Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

środa, 31 maja 2023

Stal i węgiel...


przedruk





Zużycie stali to papierek lakmusowy stanu gospodarki.


Z perspektywy branży stalowej ów pomiar nie wygląda dziś dobrze. Nadzieję budzą zapowiedzi państwowego wsparcia hutnictwa, niepokój - tempo zmian... Rozmawiamy o tym z Henrykiem Orczykowskim, prezesem Stalprofilu.


- Ilość używanej stali jest wprost proporcjonalna do aktywności inwestycyjnej czy w ogóle aktywności gospodarki. My, jako dystrybutorzy współpracujący bezpośrednio z klientami, widzimy w pierwszej kolejności, ile stali się zużywa i jaki jest trend - mówi Henryk Orczykowski, dodając, że od maja 2022 r. branża sygnalizowała spadek zużycia stali, który w statystykach ujawnił się po kwartale, półroczu.

Doszło do tego, że w styczniu tego roku zużycie stali spadło aż o 33 proc. rok do roku! Spadły także ceny - i to znacząco.


- Obecnie obserwujemy stabilizację cenową, w porównaniu do szczytu z marca-kwietnia ub. roku ceny niektórych wyrobów są natomiast niższe nawet o 50 proc. - wskazuje prezes Stalprofilu, wyjaśniając, że na spadek popytu natychmiast zareagowali producenci, obniżając w Europie podaż.

Spadek zamówień pozostaje widoczny nie tylko w segmencie infrastruktury, ale i inwestycji publicznych (także gminnych) oraz prywatnych.
Bardzo ważne unijne pieniądze i zapowiedź państwowego wsparcia

- Pozytywny impulsem do ożywienia rynku mogą stać się środki europejskie. Czekają na nie inwestorzy. Są już gotowe projekty, są pozwolenia na budowę. Nawet już sama deklaracja, kiedy pieniądze napłyną, będzie dobrą wiadomością - ocenia Henryk Orczykowski.

- Państwo polskie utraciło kontrolę nad produkcją tak strategicznego materiału, jakim jest stal. Nie ma wpływu, co produkują w Polsce zagraniczni przedsiębiorcy, a 80 proc. stali zużywanej w naszym kraju pochodzi z importu - wylicza przedstawiciel branży.

Jego zdaniem ważne, aby dobrze przemyśleć - wobec wielkich potrzeb związanych z transformacją polskiego hutnictwa, ale też energetyki - jak ma wyglądać państw wsparcie i kto ma je otrzymać - tak, aby można było produkować na miejscu kluczowe dla naszego kraju asortymenty stali.

Nadzieję budzą plany budowy nowej huty ze stalownią przez państwowy Węglokoks w Rudzie Śląskiej. Obawy - słabe tempo wprowadzania w życie tego pomysłu.
Wpływ na kształtowanie cen i obronność państwa

Dlaczego produkcja w kraju jest tak ważna, skoro stal można stosunkowo łatwo sprowadzać zza granicy?

- Wpływ na asortyment, jaki się produkuje, pozwala stabilizować ceny. Chodzi też o bezpieczeństwo narodowe i zaspokajanie przez branżę potrzeb przemysłu zbrojeniowego. Żadne państwo nie powinno sobie pozwolić na brak kontroli nad produkcją stali - komentuje Henryk Orczykowski






- Mamy znaczące zasoby węgla brunatnego. I powinniśmy wzorem Niemców wykorzystywać ten węgiel brunatny - zaznacza w rozmowie z portalem WNP.PL prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej, ekspert ds. energetyki.



Czy ludzie zdają sobie w Polsce sprawę z konsekwencji wdrażania pakietu Fit for 55?

Społeczeństwo poniesie koszty i nie będzie efektów. Wprowadzający te rozwiązania nie zdają sobie nawet sprawy ze zmian, które są realizowane i jakie będzie to miało konsekwencje dla gospodarki i funkcjonowania społeczeństwa.
Czy ten pakiet Fit for 55 jest jeszcze do zatrzymania?

- Dalekosiężne plany tego pakietu są nierealne, a w szczególności szybkie dążenie do osiągnięcia neutralności klimatycznej. Unia Europejska zamierza, aby jej gospodarka i społeczeństwo stały się neutralnie klimatycznie do 2050 roku. To nie jest możliwe do osiągnięcia w tak krótkim czasie.

Olbrzymie środki zostaną po prostu zmarnowane zamiast służyć ludziom. Oczywiście na tych technologiach ktoś zarobi, ale nie Polska i nie polskie firmy. Widoczna jest również zmiana na tzw. modus operandi szeregu gałęzi biznesu.

Na czym ta zmiana polega?

- Kiedyś było tak, że firmy produkowały coś użytecznego dla ludzi, a potem to sprzedawały, żeby zarobić. A teraz wiele firm działa głównie tak, aby uzyskać dotacje. Są całe grupy biznesu oparte na dotacjach. Mamy do czynienia z olbrzymimi przepływami zysków do tych grup. Regulacje prawne w energetyce powodują, że coraz częściej mamy do czynienia z socjalizacją kosztów przy prywatyzacji zysków.

Wiele działów energetyki opiera się głównie na subsydiach: jak odnawialne źródła energii, magazyny energii, pompy ciepła, technologie wodorowe czy pojazdy elektryczne i wodorowe. Na przykład w Polsce chce się zainstalować 6000 MW energetyki wiatrowej morskiej do 2035 roku kosztem około 200 mld zł. Pytanie tylko, ile zarobią na tym polskie firmy. Chodzi przecież o zaawansowane technologie, z którymi polskie firmy nie mają doświadczenia.

A ileż my zarobimy na tym, że będą u nas składowiska łopat do morskich farm wiatrowych? Prowadzi to do drenażu krajowych środków na rzecz inwestorów z innych krajów, którzy są uprzywilejowani poprzez regulacje prawne i systemy subsydiów. Za wszystko zapłacą polscy odbiorcy energii elektrycznej. Podobnie jest z innymi technologiami.
Dało się takiej sytuacji uniknąć?

- Można było przynajmniej to ograniczyć. Należało nie zgodzić się na pakiet Fit for 55. Niestety Polska tego nie uczyniła. I zgodziła się na ten pakiet. Komisja Europejska wprowadza określone rozwiązania, bowiem otrzymała zgodę krajów członkowskich, w tym Polski.


Na siłę próbowaliśmy bowiem otrzymać środki w ramach Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Nie warto było tego robić, również dlatego, że to w większości pożyczka, zresztą dziwnie skonstruowana. Niestety, zgodziliśmy się na wiele rzeczy niemożliwych do zrealizowania. No cóż, nasza władza powinna być bardziej asertywna.

Nie chodzi tu o wychodzenie z UE, ale wskazanie, czego nie jesteśmy w stanie zrobić. Tu zresztą nie chodzi tylko o rządzących, bo przecież u nas również opozycja ściga się w obszarze polityki klimatycznej. Nasi politycy, niczym grupa lemingów, zmierzają ku przepaści, niosąc hasła o nierealizowalnej neutralności klimatycznej.

Czy rola węgla pozostanie u nas znacząca?

- Przede wszystkim węgiel będzie nam potrzebny jako paliwo dla elektrowni i elektrociepłowni. Obecnie około 70 proc. energii elektrycznej jest wytwarzane z węgla, 20 proc. ze źródeł odnawialnych i około 7 proc. z gazu ziemnego. I my tego węgla tak łatwo nie zastąpimy, bowiem nie mamy niczego w zamian.

A przecież aby zachować bezpieczeństwo energetyczne, czyli dostarczać odbiorcom energię elektryczną 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodni, trzeba mieć elektrownie dyspozycyjne cały czas. Mogą to być elektrownie jądrowe, jednak to u nas odległa przyszłość i nie wiadomo, czy ich budowa w ogóle będzie zrealizowana. Mogą to także być elektrownie gazowe, ale perturbacje na gazowym rynku nie nastrajają optymistycznie. Zatem zostają nam tylko elektrownie węglowe.

Gdybyśmy całkowicie uzależnili się od importu węgla, to byłby to rodzaj samobójstwa energetycznego

Niezwykle istotna jest kwestia krajowego wydobycia. Niestety, likwidujemy kopalnie, niszcząc je, jak choćby kopalnie Makoszowy czy Krupiński. Wiadomo, że węgiel dla elektroenergetyki będzie nam potrzebny, więc nie mając własnego wydobycia, będziemy zmuszeni go importować z odległych kierunków.

To raczej ponura wizja.

- Trzeba by rocznie sprowadzać co najmniej 30 mln ton węgla dla elektrowni. Jeżeli jednak nie będziemy posiadać własnego wydobycia, importerzy podniosą nam ceny sprowadzanego węgla i dużo zapłacimy za likwidację własnego górnictwa. Gdybyśmy całkowicie uzależnili się od importu węgla, to byłby to drugi rodzaj samobójstwa energetycznego.

Mamy też bogate zasoby węgla brunatnego. Od długiego czasu toczy się dyskusja na temat odkrywki Złoczew. Należy ją uruchomić?

- Mamy znaczące zasoby węgla brunatnego. I powinniśmy wzorem Niemców wykorzystywać ten węgiel brunatny. W Niemczech rozbudowuje się odkrywki węgla brunatnego, a przykładem jest wielka kopalnia odkrywkowa Hambach niedaleko Kolonii. Niemcy zużywają ponad 150 mln ton rocznie węgla brunatnego do produkcji energii elektrycznej, podczas gdy Polska tylko 50 mln ton.

W Polsce złoża Bełchatów i Szczerców, które są obecnie eksploatowane, skończą się około roku 2037. I kiedy te złoża się wyczerpią, to Elektrownia Bełchatów będzie do zamknięcia. A to przecież w miarę nowoczesna elektrownia mogąca pracować jeszcze przez wiele lat. Gdyby uruchomiono odkrywkę Złoczew, to o jakieś 10-12 lat wydłużyłoby się funkcjonowanie Elektrowni Bełchatów. Złoczew umożliwiłby przedłużenie działania bełchatowskiej elektrowni, która zapewnia około 20 proc. krajowej produkcji prądu. A jest ona w dobrym stanie technicznym.

Rozmawiał: Jerzy Dudała





Zbrojeniówka potrzebuje stali, a państwo nie ma nad tym kontroli (wnp.pl)

Polska ma tyle węgla brunatnego, że powinna naśladować Niemcy (wnp.pl)





czwartek, 25 maja 2023

Interesy niemieckie w Polsce - A nie mówiłem? (17)






przedruk




25.05.2023

09:10


Czarnek o opozycji: „Ci ludzie mają skrzywienie na punkcie służalczości wobec Niemców”



"Ci ludzie mają skrzywienie na punkcie służalczości wobec Niemców. Ci ludzie rzeczywiście reprezentują interesy niemieckie i w Europie i w Polsce. Jest ich kilkudziesięciu. A w polskim parlamencie - więcej niż kilkudziesięciu. Interesują wyłącznie niemiecki punkt widzenia i wyłącznie niemieckie interesy - na czele z Donaldem Tuskiem, którego - na szczęście - nie ma w parlamencie polskim. 

W PE mamy tzw. 'dwudziestkę', która jest absolutnie opcją niemiecką, polskojęzyczną" - tak na temat większości polskiej - na pozór - opozycji wypowiadał się minister edukacji i nauki - Przemysław Czarnek w programie #Jedziemy. Odniósł się tymi słowami od nagany, jaką został ukarany wczoraj przez komisję etyki. Za co? O tym poniżej.




Nie tak dawno temu z Parlamentu Europejskiego do Polski przybyła delegacja. Po to, by "przekonać się na własne oczy, jak wygląda w Polsce swoboda mediów, instytucji kulturalnych i artystycznych oraz edukacja". W tej ostatniej kwestii wybrali się do gmachu Ministerstwa Edukacji i Nauki, by spotkać się z ministrem Przemysławem Czarnkiem. Tam, jak przypominamy, czyli przy alei Szucha 25, mieściła się główna siedziba gestapo. Traf chciał, że na czele delegacji stała Niemka Sabine Verheyen, której z historią jest wyraźnie nie po drodze.

Delegacja PE zainteresowana była kwestiami polityki historycznej czy praworządności oraz spraw dotyczących LGBT. Po spotkaniu jednak, strona niemiecka wypuściła do mediów przekaz, jakoby minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek miał reagować agresywnie i stosować brutalność słowną.

My opublikowaliśmy nagrania ze spotkania. Nie słychać tam ani brutalności, ani agresji. W zasadzie nic, poza przytaczaniem faktów historycznych.

Dziś na antenie TVP Info podczas rozmowy z red. Michałem Rachoniem odniósł się do tej sytuacji, jak i szumu medialnego wokół niej, sam minister Czarnek.

"To mnie najbardziej uderzyło. Ja tam byłem niezwykle grzeczny, kulturalny, witałem, żegnałem... Te panie mówiły o jakiejś brutalności. Gdzie tam była brutalność i agresja? Nie było. No chyba, że brutalnością jest mówienie o tym, że na Szucha byli mordowani Polacy. Ale taka jest prawda.

Wyjaśniłem im, że jestem szefem MEiN państwa polskiego, więc jeśli interpretuje fakty, to tak, aby odczytywać, jakie miały one konsekwencje dla Polski, a nie dla Niemiec. Kiedyś pisałem z tą komisją, ale skoro chcieli się spotkać, to się spotkałem, bo potem byłoby, że unikam spotkań... Skoro kłamliwie te panie poszły i rozmawiały z m.in. z oko.press, to trzeba było te nagrania ujawnić i wyszło z worka to, co wyszło"

– mówił minister.




Polityk poinformował, że "już 2 lata temu w liście od tejże Komisji Kultury i Edukacji PE, Sabine Verheyen pisała, że trzeba patrzeć na historię z różnych punktów widzenia".

"Czyli co? Trzeba było stwierdzić, dlaczego ewentualnie Hitler i gestapo mieli racje, robiąc to, co robili. Tak to rozumiem... Tu nie chodzi o relacje polsko-niemieckie. Myślę, że największą bombą na koniec było to, że podkreśliłem, iż ja bardzo szanuje Niemców. Doprecyzowałem, że jeden z moich największych przyjaciół i autorytetów moralnych jest Niemiec - kardynał Gerhard Muller. Myślę, że to ją dobiło"
– stwierdził pół żartem, pół serio Czarnek.




"Mają skrzywienie na punkcie służalczości wobec Niemców"

Przytoczył również sytuację z wczoraj, kiedy to został ukazany przez komisję etyki.

"To jest najbardziej przykre, że tak działają nie tylko Niemcy, ale i Polacy - tak jak pani Lubnauer.

Wczoraj na komisji etyki, która mnie ukarała naganą za to, że nie pamiętam całości nazwiska pani Róży von Thun, która bezczelnie kłamie na Polskę, nagrywa filmy dla obcych telewizji, że w Polsce to jest koniec świata. Lubnauer stwierdziła, że ja powinien zostać ukarany przez komisję etyki, dlatego że stwierdzam, że to co niemieckie, nie może być polskie, nie może reprezentować interesów Polski"

– przyznał.




Zwrócił się bezpośrednio do posłanki KO, że chociażby "hub w Berlinie jest niemiecki i nie reprezentuje interesów Polski". "Proszę mnie za to ukarać jeszcze raz w komisji etyki" - powiedział ironicznie minister.



Odnosząc się zarówno do tej sytuacji, jak i do wielu innych zachowań opozycji, przyznał:
 

"Ci ludzie mają skrzywienie na punkcie służalczości wobec Niemców. Ci ludzie rzeczywiście reprezentują interesy niemieckie i w Europie i w Polsce. Jest ich kilkudziesięciu. A w polskim parlamencie - więcej niż kilkudziesięciu. 

Interesują wyłącznie niemiecki punkt widzenia i wyłącznie niemieckie interesy - na czele z Donaldem Tuskiem, którego - na szczęście - nie ma w parlamencie polskim. W PE mamy tzw. 'dwudziestkę', która jest absolutnie opcją niemiecką, polskojęzyczną".



Zapytany o to, dlaczego uważa, że Donald Tusk reprezentuje niemiecki interes, odparł:

 "Dlaczego, że przez lata budował swoją karierę polityczną wyłącznie na służalczości wobec Angeli Merkel i służył Niemcom - jak i ich interesom. Przez cale lata akceptował politykę Niemiec względem Rosji. Akceptował wyhodowanie Putina".

Jak dodał - "teraz jego ludzie reprezentują te interesy w parlamencie polskim i Lubnauer jest tego przykładem".




"Co Komisji Europejskiej do tego?"

Temat rozmowy zszedł na budowę tunelu pod Świną, o co społeczność niemiecka, rękoma opozycji, jak i Komisji Europejskiej wywołała pewne spięcie. Pisaliśmy o tym w tekście poniżej:

"Niemców ten temat bardzo drażni. Na tyle, że nawet KE zaprotestowała przeciwko Pana słowom, że to jest inwestycja wykonana przez rząd pis. Tak, to jest inwestycja wykonana przez rząd PiS i pan redaktor miał rację, a politycy PE niech się od tego odczepią"

– zwrócił się do red. Michała Rachonia szef MEiN, bo to właśnie na profilu dziennikarza rozpętała się w tej sprawie burza.


"Jak wygląda rola państwa polskiego w decyzjach odnośnie tego, gdzie kierowane, a gdzie nie są kierowane środki z puli w ramach różnych programów?" - zapytał red. Rachoń, pytając o pieniądze z puli tzw. europejskiej.

"Każde państwo członkowskie płaci składki do wspólnego budżetu UE, dlatego każdy kraj ma takie europejskie pieniądze do swojej dyspozycji. To my, jako rząd decydujemy na co przeznaczamy te pieniądze, bo płacimy składki. Co KE do tego, skoro są to nasze pieniądze?"

Ambasador Niemiec w Polsce - wywiad





przedruk







Ambasador Niemiec w Polsce: 

w relacjach polsko-niemieckich nic nie jest łatwe 


[WYWIAD]





Panie Ambasadorze, zacznijmy od polskich roszczeń reparacyjnych wobec Niemiec. Czy Berlin wciąż stoi na stanowisku, że sprawa została definitywnie zamknięta?



Sądzę, że z punktu widzenia rządu niemieckiego w kwestii reparacji powiedziano już wszystko. Rząd polski przedstawił swoje oczekiwania w nocie wysłanej do niemieckiego MSZ-u w październiku ub. roku, a rząd niemiecki, odnosząc się do tej noty w oficjalnej odpowiedzi ze stycznia tego roku, potwierdził swoje dotychczasowe stanowisko.

Według "Frankfurter Allgemeine Zeitung" specjalni sprawozdawcy przy ONZ skrytykowali porozumienie pojednawcze między Namibią i Niemcami z maja 2021 r i podnieśli kwestię reparacji dla byłej niemieckiej kolonii. Do rządu federalnego wpłynęła zaś interpelacja klubu parlamentarnego Linke dotycząca reparacji dla Grecji, gdzie pojawia się również wątek odrzucenia roszczeń polskich przez rząd federalny. Dlaczego państwo niemieckie ma taki problem z zadośćuczynieniem za wyrządzone krzywdy?

Żaden z tych faktów nie zmienia nic w stanowisku rządu niemieckiego. A to, że w Niemczech, w państwie pluralistycznym, ścierają się różne poglądy, uważam za oczywistość. Stanowisko rządu federalnego pozostaje jednak niezmienne. Od dłuższego czasu jako członkowie Unii Europejskiej żyjemy w innym paradygmacie, a ten temat jest puszką Pandory i lepiej, by ta puszka pozostała nietknięta.


Dla kogo takie rozwiązanie będzie lepsze?


Dla wszystkich, dla Europejczyków.


Nie sądzi Pan jednak, że Niemcy, ponosząc winę za zbrodnie III Rzeszy i otwarcie przyznając się do odpowiedzialności za nie, powinny jednak dążyć do zadośćuczynienia ofiarom?

Proszę spojrzeć - mamy za sobą bardzo intensywne tygodnie spotkań, które dotyczyły kwestii odpowiedzialności za historię w stosunkach polsko-niemieckich. Prezydent Frank-Walter Steinmeier złożył wizytę w Warszawie, przyjechał na zaproszenie prezydenta Andrzeja Dudy i wraz z prezydentem Izraela uczestniczyli w uroczystościach upamiętniających 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim. To była pierwsza w historii sytuacja, że prezydent Niemiec brał udział w tych uroczystościach i mógł podczas nich przemawiać. I powiedział to, co z perspektywy niemieckiej powinno zostać powiedziane. Mówił o odpowiedzialności, która nie przemija, ale mówił to mając przed oczyma naszą wspólną przyszłość. 

Kolejna sprawa - niedawno przyjechał do Polski generał w stanie spoczynku, Wolfgang Schneiderhan, przewodniczący organizacji, która zajmuje się opieką nad grobami ofiar przemocy totalitarnej i rozmawialiśmy wspólnie w ambasadzie niemieckiej z przedstawicielami polskiego ministerstwa spraw zagranicznych, resortu kultury, Instytutu Pamięci Narodowej i Polskiego Czerwonego Krzyża. W ubiegłą sobotę w Siemianowicach gen. Schneiderhan wygłosił ponadto poruszającą mowę, w której poruszył kwestie historyczne. Niemcy rozumieją, że muszą z pełną powagą odnosić się do bólu i emocji Polaków związanych z II wojną światową , zarówno dziś, jak i w przyszłości. Ale to jest odrębna sprawa, a nie otwieranie puszki Pandory. Europie nie przyszłoby z tego nic dobrego. A zjednoczona Europa jest naszą przyszłością, nie tylko przyszłością Niemiec, ale i Polski.


Chce Pan przez to powiedzieć, że w tej zjednoczonej Europie są tematy, których lepiej nie poruszać, tematy tabu?

Ale przecież trudna historia Polaków i Niemców nie jest żadnym tematem tabu. Ten temat jest stałym elementem debaty.


Ale z pominięciem konkretnych wątków.

Nie, rzecz raczej w tym, że istnieją różnice stanowisk naszych rządów i sposobu traktowania pewnych kwestii, w końcu na innych polach również występują różnice.

A jednak by mieć możliwość zaprezentowania różnych stanowisk niezbędny jest dialog i państwo niemieckie przy wielu okazjach podkreśla jego wagę, ale kiedy dochodzimy do tematu reparacji, dialogu się odmawia.

Owszem, ale z punktu widzenia prawa sprawa reparacji jest zamknięta, poza tym istnieje przecież więcej tematów historycznych, które są przedmiotem dialogu polsko-niemieckiego.


Jak to, że "Niemcy zostały wyzwolone spod tyranii narodowego socjalizmu"?


To dobre pytanie, jestem za nie wdzięczny. Śledziłem debatę, jaką wywołał w Polsce wpis twitterowy kanclerza Scholza i krytykę, z jaką go przyjęto. To dla mnie ciekawe zjawisko, proszę więc pozwolić, że odniosę się do niego nieco szerzej. Jest pewna fraza Willego Brandta z 1969 r, kiedy został kanclerzem Niemiec o "szczerym podejmowaniu wysiłku zrozumienia". To nie padło w kontekście polityki zagranicznej, ale przypomniałem sobie słowa Brandta, kiedy rozpętała się burza wokół tweeta kanclerza Scholza. Ponieważ w relacjach polsko-niemieckich nic nie jest łatwe, poza niezrozumieniem, a jeżeli chce się coś zrozumieć, trzeba w to włożyć nieco wysiłku. Mamy zupełnie inne doświadczenia historyczne, operujemy innymi pojęciami. Strona polska jest teraz na etapie demontażu sowieckich pomników, na których wyryto słowo "wyzwolenie" ponieważ uważa, że to nie było wyzwolenie tylko okupacja.


I słusznie, ponieważ nie było żadnego wyzwolenia.


Do tego zmierzam, chcę tylko powiedzieć, że to jest polski dyskurs, debata, która ma teraz miejsce. W Niemczech 8 maja 1945 r bardzo długo uważano za dzień klęski, katastrofy.


Godziny zero?


Tak, również godziny zero. Ale to się zmieniło za sprawą Richarda von Weizsäckera uznawanego w Niemczech za jednego z najważniejszych prezydentów, ponieważ w swoim przemówieniu z maja 1985 r w Bundestagu, czyli w czterdziestą rocznicę zakończenia II wojny światowej, jako pierwszy prezydent federalny powiedział o "wyzwoleniu" również w odniesieniu do Niemców. Czy przez to umniejszył wagę tego dnia? Nie, przydał tej rocznicy nowego historycznego sposobu postrzegania, w tym sensie, że nawet my Niemcy nie powinniśmy patrzeć na 8 maja 1945 r. tylko jako na dzień klęski i upadku, ponieważ II wojna światowa nie była "zwykłą wojną" zakończoną klęską. 

To była wojna na wyniszczenie, która obróciła całą Europę i świat w perzynę, a Niemcy nie byli w stanie sami się wyzwolić, ani przez opór, ani poprzez wybory, tylko musieli zostać wyzwoleni z zewnątrz, przez aliantów. Weizsäcker był pierwszym, który potrafił to ubrać w odpowiednie słowa, wytłumaczyć, że mimo całego zniszczenia i upadku związanego z zakończeniem wojny, w dniu 8 maja znalazł się również element wyzwolenia dla samych Niemców. Pokazał, że czterdzieści lat po zakończeniu wojny można na 8 maja patrzeć inaczej niż dotąd. W dzisiejszych Niemczech takie rozumienie końca wojny jest już oczywistością. To ciekawe, że 38 lat od przemówienia Weizsäckera, wpis kanclerza Scholza o wyzwoleniu jest odbierany jako zrównywanie wyzwolenia Niemiec np. z wyzwoleniem obozów koncentracyjnych, tak jakby to nie Niemcy, a ktoś inny przyniósł Europie narodowy socjalizm. Tylko, że nikt przecież nie dyskutuje z faktami, kanclerz Scholz również nie, mówimy o pewnym terminie, który - jeżeli się chce - można zrozumieć opacznie. To jest moja opinia w związku z tą sprawą - brak woli by podjąć wysiłek zrozumienia. Bo co oznacza 8 maja 1945 roku dla Niemców? Oczywiście, że coś zupełnie innego niż dla Polaków. Ale co do tego, że ten dzień oznaczał wyzwolenie Niemiec i świata od narodowosocjalistycznego terroru, powinniśmy umieć się zgodzić. Dlatego z mojego punktu widzenia kontrowersje wokół wpisu kanclerza, to tylko kolejny dowód na to, że trzeba nam więcej starań o wzajemne zrozumienie. Nieporozumienia przychodzą nam łatwiej.


Wspomniał Pan, przywołując mowę prezydenta Weizsäckera, o "nowym historycznym sposobie postrzegania" i nieporozumieniu wynikającym z odmiennego rozumienia pojęć. W Polsce słowo "wyzwolenie" kojarzy się z wolnością przyniesioną ofiarom, a nie sprawcom. 8 maja 1945 roku Niemcy były państwem sprawców, nie tylko w oczach Polski, ale całej Europy. To nie podlega dyskusji. Stąd wzięły się kontrowersje wokół wpisu kanclerza Scholza, a nie z uprzedzeń. Debata wyrosła z obawy, że Niemcy próbują odwrócić pewne pojęcia.

Mogę Panią tylko zapewnić, że to nieprawda. Ani kanclerz Scholz, ani prezydent Weizsäcker, ani żaden inny polityk niemiecki, przywołujący ten termin, nie odwraca pojęć. Niemcy poprzez doświadczenie zniszczenia i totalnej klęski musiały zostać wyzwolone do demokratycznego, nowego początku, tak to rozumiemy i jak wynika z mojego doświadczenia w innych europejskich państwach, które cierpiały na skutek terroru narodowo-socjalistycznego, nie budzi to żadnych kontrowersji. Jedynie w Polsce.


W Polsce historia jest ważną częścią tożsamości i wrażliwości narodowej, zainteresowanie historią jest też znacznie większe niż na zachodzie Europy.


Zgadzam się, po roku spędzonym w Polsce mogę powiedzieć, że w żadnym innym społeczeństwie, które do tej pory bliżej udało mi się poznać, historia nie gra tak istotnej roli jak tu. I są ku temu wszelkie powody. A jednak mam wrażenie, że tak jak w przypadku tematu reparacji, historia jest i pozostanie istotna, ale jak siedzi się za kierownicą, nie można patrzeć tylko we wsteczne lusterko. Wspominając przeszłość należy to robić z twarzą zwróconą ku przyszłości. A to jest coś, czego brakuje mi w polskiej debacie.


A nie sadzi Pan, że perspektywa zależy zazwyczaj od własnej pozycji? Podczas II wojny światowej Polska nie splamiła się rządem kolaborującym z okupantem, nie było Vichy ani Quislinga, było zaś najwięcej w Europie świadectw ratowania Żydów - to jest narracja zgodna z faktami, nie ma powodu by o niej nie mówić.


Polska ma wiele powodów do dumy ze swojej historii, nie ma co do tego wątpliwości. Ale patrzę na to inaczej, w tym sensie, że ciągłe patrzenie wstecz może zniekształcić postrzeganie teraźniejszości i przyszłości.


Wracając do tego, co Pan powiedział o Weizsäckerze, zdaje się, że już Ludwig Erhard, następca Konrada Adenauera, znacznie wcześniej użył terminu "wyzwolenie" w odniesieniu do Niemiec. A Helmut Kohl posłużył się tym słowem na kilka dni przed mową Weizsäckera, podczas uroczystości w byłym obozie Bergen-Belsen, a zatem "wyzwolenie" w kontekście niemieckim zaistniało w niemieckiej przestrzeni publicznej znacznie wcześniej.

Tak, ale zmiana perspektywy była też związana ze zmianą pokoleniową zachodzącą w społeczeństwie niemieckim, stąd też szczególne znaczenie Weizsäckera, nie jako tego, który odkrył dla Niemców pojęcie wyzwolenia, ale tego, który uczynił je bardziej zrozumiałym. W miejsce godziny zero, bezwarunkowej kapitulacji i klęski powstało przekonanie, że zakończenie wojny dla Niemiec stało się szansą na nowy początek. Dla młodszego pokolenia była to możliwość innego spojrzenia niż to ich rodziców i dziadków.


Konrad Adenauer nigdy nie użył "wyzwolenia" w kontekście niemieckim.


Nie, ponieważ w tamtym czasie miano inna perspektywę.


Ludwig Erhard posłużył się tym pojęciem, a należał do pokolenia Adenauera.

A jednak w jego przypadku mówienie o "wyzwoleniu" nie odbiło się szczególnym echem. Stało się to dopiero w 1985 roku.


Dobrze, zostawmy historię, przejdźmy do aktualiów. Okazuje się, że Gerhard Schröder, mimo kilku prób, nie może być pozbawiony legitymacji partyjnej SPD, tak orzekł w tym tygodniu sąd arbitrażowy. Dlaczego były kanclerz jest aż tak ważny dla niemieckiej polityki?


Gerhard Schröder to już przeszłość, on nie jest ważny dla niemieckiej polityki.


To, dlaczego SPD nie może się z nim rozstać?


Musiałaby Pani zapytać socjaldemokratów.


Dyplomatyczna odpowiedź

Naprawdę nie mam nic do powiedzenia na temat Gerharda Schrödera, on nie odgrywa żadnej roli w dzisiejszej polityce Niemiec.


Ale był czas, gdy odgrywał dużą rolę

To już jednak element niemieckiej przeszłości.


A zgodnie z pewnym mechanizmem, o przeszłości lepiej nie rozmawiać

Nie jest moją rolą, jako przedstawiciela Republiki Federalnej Niemiec w Polsce, w jakikolwiek sposób oceniać tę kwestię.


Czy może Pan w takim razie ocenić dzisiejszą politykę europejską rządu niemieckiego?

Co Panią interesuje w tym temacie?


Czy praskie i strasburskie przemówienia kanclerza Olafa Scholza, uznawane w pewnym sensie za programowe dla przyszłości Unii Europejskiej, stanowią "kontrwizję" do mowy heidelberskiej premiera Mateusza Morawieckiego?


Przemówienia kanclerza Scholza w Pradze i Strasburgu były w pewnym sensie kontynuacją i poszerzeniem mowy inaugurującej Zeitenwende z 27 lutego 2022 roku. Pytanie, co wyniknie z Zeitenwende, czyli przełomu, jaki po rosyjskiej napaści na Ukrainę dokonał się nie tylko w niemieckiej polityce, ale i dalej. Dla mnie najważniejszymi elementami, które przebijają się w obu przemówieniach kanclerza Scholza, to pytanie o rozszerzenie Unii Europejskiej o kolejne państwa.


Państwa Bałkanów Zachodnich, czy również Ukrainę?


Poszerzenie o Ukrainę, Mołdawię, możliwe, że Gruzję i państwa Bałkanów Zachodnich, wszystko to wybrzmiewa w przemówieniach kanclerza, ponieważ stanowi część pewnej nowej rzeczywistości, której my sobie przecież nie wybraliśmy, ona jest następstwem nieodpowiedzialnych działań Władimira Putina. Spostrzeżenie, że Ukraina leży po naszej stronie nowej linii podziału w Europie, którą wyznaczyła sama Rosja, do tego musimy się politycznie odnieść. I mam wrażenie, że to jest ten punkt, w którym wizja Olafa Scholza i Mateusza Morawieckiego się przecinają. Polska też jest za tym by jak najszybciej poszerzyć Unię Europejską o Ukrainę. Ale kanclerz Scholz zwraca uwagę, że poszerzenie Unii o tak duże państwo jak Ukraina i o państwa Bałkanów Zachodnich, Mołdawię, wymusi zmianę dotychczasowych polityk unijnych. Kiedy UE będzie miała 35 członków, będziemy musieli zmierzyć się z wyzwaniem zmian w UE. I będziemy musieli się nad tym wspólnie zastanowić. Dlatego traktuję te przemówienia jako wkład do dyskusji, która odbędzie się w Europie. Emmanuel Macron nakreślił swoją wizję Europy, Olaf Scholz i Mateusz Morawiecki swoją. Wspólnie będziemy się musieli zastanowić nad przyszłym kształtem Unii Europejskiej, zwłaszcza, że mamy w Polsce i w Niemczech w tej dziedzinie często zupełnie odmienne wizje.

Jedną z tych różnic jest forsowanie przez Emmanuela Macrona i Olafa Scholza wizji bardziej scentralizowanej Unii Europejskiej, podczas gdy w naszym regionie podkreśla się wagę suwerennych państw narodowych. Pytanie, dlaczego w ujęciu francusko-niemieckim rozszerzenie UE jest uzależniane od silniejszej centralizacji wspólnoty?


Nie sądzę by Olaf Scholz mówił o zmianach posługując się pojęciem centralizacji, niemiecka perspektywa zakłada wzmocnienie Unii Europejskiej i jej zdolności do działania. Przy czym istnieje podział na konkretne rozdziały polityczne dotyczące współpracy w UE, jak chociażby wspólna, zintegrowana obrona. W Pradze Olaf Scholz mówił o zintegrowanym systemie obrony przeciwlotniczej Europy zbudowanym pod niemieckim przewodnictwem, czyli European Sky Shield Initiative. Ale oczywiście rzecz dotyczy nie tylko pewnych pól działania, ale i mechanizmów decyzyjnych. W ciągu ostatnich 15 miesięcy, m.in. przy okazji uzgadniania dziesięciu pakietów sankcyjnych, w których forsowanie Polska była bardzo mocno zaangażowana, często doświadczyliśmy tego, że jedno państwo potrafiło zawetować wysiłek reszty państw wydłużając tym samym procesy decyzyjne. Nie chcemy, by w przyszłości Unia poszerzona o kolejne państwa cierpiała na skutek tego typu sytuacji i uważamy, że należy to zmienić, nawet jeżeli w Polsce, w polskim rządzi widzi się tę kwestię inaczej.


W przeszłości i to nie tak odległej, w Unii Europejskiej toczono spór o budowę gazociągu Nord Stream II i Niemcy, mimo sprzeciwu wielu państw, dopięli swego, nie licząc się ze zdaniem sąsiadów. Aby kontynuować budowę Nord Stream II nie potrzebowano ani większej centralizacji, ani ściślejszej integracji. Ten przykład może chyba świadczyć, że w pewnych okolicznościach procedury bywają drugorzędne.

Ależ Unia Europejska nigdy nie będzie przestrzenią wolną od konfliktów. Jest raczej metodą pokojowego równoważenia interesów swoich członków, jest pewnego rodzaju zinstytucjonalizowanym sporem, który toczy się wedle ustalonych reguł. Co nie znaczy, że wszystkie decyzje podejmowane w ten sposób są właściwe, jestem ostatnim, który by stwierdził, że Niemcy podejmowali zawsze właściwe decyzje. Nord Stream II, ale i Nord Stream I były błędem.


A kto podjął te decyzje?

Różne niemieckie rządy federalne, jeden po drugim.


W tym rządy byłej kanclerz Angeli Merkel

Tak, też rządy Angeli Merkel.


Angeli Merkel, która w kwietniu została przez prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera uhonorowana najwyższym niemieckim odznaczeniem państwowym. Można się zastanawiać, czy prezydent nagrodził byłą panią kanclerz za jej politykę względem Rosji, czy mimo niej.


Nie przystoi mi interpretować intencji prezydenta federalnego, ale nie można redukować szesnastu lat rządów do jednej decyzji. Przecież Pani wie, że w samych Niemczech trwała żywa dyskusja o odznaczeniu byłej kanclerz, ale jak to zwykle bywa, historyczne dokonania niemieckich szefów rządów są oceniane dopiero z pewnej perspektywy przez historyków, co nie oznacza, że z czasem ocena ich spuścizny nie może ulec zmianie. Nie ma wątpliwości, że nie można sprowadzać szesnastu lat rządów do jednej kwestii.

Dobrze, nie redukujemy więc polityki Angeli Merkel do relacji z Rosją czy budowy Nord Streamu II, ale co w takim razie z jej polityką migracyjną? Przecież obecny rząd walczy dziś ze skutkami polityki migracyjnej byłej kanclerz Niemiec. Ostatni, burzliwy szczyt migracyjny w Berlinie był na to najlepszym dowodem.


Tak, ale nie mogę teraz oceniać, czy decyzje podjęte w latach 2015-16 były słuszne, czy nie. Chodzi o to, byśmy dziś jako Niemcy, ale i jako Unia Europejska, w konfrontacji z rosnącą falą migracyjną, ze zwiększającą się z roku na rok liczbą ludzi przybywających do Europy, wypracowali wspólną politykę migracyjną, nie tracąc przy tym wolności przemieszczania się w obrębie strefy Schengen. To wyzwanie dla całej wspólnoty. Zniesienie kontroli granicznych między naszymi państwami były i są z korzyścią nie tylko naszej gospodarki, ale i obywateli, więc trzeba się zastanowić nad takim modelem, który nie zaszkodzi strefie Schengen. W Niemczech kwestia polityki migracyjnej budzi wiele kontrowersji, w łonie rządu również istnieją różne pomysły, wspomniany szczyt migracyjny tylko to potwierdza. W Europie też istnieją różnice, rozmawiamy od pewnego czasu przecież o wypracowaniu wspólnej polityki azylowej. Nie chodzi o jakieś technokratyczne decyzje, ale o kwestie tożsamości, emocje. Zawsze ostrożnie podchodzę, zwłaszcza gdy chodzi o stosunki polsko-niemieckie, do takiego kategorycznego stwierdzania, że to podejście jest nietrafione, a inne lepsze. Mamy różne podejście do tematu migracji, co wynika również z innych doświadczeń. To, z jaką serdecznością polskie społeczeństwo przyjęło w ubiegłym roku miliony ukraińskich uchodźców, wzbudziło szacunek i uznanie, również w Niemczech, ale i wielu Niemców ta postawa Polaków zaskoczyła, ponieważ pamiętano o debacie wokół migracji z lat 2015-2016 i wtedy to wyglądało zupełnie inaczej.


Ale wtedy debata dotyczyła innego zjawiska. Ukraińcy uciekający przed wojną są uchodźcami wojennymi, osiem lat temu do Europy przybyli głównie imigranci poszukujący lepszych perspektyw, a nie schronienia przed wojną.

To była polska perspektywa, a niemiecka zakładała przyjmowanie m.in. syryjskich uchodźców wojennych, którzy uciekali przed wojną domową. Ale zgadzam się z tym, że debata nie jest czarno-biała. W przyszłości najważniejszym zadaniem w Europie będzie umiejętność odróżnienia, kto do nas przybywa, bo potrzebuje ochrony, ucieka przed wojną, a kto wybiera Europę w nadziei na zbudowaniu tu sobie lepszego życia, ale nie ma prawa do azylu i dlatego nie może zostać. Ale w wielu przypadkach bardzo trudno podzielić ludzi na te dwie grupy, to nie jest proste.


Owszem, ale patrząc z drugiej strony - w Niemczech podnoszą się głosy o konieczności zabezpieczenia granic, taki postulat zgłasza np. klub parlamentarny CDU/CSU, nośnym tematem jest też deportacja imigrantów, dyskusja toczy się też wokół poszerzenia listy państw uznawanych za bezpieczne, czyli takich, do których można odsyłać imigrantów. To są problemy niemieckiej polityki migracyjnej. I kiedy kanclerz Olaf Scholz wymaga "więcej solidarności w unijnej polityce azylowej", powstaje wrażenie, że model niemiecki, który sprawia problemy samym Niemcom, ma stanowić wzór dla całej wspólnoty. To rodzi sprzeciw.


To prawda, ale polski rząd również stara się w Europie pozyskać sojuszników dla spraw, które są dla Polski istotne, Niemcy też to robią. I to naturalne, że mamy inne podejście. Polska stara się przeforsować swoje stanowisko, Niemcy też. Można oczywiście krytykować niemieckie działania, ale koniec końców wszystko sprowadza się do tego by wypracować rozwiązania kompromisowe, które będą do przyjęcia dla każdej ze stron.


Jak, po roku pobytu w Warszawie i jednocześnie pod koniec tego pobytu, opisałby Pan stosunki polsko-niemieckie?

Jako pełne sprzeczności, ponieważ z jednej strony mogłem się sam przekonać, jak niesamowicie różnorodne i gęste są te stosunki, między miastami i gminami, w rejonie przygranicznym, na poziomie gospodarki, gdzie cały czas doświadczamy boomu, w kulturze. Jednocześnie, na poziomie politycznym, ze strony rządu polskiego wobec Niemiec przebija czasem ton, który - wyrażając się dyplomatycznie - wśród sojuszników, wśród partnerów Unii Europejskiej nie ma sobie podobnego, przez co te wzajemne stosunki polityczne pozostają poniżej swoich możliwości. Mam nadzieję, że w przyszłości uda nam się lepiej wykorzystać potencjał, bo nawet patrząc na zmiany, jakie zachodzą w polityce Niemiec w kluczowych kwestiach muszę przyznać, że spojrzenie Niemiec na świat i Europę zbliżyło się do tego polskiego. W czasie mojego pobytu Niemcy i Polska przestały importować rosyjskie surowce, mogłem to wszystko obserwować z bliska. W ubiegłym tygodniu w Gdańsku przedstawiciele federalnego ministerstwa gospodarki i polskiego ministerstwa klimatu byli razem obecni przy rozładunku ropy dla rafinerii PCK Schwedt, mamy więc wspólne interesy, które nas łączą. Bardzo duży potencjał upatruję też w polsko-niemieckim działaniu na rzecz Ukrainy, jej odbudowy i utorowaniu drogi do Unii Europejskiej. Z pewnością będziemy z żoną tęsknić za Polską, ponieważ - tak jak czasem powtarzam - Polska to dla nas wciąż tylko na wpół odkryta tajemnica.




Z Ambasadorem Republiki Federalnej Niemiec w Polsce Thomasem Baggerem rozmawiała Olga Doleśniak-Harczuk (współprowadząca audycję Geopolis)







ten temat jest puszką Pandory i lepiej, by ta puszka pozostała nietknięta.


Oczywiście to Niemcy otworzyli Puszkę Pandory w 1939 roku i czas najwyższy, by za to zadośćuczynili.


mamy za sobą bardzo intensywne tygodnie spotkań, które dotyczyły kwestii odpowiedzialności za historię w stosunkach polsko-niemieckich

to nie jest kwestia historii, tylko zbrodni i rabunku


I powiedział to, co z perspektywy niemieckiej powinno zostać powiedziane. Mówił o odpowiedzialności, która nie przemija, ale mówił to mając przed oczyma naszą wspólną przyszłość. 

zawijas słowny, chwyt erystyczny


W ubiegłą sobotę w Siemianowicach gen. Schneiderhan wygłosił ponadto poruszającą mowę, w której poruszył kwestie historyczne. Niemcy rozumieją, że muszą z pełną powagą odnosić się do bólu i emocji Polaków związanych z II wojną światową , zarówno dziś, jak i w przyszłości. Ale to jest odrębna sprawa, a nie otwieranie puszki Pandory. Europie nie przyszłoby z tego nic dobrego. A zjednoczona Europa jest naszą przyszłością, nie tylko przyszłością Niemiec, ale i Polski.


"poruszającą" - gra na emocjach, i znowu odnośnik do emocjonalnie obojętnego terminu "historia" zamiast "zbrodnie"

"historia" to też coś, co było, a czego już nie ma - coś, co nie istnieje... rozmówca sugeruje więc, że rozmowa dotyczy czegoś, czego nie ma - jest to rozmowa o niczym.


rzecz raczej w tym, że istnieją różnice stanowisk naszych rządów i sposobu traktowania pewnych kwestii, w końcu na innych polach również występują różnice.

no i stanowisko Niemiec jest takie, że "nic nie było" (załatwia to termin "historia") i Niemcy nie chcą i nie będą płacić odszkodowań za swoją politykę. 



sprawa reparacji jest zamknięta, poza tym istnieje przecież więcej tematów historycznych

znowu łączy odszkodowanie za zbrodnie z terminem "historia" czyli "nic"


To dobre pytanie, jestem za nie wdzięczny. Śledziłem debatę, jaką wywołał w Polsce wpis twitterowy kanclerza Scholza i krytykę, z jaką go przyjęto. To dla mnie ciekawe zjawisko, proszę więc pozwolić, że odniosę się do niego nieco szerzej. Jest pewna fraza Willego Brandta z 1969 r, kiedy został kanclerzem Niemiec o "szczerym podejmowaniu wysiłku zrozumienia". To nie padło w kontekście polityki zagranicznej, ale przypomniałem sobie słowa Brandta, kiedy rozpętała się burza wokół tweeta kanclerza Scholza. Ponieważ w relacjach polsko-niemieckich nic nie jest łatwe, poza niezrozumieniem, a jeżeli chce się coś zrozumieć, trzeba w to włożyć nieco wysiłku. Mamy zupełnie inne doświadczenia historyczne, operujemy innymi pojęciami. Strona polska jest teraz na etapie demontażu sowieckich pomników, na których wyryto słowo "wyzwolenie" ponieważ uważa, że to nie było wyzwolenie tylko okupacja.


To dla mnie ciekawe zjawisko - debata o wybielaniu Niemców ze swych zbrodni to "ciekawe zjawisko" - jak o studiowaniu życia mrówek - lekceważenie


 burza wokół tweeta kanclerza Scholza - połączone z - "szczerze podejmowany wysiłek zrozumienia"

zawijas słowny sugerujący, że debatujący szczerze próbowali zrozumieć treść komunikatu, ale byli zbyt głupi, by go pojąć...

Ponieważ w relacjach polsko-niemieckich nic nie jest łatwe, poza niezrozumieniem, a jeżeli chce się coś zrozumieć, trzeba w to włożyć nieco wysiłku. - bełkot z którego nic nie wynika, ponieważ można to interpretować dwojako - w każdym razie powtarza to co wyżej - sugestia, że Polacy tu głupki, co nic nie rozumieją


Mamy zupełnie inne doświadczenia historyczne, operujemy innymi pojęciami. 

bełkot byle zbyć

Strona polska jest teraz na etapie demontażu sowieckich pomników, na których wyryto słowo "wyzwolenie" ponieważ uważa, że to nie było wyzwolenie tylko okupacja.

to jest podejrzane, w każdym razie podoba mu się, że obalamy te pomniki


 (Weizsäcker) przydał tej rocznicy nowego historycznego sposobu postrzegania

no, czyli zaczął zmieniać opinię o Niemcach, zaczął wybielać


To była wojna na wyniszczenie, która obróciła całą Europę i świat w perzynę, a Niemcy nie byli w stanie sami się wyzwolić, ani przez opór, ani poprzez wybory, tylko musieli zostać wyzwoleni z zewnątrz, przez aliantów. - no i właśnie to robi - kłamie, że Niemców trzeba było wyzwalać, jakby byli okupowani, jakby byli ofiarami - patrz wyżej wers o obalaniu pomników w Polsce.


Pokazał, że czterdzieści lat po zakończeniu wojny można na 8 maja patrzeć inaczej niż dotąd. 

można kłamać po prostu

W dzisiejszych Niemczech takie rozumienie końca wojny jest już oczywistością. To ciekawe, że 38 lat od przemówienia Weizsäckera, wpis kanclerza Scholza o wyzwoleniu jest odbierany jako zrównywanie wyzwolenia Niemiec np. z wyzwoleniem obozów koncentracyjnych, tak jakby to nie Niemcy, a ktoś inny przyniósł Europie narodowy socjalizm. 

Tylko, że nikt przecież nie dyskutuje z faktami, kanclerz Scholz również nie, mówimy o pewnym terminie, który - jeżeli się chce - można zrozumieć opacznie. To jest moja opinia w związku z tą sprawą - brak woli by podjąć wysiłek zrozumienia.

cały czas unika pozycjonowania Niemców jako agresorów, którzy wywołali straszną wojnę , podczas której dopuścili się barbarzyńskich mordów - cały czas unika tego jak ognia!


To jest moja opinia w związku z tą sprawą - brak woli by podjąć wysiłek zrozumienia. 

"jesteście głupi"


Bo co oznacza 8 maja 1945 roku dla Niemców? Oczywiście, że coś zupełnie innego niż dla Polaków.

oznacza przegranie wojny - ale czy na pewno, skoro dzisiaj pozycja Niemiec jest taka, jaka jest?

ale tego nie powie...


Ale co do tego, że ten dzień oznaczał wyzwolenie Niemiec i świata od narodowosocjalistycznego terroru, powinniśmy umieć się zgodzić. 

tu wkracza pożądana przez Niemców narracja zdejmująca z nich odium za wojnę


Dlatego z mojego punktu widzenia kontrowersje wokół wpisu kanclerza, to tylko kolejny dowód na to, że trzeba nam więcej starań o wzajemne zrozumienie. Nieporozumienia przychodzą nam łatwiej.

"jesteście głupi"


"nowym historycznym sposobie postrzegania"

słowo "wyzwolenie" kojarzy się z wolnością przyniesioną ofiarom, a nie sprawcom.

Niemcy próbują odwrócić pewne pojęcia.

Mogę Panią tylko zapewnić, że to nieprawda. Ani kanclerz Scholz, ani prezydent Weizsäcker, ani żaden inny polityk niemiecki, przywołujący ten termin, nie odwraca pojęć. Niemcy poprzez doświadczenie zniszczenia i totalnej klęski musiały zostać wyzwolone do demokratycznego, nowego początku, tak to rozumiemy i jak wynika z mojego doświadczenia w innych europejskich państwach, które cierpiały na skutek terroru narodowo-socjalistycznego, nie budzi to żadnych kontrowersji. Jedynie w Polsce.


cały czas unika pozycjonowania Niemców jako agresorów, którzy wywołali straszną wojnę , a jednocześnie uparcie powtarza swoje kłamliwe tezy - to bardzo charakterystyczne, to powtarzanie w kółko tych samych wersów, to jest po prostu pranie mózgu i oni wiedzą, mają takie doświadczenie, że to przynosi skutek - stąd ciągle tak mówi, takie frazy powtarza

spotkałem się z tym wielokrotnie - i to na pewno jest w ubeckim podręczniku


A jednak mam wrażenie, że tak jak w przypadku tematu reparacji, historia jest i pozostanie istotna, ale jak siedzi się za kierownicą, nie można patrzeć tylko we wsteczne lusterko. Wspominając przeszłość należy to robić z twarzą zwróconą ku przyszłości. A to jest coś, czego brakuje mi w polskiej debacie.

zestaw bełkotu

"mam wrażenie" - wrażenie to "nie fakt" - i zbija to z: "tematu reparacji" kończy jednak zdanie:

"historia jest i pozostanie istotna" czyli znowu odwraca kota ogonem i reparacje nazywa historią, czyli przeszłością, co dodatkowo akcentuje w następnym zdaniu:

 nie można patrzeć tylko we wsteczne lusterko. Wspominając przeszłość należy to robić z twarzą zwróconą ku przyszłości - czyli - nie wspominajcie już o przeszłości, czyli niewygodnych  dla nas sprawach!

cały czas wierzy, że SŁOWA załatwią sprawę - dotychczas tak było, nikt nie podnosił tematu, bo...?

Bo Werwolf tego pilnował od strony formalnej?


ciągłe patrzenie wstecz może zniekształcić postrzeganie teraźniejszości i przyszłości.

bardzo ciekawe, dlaczego on twierdzi, że "ciągle" patrzymy wstecz? To nieprawda, po prostu sugeruje, ze jesteśmy upierdliwi, a to niegrzeczne... może zechcemy przez grzeczność zaprzestać "nękać" niemców o nasze odszkodowanie?

no i "postrzeganie przyszłości" - termin o niczym, enigmatyczne, ani słowa co on ma na myśli mówiąc "przyszłość" - a poza tym - przyszłość jako taka jest NIEZNANYM... pitolenie o niczym



dokończyć...





pamiętamy:

"Nie wiem co ma tu do rzeczy wzmianka o Krzyżakach. Jeśli uważasz, że szufladkuję Krzyżaków na złych, a Prusów na dobrych lub odwrotnie, to się mylisz. Historia nie jest zero-jedynkowa, i nie upolityczniajmy jej."


niczego nie mówi 'do końca"

w każdym razie jest bardzo dobrze wyszkolony, widać, że trolle w polskim internecie i pan ambasador studiowali ten sam podręcznik

"Traktat o Rabowaniu Głupków"







Ambasador Niemiec w Polsce: w relacjach polsko-niemieckich nic nie jest łatwe [WYWIAD] - Polskie Radio 24 - polskieradio24.pl


Prawym Okiem: Sekcja Archeologii Średniowiecza KNSA UJ (maciejsynak.blogspot.com)











Odwrócony świat



Ludzie żyją w odwróconym świecie i bez uszkodzenia mózgu.

Wystarczy, że ten co nimi zawiaduje ma uszkodzony mózg...





przedruk





Po postrzale w głowę jego mózg zaczął działać w niezwykły sposób. 
Historia Pacjenta M




JOANNA ROKICKA

21.05.2023




Neuronauka wiele zawdzięcza mózgom osób, które zostały ranne w wyniku makabrycznych wypadków. Uszkodzenia tego organu umożliwiają lekarzom badanie funkcjonowania umysłu w warunkach, których nie dałoby się, przez wzgląd na etykę, odtworzyć w laboratorium. Jednym z takich przypadków jest Pacjent M, który zaczął doświadczać świata w inny sposób po tym, jak został postrzelony w głowę podczas hiszpańskiej wojny domowej.




Kula w mózgu hiszpańskiego żołnierza spowodowała, że zaczął widzieć świat pod innym kątem
Postrzelony w głowę 25-latek zauważał mężczyzn pracujących "do góry nogami" na rusztowaniu. Jego zmysły "przestawiły się" po urazie czaszki

Lekarz Justo Gonzalo Rodríguez-Leal obserwował Pacjenta M przez kolejne 50 lat, dostrzegając u niego szereg nietypowych objawów

Oprócz widzenia wszystkiego pomnożonego przez trzy, mężczyzna postrzegał również kolory "odklejone" od przedmiotów i "do góry nogami"

Pomimo ran wojennych i swojej nietypowości mężczyzna żył w zdrowiu wiele lat i przyzwyczaił się do innego obrazu świata



Pacjent M miał dwie dziury w czaszce: tam, gdzie kula weszła i wyszła

Hiszpańska wojna domowa była brutalnym konfliktem, który toczył się w tym kraju od 1936 do 1939 r. i zakończył zwycięstwem nacjonalistów nad republikanami. To doprowadziło do ustanowienia dyktatury pod rządami Francisco Franco.

Walczący po stronie republikanów żołnierz, nazwany później Pacjentem M, miał 25 lat, kiedy został postrzelony w głowę na polu bitwy w Levante w Walencji w maju 1938 r. Po wybudzeniu ze śpiączki dwa tygodnie później żołnierz nie widział na lewe oko i dostrzegał jedynie słabe błyski w prawym.


Pacjent M miał dwie dziury w czaszce, w miejscach, gdzie kula weszła i wyszła, ale ku zaskoczeniu lekarzy, odzyskał zdrowie bez konieczności przeprowadzenia operacji. Jednak jego obrażenia miały duże znaczenie dla rozwoju nauki związanej z funkcjonowaniem mózgu.
Uraz żołnierza był przełomem. Zmienił naukę o mózgu

Do czasu urazu Pacjenta M neurolodzy uważali, że mózg składa się z odrębnych obszarów, oddzielonych wyraźnymi granicami, które się nie nakładają. Jednak zniekształcone zmysły rannego żołnierza podważyły tę hipotezę. W efekcie lekarz o nazwisku Justo Gonzalo Rodríguez-Leal opracował nową teorię dynamiki mózgu.

Rodríguez-Leal obserwował Pacjenta M przez kolejne 50 lat, dostrzegając u niego szereg nietypowych objawów (które opisał). Oprócz widzenia wszystkiego pomnożonego przez trzy, mężczyzna postrzegał również kolory "odklejone" od przedmiotów. Mógł czytać litery i cyfry wydrukowane zarówno normalnie, jak i od tyłu do przodu, a jego mózg nie był w stanie dostrzec żadnej różnicy między nimi. Pacjent M był również w stanie odczytać czas na zegarku pod dowolnym kątem.

Jednak najciekawsze i najbardziej niezwykłe było to, że żołnierz widział wszystko tak, jakby zostało odwrócone. W książce opisującej jego przypadek pt. "Dynamika mózgowa" lekarz ujawnił, że weteran wojenny na przykład widział mężczyzn pracujących do góry nogami na rusztowaniu. Zmiany w działaniu jego zmysłów — wzroku, ale też słuchu i dotyku, zostały przetworzone przez jego mózg tak, jakby pochodziły z przeciwnej strony ciała.

Lekarz wyjaśnił, że kula trafiła prawdopodobnie w lewy obszar ciemieniowo-potyliczny mózgu żołnierza. Obserwując konsekwencje tego urazu, Rodríguez-Leal uznał, że mózg może nie być podzielony na odrębne obszary. Funkcje neurologiczne mogą być zorganizowane w gradienty, które rozciągają się na całą korę mózgową, z różnymi regionami oddzielonymi stopniowymi przejściami.
Pacjent M żył długo i cieszył się zdrowiem

Najbardziej nieoczekiwane było to, że pomimo tak poważnego urazu, mężczyzna był w stanie iść przez życie bez większych problemów.

Córka lek. Rodrígueza-Leala, Isabel Gonzalo, powiedziała w wywiadzie dla hiszpańskiej gazety "El Pais", że Pacjent M, którego tożsamości nigdy nie ujawniono — żył długo i zdrowo — zmarł dopiero pod koniec lat 90.

Były żołnierz przeżył 60 lat w swoim odwróconym świecie, ale nie przejmował się tym. Rodríguez-Leal uważał, że to efekt nieświadomej strategii radzenia sobie. Miałaby ona polegać m.in. na wybiórczej uwadze kierowanej na intensywne bodźce.



Po postrzale w głowę jego mózg zaczął działać w niezwykły sposób. Historia Pacjenta M (medonet.pl)

środa, 24 maja 2023

Polska - i świat - holistycznie.



"Polska musi być gotowa na każdy scenariusz"






przedruk



Akademia Kopernikańska jest nowym wymiarem współpracy najwybitniejszych przedstawicieli świata nauki na najwyższym poziomie - powiedział w środę minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. 

Dodał, że jej misją jest tworzenie elit naukowych dla Polski, Europy i świata.


Czarnek wziął w środę udział w otwarciu Kolegium Nauk Ekonomicznych i Zarządzania Szkoły Głównej Mikołaja Kopernika w Warszawie.

Minister edukacji i nauki podkreślił, że Akademia Kopernikańska nie zastępuje żadnego uniwersytetu ani żadnej innej instytucji w Polsce.

"Akademia Kopernikańska jest nowym wymiarem i płaszczyzną współpracy na najwyższym poziomie najwybitniejszych przedstawicieli świata nauki z całego świata, w tym tych pochodzenia polskiego w obszarach kopernikańskich. Ma tworzyć elity dla Polski, Europy i świata w najbliższych 20 latach, a mam nadzieję, że zdecydowanie dłużej" - powiedział.


Przypomniał, że utworzenie Kolegium Nauk Ekonomicznych i Zarządzania SGMK było inicjatywą prezydenta Andrzeja Dudy. "Pomysłodawcą - i to trzeba zawsze podkreślać - jest sekretarz generalny Akademii Kopernikańskiej prof. Krzysztof Górski, który zainspirował mnie swoją wizją współpracy na polu międzynarodowym naukowców z całego świata - i tych pochodzenia polskiego i tych, którzy z Polską są w jakiś sposób związani, choćby więzami przyjaźni" - wyjaśnił.

Czarnek podkreślił, że otwierane kolegium jest pierwszym z pięciu kolegiów. "Ruszamy w tę przygodę, co najmniej dwudziestoletnią, wielkiego programu rozwoju nauki, nie tylko tu, w Polsce, ale i na świecie" - zastrzegł.

Zaznaczył, że we wtorek odwiedził obserwatorium Instytutu Astrofizyki w Rzymie, gdzie znajduje się również Muzeum Kopernikańskie. "Łączność między tamtym miejscem, które nazywam dachem, kolebką naszej cywilizacji łacińskiej i chrześcijańskiej, a tym miejscem, siedzibą Akademii Kopernikańskiej w Warszawie, między Toruniem - miejscem urodzenia Kopernika i Fromborkiem - miejscem jego wieloletniej działalności, jest bardzo silna" - mówił.

Według Czarnka "to, co było teorią jeszcze w zeszłym roku, stało się faktem 19 lutego 2023 r., w 550. urodziny Mikołaja Kopernika".

"Teraz nabiera treści praktycznej i wymiaru naukowego. Dzisiaj inauguracja pierwszego z pięciu kolegiów, Kolegium Nauk Ekonomicznych i Zarządzania, daje nam nadzieję na najbliższą przyszłość, nadzieję rozwoju nauki w tych specjalnościach kopernikańskich" - dodał.


Czarnek podziękował prezesowi Adamowi Glapińskiemu i Narodowemu Bankowi Polskiemu za "wielką współpracę i życzliwość przy tworzeniu tego Kolegium Nauk Ekonomicznych i Zarządzania".

"Bez tej współpracy i życzliwości byłoby jeszcze trudniej niż tak, jak było do tej pory. A przy tej współpracy jesteśmy przekonani, że to kolegium będzie jednym z wiodących na świecie" - ocenił minister.


Czarnek zachęcił wszystkich do współpracy w ramach Akademii Kopernikańskiej. Jak podkreślił, Akademia Kopernikańska jest uzupełnieniem i daje możliwość współpracy "wszystkich ze wszystkich uczelni i instytucji, które do tej pory w Polsce zostały powołane, funkcjonują i rozwijają naukę".

"Gratuluję tego, co dzisiaj (się wydarzyło-PAP). Życzę powodzenia w następnych przedsięwzięciach tu na ręce pana sekretarza generalnego prof. Krzysztofa Górskiego, pana rektora Leszka Markuszewskiego i pana dziekana Zbigniewa Krysiaka" - powiedział Czarnek.

Jak podano, w czwartek nastąpi otwarcie Kolegium Filozofii i Teologii w Krakowie. W szkole mają jeszcze funkcjonować: Kolegium Astronomii i Nauk Przyrodniczych w Toruniu, Kolegium Nauk Medycznych w Olsztynie, Kolegium Nauk Prawnych w Lublinie.







Wnioski z wojny na Ukrainie.

"Polska musi być gotowa na każdy scenariusz"



24.05.2023

Polscy generałowie są zgodni, że rozwój polskich sił zbrojnych musi postępować, a Polska musi być gotowa na każdy scenariusz. Generałowie wzięli udział w dyskusji o wnioskach, jakie dla polskiej armii płyną z wojny na Ukrainie, która odbyła się podczas "Defence 24 Day" w Warszawie.




Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych, generał Wiesław Kukuła podkreślił, że Polska ze względu na swoje położenie musi inwestować w rozwój obronności. - Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że nie ma odwrotu. My nie mamy dylematu, czy to robić, tylko w jaki sposób to zrobić - powiedział generał Wiesław Kukuła.

Różnice w geografii Polski i Ukrainy Polską a Ukrainą

Generał broni Jarosław Gromadziński zwrócił uwagę na to, że Wojsko Polskie nie może rozwijać się na podstawie wniosków płynących z wojny na Ukrainie. Polska i Ukraina to zupełnie różne państwa pod względem geograficznym, dlatego ewentualna wojna nad Wisłą będzie wyglądała inaczej niż wojna obronna nad Dnieprem - przekonywał.

- Chciałbym zwrócić uwagę na głębokość. Ukraina jest dużym krajem - powiedział generał. - Jeżeli teraz popatrzymy na nasz kraj, od granicy do linii Wisły, to my nie mamy głębokości. Musimy być szybsi, musimy szybciej reagować, musimy się do tego przygotować - powiedział generał Jarosław Gromadziński.
Potrzeba wykształconych medyków. "Najlepszą bronią jest człowiek"

Generał podkreślił także, że trwająca wojna przypomina wojnę pozycyjną, a przez to głównym zagrożeniem jest artyleria. Ze względu na to koniecznie jest przeszkolenie i przygotowanie dużej liczby medyków pola walki, którzy będą mogli działać na linii frontu i ratować rannych żołnierzy.

- Razem z Ukraińcami doszliśmy do wniosku, że trzeba zwiększyć liczbę ratowników medycznych - powiedział generał. - Były organizowane szkolenia, aby wyszkolić takiego ratownika, wyposażyć i wysłać na front. Wszystko po to, by zachować człowieka. Dzisiaj najnowocześniejszą i najlepszą bronią jest człowiek - powiedział generał Gromadziński.



Podczas debaty generałowie podkreślali także, że obok zakupów nowoczesnego sprzętu należy równocześnie rozbudowywać logistykę i odpowiednio planować zaopatrzenie.

Wojna na Ukrainie, a szczególnie bitwa o Kijów, pokazała, że źle zorganizowana logistyka może doprowadzić do porażki, pomimo przewagi w ludziach i sprzęcie - przekonywali polscy wojskowi.





----

Inwestycje w marynarkę wojenną. 

Generał Kukuła: Morze Bałtyckie jest dla nas wyjątkowo ważne


Generalny Dowódca Rodzajów Sił Zbrojnych, generał Wiesław Kukuła, w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową podkreślił znaczenie rozwoju floty w strategii obronnej Polski. Zdaniem generała, na Bałtyku znajduje się krytyczna infrastruktura, której Polska w przypadku ewentualnego konfliktu będzie zmuszona bronić.

Generał Kukuła mówiąc o rozwoju polskiej floty podkreślił, że pomimo małej powierzchni i głębokości Morze Bałtyckie jest dla nas i dla naszej energetyki wyjątkowo ważne.

- Z punktu widzenia wojskowego patrzymy na Bałtyk w sposób holistyczny i poszukujemy rozwiązań, które umożliwią nam prowadzenie asymetrycznej walki w czasie wojny. Chodzi też o zabezpieczenie naszej krytycznej infrastruktury po to, żeby nie osłabić bezpieczeństwa Polski i nie doprowadzić do warunków korzystnych do wybuchu wojny - powiedział generał.


---




Współtwórca ChatGPT do Polaków: Nie wiem, jak to robicie





Szef OpenAI - Sam Altman, Wojciech Zaręba – współzałożyciel firmy Open AI oraz Szymon Sidor – naukowiec wybrali się w podróż po świecie, by – jak sami zrelacjonowali – porozmawiać z użytkownikami, programistami i przedstawicielami instytucji rządowych o możliwościach i zagrożeniach wynikających z rozwoju sztucznej inteligencji (SI). Stworzone przez nich narzędzie – ChatGPT4 zyskało ogromną popularność na całym świecie i stało się przedmiotem poważnych debat

Wtorkowe spotkanie na Uniwersytecie Warszawskim obyło się w ramach inicjatywy IDEAS NCBiR. Prowadząca spotkanie dziennikarka zapytała, czy twórcy ChatGPT nie żałują, że udostępnili narzędzie szerokiemu gronu odbiorców zbyt szybko, jeszcze przed wprowadzeniem jakichkolwiek regulacji szykowanych np. przez Unię Europejską.


Częściej spotykaliśmy się z zarzutem, że działamy zbyt wolno; że zbyt długo – bo aż 8 miesięcy trzymamy ChatGPT w laboratorium. Oddanie ChatGPT4 na wczesnym etapie w ręce społeczeństwa ma sens, bo pomaga zauważyć błędy, zanim urosną w siłę i staną się niebezpieczne. Również instytucje nadzorujące bezpieczeństwo mają w ten sposób czas na stworzenie ram prawnych. Ten proces uczenia się musi odbywać się w ścisłej współpracy ze społeczeństwem – powiedział szef OpenAI Sam Altman.

Podkreślił też, że „jak każda znacząca dla rozwoju ludzkości technologia, SI też może być wykorzystana w zły sposób”. Jako przykład podał energię atomową.


Na całym świecie musimy pochylić się nad szukaniem rozwiązań, żeby się zabezpieczyć. Może SI nie będzie aż tak niebezpieczna jak energia atomowa, która wpadnie w niepowołane ręce, ale dopóki nie poznamy jej bliżej, powinniśmy się zachowywać tak, jakby była podobnie niebezpieczna – przestrzegał Altman.

Zapytany czy nie boi się, że stworzone przez firmę OpenAI rozwiązanie oparte na sztucznej inteligencji może zagrażać demokracji przez szerzenie dezinformacji podczas kampanii wyborczych w różnych krajach, przytaknął.


Obawiamy się. Jedną z rzeczy, którą staramy się robić podczas naszej podróży po świecie, są rozmowy z ludźmi, którzy tworzą regulacje prawne. Potrzebny jest system monitorowania firm takich jak nasza, by użytkownicy wiedzieli, że rozmawia z nimi sztuczna inteligencja, a nie człowiek
- zaznaczył.


Dodał, że jednocześnie część pracy zawsze będzie w tzw. otwartym dostępie (open access) i „tego nie da się zatrzymać”, więc „trzeba pomyśleć o adaptacji społeczeństw do tego stanu rzeczy”.



Na pytanie publiczności: „skąd czerpiecie wiedzę na temat – co jest etyczne w obszarze sztucznej inteligencji?” – Altman, Zaręba i Sidor nie potrafili odpowiedzieć żadnym konkretem.




Chcemy, żeby jakość życia ludzi na świecie zmieniała się na lepsze. Robimy też wszystko, by rozwiązywać problemy związane z bezpieczeństwem, dlatego rozmawiamy z wieloma instytucjami
– powiedział Altman.


Altman wypowiedział się także na temat polskich inżynierów.


Nie wiem, jak to robicie w Polsce, że szkolicie tak znakomitych inżynierów i badaczy. 
Mają oni niezwykły rygor, co przekłada się na ogromne sukcesy OpenAI. 
To dość niesamowite, jak duży wpływ ma na nas [ich kultura pracy] – podsumował CEO.






-----





Zdecydowana większość Polaków uważa, że w Polsce żyje się bezpiecznie. 

Najnowszy sondaż nie pozostawia złudzeń


- 88 proc. badanych uważa, że Polska jest krajem, w którym żyje się bezpiecznie. 96 proc. sądzi też, że ich najbliższa okolica jest bezpieczna i spokojna. 83 proc. w ciągu ostatnich pięciu lat nie padło ofiarą żadnego przestępstwa - wynika z sondażu CBOS.


W corocznym badaniu CBOS zapytało ankietowanych o poczucie bezpieczeństwa i zagrożenia przestępczością w Polsce. Obecnie 88 proc. badanych uważa, że Polska jest krajem, w którym żyje się bezpiecznie. Przeciwnego zdania jest 9 proc., a opinii na ten temat nie ma 3 proc.

Poczucie bezpieczeństwa Polaków wzrosło

"W stosunku do ubiegłego roku obserwujemy istotny wzrost poczucia bezpieczeństwa Polaków - o 5 punktów procentowych zwiększył się odsetek uważających Polskę za kraj bezpieczny, a o 4 punkty zmalał udział będących przeciwnego zdania w tej sprawie" - podało Centrum Badania Opinii Społecznej.

Ponadto 96 proc. respondentów sądzi, że bezpieczna i spokojna jest ich najbliższa okolica (dzielnica, osiedle, wieś). To tyle samo, co w ubiegłym roku. Przeciwne zdanie o swoim miejscu zamieszkania ma 3 proc., czyli o jeden punkt procentowy mniej niż rok temu.

Względem poprzedniego badania zmniejszyło się poczucie zagrożenia przestępczością. Według CBOS obawy, że padnie się ofiarą przestępstwa, ma 36 proc. badanych, czyli o 4 punkty procentowe mniej niż rok temu. 61 proc., czyli o 3 punkty procentowe więcej, takich obaw nie ma.
Ponad 80 proc. badanych nie padło ofiarą przestępstwa

CBOS zapytał też o osobiste doświadczenia respondentów. Jak się okazało, 83 proc. z nich w ciągu ostatnich pięciu lat nie padło ofiarą żadnego przestępstwa.

"Wśród pozostałych najwięcej doświadczyło kradzieży (12 proc., tyle samo co w 2022 roku). Odsetek badanych, którym włamano się do domu, mieszkania lub jakiegokolwiek innego pomieszczenia, sięga 5 proc. i nie zmienił się od 2020 roku. Umyślnego zranienia lub pobicia doświadczyło w ciągu ostatnich pięciu lat 2 proc. respondentów (bez zmian od 2020 roku)" - wyjaśniło CBOS.








W porównaniu z ubiegłym rokiem zwiększył się z 1 proc. do 2 proc. odsetek ankietowanych, którzy zostali napadnięci i obrabowani.

"O jeden punkt procentowy zmalał zaś udział osób, które padły ofiarą innych niż wymienione w pytaniu przestępstw, np. mobbingu, oszustwa, wycieku danych czy wyłudzenia (4 proc.)" - podało CBOS.




Badanie zostało zrealizowano w dniach 11-20 kwietnia br. na reprezentatywnej imiennej próbie pełnoletnich mieszkańców Polski, wylosowanej z rejestru PESEL, liczącej 1081 osób. Przeprowadzono je w ramach procedury mixed-mode, więc każdy respondent wybierał samodzielnie, czy wywiad będzie bezpośredni (CAPI), telefoniczny (CATI), czy internetowy (CAWI). Każda ankieta miała ten sam zestaw pytań i strukturę. Metodę CAPI wybrało 56,9 proc., metodę CATI 24 proc., a metodę CAWI 19,1 proc.










Wnioski z wojny na Ukrainie. "Polska musi być gotowa na każdy scenariusz" - Wiadomości - polskieradio24.pl


Inwestycje w marynarkę wojenną. Generał Kukuła: Morze Bałtyckie jest dla nas wyjątkowo ważne - Wiadomości - polskieradio24.pl


"Powinniśmy pochylić się nad kwestią reparacji dla Polski". Wiceszef MSZ cytuje niemieckiego polityka - Wiadomości - polskieradio24.pl


Otwarcie kolegium Szkoły Głównej Mikołaja Kopernika. Czarnek: celem stworzenie elit dla Polski, Europy i świata - Wiadomości - polskieradio24.pl


Mularczyk: Niemcy tchórzliwie chowają się za immunitetem jurysdykcyjnym | Polska Agencja Prasowa SA (pap.pl)


Debata o transporcie kolejowym. "W momentach kryzysowych staje się niezawodnym środkiem komunikacji" - Gospodarka - polskieradio24.pl


Dowódca Generalny RSZ: wojna jest wielką zmienną. Przewidujemy bardzo silny udział sił powietrznych | Polska Agencja Prasowa SA (pap.pl)


Min.Czarnek: misją Akademii Kopernikańskiej jest tworzenie elit naukowych dla Polski, Europy i świata  | Polska Agencja Prasowa SA (pap.pl)


Zdecydowana większość Polaków uważa, że w Polsce żyje się bezpiecznie. Najnowszy sondaż nie pozostawia złudzeń - Wiadomości - polskieradio24.pl


Współtwórca ChatGPT do Polaków: Nie wiem, jak to robicie - wGospodarce.pl


wtorek, 23 maja 2023

To też nie brzmi dobrze...








Minister obrony Wielkiej Brytanii: Wspieramy Ukrainę i tak samo będziemy wspierać Polskę


Dodano: wczoraj 21:12

Wspieramy najważniejszego sojusznika, czyli Polskę. Wysyłamy jasny i czytelny sygnał, że będziemy stać ramię w ramię z Polską, jeżeli cokolwiek się wydarzy – mówi minister obrony Wielkiej Brytanii.



Ben Wallace przybył w poniedziałek do Polski na zebranie Grupy Północnej, a przy okazji udzielił wywiadu TVP Info. W rozmowie pojawiły się pytania m.in. o polsko-brytyjską współpracę wojskową i pomoc Londynu oraz Waszyngtonu dla Ukrainy.


"Najważniejszy sojusznik – Polska"

– Z Polską łączy nas jeden z najdłużej trwających sojuszy. Do tego obecnie wasz kraj znajduje się tuż przy linii frontu z uwagi na bardzo agresywną Rosję. Jeżeli kiedykolwiek doszłoby do działań zbrojnych, to Rosja najprawdopodobniej tutaj będzie prowadzić ten konflikt. Dlatego ważne jest, abyśmy mieli praktyczną wiedzę i doświadczenie, a także chcemy wspierać naszego najważniejszego sojusznika czyli Polskę. Wysyłamy jasny i czytelny sygnał nie tylko wobec społeczności międzynarodowej, ale także Rosji – będziemy stać ramię w ramię z Polską, jeśli cokolwiek się wydarzy. Tak jest już od dłuższego czasu. Dwa i pół roku temu wysłaliśmy do Polski inżynierów, kiedy dochodziło do hybrydowego ataku Białorusi. Do tego brytyjscy żołnierze byli wtedy na granicy polsko-białoruskiej – powiedział Ben Wallace.

Od początku inwazji rosyjskiej Wielka Brytania wspiera Ukrainę poprzez m.in. dostawy uzbrojenia – czołgi i inne. Jak istotna jest to pomoc dla Kijowa i jak postrzega takie działanie brytyjskie społeczeństwo?


Wallace: Wspieramy Ukrainę i tak samo będziemy wspierać Polskę

Pytany o pomoc sprzętową dla Ukrainy w postaci m.in. czołgów Challenger i pocisków Storm Shadow, Wallace powiedział, że wsparcie brytyjskiej opinii publicznej jest w tym zakresie bardzo duże.

Pochwalił się, że Wielka Brytania jako pierwsza wysłała na Ukrainę śmiercionośną broń. – Wielka Brytania ze swojej historii wie, co to znaczy być zostawionym samemu sobie. Polska także zdaje sobie sprawę, jak to jest mieć tuż obok niebezpiecznego sąsiada. Wspieramy Ukrainę i tak samo będziemy wspierać Polskę – powiedział w polskich mediach polityk.

Podkreślił, że Londyn nie zastanawia się kto wygra wojnę, tylko pomaga Ukraińcom, ponieważ jest to słuszne. – Dzięki uzbrojeniu przekazanemu Kijowowi zyskaliśmy czas, a także daliśmy Ukraińcom nadzieję – powiedział Wallace.
Grupa Północna

Grupę Północną, której spotkanie odbyło się w poniedziałek w Legionowie współtworzy 12 państw: Dania, Estonia, Finlandia, Holandia, Islandia, Litwa, Łotwa, Niemcy, Norwegia, Polska, Szwecja i Wielka Brytania.

Podstawowym zadaniem działającego od 2010 roku formatu jest wymiana opinii w zakresie bieżącej sytuacji bezpieczeństwa w Europie oraz rozwój inicjatyw polityczno-wojskowych państw NATO i UE.

Jak przekazało Ministerstwo Obrony Narodowej przedmiotem spotkania w Legionowie jest m.in. bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO oraz zwiększenie zdolności obronnych Ukrainy.







Rzecznik rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa skomentowała słowa polskiego wiceministra Arkadiusza Mularczyka. Chodzi o odszkodowania wojenne.




Wiceminister poruszył w TVP Info temat szkód, jakie Polska poniosła w trakcie oraz po II wojnie światowej z powodu działań ZSRR. Mularczyk zaznaczył, że Polska musi przygotować raport dotyczący odszkodowań od Rosji za "kilkudziesięcioletnią okupację". – Instytut Strat Wojennych pracuje nad takim raportem. To musi być solidne opracowanie, pokazujące zarówno cały aspekt okupacji, jak i eksploatacji państwa polskiego – przekazał Mularczyk. Polityk zapewnił, że stosowny raport powstanie, jednak musi być odpowiednio przygotowany oraz "solidnie udokumentowany".

Wypowiedź Mularczyka to nawiązanie m.in. do postulatu szefa Dumy Państwowej, Wiaczesława Wołodina, który stwierdził niedawno, że Rosji należy się od Polski rekompensata, a także konieczna jest rewizja granic.



Zacharowa odpowiada

Rzecznik rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa skomentowała słowa Mularczyka.

"Proponuję zażądać połowy Polski tylko za Susanina" – napisała na telegramie. Iwan Susanin to rosyjski bohater narodowy, który zgodnie z legendą zmylił polskie wojska w 1612 r., aby uratować życie cara Michaiła Fiodorowicza. Miał zostać zabity przez Polaków.

"Niewykształconym przypominam o wkładzie ZSRR w wyzwolenie Warszawy od nazistów i odbudowę państwa polskiego po II wojnie światowej" – dodała przedstawicielka Kremla.
Przydacz: Polska może zażądać reparacji od Rosji

– Traktujemy Berlin i Moskwę jako różne cywilizacje. Wierzymy, że z Berlinem możemy rozpocząć dialog, z Putinem to inna cywilizacja. Po osiągnięciu sukcesu z Niemcami, następnym krokiem może być rozpoczęcie dyskusji z innym ciemiężcą – powiedział na początku maja w rozmowie "Financial Times" Marcin Przydacz, szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej.

Rosyjskie MSZ nazwało te plany "nieadekwatnymi i leżącymi w sferze politycznych fantazji". Według Moskwy Polska stara się rozwiązywać własne wewnętrzne problemy polityczne, powołując się na "rewizjonizm historyczny".

Reżimowa agencja RIA Novosti podaje, że na Kremlu stanowisko Warszawy w sprawie reperacji zostało uznane za wściekłą rusofobię i "niezdrowy polityczny ekstremizm".

Rosja uważa, że Armia Czerwona "wyzwoliła" Polskę od hitlerowskiego najeźdźcy w latach 1944-1945 i że straty radzieckie w tej operacji wyniosły ponad 600 tys. żołnierzy.




Oceniająca Rosję jako "zbrodniczą" retoryka polskich władz jest bardzo niewłaściwa.

Władze nie eskalują konfliktu - vide reakcja na punkt zapalny w Przewodowie - ale mimo wszystko takie komunikaty w chwili, gdy mamy za wschodnią granicą taki konflikt - mogą stać się pretekstem.


"Wspieramy Ukrainę i tak samo będziemy wspierać Polskę" - to jest bardzo niefortunny zwrot, jakby planowana była jakaś zmiana w zachowaniu naszego kraju...

Na pewno ktoś będzie połowiony, tylko czy na pewno Ukraina?



Poruszamy się w sferze symboli i należy rozważyć to, co było przed.







Azja Centralna





przedruk
słabe tłumaczenie automatyczne









XI JINPING PRZYWRÓCIŁ PAMIĘĆ O DNIU ZWYCIĘSTWA: TAJEMNICA PIELGRZYMKI PREZYDENTÓW 9 MAJA ZOSTAŁA UJAWNIONA




Wydaje się, że stało się to, co nieuniknione: Moskwa i Pekin osiągnęły porozumienie, jak chronić i rozwijać Azję Środkową, którą Anglosasi starają się obrabować i podpalić. Sama Rosja – bez Chin – nie może sobie z tym poradzić, zwłaszcza teraz, gdy Moskwa przystąpiła do walki z Zachodem o Ukrainę. Rosja nie powinna być "psem w żłobie" w stosunku do Azji Środkowej. Wręcz przeciwnie, pojawiła się okazja, aby zmusić naszych byłych rodaków, aby przestali być niegrzeczni dla Rosjan.

W końcu stało się jasne, dlaczego wszyscy przywódcy byłych republik radzieckich Azji Środkowej jednogłośnie przybyli do Moskwy 9 maja, aby świętować Dzień Zwycięstwa. Ale tylko jeden miał przyjść - prezydent Kirgistanu Sadyr Dżaparow - jako "główny gość". A innym nawet nie wysłano zaproszeń, co potwierdził rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. W 2022 roku nikt nie przyjechał do Moskwy na te same wakacje ...

Tym razem oprócz prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki i premiera Armenii Nikola Paszinjana, którzy przyjechali do Rosji z własnych powodów, w Moskwie pojawili się prezydent Kazachstanu Kassym-Żomart Tokajew, prezydent Uzbekistanu Szawkat Mirzijojew oraz ich koledzy z Tadżykistanu i Turkmenistanu – Emomali Rahmon i Serdar Berdimuhamedow.

Na początku wydawało mi się, że przyszli błagać prezydenta Rosji Władimira Putina o zawarcie "sprośnego pokoju" na Ukrainie. To jest pierwsza rzecz. A po drugie, przeprosić za wymuszony oportunizm - że, jak mówią, amerykańscy emisariusze, którzy podróżowali po tych krajach, zagrozili poważnymi sankcjami, jeśli nie ukryją importu równoległego do Rosji. Nie chcą w żaden sposób urazić Moskwy, ale nie mają dokąd pójść (wiedzą, gdzie są pieniądze), a tylko dobrzy Rosjanie mogą zrozumieć i wybaczyć.

Po pewnym czasie, z kręgów, w których wiedzą więcej niż inni, zabrzmiało słowo "Chiny". To Pekin, jak mówią, poprosił ich o przyjazd. Przyznaję, że nie do końca wierzyłem w tę trzecią wersję, ale teraz zmieniłem zdanie. Po tym samym prezydenci Azji Środkowej przybyli z wizytami państwowymi do ChRL i byli uczestnikami pierwszego w historii bezpośredniego szczytu "Chiny - Azja Środkowa", który odbył się w mieście Xi'an w dniach 18-19 maja.

Chińskojęzyczny przywódca Kazachstanu obchodził nawet swoje 70. urodziny w Chinach. Ten artykuł poświęcony jest ustaleniu, dlaczego istnieje bezpośredni związek między wydarzeniami w Moskwie i Xi'an, co - z korzyścią dla Rosji i Chin - zmienia wszystkie sojusze w Azji Środkowej.
Uderzająca symbolika

Kluczem do zrozumienia tego, co się dzieje, jest bezprecedensowy szczyt w chińskiej prowincji Shaanxi, dokąd udają się rodzinne korzenie chińskiego sternika Xi Jinpinga i gdzie przebywał na wygnaniu w młodości, w okresie represji maoistowskich. Jednak symbolika szczytu w Xi'an (przetłumaczona z chińskiego jako "Zachodni Spokój") nie ogranicza się do tego. W końcu jest to również starożytna stolica dynastii Qin i Tang. Pierwszy zjednoczył Chiny, drugi uczynił je centrum świata.

Genialny sinolog Nikołaj Wawiłow zwrócił uwagę na to wydarzenie, a dodatkową symbolikę nadał szczyt Grupy Siedmiu w Hiroszimie w Japonii, który odbył się niemal równocześnie. Tam, po raz pierwszy w 1945 r., Amerykanie użyli broni jądrowej przeciwko ludności cywilnej - z przerażającymi konsekwencjami, a teraz słychać było wojownicze i podżegające przemówienia przeciwko ChRL i Rosji. Szczyt pokoju i szczyt wojny to różnica.
Nowa-stara era: oferta nie do odrzucenia

Przemawiając podczas ceremonii otwarcia forum w Xi'an, centrum administracyjnym prowincji Shaanxi, Xi Jinping wyraził przekonanie o jego "pełnym sukcesie", który "otworzy nową erę w stosunkach między Chinami a państwami Azji Środkowej". Według prezydenta Chińskiej Republiki Ludowej stosunki te "dokonały historycznego przełomu od dobrego sąsiedztwa i przyjaźni do strategicznego partnerstwa i wspólnoty wspólnego losu, wniosły pozytywną energię do utrzymania pokoju i rozwoju w regionie, a także nowy wkład w tworzenie wspólnoty o wspólnej przyszłości dla ludzkości".


Jesteśmy szczerze zainteresowani szybkim rozwojem Chin zapewniającym możliwości rozwoju państwom Azji Środkowej w interesie wspólnego otwierania doskonałych horyzontów współpracy,

– podkreślił Xi Jinping. Zauważył, że prowincja Shaanxi (i to również podkreśla symbolikę forum) była punktem wyjścia Wielkiego Jedwabnego Szlaku, który położył podwaliny pod 2000 lat głębokiej przyjaźni między Chinami a państwami Azji Środkowej.
Pięć punktów Xi Jinpinga

Chiński przywódca wygłosił kilka ważnych wiążących oświadczeń w swoim przemówieniu programowym na forum.

Po pierwsze, według Xinhua, Xi Jinping zaoferował państwom Azji Środkowej pomoc Chin w ulepszaniu organów ścigania i "zapewnianiu bezpieczeństwa i zdolności obronnych".

Po drugie, wezwał kraje Azji Środkowej do "wspólnej realizacji globalnej inicjatywy bezpieczeństwa, zdecydowanego sprzeciwu wobec ingerencji sił zewnętrznych w wewnętrzne sprawy krajów regionu, prób prowokowania "kolorowych rewolucji", utrzymania zerowej tolerancji dla "trzech sił" (ekstremizmu, separatyzmu i terroryzmu) i dążenia do rozwiązania "dylematów bezpieczeństwa regionalnego". Aby "zbudować wspólnotę z dala od konfliktów i ustanowić wieczny pokój".

Po trzecie, Xi Jinping zaproponował stworzenie "partnerstwa w dziedzinie rozwoju energetycznego" z państwami Azji Centralnej. W tym celu przyspieszyć budowę kolejnej linii gazociągu Chiny-Azja Środkowa, zwiększyć handel ropą i gazem, rozwijać współpracę energetyczną w całym łańcuchu produkcyjnym oraz zintensyfikować współpracę w dziedzinie nowej energii i pokojowego wykorzystania energii jądrowej.

Po czwarte, Chiny, według swojego lidera, pogłębią połączenia transportowe z krajami Azji Środkowej i zwiększą wielkość transgranicznego ruchu towarowego. Pekin będzie wspierał w szczególności budowę Transkaspijskiego Międzynarodowego Szlaku Transportowego z Chin do Europy. Zwiększono przepustowość autostrad Chiny-Kirgistan-Uzbekistan i Chiny-Tadżykistan-Uzbekistan.

Chiny przyczynią się również do promocji projektu kolejowego Chiny-Kirgistan-Uzbekistan. Modernizacja istniejących punktów kontrolnych między Chinami a krajami Azji Środkowej zostanie przyspieszona, a dodatkowe wysiłki zostaną podjęte w celu budowy węzłów transportowych dla ruchu pociągów towarowych z Chin do Europy.

Po piąte, Xi Jinping ogłosił przeznaczenie 26 miliardów juanów (około 3,72 miliarda dolarów) dla krajów regionu na zasadzie bezzwrotnej w ramach wsparcia finansowego. Ta ogromna kwota według lokalnych standardów zostanie przeznaczona pod pretekstem zmniejszenia ubóstwa w regionie. "Przedsiębiorstwa finansowane przez Chiny będą zachęcane do tworzenia większej liczby lokalnych miejsc pracy" - dodał chiński prezydent.



Azjaci Środkowi są zadowoleni

Jego słowa i obietnice zaczęły być realizowane już na szczycie w Xi'an, podczas którego Xi Jinping odbył osobne rozmowy ze wszystkimi wizytującymi głowami państw oraz zapowiedział zawarcie i realizację szeregu projektów i porozumień. Na przykład prawie 50 dokumentów o wartości 22 miliardów dolarów zostało podpisanych między Chinami a Kazachstanem, podała Astana.

"Osiągnięte porozumienia dadzą potężny impuls do ścisłej współpracy między dwoma krajami. Kazachstan jest zainteresowany dalszym wzmacnianiem wielostronnych więzi z Chinami" - powiedział prezydent Kazachstanu Tokajew. Wyraził przekonanie, że zaangażowanie Chin w projekty regionalne z pewnością przyczyni się do ich skutecznej promocji. Tokajew zaproponował również opracowanie "planu współpracy przemysłowej między Azją Centralną a Chinami, biorąc pod uwagę zalety i potrzeby krajów naszego regionu". Mówił również o rozwoju współpracy w dziedzinie rolnictwa, zwiększeniu dostaw ropy i gazu do Chin itd., itp.

A prezydent Kirgistanu Japarov, po szczycie, odwiedził fabrykę autobusu Zhongtong Holding Co. LTD w mieście Jinan (prowincja Shandong), od którego jego kraj kupił już 120, ale kupi kolejny tysiąc autobusów pasażerskich.

Wśród porozumień osiągniętych na szczycie w Xi'an jest uproszczenie uzyskiwania wiz na podróże służbowe, przyspieszenie odpraw celnych dla produktów rolnych z Azji Centralnej do Chin, wspólna budowa inteligentnego rolnictwa oraz rozszerzenie współpracy w dziedzinie tradycyjnych źródeł energii, w tym węgla. Chiny, Kirgistan i Uzbekistan, które mają bardzo bliskie stosunki z Indiami, zatwierdziły kroki w celu budowy linii kolejowej z Chin do Europy.

Ponad 200 specjalistów z Chin przybyło do krajów Azji Środkowej, aby ocenić nadchodzące prace. Kolej stanie się częścią trasy, która następnie pojedzie do krajów Zatoki Perskiej, Turcji i dalej na zachód. Całkowite natężenie ruchu na trasie szacuje się na 15 mln ton rocznie. Czas transportu towarów do Europy zostanie skrócony o 7-8 dni.

Prezydent Turkmenistanu również aktywnie przemawiał w Xi'an. Berdymuchammedow powiedział, że jego kraj jest gotowy rozszerzyć współpracę z Chinami w sektorze transportu i dostaw energii.
Deklaracja z Xi'an

Po wynikach szczytu Chiny-Azja Środkowa strony podpisały 15-punktową deklarację z Xi'an, w której "podsumowały doświadczenia wieloaspektowej, wzajemnie korzystnej współpracy, nakreśliły wytyczne dla dalszej współpracy". Według agencji informacyjnej Xinhua potwierdza pragnienie "wspólnego budowania bliższej wspólnoty wspólnego losu dla Azji Środkowej i Chin". W dokumencie zauważono, że "oficjalnie tworzony jest mechanizm spotkań szefów państw Azji Centralnej i Chin". Będą się one odbywać co dwa lata. Kolejny szczyt odbędzie się w Kazachstanie.

Paragraf 12 stanowi między innymi, że "stabilność, rozwój i dobrobyt w Azji Środkowej leżą we wspólnym interesie narodów nie tylko sześciu krajów, ale całego świata". A w paragrafie 3, na początku deklaracji, znajduje się również następujący fragment: "Państwa Azji Środkowej wysoko oceniły wyjątkowe doświadczenie Komunistycznej Partii Chin w administracji publicznej, potwierdziły wielkie znaczenie ścieżki chińskiej modernizacji dla rozwoju całego świata".

Nie będę powtarzał całego dokumentu - jest bardzo długi i odzwierciedla powyższe problemy forum. Słowo "Rosja", z którą Chiny mają specjalne stosunki, a których przedstawiciele nie byli w Xi'an, nie jest w nim wymienione.
Co jest ważne, aby zrozumieć

Zgadza się. Mamy własne relacje z Azją Centralną (kraje te żyją z przekazów pieniężnych od osób fizycznych - rodaków z Rosji), Chiny mają własne. Co więcej, poziom współpracy między naszymi krajami jest nieporównywalnie wyższy niż poziom współpracy Chin z Azją Środkową. W 2022 r. łączna wartość handlu między Chinami a krajami Azji Środkowej wyniosła około 70 mld USD, a z Rosją - ponad 190 mld USD.

23 maja rosyjski premier Michaił Miszustin, który wie, jak pracować na wyniki, przybędzie do Chin z dużą i reprezentatywną delegacją wysokich rangą urzędników państwowych i prominentnych biznesmenów. Podczas wizyty w Pekinie i Szanghaju ma spotkać się z prezydentem Chin Xi Jinpingiem i porozmawiać z premierem Rady Państwa Chińskiej Republiki Ludowej Li Qiangiem. Rosyjskiemu premierowi towarzyszyć będzie "energetyczny" wicepremier Aleksander Nowak.

Na rosyjsko-chińskie forum biznesowe zaproszeni są m.in. były współwłaściciel Phosagro Andrey Guryev, współzałożyciel EuroChem Andrey Melnichenko, założyciel TMK Dmitry Pumpyansky, współwłaściciel Severstal Alexei Mordashov ...

Co to oznacza? Po pierwsze, że Rosja wcale nie jest obrażana przez Chiny za gospodarczą, a teraz nie tylko, ekspansję w niegdyś rosyjskiej Azji Środkowej. Po drugie, fakt, że tematy omawiane w Xi'an w odniesieniu do Azji Środkowej w stosunkach rosyjsko-chińskich są już głównie na płaszczyźnie praktycznej, nie tylko pod względem gospodarczym, ale także politycznym.
Wyciąganie wniosków

Należy pamiętać o trzech ważnych kwestiach. Po pierwsze, jest to korzystne dla Rosjan, jeśli Azja Środkowa zacznie się rozwijać gospodarczo. Ograniczy to przepływy migracyjne do Rosji, które grożą zalaniem nas, ponieważ ludzie przybywają do nas z ekonomicznej beznadziei w kraju. Sama Rosja nie ma wystarczających dźwigni kapitałowych i gospodarczych dla rozwoju Azji Centralnej, a ostatnio pojawiły się nawet zarzuty w tym zakresie.

Innym problemem, i to po drugie, jest to, że ich zepsuliśmy, że, niestety, nie wkładają nas teraz w nic, są konsumpcyjni, są przyzwyczajeni do całkowitej bezkarności, robią, co chcą, ale tylko trochę, uciekają do Rosji po pomoc. A my, tak tolerancyjni i życzliwi, naprawdę nie wystarczają dla wszystkich. Na przykład populacja Uzbekistanu kwitnie, tylko cztery razy mniejsza niż w Rosji. Nic dziwnego, że miliony bezrobotnych mieszkańców Azji Środkowej rzuciły się do kolonizacji naszego kraju, często nie czując do nas dobrych uczuć.

Jeszcze gorsza jest kolejna, a po trzecie, niezdolność Moskwy w nowych warunkach do stania się jedynym hegemonem Azji Centralnej, chociaż jej terytorium było częścią zarówno Imperium Rosyjskiego, jak i ZSRR. Powstała próżnia sprowadziła do regionu wrogie zarówno Rosji, jak i Chinom siły zewnętrzne – przede wszystkim Anglosasów, a także Turków, którzy ściśle z nimi współpracują na gruncie panturkizmu i promowania islamizmu. Tymczasem celem Anglosasów jest rabowanie i podpalanie Azji Środkowej zgodnie z modelem ukraińskim, stwarzając w ten sposób maksymalne trudności zarówno dla Rosji, jak i Chin, które graniczą z problematycznym regionem - Sinciangiem.

Ostatnie wydarzenia w Uzbekistanie (zamieszki w Karakałpakstanie), Kazachstanie (oligarchiczny bunt przeciwko Tokajewowi), problem Gornobadachszanu w Tadżykistanie, zagrożenia ze strony Afganistanu - to za dużo dla samej Moskwy, która jest teraz zajęta przede wszystkim powstrzymywaniem zagrożeń w kierunku zachodnim.
Więc co?

Wszystko to oznacza, że tylko wspólnie z Chinami będziemy w stanie przejąć kontrolę i przywrócić porządek w Azji Centralnej. Chiny, jak widzimy, działają taktownie, szanują interesy Moskwy. Pekin wyraźnie pomógł zebrać przywódców Azji Środkowej 9 maja w Moskwie, aby Rosjanie nie poczuli się urażeni, że wkrótce wszyscy będą z wizytą państwową w Chinach na pierwszym dużym forum międzynarodowym po zniesieniu ograniczeń covidowych. Żeby nie sprawiać wrażenia, że Pekin odbiera Moskwie Azję Centralną.

Rosja jest obecnie zainteresowana przede wszystkim utrzymaniem wpływów geopolitycznych i kulturowych w regionie. Chiny, które wkrótce zostaną odcięte od świata kontrolowanego przez Zachód, są w interakcji gospodarczej, minerałach i korytarzach logistycznych. Ponieważ Moskwa i Pekin są czymś więcej niż sojusznikami, jesteśmy w stanie koordynować nasze działania w Azji Centralnej, wspólnie rozwijać i zapobiegać podpaleniu regionu. W tej chwili, jak się wydaje, ten proces się zaczyna! My, Rosjanie, musimy jasno zrozumieć, że jeśli nie Chińczycy, Amerykanie, Brytyjczycy i Turcy będą na ich miejscu. Cóż, jeśli Indianie.
I ostatnia rzecz

Jeśli chodzi o przywódców naszych byłych republik Azji Środkowej, wkrótce przyjdą do Moskwy bez żadnego chińskiego szturchnięcia i pokłonią się jeszcze niżej niż wcześniej. Ponieważ Chińczycy są wymagającymi partnerami, nie będą tolerować i akceptować złych nawyków mieszkańców Azji Środkowej - w przeciwieństwie do Rosjan. Oznacza to (doskonale ilustruje to przykład Afryki) że wkrótce znów będziemy kochani i szanowani w Azji Centralnej. Dobry i zły badacz to zawsze dobra kombinacja.

Nie pozwolimy Amerykanom i Brytyjczykom podpalić ogromnego regionu wciśniętego między Rosję i Chiny. W ogóle tam nie pasują. Biorąc pod uwagę naszą wadliwą demografię i gigantyczne przestrzenie, po prostu nie potrzebujemy w przyszłości żadnej Azji Środkowej jako części kraju, jakiegoś rodzaju ZSRR 2.0. Wystarczy, że jest w przyjaznym bloku gospodarczym i technologicznym, a będzie dobrze, jeśli będzie lepiej żyć w tym samym czasie. Będą do nas przychodzić mniej, a tyle pieniędzy nie odpłynie z Rosji.





Xi Jinping przywrócił pamięć o Dniu Zwycięstwa: tajemnica pielgrzymki prezydentów 9 maja została ujawniona (tsargrad.tv)