Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

piątek, 8 listopada 2019

Na tropie kłamstwa - zamach pod Starogardem






Najpierw tekst z gazety, potem mój komentarz.














Na tropie wielkiej katastrofy

Dorota Abramowicz, Edward ZimmermannZaktualizowano 




Kiedy pewnego dnia zadzwonił do nas Piotr Puchalski, znany kociewski eksplorator i kolekcjoner, poczuliśmy się jak odkrywcy naszej małej, pomorskiej Ameryki. - Wiem, gdzie są zdjęcia z zamachu na Hitlera - powiedział krótko Piotr. - Przeprowadzonego przez partyzantów "Gryfa Pomorskiego" w nocy z 8 na 9 czerwca 1942 r. koło Zblewa. Nigdzie niepublikowane, przechowywane w rodzinnym albumie. Okazało się, że zdjęcia, o których mowa, pokazują - prawdopodobnie - nie mniej ciekawe zdarzenie: sowiecki zamach terrorystyczny.

Niewykluczone, że za tragedią stali zamachowcy z Rosji Sowieckiej Po rozkręceniu szyn parowóz i wagony stoczyły się z ośmiometrowego nasypu pod Starogardem O katastrofach pod Starogardem i Rogowem obszernie pisano w 1925 r.

Po wspomnianym telefonie nie wahaliśmy się - pojechaliśmy do właściciela zdjęć. Odnalezienie nieznanych fotografii dokumentujących jedną z najbardziej tajemniczych akcji pomorskich partyzantów mogłoby się stać historyczną sensacją. I może pomogłoby w znalezieniu odpowiedzi na kilka ważnych pytań.

Człowiek, który miał zlikwidować Hitlera

Jastrzębie, Czarna Woda, Koźmin - w tych kociewskich wsiach od kilkunastu lat odnajdowane są ślady pozwalające na układanie historii Tajnej Organizacji Wojskowej "Gryf Pomorski". Utworzona dokładnie przed 68 laty, 7 lipca 1941 r., podczas spotkania w Czarnej Dąbrowie organizacja składająca się z kilkudziesięciu grup leśnych i oddziałów partyzanckich, liczących pół tysiąca zbrojnych, przeprowadziła łącznie ponad sto akcji. Partyzanci "Gryfa" zaatakowali m.in. niemieckie lotniska w Rumi i Strzebielinie, przeprowadzili też w 1942 dwie akcje wykolejenia pociągów w pobliżu Zblewa. Wydawali też konspiracyjne pisma. Wśród nich - "Głos Serca Polskiego". Aż do 1990 roku historycy twierdzili, że "Głos Serca Polskiego" to legenda wymyślona przez dawnych partyzantów. Dopiero 45 lat po zakończeniu wojny jedyny egzemplarz "Głosu.." znaleziono w archiwum służb bezpieczeństwa w Bydgoszczy.

W 1996 r. przeżyłam wielką przygodę. Wraz z odkrywcami z fundacji "Latebra", korzystając ze wskazówek historyka Józefa Weltrowskiego, brałam udział w poszukiwaniach ukrytej pod ziemią partyzanckiej drukarni, na której drukowano "Głos...". Niedaleko rodzinnego gospodarstwa Weltrowskich w Jastrzębiu odkopaliśmy ważącą prawie 200 kilogramów gilotynę do cięcia papieru oraz czcionki.

Trzy lata później na strychu swego domu w Czarnej Wodzie Stefan Trzciński natrafił na archiwum "Gryfa Pomorskiego" - amunicję, lornetkę, elementy radiostacji, a nawet wykonane ołówkiem portrety. Dom należał wcześniej do rodziny Szostaków - zamordowanego przez Niemców polskiego policjanta i jego syna Mariana, który - jak wspominali starsi mieszkańcy - musiał uciekać do Anglii po spektakularnej akcji.

Kolejne cztery egzemplarze "Głosu Serca Polskiego" odnalazły się w Koźminie. Ukryto je pod nieco tandetnym, świętym obrazkiem, wyrzuconym na śmieci po rozebraniu starego domu.
Z Koźmina pochodził człowiek-legenda - Stanisław Miszkier. Podoficer 2 Pułku Szwoleżerów w Starogardzie, żołnierz Września. Partyzant "Gryfa Pomorskiego", który miał podjąć próbę zlikwidowania Hitlera.

Władysława Karczyńska z Koźmina, choć niedługo będzie obchodzić setne urodziny, ma bardzo dobrą pamięć. Znała osobiście Miszkiera. - Świetnie mówił po niemiecku - mówi pani Władysława. - Bardzo odważny. Ubierał się w mundur SS, wchodził do gospody Burczyka w Koźminie i pił z Niemcami wódkę, wyciągając od nich wiadomości. Walczył, zabijał Niemców, wysadzał pociągi. Zginął w walce z żandarmami w sierpniu 1943 roku. Wraz ze swoją kobietą bronił się w leśnym bunkrze. Zanim poległ, zabił wielu wrogów!

To Stanisław Miszkier dowodził w czerwcu w 1942 r. oddziałem biorącym udział w akcji wysadzenia pociągu, którym przez Pomorze - zdaniem niektórych historyków - miał przejeżdżać sam Adolf Hitler.

"Zginęło 300 żołnierzy i 2 generałów..."

W opowieści o pomorskim zamachu na Hitlera mieszają się fakty, domniemania i legendy.
Fakty to miejsce - tory kolejowe w pobliżu wsi Strych (niedaleko Zblewa) i data - noc z 8 na 9 czerwca. Wtedy to, po rozkręceniu przez partyzantów torów na trasie Chojnice - Tczew, doszło do wykolejenia niemieckiego pociągu specjalnego, jadącego do Berlina. Plan zamachu miał być dziełem komendanta okręgu kościerskiego Polskiej Akcji Powstania, kpt. Stanisława Lesikowskiego, ps. Las. Wykonanie - 20-osobowej grupy przebranych w niemieckie mundury partyzantów, dowodzonych przez Miszkiera i współpracującego z nim trzydziestoosobowego oddziału Jana Szalewskiego, ps. Soból.

W publikacji "Zamach na Hitlera" Wojciech Zawadzki pisze, że akcja miała na celu zlikwidowanie podróżującego z Gierłoży na Mazurach do Berlina Adolfa Hitlera. Czas zamachu wybrano nieprzypadkowo - na początku czerwca 1942 r. zmarł, po zamachu w Pradze, przyjaciel wodza III Rzeszy, Reinhard Heydrich. Partyzantów na nogi postawiła informacja, że Hitler wyrusza pociągiem na planowany na 9 czerwca pogrzeb przyjaciela. Sygnał nadszedł od Bernarda Bukowskiego ps. Buk, pracującego jako kancelista w komendzie wielkiego poligonu "Űbungsplatz Westpreussen" w Chełmach Wielkich koło Brus.

Poluzowano przęsło podtorza, przerwano łączność telefoniczną. O godzinie 2.45 pociąg specjalny runął z nasypu. Wyskakujący ze zmiażdżonych wagonów Niemcy dostali się pod ostrzał karabinów maszynowych. Zginąć miało 300 żołnierzy z gwardii Hitlera Leib Standarte i dwóch generałów. Pech - Hitlera w pociągu nie było.

Pod koniec czerwca na tej samej trasie, w pobliżu Czarnej Wody, "Sobol" ze swoimi partyzantami wykoleił kolejny pociąg, w którym miało zginąć 80 żołnierzy, a 240 zostało rannych. Obie akcje rozwścieczyły Niemców - rozpoczęły się aresztowania, zatrzymano 150 osób, 50 z nich trafiło do obozu w Stutthofie.

Jednak nie wszyscy historycy wierzą w opowieść, która mogłaby się stać scenariuszem dobrego, wojennego filmu.
- Mam wiele wątpliwości - mówi prof. Bogdan Chrzanowski, badający historię II wojny światowej na Pomorzu, z którego wiedzy informacje czerpał Roger Moorhouse, autor książki "Polowanie na Hitlera. Historia zamachów na wodza Trzeciej Rzeszy". - Niedowierzanie budzi między innymi podawana liczba zabitych Niemców. Informacja o 300 żołnierzach i dwóch generałach jest mało realna. To było wykolejenie pociągu, a w tego typu wypadkach ginie kilkanaście - kilkadziesiąt osób.
Dziwnie też brzmią relacje o sygnale kancelisty Buka z "wielkiego poligonu Űbungsplatz Westpreussen w Chełmach Wielkich koło Brus". Z prostego powodu.
- Żadnego poligonu w Chełmach Wielkich w 1942 r. nie było - twierdzi prof. Chrzanowski.
To skąd powtarzana na Pomorzu przez potomków partyzantów "Gryfa" opowieść o zamachu na Hitlera?
- Być może dowódcy celowo przekazywali biorącym udział w akcji, że idą zabić znienawidzonego wodza III Rzeszy? - zastanawia się profesor. - Mogli ich w ten sposób motywować. Proszę napisać, że nie wykluczam całkowicie wersji o zamachu. Sprawa jest niewyjaśniona i wymaga dalszych badań.

W rozwiązaniu zagadki mogłyby pomóc nieznane do tej pory historykom zdjęcia z miejsca katastrofy. Może widać na nich ofiary? Może rozpoznamy generalskie mundury?
Terrorysta zabija na Kociewiu


Właściciel albumu nie chce rozgłosu. Album ma zamiar sprzedać, więc może tylko powtórzyć, co mówił mu nieżyjący już dziadek.

- Od dziecka słyszałem, że te przewrócone wagony to efekt zamachu na Hitlera w Strychu - wręcza nam album. - Nie miałem powodu, by mu nie wierzyć, też za młodu konspirował.

Oglądamy fotografie. Autor zdjęć musiał mieć dostęp do miejsca katastrofy, co nie wskazuje raczej na partyzanta. Bliskie ujęcia pokazują zgruchotane stosy żelastwa, przewróconą lokomotywę. Na jednym z wagonów widać tabliczkę z nazwą stacji docelowej - Berlin.
- Popatrzcie na te mundury, na uzbrojenie żołnierzy - Piotr Puchalski pokazuje kolejne zdjęcie. - To wyraźnie wygląda na wcześniejszy okres. Inną katastrofę.

Kilka godzin później, już po kupnie albumu, delikatnie odklejamy fotografie. Z tyłu, na każdej z nich, widnieje napis: "I.Borkowski Starogard". W czasie okupacji niemieckiej Starogard nosił oficjalną nazwę Preuss. Stargard. Sprawdzamy - przed II wojną światową w stolicy Kociewia, przy ul. Podgórnej mieszkał znany fotograf, Joachim Borkowski. To on musiał wykonać zdjęcia. Na pewno przed wojną. Tylko gdzie?

Odpowiedź znajdujemy u pasjonatów historii kolei, w przedwojennych artykułach i w pracy dyplomowej Semena Czubenki napisanej w 2002 r. na Wydziale Nauk Historycznych UMK w Toruniu. W nocy z 30 kwietnia na 1 maja 1925 r., tuż przed północą, pomiędzy stacjami Swarożyn i Starogard (dwa kilometry od miasta) doszło do wykolejenia tranzytowego pociągu pospiesznego z Insterburga do Berlina. Z ośmiometrowego nasypu runął parowóz, wagon służbowy oraz pięć wagonów pasażerskich, w tym jeden sypialny. Na miejscu zginęło 25 osób, cztery kolejne zmarły w szpitalu. 14 odniosło obrażenia, niektórzy bardzo ciężkie.Nie był to zwykły wypadek, ale akt terroryzmu.


Seria niewyjaśnionych zdarzeń

Grzegorz Fey, administrator portalu Wolne Forum Gdańsk, pasjonat historii kolejnictwa, od kilku lat bada ślady tamtej katastrofy.

- Najpierw ogłosiłem w internecie apel - wspomina. - Potem znalazłem artykuł w "Inżynierze Kolejowym" z 1925 r. Materiały na ten temat można też znaleźć w gdańskim Archiwum Państwowym. Okazało się, że katastrofa na Kociewiu wpisała się w całą serię niewyjaśnionych zdarzeń.Przyczyną wykolejenia był zamach - ktoś odśrubował złączki, przesunął szyny, doprowadzając do tragedii.


Rozpętała się burza dyplomatyczna. Niemieckie pociągi przejeżdżały przez polski "korytarz", za co Berlin płacił Warszawie spore pieniądze. Początkowo niemieckie gazety zarzucały nam "zły stan nawierzchni kolejowej". Polski wiceminister kolei Eberhardt wyznaczył 50 tys. złotych nagrody za wskazanie sprawców. W tym samym czasie w ten sam sposób - przez rozkręcenie szyn - spowodowano dwie inne poważne katastrofy kolejowe pociągów w ruchu międzynarodowym. W Rogowie i w Rzezawie. Policja podjęła intensywne śledztwo. Tropy prowadziły m.in. do znajdującego się w niemieckich rękach majątku Kokoszkowy, z którego skradziono lewar , użyty przez zamachowców. Zatrzymano dwóch włóczęgów-recydywistów. Jednak ostatecznie zagadki nie rozwiązano.


Wiele dziś wskazuje, że za zamachami mógł stać wywiad... radziecki. Radca ambasady ZSRR w Paryżu, Grigorij Biesiedowski, który wybrał w 1929 r. wolność na Zachodzie, opublikował wspomnienia m.in. z wcześniejszego pobytu na placówce w Warszawie. Zdradził w nich, że to radziecki wywiad zaplanował serię akcji terrorystycznych i dywersyjnych na początku lat 20. XX w. W tym wybuch w 1923 r. w warszawskiej Cytadeli. Sprawcami byli członkowie Komunistycznej Partii Polski.

Czy w Starogardzie mogli działać komunistyczni terroryści?


- Mało prawdopodobne jest, by Niemcy przeprowadzili prowokację, zabijając swoich obywateli. Polakom, którzy czerpali korzyści z tranzytu przez korytarz, nie zależało na wykolejaniu pociągów - zastanawia się nad motywami Grzegorz Fey. - Za to Sowieci tylko na tym zyskiwali. Problemem jest jedynie udowodnienie czynu. Może ślady znajdą się kiedyś w archiwach?
Na razie nieznane zdjęcia z katastrofy kolejowej trafiły do znanego badacza dziejów Starogardu, dr. Marka Foty, który pracuje nad tą sprawą. I liczy na to, że w końcu dowiemy się, kto i dlaczego rozkręcał tory na Pomorzu. Bo przecież na odkrycia - wielkie, trochę mniejsze - możemy natrafić w każdej chwili. A na niektóre nawet przypadkiem.




Rozbiór logiczny:

W tytule mamy „wielką katastrofę”, która odnosi się do ... zamachu na Hitlera z 1942 roku, bowiem zdjęcia miały dotyczyć właśnie tego wydarzenia.

Jednak zaraz pod tytułem - pod zdjęciem - napisano: „Była to jedna z największych katastrof kolejowych na Pomorzu przed drugą wojną światową...” - gdzie to zdanie dotyczy dywersji z roku 1925!

„drugą wojną światową” – napisano z małych liter






Potem mamy wątki emocjonalne mające pokryć nierzetelne informacje, galimatias – podczas gdy od zawodowego dziennikarstwa spodziewałbym się raczej rzeczowej analizy i faktów – zaczyna się od nieprawdy.

„Wiem, gdzie są zdjęcia z zamachu na Hitlera” - jest to nieprawda, ponieważ z dalszej treści wynika, że pan Puchalski nie widział zdjęć na oczy, dopiero potem je zobaczył:
„- Popatrzcie na te mundury, na uzbrojenie żołnierzy - Piotr Puchalski pokazuje kolejne zdjęcie. - To wyraźnie wygląda na wcześniejszy okres. Inną katastrofę”

Zresztą, zaraz jest sprostowanie, że chodzi o inną katastrofę:

„Okazało się, że zdjęcia, o których mowa, pokazują - prawdopodobnie - nie mniej ciekawe zdarzenie: sowiecki zamach terrorystyczny.”


Gdyby ktoś do mnie zadzwonił i powiedział, że posiada zdjęcia z zamachu na Hitlera, to ja, dzwoniąc w tej sprawie do redaktorów (wcale bym nie zadzwonił, tylko najpierw sam osobiście pojechał te zdjęcia obejrzeć – to tak na marginesie) powiedziałbym:” Wiem, gdzie mogą być zdjęcia z zamachu na Hitlera” ale raczej:

„Ktoś do mnie zadzwonił i twierdzi, że ma zdjęcia z zamachu na Hitlera” - ponieważ ja sam nie widziałem ich na oczy i nie wiem, czy dana osoba mnie nabiera, próbuje oszukać, czy zwyczajnie myli się.

Jak widać redaktorzy i eksploratorzy nie mają z tym problemu, raz mówią tak, a za chwilę coś zupełnie innego – są jak chorągiewka na wietrze i nawet nie wstydzą się przyznać, że SIĘ POMYLILI W SWOJEJ OCENIE – lecz nawet nie o wstyd tu chodzi, tylko zwyczajnie o rzetelne przedstawianie faktów.

Pan eksplorator Puchalski także najwyraźniej nie ma problemów z tym, by publikować w gazecie, że się pomylił.

„Autor zdjęć musiał mieć dostęp do miejsca katastrofy, co nie wskazuje raczej na partyzanta” - co za bełkot – po pierwsze – skoro to są zdjęcia pokazujące miejsce katastrofy – to logiczne, że Autor zdjęć nie wykonał ich na pikniku na Piekiełkach, tylko w miejscu katastrofy!

Na jakiej podstawie stwierdzenie, że on sam wykonał te zdjęcia – bo tak domyślam się uważają „odkrywcy” z gazety, albo, że to jakiś partyzant wykonał te zdjęcia, przecież nie widać, kto stał za aparatem??

Przecież zdjęcia mógł dostać od kogoś po wojnie na przykład.


Po raz kolejny widzimy nierzetelność dziennikarską i tzw. oceny emocjonalne.


„Po wspomnianym telefonie nie wahaliśmy się - pojechaliśmy do właściciela zdjęć”

Ale dlaczego mieliby się wahać – jechać czy nie jechać?

Ten zwrot „ Po wspomnianym telefonie nie wahaliśmy się” raczej odnosi się do stwierdzenia p Puchalskiego, że to zdjęcia z zamachu na Hitlera – zaraz zresztą zbanowane, ale... Czytelnik cały czas jest bombardowany sprzecznościami - od Sasa do Lasa.

„Odnalezienie nieznanych fotografii dokumentujących jedną z najbardziej tajemniczych akcji pomorskich partyzantów mogłoby się stać historyczną sensacją.” - ale jakie odnalezienie???? Czy ktokolwiek szukał tych zdjęć – dajmy na to: celem odnalezienia??? A może wiadomo było, że takie zdjęcia ktoś zrobił – a potem one zaginęły – to byłby argument za sformułowaniem „odnalezienie”, tutaj jednak wcale takie zdarzenie nie zachodzi.

Zdjęcia po prostu były czyjąś własnością i dla niego nie było to żadne „odnalezienie”. Po co więc te nieadekwatne zwroty??

Albowiem odnalezienie sugeruje nowe fakty w starej sprawie.


„Okazało się, że zdjęcia, o których mowa, pokazują - prawdopodobnie - nie mniej ciekawe zdarzenie: sowiecki zamach terrorystyczny.
Niewykluczone, że za tragedią stali zamachowcy z Rosji Sowieckiej Po rozkręceniu szyn parowóz i wagony stoczyły się z ośmiometrowego nasypu pod Starogardem O katastrofach pod Starogardem i Rogowem obszernie pisano w 1925 r.”

„ nie mniej ciekawe zdarzenie” - bez komentarza...

A jednak ciekawy smaczek – wg artykułu z Inżyniera Kolejowego z 1925 roku nasyp miał 7 m, a nie 8. W artykule jest więc nieprawda i została ona umieszczona w kontekście tego zamachu dokonanego prawdopodobnie przez niemców – bo przecież wszyscy zainteresowani w całej Polsce dokładnie wiedzą, że to najbardziej prawdopodobna hipoteza – znana od ponad 80 lat! Patrz - „Szpęgawsk – o gadzinówce” gdzie zwracam na efekt psychologiczny takich zabiegów:

Występuje tu celowe powiązanie dwóch kwestii:
zbrodni dokonanej przez niemców oraz pojęcia błędu.






„pokazują - prawdopodobnie - sowiecki zamach terrorystyczny.”
„Niewykluczone, że za tragedią stali zamachowcy z Rosji Sowieckiej”

Słowo „prawdopodobnie” odnosi się do przypuszczeń autorów co do „odnalezionych” zdjęć, że one właśnie to dokumentują. Ograniczę więc tekst do niezbędnej treści:

„pokazują sowiecki zamach terrorystyczny.” i :
„Niewykluczone, że za tragedią stali zamachowcy z Rosji Sowieckiej”


A więc po raz kolejny dostajemy STWIERDZENIE czyli TEZĘ:
„pokazują sowiecki zamach terrorystyczny.”

a następnie ZAPRZECZENIE TEZY :
„Niewykluczone, że za tragedią stali zamachowcy z Rosji Sowieckiej”


Bełkot totalny.

Autorzy najpierw coś twierdzą, a potem dodają komentarz do własnych słów, że to było tak prawdopodobnie. Dlaczego tak robią?


I teraz – na tym etapie artykułu - przechodzimy do zamachu w Strychu.

A cały artykuł miesza ze sobą co najmniej 3 katastrofy:

  • pod Starogardem na trasie do Swarożyna z 1925 roku
  • koło wioski Strych między Zblewem i Kaliskami z 1942 roku
  • pod Rogowem z 1925 roku – co w ogóle nie ma nic wspólnego ze sprawą


Odchodzą od głównego tematu i rozwlekle piszą coś w temacie, ale jednak to zupełnie inne wątki – opowieść została w ten sposób rozerwana.

Przeskok do zupełnie innego zdarzenia.


„W opowieści o pomorskim zamachu na Hitlera mieszają się fakty, domniemania i legendy.
Fakty to miejsce - tory kolejowe w pobliżu wsi Strych (niedaleko Zblewa)”

To mi dokładnie przypomina zwroty z czasopisma Odkrywca, i wątki jaki opisywałem w tekście Werwolf.

[popatrzmy:

„od przedstawienia różnych stron pomocnych w ustalaniu okoliczności”
„Pierwszą stroną będzie bohater zbiorowy – świadkowie.”
„Drugim bohaterem jest, umownie ją nazwijmy, strona niemiecka,”
„Trzecią stroną są polskie opracowania....””



Co widzimy?
Bo ja widzę, że strona niemiecka jest bohaterem. Nie wiem co prawda dlaczego, ale tak jest napisane. Świadkowie i Polacy są stroną, Niemcy – bohaterem. Informacja podprogowa?


W reklamie telewizyjnej mamy również do czynienia z zabiegiem polegającym na tym, że najpierw mówi się do odbiorcy coś prawdziwego - jakąś prawdę, jakiś fakt - lub podsuwa jakieś przytakiwanie - np. że: "mamo, zrobimy ci zakupy, okej?" albo "życie ostatnio mocno się zmieniło - prawda?" po czym następuje reklama produktu - czyli już na początku poznawania treści reklamy "zgadzamy się" z jakimś stwierdzeniem padającym z ekranu - co ma się przełożyć na zgodę na dalszy ciąg wypowiedzi i w efekcie na akceptację produktu.

Tak więc wpis: "Fakty to miejsce - tory kolejowe w pobliżu wsi Strych" można potraktować jako zabieg psychologiczny "wymuszający" na czytelniku zgodę na inne treści zawarte w artykule, co do których czytelnik nie posiada tak jednoznacznej pewności, czy są prawdziwe. Ale to, że coś tory pod Strychem są miejscem - jest faktem bezspornym i zawsze się z tym zgodzimy]

Zwracam uwagę, że autorzy wprowadzają do narracji tezę, że odnośnie zamachu istnieją także legendy – czyli coś nieprawdziwego.


O zamachu pod Zblewem piszą:

„Wyskakujący ze zmiażdżonych wagonów Niemcy dostali się pod ostrzał karabinów maszynowych. Zginąć miało 300 żołnierzy z gwardii Hitlera Leib Standarte i dwóch generałów.”

Jednak nie wszyscy historycy wierzą w opowieść, która mogłaby się stać scenariuszem dobrego, wojennego filmu.
- Mam wiele wątpliwości - mówi prof. Bogdan Chrzanowski, - Niedowierzanie budzi między innymi podawana liczba zabitych Niemców. Informacja o 300 żołnierzach i dwóch generałach jest mało realna. To było wykolejenie pociągu, a w tego typu wypadkach ginie kilkanaście - kilkadziesiąt osób.”

Nie rozumiem. Przecież jasno powiedziano, że do ocalałych niemców strzelano z karabinów maszynowych – mogło więc zginąć 300 ludzi - o co więc chodzi panu profesorowi i po co umieszczać tu takie sprzeczności???

Następnie sugerujący podtytuł:

Seria niewyjaśnionych zdarzeń

Grzegorz Fey, administrator portalu Wolne Forum Gdańsk [na którym zresztą aktywnie udziela się pod pseudonimem fritzek - i jest także administratorem - pani Izabela Sitz – Abramowicz  - zdaje się córka pani redaktor Abramowicz - przyp. MS], pasjonat historii kolejnictwa, od kilku lat bada ślady tamtej katastrofy.
- Najpierw ogłosiłem w internecie apel - wspomina. - Potem znalazłem artykuł w "Inżynierze Kolejowym" z 1925 r. Materiały na ten temat można też znaleźć w gdańskim Archiwum Państwowym. Okazało się, że katastrofa na Kociewiu wpisała się w całą serię niewyjaśnionych zdarzeń. Przyczyną wykolejenia był zamach - ktoś odśrubował złączki, przesunął szyny, doprowadzając do tragedii.”



No, ale o co chodzi z tymi niewyjaśnionymi zdarzeniami – całą serią? O co chodzi? O to, że był to zamach i nie wyjaśniono, kto dokonał zamachu?? Że ktoś po kolei odkręcił najpierw jedną śrubę, potem drugą, potem trzecią... to jest ta seria??



I teraz smaczek, o jaki chodziło - jak domniemywam – autorom:



„Wiele dziś wskazuje, że za zamachami mógł stać wywiad... radziecki.
Radca ambasady ZSRR w Paryżu, Grigorij Biesiedowski, który wybrał w 1929 r. wolność na Zachodzie, opublikował wspomnienia m.in. z wcześniejszego pobytu na placówce w Warszawie.
Zdradził w nich, że to radziecki wywiad zaplanował serię akcji terrorystycznych i dywersyjnych na początku lat 20. XX w. W tym wybuch w 1923 r. w warszawskiej Cytadeli. Sprawcami byli członkowie Komunistycznej Partii Polski.
Czy w Starogardzie mogli działać komunistyczni terroryści?”



Na początku wątku stawiają tezę: „ Wiele dziś wskazuje...” a na końcu zadają pytanie, czy „mogli działać?”



Zwracam uwagę na zdanie:
„Zdradził w nich, że to radziecki wywiad zaplanował serię akcji terrorystycznych i dywersyjnych na początku lat 20. XX w.”

Kluczowe jest słowo "to".

Słowo „to” możemy rozpatrywać dwojako:

Słowo „to” kieruje naszą uwagę na sprawę zamachów z artykułu (jest to sugestia), lecz zaraz potem autorzy stwierdzają – asekurują się, że nie wiedzą, czy mógł to być zamach ze strony sowietów, bo nie wiedzą, czy sowieci działali w Starogardzie. Sugestia jednak jest.

Słowo „to” sugeruje, że za chwilę przeczytamy, o jakie zamachy chodzi – lecz to nie następuje, więc jedynie słowo „to” możemy dopasować do sugestii, że cały ten wątek z agentami radzieckimi odnosi się do zamachów na kolei na Pomorzu – co nie ma pokrycia w faktach, bo:



to co Biesiedowski opublikował nie ma nic wspólnego z zamachami z artykułu, ponieważ gdyby tak było autorzy mogliby opublikować fragmenty tych wspomnień, które o tym mówią – lecz tego nie robią, ponieważ takich wspomnień nie było i na pewno ZSRR nie miało z zamachami na kolei nic wspólnego.
Mimo to sugerują, że to sowieci dokonali zamachu, choć asekurują się pytaniem, „czy w Starogardzie mogli oni działać...?”



Więc co to jest to „wiele”?? Skąd redaktorzy mają informację, że „Wiele dziś wskazuje, że za zamachami mógł stać wywiad... radziecki”, skoro nic nie piszą o tych „wiele”... Mogliby chociaż jedną rzecz wymienić, tymczasem nie piszą nic, poza sugestiami i bełkotem.





„- Mało prawdopodobne jest, by Niemcy przeprowadzili prowokację, zabijając swoich obywateli. Polakom, którzy czerpali korzyści z tranzytu przez korytarz, nie zależało na wykolejaniu pociągów - zastanawia się nad motywami Grzegorz Fey. - Za to Sowieci tylko na tym zyskiwali.”



Ojojoj.... najwyraźniej pan Fey ma braki w nauczaniu, albo luki w pamięci.



Przypominam panu Fey i redaktorom z gazety, że Niemcy już w 1933 roku zbudowali pierwsze obozy koncentracyjne – DLA NIEMCÓW.

„Więźniami przed wojną byli w większości Niemcy (opozycja antyfaszystowska), Żydzi, Świadkowie Jehowy, homoseksualiści i inne grupy osób uznane za aspołeczne i „nieprzydatne” przez III Rzeszę. Więźniowie pracowali niewolniczo zwłaszcza przy konstrukcjach drogowych, w okolicznym kamieniołomie, jak i przy rozbudowie struktury sanatorium. Liczbę więźniów szacuje się na około tysiąc osób. Liczba ofiar nie jest oszacowana.”



Przypominam również, że to Niemcy dokonali PROWOKACJI podpalając budynek parlamentu Rzeszy w 1933 roku – gdzie dajmy na to, w pożarze mogli zginąć przypadkowi NIEMCY:



„Sposób wykorzystania incydentu pożaru Reichstagu był decydującym krokiem na drodze do pełnego przejęcia władzy w Republice Weimarskiej przez NSDAP i przekształcenia republiki parlamentarnej w monopartyjne policyjne państwo totalitarne. Pod wpływem dramatyzmu wydarzeń Prezydent Rzeszy Paul von Hindenburg został nakłoniony przez Adolfa Hitlera i Franza von Papena do podpisania już 28 lutego w trybie art. 48[a] konstytucji Republiki Weimarskiej (regulującego tzw. stany nadzwyczajne), tzw. Reichstagsbrandverordnung – dekretu „O ochronie narodu i państwa” (niem. Verordnung zum Schutz von Volk und Staat)[3], który na tydzień przed przedterminowymi wyborami do Reichstagu zawieszał „czasowo” podstawowe prawa obywatelskie zawarte w konstytucji[b] Republiki Weimarskiej z 1919 (niem. Die Verfassung des Deutschen Reiches lub też Weimarer Reichsverfassung), sankcjonując prawnie prześladowanie opozycji politycznej NSDAP przez policję pruską (podporządkowaną Hermannowi Göringowi jako komisarycznemu ministrowi spraw wewnętrznych Prus) i SA, której oddziałom Göring nadał uprzednio jako tzw. policji pomocniczej (niem. Hilfspolizei) pełne uprawnienia policyjne co do stosowania środków przymusu[4]. Dekret zawieszał m.in. tajemnicę korespondencji, wolność zgromadzeń, nietykalność osobistą obywateli i ich mieszkań, dopuszczał tzw. „areszt prewencyjny”, czyli internowanie bez nakazu sądowego przez policję (i policję pomocniczą) i wolność publikacji. Co najważniejsze – zawieszał również możliwość sądowej kontroli decyzji administracyjnych podjętych w jego trybie (brak możliwości odwołania się do sądu). Rozstrzygające było również powierzenie wykonania dekretu ministrowi spraw wewnętrznych, a nie ministrowi wojny Rzeszy (tzn. policyjny stan wyjątkowy, a nie stan wojenny pod władzą i kontrolą Reichswehry)[c].
Od publikacji tego dekretu, sukcesywnie przedłużanego w następnych latach aż po rok 1945, Niemcy stały się „państwem stanu wyjątkowego”[d].”



Tak więc sugestie pana Fey, że „Mało prawdopodobne jest, by Niemcy przeprowadzili prowokację, zabijając swoich obywateli.” jest całkowicie bez pokrycia.

Niemcy to znani na całym świecie zbrodniarze wojenni mordujący nie tylko bezbronne kobiety i dzieci w podbijanych krajach, ale także własnych obywateli. Może pan Fey i redaktorzy cierpią na amnezję?

Skąd się pan wziął panie Fey? Z choinki??
A może z Niemiec????

Jest mało prawdopodobne, by Polacy przeprowadzali proniemieckie dyskusje na forum Wolne Forum Gdańsk, jak pan Fey, wbrew własnym interesom.



„Za to Sowieci tylko na tym zyskiwali.” - bardzo jestem ciekaw, na czym Sowieci zyskiwali – niestety pan administrator proniemieckiego pseudohistorycznego forum nie udzielił już takiej informacji... jaka szkoda – w całym tym artykule występuje niestety cała „Seria niewyjaśnionych zdarzeń”...


Teraz wracamy na początek artykułu:





Na początku artykułu widzimy zbitkę:

zdjęcia miały być dowodem zamachu na Hitlera - a okazało się, że pokazują....  sowiecki zamach terrorystyczny


wyrażenie a okazało się jest tezą dotyczącą ustaleń, kto odpowiada za zamach pokazany na zdjęciu

taką tezą otwiera się artykuł i zapowiada Czytelnikom jego zawartość, a następnie zaszczepiona Czytelnikowi teza ta jest pokrętnie pseudodowodzona w reszcie artykułu


słowo "prawdopodobnie" ginie w konstrukcji zdania rozbudowanego o myślniki i  zwrot "nie mniej ciekawe zdarzenie" i traci swój sens - ponieważ w tak oszczędnym w fakty otwarciu artykułu Czytelnik nie potrafi jeszcze sobie wyrobić opinii o co chodzi autorom

spodziewa się jednak - z doświadczenia - że już otrzymał gotową odpowiedź co zawiera artykuł, albowiem w taki sposób funkcjonuje prasa, że tak robi

słowo  "prawdopodobnie" Czytelnik może odnosić do słów "nie mniej ciekawe zdarzenie", ponieważ to wynika z konstrukcji zdania - zastosowania myślników i dwukropka wymusza takie odczytanie zdania

starannie przygotowana robota - tak bym to określił

podobnie postępuje niemiecka agentura zamieszczając kłamstwa  w polskiej wikipedii - wpisują jakieś oszczerstwo o Polakach z odnośnikiem do czegoś, co nie ma związku ze sprawą, licząc na to, że Czytelnik przyjmie to na wiarę i nie zada sobie trudu sprawdzenia u źródła, skąd te oszczerstwa są wzięte...

stąd pokrętna historia pełna sprzeczności, w których redaktorzy cały czas się punktują i wymieniają swoje pomyłki, które są zmyślone na użytek artykułu i tezy jak wyżej

raz piszą, że "wiem", a za chwilę okazuje się, że jednak "nie wiem" i tak na zmianę w całym artykule - w ten sposób podważają w Czytelniku pewność co do posiadania - lub co do posiadanych wiarygodnych informacji (z przeszłości) - powiedziałbym, że wyrywają mu z głowy prawdę...

zdjęcia - dokumentujące niemiecki  zamach na pociąg w 1925 roku - miały być wg pana Puchalskiego dowodem zamachu na Hitlera - a okazało się, że pokazują.... zmyślony przez redaktorów sowiecki zamach terrorystyczny

wyrażenie a okazało się wskazuje na czynność dokonaną - czyli redaktorzy jednoznacznie rozwiązali zagadkę zdjęć - że pokazują.... sowiecki zamach terrorystycznyCO JEST NIEPRAWDĄ !! bo to jest przecież tylko ich domniemanie, oparte zresztą na fałszu...

potrójna wolta


„Odkrywcy” z gazety – a do tego „znani odkrywcy” i „pasjonaci” – próbują wymyślać proch na nowo i znaleźć rozwiązanie zagadki – kto dokonał zamachu na pociąg w 1925 roku – ale raczej po prostu chcą namieszać ludziom w głowie bełkotem, pomieszaną chronologią, wymieszanymi jak groch z kapustą wątkami i sugestiami, że za zamachem stały służby radzieckie.



Najbardziej prawdopodobna hipoteza odnośnie sprawców jest taka, że za zamachem stały służby niemieckie – a w szczególności bojówki niemieckie z terenu Rzeczypospolitej.



Jest to hipoteza znana od 1925 roku, najbardziej prawdopodobna i niepodważona do dzisiaj – choć nieudowodniona przed sądem.



Zaś ten cały „artykuł” tylko po to powstał, by wymyślać nowe hipotezy i wybielać niemców, wybielać, wybielać, wybielać, wybielać...



Ciekawe, czy w ogóle był jakiś właściciel albumu ze zdjęciami, czy to może wymyślona postać, a zdjęcia dostarczył na przykład jakiś reporter z własnych zasobów rodzinnych – dajmy na to, od jakiegoś funkcjonariusza UB, albo Gestapo, który swego czasu zrabował te zdjęcia jakiemuś przedwojennemu polskiemu urzędnikowi...

No, bo dlaczego autorzy bezsensu twierdzą, że „ co nie wskazuje raczej na partyzanta” - może jednak wiedzą, skąd pochodzą zdjęcia...
















Inżynier Kolejowy z 1925 roku tutaj:

http://bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/5350/11ik25_nr06.pdf





https://pl.wikipedia.org/wiki/Bad_Sulza_(KL)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Pożar_Reichstagu
http://werwolfcompl.blogspot.com/p/blog-page_3398.html
http://werwolfcompl.blogspot.com/p/blog-page_1.html

https://dziennikbaltycki.pl/na-tropie-wielkiej-katastrofy/ar/137990

https://maciejsynak.blogspot.com/2019/09/szpegawsk-o-gadzinowce.html







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz