Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

poniedziałek, 6 lutego 2017

Tatuaż, a architektura




"Do komputera też używam dłoni.

- Ale nie w ten sam sposób, co kiedy rysujesz. Rysując albo malując, odzwierciedlam dokładnie to, na co patrzę, albo to, co widzę wyobraźnią. Nieświadomie tego dotykam. A to właśnie dotyk tworzy najsilniejsze zrozumienie. Rysując ręką, zaczynamy rozumieć przedmiot całkowicie."



- Kiedy rysuję, nigdy nie myślę o piórze, które trzymam w dłoniach. Ono staje się częścią mojej dłoni, a w praktyce przedłużeniem mojego umysłu. Rysuję tak naprawdę umysłem, a nie samym piórem. To jest coś, co przychodzi z praktyką.




Tak jest z tatuażem. 

Tatuaż to nic innego jak czyjaś ekspresja poprowadzona po skórze drugiego człowieka. 

Tatuowany jest tylko płótnem - tłem - dla popisu tatuażysty.

Wybór tatuażu to nie to samo co wybór krawata, albo koloru tapicerki w samochodzie.
Tatuażysta pozostawia na skórze swój ślad, swój rysunek - jedyny niepowtarzalny, tak jak  niepowtarzalny jest charakter pisma, albo linie papilarne.

Idzie ulicą samotna piękna dziewczyna. Kiedy mnie mija, oglądam się i widzę wysoko na jej plecach wytatuowany krótki napis. Zrobiony elegancką fantazyjną czcionką. 

Ktoś ją zaznaczył. Popisał. Odcisnął na jej skórze swój ślad.

Tatuaż nie świadczy o osobowości osoby tatuowanej.
On świadczy o osobowości tatuażysty.



A tatuowany jest tylko tłem, które podszywa się pod tatuażystę...




Ręka, w której trzymamy pióro lub ołówek, to przedłużenie umysłu. Kiedy młodzi architekci zaczynają studia od komputera, nie potrafią wykształcić wyobraźni empatycznej. Rozmowa z Juhanim Pallasmaą, fińskim architektem i eseistą.



Aleksander Gurgul: Byłem w zeszłym roku na pana wykładzie w Krakowie. Rzadko można oglądać takie tłumy na spotkaniu z architektem. Najbardziej zaintrygowała mnie pana opinia o studiach architektonicznych: że przynajmniej przez pierwsze dwa lata studenci w ogóle nie powinni korzystać z komputera.

Juhani Pallasmaa: Uczyłem architektury przez prawie 50 lat. To obszar, w którym musisz uruchomić swoją wyobraźnię. Zwłaszcza tę empatyczną, czyli taką, w której wyobrażasz sobie przestrzeń z pozycji drugiej osoby. Widziałem, że kiedy młodzi ludzie zaczynają studia od komputera, nie potrafią wykształcić tej wyobraźni. Pozwalają, by to komputer kreował za nich. Potem, kiedy już wyrobią w sobie ową wyobraźnię, komputer jej nie zniszczy.

Mój profesor w Helsinkach mawiał, że ważniejsze od wymyślania przestrzeni jest to, by wyobrazić sobie ludzkie sytuacje. Bo z tego wywodzi się architektura - z wyobrażenia warunków i ludzkich sytuacji. Architektura komputerowa to tylko zabawa formą bez kontentu.

Jak dłonie pomagają wykształcić wyobraźnię empatyczną?

- Myśląc o edukacji, powinniśmy kształcić człowieka całego, w całej jego złożoności. Nie tylko wzrok czy intelekt.

Do komputera też używam dłoni.

- Ale nie w ten sam sposób, co kiedy rysujesz. Rysując albo malując, odzwierciedlam dokładnie to, na co patrzę, albo to, co widzę wyobraźnią. Nieświadomie tego dotykam. A to właśnie dotyk tworzy najsilniejsze zrozumienie. Rysując ręką, zaczynamy rozumieć przedmiot całkowicie. Podczas kiedy np. fotografia - choć nie deprecjonuję fotografii jako sztuki - nie wywiera tak silnego wpływu na naszą pamięć.

W swoim życiu zrobiłem setki, jeśli nie tysiące szkiców, podróżując po świecie. Doskonale pamiętam każde miejsce, które narysowałem. Podczas gdy nie do końca pamiętam miejsca, które tylko sfotografowałem. W tym zawiera się różnica.

Zwłaszcza kiedy używa się aparatu cyfrowego.

- Przyznaję, że straciłem zainteresowanie fotografią, kiedy tylko pojawiły się aparaty cyfrowe. Wcześniej brałem ze sobą aparat z sześcioma obiektywami.

Pana zdaniem komputer nigdy nie będzie w stanie zastąpić architekta?

- Absolutnie. Architektura zawiera się w ludzkich potrzebach. Jakim sposobem komputer miałby je odkryć? Architektura polega na komunikowaniu się dwóch osób.

W dalszym ciągu, rysując popełniamy błędy. Potem trzeba je wymazywać, nanosić poprawki. Dłoń nie jest tak doskonałym narzędziem jak komputer.

- Kiedy to właśnie doskonałość komputera jest tym, czego nie lubię w nim najbardziej.

Jak to?

- Kreatywna praca potrzebuje przestrzeni do poruszania się. Zbyt wiele precyzji nie jest korzystne dla kreatywności. Poza tym linia narysowana przez komputer to tylko połączenie dwóch punktów. To już nie jest kreska narysowana przez człowieka.

W dzisiejszym świecie jesteśmy pchani do perfekcji, bo tylko wtedy będziemy uznani za profesjonalistów.

- To interesujące, że perfekcjonizm w ostatecznym kształcie stanowi o jakości dzieła, ale podczas samego procesu jego powstawania jest już przeszkodą. Jeśli dojdziesz do perfekcji na zbyt wczesnym etapie pracy, niczego nie osiągniesz.

Patrzy pan na 30-latków. W naszym pokoleniu, w świecie korporacyjnym, precyzja to wartość, którą można zamienić na pieniądze.

- To nie jest dokładna obserwacja, kiedy mowa o procesie kreatywnym. Takie działania muszą mieć pozostawioną otwartość ich zakończenia i wielość interpretacji. Jeszcze raz powtórzę: precyzja wieńcząca dzieło to wartość, ale osiągnięcie jej zbyt wcześnie w procesie tworzenia to przeszkoda. Znam przykłady perfekcjonistów, którym nigdy nie udało się stworzyć niczego rangi światowej.


Architektura jest jednym z tych procesów?

- Tak. Każda działalność artystyczna: malarstwo, rzeźba. W świecie artystycznym perfekcjonizm doprowadza do uwięzienia samego siebie. Intelektualizujesz rzeczy i przez to osądzasz je zbyt mocno.

Pana zdaniem bycie niedoskonałym sprzyja artystycznej duszy.

- Raczej bycie otwartym umysłowo.

Są zawody, w których precyzja dłoni jest przecież potrzebna. Chirurg jest pierwszym, jaki przychodzi mi do głowy...

- Bez wątpienia, musi być precyzyjny. Ale architekt nie jest chirurgiem.

Niektórzy architekci mówią o sobie: "chirurdzy przestrzeni".

- Zdarza się. Ale to nie jest dobre porównanie.

Na wykładzie powiedział pan też, że dłoń, w której znajdzie się młotek, przestaje być dłonią, a zaczyna być młotkiem.

- To pojęcie dłoni-narzędzia. Cytowałem Michela Serresa, francuskiego filozofa.

Na czym to polega?

- Kiedy rysuję, nigdy nie myślę o piórze, które trzymam w dłoniach. Ono staje się częścią mojej dłoni, a w praktyce przedłużeniem mojego umysłu. Rysuję tak naprawdę umysłem, a nie samym piórem. To jest coś, co przychodzi z praktyką. Dzieje się w szkołach, gdzie młodych ludzi uczymy tego procesu.

Na czym polega waga wrażliwości dłoni architekta? Przecież rysując, nigdy nie dotyka się przedmiotu, który powstanie.

- Inny francuski filozof, Maurice Merleau-Ponty, powiedział kiedyś, że dzięki obrazom Paula Cézanne'a czujemy, jak świat dotyka nas.

Potrafi pan sobie wyobrazić niepełnosprawnego architekta bez dłoni?

- Przyjaźnię się z portugalskim architektem , który jest niewidomy. Zajmuje się głównie projektowaniem zewnętrznych basenów. W takich projektach ważne jest odczuwanie warunków skórą.

Byciem architektem mimo braku rąk nie jest niemożliwe. Mamy w sobie zdolność wyobrażania sobie dotyku. Nasz umysł jest nieprawdopodobnie elastyczny. Potrafi nam skompensować inne zdolności, których nam brakuje. Dotyk jest częścią wzroku. Kiedy na coś patrzymy, nieświadomie tego dotykamy.

Czy architekt bez dłoni nie będzie już tak dobry jak ten, który je ma?

- Trudno mi spekulować. Umysł nadal może symulować dotyk przez wyobraźnię.


Czyli umysł i wyobraźnia nadal są ważniejsze od samych dłoni.

- W pracy twórczej stanowią jedność. Ale tak, dotyk jest po części produktem naszej wyobraźni. Innymi słowy, dotykam czegoś dłońmi, ale odczuwam w umyśle.

Są jeszcze artyści, którzy zamiast dłońmi tworzą np. stopami.

- To pokazuje, że fizyczność nie jest ważna. Tworzenie to akt symulowania obiektu w naszej głowie. Nawet niewidomi potrafią przecież odczuwać przestrzeń.

Czy używanie komputera albo smartfonów powoduje, że stajemy się coraz mniej kreatywni w dziedzinach artystycznych?

- Jest takie zagrożenie. Potrzebujemy narzędzi, używaliśmy ich od wieków. Ale powinniśmy częściej zadawać sobie pytanie, po co i kiedy ich używamy. Albo dlaczego tego akurat konkretnego narzędzia. Byłbym głupcem, gdybym twierdził, że komputery nie są nam w ogóle potrzebne. Chodzi o to, by artysta stał się jednością ze swoim dziełem. Poeta z napisaną frazą, a muzyk z instrumentem, z którego wydobywa dźwięki.

Pisarze używają starych maszyn do pisania.

- Znam wielkich pisarzy, którzy tworzą odręcznie, i takich, którzy robią to na maszynie albo komputerze. Sam najpierw piszę ręcznie, potem przepisuję na komputerze, drukuję i nanoszę poprawki ręcznie. I znów przepisuję.

Popatrzmy na rzemiosło. Przechodzi do historii. Kiedyś szewc robił buty rękami. Teraz produkuje się je w fabrykach w Chinach. Rola człowieka sprowadza się do naciskania guzika. Resztę robi maszyna.

- Jest jednak jakość, którą rzemiosłu nadaje tylko ręczne wykonanie.

Wtedy buty nie będą już tak perfekcyjnie wykonane jak te z szablonu, z maszyny.

- Ale będą indywidualnie dopasowane. Tę dodatkową wartość lepiej widać, kiedy przyjrzymy się rzemiosłu o bardziej rzeźbiarskiej formie, wykonanemu np. w drewnie. Miska zrobiona przez rzemieślnika będzie inna niż wykonana automatycznie. Zdolny rzemieślnik natrafi dłonią na nieregularności w drewnie. Komputer już tego nie zrobi. Brałem udział w projekcie, w którym metodą druku 3D wykonano reprodukcje drewnianych rzeźb Tapio Wirkkali, słynnego fińskiego designera. Wyglądały naprawdę źle, w ogóle nie było w nich życia. Na koniec każdą z osobna i tak obrobić musieli ręcznie rzemieślnicy, by tchnąć w nie życie.

Czy to znaczy, że w przyszłości cena produktów z metką "handmade" będzie jeszcze rosła?

- Bez wątpienia. Już to obserwujemy.

Ale w telewizji i internecie nie spotykam firm reklamujących się "u nas tylko ręcznie wykonane".

- Ależ oczywiście, że są reklamy takich firm.

W Polsce nauka rzemiosła zamiera. Coraz mniej młodych ludzi chce się go uczyć.

- W Finlandii było podobnie. Wiele zawodów zaczęło zanikać i teraz się je przywraca. Do tego potrzebowaliśmy 20 lat temu otworzyć specjalne szkoły, w których ci ludzie się uczą. Powinniśmy szanować tradycję.

Tradycja kojarzy się z konserwatyzmem.

- Tymczasem tradycja ma wartości, które są nie do zastąpienia. Konserwuje np. umiejętności. W latach 70. razem z Tapio Wirkkalą zaproponowaliśmy fińskiemu ministrowi kultury, by zasugerował UNESCO, ażeby opisać wszystkie tradycyjne umiejętności, jakie ludzie mają na świecie. Tysiące tych umiejętności są bezpiecznikiem na wypadek katastrofy ludzkości.

Nie mówimy o światowej katastrofie, ale zwykła lokalna powódź jest katastrofą w ludzkiej, niewielkiej skali.

- Jak ludzie przetrwają, jeśli stracą tradycyjne umiejętności? Rolnictwo, polowanie, rybołówstwo... W latach 50. dorastałem na farmie moich dziadków. Brakowało wszystkiego, nawet chleba, ale wdzięczny jestem za tamte lata biedy. Na farmie powstawało wszystko to, co było potrzebne do życia: jedzenie, leki, ubrania, narzędzia. Mimo że przecież ukończyłem studia, uważam, że mój ledwie czytający dziadek jest prawdopodobnie najważniejszym profesorem, jakiego miałem w swoim życiu. A dziś? Farmer jedzie do supermarketu i w nim ma wszystko to, co wymieniłem. Katastrofą będzie, kiedy pojedzie do supermarketu, a jego już tam nie będzie.

Jak z perspektywy Fina wygląda sztuka w Polsce?

- W latach 60. bardzo popularna u nas była polska sztuka plakatu, która była rodzajem artystycznego wyzwolenia dla architektów, projektantów, filmowców.

A czy polska kreatywność nie wynika przypadkiem z tego, że nadal nie jesteśmy bardzo zamożnym krajem?

- Istnieje pewna korespondencja między poziomem bogactwa społeczeństwa a jego kreatywnością. Bogactwo bez wątpienia potrzebne jest w nauce, tam potrzebne są duże organizacje, badania, laboratoria i maszyny.

A biedni artyści częściej tworzą dłońmi.

- Tak jest (śmiech ), choć nie chcę brzmieć jak fatalista.

JUHANI PALLASMAA

Jeden z najbardziej znanych fińskich architektów i myślicieli. Pełnił funkcje m.in. rektora Instytutu Sztuk Przemysłowych w Helsinkach, dyrektora Muzeum Fińskiej Architektury oraz profesora i dziekana Wydziału Architektury na Uniwersytecie Technologicznym w Helsinkach. Jest autorem ponad 30 książek, m.in. opublikowanych w 1996 r. "Oczu skóry" (wydane w Polsce w 2012 r. przez Instytut Architektury). Zajmuje się tematem zmysłów w architekturze, pokazuje, jak podporządkowanie sferze wizualnej pozostałych zmysłów doprowadziło do zubożenia naszego otoczenia.




http://krakow.wyborcza.pl/krakow/1,42699,21328335,juhani-pallasmaa-architekt-nie-musi-byc-perfekcjonista.html





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz