Posted on Sierpień 14, 2014

Piłsudski – „Salvator”czy „Bonaparstek”


za: http://prawica.net/opinie/21774
Każda krytyka Piłsudskiego wywołuje u sporej grupy osób natychmiastowe negatywne emocje przejawiające się albo w bezwarunkowym odrzuceniu przeczytanych lub usłyszanych sądów (często połączone z obrzuceniem takiego krytyka niewybrednymi epitetami) lub co najmniej podejrzliwej rezerwie i powątpiewaniu w szczerość tejże krytyki.
Pilsudski_marszalek2.jpg
Często wtedy słyszymy, że Piłsudski może i miał jakieś wady, może popełniał błędy (w końcu nobody is perfect) po czym najczęściej padają okrągłe sformułowania typu: był patriotą walczącym zawsze o niepodległość Polski, walczył z komunistami, ma zasługi dla uporządkowania parlamentarnego bałaganu etc. chociaż najgorliwsi wyznawcy owe zasługi sprowadzają właściwie do jednego, że bez Piłsudskiego Polska nie uzyskałaby niepodległości a nawet gdyby – to wkrótce zostałaby podbita przez bolszewików.
Nie chciałbym powtarzać argumentów i opinii, które są już dość dobrze znane i możliwe do łatwego sprawdzenia, natomiast chciałbym pewne sprawy uporządkować by każdemu kto chciałby zweryfikować swoje poglądy na ten temat po prostu to ułatwić. Osobiście przekonałem się jak trudno wyrobić sobie pogląd na ten (i inne tzw. kontrowersyjne tematy) na podstawie jednego czy nawet kilku obszernych źródeł, w tym biografii Marszałka.
Za głównego i najbardziej bezstronnego biografa uchodzi profesor Garlicki (ujawniony swego czasu jako TW Pedagog) i jeśli chodzi o szczegółowość biografii to jest to po części opinia uzasadniona gdyż w żadnej innej biografii Piłsudskiego nie znajdziemy tak skrupulatnych zapisków dotyczących chociażby tego najwcześniejszego okresu działalności Ziuka tj. okresu zesłania i działalności w PPS.
Niestety tak ten biograf jak i każdy inny, komentarze i interpretację przedstawionych faktów prowadzi po linii swoich poglądów co jest nawet oczywiste ale tym samym zmusza czytelnika do krytycznego czytania i konfrontowania określonych spraw w innych źródłach jak i poleganiu na własnej intuicji i doświadczeniu.

W świetle faktu, że Garlicki sam przyznał się na łamach „Polityki”, że był TW „Pedagog”, prawie jak kpina z czytelnika wygląda pierwsze zdanie najnowszego wydania biografii Piłsudskiego, w którym historyk pisze, że bohater jego książki nie miałby w IPN – ie najmniejszych szans. Jest to zachowanie nieprofesjonalne i świadczące jak bardzo osobiste urazy autora rzutują na jego pracę zawodową. Czy w tej sytuacji możemy oczekiwać by komentarze historyka odnoszące się np. do okresu współpracy Piłsudskiego z wywiadami państw zaborczych i Japonii były obiektywne.

Co również ciekawe Garlicki nie potrafił albo nie chciał ustosunkować się do tak ważnego fragmentu biografii Marszałka jak np. autorstwo planu bitwy warszawskiej czy np. zaginięcia (czytaj: zamordowania) generała Zagórskiego. Jest to o tyle zastanawiające, że innym nawet bardzo błahym sprawom poświęca w biografii bardzo dużo miejsca a z komentarza nie zwalnia przecież fakt opisania tych problemów w innych opracowaniach. Stąd tak ważne jest wnikliwe analizowanie różnych punktów widzenia i umiejętne wyciąganie najbardziej prawdopodobnych wniosków z tych konfrontacji.
Należy także wyzbyć się dość powszechnej maniery krytykowania pewnych postaci i ich decyzji wyłącznie z punktu widzenia obecnych warunków geopolitycznych i naszej wiedzy o przeszłości ale starać się wyważyć na ile te wiadomości i przewidywania mogły być udziałem ocenianych postaci. Wreszcie trzeba mieć dobrą wolę tj. nie szukać jedynie faktów potwierdzających z góry upatrzoną hipotezę ale rzeczywiście szukać prawdy o tamtych ludziach i wydarzeniach. Sam wyrastałem w otoczeniu, dla którego zła była komuna a II RP i jej symbol – Piłsudski stanowiły coś na obraz „raju utraconego”. Taką wersję między wierszami przemycali nam nauczyciele, tak twierdziła opozycja i co może najważniejsze w tym nas utwierdzali nasi bliscy czerpiący ową wiedzę także najczęściej z ludowych legend.
Być może Giertychowi można zarzucić genetyczny krytycyzm wobec piłsudczyzny ale dla mnie ów krytycyzm zakiełkował, wzrastał i przekształcił się w niechęć do Piłsudskiego na drodze mozolnego szukania i chłodnego porównywania faktów, analizowania wydarzeń i ich skutków, weryfikowania opinii i wspomnień. Każdy człowiek ma trochę inny punkt krytyczny, od którego zaczyna bardziej wnikliwie przyglądać się pewnym problemom i osobom podejrzewając, że być może jego dotychczasowe sądy były błędne. Maciej Rataj, który nawet w czasie zamachu majowego nie wyzbył się jeszcze pewnych złudzeń co do Piłsudskiego taki punkt zwrotny przeżył już wcześniej bo w czasie krytycznych dni wojny polsko – bolszewickiej. Pisze o tym w swoich „Pamiętnikach” w następujący sposób:
„Tak w sentymencie, jak i w szacunku swoim do Piłsudskiego zachwiałem się bardzo silnie właśnie w okresie krytycznym dla państwa. Piłsudski zmalał w moich oczach. i to nie z powodu klęsk (…) – doświadczyli ich najwięksi wodzowie. Piłsudski stracił pod wpływem klęsk głowę. Opanowała go depresja, bezradność (…) sugerowano mu, by udał się do jednego lub drugiego oddziału wojska, pokazał się, dodał otuchy żołnierzom –daremnie!”
No właśnie, w moim przypadku szukanie prawdy zainspirowały faktograficzne sprzeczności w różnych opiniach i relacjach, do tego stopnia różnych, że nie mogły wynikać jedynie z luk w pamięci czy przekłamań powstałych w trakcie kolejnego przekazu, zwłaszcza że te opinie pochodziły tak jak w przypadku Rataja z pierwszej ręki świadków tych wydarzeń. Bo jak pogodzić chociażby wspomnianą opinię Rataja z utrwaloną w legendzie Piłsudskiego i często cytowanym zdaniem Weyganda, jak to Marszałek elektryzował żołnierzy wlewając w nich nowego ducha bojowego. W jaki sposób Marszałek „przelał z własnej duszy w dusze walczących ufność i wolę pokonania wszelkich przeszkód” skoro jak wspominali nad podziw zgodnie różni ludzie z jego najbliższego otoczenia sam potrzebował duchowego wsparcia i pomocy.
Nawet jego ówczesna konkubina a późniejsza żona Aleksandra Szczerbińska w opublikowanych wspomnieniach pisała, że nie wierzył w powodzenie i ona musiała podnosić jego wiarę na duchu („gdy żegnał się z nami, przed wyjazdem do Puław, był zmęczony i posępny (…) pożegnał się z dziećmi i ze mną, tak jak gdyby szedł na śmierć. Niecierpliwiła go moja absolutna pewność, że bitwa skończy się naszym zwycięstwem”).

Cechy charakteru i życie osobiste

Piłsudski jako małe dziecko był rozpieszczany i już wtedy zdradzał objawy narcyzmu, które objawiały się także w okresie dorosłym. Zapewne nie nauczony takiej umiejętności wcześniej, praktycznie przez całe życie był niezdolny do samoorganizacji i zadbania o najprostsze nawet sprawy bytowe. Owa tak często sławiona w legendzie skromność i prostota miała także swoje źródło w zwykłym lenistwie i niechlujstwie (jak opisywała wygląd Marszałka zauroczona nim Iłłakowiczówna: „Ma wygnieciony, jak psu z gardła wyciągnięty, mundur. Cały jest w poprzeczne fałdy, obsypany popiołem z papierosów, ręce i paznokcie ma szare od tego popiołu”).
Piłsudski mieszkając w Sulejówku raz jeden postanowił pomóc żonie w niezbyt zresztą ciężkich pracach ogrodowych co skończyło się dla niego tak podobno dokuczliwym nadwyrężeniem, że była to pierwsza i ostatnia praca fizyczna jaką w Sulejówku wykonał. Jak relacjonuje jego żona budził się późnym popołudniem, śniadanie i gazety dostawał „do łóżka” po czym znowu zasypiał i spał do godziny dwunastej w południe. Taki sam leniwy żywot pędził zresztą podczas syberyjskiego zesłania (a na carskim zesłaniu mógł czytać i pisać do woli korzystając ze świetnie zaopatrzonej biblioteki i regularnie dostarczanych gazet, co może szokować współczesnych mających jedynie wyobrażenie sowieckich zsyłek), o czym świadczą najlepiej jego własne listy z tego okresu.
Niewątpliwie (świadczą o tym zgodne opinie zarówno przeciwników jak i zwolenników Marszałka) Piłsudski miał psychikę neurotyczną (w późniejszym okresie te neurozy były połączone z koprolalią, czyli niepohamowaną skłonnością do wypowiadania słów nieprzyzwoitych) a potwierdzone w wielu relacjach skłonności do depresji świadczyły również o tym bardzo istotnym i negatywnym z punktu widzenia pełnionych funkcji znamieniu jego psychiki. „Dołek” psychiczny przeżywany w kulminacyjnym okresie wojny polsko – bolszewickiej nie był ani pierwszy ani ostatni, dla przykładu krytyczny moment zamachu majowego Piłsudski przeleżał na kanapce w koszarach 36p.p. snując legionowe wspominki przed nieco zaskoczonym majorem Ziemskim (gdyby nie przejęcie dowództwa i wydania rozkazów przez Orlicz – Dreszera zamach mógł spalić na panewce już u swego zarania – pozostali spiskowcy byli zbyt zdeterminowani aby zamach uskutecznić, gdyż oni w przeciwieństwie do Piłsudskiego ponieśliby bardzo dotkliwe skutki zaniechania puczu).
Legenda przedstawia Piłsudskiego jako męża opatrznościowego w znaczeniu politycznym, wyrozumiałego „dziadka” dla legionowych kompanów oraz opiekuńczego męża i ojca. Taki sielsko – anielski obrazek wyjęty z infantylnego sztambucha Iłłakowiczówny („Ścieżka obok drogi”) czy wspomnień kapitana Lepeckiego. Niestety te sielskie obrazki widziane oczami dorosłych dzieci (Iłłakowiczówna w pewnym momencie sama przyznaje, że ”Te cztery lata utrwaliły we mnie w sposób niezrozumiały, racjonalny, zupełną, żarliwą i bezwzględną wiarę w Józefa Piłsudskiego” i dalej „Nigdy – i aż do dzisiaj – nie umiałam rozróżniać partii politycznych, to też przeciwnicy Legionów to byli dla mnie konserwatyści, czy narodowi lub socjaldemokraci, ale po prostu ciotki, przyjaciółki, doktorzy, oficerowie, siostry – nieznośnie wszystko tępe i agresywne – z chwilą, kiedy była mowa o czynie Józefa Piłsudskiego” – są to typowe wyznania zauroczonej fanki i wyznawczyni a nie trzeźwego obserwatora) nie wytrzymują konfrontacji z wieloma faktami.
Życie osobiste człowieka jest z pewnością wizytówką jego charakteru stąd trudno tego elementu nie uwzględniać w analizie danej jednostki. Leonarda Lewandowska, z którą Piłsudski „żył” podczas zesłania na Syberii popełniła samobójstwo najprawdopodobniej na skutek tej zawiedzionej miłości, samobójstwo (taka jest przynajmniej oficjalna wersja) popełniła również Eugenia Lewicka, która nieoficjalnie towarzyszyła Piłsudskiego podczas słynnego pobytu na Maderze. Piłsudski był już wtedy mężem Aleksandry Szczerbińskiej, z którą miał obie córki urodzone jeszcze w czasie kiedy jego żoną była Maria Juszkiewiczowa. W tym panteonie żon i kochanek pojawia się jeszcze nazwisko Jadwigi Burhardt nie licząc mniej znaczących skoków w bok (w liście do Leonardy pisanym z Syberii Ziuk sam przyznaje się do niewierności co czyni na pewien sadystyczny sposób jakby po to aby osłabić jej chęci do kontynuowana wcześniejszego związku). Dla Piłsudskiego nieskrępowane porzucanie jednych kobiet dla drugich wydaje się zachowaniem naturalnym co być może w oczach wielu niewiast nadawało mu aury atrakcyjności ale przeczyło o jego możliwościach nawiązania głębszego związku.
J_Pilsudki_i_E_Lewicka_z_L                                                                              Piłsudski i E.Lewicka
Dzisiaj takie zachowanie określa się jako „instrumentalne wykorzystywanie” i nie byłoby może warte uwagi, gdyby odnosiło się ono tylko do spraw sercowo – łóżkowych, jednakże w podobnie instrumentalny sposób Piłsudski traktował również swoich politycznych współpracowników, których wartość uzależniał od ich bieżącej przydatności dla swojej kariery. Tak samo traktował również sprawy światopoglądowe i religijne. Dla ożenku z rozwiedzioną Juszkiewiczową zmienił wyznanie, by – jak głosi przekaz – powrócić do katolicyzmu w czasie choroby, która dopadła go podczas I wojny światowej.
Jego oświadczenie o powrocie do poprzedniego wyznania miał przyjąć ksiądz Ciepichałł – notka biograficzna o tym kontrowersyjnym księdzu jest umieszczona m.in. na stronie pijarów – tylko co bardzo ciekawe tenże ksiądz po 1920 r. zrzucił duchowną sukienkę, został oficerem – urzędnikiem w resorcie spraw wojskowych i przeszedł z katolicyzmu na protestantyzm. Już sam fakt, że konwersję z wyznania ewangelicko – augsburskiego przyjmował ksiądz, który następnie sam porzucił katolicyzm na rzecz wyznania ewangelicko – augsburskiego wydaje się wystarczająco znamienny i zarazem zastanawiający (dodatkowo według przywołanych wcześniej ojców pijarów: „nie wiadomo, gdzie i kiedy (ks. Ciepichałł) przyjął święcenia kapłańskie”).
Pozostałe sprawy z religijnym życiem a raczej jego brakiem obszernie opisał m.in. ks. Warszawski w książce pt. „Piłsudski a religia” i chociaż autorowi można zarzucić, że jako zwolennik endecji mógł być nieobiektywny, to niestety najbardziej istotne elementy tej analizy potwierdzają także inni autorzy. Jednakże tłumaczenie indyferentyzmu religijnego Marszałka (delikatne określenie na bezwyznaniowość i brak praktyk religijnych) dość powszechnym wtedy w kręgach inteligenckich racjonalizmem (Dmowski też do starości nie praktykował) jest też ułomne w świetle świadectw o jego zainteresowaniu praktykami okultystycznymi. Pisze o tym wprost m.in. pani Piłsudska w swoich wspomnieniach a trudno chyba małżonkę Marszałka podejrzewać o produkowanie jego czarnej legendy. Opisuje to także Sławomir Koper w niedawno wydanej książce pt. „Życie prywatne elit Drugiej Rzeczpospolitej”.
Z kolei wspomniany egocentryzm i megalomanię Piłsudskiego najlepiej ilustrują dwa przykłady wzięte z mnóstwa innych ale mające tę zaletę w konfrontacji z ewentualną krytyką, że pochodzą również ze strony zwolenników towarzysza Wiktora (tylko jeden z kilku pseudonimów Piłsudskiego z okresu działalności w PPS – ie). Profesor Zdziechowski, człowiek uczciwy aż do granicy naiwności (którą niekiedy niestety przekraczał) w eseju pt. „Ze wspomnień o Piłsudskim i jego epoce” (opublikowany m.in. w zbiorze „Widmo przyszłości”) opisuje swoje zabiegi mające na celu osobiste spotkanie z Marszałkiem i wrażenie z tego pierwszego „wychodzonego” spotkania, które miało miejsce w październiku 1919 r. z okazji ponownego otwarcia Uniwersytetu Wileńskiego.
Zagajając rozmowę z Naczelnikiem profesor Zdziechowski wspomniał jego brata Bronisława dodając, że był „szlachetnym marzycielem”, na co Piłsudski odparł „Więc Pan ma mnie za nieszlachetnego” po czym jak wspomina Zdziechowski „odwrócił się do kogoś w pobliżu stojącego. Rozmowa ze mną była skończona” Dalej Zdziechowski dodaje, że „Ów żarcik nie mógł oczywiście wywołać we mnie uczuć podziwu czy uwielbienia, które budził Piłsudski u innych”. Tę megalomanię i sprowadzanie wszystkiego do własnej osoby najlepiej też podsumował Zdziechowski oceniając przemówienie Piłsudskiego z okazji nadania mu honorowego doktoratu w 1922 r. „W przemówieniu Piłsudskiego najbardziej uderzyła mię rzecz inna, mianowicie automesjaniczna nuta ”Ja i ojczyzna to jedno”…Nazywam się Miljon”. A uwagi te pisał zwolennik Piłsudskiego.
Drugi przykład wiąże się z przekonaniem Piłsudskiego o wyjątkowych zaletach swojego umysłu skutkiem czego jak pisze jego żona Aleksandra Piłsudska „prosił mnie, że jeśli żyć będę dłużej niż on, abym mózg jego oddała do naukowego zbadania. Sądził, że ponieważ myśli i rozumuje inaczej niż inni, inną też może mieć budowę mózgu”. Za czasów PRL – u na złość komunie kpiono sobie z podobnych zabiegów czynionych wokół mózgu Lenina, niestety w Polsce przedwojennej w ramach kultu Pierwszego Marszałka wyprawiano takie same szaleństwa. Przebywający wówczas na przymusowej emigracji w Czechosłowacji Witos, do którego dochodziły krajowe echa tych wydarzeń podsumował to w swoich pamiętnikach zdaniem:
„…wyznaczył dla siebie miejsce na Wawelu. Nie chcąc za wiele robić zaszczytu polskiemu Panteonowi, kazał serce złożyć gdzie indziej, a w przekonaniu, że mózg jego stanowi jakiś rzadki cudowny wyjątek, polecił go oddać uczonym lekarzom. Co o tym wszystkim myśleć?”
Oprócz tych dwóch przykładów megalomanii warto być może jeszcze przypomnieć, że tytuł i buławę Pierwszego Marszałka Polski Piłsudski de facto przyznał sam sobie. Wniosek złożony w tej sprawie do sejmu latem 1919 r. został przez konwent seniorów uznany za przedwczesny, dlatego też zwolennicy Naczelnika w wojsku zgłosili się kilka miesięcy później z takim samym wnioskiem do samego Piłsudskiego, który jak gdyby nigdy nic łamiąc obowiązującą procedurę legislacyjną, natychmiast bo jeszcze tego samego dnia wydał dekret o przyjęciu i zatwierdzeniu tego stopnia. Następnie w listopadzie przyjął buławę z rąk swoich podwładnych pod nieobecność wszystkich najważniejszych wtedy osób w państwie czyli marszałka sejmu i premiera (ten mało dzisiaj znany fakt opisuje m.in. Daria i Tomasz Nałęcz w biografii Piłsudskiego, Zbigniew Dworecki w niedawno wydanej książce „Poznańskie i Piłsudski” oraz opozycyjna prasa tamtego okresu)

Błędy strategiczne

O wyborach ideowych i politycznych Piłsudskiego napisano wiele i poddając te sprawy uczciwej ocenie trzeba przyznać, że trudno w owych politycznych decyzjach znaleźć jakąś istotną sprawę świadczącą na korzyść Marszałka. Jak wspomina generał Haller, Piłsudski miał mu pewnego razu oświadczyć, że w sprawach religijnych jest bezwyznaniowcem („Choć sam jestem bezwyznaniowy, ale szanuję zapatrywania innych”) i przez analogię można postawić hipotezę, że w sprawach ideologicznych też był bezideowcem. Ale tak samo jak w sprawach religijny był zabobonny tak samo zabobonność ową przenosił na każdą sferę swojego działania – vide szczególne i przesądne przywiązanie do daty 6 sierpnia (dzień wymarszu kadrówki do Królestwa w celu wywołania antyrosyjskiego antyrosyjskiego powstania).
Niezależnie od stopnia emocjonalnego zaangażowania, to z punktu widzenia osoby o prawicowych poglądach trudno uznać wieloletnią działalność Piłsudskiego w PPS – ie za godną pochwały, zwłaszcza, że owa działalność polegała także na rabunkowych napadach (nazywanych dla niepoznaki „akcjami ekspropriacyjnymi” – jak to wtedy dzielni ekspropriatorzy śpiewali: „W innych partiach bryndza/ Ogórkowe czasy – / U nas złoto płynie/ Oj dana, dana, dana/spluwo ukochana!/ Nie masz nic nad spluwę/ Nie!”)), w których ginęły nie tylko oszczędności kas powiatowych ale także prości żandarmi i konwojenci, czyli de facto niewinni ludzie. Żeromski był również socjalistą ale jego komitywa z Piłsudskim załamała się, gdy pisarz zaczął krytykować sposób działania PPS a później orientację proniemiecką aktywistów, burzliwie zakończyło się także spotkanie w 1920 r., na którym Żeromski próbował namówić Naczelnika do poparcia polskich racji w plebiscytach organizowanych na spornych ziemiach zachodnich i północnych.
Same wypowiedzi Piłsudskiego i to już w czasie kiedy oficjalnie przestał identyfikować się z polityką państw centralnych, świadczą że pogodził się on z utratą ziem polskich będących pod zaborem pruskim (lub nigdy nie dążył do ich odzyskania) stąd też te strategie określano mianem „małej Polski” – sam Piłsudski mówił, że o ziemiach zaboru pruskiego możemy myśleć w perspektywie 50 lat albo dłużej, Marian Seyda wspominał („Polska na przełomie”) delegację poznaniaków, która w 1916 r. rozmawiała z Piłsudskim o przyszłości zaboru pruskiego, słysząc w odpowiedzi, że „(Piłsudski) sprawą zaboru pruskiego głowy sobie zaprzątać nie myśli”. Było to zaprzeczeniem endeckiej wizji „wielkiej Polski”, która w gorszym scenariuszu miała być realizowana na drodze jednoczenia ziem polskich wszystkich zaborów pod patronatem Rosji oraz uzyskiwania dla nich coraz większej autonomii. Przebieg wojny oraz rozpad imperium carów umożliwił odbudowanie wielkiej Polski od razu jako państwa niepodległego.
Koncepcja opowiedzenia się po stronie państw centralnych miała wielu zwolenników także wśród osób, których trudno posądzać o niskie pobudki, koncepcję taką doradzały też Polakom koła watykańskie popierające Austrię ale nie ulega wątpliwości, że zwycięstwo państw centralnych a de facto Niemiec nie rozwiązałoby kwestii polskiej niepodległości natomiast pewnym było, że do owego państwa polskiego pod patronatem Niemiec nie zostałaby przyłączona ani piędź ziemi zaboru pruskiego a prawdopodobnie kilka dodatkowych piędzi polskiej ziemi zostałoby jeszcze od kraju oderwane (nawet taki germanofil i zwolennik Piłsudskiego jak Władysław Studnicki przyznawał, że w sztabie niemieckim widział mapę z tak zaznaczoną kadłubową Polską, sam zresztą snuł koncepcje polskiego portu w Lipawie zamiast Pomorza i Gdańska oraz w broszurze wydanej po niemiecku de facto doradzał Niemcom jak utworzenie Polski z ziem zaboru rosyjskiego przyśpieszy pokojową germanizację zaboru pruskiego).
Co tam zresztą Niemcy skoro Janusz Franciszek wielu imion Radziwiłł typowany nawet na króla Polski odrodzonej pod nadzorem zwycięskich państw centralnych, miał 5 października 1916 r. w Berlinie takimi m.in. słowami przekonywać niemieckich polityków i dziennikarzy do utworzenia niepodległej ojczyzny: „My, Polacy, wiemy, że Poznańskie stanowi część Niemiec i część Niemiec stanowić będzie po wszystkie czasy”. I to ten właśnie Radziwiłł po zamachu majowym stał m.in. na czele prosanacyjnych konserwatystów i współorganizował m.in. słynną wizytę Marszałka w Nieświeżu. Na szczęście okoliczności ułożyły się pomyślnie dla idei wielkiej Polski ale Polacy musieli użyć sporo argumentów by przekonać zwycięskie mocarstwa do swoich racji (tę pracę wykonał Dmowski i Polski Komitet Narodowy) i mieć chociażby cień pretekstu aby zwycięska Ententa mogła uznać nas za swoich wojennych sprzymierzeńców.
Tego pretekstu dostarczyła tzw. Błękitna Armia oraz jednostki walczące po stronie rosyjskiej (korpus Dowbora – Muśnickiego, korpus Michaelisa, dywizje syberyjskie, korpus Żeligowskiego), także te jednostki np. austriackie, które po układach brzeskich przedarły się na rosyjską stronę (w końcu w efekcie tej eskapady do Francji przedostał się Józef Haller, późniejszy dowódca Błękitnej Armii). Koniec końców dla Polski sprawy ułożyły się dobrze ale nie ulega wątpliwości, że wcześniejsi zwolennicy państw centralnych obawiali się o swoje miejsce i znaczenie w tak odrodzonym państwie stąd wykonywali różne działania, które niekoniecznie wzmacniały naszą pozycję ale na pewno tworzyły metodą faktów dokonanych (utworzenie tzw. rządu lubelskiego z premierem Daszyńskim i Komendantem Rydzem – Śmigłym, przekazanie przez Radę Regencyjną władzy Piłsudskiemu etc.) określoną rzeczywistość, którą można było zmienić jednie na drodze porozumienia lub wojny domowej.
Te uczucia wcześniejszych germanofilii najlepiej oddaje fragment deklaracji sporządzonej przez Leona Bilińskiego polskiego konserwatysty, posła do parlamentu austriackiego i przewodniczącego NKN: „Losy wojny światowej rozstrzygnęły sprawę polską nie w myśl naszej trzeźwej, jak się zdawało, polityki realnej, lecz po myśli idealistycznej wiary innych stronnictw politycznych w zwycięstwo Ententy. (…) Nie możemy się przyznać do błędu, ale przyznajemy z najwyższą radością tamtym stronnictwom szczęśliwy instynkt polityczny…” Według tych słów orientacja proniemiecka była „trzeźwa” zaś orientacja na Ententę „idealistyczna” przeto potwierdzenie racji „idealistycznej” musiało być jedynie wynikiem szczęścia by nie rzec ślepego losu. Ale jak w takim razie pogodzić z tym fakt, że zwolennikiem owej „trzeźwej” proniemieckiej opcji był „Ziuk – wariat”, jak przezywano Piłsudskiego, co ten sam przyznawał i co opisał m.in. cytowany wcześniej profesor Zdziechowski.
Sprawa orientacji Piłsudskiego w czasie wojny jest ogólnie znana (nawet jak pisała przedwojenna prasa prawicowa słynna pieśń legionowa była wzorowana na melodie pieśni pt. „Blue Huzaren”)i na tle orientacji innych znaczących polskich polityków wojskowych nie stanowiłaby jakiegoś szczególnego zarzutu natomiast od polityków takich jak np. cytowany wyżej Biliński czy wojskowych jak Rozwadowski, Sikorski czy Haller, dzieliły Piłsudskiego dwie sprawy a to: tajna i płatna współpraca Piłsudskiego, Sławka etc. m.in. z austriackim wywiadem mająca na celu wywołanie zbrojnego powstania w zaborze rosyjskim oraz zawodowe dyletanctwo tych wiecznych spiskowców w działalności pozakonspiracyjnej. Owa tajna współpraca przez długie lata stanowiła jedynie publiczną tajemnicę, natomiast obecnie żaden rozsądny historyk nie może jej poddawać w wątpliwość.
Wbrew przeświadczeniu części osób znających trochę ten temat to nie Ryszard Świętek w swojej obszernej pracy pt. „Lodowa ściana”pierwszy dotknął tego problemu podpierając się zachowanymi dokumentami. Jeszcze w roku 1967 czyli 43 lata temu, Stefan Arski (właściwie Artur Salman) oraz Józef Chudek wydali książkę pt. „Galicyjska działalność wojskowa Piłsudskiego 1906 – 1914”, którą znany współczesny apologeta Piłsudskiego tj. profesor Janusz Cisek w serii wydawanej pod patronatem „Rzeczpospolitej” nazwał tworzeniem „czarnej legendy” nie omieszkając – pomimo przestrzeganej wcześniej politycznej poprawności – zaznaczyć prawdziwego nazwiska i zarazem pochodzenia Arskiego.
Oczywiście większość nigdy nie potrudzi się by osobiście sprawdzić na czym polegał ów „paszkwil” duetu Arski (vel Salman) i Chudek, tymczasem książka ich autorstwa to nic innego niż ponad czterysta stron fotokopii dokumentów wygrzebanych w austriackich archiwach (Kriegsarchiv, Haus – Hof – und Staatsarchiv i Verwaltungsarchiv) i prawie drugie tyle ich tłumaczenia na język polski. Komentarz autorski i wprowadzenie to zaledwie ok. 5 proc. całego opracowania ale także o wiele mówiącej dla nas współczesnych treści. Autorzy wspominają bowiem o wyraźnych śladach niszczenia dokumentacji pisząc m.in.: „z polecenia Rongego zniszczono więc w listopadzie 1918 r. listy konfidentów, pokwitowania pieniężne, tudzież wycięto żyletką z dziennika podawczego (Kundchafts Exhibiten Protokoll) Biura Ewidencyjnego wszystkie nazwiska konfidentów”.
Jednym słowem co ci przypomina widok znajomy ten… Kim był Maxymilian Ronge (vide jego wspomnienia pt: „Kriegs und Industriespionage. Zwolf Jahre Kundschafsdienst”) raczej wiadomo tak jak z różnych wspomnień wiadomo, że austriackie archiwa czyścił już w listopadzie 1918r. w Krakowie brygadier Bolesław Roja późniejszy generał niesławny z defetystycznej postawy podczas wojny polsko – bolszewickiej i za taką postawę odesłany na wcześniejszą wojskową emeryturę.
Drugi problem to zawodowe dyletanctwo Piłsudskiego i innych jego wspólników z konspiracji, dyletanctwo raczej typowe dla ludzi, którzy faktycznie nigdy ani nie zdobyli fachowego wykształcenia ani nie wykonywali żadnego konkretnego zawodu, gdyż żyli ze spiskowania. Stanisław Dzierzbicki, który był razem z Piłsudskim członkiem proniemieckiej Tymczasowej Rady Stanu w swoich pamiętnikach tak scharakteryzował późniejszego Naczelnika Państwa: „Mylnie wyobrażałem go sobie jako intelektualistę o wielkiej sile argumentacji i rozumowania, tymczasem spotkałem umysł raczej artysty, prosty, który rozumowanie bardzo mało ceni, argumenty nazywa wytartymi liczmanami, a całą swoją działalność opiera na wrażeniach i intuicji.” Jeszcze gorszą opinię miał wystawić Marszałkowi jego poplecznik Rydz – Śmigły, co lakonicznie ujął późniejszy komendant policji nb. mason gen. Kordian Zamorski w następującym zdaniu: “Wieczór u Śmigłego. Zdaniem jego, człek to (Piłsudski – przyp.) nienormalny, co ukryć się nie da, a skoro się wyda, uważać nas będą za trzodę głupców, żeśmy tego nie spostrzegli”.
Część oficerów polskich w służbie austriackiej ukończyła solidne wojskowe szkoły i zdobywała wojskową praktykę co bardzo przydało się później w wojnie polsko – bolszewickiej i budowaniu polskiej armii. Oficerowie ci byli zawodowcami, część wojskowych i polityków jak np. Sikorski ukończyła także wyższe szkoły cywilne. Niestety z drugiej strony dość często się zdarza, że ludzie tacy jak Piłsudski , czyli wyjątkowo ambitni i mający duże mniemanie o sobie a zarazem dyletanci zawodowi, nie potrafią przyznać się do niekompetencji forsując swoje decyzje nawet na przekór fachowym opiniom otoczenia. Piłsudski nie był wojskowym i nie znał się na dowodzeniu przynajmniej na szczeblu sztabu głównego.
Tytuł Pierwszego Marszałka Polski przyznał – o czym było wcześniej – de facto sam sobie, stopień brygadiera nie istniał formalnie w wojsku cesarstwa austro – węgierskiego, biorąc zaś pod uwagę stawkę uposażenia odpowiadał on stopniowi wojskowemu pułkownika. Jednocześnie skoncentrowany na sobie i magalomańsko przekonany o własnej nieomylności, skonfliktowany z innymi politykami i wysokimi oficerami, których uważał za konkurentów – najpierw zawarł tajny pakt z Petlurą a następnie podejmując tzw. wyprawę kijowską wciągnął Polskę w wojnę z bolszewicką Rosją– powtarzając w chwili początkowych sukcesów, że może bolszewików bić kiedy chce i gdzie zechce.
Jak wiemy z historii wojna ta o mało nie zakończyła się utratą dopiero co odzyskanej niepodległości, kosztowała życie tysiące Polaków a uzyskane granice były terytorialnie mniej korzystne od granic możliwych do uzyskania na drodze pertraktacji zaproponowanych przez bolszewików w grudniu 1919r.. Pomimo funkcjonującego sejmu i rządu posłowie i ministrowie nic lub bardzo niewiele wiedzieli o celach ofensywy kijowskiej, tajnych postanowieniach pomiędzy Piłsudskim a Petlurą czy rzeczywistych zamiarach Piłsudskiego dotyczących prowadzonych pertraktacji rozejmowych z bolszewikami (w tej ostatniej sprawie bardzo znamienna jest tzw. sprawa Borysowa od nazwy miasta na Białorusi, którą wyjaśniają m.in. w swoich pamiętnikach socjalista Adam Próchnik i endek Stanisław Grabski).
Na pewno wojnę rozpoczął Piłsudskii do czasu powołania rządu Witosa na premiera a generała Rozwadowskiego na szefa sztabu właśnie Piłsudski odpowiadał za dowodzenie polskimi armiami. Sprawa autorstwa bitwy warszawskiej i zasług w jej wygraniu innych osób niż Naczelnik jest oczywista nawet nie poprzez lekturę wspomnień i opracowań osób mu wrogich lub obojętnych ale przede wszystkim ze względu na własną relację Piłsudskiego („Rok 1920” wydany pod pretekstem odpowiedzi na podobną pozycję opublikowaną przez Tuchaczewskiego) spisaną pod jego dyktando przez już wtedy żonę Aleksandrę. A już opis tak rozsławionego kontrataku znad Wieprza w kontekście przypisywanego mu przez legendę przełomowego znaczenia dla bitwy warszawskiej wywiera na czytelniku wychowanym na legendzie dość przygnębiające wrażenie.
W czasie kiedy Piłsudski zaatakował znad Wieprza bitwa warszawska była już wygrana, natomiast kontratak ten miał duże znaczenie strategiczne dla unicestwienia wojsk sowieckich tak by wygraną była nie tylko bitwa ale i cała wojna (co zresztą zostało osiągnięte ale nic by nie dało gdyby przegrana została bitwa pod Warszawą i na północ od stolicy, gdzie największy ciężar bitwy trzymała V armia Sikorskiego). Piłsudski sam przyznaje się, że już po przybyciu do Puław kiedy faktycznie nie miał żadnego wpływu na decyzje sztabu, „pewne zdziwienie” wywoływały u niego
„wiadomości o zwiększającym się nacisku wojsk p.Tuchaczewskiego w kierunku zachodnim, w kierunku Płocka, a nawet Włocławka i Brodnicy… Była w tym jakaś zagadka, której rozwiązać nie mogłem, gdyż przewracało to w pewnej mierze moje dotychczasowe pojęcie, że p.Tuchaczewski koncentrował wszystkie swoje siły na Warszawę”.
A przecież wiadomo, że taki obrót sprawy wcześniej zauważył Rozwadowski wydając odpowiednie rozkazy zmieniające, które tak bardzo krytykował właśnie Piłsudski, gdyż wzmocnienie sił na północy osłabiało jego południowy front. Sam kontratak podobno tak decydujący dla bitwy warszawskiej Piłsudski opisywał następująco:
„16 (sierpnia – przyp. ) rozpocząłem atak, o ile w ogóle atakiem nazwać to można. Lekki i bardzo łatwy bój prowadziła przy wyjściu tylko 21 Dywizja (…) Inne dywizje szły prawie bez kontaktu z nieprzyjacielem (…)główną zagadką, którą chciałem sobie rozstrzygnąć, była tajemnica tak zwanej Grupy Mozyrskiej. Właściwie nie było jej wcale. (…) Wydawało mi się, że śnię. Jako wynik, do którego doszedłem, był pogląd, że czeka mnie gdzieś jakaś zasadzka. (…) Dzień 17 sierpnia nie przyniósł mi żadnego wyjaśnienia tych zagadek. (…) Spędziłem znowu dzień cały w samochodzie szukając śladów tajemnicy i choć pozoru zasadzek. (…) Nie rozumiałem właściwie, gdzie jest sen, a gdzie prawda. (…) Pamiętam, jak dziś, tę chwilę gdy pijąc herbatę obok przygotowanego do snu łóżka, zerwałem się na równe nogi, gdy wreszcie usłyszałem odgłos życia, odgłos realności, głuchy grzmot armat, dolatujący gdzieś z północy. (…) Jeszcze ułożywszy się do snu, raz po raz głowę z poduszki unosiłem, by sprawdzić swoje wrażenie”.
W stosunku do opisu bezsennej trwogi Warszawy (vide wspomnienia Witosa czy Rataja) oraz zmagań dywizji stojących na przedmościu Warszawy (vide praktycznie samobójczy atak batalionu kapitana Stefana Pogonowskiego ratujący odsłonięte skrzydło obrony Warszawy) oraz zażartych walk na północ od stolicy, opis tej fazy bitwy przedstawiony przez Piłsudskiego widziany z punktu widzenia jego odcinka frontu wygląda prawie na sielankowy.
Piłsudski pomylił się także (chyba, że była to pomyłka kontrolowana) co do wskazania przyszłego najgroźniejszego wroga Polski, który to temat był omawiany podczas słynnej narady na początku lat 30 – tych mającej ocenić, które zagrożenie jest groźniejsze: niemieckie czy sowieckie. Większość obecnych podobno wyraziła opinię, że w najbliższej perspektywie zagrożenie niemieckie jest większe (tak też to widział m.in. odsunięty już wtedy od wojska Sikorski czego dowodzi jego autorstwa „Przyszła wojna” wydana w 1934 r.), co także – wbrew od lat suflowanej legendzie – Piłsudski zanegował wskazując w dalszym ciągu na kierunek wschodni (jakiekolwiek poważne przygotowania na froncie zachodnim Polacy przedsięwzięli z marnym zresztą skutkiem dopiero na kilka miesięcy przed wrześniem 1939 r. o czym pisze m.in. generał Sosnkowski w książce „Cieniom września” – nb. gospodarki w tym budżetu Polska nie przestawiła na tryb wojenny aż do samego wybuchu wojny)

Przeciw Polakom i przeciw Polsce

Piłsudskiemu wyraźnie przeszkadzała świadomość (lub podświadomość), że w dziele obrony a następnie budowania niepodległego bytu kraju zaczynają wybijać się inne uzdolnione osoby, że zaczyna się dostrzegać realne zasługi innych osób, że część tych osób była w krytycznych chwilach świadkami jego słabości, że naród głosuje na endeków i ugrupowania politycznie niechętne jego planom politycznym (np. PSL Piast).
Miał też zapewne świadomość korzeni swojej obecnej władzy, sięgających współpracy z blokiem niemieckim i namaszczenia na Naczelnika przez proniemiecką Radę Regencyjną oraz – co niebagatelne – świadomość owej niezbyt chlubnej karty życiorysu związanej ze współpracą z austriackim wywiadem. Dzisiaj po latach doświadczeń z lustracją doskonale wiadomo jak bardzo takie obciążenia wpływają na zachowania i polityczne decyzje ludzi– vide przypadek Wałęsy. Ten amalgamat z jednej strony własnych błędów i niedoskonałości a z drugiej wybujałych ambicji wzmacnianych podszeptami swoich stronników (być może także jakichś podjętych wcześniej zobowiązań) spowodował, że do zamachu majowego Piłsudski nie dał spokojnie rządzić żadnemu gabinetowi co sam zresztą bez ogródek a raczej w formie pewnej chwalby potwierdził.
Obecnie większość rodaków ma utrwalone przekonanie, że Piłsudski przeciwstawił się parlamentarnej anarchii prowadzącej nasz kraj ku zgubie w co współcześni Polacy o tyle łatwo wierzą, że widzą jak wyglądają obecne parlamentarne rządy. Tymczasem nie negując, że w ciągu tych kilku lat parlamentaryzmu dochodziło do nadużyć i nieprawidłowości, to przecież były one także niechlubną zasługą tych ludzi i partii, które raczej Piłsudskiego popierały, jak PPS, PSL – Wyzwolenia czy ugrupowania mniejszości narodowych, głównie posłów żydowskich i ukraińskich. Tymczasem wystąpienie Piłsudskiego było tak naprawdę skierowane przeciwko prawicy skupionej wokół szeroko rozumianej endecji i prawicy chłopskiej reprezentowanej przez PSL – Piast. Nie ma krzty prawdy w opinii Stanisława Mackiewicza ps. Cat, który w „Zielonych oczach” zanotował, że
„Tak samo jak w ojczyźnie, na emigracji endecy się bynajmniej do rządów nie pchali. Nic nie robiąc, wszystko krytykując, daleko łatwiej jest utrzymywać za sobą większość opinii”.
Każdy kto nieco wnikliwiej przestudiował historię tego okresu mógł bez problemu zauważyć, jak bardzo Piłsudski i jego stronnicy sabotowali każdą próbę sięgnięcia po władzę przez prawicę narodową, która była najliczniejszą partią sejmową. Prawica ta chciała rządzić, wystarczy przypomnieć okoliczności nieudanej – z powodu odmowy Piłsudskiego – próby powołania na premiera Wojciecha Korfantego, czy sprowokowane przez piłsudczyków zajścia krakowskie w listopadzie 1923 r. mające na celu obalenie pierwszego rządu Chjeno – Piasta oraz zamach majowy obalający drugi koalicyjny rząd Witosa (pierwszy z trzech rządów Witosa był rządem obrony narodowej).
Najpierw w 1922 r. Piłsudski odmówił kandydowania na prezydenta chociaż według wszelkiego prawdopodobieństwa zostałby wybrany, następnie w 1926 r. parlament wybrał Piłsudskiego na prezydenta a ten z kolei nie przyjął wyboru już po jego dokonaniu, przy czym działo się to jeszcze wszystko za kadencji owego tak krytykowanego przez Naczelnika parlamentu. Aby było ciekawiej wybór w 1926 r. został dokonany kilkanaście dni po zamachu majowym i Piłsudski celowo nie zrezygnował z kandydowania przed wyborem ale dopiero po wyborze odmówił przyjęcia tego stanowiska. Jak sam przyznał, chciał sobie pośrednio zalegalizować przewrót co sam tłumaczył następująco: „Dziękuję Zgromadzeniu Narodowemu za wybór. Po raz drugi w mojem życiu mam w ten sposób zalegalizowanie moich czynności i prac historycznych, które niestety dla mnie, spotkały się przedtem z oporem i niechęcią dość szeroką”. W wypowiedzi tej mamy zresztą nie tylko przyznanie się do chęci przyklepania dokonanego przewrotu ale również potwierdzenie, że jego wcześniejsze czynności i jak to określił „prace historyczne” spotykały się z szerokim oporem.
Sam zamach majowy, który zaważył na obliczu II RP i – można postawić taką hipotezę – jej losach, został przeprowadzony w czasie, kiedy wbrew propagowanej legendzie sytuacja Polski zaczęła się poprawiać. Stało się tak również za sprawą reform gospodarczych przeprowadzonych przez ów – tak podobno nieudolny – parlament. Zmiany konstytucji i wzmocnienia władzy wykonawczej chciała tak samo prawica, co zresztą kładziono na karb dążności tejże prawicy do rządów dyktatorskich (widać w tym zresztą typowy przykład logiki Kalego: jak endecja chciała rządów autorytarnych to było źle, jak zamach zrobił Piłsudski to ratował kraj z odmętów anarchii).
Tymczasem wydaje się, że jedyną okolicznością, która doprowadziła do zamachu była obawa Piłsudskiego i jego stronników o swoje wpływy, którym mogły realnie zagrozić drugie rządy koalicji Chjeno – Piasta. Rząd Witosa prawdopodobnie nie dopuściłby do powtórzenia tych samych sekwencji, których konsekwencją były wypadki krakowskie, obecne zaplecze polityczne rządu wydawało się bardziej zdeterminowane wytrwać w koalicji i zająć twardszą postawę wobec opozycji, także tej z Sulejówka. Widocznym przejawem było chociażby natychmiastowe zarekwirowanie wydania „Kuriera Porannego”, w którym Piłsudski w niewybrednych – ale sobie właściwych – słowach atakował rząd i ministrów.
Zamach majowy zmienił nie tylko politykę wewnętrzną ale i zagraniczną. W polityce wewnętrznej doprowadził do rządów monopartii, czyli BBWR, która to partia miała w nazwie „bezpartyjność”i stanowiła tym samym najlepszy symbol podwójnych standardów i politycznego cynizmu zwanego obecnie piarem. Z życia politycznego została wyrzucona jakakolwiek opozycja, która swoje postulaty brała na serio. Tym samym rządzący samodzielnie sanatorzy wiedząc, że ich oparcie w społeczeństwie jest wątpliwe zamiast prowadzić politykę nakierowaną na interes kraju ale wymagającą czasami niepopularnych decyzji, bardziej dbali o swoje postrzeganie i propagandę tak jak to się dzieje także i dzisiaj. Systematycznemu psuciu ulegały także obyczaje życia nie tylko politycznego ale i społecznego.To wtedy zaczęły doskonalić swoje rzemiosło komanda „nieznanych sprawców”[patrz - ostatnie rajdy po Monciaku, "szaleńcy" bijący przypadkowo napotkane kobiety itd - MPS], to wtedy karierę zaczęli robić „bierni, mierni ale wierni” co opozycyjna prasa tego okresu przedstawiała następująco:
„Nie było ani jednego rządu w Polsce, któryby się poważył na takie rugi i przenoszenia jak rząd obecny. Wywodząc się z zamachu jest on trapiony niepokojem nowych zamachów i ciągle stara się umocnić usuwając z wojska, ze stanowisk urzędowych ludzi, których do kategorii „swoich” zaliczyć nie może”.
Przychylny Piłsudskiemu generał Jan Romer w swoich „Pamiętnikach” notował m.in. , że „…około Marszałka pozostają sami Piłsudczycy a wśród nich wielu tylko – karierowiczów, wielu czy to zdolnościami, czy wiedzą, czy charakterem miernych”. Felicjan Składkowski, późniejszy premier, jeszcze jako sanacyjny komisarz Warszawy okazał podobno szczere zdumienie, gdy po wydaniu władzom Banku Polskiego rozkazu „ustabilizowania złotego” dowiedział się, że potrzeba do tego środków dewizowych.
sabotaż armii - jedna z odsłon
Jeżeli piszemy w Polsce o stalinowskich czystkach w armii sowieckiej, których ofiarą padł np. Tuchaczewski, to nie należy zapominać, że takie same czystki po zamachu majowym przeżyła polska armia (pisze się o minimum 700 oficerach zmuszonych do przejścia na emeryturę) a jeżeli czystki osłabiły armię sowiecką to dlaczego czystki pomajowe nie miałyby osłabić armii polskiej? Aby zwalczyc konkurenta – Józefa Hallera i osłabić siłę jego Błękitnej Armii Piłsudski w dniach zmagań z armiami sowieckimi zamykał amerykańskich ochotników (polskiego pochodzenia) z tej armii w obozach koncentracyjnych pod Grudziądzem, gdyż „rządził w ten sposób, żeby zużywać wszystkich ludzi, będących na widoku i wszystkie urządzenia”.
Najważniejsi i najbardziej zasłużeni politycy i oficerowie okresu przedmajowego zostali odesłani na emeryturę i emigrację a część z nich była więziona (Witos, Korfanty, Sikorski, Rozwadowski, obydwaj Hallerowie, Malczewski etc; nawet Sosnkowski pełnił do wojny praktycznie tylko funkcje dekoracyjne) a kto wie czy nawet nie otruta (Rozwadowski, Korfanty). Morderstwo na generale Zagórskim i inne tajemnicze zgony osób mających pewną wiedzę na niewygodne tematy (vide generał Jan Hempel; wymienia się także inne nazwiska jak kontradmirał Anzelm Zierkowski, generałowie: Oswald Frank, Bolesław Jaźwiński, Jan Thullie) tylko dopełnia tego obrazu upadku stojącego w sprzeczności do rozpowszechnianych ciągle wierzeń o nieskalanym honorze przedwojennego oficera.
Zamach majowy wyniósłszy na ministerialne stanowiska najpierw Zaleskiego a następnie Becka przeorientował politykę zagraniczną, skutkiem czego Polska – zamiast umacniać sojusz z Francją oraz Czechosłowacją, Rumunią i Jugosławią – zaczęła uprawiać „politykę mocarstwową”, kumać się z Niemcami i przyklepywać układ monachijski poprzez udział w rozbiorze Czechosłowacjiprzyczyniając się tym samym do podkopania i obalenia porządku wersalskiegobędącego fundamentem państwowego bytu ówczesnej RP.

Legendy a rzeczywistość

Jeżeli można mówić o zbiorowej pamięci to tylko w rozumieniu postaw, które prezentuje większość zainteresowanych. W takim rozumieniu Polacy przypominają typowego bohatera thrillerów filmowych, który na skutek wypadku i intrygi traci pamięć a po odzyskaniu świadomości otaczający go intryganci wykorzystując ową amnezję dla własnych celów wmawiają mu takie wersje przeszłości jakie odpowiadają ich samolubnym interesom. Polacy dostali po głowie najpierw pałką germanizacji i rusyfikacji, następnie niemieckiej i sowieckiej agresji i okupacji oraz kilkudziesięciu lat PRL – u pilnowanego przez UB i SB.
Obudziliśmy się w III RP, w której natychmiast różni „przyjaciele” rozpoczęli prace historyczne nad ustanowieniem tej właściwej wersji naszej niedawnej przeszłości. Nieprzypadkowo również rozpoczęto starania aby III RP przedstawić jako sukcesorkę II RP, którą w tym celu należało odpowiednio wyliftingować. W kolportowanej legendzie dotyczącej Piłsudskiego pomija się fakt, że Niemcy wkraczając do Krakowa wystawili przed sarkofagiem Naczelnika wartę honorową, natomiast chętnie eksponuje się niechęć do piłsudczyzny ze strony władz prl – owskich.
Podkreśla się przy okazji, że endecy krytykując Piłsudskiego są w tym punkcie zgodni z komunistami. W ten sposób z rewolucjonisty, socjalisty i bezwyznaniowca, któremu zamach majowy pomagał realizować m.in. Władysław Gomółka, zrobiono obrońcę wiary i polskości a endeków zrównano jednocześnie z komunistami zacierając fakt, że źródła i powody opozycji prawicy i komunistów wobec sanacji były całkiem przeciwne. Komuniści odwrócili się od Piłsudskiego dopiero gdy zauważyli, że ten wykorzystał ich (tak samo jak wielu przedtem i potem) dla własnych celów, chociaż tak naprawdę wiele resentymentów środowisk lewicowych i żydowskich do sanacji (nie można zapominać, że podstawy PRL – u budowało wielu komunistów żydowskiego pochodzenia) dotyczy okresu już po śmierci Piłsudskiego, kiedy sanacja zaczęła używać retoryki narodowej (projekt zakazu uboju rytualnego wniosła posłanka Janina Prystorowa, żona pułkownika Prystora, motywując to zresztą czynnikami humanitarnymi).
Przykładem takiej zawiedzionej miłości jest chociażby sławny poseł Herman Lieberman, który był przez długie lata zwolennikiem Piłsudskiego aż do czasów pomajowych a szczególnie wyborów brzeskich. Wspomina Witos, że dopiero dzieląc z nim los politycznego więźnia Liebermann przypomniał sobie pewne fakty („opowiadał mi na ten temat poseł dr Lieberman w więzieniu brzeskim, oburzając się na te straszne praktyki”) w tym wypowiedź Piłsudskiego wypowiedzianą jeszcze podczas kampanii przeciw bolszewikom u zarania niepodległości. Na zwróconą wtedy uwagę o dużych stratach wśród żołnierzy niektórych polskich pułków Piłsudski miał odpowiedzieć „a cóż to szkodzi, że trochę więcej Polaczyszków wyginie?”
To, że Piłsudski niezbyt przejmował się ludzkim życiem a nawet nim nadmiernie szafował świadczą także zapiski Stanisława Grabskiego, bardzo wpływowego wtedy polityka (chociaż dzisiaj bardziej znany jest jego brat Władysław), który w swoich pamiętnikach zanotował, iż zwracając Naczelnikowi uwagę na ryzyko wojny i związane z tym straty usłyszał w odpowiedzi, że „nie należy zanadto się przejmować stratami w ludziach na polach bitew, gdy kraj nie jest w stanie wyżywić całego swego przyrostu ludności i część jej zabiera mu zawsze liczna emigracja zarobkowa”.
Dzisiaj wielu publicystów chcących uchodzić za prawicowych często wytyka niektórym politykom stwierdzenia mające jakoby obrażać naród polski, tak jak to uczyniono onegdaj np. na łamach „Naszego Dziennika” z jakimś – dość błahym w istocie – cytatem z dawnej wypowiedzi Tuska. Jednocześnie te same osoby ze ślepym uporem alergicznie reagują na każdą próbę odbrązowienia Piłsudskiego, którego obelgi rzucane nie tylko wobec polityków, ale i wobec Polaków in gremio były stokrotnie gorsze – a przy tym wypowiedziane rzeczywiście z intencją ubliżenia (na zjeździe legionistów w 1927 r. Piłsudski sam przyznawał, że „…wytworzyłem całe mnóstwo pięknych słówek i określeń, które po mojej śmierci zostaną, a które naród polski stawiają w rzędzie idiotów”) – od tych tak potępianych wypowiedzi współczesnych polityków. Piłsudski miał szczęście, że jego działalność przypadła na okres kiedy kamera filmowa i mikrofon należały do rzadkości. Gdyby jego wypowiedzi i działalność była rejestrowana – tak jak to się dzieje obecnie – wszechobecnymi kamerami, aparatami, dyktafonami etc. to nawet największym propagandystom trudno byłoby przykroić jego faktyczną postawę do powszechnych dzisiaj wierzeń na temat tej postaci.
Do budowania legendy zaprzęgano literatów, z których niektórzy jak Kaden – Bandrowski czy Andrzej Strug vel Tadeusz Gałecki byli także legionistami. O tym, że powieściowy „Generał Barcz” to literacka wersja Piłsudskiego a „Mateusza Bigda” karykaturą Witosa raczej nikt nie ma oporów przypominać, natomiast mało kto ma odwagę przypominać, że kariera Nikodema Dyzmy to kariera Piłsudskiego w Polsce a ostatnie wersy powieści Dołęgi – Mostowicza odnoszą się właśnie do tych Polaków, którzy tego nie chcą dostrzec.
Otwarcie przyznał to np. Tomasz Nałęcz, który wraz z żoną Darią także zajmowali się zawodowo biografią Piłsudskiego nie tając zresztą swojej sympatii do marszałka. Powieść Dołęgi – Mostowicza okazała się ponadczasowa i przetrwała ale inni autorzy znani są już tylko badaczom literatury. Czasami jeszcze ktoś przypomni sobie o ostrych esejach Nowaczyńskiego ale „Cudna i ziemi cudeńskiej” Józefa Weysenhoffa mało kto kojarzy. Zapewne dlatego, że pisarz mieszkańców Cudna czyli Polski podzielił na Robów, którzy działali mądrze i roztropnie ale przeciwnicy nadali im „okrutne przezwisko: endecy!” i Popsujów, „którzy się podobno mają za socjalistów”.
Aleksandra Piłsudska w swoich podretuszowanych wspomnieniach pisze, że Naczelnik nie pochwalał przynależności do masonerii i nakazał nawet swoim oficerom występowanie z takich organizacji. Dość wyraźnie w poprzek takim stwierdzeniom stoją inne świadectwa np. Władysława Baranowskiego, legionisty i masona, który na podstawie swoich konferencji z Marszałkiem napisał książkę pt. „Rozmowy z Piłsudskim 1916 – 1931”. Jedna z tych rozmów jest poświęcona odbudowaniu w niepodległej Polsce masońskiej sieci (co referował Baranowski) i co miało według niego spotkać się ze strony Piłsudskiego z życzliwym przyjęciem. W jednym z wywiadów Baranowski wspominał, że
„O masonerii w ogóle rozmawiał ze mną Marszałek kilkakrotnie w latach 1920 i 1921, w szczególności zaś o wolnomularstwie polskim (…) Pragnął, by odrodzone w Polsce niepodległej, nawiązało nić tradycji historycznych i by zdołało śród pokrewnych organizacji na terenie światowym zdobyć szacunek i odegrać swoistą rolę”.
Dodatkowo z artykułu opublikowanego (także na podstawie tych rozmów) w „Wolnomularzu Polskim” (dostępny w wersji elektronicznej) można dowiedzieć się, że Piłsudski polecał nawet z nazwiska tych oficerów, którzy mogliby ową sieć wolnomularską zasilić. Pośrednim potwierdzeniem tych informacji była nadreprezentacja członków masonerii w najbliższym otoczeniu Piłsudskiego i w składzie kierowanych i popieranych przez niego rządów. Symptomatyczne było m.in. objęcie ministerstwa spraw zagranicznych zaraz po zamachu majowym przez Augusta Zaleskiego (dopiero w 1932 r. zastąpił go Beck), którego Piłsudski uważał za nieroba a jednak pomimo tego zgodził się na objęcie przez niego tak ważnego stanowiska. Sprawa staje się bardziej zrozumiała zważywszy, że Zaleski będąc masonem utrzymywał dobre kontakty z masonami angielskimi a o sprzyjanie zamachowi majowemu (a nawet jego finansowanie) opozycja antysanacyjna podejrzewała także rząd angielski.
Oczywiście dosyć powszechna jest już wiedza, że Piłsudski cieszył się także sympatią ze strony środowisk żydowskich, stąd też obok takich ironicznych przezwisk, którymi mieli go obdarzać polityczni przeciwnicy jak Koniugas (marszałek Trąmpczyńsk) czy Bonaparstek (gen. Rozwadowski) nazywano Piłsudskiego także „bożyszczem Żydów” a jedna z gazet niemieckich całkiem poważnie i w ramach komplementowania nazwała nawet Piłsudskiego „prorokiem Starego Testamentu”. W gabinecie Adama Czerniakowa, przewodniczącego judenratu w getcie warszawskim cały czas wisiał portret Piłsudskiego, tego samego Piłsudskiego, któremu w tym samym czasie Niemcy (tychże Żydów mordujących) wystawiali warty honorowe na Wawelu.
Co ciekawe dzisiaj ze szczególną atencją do Piłsudskiego i piłsudczyzny odnoszą się te środowiska, które szermują hasłami prawicowymi a nawet narodowymi. Otwarcie do tego nurtu i osoby przyznaje się Kaczyński i zapewne większa część PiS – u, laurki wystawiają Piłsudskiemu także publicyści „Naszego Dziennika” (Szaniawski, Nowak) i szeroko rozumiana tzw. prawica niepodległościowa (Szeremietiew, Moczulski).
Do dzisiaj w sieci można przeczytać niskiego poziomu merytorycznego atak „narodowca” Jerzego Roberta Nowaka na Giertychów, wypominający Jędrzejowi Giertychowi krytyczną książkę o Marszałku. Jak zwykle w takich sytuacjach mało dyskutuje się o faktach za to bardzo dużo o uczuciach i swojej w istocie dziecięcej wierze w Marszałka co w rzeczywistości sprowadza taką publicystykę do wspomnianych wcześniej wynurzeń Iłłakowiczówny.
Logiki w tym za grosz biorąc np. pod uwagę nieustępliwość Kaczyńskich i wielu innych w wypominaniu Wałęsie jego agenturalnej przeszłości a zakrzykiwaniu jakichkolwiek napomknięć o agenturalnej współpracy Piłsudskiego. A przecież Piłsudski nawet mówił Wałęsą czy raczej odwrotnie, chociaż Wałęsa być może nawet sobie z tego nie zdawał sprawy. Wystarczy przeczytać fragment wystąpienia Piłsudskiego na posiedzeniu Rady Gabinetowej 1930 r., kiedy to perorował:
„Ja zawsze mówię, że nie jestem Polakiem, bo bym się często za panów wstydził i wstydzę [...] W Polsce nigdy jednej rozmowy zrobić nie można. Tylko ja robię jedną rozmowę, ale – nie jestem Polakiem”.

Przecież takie wyrażenia jak „jednej rozmowy zrobić nie można. Tylko ja robię jedną rozmowę..” to wałęsizmy w czystej postaci. Ale Wałęsę potępiamy bo go znamy, słyszymy i widzieliśmy jak puszczał komunistów w skarpetkach, natomiast Piłsudskiego wielbimy bo znamy tylko legendy o nim i jego czynach.
Tak samo idealizujemy i chwalimy się II RP przez przeciwieństwo do beznadziei PRL – u, nie znając i de facto nie chcąc zrozumieć jak było naprawdę. Trudno się tedy dziwić, że wszyscy apologeci Marszałka głoszą jego wielkość jedynie za tzw. całokształt, który to całokształt sami wcześniej urobili i nadal urabiają. Tymczasem analizując każdą sferę osobowości Marszałka i jego działalności trudno nawet przy maksimum dobrej woli znaleźć te istotne obszary, które stawiałyby Piłsudskiego na tak wysokim miejscu w panteonie polskich przywódców.
Mieliśmy tak jak i inne narody złych przywódców ale dobrych ludzi, mieliśmy niegodnych naśladowania jako ludzie ale bitnych i zdolnych jako wodzowie, najlepiej kiedy dobry charakter łączył się talentami przywódczymi, natomiast kiedy brak talentów szedł w parze z niskim charakterem to nie bez powodu o takich przywódcach wolimy milczeć. Legenda Piłsudskiego jest tego niechlubnym wyjątkiem. O ile czymś normalnym jest dyskutowanie nad błędami takich historycznych postaci i wodzów jak Sobieski, Kościuszko czy Sikorski to krytyka Piłsudskiego urasta do rangi zamachu na narodowe i państwowe imponderbilia. Piłsudski – co wspomina w pamiętnikach m.in. M. Rataj – miał dziwny zwyczaj otaczania się młodzikami, którzy z racji swojej zawodowej niesamodzielności i braku doświadczenia byli nie tylko zawodowo uzależnieni od kariery ich mentora ale także bezkrytycznie – prawie jak świętość – przyjmowali i powtarzali każde słowo Naczelnika.
Owi janczarzy byli później najbardziej gorliwymi głosicielami propagandy nazywanej uprzejmie legendą Piłsudskiego, z tym że z wiekiem ubywało im idealizmu a przybywało cynizmu i prywaty. Ta pogłoska trwa w narodzie polskim do dnia dzisiejszego, gdyż wielu nadal czerpie z tego duże profity i polityczne kapitały. Na pewno w tym postrzeganiu naszej historii nie pomoże także kręcona przez Hoffmana kolejna superprodukcja o roku 1920, w której Piłsudskiego ma zagrać Olbrychski a jego żonę Aleksandrę (chociaż była wtedy konkubiną) Natasza Urbańska. Dostaniemy więc zapewne kolejną wersję legendy o Piłsudskim – Kmicicu i jego ukochanej Oleńce.
autor:  Krzysztof Mazur
Posted in: Polityka