trudno spodziewać się, żeby strefa euro w obecnym kształcie z wiecznie głodnymi gospodarkami kredytowymi Grecji i Włoch przetrwała. UE, która obciążona jest dodatkowo potężnymi nakładami na kwestię imigrancką, z tym związanymi potężnymi haraczami na rzecz Turcji, które w tej chwili obciążają przede wszystkim budżet niemiecki. W sytuacji, w której odpadnie drugi największy płatnik europejski, czyli Zjednoczone Królestwo, siłą rzeczy musi się zmienić i to jest najłagodniej pojęty eufemizm, bo jedni mówią — zmienić, a inni myślą — rozpaść.
 — Więc w jakiej Unii będzie Polska, w jakiej prędkości?

— Spór o prędkości UE, który jest rozgrywany na potrzeby polskiej polityki wewnętrznej, w niewielkim tylko, wbrew pozorom, stopniu dotyczy żywotnych interesów Polski dlatego, że źle stawia sam problem. Rząd PiS-u wpisuje się w absurdalną taktykę poprzednich polskich gabinetów, które uparcie wmawiały i Polakom i opinii publicznej nie tylko polskiej, że oto Polska doszlusuje do rzekomych europejskich prymusów i oto przeskakując całe stulecia opóźnień gospodarczych stanie się jednym z wiodących gospodarczo państw europejskich.

Tymczasem, ani ten rząd, ani żaden poprzedni nie zrobił w tym kierunku niczego, aby Polska odzyskała instrumenty ku takiemu programowi. Przypomnijmy, Polska jest krajem całkowicie niesamodzielnym i finansowo, i walutowo. Pieniądz — ta podstawa suwerenności gospodarczej, podstawa rozwoju i znalezienia się wśród najszybciej rozwijających się gospodarek, jest w Polsce de facto kreowany przez banki komercyjne, a Narodowy Bank Polski i Rada Polityki Pieniężnej są w zasadzie obrońcami wyłącznie interesów korporacji bankowych.






Wszelkie próby ograniczenia silnych pozycji bankowych, które były zapowiadane w kampanii wyborczej PiS-u, zostały odłożone do szuflad. W tej chwili Polska nie posiada żadnego potencjału przemysłowego. Ten, który jest, czyli montownie zakładów pochodzących z Niemiec, w każdej chwili może zostać przemieszczony gdzie indziej. I tak naprawdę jedyne, co jeszcze częściowo pozostało w polskich rękach, to jakoś oddychające mimo wojny handlowej z Rosją rolnictwo i nieco średniej przedsiębiorczości, którą sam naród polski rozwija mimo tych wszystkich przeciwności z ostatnich dwóch i pół dekady.


Umówmy się, Polska w takich realiach nie będzie krajem pierwszej prędkości UE. Nie będzie w takich realiach prymusem Europy, ponieważ na dobry początek nawet nie zrobiła porządku na własnym podwórku. Jednym słowem, będzie w projekcie europejskim tam, gdzie wskażą nam miejsce silniejsi tego świata, na czele oczywiście z Berlinem. I pohukiwanie i pokazywanie orłów grunwaldzkich pani kanclerz Merkel przez prezydenta Dudę i innych polityków PiS-u to tylko pokrywanie patriotycznym patosem i frazesem smutnej rzeczywistości. Polska będzie tam, gdzie jej Niemcy każą.



 — W ubiegły piątek premier Beata Szydło groziła, że jeśli cztery priorytety zgłoszone przez Polskę nie zostaną uwzględnione, to ona nie złoży podpisu pod Deklaracją. Podpisała. Ale, jak twierdzą analitycy, w postaci rozwodnionej. Zatem, po co były te groźby?
— Rząd Prawa i Sprawiedliwości, jak zresztą w każdej innej sprawie, kiedy udaje, że się za nią bierze, zagonił się w kozi róg. Stosowanie techniki udawania, że coś się robi i głośnego krzyczenia, co się sprawdza w realiach polskiej polityki, dużo słabiej działa w środowisku międzynarodowym, gdzie Polska jest raczej lekceważona i zasłużyła sobie, niestety, na swoją marną pozycję dwudziestoma kilkoma latami totalnego serwilizmu i wobec Waszyngtonu i wobec Brukseli.

Opowieści pani premier Szydło można włożyć między bajki na potrzeby polityki krajowej, podobnie jak te nieustanne deklaracje polityków PiS-u, że gdzieś w tle z całą pewnością dobiją do portu pod tytułem „Europa wolnych państw narodowych". Po czym, gdy pojawia się bardzo wyraźne i czytelne „sprawdzam" w postaci choćby zapowiedzi Marine le Pen, że widziałaby w Polsce potencjalnego partnera do reformy Unii, to PiS wpada w absolutną panikę. Kiedy cytat ten i ta propozycja pojawia się w mediach polskich, oczywiście w przekręconej wersji, że oto będą wspólnie  - PiS i Marine le Pen — rozbijać Europę, to Kaczyński, Duda, Szydło, Waszczykowski i wszyscy inni wpadają w panikę. Zaczynają na wyścigi opowiadać, jak bardzo są proeuropejscy. I to jest absolutny fakt.

Powtórzmy, Prawo i Sprawiedliwość jest partią skrajnie proeuropejską. Pierwsza partia Kaczyńskiego — Porozumienie Centrum — była partią założoną w Polsce przez fundację Adenauera i przez CDU. Pierwszym człowiekiem Niemiec w Polsce był Jarosław Kaczyński. Prawo i Sprawiedliwość było entuzjastycznie proeuropejskie w czasie referendum europejskiego w 2004 roku. Partia Kaczyńskiego była tą partią, która odwołuje się do tradycji rządu Olszewskiego, czyli tego rządu, który podpisał fatalny dla gospodarki Polski Układ Stowarzyszeniowy z Unią Europejską w 1990 roku.

Innymi słowy, wszelkie marzenia polskich wyborców związane z tym, że to PiS będzie reformował Unię Europejską w kierunku korzystnym dla Polski jest równie płonne, jak wiara, że PiS zreformuje polską gospodarkę, przywróci nam suwerenność, czy przywróci narodowi pozycję gospodarza w Polsce.


 — Jak twierdził w „Rzeczypospolitej" były prezydent Aleksander Kwaśniewski, można się obawiać, że PiS chce Polskę wyprowadzić z Unii. Więc, może nieoczekiwana wizyta Jarosława Kaczyńskiego w Londynie i jego rozmowy z premier May było przymiarką do Polexitu?
 — Polexit byłby najlepszym, co mogłoby się Polsce wydarzyć, bo wymusiłby na, umówmy się, dość leniwym z jednej strony, a z drugiej zniewolonym umysłowo narodzie polskim zajęcie się nareszcie porządkami we własnym domu. Jednocześnie, powtórzmy, prezes Kaczyński nie jest bynajmniej Mojżeszem. Jeśli szukać analogii tego typu, jest to raczej Szymon Bar Kochba — fałszywy Mesjasz, który opowiada, że prowadzi gdzieś naród wybrany, a w istocie przynosi mu tylko dalsze nieszczęścia i zgubę. Polska jest geopolitycznie w nieodmiennym rozerwaniu. W politycznej, militarnej, geopolitycznej zależności od Stanów Zjednoczonych, które PiS popiera, a nawet domaga się zwiększenia tego stopnia zależności, i gospodarczej zależności od Niemiec, które mają pełną kontrolę nad polską gospodarką, przy okazji także mediami.

Bez poleceń z Waszyngtonu, Berlina, czy Brukseli polityka polska, w zasadzie, nie funkcjonuje. Główne partie polityczne licytują się tylko między sobą, kto lepiej w Polsce zabezpiecza interesy Zachodu. W tych kategoriach należy widzieć, czy to wystąpienie prezydenta Kwaśniewskiego, czy okrzyki eksprezydenta Komorowskiego, który wołał, że Polska będzie albo brukselska, albo moskiewska. W ogóle, w ostatnim czasie mieliśmy w Polsce do czynienia z bezprzykładnym pokazem serwilizmu, kiedy część elit politycznych najchętniej by zastąpiła flagi biało-czerwone wyłącznie flagami z gwiazdkami.
Odpowiedzią PiS poza tanią propagandą, jak to PiS broni suwerenności, było wysłanie na Zachód sygnałów, żeby Bruksela, Londyn, Berlin, wszyscy byli pewni, że Polska nadal pozostanie pokornym elementem europejskiego projektu globalistycznego. Co do tego, nie miejmy złudzeń. Prezes Kaczyński nie wyprowadzi Polskę na suwerenność, ponieważ jest jednym z autorów utraty przez Polskę suwerenności.

https://pl.sputniknews.com/polityka/201703275127348-Sputnik-Polska-szczyt-UE/

niedziela, 26 marca 2017

Rozłączna kolonizacja Polski i Litwy


Rozłączna kolonizacja Polski i Litwy

Duży poziom napięcia między Polską a Litwą i trudności we wzajemnym zbliżeniu, wynikają w zasadniczej mierze z tego, że do naszych krajów Niemcy i Rosja zastosowały rozłączny model divide et impera:
- polska przestrzeń informacyjna, czyli rzad dusz, skolonizowana jest przez Niemcy, natomiast polska energetyka przez Rosję;
- litewska przestrzeń informacyjna oraz kulturowa skolonizowana jest przez Rosję, natomiast ekonomia przez Niemcy (euro).
Kwestie typu konflikt o pisownie nazwisk to nie są realne podłoża problemów, lecz preteksty i prowokacje. Prawdziwym natomiast podłożem problemu jest owa rozłączna kolonizacja.
Litwa obecnie usiłuje poradzić sobie z kolonizacją przestrzeni informacyjnej, wdrażajac zmiany dotyczące mediów.

Cytat:
Ekspert: Litwa wciąż pozostaje kolonią Rosji w przestrzeni informacyjnej

Deputowani z litewskich partii "Porządek i Sprawiedliwość", Partii Socjaldemokratycznej , Unii Rolników i Zielonych oraz Akcji Wyborczej Polaków na Litwie zgłosili zmiany do ustawy o informowaniu opinii publicznej. Zdaniem deputowanych, mediom litewskim brakuje kontroli, a nowelizacja pozwoli na wprowadzenie dodatkowych kar.

Na Litwie w związku z tym trwa dyskusja dotycząca ogromnej liczby wyprodukowanych w Rosji materiałów, które ukazują się w telewizji litewskiej.

Politolog Nerijus Maliukevičius z Uniwersytetu Wileńskiego ubolewa, że wbrew oczekiwaniom młodsze pokolenie Litwinów nie uczy się języków europejskich, co zaowocowałoby mniejszą podatnością na rosyjską propagandę. Wg Maliukieviciusa obecnie można zauważyć odwrotny proces.

- Jeśli chodzi o informacje, nadal jesteśmy kolonią należąca do wschodniej przestrzeni informacyjnej. Dowodem jest ilość rosyjskiej produkcji, która przyciąga znaczącą część Litwinów - stwierdza politolog.

Zdaniem deputowanego Laurynasa Kasčiūnasa, taki duża popularność rosyjskiej produkcji telewizyjnej na Litwie może być tłumaczony nostalgią po ZSRS, i odzwierciedla niebezpieczny trend. Jak zauważa poseł, Kreml zrobił z telewizji narzędzie "soft power", odgrywające ważną rolę w wojnie informacyjnej.

- Nostalgia postsowiecka w pewnej części społeczeństwa jest wzmacniana za pomocą różnych filmów i seriali, a na Litwie łączy się to z rozczarowaniem transformacją.

Eksperci podkreślają, że Kreml finansuje największe kanały telewizyjne w Rosji, które produkują i eksportują tanią rozrywkę, filmy oraz seriale. Dzięki niskim cenom ta produkcja jest chętnie kupowana w państwach bałtyckich.
źródło: DELFI Žinios, Lietuvos rytas, DELFI.lv, Eesti Rahvusringhääling
opracowanie BIS - Biuletyn Informacyjny Studium
Studio Wschód TVP
 
http://www.racjonalista.pl/forum.php/s,739037

Niemcy zacierają ręce na zachodnie ziemie Polski? “Za ogłoszeniem referendum może lobbować totalna opozycja” Mar 24, 2017

Źródło: NewsWeb.pl http://newsweb.pl
Niemcy zacierają ręce na zachodnie ziemie Polski? “Za ogłoszeniem referendum może lobbować totalna opozycja” Mar 24, 2017

Źródło: NewsWeb.pl http://newsweb.pl

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Polscy profesorowie na niemieckim wikcie!


  • Napisane przez  Dr Leszek Pietrzak


Najbardziej wpływowi polscy prawnicy są opłacani i honorowani przez Niemców. Dzięki temu nasi zachodni sąsiedzi mają wpływ na kształt nie tylko naszego prawa, ale i naszej demokracji.

19 grudnia zakończyła się ostatecznie epoka kierowania Trybunałem Konstytucyjnym przez prof. Andrzeja Rzeplińskiego. Na pewno przejdzie ona do historii polskiego konstytucjonalizmu, zapisując w niej swój własny rozdział, tyle tylko, że nie będzie on chlubny. Głównie dlatego, że były szef TK, zamiast stać na straży polskiej Konstytucji, tak naprawdę stanął ponad nią. Stronnicy Rzeplińskiego w Trybunale do ostatnich chwil zapewniali go, że „jest wieczny”, jak zrobił to sędzia Stanisława Biernat. Jednak zapewnienia te mogły co najwyżej utwierdzić Rzeplińskiego w przeświadczeniu, że jest osobą wyjątkową. Rzepliński musiał odejść i wreszcie odszedł. Jego miejsce zajęła sędzia Maria Przyłębska, która teraz pokieruje Trybunałem i być może uda jej się wreszcie wyciszyć atmosferę wokół TK i przywrócić mu właściwe miejsce. Tego na pewno oczekuje zdecydowana większość Polaków, zmęczona „trybunalskimi” wyczynami Rzeplińskiego. W każdym razie możemy sobie tego życzyć. Rzepliński na pewno nie pozostanie w cieniu naszego życia publicznego. Jego osobiste ambicje sięgają daleko, co zresztą wiele razy wydawał się sugerować jeszcze jako prezes TK. Czas pokaże, czy znajdą one rzeczywiście swoje spełnienie i Rzepliński dopisze nowy rozdział do swojej biografii, jeszcze ważniejszy od poprzednich. Biografia byłego prezesa TK zasługuje na uwagę z wielu powodów. Ale jeden z nich zawsze gdzieś umykał tym, którzy się jej przyglądali.


Honorowany przez Niemców
To pochwały i wyróżnienia, jakie spotkały go ze strony naszych zachodnich sąsiadów – Niemców. Tak naprawdę opinia publiczna po raz pierwszy szerzej dowiedziała się o tym dopiero w czerwcu ub.r., gdy Wydział Prawa Uniwersytetu w Osnabrücku nadał mu tytuł doktora honoris causa za, jak podkreślono, „niezłomne występowanie w obronie rządów prawa”. To była czysto polityczna decyzja strony niemieckiej, która przede wszystkim miała uderzyć w polski rząd. Stał za nią guru niemieckiego prawa, jakim jest dzisiaj prof. Christian von Bar, specjalista w zakresie prawa cywilnego, międzynarodowego oraz porównawczego, od lat związany z uniwersytetem w niemieckim Osnabrücku. Von Bar to także postać wpływowa nie tylko w Niemczech, ale i w całej UE. W latach 2010–2014 był m.in. doradcą unijnej komisarz ds. sprawiedliwości Viviane Reding, która pełniła także funkcję 
wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej José Barroso. Von Bar zna i pozostaje w bliskich relacjach ze wszystkimi unijnymi politykami. Tak naprawdę, żadna unijna rezolucja w sprawie przestrzegania prawa i jakości demokracji w krajach członkowskich nie może nie przejść przez jego ręce, pomimo że oficjalnie nie pełni on już żadnych funkcji w unijnych instytucjach. Von Bar jest po prostu takim unijnym „autorytetem” w dziedzinie prawa i może naprawdę wiele. To właśnie on postanowił uhonorować Rzeplińskiego tytułem doktora honoris causa i wskazać go unijnym przywódcom jako autorytet z Polski, na który warto postawić. Zresztą polscy profesorowie prawa, zwłaszcza konstytucjonaliści, traktują von Bara niczym swojego europejskiego zwierzchnika i podejmują wiele zabiegów, aby go uhonorować. Von Bar otrzymał już tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego (UWM), Uniwersytetu Śląskiego (UŚ), a w kolejce do niego czekają już następne polskie uczelnie.


Polsko-niemiecka „przyjaźń”

Von Bar decyduje również o tym, który z polskich prawników może wypłynąć na szerokie „europejskie wody”. Od lat promuje byłego szefa TK prof. Andrzeja Zolla, który wielokrotnie gościł w Osnabrücku. Ten, jak pamiętamy, wydatnie wspierał Rzeplińskiego w jego walce z PiS-em. Zoll może zawsze liczyć na zaproszenie strony niemieckiej, suty grant, a także publikację w prestiżowych niemieckich wydawnictwach prawniczych. Obecnie w Osnabrücku wykłada jego syn Fryderyk, także profesor prawa. Młody Zoll to członek wielu europejskich korporacji prawniczych i wschodząca gwiazda europejskiego prawa, wypromowana przez Niemców, nie pierwsza zresztą. W 2009 r. z inicjatywy von Bara uniwersytet w Osnabrücku uhonorował tytułem doktora honoris causa także prof. Irenę Lipowicz, która w 2010 r. (po śmierci Janusza Kochanowskiego, który zginął w katastrofie smoleńskiej) objęła stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich. Lipowicz w 2006 r. miała być z rekomendacji PO sędzią TK, ale jej kandydatura nie uzyskała wówczas wystarczającej większości. Gdy w 2007 r. PO doszła do władzy, Lipowicz została dyrektorem Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, oczywiście za przyzwoleniem strony niemieckiej. Ona również nie ma najmniejszych problemów z tym, aby zostać wykładowcą niemieckich uczelni czy uzyskać finansowe wsparcie ze strony którejś z potężnych niemieckich fundacji. Na pieniądze i zaszczyty od Niemców mogą liczyć także inni koledzy Rzeplińskiego z prawniczej branży. Przez lata otrzymywał je jego stary „kumpel” – prof. Witold Kulesza, z którym Rzepliński wspólnie stworzył w 1998 r. koślawą ustawę o IPN-ie, uzależniając jego funkcjonowanie od polskich służb (UOP, WSI), albowiem to one w praktyce decydowały o tym, jakie akta i komu mogą zostać udostępnione. Zanim Kulesza został szefem pionu śledczego IPN-u i zastępcą jego pierwszego prezesa – prof. Leona Kieresa, odbył w Niemczech wiele staży naukowych, będąc m.in. stypendystą Fundacji im. Alexandra von Humboldta. W 2004 r. wyszło na jaw, że w IPN-ie brakuje tysięcy dokumentów archiwalnych z prowadzonych kiedyś przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich (poprzedniczkę IPN) śledztw w sprawach dotyczących zbrodni popełnionych w Polsce przez niemiecki Wermacht. Okazało się, że zostały one przekazane Niemieckiej Centrali Ścigania Zbrodni w Ludwigsburgu. Sprawę ujawnił wówczas tygodnik „Wprost”, wskazując jasno, że odpowiedzialnym za to jest właśnie prof. Witold Kulesza. Można było wówczas zadawać pytanie, czy przypadkiem ten „archiwalny dar” dowodzący niemieckich zbrodni w naszym kraju, których IPN nie mógł zbadać, nie był przypadkiem zapłatą za stypendia i granty, jakie Kulesza otrzymywał od Niemców. Na zaproszenia z Niemiec i publikacje w niemieckich wydawnictwach może również liczyć inny kolega Rzeplińskiego, wspomniany już przez nas prof. Leon Kieres, dzisiaj urzędujący sędzia TK.

Odniemczyć polskie prawo
Profesorów prawa, którzy są opłacani i nagradzani przez Niemców, jest dzisiaj w Polsce znacznie więcej. Dotyczy to w szczególności tych, których w III RP mianowano prawniczymi autorytetami. Skutek tego jest jednak taki, że nie tylko reprezentują oni niemiecką filozofię prawniczą, ale i są emanacją niemieckich interesów w naszym kraju. O tym, że tak jest, mogliśmy się w ostatnich latach przekonać wiele razy. Wystarczy wspomnieć, że niedawne obchody 30. rocznicy utworzenia TK zostały sfinansowane przez niemiecką Fundację Adenauera i było na nich wielu gości z Niemiec. To były prawdziwie niemieckie obchody rzekomo polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Dowodów świadczących o zniemczeniu naszego prawa, zwłaszcza konstytucyjnego, możemy znaleźć znacznie więcej. Najwyższy czas, aby zmienić tę sytuację i uruchomić proces „odniemczania”.
Tekst ukazał się w tygodniku Warszawska Gazeta! Nowy numer już w kioskach!


http://warszawskagazeta.pl/kraj/item/4524-tylko-w-warszawskiej-gazecie-polscy-profesorowie-na-niemieckim-wikcie

czwartek, 24 listopada 2016

Upadek demokracji - upadek fasady...


Czyli jak zachód ma swoje media, to się nazywa telewizja, a jak Rosja ma takie same media - to to się nazywa propaganda. Krótko mówiąc - demokracja upada na naszych oczach, a właściwie - tylko jej fasada, bo demokracja tak naprawdę nigdy nie istniała. Teraz to widać wyraźnie, kiedy elity polityczne Europy negują demokratyczny wybór Amerykanów. Te elity najwyraźniej uważają, że ludzie mają prawo do swobodnego wyboru, póki wybierają ich do władzy, a kiedy ich nie wybierają, albo zanosi się na to, że ich nie wybiorą - wtedy nagle "demokracja nie działa", albo coś w tym guście. Maska opadła. System wyzysku odsłania swe lico.



Rosja krytykuje rezolucję PE. „To przestępstwo informacyjne”

 

 


Rzeczniczka MSZ Rosji Maria Zacharowa skrytykowała przyjętą w środę w Parlamencie Europejskim rezolucję wyrażającą zaniepokojenie wymierzoną w UE propagandą ze strony Rosji. Nazwała ją „przestępstwem informacyjnym”.


Opodatkuj się!
W wrześniu otrzymaliśmy od Was 2 097,00 zł. Serdecznie dziękujemy za wsparcie!.
Parlament Europejski przyjął w środę rezolucję autorstwa europosłanki PiS Anny Fotygi. Jak informowaliśmy, podkreślono w niej zagrożenie ze strony nasilającej się rosyjskiej propagandy i wezwano KE oraz unijne rządy do skuteczniejszej walki z nią. Stwierdzono też, że Rosja finansuje i wspiera „siły antyeuropejskie w UE”, w szczególności „partie skrajnie prawicowe i ruchy populistyczne”, które negują „podstawowe wartości liberalnych demokracji”.
Rezolucja odnosi się również do działań koniecznych w celu przeciwstawieniu się propagandzie ze strony dżihadystów z ISIS, szczególnie w zakresie rekrutacji młodych ludzi. Europosłowie uznali za niezbędne m.in. „wzmocnienie pozycji i większą widoczność głównych muzułmańskich uczonych wiarygodnych w obalaniu propagandy” ISIS.
Przyjęcie dokumentu ostro skrytykowała Rosja. Rzecznika rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa w wywiadzie telewizyjnym określiła takie działania mianem przestępstwa:
- To jest przestępstwo, jeśli wobec realnej groźby terroryzmu, fundamentalizmu, pożywki w postaci nacjonalizmu i ksenofobii, spojrzenie społeczności międzynarodowej odwracane jest w inną stronę.
Zacharowa dodała, ze jej zdaniem „ten papierek jest dowodem tego przestępstwa informacyjnego”. Zaprzeczył również, jakoby zagraniczni dziennikarze byli w Rosji dyskryminowani. Jak zaznacza PAP, w rzeczywistości rezolucja potępia represje wobec niezależnych mediów i dziennikarzy.
Odnosząc się do ewentualnej reakcji Rosji Zacharowa zapowiedziała, że Moskwa będzie „działać symetrycznie” i odpowiadać „jeśli będą ruszać naszych (dziennikarzy)”.

Wcześniej o sprawę rezolucji pytano też prezydenta Rosji Władimira Putina. Stwierdził, że jeśli PE podjął taką decyzję, to „mówi to o tym, iż obserwujemy w społeczeństwie zachodnim całkowicie oczywistą degradację – w politycznym sensie tego słowa – wyobrażeń o demokracji”. Dodał, że liczy na to, że „zwycięży zdrowy rozsądek” i że nie dojdzie do „realnych ograniczeń”.
Za przyjęciem rezolucji było 304 eurodeputowanych, 179 było przeciwko, a 208 wstrzymało się od głosu.
W raporcie podkreślono, że Unia Europejska musi poważnie zająć się komunikacją strategiczną, by „skuteczniej przeciwdziałać wrogiej propagandzie z Rosji”. Napisano w dokumencie, że Kreml wykorzystuje instytuty badawcze, wielojęzyczne stacje telewizyjne, „pseudoagencje informacyjne” i media społecznościowe w celu „ zakwestionowania wartości demokratycznych, wprowadzenia rozłamu w Europie, uzyskania krajowego poparcia i stworzenia wizerunku niewydolnych państw we wschodnim sąsiedztwie UE”.
Europosłanka Fotyga zaproponowała zwiększenie finansowania specjalnej, kilkunastoosobowej grupy powołanej przez Komisję Europejską. Ma ona za zadanie zwalczanie rosyjskiej propagandy.



http://www.kresy.pl/wydarzenia,europa-zachodnia?zobacz%2Frosja-krytykuje-rezolucje-pe-to-przestepstwo-informacyjne

 

wtorek, 8 listopada 2016

Niemiecka agentura w salonie24




Przez te siedem lat blogowania mieliśmy tu w salonie niezliczone przygody związane z obecnością mniej lub bardziej oszalałych i aspiracyjnych komentatorów. Nie wiem czy ktoś to jeszcze pamięta, ale przez pierwsze pół roku blogowania nie banowałem nikogo i nasz biedny blog przypominał żerowisko troli, którzy znaleźli frajera, na tyle naiwnego, by dewastować jego prywatną przestrzeń przez cały czas w zasadzie. Potem kiedy zmieniłem politykę wobec komentujących zebrała się a blogu najpierw jedna solidna ekipa, potem kiedy ona się wykruszyła przyszła inna, a na końcu pojawiła się załoga, którą mamy teraz. Przez ten cały czas nasz blog i blog toyaha, był atakowany z zewnątrz, przez osobników o nierozpoznanych nazwiskach. Ja jak wiecie bardzo wcześnie zadeklarowałem ujawnienie się, uważałem bowiem, że pisanie bloga pod nickiem nie ma sensu. Nie byłem takim bohaterem jak Jacek Jarecki, który się po prostu podpisał, bo niby dlaczego nie, ale nie kryłem się długo. Ludzie, którzy zaczęli nas atakować, a były to ataki naprawdę niewybredne i ciężkie, występowali pod nickami. Co nie znaczy, że byli nieznani innym blogerom. Okazało się bowiem, że wśród tych osób są dobrzy znajomi tak zwanych ludzi Solidarności i tak zwanych szczerych patriotów. Mówię tu konkretnie o grupie osób podpisujących się nickiem pantryjota, a potem nickami ruhla, orwocolor, ojciec podgrzybek i innymi, których nie zapamiętałem. Teksty, które były umieszczane na tych blogach dotyczyły przeważnie toyaha, rzadziej mnie, a najczęściej tego jaki straszny jest PiS, Kaczyński i wszystko co go otacza, a także jak okropnie jest dziś w Polsce. W zasadzie, sądząc po stylu, teksty te można by uznać za żarty oficerów śledczych po wyjątkowo udanym przesłuchaniu, gdyby nie stała obecność na tych blogach znanego patrioty Sowińca, który w zasadzie tam mieszkał. Toyah, zgłaszał kilkakrotnie do administracji kwestię tych blogów, za każdym razem były one skutecznie blokowane. W końcu problem zniknął, ale ostatnio pojawił się znowu. Tyle, że administracja rozwiązała go tylko częściowo, to znaczy ze względu na jednakowe IP komputera zblokowano dwa blogi, ale pozostawiono inne, które, jak mniemamy są prowadzone przez te same osoby i w tym samym celu. Mam tu na myśli konkretnie blog prowadzony pod nickiem smoczyca wawelska, który jak sądzimy po klasie i stylu tekstów, jest blogiem człowieka, dawniej podpisującego się nickiem pantryjota. Właścicielka co prawda twierdzi, że jest jedynie koleżanką pantryjoty, która na jego prośbę zaczęła prowadzić blog, ale to są wyjaśnienia komiczne w mojej ocenie.


Podkreślam – celem istnienia tych blogów, a także tak zwanych blogów zaprzyjaźnionych, mam tu na myśli blog lexblue były personalne ataki na innych blogerów lub próby dyskredytowania już to ofiar katastrofy smoleńskiej, już to polemika na najbardziej prymitywnym poziomie. To ostatnie do dziś jest tolerowane przez administrację, z powodów przeze mnie nierozpoznanych. Nie zamierzam oczywiście dyktować administratorom kogo mają promować, a kogo nie, mogliby się jednak powstrzymać przed umieszczaniem na pudle tekstów człowieka ewidentnie zaburzonego, jakim jest bloger lexblue, który polemizuje z decyzją o ekshumacji ofiar Smoleńska, czyniąc to przy pomocy idiotycznej historyjki, rzekomo wziętej z życia. Oto pan doktor miał żonę, ta żona chlała, a potem umarła, pan doktor wraz z kolegami otworzyli flaszkę na tę okazję, ale zła siostra żony pijaczki przyjechała z Niemiec i oskarżyła dobrego doktora o otrucie żony. Zażądała oczywiście ekshumacji, a pan doktor tak się przejął zgodą na ekshumację, że postanowił popełnić samobójstwo, na tyle niefortunnie, że pociąg odciął mu jedynie nogi. I teraz jest nieszczęśliwy. Nie róbmy więc tych ekshumacji, bo i nam coś pociąg odetnie.

Tak to mniej więcej wyglądało i wisiało pół dnia na pudle. Miałem nadzieję, że są jednak jakieś granice jeśli idzie o politykę administracji, ale gaśnie ona w oczach. Sprawa wygląda tak, jakby salon24 próbował kompromitować blogosferę lansując rzekome opinie ludzi takich jak lexblue. Dlaczego rzekome? Bo to jest zadana praca, a nie opinia. Nikt o zdrowych zmysłach nie wydusi z siebie takiego idiotycznego tekstu, musi mieć za to zapłacone i musi być to praca zlecona. Ktoś może powiedzieć, że to pomówienia. Proszę bardzo, niech mówi, a Lexblue niech składa pozew w sądzie. Będziemy się bronić.

Bloger Lexbule był, obok blogera o nicku z mordoru, jednym z komentatorów tego całego pantryjoty. Ten zaś, po usunięciu go salonu24 założył sobie własną stronę pantryjota.pl. Ja wczoraj wpisałem ten adres do wyszukiwarki na stronie similar.web. To co zobaczyłem poważnie mnie zaskoczyło. Oto 80,46 procent miesięcznego ruchu na stronie generowane jest z terenu Niemiec, a 19, 54 z Polski. Strona ma śladową oglądalność, mniej więcej 3 tysiące odsłon miesięcznie. Kiedy na nią wejdziemy okazuje się, że są tam prawie wyłącznie teksty dotyczące Toyaha, którego zebrani tam ludzie nazywają golonką, wśród nicków czynnych na stronie pantryjota.pl mamy wielu blogerów i komentatorów salonu24. Ja oczywiście nie wiem kto komentuje z Polski, a kto z Niemiec, ale nie ma to przecież znaczenia. I tak widać, że większość siedzi w Niemczech. Ponieważ ja mam sporo doświadczeń z niemieckimi pracodawcami, mogę wyrażać opinię na ich temat, oraz na temat zatrudnianych przez nich Polaków. 

Proszę Państwa, nie ma innej siły niż pieniądze, która by zmusiła rodaka mieszkającego za granicą do prowadzenia bloga i nieustającego opluwania na tym blogu rodzinnego kraju. Tym mniejsze jest to prawdopodobieństwo im rzadziej taki ktoś bywa w Polsce. Wiem też na pewno, że o ile z Niemcami czynnymi tu na miejscu, nawet takimi, którzy mają do nas szereg zastrzeżeń i ustosunkowani są nieprzychylnie albo wręcz wrogo, można znaleźć płaszczyznę porozumienia. Z wynajętymi przez tych Niemców Polakami, taka sztuka nie uda się nigdy, rozmawiać się z nimi nie da. Relacja Niemiec – podkupiony przezeń Polak jest relacją najgorszą z możliwych. Jeden drugiemu podnosi samoocenę i jeden drugiego nakręca. To widać później w tych tekstach publikowanych w salonie24, które wprost paraliżują zawartymi w nich idiotyzmami. Wszystko przez to, że obaj autorzy niemiecki i polski mają przymus poprawiania sobie samopoczucia, kosztem innych. Ci inni rzecz jasna, muszą być gorsi, brzydsi, głupsi i biedniejsi. I żaden z nich, spójrzcie sobie na te nicki i dokonajcie analizy porównawczej zachowań, nie ma ani jednego momentu słabości. Tak są pewni siebie. A ja wiem, że taką pewność dają tylko pieniądze.

I teraz mała dygresja – nie czepiajmy się Amsterna, bo on przynajmniej występuje tu pod własnym nazwiskiem, niczego nie ukrywa i nie zamierza się tłumaczyć ze swoich wyborów. Można go nie lubić, ale w porównaniu z ludźmi, których nicki odnajdujemy na stronie pantyjota.pl przykład Amsterna to przykład budującej uczciwości.

Tak się złożyło, że bloger podpisujący się nickiem za uszami, został zidentyfikowany jako kolejne wcielenie pantryjoty. Jego blog zablokowano. Zanim to się stało, wpisał się on pod tekstem informującym o śmierci Włodka Woronieckiego. Napisał, że znał Włodka 30 lat i się z nim przyjaźnił. I to jest coś, co mnie zdumiewa. Oto mamy w przestrzeni publicznej grupę ludzi, którzy doskonale się znają – pantryjota, owanuta, sowiniec – i wszyscy oni czynni są w blogosferze. A do tego jeszcze, potrafią czasami, jak na przykład sowiniec wyprzeć się swoich znajomości, bo taka jest akurat mądrość etapu. Tak się złożyło, że wśród osób deklarujących znajomość z Włodkiem Woronieckim była również eska. Ponieważ umieściła ona ostatnio na blogu animeli komentarz dotyczący mojej osoby. Umieściła go w odpowiedzi na pytanie Amsterna, którego również zna, ja mam w związku z tym kłamliwym komentarzem pytanie – droga esko, powiedz nam kto to jest pantryjota, kto to jest lexblue? Czy to są twoi koledzy z Solidarności? Jestem niezwykle ciekaw.

Oto komentarz eski dotyczący blogera coryllusa


To jest jak powiadam kłamstwo, ale nie będę go tu prostował. Niech wisi i niech wszyscy je widzą.
http://coryllus.pl/?p=4085#comment-99447






Trolle za niemieckie pieniądze często okazują się być na poziomie gimnazjalisty, ale ilość tych gimnazjalistów sprawia, że ich działalność jest niebezpieczna – jeżeli nie będziemy reagować za każdym razem, a to jest trudne – bo nikt nam za to nie płaci, a to robota po 20 godzin dziennie.
Tu Osiński pisze o tym, jak niemcy posługiwali się uczniami GIMNAZJUM W CELACH WYWIADOWCZYCH