Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

poniedziałek, 14 października 2024

Złudzenie, że dziecko ma decyzję do podjęcia.


Pierwszy przedruk kieruje na tę stronę:




wydaje mi się dość ciekawa.






Rumunia


przedruk 
słabe tłumaczenie automatyczne





Dr Leonard Sax: Nie pytaj dzieci



Nieufność wobec władzy jest dziś w Ameryce normą. W moim dzieciństwie, w latach 60., jeśli ksiądz pojawiał się w zatłoczonej restauracji, od razu pozwalano mu przejść przed kolejką. Jeśli obejrzycie konferencję prasową prezydenta Eisenhowera czy prezydenta Kennedy'ego, będziecie zdumieni szacunkiem i poważaniem okazywanym przez dziennikarzy tamtych czasów, zupełnie innym niż to, co dzieje się teraz regularnie na konferencjach Baracka Obamy czy przed nim na konferencjach George'a W. Busha. W szkołach publicznych w Ohio, do których chodziłem, powszechną praktyką było, że uczniowie zwracali się do nauczycieli per "Panie" i "Pani". Jeśli nauczyciel oskarżył dziecko o złe postępowanie, rodzice zazwyczaj akceptowali werdykt nauczyciela bez zbędnych ceregieli i najprawdopodobniej nakładali znacznie surowsze sankcje w domu niż cokolwiek innego, co wydarzyło się w szkole. Dzisiaj, jeśli nauczyciel oskarży dziecko o jakąś bezczelność, rodzice najprawdopodobniej zamienią się w prawników, domagając się dowodów i zgłaszając zarzuty.

Ta nieufność wobec władzy i jej konsekwencja – niechęć do korzystania z niej – przeniknęła teraz do każdej sfery amerykańskiego życia, w tym do domu. Jeszcze 40 lat temu większość amerykańskich rodziców mówiła swoim dzieciom, jak mają się ubierać, co jeść, jak się zachowywać. Dziś pytają o to amerykańscy rodzice. Sam pomysł dawania instrukcji, a nie zadawania pytań, wydaje się staromodny, jeśli nie wręcz błędny.

Jestem lekarzem, który nadal praktykuje. W 1986 roku uzyskałem tytuł licencjata medycyny na Uniwersytecie Pensylwanii. W ciągu ostatnich 30 lat odwiedziło nas ponad 90 000 osób. Widziałem dzieci, młodzież i ich rodziców, pochodzących z różnych klas społecznych i środowisk. Mogłem obserwować z intymnej – a jednocześnie obiektywnej – perspektywy lekarza rodzinnego głębokie zmiany, jakie zaszły w życiu Amerykanów w ostatnich dziesięcioleciach. Byłam naocznym świadkiem upadku rodzicielstwa.

Na przykład: matka i ojciec przyszli niedawno do biura ze swoją sześcioletnią córką. Dziewczynka miała gorączkę i ból gardła. Spojrzałem na jej uszy i wyglądały dobrze. Powiedziałem: "Teraz przyjrzę się twojej szyi". Zanim zaczęła, moja mama zapytała: "Czy nie masz nic przeciwko, jeśli lekarz bardzo rzadko patrzy na twoją szyję, moja droga? Potem mama zabiera cię po lody.

Ta matka myślała, że postępuje dokładnie tak, jak trzeba, jest wrażliwa i opiekuńcza, ale jej interwencja zmieniła przebieg badania. Dziewczynka zatrzymała się i rozpłakała się, krzycząc: "Ale ja nie chcę!". To, co miało być dwusekundowym badaniem, przerodziło się w męczarnię, która trwała kilka minut, co wymagało interwencji asystenta, aby uspokoić dziecko. Być może celem matki było złagodzenie dyskomfortu dziewczynki, ale to tylko pogorszyło sytuację.

Nie negocjuj z sześciolatkiem – taka jest moja zasada. W ciągu 25 lat doświadczenia klinicznego nauczyłem się, że rozwiązaniem problemu medycznego jest po prostu przeanalizowanie go. Jeśli dziecko ma gorączkę i ból gardła, wykonuje test na paciorkowiec. Dziecko nie ma prawa głosu. W naszym przypadku matka obarczała dziecko złudzeniem, że ma decyzję do podjęcia. Jej interwencja zmieniła moją decyzję w negocjowalną prośbę, a następnie zamieniła negocjacje w łapówkę. Autorytet dorosłych został podważony. Zapytana "czy masz coś przeciwko, jeśli lekarz spojrzy na twoje gardło?", sześcioletnia dziewczynka usłyszała pytanie w dobrej wierze, a odpowiedź na to pytanie brzmiała, że denerwuje się i nie pozwala na to lekarzowi. Tego typu momentu nie było, gdy 30 lat temu zaczynałem medycynę.

Dlaczego czujesz się tak zażenowany pojęciem władzy? Myślę, że częściowa odpowiedź leży w przenikaniu wrażliwości politycznej do relacji rodzinnych. Z politycznego punktu widzenia historię ostatnich 50 lat można podsumować jako przyznanie praw osobom, które owdowiały po nich. Czarnym obiecano równe prawa wobec prawa. Kobiety mogły łatwiej wejść na rynek pracy i były chronione przed seksizmem. Zniesiono zinstytucjonalizowaną dyskryminację, miejsca publiczne zostały otwarte dla wszystkich, kobiety zaczęły masowo uczęszczać na uniwersytety, a programy opieki społecznej zostały rozszerzone. Pojęcia władzy i hierarchii stały się podejrzane, politycznie niepoprawne. Nikt nie powiedział wprost: "Tak, to w porządku, że czarni, kobiety itd. mają równe prawa z białymi mężczyznami. Ale dlaczego nie miałoby być takich samych relacji między dziećmi a dorosłymi, jak te między dorosłymi po prostu?" Dajmy prawa wszystkim! Dlaczego nie dzieci?

Ponieważ pierwszym zadaniem rodziców jest nauczanie swoich dzieci, a nie proszenie ich o radę. Kiedy lekarz mówi, że musisz wykonać test na paciorkowca, wtedy wykonujesz test. Musisz zjeść warzywa przed deserem. Szkoła to miejsce, w którym się uczysz, a nie pokaz mody czy klub towarzyski, więc musisz się odpowiednio ubierać i zachowywać. To są fundamentalne lekcje.

Rodzice muszą również uczyć dzieci odróżniania dobra od zła. Żadne dziecko nie rodzi się z taką wiedzą. Dzieciom trzeba uświadamiać tę różnicę, co oznacza (w tym kontekście) przyjęcie pouczenia jako prawdy o autorytecie. A autorytarne nauczanie wymaga autorytetu.


Kiedy rodzice rezygnują ze swojego autorytetu, całkowicie przyprawiają dzieci o zawroty głowy. Dzieci potrzebują stanowczego przewodnictwa. Kiedy rodzice im tego nie dają, zwracają się do rówieśników, mediów społecznościowych lub Internetu. Znajdują tam Miley Cyrus, Justina Biebera, Akona, Eminema, Nicki Minaj, Kim Kardashian i Lady Gagę. To zagmatwana mieszanka seksu, selfie i niekończącego się pędu do popularności i uwagi. To, co naprawdę liczy się na świecie, to to, kto jest sexy i kto ma najwięcej obserwujących na Twitterze i najlepsze zdjęcia na Instagramie (...)



Książka dr. Leonarda Saxa "The Collapse of Parenting" ("Upadek rodzicielstwa"), która ukazała się w New York Times, ukaże się nakładem wydawnictwa Contra Mundum.


Źródło: https://contramundum.ro/2024/10/09/nu-i-intrebati-pe-copii/



---------



Anca Radu: "Nowa zaplanowana głupota"


Nowa planowana głupota, z "redukcją wspólnej podstawy i możliwością wyboru przez ucznia potrzebnych mu przedmiotów", pokazuje, jak źle jest być prowadzonym przez ludzi, którzy nie rozumieją człowieka – wobec takich opcji uczeń wybierze z zamkniętymi oczami przedmiot, do którego nauczycielowi powiedziano, że jest pobłażliwy i daje wysokie oceny, bez potrzeby specjalnego wysiłku czy dyscypliny, która zapewnia mu najwyższą ocenę na BAC (zwłaszcza jeśli utrzymamy imbecylizm przyjęcia na studia, biorąc pod uwagę przynajmniej pewną część średniej z matury).

Jest już wystarczająco źle, z podziałem klas licealnych na 436657 sekcji, właśnie dlatego, że mnogość opcji w dzisiejszym społeczeństwie bardzo utrudnia uczniowi szkoły średniej podjęcie decyzji, chodzi właśnie o to, aby otworzyć jego horyzonty, oferując mu aż do liceum ogólną kulturę wystarczająco szeroką i solidną, aby zrozumieć wybory, których musi dokonać (stary system prostego podziału na rzeczywiste i ludzkie był absolutnie wystarczający) — W logice idei kultury ogólnej, przy wyjęciu przedmiotów ze wspólnego rdzenia, brzmiałoby to tak: albo są one zbędne, a wtedy mówimy o dyscyplinach pasożytniczych, które siłą uzupełniają fotel nauczyciela i które w tym wypadku lepiej całkowicie wyeliminować, albo są one niezbędne, a wtedy ich usunięcie ze sfery obowiązkowej kultury powszechnej jest równoznaczne z ułomnością wychowawczą narzuconą ręcznie.

Oczywiście trudność rozmowy wynika z niezrozumienia użyteczności kultury ogólnej, ale jest to problem, którego nie da się wyjaśnić osobom, które jej nie mają.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz