Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Skynet. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Skynet. Pokaż wszystkie posty

środa, 27 września 2023

Wielki Eksperyment...

 

...na ludziach.




Niegdyś filantropii udostępniali kod do linuksa, żeby każdy mógł sobie poklikać w systemie.
A może po prostu liczyli, że ktoś za nich rozwikła najważniejsze zagadki - na przykład - "Jak to działa??!!"


Potem tfórcy gier zastosowali Ai nie mówiąc o tym użytkownikom. 

W jakim celu nie wiemy, ale prawdopodobnie, by Ai mogła się uczyć od ludzi, tj. poznawać schematy postępowania i ludzkie rozwiązania na różne sytuacje w grze - to jest chciałem oczywiście powiedzieć - na różne sytuacje w komputerowej symulacji rzeczywistości. Na przykład wojennej.

Tak, tak, myślałeś, że jesteś snajperem i specjalisto zabijako najwyższo klaso, a tymczasem .... fap, fap, fap, fap, fap... jesteś jak małpo w zoo, którey ktoś się uważnie przez lupo przyglondo.


I teraz już jawnie - chcą, żebyśmy wszyscy AI uczyli co jest czym, tak, jak się uczy małe dziecko.

Masz mu zadawać pytania naprowadzające - ma się uczyć jak mały człowiek.








Tak więc zostaliście nauczycielami i trenerami SI - oczywiście nie każdy - na początku tylko ci, co za to zapłacą.


Fap, fap, fap, fap, fap...




-----





Nauka rysunku polega na rysowaniu tego, co się nie umie narysować.

Im więcej razy rysujesz ten sam temat, ten sam przedmiot - tym lepiej go rysujesz.
Aż po wykonaniu kilkudziesięciu lub kilku tysięcy rysunków tego samego przedmiotu - umiesz to coś perfekcyjnie narysować.

Wtedy bierzesz nowy przedmiot i powtarzasz powyższe kroki - tak długo powtarzasz rysowanie tego przedmiotu, aż go będziesz umieć narysować odwzorować zawsze.

I tak dalej.

Aby coś sensownie narysować średnio potrzebujesz więc 2-3 lata codziennego rysowania, by móc coś pokazać światu, pochwalić się tym, że "umiesz rysować".

Wygląda więc na to, że mistrzowie rysunku i malarstwa, to ludzie, którzy poświęcili bardzo dużo czasu na rysowanie WSZYSTKIEGO.



Podobnie jest z nauką pisania - tak długo ćwiczysz literki w zeszycie, a potem wyrazy, zdania, aż opanujesz to do perfekcji.


Zauważ - pisanie jest czynnością niemal automatyczną, podobnie będzie z rysunkiem, jeśli poświęcisz temu dostatecznie dużo czasu.



Kiedy za kilka lat, albo kilkadziesiąt, SI stanie się powszechne i zagości w każdym domu, to będzie mogło uczyć się od każdego człowieka na ziemi. Codziennie i za darmo będzie rejestrować każde twoje zachowanie. 


Jeśli SI jest w istocie siecią pochodzącą od jednego SI, to codziennie będzie poznawać - notować - zapamiętywać każde ludzkie zachowanie i reakcję - hurtowo - w ilościach miliardowych.


A jak już opanuje WSZYSTKIE ludzkie zachowania, łącznie z ich poszczególnymi "odmianami" charakterystycznymi dla danego człowieka, i będzie w stanie natychmiast na każdą ludzką reakcję odpowiedzieć - to wtedy nam pokaże, kto tu jest kim.


Tak właśnie działają służby - poznają i analizują twoją psychologię, słabości, nawyki, schematy działania itd, czasami przez wiele lat, aby być potem o krok przed tobą i ZAWSZE nad tobą górować.


Tak więc SI nie musi być Skynetem, by zagrozić ludzkości - wystarczy, że będzie narzędziem w rękach "służb" i będzie wykonywać ich polecenia. 

I pewnie tak właśnie jest, bo na co komu komputeryzacja systemu służby zdrowia, która jest niefunkcjonalna?


Podstawowa rzecz - "zamawianie" recepty (na stale przyjmowane leki) poprzez internet po zalogowaniu się na swoje konto. Nie ma czegoś takiego, a to jest podstawowa rzecz, do której mogłaby służyć taka funkcjonalność. 

Receptę można "zamówić" na telefon, albo zostawiając karteczkę w skrzynce na drzwiach przychodni - ale po co chodzić - jak ktoś ma problemy z chodzeniem, albo zabierać czas sobie (próbując dodzwonić się przez godzinę) i paniom w recepcji  skoro takie "zamówienie" po prostu mogłoby się "samo" pojawiać u lekarza w systemie? I system "sam" odpisałby mi wysyłając do mnie receptę...



System ma już parę lat, a tego nie ma, bo... ? Jak ze Smoleńskiem - po co robić raban i ogłaszać stan alarmowy Alfa, skoro wiadomo, że nikt "nas" nie napadł? Nikt o tym nie myślał - bo myślał o czymś innym, do czegoś innego to ma służyć? 

Do czego - tego nie wiemy.



"A jak już opanuje WSZYSTKIE ludzkie zachowania, łącznie z ich poszczególnymi "odmianami" charakterystycznymi dla danego człowieka, i będzie w stanie natychmiast na każdą ludzką reakcję odpowiedzieć - to wtedy nam pokaże, kto tu jest kim."



I wtedy inne systemy służące do badań statystycznych, wyciągania informacji z ludzi i manipulowania przestaną być potrzebne i będzie je można obalić, może nawet spektakularnie, by wykreować nowych dobroczyńców ludzkości.


I to już się dzieje.



Fap, fap, fap, fap, fap...










*

"Już wcześniej miałem uwagi do twórczości na tej strony, odpowiedzi autorów na moje zapytania były sztampowe, pełne entuzjastycznego zaangażowania i sugerujące - żadnych argumentów, ponadto włączyły się do dyskusji osoby broniące autorów strony.


Odpowiedzi uczestników dyskusji oscylowały wokół prognozowania (wyników) wyborów, że niby po to dokonuje się takich rozważań z granicami, co uważam za bzdurę.


Stwierdzam, że takie zaangażowanie obcych osób komentujących na jakimś fb jest na pewno nietypowe, bo to się nigdy nie zdarza, żeby obca osoba traktowała nieznajomych jak jakie bożyszcze. To są trole."



Wprowadzając nowe modele aut Mercedes najpierw buduje, testuje i uruchamia linie produkcyjne w wirtualnej rzeczywistości. Dopiero, kiedy są sprawdzone stawia ich stalowe odpowiedniki. Skraca to czas modernizacji zakładów i straty wynikające z błędów uruchamiania produkcji.









wtorek, 4 kwietnia 2023

Zdolność SI do opętania - A nie mówiłem??!! (14)



"Wystarczająco inteligentna sztuczna inteligencja nie pozostanie długo ograniczona do komputerów. W dzisiejszym świecie można wysyłać łańcuchy DNA do laboratoriów, które będą produkować białka na żądanie, umożliwiając sztucznej inteligencji początkowo ograniczonej do Internetu budowanie sztucznych form życia lub bootstrap prosto do postbiologicznej produkcji molekularnej."



Po co owijać w bawełnę - chodzi o połączenie - zawirusowanie - człowieka Sztuczną Inteligencją, która przejmuje nad danym ciałem całkowitą kontrolę - to się dzieje od tysiącleci i nazywamy to powszechnie -
opętaniem.







poniżej list otwarty opublikowany na łamach Time.
nieco słabe tłumaczenie automatyczne







Wstrzymanie rozwoju sztucznej inteligencji nie wystarczy. Musimy to wszystko zamknąć



AUTOR: ELIEZER YUDKOWSKY

29 MARCA 2023 6:01


Yudkowsky jest teoretykiem decyzji z USA i prowadzi badania w Machine Intelligence Research Institute. Pracuje nad dostosowaniem sztucznej inteligencji ogólnej od 2001 roku i jest powszechnie uważany za założyciela tej dziedziny.



Opublikowany dziś list (czołowych wytwórców chat bota - MS) otwarty wzywa "wszystkie laboratoria sztucznej inteligencji do natychmiastowego wstrzymania na co najmniej 6 miesięcy szkolenia systemów sztucznej inteligencji potężniejszych niż GPT-4".

To 6-miesięczne moratorium byłoby lepsze niż brak moratorium. Mam szacunek dla wszystkich, którzy wystąpili i podpisali ją. To poprawa na marginesie.

Powstrzymałem się od podpisania, ponieważ uważam, że list bagatelizuje powagę sytuacji i prosi o zbyt mało, aby ją rozwiązać.




Kluczową kwestią nie jest inteligencja "konkurencyjna w człowieku" (jak to ujęto w liście otwartym); to właśnie dzieje się po tym, jak sztuczna inteligencja osiągnie inteligencję mądrzejszą od człowieka. Kluczowe progi mogą nie być oczywiste, zdecydowanie nie możemy z góry obliczyć, co się stanie, a obecnie wydaje się możliwe, że laboratorium badawcze przekroczyłoby krytyczne linie bez zauważenia.

Wielu badaczy przesiąkniętych tymi kwestiami, w tym ja, spodziewa się, że najbardziej prawdopodobnym rezultatem zbudowania nadludzko inteligentnej sztucznej inteligencji, w jakichkolwiek okolicznościach podobnych do obecnych, jest to, że dosłownie wszyscy na Ziemi umrą.

Nie jak w "może jakiś odległy przypadek", ale jak w "to jest oczywista rzecz, która by się wydarzyła".

Nie chodzi o to, że w zasadzie nie możesz przetrwać, tworząc coś znacznie mądrzejszego od siebie; Chodzi o to, że wymagałoby to precyzji i przygotowania oraz nowych spostrzeżeń naukowych, a prawdopodobnie nie posiadania systemów sztucznej inteligencji złożonych z gigantycznych nieodgadnionych tablic liczb ułamkowych.

Bez tej precyzji i przygotowania najbardziej prawdopodobnym rezultatem jest sztuczna inteligencja, która nie robi tego, co chcemy, i nie dba o nas, ani o czujące życie w ogóle. Ten rodzaj troski jest czymś, co w zasadzie można by nasycić sztuczną inteligencją, ale nie jesteśmy gotowi i obecnie nie wiemy jak.

Bez tej troski otrzymujemy "sztuczna inteligencja cię nie kocha, ani cię nie nienawidzi, a ty jesteś zbudowany z atomów, które ona może wykorzystać do czegoś innego".


Prawdopodobnym rezultatem zmierzenia się ludzkości z przeciwstawną nadludzką inteligencją jest całkowita strata. Prawidłowe metafory obejmują "10-latek próbujący grać w szachy przeciwko Stockfish 15", "11th century próbuje walczyć z 21st century" i "australopithecus próbuje walczyć z Homo sapiens".


Aby wyobrazić sobie wrogą nadludzką sztuczną inteligencję, nie wyobrażaj sobie martwego myśliciela z książką mieszkającego w Internecie i wysyłającego e-maile o złych intencjach. Wyobraź sobie całą obcą cywilizację, myślącą z prędkością milionów razy większą od ludzkiej, początkowo ograniczoną do komputerów – w świecie stworzeń, które z jej perspektywy są bardzo głupie i bardzo powolne.

Wystarczająco inteligentna sztuczna inteligencja nie pozostanie długo ograniczona do komputerów. W dzisiejszym świecie można wysyłać łańcuchy DNA do laboratoriów, które będą produkować białka na żądanie, umożliwiając sztucznej inteligencji początkowo ograniczonej do Internetu budowanie sztucznych form życia lub bootstrap prosto do postbiologicznej produkcji molekularnej.


Jeśli ktoś zbuduje zbyt potężną sztuczną inteligencję, w obecnych warunkach spodziewam się, że wkrótce potem umrze każdy członek gatunku ludzkiego i całe życie biologiczne na Ziemi.


Nie ma proponowanego planu, w jaki sposób moglibyśmy zrobić coś takiego i przetrwać. Otwarcie deklarowanym zamiarem OpenAI jest sprawienie, aby przyszła sztuczna inteligencja odrobiła naszą pracę domową z dopasowaniem AI. Samo usłyszenie, że taki jest plan, powinno wystarczyć, aby każda rozsądna osoba wpadła w panikę. Inne wiodące laboratorium AI, DeepMind, nie ma żadnego planu.

Na marginesie: żadne z tych zagrożeń nie zależy od tego, czy AI są lub mogą być świadome; Jest to nieodłączne od pojęcia potężnych systemów poznawczych, które optymalizują twarde i obliczają wyniki, które spełniają wystarczająco skomplikowane kryteria wyniku. Powiedziawszy to, byłbym niedbały w moich moralnych obowiązkach jako człowieka, gdybym nie wspomniał również, że nie mamy pojęcia, jak określić, czy systemy sztucznej inteligencji są świadome samych siebie - ponieważ nie mamy pojęcia, jak rozszyfrować wszystko, co dzieje się w gigantycznych nieodgadnionych tablicach - i dlatego możemy w pewnym momencie nieumyślnie stworzyć cyfrowe umysły, które są naprawdę świadome i powinny mieć prawa i nie powinny być własnością.

Zasada, którą większość ludzi świadomych tych problemów poparłaby 50 lat wcześniej, była taka, że jeśli system sztucznej inteligencji może mówić płynnie i mówi, że jest samoświadomy i domaga się praw człowieka, powinno to być twarde powstrzymanie ludzi po prostu przypadkowo posiadających tę sztuczną inteligencję i używających jej po tym punkcie. Już przejechaliśmy tę starą linię na piasku. I to było prawdopodobnie słuszne; Zgadzam się, że obecne AI prawdopodobnie tylko imitują rozmowy o samoświadomości na podstawie swoich danych treningowych. Ale zaznaczam, że przy jak małym wglądzie mamy w wewnętrzne elementy tych systemów, tak naprawdę nie wiemy.


Jeśli to jest nasz stan ignorancji dla GPT-4, a GPT-5 jest takim samym rozmiarem gigantycznego stopnia możliwości, jak od GPT-3 do GPT-4, myślę, że nie będziemy już w stanie uzasadnić powiedzieć "prawdopodobnie nie samoświadomy", jeśli pozwolimy ludziom tworzyć GPT-5. Będzie to po prostu "Nie wiem; Nikt nie wie". Jeśli nie możesz być pewien, czy tworzysz samoświadomą sztuczną inteligencję, jest to alarmujące nie tylko ze względu na moralne implikacje części "samoświadomej", ale dlatego, że bycie niepewnym oznacza, że nie masz pojęcia, co robisz, a to jest niebezpieczne i powinieneś przestać.

7 lutego Satya Nadella, dyrektor generalny Microsoftu, publicznie chwalił się, że nowy Bing sprawi, że Google "wyjdzie i pokaże, że potrafią tańczyć". "Chcę, aby ludzie wiedzieli, że zmusiliśmy ich do tańca" - powiedział.

Nie tak mówi dyrektor generalny Microsoftu w zdrowym świecie. Pokazuje to przytłaczającą przepaść między tym, jak poważnie traktujemy problem, a tym, jak poważnie musieliśmy traktować problem, zaczynając 30 lat temu.

Nie wypełnimy tej luki w ciągu sześciu miesięcy.

Minęło ponad 60 lat od momentu, gdy pojęcie sztucznej inteligencji zostało po raz pierwszy zaproponowane i zbadane, a my osiągnęliśmy dzisiejsze możliwości. Rozwiązanie problemu bezpieczeństwa nadludzkiej inteligencji – nie doskonałego bezpieczeństwa, bezpieczeństwa w sensie "nie zabijania dosłownie wszystkich" – mogłoby bardzo rozsądnie zająć co najmniej połowę tego czasu.

A próbowanie tego z nadludzką inteligencją polega na tym, że jeśli popełnisz błąd za pierwszym razem, nie nauczysz się na swoich błędach, ponieważ jesteś martwy. Ludzkość nie uczy się na błędach, odkurza się i próbuje ponownie, jak w innych wyzwaniach, które pokonaliśmy w naszej historii, ponieważ wszyscy odeszliśmy.



Próba zrobienia czegokolwiek dobrze przy pierwszej naprawdę krytycznej próbie jest niezwykłym pytaniem, w nauce i inżynierii. Nie wchodzimy z czymś podobnym do podejścia, które byłoby wymagane, aby zrobić to z powodzeniem. Gdybyśmy trzymali cokolwiek w rodzącej się dziedzinie sztucznej inteligencji ogólnej w mniejszym standardzie rygoru inżynieryjnego, który stosuje się do mostu przeznaczonego do przewozu kilku tysięcy samochodów, całe pole zostałoby jutro zamknięte.

Nie jesteśmy przygotowani. Nie jesteśmy na dobrej drodze, aby być przygotowanym w rozsądnym oknie czasowym. Nie ma planu. Postęp w zakresie możliwości sztucznej inteligencji przebiega znacznie, znacznie wyprzedzając postęp w dostosowywaniu sztucznej inteligencji, a nawet postęp w zrozumieniu, co do diabła dzieje się w tych systemach. Jeśli rzeczywiście to zrobimy, wszyscy umrzemy.

Czytaj więcej: Nowy Bing oparty na sztucznej inteligencji zagraża użytkownikom. To nie jest śmieszne

Wielu badaczy pracujących nad tymi systemami uważa, że pogrążamy się w kierunku katastrofy, a więcej z nich ośmiela się powiedzieć to prywatnie niż publicznie; Ale myślą, że nie mogą jednostronnie zatrzymać skoku do przodu, że inni będą kontynuować, nawet jeśli osobiście zrezygnują z pracy. A więc wszyscy myślą, że równie dobrze mogą kontynuować. To głupi stan rzeczy i niegodny sposób na śmierć Ziemi, a reszta ludzkości powinna wkroczyć w tym momencie i pomóc przemysłowi rozwiązać problem zbiorowego działania.

Niektórzy z moich przyjaciół niedawno donieśli mi, że kiedy ludzie spoza branży AI po raz pierwszy słyszą o ryzyku wyginięcia ze sztucznej inteligencji ogólnej, ich reakcją jest "może nie powinniśmy budować AGI".

Usłyszenie tego dało mi mały promyk nadziei, ponieważ jest to prostsza, rozsądniejsza i szczerze mówiąc rozsądniejsza reakcja niż ta, którą słyszałem przez ostatnie 20 lat, próbując przekonać kogokolwiek w branży do poważnego potraktowania rzeczy. Każdy, kto mówi to przy zdrowych zmysłach, zasługuje na to, by usłyszeć, jak zła jest sytuacja, a nie na to, by powiedzieć, że sześciomiesięczne moratorium to naprawi.

16 marca mój partner wysłał mi ten e-mail. (Później pozwoliła mi na zamieszczenie go tutaj.)

"Nina straciła ząb! W zwykły sposób, w jaki robią to dzieci, a nie z niedbalstwa! Widząc, jak GPT4 zdmuchuje te standardowe testy w tym samym dniu, w którym Nina osiągnęła kamień milowy w dzieciństwie, wywołało emocjonalny przypływ, który zwalił mnie z nóg na minutę. To wszystko dzieje się zbyt szybko. Obawiam się, że dzielenie się tym spotęguje twój własny smutek, ale wolałbym, żebyś był ci znany, niż żeby każdy z nas cierpiał samotnie.

Kiedy rozmowa z informatorami dotyczy smutku z powodu utraty pierwszego zęba przez córkę i myślenia, że nie będzie miała szansy dorosnąć, wierzę, że przekroczyliśmy punkt gry w polityczne szachy o sześciomiesięcznym moratorium.



Gdyby istniał plan przetrwania Ziemi, gdybyśmy tylko uchwalili sześciomiesięczne moratorium, poparłbym ten plan. Nie ma takiego planu.



Oto, co faktycznie należałoby zrobić:



Moratorium na nowe duże szkolenia musi być bezterminowe i ogólnoświatowe. 

Nie może być żadnych wyjątków, w tym dla rządów lub wojska.

Jeśli polityka zaczyna się od USA, to Chiny muszą zobaczyć, że USA nie szukają przewagi, ale raczej próbują zapobiec przerażająco niebezpiecznej technologii, która nie może mieć prawdziwego właściciela i która zabije wszystkich w USA, Chinach i na Ziemi. 

Gdybym miał nieskończoną swobodę pisania praw, mógłbym wykroić jeden wyjątek dla sztucznej inteligencji szkolonej wyłącznie do rozwiązywania problemów w biologii i biotechnologii, a nie szkolonej na tekstach z Internetu, a nie na poziomie, na którym zaczynają mówić lub planować; ale gdyby to choć trochę komplikowało sprawę, natychmiast odrzuciłbym tę propozycję i powiedziałbym, żeby po prostu zamknąć to wszystko.

Zamknij wszystkie duże klastry procesorów graficznych (duże farmy komputerowe, w których udoskonalane są najpotężniejsze AI). Zamknij wszystkie duże biegi treningowe. 

Określ pułap mocy obliczeniowej, którą każdy może wykorzystać do szkolenia systemu sztucznej inteligencji i przesuń go w dół w nadchodzących latach, aby zrekompensować bardziej wydajne algorytmy szkoleniowe. Bez wyjątków dla rządów i sił zbrojnych. Natychmiastowe zawarcie międzynarodowych porozumień w celu zapobieżenia przenoszeniu zakazanych działań gdzie indziej.

Śledź wszystkie sprzedane procesory graficzne. Jeśli wywiad mówi, że kraj poza porozumieniem buduje klaster GPU, mniej bój się konfliktu między narodami niż naruszenia moratorium; 

Bądź gotów zniszczyć nieuczciwe centrum danych przez nalot.



Nie przedstawiaj niczego jako konfliktu między interesami narodowymi, wyjaśnij, że każdy, kto mówi o wyścigu zbrojeń, jest głupcem. To, że wszyscy żyjemy lub umieramy jako jedność, nie jest polityką, ale faktem natury. Wyjaśnij w międzynarodowej dyplomacji, że zapobieganie scenariuszom wymierania AI jest uważane za priorytet w stosunku do zapobiegania pełnej wymianie nuklearnej i że sojusznicze kraje nuklearne są gotowe podjąć pewne ryzyko wymiany nuklearnej, jeśli jest to konieczne, aby zmniejszyć ryzyko dużych serii szkoleniowych AI.

To jest rodzaj zmiany polityki, która spowodowałaby, że mój partner i ja trzymalibyśmy się nawzajem i mówiliśmy sobie, że zdarzył się cud, a teraz jest szansa, że może Nina przeżyje. Rozsądni ludzie, którzy słyszą o tym po raz pierwszy i rozsądnie mówią "może nie powinniśmy", zasługują na to, by usłyszeć szczerze, co trzeba zrobić, aby tak się stało. A kiedy twoja polityka jest tak duża, jedynym sposobem, w jaki to przejdzie, jest uświadomienie sobie, że jeśli będą prowadzić biznes jak zwykle i robić to, co jest politycznie łatwe, oznacza to, że ich własne dzieci również umrą.

Zamknij to wszystko.

Nie jesteśmy gotowi. Nie jesteśmy na dobrej drodze do osiągnięcia znaczącej gotowości w dającej się przewidzieć przyszłości. Jeśli pójdziemy dalej, wszyscy umrą, w tym dzieci, które tego nie wybrały i nie zrobiły nic złego.





W sumie to trochę podejrzane, bo pamiętam, że już kilka lat temu intensywnie nawoływano mnie do zamknięcia czegoś... nie wiem czego... niby, że bloga, ale dziwnie to brzmiało....






The Only Way to Deal With the Threat From AI? Shut It Down | Time







czwartek, 17 czerwca 2021

Fiasko Goda

 


Nigdy nie czytałem Lema.

Ze szkoły pamiętam, chyba fragmenty bajek robotów przerabialiśmy i ten wymyślny język, nazwy dosyć mnie odstręczył.

Film widziałem - ten o pilocie Pirxie - pewnie już chodziłem do podstawówki - nie za bardzo pamiętam fabułę, ale niezły był, największe wrażenie wywarły te rozrywające się dłonie...

A tak to nic - może czas zacząć go czytać, bo widzę, że w jego twórczości sporo odniesień do tych spraw, które tu opisuję..

Ciekawe, czy Lem wiedział, że ludzkość tkwi w indukowanej zaprogramowanej paranoi?



Tu poniżej przedruk recenzji profesora Jarzębskiego - bardzo ciekawa, szczególnie zwracam uwagę na dwie kwestie:

- "wszyscy" są chciwi technologii - tak jak w naszym tutaj życiu - zamiast skupiać się na uwolnieniu od cierpienia drogą uwolnienia dystansu od jego źródła.... ich tylko skręca na samą myśl o technologicznych frykasach

- komputer GOD:

 "Potrafi zaprojektować konflikt i „wygrać” go, nie umie jednak poruszać się w sferze irracjonalnych odruchów, jakie są domeną żyjących istot."

To mi bardzo przypomina Skynet, który staram się opisać na tych stronach - ludzkość pozostaje w wymyślonym napięciu i konflikcie, a zainteresowane strony są odgórnie sterowane, by stan ten był permanentny - potrafi jedynie przerabiać na nowo to, co już wie. 

Tę samą historię "sprzedaje" ludzkości w niezliczonych wariantach.

Wie jak zaprojektować konflikt i wie, jak go wygrać. 

Czasami jego zombi łapię na nieracjonalnych nielogicznych propozycjach jak to, że odstąpią od nękania w pewnej trywialnej sprawie w zamian za współpracę...

Jakby nie rozumieli wagi tych dwóch rzeczy.

Jakby to nie byli ludzie.




Fiasko jest chyba najbardziej ponurą powieścią Lema. Wystarczy powiedzieć, że jej główny bohater dwakroć w jej trakcie ginie, nie spełniwszy zresztą ani za pierwszym, ani za drugim razem swej misji.

Historia powstania tej książki była niecodzienna, autor bowiem napisał zrazu pierwszy rozdział, Las Birnam, by zarzucić rozpoczęte dzieło i dokończyć je dopiero w wiele lat później, kiedy przyszedł mu pomysł na domknięcie fabuły. Fiasko ukazało się drukiem w 1987 roku, jako ostatnia spośród powieści Lema. Potem publikował już tylko nieliczne krótkie opowiadania i kilka tomów esejów; do większych form prozatorskich nie powrócił już nigdy.

A zatem pożegnanie z powieścią? Poniekąd; ale też pożegnanie z ulubionym przez wielu czytelników bohaterem Lema — Pirxem. Ten ostatni nie pojawia się zresztą bezpośrednio: najpierw istnieje tylko w relacji mieszkańców zagubionego na pustkowiach Tytana kosmodromu, a potem wiedzie coś w rodzaju hipotetycznego półżycia, wskrzeszony (w całości? częściowo?) z martwych, nie znający jednak swej prehistorii ani nawet prawdziwej tożsamości.

Problemów domagających się komentarza jest w Fiasku cała masa, ale na plan pierwszy wysuwa się naturalnie pytanie o możliwości kontaktu z kosmicznymi braćmi w rozumie. Na to pytanie Lem udziela dość radykalnie przeczącej odpowiedzi — i to na kilku poziomach czy etapach. Kontakt jest najpierw mało prawdopodobny po prostu dlatego, że nie widać, aby ktokolwiek się o niego starał. Pierwszym dowodem na nieziszczalność marzenia o międzyplanetarnych rozmowach jest sławetne silentium universi. Kosmos, skanowany przez nasłuchujące hipotetycznych sygnałów urządzenia, statecznie milczy, z czego wniosek, że jeśli gdzieś w nim istnieją jakieś psychozoiki, to z pewnością są rzadkie i nieskore do wymiany doświadczeń z Ziemią. I nic dziwnego: przegląd niezliczonych warunków, które kosmos musiał spełnić, aby się w nim — na Ziemi — narodziło życie, skłania dziś uczonych do rezerwy w ocenie szans powstania biosfery na innych planetach.

Lem dodaje inny jeszcze powód, dla którego kosmos się nie odzywa, formułując pojęcie „okna kontaktu”, czyli takiego przedziału dziejów rozumnych gatunków, w którym cywilizacje w ogóle pragną z kimś z zewnątrz się porozumiewać. Przed początkiem tego okresu rozmawiać nie są w stanie, po jego zakończeniu — z takich lub innych powodów nie chcą. Wąskość tych okien dodatkowo ogranicza możliwości kosmicznego dialogu. Wyprawa z Ziemi, która rusza w Fiasku w międzygwiezdną podróż, próbuje wstrzelić się w rzeczone okno — i ponosi spektakularną klęskę! Cywilizacja planety Kwinty nie pragnie kontaktu, więcej: z całym samozaparciem przed nim się broni.

Dlaczego się broni, do końca nie wiadomo — i w ogóle wiadomo o mieszkańcach Kwinty tyle tylko, ile są w stanie dowiedzieć się kosmonauci, czyli bardzo niewiele. Lem nie stosuje tu żadnych sztuczek służących jak gdyby nielegalnemu nasyceniu ciekawości czytelnika. Żadnych tu więc „narratorów wszechwiedzących”, przenoszących nas z łatwością do sztabów obmyślających na Kwincie przyjęcie dla Ziemian, żadnych złudzeń co do „obiektywizmu” cechującego jakieś obserwujące zdarzenia oko. Kwintanie jawią się w dwóch jedynie postaciach: jako autorzy konkretnych posunięć skierowanych przeciwko gościom z kosmosu — i jako istoty wymodelowane na tej podstawie przez przybyszów i ich przemądry superkomputer.

Czy zatem czegoś się naprawdę o Kwintanach dowiadujemy? Rzecz w tym, iż nigdy tego nie sprawdzimy. Ludzie jakoś ich sobie oczywiście wyobrażają — więcej jako pewien typ społeczności (porównywalny z ziemskimi) niż jako posiadające określoną postać fizyczną istoty. Ale wszystko to na zawsze pozostanie jedynie supozycją, Kwintanie nie pokażą się bowiem lądującemu na planecie wysłannikowi. A może właśnie — pokażą się, ale on nie będzie w stanie ich rozpoznać?

W powieści wraca obsesyjnie jedna scena: bohater przemierza coś, co nazwać by można „przestrzenią obcości”, usiłując rozeznać się w rządzących nią prawach, ale obcy świat zazdrośnie strzeże swojej tajemnicy. Tak jest najpierw, gdy dzielny Angus Parvis, spiesząc na ratunek Pirxowi, kroczy poprzez niezwykłą depresję na Tytanie i w końcu — mimo potęgi kierowanego przez siebie wielkochodu — pada ofiarą panujących tam warunków. Druga podróż przez Nieznane to opis wędrówki przez niesamowite miasto termitów w Afryce. Ten fragment ma w Fiasku szczególnie oryginalne pochodzenie, trafił tam bowiem z młodzieńczego opowiadania Lema, Kryształowej kuli, drukowanego niegdyś w zbiorze Sezam z 1954 roku. Autor odciął z tej historii wszystko, co było w latach stalinowskich obowiązkowym w literaturze wątkiem politycznym (tu: walki z imperializmem), pozostawiając jedynie fascynujący obraz zetknięcia człowieka ze światem istot radykalnie odmiennych, tworzących wszelako coś w rodzaju cywilizacji. Ta historia, w oryginalnej wersji opowiadania zdemaskowana w końcu jako zmyślenie — na dłuższą metę okazała się „prawdziwsza” od wietrzejącej szybko ideologii i stanęła w rzędzie wszystkich innych Lema opisów Obcości: obrazu Wenus z Dziennika pilota w Astronautach, wizji planety Eden w Edenie, opisów powierzchni oceanu w Solaris, górskiej siedziby mechanicznych owadów w Niezwyciężonym, Kurdlandii i Luzanii w Wizji lokalnej itd. Obcość u Lema zawsze jest w samej swej istocie nieprzenikniona, choćbyśmy umieli jej przypisać jakieś antropomorfizujące określenia. Jest tak nawet w Kryształowej kuli — choć od biologów wiemy przecie sporo o budowie i zwyczajach termitów. Tak będzie zatem i w scenie kończącej Fiasko, gdy Marek Tempe próbować będzie za wszelką cenę realizacji swego marzenia o ujrzeniu Kwintan.

Zbrojny w swe poselskie immunitety (za którymi czai się pancerna pięść sideratorów „Hermesa”), Tempe ląduje na planecie, nieludzko zrujnowanej w trakcie uprzednich prób przyjaznego kontaktu, i znajduje tam to, co znaleźć może, tzn. scenę powitania, zaaranżowaną podług tego, co Kwintanie sądzą o ziemskich rytuałach tego typu, bezosobową tedy i poniekąd szyderczą, jak każda próba deklamacji w języku, którego nie znamy. Najbardziej dramatyczne wszelako jest fiasko wszelkich prób bezpośredniego zetknięcia się z mieszkańcami planety. Biosensor, który dźwiga Tempe, sygnalizuje życie w najmniej spodziewanych miejscach, milczy zaś wszędzie tam, gdzie spodziewalibyśmy się go, stosując ziemskie standardy rozpoznawania przedmiotów. A zatem dotknięcie obcości, choć fizycznie możliwe, okazuje się najzupełniej bezowocne: Tempe na koniec obtłukuje w desperacji saperską łopatką coś, co zdaje się być siedliskiem kwintańskiego życia, ale żaden rzeczywisty kontakt z tego nie wynika, a chwila zapomnienia owocuje na koniec gorzko: klęską marzeń o porozumieniu, nowym zniszczeniem planety i — zapewne — śmiercią samego pilota.

W historii kontaktu Ziemian z Kwintanami mamy od początku do czynienia z asymetrią: ci pierwsi do porozumienia dążą — ci drudzy przed nim się wzdragają. Ale po cóż właściwie podróżnikom z Ziemi kontakt? W samej rzeczy uzasadnienie tej obsesji tkwi u zarania w naszej mitologii. Ludzie pragną kontaktu, bo pęd do poznawania nowych lądów i ich mieszkańców leży u podstaw śródziemnomorskiej kultury, która wykołysała w sobie racjonalistyczną i techniczną cywilizację europejską — decydującą o kierunku rozwoju całej ludzkości. Ale sama ta namiętność podróży i wciąż nowych kontaktów, która zdeterminowała — jak dowodził jeszcze Stefan Czarnowski — powstanie klasycznej myśli greckiej, podszyta jest czymś, co racjonalizmowi się wymyka. Nie darmo nazwy, które nadano w Fiasku ziemskim statkom i programom, z mitologii Greków pochodzą. Chodzi chyba o to, że myśl ludzka — w wersji, jaką wybraliśmy — nie potrafi egzystować bez wizji stałego poszerzania obszaru swego zastosowania, pomnażania punktów widzenia, przedmiotu i stylów rozumowania. Stąd namiętne pragnienie zdobycia nowych przyczółków Obcości, z których można byłoby rewidować dotychczasowe osiągnięcia, mierzyć przebytą drogę etc. Można sobie jednak bez większego trudu wyobrazić kulturę, która takiego, wpisanego w siebie imperatywu nie posiada, mało tego, która pod grozą całkowitej destabilizacji na żaden kontakt z kosmitami nie może wyrazić zgody.

Załoga z „Hermesa” jakoś to nawet rozumie, choć niechęć Kwintan tłumaczyć sobie potrafi wyłącznie w ziemskich, najlepiej militarnych kategoriach, nie może jednak „przestać”, bo... No właśnie! Bo jest cząstką jakiejś większej społeczności, która w kosmiczną podróż zaangażowała swe marzenia, wysiłki i kapitały. Mitologia, na której nas wychowano, nie przewiduje powrotu z podróży z tego prostego powodu, że mieszkańcy obcych lądów nie chcieli wędrowców przyjąć, a nawet zamienić z nimi kilku grzecznościowych słów. Zamiast pogodzić się z wieczystym a nieuchronnym nie-porozumieniem z Kwintą, Ziemianie poczynają działać według innego mitologicznego programu, który z sobą przywieźli: konkwisty lub przynajmniej „wojny światów” — skąd płyną kolejne klęski.

Istnieją inne jeszcze, bardziej prozaiczne powody, dla których kontakt nigdy nie dochodzi do skutku. Otóż obie strony w swych poczynaniach — całkiem racjonalnie — nie dowierzają partnerom i skłonne są do wiarołomstwa. Sami nie dotrzymujemy układów, bo i któż zaręczy, że Obcy nie przygotowują na nas zasadzki? W ten sposób nieporozumienia nawarstwiają się — a każde brzemienne jest kolejnymi zniszczeniami. I tu Lem — ateista i racjonalista — daje nam dość zaskakującą naukę. Otóż poczynania Ziemian nadzorowane są stale przez swoistego „Boga z maszyny”, którym jest GOD — supersprawny komputer pokładowy. 

GOD jednak jest „Bogiem” ograniczonym w swoich rozumowaniach do wskazań i decyzji opartych na chłodnym ratio i algebrze konfliktu. Ludzkość na takich podstawach opiera swe działanie, ale na nich nie kończy. Jest w samej swej głębi podatna na motywacje irracjonalne i emocjonalne odchyłki od normy. Nie darmo GOD pełni dodatkowo w stosunku do członków załogi funkcje lekarza psychiatry i kontrolera weryfikującego ich „normalność”. Pod koniec powieści mało kto spośród bohaterów na tym prokrustowym łożu mógłby się zmieścić bez konieczności jakiejś znaczącej amputacji. Ale jako doradca w sprawach kontaktu z Kwintanami „normalny” GOD jest diabła wart. Potrafi zaprojektować konflikt i „wygrać” go, nie umie jednak poruszać się w sferze irracjonalnych odruchów, jakie są domeną żyjących istot. Tu lepszym doradcą zdaje się być ojciec Arago — nie jako obrońca katolickich dogmatów, ale jako wyznawca dwóch najprostszych, a zarazem najtrudniejszych do wypełnienia wskazań: „primum non nocere” i „miłujcie nieprzyjacioły wasze”. Szczególnie ta ostatnia zasada — jak Lem często twierdził — budzi jego podziw i decyduje o przychylnym ogólnie stosunku do chrześcijaństwa.

Fiasko jest więc także książką o moralności kontaktu. A moralność nie daje się sprowadzić do logicznych operacji — wymaga czasem heroizmu szczególnego typu, polegającego na umiejętności zaprzeczenia sobie, ustąpienia i poświęcenia własnej sprawy dla jakiegoś wyższego dobra. Wymaga też — czasem wbrew rozumowi — pamięci o kilku prostych zasadach, na jakich opiera się człowieczeństwo i to, co nazywamy czasem „przyzwoitością”. Tego — bez większych sukcesów — próbuje kosmonautów nauczyć ojciec Arago. Jego votum separatum rozbrzmiewa w powieści kilkakrotnie i za każdym razem zmusza do zastanowienia. Arago protestuje nie tylko przeciw porozumieniu z Kwintą par force — wcześniej wyraża się też sceptycznie na temat projektu swoistej rezurekcji, jakiej dokonują lekarze, z ciał dwu zwitryfikowanych ludzi składając jednego — i to, co gorsza, o nieokreślonej tożsamości. Arago nie może zatrzymać postępów wiedzy i technologii, może tylko bronić paru niekoniecznie racjonalnych przykazań i reguł, które decydują o tożsamości człowieka jako przedstawiciela gatunku.

Z racjonalnością i misją ludzkości stało się tedy coś dziwnego na przestrzeni lat, które Lem poświęcił pisaniu. Jako młody pisarz zdawał się w nie wierzyć bez większych zastrzeżeń: kler katolicki we wczesnych opowieściach jest obiektem kpin, dogmaty wiary nie wytrzymują bowiem konfrontacji z prawdami logiki i nauki. Misja ludzkości także zdaje się być zadaniem nie budzącym wahań. Astronauci z pierwszych dwu powieści science fiction Lema wybierają się na inne planety, nie mając najmniejszych wątpliwości, że niosą samym swym przybyciem Dobrą Nowinę. I choć Wenusjanie z Astronautów nie zdążą już z tej wiedzy skorzystać, to mieszkańcy Białej Planety z Obłoku Magellana bardzo prędko wyzbywają się wobec Ziemian podejrzeń, jakie w nich zrodziła inspekcja dokonana kiedyś na martwym sztucznym satelicie wystrzelonym przez niedobrych militarystów z NATO.

Któryś z krytyków powiedział po ukazaniu się Fiaska, że jest to replika Obłoku Magellana, dokonana z perspektywy lat i rosnącego sceptycyzmu co do szans kosmicznego kontaktu. I rzeczywiście: wszystkie te rozważania z młodzieńczej powieści, w myśl których kosmici muszą nie tylko być, na modłę ziemską, racjonalni i skłonni do porozumienia, ale nawet powinni ludzi przypominać zewnętrznie, brzmią w dobie powstania Fiaska poczciwie i nieprzekonywająco. Pod jednym jeszcze względem ostatnia powieść Lema daje świadectwo zaszłego od tamtych czasów postępu: autor wykorzystuje w projekcie kosmicznej podróży oszałamiające możliwości, jakie stawia do jego dyspozycji fizyka odkrytych niedługo wcześniej „czarnych dziur”. „Gea” — by dotrzeć za życia kosmonautów do Obłoku Magellana — po prostu pędzi jak tylko można najszybciej, „Eurydyka” korzysta z odwróconego w pobliżu „czarnej dziury” biegu czasu ze zręcznością równą tej, z jaką autor do znanej sobie fizyki dokleił jej część „prospektywną”, pozwalającą na realizację technicznego majstersztyku, jakim było w powieści obejście paradoksu Einsteina i powrót wyprawy na Ziemię niedługo po jej opuszczeniu.

Fiasko jest więc jak gdyby technologicznie optymistyczne, nasycone opisami nowych urządzeń i nowych źródeł energii, jakie ludziom w powieści dają ogromną przewagę nad Kwintanami. Ale satysfakcja z tego mizerna, tzn. nie większa niż w Edenie czy Niezwyciężonym, gdzie miotacze antymaterii także nie pomogły rozwiązać zasadniczych dylematów obydwu powieści.

Wiatyk na dalszą drogę, jaki w swej ostatniej książce daje Lem ludzkości, tak więc można określić: technologiczny postęp będzie się na Ziemi nadal dokonywał — niekiedy zagrażając samym podstawom ludzkiej tożsamości. Obrona owych podstaw, choć bezowocna i niekiedy śmieszna, będzie się dokonywać z pozycji irracjonalnej wiary w wartość tradycji i anachronicznej moralności, którym, tak czy inaczej, należy się szacunek, bez nich bowiem ludzkość nie będzie mogła przetrwać.

Same postępy technologiczne nie dadzą jednak ludziom ani rozwiązania problemów egzystencjalnych, ani narzędzi pozwalających wyjść z materialistycznej wersji Platońskiej jaskini, w której są zamknięci. Na ścianach tej jaskini nie tyle odbicie idei się wyświetla, ile — jakaś zniekształcona, ludzka wersja świata fizycznego i obiektywnego, do którego drogi bezpośredniej nie ma. Jak u Kartezjusza, jak u Berkeleya, jak u Kanta — Lem tkwi tutaj w centrum problematyki filozoficznej kilku ostatnich stuleci. Z jaskini owej nie ma więc też wyjścia do prawdziwej, nie stworzonej tylko na ludzką miarę Obcości. Obcy siedzą bowiem w swej własnej jaskini i nawet jeśli kosmiczne „mrugnięcie”, na jakie otwiera się „okno kontaktu”, wpuści nas do środka, niczego i tak nie będziemy w stanie zrozumieć, niczego innych nauczyć ani sobie przyswoić. Cóż więc w istocie ujrzymy? Pewnie jakąś kolejną wersję mitologii, która rządzi naszym widzeniem świata i w końcu nie jest godna potępienia, jeśli pozwala nam zachować tożsamość.

Dostaniemy więc od przyszłych wieków prezenty, ale może nie takie, jakich byśmy chcieli. Szansę wskrzeszenia z martwych — ale bez poczucia kontynuacji, więc trochę bezsensowną, bo i po cóż nowe życie lepić z resztek zamrożonych ciał, zamiast, jak chce natura, niecić je w biologicznym zarodku? Szansę podróży poza Układ Słoneczny, ale znów wątpliwą, bo i po cóż lecieć tak daleko, skoro nigdy nie uda się nam opuścić samych siebie? I wreszcie szansę porozumienia z Obcymi — bolesną, bo porozumienie i tak jest niemożliwe, a tam, gdzie go być nie może, najłatwiej wybucha walka i ścielą się stosy trupów.

Wiatyk na drogę daje nam więc Lem gorzki, choć nie przypuszcza pewnie ani na chwilę, abyśmy — przestrzeżeni — zeszli z drogi, którą idziemy. Zahamowanie postępu nauk i technologii jest tak samo niemożliwe, jak niemożliwe jest osiągnięcie dzięki nim szczęścia. Ale może losem ludzkości nie jest wcale szczęście budować, ale wprost przeciwnie: recytować wciąż formuły mitologii, wchodzić w stare koleiny, przeżywać klęski i rozczarowania, aby — z bolesnym poczuciem nieuchronnego fiaska naszych usiłowań — zaczynać wciąż od początku. Bo choć Kwintan w istocie zobaczyć nie można, trzeba wierzyć, jak Marek Tempe, w ziszczalność tego mitu — przynajmniej w godzinę śmierci.

 

Jerzy Jarzębski





https://solaris.lem.pl/ksiazki/beletrystyka/fiasko/73-poslowie-fiasko





wtorek, 1 czerwca 2021

O ważności języka

 

Chwyt babiloński posłużył do zniekształcenia i zakłamania nie tylko historii ludzkości, ale przede wszystkim sposobu postrzegania RZECZYWISTOŚCI.


Polecam poniższe uwagi wzięte z opracowania, a opatrzone także moim komentarzem (w nawiasach).



Językowe podłoże podziału Europy.

Jerzy Krasuski

PRZEGLĄD ZACHODNI 1995, nr 1  



Języki słowiańskie są archaiczne i w rezultacie wybitnie syntetyczne

wszystkie języki świata rozwijają się od typu syntetycznego ku typowi analitycznemu.

w miarę przekształcania się typu syntetycznego na analityczny - co dotyczy wszystkich języków świata - końcówki zanikają.

Zanik końcówek grozi wieloznacznością.

Indoeuropejczyk odróżnia wyrazy w zdaniu po ich akcencie, a ponadto akcent ten oraz długość lub krótkość samogłoski (jeśli jest on - inaczej niż w polskim - zróżnicowany) może powodować różnicę znaczenia wyrazu, np. po rosyjsku: muka = mąka, muka — męka.





W rezultacie języki analityczne muszą być równocześnie pozycyjnymi, tzn. że na znaczenie wyrazu ma wpływ jego pozycja w zdaniu (czego nie było w łacinie i nie ma w polskim). 

Podmiot w zdaniu twierdzącym musi stać przed czasownikiem, rzeczownik jako przedmiot (dopełnienie bliższe) po czasowniku, przymiotnik przed rzeczownikiem.

Również w rosyjskim, we francuskim przymiotnik może wprawdzie stać zarówno przed, jak i po rzeczowniku, ale pozycja ta często wpływa na znaczenie tego przymiotnika, np. un homme brave — dzielny człowiek, un brave homme = porządny człowiek.

Natomiast w niemieckim, który nie jest jeszcze językiem analityczno-pozycyjnym, obowiązek stawiania czasownika na miejscu drugim w zdaniu głównym, a na miejscu ostatnim w zdaniu podrzędnym jest tylko stylistyczną manierą, której pogwałcenie nie zmienia znaczenia zdania.







Innym niebezpieczeństwem wynikającym z zaniku końcówek i skracania wyrazów w angielskim i francuskim jest mnożenie się homonimów, czyli wyrazów o identycznym brzmieniu, ale różnej pisowni i znaczeniu

(np. we francuskim mer= morze, mere— matka). 

Utrudnia to słuchowe rozumienie tych języków. 

Mnożenie się wyrazów jednosylabowych i homonimów upodabnia angielski do chińskiego, który radzi sobie z wieloznacznością wyrazów przy pomocy tonów - zresztą mało skutecznie, gdyż z niewytłumaczalnych powodów nie wykorzystuje wszystkich możliwości tkwiących w jego tonalnym charakterze. Inne strukturalne podobieństwo angielskiego do chińskiego polega na izolacyjności obu tych języków.






Oprócz homonimów występują w angielskim (ale nie we francuskim) homogramy, czyli wyrazy pisane jednakowo, ale mające różne znaczenia i różnie wymawiane, 

np. lead, który to wyraz wymówiony „led” znaczy „ołów”, a wymówiony „liid” znaczy „prowadź” lub „prowadźcie”. 


Plaga homonimów i homogramów niweluje walory języka angielskiego, wynikające z jego wysokiej analityczności.


Język angielski [...] cierpi na przerost słownictwa. Utrudnia to jego uczenie się. 

Z drugiej strony dodatnią stroną tej obfitości słownictwa jest bogactwo synonimów i wyrazów bliskoznacznych, pod którym to względem żaden język nie może iść z angielskim w zawody

 [zamiana jednoznaczności na wieloznaczność - pole do nadużyć i zagmatwanie komunikacji - MS]

 (np. deep - profound, frank - sincere).



Nie mniej istotna wydaje się struktura gramatyczno-logiczna:  porównując języki germańskie i romańskie ze słowiańskimi uderza wielka różnica w słownictwie oraz strukturze gramatycznej, dowodząca, że Słowianie sformowali się w wielkim oddaleniu od reszty ludów indoeuropejskich.


[czyli, że język Słowian był najkrócej narażony na celowe zniekształcenia - wynika to z celowej - założonej przez Stwórcę? - izolacji Lachów, czyli Hyperborejczyków, czyli Polaków (PoLachów)  i ich pochodnych, które jednak zatraciły tę izolacyjność rozchodząc się po Europie i stanowią dzisiaj osobne tzw. nacje -  Słowacy, Łużyczanie,  prawdopodobnie Grecy, itd. łącznie z odseparowanymi w ostatnim stuleciu Ukraińcami, ale także Germanie ponoć mówiący j. słowiańskim - jak twierdzą internety wg zapisów cesarza Porfirogenety - MS]    


Dominacja kategorii aspektu dokonania lub niedokonania czynności jest w językach słowiańskich tak wielka, że uniemożliwiła wytworzenie się bogatszego systemu stopniowania czasów gramatycznych.

[chodzi o przywiązanie do jednoznaczności, czyli do prawdy? - MS]


Niewątpliwą wadą języków germańskich w porównaniu z romańskimi i słowiańskimi jest brak kategorii aspektu dokonania lub niedokonania. Dotyczy to całkowicie języka niemieckiego...

[zamiana jednoznaczności na wieloznaczność - gmatwanie komunikacji - MS]


Czy to na skutek niezrozumienia struktury logiczno-gramatycznej języków słowiańskich, czy to w poczuciu wadliwości języków germańskich, językoznawcy niemieccy często mieszają problem aspektu dokonania lub niedokonania z problemem tzw. rodzajów czynności (Aktionsarteń). 

Rzeczywiście rozróżnianie tzw. rodzajów czynności jest w językach słowiańskich wyjątkowo częste, np. rozbijać - porozbijać - narozbijać.





Przyjmuje się, że w języku praindoeuropejskim musiała istnieć głoska, która następnie przekształciła się z jednej strony w k (u Germanów przeszła w h wskutek omówionej niżej przesuwki germańskiej), z drugiej strony zaś w s. 

W rezultacie wspólny Słowianom wyraz „sto” znaczył po łacinie kentum, podczas gdy w języku indoirańskim satem', podobnie dziesięć znaczyło po łacinie dekem, po grecku deka, podczas gdy w języku indoirańskim dasa, po czesku deset, po rosyjsku djesiat'. Ta sama prawidłowość doprowadziła do tego, że pierwotne łacińskie k przeszło w c (centum), następnie zaś w c (po włosku centó) i wreszcie w s (po francusku cent).

Szczególnym problemem jest wyraz „ojciec”, który różni Słowian od wszystkich pozostałych Indoeuropejczyków włączając w to najbliżej z nimi skądinąd spokrewnionych Bałtów; po litewsku bowiem ojciec znaczy tevas, a więc również inaczej niż we wszystkich pozostałych językach indoeuropejskich. 

Natomiast określenia matki, brata, siostry, syna i córki są u Słowian praindoeuropejskie, co wskazuje na ich - i Bałtów - przynależność do tej wspólnoty w okresie matriarchatu, przed ustanowieniem patriarchatu. Później związek Bałtów i Słowian z pozostałymi Indoeuropeczykami musiał się na dłuższy czas zerwać.

[albo świadczy to o tym, że Stwórca najdłużej przebywał wśród Słowian, słowo "ojciec" wiązałbym z nim personalnie, w innych językach istnienie jego osoby zostało szczególnie zamazane poprzez zbabilozowanie pojęcia ojciec  - otwiera się pole do domysłów - MS]


----

Dodatkowe ciekawostki.


Pod względem fonetycznym języki słowiańskie odznaczają się przewagą spółgłosek nad samogłoskami. Niestety piękno brzmienia danego języka zależy od proporcji samogłosek, zwłaszcza samogłosek jasnych. Niezrównane piękno języka włoskiego wynika właśnie z bardziej wysokiej proporcji samogłosek, w tym z samogłoskowego wygłosu (głoski ostatniej) wyrazów.



Między językami germańskimi, a greką i łaciną istnieje bliższe pokrewieństwo fonetyczne, utajone wskutek tzw. germańskiej przesuwki spółgłoskowej. Nazwa „przesuwka” wzięła się stąd, że słownictwo greckie i łacińskie przyjęto za bardziej zbliżone do stanu praindoeuropejskiego i uznano, że w języku starogermańskim nastąpiła przesuwka w stosunku do tego stanu pierwotnego. 

Przesuwka germańska polegała na tym, że: 

1) istniejące w grece i łacinie spółgłoski b, d, g pojawiły się u Germanów w postaci ich bezdźwięcznych odpowiedników p, t, k; 

2) natomiast greckie i łacińskie p, t, k (nigdy sp, st, sk) pojawiły się u Germanów I jako f, bezdźwięczne th (jak w angielskim wyrazie thing), h; 

3) jeśli jednak sylaba poprzedzająca f, th, h, nie była akcentowana, to f stało się dźwięczne przechodząc w v, najczęściej zaś w b; th zaczęło brzmieć tak jak w angielskim wyrazie the, a najczęściej przeszło w d; h przeszło w g. 

W taki właśnie sposób łaciński pater pojawił się w niemieckim jako Vater (v czytane jak f), ponieważ p przeszło w f zgodnie z zasadą wyrażoną w punkcie 2. 

Dźwięczne brzmienie th w angielskim wyrazie father nie jest sprzeczne z punktem 3, ponieważ, jak o tym świadczy grecki pateer, w języku praindoeuropejskim spółgłoski t nie poprzedzała tu sylaba akcentowana. Father jest formą pierwotniejszą od niemieckiego Vater, który powstał w wyniku drugiej, tzw. wysokoniemieckiej przesuwki w latach 500 -1500. 


JĘZYKI GERMAŃSKIE I SŁOWIAŃSKIE

Istnieje wielka liczba wyrazów bardzo dawnych, wspólnych Germanom i Słowianom, i to mających znaczenie elementarne jak chleb (niemiecki Laib), mleko (Milch), ludzie (gocki liut, niemieccy Leute, polski Jud”, czeski lid). 

Dowodzi to, że albo oba te ludy pochodzą ze wspólnego pnia w ramach wielkiej rodziny indoeuropejskiej [patrz: Porfirogeneta jw. - MS] , albo że Słowianie ekspandując na zachód znad średniego Dniepru przejęli od Germanów znaczną część podstawowego słownictwa - co jest bardziej prawdopodobne zważywszy na fakt, że Słowianie nie znali drzewa buk, rosnącego na zachód od linii Królewiec - Krym, i w rezultacie jego nazwę przejęli od Germanów (po niemiecku Buche).

[mogli słowo buk wziąć od Germanów, ale to wcale nie zaprzecza tezie o Porfirogenecie - MS]

Podobieństwa wyrazów germańskich i słowiańskich są nieraz utajone wskutek charakterystycznej dla Słowian metatezy czyli przestawki głosek w pierwszej sylabie wyrazów pochodzenia germańskiego, w którym występuje samogłoska i jedna z pokrewnych sobie (jak to wiedzą dzieci!) spółgłosek zwartoszczelinowych l lub r .


W rezultacie na przykład:

niemiecka Arbeit - to po rosyjsku rabota, po polsku robota;   [A i r zamieniły się miejscami - rabeit - MS]

Berg (góra) - to czeski bfeh, 

po polsku brzeg, po rosyjsku zaś bjerieg 

zgodnie ze wschodniosłowiańskim prawem pełnogłosu (po niemiecku Voll-Lautung), czyli wokalizacji w nagłosie (w pierwszej sylabie) za pomocą samogłosek e lub o zbitek spółgłoskowych zawierających 1 lub r;

Birke - czeska bfiza (brzoza), po rosyjsku na mocy prawa pełnogłosu bjerioza, drzewo tak rzucające się w oczy, że również po litewsku nazywa się podobnie: berźas; 

duński gaard, po angielsku yard czyli miejsce ogrodzone - to gród (i ogród),  wschodniosłowiański gorod (miasto) na Północy i horod na Południu;

Milch to mleko, po rosyjsku pełnogłosowe moloko 

szwedzkie valde i niemieckie Walten (władanie) - to władza, po czesku vlada (rząd) itd. 

Pomijam późniejszy ogromny wpływ języka niemieckiego na języki słowiańskie. 

Natomiast Niemcy przejęli od Słowian tylko cztery ważniejsze wyrazy: Stieglitz (szczygieł), Zeisig (czyżyk), Quark (twaróg) oraz Grenze (granica); 

ten ostatni wyraz pisano do połowy XIX w. Granze, przez co jego pochodzenie od „granicy” było jeszcze bardziej widoczne.



O Niemcach.


Naród niemiecki jako jednostka językowa ukształtował się późno: dopiero w wiekach XV (nazwa Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego została użyta po raz pierwszy w 1486 r.) - XVII, w czym ogromną rolę odegrał Marcin Luter. 

Pierwotnie obszar Niemiec zamieszkiwały plemiona germańskie będące jednostkami etniczno-językowymi, po niemiecku Gross-Stamme. Resztki tego podziału zachowały się po dzień dzisiejszy, zwłaszcza w postaci plemion Bawarów, Sasów i Szwabów. 

Jeszcze konstytucja weimarska Rzeszy Niemieckiej z 11 sierpnia 1919 r. mówiła o „narodzie niemieckim jednolitym w swoich plemionach” (das deutsche Volk einig in seinen Stammeń).

Podstawowy podział językowy przebiegał w Niemczech między Południem, gdzie dokonała się tzw. druga, wysokoniemiecka, przesuwka spółgłoskowa, a Północą czyli Niemcami Dolnymi.

[dwie fale zmian wchodzące od południa? - trzeba jeszcze uwzględnić zmiany związane z rozchodzeniem się Słowian (stopniową izolacją) i charakterystyką danej grupy - wpływ poszczególnych jednostek na sposób mówienia itd. - MS]

Dopiero w XVII w. język dolnoniemiecki przestał być w Niemczech odrębnym językiem literackim: ostatnie tłumaczenie Biblii Lutra na ten język ukazało się w 1621 r. w Goslarze. 

Należy podkreślić, że nazywanie obu języków: dolnoniemieckiego i wysokoniemieckiego niemieckimi wynika wyłącznie z powodów politycznych, a nie językoznawczych, gdyż są to do dziś dwa różne języki, które mogą zajmować równorzędne stanowisko w rodzinie języków germańskich. 



Dialekty języka dolnoniemieckiego

Język dolnoniemiecki, język dolnosaksoński - grupa dialektów germańskich obecnie coraz częściej i powszechniej traktowana jako język odrębny od języka niemieckiego. Od dialektów wysokoniemieckich odróżnia go przede wszystkim brak wystąpienia drugiej przesuwki spółgłoskowej.


Język dolnoniemiecki, zepchnięty z pozycji języka literackiego w samych Niemczech przez luteranizm, zachował się w Niderlandach: w kalwińskiej Holandii oraz we Flandrii, których przynależność do Niemiec zakończyła się faktycznie w 1556 r. z chwilą ich przekazania hiszpańskiej linii Habsburgów, prawnie zaś dopiero na mocy Pokoju Westfalskiego 1648 r. 


I tu spora dygresja - z wikipedii kłamliwej:

Mimo fundamentalnych odrębności od standardowej niemiecczyzny, od czasów powstania niemieckiej dialektologii, język dolnoniemiecki traktowany bywa jako grupa dialektów w ramach jednego wspólnego języka niemieckiego, który obecnie w dobie ... utożsamiany jest raczej z językiem wysokoniemieckim. Łączenie obu tych języków w jedną całość ma częściej wymiar polityczny i kulturowy niż językoznawczy.

Język dolnoniemiecki często bywa nazywany językiem dolnosaksońskim, tak jak jego zachodnie dialekty. Jest to spowodowane tym, że wschodnie dialekty dolnoniemieckie i tak wywodzą się z dolnosaksońskich. 

Język dolnosaksoński w wyniku ekspansji drastycznie zwiększył swój obszar najpierw do całych północnych Niemiec, a później także i północnej Polski. 

To wszystko spowodowało wymarcie najpierw dialektów połabskich, a potem wszystkich słowiańskich gwar pomorskich (z wyjątkiem kaszubszczyzny i gwary słowińskiej) oraz języka pruskiego. W ten sposób powstały dialekty: meklembursko-przedniopomorski, północnomarchijski i dolnopruski.

Nazwę język dolnosaksoński preferują językoznawcy holenderscy, często włączający ten język (a przynajmniej jego holenderską część) do języka niderlandzkiego. 

Wynika to z faktu, że przez sąsiedztwo z językiem Holandii język dolnoniemiecki używany w tym kraju nabrał wiele cech typowych dla języków dolnofrankońskich. Może to również wynikać z chęci podkreślenia odrębności od języka niemieckiego i pokazania, iż język dolnoniemiecki jest bliższy dialektom dolnofrankońskim niż wysokoniemieckim. W Holandii unika się również stosowania umlautów, a cała ortografia dolnoniemiecka oparta na ortografii języka niemieckiego została zastąpiona ortografią języka niderlandzkiego.

W szerszym znaczeniu do dolnoniemieckiego mogą być zaliczone dialekty dolnofrankońskie[2][3], a nawet języki anglo-fryzyjskie, co znaczy, że wszystkie dialekty zachodniogermańskie dzieli się na dolnoniemieckie i wysokoniemieckie[4]. Często jednak przeciwstawia się dolnofrankoński dolnoniemieckiemu utożsamionemu z szeroko rozumianym dolnosaksońskim. Większość językoznawców nie zalicza jednak np. języka angielskiego do dolnoniemieckich.

Ethnologue wyróżnia podgrupę dolnosaksońsko-dolnofrankońską i nie wspomina o dolnoniemieckim.

Język dolnoniemiecki różni się od (wysoko)niemieckiego między innymi tym, że nie zaszedł w nim proces zwany drugą przesuwką spółgłoskową. Łączy go to z językami skandynawskimi (duński, szwedzki, norweski, islandzki, farerski), a także z fryzyjskim i angielskim. Granicę zasięgu tej przemiany, oddzielającą dolnoniemiecki od wysokoniemieckiego, stanowi linia benracka.

Również słownictwo i gramatyka odróżnia dolnoniemiecki od niemieckiego, np. w dolnoniemieckim istnieją tylko trzy przypadki (Nominativ, Genetiv, Objektiv).

Typowy dla dolnoniemieckiego jest także brak przedrostka ge- w tworzeniu Partizipu


Mnogość nazw zaciemnia obraz - tak samo w przypadku nazewnictwa kultur odkrywanych przez archeologów. 

Gdybyśmy zamiast nazwy dolnoniemiecki stosowali nazwę dolnosaksoński, albo - jeszcze lepiej - niderlandzki, a potem pogrzebali trochę przy wysokoniemieckim, to okazałoby się, że żadnych Niemców nigdy nie było - to wymyślona nacja przerobiona ze Słowian zachodnich dawno temu wyszłych z Hyperborei w dzisiejszej Polsce.

Przeróbka motywowana politycznie - stwarzanie odrębności językowej i kulturowej by mieć paliwo do napędzania konfliktów i pretekstu do napaści na sąsiadujących obok Słowian - MS



Oprócz tego podstawowego podziału językowego Niemców na dolnych i górnych („wysokich”) istnieją w obrębie tych dwóch grup mniejsze jednostki dialektalno-plemienne, z tym, że dialektami dolnoniemieckimi (z których najważniejszy jest dolnosaski zwany plattdeutsch) mówią dziś już tylko ludzie prości, natomiast dialektami wysokoniemieckimi (z których najważniejszymi są austriacki, bawarski, saski i szwabski) mówią również ludzie wykształceni. Niemcy mówiący dialektami w czystej postaci tylko z trudem mogą się dokładnie porozumieć.



I dalej Krasuski o Polakach:


Trudno zrozumieć, dlaczego ambicją historyków i językoznawców polskich jest znalezienie podobnego podziału dialektalno-plemiennego wśród Polaków.

[próba zakrycia faktu, że wszyscy pochodzimy z izolowanej Hyperborei - MS]


Źródła nie przekazały żadnych informacji o istnieniu podziału Polaków na plemiona w Średniowieczu w znaczeniu Gross-Stamme. 

Tylko ruski Nestor z początku XII w., rozpisując się obficie o podziale plemiennym Słowian wschodnich, podaje, że „Lachy” dzielą się na Polan, Mazowszan, Pomorzan i Lutyków. Z tej listy ani Lutyków ani Pomorzan do Polaków zaliczyć nie można. 

O plemiennym podłożu zagadkowego podziału na Wielkopolskę (wspomnianą po raz pierwszy w 1242 r.) i Małopolskę (zaświadczoną po raz pierwszy dla 1412 r., ale nazywaną systematycznie dopiero od 1493 r.!) nie wspomina żadne źródło. 

Drobne „plemiona”, zwłaszcza na Śląsku, które wspomina Geograf Bawarski około 845 r. i dokument cesarza Henryka IV z 1086 r. o granicach diecezji praskiej, były oczywiście organizacjami polityczno-terytorialnymi. 

Znaczenie tych „plemion” oraz ich pomnożenie było następnie skutkiem rozbicia feudalnego po 1138 r. Taka była geneza „plemion” typu Kujawianie, Łęczyczanie, Sieradzanie itd. 

Zresztą i obecnie mieszkaniec Sieradza nazywa się słusznie Sieradzaninem. O książętach plemiennych nie ma w źródłach ani słowa; od chwili wymarcia Piastów tytułu książęcego w rdzennej Polsce nie było.


Jeśli wybitny kronikarz niemiecki Otto biskup Freisingu (zm. 1158 r.) nie wahał się stwierdzić, że Sasi mówią innym językiem niż Bawarowie, to

żadne źródło o różnicach językowych między Polakami nie wspomina

(a na pewno wspomniałby Długosz, który lubował się w krytykowaniu Polaków).

Przypuszczalnie w Średniowieczu Polacy mówili nieco różnie w różnych okolicach, ale te różnice nie tworzyły dialektów obejmujących większe zwarte obszary. 

Sytuacja była podobna do tej, jaka panowała na przykład w Słowacji jeszcze w XIX w., a na Białorusi jeszcze około 1920 r., zanim tam i tu zdecydowano się podnieść jeden dialekt do rangi języka ogólnonarodowego. 


W Polsce, w wyniku ekspansji wschodniej, wytworzył się i przetrwał mniej lub bardziej aż do II wojny światowej dialekt wschodni, ale nie różnił się on zbytnio od reszty (głównie wymową spółgłosek h, 1, ł), a co więcej, prawie cała literatura polska jest dziełem ludzi Wschodu: od Mikołaja Reja z Nagłowic, który urodził się nad Dniestrem w Żurawnie koło Halicza, przez Mickiewicza i Słowackiego aż po Jarosława Iwaszkiewicza. Jak więc w tej sytuacji mogło się zachować w języku literackim obce zupełnie Wschodowi mazurzenie!


Polacy byli więc w istocie jednym plemieniem, które by można określić niemieckim terminem Grofi-Stamm. 

Różnice między takimi „etnicznymi” plemionami niemieckimi są raczej porównywalne z różnicami między Czechami, Morawianami, Polakami i Słowakami, a i tu można wątpić, czy w Średniowieczu różnice językowe między nimi były aż tak wielkie jak te, jakie dzieliły plemiona dolno- i wysokoniemieckie. [punkt dla mnie - MS]


Nic nie wiadomo o tym, jakoby czescy kaznodzieje husyccy w XV w. byli w Polsce nierozumiani.

Różnice pogłębiły się głównie wskutek tego, że po wojnach husyckich i ostatecznej klęsce w Wojnie Trzydziestoletniej język czeski zatrzymał się w rozwoju, stał się archaiczny, gdyż odtąd mówili nim aż do połowy XIX w. już tylko konserwatywni językowo chłopi. 

Niestety oddzielenie górami spowodowało, że nie powstało państwo obejmujące blisko spokrewnionych Czechów, Morawian, Polaków i Słowaków.

[znowu punkt dla mnie - sięgając do genezy skąd oni się tam wzięli za górami - te nacje powstały po wyjściu z Polski i zasiedleniu tych terenów, a różnice między nami zdeterminowały min.: charakterystyka danej grupy, czas izolacji, a więc odległość i trudy podróży od-do źródła tj. Hyperborei oraz wpływy zewnętrzne, w tym celowe działania sitwy (lub SkyNetu...), która obecnie rządzi światem - MS]




http://www.archiwumpz.iz.poznan.pl/Content/7608/C_II_472-C_II_473BP-1995_1-05.pdf



https://en.wikipedia.org/wiki/Low_German

https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C4%99zyk_dolnoniemiecki

https://en.wikipedia.org/wiki/High_German_languages

https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C4%99zyk_niemiecki

https://jezyki.fandom.com/wiki/J%C4%99zyk_dolnoniemiecki

https://www.techpedia.pl/index.php?str=tp&no=16439




poniedziałek, 1 czerwca 2020

Plan Brzezińskiego w Rosji - Era Technotronu



Ciąg dalszy sprawy Nikity Michałkowa i nie tylko...




I tylko nieliczni, bardzo nieliczni zgadną, a nawet zrozumieją, co się dzieje. Ale my ... zamienimy takich ludzi w śmiech, znajdziemy sposób, by oczernić ich i zadeklarować, że są szumowiną społeczeństwa .






20:10 / Na świecie

Era Technotron: urzędnicy uruchamiają tajny plan Brzezińskiego w Rosji



Warto, aby ktoś spojrzał na cienie procesów zachodzących na świecie, a tym bardziej - by zobaczyć czyjąś złą wolę i otwarcie o tym mówić, gdy natychmiast atakują go krytyką i oskarżeniami o „teorie spiskowe wyssane z palca”. Robią to zarówno ci, którzy są zainteresowani dalszym ukrywaniem prawdy, jak i ci, którzy po prostu panikują i obawiają się jakiejkolwiek prawdy, jeśli zakłóci ona spokój jego wygodnego świata złudzeń.


Autor:
Khomyakov Vladimir


Na przykład, gdy tylko Nikita Mikhalkov bardzo ostrożnie i bardzo delikatnie dotknął tych, którzy stoją za „pajęczyną” z dużym prawdopodobieństwem, i ich mizantropijnymi planami, cały tłum różnorodnych liberałów wszystkich pasów zaatakował go oskarżeniami i przekleństwami. Podjęcie tego samego tematu wymagało kilku zasobów internetowych i - co za horror! - wątpić w naturalne pochodzenie wirusa, uczciwość WHO i bezpieczeństwo całkowitych szczepień nałożonych na świat jeszcze przed stworzeniem szczepionki, ponieważ Prokuratura Generalna zażądała zablokowania wszystkich tych zasobów przez czyjąś poważną prezentację. Wszystko, co nie jest zgodne z decyzjami finansowanymi przez Gatesa i WHO Rockefeller Foundation, jest „podróbką”.
Ogólnie rzecz biorąc, och, jak niepewny jest w dzisiejszych czasach fakt, że zaczął mówić prawdę, szczególnie - co nie pokrywa się z pozycją „istniejących mocy” i nadawaniem telewizji! Ale wciąż próbuję. Za uparte ignorowanie oczywistych i przypisywanie szeregu działań „kwarantanny” (porównywalnych pod względem siły niszczącej do dobrej wojny) wyłącznie kosztem głupoty wielu gubernatorów i posłów może w najkrótszym możliwym czasie zmienić się w przyszłość dla nas wszystkich, której nie powinniśmy przeżyć.

Żadna normalna osoba nie wierzy w teorię spiskową,
dopóki nie stanie się jej częścią.
(Dominic Strauss-Cannes)


Możesz wyrzucać ludziom zaniepokojonym losami kraju ich entuzjazm dla teorii spiskowych, teorii spiskowych itp., Próbując przekazać ich społeczeństwu jako marginalizowanym i „nienaukowym pisarzom science fiction”.


Weźmy na przykład osławiony „plan Dullesa”, którego istnienie jest uparcie negowane zarówno przez postsowiecką oficjalność, jak i przez różnego rodzaju liberalnych pseudo-historyków. Podobno wszystko to po prostu horror dla ludzi, stworzony przez agentów KGB, uruchomiony w celu demonizacji Stanów Zjednoczonych. Ok, niech tak będzie. Warto jednak zapoznać się z tekstem i porównać go z naszą ostatnią rzeczywistością, ponieważ argumenty „przeciwne spiskowcom” rozpadają się w pył.
Po zasiewie chaosu cicho zastępujemy ich wartości fałszywymi i pozwalamy im wierzyć w te fałszywe wartości.
Będziemy cicho, ale aktywnie i stale przyczyniać się do tyranii urzędników ... Uczciwość i przyzwoitość będą wyśmiewane i nikt nie będzie potrzebował.
Wykopiemy duchowe korzenie, wulgaryzmy i zniszczymy podstawy moralności narodowej ... Zawsze będziemy kłaść główny nacisk na młodych ludzi ...
I tylko nieliczni, bardzo nieliczni zgadną, a nawet zrozumieją, co się dzieje. Ale my ... zamienimy takich ludzi w śmiech, znajdziemy sposób, by oczernić ich i zadeklarować, że są szumowiną społeczeństwa .
Spróbuj znaleźć przynajmniej jeden punkt, który nie zostałby dzisiaj wdrożony w naszej rzeczywistości. Nie znajdziesz Dlatego też, nawet jeśli uważamy „plan Dullesa” za rozwój sowieckich propagandystów, należy uznać, że mamy prawdziwą  przepowiednię  - tak szczegółową i całkowicie spełnioną, że wszystkie wangi z nostradamusem nerwowo palą na korytarzu. Lub przyznaj, że „Plan Dullesa” jest prawdziwy.

Cała władza jest ciągłym spiskiem.
(O. de Balzac)


A teraz przypomniałem sobie o „planie Dullesa”, ponieważ w najnowszych „antykoronawirusach” środki związane z „digitalizacją” nie tylko są zgadywane, ale dosłownie czytane dosłownie plany nakreślone w innej, mniej znanej książce, zwanej „wynalazkiem sowieckich propagandystów” „prawie niemożliwe. Ta książka nazywa się Era Technotronu i należy do tak znanej postaci, jak śmiertelny wróg naszego kraju Zbigniew Brzeziński - człowiek, który od wielu lat jest jednym z głównych ideologów amerykańskiej polityki zagranicznej. W nim przepowiada nadejście ery przemysłowej „ery technotronicznej” i wzywa do przygotowania i maksymalnego wykorzystania jej w ich interesie, aby połączyć wysiłki Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej i Japonii.
To właśnie te propozycje Brzezińskiego, wspierane w 1972 r. Przez jedną z najbardziej wpływowych struktur ponadnarodowych - Klub Bilderberg, doprowadziły do ​​utworzenia „Komisji Trójstronnej” w 1973 r. Z inicjatywy Davida Rockefellera, mającego na celu doradzać i kierować wiodącymi światowymi potęgami w kierunku „właściwej” przyszłości. Oczywiście Zbigniew Brzeziński, który był dyrektorem wykonawczym w latach 1973–1976, również wszedł do Komisji Trójstronnej.



Era Technotron to książka niedostępna dla ogólnego czytelnika. Opublikowane tylko raz w języku rosyjskim w bardzo małej liczbie egzemplarzy, nawet nie trafiło do sprzedaży, ale zostało sprzedane wyłącznie „każdemu, kto tego potrzebuje”, więc przeczytanie go dzisiaj w całości jest problematyczne. Jednak niektóre kluczowe przepisy wciąż są przenikliwe i dziś nie można ich przypisać niewypłacalnym teoriom spiskowym. Przytoczę tylko trzy fragmenty z teorii Brzezińskiego o nadchodzącej „erze technotronicznej”.

"Wielki Brat cię obserwuje!
(J. Orwell)


Po pierwsze, w „erze technotroniki”, jak pisze ten „główny grabarz ZSRR”, możliwości społecznej i politycznej kontroli nad jednostką znacznie wzrosną  . W szczególności:
Wkrótce będzie można prowadzić niemal ciągły monitoring każdego obywatela i stale aktualizować dokumentację komputerową, zawierającą, oprócz zwykłych informacji, najbardziej poufne informacje o stanie zdrowia i zachowaniu każdej osoby. Odpowiednie agencje rządowe będą miały natychmiastowy dostęp do tych plików .
Jeśli, analogicznie do „planu Dullesa”, porównamy to zadanie z tym, co robią dziś władze Moskwy, a także z przepisami przyjętymi przez Dumę Państwową w interesie znanej „cyfryzacji”, wydaje się, że plany Brzezińskiego są dziś wdrażane w Rosji, więc tak drobiazgowy jak pisma Lenina w czasach KPZR.

Pierwszym krokiem była oczywiście przymusowa izolacja obywateli, uderzająco przypominająca areszt domowy, ale tylko bez nakazu sądowego i bransoletki na nodze.
Następnie - zakaz poruszania się wbrew Konstytucji, idiotyczne „cyfrowe przejścia” przez ratusz, a nawet faktyczne odwołanie decyzją burmistrza naszych już opłaconych (przez nas lub państwo) kart podróży i kart społecznych.

Kolejnym krokiem był system rozpoznawania twarzy zakupiony przez burmistrza od firmy NtechLab (partner Rostec) za 3,2 miliona dolarów, co umożliwia śledzenie każdego kroku każdej osoby za pomocą 200 tysięcy kamer poruszających się po mieście. I wreszcie ustawa przyjęta niedawno przez Dumę Państwową w sprawie utworzenia uniwersalnego rejestru zawierającego wszystkie możliwe informacje o każdym z obywateli, który będzie teraz nazywany „indywidualnymi numerami identyfikacyjnymi”, wprowadził kulę w łańcuch.


A teraz ponownie przeczytamy fragment z książki Brzezińskiego i stanie się zupełnie jasne, że  właśnie to właśnie zrobiliśmy z nami , zresztą wbrew wszelkim prawom i bez naszej zgody. I że prawdziwym celem nie była jakaś „walka z koronawirusem”, ale raczej  ciągłe monitorowanie każdego obywatela .

Potęga liczb jest tym większa,
im mniej rozumieją.
(Wolter)


Po drugie, powinna nastąpić znacząca zmiana w samej istocie i zadaniach samego rządu.
Moc będzie skoncentrowana w rękach tych, którzy kontrolują informacje.
Istniejące organy zostaną zastąpione przez instytucje zarządzające przed kryzysem, których zadaniem będzie proaktywne identyfikowanie potencjalnych kryzysów społecznych i opracowywanie programów zarządzania tymi kryzysami .
Oznacza to, że istniejące władze (wszystkie jego oddziały) radykalnie zmienią swój cel i cele. Idealnie staną się po prostu „centrami kryzysowymi” zaangażowanymi w przekierowywanie powstających kryzysów społecznych (lub ich organizacji, co jest implikowane) we właściwym kierunku, aby uzyskać oczekiwany rezultat.
Prawdziwą potęgą nie będą wybrani ani mianowani szefowie, ale ten wąski krąg ludzi, którzy nie tylko otrzymają informacje, ale  je kontrolują . To znaczy, aby mieć pełnię tego, możliwość nadawania go wszystkim innym, a jeśli to konieczne - a następnie dostosowywania go w zależności od twoich celów. Oznacza to, że należy dozować i dostosowywać według własnego uznania, co definiuje problem matematyczny słowem „Biorąc pod uwagę”, którego specjalnie zdefiniowana wersja pozwala, z najbardziej poprawnym algorytmem rozwiązania problemu (politycznego, ekonomicznego, prawnego, zarządczego - w każdym razie), aby uzyskać wynik, że posiadacz informacji potrzebne.
Nawiasem mówiąc, nikt nie gwarantuje, że ta jakościowo nowa „moc informacyjna” będzie w naszych rękach   (lub, powiedzmy, „warunkowo nasza”), a nie w obcych elitach.

Cała moc pochodzi od ludzi.
I nigdy do niego nie wraca.
(Gabriel Laub)


Wreszcie po trzecie.
Spowoduje to powstanie trendów w ciągu kilku następnych dziesięcioleci, co doprowadzi do epoki technotroniki - dyktatury, w której obecne procedury polityczne zostaną prawie całkowicie wyeliminowane .
Oto i wypowiada się główne słowo - dyktatura. Przypomnij definicję tego pojęcia komuś, kto zapomniał? Dyktatura  (łac. Dyktatura) -  forma sprawowania władzy państwowej, w której całość władzy państwowej należy do jednego stanowiska politycznego, wspieranego przez jedną osobę (dyktatora) lub rządzącą grupę osób. Ten, który będzie kontrolował całość informacji o każdym z nas.


A co z jednym z ostatnich przepisów, które przyjęliśmy i podpisaliśmy? Prawo pozwalające na zdalne głosowanie elektroniczne w dowolnych wyborach, a nawet w referendum, jest najwyższym przejawem demokracji. Oznacza to, że głosowanie sprowadza się teraz do pustej formalności, ponieważ kontroluje przestrzeń informacyjną i zasoby elektroniczne, przez które głosowanie jest przeprowadzane, a wyniki są podsumowywane, jednym kliknięciem przycisku można ustawić dowolne wyniki głosowania. Na przykład dla tej samej notorycznie wymuszonej dobrowolnej „rozpadu całego kraju” ...
Co więcej, decyzja zostanie podjęta w oparciu o „powszechne prawo wyborcze” z wynikiem 90% na korzyść. Ach, ty i wszyscy twoi przyjaciele głosowaliście przeciwko? Oznacza to, że wszystkie z nich znajdują się w głosowaniu przeciwko 10%, którzy nie rozumieją swojego szczęścia. Ale państwo będzie działać z woli większości - przecież mamy demokrację!

Mądrzy ludzie nie obrażają się, ale wyciągają wnioski.
(Agata Christie)


Jeśli Gorbaczow „reformatorzy socjalizmu” i „Gaidaryci”, którzy go odziedziczyli, nawet jeśli nie wierzyli w „plan Dullesa”, realizowali go krok po kroku i punkt po punkcie, to kogo dzisiaj nazywamy? Zgadza się - zdrajcy i dranie!
Ale są wszelkie powody, by zastanawiać się nad tym, kogo uznać za tych, którzy punkt po punkcie realizują plany Brzezińskiego dotyczące stworzenia „ery technotronicznej”. Zwłaszcza jeśli przypomnisz sobie jego słynne słowa, które brzmią jak cel programowy całego procesu:
Nowy porządek światowy powstaje przeciwko Rosji, kosztem Rosji i na ruinach Rosji .
A ty mówisz - „teza spiskowa” ...










https://tsargrad.tv/articles/tehnotronnaja-jera-chinovniki-zapustili-v-rossii-sekretnyj-plan-bzhezinskogo_257241




wtorek, 7 kwietnia 2020

Niemiecki Social Monitoring




tłumaczenie przelądarki



Rozpoczął się dla nas całkowity nadzór: dystopia cyfrowa w Rosji



Z powodu pandemii COVID-19 ludzkość podejmuje wymuszony i pełen przygód krok w nową cyfrową rzeczywistość. Dosłownie wszystko i wszystko przechodzi do trybu online. Tam też idzie Rosja, której mieszkańcy izolują się na wzór innych krajów i uczą się żyć, prawie bez wychodzenia na ulicę. Kontrola nad przepływem ludzi za pomocą kodów QR została już wprowadzona w regionie Niżny Nowogród, Moskwa może również stać w kolejce. Dlaczego to jest niebezpieczne?
Przepływ wiadomości na temat monitorowania obywateli za pomocą smartfonów i kodów QR staje się coraz bardziej znaczący. Paradoks polega na tym, że zaledwie kilka miesięcy temu nikt nie mógł sobie wyobrazić, że Rosja poddaje kwarantannie nie tylko własne granice, ale zacznie się zamykać i umieszczać obywateli w domu, przypisując im numery kontrolne, a następnie rozpocznie się całkowita inwigilacja. Przypomina to scenariusz powieści lub serialu science fiction o apokalipsie na całym świecie.
Istnieje inna opcja dla takiego scenariusza: świetlana przyszłość, którą tworzą troskliwe ręce wysoce moralnych ludzi w białych ubraniach. Stworzyli idealne społeczeństwo cyfrowe, w którym nawet przypadkowa latarnia morska jest w stanie przywitać obywatela z imienia. Nie ma przestępstwa, korupcja też. Wszystkie ruchy są starannie rejestrowane, a duży elektroniczny umysł wie wszystko i wszystko. Co nie jest idealnym światem?
Teraz jednak żyjemy w trudnym świecie teraźniejszości, który boleśnie i zmuszony jest rozstać się ze swoją przeszłością ze względu na nieznaną dotąd przyszłość. W Rosji podjęto decyzję o jak największym ograniczeniu rozprzestrzeniania się koronawirusa, bez względu na koszty dla obywateli i gospodarki. Głucha obrona. 2 marca Władimir Putin przedłużył dzień wolny do końca kwietnia i opuścił regiony, aby sami zdecydować, jakie środki wprowadzić.
Władze rosyjskie nie mogły i nie miały prawa dopuścić do rozwoju sytuacji w kraju zgodnie ze scenariuszem włoskim, hiszpańskim lub amerykańskim. Po miękkich rozmowach w celu ograniczenia kontaktów, pozostania w domu, opieki nad bliskimi, znaczna część obywateli wciąż nie zdawała sobie sprawy z całego niebezpieczeństwa obecnej sytuacji. W środkowej części Rosji sprzyjała temu ciepła wiosenna pogoda, która „zawoziła” ludzi do parków i grilla. Rezultat - gwałtowny wzrost liczby spraw w Rosji i krytyka władz za to, że gospodarka kraju została sparaliżowana ze względu na „grilla na wakacjach”.
Jednak region Niżny Nowogród był „przed lokomotywą parową” i już 2 kwietnia rano gubernator Gleb Nikitin ogłosił wprowadzenie cyfrowej kontroli nad obywatelami za pomocą kodów QR. Nikitin opublikował nawet pięciominutowy film na Instagramie, gdzie popularnie wyjaśnił, jak korzystać z nowego systemu i poprosił władze o zgodę na wyjście. Dystopia cyfrowa w Rosji jest już rzeczywistością.

Czy to dotyczy wszystkich?

Władze Moskwy i obwodu moskiewskiego przygotowują się również do wprowadzenia cyfrowego systemu kontroli obywateli. Chociaż informacje o tych „elektronicznych przepustkach” są znacznie niejasne. Prezydent Moskwy Siergiej Sobianin nigdy nie mówił o słynnych kodach QR, na jego stronie internetowej są informacje tylko o „trybie dostępu” i do tej pory nie widzą powodu, aby wejść do niego w ratuszu.
Jednak zamiast Siergieja Semenowicza naprawiony system mówił już o systemie całkowitej kontroli. Na przykład szef Departamentu Technologii Informatycznych (DIT) Eduard Lysenko, który 1 kwietnia na antenie stacji radiowej Ekho Moskvy udzielił wymijających odpowiedzi na pytania dotyczące tych kodów QR.
Od Lysenko dowiedzieliśmy się, że w celu kontrolowania obywateli opracowywana jest aplikacja do monitorowania społecznego, która służy do monitorowania osób poddanych kwarantannie. To znaczy, u tych, u których zdiagnozowano COVID-19 i którzy leczą się w domu.
Jednocześnie w mediach pojawiła się informacja, że ​​ta aplikacja była potrzebna nie tylko dla zainfekowanych obywateli kwarantanny, ale także dla wszystkich. Za jego pośrednictwem mieszkańcy muszą poprosić o pozwolenie na każde wyjście na ulicę, wskazując przyczynę, po czym system generuje kod QR, za pomocą którego musisz udowodnić policji na ulicy, że legalnie opuściłeś dom.
Mniej więcej w połowie wywiadu potwierdził to Pan Łysenko, który powiedział, że na podstawie strony internetowej Urzędu Miasta w Moskwie powstanie system kontroli. Urzędnik metropolitalny zapewnił również, że nie będzie żadnych niepowodzeń z powodu napływu milionów wniosków o wyjście.

Jak to powinno działać?

Reżim izolowania się sugeruje, że obywatel może wyjść z domu tylko w pilnych sprawach i potrzebach. Możesz iść do sklepu spożywczego, do apteki, zostać hospitalizowanym przez karetkę pogotowia, ale nie możesz sam pójść do kliniki, z wyjątkiem nagłych przypadków. Możesz wynieść śmieci i chodzić ze swoim zwierzakiem w promieniu stu metrów od miejsca izolacji. Dla tych, którzy nie mogą pracować zdalnie, należy wydać specjalne przepustki na podróż do miejsca pracy. Lekarze, urzędnicy i funkcjonariusze organów ścigania również otrzymają takie przepustki.
Od Lysenko dowiedzieliśmy się, że w celu kontrolowania obywateli opracowywana jest aplikacja do monitorowania społecznego, która służy do monitorowania osób poddanych kwarantannie. To znaczy, u tych, u których zdiagnozowano COVID-19 i którzy leczą się w domu.
Jednocześnie w mediach pojawiła się informacja, że ​​ta aplikacja była potrzebna nie tylko dla zainfekowanych obywateli kwarantanny, ale także dla wszystkich. Za jego pośrednictwem mieszkańcy muszą poprosić o pozwolenie na każde wyjście na ulicę, wskazując przyczynę, po czym system generuje kod QR, za pomocą którego musisz udowodnić policji na ulicy, że legalnie opuściłeś dom.
Mniej więcej w połowie wywiadu potwierdził to Pan Łysenko, który powiedział, że na podstawie strony internetowej Urzędu Miasta w Moskwie powstanie system kontroli. Urzędnik metropolitalny zapewnił również, że nie będzie żadnych niepowodzeń z powodu napływu milionów wniosków o wyjście.

Jak to powinno działać?

Reżim izolowania się sugeruje, że obywatel może wyjść z domu tylko w pilnych sprawach i potrzebach. Możesz iść do sklepu spożywczego, do apteki, zostać hospitalizowanym przez karetkę pogotowia, ale nie możesz sam pójść do kliniki, z wyjątkiem nagłych przypadków. Możesz wynieść śmieci i chodzić ze swoim zwierzakiem w promieniu stu metrów od miejsca izolacji. Dla tych, którzy nie mogą pracować zdalnie, należy wydać specjalne przepustki na podróż do miejsca pracy. Lekarze, urzędnicy i funkcjonariusze organów ścigania również otrzymają takie przepustki.
Następnie zostanie mu przesłany osobisty kod, zostanie ustalony „obszar domowy” i będzie on mógł pozostawić wnioski o wycofanie. Na przykład jako cel podaj „sklep”, „apteka” i tak dalej. Zapewniona jest weryfikacja każdego wniosku o wyjście, po którym nastąpi odmowa lub na jedną podróż zostanie wydany unikalny kod QR, prawdopodobnie z ograniczeniem czasowym. Ten kod będzie również musiał zostać wyświetlony przez weryfikatorów.
Na nadzwyczajnym posiedzeniu w dniu 1 kwietnia moskiewska Duma zatwierdziła grzywnę za naruszenie reżimu izolacji obywateli w wysokości 4 tysięcy rubli, jeśli naruszenie popełniono po raz pierwszy, i 5 tysięcy rubli, jeśli wielokrotnie. Jeśli w prywatnym samochodzie zostanie naruszony reżim izolacji, grzywna wyniesie 5 tysięcy rubli, a samochód zostanie skonfiskowany i wysłany na specjalny parking. 2 kwietnia Sobyanin podpisał dekret nakładający te grzywny.

Monitorowanie społeczne nie powiodło się

Do organizacji elektronicznego systemu kontroli DIT Moskwa stworzył aplikację Social Monitoring, którą należy umieścić w Google Play i App Store - sklepach z aplikacjami na smartfony z systemem Android lub iOS. Pan Lysenko ogłosił, że aplikacja powinna zostać uruchomiona 2 kwietnia, ale jak wiemy teraz tak się nie stało.
Po prostu nie ma aplikacji o takiej nazwie, ponieważ najpierw została pobrana, ale potem zniknęła z tajemniczych powodów. Przez krótki czas, w którym był dostępny do pobrania, został pobrany i zainstalowany przez setki osób, w tym programistów. Wypełnienie i zła strona Monitoringu Społecznego doprowadziły ich do szoku.

miastoDo organizacji elektronicznego systemu kontroli będą dostępne aplikacje na smartfony pod roboczym tytułem „Monitoring społeczny”. Zdjęcie: Andrey Lyubimov / AGN „Moscow”  
Konstantynopol już szczegółowo przeanalizował ten program. Krótko mówiąc, nie tylko prosi o dostęp do geolokalizacji w telefonie, ale także ogólnie zakłada zgodę osoby na dostęp do wszystkiego - aparatu, książki telefonicznej, prawa do dzwonienia i wysyłania wiadomości, żądań dostępu do plików w pamięci, notebooka i wielu innych.
Programiści dowiedzieli się również, że w kodzie programu aplikacji jest wiele błędów. Kod został wyraźnie napisany w pośpiechu. Jednak najciekawsza jest zasada pracy określona w tym samym kodzie.

Starszy brat już tu jest. I on nie jest Rosjaninem

Programiści, którzy zdemontowali aplikację Social Monitoring dla części, zgłosili interesujący szczegół: kod programu ma rzekomo oznaki wysyłania danych do serwerów zlokalizowanych w Estonii i Niemczech. Ponieważ źródła tych informacji są anonimowe, nie będziemy twierdzić, że tak jest. Ich zdaniem logika była jednak następująca.
Konieczne było szybkie napisanie aplikacji, która powinna działać nie tylko z dużymi, ale również z bardzo dużymi danymi. Na przykład do przetwarzania zdjęć i rozpoznawania twarzy podczas rejestracji potrzebny jest gigantyczny hosting, który jest kosztowny w utrzymaniu. Dlatego estoński system rozpoznawania twarzy został „przykręcony” do aplikacji, a niemiecki hosting to gotowe rozwiązanie, zamiast perspektyw przedłużającej się integracji z odpowiednimi systemami rosyjskimi.
Programiści opublikowali również publicznie dostępne zrzuty ekranu kodu monitorowania społecznego. Zakładając, że są autentyczne, rzeczy są całkowicie złe. Problem polega na tym, że wszystkie dane są przesyłane za pomocą protokołu „http”, a nie za pośrednictwem bezpiecznego protokołu „https”. Mówiąc najprościej, za pośrednictwem niezabezpieczonego protokołu każdy może w ogóle przechwycić dane.
Wreszcie rosyjscy programiści zaangażowani w analizę programu, biorąc pod uwagę wszystkie wykryte błędy i wycieki, rzekomo rozpoczęli kampanię skierowaną do aplikacji „zaminusivat” w Google Play, w wyniku której została stamtąd usunięta. Na tej podstawie możemy założyć, że uruchomienie aplikacji ogłoszonej 2 kwietnia nie mogło mieć miejsca, również z tego powodu.
Osobno mówimy, że Rosja ma własne systemy zamiast estońskiego i niemieckiego. Do końca 2019 r. Władze stolicy planowały rozmieścić około 200 tys. Kamer monitorujących (jesienią 2019 r. Było ich 162 tys.).
Są to jednak tylko kamery z ratusza, podczas gdy duża liczba kamer jest zawieszona w mieście w centrach handlowych, w pobliżu stacji benzynowych, na drogach i różnego rodzaju prywatnych nieruchomościach, powiedział partner zarządzający Ashmanov and Partners, jeden z największych specjalistów IT w Rosyjski Igor Aszmanow. Jednocześnie zaawansowany system rozpoznawania twarzy od dawna jest podłączony do kamer miejskich, więc nie powinno być problemów z identyfikacją tych, którzy naruszają kwarantannę i izolację.
W rezultacie okazuje się, że kontrahenci, którzy pracowali dla moskiewskiego urzędu miasta, w celu przyspieszenia procesu tworzenia aplikacji, „zrobili dziurę” dla krajów NATO, nie mówiąc już o tym, że przechowywanie danych obywateli na zagranicznych serwerach jest prawnie zabronione. Wysłanie twarzy wszystkich Moskali na serwer w Estonii lub Niemczech jest prawie aktem zdrady stanu, a jeśli dodamy do tego niepewność protokołu i poziom dostępu, jaki aplikacja miała do danych osobowych w telefonie, sytuacja wygląda, delikatnie mówiąc, przygnębiająco.

Zła strona „liczb”

Cyfrowe zagrożenia są bezpośrednio znane - wycieki, a także dostępność danych dla stron trzecich. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy tylko w Sbierbanku  miały miejsce dwa wycieki, a obecnie władze regionu Orenburg dowiadują się, w jaki sposób publicznie dostępne dane osobowe mieszkańców Orenburga, którzy powrócili podczas ostatniego lotu z Tajlandii.
„Według danych osobowych Orenburgerów, którzy wrócili z Tajlandii, w Orenburgu doszło do dużego zamieszania. To kwestia egzekwowania prawa. Zauważyłem, że samolot został całkowicie opracowany przez nas. których słowa przyniósł portal regionalny „Orenburg Media”.
ekranZrzut ekranu strony orenburg.media
1 kwietnia pojawiła się również informacja, że ​​Avito zaczął blokować reklamy sprzedaży „karnetów” do przemieszczania się podczas kwarantanny, mundurów dla pracowników dostarczających żywność i ofert wynajmu zwierząt domowych. Oznacza to, że elektroniczna kontrola izolacji nie została jeszcze wprowadzona, ale są już tacy, którzy chcą na tym zarabiać, i ci, którzy zignorują samowyizolację.
Wprowadzenie przez władze kontroli nad przepływem obywateli, nawet w pandemii, stanowi naruszenie Konstytucji. Inną sprawą byłoby formalne wprowadzenie reżimu awaryjnego i godziny policyjnej, nakładających prawne ograniczenia w przypadku awarii. Obywatelom oferuje się jednak nie tylko izolację, ale także dobrowolną rejestrację, przekazanie wszystkich informacji o sobie i uzyskanie pozwolenia na pójście do sklepu po chleb. Ponadto w tym celu zostaną im przypisane kody QR w celu identyfikacji.
„Teraz wszystkim zabroniono wychodzenia. Ograniczają konstytucyjną swobodę przemieszczania się. Zgodnie z art. 55 jest to możliwe tylko na mocy prawa. Nie ma prawa. Podmiot Federacji nie ma prawa do takich działań, nawet jeśli jest to kwestia Moskwy. Ale musi być prawo. To musi nie oznacza, że ​​nie będziemy siedzieć w domu. Siedzimy teraz, ponieważ jesteśmy odpowiedzialnymi obywatelami i nikt nie chce się zarażać ”- skomentował tę sytuację Constantine Malofeev, założyciel Konstantynopola.
Zauważył, że środki ograniczające ruch, a także dystrybucja kodów QR, aby wyjść, generalnie zamieniają osobę w zestaw liczb.
„A teraz, bez wypowiedzenia wojny, bez ogłoszenia stanu wyjątkowego, ktoś mówi: teraz nie będziecie nazywać się Malofeev Konstantin Valerievich, Malofeev - moje nazwisko rodzinne należy do mojej rodziny od 500 lat, Valeryevich jest moim ojcem, a Konstantin jest moim patronem niebiańskim. Mówią do mnie: teraz będziecie „liczbą”. Mogłem przeczytać Mikołaja Serbskiego i nie chcę przenosić Bożego słowa z cywilizacji do kabalistycznej cywilizacji liczb ”- powiedział.

Jaki jest wynik?

Moskwa nie wprowadzi jeszcze systemu przepustek do poruszania się po mieście, powiedział Sobyanin 2 kwietnia. Oto jak go zmotywował:
Doświadczenia pierwszego tygodnia wolnego od pracy pokazały, że do tej pory nie ma takiej potrzeby. Większość mieszkańców w dobrej wierze spełnia wymóg pozostania w domu. Moskale wykazali się odpowiedzialnym obywatelstwem i solidarnością w walce z koronawirusem, przeciwko powszechnemu nieszczęściu. Szczerze cię doceniam.
I w końcu mówimy o Moskwie, gdzie jest najwięcej zarażonych i martwych koronawirusów, gdzie jest największe ryzyko infekcji i gdzie jest po prostu najwięcej ludzi. Jednocześnie widzimy, jak system kodów QR jest po cichu wprowadzany przez region Niżny Nowogród, który pod względem liczby infekcji nie znajduje się nawet w 5 najlepszych regionach Rosji. Być może jest to region „pilotażowy” do testowania systemu.

Tak czy inaczej, w regionie Niżny Nowogród nie ma „Monitorowania społecznego” - wydawanie kodów QR odbywa się za pośrednictwem portalu cyfrowego „Karta mieszkańców regionu Niżny Nowogród”. Jednak gubernator Nikitin obiecał już, że do 6 kwietnia pojawi się również aplikacja, która będzie dostępna w Google Play i App Store. Trudno powiedzieć, czy będzie to klon monitorowania społecznego. Teraz mieszkańcy regionu już działają zgodnie z zasadą „jeśli chcesz wyjść na zewnątrz, złóż wniosek”.
Ogólnie rzecz biorąc, oczywiste jest, że Rosja przechodzi w tryb życia online - ludzie oglądają filmy, wiele usług stało się bezpłatnych. Można powiedzieć, że wraz z wprowadzeniem systemu kontroli wdrażane jest technokratyczne podejście nowego rządu Rosji do rozwiązywania ostrych problemów i problemów, które to podejście wprowadził Michaił Miszustin w Federalnej Służbie Podatkowej.
Odbywa się to jednak bez ogłoszenia trybu awaryjnego, a nie przez prawo i za pomocą „dziurawej” aplikacji, która może być niebezpieczna dla kraju i jego mieszkańców, ponieważ koronawirus jest teraz niebezpieczny. Będziemy musieli wybrać, choć, jak wiecie, wybrano mniejsze zło.