11 października 2016
Bilans jest zatrważający:
w Muzeum Narodowym w Warszawie – brak pięciu tysięcy dzieł;
w Muzeum Narodowym w Krakowie – około tysiąca;
w Muzeum Wojska w stolicy – osiem tysięcy eksponatów
Straty pałacu w Wilanowie to ponad trzysta dzieł sztuki,
pałacu Zamoyskich w Warszawie – prawie dwieście pięćdziesiąt.
To oczywiście jedynie początek długiej listy.
Polska w wyniku II wojny światowej poniosła największe straty biologiczne. Niepowetowane straty wiążą się również ze zniszczeniem dużych miast, a w ich obrębie ze zrujnowaniem bezcennych zabytków. Wiele z nich odebrano nam na zawsze. Najbardziej ucierpiała Warszawa.
Już w czasie Powstania Warszawskiego jedna czwarta lewobrzeżnej części miasta uległa zniszczeniu (w połowie września 1944 roku przestał istnieć Zamek Królewski), a po zakończeniu walk saperskie oddziały niemieckiej policji – Technische Nothilfe – wcielając w życie rozkaz Reichsführera-SS Heinricha Himmlera („Kamień na kamieniu nie powinien pozostać”) zrównały z ziemią około osiemdziesięciu pięciu procent powierzchni Warszawy. Niepokorną stolicę pokryło około dwudziestu milionów metrów sześciennych gruzu…
Warszawa opustoszała, a Niemcy swą
niepohamowaną złość wyładowali na mieście. Okrutny los spotkał między
innymi przeniesioną w 1914 roku do pięknego eklektycznego gmachu przy
ulicy Okólnik 9, Bibliotekę Ordynacji Krasińskich,
którą Niemcy pomimo zawartego w umowie kapitulacyjnej warunku zachowania
dóbr kultury miasta, spalili doszczętnie pod koniec października 1944
roku. Koniec końców wskutek drugiej wojny światowej instytucja ta
straciła sto pięćdziesiąt pięć tysięcy znajdujących się tutaj jednostek.
Strata, ze względu na cenną kolekcję, nie do powetowania.
Na celowniku niemieckich saperów znalazło się również Archiwum Akt Nowych, mieszczące się w gmachu Szkoły Głównej Handlowej przy ulicy Rakowieckiej, czy Archiwum Miejskie
znajdujące się w dawnym Arsenale Warszawskim, wczesnobarokowym
dwukondygnacyjnym budynku. Wybudowanym na polecenie króla Władysława IV w
pierwszej połowie XVII wieku. Zwłaszcza ten drugi gmach był miejscem
dla Polaków szczególnym, to przecież jego zdobycie w 1830 roku łączy się
zwykle z powstaniem listopadowym i to z nim wiąże się słynna akcja
„Szarych Szeregów”, w wyniku której odbito z niemieckich rąk Jana
Bytnara „Rudego”.
Po wojnie Arsenał odbudowano, nie udało się niestety „wskrzesić” wzniesionego w pierwszej połowie XVII wieku rokokowego Pałacu Brühla
przy ulicy Wierzbowej 1 (dzisiejsze okolice placu marszałka Józefa
Piłsudskiego), gdzie w latach 30. mieściło się Ministerstwo Spraw
Zagranicznych. Ten jeden z najpiękniejszych polskich pałaców, w czasie
okupacji będący siedzibą gubernatora dystryktu warszawskiego Ludwiga
Fischera, Niemcy wysadzili w powietrze 19 grudnia 1944 roku.
Jego los podzieliła inna imponująca wizytówka przedwojennej stolicy, znajdujący się nieopodal klasycystyczny Pałac Saski.
Pełniący swego czasu rolę rezydencji królewskiej budynek w czasach II
RP służył Sztabowi Generalnemu Wojska Polskiego. W pierwszej połowie lat
20. stanął przed nim pomnik księcia Józefa Poniatowskiego, a w 1925
roku w kolumnadzie pałacu – Grób Nieznanego Żołnierza. Każdy Warszawiak
znał to miejsce doskonale, to po tej okolicy spacerowali literaci z
Tuwimem, Lechoniem i Iwaszkiewiczem na czele, to tutaj można było
spotkać generała Wieniawę-Długoszowskiego i to miejsce pokazywano
turystom. Pod koniec grudnia 1944 roku straciliśmy to wyjątkowe miejsce
niestety na zawsze.
Niemcy nie oszczędzili nawet warszawskiej katedry na Starym Mieście,
ważnego miejsca związanego z polską kulturą i tradycją, gdzie przed
wiekami Piotr Skarga wygłaszał swoje kazania i gdzie dwa razy
zorganizowano ceremonię koronacji króla polskiego.
Wielokrotnie przebudowywana, neogotycka
świątynia z charakterystyczną ozdobną dekoracją na części wieżowej
fasady wraz z przylegającym kościołem oo. Jezuitów została spalona i
wysadzona w powietrze w połowie grudnia 1944 roku. Dzisiaj w ich miejscu
znajdują się zrekonstruowane po wojnie budowle.
Oczywiście to tylko wybrane, najbardziej „spektakularne” efekty
niemieckiej wizji nowej Europy. Lista ta jest znacznie dłuższa, wiele
budynków (słynny drapacz chmur, najwyższy w Polsce „Prudential”, a oprócz niego chociażby „Hotel Europejski”, gmach tak zwanej PAST-y, Pałac Łazienkowski czy Kościół Najświętszego Zbawiciela)
zniszczono tylko w części, inne zaś ogołocono ze wszystkich
wartościowych przedmiotów (z Belwederu Niemcy zdarli ze ścian nawet…
tapety). Okupanci mścili się nawet na znanych warszawskich pomnikach,
zdecydowana większość z nich (pomniki Bogusławskiego, Mickiewicza) została przez nich albo wysadzona albo wywieziona w nieznanym kierunku.
Według obliczeń straty wojenne wynikające ze zniszczeń dokonanych przez Niemców w Warszawie (Raport o stratach wojennych Warszawy
przygotowany z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego) oscylują wokół
obecnej równowartości czterdziestu pięciu miliardów dolarów.
Tyle jeśli chodzi o pieniądze.
Bezcennych zabytków związanych bezpośrednio z polską historią i kulturą
wycenić nie sposób i żadne odszkodowania nie zdołają nigdy
zrekompensować ich straty. Ci zaś, do których nie przemawia ta
quasi-sentymentalna argumentacja niech wyobrażą sobie Paryż bez Wieży
Eiffla lub Łuku Triumfalnego. W końcu Warszawę nie bez powodu nazywano w
dwudziestoleciu międzywojennym Paryżem wschodu.
„Portret młodzieńca” Rafaela,
„Zwiastowanie pasterzom” Rembrandta, czy fragment tryptyku z Lusiny Wita
Stwosza to najbardziej znane spośród tysięcy dzieł sztuki zagrabionych
na terenie Polski w trakcie II wojny światowej. Na liście utraconych
znajdują się też inne cenne, choć znacznie mniej spektakularne
przedmioty.
Z rozkazu Głównego Urzędu
Bezpieczeństwa Rzeszy w Berlinie już jesienią 1939 roku na terenach
okupowanej Polski pojawił się specjalny oddział profesora archeologii
Petera Paulsena. Kommando Paulsen wykonując polecenie
Reischsführera SS, szefa niemieckiej policji Heinricha Himmlera,
rozpoczęło prace nad zabezpieczeniem zabytków w Polsce, które w istocie
sprowadziły się do rabunku i to zorganizowanego w początkowej fazie
okupacji bardzo chaotycznie. Po Paulsenie obowiązki przejął, powołany
przez Hansa Franka, Specjalny Pełnomocnik do Sporządzenia Spisu i
Zabezpieczenia Dzieł Sztuki i Zabytków Kultury. A że SS-Standarteführera
Kajetan Mühlmann był protegowanym słynącego z zamiłowania do cennych
dzieł sztuki feldmarszałka Rzeszy Hermanna Göringa, nie trudno sobie
wyobrazić jaki los spotkał polskie zbiory.
Wkrótce rezydencje prominentnych
dygnitarzy niemieckich poczęły zdobić skonfiskowane (czytaj: zrabowane)
meble, kryształy, gobeliny oraz inne dzieła sztuki. Część z nich
pozostała na terenie okupowanej Polski (gubernator Generalnej Guberni
Hans Frank cieszył swe oko dziełami między innymi Leonarda da Vinci i
Rembrandta), po innych z biegiem lat ślad zaginął, a swoje trzy grosze w
tym temacie dorzucili również Sowieci. Pomimo starań polskich władz i
rozmaitych instytucji do dziś udało się odzyskać jedynie część przedwojennej kolekcji.
Bilans jest zatrważający: w Muzeum Narodowym w Warszawie – brak pięciu tysięcy dzieł; w Muzeum Narodowym w Krakowie – około tysiąca; w Muzeum Wojska w stolicy – osiem tysięcy eksponatów. Straty pałacu w Wilanowie to ponad trzysta dzieł sztuki, pałacu Zamoyskich w Warszawie – prawie dwieście pięćdziesiąt. To oczywiście jedynie początek długiej listy.
O wspomnianym „Portrecie młodzieńca”, który pojawił się
nawet w filmie „Obrońcy skarbów” z Georgem Clooneyem i Mattem Damonem, a
który odgrywa kluczową rolę także w głośnej książce „Bezcenny” Zygmunta
Miłoszowskiego, jak i pozostałych najcenniejszych dziełach sztuki
napisano dotąd wiele. Przeglądając katalog strat wojennych prowadzony
przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w celach badawczych
oraz informacyjnych, warto również zwrócić uwagę na mniej spektakularne
„dobra kultury” utracone przez nasz kraj w wyniku wojny.
To prawda, że kunsztownie wykonane
modele (na przykład działa rosyjskiego lub okrętu wotywnego) ważą
znacznie mniej niż obrazy Rafaela, Brandta czy Kossaka, a gdyby
hipotetycznie przyszło nam wybierać, nikt nie miałby wątpliwości, co
jest dla Polski „obiektem” cenniejszym, niemniej należy zdawać sobie
sprawę, że i te cenne przedmioty zostały z przedwojennych polskich
muzeów, prywatnych domów i kolekcji zrabowane. Zliczyć ich nie sposób.
Na bardzo długiej liście
utraconych/poszukiwanych znajdują się na przykład: pochodząca z przełomu
dziewiętnastego i dwudziestego wieku wycinanka papierowa „Mizrach”, tablice pamiątkowe (na przykład „Epitafia ku czci poległych w wojnach 1813-1815 i 1864-1871”),
portrety rodzinne, czy pięknie wykonana puszka na etrog (naczynie, w
którym Żydzi podczas święta Sukot zanosili do bożnicy owoc estrogu).
Znajdują się na niej także cenne
tkaniny, dywany, hafty, gobeliny, chorągwie, krzesła, rozmaite akcesoria
mody, takie jak czepiec haftowany srebrem, a nawet ozdobne, wykonane w
dziewiętnastym wieku damskie grzebienie, lalki, różańce, skrzynie,
suknie damskie, kufle z nakrywkami czy stare pasy kontuszowe.
Po cóż o nich wspominam? Ano dlatego,
aby uzmysłowić skalę strat, które wbrew obiegowym opiniom nie
ograniczały się do utracenia najcenniejszych dzieł sztuki czy
księgozbiorów. Niemcy, a później Sowieci rabowali wszystko, co
przedstawiało dla nich jakąkolwiek wartość. Rabowali totalnie.
Od czasu do czasu słyszy się o
odnalezieniu poszczególnych eksponatów, niemniej lista utraconych przez
Polskę obiektów ciągnie się niemal w nieskończoność. Tabakierka z
wizerunkiem Stanisława Augusta Poniatowskiego, scyzoryk króla Stefana
Batorego, średniowieczny pastorał, siedemnastowieczna cytra
dwunastostrunowa, zegarek kieszonkowy króla Stanisława Leszczyńskiego,
dwa talary księcia cieszyńskiego… Wyliczać można bez końca. Prawda,
wszystko to drobne rzeczy – muzealne eksponaty lub przedmioty, jeszcze w
latach trzydziestych, należące do prywatnych kolekcjonerów. Ale to
część naszej historii (i historii świata również), którą nam bezprawnie
odebrano. Nasza kultura jest bez nich zwyczajnie uboższa.
Powojenne odszkodowania jawią się, już
tylko w tym kontekście, jako nadzwyczaj skromny sposób zadośćuczynienia.
Warto więc od czasu do czasu zajrzeć na stronę dzielautracone.gov.pl
lub muzeumutracone.pl, by
przekonać się jak bardzo zubożał nasz kraj w wyniku totalitarnych
zapędów naszych sąsiadów. Warto zachować czujność przeglądając aukcję i
odwiedzając zagraniczne galerie sztuki. Gdzieś tam, wiele spośród
cennych pamiątek przeszłości, wciąż czeka na powrót do kraju.
http://nowyzabytek.pl/stracone-niemal-na-zawsze-warszawa/
Proszę zwrócić uwagę na fakt dziejący się już od wieków skłócania narodów słowiańskich i napuszczania jednych na drugich.
Jaki ma to cel łatwo odgadnąć, co Słowianie są najliczniejszą grupą plemienną w Europie.
Pozdrawiam.
rodzinę...Ojciec uczył nas jednak nie nienawiści , a jak odróżniać człowieka od nadczłowieka...
Takie spojrzenie ciągle przydatne i w Polsce...
Pozdrowienai
Pozdrawiam.
Tak jak Rosjanka Isinbajewa
Jeżeli już mieć pretensje, to do konkretnej osoby, ale nie stosować odpowiedzialność zbiorową. W kwestiach rodzinnych.
W skali państwa naturalnie można i należy piętnować np. Niemców za to, że wojnę wywołali i za wszystkie bestialstwa, jakich na naszym Narodzie dokonali.
Poddajesz się?
Z tą frakcją jeszcze nic nie wiadomo.Pozdrawiam.
Z kolei bez tego - nie da się wypracować zasad Polskiej Racji Stanu.
Ja i kilku moich przyjaciół walczyliśmy z nimi czas jakis az nas pobanowali. To w sumie dzięki nim powstał portal Polacy.
Tam rzadzi najgorsza swołocz z hasbary ubrana w piórka katolików pisowskich. Dixi to chyba najgorszy z nich. Tu, NEonie łatwego zycia by nie mieli.
Ten portal nalezy omijać szerokim łukiem. To już Salon24 jest dużo lepszy.
Oczywiscie szkoda mi Rosjan - ten kompleks sportowy, jest im tak samo potrzebny, jak Polakom byly potrzebne cztery stadiony sportowe. Jest to raczej tylko pomnik patologicznej egomanii Putina. Ale w rosji panuje mentalnosc grupowa " ja sam jestem nikim, gloduje, moje dzieci gloduja, ale poprzez to, ze moj kraj ma najwiekszy kompleks sportowy, moge czuc sie lepszy od innych narodow, ktore tak wielkich kompleksow sport. nie posiadaja "
Wyglada na to, ze, wedlug niezwykle" bystrej" autorki, powinnismy po prostu"lyknac" milionowe zbrodnie dokonane w ostatnich stuleciach na Polakach przez rosjan. Bracia slowianie" przeciez sie takimi "pierdolami" nie beda przejmowac.To, ze te zbrodnie nie znalazly sie nigdy w polskich podrecznikach historii, ulatwia cala sprawe.
Przy tej okazji trzeba rowniez nadmienic najnowsze "rosyjskie odkrycia historyczne".Np. na rosyjskich stronach rzadowych ukazaly sie wyniki badan rosyjskich historykow -" Polska a takze inni byli odpowiedzialni za wybuch II swiatowej".Te informacje zostaly przyjete z ZACHWYTEM przez rosyjskich internautow. Podobne stwierdzenie wyglosil uwielbiany przez wielu rosjan putin w czasie jednego ze swoich oficjalnych wystapien.(linki podalam w ostatnim komentarzu do artykulu "Europa centralna ....) A tu jeszcze jeden
Jest to dla mnie dosc dolujace, ze cytuje sie (sorry) glupiutka cele brytke, a dla takich madrych ludzi jak dr Andrzej Nowak czy dr Leszek Zebrowski (nie sa oni z cala pewnoscia ludzmi nawolujacym do nienawisci) nie ma miejsca.
Ja takze nie nawoluje do nienawisci wobec rosjan - a raczej do opamietania sie. Tylko jedna trzecia ludnosci rosji to "nasi bracia". Slowianie. Z tego duza czesc jest "zainfekowana " "obledem imperializmu rosyjskiego"(odpowiednik "obledu germanskiego" w niemczech).
Najniebezpieczniejszym panstwem dla Polski sa oczywiscie niemcy, ale rosja nie jest z cala pewnoscia naszym przyjacielem.
Slowacy przeprosili Polakow za napasc w !939, Wegrzy zawsze nam pomagali, z Czechami laczy nas sympatia(mimo zaolzia),nawet RumuniI pomagali nam w czasie ostatniej wojny - to tam wlasnie schronilo sie wielu uciekinierow z Kresow, ktorzy chcieli uniknac bolszewickich mordow.
A ROSJA PISZE NA NOWO HISTORIE II WOJNY RAZEM Z NIEMCAMI (POLSKA BYLA WINNA WYBUCHOWI TEJ WOJNY):I WIELKA ILOSC "NASZYCH ROSYJSKICH BRACI" INTERNAUTOW JEST TYM "NOWYM ODKRYCIEM" ZACHWYCONA.
Przypuszczam, ze jest to moj ostatni wpis tutaj - nie bede sie zloscic, jezeli nie zostanie on opublikowany. Nie oczekuje takze zadnych odpowiedzi( przypuszczam, ze "w milosnym amoku do braci rosjan" bylyby to same wyzwiska)Pzdr
Jak wszyscy wolacy kiepsko czytasz za to idealnie manipulujesz
Proszę wyrażać swoje zdanie, ale bez wulgaryzmów.
Więc jej ocenę należy potraktować jako ocenę laika.
Na to zwracam uwagę, że ona, jako osoba niezorientowana w zakulisowych działaniach politycznych, nie zgadza się z oceną Rosji jaką usłyszała w mediach.
I TYLKO POD TYM WZGLĘDEM MOŻNA OCENIĆ JEJ TEKST.
Chodzi o to, że
NAWET KTOŚ NIEZORIENTOWANY DOSTRZEGA ANTYROSYJSKĄ P R O P A G A N D Ę W POLSKICH MEDIACH.
A w tym wypadku nazywa się Justyna Kowalczyk.
Koniec tematu.
A tam jeszcze Prusy w tym maczały palce, identycznie jak teraz. Jest chamska prymitywna powtórka. A tak coś pamiętam, że przed Powstaniem Styczniowym Polska, choć w niewoli całkiem dobrze się rozwijała. Komuś to przeszkadzało.
Feliński był zbliżony do stronnictwa "białych" i opisuje terror stosowany przez "czerwonych" przed Powstaniem Styczniowym.
"Czerwoni" działali z wyraźnej inspiracji masońskiej (czyt. - niepolskiej).
Po wybuchu Powstania Feliński postawił się carowi Aleksandrowi II , przeciwstawiając się represjom carskim wobec Polaków i został wywieziony na długoletnie zesłanie .
A pamiętasz ten sławny klip Gienka - poganie atakują, chrześcijanie się bronią. Cóż z tego że tak naprawdę głupi był. Miliony małolatów go obejrzało, było sensacyjnie i odjazdowo. Choć on przegiął w tym klipie.