Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kronika polska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kronika polska. Pokaż wszystkie posty

środa, 12 maja 2021

Wierzchowiec antropomorficzny

 

Bucefał - koń Aleksandra Wielkiego

Bucefalos (Bucefał) (gr. Βουκέφαλος Bukefalos – „byczogłowy”; łac. Bucephalus) – ulubiony ogier tesalski Aleksandra Wielkiego. W potocznym słownictwie synonim narowistego wierzchowca, ognistego rumaka.

Pliniusz w Historii naturalnej (VIII 154, 1) podaje, że imię to pochodziło od znamienia na łopatce w kształcie byczej głowy; wyjaśnienie to powtarza Pseudo-Kallistenes. Spotykane są również inne wyjaśnienia (m.in. od dzikości konia, od kształtu jego łba). Skąpe wiadomości o Bucefale pochodzą ze szczegółów biografii Aleksandra zawartych w pismach autorów antycznych (także Plutarcha, Arriana, Solinusa, Diodora Sycylijskiego, Kurcjusza Rufusa, Eliana).

Według przekazu Plutarcha konia początkowo zamierzał nabyć ojciec Aleksandra, Filip II, lecz zrezygnował uznawszy, że jest on nieujarzmiony i zbyt niebezpieczny. Kiedy małoletni wówczas Aleksander oświadczył, że potrafi okiełznać rumaka, ojciec obiecał, że jeśli mu się to uda, w nagrodę dostanie go w prezencie, jeśli zaś nie – musi go sobie sam kupić. Aleksander wygrał zakład, gdy zauważył, że zwierzę boi się swojego cienia, więc obrócił je głową ku słońcu i wtedy dosiadł. Filip zmuszony był kupić konia za wygórowaną cenę 13 talentów.

Jeden z późniejszych przekazów mówi, że kiedy portret konny zamówiony przez Aleksandra u sławnego Apellesa nie wywołał uznania króla, malarz polecił sprowadzić do pracowni Bucefała, który na widok własnej podobizny zarżał – wobec czego malarz stwierdził: „Widzisz, królu, że koń zna się na sztuce o wiele lepiej od ciebie”. Inna relacja opowiada, że podczas wyprawy azjatyckiej koń został w odwecie skradziony przez rozbójniczych Mardów, przeciw którym sprowokowany wcześniej Aleksander poprowadził ekspedycję karną. Po przekazaniu im wiadomości, że „ziemie ich zostaną spustoszone, a mieszkańcy wycięci w pień”, spiesznie odesłano Bucefała wraz z darami i przeprosinami delegacji starszyzny plemiennej.

Aleksander dosiadał Bucefała we wszystkich swych kampaniach wojennych. Dotarł na nim aż do Indii, gdzie koń (dożył podobno 30 lat) w 326 p.n.e. padł ze starości i ran nad Hydaspesem i w tej okolicy miał zostać pochowany. Aleksander wyprawił mu uroczysty pogrzeb, w którym osobiście prowadził kondukt żałobny. Na jego cześć jedno z założonych miast władca nazwał Bukefala (właśc. Alexandria Bukefalia; przypuszczalnie dzisiejsze Phalia lub Dźhelam w pakistańskim Pendżabie).



Incitatus (łac. szybki, galopujący) − ulubiony koń wyścigowy cesarza Kaliguli.

O życiu Incitatusa na dworze Kaliguli pisze Swetoniusz w swoich Żywotach Cezarów. Według niego Incitatus jako koń wyścigowy miał prawo do spokoju i odpoczynku. Nad tym, by w noc przed wyścigami nikt mu nie przeszkadzał, czuwali pretorianie uciszając nocne hałasy. Poza tym rumak miał mieszkać w marmurowej stajni, chodzić okryty purpurą i w uprzęży ozdobionej drogimi kamieniami, jadać ze żłobu z kości słoniowej. W końcu koń dostał umeblowany dom i służbę, żeby zaproszeni w jego imieniu goście mogli wygodniej ucztować.

Inny pisarz, Kasjusz Dion, dodaje, że konia karmiono "złotym jęczmieniem" (gr. χρυσαῖ κрιθαί, być może jęczmieniem wymieszanym z płatkami złota, a może jakąś szczególnie wyselekcjonowaną i drogą odmianą jęczmienia, która się tak nazywała). Incitatus regularnie uczestniczył w ucztach wydawanych przez Kaligulę: przy tej okazji cesarz wznosił toasty za zdrowie rumaka. Mianował go też kapłanem. Obaj pisarze podają, że Kaligula miał zamiar uczynić Incitatusa konsulem. Śmierć Kaliguli i zmiana na cesarskim tronie zniweczyła te plany.


Biografie wielkich rzymskich żołnierzy i władców wspominają często o ich przywiązaniu do swoich wierzchowców.

Być może znać w tym echa legendy Aleksandra Macedońskiego i jego Bucefała, który, z nałożonym rzędem królewskim nie pozwalał komu innemu usiąść w siodle. Podobną cechą odznaczał się bowiem koń Juliusza Cezara, śnieżnobiały ogier, który – jak zgodnie podają i Pliniusz, i Swetoniusz – przednie nogi miał mieć podobne do ludzkich, tj. kopyta porozdzielane na kształt palców.

Cezar postawił mu pomnik przed świątynią Wenus Rodzicielki.


Także Oktawian August wystawił swemu zmarłemu koniowi pomnik nagrobny i ułożył na jego cześć tren żałobny.


Piękne epitafium poświęcił swemu koniowi cesarz Hadrian:

„Borystenes / koń ze stajni cesarza / pędził przez wody i bagna / i przez wzgórza Etrurii / polując na dzika Panonii / tryskał pianą i śliną / aż po koniec ogona, / kiedy ścigał odyńca / nikt nie ważył się z nim zmierzyć / nawet dzik o białych kłach, / jak to się czasem zdarza, / zmarł w swoim czasie / wiecznie młody, / zachowując niepołamane kości”.  


(Józef Flawiusz z opisu oblężenia Jerozolimy):

Jeden z jeźdźców kohorty imieniem Pedanius zajechał przeciwnikowi drogę w pełnym pędzie i porwał jednego z uciekających nieprzyjaciół, młodzieńca zresztą silnie zbudowanego i uzbrojonego, chwyciwszy go za nogę przy kostce. Musiał się mocno wychylić i to z konia w pełnym galopie, ale i okazać niemałą siłę ramienia i w ogóle ciała, a do tego mistrzowskie opanowanie jazdy konnej. Przywiódł tedy owego jeńca do cezara jakby zdobył jakiś cenny skarb. Tytus wyraził podziw dla siły tego, który go pochwycił.



Bolesław Śmiały - syn Marsa... wilcze szczenięcie



Królom wybaczano wiele, ale nawet najbardziej wyrozumiałych poddanych musiał zgorszyć związek Bolesława z... klaczą. Paweł z Krosna na początku XVI wieku zarzucał mu małżeństwo z ukochanym zwierzęciem: „Bolesław Śmiały wybrał zwierzęcy żywot, pokochał klacz i wziął ją za żonę". Autor „Kroniki Wielkopolskiej" opisał, jak król ubierał swoją wybrankę:

„dokądkolwiek król szedł, kazał za sobą prowadzić bydlę juczne zamiast żony, ozdobione purpurą i bisiorem, którego używał w znaczeniu odrażającym".

Jan Długosz dodawał, że zabierał ją nawet do kościoła: „Tak wielkie było zapomnienie Bolesława o swym stanie, iż klacz, z którą się zwykł wdawać, odziewał oponami jedwabnymi, ciągle uczęszczał na nabożeństwa do kościołów, a bydlę, którego używał jako nieprzyjaciel natury, w najozdobniejsze purpury odziane, stawiał publicznie pod drzwiami tychże kościołów".

Wielu historyków wątpi jednak, czy te opisy są zgodne z prawdą. Uważają, że liczne kochanki i kochankowie króla oraz seks z klaczą to wymysły duchowieństwa. W ten sposób próbowano skompromitować władcę, który skazał na okaleczenie krakowskiego biskupa Stanisława, doprowadzając go do śmierci. Tego nie mogli mu wybaczyć ani dostojnicy kościelni, ani bogobojni poddani.

Początek sporu i jego powody nie są znane. Być może biskup dopuścił się zdrady, kolaborując z wrogami Bolesława, którzy chcieli na tronie jego brata, Władysława Hermana. Średniowieczni kronikarze, z reguły duchowni, którzy nie chcieli widzieć w dostojniku kościelnym zdrajcy, sugerują, że okaleczenie miało być karą za krytykowanie księcia. Biskupowi miało się podobno nie podobać bezwzględne traktowanie poddanych.

Okrucieństwem wymyślanych przez Bolesława kar był też oburzony Jan Długosz: „Wieloletnie wojny doprowadziły do rozprzężenia moralnego w kraju bez mężczyzn; żony rycerzy zaczęły żyć ze służbą. Wtedy król Bolesław dla pomszczenia nierządnych czynów, których się dopuściły, każe do ich piersi przystawić szczenięta". Twierdzi, że kobiety, które zapomniały o dobrych obyczajach i splamiły swe łoże, oddając się sługom, podczas gdy ich mężowie wojowali, nie są godne żywić swym mlekiem dzieci ludzkich, ale szczenięta.

Kronikarz pisze również, że gniew Bolesława wywołało okaleczenie jego klaczy. Stanisław nie zamierzał biernie przyglądać się wizytom króla w kościele w asyście czworonogiego obiektu pożądania, więc: „z klaczy (...) ubranie wszelkie zdzierając, dla objawienia hańby królewskiej, nozdrza i całą paszczękę własną ręką uciął i bydle już samo przez siebie szpetne, jeszcze szpetniejszym uczynił, tym samym czynem okazując zapał religii Boskiej. Rzecz ta zwiększyła natychmiast dzikie króla szaleństwo i zarazem zuchwalstwo".





podwójny pojedynek - jednocześnie walczył i z człowiekiem i ze zwierzęciem

w dodatku człowiek ów - nie wiedział co robi


Nie wiemy, czy Piast Kołodziej też nie posiadał jakiegoś zmyślnego wierzchowca.

Na pewno miał na podorędziu zmyślną kozę...










https://wielkahistoria.pl/czy-boleslaw-szczodry-byl-homoseksualista/

https://www.wrozka.com.pl/niezwykli-niezwykle/biografie-slaw/7737-jak-kobylka-kochanka-zostala

https://pl.wikipedia.org/wiki/Incitatus

https://imperiumromanum.pl/artykul/konie-w-starozytnym-rzymie/

https://www.miesiecznik.znak.com.pl/6372008michal-bardelbestiarium-pliniusza-czyli-o-relacji-ludzi-i-zwierzat-w-starozytnym-rzymie/

https://pl.wikipedia.org/wiki/Bucefa%C5%82





poniedziałek, 13 listopada 2017

Kronika Galla Anonima – księga matactw.






Jest 15 warstw kłamstw.

Kiedyś myślałem, że 12 – więc może ta studnia jest jeszcze głębsza?

Nie... na 15 poziomie dochodzisz do wniosku, że nic nie jest pewne, żaden przekaz historyczny nie jest pewny....to już jest wszystko.




------------------



Kronika Polska wg tzw. Galla Anonima – księga matactw.


Mam w domu tę książkę, wydaną przez Zakład Narodowy im. Ossolińskich z roku 1968.

Na pierwszej stronie napisano:

ANONIM tzw. GALL

KRONIKA POLSKA


Przełożył
ROMAN GRODECKI

Przekład przejrzał
wstępem i przypisami opatrzył
MARIAN PLEZIA

WYDANIE TRZECIE, UZUPEŁNIONE



Mam również egzemplarz z roku 1923 (ta konkretnie książka była na stanie Biblioteki Gimnazjum Żeńskiego im. królowej Wandy w Krakowie – a przynajmniej jest taka pieczątka)..


Wydanie z roku 1968 to nie jest ten sam tekst, co w moim egzemplarzu z roku 1923 – różnice są znaczące. Tak więc wg mnie, opis „przełożył Roman Grodecki” wprowadza w błąd – to nie jest tekst Grodeckiego, ale najwyraźniej Plezi. Na drugiej stronie karty tytułowej wydania z 1968 roku napisano:

„W Bibliotece Narodowej I wydanie Kroniki Polskiej Galla ukazało się w 1923 r. w przekładzie i opracowaniu Romana Grodeckiego.”

I na podstawie tego zdania możemy zakładać, że to wydanie opracował ktoś inny, zapewne Plezia, ale wprost nie ma o tym ani słowa.

Tak więc opis po pierwsze wprowadza w błąd, a po drugie jest mętny. Skąd u – nie wiem kto się zajmuje takimi sprawami – filologów, polonistów, slawistów – takie zamiłowanie do tajemnicy??

To pierwszy sygnał ostrzegawczy.

Kolejne są we wstępie Plezi, ale o tym później.


Dzisiaj chciałem się zająć kwestią jakby ogólną nauki polskiej, zaś Kronika Galla jest tu tylko - i aż – przykładem na dziwną ekwilibrystykę polskiego środowiska naukowego.

Plezia w III wydaniu Kroniki, nagminnie wprowadza do tekstu Galla swoje „uzupełnienia” - przypisy w nawiasach. Niby ma to ułatwić zrozumienie tekstu, jakby tekst łaciński zawierał braki i trzeba była dopowiadać pewne rzeczy, ale żeby uwidocznić, że nie było tego w oryginalnym tekście, zwroty te podane są w nawiasach.


Na przykład:

[17]: „Opowiadają też, że Czesi schwytali [go] zdradziecko na wiecu..”
[22]: „Dotknąwszy tedy zaledwie tych pamięci godnych czynów Kazimierza, a bardzo wiele innych dla pośpiechu pominąwszy milczeniem, kiedy on dobiegł kresu życia, połóżmy kres i piszącemu [te słowa].”

I dla porównania Grodecki:

[17]: Mówią też o nim, że schwytany przez zdradę na wiecu przez Czechów...”

Ale może chodzi o „za zdradę”? zdradę Bolesława - przyp. MS

[22]: „Tych pamięci godnych dzieł Kazimierza zlekka dotknąwszy, a bardzo wiele innych dla pospiechu milczeniem powinąwszy, połóżmy kres życia umierającemu i koniec też zakreślmy piszącemu.”



No i gdzie tu „przełożył Grodecki, przekład przejrzał wstępem i przypisami opatrzył Marian Plezia”.

To jest zupełnie inny tekst. A autor przekładu nie jest wyraźnie opisany... Po co te tajemnice?

Kronika Polska Galla ukazywała się wielokrotnie po II wojnie, rozumiem, że co nowsza wersja, tym lepsza, prawdziwsza...


Jak widać zwroty te faktycznie uzupełniają tekst i pozwalają go lepiej zrozumieć – trudno jednak laikowi ocenić czy taka konstrukcja zdania jest potrzebna.

Ale na przykład już w zdaniu poniżej wtrącenie jest dyskusyjne, ponieważ zmienia treść całej wypowiedzi – a nie wiemy co dokładnie Gall miał na myśli...

[26]: strona 55 -„Pewnego dnia siedział Bolesław Szczodry w mieście Krakowie przed pałacem w otoczeniu swego dworu i oglądał rozłożone na kobiercach haracze Rusinów i innych ludów, składających [mu] daniny.”

Zaś Grodecki:
[26] strona 94 - „Pewnego dnia siedział Bolesław Szczodry w mieście Krakowie we dworze przed pałacem i tamże oglądał rozłożone na kobiercach haracze Rusinów i innych ludów, składających daniny.”

Zaznaczam, że nie wiemy, czy w dalszej części tej historii, cytowany w tekście Bolesław nie dopuścił się nadużycia lub kłamstwa w interpretacji swojej osoby – Gall w każdym razie nie prostuje jego słów.

Po czym następuje opis, jak Bolesław obdarowuje jakiegoś kleryka kosztownościami.

I teraz hipotetyczna „interpretacja Zbigniewa”, brata Bolesławowego, o której świat nie wie.

Otóż, różne ludy przyjechały do mojego miasta złożyć mi daninę, a widzę, że podjechał ze swoimi dworzanami mój brat Bolesław i się przygląda, co tam mi znoszą. Na chwilę wyszedłem do moich ludzi na zamku, i kiedy wróciłem Bolesława już nie było. I oto moi zausznicy donoszą mi, że Bolesław z moich łupów obdarował jakiegoś klechę workiem kosztowności.... I ten łotr spod ciemnej gwiazdy jest moim bratem... Teraz jeszcze nie mogę się z nim rozprawić, ale już niedługo....


Prawda, że ciekawe?

Gall napisał, że Bolesław siedział w Krakowie, po czym dopowiada – „przed pałacem” - ale z kontekstu nie wynika, czy „przed pałacem siedział”, czy może stał, albo leżał....

Siedział w Krakowie. Może siedział, w sensie rezydował, co dokładnie oznacza słowo siedział trudno ocenić.

Przebywał przed jakimś pałacem (nie wiemy jakim) – Wawel to raczej zamek, budowla obronna, a pałac cech obronnych raczej nie ma, to miejsce reprezentacyjne.

Zamek pełni funkcje urzędowe, a pałac - raczej prywatne...

Przebywał tam ze swoim dworem. Oglądał dary znoszone przez różne ludy – nie wiemy dla kogo to były dary. I był świadkiem żalów jakiegoś kleryka.

I to wszystko.


Nie wiemy nawet, czy składanie darów odbywało się w czasie teraźniejszym, czy scena rozgrywała się „już po”!

„oglądał dary”, zaś dary te wzięły się tam stąd, że przysyłały je do Krakowa „ludy składające daniny”.
Bo oprócz Rusinów i jakiś niewymienionych z nazwy ludów, były jeszcze inne ludy na świecie, które daniny w Krakowie nie składały...

Po prostu tam sobie leżały, nic więcej.

Dlaczego Plezia dopisał [mu]?


Tam jest napisane: „oglądał rozłożone na kobiercach haracze Rusinów i innych ludów, składających daniny” - i nie jest powiedziane, że jemu. Może Zbigniewowi, albo jakiemuś Sieciechowi? Nie wiemy, czyj był pałac.

Po co Plezia dopisuje [mu], skoro to wcale nie wynika z tekstu? Powiedziałbym nawet, że z tekstu oryginalnego wynika, że to były dary dla kogoś innego.

Plezia całkowicie zmienia sens zdania i całego zdarzenia.
Być może dał się podejść Gallowi, który stosuje taką, a nie inną konstrukcję zdania – literalnie, nie możemy zaliczyć te kosztowności na poczet Bolesława, co najwyżej możemy sami tak tekst zinterpretować – moim zdaniem Gall fałszował historię, ale pisał to tak zręcznie, że współcześni nie mogli się za bardzo do tego przyczepić, choć z tego co pamiętam, nie szanowano go [Galla]....

Tekst był zrozumiały dla świadków zdarzenia, akceptowalny prawdopodobnie, ale ogołocony ze szczegółów, dla przyszłych pokoleń stał się zupełnie inną opowieścią. My rozumiemy to inaczej niż współcześni [Gallowi].

Takie metody prowadzenia wywodu obserwuję we współczesnej publicystyce, jak i książkach – szczególnie książkach o tematyce tzw. regionalnej, czyli poniekąd historycznych...

Werwolf tak operuje językiem, aby możliwa była jego inna interpretacja.


Z lektury całej Kroniki wyłania się dziwna pogmatwana niejednoznaczna historia.


Takich wtrętów Plezi jest cała masa, występują nawet wtedy, gdy treść jest zrozumiała, mimo to mamy słowo w nawiasie, jakby autor przekładu bardzo skrupulatnie przestrzegał tu swoistej etykiety – wyraźnie odróżnia tekst Galla od swojego, ale może Plezia dopuszczał się nadużyć, podobnie jak Gall..

Moim zdaniem autor specjalnie ponanosił te wtrącenia, by w stosownych momentach wprowadzić swoją interpretację tekstu – czytelnik jest już przyzwyczajony do tych zwrotów w nawiasach i przestaje się zastanawiać, czy ma to sens czy nie, wiadomo, że często nie ma, a le co ja zrobię, Plezi tu nie ma, żeby go zapytać o to, albo mu nawrzucać co on wyrabia, przede mną jest wydrukowana książka, a nie rękopis, nic już z tym się nie da zrobić miliony egzemplarzy poszło w ruch...



Polecam uważną lekturę Galla i uważną lekturę Plezi.





A teraz, na koniec inna ciekawa rzecz.


Na stronie 69 czytamy w przypisach uwagę o wojewodzie Sieciechu.

Plezia podaje:


Zapis tego imienia u Galla (Zetheus, Setheus) można by też czytać jako Sieciej (forma skrócona od Sieciecha)”


-eus to sufiks pochodzenia łacińskiego.

Jeżeli odejmiemy tę końcówkę, która latynizuje imię Setheus, to otrzymamy... Seth.


Seth, to angielska wersja imienia Set.


A Set – to bóg starożytnych Egipcjan..


Po egipsku – Setech, co bardzo podobne jest do Sieciech...


S E T ECH

SiECIECH



Dlaczego polska nauka zamiast o bogu Egiptu mówić Sieciech, stosuje nazwę Set, a nawet Seth?

W przekładzie kroniki można pisać po polsku, a w podręczniku historii dla Polaków już nie?

Anglicy znacjonalizowali to imię, na Seth. A dlaczego nie my??

Wyobrażacie sobie, jak w czwartej klasie szkoły podstawowej, na pierwszej lekcji historii nauczyciel tłumaczy wam:

„tak więc Bóg Egipcjan, niejaki Sieciech...”


Ciekawe, nie?



O tym, jak ja to widzę, napiszę innym razem... jak już się wyjaśnią inne rzeczy.

 





KOLEBA




fragmenty