Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Polska. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Poukrywani partyzanci i obrońcy drzew

 



przedruk






22.04.2024 08:58



Kto wymyślił narrację o masowych wycinkach drzew?


Ekoaktywiści działali na zlecenie Tuska

W przyszłym tygodniu ma się odbyć pierwsza odsłona debaty o lasach. Aktywiści już się do niej przygotowują, a za zamkniętymi drzwiami trwają prace ministerialnego zespołu, który ma przygotować kolejne wyłączenia 20 proc. lasów z gospodarki leśnej. Tymczasem aktywiści przyznali, kto wymyślił narrację o masowych wycinkach drzew w Polsce. Okazało się, że całą narrację, którą organizacje teoretycznie pozarządowe powtarzają od lat, wymyślili… politycy anty-PiS, w tym… Donald Tusk.



Fundacja Dziedzictwa Przyrodniczego to jedna z najbardziej aktywnych organizacji ekologicznych. Słynie ona z działań w tzw. Puszczy Karpackiej i z systematycznych ataków na Lasy Państwowe. Na te pozyskuje fundusze w Polsce i za granicami. To właśnie FDP pozyskała blisko milion złotych ze środków europejskich na tworzenie grup aktywistów, którzy wchodzili w konflikty z leśnikami.

„Fundacja Dziedzictwo Przyrodnicze w partnerstwie z Fundacją Las Naturalny rozpoczęła projekt finansowany przez Islandię, Lichtenstein i Norwegię z Funduszy EOG w ramach programu Aktywni Obywatele pod nazwą »Centrum wsparcia dla lokalnych leśnych grup strażniczych«”

– czytamy w sprawozdaniu merytorycznym fundacji.

Do zadań tych lokalnych grup należało m.in. kwestionowanie i wchodzenie w konflikt związany z planami urządzania lasu. Przewodniczącym rady fundacji i jednocześnie jedną z głównych twarzy jest były krakowski przedsiębiorca Antoni Kostka. W ostatnich latach był on etatowym komentatorem obecnie prorządowych mediów, które jeszcze niedawno walczyły z rządem Prawa i Sprawiedliwości.

Jest też aktywnym uczestnikiem mediów społecznościowych, gdzie prawie wyłącznie atakuje Lasy Państwowe. 

Najczęściej z pozycji ideologicznych. Tak np. komentował udział leśników w konferencjach naukowych organizowanych przez środowisko Radia Maryja.

„Konferencja u Rydzyka w Toruniu, rok 2021, środek Europy, kilkudziesięciu wykształconych ludzi w mundurach z orzełkami na guzikach płaszczy się w jakimś akcie zbiorowej intelektualnej prostytucji przed obleśnym niedouczonym klechą” – pisał jeszcze przed wyborami. 

Był też twórcą manifestu leśnego organizacji pozarządowych, w którym pisał na temat wyłączenia 20 proc. lasów z gospodarki leśnej.

„Aż trzech na czterech ankietowanych uważa, że w polskich lasach należy zmniejszyć obszar wycinek. Tymczasem na terenach zarządzanych przez Lasy Państwowe, czyli na jednej czwartej terytorium kraju, prowadzona jest coraz bardziej intensywna gospodarka leśna. (…) Masowe usuwanie drzew ograniczyło wkład lasów w powstrzymywanie zmiany klimatu. W 2020 r. polskie lasy pochłaniały o połowę mniej CO2 niż siedem lat wcześniej” – czytamy w manifeście. 

Postulaty później znalazły się w programie KO, co miało być wynikiem wsłuchiwania się w postulaty.

Tymczasem po wyborach Antoni Kostka postulat 20 proc. widzi inaczej. – Dlaczego 20 proc.? To jest pytanie, które pada na każdym takim spotkaniu. Kto to wyliczył? Kto na ten pomysł wpadł? Dlaczego nie 15 czy 25 proc.? Tu niektórzy z kilku konferencji byli na tych spotkaniach, które pod koniec 2022 r. partie opozycyjne wówczas organizowały. Tam ta myśl się pojawiała w taki sposób. Powiedział to dosłownie nam obecny premier, mówiąc, że takie hasła zapisuje się w prosty sposób: „Jeżeli państwo uważacie, że 17,56 proc., to ja z takim postulatem nie pójdę do wyborów. To musi być równa liczba”.
I musicie zrozumieć, że hasła polityczne w taki sposób się konstruuje, że one wyznaczają ogólny kierunek. W wyniku tego procesu możemy dojść do 17 proc., a możemy do 21 proc.

To nie ma znaczenia. Nikt nas z tego nie będzie rozliczał po pięciu latach. Wyznaczamy kierunek, w którym idziemy. Tak samo pamiętam doskonale rozmowę z niektórymi politykami, którym tłumaczyliśmy, że nie można napisać, że wyłączymy coś z wycinek. 

Co to oznacza? To jest zupełnie niefachowe hasło, takiego pojęcia nie ma. Co to ma oznaczać? Wycinki to wylesianie, a w Polsce wylesianie nie następuje. Patrzyli na nas i mówią: „Nie. To musi być jedno słowo”. No to my powiedzieliśmy ok. To będzie jedno słowo. I tak zostały te „wycinki” – usłyszeliśmy na konferencji na SGGW, w której brały udział tłumy leśników.
 

Antoni Kostka jest zwolennikiem wyrzucenia z pracy wszystkich leśników, którzy nie zgadzają się z linią Tuska. 

– W lasach poukrywani są partyzanci, którzy czekają na lepsze czasy. Magazynując tę broń. Chciałem im powiedzieć, żeby ją oddali. Będzie ten model wprowadzany, chyba że nastąpią zmiany polityczne. (…) Jak to kiedyś powiedział car Aleksander do polskich wielmożów: „żadnych złudzeń, panowie” – mówił Antoni Kostka.






"W lasach poukrywani są partyzanci, którzy czekają na lepsze czasy. Magazynując tę broń"












W lasach poukrywani są partyzanci, którzy czekają na lepsze czasy. Magazynując tę broń.




W lasach poukrywani są partyzanci, którzy czekają na lepsze czasy. Magazynując tę broń.




W lasach poukrywani są partyzanci, którzy czekają na lepsze czasy. Magazynując tę broń.




W lasach poukrywani są partyzanci... czekają na lepsze czasy... magazynując tę broń...




poukrywani są partyzanci... czekają na lepsze czasy... magazynując tę broń...




poukrywani są partyzanci... czekają na lepsze czasy... magazynując tę broń...








żadnych złudzeń, panowie








a to zdaje się, było za rządów Kopacz:

























facebook.com/groups/591005185106763/permalink/1512676979606241

facebook.com/photo/?fbid=1171244520597136&set=a.688419082213018
facebook.com/photo?fbid=434817710015225&set=a.241050109391987

web.archive.org/web/20110927153141/http://dziedzictwo.polska.pl/katalog/index,Kolekcje,cid,282.htm?tree=ok


sobota, 6 kwietnia 2024

Jeszcze o podręcznikach


Takie dwa zrzuty mi się trafiły...






 


Właśnie, zamiast merytorycznie, to jest wg WZORCA nauczonego gdzieś po drodze, gdzieś na studiach, albo w pracy naukowej.


Ktoś te wzorce CELOWO osadził w tych ludziach i podobnie jak przepisy budowlane czy drogowe - nie wzięły się one z przypadku.

To mozolna bardzo powolna niezauważana praca...




-----------------------


Poniżej - podręczniki do nauki historii dla klasy czwartej.


Ja miałem tę żółtą książkę.

Trzeba zauważyć, że ten starszy podręcznik jest lepiej wydany pod względem graficznym i typograficznym. Czcionka i rozplanowanie są poprawne - o wiele lepiej niż w tym drugim - i to się od razu zauważa, choć może niektórzy nie umieją tego zwerbalizować, to jednak na pewno podświadomie to zauważają, wynika to poprostu z tego, że człowiek na codzień obcuje z przyrodą, która jest wybitnie wg wzoru Złotej Spirali poukładana i zharmonizowana.





Ten fioletowy - jak to jest możliwe, że dopiero co odeszliśmy od PRL i jego ścisłego porządku w wydawaniu książek czy dopuszczaniu na rynek różnych produktów, nie tylko wydawniczych ( ale np. zespołów muzycznych ) a już na starcie taki gniot??



Pierwsze co razi, to oczywiście mocny fioletowy kolor. Na czymś takim każdy inny kolor, może poza czarnym, będzie wyglądać źle, fioletowy z niczym nie będzie się komponować.

Kolejny ból, to dwukolorowy "tęczowy" napis ułożony po łuku i niesymetrycznie, przystający bardziej do plakatu filmowego (do filmu Indiana Jones?) niż do podręcznika, zakryta, czyli nieczytelna cyfra "4" oraz zbyt duża różnica pomiędzy wielkością napisu "Historia", a napisem pod nim.



Wg zasad marketingowych idealne logo powinno być w miarę proste i powinno wzbudzać zaufanie, dlatego kształt trójkąta jest tu ideałem.

Ma szeroką podstawę, mocno osadzoną na ziemi, kojarzącą się ze stabilizacją, szerokim podparciem, ramiona trójkąta kierują się ku górze, co znamionuje wzrost, także symetria układu ma znaczenie, bo pokazuje pewien porządek.

Symetria to porządek.



"idealne logo" istnieje, a jest to logo firmy Orange.

Zamiast trójkąta jest tam co prawda kwadrat, ale to przecież też "stabilna" bryła.

I posiada symetrię.

Co więcej - ten kwadrat jest pomarańczowy, jest to kolor zwracający uwagę, ale nie jest za bardzo krzykliwy. Wyróżnia się i przyciąga uwagę, a o to chodzi.

Co jeszcze więcej - nazwa firmy to Orange, co logo idealnie odzwierciedla, bo przecież Orange to pomarańczowy (albo pomarańcza). 

Zapewne nazwa firmy też jest efektem pracy marketingowców.

W tej nazwie chodzi wyłącznie o efekt marketingowy - żeby konsument firmy miał wszystko po kolei poukładane w głowie...

Firma ma się kojarzyć ze stabilnością, porządkiem, ma wzbudzać zaufanie.



Tymczasem "logo" podręcznika to brak symetrii, napis po łuku malejącym, ginącym, niknącym, roztapiającym się w nicość, to antyteza dobrego produktu.

Łuk nie jest podparty, mamy więc wrażenie niestabilności, zawieszenia, tymczasowości.

Brak symetrii to nieporządek, a wręcz wrażenie upadku - wznosi się i opada... Napis dwukolorowy to też niestabilność.

 

Co tylko najgorsze to jest na tej okładce.



Napis "Z naszych dziejów" bardzo mały zapewne nieprzypadkowo - można odnieść wrażenie, że "nasze dzieje" są małe i niewarte uwagi.. 

Zamiast napisu WSiP tylko logo - co wygląda niczym jakaś pieczęć polska potwierdzająca cały ten sabotaż na okładce - "tacy właśnie jesteśmy".... "mali, niezharomonizowani, efekciarscy, tymczasowi..."


Kolory na okładce są krzykliwe i źle zestawione, są niezharmonizowane.

Duże filmowe napisy w 3D oraz fotografia w 3D nie uspokajają, tylko pobudzają - to jest dobre na reklamę, bilbord, a nie do nauki, która polega na skupieniu.

Wszystko podlane silnym pobudzającym fioletowym kolorem.

Podobno po roku 1990 w szkole wysyp uczniów z ADHD...


ADHD - gdyby wrócić w pierwszej klasie do kaligrafii z obsadką i słoikiem atramentu, czyli do pracy wymagającej skupienia i spokoju, byłoby lepiej...

To trzeba wszystko poprawić, łącznie z podręcznikami bardziej przypominającymi albumy ze zdjęciami, wydane na papierze wysokiej jakości, co oczywiscie przekłada się na ciężar takiej książki, tę wagę czuć w rękach...


Do tego wszystkiego nieatrakcyjna ilustracja - o brzydkiej mdłej kolorystyce i zamglonym niewyraźnym tle, przedstawiająca  "pobrzękiwanie szabelką" z mrocznego okresu Rzeczpospolitej... z okresu nieistnienia państwa. 


Dlaczego autor okładki pokazuje rzeczy słabe, walkę o utrzymanie się na powierzchni, zamiast pokazać Polskę z okresu chwalebnego?



Na okładce tej starszej książki mamy ilustracje pokazujące chwałę Polski, rozwój intelektualny, bogactwo, zwyciężanie... 

I jest tych przykładów kilka, czyli jest MNOGOŚĆ tej chwały i dobra...

Jest też przywódca lider, który pokazuje wszystkim kierunek działania... co prawda pokazany w odręcznym malunku raczej przeciętnego artysty...


Fotografie ujęte w sześć kwadratów dają wrażenie porządku i celowości, bo są po prostu rozplanowane, a nie przypadkowe, nie ma co prawda symetrii względem osi pionowej, ale widzimy tu pewien porządek - mniejsze kwadraty otaczają ten większy.

Wszystkie razem też są wkomponowane w kwadrat i tu jest symetria, ale względem przekątnej właśnie tego największego kwadratu.

Zupełnie jak u Orange..



Żółty kolor przyciąga uwagę, połączenie czarnego i czerwonego to kanon - napisy idealnie pasują do siebie, czcionka jest spokojna i ładna, bez efekciarstwa. Nie ma nadmiernych ozdobników.

Napis HISTORIA  - litery mają szerokie podstawy znamionujące stabilność, podobnie cyfra 4.



I to był podręcznik z okresu PRL.

Jak mówię, PRL miał poważne wady, wiadomo jakie, ale nie wszystko było w nim złe.


To przecież był nasz kraj.

To my byliśmy.


I jesteśmy.








P.S.













piątek, 29 marca 2024

Ukruina 2 (Niemcuina)









Sytuacja na Ukrainie jest na granicy możliwości.




Pomimo tego elity ukraińskie zachowują się tak, jakby mało ich to obchodziło, a w każdym razie - "nie ma tragedii..."


Wiedzieli, że nie mają dość zasobów, by z nimi wygrać...




Skoro nie chodzi im o wygranie wojny z Rosją, to o co im chodzi??




Może chodzi o wygranie z Polską??




Tusk od grudnia niszczy państwo.

Prowadzi nas na skraj załamania, choć wojny z ruskimi nie prowadzimy..




Kryzys konstytucyjny, ingerencja UE, bo wiecie... "praworządność"... a może ostatecznie rozciągnięcie UE - NATO na Ukrainę w formie połączenia z Polską, gdzie Polska formalnie odbierze to, co utraciła w czasie ostatniej - niezakończonej wojny...




Kryzys plus przepchanie przez UE projektu utworzenia jednolitego państwa UE... w wyniku którego staniemy się województwem UE i nic nie będziemy mieli do gadania.




Jeżeli oni wiedzą, że tu grasuje Werwolf.... to może zamierzają razem z Niemcami rządzić Unią Polsko - Ukraińską, wypychając patriotów z rządu...





I wtedy Niemcy powiedzą: myśmy wciąż nie podpisali traktatu pokojowego... więc podpiszmy go teraz - uwzględniając, że państwo niemieckie ma granice z roku 1937...




Może o to chodzi??







Jak już kiedyś mówiłem, ktoś będzie połowiony.




Z powodu przegranej wojny, połowiona będzie Ukraina.




Sądzę, że pomimo naszej trudnej sytuacji - my nie.




Rosja także nie podpisała traktatów pokojowych z Niemcami.

Jeśli sami sobie nie poradzimy, to może Rosja zrobi to za nas??

Powinna, tym bardziej, że wyszły na jaw niemieckie spiski ....




To Niemcy zostaną zlikwidowane przez Rosję w odwecie za napaść i oczywiście - niedotrzymanie warunków umowy.


Tak powinno być...








Obszary Niemiec, gdzie Polacy stanowią największą mniejszość










Nie dla wojny z Rosją.



Ale wygrajmy wojnę z Niemcami,


po 85 latach wygrajmy w końcu wojnę z Niemcami






Prawym Okiem: Ukruina (skrajna ruina) (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Jesteśmy w stanie wojny (z Niemcami) (maciejsynak.blogspot.com)


(2) Facebook


Wspólne posiedzenie rządów Polski i Ukrainy. Przełomu nie było - GazetaPrawna.pl




środa, 13 marca 2024

Zwycięstwo bez walki

 


Uczyć się od Chin.


I od innych też.



To co Departament Obrony USA nazywa nową koncepcją ("zwycięstwo bez walki") ma w istocie tysiące lat i zostało opisane przez Sun Tzu w "Sztuce wojny". 


Oto znajomość cudzej (i własnej) kultury w praktyce.

Oto dlaczego przeciwnik ruguje z naszego otoczenia naszą kulturę, zastępując ją zachodnią popkulturą, zniekształacając naszą kulturę do postaci "biesiadnej" czy "europejskiej".

W PRL w mediach i gazetach było więcej polskiej kultury niż jest dzisiaj. 

Ale przede wszystkim - nikt nigdy polskiej kultury nie negował, a dzisiaj jest to bardzo częste.
Osoby mówiące po polsku w polskojęzycznych mediach kontestują polską kulturę i traktują jako coś gorszego.

Negacja odbywa sie również bez udziału słowa mówionego... na ulicy naszych miast na każdym kroku spotykamy witryny opisane po angielsku: shop, style, sale, barber...






tłumaczenie automatyczne
poniżej także w temacie dodałem artykuł nt. służb wywiadowczych




"Jesteśmy w długoterminowej strategicznej rywalizacji z Chinami i Rosją. Ostatecznie ta rywalizacja jest nie tylko rywalizacją o potęgę militarną czy gospodarczą, ale także ideologiczną. 

Senator Reed, demokrata z Rhode Island, przewodniczący Senackiej Komisji Sił Zbrojnych Kongresu USA, powiedział nawet: "Stany Zjednoczone mogą zostać pokonane, zanim zaczną walczyć, tak jak Chiny uczą się od amerykańskiego sposobu prowadzenia wojny, tak i my musimy uczyć się od nich". "


Wcześniej Wu Qian, rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej, powiedział w odpowiedzi na wyolbrzymianie przez stronę amerykańską tzw. "chińskiego zagrożenia militarnego", że w Chinach istnieje idiom zwany "złodziej krzyczy, aby złapać złodzieja". Bezpodstawne oskarżenia wysuwane przez amerykańskich urzędników pod adresem Chin dotyczą samych Stanów Zjednoczonych. W ostatnich latach Stany Zjednoczone prowadziły wojny na całym świecie i naruszały suwerenność innych krajów.

Wu Qian zwrócił uwagę, że złe działania wynikają z błędnych pomysłów. Tłumienie i powstrzymywanie przez USA rozwoju Chin wynika z ich błędnego "poglądu na Chiny". Stany Zjednoczone nadmiernie dążą do absolutnego bezpieczeństwa z powodu swojego wąskiego i egoistycznego poglądu na bezpieczeństwo. Wpływ USA na porządek międzynarodowy wynika z faktu, że ich "światopogląd" poszedł w złym kierunku. Wu Qian podkreślił: "Współpraca między Chinami a Stanami Zjednoczonymi przyniesie korzyści obu stronom, a walki zaszkodzą obu stronom. Mamy nadzieję, że strona amerykańska będzie miała oko na ogólną sytuację, naprawi swoje błędy, będzie współpracować z Chinami w tym samym kierunku i dążyć do osiągnięcia bezkonfliktowości, niekonfrontacji, wzajemnego szacunku i współpracy korzystnej dla obu stron.



--------

Fragment transkrypcji z 24 kwietnia 2023 r., rozmowy między amerykańskim senatorem Jackiem Reedem (D-RI) a Stacie Pettyjohn, starszym pracownikiem naukowym i dyrektorem programu obronnego w Center for a New American Security w USA.



Senator Jack Reed:

Gra się zmieniła, a nasza zdolność do bezpośredniego zwycięstwa dzięki sile militarnej nie powinna być naszą jedyną miarą sukcesu. Departament Obrony musi lepiej zrozumieć, w jaki sposób Chiny konkurują, opracować nowe narzędzia rywalizacji z Chińczykami i zintegrować nasze działania z działaniami naszych sojuszników i partnerów.

Aby zrozumieć sposób konkurowania Chin, musimy przyjrzeć się ich celom

Przez kilka dziesięcioleci Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza studiowała sposób prowadzenia wojny przez Stany Zjednoczone i koncentrowała swoje wysiłki na przeciwdziałaniu naszym przewagom. Chiny zainwestowały w technologie kompensacyjne, takie jak systemy antydostępowe i systemy odmowy dostępu z powietrza, sztuczna inteligencja, hipersonika i, oczywiście, zwiększenie broni jądrowej. Co więcej, ChRL wykorzystała kombinację siły wojskowej i cywilnej przeciwko swoim sąsiadom, w tym sztukę rządzenia, narzędzia ekonomiczne, przymus i oszustwo. Pekin znalazł sposoby na konkurowanie tuż poniżej progu konfliktu zbrojnego ze Stanami Zjednoczonymi lub z naszymi sojusznikami.

Jak ujmuje to nowa wspólna koncepcja konkurowania Departamentu Obrony:

"Chiny dążą do zwycięstwa bez walki". 

Strategia ostrzega, że jeśli nie dostosujemy naszego podejścia do skuteczniejszego konkurowania, Stany Zjednoczone ryzykują utratę strategicznych wpływów, przewagi i wpływów, przygotowując się do wojny, która nigdy nie nastąpi. Rzeczywiście, dokument ostrzega, że Stany Zjednoczone mogą przegrać bez walki.

Tak jak chińscy przywódcy studiowali nasz sposób prowadzenia wojny, tak my musimy studiować ich.

Departament Obrony, a także amerykański przemysł obronny i międzyagencyjne powinny rozwijać własne zdolności asymetryczne. Wspólna koncepcja konkurowania stanowi cenne ramy dla podejścia do tego wyzwania. Oczywiście, będziemy nadal przygotowywać nasze wojsko, aby było gotowe do walki i zwycięstwa w konflikcie zbrojnym, jeśli zajdzie taka potrzeba, ale musimy zdać sobie sprawę, że wojna z Chinami może być wyniszczająca zarówno dla naszych narodów, jak i dla świata, a zwycięstwo może być pyrrusowym zwycięstwem.

Mając to na uwadze, koncepcja ta zakłada, że konkurencja strategiczna jest trwałym stanem, którym należy zarządzać, a nie problemem, który należy rozwiązać. 

Zmiana paradygmatu powinna skłonić przywódców obronnych do wykorzystania każdej dostępnej okazji do realizacji naszych interesów narodowych, w tym poprzez inteligentne inwestycje w infrastrukturę i technologię. Kluczowe znaczenie dla tego wysiłku będzie miała nasza zdolność do budowania jedności w całej armii.


Ostatecznie nasza strategiczna rywalizacja z Chinami to nie tylko rywalizacja potęgi militarnej czy gospodarczej, ale także rywalizacja idei. 

Wymaga to od nas zrozumienia filozofii, celów, mocnych i słabych stron oraz kultur naszego przeciwnika, a także naszej własnej. Poznanie ich kultury i zrozumienie naszej kultury to wyzwania, które dotykają nas w każdym konflikcie, w który się angażujemy. W rzeczywistości w wielu przypadkach były one jeśli nie decydujące, to z pewnością krytycznie ważne.

I znowu, to właśnie tutaj praca Center for New American Security jest tak cenna. Wychodząc poza stereotypy, wchodząc w szczegóły sił kulturowych, biurokratycznych, ekonomicznych, technologicznych, które łączą się i nadają przeciwnikowi określony status, a z pewnością, miejmy nadzieję, dają Stanom Zjednoczonym jeszcze bardziej wiarygodną i jeszcze bardziej zdecydowaną przewagę.







złe działania wynikają z błędnych pomysłów

błędnego poglądu



nasza zdolność do bezpośredniego zwycięstwa dzięki sile militarnej nie powinna być naszą jedyną miarą sukcesu

tak jak chińscy przywódcy studiowali nasz sposób prowadzenia wojny, tak my musimy studiować ich

konkurencja strategiczna jest trwałym stanem, którym należy zarządzać, a nie problemem, który należy rozwiązać


kluczowe znaczenie będzie miała nasza zdolność budowania jedności




na jedność wpływa jakość kultury narodu

idea kulturowa




rywalizacja idei


liczy się nie tylko rywalizacja militarna czy gospodarcza


wymaga to od nas poznania i zrozumienia:

- własnej kultury
- filozofii oraz kultury naszego przeciwnika



znajomość kultury była decydująca, a z pewnością krytycznie ważna

wychodząc poza stereotypy

wchodząc w szczegóły sił kulturowych, biurokratycznych, ekonomicznych, technologicznych





Dążyć do zwycięstwa bez walki.

Walka to ostateczność.






"Najważniejszą i najpotężniejszą bronią, jaką dysponuje Rosja, jest zjednoczenie rosyjskiego społeczeństwa.

Ci, którzy planowali zdławić Rosję za pomocą sankcji gospodarczych, przy pomocy siły zbrojnej, nie wzięli tego pod uwagę."








-----------


Warto sobie czytać te strony i porównywać z bełkotem np. Sikorskiego


guancha.cn/internation/2024_03_13_728252.shtml


03 MAJ 2023

cnas.org/publications/transcript/fireside-chat-with-senator-jack-reed


Sztuka wojenna – Wikipedia, wolna encyklopedia


P.S.




Brytyjska agencja wywiadowcza, bezpieczeństwa i cyberbezpieczeństwa GCHQ opublikowała łamigłówkę, która ma przemawiać do potencjalnych nowych rekrutów, którzy potrafią "myśleć nieszablonowo".

Wizualna łamigłówka, która jest ukłonem w stronę historycznych powiązań agencji z łamaniem szyfrów, prosi ludzi o zidentyfikowanie liter zawartych na zdjęciu przed złożeniem ich w całość, aby ujawnić ukrytą wiadomość.

W puzzlach znajduje się 13 elementów, które reprezentują litery alfabetu.

GCHQ twierdzi, że układanka, stworzona z artystą z Manchesteru, Justinem Eagletonem, została zaprojektowana tak, aby przemawiać do ludzi, którzy "przetwarzają informacje w inny sposób i posiadają silne umiejętności myślenia lateralnego".

Agencja poinformowała również, że wypuszcza puzzle, aby uczcić uruchomienie swojej strony na platformie mediów społecznościowych LinkedIn.

Rozwiąż poniższą łamigłówkę

GCHQ twierdzi, że założyło stronę LinkedIn w celu "rekrutacji mieszanki umysłów, aby stawić czoła najtrudniejszym wyzwaniom stojącym przed Wielką Brytanią i przeciwdziałać zagrożeniom w świecie rzeczywistym i online ze strony państw narodowych, grup przestępczych, terrorystów i osób prywatnych".

Dodała, że jej "nowa obecność w mediach społecznościowych" jest częścią jej "zobowiązania, aby stać się prawdziwie zróżnicowaną i reprezentatywną organizacją".


Dyrektor GCHQ, Anne Keast-Butler, powiedziała: "Świat staje się coraz bardziej złożony i zawsze będziemy wyprzedzać te zagrożenia tylko wtedy, gdy połączymy odpowiednią mieszankę umysłów, która pozwoli nam stawić czoła nadchodzącym wyzwaniom.

"Dla nas oznacza to angażowanie ludzi z różnych środowisk, różnych doświadczeń, różnych spostrzeżeń, różnej wiedzy i tworzenie zespołu, w którym każdy z nas może odegrać swoją rolę. Dla nas oczywiste jest, że ta różnorodność ma kluczowe znaczenie.

"Jesteśmy więc w podróży, aby upewnić się, że docieramy i łączymy się z ludźmi, którzy nigdy nie myśleli o współpracy z nami. A dzisiaj uruchamiamy LinkedIn, aby zacząć prezentować trochę więcej pracy, którą wykonujemy, i niektórych niesamowitych ludzi, którzy pracują w GCHQ.

"A w ramach startu na LinkedIn jesteśmy w prawdziwym stylu GCHQ - i aby pomóc Ci myśleć nieszablonowo - uruchamiamy również łamigłówkę. Sprawdź, czy potrafisz zidentyfikować litery zawarte na obrazku i połączyć je w wiadomość".





środa, 21 lutego 2024

Ojczysty






...bo pochodzący od Ojca.



Ojczyzna - ziemia Ojca


To wszystko pochodne od Jana (Stwórcy)


"Polszczyznę, jako jeden z niewielu języków, nazywa się ojczystym.

 ta praktyka językowa wskazuje na znaczenie, jakie dla Polaków miały słowa "ojciec", "ojczyzna" i "ojcowizna"

wyraz "ojciec" należy do najstarszych w języku polskim"



Szczególnym problemem jest wyraz „ojciec”, który różni Słowian od wszystkich pozostałych Indoeuropejczyków włączając w to najbliżej z nimi skądinąd spokrewnionych Bałtów; po litewsku bowiem ojciec znaczy tevas, a więc również inaczej niż we wszystkich pozostałych językach indoeuropejskich. 

Natomiast określenia matki, brata, siostry, syna i córki są u Słowian praindoeuropejskie, co wskazuje na ich - i Bałtów - przynależność do tej wspólnoty w okresie matriarchatu, przed ustanowieniem patriarchatu. Później związek Bałtów i Słowian z pozostałymi Indoeuropeczykami musiał się na dłuższy czas zerwać.

[albo świadczy to o tym, że Stwórca najdłużej przebywał wśród Słowian, słowo "ojciec" wiązałbym z nim personalnie, w innych językach istnienie jego osoby zostało szczególnie zamazane poprzez zbabilozowanie pojęcia ojciec  - otwiera się pole do domysłów - MS]

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/06/o-waznosci-jezyka.html




Jego obecność jest bardzo odciśnięta w polskiej kulturze, ale większość ludzi tego nie dostrzega.

Nie ma pojęcia.



Jeszcze będę o tym pisał.






przedruk


21.02.2024



Od "miłości" po "żółć". 

Które polskie słowa są… najbardziej polskie?



W Międzynarodowym Dniu Języka Ojczystego warto wrócić do stawianego nieraz – również na antenach Polskiego Radia – pytania o słowa, które ów język ojczysty najlepiej odzwierciedlają czy też uosabiają.


Zresztą, już samo określenie "ojczysty" przy języku wydaje się być, właśnie, bardzo polskie.




Język naszych ojców


- Polszczyznę, jako jeden z niewielu języków, nazywa się ojczystym. W wielu innych językach europejskich używamy określenia "macierzysty", "język matki" – mówił w radiowej Jedynce prof. Andrzej Markowski.

Językoznawca wyjaśniał, że ta praktyka językowa wskazuje na znaczenie, jakie dla Polaków miały słowa "ojciec", "ojczyzna" i "ojcowizna". Dziś "ojczyste" mogą być dom, miasto czy ziemia, jednak głównie tego słowa używamy w odniesieniu do języka.

- Co ciekawe, w słowniku sprzed stu lat znajdziemy połączenia "język rodzimy" czy "język macierzysty". Teraz jednak już tak byśmy nie powiedzieli - opowiadał prof. Andrzej Markowski.

Warto przy okazji dodać, że wyraz "ojciec" należy do najstarszych w języku polskim. W staropolszczyźnie był to "ociec", w prasłowiańszczyźnie najprawdopodobniej "*otьcь", a znacznie dawniej: być może "*at" czy też zdrobniale "*atta".


Łamańce, szelesty i zbitki

Jakie zatem byłyby - obok "ojczystego" - owe najbardziej polskie słowa? Pytani o to użytkownicy polszczyzny wskazują intuicyjnie na te, które składają się z typowo polskich dźwięków i są dla obcokrajowców prawdziwy artykulacyjnym wyzwaniem.

Byłby to zatem słowa, w których przeważają pięknie szeleszczące głoski szczelinowe i zwarto-szczelinowe: "s", "z", "sz", "cz" czy "c", "dz". Do tego zbioru dodać należy bardzo wiele głosek zmiękczonych, miękkopodniebienną "ch", wargowe (a jeszcze nie tak dawno zębowe) "ł". I ukoronowanie, crème de la crème polszczyzny: zbitki spółgłoskowe. Spotykamy je - i potykamy się czasem o nie - w takich choćby słowach, jak niewinne "trzeba", groźniejsze "zastrzeżenie" czy osławiony "Brzęczyszczykiewicz".

Gaston Dorren, charakteryzując w swojej książce "Gadka. W sześćdziesiąt języków dookoła Europy" język polski, zwrócił właśnie uwagę na owe skomplikowane dźwiękowe właściwości naszego języka. Narzucające się obcokrajowcom, pisze Dorren, zwłaszcza w polskich nazwiskach: od "Wałęsy", przez "Szczęsnego" po "Pszkita" i "Korzeniowskiego".

Szczypta źdźbła, ździebko szczypiorku

W zorganizowanym przez radiową Dwójkę w 2015 roku plebiscycie na najbardziej polskie słowo zwyciężyło "źdźbło". Inne wyróżnione w tym konkursie słowa w dużej mierze również należały do grupy tych "trudnych do wymówienia": "krnąbrność", "chrząszcz" czy "gwóźdź".

Wśród słów zgłaszanych do plebiscytu także nie zabrakło fonetycznych wyzwań: była "szczodrość", "miłość", "gżegżółka", było "jątrzyć" i "dżdżyście" oraz - składająca się ze znaków występujących tylko w języku polskim - "żółć".

- Zamiast "źdźbła" zaproponowałbym "szczypiorek" - mówił w Polskim Radiu Bartek Chaciński, komentując wyniki przywołanego plebiscytu. Jak argumentował autor Dwójkowych felietonów o młodej polszczyźnie, "szczypiorek" ilustruje tak powszechne w języku polskim zdrobnienia, a przy okazji również zmiękczenia.



Polska zamknięta w słowach

Słuchacze, wskazując na słowa "najbardziej polskie", wybierali również te, które ich zdaniem opisują jakoś Polaków, oddają to, co do polskości przynależy.

Już zwycięskie "źdźbło" zawierało w sobie tę "rodzimą symbolikę". - To słowo najbardziej kojarzy mi się z polskim krajobrazem, z polską wsią - mówiła zwyciężczyni językowego konkursu radiowej Dwójki.

Poza tym pojawiły się takie słowa ilustrujące "polskość", jak "bigos", "rzeczpospolita" czy "solidarność". - Jeśli chodzi o "solidarność", jest to w ciągu ostatnich dziesięcioleci lat nasz najlepszy towar eksportowy, nasza marka – podkreślał Bartek Chaciński.


Wśród ogromnego zasobu leksykalnego polszczyzny znajdzie się wiele kandydatów do miana "słów najbardziej polskich". Być może należy na tę kwestię spojrzeć zarówno pod kątem językowym (dotyczącym wymowy, znaczenia czy pochodzenia), jak i emocjonalnym.


Zygmunt Kubiak – znawca kultury antycznej, a przy tym znakomity eseista i tłumacz wrażliwy na urodę słów – w szkicu poświęconym Adamowi Mickiewiczowi pisał: 

"język polski jest przepiękny już w poszczególnych słowach, takich jak «tęsknota» albo «zmierzch». Do dziś też słowa polskie przywołują jedne drugie niezatartymi przez czas echami etymologicznymi: słowo «modry» do dziś się iskrzy jakby rosą, jakby wilgotnością swej barwy, bo swoim dźwiękiem przywołuje słowo «mokry». «Świat» się rozjarza nad nami słońcem albo wschodzi łuną gwiazd, gdy słyszymy w nim słowo «świecić». Słowo «błogi» jest naprawdę błogie w brzmieniu, a słowo «cisza» – ciche".



jp

Źródła:

Gaston Dorren, Gadka. W sześćdziesiąt języków dookoła Europy, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2012; Zygmunt Kubiak, O dwóch stylach Mickiewicza, w: tenże, Uśmiech kore, Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2000.





Sondaż ws. języka ojczystego polskiego:

dokument pdf

Prezentacja programu PowerPoint (pan.pl)

rjp.pan.pl/images/stories/sondaż_dzień_języka_ojczystego.pdf




29.01.2024


W poszukiwaniu najstarszych polskich wyrazów. 

"Niektóre mają pięć tysięcy lat"





Badaniem historii wyrazów - zarówno ich znaczenia, jak i budowy - zajmuje się osobny dział nauki o języku zwany etymologią. Okazją do przyjrzenia się tej dziedzinie językoznawstwa jest przypadająca 29 stycznia 168. rocznica urodzin Aleksandra Brücknera, wybitnego slawisty, autora "Słownika etymologicznego języka polskiego". To wydane 96 lat temu - i wielokrotnie wznawiane - dzieło było pierwszym tego typu słownikiem pojedynczego języka słowiańskiego. Do dziś pozostaje ważnym źródłem o dziejach polszczyzny.


Dociekania o pochodzeniu wyrazów mają swoją bardzo długą, sięgającą starożytnych filozofów tradycję.

- Etymologia była od zawsze tą dziedziną językoznawstwa, którą uprawiali nie tylko specjaliści, lecz także ludzie wiedzeni wyłącznie ciekawością, chęcią poznania otaczającej nas rzeczywistości. Dzięki poszukiwaniom początków słów, ich pokrewieństw, chcieli sobie wyjaśnić różne skomplikowane sprawy - mówił w Polskim Radiu językoznawca Marian Jurkowski.

Nietrudno zgadnąć, że te nieprofesjonalne próby rekonstrukcji historii słów i ich znaczeń opierały się na dalekich od nauki poszlakach. I tak według tak zwanej etymologii ludowej (skojarzeniowej, legendarnej, odnoszącej się najczęściej do nazw własnych) "Częstochowa" wywodzi się od wyrazów "często" i "chować", kurpiowskie "Łupańce" to połączenie "pupańców" (mieszkańców wsi Pupy) i czasownika "łupić", a "Gniezno" oczywiście przechowuje w nazwie "gniazdo" (orle, rzecz jasna).

Adam i Ewa znali język polski

Ten ostatni przykład na niefachową etymologię pochodził z kroniki Galla Anonima - w piśmiennictwie z Polską związanym od początku bowiem można trafić na przykłady "historii wyrazów". Zresztą, pierwsze zapisane po polsku zdanie wiąże się również z etymologicznymi poszukiwaniami. XIII-wieczny autor "Księgi henrykowskiej" zapisuje: "Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj", ponieważ chce wyjaśnić, skąd pochodzi nazwa miejscowości "Brukalice" (cytowane zdanie wypowiada Czech Boguchwał, którego od częstego pomagania żonie przy pracy, "bruczenia", zwano również "Brukałem", a od tego powstały "Brukalice").

Nieprofesjonalne etymologie zamieniały się czasem w feerię fantazyjnych narracji. Wsławił się tym przede wszystkim żyjący na przełomie XVI i XVII w. ks. Wojciech Dębołęcki, który w "Wywodzie jedynowłasnego państwa świata" dowodził, że "język słowieński" jest najstarszym językiem świata. Mówiono nim jeszcze w raju, a słowa greckie czy łacińskie są jedynie zniekształconymi formami polskich słów. Stąd "litera" pochodzi od "lita rzecz", "autor" to ten, który "dał tor", a "papyrus" to rzecz "pod pióro".

(nie mylił się... za to Bruckner jest podejrzany... - MS)


Wśród przednaukowych przykładów na polską etymologię warto również przywołać poetyckie próby naszych romantycznych wieszczów. Mickiewicz, Słowacki czy, chyba najczęściej, Norwid próbowali doszukiwać się źródeł wyrazów, a tym samym "odkryć" ich znaczenia. Wprzęgali to wszystko w wielką literaturę, więc taka "etymologia" broniła się swoim kontekstem. I tak na przykład "Polska" to połączenie wyrazów "ból" i "skała" (to pomysł Słowackiego), a "piękno" pochodzi od "pieśni" i "jęku" (według Norwida).



Jak długo żyją wyrazy?

Aleksander Brückner, wydając w 1927 roku swój "Słownik etymologiczny języka polskiego", położył podwaliny pod polską etymologię opartą na wiedzy językoznawczej. Podjął się tym samym ogromnego wyzwania, bo etymologia to nauka szalenie wymagająca.

- To są badania niesłychanie żmudne - podkreślał w radiowej audycji Marian Jurkowski. - Po pierwsze, trzeba dla każdego słowa wynaleźć wszystkie przykłady, które ukazały się w piśmie od czasów najdawniejszych po współczesne. Trzeba prześledzić znaczenia tych słów, zmienność ich znaczeń. Po drugie, trzeba się odwołać do języków pokrewnych, wszystkich słowiańskich. Należy zestawić słowa nie tylko będące w obiegu literackim ogólnym, ale i w dialektach, w narzeczach - tłumaczył językoznawca.

To nie wszystko. Posiłkując się gramatyką porównawczą, etymolog powinien zrekonstruować wcześniejsze postaci opisywanego wyrazu. Aż do językowych prapoczątków.

- Trzeba dotrzeć do prajęzyka, do języka praindoeuropejskiego, który sam w sobie jest umotywowaną naukowo hipotezą. Sięgamy więc wstecz do 3000 roku przed naszą erą - mówił badacz.

Etymologia, mówili goście radiowej audycji, wskazuje zatem wyrazy, które mają kilka tysięcy lat. Językoznawców interesuje bowiem i to, jak długo wyrazy żyją. Na przykład "matka", jeden z najstarszych w polszczyźnie wyrazów, "siostra" czy "brat". To są wyrazy, podkreślano w audycji, które istniały pięć tysięcy lat temu, a może i wcześniej.

Rzecz jasna, istniały w tym sensie, że zachowały się w nich pierwiastki dawnych wyrazów, pochodzących z języka praindoeuropejskiego, przodka takich języków, jak grecki, ormiański, hindi, angielski czy właśnie polski.


Mḗtēr - māter - mać - matka

Brücknerowski sposób na archeologię wyrazu można prześledzić na podstawie słownikowego hasła "matka". Oto okazuje się, że kiedyś było to słowo zdrobniałe, a jego źródłem jest "mać". Z tego wyrazu (zakonserwowanego dziś, o ironio, w wulgaryzmach) powstały dwie inne oboczne formy na określenie rodzicielki: "macierz" i "maciora". Już jednak w "Bogurodzicy" (zapisanej w XV w.) występuje znana nam do dziś "matka". "Macierz" i "maciora" zostały w polszczyźnie, ale już pod nieco innym znaczeniem.

Autor "Słownika etymologicznego" pokazuje również, jak dawnym wyrazem jest "matka": podobne (zmienione mechanizmami językowej ewolucji) formy można znaleźć i w językach indoaryjskich, w greckim, w łacinie czy w niemieckim.




Aleksander Brückner, strona ze "Słownika etymologicznego języka polskiego", Kraków 1927. Fot. Polona



Wyrywał kartki, nie podawał skąd

Lektura tego przykładowego hasła ze "Słownika etymologicznego" unaocznia archaicznie już dziś brzmiący styl, w jakim pisał Brückner. Jednak nie ta cecha - trochę oczywista, wszak dzieło ma już sto lat - jest przedmiotem krytyki "Słownika" ze strony współczesnych uczonych.

- Słownik Brücknera uważany jest za nieco przestrzały, niespełniający wymogów nowoczesnej filologii - mówili goście audycji "Thesaurus, czyli skarbiec języka polskiego". Według językoznawców Brückner był niekonsekwentny (czasami rekonstruował wyraz bardzo dokładnie, czasami rzucał tylko drobną wskazówkę), a przede wszystkim: niektórych językowych hipotez nie dowodził, nie podawał źródeł, na których podstawie podawał genezę wyrazu.

- To właśnie jest zarzut o brak ścisłości naukowej. Ale Brücknera podobno miał taki zwyczaj, że jeśli coś go zainteresowało w jakiejś książce, wyrywał kartkę i chował ją, nie troszcząc się później o źródło - opowiadał jeden z gości przywołanej audycji. (akurat! duby smalone plótł! - MS)


Ale polscy językoznawcy są zgodni w jednym: słownik Brücknera ma wartość nieprzemijającą. - Tam jest zawarta pamięć tego wielkiego uczonego, ale również i jego fantazja. Naukowość w tym przypadku nie polega bowiem nie tylko na tym, że cytuje się cudze prace, ale i na tym, że potrafi się tworzyć własne pomysły – podkreślał gość Jerzego Gruma.

W ponad 5800 hasłach znaleźć można objaśnienia etymologiczne około 26 tysięcy wyrazów, w tym wielu nazw własnych, wyrazów archaicznych czy środowiskowych ("sempiterna" to w języku żaków "tyłek", notował wielki uczony).

Znaczna grupa objaśnianych przez Aleksandra Brücknera wyrazów posiada określenie "prasłowo". Tym wielkiej urody mianem badacz opatrywał wyrazy według niego najdawniejsze, sięgające zamierzchłych czasów. W wyrazach tych, jak w bursztynie, zakrzepły dźwięki i znaczenia, które przetrwały milenia.





jp

Źródła:

Aleksander Brückner, "Słownik etymologiczny języka polskiego", wyd. Wiedza Powszechna (przedruk w wydania pierwszego), Warszawa 2000; Bogdan Walczak, "Zarys dziejów języka polskiego", Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1999; Nota o "Słowniku etymologicznym języka polskiego" A. Brücknera autorstwa dr Krystyny Długosz-Kurczabowej na: www.leksykografia.uw.edu.pl; Ewa Rogowska-Cybulska, "Etymologie ludowe nazw obiektów niezamieszkanych w "Legendach i podaniach Kurpiów", "Białostockie Archiwum Językowe" nr 18.








03.11.2023

Baudouin de Courtenay. Polak, który zrewolucjonizował myślenie o języku



- Był jednym z ojców nowoczesnego językoznawstwa ogólnego - podkreślał w Polskim Radiu prof. Marian Jurkowski, opowiadając o Janie Niecisławie Ignacym Baudouinie de Courtenay. Znakomitym uczonym, a jednocześnie odważnym wolnomyślicielu, kandydacie w wyborach w 1922 roku na prezydenta RP.


Francuscy przodkowie Baudouina de Courtenay przybyli do Polski w XVIII wieku, wybierając ten kraj za swoją ojczyznę. Jeden z nich był mieszczańskim działaczem, sekretarzem magistratu warszawskiego w Sejmu Czteroletniego. Z kolei ojciec przyszłego lingwisty, Aleksander, brał udział w powstaniu styczniowym.

Baudouin de Courtenay, urodzony w 1845 w Radzyminie, był absolwentem warszawskiej Szkoły Głównej (w dziedzinie nauk historyczno-filologicznych), doktoryzował się zaś w 1870 roku Lipsku. Pięć lat później został już profesorem językoznawstwa porównawczego na Uniwersytecie Kazańskim i Uniwersytecie Dorpackim. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości pracował na uczelniach w Krakowie i w Warszawie.

- Był twórcą tzw. kazańskiej szkoły w lingwistyce światowej. Wśród jego osiągnięć trwałą wartość ma próba teorii alternacji fonetycznej, gdzie po raz pierwszy wprowadzą analizę fonetyczną, rozwiniętą później w szkole praskiej - mówił o Baudouinie de Courtenay prof. Marian Jurkowski.

Polski uczony, jak dookreślał w innej radiowej audycji prof. Władysław Lubaś, podłożył podwaliny pod nowoczesna metodologię w językoznawstwie. - Wprowadził zasadę badań żywego języka. W XIX wieku językoznawcy uważali, że prawdziwie badania naukowe są wówczas, gdy bada się tekst pisany. Baudouin de Courtenay to przełamał, spojrzał na język psychologicznie - tłumaczył prof. Lubaś.

Dzięki takiemu spojrzeniu - rozróżnieniu na język jako abstrakcyjny system i jako mówioną jego realizację - Baudouin de Courtenay, wraz ze swoim uczniem Mikołajem Kruszewskim, wyodrębnił w systemie językowym "fonem": "psychiczny odpowiednik głosu".

Baudouin de Courtenay został uczonym światowej miary - członkiem wielu akademii naukowych, doktorem honoris causa wielu uniwersytetów. Wśród jego badawczych zainteresowań znalazły się również m.in. gwary (był pionierem w tej dziedzinie, gdyż tym tematem zajmowali się wówczas jedynie etnografowie), historia języka polskiego, gramatyka porównawcza języków słowiańskich, mowa dziecka czy sztuczne języki.

Jak podkreślał w Polskim Radiu prof. Jerzy Jedlicki, Baudouin de Courtenay wcielał charakterystyczny dla przełomu XIX i XX wieku ideał intelektualisty, który zdobywa autorytet najpierw akademicki, a następnie zabiera głos w wielu kwestiach społecznych.

- Był konsekwentnym racjonalistą i wolnomyślicielem. Uznawał, że ostateczną instancją w kwestiach moralnych jest sumienie człowieka wrażliwego i dobrego, jak również jego rozum. Dlatego stawał zawsze w obronie wolności sumienia, wyznawania i niewyznawania religii, w obronie świeckiego państwa - mówił prof. Jedlicki.

Znakomity lingwista był przy tym nieprzejednanym wrogiem antysemityzmu ("proroczo dojrzał w nim ideologię zbrodniczą", jak zauważył prof. Jedlicki), kary śmierci, należał do przeciwników wszelkich form nacjonalizmu i, jako pacyfista, "militaryzacji życia społecznego" czy "kultu wodza".

W dowód uznania jego walk z ksenofobią mniejszości narodowe wysunęły w 1922 roku kandydaturę Baudouina de Courtenay na prezydenta Polski. Był jednym z pięciu kandydatów, wybory ostatecznie wygrał Gabriel Narutowicz.


Jan Niecisław Ignacy Baudouin de Courtenay - który zmarł 3 listopada 1929 w Warszawie - jest autorem nie tylko bardzo wielu prac naukowych i publicystycznych. Wydał on również zbiór aforyzmów zatytułowany "Myśli nieoportunistyczne". Pisał w nim: "Akcje z głupoty ludzkiej są najpewniejszemi. Przedsiębiorstwa i stowarzyszenia oparte na takich akcjach będą istnieć wiecznie".








Prawym Okiem: Etymologia nazwy Polacy (maciejsynak.blogspot.com)







niedziela, 18 lutego 2024

Europa polska








przedruk


17.02.2024

22:40


Grochmalski: Dlaczego Niemcy straszą Trumpem? Projekt niemieckiej Europy

Im bliżej wyborów prezydenckich w USA, tym bardziej Berlin, za pomocą swojej wielkiej machiny propagandowej, kreować będzie histerię wokół Donalda Trumpa. Długofalowa strategia Niemiec jest bowiem od dawna jasna – zbudowanie z UE Rzeszy Europejskiej, opartej na dominacji Berlina. Służyć ma temu kreowanie wszelkich lęków, aby je wykorzystywać do realizacji tej chorej wizji - pisze Piotr Grochmalski w "Gazecie Polskiej".



Niemcy są niestrudzeni w wymyślaniu wszelkich bzdur, które – ich zdaniem – zmuszają do szybkiej centralizacji europejskiego projektu. Gdy w 2004 roku do UE, liczącej wówczas 15 państw, wstępowała nowa dziesiątka, co do dziś nie zdarzyło się ponownie, jeśli chodzi o skalę poszerzenia Wspólnoty, to Berlin już wtedy naciskał, aby powiązać to z przyjęciem konstytucji, która stanowiła w art. 1–7, iż „Unia ma osobowość prawną”, a to oznaczało, iż nabierze cech podmiotu prawa międzynarodowego, stanie się megapaństwem posiadającym własny hymn i flagę. 

Przekonywali elity nowo przyjętych państw, że tylko centralizacja uchroni UE przed katastrofą. A przecież ledwie trzynaście lat wcześniej totalna centralizacja nie uchroniła Związku Sowieckiego przed rozpadem. Ale 29 maja 2005 roku Francuzi, a 1 czerwca Holendrzy odrzucili w referendum europejską konstytucję. Plan Berlina, aby na fali entuzjazmu owej nowej dziesiątki stworzyć faktyczny grunt pod niemiecką Europę, spalił na panewce, choć Aleksander Kwaśniewski już ogłosił, że polskie referendum odbędzie się w październiku, razem z wyborami prezydenckimi. 

A gdy w 2008 roku Unię ogarnął kryzys finansowy, Ulrich Beck, propagator niemieckiej Europy, twierdził, iż „grożąca katastrofa upoważnia, wręcz zmusza architektów Europy do stosowania prawniczego krętactwa, by uczynić możliwym to, co jest właściwie wykluczone przez narodowe konstytucje bądź europejskie traktaty”. Ta metoda została później na masową skalę zastosowana dwa razy podczas próby obalania premierów Włoch, do wypchnięcia Wielkiej Brytanii z UE, do pacyfikacji przez Berlin Węgier, do forsowania Nord Stream 2, do podporządkowania sobie Polski przez Niemcy.




Nienawiść Berlina do Trumpa

Jeśli chodzi o intensywność nienawiści większości elit Niemiec do Trumpa, wiele wyjaśnia fragment wypowiedzi Arndta Freytaga von Loringhovena, byłego ambasadora Niemiec w Polsce. W wywiadzie-rzece, propagandowej broszurze skierowanej do Polaków przed wyborami, stwierdził on, iż stawianie przez rząd PiS i prezydenta Dudę na Trumpa podczas jego pierwszej kadencji

 „było bardzo ryzykowne. Trump nie lubi Niemiec, sądzę, że głównie z powodów gospodarczych. Wyżej cenił Polskę”. 

No tak – przecież to jest nie do przyjęcia, żeby Polacy stawiali na bliskie relacje z największym mocarstwem świata i na przywódcę, który na pierwszym miejscu w Europie stawia Polskę, a nie Niemcy.

Freytag von Loringhoven, którego ojciec, Berndt, do końca służył III Rzeszy, a dzień przed samobójstwem Hitlera, 29 kwietnia, uzyskał jego osobistą zgodę na opuszczenie bunkra w Berlinie, stwierdza też, że „Polskie władze były przez to w nim zakochane [w Trumpie]. Promowały inicjatywę »Trójmorza«, która pierwotnie miała podzielić Europę. Zorganizowały konferencję bliskowschodnią, aby wesprzeć politykę Trumpa”. 

Te słowa ujawniają głęboką prawdę o Niemcach i ich europejskiej polityce. W jej świetle jest nie do przyjęcia, aby Polska miała własne ambicje, suwerenną wobec Berlina politykę i niepodporządkowana została Niemcom. Tylko ekipa „zakochana” w Berlinie ma prawo istnieć w Polsce. 

Freytag von Loringhoven, syn człowieka, któremu osobisty kontakt z Hitlerem nie przeszkodził w błyskotliwej karierze w Bundeswehrze (został generałem i zastępcą głównego inspektora sił zbrojnych), wspaniałomyślnie dodaje:

„Rozumiem znaczenie Ameryki dla Polski jako gwaranta bezpieczeństwa. Jednak nie mogę zrozumieć, dlaczego Polska stawia całe swoje aktywa na prezydenta, który mógł wycofać się z NATO? Czy tak się stało, bo Warszawa czuła się wystarczająco chroniona dzięki dwustronnym stosunkom z USA? Przecież stabilność, jaką daje NATO, opiera się na wielostronnych gwarancjach zapisanych w traktatach międzynarodowych i zintegrowanych strukturach dowodzenia. Tego wszystkiego stosunki z samymi Stanami Zjednoczonymi nie zapewniają. One mają charakter polityczny, mogą w każdej chwili zostać przekształcone lub zmodyfikowane, jak dojdzie do zmiany w Białym Domu. Są więc z założenia znacznie mniej stabilne niż NATO. Trump nie tylko był blisko wyjścia z NATO, chciał także konstruktywnej relacji z Putinem. To także nie mogło leżeć w Polskim interesie”.



Niemieckie kłamstwo, a polskie bezpieczeństwo

Obłudę Niemców ukazał sam Trump. Już w lipcu, na spotkaniu z Jensem Stoltenbergiem, sekretarzem NATO, stwierdził: „To przykre, gdy Niemcy zawierają ogromne umowy z Rosją dotyczące ropy i gazu, podczas gdy USA mają je chronić przed Rosją; Niemcy płacą Rosji miliardy dolarów rocznie. Chronimy Niemcy, chronimy Francję, chronimy te wszystkie kraje, a one zawierają umowy na rurociągi z Rosji, wpłacając do jej skarbca miliardy dolarów. (…) Niemcy to zakładnik Rosji; pozbyli się elektrowni węglowych, elektrowni atomowych, biorą ogromne ilości ropy i gazu z Rosji. To coś, czemu trzeba się przyjrzeć, to coś bardzo nieodpowiedniego” – uważał Trump. 

Komu miała Warszawa ufać – państwu, które finansowało modernizację armii rosyjskiej i realizowało wspólną strategię wymierzoną w bezpieczeństwo Europy Środkowej – czy USA? Niemiecki tupet i bezczelna arogancja nie mają granic.

Dlaczego Niemcy i Rosja, wspólnie, tak bardzo są zaniepokojone projektem Trójmorza? Bo wzmacnia on państwa tego regionu wobec agresywnej polityki Berlina i Moskwy. Nic też bardziej jak wojna na Ukrainie nie pokazuje, jakie chroniczne zagrożenia kreuje obłędna polityka Niemiec i że bez wsparcia USA Kijów nie przetrwa. Berlin nie obroni też Polski. Ba – odpowiada za wykreowanie śmiertelnego zagrożenia dla naszego narodowego bytu. 

Oczywiście pojawiają się idiotyczne artykuły, jak choćby nadęty tekst „Europa odporna na Trumpa. Jak kontynent może przygotować się na porzucenie przez Amerykanów”, napisany przez radykalnych euroentuzjastów. Arancha González Laya, Camille Grand, Katarzyna Pisarska, Nathalie Tocci i złote dziecko niemieckiej analityki Guntram Wolff przekonują na łamach „Foreign Affairs” w tekście opublikowanym 2 lutego 2024 roku:
„W miarę jak wojna Rosji na Ukrainie trwa trzeci rok, Europa radzi sobie znacznie lepiej, niż oczekiwano. Przez dziesięciolecia po II wojnie światowej liczyła na Stany Zjednoczone jako ostatecznego gwaranta swojego bezpieczeństwa. Kontynent polegał na Waszyngtonie, który kierował polityką NATO, zapewniał odstraszanie nuklearne i wypracowywał konsensus wśród krajów europejskich w kontrowersyjnych kwestiach, takich jak sposób rozwiązania europejskiego kryzysu zadłużeniowego w latach 2009–2012. Po zakończeniu zimnej wojny Europa w dalszym ciągu uważała amerykański parasol bezpieczeństwa za coś oczywistego, tnąc wydatki na obronę (…). Po inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 roku wielu przewidywało, że Europejczycy mogą wzbraniać się przed udzieleniem pomocy Kijowowi. Ostatnim razem, gdy rosyjski prezydent Władimir Putin przemaszerował przez granice Ukrainy – anektując Krym w 2014 roku – Europa zareagowała słabymi sankcjami i połowicznymi próbami kompromisu dyplomatycznego, zwiększając jednocześnie swoją zależność od rosyjskiego gazu. Jednak w ciągu ostatnich kilku lat świat ujrzał przebłysk silniejszej Europy”.


 
Kłam sto razy, aż wszyscy uwierzą, że to prawda

Artykuł, w istocie podobny do całego strumienia podobnych ideologicznych produktów powstałych na kanwie projektu niemieckiej Europy, forsuje tezę, iż Trump „był pierwszym prezydentem USA, który nie traktował Europy jak rodziny. Wydawał się wyraźnie bardziej swobodnie współpracować z autorytarnymi władcami, takimi jak Putin i chiński prezydent Xi Jinping, niż z demokratycznie wybranymi przywódcami europejskimi, takimi jak kanclerz Niemiec Angela Merkel”. 

Wolał demokratycznie wybranych przywódców Polski. Loringhoven mówi to wyraźnie. Bo Niemcy z Rosją realizowały projekt, którego celem miało być stopniowe wypychanie USA z Europy. Autorzy owego propagandowego tekst w „Foreign Affairs” jakby nie dostrzegają, że UE i NATO, bez potencjału USA, nadal nie są w stanie obronić się przed Rosją. Gorzej – z zadeklarowanego rok temu przez UE miliona amunicji, która miała dotrzeć do marca na Ukrańnę, uda się zapewnić zaledwie połowę dostaw.

Co więcej – gigantyczna wpadka została określona przez propagandę unijną jako wielki sukces, chociaż Josep Borrell, szef unijnej dyplomacji, w ostatnim dniu stycznia 2024 roku przyznał, że do tego momentu UE dostarczyła zaledwie 330 tys. sztuk, za to w ciągu dwóch następnych miesięcy stanie się cud i Ukraina dostanie następne niemal 200 tys. Tak naprawdę UE zmarnowała dwa lata, które Niemcy poświęciły w głównej mierze na pacyfikację i strategiczne osłabianie Polski, a także na zakulisowe gry w Kijowie, aby przekonać prezydenta Zełenskiego, żeby wystawił RP za cenę wielkiego wsparcia ze strony Berlina. Arancha González Laya, Camille Grand, Katarzyna Pisarska, Nathalie Tocci i Guntram Wolff to dzieci tej samej durnej narracji, która ogarnia Niemcy. Trzeba jasno powiedzieć – Europa po tym, jak świadomie zmasakrowała swój potencjał obronny, potrzebuje całego kwartału, aby odbudować realną siłę militarną.

Głupotą jest obrażać się na USA

Ktokolwiek wygra wybory prezydenckie w USA, nie wolno obrażać się na Stany Zjednoczone, bo są one jedyną realną gwarancją bezpieczeństwa dla Europy i Polski. A nienawiść Berlina do Trumpa bierze się stąd, iż pokazał Niemcom ich miejsce w szeregu. Dość mitu Rzeszy Europejskiej. Nie mamy dekady na przygotowania. Jedynie USA jest w stanie nie tylko utrzymać potencjał NATO, lecz także potężnie wzmocnić Ukrainę.

Przypomniałem tydzień temu ważny artykuł, który w październiku 2023 roku ukazał się na łamach Lawfare. Ben Connable z Uniwersytetu Georgetown, strateg wojskowy i analityk Rand Corp., udowodnił, iż tylko USA posiada potencjał zdolny do odzyskania przez Ukrainę strategicznej inicjatywy i pokonania Rosji. Wystarczy, iż armia USA, która dokonuje wielkiej modernizacji i przygotowuje się do wojny z Chinami, przekaże ogromne zasoby swego arsenału z czasów zimnej wojny państwom Europy Środkowej, w tym Polsce i Ukrainie. Naturalnym liderem tego projektu jest Polska. 

Jak pisał Ben Connable:

„Dostawy docelowo obejmowałyby co najmniej tysiące czołgów M1 Abrams i bojowych wozów piechoty M2 Bradley z lat 80. XX wieku, setki mobilnych haubic M 109 Paladin i wieloodrzutowych systemów rakietowych M270, a także setki helikopterów szturmowych AH-64 oraz samolotów szturmowych A-10 Thunderbolt II (Warthog) i F-16 Falcon, wszystkie zaprojektowane od podstaw z myślą o pokonaniu rosyjskiej armii stacjonującej obecnie na Ukrainie”.

Ale tak się nie stanie, jeśli Niemcy będą nakręcały antyamerykańską i antytrumpową histerię i inspirowały Donalda Tuska do agresywnej polityki wobec USA, co już zaczyna się dziać na naszych oczach. Nie może być tak, że Niemcy robią wszystko, aby wypchnąć Stany Zjednoczone z Europy, a równocześnie udają, że stać UE na obronę przed Rosją, bo USA chcą nas zostawić samych. Ale osamotniona Europa i Polska będą musiały przyjąć warunki rosyjskie, a pośrednikiem będą Niemcy.


Niemcy były i są nadal niebezpieczne dla Polski i UE

Wspomniany Freytag von Loringhoven sam przyznaje, że Polska i Europa Środkowa były traktowane przez Niemcy jak obszar drugiej kategorii kosztem relacji z Rosją. 

Stwierdza, iż „Merkel, jak każdy kanclerz, utrzymywała ściśle relacje z wielkim przemysłem. W szczególności poprzez stowarzyszenie Ost-Ausschuss (Komitet Wschodnioniemieckich Stosunków Gospodarczych), które tradycyjnie było skoncentrowane na Rosji. Fascynacja niemieckiego biznesu rzekomo ogromnym potencjałem rosyjskiego rynku była jednym z powodów, dla którego niemieccy politycy tak bardzo przeceniali Rosję w stosunku do krajów Europy Środkowej. (…) Ale skala importu nośników energii z Rosji wynikała także z przekonania, że jest to partner, na którego zawsze można liczyć – nawet w środku »zimnej wojny«. Niemcy zaczęły masowo sprowadzać rosyjski gaz na początku lat 70. XX wieku i od tego czasu ten import nigdy nie został przez Moskwę zawieszony. Wiedzieliśmy oczywiście, że Rosja wykorzystuje gaz jako broń przeciw innym krajom. Jednak w Berlinie nie brano tego poważnie pod uwagę. Naiwnie wierzyliśmy, że coś podobnego nigdy się Niemcom nie przytrafi”.

Inna ważna uwaga Loringhovena.

Jak stwierdza: „Fundamentem powojennej polityki zagranicznej Niemiec było przekonanie, że bezpieczeństwo Europy można budować tylko z Rosją, nigdy przeciw niej. Z dzisiejszej perspektywy widać, że w tej wizji Rosja odgrywała zbyt dużą rolę, zaś Europa Wschodnia, Ukraina, Polska i inne kraje tego regionu rolę zbyt małą”. 

Puste słowa, ale ukrywają one determinację Berlina w dalszym utrzymaniu dominującej pozycji z Rosją kosztem Europy Środkowej, która zostanie spacyfikowana po tym, jak Niemcy przejęły kontrolę nad Polską. 

Ciekawa jest też refleksja syna adiutanta Hitlera o Nord Stream. Twierdzi on, iż „Merkel zawsze wspierała ten projekt. Zakładam, że jego polityczny wymiar nie umknął jej uwadze. Sądzę, że odnosi się to zresztą do większości ludzi w Berlinie”. 

Czyli wszyscy oni tysiące razy kłamali, twierdząc, iż nie ma on wymiaru geopolitycznego. 

O tym przedsięwzięciu pisze: „W założeniu chodziło o stworzenie współzależności z Rosją – mostu, jak to ujął prezydent Steinmeier (…). Powiązania energetyczne miały spowodować, że nie tylko Niemcy stają się zależne od Rosji, lecz także Rosja staje się zależna od Niemiec”. A więc Berlinowi marzyło się, aby mieć bezpośredni wpływ na Moskwę, wykorzystywać ją jako instrument w realizacji ich chorych, geopolitycznych wizji! Zachowywali się przy tym jak skrajni idioci.

Jak zauważa Loringhoven:
„Jednak w lutym 2022 roku aż 55 proc. gazu, jaki sprowadzaliśmy, pochodził z Rosji. I to bez uruchomienia Nord Stream 2. Sprzedaliśmy też przeszło 1/3 strategicznych magazynów gazu w Niemczech Moskwie i dodatkowo 54 proc. rafinerii w Szwedt, która zapewnia paliwo dla Berlina i Niemiec wschodnich…”.

Wszystkie te działania w istocie były nakierowane na marginalizację Polski. Czy Niemcy są aż tak ograniczeni intelektualnie, czy Freytag nie rozumie, że to, co mówi, to silne argumenty za tym, aby z relacji atlantyckich czynić główną kotwicę bezpieczeństwa dla Polski, a nie z Niemiec, które – w imię swych chorych, imperialnych interesów – wysadziły w powietrze całą Europę?

Kaczyński miał rację

Ale warto też przytoczyć spojrzenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, tak irytującego Niemcy. W jednej ze swoich ostatnich wypowiedzi przed Smoleńskiem stwierdził on:

„Nasza rozgrywka w Unii to w pewnym sensie gra o suwerenność wobec polityki niemieckiej. W trakcie rozmowy tu, przy tym stoliku, ambasador Federacji Rosyjskiej Władimir Grinin powiedział mi, że sojusznikiem strategicznym Rosji jest »Eurosojuz i Giermania«. Słyszałem to od niego trzykrotnie. A przecież Niemcy są częścią Unii. Taka jest rosyjska polityka i Niemcy to akceptują, bo to się wydaje leżeć w ich krótkoterminowym interesie. W długoterminowym moim zdaniem nie. To raczej oni wpadną w zależność, a nie odwrotnie… Próbowałem się jakoś z Niemcami porozumieć, ale bez klientyzmu. Jednocześnie trzeba brać pod uwagę, że niemiecki rewizjonizm historyczny jest dla nas groźny. Oczywiście nie mam na myśli rewizjonizmu dotyczącego granic, on nie odgrywa dziś wielkiej roli. Z drugiej jednak strony nie wolno zapominać, że uznanie naszej zachodniej granicy właściwie na Helmucie Kohlu wymuszono. Zrobili to Amerykanie, pomogli Anglicy, trochę Francuzi”.

[on nie wiedzial, że Niemcy tylko udawali, że to robią? - MS] 


Jeśli uważnie wczytać się w owe lęki Berlina wobec Trumpa, to ich istota sprowadza się do tego, że nie chce się on zgodzić na niemiecką Europę. To obecny kanclerz Sholz, gdy był prawą ręką Merkel, nieskutecznie próbował go przekupić w sprawie Nord Stream. To przeczy owemu obrazowi Trumpa szukającego strategicznych relacji z Putinem. Loringhoven potwierdza rzecz oczywistą, że to Niemcy szukały tej relacji z Putinem kosztem Polski. To także za Trumpa wzmocniona została wschodnia flanka NATO. Ale także powstał najbardziej ambitny program dla tej części Europy – Trójmorze, który był wspierany przez Biały Dom.

Niebezpieczne jest to, iż w tej walce z Trumpem Berlin posługuje się już Tuskiem. W momencie, gdy decydują się wielkie amerykańskie inwestycje w Polskę, w tym gigantyczna inwestycja Intela za 20 mld zł, która miała wprowadzić nas do ekstraligi państw posiadających fabryki chipów, stworzonych przez koncern mający strategiczne znaczenie dla USA i Zachodu w wielkim wyścigu technologicznym, Donald Tusk, jako premier RP, postanowił włączyć się w politykę wewnętrzną USA, mimo iż przebywa obecnie na urlopie. Za pośrednictwem platformy X (dawny Twitter) zwrócił się do... Senatu USA: „Ronald Reagan, który pomógł milionom z nas odzyskać wolność i niepodległość, musi dziś przewracać się w grobie. Wstydźcie się”. 

Postawę szefa polskiego rządu skomentował Nile Gardiner, analityk polityki zagranicznej i były doradca Margaret Thatcher:

„Możecie być pewni, że gdy bezmyślny Joe Biden opuści Gabinet Owalny, Donald Tusk nie będzie mile widziany w Białym Domu. Ten człowiek to chodząca katastrofa dla Polski i stosunków polsko-amerykańskich. To, co jest haniebne, panie Tusk, to zamykanie w więzieniach swoich przeciwników politycznych, zamykanie stacji telewizyjnych i płaszczenie się przed swoimi panami w Brukseli, jednocześnie pouczając ludzi o »demokracji«. Lekkomyślny Donald Tusk wykonuje niesamowitą robotę, wrzucając Polskę pod autobus i podkopując własny kraj”.











Wygrajmy w końcu tę wojnę, wygrajmy wojnę z Niemcami.







niedziela, 4 lutego 2024

Imperium USA

 


Cytat z byłego współpracownika George'a W. Busha, Karla Rowe'a:


“We’re an empire now, and when we act, we create our own reality. And while you’re studying that reality — judiciously, as you will — we’ll act again, creating other new realities, which you can study too, and that’s how things will sort out. We’re history’s actors . . . and you, all of you, will be left to just study what we do.”




tłumaczenie i interpretacja z angielskiego - własne




"Jesteśmy teraz imperium i kiedy działamy, tworzymy własną rzeczywistość. 

A kiedy wy będziecie studiować tę rzeczywistość, roztropnie, tak jak chcecie, my - stworzymy nowe rzeczywistości, które będziecie mogli znowu studiować i tak właśnie rzeczy się układają.... 

Jesteśmy aktorami, bohaterami historii...  A wy, wy wszyscy pozostajecie statystami, w tle, zajęci studiowaniem tego, co my robimy."










Czyli?

Imperium nieustannie przekształca się, unikając naszych nawet roztropnych studiów nad nią, klucząc myląc tropy.... stwarzając nowe zasady i nowe rzeczywistości, nowe sojusze i antysojusze, aby nas zaskoczyć, aby być zawsze o krok - o krok tylko - przed nami.

Dokładnie tak postępuje Wędrująca Cywilizacja Śmierci.




Trzeba bardzo uważać na Amerykanów.

Na Anglosasów.




By nie obudzić się jak będzie za późno.






P.S.

17.02.2024




"W stosunkach międzynarodowych, jeśli nie będziesz przy stole, to będziesz w menu."



                                                                                                                        Sekretarz stanu USA Antony Blinken,
                                                                                                                                                    podczas Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium w 2024 r.