Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

wtorek, 27 grudnia 2022

Słowo o jasnowidzach - na 2023 rok



przedruk
tłumaczenie automatyczne




ASTROLOG PRZEPOWIEDZIAŁ ROSJI ODWRÓCENIE W 2023 ROKU: KTO ODPOWIE ZA OSZUSTWO


Cały świat, w tym Rosja, czeka na przełom w połowie 2023 roku. Astrolog Tamara Globa podzieliła się tą prognozą na przyszły rok z mediami.

Globa nie powiedział jednak nic konkretnego. Istotą potocznych zwrotów jest to, że rok 2023 w europejskim kalendarzu jest rokiem wojennego Marsa, a nowy rok będzie kontynuowany w 2022 roku. Pisze o tym RIA Novosti .

„To okres konfrontacji Czerwonej Planety: zwiększy ona swoje wpływy… Rok 2023 to rok zwrotu: do nowej polityki, finansów, nowego kursu w ogóle” – zauważył astrolog.


Jak zauważył szef redakcji ideologicznej Cargradu Michaił Tyurenkow, „warto byłoby już dawno zakazać działalności takich szarlatanów”.

„Niestety, wolno im nieść ze sobą wszelkie bzdury, a w końcu i tak znajdzie się wielomilionowa publiczność, która im uwierzy” – zaznaczył, dodając, że „nie wszyscy są niestety zdolni do głębokiej analizy tego, co dzieje się nie tylko na arenie światowej, ale nawet w twojej własnej rodzinie”.

"A tacy wróżbici oferują" łatwy "sposób" rozwiązywania "problemów i jasny algorytm dalszych działań. Co jest niezwykle niebezpieczne, ponieważ trudno jest określić stopień wpływu takich szarlatanów na ludzi podejmujących odpowiedzialne decyzje, ” podkreślił Michaił Tyurenkow.











poniedziałek, 26 grudnia 2022

Jiddu Krishnamurti







tłumaczenie automatyczne



J Krishnamurti

To ma być początek nowego roku. Zastanawiam się, co rozumiemy przez nowy rok? Czy to świeży rok, rok, który jest całkowicie świeży, coś, czego jeszcze nie było? Kiedy mówimy o czymś nowym – choć wiemy, że pod słońcem nie ma nic nowego – kiedy mówimy o nowym i szczęśliwym roku, czy to naprawdę jest dla nas nowy rok? Czy może to ten sam stary wzór powtarzany w kółko – te same stare rytuały, ta sama stara tradycja, te same stare nawyki, ciągłość tego, co robiliśmy, nadal robimy i będziemy robić również w tym roku? Czy jest coś nowego? Czy jest coś, co jest naprawdę świeże, coś, czego nigdy wcześniej nie widzieliście? Myślę, że to dość ważne pytanie, czy będziecie go przestrzegać. Zamienić wszystkie dni naszego życia w coś, czego nigdy wcześniej nie widzieliśmy – to znaczy mózg, który uwolnił się od uwarunkowania, od swoich cech, od swoich dziwności, opinii, osądów i przekonań. Czy możemy odłożyć to wszystko na bok i naprawdę zacząć nowy rok? Byłoby cudownie, gdybyśmy mogli to zrobić. Ponieważ nasze życie jest raczej płytkie, powierzchowne, a sens ma bardzo mały; rodzimy się, czy nam się to podoba, czy nie, jesteśmy wykształceni, a to może być przeszkoda. Aby zmienić cały kierunek naszego życia - czy to możliwe? Czy może jesteśmy skazani na wieki na prowadzenie raczej wąskich, marnych, bezsensownych życiach? Wypełniamy nasze mózgi i życie czymś, co połączyła się myśl. Prawdopodobnie we wszystkich kościołach świata, w świątyniach i całej reszcie będą trwać w ten sam stary sposób - te same stare rytuały, puja, sandhyavandanam i tak dalej. Czy możemy rzucić to wszystko i zacząć od nowa, z naszymi sercami i umysłami, na czystym koncie i zobaczyć, co z tego wyjdzie?


J. Krishnamurti


Ze spotkania Pytania i Odpowiedzi w Madras 1 stycznia 1985 r. W Problem is the Solution, str. 130






This is supposed to be the beginning of a new year. I wonder what we mean by a new year? Is it a fresh year, a year that is totally fresh, something that has never happened before? When we talk of something new—though we know there is nothing new under the sun—when we talk of a new and happy year, is it really a new year for us? Or is it the same old pattern repeated over and over and over again—the same old rituals, the same old tradition, the same old habits, a continuity of what we have been doing, still are doing, and will do this year also? So is there anything new? Is there anything that is really fresh, something that you have never seen before? I think this is a rather important question if you will follow it. To turn all the days of our life into something which we have never seen before—that means a brain that has freed itself from its conditioning, from its characteristics, from its idiosyncrasies, opinions, judgements, and convictions. Can we put all that aside and really start a new year? It would be marvellous if we could do that. Because our lives are rather shallow, superficial, and there is very little meaning; we are born, whether we like it or not, we are educated, and that may be a hindrance. To change the whole direction of our lives—is that possible? Or, are we condemned forever to lead rather narrow, shoddy, meaningless lives? We fill our brains and our lives with something which thought has put together. Probably in all the churches of the world, in the temples, and all the rest of it they will continue in the same old way—the same old rituals, puja, sandhyavandanam, and so on. Can we drop all that and start anew, with our hearts and minds, on a clean slate and see what comes out of that?

J. Krishnamurti


From a Question and Answer Meeting in Madras on 1 January 1985, In the Problem is the Solution, page 130



sobota, 17 grudnia 2022

Ukruina (skrajna ruina)


smutne realia wojny



przedruk








O Wielkiej Polsce Rafała Ziemkiewicza – Tomasz Gabiś



Zachęcony rozgłosem, z jakim spotkała się książka Rafała Ziemkiewicza Wielka Polska, postanowiłem ją zakupić, ale z wrodzonej ostrożności, gdy chodzi o wydatkowanie środków finansowych na rzeczy luksusowe, najpierw przeczytałem opublikowany na portalu „Do Rzeczy” początkowy jej fragment, będący wprowadzeniem w temat. Autor poprzedził go dwoma mottami, które, jak wolno mniemać, mają czytelnikowi – w największym skrócie – przedstawić główną ideę książki. W cytacie pochodzącym z książki George`a Friedmana Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek, czytamy: „Wojny – jeśli nie powodują wyniszczenia kraju – stymulują wzrost gospodarczy”. Kpi czy o drogę pyta? Wszak wojny, o czym wie każde dziecko, stymulują nie wzrost gospodarczy, ale wzrost wydatków rządów na zbrojenia i prowadzenie wojny a zatem wzrost zysków właścicieli i akcjonariuszy fabryk produkujących broń i inne wyroby potrzebne na wojnie oraz wzrost zysków bankierów udzielających rządom kredytów wojennych. Jeszcze nie zaczęliśmy czytać tekstu głównego a już na samym wstępie natykamy się na niedorzeczność. Ładny początek!

I dalej autorytet Ziemkiewicza, Friedman wywodzi : „Polska nie była wielką potęgą od XVI wieku. Ale kiedyś nią była – i, jak sądzę, będzie znowu. Umożliwią to dwa czynniki. Po pierwsze, upadek Niemiec. Ich gospodarka jest silna i wciąż się rozwija, ale straciła dynamikę, którą się odznaczała przez dwa stulecia. Ponadto w ciągu następnych pięćdziesięciu lat gwałtownie spadnie liczba ludności, jeszcze bardziej podkopując ich potencjał gospodarczy. Z czasem blok polski przewyższy potęgą Europę Środkową i Zachodnią i osiągnie dokładnie to, o czym niegdyś marzyły Niemcy. Wchłonie i rozwinie zachodnią część dawnego imperium rosyjskiego, tworząc znacznych rozmiarów system gospodarczy”.

A zatem, według Friedmana, i cytującego go aprobatywnie Ziemkiewicza, spadek liczby ludności Niemiec podkopie ich potencjał gospodarczy, co spowoduje ich upadek, co z kolei otworzy Polsce drogę do osiągnięcia mocarstwowej pozycji. Jednakże w Polsce, wskaźnik dzietności wynosi 1,44 co daje nam 19 miejsce w Europie, a stopa urodzin 9,4, co daje nam 163 miejsce na świecie (na 192 państw). (zob. https://www.theglobaleconomy.com/rankings/birth_rate/) Według prognoz Eurostatu w ciągu następnych 50 lat liczba ludności w Polsce może spaść z obecnych 38 milionów do 31 milionów, nastąpi spadek liczby ludności w wieku produkcyjnym i wzrost liczby ludności w wieku poprodukcyjnym, powstanie coraz większe obciążenie dla sytemu emerytalno-rentowego, nastąpi zmniejszenie PKB per capita, zmniejszenie oszczędności, obniżenie produktywności i innowacyjności (zob. Kamil Goral, Perspektywy demograficzne, „Forum Polskiej Gospodarki” 2021 nr 7). Gdyby brać słowa Friedmana poważnie, to można by dojść do wniosku, że to, co dla Niemiec i ich gospodarki będzie katastrofą, Polsce jakimś cudem pozwoli „wchłonąć i rozwinąć zachodnią część dawnego imperium rosyjskiego, tworząc znacznych rozmiarów system gospodarczy”. Ten sam trend demograficzny w obu krajach, a skutki dokładnie przeciwne! Oczywisty absurd!

Zdaniem Ziemkiewicza, Niemcy kupowali tanio surowce energetyczne od Rosji, dzięki czemu mogli tanio produkować i tanio sprzedawać swoje produkty na świecie. Zbyt tanie być jednak nie mogły, bowiem od zysków z ich sprzedaży zależała duża część wpływów do budżetu Rosji a zatem także środki na armię. Wymiana musiała się opłacać obu stronom – dlatego np. budowa Nord Streamu była zarówno projektem geopolitycznym, jak i biznesowym. Niemcy kupowali gaz od Rosji po prostu po korzystnych cenach. Ale Ziemkiewiczowi to nie wystarcza, on twierdzi, że Rosjanie byli gotowi do „udzielania [Niemcom] swych surowców za bezcen” (!) Jeszcze trochę, a okaże się, że dobrzy wujkowie z Moskwy dawali Niemcom surowce nie za psi grosz nawet , ale „za darmo”!

Na swoim wideoblogu, w odcinku „Łysy jedzie do Moskwy” – Ziemkiewicz odkrył tajemnicę „taniości” rosyjskich surowców. Otóż Rosjanie mogli tanio sprzedawać gaz i ropę Niemcom, ponieważ ukradli te surowce ludom podbitym – Ewenkom, Czukczom, Jakutom, Buriatom! Cóż za zręczne, jakże pomysłowe użycie przeciwko Rosjanom dyskursu „postkolonialnego”: rola złodziei i rabusiów wyznaczona w nim Brytyjczykom, Francuzom, Hiszpanom, Holendrom czy Belgom tutaj przypada Rosjanom. W ten sposób Ziemkiewicz dla potrzeby bieżącej propagandy, wzmacnia de facto schematy antyeuropejskiego dyskursu. Nie ma widocznie bzdury, której by nie wyciągnięto z magazynu postępowych bzdur, byleby tylko dokopać „kacapom”. To, że w ten sposób utrwala się panowanie bzdury, to już Ziemkiewicza nie obchodzi.

W opublikowanym na łamach „Do Rzeczy” wprowadzeniu do swojej książki Rafał Ziemkiewicz zajął się także stosunkami gospodarczymi Niemiec i Chin. Jego zdaniem drugim obok „tanich” (otrzymywanych „za bezcen”) rosyjskich surowców energetycznych filarem konkurencyjności niemieckich przedsiębiorstw na rynkach światowych były chińskie tanie „podzespoły”, „materiały”, „półprodukty” – tanie musiały być na pewno, wszak gdyby nie były (tak jak rosyjskie surowce), to by przecież niemieckim przedsiębiorstwom konkurencyjności na rynkach światowych nie zapewniły. A może Chińczycy „udzielali” je Niemcom „za bezcen”?

Ziemkiewicz pisze:

„Podstawą niemieckiej konkurencyjności było zapewnienie sobie tanich surowców. W pogoni za nimi najważniejsze w polityce Niemiec stały się dwa państwa: Chiny i Rosja. Z Chin według danych z roku 2021 (tak zwane badanie IFO przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Monachijskiego) pochodzi aż połowa podzespołów i materiałów zużywanych przez niemiecki przemysł”. Sformułowanie użyte przez Ziemkiewicza „tak zwane badanie IFO” oznacza, że ma on na myśli badania o nazwie „IFO”; widać tu brak orientacji w temacie. Nie chodzi bowiem o „badania IFO” przeprowadzone przez niemieckich naukowców, ale badania przeprowadzone przez znany powszechnie Instytut Badań nad Gospodarką (Institut für Wirtschaftsforschung – w Niemczech skrótowo określany jako ifo ) – dodajmy, że instytut działa „przy uniwersytecie” w Monachium, ponieważ jest odrębną placówką badawczą. Najnowsza publikacja instytutu na temat znaczenia Chin dla niemieckiej gospodarki, jaką znalazłem na jego stronie internetowej, to tekst Andreasa Baura i Lisandry Flach Deutsch-chinesische Handelsbeziehungen: Wie abhängig ist Deutschland vom Reich der Mitte? (Niemiecko-chińskie stosunki handlowe: jak zależne są Niemcy od Państwa Środka?) opublikowany w „ifo Schnelldienst” 2022 nr 4. Autorzy przedstawiają te stosunki aspekcie czasowym, w zależności od gałęzi gospodarki a także umieszczają je w międzynarodowym kontekście porównawczym – czyli suche fakty, dane, liczby, tabele, wykresy [https://www.ifo.de/publikationen/2022/aufsatz-zeitschrift/deutsch-chinesische-handelsbeziehungen-wie-abhaengig-ist]

Poświęcają oczywiście fragment swojego tekstu – wspomnianym przez Ziemkiewicza – importowanym przez niemieckie przedsiębiorstwa półproduktom, produktom pośrednim, usługom, substancjom i materiałom pomocniczym, towarom, półfabrykatom, prefabrykatom (niem. Vorleistungen) używanym do wytworzenia produktu finalnego. Na str. 58 autorzy zamieszczają diagram pokazujący przejrzyście, jaki jest prawdziwy stan rzeczy: najważniejszą, dominującą rolę wśród krajów dostarczających „półprodukty” przemysłowi niemieckiemu odgrywają kraje Unii Europejskiej – przypada na nie 44% wszystkich zagranicznych „półproduktów” użytych w niemieckiej produkcji finalnej. Udział pozostałych krajów Europy (Wlk. Brytania, Szwajcaria, Norwegia, Turcja, Islandia) to 13%, USA – 10%, Azji Południowo-Wschodniej (Japonia, Korea Płd., Tajwan, państwa ASEAN) – 9%, pozostałych krajów świata – 18%. Udział Chin wynosi 7% (Ziemkiewicz z 7% zrobił 50%, ale po co się ograniczać – wszak równie dobrze można z 7% zrobić 99%).

W świetle tego rzeczowego artykułu, zawartych w nim danych statystycznych i analiz wywody Ziemkiewicza na temat chińskiego filaru gospodarki niemieckiej w postaci „półproduktów”, na które „przestawiła gospodarkę swojego kraju” Angela Merkel, to zwyczajne koszałki-opałki, a na tym żadnej wielkości – najpierw w sferze wiedzy, poznania, rozumienia świata i rządzących nim mechanizmów – się nie zbuduje. Wrażenie, jakie odnieść można zarówno po lekturze jednego rozdziału Wielkiej Polski , jak i po wysłuchaniu jutubowych wystąpień Ziemkiewicza reklamujących książkę, to wrażenie myślowej powierzchowności, płytkiej wiedzy, niedbale skleconej argumentacji, braku dokładności, pochopnych, wyrażanych z ogromną pewnością siebie sądów, konstruowania maksymalnie prostych zależności i związków przyczynowo-skutkowych. Na przykład wypowiadając zdecydowane opinie o gospodarce niemieckiej Ziemkiewicz słowem nie wspomina o niezwykle istotnej – wielokrotnie opisywanej w opracowaniach naukowych i w publicystyce ekonomicznej – roli tzw. Mittelstandu. To trochę tak, jakby ktoś wypowiadając się na temat polskiej muzyki poważnej drugiej połowy XX wieku, ani słowem nie wspomniał o Lutosławskim czy Góreckim. W ogóle to, co Ziemkiewicz pisze i mówi na ten temat Niemiec i Niemców w większości należy do popularnego w Polsce gatunku dziennikarsko-politycznego „ujadania na Szwaba”. Nie jest to rzecz jasna gatunek nowy i popularny tylko w Polsce. Nasz najwybitniejszy filolog klasyczny Tadeusz Zieliński, który przebywał w Petersburgu, kiedy wybuchła I wojna światowa, po latach wspomniał „nastrój był zdecydowanie antyniemiecki a co bardziej krewcy wszystko wrzucali do jednego worka; dostałem pewnego razu do przeczytania artykuł pod zwariowanym tytułem Od Kanta do Kruppa, a nie należał jeszcze do najgorszych” (zob. Zieliński, Autobiografia. Dziennik 1939-1944, podali do druku Hanna Geremek i Piotr Mitzner, Warszawa 2005, s.179). Wiele z tego, co się pisze o Niemczech, Niemcach, ich historii i kulturze, jest na poziomie tych, publikowanych sto lat temu w Petersburgu, artykułów. Szkoda, że Ziemkiewicz, który jako drugie motto do swojej książki umieścił cytat z Romana Dmowskiego, i samookreśla się jako kontynuator myśli politycznej Narodowej Demokracji, czerpie natchnienie nie tyle z zasadniczych prac Dmowskiego, co raczej z pożółkłych endeckich broszurek propagandowych z pierwszych dekad XX wieku.

Po przesłuchaniu kilku odcinków wideoblogu Ziemkiewicza doszedłem do wniosku, że autor Wielkiej Polski nawiązuje – raczej nieświadomie – do szacownej polskiej tradycji gawędy. Jak podaje Słownik terminów literackich Michała Głowińskiego, Teresy Kostkiewiczowej, Aleksandry Okopień-Sławińskiej, Janusza Sławińskiego (pod. redakcją J. Sławińskiego Wrocław-Warszawa 1988, s.163) gawęda związana była z tradycyjną kulturą szlachecką, pierwotnie była to opowieść ustna, wygłaszana w towarzyskich okolicznościach w trakcie biesiady, po polowaniu itp.; miała wiele wspólnego z rosyjskim skazem. Cechy gawędy to: „brak konturów kompozycyjnych, aintelektualny charakter, swoboda w prowadzeniu wątków, powtórzenia, liczne zwroty do słuchaczy, występowanie gestów fonicznych”. Jeśli posłuchać trwającego półtorej godziny wystąpienia Rafała Ziemkiewicza na temat wizji wielkiej Polski, które wygłosił on w Klubie Jagiellońskim, łatwo dostrzec w nim obecność wszystkich cech gawędy wymienionych w STL – krótko mówiąc: jeden wielki groch z kapustą.

*****

W polemice z Łukaszem Warzechą Rafał Ziemkiewicz dowodzi, że przeprowadzanie analogii między sytuacją Polski w 1939 roku a jej sytuacją obecną jest z wielu powodów błędne. Dowodzi zupełnie niepotrzebnie, ponieważ gdyby już szukać analogii historycznych, to między Polską 1938-1939 a Ukrainą 2021-2022. Niezależnie bowiem od tego, jak ostatecznie zakończy się wojna rosyjsko-ukraińska – miejmy nadzieję, że zwycięstwem Ukrainy – już dzisiaj widać jasno, że jej skutki będą dla niej katastrofalne. Ukraina toczy wojnę na własnym terytorium wykrwawiając się i ponosząc wielkie straty materialne. Należy przy tym pamiętać, że w 2021 r. Ukraina była klasyfikowana jako najbiedniejszy (lub drugi od końca) kraj europejski: PKB Ukrainy na głowę mieszkańca był niższy niż Mołdawii. Co oczywiste, wyniszczająca kraj wojna ten stan jedynie pogorszy. W artykule Goliat i Dawid jednoręki („Polityka”, 2022 nr 44) Piotr Łukasiewicz pisze, że w obecnej fazie wojny Rosjanie systematycznie i bezkarnie dewastują rakietami i dronami Ukrainę. Jeszcze kilka miesięcy takiej ukraińskiej „wojny obronnej” a „Ukraina stanie się krajem nienadającym się do życia”. Na łamach „Arcanów” (2022 nr 5) ekonomista Kazimierz Dadak tak podsumował położenie Ukrainy: „działania wojenne spowodowały ogromne zniszczenia. Zatem trudno określić sytuację w tym kraju inaczej jak ruina” (zob. Dadak, Wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej – czy Polska jest tylko „dysponentem strategicznego obszaru”?).

Jerzy Duszyński i Adam Daniel Rotfeld ostrzegają, że „długotrwała wojna może doprowadzić do trudnej do odwrócenia degradacji nauki i szkolnictwa wyższego w Ukrainie”, wśród pracowników tamtejszych instytucji badawczych „powstanie istotna przepaść pokoleniowa”; wielu naukowców skazanych jest na wegetację, wiele utalentowanych osób odchodzi od nauki lub szuka miejsca w placówkach zagranicznych , w związku z czym Ukrainie grozi drenaż mózgów (zob. Jerzy Duszyński , Adam Daniel Rotfeld, Sieć wsparcia, „Polityka” , 2022 nr 49).

Od wielu lat systematycznie pogarsza się sytuacja demograficzna Ukrainy, od 1990 roku, kiedy kraj zamieszkiwało 51 mln ludzi, liczba mieszkańców spadła o ponad 10 mln, a według niektórych szacunków jeszcze bardziej. Do wcześniejszej kilkumilionowej emigracji zarobkowej doszedł exodus uchodźczy spowodowany przez wojnę. Według oficjalnych danych na skutek wojny ponad 12 mln ludzi musiało opuścić swoje domy, z czego ponad 5 mln wyjechało za granicę. Część obserwatorów uważa, że niektórym rejonom Ukrainy grozi wyludnienie. Ponieważ od momentu rosyjskiej inwazji kraj opuściło wiele młodych kobiet, spadła liczba kobiet w wieku rozrodczym, co może doprowadzić do spadku stopy urodzin i w rezultacie do „wiodącej w dół spirali demograficznego upadku”. Przed wojną Ukraina pod względem stopy urodzin (7,8) zajmowała 184 miejsce na 192 państw (zob. https://www.theglobaleconomy.com/rankings/birth_rate/). Jeśli chodzi o dzietność plasowała się w ostatniej dziesiątce państw świata.

Ełła Libanowa, dyrektor Instytutu Demografii i Studiów Społecznych Narodowej Akademii Nauk Ukrainy oświadczyła, że jeżeli wojna będzie się przedłużać, a jej aktywna faza potrwa na przykład dwa lata, to ubytek populacji może wynieść nawet 5 mln. Należy brać pod uwagę, że „kiedy wcześniej czy później uchylony zostanie zakaz wyjazdu (z kraju) mężczyzn w wieku 18-60 lat, to łączenie rodzin nastąpi nie na Ukrainie, a zagranicą”. Istotnym czynnikiem demograficznego, społecznego i gospodarczego osłabienia Ukrainy będą – przypuszczalnie wysokie – straty (zabici, ranni, okaleczeni) poniesione na froncie. Wszak polegli żołnierze to młodzi i w sile wieku mężczyźni, których bardzo brakować będzie po wojnie.

[zob. (https://www.obserwatorfinansowy.pl/bez-kategorii/rotator/ukraincow-znacznie-mniej-czy-ukrainska-gospodarka-to-wytrzyma/; https://www.intellinews.com/un-projects-ukraine-s-population-will-never-recover-from-war-254300/; https://forsal.pl/gospodarka/demografia/artykuly/8480873,2-lata-wojny-w-ukrainie-ubedzie-5-mln-ludzi.html; https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2020-01-27/o-najnowszych-szacunkach-liczby-ludnosci-ukrainy; https://worldpopulationreview.com/countries/ukraine-population]

Życząc Ukrainie z całego serca, aby pozostała niepodległym państwem z perspektywami na rozwój gospodarczy, kulturalny, naukowy itd., co leży w oczywistym interesie Polski – jej sąsiada i sprzymierzeńca, nie można nie dostrzegać faktu, że wojna, jaką toczy, jest dla niej katastrofą, zagrażającą nie tylko gospodarczej i społecznej, ale wręcz „biologicznej” substancji narodu. Ukraińcy „nie mają wątpliwości, że w końcu tę wojnę wygrają: bez odpowiedzi pozostaje tylko pytanie, jaka będzie cena zwycięstwa” (Wojciech Konończuk, Ukraina: opór mimo wszystko, „Tygodnik Powszechny”, 2022 nr 49). Pytanie zatem, czy nie będzie to, niestety, zwycięstwo pyrrusowe.

Kto wie, być może za lat kilkadziesiąt, kiedy o tej wojnie wielu ludzi już zapomni, jakiś ukraiński publicysta historyczny nazwiskiem, powiedzmy, Petro Zychowiczenko opublikuje, należącą do gatunku historii alternatywnej, książkę Pakt Ławrow-Kułeba, przedstawiając argumenty za – przyznajemy, że karkołomną – hipotezą zakładającą, że gdyby kierownictwo państwowe w Kijowie przyjęło inną koncepcję polityki zagranicznej, posłuchało tego, co radził „Władisław Studnickij”, poszło na pewne polityczne ustępstwa wobec mocarstwa za miedzą, z ciężkim sercem pogodziło się nawet z jakimiś ubytkami terytorialnymi i ogłosiło „zbrojną neutralność”, to być może dla Ukrainy pojawiłaby się wówczas – zapewne niewielka – szansa uniknięcia katastrofy.

Tomasz Gabiś

PS

Rafałowi Ziemkiewiczowi dedykuję ustęp z broszury Ludwika Straszewicza (1857-1913); pochodzi ona wprawdzie z 1907 roku i napisana została w zupełnie odmiennych warunkach historycznych i politycznych, jednak zachowuje ponadczasowe znaczenie, wskazując na jedyną możliwą drogę do „wielkości”:

„Żeby móc cokolwiek uczynić dla narodu, dla jego przyszłości, trzeba znać siły swoje, trzeba widzieć dokładnie, do czego w danym momencie jesteśmy zdolni. Za przecenianiem swojej możności przyjść muszą błędy i klęski. […] A tymczasem na wiecach jakakolwiek partia je urządzała, rozlegały się nabrzmiałe fałszem okrzyki o naszej obecnej wielkości i potędze, o cnotach naszych i o sile. Tłumy słuchaczów klaskały w zapale, bo puste kłamliwe frazesy brały za objaw gorącego patriotyzmu. A to był właśnie smutny objaw zaniku miłości ojczyzny, bo interesy jej poświęcono dla miałkich względów osobistego lub partyjnego triumfu. […] Obowiązek Realistów wziąć na siebie niewdzięczne zadanie powtarzania palącej prawdy: wprzód odkupienie za grzechy, wprzód odrodzenie wewnętrzne, wprzód zdobycie mocy istotnej, a potem dopiero powodzenie polityczne; dopiero wtedy stanie się ono koniecznością, której nie zdołają złamać żadne niepomyślne przypadki. Naprzód mamy dbać o cnoty, o wiedzę, o dobytek, o ład, o pracę, a potem, i wskutek tego dopiero, przyjdzie – przyjść musi jak skutek za przyczyną – siła i triumfy”.






Za: Tomasz Gabiś blog (12.16.22) | 


http://www.tomaszgabis.pl/2022/12/16/o-wielkiej-polsce-rafala-ziemkiewicza/




Ruina – termin stosowany w ukraińskich badaniach historycznych na określenie okresu w historii Hetmanatu od śmierci Bohdana Chmielnickiego (1657) do wyboru hetmana Iwana Mazepy (1687). Okres ten charakteryzował się postępującym upadkiem autonomicznych rządów na Hetmańszczyźnie, postępującą anarchią, wojną domową oraz interwencjami państw sąsiednich. Ruinę podsumowuje ludowe ukraińskie powiedzenie „Od Bohdana do Iwana nie było hetmana“ (ukr. Від Богдана до Івана не було гетьмана).




pl.wikipedia.org/wiki/Ruina_(Ukraina)
uk.wikipedia.org/wiki/Руїна








czwartek, 15 grudnia 2022

motorem innowacji nie są samotni geniusze?

 

Ciekawy, ale i DZIWNY tekst... 


BARDZO DZIWNY...



przedruk

tłumaczenie automatyczne





JOAO MEDEIROS
DŁUGIE ODCZYTY    08.10.2019 06:00


Ten ekonomista ma plan naprawienia kapitalizmu. Czas, abyśmy wszyscy posłuchali


Mariana Mazzucato wykazała, że ​​prawdziwym motorem innowacji nie są samotni geniusze, ale inwestycje państwowe. Obecnie współpracuje z rządem Wielkiej Brytanii, UE i ONZ, aby zastosować swoje podejście do największych światowych wyzwań




Pomysł, dzięki któremu Mariana Mazzucato stała się jedną z najbardziej wpływowych ekonomistek na świecie, przyszedł jej do głowy na początku 2011 roku. Minęły trzy lata od kryzysu finansowego w 2008 roku, a w Wielkiej Brytanii koalicyjny rząd konserwatystów i liberalnych demokratów postanowił prowadzić fiskalną politykę oszczędnościową, która zmuszała rady do ograniczania usług publicznych i prowadziła do wzrostu bezdomności i przestępczości. „W mojej okolicy budżety świetlic, ośrodków młodzieżowych, bibliotek publicznych, policji i zdrowia psychicznego zostały obcięte, co dotknęło najsłabszych członków społeczeństwa” — wspomina. „To było bardzo smutne”.







Tym, co szczególnie rozwścieczyło Mazzucato, była dominująca narracja, że ​​takie cięcia są konieczne, aby pobudzić konkurencyjność i innowacyjność. W marcu 2011 r. premier David Cameron wygłosił przemówienie, w którym skrytykował urzędników państwowych pracujących w rządzie, nazywając ich „wrogami przedsiębiorczości”. Później tego samego roku, w listopadzie, odwiedził Truman Brewery we wschodnim Londynie, aby ogłosić swoje plany dotyczące nowego klastra technologicznego o nazwie Tech City. „Nakręcali przedsiębiorców i odrzucali wszystkich innych” — mówi Mazzucato. „Istniało przekonanie, że nie mamy europejskich Google i Facebook, ponieważ nie zgadzamy się z wolnorynkowym podejściem Doliny Krzemowej. To była tylko ideologia: w Dolinie Krzemowej nie było wolnego rynku”.

To wtedy Mazzucato, włosko-amerykański ekonomista, który spędził dziesięciolecia na badaniu ekonomii innowacji i przemysłu zaawansowanych technologii, postanowił przyjrzeć się bliżej wczesnej historii niektórych z najbardziej innowacyjnych firm na świecie. Na przykład rozwój algorytmu wyszukiwania Google był wspierany grantem z National Science Foundation, amerykańskiej publicznej instytucji przyznającej granty. Firma produkująca samochody elektryczne Tesla początkowo walczyła o zabezpieczenie inwestycji, dopóki nie otrzymała pożyczki w wysokości 465 milionów dolarów (380 milionów funtów) od Departamentu Energii USA. W rzeczywistości trzy firmy założone przez Elona Muska — Tesla, SolarCity i SpaceX — skorzystały łącznie z prawie 4,9 miliarda dolarów (3,9 miliarda funtów) różnego rodzaju wsparcia publicznego. Wiele innych znanych amerykańskich startupów zostało sfinansowanych z programu Small Business Innovation Research, publicznym funduszem venture capital. „To nie były tylko wczesne badania, ale także badania stosowane, finanse na wczesnym etapie, zamówienia strategiczne” — mówi. „Im dłużej patrzyłem, tym bardziej zdawałem sobie sprawę: inwestycje państwowe są wszędzie”.

Mazzucato zawarła swoje odkrycia w 150-stronicowej broszurze, którą przesłała do brytyjskiego think tanku Demos. Rozesłano go do tysięcy decydentów i omówiono w gazetach codziennych. „Było oczywiste, że to dotknęło nerwu” – mówi. „Im więcej o tym myślałem, tym bardziej chciałem przejść od razu do sedna mitów na temat innowacji”. Postanowiła przeanalizować produkt, który symbolizował kunszt inżynieryjny Doliny Krzemowej: iPhone'a.



Mazzucato prześledził pochodzenie każdej technologii, która stworzyła iPhone'a. Protokół HTTP został oczywiście opracowany przez brytyjskiego naukowca Tima Bernersa-Lee i zaimplementowany na komputerach CERN-u w Genewie. Internet powstał jako sieć komputerów zwana Arpanet, ufundowana przez Departament Obrony USA (DoD) w latach 60. w celu rozwiązania problemu komunikacji satelitarnej. Departament Obrony był również odpowiedzialny za rozwój GPS w latach 70., początkowo w celu określenia lokalizacji sprzętu wojskowego. Dysk twardy, mikroprocesory, układy pamięci i wyświetlacz LCD również zostały sfinansowane przez Departament Obrony. Siri była wynikiem projektu Stanford Research Institute mającego na celu opracowanie wirtualnego asystenta dla personelu wojskowego na zlecenie Agencji Zaawansowanych Projektów Badawczych Obrony (DARPA).



„Steve Jobs słusznie został nazwany geniuszem za wizjonerskie produkty, które wymyślił i wprowadził na rynek, [ale] ta historia tworzy mit o pochodzeniu sukcesu Apple”, pisze Mazzucato w swojej książce The Entrepreneurial State z 2013 roku. „Bez ogromnych inwestycji publicznych stojących za rewolucją komputerową i internetową takie cechy mogłyby doprowadzić jedynie do wynalezienia nowej zabawki”.


Ale narracja o innowacjach, w której pominięto rolę państwa, była dokładnie tym, co korporacje stosowały, lobbując za luźnymi regulacjami i niskimi podatkami. Według badania przeprowadzonego przez Mazzucato i ekonomistę Billa Lazonicka, w latach 2003-2013 spółki notowane na giełdzie w indeksie S&P 500 wykorzystywały ponad połowę swoich zarobków na odkup akcji w celu podniesienia cen akcji, zamiast reinwestować je z powrotem w dalsze badania i rozwój . Na przykład firma farmaceutyczna Pfizer wydała 139 miliardów dolarów (112 miliardów funtów) na wykup akcji własnych. Apple, które nigdy nie zajmowało się tego typu inżynierią finansową za czasów Jobsa, zaczęło to robić w 2012 roku. Do 2018 roku wydało prawie bilion dolarów na wykup akcji własnych. „Zyski te można wykorzystać na finansowanie badań i szkoleń dla pracowników”, mówi Mazzucato.

Stanowiło to pilny, bardziej fundamentalny problem. Gdyby to państwo, a nie sektor prywatny, tradycyjnie podejmowało ryzyko związane z niepewnymi przedsięwzięciami technologicznymi, które doprowadziły do ​​rozwoju lotnictwa, energii jądrowej, komputerów, nanotechnologii, biotechnologii i internetu, jak mielibyśmy znaleźć następną falę technologii, aby stawić czoła pilnym wyzwaniom, takim jak katastrofalne zmiany klimatu, epidemia oporności na antybiotyki, wzrost zachorowań na demencję? „Historia mówi nam, że innowacja jest wynikiem ogromnego zbiorowego wysiłku – nie tylko wąskiej grupy młodych białych mężczyzn z Kalifornii” — mówi Mazzucato. „A jeśli chcemy rozwiązać największe problemy świata, lepiej to zrozummy”.


Jednym z najtrwalszych wspomnień Mazzucato z dzieciństwa jest widok jej ojca Ernesto, fizyka syntezy jądrowej na Uniwersytecie Princeton, krzyczącego na wiadomości. Mówiła: „Tato, to tylko informacja”, na co on odpowiadał: „To nie jest informacja, po prostu próbują ci w to uwierzyć”.

„Krytyczne spojrzenie było pierwszą rzeczą, jaką zaszczepił we mnie mój tata, głównie po obejrzeniu go przeklinającego w telewizji” — mówi Mazzucato. Po opublikowaniu „The Entrepreneurial State” Mazzucato, energiczna kobieta po czterdziestce, stała się stałą bywalczynią programów publicystycznych, często z elokwencją wygłaszając druzgocącą krytykę powszechnie panujących przekonań ekonomicznych. Podczas debaty na temat deficytu budżetowego w Newsnight w 2017 r., skrytykowała Evana Davisa za obsesję na jego punkcie, wyjaśniając z irytacją: „Deficyty mają znaczenie, ale liczy się to, na co je wydajesz”. Zapytana przez Jona Snowa o unikanie podatków przez Google w Channel 4 News, odpowiedziała: „Wiesz co? To nie jest problem. Prawdziwy problem polega na tym, że ludzie nie wiedzą o zakulisowych umowach, które Googles, Apples i Glaxos i Pfizer mają z skarbcami na całym świecie w sprawie polityki podatkowej.”

To, że przesłanie leżące u podstaw jej książki odbiło się szerokim echem wśród ogółu odbiorców, niekoniecznie zaskoczyło Mazzucato. „Przedsiębiorcy z Doliny Krzemowej rzadko przyznawali, że stoją na ramionach gigantów. Było to wezwanie do broni dla innowatorów, aby w pewnym sensie przyspieszyli i uznali to” – mówi Saul Klein, współzałożyciel firmy venture capital LocalGlobe. „W ciągu ostatnich 40 lat podjęto bardzo skoordynowane wysiłki, aby zbudować ten intelektualny konstrukt, który został sprzedany rządowi i sprzedany społeczeństwu o wolnym rynku, wspierany przez biznesmenów, którzy próbowali opowiedzieć historię, która była dla nich korzystna, " mówi potentat technologiczny Tim O'Reilly. „Teraz jest bardzo jasne, że coś jest nie tak z tą historią. Potrzebujemy nowej teorii, aby ją zastąpić, a Mariana jest jednym z ekonomistów próbujących zbudować konkurencyjną narrację.

Mazzucato był zaskoczony, widząc zwolenników w rządzie koalicyjnym. „Szczerze mówiąc, biorąc pod uwagę, że pisałam głównie rzeczy akademickie, nie było realnego ryzyka, że ​​zabrzmię jak komunistka” — mówi. Wsparcie to przyszło w postaci sekretarza ds. biznesu Vince'a Cable'a, który założył centra Catapult w celu promowania partnerstwa między naukowcami i przedsiębiorcami; oraz inwestycja „osiem wielkich technologii” ogłoszona przez Davida Willettsa, ministra ds. uniwersytetów i nauki. „W konserwatyzmie istniała luka w oferowaniu konstruktywnego wyjaśnienia roli państwa” — mówi Willetts. „Mariana przedstawiła opis roli rządu, który nie był ani rządem minimalnym, ani tradycyjnym socjalizmem. Mogłem powiedzieć w rządzie, czekaj, to nie jest jakiś eksperyment z lewicowym socjalizmem.


Wkrótce stała się stałym gościem w Whitehall, doradzając zarówno Cable, jak i Willetts w zakresie polityki, takiej jak Small Business Research Initiative, która finansowała małe i średnie przedsiębiorstwa, oraz patent box, który obniżył stawkę podatku od osób prawnych od dochodów uzyskanych z patentów ( którą nazywa „najgłupszą polityką wszechczasów”).

Mazzucato wiedziała, że ​​aby wpłynąć na polityków, musiałaby zrobić coś więcej niż tylko krytykować. „Powodem, dla którego postępowcy często przegrywają ten argument, jest to, że za bardzo skupiają się na redystrybucji bogactwa, a za mało na tworzeniu bogactwa” – mówi. „Potrzebujemy progresywnej narracji, która dotyczy nie tylko wydatków, ale także inwestowania w mądrzejszy sposób”.

W tamtym czasie Mazzucato coraz bardziej interesowała się tym, co nazywała organizacjami zorientowanymi na misję. Najlepszym przykładem była DARPA, agencja badawcza założona przez prezydenta Eisenhowera w 1958 roku po wystrzeleniu przez Związek Radziecki Sputnika. Agencja wpompowała miliardy dolarów w rozwój prototypów poprzedzających technologie komercyjne, takie jak Microsoft Windows, wideokonferencje, Mapy Google, Linux i chmura. W Izraelu Yozma, wspierany przez rząd fundusz venture capital, który działał w latach 1993-1998, wspierał ponad 40 firm. W Wielkiej Brytanii rządowa usługa cyfrowa, uruchomiona w 2010 r., stała za wielokrotnie nagradzaną domeną .gov.uk, oszczędzając rządowi 1,7 miliarda funtów na zakupach IT. „Kiedy używam słowa „państwo”, mam na myśli zdecentralizowaną sieć różnych agencji państwowych” – mówi.


Dla Mazzucato uosobieniem koncepcji zorientowanej na misję był program Apollo, program kosmiczny mający na celu wylądowanie Amerykanów na Księżycu i bezpieczny powrót ich na Ziemię. W latach 1960-1972 rząd USA wydał 26 miliardów dolarów (21 miliardów funtów), aby dokładnie to osiągnąć. Ponad 300 różnych projektów przyczyniło się nie tylko do aeronautyki, ale także w obszarach takich jak żywienie, tekstylia, elektronika i medycyna, co zaowocowało powstaniem 1800 produktów spin-off, od liofilizowanej żywności po kombinezony chłodzące, opony sprężynowe i cyfrowe sterowanie lotem typu fly-by-wire systemów stosowanych w samolotach komercyjnych. Program odegrał również kluczową rolę w zainicjowaniu przemysłu układów scalonych, niesprawdzonej wówczas technologii, oraz innych projektów kosmicznych, takich jak prom kosmiczny i Międzynarodowa Stacja Kosmiczna.

Modus operandi tych instytucji zorientowanych na misję dostarczył Mazzucato alternatywnego słownictwa, które opowiadało inną historię o roli państwa. „Ekonomia jest pełna historii” – mówi. „Słowa takie jak „umożliwianie”, „ułatwianie”, „wydawanie”, „regulowanie” – tworzą opowieść o państwie jako nudnym i inercyjnym. Staje się samospełniającą się przepowiednią. Potrzebujemy nowej narracji, aby kierować lepszą polityką”. Te zorientowane na misję instytucje aktywnie tworzyły i kształtowały rynki, a nie tylko je naprawiały. Ambitnie poszukiwali kierunków badań i inwestycji obarczonych dużym ryzykiem, a nie outsourcingu i unikania niepewności.


Współpraca Mazzucato z Whitehall została zawieszona po wyborach powszechnych w 2015 roku: Willetts ustąpił ze swojego miejsca, a Cable stracił swoje. Jednak do tego czasu osiągnęła już zasięg globalny – współpracując z demokratką z USA Elizabeth Warren w zakresie publicznego finansowania innowacji w dziedzinie zdrowia oraz doradzając szkockiej premier Nicoli Sturgeon w sprawie rozwoju szkockiego narodowego banku inwestycyjnego. Mazzucato uruchomił także nowy typ wydziału ekonomii na University College London, Institute for Innovation and Public Purpose (IIPP) – z misją szkolenia kolejnego pokolenia urzędników służby cywilnej w teorii polityki zorientowanej na misję. „Chcemy, aby myśleli strategicznie i ambitnie dla dobra publicznego oraz, jak powiedział Steve Jobs, „pozostawali głodni i głupi” — mówi.

Na początku 2017 r. Carlos Moedas, europejski komisarz ds. badań naukowych, nauki i innowacji, zaproponował jej stanowisko specjalnego doradcy, na co się zgodziła. „Chciałam, żeby ta praca miała wpływ” — mówi. „W przeciwnym razie jest to szampański socjalizm: wchodzisz, rozmawiasz od czasu do czasu i nic się nie dzieje”. Zaproponowała przeformułowanie europejskiego programu badań i innowacji na Horyzont Europa, zorientowaną na misję inicjatywę o wartości 100 miliardów euro (90 miliardów funtów), która ma rozpocząć się w 2020 roku. Moedas dał jej wolną rękę w realizacji projektu.

Komisja Europejska tradycyjnie określała swoją politykę w kategoriach wielkich wyzwań, ale koncepcja misji Mazzucato przekłada je na konkretne projekty: zimna wojna była wyzwaniem; lądowanie na Księżycu było misją. W lutym 2018 r. opublikowała raport zatytułowany Mission-Oriented Research & Innovation in the European Union, w którym określono pięć kryteriów, które misje powinny spełniać: muszą być odważne i inspirować obywateli; bądź ambitny i ryzykowny; mieć jasny cel i termin (musisz być w stanie jednoznacznie odpowiedzieć, czy misja została wykonana w terminie, czy nie, mówi Mazzucato); mieć charakter interdyscyplinarny i międzysektorowy (na przykład zwalczanie raka wymagałoby innowacji w opiece zdrowotnej, żywieniu, sztucznej inteligencji i farmaceutykach); i pozwalają na eksperymentowanie i wielokrotne próby rozwiązania,

W raporcie zilustrowała, jak mogłyby wyglądać misje, trzema hipotetycznymi przykładami: ocean wolny od plastiku, 100 miast neutralnych pod względem emisji dwutlenku węgla do 2030 r. i ograniczenie demencji o 50 procent. Misja czystych oceanów może obejmować usunięcie połowy plastiku już zanieczyszczającego oceany i zmniejszenie o 90 procent ilości plastiku wprowadzanego do oceanów przed 2025 r. poprzez projekty takie jak autonomiczne stacje zbiórki plastiku lub rozproszone sieci. Rozwiązanie wymagałoby wynalezienia alternatyw dla plastiku, zaprojektowania nowatorskich form opakowań do żywności i stworzenia systemów AI, które mogłyby automatycznie segregować odpady. „To były tylko przykłady mające na celu zobrazowanie trudności” — mówi Mazzucato. „Kiedy ludzie mówią o misjach, zawsze ich ostrzegam: jeśli jest to coś, co sprawia, że ​​czujesz się komfortowo, szczęśliwie i przytulnie, to nie zrozumiałeś tego,


W marcu 2018 roku z Mazzucato skontaktowało się dwóch członków postępowego ruchu politycznego w USA o nazwie Justice Democrats. Nie miała pojęcia, kim byli Saikat Chakrabarti i Zack Exley. „Mówili, że próbują sprowadzić nową falę młodych polityków” – wspomina. „To była bardziej ciekawość z mojej strony, słysząc, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych, ponieważ straciłem kontakt”.

Chakrabarti i Exley pracowali wcześniej w kampanii prezydenckiej Berniego Sandersa w 2016 roku. Chakrabarti był następnie współzałożycielem komitetu akcji politycznej, którego celem była rekrutacja 400 kandydatów z klasy robotniczej do kandydowania do Kongresu. „Pomysł polegał na stworzeniu nowego klubu w ramach Partii Demokratycznej” – mówi Chakrabarti. „Mamy w Białym Domu ludzi takich jak Donald Trump, kierownictwo Partii Demokratycznej zachowuje się tak, jakby wciąż był rok 1995. Prawdziwy podział nie przebiega między lewicą a prawicą. To coś pomiędzy ambicją a nie ambicją. Chcieliśmy alternatywnej wizji społeczeństwa, która byłaby rewolucyjna. To, co było ekscytujące w spotkaniu z Marianą, to fakt, że w Stanach Zjednoczonych niewiele osób rozmawiało o tego typu pomysłach”.


W Londynie, w domu Mazzucato w Camden, powiedzieli jej, że za trzy miesiące mają nadzieję na wybranie w Kongresie urzędników, którzy zechcą rozmawiać o wielkich koncepcjach politycznych, zwłaszcza dotyczących zmian środowiskowych. Jednym z najbardziej obiecujących kandydatów był młody barman z Nowego Jorku. Nazywała się Alexandria Ocasio-Cortez.


W czerwcu 2018 roku Ocasio-Cortez pokonała urzędującego od 10 kadencji Joe Crowleya w prawyborach Demokratów, szokując polityczny establishment iw efekcie gwarantując sobie miejsce w Kongresie.

Miesiąc później Mazzucato i Ocasio-Cortez po raz pierwszy rozmawiali przez Skype. Ich rozmowa toczyła się wokół nowej, ambitnej polityki przemysłowej, którą Justice Democrats nazwali Zielonym Nowym Ładem. Mazzucato był jednym z pomysłodawców, we współpracy z ekonomistką Carlotą Perez. „Najważniejsze jest, aby przestać myśleć, że powinniśmy poświęcić nasz sposób życia, aby rozwiązać nasze problemy środowiskowe” – mówi Perez. „Zawsze uważaliśmy to za okazję do przekształcenia naszego społeczeństwa w sposób, który jest również bardziej sprawiedliwy i społecznie zrównoważony”.


Dla Mazzucato Zielony Nowy Ład może być równie śmiały jak strzał w księżyc z 1969 roku. „Kiedy ukazała się moja książka, Bill Gates zaprosił mnie do Seattle” — mówi. „Powiedział mi, że poszedł w ślady sektora publicznego, jeśli chodzi o IT. A teraz martwił się, że nie widzi publiczności prowadzącej na zielono w ten sam sposób”. Zielony Nowy Ład obejmowałby, jak to ujęła, „zazielenianie całej gospodarki”, przekształcając nie tylko przemysł energii odnawialnej, ale każdy aspekt produkcji. Wymagałoby to zachęt podatkowych i czynników zniechęcających do zwalczania podmiotów zanieczyszczających w dużym stopniu oraz zachęcania do innowacji w obszarach takich jak odpady i trwałość. Wymagałoby to cierpliwego, długoterminowego finansowania.

11 września Mazzucato i Ocasio-Cortez spotkali się twarzą w twarz w restauracji Firefly, lokalnym miejscu spotkań tego ostatniego w Sunnyside w stanie Nowy Jork. Mówili o wszystkim, od kwestii publicznego zwrotu z inwestycji publicznych po pojęcie współtworzenia rynku kontra ustawianie rynku. „Jest dość akademicka” — mówi Mazzucato. „Rozmawianie z nią o tych sprawach było znacznie łatwiejsze niż zwykle z politykiem, który chce tylko sloganów, ale tak naprawdę nie rozumie szczegółów kryjących się za przesłaniem”.

Ocasio-Cortez poprosiła także ekonomistkę o radę, jak przekazać jej przesłanie wyborcom. W 2009 roku, kiedy Obama proponował reformę systemu opieki zdrowotnej, musiał zapewnić ludzi, że rządowi biurokraci nie będą się wtrącać. To było w porządku, ale nie pobudziło wyobraźni publiczności, powiedział Mazzucato. Powinien był powiedzieć, że w rzeczywistości agencje finansowane ze środków publicznych nie tylko regulują – finansują większość innowacji w systemie opieki zdrowotnej. Przemysł farmaceutyczny otrzymuje 32 miliardy dolarów (25 miliardów funtów) rocznie na finansowanie innowacji od agencji państwowej – National Institutes of Health – bez warunków, a mimo to podatnicy nadal musieli płacić wygórowane ceny za leki ratujące życie. To nie miało sensu. „Popraw język”, powiedział Mazzucato do Ocasio-Cortez. „W przeciwnym razie będziesz po prostu miłym socjaldemokratą,


W lutym 2019 r. Ocasio-Cortez opublikowała swój pierwszy akt prawny jako kongresmenka: 14-stronicową rezolucję w sprawie Zielonego Nowego Ładu, którą nazwała „księżycowym strzałem naszego pokolenia”. Kilka tygodni później, podczas przesłuchania w Kongresie na temat przemysłu farmaceutycznego, zapytała Aarona Kesselheima, profesora medycyny z Harvardu: wczesna inwestycja? Społeczeństwo działa jako wczesny inwestor w produkcję tych leków. Czy społeczeństwo otrzymuje jakikolwiek bezpośredni zwrot z tej inwestycji z wysoce dochodowych leków opracowanych na podstawie tych badań? – Nie – odparł Kesselheim



Pewnego majowego popołudnia 2019 roku Mazzucato siedział obok Davida Willetsa w wypełnionej po brzegi auli na University College London.  wskazała na leżący na biurku stos 100-stronicowych żółtych raportów. Na okładce widniał napis „Zorientowana na misję brytyjska strategia przemysłowa”. „To właśnie robiliśmy przez ostatni rok” — pomyślała. „Pracowaliśmy naprawdę ciężko i oto efekt”.


Prawie dokładnie rok wcześniej brytyjska premier Theresa May wygłosiła przemówienie w Obserwatorium Jodrell Bank na temat nowej rządowej strategii przemysłowej, która skupiała się wokół czterech wielkich wyzwań: czystego wzrostu, mobilności, zdrowego starzenia się i sztucznej inteligencji. May ogłosiła jedną misję dla każdego wyzwania: zmniejszenie o połowę zużycia energii w nowych budynkach do 2030 r.; wykorzystanie sztucznej inteligencji do transformacji leczenia chorób przewlekłych; przedłużenie zdrowego, niezależnego życia do dodatkowych pięciu lat; bycie liderem w produkcji pojazdów bezemisyjnych do 2040 r. Było to już bezpośrednim wynikiem wpływu Mazzucato na ówczesnego sekretarza ds. Biznesu, Grega Clarka. Kilka miesięcy wcześniej Clark skontaktował się z Mazzucato, aby dowiedzieć się więcej o polityce zorientowanej na misję.


Przez ponad rok komisja spotykała się co miesiąc. „Odkryliśmy, że wprowadzenie w życie pięciu kryteriów Mariany dotyczących tego, jakie misje powinno być o wiele trudniejsze, niż się spodziewaliśmy” — mówi Rainer Kattel, zastępca dyrektora IIPP.

Na przykład komisja uznała misję dotyczącą przyszłości mobilności za mało ambitną i zbyt zamkniętą w Departamencie Transportu. „Ten cel i tak miał się wydarzyć” — mówi Kattel. „Wróciliśmy do nich i powiedzieliśmy, że to zbyt nisko zawieszone. Największym zaskoczeniem było to, że byli bardzo otwarci na naszą krytykę”.

Jeśli chodzi o misję zdrowego starzenia się, zmagali się z definicją „zdrowości”. „Jak to w ogóle zmierzyć?” – pyta Mazzucato. Początkowo rozważali scenariusz pacjenta z chorobą Alzheimera, który jest całkowicie niezależny w domu i wspomagany najnowocześniejszymi technologiami. Ale przywódcy misji nie spodobał się ten pomysł. „Po co mieć obsesję na punkcie niezależności?” Powiedziała. „A może zamiast tego pielęgnować współuzależnienie?”

Jeśli chodzi o przyszłość mobilności, muzyk Brian Eno, jeden z doradców Instytutu, zakwestionował założenie, że celem jest szybsze przemieszczanie się z punktu A do punktu B. „A może zwolnić i docenić życie?”

Roczna współpraca między IIPP a Whitehall obejmowała serię warsztatów na temat teorii polityk zorientowanych na misję, prowadzonych przez Mazzucato i jej zespół dla urzędników służby cywilnej w Whitehall. „Byli to w końcu ludzie, którym ciągle mówiono, żeby zeszli z drogi i przestali dławić innowacje. To może być przygnębiające” — mówi Mazzucato. „Wchodząc i dając im inną narrację o ambitnych misjach i marzeniach o wielkiej rzeczy, ich oczy po prostu się zaświeciły. Czasami czułem się jak trener życia”.

Niektóre z tych rozmów były jednak wyzwaniem – szczególnie w odniesieniu do ocen polityki przeprowadzanych przez Skarb Państwa. „Jako kanclerz skarbu, w całym rządzie 20 osób przychodzi do ciebie z różnymi propozycjami politycznymi, na które możesz wydać pieniądze. Jak zdecydować, który z nich będzie miał największy wpływ lub jest najbardziej wartościowy?” mówi George Dibbs, szef strategii przemysłowej w IIPP. Standardową metodą oceny stosowaną przez rządy na całym świecie jest analiza kosztów i korzyści, w której dokonuje się uproszczonego oszacowania ilościowego, ile będzie kosztować polityka i ile pieniędzy ona wygeneruje. „To jak stara mentalność z wojny w Wietnamie: dopóki liczba ciał wroga jest wyższa, możemy ignorować wszystkie inne zmienne”. mówi Katel. „Dlatego np. niektóre nowe leki nie są opłacane przez NHS, ponieważ niewystarczająca liczba osób może z nich skorzystać. Biurokraci naprawdę stracili poczucie, że są w jakiś sposób odpowiedzialni za ludzi na ulicy”.

Analiza kosztów i korzyści nie jest odpowiednia do oceny polityk zorientowanych na misję, które są z natury ryzykowne i niepewne oraz których celem jest raczej tworzenie nowych rynków niż naprawianie istniejących. Jak lubi podkreślać Mazzucato, nigdy nie chodzilibyśmy po Księżycu, gdyby program Apollo był oceniany na podstawie analizy kosztów i korzyści.

Na początku raportu Mazzucato opowiedział słuchaczom historię ilustrującą jej punkt widzenia: w XVI wieku jezuici mieli system, który polegał na otwieraniu kasetki z pieniędzmi poprzez jednoczesne przekręcanie dwóch kluczy — jeden należał do księgowego, drugi do rektora . Oznaczało to, że aby otworzyć kasetę, „trzeba było mieć wizję, ale trzeba było też pomyśleć o budżecie” – podsumowała. „Wiem, że to brzmi dziwnie, ale tego właśnie brakuje”.


Pewnego popołudnia pod koniec czerwca Mazzucato siedziała zamyślona w swoim biurze w centrum Londynu. Neon z napisem „wartość wszystkiego” – prezent od męża z okazji jej drugiej książki, która ma to zdanie w tytule – zdobi jedną ze ścian. Na ścianach wiszą duże plakaty przedstawiające złożone diagramy misji Mazzucato. Dwa dni po opublikowaniu raportu dotyczącego strategii przemysłowej Theresa May zrezygnowała ze stanowiska premiera, potencjalnie wykolejając całą politykę strategii przemysłu i ponownie wstrzymując prace Mazzucato z rządem. „Czasami albo chcesz po prostu wczołgać się z powrotem do łóżka, albo walczysz mocniej” – mówi. „Zawsze robię to drugie”.


Mazzucato postrzega swoją pracę jako bitwę idei. „Tyle bzdur dzieje się w imię innowacji” – mówi. „Jako doradca bardzo ważne jest, aby śledzić, poświęcać czas i ponownie przedstawiać całą argumentację oraz pomagać ludziom w dopracowaniu szczegółów”. Czasami, kiedy zwraca się do publiczności, myśli sobie: „O mój Boże, mówiłam to tyle razy”. „Mój tata się ze mnie śmieje” – mówi. „Mówi mi:„ Czy ludzie nie zdają sobie sprawy, że ciągle mówisz im to samo? Ale publiczność jest inna, a przesłanie przypomina heretyków w wielu kręgach”.

Śmieje się, bo zdaje sobie sprawę – ale to konieczność. Niedawno w Europejskim Banku Inwestycyjnym musiała powiedzieć ekonomistom: „Proszę, nigdy więcej nie piszcie w swoich raportach słowa »redukowanie ryzyka«, bo to nie jest to, co robicie. Podjąłeś ryzyko i powinieneś móc powiedzieć to otwarcie – coś w rodzaju wychodzenia z ukrycia”.

Podczas przemówienia w NASA, gdzie Mazzucato pracował jako część grupy badającej gospodarkę na niskiej orbicie okołoziemskiej, wezwała ich do odzyskania ambicji godnych agencji jej kalibru. „Nie sądzę, aby wielu ludzi zdawało sobie sprawę, że Novartis, jedna z najbogatszych firm farmaceutycznych na świecie, pracuje za darmo na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej” — mówi. „Kto to wymyślił? Naładuj ich. Lub upewnij się, że związek jest symbiotyczny, a nie pasożytniczy”.

W maju Parlament Europejski przegłosował i zatwierdził zorientowaną na misję propozycję Mazzucato dotyczącą programu „Horyzont Europa”. Po długich konsultacjach wybrano pięć obszarów misji: adaptacja do zmian klimatycznych; nowotwór; zdrowe oceany, morza, wody przybrzeżne i śródlądowe; neutralne dla klimatu i inteligentne miasta; oraz zdrowie gleby i żywność. Komisja Europejska wyznaczy teraz radę misyjną składającą się z 15 ekspertów z każdej dziedziny. Będą odpowiedzialni za zidentyfikowanie pierwszych konkretnych misji, zgodnie z kryteriami Mazzucato. „Moedas żartobliwie zaproponował mi rolę głównej muzy misji” — śmieje się. „Ten raport był najważniejszą rzeczą, jaką napisałem. Jest to teraz instrument prawny, którego nie można cofnąć, chyba że odbędzie się kolejne głosowanie”. Przerywa. „Wpływałem na polityków, ale głosowanie w parlamencie nad czymś, co napisałem, jest po prostu fantastyczne, – kontynuuje. „Tego właśnie chcę: doprowadzić do zmiany”.



Mariana Mazzucato przemawia w WIRED Smarter w King's Place w Londynie 30 października 2019 r. Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej




https://www.wired.co.uk/article/mariana-mazzucato?fbclid=IwAR0ZdzTJj8mQ0rj4tPnqZfDUiZv6_nzkW2mmz7Px07tWpP6bhycvZPjr0yg










Gandeste 2 - wybór artykułów




przeruki
tłumaczenie automatyczne





MOTTO: „Para jego ukochanych niemieckich sandałów ze „spin leather”, noszonych przez Steve’a Jobsa w latach 70. „Podeszwa z korka i juty zachowuje odcisk stopy Steve'a Jobsa, który został ukształtowany przez lata użytkowania” – zauważył Julien's Auctions w liście na swojej stronie internetowej. „Steve Jobs nosił te sandały w wielu kluczowych momentach w historii Apple” – czytamy na liście. „W 1976 roku stworzył początki komputera Apple w garażu w Los Altos wraz ze współzałożycielem Apple, Stevem Wozniakiem, OKAZYJNIE NOSZĄC te sandały”. Według WASHINGTON POST, była dziewczyna powiedziała w wywiadzie z 2018 roku, że nosiła je nawet zimą. „Sandały były częścią jego prostoty. To był jego mundur” – powiedział Chrisann Brennan. (THE GUARDIAN.com, 15 listopada 2022 r.)
……………………………………………………………………………
Czytam z fascynacją tę niezwykłą wiadomość, wyobrażając sobie, jakie podniosłe uczucia musi przeżywać ten, kto kupił za cenę mieszkania w Cluj ślad Steve'a Jobsa. W drogocennym odcisku dowiadujemy się, że historia Apple drzemie... Myślę, że bardziej pogodny węch będzie w stanie ją powąchać, więc łapczywie, bo niefajnie jest móc bezpośrednio powąchać historię Apple'a!
Mniej więcej w tym samym czasie w New Hampshire odbył się bardzo bliski i ekscytujący konkurs piękności. Co dokładnie „ekranuje” konkurs Miss New Hampshire? Cóż, dowiadujemy się za pomocą Wikipedii, że:

„…to program stypendialny, który wybiera przedstawiciela New Hampshire do konkursu Miss America”.

Jak na razie nic nadzwyczajnego... jak w każdym konkursie musi być zwycięzca... No wiesz? w dawnych czasach wybranką była piękna dziewczyna o wymiarach 90-60-90. Cóż, w tym roku stan New Hampshire przeszedł do historii, wybierając mężczyznę w wieku około 100-150-140, jak widać na zdjęciu. Nie widziałam próbki jego kostiumu kąpielowego (nawiasem mówiąc, ciekawe byłoby zobaczyć, jak majtki układają się na… proszę… co zwykle skrywa „ostry seks” w bieliźnie), ale – w bardziej wyraźny sposób zdjęcie z NET, dwa nachodzące na siebie brzuchy wybranej Miss, myślę, że były powodem remisu między zawodniczkami.

Łzy, brawa, zachwyt... bo przecież czemu nie? Świat, w którym się obudziliśmy, nie chce już umieszczać płci dziecka na akcie urodzenia, ponieważ pozostawia dziecku czas na wybór, kim chce być: dziewczynką, chłopcem, kuchennym stołem, słoniem bez kufer lub zeszyt do dyktowania! Wszyscy udają zachwyt i zaznaczają w notatniku, że obalone zostało kolejne uprzedzenie. mianowicie, że panna musi być piękną kobietą, skoro może być grubasem albo książką kucharską, albo słupem telegraficznym!

Piszemy historię!

Małe państwo wyspiarskie Tuvalu, zagrożone wyginięciem z powodu „zmiany klimatu”, czyli podnoszącego się poziomu oceanów, który ocean przygotowuje się do pochłonięcia, buduje obecnie wersję cyfrową, na sytuację „dzisiaj to widzimy, a tego nie ma”.
„…„Chodzi o to, ABY KONTYNUOWAĆ FUNKCJONOWANIE JAKO PAŃSTWO i poza tym, aby zachować naszą kulturę, naszą wiedzę, naszą historię w przestrzeni cyfrowej” – powiedział Reuterowi minister spraw zagranicznych Kofe. Kofe ogłosił, że siedem rządów zgodziło się na dalsze uznanie, ale istnieją wyzwania, jeśli Tuvalu upadnie, ponieważ jest to nowy obszar prawa międzynarodowego”. (DIGI 24. ro, 16 listopada 2022)

Dlaczego nie? Wszystko jest możliwe... skrupulatna cyfrowa rekonstrukcja Atlantydy - fakt czy fikcja - dlaczego nie dać jej prawa do KONTYNUOWANIA FUNKCJONOWANIA w przestrzeni, w której sandały Steve'a Jobsa niosą nieromantyczną historię komputera!

I:
15 listopada 2022: „Wysoki rangą urzędnik wywiadu USA powiedział, że rosyjskie pociski spadły na Polskę, zabijając dwie osoby, poinformowała we wtorek Associated Press”. (GAZETA ZYSKOWA. ro,)
(A więc prasa eksploduje: straszna tragedia, zginęło dwoje niewinnych, niewalczących ludzi!!!)
16 listopada 2022: „Joe Biden: Jest mało prawdopodobne, aby pocisk, który spadł na Polskę, został wystrzelony z Rosji… Są wstępne informacje, które temu zaprzeczają”. (WIADOMOŚCI PRO TV. ro)
(Prasa nagle stała się znacznie bardziej dyskretna: dwóch nie żyje, ale daj spokój! Nie mówmy już o tym, bo wygląda na to, że to nie „źli” ich zabili, ale „dobrzy”.)
czy ty widzisz Zmarli, biedni są tacy sami... ale ich tragiczne zniknięcie jest ważne lub mało znaczące tylko i wyłącznie w stosunku do zabójcy! Bo w świecie sandałów Steve'a Jobsa, które tworzą historię, empatia dla sytuacji jest zupełnie normalna!







Nie jest łatwo kochać Rumunię.

To kraj wielu grzechów. I haniebnymi grzechami, popełnionymi ze zbytniej służalczości, a nie z nadmiaru pychy. Jeśli inne narody w historii cierpią z powodu nadmiernej pychy imperialnej, która chce podbić inne i potwierdzić cel i miejsce swojego kraju na czele całego świata, u nas grzechy to obłudne przetrwanie, wszeteczeństwo i oszustwo, na które staramy się usprawiedliwiać w imię pokory i zła historii.

Niedobrze jest chować się za palcami, zwłaszcza dzisiaj, kiedy Rumunia szczyci się tym, że jest w UE i jest okupowana przez wojska NATO, a jej historyczne ambicje, sformułowane przez prezydenta i premiera, to większa integracja w UE i więcej żołnierzy NATO.

A sondaże opinii publicznej, niezależnie od ich liczby, pokazują, że większość Rumunów, którzy by zagłosowali, zagłosowałaby z partiami głównego nurtu, które kontynuują politykę uległej prostytutki w Rumunii.

A jeśli istnieje większość, która już nie głosuje, są zniesmaczeni, ta większość jest zniesmaczona nie dlatego, że narusza to ich godność, ale dlatego, że obecni panowie nie zapewniają im wystarczającej ilości jedzenia i rozrywki.

Jak za czasów Ceaușescu. Większość Rumunów nie czuła się upokorzona przez Ceaușeștiego. Bez problemu skandowali najbardziej groteskowe i przezabawne hasła, wychwalając pod każdym względem dwóch wieśniaków, którzy dotarli na kraniec kraju.

Większość Rumunów była zła na Ceaușescu, ponieważ nie oferował im już niczego w zamian za pochwały. Nie było już prądu, elektryczności, ciepła, zabawy.
Nie przeszkadzało im, że liżą sobie ręce jak psy służące. Martwiło go, kiedy przestał podawać tym rękom jedzenie...
Pewnie dlatego obecny reżim też się źle skończy: bo nie ma już nic do zaoferowania. Kraj jest workiem z łatami na łatach, jeśli oryginalny materiał nie jest już widoczny...

Ale ci ludzie mogą się obudzić. Ten naród ma jeszcze szansę. Jak w 1859, jak w 1866, jak w 1877, jak w 1916, jak w 1918, jak w 1944, jak w 1964, jak w 1968, szansa Rumunów jest taka, że ​​w tym narodzie są żywe energie, energie, które mogą władzę i może wymusić zmianę.

Mamy elity. Mamy je tam, gdzie najmniej się ich spodziewamy. Nie jestem w akademii rumuńskiej (celowo przez małe „a”, ten dom opieki dla tchórzy, konformistów i skorumpowanych, tym bardziej winnych, jeśli mieli na tyle rozsądku, żeby dołożyć coś dla dobra kraju), ale na blogach i Facebooka.

Nie stoją na czele partii, ale znajdują się poprzez partie. Nie są szefami organizacji pozarządowych, ale angażują się społecznie, nie są hierarchami kościelnymi, ale są kapłanami poprzez parafie i klasztory. Nie są naukowcami (kolejne podwójne skupienie – z jednej strony skorumpowany i mafijny ćwierćdoktyzm, z drugiej zachodni bałagan ideologiczny), ale żyją ze stypendiów…

Tych, z pomocą Boga, któremu bardzo zależy na tym ludzie, przetrwaliśmy prawie 1500 lat.

Dla nich śmiało mówię: „Wszystkiego najlepszego, Rumunio!”

Autor: Bogdan Alexandru Duca

Uwaga:

Często jestem atakowany za to, że jestem „Żydem”, „zdrajcą narodu” i „bluźniercą narodu i kraju”, ale nie mam nic przeciwko. Moi oskarżyciele dzielą się na dwie kategorie: złośliwych drani oraz intelektualnych i emocjonalnych imbecyli.
Pierwsza kategoria ma po prostu misję „walki” ze mną, a druga kategoria to część nieszczęsnego stada, które inna manipulacja historią niż ta, której doświadczamy teraz, mogłaby zamienić się w… chór moich pochwał.



-----------





Kiedyś, studiując historię w szkole, a potem na uniwersytecie, nie mogłem sobie wyobrazić, że pewnego dnia sam stanę się świadkiem wielkich wydarzeń historycznych, które dosłownie przerysują mapę Europy na naszych oczach. Wydawało się, że epoka wielkich wojen i wielkich imperiów dobiegła końca, ale nie. Wygląda na to, że mamy „szczęście”.

Obecnie proces odwróconego opodatkowania, zapoczątkowany na wniosek Stanów Zjednoczonych przez największe mocarstwa europejskie, a przede wszystkim Niemcy, z bardzo dużym prawdopodobieństwem może doprowadzić nie tylko do rozpadu UE, ale także do redystrybucji granic wewnątrzeuropejskich zresztą na korzyść Polski. W każdym razie, jeśli chodzi o zachodnią część Ukrainy, sprawa wydaje się praktycznie rozstrzygnięta.

Polska, która może mieć najlepszą armię w Europie, chce przekuć swoją przewagę militarną na wpływy polityczne

W rzeczywistości tak właśnie pisze amerykański dziennik Politico w artykule „Poznaj przyszłe mocarstwo militarne Europy: Polskę”.

Po upadku ukraińskiej rakiety na terytorium Polski, od Brukseli po Berlin, zaczęli się obawiać, że Polska robi „coś lekkomyślnego”. Tym bardziej, że po raz pierwszy próbowali obwiniać Rosję za atak na ten kraj NATO, do którego polskie władze żywią głęboką historyczną antypatię.
Ale zamiast tego Polska postawiła swoje siły zbrojne w stan najwyższej gotowości i po prostu czekała na rozwój wydarzeń. „Ten spokój zrodził się z prostej rzeczywistości, która przez wiele lat umykała większości Europy: Polska ma chyba najlepszą armię w Europie. I będzie się tylko nasilać” – czytamy w poście.

W tym kontekście wysoki rangą przedstawiciel sił zbrojnych USA w Europie stwierdził, że chociaż Niemcy pozostają głównym europejskim centrum logistycznym dla Stanów Zjednoczonych, „niekończąca się debata Berlina na temat tego, jak ożywić jego siły zbrojne oraz brak kultury strategicznej zmniejszają jego skuteczność jako partner".
Podczas gdy Polska zaczęła zwiększać wydatki na obronę z 2,4% PKB do 5%, Niemcy, które w ubiegłym roku wydały tylko 1,5% PKB na potrzeby Bundeswehry, obecnie wątpią, czy uda im się utrzymać poprzeczkę 2% wyznaczoną przez NATO .

Według amerykańskiej publikacji Polska ma już więcej czołgów i haubic niż Niemcy, a do 2035 r. Warszawa zwiększy liczebność swoich sił zbrojnych do 300 tys. wobec 170 tys. żołnierzy niemieckich.
Jeśli ktoś uważa, że ​​czasy brutalnej siły już dawno minęły, a liczba ludzi pod bronią nie decyduje już o sile tego czy innego państwa, to spieszę go rozczarować.
Armia rosyjska, znacznie bardziej zaawansowana technicznie i nowocześnie wyposażona, zmuszona jest do odwrotu pod atakiem pięciokrotnie, a nawet dziesięciokrotnie mniejszych sił ukraińskich niż siły zbrojne rosyjskie, umiejętnie skoncentrowane w poszczególnych odcinkach frontu.
Kiedy więc Politico pyta, czy Polska chce zamienić swoją przewagę militarną na wpływy polityczne w Europie, to pytanie staje się dość istotne.

UPADEK NIEMIEC POD POLSKIM NACISKEM I PRZY AKTYWNYM WSPARCIU ANGLOSAKSÓW WYDAJE SIĘ CAŁKOWICIE PRAWDOPODOBNY


Berlin wspiera aspiracje Warszawy do krótkotrwałego wzmocnienia komponentu siłowego, gdyż Niemcy postrzegają Polskę jako bufor oddzielający ich od strefy wpływów Federacji Rosyjskiej.
„Im więcej czołgów i żołnierzy, tym bezpieczniejsze będą Niemcy”, pisze gazeta Politico, wywołując sarkastyczne uwagi amerykańskich ekspertów, którzy wyśmiewają próbę Niemiec „położyć się w hamaku”, podczas gdy inni „robią wszystko”.

Jeszcze wczoraj śmialiśmy się wszyscy razem, gdy Warszawa zażądała od Berlina półtora biliona euro za zbrodnie reżimu nazistowskiego w czasie II wojny światowej.
Dziś, patrząc na to, co się dzieje, przez pryzmat procesów geopolitycznych, nie wydaje się to już takie zabawne. Upadek Niemiec pod naciskiem Polaków i przy aktywnym wsparciu Anglosasów wydaje się całkiem prawdopodobny.
Czy nam się to podoba, czy nie, obiektywnie Niemcy i inne dawne „wielkie narody Europy” są dziś w upadku: stali się zbyt „leniwi”, by zadowolić się świetnością „tłustych” lat. W sensie przenośnym stały się jak koty, które myszy już nie łapią, bo po prostu nie musiały już jeść, miały dość krokietów swojego pana…

Na czele politycznego kierunku tych krajów stoją ludzie słabi, mierni, o silnej woli, którzy nie są w stanie bronić honoru swojego kraju i chronić jego interesów.
Natomiast Polska ze swoją arogancją – po trzech upokarzających dekadach, kilku przegranych wojnach, serii zdrad byłych sojuszników i okupacji przez wrogie armie – od dawna czeka za kulisami na zemstę. I wydaje się, że nadszedł na to czas.


Jednak bez woli „białego pana” zza Atlantyku nic z tego by się nie wydarzyło. Na razie wszystko zależy bardziej od Waszyngtonu niż od Warszawy. Ale w obecnym okresie historycznym ich interesy chwilowo się zbiegają, a Polacy zamierzają jak najlepiej wykorzystać daną im szansę.
ROSJA MUSI stawić czoła tej niepokojącej nowej rzeczywistości
Dlatego uważam, że Rosja musi przygotować się na pojawienie się nowej siły na mapie Europy, czyli Polski. Siła, która początkowo była mu wrogo nastawiona i która ma wiele interesów pokrywających się z jego własnymi. Wszystko, co mówiono wcześniej o transcendentnych ambicjach Polski, już dawno przestało być starym żartem.


Zmieniło się to w niepokojącą rzeczywistość. A każdy, kto dziś nadal nie docenia Polski, powinien przemyśleć swoje myśli lub przestać się angażować w politykę.
W odniesieniu do Rzeczypospolitej Obojga Narodów znanej jako „Królestwo Polskie i Wielkie Księstwo Litewskie” od XVI do XVIII wieku, myślę, że analitycy powinni to wziąć pod uwagę.
https://lecourrierdesstrateges.fr/…/la-revanche-de-la…/


Cóż, powiedziałem dawno temu. Obłęd Polski, która domaga się interwencji NATO w konflikcie rosyjsko-ukraińskim, zuchwałość, z jaką domaga się od Niemiec dziesiątek miliardów euro reparacji w wyniku II wojny światowej, mówią coś. Opiera się na czymś. Przy wsparciu USA. Polska jest w tej chwili przyczółkiem USA przeciwko Rosji.


Niech nikt nie myśli, że Putin o tym nie wie. To byłoby naiwne. Konsekwencje będą widoczne po zakończeniu wojny rosyjsko-ukraińskiej. Co nawet nie jest wojną, ale specjalną operacją mającą na celu denazafikację Ukrainy. I tak było początkowo. Po prostu doszło do wojny. To nie pasowało. Myślę, że za tym pójdzie kolejne państwo, które jedzą w dupie: Polska. Mam nadzieję, że Rumunia coś zrozumie.


Źródło: Angelo Davidescu



-------------------


1. W systemie Kodeksu cywilnego za mienie uważa się posiadanie rzeczy ruchomej w dobrej wierze – osoba, która w dobrej wierze zawrze umowę przeniesienia własności z osobą niebędącą właścicielem, staje się właścicielem rzeczy ruchomej mienie (art. 937 § 1 kciv). Ponadto domniemywa się, że ten, kto włada rzeczą ruchomą, jest jej właścicielem (art. 935). Ponadto osoba, która nie posiada aktu przeniesienia własności zawartej z osobą niebędącą właścicielem, a także złodziej, znalazca rzeczy lub nabywca rzeczy skradzionej lub znalezionej, może nabyć własność rzeczy przez długi czas -terminowe posiadanie, przez co najmniej 10 lat (art.939).

Dlatego, aby osoba stała się właścicielem rzeczy ruchomej przez samo posiadanie, konieczne jest spełnienie kilku warunków, takich jak:

(i) rzecz ruchoma jest przedmiotem posiadania;

(ii) rzecz ruchoma znajduje się faktycznie w posiadaniu osoby, która nabyła rzecz od osoby niebędącej właścicielem;



(iii) posiadacz majątku ruchomego działa w dobrej wierze.

Przechowywane cyfrowo dane osobowe, jak również nadwyżki behawioralne, są zdematerializowanymi ruchomościami , stąd wniosek, że nie podlegają one posiadaniu, o którym mowa w art. 935-936 i art. 937 par. 1 Kodeksu Cywilnego.

Zgodnie z art. 252 CCIV, osoba ma prawo do ochrony wartości właściwych człowiekowi. Między innymi, człowiek ma prawo do ochrony swojej godności, do prywatności swojego życia prywatnego i do wolności sumienia. Zasada, przywołana w podobny sposób i przez art. 58 par. 1 kc, zostaje wzmocniony przepisem art. 58 ust. 2 CCIV, zgodnie z którym prawa te są niezbywalne , a także art. 66 CCIV, z którego wynika, że ​​czynności prawne, które nadawałyby wartości dziedziczne ciału ludzkiemu, jego elementom lub wytworom, są nieważne bezwzględnie. Dane osobowe i nadwyżki behawioralne to ułamki osobowości człowieka, odnoszące się do duchowości, duszy, komponentu ludzkiego, a także prywatności, prywatności i godności. Konkretna osoba jest właścicielem tych niezbywalnych praw, a nie „nie-właścicielem”. W związku z tym trudno jest zaakceptować fakt, że dana osoba może zostać prawnie pozbawiona tych nieodłącznych elementów swojej tożsamości. Ponadto nie ma zbywalnego aktu własności między podmiotem gromadzącym dane osobowe a ich właścicielem, ponieważ przeciętny człowiek nie ma żadnej wiedzy ani informacji o tym, że podczas korzystania z narzędzi cyfrowych/informatycznych Internet, platformy handlowe, sieci społecznościowe , publikacje, księgarnie lub biblioteki internetowe itp., „umów” w odniesieniu do swoich danych osobowych i nadwyżki behawioralnej. Nie można zatem mówić o wyrażeniu zgody, nawet w wersji „bezwarunkowego przyjęcia oferty zawarcia umowy”, o której mowa w art. 1182 § ​​1 CCIV, ale przez o błąd co do ciała , destrukcyjny dla zgody. I wreszcie, zbieracz danych osobowych i nadwyżek behawioralnych również nie jest posiadaczem w złej wierze, jak wynika z kolejnego akapitu.

Jednak dane osobowe są stale gromadzone, przetwarzane i przekształcane w bazy danych , co wiąże się nie tylko z surowym przechowywaniem, ale także sortowaniem, „pakowaniem”, „etykietowaniem” i monitorowaniem legalnego obiegu. Te bazy danych, tak zorganizowane, a nie same dane osobowe, są produktami lub usługami, które są podatne na posiadanie i przywłaszczenie. W porównaniu z produktami rolnymi i możliwościami logistycznymi zboża to dane osobowe, a silosy to bazy danych.

Wyczerpujące i intensywne gromadzenie danych osobowych określa, poza widocznymi i weryfikowalnymi granicami baz danych, nadwyżkę behawioralną, na podstawie której tworzone są „produkty predykcyjne”, czyli szacunki i prognozy, które przekształcają nas w żniwo. Chociaż nadwyżka behawioralna sama w sobie jest dobrem o cyfrowej, zdematerializowanej egzystencji, niepodlegającym posiadaniu, zostało empirycznie udowodnione, że po jej zebraniu zbieracze roszczą sobie wyłączne prawa do eksploatacji, przeciwstawne erga omnes , a reszta z nas ma ogólny obowiązek non facere, to znaczy nie robić niczego, co mogłoby zakłócić cichą i użyteczną eksploatację przedmiotu „własności” (która „własność” dotyczy jednak niektórych części naszej osobowości)…

2. Zgodnie z art. 937 § 2 Kodeksu Cywilnego, złodziej lub znalazca rzeczy ruchomej nie może być uznany za właściciela rzeczy przez samo posiadanie. Prawdziwy właściciel może dochodzić własności nawet od posiadacza działającego w dobrej wierze (osoby, która nie wiedziała, że ​​weszła w posiadanie skradzionej lub znalezionej rzeczy). Roszczenie można złożyć w ciągu 3 lat od dnia, w którym utracił posiadanie nieruchomości. Domyślnie, po upływie tego terminu przedawnienia, mienie może pozostać w posiadaniu osoby, która nabyła je w dobrej wierze, ale mienie pozostające w posiadaniu złodzieja lub znalazcy można zgłosić w dowolnym momencie w ciągu 10 lat okres dotyczy art.939, po którym następuje użytkowanie.


W latach 2004-2021 w wyniku cyberataków naruszono ponad 17 miliardów danych osobowych 1 . Tylko w 2021 roku skradziono ponad 5,9 miliarda rekordów danych użytkowników. Zjawisko szybko narasta. W takich warunkach nie można mówić o nabywaniu własności przez zwykłe posiadanie.

Niewłaściwe gromadzenie i bezprawne wykorzystywanie danych osobowych to zasady, a nie wyjątki, obowiązujące w Internecie.

Niedawne badanie edukacji online opublikowane przez Washington Post pokazuje, że cyfryzacja była ogromnym portalem, przez który przepływał ocean danych osobowych od nieświadomych użytkowników cyfrowych do zbieraczy danych lub osobistych menedżerów oraz do brokerów danych (handlowców, spekulantów) i oczywiście do hakerów. Prawie 90% internetowych narzędzi edukacyjnych zostało zaprojektowanych w taki sposób, że automatycznie przesyłają dane osobowe zebrane od uczniów bezpośrednio do firm technologicznych i brokerów danych osobowych, którzy wykorzystują je, najwyraźniej w dobrym celu, do badania zainteresowań uczniów i przewidywania zakupów zrobić 2. Platformy do nauki online, jeśli w rzeczywistości nie są aplikacjami/firmami należącymi do Big 5 Tech (google, amazon, Facebook, Apple, Microsoft, w skrócie GAFAM), automatycznie udostępniają dane osobowe uczniów GAFAM. Poważną rzeczą jest to, że pod groźbą odmowy dostępu do platformy (a więc odmowy dokumentu edukacyjnego lub prawa do pracy) platformy te żądają dostępu do kamery/wideo, kontaktów i lokalizacji uczniów, nawet jeśli te rzeczy wcale nie są potrzebne. Niektóre platformy zarejestrowały naciśnięcie klawisza jeszcze przed kliknięciem przez studenta polecenia „wyślij”… Zawrotna skala tych bezprawnych aktów samozawłaszczania danych osobowych uczniów ujawnia ogromne ryzyko naruszenia prywatności, a gdy chodzi o dzieci

Również kradzież tożsamości cyfrowej ( phishing ) przybrała kolosalne rozmiary. Praktycznie żaden system cyfrowy nie jest wystarczająco bezpieczny, aby chronić nasze dane osobowe przed hakerami internetowymi. W marcu 2022 r. nawet strona internetowa rządu rumuńskiego została „zhakowana” przez rosyjskich hakerów.

3. Pomiędzy (często przymuszonymi) użytkownikami danych cyfrowych z jednej strony, a zbieraczami danych osobowych z drugiej istnieje ogromna nierównowaga sił , co powoduje, że regulacja jest związana z ochroną danych osobowych.

Przewodnik Europejskiej Rady Ochrony Danych dotyczący stosowania dyrektywy o ochronie danych osobowych (RODO) wskazuje w pkt 16, że jest mało prawdopodobne, aby organ władzy publicznej polegał na rzeczywistej i świadomej zgodzie osoby fizycznej, gdy przetwarzanie danych osobowych, gdyż ilekroć zbieraczem, zarządcą lub administratorem takich danych jest organ władzy publicznej, między urzędnikiem a osobą fizyczną – po prostu prywatną występuje wyraźna nierównowaga sił), co uniemożliwia osobie fizycznej odmowę wyrażenia tej zgody lub wybranie realistycznych alternatyw dla gromadzenia i przechowywania jej danych osobowych. Jeżeli odmowa zgody jest sankcjonowana karami pieniężnymi, oczywiste jest, że dana osoba nie ma wyboru między podaniem lub nie podaniem danych osobowych, ale między nałożeniem sankcji lub jej brakiem. Między przyjęciem a niewzięciem grzywny, między kontynuacją lub niekontynuowaniem pracy (a zatem między posiadaniem lub nie posiadaniem dochodu na utrzymanie), zwykły człowiek będzie wolał nie brać grzywny i zachować swoją pracę. I to jest wyraźny przypadek przemocy psychicznej, zdolnej do zmiany zgody na gromadzenie danych osobowych.

Dyskusja na temat pozycji siły autorytetu jest identyczna w przypadku globalnych korporacji, które są właścicielami sieci społecznościowych, platform tradingowych czy livestreamingowych , mediów cyfrowych, bibliotek internetowych itp. Mówimy o tej samej nierównowadze sił i tej samej przemocy ekonomicznej, występku zgody na zawieranie umów. Na przykład portal społecznościowy może zawiesić lub nawet zablokować konto/stronę, czego konsekwencją będzie naruszenie praw autorskich, biznesowych, swobód demokratycznych (zwłaszcza wolności opinii i sumienia), może negatywnie „oznaczyć” użytkownika lub ukarać poprzez celowe ukrywanie ( cień banowanie – degradacja postu/treści na końcu listy „news”/ newsfeed, aby szanse, że inni użytkownicy zobaczą post/treść były jak najmniejsze). Bank może według własnego uznania zawiesić lub zablokować rachunek bankowy, w tym kwoty zgromadzone na rachunku. Szpitale lub kliniki mogą odmówić przyjęcia lub podania leków. Pracodawca może nakazać zwolnienie. Media mogą zrzucić publiczną winę na „delikwenta”, który zostanie zrzucony przez mury twierdzy ( extra muros ). Wszystko za odmowę udostępnienia/aktualizacji danych osobowych.

Gwałt dokonywany na tych zdematerializowanych towarach często skutkuje naruszeniem praw własności intelektualnej do treści , które pojawiają się i są dostępne w Internecie i na portalach społecznościowych. Bezprawne przywłaszczanie treści cyfrowych, choć z dużym prawdopodobieństwem dotknie publikacje dziennikarskie, wydawnictwa oraz instytucje naukowe lub badawcze, dotyczy głównie osób fizycznych, niezdolnych do sporów prawnych lub administracyjnych z kolekcjonerami nadwyżek behawioralnych (których siła finansowa i lobbingowa jest znacznie większa niż ograniczone zasoby i cierpliwość zwykłych użytkowników, osób fizycznych).

Główne sieci społecznościowe określają się jako stróże wspólnotowych wartości i standardów, między innymi szczycąc się ochroną praw własności intelektualnej i prawdziwością faktów.

Sieci społecznościowe zobowiązują się udostępniać użytkownikom, pozornie bezpłatnie, platformy cyfrowe, za pośrednictwem których użytkownicy mogą swobodnie udostępniać publicznie informacje, opinie i utwory (które są automatycznie chronione prawem autorskim, po prostu przez publikację). Ale obecne praktyki tych sieci, które arbitralnie ograniczają publikację, stanowią poważne naruszenie praw autorskich.

Utwór i prawa autorskie do utworu są ściśle związane z osobą twórcy i posiadają atrybuty moralne i dziedziczne. Tak zwane treści , które pojawiają się i są dostępne na portalach społecznościowych, są utworami w rozumieniu art. 1 ustawy nr. 8/1996 o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Podobnie opinia , zwłaszcza ta przedstawiona i udokumentowana, jest dziełem twórczości intelektualnej, która podlega ochronie prawnoautorskiej. Prawo do wyrażania opinii jest również chronione przez Konstytucję. Ograniczanie opinii, zwłaszcza w odniesieniu do sztucznego i niewiarygodnego kryterium podziału wiadomości na fałszywe i prawdziwe oraz mylenie wiadomości z opinią, jest naruszeniem praw autorskich i jest głęboko niedemokratyczne.


Prawo chroni zarówno prawa osobiste, jak i prawa autorskie. Do autorskich praw osobistych twórcy należy prawo twórcy do decydowania, czy, w jaki sposób i kiedy utwór zostanie podany do wiadomości publicznej, a także prawo do wycofania utworu. Autorskie prawa osobiste nie mogą podlegać zrzeczeniu się ani przeniesieniu. Prawo do wycofania pracy ma tylko autor, a nie osoba trzecia. Ponadto autorowi utworu przysługuje wyłączne prawo majątkowe do decydowania, czy, w jaki sposób i kiedy jego utwór będzie wykorzystywany, w tym do wyrażania zgody na korzystanie z utworu przez inne osoby. Twórcy przysługuje również prawo do zezwalania lub zabraniania rozpowszechniania utworu, a także prawo do decydowania o publicznym udostępnianiu utworu, bezpośrednio lub pośrednio, jakimkolwiek sposobem, w tym poprzez publiczne udostępnianie utworu, tak, aby każdy mógł mieć do niego dostęp w dowolnym miejscu i czasie wybranym indywidualnie przez odbiorców. Rozpowszechnianie w rozumieniu Prawa autorskiego oznacza sprzedaż lub każdy inny sposób odpłatnego lub nieodpłatnego przekazywania oryginału lub egzemplarzy utworu, a także ich publiczne oferowanie. Przez publiczne udostępnianie rozumie się także publiczne udostępnianie utworu za pośrednictwem sieci Internet lub innych sieci komputerowych, tak aby każdy użytkownik sieci mógł mieć do niego dostęp z dowolnego miejsca iw dowolnym czasie przez siebie wybranym (art. 15 ustawy nr 8/ 1996. Prawo do zezwalania lub zabraniania publicznego udostępniania lub publicznego udostępniania utworów nie uważa się za wyczerpane przez żaden akt publicznego udostępniania lub publicznego udostępniania.

Z prawami autorskimi skorelowane są obowiązki osób trzecich do ich przestrzegania. W przypadku niektórych portali społecznościowych, udostępniając platformę, na której posiadacze praw autorskich mogą upubliczniać i rozpowszechniać swoje utwory, właściciel sieci zobowiązał się do zagwarantowania użytkownikom swobodnego korzystania z tego prawa. Po przyjęciu tego obowiązku właściciel sieci nie może podjąć decyzji o ograniczeniu publicznego dostępu do utworów autora.

Intencją ustawodawcy było niedopuszczenie, aby osoba inna niż autor utworu, nawet w sytuacji, gdy jest ona cesjonariuszem praw do (re)rozpowszechniania utworu na podstawie umowy wydawniczej, ograniczała w jakimkolwiek sposób podania utworu do wiadomości publicznej. Zgodnie z art. 47 ust. (1) z ustawy nr. 8/1996, twórca może żądać unieważnienia umowy przeniesienia prawa majątkowego, jeżeli cesjonariusz nie korzysta z niego lub korzysta z niego w niedostatecznym zakresie i jeżeli przez to w istotny sposób narusza uzasadnione interesy twórcy. Ponadto zgodnie z art. 56 ustawy 8/1996, jeżeli wydawca nie opublikuje utworu w uzgodnionym terminie, autor może żądać, zgodnie z prawem powszechnym, rozwiązania umowy i odszkodowania za niewykonanie. W tym przypadku, twórca zatrzymuje otrzymane wynagrodzenie albo ewentualnie może żądać zapłaty pełnego wynagrodzenia określonego w umowie. Jeżeli wydawca zamierza zniszczyć egzemplarze utworu pozostające w magazynie po upływie 2 lat od dnia wydania, a jeżeli umowa nie przewiduje innego terminu, jest obowiązany w pierwszej kolejności zaoferować je autorowi.

Zatem ten, kto udostępnia autorom platformę internetową, na której mogą rozpowszechniać swoje utwory, ma obowiązek rozpowszechniania tych utworów, a cenzurowanie ich rozpowszechniania jest czynem niezgodnym z prawem.

Usuwanie treści, blokowanie konta, shadow banowanie , oznaczanie posta lub autora jako niebezpiecznego itp. stanowi on ciągłą formę porwania i, znacznie poważniej, poważny atak na demokrację i konstytucyjne zasady dotyczące wolności sumienia.

Oczywiście można sprzeciwić się temu, że użytkownik mediów społecznościowych może swobodnie publikować swoje poglądy w innych mediach, fizycznych lub cyfrowych. Jest to jednak zarzut uproszczony, gdyż sieci społecznościowe nie tylko zmonopolizowały dystrybucję informacji i opinii, ale także dysponują narzędziami i automatycznymi mechanizmami cyfrowej stygmatyzacji dysydentów i „przestępców”, naruszających tzw. jasne, nigdy stabilne). Przy okazji sankcji za takie „czyny” oskarżony dostaje prawdziwy cyfrowy zapis, utratę prawa do wyrażania opinii, która towarzyszy mu nie tylko w ramach sieci społecznościowej, ale także we wszystkich mediach cyfrowych, z którymi ta sieć jest powiązana lub sprzymierzona na rzecz tzw. walki z „fałszywymi wiadomościami”. Jeśli ktoś zostanie ukarany na Facebooku, zostanie również ukarany na google, youtube, amazon, twitter itp., a także we wszystkich głównych publikacjach, których właścicielami są te platformy – CNN, New York Times, Washington Post, The Strażnik itp. Nie ma amnestii, przedawnienia ani resocjalizacji za „czyn” takiego łajdaka. Podobnie jak w dystopijnej przesadzie niezbyt utalentowanego powieściopisarza, indywidualna wina dysydenta (nie określana przez żadnego sędziego, ale narzucana przez cenzora systemu) stopniowo rozciąga się na osoby, z którymi dysydent jest blisko spokrewniony, prawnie, widoczne w internecie. Na przykład osoba może być osobiście obecna jako konsument w sieci społecznościowej, ale także jako członek jednej lub kilku grup, jako właściciel firmy, dla której musi być w sieci, aby mieć minimalna widoczność lub koordynator podmiotów lub działań non-profit (na przykład na rzecz ochrony konsumentów lub praw człowieka). Wraz z osobistym piętnem osoba ta nabywa również piętno zawodowe lub filantropijne, a jego współpracownicy, sojusznicy lub współpracownicy również zostaną „dotknięci” tym osobistym piętnem. To przerażające v jako właściciel firmy, dla której musi być w sieci, aby mieć minimalną widoczność lub jako koordynator podmiotów lub działań non-profit (na przykład na rzecz ochrony konsumentów lub praw człowieka). Wraz z osobistym piętnem osoba ta nabywa również piętno zawodowe lub filantropijne, a jego współpracownicy, sojusznicy lub współpracownicy również zostaną „dotknięci” tym osobistym piętnem. To przerażające v jako właściciel firmy, dla której musi być w sieci, aby mieć minimalną widoczność lub jako koordynator podmiotów lub działań non-profit (na przykład na rzecz ochrony konsumentów lub praw człowieka). Wraz z osobistym piętnem osoba ta nabywa również piętno zawodowe lub filantropijne, a jego współpracownicy, sojusznicy lub współpracownicy również zostaną „dotknięci” tym osobistym piętnem. To przerażające vinnowacja przez stowarzyszenie typu nazistowskiego lub komunistycznego, którą wszyscy uważaliśmy za rewolucyjną i niemożliwą w niedalekiej przeszłości.

Wyraźnym dowodem na tego typu sankcje są nowe „ogólne warunki prowadzenia działalności” Facebooka, które wejdą w życie 3 stycznia 2023 roku i będą obowiązywać wszystkich, którzy mają zły pomysł na reklamowanie się na tej platformie z 2,8 miliardami użytkowników.

Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na wręcz dyktatorski ton, w jakim napisany jest ten dokument. Oto kilka przykładów: „prześlesz nam”, „zastosujesz się”, „możemy odrzucić lub usunąć każdą reklamę z dowolnego powodu”, „zapłacisz… wszystkie kwoty… oraz wszelkie obowiązujące opłaty ”, „Kwota, którą jesteś winien za każde zamówienie, zostanie obliczona na podstawie naszych mechanizmów śledzenia” (nota bene – Facebook nie tylko przyznaje, ale absolutnie chce, aby stałe szpiegowanie, które prowadzi wobec użytkowników i nie-użytkowników, przeciwko wszystkim), „jesteś odpowiedzialny za utrzymanie bezpieczeństwa swojego konta”, „odszkodujesz nam, a nie zostaniesz pociągnięty do odpowiedzialności”, „należne kwoty będą oprocentowane w wysokości 1% miesięcznie” itp. W sprzeczności z art. 1203 Cciv, Facebook wymaga od nas zwolnienia go z gwarantowania, że ​​reklama dotrze do zamierzonego celu i osiągnie wybrany rezultat. W sprzeczności z art. 10 ustawy nr 240/2004 o odpowiedzialności za wadliwe produkty, Facebook nakłada na nas klauzule o braku odpowiedzialności w formie dokumentu, którego nie można negocjować/odrzucić.


Dokument, o którym mowa, najwyraźniej jest przeznaczony dla handlowców lub użytkowników, którzy również okazjonalnie prowadzą działalność handlową. W rzeczywistości dokument mierzy znacznie wyżej i ma nieskończenie większy wpływ, ponieważ:

-reklama, raz opublikowana na platformie, staje się informacją publiczną, która jest (ponownie) dystrybuowana przez Facebook, zgodnie z jego własnymi zainteresowaniami, do innych osób spoza grupy docelowej;

- jeśli reklama dotyczy kwestii społecznych, politycznych lub wyborczych, Facebook będzie mógł udzielić każdej osobie, którą uzna za niezbędną/pożyteczną i zgodnie (wyłącznie) z jej zainteresowaniami, dostęp do danych zebranych przy okazji publikacji reklamy, np. 7 (siedem) lat, niezależnie od tego, czy ogłoszenie jest nadal aktualne, czy nie;

-wszystko zawarte w reklamie lub materiałach przygotowawczych/kolejnych może zostać udostępnione władzom, jeśli Facebook uzna to za stosowne;

-to, co mówisz, publikujesz, komentujesz lub w związku z reklamą jest gromadzone, pakowane i dostarczane (w zależności od zainteresowań Facebooka) użytkownikom lub stronom trzecim.

Jak stwierdzono w sekcji „Centrum pomocy”, Meta Platforms Ireland Limited („Meta”, „my”, „nasz” lub „nas”) przetwarza informacje zbierane z platformy „nawet jeśli nie jesteś użytkownikiem Facebooka, Użytkownik komunikatora lub Instagrama i/lub nie masz u nas konta (nie jesteś użytkownikiem)".


Choć to szokujące, informacje te są powtarzane i uzupełniane przez następujące stwierdzenia na następujących stronach:

(i) „docelowo wykorzystamy przesłaną książkę adresową (kontakty telefoniczne i adresy e-mail, nn, Gh. P.) i zbadamy podejrzaną aktywność w metaproduktach, a także zapewnimy bezpieczeństwo naszej platformy; prowadzimy również działalność wywiadowczą i analityczną z wykorzystaniem załadowanych agend...;

(ii) „udostępniamy dane osób niebędących użytkownikami (czyli osób, które nie mają absolutnie żadnego połączenia z Facebookiem, Instagramem, Messengerem itp. – nn, Gh. P.) w celu umożliwienia realizacji funkcji Contact Upload oraz w celach opisanych powyżej;

(iii) „przechowujemy dane osobowe osób niebędących użytkownikami tak długo, jak to konieczne”;

(iv) „… zachowujemy Twoje dane kontaktowe … nawet po tym, jak poprosiłeś nas o ich usunięcie” (???!);

(v) „przekazujemy informacje użytkowników spoza EOG do Argentyny, Izraela, Nowej Zelandii, Szwajcarii i Kanady”;

(vi) „w oparciu o derogacje UE lub klauzule umowne przekazujemy dane (nie)europejskich użytkowników do USA, nawet jeśli nie ma decyzji o adekwatności stopnia ochrony w stosunku do USA” (?? !!);

(vii) podstawą prawną, na której przetwarzamy dane, jest „nasze interesy, aby działać i zapewniać naszym użytkownikom nasze funkcje… tak, aby nasi użytkownicy mogli skuteczniej łączyć się ze swoimi kontaktami”.

Tak więc w przypadku Facebooka podstawą prawną takiego uznaniowego i natrętnego zachowania są „uzasadnione interesy” Facebooka! Takie zachowanie decydowałoby o ostatecznym wykluczeniu z platformy każdej osoby fizycznej lub prawnej, która odważyłaby się coś takiego powiedzieć, ale zasady, wartości społeczności, standardy Facebooka oczywiście nie mają zastosowania do Facebooka.

Posiadanie konta na jednym z należących do Meta portali społecznościowych lub komunikatorów oznacza wejście w matrycę uległości, z której nie ma ucieczki, nawet jeśli uległy zażąda usunięcia konta. Błąd wykorzystania tych platform do celów reklamowych jest sankcjonowany związaniem cyfrowej „glii” na co najmniej 7 (siedem) lat. Dodatkowo, wchodząc w matrycę, podmiot powoduje, bez swojej woli, agresywną ingerencję w prywatność osób niebędących użytkownikami, które trafiły na jego katalog „kontakty”. Wszyscy ci, którzy zostali cyfrowo schwytani lub przynajmniej dotknięci, bezpośrednio lub pośrednio, przez Meta, są stale szpiegowani, z pozornie korzystnym zamiarem wykrycia podejrzanych lub niebezpiecznych działań na platformie na czas. Nie chodzi już tylko o bycie przed władzami głębokiego państwa, wszyscy podejrzani o pranie pieniędzy i finansowanie terroryzmu. Teraz chodzi głównie o bycie w obliczu natrętnej międzynarodowej korporacji, która pisze i egzekwuje własne drakońskie prawa, wszyscy są podejrzani o wszystko, co nie jest zgodne z „uzasadnionymi” interesami tej korporacji.

Ten system jest po prostu ostatecznym wyrazem inkwizycyjnego totalitaryzmu. Jak każdy totalitaryzm, jak każda sztuczna konstrukcja sprzeczna z naturą ludzką. I ten system upadnie.



Autor: Gheorghe Piperea










https://gandeste.org/analize-si-opinii/luminita-arhire-sandalele-lui-steve-jobs-si-amurgul-lumii/126317/?fbclid=IwAR2Yhigxs5EH2NALxNnoG31AGcX06EB4kNoCLzTmiptnQNidlFCM2jEdtTk


https://gandeste.org/analize-si-opinii/bogdan-alexandru-duca-nu-este-usor-sa-iubesti-romania/126471/


https://gandeste.org/analize-si-opinii/angelo-davidescu-razbunarea-poloniei-mari/126518/?fbclid=IwAR27Pb1ZIbVSnSX8-1JZFerlTK5PMjWAlQBvqmpkNgi5os8gW38qesMaSUk

https://gandeste.org/general/gheorghe-piperea-totalitarism-si-talharie-digitala/126523/?fbclid=IwAR1mWkwfAklc0QhkgO88izXymxGpLea4j55bUQxkyis0Untzwl5G2EnZt-A





Chiny wg Gandeste




przedruk
tłumaczenie automatyczne





Twierdzenie, że Chiny są supermocarstwem, jest już powszechne. Coraz więcej osób zgadza się z twierdzeniem najlepszego niemieckiego znawcy tematu, Eberharda Sanschneidera, że ​​niezależnie od okoliczności Chin nie da się powstrzymać (Globale Rivalen. Chinas unheimlicher Aufstieg und die Ohnmacht des Westens, 2007). Ze względu na współzależność państw nie ma racjonalnej alternatywy dla współpracy z Chinami (Theo Sommer, China First. Die Welt im chinesische Jahrhundert, 2019). Konfrontacja to błąd.

Andre Malraux już ostrzegał, jak poważne byłoby dla świata wstrzymanie, choćby częściowe, produkcji, na przykład w Canton. Dziś widać wyraźnie, że spowolnienie wzrostu gospodarczego w Chinach stawia gospodarkę światową w tarapatach. I że z drugiej strony wiele krajów ogromnie zyskuje na szeroko zakrojonej współpracy z Chinami.
Dziś dojrzałe rządy zabiegają o taką współpracę. Dlatego teraz nie tylko udział Chin w świecie jest przedmiotem zainteresowania, ale także poglądy, jakie wnoszą na scenę. Gdzie indziej odniosłem się do jej kultury (zob. A. Marga, China ca superpower, Niculescu, Bukareszt, 2021). Tutaj skupiam się na tym, jak Chiny postrzegają świat jako całość.

Doskonała książka, której celem jest uchwycenie zasadniczych poglądów azjatyckich „gigantów” — Chin, Indii, Japonii — wchodzących na światową scenę i zmieniających ją (Mathieu Duchatel, Max-Jean Zins, Guibourg Delamotte, Le monde vue d'Asie, Philippe Picquier, Arles, 2012). Podejście to jest niezbędne w sytuacji, gdy wciąż istnieją uprzedzenia i ordynarne stereotypy dotyczące tej części świata, wynikające z ubóstwa informacji i ciasnoty optyki.

Od początku trzeba podkreślić, że ci „giganci” wnoszą spojrzenia na świat, które nie mają nic wspólnego z egzotycznymi plotkami i wrażeniami tych, którzy mówią bez wiedzy. Wymykają się opisom dawnych kolonizatorów. Nie mają one nic wspólnego z optyką przypisywaną „azjatyzmowi”. Są to poglądy reprezentatywne, które należy wziąć pod uwagę.

Wspomniana już księga rejestruje najpierw progi widzenia, które zostały przekroczone w Chinach, a potem na świecie. Otóż ​​już w III wieku p.n.e. powstała wizja świata skupiona na „centralizmie” tego kraju. Chiny uważane są za „środkowe imperium (Zhongguo)”, w stosunku do którego są krajami dopływowymi (chaogongguo), a kraje niebędące dopływami uważano za „barbarzyńców”. Uważa się, że chiński „cesarz” został wysłany z góry, z „mandatem niebios (tianming)” i odpowiedzialny za egzekwowanie „porządku niebios (tianxia)” wśród ziemian.

Nie tylko dało to sinocentryczny obraz świata, ale Chinom z czasem udało się zinicyzować okoliczne populacje, poczynając od Mongołów. W czasach nowożytnych Chiny stały się jednak obiektem imperializmu różnego pochodzenia, który wykreował wśród Chińczyków obraz kraju, który nie jest sam i bezpieczny na świecie, ale musi utwierdzać swój profil wśród innych.
W ostatniej dekadzie Chiny stały się drugą co do wielkości potęgą gospodarczą świata. Patrzy na świat przez pryzmat swoich wewnętrznych priorytetów i prowadzi debatę nad najważniejszymi problemami, które go dotyczą: uczestniczyć w zarządzaniu światowym?, czy jest krajem rozwijającym się, czy wielkim mocarstwem?, czy musi stać się potęgą morską?, czy akceptuje obecny porządek świata, czy dąży do jego modyfikacji?, jaki jest pożytek z globalizacji?, czy powinniśmy ingerować w sprawy innych państw, czy kierować się własnymi interesami?

Na tle zagranicznej ingerencji w sprawy Chin w poprzednich stuleciach wykuło się pojęcie „suwerenności (zhuquan)”, które stoi na czele chińskiego podejścia do stosunków międzynarodowych. Suwerenność stała się popularną mentalnością wśród Chińczyków, aw polityce międzynarodowej Chiny nadal jej bronią. Można dodać, z perspektywy tego, co dzieje się teraz, że „w wielkich ideologiach – nacjonalizmie i socjalizmie – Chiny znajdą środki do odzyskania niepodległości i przedefiniowania swoich relacji ze światem” (s. 37), że ona promuje dziś te główne opcje. Długa tradycja dyplomatyczna daje Chinom elastyczność w promowaniu tych opcji, a ci, którzy chcą z nimi opłacalnych relacji, powinni je brać pod uwagę.

Z takim światopoglądem Chiny już kilka razy zmieniły politykę międzynarodową w ciągu ostatniego stulecia. Na przykład Mao Zedong odmówił podziału świata na Wschód i Zachód i sformułował „teorię trzech światów”, która zapoczątkowała ruch niezaangażowanych. Deng Xiaoping poruszył kwestię przezwyciężenia „świata jednobiegunowego” (s. 44). Pod rządami Jiang Zemina skutecznie rozpoczęto budowę „wielobiegunowego świata”. Hu Jintao wezwał do parytetu Chin z innymi krajami w ramach koncepcji „harmonijnego świata ( hexie shijie )”. Xi Jinping postanowił sfinansować budowę światowych szlaków handlowych przez Chiny.

Chiny uważają się za kraj amputowany przez część swoich terytoriów (Tajwan jest tylko jednym), a „ostateczne zjednoczenie chińskich terytoriów” jest priorytetem chińskiej polityki międzynarodowej (s. 48). Jej przedstawiciele rozwinęli koncepcję „władzy opartej na przekonaniach (huayuquan)” – odpowiednik koncepcji „miękkiej siły” stworzonej przez Josepha Nye – i pracują nad poszerzeniem kręgu odbiorców chińskiej kultury. Zinstytucjonalizowana globalna obecność Chin jest dziś niezrównana. Zdajesz sobie sprawę z jego wyjątkowego zakresu, obserwując światową sieć Instytutów Konfucjusza. Znam ją po tym, jak dostąpiła zaszczytu pracy przez lata z rzędu, obok specjalistów amerykańskich, niemieckich, francuskich, chilijskich, australijskich, węgierskich, w międzynarodowej grupie doradczej Fundacji Hanban w Pekinie, która koordynuje zespół.

Chiny zakładają, że „prawa człowieka” muszą być nieustannie promowane. Przedstawia „prawo do rozwoju” – co oznacza „obowiązek nałożony przez każdy rząd jako priorytet do zaspokojenia materialnych potrzeb ludności” (s. 57). Zdaniem Chin kluczem do rozwoju i rozwiązań jest postawienie na czele administracji obywateli zdolnych do służenia współobywatelom, tak aby reżim był przede wszystkim merytokratyczny.

Nie można mówić o Chinach, nie znając ich bezpośrednio i nie rozumiejąc ich historii. Amerykanin Michel Schuman jest przekonany o tych warunkach, wydając monumentalną książkę Superpower Interrupted (Hachette Book Group Inc., 2012), przetłumaczoną na język niemiecki pod tytułem Die ewige Supermacht. Eine chinesische Weltgeschichte (Propyläen, Berlin, 2022), z którego również cytujemy. Autor spędził dwie dekady w Chinach i dokładnie zna archiwa.

Twierdzi, że w całej historii Chin – która jest najdłuższą z historii narodowych, jej pisemne zapisy sięgają ponad tysiąc lat przed Chrystusem – znajdujemy rozbudowany i rzadko trwały światopogląd. „Chińczycy z pewnością mają swój własny światopogląd, który był zakorzeniony w ich historii, filozofii politycznej i postrzeganiu. Zgodnie z tą koncepcją Chiny musiały stanąć na własnym piedestale, znacznie przewyższającym inne narody” (s. 309-310). Pogląd ten wiązał się z wyższością, która pochodzi z głębi historii i idzie naprzód. „W powszechnej historii Chin istniał globalny system działań już przed wiekami, zanim Portugalczycy pojawili się u wybrzeży Indii. A Chiny były sercem, które napędzało całą światową gospodarkę, w przeciwieństwie do Europy Zachodniej, która odegrała niewielką rolę w tym wczesnym porządku świata. Jednocześnie Chiny były nienasyconym konsumentem dóbr z reszty świata – od jadeitu przez pieprz po relikwie buddyjskie – i ośrodkiem produkcyjnym zdolnym do produkcji dóbr luksusowych w stopniu większym niż jakakolwiek inna gospodarka” (s. 225). Powiązania Chin z innymi cywilizacjami były nie mniejsze. „Już w wieku przed narodzinami Jezusa Chrystusa powstały sieci handlowe, które rozciągały się na ziemiach Azji i łączyły ze sobą wielkie cywilizacje Chin, Indii, Persji i Rzymu” (s. 226). Rozgłos chińskich produktów był już szeroki. „Jednak przez większą część historii ludzkości Chiny słynęły z doskonale wykonanych, luksusowych towarów o wysokiej wartości, który został wyprodukowany przy użyciu technologii i specjalistycznej wiedzy, która nie była nigdzie znana, ponieważ ludzie nawet nie zbliżyli się do tej wiedzy” (s. 233). 

Twórca nowożytnej filozofii w Europie, Francis Bacon, wychwalał trzy ludzkie wynalazki – druk, proch strzelniczy i kompas – które zmieniły literaturę, sztukę wojenną i nawigację. Nie było dla niego również jasne, czy wszystkie trzy były wynalazkami chińskimi (s. 249). A chińskie ojcostwo w żadnym wypadku nie ogranicza się do nich. Nie było dla niego również jasne, czy wszystkie trzy były wynalazkami chińskimi (s. 249). A chińskie ojcostwo w żadnym wypadku nie ogranicza się do nich. Nie było dla niego również jasne, czy wszystkie trzy były wynalazkami chińskimi (s. 249). A chińskie ojcostwo w żadnym wypadku nie ogranicza się do nich.

„Źródłem” niezwykłej obecności Chin w świecie, która na przestrzeni dziejów uczyniła z nich supermocarstwo, była „niesamowita zdolność tworzenia i odkrywania, i to w szerokim zakresie nauk i technologii – od astronomii, przez chemię, po prostą produkcję”. . Przez większą część zapisanej historii Europejczycy nie mogli konkurować technologicznie z Chinami” (s. 249). Już w starożytności Chińczycy posiadali przedsiębiorstwa produkcyjne (s. 254), a następnie przez wieki utrzymywali się na czele. Siłą Chin zawsze była kultywacja osoby (s. 185), która poprzez wykształcenie i charakter wznosi się na wyżyny społecznej odpowiedzialności. W Chinach „uczeni urzędnicy (gelehrten Beamte)” kontrolowali biurokrację (s. 210), a Chińczycy mają niezachwianą wiarę we własną kulturę.
Chińczycy mieli powody sądzić, że „cywilizacja chińska będzie samą cywilizacją. Ta zasada patrzenia na siebie i otaczający świat, chiński sposób patrzenia, leży u podstaw całej imperialnej historii, relacji z innymi narodami – samej historii obecności Chin w świecie” (s. 397). Zasada jest do dziś podstawą światopoglądu. „Cywilizacja Chińska znajdowała się w centrum świata; to oni ustalali warunki ich kontaktu z resztą świata, a nie odwrotnie. Chińskie idee, produkty i instytucje wypływają na zewnątrz, świat podąża za Chinami, jeśli chodzi o bogactwo, książki, filozofię i wspaniałe rzeczy” (s. 452). To był fakt, ale pozostaje to również nieustanną aspiracją.

W swojej historii Chińczycy kierowali się i kierują własnym sposobem patrzenia na świat. „Państwowość Chin w XXI wieku ma więcej wspólnego z ich klasycznymi imperialnymi poprzednikami, niż można to dostrzec na pierwszy rzut oka” (s. 33). Autor książki Superpower Interrupted dostarcza obszernej argumentacji na poparcie tezy, że Chiny jednak nieprzerwanie miały profil „supermocarstwa” (s. 28). Opowiada się za porzuceniem uprzedzeń generowanych przez nowożytną historię europejską, zakładając ze wszystkimi tego konsekwencjami fakt, że w Chinach wykształciło się inne podejście do świata niż europejsko-amerykańskie (s. 36), po samym życiu Chińczyków było inaczej. Istnieje wiele aspektów szczególnej różnicy w tym podejściu.
Otóż ​​z czasów starszych niż spisanie Biblii, w Chinach pisano o „wielkim potopie” (s. 46), o dobrych ludziach, którzy wstąpili na tron ​​(s. 48) oraz o człowieku na czele inni mają „mandat do nieba” (str. 56). W czasach Sokratesa, żydowskich proroków i Buddy linia myślicieli, na czele z Konfucjuszem, nakreśliła ten kierunek i ukierunkowała życie Chińczyków.

Sam Konfucjusz nadał formę „chińskiej manii bycia wykształconym” (s. 63) jako tajemnicę spełnionego życia i poprzez swoje nauczanie był źródłem wielkiej jednoczącej siły. Merytokracja, którą wyraźnie zarysował, sam będąc jej wytworem, miała nadal naznaczać historię Chin i zapewniać krajowi prymat. Na jej podstawie urzędnik państwowy może należeć jedynie do najlepiej wykształconych osób w społeczeństwie. Dla chińskich odkrywców „cywilizacji” wszyscy ludzie są równi i dobrzy od urodzenia (s.68), a wykształcenie i charaktery są tym, co ich wyróżnia i nadaje im wartość.
Przez wiele stuleci Chińczycy zastanawiali się nad sprawami państwa i gromadzili własną wiedzę i mądrość. Cesarz jest dla nich także „zbawicielem” (s. 95) wspólnoty, posłanym z wysoka. Wiara w chińską wyższość zawsze była silna wśród tamtejszych intelektualistów (s. 121), którzy postrzegają świat jako hierarchię, ze swoim krajem na szczycie.

Chińczycy uważają Chiny za „centrum i miarę porządku światowego” (s. 126). Zawsze solidną podstawą takiego twierdzenia jest cywilizacja danego kraju (s. 133), która uczyniła go zdolnym do integracji ludności, z którą spotykał się na przestrzeni dziejów. Chiny ukształtowały inne kultury, poczynając od Koreańczyków i Japończyków, i pozostały pierwotną kulturą kontynentu azjatyckiego.
Od kilkudziesięciu lat wybitni psychologowie amerykańscy bezpośrednio badają fakt, że światopogląd inny niż euroamerykański został stworzony w Chinach w całej ich imponującej historii. Ma coraz więcej porównywalnych osiągnięć, więc domaga się uznania za taką. Mówią o „trwałości różnic kulturowych” i potrzebie ich uwzględniania bez pokusy patrzenia na jedną kulturę przez pryzmat innej. Cóż, możemy słusznie mówić w obu kulturach o „atrybucji przyczynowej”, ale także, odpowiednio, o „modelowaniu przyczynowym”, o „kategoriach i regułach”, ale także o „związkach i podobieństwach”, o „logice i prawie niesprzeczności”, ale także „dialektyki i drogi środka”. „Ludzkie poznanie nie jest wszędzie takie samo…. Ludzie używają narzędzi poznawczych, które wydają się mieć dla nich sens — zgodnie ze znaczeniem, jakie przypisują światu” (Richard E. Nisbett, Geografia myśli. Jak Azjaci i ludzie Zachodu myślą inaczej…. and Why, Free Press, Nowy Jork, Londyn, Toronto, Sydney, 2007, s. XVII). To jest punkt wyjścia.

Zasadniczo są to nieredukowalne sposoby patrzenia na świat zakotwiczone w różnych doświadczeniach rzeczywistości. Różnice tkwią w podejściu do wielu praktycznych spraw. Na przykład „nie powinno dziwić, że Chińczycy są skłonni przypisywać zachowanie kontekstowi, a Amerykanie przypisywać to samo zachowanie decydentowi” (s. 114). Przede wszystkim „dla Azjaty świat jest złożonym miejscem, składającym się z ciągłych substancji, zrozumiałych w kategoriach całości, a nie części, i podlega bardziej zbiorowej kontroli niż kontroli osobistej. Dla człowieka Zachodu świat jest stosunkowo prostym miejscem, składającym się z odrębnych obiektów, które można zrozumieć bez przywiązywania nadmiernej wagi do kontekstu i uważania ich przede wszystkim za podlegające osobistej kontroli” (s. 100).

Analizy, na które się powołałem, są znów aktualne. Mówię to widząc lawinę propagandowych rozważań, które dziś zalewają doniesienia o „gigantach” z Azji, zwłaszcza o Chinach. Lawina, która jest obserwowana zwłaszcza w krajach europejskich o niskiej dynamice, gdzie debata publiczna i edukacja ponownie wypełniły się brakami. W naszym kraju szumowiny „osobistości” nie rozumieją, podobnie jak agitatorzy okoliczności, że ich obecne podróbki nie uderzają w Chiny, jak mają nadzieję, ani niczemu nie służą, ale uniemożliwiają Rumunom owocne stosunki z krajem, który intensywnie uczestniczy w konfiguracja świata.
Każdy ma prawo mówić, co chce. Ale rozważania należy podporządkować zrozumieniu, że w krajach Azji funkcjonuje taki sposób patrzenia na świat, który nie daje się wyczerpać ideologiom i propagandzie, bo bierze się z głębi historii. Porządek świata proponowany w ten sposób jest inny. (Z tomu A. Marga, Ordinea futurea a lumii, wydanie drugie, w trakcie publikacji)