Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

niedziela, 19 listopada 2023

Fałszywa "wiedza"




 teoria »cultural (cognitive) capture«



Od kilku miesięcy zastanawiałam się nad mechanizmami, które sprawiły, że dziennikarze i inni twórcy po prostu podążają za dyskursem aktywistów, nie podważając go, nie weryfikując informacji i tworząc przez to narracje często nielogiczne, a czasem po prostu nieprawdziwe.

Zastanawiałam się nad tym, dlaczego sama napisałam tyle tekstów »w duchu aktywistycznym«, na początku z pełnym przekonaniem, a dopiero potem z rosnącym poczuciem ambiwalencji i zdezorientowania" - napisała dziennikarka.



Jeżeli wszyscy wszystkich okłamują, to wszyscy są oszukani.

Każdy.

A każdy jest "dupkiem", bo dał się oszukać.



Policjant
Polityk
Strażak
Żołnierz
Dziennikarz

i każdy inny



każdy, kto ma w przyszłości zawód:


Policjanta
Polityka
Strażaka
Żołnierza
Dziennikarza


a przepaść dezinformacji będzie się pogłębiać


tego chcesz?



Jeśli będą dupkami
skołowanymi lemingami
nauczeni poddawać się cudzej woli




kto będzie was bronił i chronił??









przedruk



Zaskakujący tekst w "GW" ws. sytuacji na granicy. 


"Jesteśmy w procesie wytwarzania fałszywej wiedzy"



Biedni uchodźcy, ciężarne kobiety i dzieci wypychane do lasów przez brutalnych i złych funkcjonariuszy Straży Granicznej, służących "reżimowi" PiS - tak można streścić sytuację na granicy polsko-białoruskiej przedstawianą w czasie ostatnich dwóch lat przez media typu "Gazeta Wyborcza", OKO.press czy TVN24.


Tymczasem na łamach "GW" został opublikowany tekst, którego autorka wyznała, że lewicowo-liberalne media nie chciały ani widzieć, ani prezentować prawdziwego obrazu wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej.


Nie kobiety i dzieci, a migranci ekonomiczni

Przyznała, że wśród osób próbujących nielegalnie przedostać się z Białorusi do Europy więcej jest młodych i silnych mężczyzn, niż ciężarnych kobiet i dzieci, oraz że wielu z nich to nie uchodźcy, ale migranci ekonomiczni. Ponadto zaznaczyła, że ich celem często nie jest Polska, lecz kraje UE, w których "socjal" jest lepiej rozwinięty.

Wreszcie - że procedury i działania funkcjonariuszy służb granicznych są w wielu krajach Unii Europejskiej takie same, jak w Polsce, tyle że w tych krajach władzy nie sprawują rządy prawicowe.
Dwie skrajne narracje

W długim tekście Małgorzata Tomczak opisała dwie skrajne narracje na temat sytuacji na granicy i przyznaje, że ta prezentowana przez "jej" środowisko (oprócz "GW" publikuje m.in. w OKO.press czy "Newsweeku", pomagała też w ośrodkach dla uchodźców) również jest obliczona na wywołanie emocji.

"W rozmowach z aktywistami wielokrotnie podważałam sens utrwalania takiej narracji. W odpowiedzi słyszałam, że asymetria dyskursu władzy zmusza nas do działania, w którym kategorie obiektywizmu i prawdy nie mają zastosowania. Komplikowanie perspektywy i zasada pluralizmu to »prawdopośrodkizm«. »Sytuacja jest wojenna«, rzecznictwo praw człowieka jest w wiecznej defensywie; musimy zewrzeć szeregi i walczyć jak najskuteczniej. Społeczeństwo obrazkowe jest bombardowane obrazami agresywnych migrantów - musimy więc odpowiedzieć równie mocnym i prostym przekazem" - napisała.

"Serwowanie odbiorcom przefiltrowanego i podmalowanego obrazu rzeczywistości (paternalistycznie zakładając, że całości nie udźwigną) działa, dopóki nikt nie zechce podejść bliżej. Co, jeśli po obejrzeniu filmu Holland ktoś pojedzie na granicę, gdzie zamiast rodzin z dziećmi zobaczy faktyczny obraz szlaku migracyjnego - młodych chłopców niczym z okładek prawicowych mediów? Albo obejrzy w mediach społecznościowych sceny z przecinania płotu brzeszczotem i podważania łomem, a potem bieg do samochodu" - zastanawia się.



"Podwójnie oszukani", "nic tu się nie klei"

"Prawicowa narracja chętnie powieli i wyolbrzymi takie obrazy. A ta aktywistyczna, zamiast je tłumaczyć, będzie je ukrywać, albo podkreślać, że »to tylko prawicowa propaganda«. A co stanie się, gdy my je sami zobaczymy - a zobaczymy ich więcej niż bezbronnych kobiet i dzieci? Zapewne wywołają dysonans poznawczy, który będziemy chcieli jakoś zredukować. Może uznamy, że »dobro sprawy« tego wymagało, bo narracja wzbudzająca empatię ma szczytny cel, a ta strasząca i dehumanizująca ludzi jest po prostu obrzydliwa. Ale wydaje mi się, że nie jesteśmy tak elastyczni i empatyczni. Może poczujemy się oszukani i to podwójnie - bo narracja, która miała odkłamywać tamtą, okazała się jeszcze bardziej nieprawdziwa. A może po prostu stwierdzimy, że to zbyt skomplikowane, nic tu się nie klei, a takich tematów lepiej się unika" - podkreśliła dziennikarka.

W dalszej części tekstu Tomczak zwróciła uwagę, że dziennikarze oraz inni twórcy (tak jak Agnieszka Holland w filmie "Zielona Granica") bezkrytycznie powielają narrację aktywistów. W początkowej fazie kryzysu dziennikarze nie mieli dostępu do strefy przygranicznej.



Aktywiści jako "półbogowie"

"Minęły już jednak dwa lata. Zmieniła się i sytuacja na szlaku, i nasza (również aktywistów) o niej wiedza, a narracja pozostała ta sama. Od kilku miesięcy zastanawiałam się nad mechanizmami, które sprawiły, że dziennikarze i inni twórcy po prostu podążają za dyskursem aktywistów, nie podważając go, nie weryfikując informacji i tworząc przez to narracje często nielogiczne, a czasem po prostu nieprawdziwe. Zastanawiałam się nad tym, dlaczego sama napisałam tyle tekstów »w duchu aktywistycznym«, na początku z pełnym przekonaniem, a dopiero potem z rosnącym poczuciem ambiwalencji i zdezorientowania" - napisała dziennikarka.

"Doszłam do wniosku, że ten mechanizm dość dobrze opisuje teoria »cultural (cognitive) capture«, opisująca, jak podmioty, które mają »patrzeć na ręce« danym grupom interesu, wskutek m.in. lobbingu zaczynają przyjmować ich punkt widzenia jako własny" - dodała.

"Aktywistów pracujących na granicy i piszących o niej dziennikarzy łączy poczucie przynależności do szeroko rozumianej bańki lewicowo-liberalnej, chęć przeciwstawienia się narracji rządu i prawicowych mediów czy postrzeganie siebie jako osoby wrażliwej, otwartej i »chcącej zrobić coś dobrego«. Chcemy jak najbardziej odróżnić się od brunatnej TVP, zająć słuszne miejsce w pojedynku dobra i zła" - wskazała.

Małgorzata Tomczak zwróciła uwagę, że relacje dziennikarzy piszących o sytuacji na granicy z aktywistami zacieśniają się wskutek wspólnego spędzania czasu (liczne rozmowy, towarzyszenie podczas interwencji, nocowanie w domach aktywistów), jednak chodzi przede wszystkim o to, że aktywiści cieszą się statusem tych, którzy ratują ludzi, a przez to - "niepodważalnym autorytetem". "To bohaterowie, półbogowie, »sprawiedliwi«, a relacji takich osób się nie kwestionuje" - podkreśliła.


"Były prośby o pominięcie pewnych faktów"

Co więcej, autorka tekstu w "GW" sama przyznała, że dziś swoje teksty w lewicowo-liberalnych mediach z początkowej fazy kryzysu na granicy uważa "w dużej mierze za nieprawdziwe", a co więcej - że w redakcjach próbowano sugerować Małgorzacie Tomczak, aby pisała bardziej "pod tezę".

"Były prośby o pominięcie pewnych faktów; delikatne dodanie innych, zasugerowanie czegoś, by polepszyć wymowę tekstu: Czy nie mogłabym wyciąć zdania, że migrant był zamożny i zapłacił 12 tysięcy euro za podróż? Przecież to młyn na wodę dla prawicy. Czy mogłabym usunąć ten akapit? Może zaszkodzić ruchowi pomocowemu. Wyjście poza czarno-białą narrację? Dzieje się zło, nie ma sensu arendtyzować. Coś jest po prostu ciekawe? Zawodowy egoizm, nieetyczne dziennikarstwo. Obiektywizm? Na granicy sytuacja jest wojenna. Rozdział aktywizmu i dziennikarstwa? A czy byłabyś jak ten fotograf w Sudanie, przyglądający się umierającemu dziecku?" - wspomniała.
Proces wytwarzania fałszywej wiedzy

"Po dwóch latach pisania o migracji i kryzysie na granicy nie mam wątpliwości, że jesteśmy w procesie wytwarzania fałszywej wiedzy. Jej elementami są zwykłe fake newsy, jak historia Eileen (dziewczynki, która miała posłużyć jako potwierdzenie narracji, że polskie służby pozwalają dzieciom »umierać w lesie«, a jak się okazuje, Eileen nawet nie istniała, co więcej, jak pisze dziennikarka »GW«, według jej wiedzy nie ma jak na razie udokumentowanych przypadków śmierci dzieci na granicy); liczne przeinaczenia na poziomie samych faktów, ich przyczyn czy interpretacji; uparte pokazywanie wybranych fragmentów rzeczywistości i zupełne pomijanie innych" - oceniła.

W podsumowaniu Tomczak podkreśla, że do problemu migracji, który, jak zwraca uwagę, jest jednym z najpoważniejszych wyzwań XXI w., nie należy przykładać "szablonu" Holokaustu, jak to się często zdarza w narracji aktywistów.

"Pozorne pytania: »czy naprawdę chcemy, by w lesie umierały dzieci, bo Polska odmawia im prawa do ochrony?«, lub »Czy chcemy powtórzyć Zagładę - obojętnością, denuncjowaniem, wywożeniem ludzi ich na śmierć?« nie służą niczemu, oprócz utwierdzania się w fałszywym poczuciu moralnej wyższości własnej bańki. Nieregularnej migracji nie da się zamknąć w kategoriach »walki dobra ze złem« i w holocaustowych skryptach, odpowiedzią na nią nie jest »po prostu przestrzeganie obowiązującego prawa« - oceniła i dodała, że sytuacji na granicy polsko-białoruskiej nie rozwiążemy jak w filmie "Zielona Granica" - przepuszczając ciężarówki przemytnika do Niemiec, ponieważ zawsze będą narastały te "prawdziwe dylematy".




Zaskakujący tekst w "GW" ws. sytuacji na granicy. "Jesteśmy w procesie wytwarzania fałszywej wiedzy" - Wiadomości - polskieradio24.pl

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz