Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kronika. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kronika. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 13 listopada 2017

Kronika Galla Anonima – księga matactw.






Jest 15 warstw kłamstw.

Kiedyś myślałem, że 12 – więc może ta studnia jest jeszcze głębsza?

Nie... na 15 poziomie dochodzisz do wniosku, że nic nie jest pewne, żaden przekaz historyczny nie jest pewny....to już jest wszystko.




------------------



Kronika Polska wg tzw. Galla Anonima – księga matactw.


Mam w domu tę książkę, wydaną przez Zakład Narodowy im. Ossolińskich z roku 1968.

Na pierwszej stronie napisano:

ANONIM tzw. GALL

KRONIKA POLSKA


Przełożył
ROMAN GRODECKI

Przekład przejrzał
wstępem i przypisami opatrzył
MARIAN PLEZIA

WYDANIE TRZECIE, UZUPEŁNIONE



Mam również egzemplarz z roku 1923 (ta konkretnie książka była na stanie Biblioteki Gimnazjum Żeńskiego im. królowej Wandy w Krakowie – a przynajmniej jest taka pieczątka)..


Wydanie z roku 1968 to nie jest ten sam tekst, co w moim egzemplarzu z roku 1923 – różnice są znaczące. Tak więc wg mnie, opis „przełożył Roman Grodecki” wprowadza w błąd – to nie jest tekst Grodeckiego, ale najwyraźniej Plezi. Na drugiej stronie karty tytułowej wydania z 1968 roku napisano:

„W Bibliotece Narodowej I wydanie Kroniki Polskiej Galla ukazało się w 1923 r. w przekładzie i opracowaniu Romana Grodeckiego.”

I na podstawie tego zdania możemy zakładać, że to wydanie opracował ktoś inny, zapewne Plezia, ale wprost nie ma o tym ani słowa.

Tak więc opis po pierwsze wprowadza w błąd, a po drugie jest mętny. Skąd u – nie wiem kto się zajmuje takimi sprawami – filologów, polonistów, slawistów – takie zamiłowanie do tajemnicy??

To pierwszy sygnał ostrzegawczy.

Kolejne są we wstępie Plezi, ale o tym później.


Dzisiaj chciałem się zająć kwestią jakby ogólną nauki polskiej, zaś Kronika Galla jest tu tylko - i aż – przykładem na dziwną ekwilibrystykę polskiego środowiska naukowego.

Plezia w III wydaniu Kroniki, nagminnie wprowadza do tekstu Galla swoje „uzupełnienia” - przypisy w nawiasach. Niby ma to ułatwić zrozumienie tekstu, jakby tekst łaciński zawierał braki i trzeba była dopowiadać pewne rzeczy, ale żeby uwidocznić, że nie było tego w oryginalnym tekście, zwroty te podane są w nawiasach.


Na przykład:

[17]: „Opowiadają też, że Czesi schwytali [go] zdradziecko na wiecu..”
[22]: „Dotknąwszy tedy zaledwie tych pamięci godnych czynów Kazimierza, a bardzo wiele innych dla pośpiechu pominąwszy milczeniem, kiedy on dobiegł kresu życia, połóżmy kres i piszącemu [te słowa].”

I dla porównania Grodecki:

[17]: Mówią też o nim, że schwytany przez zdradę na wiecu przez Czechów...”

Ale może chodzi o „za zdradę”? zdradę Bolesława - przyp. MS

[22]: „Tych pamięci godnych dzieł Kazimierza zlekka dotknąwszy, a bardzo wiele innych dla pospiechu milczeniem powinąwszy, połóżmy kres życia umierającemu i koniec też zakreślmy piszącemu.”



No i gdzie tu „przełożył Grodecki, przekład przejrzał wstępem i przypisami opatrzył Marian Plezia”.

To jest zupełnie inny tekst. A autor przekładu nie jest wyraźnie opisany... Po co te tajemnice?

Kronika Polska Galla ukazywała się wielokrotnie po II wojnie, rozumiem, że co nowsza wersja, tym lepsza, prawdziwsza...


Jak widać zwroty te faktycznie uzupełniają tekst i pozwalają go lepiej zrozumieć – trudno jednak laikowi ocenić czy taka konstrukcja zdania jest potrzebna.

Ale na przykład już w zdaniu poniżej wtrącenie jest dyskusyjne, ponieważ zmienia treść całej wypowiedzi – a nie wiemy co dokładnie Gall miał na myśli...

[26]: strona 55 -„Pewnego dnia siedział Bolesław Szczodry w mieście Krakowie przed pałacem w otoczeniu swego dworu i oglądał rozłożone na kobiercach haracze Rusinów i innych ludów, składających [mu] daniny.”

Zaś Grodecki:
[26] strona 94 - „Pewnego dnia siedział Bolesław Szczodry w mieście Krakowie we dworze przed pałacem i tamże oglądał rozłożone na kobiercach haracze Rusinów i innych ludów, składających daniny.”

Zaznaczam, że nie wiemy, czy w dalszej części tej historii, cytowany w tekście Bolesław nie dopuścił się nadużycia lub kłamstwa w interpretacji swojej osoby – Gall w każdym razie nie prostuje jego słów.

Po czym następuje opis, jak Bolesław obdarowuje jakiegoś kleryka kosztownościami.

I teraz hipotetyczna „interpretacja Zbigniewa”, brata Bolesławowego, o której świat nie wie.

Otóż, różne ludy przyjechały do mojego miasta złożyć mi daninę, a widzę, że podjechał ze swoimi dworzanami mój brat Bolesław i się przygląda, co tam mi znoszą. Na chwilę wyszedłem do moich ludzi na zamku, i kiedy wróciłem Bolesława już nie było. I oto moi zausznicy donoszą mi, że Bolesław z moich łupów obdarował jakiegoś klechę workiem kosztowności.... I ten łotr spod ciemnej gwiazdy jest moim bratem... Teraz jeszcze nie mogę się z nim rozprawić, ale już niedługo....


Prawda, że ciekawe?

Gall napisał, że Bolesław siedział w Krakowie, po czym dopowiada – „przed pałacem” - ale z kontekstu nie wynika, czy „przed pałacem siedział”, czy może stał, albo leżał....

Siedział w Krakowie. Może siedział, w sensie rezydował, co dokładnie oznacza słowo siedział trudno ocenić.

Przebywał przed jakimś pałacem (nie wiemy jakim) – Wawel to raczej zamek, budowla obronna, a pałac cech obronnych raczej nie ma, to miejsce reprezentacyjne.

Zamek pełni funkcje urzędowe, a pałac - raczej prywatne...

Przebywał tam ze swoim dworem. Oglądał dary znoszone przez różne ludy – nie wiemy dla kogo to były dary. I był świadkiem żalów jakiegoś kleryka.

I to wszystko.


Nie wiemy nawet, czy składanie darów odbywało się w czasie teraźniejszym, czy scena rozgrywała się „już po”!

„oglądał dary”, zaś dary te wzięły się tam stąd, że przysyłały je do Krakowa „ludy składające daniny”.
Bo oprócz Rusinów i jakiś niewymienionych z nazwy ludów, były jeszcze inne ludy na świecie, które daniny w Krakowie nie składały...

Po prostu tam sobie leżały, nic więcej.

Dlaczego Plezia dopisał [mu]?


Tam jest napisane: „oglądał rozłożone na kobiercach haracze Rusinów i innych ludów, składających daniny” - i nie jest powiedziane, że jemu. Może Zbigniewowi, albo jakiemuś Sieciechowi? Nie wiemy, czyj był pałac.

Po co Plezia dopisuje [mu], skoro to wcale nie wynika z tekstu? Powiedziałbym nawet, że z tekstu oryginalnego wynika, że to były dary dla kogoś innego.

Plezia całkowicie zmienia sens zdania i całego zdarzenia.
Być może dał się podejść Gallowi, który stosuje taką, a nie inną konstrukcję zdania – literalnie, nie możemy zaliczyć te kosztowności na poczet Bolesława, co najwyżej możemy sami tak tekst zinterpretować – moim zdaniem Gall fałszował historię, ale pisał to tak zręcznie, że współcześni nie mogli się za bardzo do tego przyczepić, choć z tego co pamiętam, nie szanowano go [Galla]....

Tekst był zrozumiały dla świadków zdarzenia, akceptowalny prawdopodobnie, ale ogołocony ze szczegółów, dla przyszłych pokoleń stał się zupełnie inną opowieścią. My rozumiemy to inaczej niż współcześni [Gallowi].

Takie metody prowadzenia wywodu obserwuję we współczesnej publicystyce, jak i książkach – szczególnie książkach o tematyce tzw. regionalnej, czyli poniekąd historycznych...

Werwolf tak operuje językiem, aby możliwa była jego inna interpretacja.


Z lektury całej Kroniki wyłania się dziwna pogmatwana niejednoznaczna historia.


Takich wtrętów Plezi jest cała masa, występują nawet wtedy, gdy treść jest zrozumiała, mimo to mamy słowo w nawiasie, jakby autor przekładu bardzo skrupulatnie przestrzegał tu swoistej etykiety – wyraźnie odróżnia tekst Galla od swojego, ale może Plezia dopuszczał się nadużyć, podobnie jak Gall..

Moim zdaniem autor specjalnie ponanosił te wtrącenia, by w stosownych momentach wprowadzić swoją interpretację tekstu – czytelnik jest już przyzwyczajony do tych zwrotów w nawiasach i przestaje się zastanawiać, czy ma to sens czy nie, wiadomo, że często nie ma, a le co ja zrobię, Plezi tu nie ma, żeby go zapytać o to, albo mu nawrzucać co on wyrabia, przede mną jest wydrukowana książka, a nie rękopis, nic już z tym się nie da zrobić miliony egzemplarzy poszło w ruch...



Polecam uważną lekturę Galla i uważną lekturę Plezi.





A teraz, na koniec inna ciekawa rzecz.


Na stronie 69 czytamy w przypisach uwagę o wojewodzie Sieciechu.

Plezia podaje:


Zapis tego imienia u Galla (Zetheus, Setheus) można by też czytać jako Sieciej (forma skrócona od Sieciecha)”


-eus to sufiks pochodzenia łacińskiego.

Jeżeli odejmiemy tę końcówkę, która latynizuje imię Setheus, to otrzymamy... Seth.


Seth, to angielska wersja imienia Set.


A Set – to bóg starożytnych Egipcjan..


Po egipsku – Setech, co bardzo podobne jest do Sieciech...


S E T ECH

SiECIECH



Dlaczego polska nauka zamiast o bogu Egiptu mówić Sieciech, stosuje nazwę Set, a nawet Seth?

W przekładzie kroniki można pisać po polsku, a w podręczniku historii dla Polaków już nie?

Anglicy znacjonalizowali to imię, na Seth. A dlaczego nie my??

Wyobrażacie sobie, jak w czwartej klasie szkoły podstawowej, na pierwszej lekcji historii nauczyciel tłumaczy wam:

„tak więc Bóg Egipcjan, niejaki Sieciech...”


Ciekawe, nie?



O tym, jak ja to widzę, napiszę innym razem... jak już się wyjaśnią inne rzeczy.

 





KOLEBA




fragmenty