Czy
Legiony rzeczywiście były Piłsudskiego?
Tajemnica
powstania Legionów Polskich w sierpniu 1914 r.
Czwartek, 21 sierpnia 2014 (12:00)
W języku polskim od dłuższego czasu funkcjonuje określenie "Legiony Piłsudskiego". Powtarzamy je niemal bezwiednie i nawet jeśli używamy oficjalnej nazwy tej formacji - "Legiony Polskie" - i tak kojarzymy je przede wszystkim z postacią przyszłego Naczelnika Państwa. Czy jednak określenie to jest do końca uprawnione? W świetle bardziej szczegółowych badań sprawa wygląda zgoła inaczej.
Legiony to formacje regularne, powstałe w sposób legalny, a więc za wiedzą i zgodą władz Austro-Węgier, które wchodziły w skład sił zbrojnych monarchii i posiadały przy tym wiele atrybutów wojska narodowego, np. własne dowództwo, polską komendę, osobne mundury oraz sztandary.
Czwartek, 21 sierpnia 2014 (12:00)
W języku polskim od dłuższego czasu funkcjonuje określenie "Legiony Piłsudskiego". Powtarzamy je niemal bezwiednie i nawet jeśli używamy oficjalnej nazwy tej formacji - "Legiony Polskie" - i tak kojarzymy je przede wszystkim z postacią przyszłego Naczelnika Państwa. Czy jednak określenie to jest do końca uprawnione? W świetle bardziej szczegółowych badań sprawa wygląda zgoła inaczej.
Legiony to formacje regularne, powstałe w sposób legalny, a więc za wiedzą i zgodą władz Austro-Węgier, które wchodziły w skład sił zbrojnych monarchii i posiadały przy tym wiele atrybutów wojska narodowego, np. własne dowództwo, polską komendę, osobne mundury oraz sztandary.
Jednostki te powołane zostały
do życia 16 sierpnia 1914 r. na mocy decyzji zebranych w Krakowie
przedstawicieli społeczeństwa, w tym wszystkich działających na
terenie Galicji polskich stronnictw oraz ruchów politycznych.
Nie ulega również
wątpliwości, że tak rozumiane Legiony Polskie były sprzeczne z
zamierzeniami Józefa Piłsudskiego. Jego intencją było bowiem
wywołanie w Królestwie Polskim powstania. Miało być ono wprawdzie
lepiej przygotowane niż poprzednie zrywy niepodległościowe i
oparte o zorganizowaną, w miarę przeszkoloną siłę zbrojną, ale
cały czas chodziło o powstanie.
Piłsudski, choć korzystał z
pomocy austro-węgierskiego wywiadu, nie wyobrażał sobie
taktycznego podporządkowania ograniczonym, habsburskim generałom.
Powstałe 16 sierpnia Legiony stanowiły więc całkowite
zaprzeczenie jego pierwotnej wizji.
Uporządkujmy jednak podstawowe
fakty. Rankiem 6 sierpnia 1914 r. pierwsza kompania kadrowa
przekroczyła granicę Królestwa Polskiego zostawiając za
sobą obalone słupy graniczne w podkrakowskich Michałowicach. Tego
samego dnia zajęte zostały Słomniki, 7 sierpnia Miechów, 9
sierpnia Książ Wielki oraz Jędrzejów, 11 sierpnia Chęciny,
wreszcie 12 sierpnia strzelcy wkroczyli do Kielc.
Popularne opisy wydarzeń
podkreślają, że wejściu strzelców do miasta towarzyszył głuchy
trzask zamykanych okiennic. Społeczeństwo Królestwa Polskiego nie
chciało poprzeć ich zrywu i to właśnie stało się głównym
powodem niepowodzenia akcji Piłsudskiego. Stwierdzenie to,
jakkolwiek na trwale zadomowiło się w polskiej historiografii,
sformułowane zostało nieco na wyrost.
Jakkolwiek
rzeczywiście strzelcy nie spotkali się ani z entuzjastycznym
przyjęciem, ani z wielkim poparciem, to należy wziąć pod uwagę,
że Piłsudski nie miał faktycznie czasu na rozwinięcie agitacji.
Jego trasa wiodła głównie przez małe miasteczka. Ich ludność
nie była pewna, czy zza sąsiedniego wzgórza nie wyłonią się
zaraz Kozacy, którzy bez trudu przepędzą gromadę licho
uzbrojonych młokosów.
Tylko zajęcie na dłuższy
czas większego miasta i budowa tam trwałych, powstańczych struktur
mogła nadać całemu ruchowi więcej wiarygodności. Rolę takiego
ośrodka pełnić mogły jedynie Kielce. Tymczasem ledwie kilka
godzin po zajęciu miasta, kiedy na jego obrzeżach wciąż
dochodziło do utarczek z Rosjanami, Piłsudski otrzymał od
przedstawicieli austro-węgierskiego wywiadu stanowczy rozkaz udania
się na poważną rozmowę.
Spotkanie to odbyło się 13 sierpnia w jednej z krakowskich kawiarni. Rezydent wywiadu, ppłk Jan Nowak przekazał Piłsudskiemu ścinające z nóg ultimatum: otrzymał on 24 godziny na złożenie dowództwa oraz likwidację oddziałów strzeleckich.
Spotkanie to odbyło się 13 sierpnia w jednej z krakowskich kawiarni. Rezydent wywiadu, ppłk Jan Nowak przekazał Piłsudskiemu ścinające z nóg ultimatum: otrzymał on 24 godziny na złożenie dowództwa oraz likwidację oddziałów strzeleckich.
Skąd tak drastyczne
postawienie sprawy? Przede wszystkim dlatego, iż w opinii Austriaków
komendant złamał poczynione z nimi wcześniej ustalenia, co do
trasy oraz charakteru akcji strzeleckiej. Ustalona z
przedstawicielami wywiadu marszruta obejmowała bowiem kierunek:
Trzebinia - Olkusz - Kielce. Nie to było jednak najważniejsze.
Habsburscy wojskowi wyobrażali sobie, że zezwalają na ograniczone
działania dywersyjne o czysto militarnym charakterze. Cóż
tymczasem robił Piłsudski?
Ogłosił powstanie, fikcyjnego
zresztą, Rządu Narodowego i zaczął organizować lokalną,
powstańczą administrację (tzw. komisariaty wojskowe). Jego celem
było stworzenie faktów dokonanych - trwałe opanowanie pewnego
obszaru i rozmawianie ze stroną habsburską ze znacznie silniejszej
pozycji. Prawdopodobnie sądził, że Austriacy przymkną oko na jego
akcję polityczną oko. Otóż okazało się, że było inaczej.
Według
późniejszej, ustnej relacji generała Stanisława Szeptyckiego,
szef wywiadu - pułkownik Oskar Hranilović - otrzymawszy raport o
działaniach Piłsudskiego po prostu się wściekł i nakazał
natychmiastową likwidację całego przedsięwzięcia. Komendant
znalazł się tym samym w sytuacji wprost beznadziejnej. Wyglądało
na to, że jego kilkuletnie przygotowania spełzną na niczym. Choć
sam się później tego wypierał, miał wówczas Ignacemu
Daszyńskiemu powiedzieć: "Nie pozostaje mi nic innego, jak
sobie w łeb strzelić".
Tajemniczy memoriał Sikorskiego
Cofnijmy się nieco w czasie i
zobaczmy jak na akcję Piłsudskiego reagowało galicyjskie
społeczeństwo? Stateczni, lojalistyczni politycy, głoónie
konserwatyści i demokraci, uznali ją początkowo za kompletne
szaleństwo, z którym nie chcą mieć nic do czynienia. Na
przywódców zaczęła jednak coraz bardziej naciskać opinia
publiczna. Kilka tysięcy najlepszej, galicyjskiej młodzieży poszło
walczyć i nie posiadając ani porządnego uzbrojenia, ani ochrony
prawa międzynarodowego (nie mieli statusu kombatantów), mogli
zostać w każdej chwili dosłownie zmasakrowani przez wojska
rosyjskie. Coś należało zatem robić.
Sprawę
wzięła w swoje ręce osoba najbardziej do tego uprawniona,
prezydent Krakowa oraz prezes Koła Polskiego w austriackiej Radzie
Państwa, Juliusz Leo. 10 sierpnia udał się on do Wiednia, aby
rozmówić się z przebywającymi tam, wpływowymi Polakami, przede
wszystkim z ministrem skarbu Austro-Węgier, Leonem Blińskim. Otóż
kiedy wspólnie rozpoczęli oni konsultacje z szefem sztabu,
generałem Franzem Conradem von Hötzendorfem, na biurku tego
ostatniego wylądował niespodziewanie interesujący memoriał,
zawierający... projekt utworzenia Legionów Polskich. Jego autorem
był bliski współpracownik Józefa Piłsudskiego, podpułkownik
Władysław Sikorski.
Skąd dokument ten znalazł się
w Wiedniu? Światło na te sprawy rzuca niezbyt dotychczas znana
relacja pułkownika Jana Ciałowicza, który w latach 1920-1939
przeprowadził szereg rozmów z uczestnikami tych wydarzeń. Otóż
Sikorski, wysłany przez Piłsudskiego do Krakowa w celach
politycznych, 11 sierpnia wieczorem odbył przypadkiem rozmowę z
ppłk Janem Nowakiem, znanym nam już rezydentem wywiadu. Dowiedział
się z niej, że wyrok na oddziały strzelecki jest już wydany i
niedługo Piłsudski dowie się o ich likwidacji. Postanowił zatem
działać.
Na informowanie komendanta nie
było już czasu, zresztą wszystko wskazuje na to, że Sikorski nie
chciał tego robić. Prawdopodobnie już od jakiegoś czasu chodził
mu zresztą po głowie pewien pomysł, który był całkowicie
niezgodny z przekonaniami Piłsudskiego. Następnego dnia rano,
złożył w naczelnym dowództwie memoriał, w którym proponował,
aby oddziały strzeleckie "zalegalizować", ale nie poprzez
zwykłe włączenie ich do sił zbrojnych monarchii, ale
przekształcenie ich w autonomiczną, polską jednostkę.
Polityczny majstersztyk Juliusza Leo
Po zapoznaniu się z memoriałem
Sikorskiego, Leo stwierdził, że jest to propozycja, która naprawdę
może ratować sytuację i z niesamowitą energią zabrał się za
wdrażanie tego planu w życie. W pierwszej kolejności próbował
uzyskać od szefa sztabu oficjalną zgodę na powołanie Legionów,
nie osiągnął jednak nic, poza ogólnymi, niewiążącymi
deklaracjami. Postanowił zatem działać metodą faktów dokonanych.
Wrócił do Krakowa, zebrał przedstawicieli wszystkich polskich obozów politycznych Galicji, po czym w arcytrudnych negocjacjach doprowadził do poparcia przez nie idei utworzenia Legionów Polskich oraz patronującej im organizacji - Naczelnego Komitetu Narodowego. Dopiero wtedy wystosował do generała Conrada prośbę o ostateczną zgodę na tworzenie polskich jednostek.
Wobec niezwykle zdecydowanej
postawy całości społeczeństwa polskiego Galicji, szef sztabu
zdecydował się jej udzielić. 16 sierpnia, o godzinie 10 wieczorem
uchwalono powstanie Legionów. Piłsudski dowiedział się o tym
dopiero dni później i nie miał wyboru - w sytuacji obowiązywania
cały czas austro-węgierskiego ultimatum, musiał do tej nowej
inicjatywy przystąpić.
Podsumowując, wszystko
wskazuje na to, że autorem koncepcji Legionów Polskich był
Władysław Sikorski, natomiast powstały one dzięki zdecydowanej
akcji politycznej Juliusza Leo.
A Piłsudski... no cóż, bez
wątpienia to właśnie on wywołał on całą lawinę wydarzeń,
które ostatecznie doprowadziły do takiego, a nie innego finału.
Nie ulega jednak wątpliwości, że komendant ani Legionów nie
wymyślił, ani ich nie utworzył, ani nimi nie dowodził (był
dowódcą tylko jednej brygady), ani - jak pokazały następne lata -
nigdy do końca w nie nie wierzył. Legiony były sytuacją, w którą
musiał wejść całkowicie pod przymusem, jednak kiedy już to
zrobił, potrafił z tego uczynić polityczny użytek i właśnie na
nich oprzeć swój mit oraz popularność.
Mateusz Drozdowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz