Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

wtorek, 9 grudnia 2014

Dość dziwne - kom potem

"Apel sześćdziesięciu" ujawnia ignorancję




Dzisiaj, 9 grudnia (12:48)
60 niemieckich prominentów ostrzega w liście otwartym przed wojną z Rosją. Jednak ten szlachetny apel ignoruje zasadnicze fakty.


W opublikowanym liście otwartym pod tytułem "Znowu wojna w Europie? Nie w naszym imieniu" 60 znanych i uznanych osobistości życia publicznego w Niemczech ostrzega przed wojną w Europie i opowiada się za dialogiem z Rosją. Mają rację - w Europie nie może być wojny.



Dialog jest zawsze najlepszym i najważniejszym środkiem polityki zagranicznej państw demokratycznych. To samo odnosi się do dzisiejszych relacji z Rosją. Jednak ten szlachetny apel ludzi, którzy bez wątpienia mają wielkie zasługi w polityce, gospodarce i kulturze, nie pasuje do aktualnego konfliktu.

Iluzja zamiast faktów

To wprawdzie całkowicie słuszne, że wojny w Europie być nie może, ale ta wojna już istnieje od dawna. Wiosną rosyjski prezydent Putin zagarnął środkami militarnymi Krym i przyłączył go do Federacji Rosyjskiej. Do otwartej wojny rosyjsko-ukraińskiej nie doszło tylko dlatego, że zaskoczony Kijów nie zdecydował się na wojskową obronę półwyspu. Inaczej na wschodzie Ukrainy - tam toczy się otwarta wojna pochłaniająca tysiące ofiar i powodująca ogromne spustoszenia. A bez dostaw w ludziach i sprzęcie z Rosji ta wojna byłaby nie do pomyślenia. W tym zakresie apel mija się z rzeczywistością. 

Co gorsza - ten apel sugeruje jakoby Zachód i niemiecka polityka dążyła do zbrojnego stawienia czoła Rosji. Nic bardziej absurdalnego. Zarówno niemiecki rząd jak i kierownictwo Unii Europejskiej jednogłośnie wykluczają jakiekolwiek rozwiązanie konfliktu ukraińskiego środkami wojskowymi. Zwłaszcza niemiecka kanclerz Merkel i jej szef dyplomacji Steinmeier pomimo wszelkich trudności stawiają na konieczny dyplomatyczny dialog z Moskwą. Jeśli sygnatariusze apelu chcą przez niego poprzeć ten dialog, to mają rację. Jednak w tym przypadku brakuje wezwania strony rosyjskiej do tego, by "uzmysłowić sobie powagę chwili" i postawić na pokój.

Między bajki trzeba też włożyć sugestię, jakoby dziennikarze i komentatorzy nie zdawali sobie sprawy z lęków Rosjan przed okrążeniem ze strony NATO. Sygnatariusze apelu zdają się nie dostrzegać dwóch rzeczy - po pierwsze nie ma żadnych konkretnych planów NATO przyjęcia Gruzji i Ukrainy. Wprost przeciwnie - w 2008 roku nie pozwolono na przyjęcie tych państw do NATO. Szczyt NATO w Walii w tym roku de facto potwierdził tę decyzję. Po drugie sygnatariusze apelu nie powinni zapominać, że obok rosyjskich interesów istnieją też lęki Ukraińców i Gruzinów, którzy muszą żyć z tym, że ich państwom Rosja odebrała na drodze militarnej całe połacie ich terytorium.

Apel pełen sprzeczności

Kompletnie sprzeczne jest zakończenie apelu. Bo po przypomnieniu nadziei roku 1990, zbudowania zjednoczonej w wolności i demokracji Europy, apel kończy się zdaniem: "aż do momentu wybuchu konfliktu ukraińskiego wydawało nam się, że Europa jest na właściwej drodze". To pod wieloma względami nielogiczne.

To właśnie Ukraińcy chcą być częścią tej wolnej i demokratycznej Europy. Tego, co słusznie należy się Rosjanom, nie wolno odmawiać Ukraińcom. A jeśli europejska polityka wypychała Rosję z Europy - jak twierdzono przedtem - to przez ostatnie dekady Europa nie mogła znajdować się na właściwej drodze. Z tym nie zgodziliby się także politycy rosyjscy. Ich krytyka pod adresem europejskiej polityki sąsiedztwa jest bowiem o wiele starsza niż aktualny konflikt ukraiński. 

Rosyjskie kierownictwo od prawie 20 lat ciągle narzekało na rozszerzenie NATO i unijną politykę w postsowieckiej strefie. Zachód ignorował tę krytykę. Czy było to mądre - to ocenią historycy. W centrum ich zainteresowania znajdą się zachodni politycy z lat 90-tych XX i pierwszych lat XXI wieku, którzy według tej wykładni mieli jakoby ignorować rosyjskie interesy bezpieczeństwa. To zakrawa na pewną ironię, że wśród sygnatariuszy apelu znajdują się właśnie ci politycy.

Ten list otwarty w swoim selektywnym spojrzeniu ujawnia zastraszający brak wiedzy o Rosji i Ukrainie. Państwa te nie są postrzegane w kontekście ich historii, bieżących działań, ich specyfiki i wielowarstwowości, ale jako obiekty (zachodnio-)europejskich projekcji życzeń. Prawdziwe wyzwania kryją się gdzie indziej: w jaki sposób konkretnie obchodzić się z dotkniętą kryzysem, opanowaną rewizjonizmem i coraz bardziej autystyczną Rosją? Jak znaleźć równowagę między ochroną przed niebezpieczeństwem, tłumieniem konfliktu a polityką łagodzenia sporu? Apel oparty ma dobrych intencjach to z pewnością za mało.


Ingo Mannteufel
tł.: Bartosz Dudek, Redakcja Polska Deutsche Welle









http://fakty.interia.pl/swiat/news-apel-szescdziesieciu-ujawnia-ignorancje,nId,1571675#iwa_item=5&iwa_img=0&iwa_hash=12377&iwa_block=facts_news_small






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz