Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

środa, 19 lutego 2014

Tusk: „Musimy zaakceptować naszą niemiecką przeszłość”





Powoli staję się stałym czytelnikiem „Portalu Niemców w Polsce”. Bo jak mam nim nie zostać, skoro raz po raz natrafiam tam na prawdziwe rodzynki?

          Powoli staję się stałym czytelnikiem „Portalu Niemców w Polsce”. Bo jak mam nim nie zostać, skoro raz po raz natrafiam tam na prawdziwe rodzynki? To, czego nie mają jeszcze odwagi napisać polskojęzyczne media przeznaczone dla autochtonów znad Wisły, stoi jak wół u Niemców. A ważne to rzeczy, nawet bardzo ważne.

           Ostatnie dni premier Tusk spędził w Opolu, gdzie spotkał się z „nową elitą” tego regionu. Wśród zaproszonych pięćdziesięciu gości rej wodzili: Norbert Rasch – przewodniczący Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim – oraz ks. dr Arnold Drechsler – germanofil, dyrektor Caritas Diecezji Opolskiej (polecam artykuł „Kto ruguje polskość z Opolszczyzny?”). Pijąc sobie z dzióbków wszyscy wyrazili zadowolenie z potężnych dotacji budżetowych dla szkół niemieckich działających na ziemi opolskiej, a także z faworyzowania regionu przez dysponentów funduszy unijnych.

           Mniejszość niemiecka z satysfakcją przyjęła słowa premiera Tuska, który powiedział iż dla wszystkich nas odpowiedzialność za niemieckie dziedzictwo jest ważna. Wezwał do wyzbycia się kompleksów związanych z niemieckością oraz zaakceptowania niemieckiej przeszłość jako przeszłości własnej. Dwujęzyczność i dwu-etniczność premier wymienił jako atut regionu a nie ciężar.

          Donald Tusk zaznaczył, że Opolszczyzna stała się liderem, który daje bodźce do działań strategicznych i doraźnych. Czyżby miał na myśli germanizację całej Polski?



KOMENTARZE

  • Autor.
    Witam. Dziekuję za ten ważny wpis, bo wielu Polaków nie wie, że Premier Rządu RP ma korzenie niemiecko-żydowskie i czuje się niemcem:"POLSKOŚĆ TO NIENORMALNOŚĆ"!!! Za takie słowa w normalnym kraju miałby zarzut zdrady państwa i urzędu!!! Dzięki "MENDIOM", ten szkodnik i zdrajca jeszcze się turla i udaje że żondzi!!!
    Mam nadzieję, że niedlugo sytuacja polityczna w Polsce zmieni się diametralnie i podążymy drogą Wegier i Orbana!!!
  • @zibi 13:25:44
    Niestety, problem leży nie tylko w osobie Tuska, ale w całej naszej "nowej elicie" wyhodowanej w niemieckich inkubatorach. Naród nie widząc tego - nawet nie zaczyna się bronić.
  • @Aleksy Stachanow 13:59:44
    Przyszedł Pan tu z pogróżkami?
  • Witam, moja ocena "5".
    Powinien Pan założyć bloga na portalu "Niepoprawni.pl"

    W zasadzie, jako tamtejszy bloger zapraszam Pana.

    Pozdrawiam.
  • @Aleksy Stachanow 14:28:19
    Problemy z językiem polskim? Volksdeutsch?
  • @Krzysztof Zagozda 14:32:03
    //Volksdeutsch ?//

    Raczej to ten Srulek hołubiony tu od dłuższego czasu przez tutejszą redakcję.
    Solidarność "zdekompletowanych" ?
  • @Ptasznik z Trotylu 14:56:34
    Być może. Upierdliwość ta sama :)
  • @Aleksy Stachanow 15:05:19
    Wracaj za Odrę.
  • WSZYSTKIE ANTYPOLSKIE MNIEJSZOŚCI SĄ SOLIDARNE NAWET KABOTYNI SJONISTYCZNI Z KABOTYNAMI FOLKSDEUTSCHOWSKIMI I ZACHODNIO UKRAIŃSK
    TUSK DO USWRANEJ ŚMIERCI ZAZDROŚCIĆ BĘDZIE LECHOWI KACZYŃSKIEMU LIZBOŃSKIEGO WSPÓŁOJCOWSTWA I WARSZAWSKIEJ NIE A NAWET RATYFIKACJI TRAKTATU UE.
  • BARDZO DOBRZE, ŻE KRZYSZTOF ZAGOZDA ANALIZUJE NIEMIECKĄ AKCJĘ NA NASZYM TERYTORIUM
    To jest super ważne - żeby nie spuszczać ich z oka.
    Mam propozycję - żebyśmy razem pojechali na Węgry w ichnie Święto Niepodległości. Z kurtuazyjną wizytą międzynarodową. Niepokoję się, że nas - prawdziwych Polaków reprezentują tam mośki. Trzeba zalać bak paliwa, zebrać się i pojechać. Pochodzić po Budapeszcie, wypowiedzieć się na parę ważnych tematów, spotkać z ciekawymi Węgrami (będzie trzeba uważać, żeby byli to prawdziwi Węgrzy), sfilmować jak Węgrzy sobie radzą z niekorzystnymi Siłami, jak budują swój kraj, dać świadectwo - co się w Polsce wyprawia, ostrzec Bratanków Węgrów.
    Niech się Kolega pochyli nad tematem. Zapraszam.
  • Szanowny Autorze. O tym należy cały czas przypominać. Ryży się już całkowicie odkrył kim jest na prawdę.
    [Tusk: „Musimy zaakceptować naszą niemiecką przeszłość”] - Poniżej ta niemiecka przeszłość.!!!- Jesteśmy Dziećmi Wojny
    Nasze dzieciństwo - to strach, głód i łzy

    W dniu 1 czerwca 1943 r. wieś Sochy przeżyła straszliwą gehennę hitlerowskiej zbrodni. Tego dnia Niemcy w odwecie za pomoc udzieloną partyzantom spalili całą wioskę oraz zabili większość jej mieszkańców.

    Tego czerwcowego poranka zginęło prawie 200 osób.

    Jako dzieci widzieliśmy to wszystko. Na naszych oczach faszyści zabijali naszych ojców, matki, braci i siostry. Patrzyliśmy jak dobijają strzałem w głowę, rannych którzy nie zdołali się ukryć. Patrzyliśmy jak idą tyralierą wyszukując ukryte w zbożach rodziny. Jeszcze dzisiaj słyszymy krzyki płaczu i rozpaczy, jęki rannych i tych którzy kończyli życie, pomieszane z serią karabinów. W płomieniach ginęło to co kochaliśmy - nasze domy, sady i ogrody.

    Dzieła zniszczenia dokonały samoloty. Spadające bomby rozrywały strzępy ludzkich ciał i to co pozostało jeszcze po spalonych domach. Na zgliszczach wioski pozostały matki z małymi dziećmi, a często same tylko osierocone dzieci. Ten czerwcowy dzień był w oczach dziecka istnym piekłem zbrodni.

    Następne dni i lata to czas nędzy, głodu i zimna. Mieszkaliśmy w piwnicach wypalonych domów lub naprędce skleconych szałasach z niedopalonych desek. W ciągłym strachu czy Niemcy nie powrócą.

    Ci którzy przeżyli przez wiele lat z trudem i kosztem olbrzymich wyrzeczeń odbudowywali własne gospodarstwa. Ciężkie to były chwile - bez dachu nad głową, bez środków do życia i czyjejkolwiek pomocy.
    (80kB)
    Fot. 1. Cmentarz w Sochach.

    Bóg jednak pozwolił, że przeżyliśmy to wszystko, że żyjemy - choć wielu z nas już odeszło. Dzisiaj często jesteśmy dotknięci chorobami, niesprawnością czy inwalidztwem. To co przeżyliśmy zniszczyło nasze zdrowie. Trwałe są w nas ślady przeżytej zbrodni - to blizny na naszych ciałach i rany w naszych sercach po utraconych najbliższych. Przypominają nam o nich krzyże, na grobach cmentarza pomordowanych, znajdującego się na końcu naszej wioski. Obok cmentarza, staraniem mieszkańców stanęła kaplica jako Pomnik Zbrodni i Męczeństwa niewinnie pomordowanych naszych ojców i matek. Niechaj pamięć o nich nigdy nie zginie. To cmentarne krzyże i kaplica będą przypominały także przyszłym pokoleniom o ofierze życia, którą złożyli mieszkańcy wioski.

    Do chwili obecnej nie otrzymaliśmy żadnego odszkodowania za wyrządzone zło. Mimo wielu lat starań, żadne z nas nie zostało uznane za Dziecko Zamojszczyzny. Dzisiaj tkwi w nas żal, że żadna władza w Polsce nie przyszła nam z pomocą. A przecież to co przeżyliśmy nie było mniej bolesne od przeżyć tych, którzy tę pamięć otrzymują.

    Nic nie jest w stanie przywrócić nam utraconego dzieciństwa nie zastąpi nam miłości utraconych rodziców. Jednak świadomość, że ktoś przejął się wyrządzoną nam krzywdą, że moglibyśmy liczyć na pomoc władz, pozwoli nam jaśniej spojrzeć na czekającą nas przyszłość, pozwoli czuć się nam bezpieczniej. http://ojczyzna.pl/dzieciwojny/index2.html Pozdrawiam.
  • @Krzysztof Zagozda 13:36:28 dałem 5++++++!
    Maria Perkowska-Rusek
    Wydawnictwo "Ksiązka i Wiedza" w styczniu 1976 r. wydało Wyd.I nakład 10000 + 350 egzemplarzy książkę pt. "Byli wówczas dziećmi". Wybór i opracowanie Marian Turski.

    Książka licząca 683 strony zamieściła 72 autorów nagrodzonych w konkursie po hasłem "Byli wówczas dziećmi".

    Brałam udział w tym Konkursie. Wysłane przeze mnie wspomnienia dotyczyły okresu powojennego (ponieważ urodziłam się 1.08.1940 r.). Nie byłam więc na spotkaniu z laureatami Konkursu.

    Opracowując wspomnienia zwróciłam się do Zarządu Oddziału Związku Bojowników o Wolność i Demokrację w Zamościu pismem z dnia 19.06.1971 r. Pismo pozostało bez odpowiedzi. W lipcu tegoż roku pojechałam osobiście do Zamościa w tej sprawie. Odpowiedziano mi, że nikt o niczym nie wie i o niczym nie słyszał, a Dzieci Zamojszczyzny nie żyją. Wówczas zaczęłam pisać do różnych gazet. Był to okres kiedy wznoszono CZD w Warszawie. Mówiono tylko o zamordowanych, zgermanizowanych polskich dzieciach, pomijając nas, ocalałych z pożogi wojennej. Prawdę o nas Polskich dzieciach Wojny chciano przemilczeć tak jak przemilczano "Golgotę Wschodu".

    Wówczas Katyń i wywózki na Sybir były tematem zakazanym. W dalszym ciągu pisałam do różnych gazet informacje o Polskich Dzieciach Wojny ze szczególnym zwróceniem uwagi na los ocalałych Dzieci Zamojszczyzny.

    W tym czasie byłam nauczycielką i instruktorem Związku Harcerstwa Polskiego. Naczelnikiem ZHP był Wiktor Kincki Bogdanowicz [...] ZHP roztoczył patronat nad budową Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Miałam więc możliwość mówienia i pisania o żyjących dzieciach Wojny. Dotarłam do mgr Józefa Wnuka autora książki "Dzieci polskie oskarżają" (Wyd. lubelskie 1975 r.).

    Moje artykuły do gazet, władz zawsze zaczynałam mottem "Polacy Rodacy zwyczaj macie niewesoły wznosząc pomnik umarłym, kopiecie pod żywymi doły" "w imieniu ocalałych Polskich Dzieci Wojny" Nie wiem kto i dlaczego był inicjatorem pierwszego w historii Polski zjazdu byłych Dzieci Zamojszczyzny. Mimo że nazwisko moje było znane z bardzo licznych wystąpień oficjalnego zaproszenia nie dostałam. Zaproszenie to otrzymałam od drukarzy z drukarni zamojskiej. Zjazd odbył się 5 i 6 X 74 roku (sobota, niedziela). Nie było łatwo otrzymać wolną sobotę. Byłam wówczas Komendantem Ośrodka Miejskiego ZHP w Puławach z tym że 6 godz. Pracy pedagogicznej tygodniowo musiałam odpracować w Puławskim Domu Kultury. Ówczesnym dyr. był p. Stefan Krzewiński. Pracowałam u niego od 12 godziny do godziny 18 w soboty. O żadnym urlopie nie chciał słyszeć. Uzyskałam urlop drogą służbową od inspektora oświaty.

    Na zjazd pojechałam z moim synem Leszkiem (ur. w Lublinie 16.09.1961 roku). Do zjazdu nie byłam kompletnie przygotowana. Zaproszenie, które otrzymałam zawierało mały punkcik "dyskusja". Zastanawiałam się o czym byłe Dzieci Zamojszczyzny zechcą mówić. Zjazd rozpoczął się o godzinie [...] Całość tu: http://ojczyzna.pl/dzieciwojny/index2.html
  • Ja na pewno jej nigdy nie zaakceptuję, choć niestetu tu mieszkam, po moim trupie.
    Muzeum Polskich Dzieci Wojny w Klementowicach k/Puław
    ufundowane i prowadzone przez Marię Perkowską-Rusek - Maria Perkowska-Rusek
    Córka Bandyty - Józefa Czochry z Szewni Dolnej
    Wtedy wojny prowadzą
    ku swoim chwałom, ale dziecko
    dziecko zapłaci za wszystko jeśli ojciec z wojny -
    nie powróci cało.

    Zapłaciłam, całym swoim życiem, bo mój ojciec nie powrócił cało z pod Wojdy woj. Zamość. A jak to było opowiem

    Szewnia Dolna. Mała cicha wieś położona w dolinie za Szewnią Górną (około 20 km od Zamościa). Droga, a po jej obu stronach rzędy białych chat, krytych strzechą. I to jedyna moja rodzinna. I to jedyna, moja rodzinna chata stojąca u wejścia do lasu. Chata postawiona z jodłowych bali przez moich rodziców Annę i Józefa. W niej urodziłam się 1 sierpnia 1940 roku. Fot. 1. Maria Perkowska na rękach matki (prawy górny róg) - 15.08.1942.

    Ojciec mój od stycznia 1942 r. był członkiem Batalionów Chłopskich. Walczył w bitwie pod Wojdą 30 grudnia 1942. Wracając po zakończonej walce został ujęty przez Niemców wraz z innymi, torturowany i wraz z moją matką... żywcem spalony. Moja matka Anna z okna domu widziała jak Niemcy wgonili skatowanych partyzantów do stodoły i oblewali ją benzyną. Wybiegła ojcu na ratunek. Miała w ręku papiery stwierdzające, że był on robotnikiem leśnym. Matka moja była w ostatnim miesiącu ciąży, w chacie zostało dwoje małych dzieci. Niemcy nie wzruszyli się jej prośbami - wepchnęli ją do stodoły i razem z ojcem i innymi spalili żywcem. Jeden Niemiec wszedł do naszej chaty i zabrał dwoje małych dzieci. Brata Bronisława lat 4 i mnie Marię. Po spaleniu partyzantów Niemcy zabrali nas do obozu w Zamościu. Byli samochodem i na motorach podobno było ich dziewięciu. Następnego dnia rodziny spalonych zebrały popioły z pogorzeliska i pochowały we wspólnej mogile w Kosobudach. W zgliszczach znaleziono splecione ręce moich rodziców. Z tych rąk zdjęto dwie obrączki ślubne. One stanowią do dziś jedyną pamiątkę po moich rodzicach, których nawet twarzy nie pamiętam. Miałam wtedy 2 lata i 4 miesiące.

    To wszystko wiem z opowiadań mojej babci Katarzyny Czochry i dowódcy oddziału BCh z Szewni p. Antoniego Najdy.

    Pamiętam pogotowie opiekuńcze, sierociniec w Lublinie, w Kijanach, w Bystrzycy i znowu w Lublinie. Pamiętam płacz dzieci i swój, pamiętam swoją dziecinna straszną rozpacz, pamiętam swoją ogromną samotność. Wychowawczynie w tych domach starały się pilnować i nadzorować dzieci, ale były to raczej groźne dozorczynie niż nauczycielki. Pamiętam kije którymi biły dzieci, pamiętam ich krzyki i szarpanie. Były święta, był opłatek czasami, ale cóż z tego kiedy podawała go obca ręka. Pamiętam papierowe jajko, którymi dzieliła wychowawczyni (bo prawdziwego smaku jajka nie znałam). Pamiętam Mikołaja, którego panicznie się bałam i mrok, bo zanim wszedł gaszono światło i straszny płacz. Fot. 2. Rok 1946 - M. Perkowska w domu dziecka w Bystrzycy.

    Wreszcie wzięto mnie na "wychowanie". Była to ciężka, ponad siły dziecka służba, za nędzny kawałek chleba i jakiś stary łach. Straszne to były lata. Żadnej z nędz ludzkich los mi nie oszczędził: głodu, choroby, bezdomności, poniewierki. Przetrwałam. Przeżyłam wojnę, obóz w Zamościu, nie wiele lepsze sierocińce i straszną adopcję. Poznałam dłoń ludzką nienawistnie zaciśniętą w kułak i bijącą bez litości. Poznałam pijaństwo i razy sypiące się na moją głowę i wulgarne wyzwiska pijanego człowieka. Poznałam ludzkie okrucieństwo i... dobroć zupełnie obcych ludzi. Poznałam zimną obojętność rodziny.

    Żyję. Jestem nauczycielką. Zawód zdobyłam pracując i ucząc się. Ukończyłam wyższe studia pedagogiczne. Mam 55 lat. Jestem starą schorowaną kobietą. Piszę, bo chcę przybliżyć innym i utrwalić gehennę Dzieci Zamojszczyzny. Chcę by walka i męczeństwo nasze i naszych rodzin pozostały trwałe w pamięci potomnych. Chcę by wiedziano o tym, że ja mając 2 lata i 5 miesięcy byłam córką "bandyty" i byłam więziona przez Niemców w obozie i za tę mękę za życie gorsze od śmierci otrzymałam "rekompensatę" albo "niemiecką pomoc humanitarną" w wysokości 10 milionów 500 tysięcy (złotych starych w 1992 roku). Za te pieniądze mogłam sobie kupić 2 m2 mieszkania na starość, albo miejsce na cmentarzu w Puławach.

    Chcę by wiedziano o tym, że sierotom wojennym w Polsce po wojnie przyznano renty i prawo do pomocy (1949 r.). Renty te odebrano bezprawnie w PRL w roku 1950 sierotom po członkach AK i BCh. I tak w roku 1950 stałam się znowu córką "bandyty" skazaną przez PRL na nędzę i poniewierkę. W 1992 r. upomniałam się o swoją krzywdę, ale cóż sprawa uległa przedawnieniu. A ja w swej naiwności sądziłam, że mamy wolną Polskę (nareszcie!!!). Myślałam, iż prawo ma bronić skrzywdzonych i słabych, skrzywdzonych przez Niemców i przez... PRL. Mój ojciec Józef Czochra bronił Ojczyzny, bił się z Niemcami o swoją chatę, o swoje dzieci, zapłacił życiem i sieroctwem swoich dzieci, które uznane zostały w PRL za dzieci bandyty.

    Pisząc te wspomnienia, chodzi mi o to by przyszłe pokolenia Polaków wiedziały o cierpieniach polskiej wsi podczas wojny. Chodzi mi o to, by do skarbca narodowych pamiątek należały także bezimienne mogiły partyzantów Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich i łzy sierot wojennych.

    Maria Anastazja Perkowska-Rusek - córka BANDYTY Józefa Czochry ze wsi Szewnia Dolna

    Klementowice 13.VI.1995 http://ojczyzna.pl/dzieciwojny/index2.html
  • @autor
    Dobrze, że ktoś jeszcze to monitoruje, doba jest za krótka dla jednego człowieka, polecam jeszcze
    lekturę

    http://werwolfcompl.blogspot.com/
  • @Maciej Piotr Synak 20:29:37
    Cały czas mam jednak nadzieję, że sprawę monitorują jacyś profesjonaliści. Cały czas mam nadzieję...
  • Matka Boska Rokitniańska...
    19.03.1947 roku zadekretowana przez Prymasa A.Hlonda, jako Królowa Polski Ziem Odzyskanych. Wyraźnie jest tu mowa o ziemiach odzyskanych, czyli kiedyś słowiańskich, polskich, czasowo zajętych przez niemców.
    http://jozefbizon.files.wordpress.com/2011/10/nmp_krolowa_polski.pdf
    To co tam się obecnie wyrabia z całą pewnością nie ma błogosławieństwa tej Matki Boskiej Rokitniańskiej. Więc wszelkie działania także takich organizacji jak RAŚ z całą pewnością i z całą surowością, są pozbawione takiego Błogosławieństwa.
  • @Jan Paweł 21:09:50
    Więc, Panie Krzysztofie, jak z tego widac, mamy za sobą Matkę Boską Królową Polski Ziem Odzyskanych
  • @Jan Paweł 21:17:56
    Jestem o tym przekonany. Pisałem na ten temat: http://www.krajski.com.pl/zagozda.pdf
  • @Krzysztof Zagozda 21:35:18
    Bardzo dziękuję za link do tego bardzo cennego materiału. Zachęcam wszystkich, którym dobro Polski leży na sercu, do zapoznania się z tym opracowaniem. Jest to wiedza historyczna, która jest przed Nami Polakami ukrywana. Dlatego tym bardziej należy ją rozpowszczechniac, mając Pana zgodę. Pozdrawiam
  • @Krzysztof Zagozda 21:35:18
    Zawsze z zaciekawieniem czytam pańskie wpisy w temacie. Świetna robota panie Krzysztofie!

    Sam też trochę interesuję się "zagadnieniem" niemieckim. I wiem jedno trzeba im patrzeć na ręce bo te psubraty są w stanie zrobić wszystko co najgorsze żeby osiągnąć swoje cele.
    Te wszystkie RAS-ie , ziomkostwa, powiernictwa, związki wypędzonych to wszystko urodziło się z werwolf-u i w majestacie prawa działa u Nas.

    Niedawno temu oglądałem tv śląską i tam w ciągu dnia był program silesien journal zdaje się i całość była po niemiecku!!!!! Ku...wa! co to ma być!! Rozumiem że program był by w gwarze śląskiej ale nie!!! po niemiecku!!!!
    Za Odra nie pozwala się mówić po polsku do dzieci, nie wspominając o tym że nigdy nie pozwolą uznać mniejszości polskiej w niemczech, a u Nas mają program w telewizji!!!! Takie przykłady można mnożyć.....


    "Cały czas mam jednak nadzieję, że sprawę monitorują jacyś profesjonaliści."...

    Obawiam się że tzw.profesjonaliści mają gdzieś cały temat. a wręcz rozbijają i rozpraszają tych co się tym za bardzo interesują........

    Wilki zaczynają powoli wyć( Aleksy.....) trzeba uważać żeby nie zaczęły gryźć.......

    A temat z dziećmi Zamojszczyzny arcy ciekawy.........

    Pozdrawiam serdecznie pana Krzysztofa,pana Macieja, pana Kula Lisa 62
  • --------- komentarze po śmierci burmistrza ze Zdzieszowic
    Jan Kowalski : Jestem Polakiem, ale mieszkam od 24 lat w Gogolinie - 20 km od Zdzieszowic - Gogolin to taka stolica Niemiec w Polsce . I tak jak przez ostatnie lata to nigdy tu nie było . Z chwilą dojścia do władzy PO / nie jestem przeciwnikiem PO - ani ich sympatykiem / Mniejszość , czytaj : Większość , niemiecka bezceremonialnie z nonszlancją i butą włada samodzielnie tym regionem w sposób apodyktyczny i nie znoszący jakiejkolwiek krytyki , czy dyskusji nawet. To są takie małe Państwa w Państwie . Poza kontrolą ,poza demokracją . Ten region jest bogaty bo ma wielkie zakłady pracy np Cementownia Górażdze , Zakłady Wapiennicze w Tarnowie Opolskim , Blachownia w K-Koźlu , czy Zakłady Koksownicze w Zdzieszowicach itd . Powoduje to że te małe miasta bogacą sie szybciej niz inne ale ich Burmistrzowie robią przy tym co chcą za pełnym poparciem niemców - radnych , którzy nie mają pojecia co tak naprawdę robi ich Wybrany. Przykład ostatni z Gogolina - wyremontowane na wysoki standaret przez pieniadze podatnika stare domy i mieszkania komunalne zostają wykupione na własnośc za psie pieniądze przez ludzi władzy , żeby nie powiedzieć konkretniej ; itd, itp tematów można tu mnożyć, tylko Ci dziennikarze nie chcą słuchać bo siedzą w kieszeni władzy - są przykłady . Osoby które startują np na radnego czy Burmistrza, a które nie sa z mniejszości niemieckiej po wyborach pozbawiane sa pracy i to nie jest żart niestety . Tutaj mówi się tak : Nie wazne kto i jak rządzi oby tylko był nasz tj. z mniejszości niemieckiej . Przykro mi że doszło do takiej tragedi, ale jeżeli władza centralna nie widzi problemu Polaków na śląsku opolskim to się nie dziwię że dochodzi do tak okropnych rzeczy . Nie pan Tusk nie tylko przyjeżdża do elektrowni Opole ,ale niech posługa Polaków tych mieszkających w małych miastach w centrum Wiekszości niemieckiej . zwiń
    54 minuty temu | ocena: 90% | odpowiedzi: 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz