Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

czwartek, 17 listopada 2016

Klan Tęczy bombardował miasto Klanu Węża

Wiedza Indian
(1/1)
Radosław:



"Klan Tęczy bombardował miasto Klanu Węża najpotężniejszą i najbardziej porażającą bronią, jaką posiadał. Była podobna do pioruna. To, czego używali, my nazywamy energią elektryczną. Klan Węża był na to przygotowany. Z pomocą Węża ukrył się w podziemiach, gdzie był dobrze chroniony także jakimś rodzajem energii elektrycznej. Gdy ustała strzelanina, Wąż zrobił użytek ze swej umiejętności zakopywania się i zbudował tunel pod fortyfikacjami Klanu Tęczy."

Tak brzmi jeden z mitów Indian Hopi, opowiedzianych przez Białego Niedźwiedzia, a spisanych przez Austriaka Josepha Blumricha w wydanej także w Polsce książce p.t. "Kasskara i Siedem Światów". Według Białego Niedźwiedzia budowniczymi tuneli byli katchinas (kaczynowie) - latający bogowie. Inne legendy Hopi głoszą, że człowiek wyszedł z wnętrza Matki Ziemi, przedstawianego przez nich w symbolicznej postaci labiryntu.

"
Przed tysiącami lat przodkowie Indian Hopi mieszkali na kontynencie w rejonie Oceanu Spokojnego, kontynent ów zwał się Kasskara. Potem wybuchła międzykontynentalna wojna. W tej epoce Kásskara zaczęła pogrążać się w oceanie, nie był to jednak - tak jak w Biblii czterdziestodniowy potop, lecz zapadanie się kontynentu. W końcu nad wodę wystawały tylko najwyżej położone części lądu - dziś jest to kilka wysp mórz południowych. Indianie Hopi zostali zmuszeni do odwrotu. W ucieczce pomagali im Kaczynowie. Biały Niedźwiedź wyjaśnia, że słowo "Kaczynowie" znaczy tyle co "dostojni i poważani wtajemniczeni", elita, z którą jego lud miał zawsze kontakt. Kaczynowie, którzy co pewien czas odwiedzali Ziemię, byli istotami cielesnymi, pochodzącymi z planety Toonaotekha oddalonej od Układu Słonecznego. Kaczynowie znali trzy kategorie wtajemniczonych - byli to twórcy, nauczyciele i strażnicy praw. Hopi twierdzą, że także Kaczynowie-twórcy produkowali w tajemniczy sposób różnych ludzi. (!)

Mistyka takich narodzin jest dla Białego Niedźwiedzia jasna: "Choć zabrzmi to dziwnie, nigdy nie dochodziło do obcowania, nie było stosunków płciowych, lecz wybrane kobiety zachodziły w ciążę." To samo stwierdzenie znajdujemy w PopoI Vuh. Pierwsi ludzie zostali poczęci "bez udziału ojca. [...] Jedynie mocą nadprzyrodzoną, za sprawą czarów zostali stworzeni i utworzeni [..]". W PopoI Vuh możemy również znaleźć informację, że pośród stworzonych byli mężowie, których mądrość była wielka. Biały Niedźwiedź nie czytał wprawdzie PopoI Vuh, ale wie z legend Indian Hopi: "Istnieli cudowni, potężni mężowie, gotowi zawsze do niesienia pomocy, nigdy zaś do niszczenia"
"
http://wigwam02.republika.pl/Wigwam33/bialynie.html

Trochę o początkach świata i historii stworzenia wg Indian Hopi:
http://wiedzakobiet.org/content.php?article.43.0

"(...) jesteście wszyscy tutaj, wy, którzy zostaliście wybrani do ocalenia ze zniszczenia tego świata. Teraz chodźcie ze mną?.

(Sóyuknang) Poprowadził ich do wielkiego kopca, gdzie żył Lud Mrówek, wszedł na jego szczyt i kazał Ludziom Mrówkom otworzyć swój dom. Kiedy zrobiono otwór na wierzchołku kopca, Sóyuknang powiedział do ludzi, ?Teraz wejdźcie do kiva Mrówek, gdzie będziecie bezpieczni, kiedy ja zniszczę świat. Kiedy tu będziecie, chcę, żebyście pobrali lekcję od tych Ludzi Mrówek. Są oni pracowici. Gromadzą latem pożywienie na zimę. Utrzymują chłód, kiedy jest gorąco, a ciepło, kiedy jest zimno. Żyją nawzajem w pokoju. Są posłuszni planowi Stworzenia.?

W ten sposób ludzie zeszli w dół, aby żyć z Ludem Mrówek. Kiedy wszyscy byli już bezpieczni, Taiowa rozkazał, aby Sóyuknang zniszczył świat. Sóyuknang zniszczył go za pomocą ognia, ponieważ Klan Ognia był jego przywódcą. Potem zesłał deszcz ognia. Otworzył wulkany. Ogień szedł z góry i z dołu, i we wszystkie strony, póki cała ziemia, wody, powietrze, wszystko stało się jednym: ogniem. I nic nie pozostało, poza ludźmi bezpiecznie schronionymi w łonie ziemi.

Pierwsi Ludzie z Pierwszego Świata, Tokpela, byli bezpiecznie schronieni pod ziemią, kiedy na ziemię spadł deszcz ognia. Wulkany i ogniowe burze zniszczyły wszystko co było na górze, aż ziemia, woda, i samo powietrze stały się jednym żywiołem ognia.

Taki był koniec Tokpela, Pierwszego Świata.
"

"
Kiedy to się działo, ludzie żyli szczęśliwie pod ziemią z Ludem Mrówek. Ich domy były podobne do ludzkich domów na powierzchni ziemi, które zostały zniszczone. Mieli pomieszczenia, w których mieszkali i takie, w których przechowywali żywność. Było także światło, dzięki któremu mogli widzieć. Drobne kawałki kryształu w piasku kopca absorbowały światło słoneczne i korzystając z wewnętrznego widzenia centrum zlokalizowanego za oczami, bardzo dobrze widzieli poprzez te odbicia.

Kosmogonia Hopi stanowi, że kiedy Hopi żyli w świecie podziemnym (Mas-ki) byli stworzeniami niekompletnymi, niedokończonymi, przechodzącymi wiele faz metamorfozy przed ostatecznym wyłonieniem się jako istoty w pełni ludzkie. Przed przejściem do obecnego świata wybrali krótką kolbę niebieskiej kukurydzy, która symbolizuje wybranie przez nich ciężkiego życia, pełnego poświęceń i upokorzeń. Według antropologa z Uniwersytetu Arizony w Tucson, Emory Sekaquaptewa, niebieska kukurydza symbolizuje prawo Hopi. Wszystkie tradycyjne czynności są postrzegane jako trudne, ale warte wysiłku. Jak Hopi często powtarzają: jest trudno być Hopi, ale dobrze nim być. Ciężka praca jest duchową treścią Drogi Hopi, obraną na początku świata Hopi przez ich przodków. Pracując Hopi doznają uczucia identyfikowania się z mitycznymi praojcami, którzy żyli w czasie przed czasem. Praca jest doświadczaniem sacrum, doświadczaniem a'nihimu - duchowego pierwiastka, który konstytuuje ich kosmos. Jest transcendowaniem czasu i przestrzeni, doświadczaniem ponownego stworzenia ich świata.
"
http://zb.eco.pl/bzb/15/hopi.htm

http://www.youtube.com/watch?v=7wDUb30AC2A

http://www.youtube.com/watch?v=RM8buuZJXGI

pozdrawiam  


http://forum.swietageometria.info/index.php?topic=246.0;wap2









Dlaczego bestialsko wymordowano Indian ?


przez radoslaw » 11 cze 2009, 21:07.
Na początek mała powtórka z historii:
Ghost Dance – Taniec Ducha.

„Taniec Ducha” powstał w okresie kryzysu w społeczności rdzennej ludności Ameryki Północnej.
Jego inicjatorem był Jack Wilson (Wovoka) – szaman plemienia Paiutów, który miał wizję, zgodnie z którą Indianie powinni rytualnie śpiewać i tańczyć, co pozwoliłoby ich społeczeństwu na nowo się odrodzić. Taniec Ducha obudził nadzieję Indian i szybko zaczął się rozprzestrzeniać.
29 grudnia 1890 roku pod Wounded Knee oddziały wojsk USA dokonały masakry niewinnych Indian plemienia Lakota wykonujących taniec. Był to jeden z najstraszniejszych incydentów w historii Satanów Zjednoczonych ze względu na znaczną przewagę sił i uzbrojenia 7 Pułku Kawalerii nad – złożoną w dużej części z kobiet i dzieci oraz rozbrojoną wcześniej – grupą Lakotów Minneconjou. Incydent przez wiele lat nazywany był przez Amerykanów „bitwą”, jednak współcześni historycy są zgodni co do faktycznego charakteru tego krwawego ludobójstwa.
http://www.youtube.com/watch?v=7wDUb30A … r_embedded ( usunięty )
teraz mały króciótki tekscik:

„Klan Tęczy bombardował miasto Klanu Węża najpotężniejszą i najbardziej porażającą bronią, jaką posiadał. Była podobna do pioruna. To, czego używali, my nazywamy energią elektryczną. Klan Węża był na to przygotowany. Z pomocą Węża ukrył się w podziemiach, gdzie był dobrze chroniony także jakimś rodzajem energii elektrycznej. Gdy ustała strzelanina, Wąż zrobił użytek ze swej umiejętności zakopywania się i zbudował tunel pod fortyfikacjami Klanu Tęczy.”
Tak brzmi jeden z mitów Indian Hopi, opowiedzianych przez Białego Niedźwiedzia, a spisanych przez Austriaka Josepha Blumricha w wydanej także w Polsce książce p.t. „Kasskara i Siedem Światów”. Według Białego Niedźwiedzia budowniczymi tuneli byli katchinas (kaczynowie) – latający bogowie. Inne legendy Hopi głoszą, że człowiek wyszedł z wnętrza Matki Ziemi, przedstawianego przez nich w symbolicznej postaci labiryntu.

źródło http://www.gwiazdy.com.pl/26_00/24.htm
Ciekawy temat, sprawdźmy co tam do powiedzenia mają DZISIAJ starszyzny Hopi czy innych plemion.
Znajdujemy sobie audycję radiową, np wywiad z Johnem Rhodesem
http://www.youtube.com/watch?v=Ay77U8s- … r_embedded (usunięty)
Krociótkie streszczenie – facet spotkał sie ze starszyzną Hopi i opowiedzieli mu trochę swojej historii, bardzo niechętnie zresztą.
W dawnych czasach gdy na Ziemii szalały kataklizmy Indianie zostali ukryci w podziemnych tunelach przez LUDZI-WĘŹY i LUDZI-MRÓWKI.
Siedzieli tam ze sto lat, ponad jedno pokolenie, po czym każdy klan udał się w drogę za lecącą gwiazdą, osiedlali się tam gdzie gwiazda się zatrzymywała.
John, autor strony http://www.reptoids.com mówi także o odkryciu mumii w kanionie Colorado ze sto lat temu i ciekawych przeżyciach z wędrówek po podziemnych tunelach.
http://www.youtube.com/watch?v=AbJPtWVn … r_embedded
http://www.youtube.com/watch?v=RM8buuZJ … r_embedded (usunięty)
W 2005r grupa Apaczy złożyła pozew do sądu w USA domagając się od rodziny Bushów zwrotu czaszki wodza Jeronimo – czaszki którą wykradł z grobowca Prescot Bush, człowiek który dzielnie finansował Hitlera.
pozdrawiam
p.s. Aborygeni to też Indianie – sprawdźcie na kogo mawiali Bystry Facet
http://www.taraka.pl/index.php?id=aborygeni_ufo.htm
Lily 12 cze 2009, 0:11
Ciekawe, że przybycie bogów na Ziemię jest w legendach Indian przedstawione jedynie jako element wielkiego procesu szerzenia wiedzy wśród prymitywnych form życia, w dodatku mogą oni pochwalić się chwalebnym czynem ratowania naszego gatunku, wszystko to wygląda jakoś zbyt kolorowo, trzeba się wczytać żeby dostrzec parę zgrzytów, przynajmniej w tych dostępnych wersjach.
 Cytuj:
Przed tysiącami lat przodkowie Indian Hopi mieszkali na kontynencie w rejonie Oceanu Spokojnego, kontynent ów zwał się Kasskara. Potem wybuchła międzykontynentalna wojna. W tej epoce Kásskara zaczęła pogrążać się w oceanie, nie był to jednak – tak jak w Biblii czterdziestodniowy potop, lecz zapadanie się kontynentu. W końcu nad wodę wystawały tylko najwyżej położone części lądu – dziś jest to kilka wysp mórz południowych. Indianie Hopi zostali zmuszeni do odwrotu. W ucieczce pomagali im Kaczynowie. Biały Niedźwiedź wyjaśnia, że słowo „Kaczynowie” znaczy tyle co „dostojni i poważani wtajemniczeni”, elita, z którą jego lud miał zawsze kontakt. Kaczynowie, którzy co pewien czas odwiedzali Ziemię, byli istotami cielesnymi, pochodzącymi z planety Toonaotekha oddalonej od Układu Słonecznego. Kaczynowie znali trzy kategorie wtajemniczonych – byli to twórcy, nauczyciele i strażnicy praw. Hopi twierdzą, że także Kaczynowie-twórcy produkowali w tajemniczy sposób różnych ludzi. (!)
Mistyka takich narodzin jest dla Białego Niedźwiedzia jasna: „Choć zabrzmi to dziwnie, nigdy nie dochodziło do obcowania, nie było stosunków płciowych, lecz wybrane kobiety zachodziły w ciążę.” To samo stwierdzenie znajdujemy w PopoI Vuh. Pierwsi ludzie zostali poczęci „bez udziału ojca. […] Jedynie mocą nadprzyrodzoną, za sprawą czarów zostali stworzeni i utworzeni [..]”. W PopoI Vuh możemy również znaleźć informację, że pośród stworzonych byli mężowie, których mądrość była wielka. Biały Niedźwiedź nie czytał wprawdzie PopoI Vuh, ale wie z legend Indian Hopi: „Istnieli cudowni, potężni mężowie, gotowi zawsze do niesienia pomocy, nigdy zaś do niszczenia”. (Źródło)
Dziwny ten motyw „ugoszczenia” plemion w podziemiach, i to jeszcze tak z otwartymi rączkami, i znów bajka z narodem wybranym (jedni „ratują” przez ładnych pare lat trzymając na swej łasce, by inni mogli później wymordować bez żadnego ale )
Trochę o początkach świata i historii stworzenia wg Indian Hopi
Cytuj:
„(…) jesteście wszyscy tutaj, wy, którzy zostaliście wybrani do ocalenia ze zniszczenia tego świata. Teraz chodźcie ze mną?.
(Sóyuknang) Poprowadził ich do wielkiego kopca, gdzie żył Lud Mrówek, wszedł na jego szczyt i kazał Ludziom Mrówkom otworzyć swój dom. Kiedy zrobiono otwór na wierzchołku kopca, Sóyuknang powiedział do ludzi, ?Teraz wejdźcie do kiva Mrówek, gdzie będziecie bezpieczni, kiedy ja zniszczę świat. Kiedy tu będziecie, chcę, żebyście pobrali lekcję od tych Ludzi Mrówek. Są oni pracowici. Gromadzą latem pożywienie na zimę. Utrzymują chłód, kiedy jest gorąco, a ciepło, kiedy jest zimno. Żyją nawzajem w pokoju. Są posłuszni planowi Stworzenia.?
W ten sposób ludzie zeszli w dół, aby żyć z Ludem Mrówek. Kiedy wszyscy byli już bezpieczni, Taiowa rozkazał, aby Sóyuknang zniszczył świat. Sóyuknang zniszczył go za pomocą ognia, ponieważ Klan Ognia był jego przywódcą. Potem zesłał deszcz ognia. Otworzył wulkany. Ogień szedł z góry i z dołu, i we wszystkie strony, póki cała ziemia, wody, powietrze, wszystko stało się jednym: ogniem. I nic nie pozostało, poza ludźmi bezpiecznie schronionymi w łonie ziemi.
Pierwsi Ludzie z Pierwszego Świata, Tokpela, byli bezpiecznie schronieni pod ziemią, kiedy na ziemię spadł deszcz ognia. Wulkany i ogniowe burze zniszczyły wszystko co było na górze, aż ziemia, woda, i samo powietrze stały się jednym żywiołem ognia.
Taki był koniec Tokpela, Pierwszego Świata.
Kiedy to się działo, ludzie żyli szczęśliwie pod ziemią z Ludem Mrówek. Ich domy były podobne do ludzkich domów na powierzchni ziemi, które zostały zniszczone. Mieli pomieszczenia, w których mieszkali i takie, w których przechowywali żywność. Było także światło, dzięki któremu mogli widzieć. Drobne kawałki kryształu w piasku kopca absorbowały światło słoneczne i korzystając z wewnętrznego widzenia centrum zlokalizowanego za oczami, bardzo dobrze widzieli poprzez te odbicia.

Cytuj:
Kosmogonia Hopi stanowi, że kiedy Hopi żyli w świecie podziemnym (Mas-ki) byli stworzeniami niekompletnymi, niedokończonymi, przechodzącymi wiele faz metamorfozy przed ostatecznym wyłonieniem się jako istoty w pełni ludzkie. Przed przejściem do obecnego świata wybrali krótką kolbę niebieskiej kukurydzy, która symbolizuje wybranie przez nich ciężkiego życia, pełnego poświęceń i upokorzeń. Według antropologa z Uniwersytetu Arizony w Tucson, Emory Sekaquaptewa, niebieska kukurydza symbolizuje prawo Hopi. Wszystkie tradycyjne czynności są postrzegane jako trudne, ale warte wysiłku. Jak Hopi często powtarzają: jest trudno być Hopi, ale dobrze nim być. Ciężka praca jest duchową treścią Drogi Hopi, obraną na początku świata Hopi przez ich przodków. Pracując Hopi doznają uczucia identyfikowania się z mitycznymi praojcami, którzy żyli w czasie przed czasem. Praca jest doświadczaniem sacrum, doświadczaniem a’nihimu – duchowego pierwiastka, który konstytuuje ich kosmos. Jest transcendowaniem czasu i przestrzeni, doświadczaniem ponownego stworzenia ich świata.
Źródło
 Sedno całej filozofii i przekaz dla ludzkości (chyba każdemu już znany, tylko czy większość weźmie to sobie do serca
Fanalityk 12 cze 2009, 16:34
ludobójstwo Indian było chyba największym w historii..
jeden Indianin mówi ze wybito około 60 milionów w całej Ameryce Pn i Pd..
moja mama uwielbia tematy Indian, ma kupę ksiazek, które czytałem jak bylem młodszy.. Karol May i inni.. Później piraci i Stevenson, później Atlantyda i poleciało…
przez Ayerys » 17 lis 2009, 20:05
Dużo osób interesowało/ interesuje się Indianami. Mnie tez swego czasu pochłaniały filmy, książki na ten temat. A jako ze w najbardziej odwiedzanym naszym temacie zawartym w Nowościach i Wiadomościach, ktoś wspomniał o bioterroryzmie, to trzeba przyznać ze historia kołem się może toczyć. Na przykład taka ospa (smallpox).
Ospa wykorzystywana jako broń biologiczna, posłużyła do zdobycia m.in. obu Ameryk. Pierwszą, południową zdobył na przełomie XV/XVI wieku Pizarro, który ofiarował Indianom „prezenty” skażone wirusem ospy.
W 1763 prócz uczestników wydarzeń scenariusz powtarza się, kapitan Ecueyer dowodzący w porcie Fort Pitt (dorzecze rzeki Ohio), wręcza Indianom „prezenty” skażone wirusem ospy. Indianie wrażliwi na tego wirusa masowo giną. Rok 1767 to powtórka z dwóch poprzednich przypadków terroru wobec Indian. Tym razem brytyjski generał Jeffrey Amherst, każe ich za lojalność wobec Francuzów „darem” w postaci koców z wirusem ospy.”
Zródło
Dlaczego? Pieniądze i ziemia, ziemia i pieniądze. Chciwość ludzka.
przez alijaa » 12 cze 2010, 19:34
Świetne. Wszystko się sprawdza – żelazne węże to tory kolejowe, pajęcza sieć to autostrady, a morze stające się czarne to oczywiście ropa.
Dodam, że ósma przepowiednia się też już sprawdza, bo „plemię długowłosych Wojowników Tęczy”, które miałam okazję poznać na Rainbow Gathering w Polsce szybko rośnie, zawsze na Rainbow Gathering jest tipi, Rada, Krąg, talking stick, a zasady są wzięte właśnie od Indian.
To, że w ogóle Rainbow Gatherings dzieją się na całym świecie, a ogólnokontynentalne zloty to ok 2000-3000 osób, też są one zapoczątkowane przepowiednią szamana z plemienia Indian Kri:
Kiedy Ziemia zacznie chorować i zagrożone zostaną różne formy życia, ludzi ze wszystkich stron świata, którzy wierzą, że czyny znaczą więcej niż słowa, zjednoczy jeden wspólny cel – uzdrowienie świata. Będą to Wojownicy Tęczy.
Oczywiście Wojownikiem Tęczy jest się przede wszystkim w sercu, mając w nim pasję. A napisałam tylko o tym dlatego, żeby uświadomić Wam, że to wszystko już się DZIEJE, to jest przecudowne być tu i teraz.
Wczoraj miałam okazję również słuchać przetłumaczonej wiadomości od Indian Hopi z 09.06.2010 dla wszystkich Lightworkers, co mamy teraz robić, na czym się skupić w tych wyzywających czasach.
(co prawda, B. Horoszy nie całkiem do mnie zawsze przemawiała, dlatego radzę słuchać od 3:50 minuty.)
http://w596.wrzuta.pl/audio/1iYdar9idWT/wpna_2010_06_09
w skrócie:
  • utrzymujcie płonący płomień waszych serc,
  • Indianie zauważyli, że ptaki i łososie nie wracają już teraz do swoich gniazd, nie chcą prokreować. Zauważywszy to plemiona Indian również przerwały prokreację. Jest to czynione dla wypełnienia przeznaczenia Nowej Ziemi. Jest to czas finałowy dla przygotowania wszystkich pracowników światła.
  • wzniesienie wibracji Ziemi może powodować różne objawy u ludzi: stany szczęśliwości, radości przychodzące znikąd, chęć spania w ciągu dnia – nie mamy z tym walczyć;
  • pozostanie w stanie medytacji, porzucanie ego i egoistycznych pobudek, a nie będą dotyczyć nas katastroficzne wydarzenia 3d, które będą się dziać, i będą okrutne,
  • to czas nauki i doświadczeń, jakiego wcześniej nie było na planecie Ziemia,
  • możemy teraz już projektować nasze życia w Nowym Świecie, mając czyste intencje, i mimo, że jeszcze tego nie widzimy, to to już „idzie w przestrzeń”;
  • trzeba przebywać jak najwięcej wśród przyrody, pamiętać o duchowym oddechu i piciu czystej wody;
  • pozostawanie w kontakcie ze swoim Aniołem opiekuńczym, przewodnikami najlepiej jak potraficie. Nasi przewodnicy są gotowi nam wszystko wyjaśnić i nam pomóc. Oni przynoszą nam wiedzę, której nie mamy odrzucać, bo inaczej znajdziemy się w tej części społęczeństwa, którą trawi gorączka rozkładu.
  • mamy zjednoczyć się z Energią Serca.
Ciekawa jest też informacja o Ludziach bez dusz, z filmiku podanego przez Radoslawa w pierwszym poście – czytałam niedawno tez artykuł o „portalach organicznych”, ludziach, którzy mogą mieć ciało, ego, osobowość, ale nie mają duszy…
http://www.thedotconnector.org/mag/index.php?_a=viewProd&productId=10
http://www.montalk.net/matrix/157/spiritless-humans
przez Lilith » 16 cze 2010, 10:12
radoslaw napisał(a): Potomkowie Aku to Gwiezdni Wojownicy. Ich jedyną bronią w walce ze złem jest PASJA, ogień w sercu.

Oto ich 10 przykazań:
1. Jestem zrodzony z gwiazd. Gwiazdy są zrodzone z chaosu. Zawsze będzie chaos, ale ja zawsze będę wojownikiem.
2. Jestem ogniem, pasją, wszystko co robię wypełnione jest tymi uczuciami.
3. Widzę ogień (ducha) we wszystkim naokoło.
4 Jestem tylko gościem w świecie żyjących istot.
5. Kroczę ścieżką milczenia.
6. Nie można mnie zobaczyć ani usłyszeć, można mnie tylko poczuć.
7. Biorę tylko to co mogę zwrócić. Balans w naturze i harmonia wszechświata musi być zachowana.
8. Nie mogę niczego posiadać, mogę się tylko dzielić.
9. Jestem swoim Wielkim Ojcem we wszystkim co robię.
10. Jestem odpowiedzią na wszystkie problemy.
Pięknie brzmią te przykazania

radoslaw napisał(a):
siódma przepowiednia : „This is the Seventh Sign: You will hear of the sea turning black, and many living things dying because of it.”
[b]W dosłownym tłumaczeniu brzmi: To jest siódmy znak, usłyszycie o morzu które zrobi się czarne, i wiele żyjących stworzeń / rzeczy/ umrze z tego powodu żywcem wyjęte z naszej obecnej rzeczywistości a mam na myśli wyciek ropy z platformy bp i żenujące próby jego zatamowania.
przez Suchy » 16 cze 2010, 11:50
10 Przykazań Indian Hopi, plemię, które ukochałem szczególnie za ich „Pokojową Drogę”
1. Bądźcie blisko Wielkiego Ducha.
2. Szanujcie się wzajemnie.
3. Pomagajcie sobie wzajemnie.
4. Bądźcie uczciwi.
5. Róbcie to co jest prawe.
6. Utrzymujcie swoje ciało i umysł w zdrowiu i sile.
7. Miejcie szacunek dla Ziemi i wszystkich form życia.
8. Dbajcie o samych siebie i nie bądźcie zależni od nikogo.
9. Dzielcie się swą pracą dla dobra innych.
10.Dbajcie o dobro wszystkich – współpracujcie ze sobą.

Pokój;)
Sutra Szarego Niedzwiedzia
https://youtu.be/TrOFk-V7WcE
Z całym szacunkiem dla Indian wymęczonych przez białych, ten filmik jest naprawdę wspaniały.
Opublikowano za: http://davidicke.pl/forum/viewtopic.php?f=14&t=284




http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2016/11/dlaczego-bestialsko-wymordowano-indian/

 

sobota, 12 listopada 2016

Cesarz niemiecki oraz cesarz Austrii ogłosili powstanie Królestwa Polskiego




Grzegorz Kucharczyk

Stulecie Królestwa Polskiego

Data publikacji: 2016-11-05 05:00
Data aktualizacji: 2016-11-08 07:48:00
Stulecie Królestwa Polskiego


Czy zapomniany dziś akt z 5 listopada 1916 roku – a więc zapowiedź utworzenia państwa polskiego – był istotnym faktem politycznym, czy dowodem na całkowicie instrumentalne potraktowanie Polaków przez Rzeszę?

Sto lat temu, 5 listopada 1916 roku cesarz niemiecki Wilhelm II oraz cesarz Austrii i król Węgier Franciszek Józef I ogłosili powstanie Królestwa Polskiego. Jego przyszłe granice nie zostały nawet w przybliżeniu zakreślone. Nie wiadomo było również kto miałby zostać władcą restytuowanego państwa polskiego. Wiadomo było natomiast, że przyszłe państwo polskie miało pozostawać w „ścisłym sojuszu” z mocarstwami centralnymi. W tym przypadku „sojusz” należy rozumieć jako podporządkowanie. Akt Dwóch Cesarzy wspominał o czymś jeszcze. Berlin i Wiedeń zapowiadały utworzenie „polskiej siły zbrojnej” (polnische Wehrmacht), która rzecz jasna miała również działać w ramach „ścisłego sojuszu” z armiami państw centralnych.

Ta ostatnia kwestia była zresztą czynnikiem, który w decydujący sposób wpłynął na sfery rządowe nad Sprewą i nad Dunajem, by podjąć sprawę polską W momencie, w którym publikowano Akt Dwóch Cesarzy dominująca pozycja Niemiec w sojuszu mocarstw centralnych nie pozostawiała żadnych złudzeń, co do tego, kto będzie wyznaczał ramy i egzekwował „ścisły sojusz”, o którym wspominano w dokumencie sygnowanym przez Wilhelma II i Franciszka Józefa. Ale tak naprawdę właściwymi sygnatariuszami byli feldmarszałek Hindenburg i generał Ludendorff, stojący na czele niemieckiego naczelnego dowództwa armii (OHL). „Straszliwi Dioskurowie” od dłuższego czasu naciskali na polityków w Berlinie, by znaleźli rozwiązania, które umożliwiłyby uzupełnienie strat ludzkich ponoszonych przez armię niemiecką w morderczych bitwach na froncie zachodnim. W 1916 roku, krótko przed publikacją Aktu Dwóch Cesarzy zakończyła się wyniszczająca „bitwa materiałowa” pod Verdun. Potrzeba nowego mięsa armatniego była więc tym pilniejsza. Lukę w szeregach armii Kaisera miał wypełnić polski Wehrmacht będący w „ścisłym sojuszu”.

Niemieckie plany „organizowania” Wschodu

Należy zauważyć, że Niemcy przystępując w sierpniu 1914 roku do Wielkiej Wojny nie miały żadnej wizji polityki wobec ziem polskich i Polaków. W odniesieniu do ziem zaboru pruskiego obowiązywał twardy kurs wyznaczany kolejnymi prawami wyjątkowymi uchwalanymi nad Sprewą w ostatnich latach pokoju (na czele z ustawą o przymusowym wywłaszczaniu polskiej własności z 1908 roku). Militarne zwycięstwa na froncie wschodnim, zwłaszcza zaś sukces ofensywy wiosenno-letniej z 1915 roku, która przesunęła front nad Dźwinę i Wołyń, oznaczał, że pod panowaniem mocarstw centralnych znalazła się znakomita większość ziem dawnej Rzeczypospolitej. Gdy armia niemiecka weszła w sierpniu 1915 roku do opuszczonej przez Rosjan Warszawy jasnym się stało, że Berlin już nie mógł dłużej milczeć w sprawie polskiej.

Obserwacja procesu decyzyjnego niemieckich elit politycznych w latach 1914-1916 w odniesieniu do kwestii polskiej nasuwa myśl o chaosie. Krzyżują się bowiem koncepcje, wedle których zajęta przez wojska niemieckie Kongresówka powinna być po odpowiednich „korektach terytorialnych” na korzyść Rzeszy potraktowana jako punkt przetargowy w rokowaniach z Rosją o separatystyczny pokój. Pojawiają się również pomysły stworzenia „pasa granicznego”, czyli anektowania przez Niemcy zachodnich oraz północnych obszarów Kongresówki przy jednoczesnym masowym wysiedleniu Polaków ze wschodnich krańców zaboru pruskiego i zasiedlania tych obszarów kolonistami niemieckimi (pomysł forsowany, także po 5 listopada 1916 roku przez Ludendorffa).

Najbardziej kompleksowy plan podejścia do kwestii polskiej przedstawił w 1915 roku niemiecki polityk (i pastor) oraz pisarz polityczny Friedrich Naumann w swojej głośnej książce „Mitteleuropa”. Na jej kartach kreślił on wizję dalszego zacieśnienia sojuszu Niemiec i Austro-Węgier we wszystkich dziedzinach (także gospodarczej), co w praktyce oznaczało plan stworzenia niemieckiej dominacji w Europie Środkowej (Mitteleuropie), której granice wyznaczały baseny Adriatyku, Morza Czarnego i Bałtyku. Po zajęciu przez Niemcy Warszawy w sierpniu 1915 roku Naumann rozszerzył tą koncepcję o postulat utworzenia polskiego państwa buforowego (Pufferstaat), które nie tylko miało być politycznie i wojskowo zdominowane przez Berlin, ale również na jego obszarze miał dominować „niemiecki typ gospodarczy”.

Naumann, który po 1915 roku odwiedzał okupowane przez państwa centralne ziemie zaboru rosyjskiego, domagał się od rządu niemieckiego zaprzestania prowadzenia wobec Polaków w zaborze pruskim polityki germanizacyjnej jako zupełnie nieskutecznej i zamykającej perspektywę jakiegokolwiek porozumienia z Polakami. Plan „Mitteleuropy” nie polegał bowiem na wynaradawianiu tylko na dominacji. Polacy mieli mieć swobodę posługiwania się własnym językiem, ba, mieli mieć nawet własne państwo. Jednak dominować miał niemiecki typ – polityczny, wojskowy i gospodarczy.

Gorącym orędownikiem takiej polityki był urzędujący od sierpnia 1915 roku w Warszawie generalny gubernator Hans Hartwig von Beseler. Jako szef niemieckiej administracji okupacyjnej nad Wisłą (Austriacy mieli własnego generała – gubernatora w Lublinie) dbał przede wszystkim o zabezpieczenie interesów niemieckich, czuwając na przykład nad systemem rabunkowej gospodarki w zakresie aprowizacji. Z drugiej strony wykonywał wobec Polaków życzliwe gesty. Jedne, tak jak decyzja o ponownym otwarciu polskiego uniwersytetu w Warszawie (1915), miały bardzo realne znaczenie, drugie, jak zezwolenie w 1916 roku na wielką manifestację w stolicy z okazji 125-lecia uchwalenia konstytucji 3 Maja, były natury symbolicznej. No, ale u nas symbole niekiedy mają większe znaczenie niż bardziej realne zdobycze.

Ile wart był Akt Dwóch Cesarzy?

Dwa lata, które minęły od ogłoszenia Aktu Dwóch Cesarzy do upadku państw centralnych jesienią 1918 roku, przyniosły aż nadto dowodów na to, że w sojuszu Berlina i Wiednia to ten pierwszy jest stroną coraz bardziej dominującą oraz na to, że sprawa ogłoszonego 5 listopada 1916 roku królestwa polskiego jest przez Rzeszę traktowana całkowicie instrumentalnie. Jak pokazał pokój brzeski z Ukrainą w lutym 1918 roku, Niemcy oraz coraz słabsze Austro-Węgry, gdy trzeba było, nie wahały się handlować polskimi ziemiami na rzecz stworzonej przez siebie, marionetkowej Ukrainy (sprawa Chełmszczyzny).

Z drugiej strony należy pamiętać o tym, że akt z 5 listopada 1916 roku był pierwszą deklaracją mocarstw biorących udział w pierwszej wojnie światowej, w której padła zapowiedź utworzenia państwa polskiego. To był istotny fakt polityczny, który doceniali również przeciwnicy jakiejkolwiek współpracy z państwami centralnymi. Taką ocenę Aktu Dwóch Cesarzy prezentował Roman Dmowski, stojący na czele Komitetu Narodowego Polskiego, który choć oficjalnie protestował przeciw decyzji Niemiec i Austro-Węgier traktując ją jako niedopuszczalną przez międzynarodowe konwencje próbę wybierania rekruta na obszarach okupowanych, to w gronie swoich najbliższych współpracowników wyrażał nadzieję, że decyzja Berlina i Wiednia zdopinguje do jaśniejszych deklaracji w sprawie polskiej również mocarstwa Ententy.

Nie sposób wreszcie nie zauważyć, że powoływane pod auspicjami Niemiec i Austro-Węgier instytucje przyszłego Królestwa Polskiego – Tymczasowa Rada Stanu i Rada Regencyjna – miały swoją konkretną i bardzo pozytywną rolę w budowaniu zrębów polskiej administracji w Kongresówce, bez której nie byłoby możliwe tak sprawne budowanie państwowości polskiej od jesieni 1918 roku.

„Ostatni monarcha starej szkoły”

Kilkanaście dni po ogłoszeniu Królestwa Polskiego, 21 listopada 1916 roku, po 68 latach panowania, zmarł cesarz Austrii i król Węgier Franciszek Józef. Słusznie wskazuje się, że jego pogrzeb, który odbył się w Wiedniu 30 listopada 1916 roku był również rekwiem dla ck monarchii, a nawet monarchii (katolickiej) w ogóle. W krypcie kapucynów składano wówczas doczesne szczątki władcy, który był niejako ucieleśnieniem losów Austrii w „długim” dziewiętnastym wieku. Franciszek Józef obejmował rządy, gdy trwała jeszcze Wiosna Ludów, panował w Wiedniu, gdy monarchia Habsburgów utraciła swoje posiadłości we Włoszech (wojna z Piemontem i Francją w 1859 roku), a na rzecz Hohenzollernów definitywnie utraciła dominującą pozycję w Niemczech (wojna z Prusami w 1866 roku). A jednak mimo tych klęsk przetrwała. Niemała w tym zasługa Franciszka Józefa, który sumiennie i z godnością wykonywał swoje cesarskie i królewskie metier. Opatrzność nie szczędziła mu w ciągu jego długiego życia osobistych dramatów. Stary cesarz przeżył swoją żonę, cesarzową Sissy zamordowaną przez włoskiego anarchistę, swojego brata, cesarza Meksyku Maksymiliana rozstrzelanego przez rewolucjonistów oraz swojego jedynego syna, arcyksięcia Rudolfa, który zginął samobójczą śmiercią w dość tajemniczych okolicznościach. Na wieść o zamachu w Sarajewie z 28 czerwca 1914 roku, w którym zginął kolejny jego następca tronu (arcyksiążę Franciszek Ferdynand) stary cesarz z goryczą zauważył: „Nic mi nie zostało oszczędzone”.

A jednak. Opatrzność pozwoliła mu nie doczekać końca cesarsko-królewskiej monarchii, która upadła niespełna dwa lata po śmierci „ostatniego monarchy ze starej szkoły”.


Grzegorz Kucharczyk

Read more: http://www.pch24.pl/stulecie-krolestwa-polskiego,47104,i.html#ixzz4PnpicKau



Krypta czaszek odsłoniła swoje tajemnice



11 listopada 2016, godz. 18:00 (97 opinii) autor: Katarzyna Moritz


Po sześciu latach poszukiwań w Bazylice św. Brygidy zobacz na mapie Gdańska odnaleziono wejście do krypty, w której spoczywały stosy ludzkich kości i czaszek. Miejsce to ma w przyszłości stać się budzącą refleksje atrakcją świątyni.




W Bazylice św. Brygidy, a dokładnie w Kaplicy Pokutnic prawdopodobnie z początków XIV wieku, położonej naprzeciwko głównego ołtarza, trwają obecnie prace remontowo-konserwatorskie. W październiku podjęto kolejną, i tym razem udaną próbę odnalezienia wejścia do krypty, która znajduje się pod kaplicą.

O tym, że znajduje się tam krypta wypełniona aż po strop ludzkimi szczątkami, wiadomo było już w 2010 roku. Do odkrycia doszło przez przypadek, podczas prac odkrywkowych przy średniowiecznej spiralnej klatce schodowej. Prowadziła ona na chór i dach kościoła. Gdy dotarto do fundamentów świątyni, ukazała się zasłonięta luka wentylacyjna, w której poluzowały się cegły. Wpuszczona do otworu kamera ukazała zapomnianą kryptę.

Memento Mori i żuchwa św. Brygidy

- Niestety nie udało nam się wówczas namierzyć wejścia do tej krypty. Przez kolejne lata prowadziliśmy prace izolacyjne i odwadniające wokół Kaplicy Pokutnic, podczas których też nie znaleźliśmy wejścia z zewnątrz. Ostatecznie postanowiliśmy zaryzykować i od wnętrza kościoła, przy wejściu do kaplicy, zrobiliśmy próbny wykop. Na początku października, po dwóch dniach prac, natknęliśmy się na średniowieczne schody, które prosto prowadziły do wnętrza krypty - wyjaśnia ks. Ludwik Kowalski, proboszcz Bazyliki św. Brygidy. - Nie mogliśmy tam od razu wejść, bo była tam masa kości, szczątków, które potem stopniowo wybieraliśmy z szacunkiem należnym zmarłym.

Krypta czaszek w Bazylice św. Brygidy czeka obecnie na prace konserwatorskie.

Wyjaśniła się też tajemnica, dlaczego poprzez kamerę nie można było dostrzec wejścia do krypty - była cała wypełniona kośćmi i czaszkami. Wstępnie szacuje się, że znajdowały się tam szczątki około 200 osób.

Gdy udało się już wejść do środka, na stropie ukazała się inskrypcja z czaszką i z dwoma krzyżującymi się piszczelami oraz napis w języku łacińskim "Memento Mori" [pamiętaj o śmierci - red.]. Wszystko wskazuje na to, że było to miejsce składowania szczątek i modlitwy nad osobami zmarłymi.

- Krypta została na nowo odkryta i chcemy ją udostępnić. Prawdopodobnie w tym miejscu przez jakiś czas było ciało św. Brygidy, kiedy przewożono je w trumnie w drodze do Rzymu. Planujemy przenieść do krypty relikwie św. Brygidy, czyli żuchwę oplecioną srebrnymi różami w srebrnym relikwiarzu wysadzanym bursztynem i rubinami. Chcemy również umieścić ponownie na ścianach znalezione tam szczątki ludzkie, żeby przypominały nam o naszej chwilowej na Ziemi egzystencji, wzywały do przemyśleń czy poprawy życia - podkreśla ks. Ludwik Kowalski.
Najpierw badania antropologiczne kości dawnych gdańszczan

Kości są obecnie spakowane do plastikowych worków i spoczywają w innym pomieszczeniu. Będą przekazane do badań antropologicznych, dzięki którym mamy się dowiedzieć, z jakiego okresu pochodzą, jaką ówcześni ludzie stosowali dietę, jak długo żyli, kiedy umarli, skąd pochodzą, na co chorowali, czy może byli ofiarami jakiejś epidemii. Badania mają być przeprowadzone w przyszłym roku, a krypta ma być otwarta dla zwiedzających już czerwcu.

- Wszystkie dane dotyczące tego skąd się wzięły tam kości, z jakiego okresu pochodzą, będziemy znali po przeprowadzeniu badań. Nie tylko antropologicznych, ale też konserwatorskich i architektonicznych w obiekcie. Badania antropologiczne są skomplikowane i długotrwałe, niewykluczone że będą trwały cały przyszły rok - podkreśla Maciej Szczepkowski, konserwator z Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. - Obecnie możemy jedynie stwierdzić, że nie są to pochówki pierwotne, a jest to coś w rodzaju ossuarium, czyli miejsca gdzie złożono zlikwidowane albo zniszczone pochówki, w celu zabezpieczenia tych szczątków przed zniszczeniem. Zrobiono to prawdopodobnie po wojnie w czasie odbudowy kościoła, ale obecnie to są jedynie domysły.
Źródło i objawienia przy Kaplicy Pokutnic

Kaplica Pokutnic, pod którą jest krypta, od dłuższego czasu przechodzi prace konserwatorskie. Najpierw były to prace izolacyjne związane z jej odwodnieniem. Obecnie odkryta krypta jest porządkowana, dezynfekowana, a do końca roku zostaną w niej przeprowadzone prace konserwatorskie oraz takie, które umożliwią jej zwiedzanie czyli montaż wentylacji, oświetlenia i bezpiecznego wejścia.

- Najważniejsze przy tym znalezisku jest to, że mamy kolejny element układanki z historii tego niezwykłego miejsca. Podejrzewam dlaczego klasztor brygidek został zlokalizowany właśnie tu. Sama Kaplica Pokutnic i forma tego zgromadzenia jest dość ciekawa, bo to nie był zakon, tylko stowarzyszenie zakonne upadłych kobiet, które postanowiły zmazać swój grzech. Tam w pobliżu znajdowało się źródełko, studnia, przy której objawiała się prawdopodobnie Matka Boska i dochodziło do ozdrowień. Było to więc potężne miejsce kultu w średniowieczu. Uważam, że warto o tym wspomnieć w jakiejś formie prezentacji w tej kaplicy, bo mówi o wadze tego miejsca - podkreśla Szczepkowski.
Brygidki, jak podaje Gednaopedia, to Zakon Najświętszego Zbawiciela, założony w 1346 w Vadstenie (Szwecja) przez św. Brygidę Birgersdotte (tzw. Szwedzką). W Gdańsku przedstawicielki zakonu pojawiły się w roku 1392. Zgodę papieża na założenie klasztoru (trzeciego w Europie, po Vadstenie i Florencji) otrzymały w 1394, a w roku 1396 przejęły szpital, kaplicę i będący w budowie klasztor Pokutnic. Klasztor zlokalizowany był na północ od kościoła św. Brygidy i nosił nazwę Marienbrunn (Matki Bożej przy Studni). W roku 1397 poświęcono klasztorny kościół św. Brygidy. Członkinie konwentu żeńskiego w znacznej części rekrutowały się spośród córek mieszczan gdańskich, a po reformacji głównie z mieszczaństwa katolickiej Warmii.

Brygidki zajmowały się m.in. prowadzeniem szkoły dla dziewcząt, z której korzystały przede wszystkim przedstawicielki gdańskiego patrycjatu. W XVII wieku prowadzono przytułek w dawnym budynku pokutnic. Klasztor słynął z wyrobu znakomitych ornatów. W roku 1920 zakon wygasł całkowicie, także na innych obszarach Polski. W roku 1998, z inicjatywy ks. Henryka Jankowskiego, otworzono dom zakonny brygidek z nowej, tzw. ekumenicznej gałęzi tego zakonu, wykorzystując do tego celu odrestaurowany Dwór II w Oliwie przy ul. Polanki 124.

Film z 2011 roku tuż po odnalezieniu krypty.


Wyjaśniła się też tajemnica, dlaczego poprzez kamerę nie można było dostrzec wejścia do krypty - była cała wypełniona kośćmi i czaszkami. Wstępnie szacuje się, że znajdowały się tam szczątki około 200 osób.

Gdy udało się już wejść do środka, na stropie ukazała się inskrypcja z czaszką i z dwoma krzyżującymi się piszczelami oraz napis w języku łacińskim "Memento Mori" [pamiętaj o śmierci - red.]. Wszystko wskazuje na to, że było to miejsce składowania szczątek i modlitwy nad osobami zmarłymi.

- Krypta została na nowo odkryta i chcemy ją udostępnić. Prawdopodobnie w tym miejscu przez jakiś czas było ciało św. Brygidy, kiedy przewożono je w trumnie w drodze do Rzymu. Planujemy przenieść do krypty relikwie św. Brygidy, czyli żuchwę oplecioną srebrnymi różami w srebrnym relikwiarzu wysadzanym bursztynem i rubinami. Chcemy również umieścić ponownie na ścianach znalezione tam szczątki ludzkie, żeby przypominały nam o naszej chwilowej na Ziemi egzystencji, wzywały do przemyśleń czy poprawy życia - podkreśla ks. Ludwik Kowalski.
Najpierw badania antropologiczne kości dawnych gdańszczan

Kości są obecnie spakowane do plastikowych worków i spoczywają w innym pomieszczeniu. Będą przekazane do badań antropologicznych, dzięki którym mamy się dowiedzieć, z jakiego okresu pochodzą, jaką ówcześni ludzie stosowali dietę, jak długo żyli, kiedy umarli, skąd pochodzą, na co chorowali, czy może byli ofiarami jakiejś epidemii. Badania mają być przeprowadzone w przyszłym roku, a krypta ma być otwarta dla zwiedzających już czerwcu.

- Wszystkie dane dotyczące tego skąd się wzięły tam kości, z jakiego okresu pochodzą, będziemy znali po przeprowadzeniu badań. Nie tylko antropologicznych, ale też konserwatorskich i architektonicznych w obiekcie. Badania antropologiczne są skomplikowane i długotrwałe, niewykluczone że będą trwały cały przyszły rok - podkreśla Maciej Szczepkowski, konserwator z Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. - Obecnie możemy jedynie stwierdzić, że nie są to pochówki pierwotne, a jest to coś w rodzaju ossuarium, czyli miejsca gdzie złożono zlikwidowane albo zniszczone pochówki, w celu zabezpieczenia tych szczątków przed zniszczeniem. Zrobiono to prawdopodobnie po wojnie w czasie odbudowy kościoła, ale obecnie to są jedynie domysły.
Źródło i objawienia przy Kaplicy Pokutnic

Kaplica Pokutnic, pod którą jest krypta, od dłuższego czasu przechodzi prace konserwatorskie. Najpierw były to prace izolacyjne związane z jej odwodnieniem. Obecnie odkryta krypta jest porządkowana, dezynfekowana, a do końca roku zostaną w niej przeprowadzone prace konserwatorskie oraz takie, które umożliwią jej zwiedzanie czyli montaż wentylacji, oświetlenia i bezpiecznego wejścia.

- Najważniejsze przy tym znalezisku jest to, że mamy kolejny element układanki z historii tego niezwykłego miejsca. Podejrzewam dlaczego klasztor brygidek został zlokalizowany właśnie tu. Sama Kaplica Pokutnic i forma tego zgromadzenia jest dość ciekawa, bo to nie był zakon, tylko stowarzyszenie zakonne upadłych kobiet, które postanowiły zmazać swój grzech. Tam w pobliżu znajdowało się źródełko, studnia, przy której objawiała się prawdopodobnie Matka Boska i dochodziło do ozdrowień. Było to więc potężne miejsce kultu w średniowieczu. Uważam, że warto o tym wspomnieć w jakiejś formie prezentacji w tej kaplicy, bo mówi o wadze tego miejsca - podkreśla Szczepkowski.
Brygidki, jak podaje Gednaopedia, to Zakon Najświętszego Zbawiciela, założony w 1346 w Vadstenie (Szwecja) przez św. Brygidę Birgersdotte (tzw. Szwedzką). W Gdańsku przedstawicielki zakonu pojawiły się w roku 1392. Zgodę papieża na założenie klasztoru (trzeciego w Europie, po Vadstenie i Florencji) otrzymały w 1394, a w roku 1396 przejęły szpital, kaplicę i będący w budowie klasztor Pokutnic. Klasztor zlokalizowany był na północ od kościoła św. Brygidy i nosił nazwę Marienbrunn (Matki Bożej przy Studni). W roku 1397 poświęcono klasztorny kościół św. Brygidy. Członkinie konwentu żeńskiego w znacznej części rekrutowały się spośród córek mieszczan gdańskich, a po reformacji głównie z mieszczaństwa katolickiej Warmii.

Brygidki zajmowały się m.in. prowadzeniem szkoły dla dziewcząt, z której korzystały przede wszystkim przedstawicielki gdańskiego patrycjatu. W XVII wieku prowadzono przytułek w dawnym budynku pokutnic. Klasztor słynął z wyrobu znakomitych ornatów. W roku 1920 zakon wygasł całkowicie, także na innych obszarach Polski. W roku 1998, z inicjatywy ks. Henryka Jankowskiego, otworzono dom zakonny brygidek z nowej, tzw. ekumenicznej gałęzi tego zakonu, wykorzystując do tego celu odrestaurowany Dwór II w Oliwie przy ul. Polanki 124

Czytaj więcej na:
http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Krypta-czaszek-odslonila-swoje-tajemnice-n107310.html#tri




ws. „uznania Ślązaków za mniejszość niemiecką”

„Dziennik Zachodni” 11 listopada pisze o transparentach ws. „uznania Ślązaków za mniejszość niemiecką”




Gazeta, znana z wyraźnej przychylności względem RAŚ i ruchów ślązakowskich, popełniła bardzo wymowną wpadkę językową.

- Obchody Święta Niepodległości zgromadziły pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego w Katowicach setki osób. To właśnie tam obyły się główne uroczystości ze składaniem kwiatów i apelem pamięci – informuje na swoich stronach internetowych „Dziennik Zachodni”. Należąca do niemieckiego kapitału gazeta, znana z wyraźnej przychylności względem RAŚ i ruchów ślązakowskich, popełniła jednak dość osobliwą wpadkę językową:
- Wśród biało - czerwonych flag, nie zabrakło również barw Górnego Śląską oraz transparentów dotyczących uznania Ślązaków za mniejszość niemiecką.

Później fragment ten poprawiono, zastępując wyraz „niemiecką” słowem „etniczną”.








Katowickie uroczystości z okazji Święta Niepodległości rozpoczęły się od mszy świętej w Katedrze Chrystusa Króla, której przewodniczył metropolita katowicki abp Wiktor Skworc. Potem zaproszeni goście oraz uczestnicy przeszli na Plac Bolesława Chrobrego pod pomnik Józefa Piłsudskiego, gdzie odbyła się główna ceremonia.



- Miłość ojczyzny jest obowiązkiem obywatelskim. Powinna być uczciwą i twórczą pracą dla Polski. Rzetelnie zdobywając wiedzę, będąc odpowiedzialnym w polityce, troszcząc się o rodzinę, okazując szacunek tradycji i wartościom narodowym, dbając o piękno języka ojczystego wypełniamy powinność obywatelską. Manifestujmy w ten sposób swój patriotyzm. Nie wstydźmy się zatem naszych uczuć do Polski, uczmy nasze dzieci miłości do swojej Ojczyzny! Ojczyzna to my, Polacy! – mówił podczas uroczystości wojewoda śląski Jarosław Wieczorek.

http://www.kresy.pl/wydarzenia,spoleczenstwo?zobacz%2Fdziennik-zachodni-11-listopada-pisze-o-transparentach-ws-uznania-slazakow-za-mniejszosc-niemiecka-grafika


 

Co znajduje się w polskim godle?




Co znajduje się w polskim godle? Czy w polskim godle jest orzeł?

 

Dr Tomasz Pietras
Rekonstrukcja herbu z rewersu pieczęci majestatycznej króla Polski – Przemysła II z 1295/ Wikipedia CC Rekonstrukcja herbu z rewersu pieczęci majestatycznej króla Polski – Przemysła II z 1295/ Wikipedia CC
Orzeł (Aquila) to jeden z najstarszych symboli w dziejach cywilizacji śródziemnomorskiej, znany także innym kręgom kulturowym od Ameryki prekolumbijskiej po wyspy Azji południowo-wschodniej. Ludzie od tysiącleci podziwiali jego piękną sylwetkę, siłę, wytrwałość oraz swobodny lot zwrócony ku niebu. Ten majestatyczny ptak stał się również symbolem rodzącego się Państwa Polskiego.

Orzeł starożytnym symbolem

W wielu kulturach indiańskich orzeł to istota słoneczna, zwrócona ku niebu, w przeciwieństwie do ziemskiego jaguara. Jego pióra jako symbole promieni słonecznych wykorzystywano do wyrobu ozdób kultowych. Ptaka tego liczne dzikie plemiona zamieszkujące niegdyś Europę i Azję uznawały za symbol i wcielenie swych przodków, swój totem plemienny, jak czynią to do dziś np. australijscy aborygeni. Łączono go ze słońcem, niebem, błyskawicą. Także pogańscy Słowianie czcili tego ptaka. Z XI w. wiemy o zachowanych na wyspie Wolin kościach orła bielika oraz amulecie z motywem ptaka. Przejęły te pradawne wierzenia i tradycje pierwsze cywilizacje kręgu śródziemnomorskiego. Już kilka tysięcy lat przed Chrystusem Babilończycy zaczęli używać znaku orła, często zresztą z głową lwa, w symbolice religijnej, miejskiej i państwowej. Orzeł o głowie lwa prezentował walkę bóstwa niebiańskiego (orzeł) z demonami (lew), tego co duchowe w człowieku z tym co cielesne. W Indiach orzeł z korpusem człowieka to słoneczny ptak o imieniu Garuda, wierzchowiec boga Wisznu, wróg węża - ucieleśnienia zła, nieraz przedstawiany z atrybutami tego boga - muszlą, maczugą czy kwiatem lotosu. W czasach nowożytnych stał się on symbolem walki tubylców z europejskimi kolonizatorami, godłem republiki Indonezji i królestwa Syjamu. Doskonale znali symbol orła także Egipcjanie pod rządami dynastii ptolemejskiej oraz najwięksi zdobywcy Starożytnego Wschodu - Persowie. Dla tych ludów orzeł to w pierwszej kolejności symbol i uosobienie boskiej potęgi, wspaniałomyślności, siły, odwagi, sprawiedliwości...
 
 Orzeł o głowie lwa prezentował walkę bóstwa niebiańskiego (orzeł) z demonami (lew), tego co duchowe w człowieku z tym co cielesne.
 
 Orzeł przedstawiany z rybą w szponach symbolizował Chrystusa unoszącego chrześcijanina ze źródła chrzcielnego ku zmartwychwstaniu.
 
Persowie zastosowali podobizny królewskiego ptaka także w symbolice wojskowej, stając się wzorem dla późniejszych niezwyciężonych rzymskich legionów. Rzymskie orły legionowe, od konsulatu Mariusza (107 r. pne.) jedyny ich emblemat, rozsławiły orła jako znak odwagi i zwycięstwa aż po krańce ówczesnego cywilizowanego świata. Pamięć o nich przetrwała upadek Rzymu i powracała wielokrotnie później. Symbolem armii był orzeł także, dzięki Mahometowi, u Arabów w okresie największej ekspansji islamu. Potem w okresie wojen krzyżowych znaku tego używał głośny wódz muzułmanów - sułtan Egiptu Saladyn, tę odmianę orła nazywano „Sokołem Kurajszytów”. Do dziś spotykamy go w herbie kilku krajów arabskich (np. Iraku, Syrii, Jordanii, Jemenu, Egiptu, Libii, Zjednoczonych Emiratów).

Dla starożytnych Greków dumny orzeł był przede wszystkim ptakiem - atrybutem gromowładnego Zeusa, zwierzchnika bogów olimpijskich. Wierzono, że jest ptakiem, którego nigdy nie trafi piorun, więc przypisywano mu funkcje nosiciela boskich piorunów. Wynikało stąd kojarzenie orła z potęgą i majestatem zarówno boskim, jak i władzy doczesnej. Orzeł z płonącą gwiazdą pięcioramienną w szponach oznaczał planetę Jowisz. Rzeźbionymi orłami Grecy, Etruskowie i Rzymianie ozdabiali berła swych królów. Może tu tkwi geneza uskrzydlonej laski boga Hermesa - Merkurego, patrona kupców. W antycznej Helladzie był orzeł również symbolem geniuszu, i wielkości umieszczanym na wizerunkach herosów.

W starożytnym Rzymie orzeł to zarówno znak Jowisza, jak i symbol majestatu władzy cesarskiej. Umieszczano go na monetach i w miejscach manifestacji władzy. Podczas pogrzebów ciałopalnych ubóstwianych cesarzy na rzymskim Polu Marsowym celowo wypuszczano orła w ten sposób, aby obserwującym wydawało się, że ulatuje z płomieni i unosi duszę cesarza do nieba. 
 
 
 Dla starożytnych Greków dumny orzeł był przede wszystkim ptakiem - atrybutem gromowładnego Zeusa, zwierzchnika bogów olimpijskich.
 

Dwugłowy rywal



Kilkanaście wieków później cesarz Francuzów Napoleon I przyjął za symbol swego majestatu złotego orła na niebieskim polu, wzorowanego na rzymskim, siedzącego na wiązce piorunów. Nieco wcześniej podobnym emblematem posłużył się Fryderyk II pruski. Kiedy w 800 r. n.e. król Franków Karol Wielki odnowił po ponad trzystu latach nieobecności godność cesarską na Zachodzie, za symbol swej władzy przyjął rzymskiego orła, którego podobiznę kazał nawet umieścić na dachu swego pałacu w Akwizgranie. Sto lat później, gdy dawną stolicę Karola przejściowo zajęli Francuzi, odwrócono dziób tego orła w kierunku zachodnim. Do tej tradycji karolińskiej nawiązali średniowieczni władcy Niemiec, od 962 r. noszący piękny tytuł Cesarzy Rzymskich (dopiero pod koniec średniowiecza uzupełniony wiele mówiącym dodatkiem – Narodu Niemieckiego). Już w 1029 r. orzeł pojawił się na berle cesarza Konrada II z dynastii salickiej, a ostatecznie w 2 połowie XII w. cesarz Henryk VI z rodu Sztaufów przyjął za swój herb jako króla Niemiec czarnego orła jednogłowego. Do dziś widzimy go, w pięknie stylizowanej postaci, w godle państwowym Niemiec.

Przez jakiś czas rywalizował z nim inny orzeł – dwugłowy, mający równie starą genezę i znaczenia symboliczne. Znak ten pojawił się ok. 1800 r. p. n. e. w pierwszym indoeuropejskim imperium na Wschodzie - u Hetytów jako bóg burzy. W Rzymie łączono go z bogiem Janusem o dwu twarzach. Symbolizował siłę, stwórczą, wszechwiedzę, patrzył w przeszłość i przyszłość, łączył władzę duchowną i świecką, czujność w obronie granic państwa. Ten typ orła pod wpływem wierzeń i symboliki Orientu powrócił w XI w. do symboliki cesarskiej w Bizancjum, skąd następnie trafił na Ruś. Zachód przypomniał go sobie dzięki wyprawom krzyżowym, za pośrednictwem Turków Seldżuków. Od XIV w. stał się godłem cesarzy rzymskich, używanym aż do 1918 r. w monarchii Austro-Węgierskiej. Możemy do dziś spotkać go w godłach Rosji, Serbii i Albanii.
 
 
 
Symbol Chrystusa i znak Polaków

W kulturze chrześcijańskiego średniowiecza orzeł symbolizował także Chrystusa. Krążył nad gniazdem, by strzec orląt, a podczas nauki latania kierował je ku słońcu, wyrzucając z gniazda te, które słońca się boją. To oczywiście symbole obrońcy dusz i sądu ostatecznego. Zdolność patrzenia w słońce wykreowała orła na symbol religijnej kontemplacji. Przedstawiany z rybą w szponach symbolizował Chrystusa unoszącego chrześcijanina ze źródła chrzcielnego ku zmartwychwstaniu. Orzeł w chrześcijaństwie był także atrybutem świętych, np. Jana Ewangelisty (z nimbem), strzegł relikwii męczenników, np. obu patronów Polski - św. Wojciecha i Stanisława, w scenie polowania na zająca lub węża symbolizował zwycięstwo dobra nad złem, odwagi nad tchórzostwem... Wszystkie te sceny z udziałem węża, oraz wiele innych znajdujemy na monetach książąt polskich XII w.
 
 
 
Karol Wielki odnowił po ponad trzystu latach nieobecności godność cesarską na Zachodzie, za symbol swej władzy przyjął rzymskiego orła, którego podobiznę kazał nawet umieścić na dachu swego pałacu w Akwizgranie. Sto lat później, gdy dawną stolicę Karola przejściowo zajęli Francuzi, odwrócono dziób tego orła w kierunku zachodnim. 


Dosyć często i niezależnie od siebie w różnych krajach opowiadano także o udziale orłów w zakładaniu miast. To właśnie kierunek lotu tego ptaka miał wg rzymskiej legendy wskazać Romulusowi i Remusowi miejsce lokalizacji Rzymu. W XVI w. kronikarze polscy Marcin Kromer i Bielski uzupełnili znaną już od stuleci legendę o praojcu Polaków Lechu i założeniu Gniezna o istotny szczegół. Lech miał wybrać to miejsce pod swą stolicę podziwiając dużą liczbę znajdujących się tu orlich gniazd, a na pamiątkę - przyjąć znak orła na swe sztandary. Również Moskwa miała powstać w miejscu, gdzie dwugłowy orzeł złożył porwanego dzika. Na dowód, że nie są to tylko echa wierzeń Rzymian można tu dorzucić historię związaną z założeniem stolicy Azteków - Tenochtitlan, obecnego Meksyku. Decyzję o lokalizacji świątyni i centrum przyszłego miasta podjęli kapłani zaobserwowawszy miejsce, gdzie kaktus rósł na kamieniu. Na kaktusie siedział orzeł i pożerał węża. Z tych rozlicznych i, w przeciwieństwie do innych zwierząt heraldycznych, wyłącznie pozytywnych znaczeń, wiązanych ze znakiem orła, nawarstwiających się przez wieki i tysiąclecia wynika fakt ogromnej popularności w momencie powstawania herbów.
 
 Dla odróżnienia od nieco wcześniejszych orłów niemieckich i śląskich, nadano rodzącemu się godłu Polski białą (srebrną) barwę, o bardzo wysokich notowaniach symbolicznych oraz czerwone tło
 
Oprócz średniowiecznych władców Niemiec i na ich wzór w ciągu XII i XIII w. przyjęli orła na swe herby ich liczni lennicy, np. książęta dolno austriackiego Meranu, Tyrolu, Krainy, Karyntii, Moraw, władcy Brandenburgii, Niderlandów, Czech... System lenny sprzyjał rozpowszechnieniu symboliki orła w Europie południowej i środkowej, nie był jednak koniecznym warunkiem. Pod wpływem niemieckich wzorów przyjmowali ten popularny symbol także władcy nie związani z królami Niemiec więzami wasalnymi. Znaleźli się wśród nich także od lat 20-30-tych XIII w. liczni książęta polscy z rodu Piastów, chętnie przyjmujący królewskiego ptaka na swe tarcze i chorągwie. Jego pozycja w Polsce, i tak dość silna w związku z występowaniem tu w naturze kilku gatunków orłów i pojawiającej się w źródłach kronikarskich legendzie o założeniu przez praojca Lecha grodu Gniezna, uległa jeszcze wzmocnieniu dzięki powiązaniu symboliki orła z rozpowszechniającym się coraz szerzej kultem św. Stanisława, patrona rozpoczynającej się akcji zjednoczeniowej. Kilku ambitniejszych Piastowiczów, m.in. Henryk IV Probus, na znak swych królewskich planów ozdobiło orła koroną. Dla odróżnienia od nieco wcześniejszych orłów niemieckich i śląskich, nadano rodzącemu się godłu Polski białą (srebrną) barwę, o bardzo wysokich notowaniach symbolicznych oraz czerwone tło. W tej formie Orzeł Biały trafił do symboliki zjednoczonego Królestwa Polskiego przyjętej w 1295 r. przez Przemysła II, następnie kontynuowanej przez Władysława Łokietka i jego następców…


Tomasz Pietras 
 
 
 
 
Dr Tomasz Pietras jest historykiem, pracownikiem naukowym Instytutu Historii Uniwersytetu Łódzkiego. Zajmuje się naukami pomocniczymi historii - głównie heraldyką, genealogią i geografią historyczną. Opublikował monografię pt. „Krwawy wilk z pastorałem”. Biskup krakowski Jan zwany Muskatą i szereg artykułów. Jest autorem strony internetowej o charakterze popularnonaukowym: warsztathistoryka.uni.lodz.pl
 
 
 
 
http://www.ekologia.pl/srodowisko/specjalne/polskie-godlo-i-jego-geneza,16195.html
 
 
 
 

 

Ilu Polaków walczyło w pierwszej wojnie światowej?



Ilu Polaków walczyło w pierwszej wojnie światowej? Ilu zginęło?

W 1914 roku państwa Ententy: Francja, Anglia i Rosja zmobilizowały 6 mln żołnierzy, zaś państwa centralne: Niemcy i Austro-Węgry 4 mln żołnierzy. W trzech armiach zaborczych służyło 2 mln osób narodowości Polskiej


Z biegiem czasu do działań wojennych włączały się kolejne kraje, w tym Stany Zjednoczone. Wojnę w 1914 rozpoczęło 8 państw, a w 1918 zakończyło 33. Pod koniec wojny, w 1918 roku walczyło 70 milionów żołnierzy. W każdym dniu wojny ginęło średnio 5 tysięcy osób. Łącznie zginęło około 10 milionów ludzi.

Wybuch wojny zaważył na przyszłych losach Polski a w polskich patriotach obudził nadzieję na własne państwo, ponieważ pierwszy raz od przeszło stu lat zaborcy stanęli po przeciwnych stronach barykady. Zanim patrioci nadzieje przekuli w czyny wszyscy zaborcy powołali pod broń Polaków. Historyk Stefan Kieniewicz szacuje, że w trzech armiach zaborczych służyło 2 mln osób narodowości Polskiej. Wielu z nich nigdy nie powróciło do rodzinnych domów. W ciągu 4 lat wojny z mieszkańców ziem, które weszły w skład Polski po 1921 roku zginęło w armii rosyjskiej 55 tyś osób, w niemieckiej 110 tys. a austro-węgierskiej 220 tys.



http://www.tysol.pl/a2155-Ilu-Polakow-walczylo-w-pierwszej-wojnie-swiatowej-Ilu-zginelo-

 

piątek, 11 listopada 2016

Trump a niepodległość Polski







 

Ziętek-Wielomska: Trump a niepodległość Polski


Zarówno wynik referendum w sprawie Brexitu jak i ostatnich wyborów w USA mogą doprowadzić do poważnego przetasowania geopolitycznego w Europie kontynentalnej. Ich skutkiem zdaje się być wycofanie się Anglosasów z naszego regionu. Oznacza to faktyczne zakończenie układu polityczno-wojskowego powstałego po II wojnie światowej. Nie ulega wątpliwości, że nowy układ może być atrakcyjny i pożądany przede wszystkich przez Niemców.
Niemcy wreszcie będą mogły sięgnąć po status europejskiego hegemona, którym w dużej bierze faktycznie już są, ale jednak ciągle byli/są ograniczani przez Anglosasów. Wielka Brytania blokowała przekształcenie UE w wielkie pruskie quasi-państwo europejskie, a Stany Zjednoczone pilnowały, żeby takie ewentualne quasi-państwo nigdy nie posiadało swojej armii. Militarnego porządku w tej części świata miało pilnować przede wszystkim NATO, czyli de facto USA. Jeśli Trump będzie wierny swoim zapewnieniom, że będzie prezydentem Amerykanów, a nie całego świata, może to oznaczać, że Europa będzie musiała sama zadbać o swoje bezpieczeństwo. Może to zrobić poprzez rozbudowę armii narodowych, albo też stworzenie wspólnej armii europejskiej. Nie mam wątpliwości, że adwokatem drugiego rozwiązania będą przede wszystkim Niemcy, którzy o takim projekcie mówią już od dawna.
Aby zachęcić Europejczyków do stworzenia wspólnej armii, Niemcy prawdopodobnie, szczególnie w naszej części Europy, będą nadal podgrzewać antyrosyjskie fobie. Polacy czy też mieszkańcy państw bałtyckich będą straszeni widmem rosyjskiej agresji, po to, byśmy chętnie włączyli się do budowy euro-wehry. W najgorszym wypadku – zaprosili Bundeswehrę do Polski. Nie należy więc spodziewać się złagodzenia antyrosyjskiej histerii w „polskich” mediach. Wręcz przeciwnie, może stać się ona jeszcze głośniejsza, gdyż Amerykanie nam już nie pomogą…  Sami Niemcy z Rosją się jak najbardziej „dogadają”.

Oczywiście należy zadać pytanie, czy nowo powstały układ będzie dla nas korzystny. Przypuszczam, że Niemcy i Rosja podzielą się Europą, a być może już się nią podzieliły. Przypuszczam, że granica stref wpływu obydwu państw będzie pokrywała się z granicą UE. Nie wierzę w to, by Rosja była zainteresowana przejęciem kontroli nad Polską, albo jej częścią. W przypadku Ukrainy możliwe są dwa warianty: podział Ukrainy na dwie strefy, wschodnią i zachodnią, i włączenie tej ostatniej do niemieckiej strefy wpływu, albo całkowite wycofanie się Niemców, za Amerykanami, z Ukrainy i powrót do sytuacji sprzed zamachu stanu w Kijowie. Jednym słowem, układ taki to realizacja niemieckich planów utworzenia Mitteleuropy. Zgodnie z tą ideą, państwa Europy Środkowej mają formalnie istnieć jako suwerenne państwa, ale faktycznie być przede wszystkim gospodarczo, ale także i militarnie, podporządkowane Niemcom.

Na poziomie gospodarczym projekt Mitteleuropy został już całkowicie zrealizowany. Jak wynika z raportu sporządzonego przez OSW pt. „Rola Europy Środkowej w gospodarce Niemiec. Konsekwencje polityczne” (tutaj), dzięki niskim kosztom produkcji i wysokiej wydajności, Europa Środkowa stała się dla Niemiec narzędziem uzyskiwania przewagi konkurencyjnej na świecie. Polska, Czechy, Słowacja i Węgry, jako fabryka niemieckich produktów na rynki zagraniczne, pozwoliły uzyskać Berlinowi to, czego nie mógłby uzyskać, lokując swoją produkcję np. w Azji – duże odległości znacznie zwiększałyby koszty transportu. Przystąpienie tych państw do Unii Europejskiej stało się także ważnym „autem” dla Niemców, przede wszystkim ze względu na podobne przepisy prawne i podatkowe. I jeśli przyjrzymy się danym Federalnego Urzędu Statystycznego, okaże się, że zsumowany eksport Niemiec do tych czterech państw osiągał w 2014 roku wyższe wartości (112 mld euro) niż w przypadku największych partnerów handlowych Berlina (Francja, USA, Wielka Brytania, Chiny i Rosja). Należy zauważyć, że sama Francja jest krajem zasobniejszym i ludniejszym niż te cztery kraje łącznie. Podobnie sprawa wygląda w przypadku importu. Niemcy w 2014 roku importowały najwięcej właśnie z krajów Grupy Wyszehradzkiej (wartość importu to ponad 110 mld euro). To więcej, niż wart był import z Holandii, Chin, USA czy Francji. Tak silne powiązania handlowe Berlina z Grupą Wyszehradzką wynikają z włączenia państw tego regionu do niemieckiego łańcucha produkcyjnego, szczególnie w obszarze motoryzacyjnym. Import  z krajów Grupy Wyszehradzkiej do Niemiec, to de facto eksport części samochodowych produkowanych w niemieckich fabrykach w tych państwach. Faktycznie więc, mamy tutaj do czynienia z jednym gospodarczym systemem sterowania, w którym państwa Europy Środkowej podporządkowane są interesom gospodarczym Niemiec. Nie jest więc dziełem przypadku, że jak czytamy w raporcie, gospodarka Niemiec w znacznej mierze umocniła się po przystąpienia krajów Europy Środkowej do Unii Europejskiej.
Nowy układ geopolityczny niczego więc nie zmieni, jeśli chodzi o stosunki gospodarcze w Europie. Zmienić się może tylko układ polityczno-militarny. W tej kwestii sprawą kluczową są oczywiście wyniki wyborów prezydenckich we Francji. Jeśli zwycięstwo w tych wyborach odniesie Marine Le Pen, niemieckie marzenia o utworzeniu armii europejskiej, a tym samym przejęciu przez Niemców kontroli nad francuską bronią nuklearną, nie zrealizują się. Jeśli te wybory przegra, a wygra je np. François Hollande, nazywany przez Le Pen „wicekanclerzem Niemiec”, Niemcy będą zacierać ręce z radości. Ostatecznie więc o przyszłości Europy zdecydują Francuzi.
W przypadku, gdyby Niemcy przejęły ostatecznie kontrolę nad całą Europą należy postawić pytanie, czy „będzie jak zawsze”, czyli czy po raz kolejny połakomią się na Rosję – a konkretnie na jej surowce? Niemiecki i brytyjski imperializm różnią się w jednej kwestii. Anglicy przywiązani są od idei równowagi i zawsze dość dobrze rozumieli, na co są w stanie sobie pozwolić. Zrównoważenie natomiast nigdy nie było cechą charakterystyczną niemczyzny. Stąd nie można wykluczyć, że Niemcy, w kolejnym akcie swojego szaleństwa, postanowią podporządkować sobie Rosję. Oczywiście, Polska miałaby odegrać w tym kluczową rolę. Wtedy mógłby bowiem się wreszcie ziścić schemat wymarzony przez Piotra Zychowicza i jego licznych zwolenników: z Berlinem na Moskwę. Nie wykluczone, że właśnie dlatego te teorie są tak intensywnie propagowane wśród polskich „patriotów”. Polacy mieliby dać się, tym razem przez Niemców, wmanewrować w krucjatę przeciwko „niedemokratycznej” Rosji.
Wybór Trumpa na prezydenta USA zażegna być może widmo wojny amerykańsko-rosyjskiej, która toczyłaby się na naszym terytorium. I to jest ważne. Ale w perspektywie długofalowej oczywiście nie zmieni tego, że jesteśmy sąsiadem państwa, które ciągle uważa, że jest „za duże na Europę” a za małe na to, by być poważnym hegemonem światowym. Prawda jest taka, że od kilkuset lat nasza sytuacja geopolityczna jest de facto pochodną polityki państwa pruskiego, któremu udało się doprowadzić Polskę do całkowitego upadku, i „na naszym trupie” zbudować swoją potęgę – nie bez naszej winy. I jak zgodnie twierdzili zarówno przeciwnicy jak i gloryfikatorzy pruskiego militaryzmu, Prusom w czasie I wojny światowej udało się zmusić swoich przeciwników do przejęcia ich modelu państwowego – scentralizowanego i zbiurokratyzowanego. Taki model zapewniał bowiem Prusom poziom mobilizacji, do którego nie byłyby zdolne państwa zorganizowane w sposób łaciński. USA, Francja czy Wielka Brytania pokonały Prusy, bo same się przy tym „sprusaczyły”, dzięki czemu mogły przeprowadzić odpowiednią mobilizację polityczno-gospodarczo-militarną. My naszą niepodległość uzyskaliśmy niejako „przy okazji”, jako obiekt, a nie podmiot międzynarodowy. W taki sam sposób ją utraciliśmy w 1939 r.
Niestety do dzisiaj nie zrozumieliśmy procesu geopolitycznego, którego jesteśmy częścią, i dlatego w żaden sposób nim nie sterujemy. Naszym jedynym pomysłem na naszą niepodległość między Niemcami a Rosją są Amerykanie. Nie jest to jednak układ symetryczny, gdyż dla USA zawsze będziemy tylko przedmiotem, a nigdy podmiotem polityki. I dlaczego też miało by być inaczej?


Magdalena Ziętek-Wielomska



 http://konserwatyzm.pl/artykul/23355/zietek-wielomska-trump-a-niepodleglosc-polski/

Dobrzy niemcy i ukochany Piłsudski.




Piłsudski tydzień czasu był namawiany przez niemców, żeby został naczelnikiem Polaków (naczelnik, czyli Polacy to plemię, a nie naród ani państwo...). To znaczy przez tydzień ustalali wersję, jak wytłumaczyć to przed światem. 

Gdyby Piłsudski chciał dobra Polski, to by go dalej trzymali w Magdeburgu - albo zlikwidowali. 

Potrzebowali swojego człowieka do kontrolowania Polski i tym człowiekiem był właśnie Piłsudski - co widać po masakrze przegranej przez nas II WŚ. 


A tu ci sami dobrzy niemcy w Sprawozdaniu Komisji Pomorskiej w 1920 roku:

 "Chcieliście Polski, to macie Polskę..."




 http://argo.neon24.pl/.../104613,bardzo-bardzo-ciekawy...


wtorek, 8 listopada 2016

Kamień z Kontrewersu

Kamień z Kontrewersu 








1. Odkrycie kamienia z Kontrewersu – pierwsze badania i hipotezy
Kontrewers to mała wioska leżąca w północnej części gminy Mniów, około 6 km na północ od Mniowa. Ta ciekawa nazwa miejscowa wywodzi się od słowa kontrowers (czyli długotrwały spór szczególnie o granice majątku ziemskiego, sporna cześć gruntu o który toczy się sprawa) i jest śladem dawnych stosunków społeczno-prawnych. W końcu lat osiemdziesiątych w Kontrewersie doszło do odkrycia tajemniczego kamienia[1].

W 1988 roku Wojewódzki Konserwator Zabytków w Kielcach otrzymał zgłoszenie od pana Henryk Gonciarza, właściciela działki leśnej z Kontrewersu, że znajduje się tam kamień pokryty dziwnymi rytami. Konserwator zlecił dokładne badania, które prowadziła archeolog dr Eligia Gąssowska. Badania archeologiczne z roku 1989 roku przeprowadzone w otoczeniu tego obiektu nie przyniosły żadnych wyników. Dr Gąssowska jako znawczyni i badaczka średniowiecza dopatrywała się w znalezionych rytach postaci wczesnośredniowiecznych diabłów lub pogańskich znaków magicznych związanych z wierzeniami dawnych Słowian[2].
Zważywszy fakt istnienia w Górach Świętokrzyskich kilku domniemanych obiektów kultowych takich jak Góra Grodowa w Tumlinie, Góra Dobrzeszowska oraz Łysiec, znalezisko odkryte w Kontrewersie mogło być podobnym śladem działalności naszych przodków [3].


2. Sensacja i rozgłos w mediach
W marcu 1990 roku dziennikarz „Echa Dnia” Tadeusz Wiącek dopatrzył się w przedstawionych na kamieniu postaciach wizerunków kosmitów. Szum medialny wywołany tezą o pozaziemskim pochodzeniu zabytku spowodował duży „najazd” wielbicieli UFO i ciekawskich. Głośne znalezisko odwiedzali zwolennicy teorii Ericha von Dänikena oraz radiesteci, którzy przekonywali, że kamień stanowi silne ognisko promieniowania energetycznego i wydziela specjalną aurę magnetyczną, mającą niezwykłe właściwości oddziaływania na otoczenie[4].

Nic dziwnego, że takie sensacyjne informacje przerodziły się w plotki i szybko rozniosły się wśród okolicznej ludności. Hipoteza identyfikująca ryty na kamieniu z średniowiecznymi wyobrażeniami diabłów utrwaliła w świadomości mieszkańców nazwę „diabelski kamień z Kontrewersu”. Niezwykle ciekawym problemem badań można by uczynić zjawisko oddziaływania takiego tajemniczego znaleziska na społeczność lokalną i wyobraźnię zbiorową ludności zamieszkującej dany teren.

Do Kontrewersu przyjeżdżały tłumy ciekawskich, aby obejrzeć tajemniczy kamień, który stanowił niezwykle interesujące znalezisko. Powstał problem jak zabezpieczyć unikalny kamień przed turystami i wandalami. W celu zabezpieczenia i ratowania zabytku służby konserwatorskie posłużyły się podstępem. Podjęto wówczas decyzję o ukryciu kamienia na miejscu poprzez przysypanie go piaskiem i zamaskowanie. Wcześniej jednak rozgłoszono w lokalnych mediach, że obiekt został przetransportowany do nie wymienionej z nazwy placówki muzealnej. Sposób okazał się na tyle skuteczny, że przez 20 z górą lat o tajemniczych rytach z Kontrewersu wiedziało niewiele osób. Zabezpieczenie kamienia poprzez pokrycie go ziemią i liśćmi nie było jednak rozwiązaniem długofalowym, ponieważ po kilku latach czynniki atmosferyczne ponownie go odsłoniły[5].

3. Nowe badania kamienia i nowe interpretacja rytów
Po dwudziestu latach w maju 2005 roku dr Gerard Gierliński z Państwowego Instytutu Geologicznego w Warszawie prowadził badania tropów dinozaurów na terenie gminy Mniów, gdzie znajdują się ciekawe znaleziska i przypadkiem natknął się na kamień z rytami. Wywołało to kolejną falę zainteresowania obiektem z Kontrewersu i przejęcie go przez Państwowy Instytut Geologiczny. Dr Gierliński podjął się ponownej interpretacji tajemniczych rytów. Jego zdaniem są one bardzo podobne do wyobrażenia cocopelli – dobrych duszków z mitologii północnoamerykańskich Indian Hopi. Naukowcy twierdzą, że to jedyny taki obiekt w Polsce[6].
Za sprawą nowej hipotezy dotyczącej rytów historia kamienia ponownie nabrała rozgłosu. Zdecydowano się również na szczegółowe badania i dokumentację kamienia oraz jego otoczenia.






 Ryty z Kontrowersu przedstawiają dwie automorficzne postacie (prawdopodobnie mężczyznę i kobietę), oraz symbol półksiężyca pod nogami nieco mniejszej postaci oraz symbol Y-kształtny.


 
Replika rytów z kamienia


Symbole te znane są ze sztuki naskalnej epoki brązu Szwecji i Włoch, natomiast automorficzne postacie przypominają północnoamerykański wizerunki wędrownego flecisty zwanego Kokopelli, będącego duchem płodności.





 
Flecista Kokopelli – duch płodności Indian Hopi


Według podań ludowych kamień z rytami znajdował się w pobliżu odcisku stopy wczesnojurajskiej dinozaura ptasiomiednicznego na dawnym wzgórzu kultowym. Pomimo dokładnego przebadania otoczenia nie znaleziono żadnych innych ciekawych śladów osadnictwa. Archeolodzy odkopali dwutonowy głaz i wtedy się okazało, że jest on osadzony na specjalnym postumencie. To zaciekawiło naukowców, którzy początkowo myśleli, że to kamień ułożony w naturalny sposób, a ktoś tylko wyrył figurki. Okazało się również, że głaz jest ułożony dokładnie na osi wschód-zachód, a ryty są tylko po zachodniej stronie. Naukowcy twierdzą, że to prawdopodobnie element kultu (zmarłych w niektórych kulturach też grzebano odwróconych na zachód)[7].




Kamień z Kontrewersu osadzony na specjalnym postumencie



Warto zacytować wypowiedź badacza doktora Gerarda Gierlińskiego: Ryty ewidentnie przedstawiają postać męska i kobiecą i rzeczywiście mogą pochodzić z neolitu. Zajmuję się jednak tym znaleziskiem już półtora roku i nie znalazłem w Europie podobnych wzorów. Dla mnie najbliższe były rzeczywiście do wizerunków cocopelli z mitologii Indian północnoamerykańskich. Nie musi to oznaczać, że zrobili je np. Indianie Hopi, ale raczej że mogły one być wytworem ludzi wywodzących się z tej samej populacji. Pośrednio potwierdzają to badania genetyczne, z których wynika, że wielu Europejczyków i Indian ma dużą część wspólnych genów. Tak naprawdę więcej dowiemy się dopiero po szczegółowych badaniach podłoża spod kamienia i analizie pyłków roślin, które się tam zachowały[8].


Według koreańskiego badacza prof. O’Dae Kuon tradycja Kokopelli narodziła się w paleolitycznej mitologii wschodniej Azji (podobny do Kokopelli ryt odnotowano w Korei Południowej), po czym zawędrowała przez Beringię do Ameryki Północnej. W epoce brązu mitologia ta być może przedostała się przez rybaków do kultury wschodniej Europy. Scenariusz ten tłumaczyłby więc pojawienie się rytów podobnych do amerykańskiego Kokopelli w okolicach Mniowa[9].


4. Atrakcja turystyczna Mniowa
Początkowo pojawiły się pomysły przetransportowania kamienia do Warszawy i tam przeprowadzenia dodatkowych badań. Jednak Służby Ochrony Zabytków podjęły zdecydowane działania, tym bardziej że zabytek znalazł się na celowniku różnych instytucji, które rościły sobie prawa do niego. Próbę wywiezienia do Warszawy udaremnił prof. Zbigniew Kowalczewski – ówczesny dyrektor kieleckiego Państwowego Instytutu Geologicznego. W końcu Wojewódzki Konserwator Zabytków i decyzją nr 12/2005 z dnia 22 września przekazał kamień Państwowemu Instytutowi Geologicznemu w Kielcach z sugestią żeby go umieścić w Muzeum przy ulicy Zgody, zaś w pierwotnym miejscu umieścić kopię[10].
Decyzja ta wywołała stanowczy sprzeciw samorządu, który chciał wykorzystać tajemniczy i nietypowy zabytek do celów promocyjnych. Sytuacja stała się patowa, aż do dnia kiedy sprawą zainteresował się senator Adam Massalski, który pośredniczył w negocjacjach pomiędzy gminą, Państwowym Instytutem Geologicznym i Konserwatorem Zabytków. Skutkiem tych negocjacji było porozumienie jakie w dniu 7 lutego zostało zawarte w Mniowie, w myśl którego właściciel zabytku Instytut Geologiczny przekazuje go gminie Mniów w depozyt, zaś samorząd zapewnia na swoim terenie właściwą i przede wszystkim bezpieczną ekspozycję[11].



Kamień został przetransportowany i trafił do szklanej gabloty w kształcie piramidy, którą ustawiono przed Urzędem Gminy w Mniowie. Obecnie kamień stanowi jeden z najciwkawszych zabytków gminy Mniów, obok kościołów w Mniowie i Grzymałkowie oraz Kołłątajówki w Wólce Kłudzkiej[12]. W przyszłości kamień z Kontrewersu może stanie się jednym z punktów szlaku turystycznego naszej gminy.










Bibliografia:

Kolczyński J., Góry milczenia, „Z otchłani wieków” r. 60: 2005, nr 1-4, s. 192-202.
Kopertowska D., Nazwy miejscowe województwa kieleckiego, Warszawa-Kraków 1984.
Krakowiak Z., Kontrowersyjny kamień z Kontrewersu , http://rodzimowierca.3rider.eu/rodzimowierca/index.php?option=com_content&task=view&id=8&Itemid=9.
Odkrycie kamienia, http://www.mniow.pl/new/index.php?option=com_content&task=view&id=42&Itemid=49
Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego, t. III.
Sztandera M., Przeniesiono tajemniczy kamień z Kontrewersu, Gazeta.pl Kielce
We włościańskim Mniowie, pod. red. E. Kosik, Kielce 1999

[1] Kopertowska D., Nazwy miejscowe województwa kieleckiego, Warszawa-Kraków 1984, s. 138; Słownik języka polskiegopod red. W. Doroszewskiego, t. III, s. 964.
[2] Odkrycie kamienia, http://www.mniow.pl/
[3] Kolczyński J., Góry milczenia, „Z otchłani wieków” r. 60: 2005, nr 1-4, s. 192-202.
[4] Krakowiak Z., Kontrowersyjny kamień z Kontrewersu , http://rodzimowierca.3rider.eu/
[5] Tamże.
[6] Sztandera M., Przeniesiono tajemniczy kamień z Kontrewersu, Gazeta.pl Kielce
[7] Sztandera M., Przeniesiono tajemniczy kamień z Kontrewersu, Gazeta.pl Kielce
[8] Wypowiedź dla Gazeta.pl Kielce, dr Gerard Gierliński – Państwowy Instytut Geologiczny w Warszawie
[9] Odkrycie kamienia, http://www.mniow.pl/
[10] Krakowiak Z., Kontrowersyjny kamień z Kontrewersu, http://rodzimowierca.3rider.eu/
[11] Tamże.
[12] We włościańskim Mniowie, pod. red. E. Kosik, Kielce 1999, s. 33, 191, 200.




6 odpowiedzi na „Kamień z Kontrewersu

  1. JDekiert pisze:
    Uśmiałam się czytając ten artykuł:) Po pierwsze z naukowców prowadzących badania nad kamieniem. Nie rozumiem dlaczego badań nad sztuką naskalną podjął się geolog, który nie ma o tym zielonego pojęcia. Szukał analogii półtora roku, jakby nie mógł pogadac z jakims badaczem rytów, który w 5 minut mógłby mu wynaleźć ewentualne analogie w swojej bibliotece.Po drugie ludzie z doktoratami, a popłynęli z wnioskami, chyba zbyt górnolotnie;) Widać w wypowiedziach naprawdę brak znajomości tematyki sztuki naskalnej. Ja spojrzałam na te ryty i powiem tak, od około 8 lat zajmuję sie sztuką naskalną , mam dwie półki ksiązek naukowych o rytach doliny Camonica i innych rytach i malowidłach pln Italii, Sardynii, Hiszpanii, Uzbekistanu , Afryki itp. przedstawienia z kamienia z Kontrowersu wydają mi sie ewidentnie podejrzane i raczej wspołczesne, tym bardzie, ze sztuka naskalna okresu pradziejowego u nas w zasadzie nie istnieje ( oprócz węglowych rysunków w kopalnii w Krzemionkach); jednakze jeśli na siłę ktos chce to wydatować na pradzieje lub sredniowiecze, to z czystym sumieniem mogę Panstwu zaprezentować przynajmniej 6 analogii, które będą o wiele bliższe tym rytom , niż ten indiański duszek Kokopelli…….
  2. JDekiert pisze:
    http://www.facebook.com/note.php?note_id=245079182249703
    NA MOJEJ STRONIE Centrum Archeologii Eksperymentalnej TAKI SZYBKI WIECZORNY ARTYKULIK, POZDRAWIAM!
  3. JDekiert pisze:
    http://www.facebook.com/notes/centrum-archeologii-eksperymentalnej/interpretacja-ryt%C3%B3w-z-kamienia-z-kontrewersu/245079182249703
    to chyba będzie tutaj, bo tamten skasowalam! Jakby sie link nie otwierał to zapraszam na fejsa Centrum Archeologii Eksperymentalnej:)


https://adriatyk84.wordpress.com/2010/09/28/kamien-z-kontrewersu/