Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

niedziela, 20 kwietnia 2025

Koleba na mapie

 

im dalej od Polski, tym niźsi mężczyźni





przedruk z grupy na fb
informacja niezweryfikowana



SINOSPHERE 漢字文化圈


Wang Ji

Gwiazda grupy · 17 kwietnia o 08:44 ·

Wzrost 19letnich mężczyzn na świecie




















domniemane źródło wyszukane za pomocą grafiki:

bigbaz.ru/tablica/rost-lyudej-v-raznye-epohi-tablitsa

online-karta.ru/tables/srednij-rost-muzhchiny-v-rossii-po-godam-tablitsa



"Nigdy nic nie wiadomo"






Według raportu Goldman Sachs, każde zapytanie ChatGPT-4 wymaga około 2,9 watogodzin energii elektrycznej, czyli około dziesięć razy więcej niż standardowe wyszukiwanie w Google. Przy obsłudze przez OpenAI ponad miliarda zapytań dziennie, przekłada się to na dzienne zużycie energii na poziomie około 2,9 miliona kilowatogodzin.






przedruk
tłumaczenie automatyczne




Mówienie "dziękuję" i "proszę" ChatGPT kosztuje OpenAI miliony dolarów, mówi Sam Altman


Sam Altman ujawnił zakres kosztów operacyjnych po tym, jak użytkownik mediów społecznościowych zastanawiał się nad kosztami operacyjnymi.

Opracowane przez:Abhinav Singh

20 kwietnia 2025 16:17 



Dyrektor generalny OpenAI, Sam Altman, mówi, że uprzejmość kosztuje jego firmę dużo czasu.


Dyrektor generalny OpenAI, Sam Altman, ujawnił, że uprzejmość użytkowników wobec ChatGPT kosztuje jego firmę miliony dolarów. Użytkownicy wypowiadający frazy takie jak "proszę" i "dziękuję" na końcu swoich zapytań, dodatkowo obciążali systemy obliczeniowe, prowadząc do wzrostu kosztów operacyjnych.

Altman ujawnił zakres kosztów operacyjnych po tym, jak użytkownik X (dawniej Twittera) niewinnie zastanawiał się nad ceną bycia uprzejmym wobec modeli sztucznej inteligencji (AI).

"Ile pieniędzy OpenAI straciło na kosztach energii elektrycznej od ludzi mówiących "proszę" i "dziękuję" swoim modelom" – napisał użytkownik.

Gdy post stał się viralem, Altman odpowiedział: "Dziesiątki milionów dolarów dobrze wydane".

Dodał: "Nigdy nic nie wiadomo".


Reagując na wypowiedź pana Altmana, jeden z użytkowników powiedział: "Czuję, że można to rozwiązać niezwykle łatwo za pomocą kodu po stronie klienta, odpowiadającego na pytanie "nie ma za co lol".

Inny dodał: "Gdyby naprawdę chcieli oszczędzać na energii elektrycznej, przestaliby kończyć każdą odpowiedź pytaniem".






Dochód podstawowy










przedruk





Zakończyli eksperyment z dochodem podstawowym. Zaskakujące wyniki i krytyka



Sebastian Luc-Lepianka

18 kwietnia 2025, 17:02


Trzy lata, 
setka mieszkańców Niemiec i 
co miesiąc 1200 euro gwarantowanej wypłaty za nic. 



Tak wyglądał eksperyment z bezwarunkowym dochodem podstawowym, którego wyniki opublikowano w Berlinie. Sprawdzono, jaki to rozwiązanie wpływa na ludzi.

Badanie przeprowadziło Stowarzyszenie "Mein Grundeinkommen" ("Mój dochód podstawowy") oraz berliński Instytut Badań Gospodarczych DIW.



Chętnych było ponad dwa miliony, a ostatecznie wybrano 122 osoby, które przez trzy lata otrzymywały za nic 1200 euro miesięcznie pod okiem naukowców.

Jedyny obowiązek: półgodzinna ankieta raz na pół roku.

Wypłata nie była uzależniona od niczego, a efekty po dziewięciu miesiącach od zakończenia eksperymentu opublikowano na konferencji prasowej w Berlinie.


Przebadano 122 osoby w wieku od 21 do 40 lat, zamieszkująca jednoosobowe gospodarstwa domowe. Zarabiały netto między 1100 a 2600 euro miesięcznie. Celowo wybrano grupę bez zobowiązań rodzinnych, która mogła aktywnie podejmować decyzje dotyczące swojej sytuacji zawodowej. Nikt nie wpływał na ich wybory.


Czy przeszli całkowicie na gwarantowany zasiłek, porzucając dotychczasową pracę? Okazało się, że wręcz przeciwnie. Otrzymywany dochód podstawowy pomógł im pozostać na rynku. Uczestnicy eksperymentu mogli skupić się na kontynuowaniu nauki i rozwoju. Wykazali wzrost zadowolenia ze swojego życia zawodowego. Statystycznie wydatki z bezwarunkowego dochodu podstawowego szły w 37 proc. na oszczędności, 8 proc. rodzinie lub na cele charytatywne, a 20 proc. na wydatki związane ze spędzaniem czasu.

Jedna z uczestniczek eksperymentu nawet skorzystała z funduszy, aby założyć szkółkę pływacką i przez trzy lata zatrudnia już 20 osób.


– Uczestnicy pozostali aktywni na rynku pracy i wykorzystali płatności w sposób wskazujący na odpowiedzialność i zaangażowanie – powiedział na konferencji prasowej prof. Juergen Schupp z Instytutu Badań Gospodarczych DIW w Berlinie.

Aby mieć porównanie, wybrano też grupę kontrolną 1600 osób.

Jej członkowie nie otrzymywali dochodu podstawowego, tylko niewielkie wynagrodzenie za samo wypełnianie ankiet. Różnica w odsetku bezrobotnych między oboma grupami badawczymi wynosiła statystyczne zero.


Mniejszym zaskoczeniem jest, że bezwarunkowy dochód podstawowy pozytywnie wpłynął na zdrowie psychiczne badanych, dając im poczucie bezpieczeństwa i wolności, oraz większe możliwości, aby udzielać się w życiu towarzyskim. Psychologiczne efekty mają utrzymywać się nawet pół roku po zakończeniu eksperymentu. Potwierdziły to badania poziomu kortyzolu, hormonu stresu.



Jakie są koszty bezwarunkowego dochodu podstawowego?


Stowarzyszenie "Mein Grundeinkommen" chce pokazać, że dochód podstawowy ma duży potencjał w Niemczech. Jego finansowanie ma być możliwe przez "umiarkowany miks podatkowy". Pomysł stowarzyszenia obejmuje podwyżkę podatku dochodowego, podatku od transakcji finansowych i likwidację świadczeń socjalnych oraz powiązanych z nimi kosztów.



A jak zareagowano? Krytycy rozwiązania wskazują, że eksperyment objął za małą i zbyt niereprezentacyjną grupę, aby dało się z niej wyliczyć wnioski dla całej niemieckiej gospodarki. Dominik H. Enste z Instytutu Niemieckiej Gospodarki w Kolonii grupę badawczą porównał do… zwycięzców na loterii.



Politycznie również bez zmian: niemieccy Zieloni i Lewica za, reszta przeciw, na czele z prawicową AfD.


Stowarzyszenie "Mein Grundeinkommen" zapowiada, że ze wsparciem polityków lub bez, będzie kontynuować badania nad ideą bezwarunkowego dochodu podstawowego. Są przekonani, że rozwiązałoby to wiele problemów współczesnego życia.


Inne badania nad bezwarunkowym dochodem podstawowym

Nie wiadomo, jak jego wprowadzenie wpłynęłoby na ceny i ile faktycznie kosztowałoby państwo jego wprowadzenie. Patrząc na nasz rząd i różne programy dopłat możemy założyć, że odpowiedź brzmi "dużo".

OECD oceniło w 2017 roku, że wprowadzenie bezwarunkowego dochodu podstawowego byłoby dużym obciążeniem fiskalnym, a jednocześnie zubożyłoby dotychczasowych odbiorców opieki społecznej, w takich krajach jak Finlandia, Francja, Włochy i Wielka Brytania.

Niemiecki eksperyment nie jest jedyny. Podjęto takiej próby w Finlandii, gdzie wyniki nie były jednoznaczne. Z kolei badanie OpenAI w USA wykazało, że bezwarunkowy dochód podstawowy nie przyniósł żadnych korzyści w Stanach. Próby podjęła się również Kanada, ale politycy zadecydowali o przerwaniu eksperymentu z powodu zbyt wysokich kosztów.


Takie badanie było zaplanowane także w Polsce. Stowarzyszenie Warmińsko-Mazurskich Gmin Pogranicza chciało wręczać 1,3 tys. zł miesięcznie do 31 tys. mieszkańców Warmii i Mazur. Eksperyment zapowiadany był w 2022 roku i miał ostatecznie wystartować dwa lata później, ale jak dotąd go nie widać.

Rozwiązanie jest kosztowne. Jak informowało Radio Olsztyn, tylko na terenie gmin pogranicza koszty oszacowano na ponad 1 miliard złotych rocznie. Plan miał objąć 13 gmin i jeden powiat w pasie graniczącym z Rosją. Włodarze mają pozostawać przekonani do eksperymentu.








Czy bezwarunkowy dochód podstawowy ma sens? Niemcy to sprawdzili | INNPoland.pl




Dariusz Matecki jest dla nich niebezpieczny







przedruk


M. Wójcik: Władza uznała, że Dariusz Matecki jest dla nich niebezpieczny


18 kwietnia 2025 08:26/w 


Radio Maryja


Dariusz Matecki ma potężne zasięgi, ma 20 milionów wyświetleń na swoich portalach społecznościowych, jest bardzo pracowitym człowiekiem, złożył bardzo dużo interpelacji, zapytań różnego rodzaju i rzeczywiście robiło to wrażenie. To nie jest żaden leń, tylko człowiek, który rzeczywiście odnosi się do tego, jak ta władza funkcjonuje, więc władza uznała, że jest dla nich niebezpieczny i że w tym czasie (a pamiętajmy, że mamy w tej chwili wybory prezydenckie) lepiej go po prostu trzymać gdzieś indziej – mówił w „Aktualnościach dnia” na antenie Radia Maryja poseł Michał Wójcik z Prawa i Sprawiedliwości, komentujące bezpodstawne przetrzymywanie Dariusza Mateckiego w areszcie.


Poseł Dariusz Matecki wysłał z aresztu [list], a raczej kartkę z życzeniami wielkanocnymi dla Radia Maryja, TV Trwam, o. Tadeusza Rydzyka i całej Rodziny Radia Maryja. W tej krótkiej wiadomości podziękował za wsparcie i modlitwę.

Jednocześnie poseł zwrócił uwagę, że jego sytuacja jest trudna. Zaznaczył on, że przebywa w jednoosobowej, stale monitorowanej celi, bez dostępu do diety wymaganej w jego chorobie, z dala od rodziny i pozbawiony możliwości uczestnictwa w praktykach religijnych.

Dariusz Matecki został umieszczony w areszcie na dwa miesiące.


– Mam nadzieję, że nikt z tej ekipy, która rządzi w tej chwili, nie wpadnie na pomysł, żeby stawiać nowe zarzuty i żeby przedłużać ten areszt. (…) Po tej ekipie wszystkiego się można spodziewać. (…) Każdy kolejny dzień tylko daje nowe dowody na to, że to są ludzie, którzy byli nieprzygotowani do przejęcia władzy i szkodzą Polsce i Polakom – zwrócił uwagę Michał Wójcik.

Poseł PiS zauważył, że dosłownie każdy obszar państwa jest w ruinie – w tym obszar praw człowieka.

– Mieliśmy okazję niedawno słyszeć panią Annę Wójcik, która przebywała w areszcie przez kilka tygodni (…). Widzieliśmy (…), słyszeliśmy, co się tam odbywało w środku, że przez wiele tygodni nie była w ogóle przesłuchiwana, pomimo tego, że jej dziecko ze spektrum autyzmu [było – radiomaryja.pl] pozostawione [bez jej opieki – radiomaryja.pl], nawet było niebezpieczeństwo, że popełni samobójstwo (…). Myślę, że kiedy pan poseł Matecki opuści mury więzienne, to również dowiemy się wielu rzeczy, bo na razie nie mamy z nim kontaktu i po prostu nie wiemy do końca, co się dzieje. (…) Czasami się pojawiają wpisy z jego profilu i tam szczegółowo odnosi się do tych zarzutów, które stawiała mu prokuratura. To są po prostu daleko idące nadużycia przy stawianiu tego rodzaju zarzutów, bo miałem okazję uczestniczyć w Komisji Regulaminowej, gdzie on był przesłuchiwany i miałem okazję potem być w parlamencie, kiedy on zajmował swoje stanowisko w sprawie tych zarzutów. To naprawdę była zero-jedynkowa sytuacja. Ten człowiek w ogóle nie powinien przebywać w tej chwili w areszcie – mówił gość „Aktualności dnia”.

Sąd, który rozpatrzy zażalenie na areszt, ma zebrać się dopiero 23 kwietnia – po siedmiu tygodniach przebywania Dariusza Mateckiego za kratami.

Michał Wójcik zauważył, że jego partyjny kolega przebywający obecnie w areszcie to człowiek niebezpieczny dla obecnej władzy.


– On ma potężne zasięgi, ma 20 milionów wyświetleń na swoich portalach społecznościowych, (…) jest bardzo pracowitym człowiekiem, złożył bardzo dużo interpelacji, zapytań różnego rodzaju (…) i rzeczywiście robiło to wrażenie. To nie jest żaden leń, tylko człowiek, który rzeczywiście odnosi się do tego, jak ta władza funkcjonuje, więc władza uznała, że jest dla nich niebezpieczny i że w tym czasie (a pamiętajmy, że mamy w tej chwili wybory prezydenckie), lepiej go po prostu trzymać gdzieś indziej. Nie sklejają mi się kompletnie te zarzuty. Uważam, że one są nieudowodnione i uważam, że ta sprawa ma absolutnie kontekst polityczny, wyłącznie polityczny – podkreślił rozmówca Radia Maryja.



Dariusz Matecki przebywa w areszcie już ponad miesiąc. Współpracownicy polityka uważają, że jest to areszt wydobywczy, mający wymusić na nim zeznania przeciwko Zbigniewowi Ziobrze.

Całość rozmowy z Michałem Wójcikiem jest dostępna [tutaj].





M. Wójcik: Władza uznała, że Dariusz Matecki jest dla nich niebezpieczny – RadioMaryja.pl

niezalezna.pl/polityka/zyczenia-swiateczne-od-dariusza-mateckiego-licze-ze-w-polsce-zmartwychwstanie-wolnosc/541936


sobota, 19 kwietnia 2025

Czterodniowy tydzień pracy



Pierwszy raz przemyślenia w tym temacie zapisałem sobie w roku 2013, a potem w prasie zaczęły ukazywać się artykuły odnośnie skrócenia czasu pracy min. w 2015 - 2017 - 2020 - 2021 roku i obecnie.


System będzie wdrażany w Polsce - i bardzo dobrze.


Pod przedrukiem linki do tematycznych artykułów na blogu.




przedruk






Czterodniowy tydzień pracy? Ministerstwo pracy zakończyło analizy


18.04.2025 10:30

Jak wynika z badań, akceptacja społeczna dla pomysłu 4-dniowego dnia pracy, analizowanego przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, jest duża. Założeniem ma być zachowanie dotychczasowych wynagrodzeń — krótszy czas pracy nie może oznaczać mniejszych pensji.


Czterodniowy tydzień pracy został wprowadzony m.in. w Wielkiej Brytanii, Niemczech i Hiszpanii i jak wynika z opinii ekspertów, to doświadczenie przyniosło realne korzyści. W Wielkiej Brytanii po półrocznym eksperymencie z czterodniowym modelem aż 92 proc. firm zdecydowało się go utrzymać.

Podobne efekty odnotowano w Niemczech i Hiszpanii – krótszy tydzień pracy przyczynił się do poprawy zdrowia psychicznego i fizycznego, a także zwiększenia zadowolenia z życia.

Czterodniowy tydzień pracy? Ministerstwo pracy zakończyło analizy


Już dziś jednak wiemy, że skrócenie czasu pracy będzie musiało być rozłożone w czasie, a rozwiązania muszą być szyte na miarę konkretnych grup społecznych. Tego uczą też przykłady z innych państw, np. z Francji, gdzie skracanie czasu pracy do 35 godzin tygodniowo odbywało się etapami, było rozciągnięte na lata

– przekazało biuro prasowe MRPiPS „Dziennikowi Gazety Prawnej”.

Jak zapowiedziała szefowa resortu Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, szczegółowe wnioski zostaną zaprezentowane pod koniec kwietnia.

Dziemianowicz-Bąk podkreśliła również, że rozwiązania powinny być dostosowane do specyfiki różnych branż – inne dla sektora produkcyjnego, inne dla pracowników biurowych czy kreatywnych.


Firmy same by decydowały o skróceniu tygodnia pracy

Jak informuje „Dziennik Gazeta Prawna”, pojawia się realna możliwość, by polskie prawo umożliwiało pracodawcom większą elastyczność w organizacji czasu pracy. Eksperci postulują, by firmy mogły same decydować, czy wdrażają czterodniowy tydzień pracy, skracają codzienne godziny pracy czy oferują dodatkowe dni wolne. Ich zdaniem takie podejście sprzyja lepszej równowadze między życiem zawodowym a prywatnym, zmniejsza ryzyko wypalenia oraz może zachęcać pracowników do dłuższej aktywności zawodowej.





Autor: Justyna Foksowicz,kor.
Źródło: radiozet
Data: 18.04.2025 10:30






Krótszy tydzień pracy. Resort szykuje programy pilotażowe

mad | 28/04/2025




Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej uruchomi programy pilotażowe związane ze skróceniem czasu pracy; udział w nich ma być dobrowolny - wynika z nieoficjalnych ustaleń DGP, opublikowanych w poniedziałkowym wydaniu dziennika.

Wnioski z badań mają zostać zaprezentowane na poniedziałkowej konferencji prasowej szefowej resortu Agnieszki Dziemianowicz-Bąk. W spotkaniu z mediami będą uczestniczyć także prezydent Włocławka Krzysztof Kukucki, który w ubiegłym roku wprowadził 35-godzinny tydzień pracy w urzędzie miasta, i Tomasz Kaczmarek, prezes Herbapolu, w którym wolne są wszystkie piątki - czytamy.

"Pokażemy, że skrócony czas pracy może obowiązywać i w administracji publicznej, i w sektorze prywatnym"

- mówi "DGP" rozmówca z resortu.

Gazeta dodaje, że za badania różnych modeli skróconego czasu odpowiadał ministerialny departament analiz ekonomicznych we współpracy z Centralnym Instytutem Ochrony Pracy. Jak słyszymy, wnioski są "obiecujące". We wszystkich miejscach, w których prowadzono analizy skróconego czasu pracy, odnotowuje się poprawę stanu zdrowia. Pracownicy mieli mniejszą absencję w pracy i rzadziej korzystali ze zwolnień lekarskich - pisze "DGP".

"Często popełniali mniej błędów i byli bardziej kreatywni" - podkreśla rozmówca dziennika na jego łamach. Gazeta dodaje, że w poniedziałek MRPiPS przedstawić ma kolejny krok. Jak ustaliła, resort zdecydował się na model gołębi. Zamiast przymusu, zostaną wprowadzone zachęty dla firm, które skrócą czas pracy swoim pracownikom. 

„Wciąż tu jesteście”

 


semantyka





przedruki fb


Zbrodnia w Wielkim Lesie.
Obelisk barona von der Goltz w Głęboczku. Zginął w tym miejscu w 1892 roku z rąk kłusowników w czasie polowania . A rok później jego żona Emmeline z domu Thimm (wg. Opinii Kornel Pleskot ) postawiła ten obelisk.
Krwawy mord nad Drwęcą 133 lata temu. Jedną z ofiar XIX-wiecznego mordu w Długim Moście k. Brzozia - Brodnicy był skromny leśniczy, przykładny ojciec gromadki dzieci, drugą znany w całych Prusach arystokrata. 30 października 1892 r. mieszkańcami wstrząsnęła straszna zbrodnia. W lesie, niedaleko leśniczówki Długi Most, zastrzelono z broni myśliwskiej leśniczego Johana Katha i znanego w całych Prusach arystokratę barona Friedricha Carla Alexandra Rudolpha von der Goltz herbu własnego. W wyniku śledztwa ustalono, że sprawcami podwójnego morderstwa może być trzech mieszkańców powiatu trudniących się kłusownictwem: Jakub Malinowski oraz bracia Antoni i Franciszek Kopysteccy. Postawieni przed ławą przysięgłych sądu w Toruniu po trzydniowym procesie w dniu 23 czerwca 1893 r. zostali skazani: Malinowski za zabicie leśniczego (do czego się przyznał) - na śmierć, Antoni Kopystecki za nieumyślne zabicie barona Goltza (do czego się nie przyznał) - na dożywotnie więzienie, Franciszek Kopystecki za „pobłażanie przestępstwu” - na trzy i pół roku więzienia.
Między wyrokiem a apelacją Leśniczego Johana Katha pochowano na przykościelnym cmentarzu w Grążawach (skąd pochodził) A wg. @Kornel Plesko
tzostał pochowany jak na ewangelika przystało na cmentarzu ewangelickim, dokładniej to na ewangelickim w Górznie
@Piotr Grążawski z kolei piszę że, jego skromnego nagrobka w Grążawach nie ma już dawno, zaś na tym miejscu od lat spoczywa ktoś inny.
Barona Friedricha Carla von der Goltz pogrzebano na cmentarzu ewangelickim w Brodnicy.
I znowu @Kornel Pleskot pisze, ze wg znanych mu źródeł Friedrich von der Goltz nie spoczywa na cmentarzu ewangelickim w Brodnicy a na cmentarzu ewangelickim w Świerczynach (chyba że w późniejszych latach przeniesiono jego szczątki).
Podobno początkowo rodzina miała zamiar wywieźć zwłoki na Pomorze Zachodnie i pochować je w podziemiach kościoła fundowanego przez Goltzów jeszcze w średniowieczu, ale ostatecznie złożono go w naszym mieście. Wdowa Małgorzata kazała ustawić na grobie wspaniały pomnik z czarnego marmuru. Sprofanowany po wojnie, przekrzywiony, okaleczony, uszczerbiony przez cmentarne hieny stał jeszcze w latach 60. XX w., potem jakieś parszywe łapy zwyczajnie go ukradły. W końcu władze Brodnicy postanowiły zniszczyć cały cmentarz (1976 r.) i teraz jedynie nieliczni wiedzą, gdzie mniej więcej stał ów pomnik, zwany też „Czarnym”. Za to do czasów współczesnych dotrwała inna pamiątka po baronie. Oto w rocznicę jego tragicznej śmierci wdowa Małgorzata von der Goltz ustawiła na miejscu zbrodni obelisk poświęcony pamięci jej męża. Stoi do dziś w gęstwinie lasu. Otacza go romantyczna legenda, jakoby duch barona siadywał czasami przy kamieniu. Jeszcze parę lat temu pomnik miał nawet oryginalną żelazną tablicę ze stosowną inskrypcją, ale jakiś półgłówek wyrwał ją z pomnika i pewnie sprzedał na złom. Państwo Koreccy - właściciele gospodarstwa agroturystycznego nad jeziorem Sopień - czasem pokazują ów leśny obelisk swoim gościom. Podobno gdzieś w jego pobliżu znajduje się też jedna ze skrzynek nowego szału ogarniającego aktywną turystykę, czyli geocachingu, ale to już zupełnie inna historia, zatem wróćmy do naszej.
Dylematy sądu
Jakieś trzy miesiące po skazaniu przez ławę przysięgłych zarówno bracia Kopysteccy, którzy nie przyznawali się do niczego oprócz kłusownictwa, jak też Jakub Malinowski wnieśli do sądu wyższego o rewizję wyroków. Ten ostatni, jako że przyznał się do zbrodni, miał jedynie nadzieję, iż kara śmierci będzie mu zamieniona na więzienie, ponieważ był jeszcze dość młodym człowiekiem, na dodatek posiadającym kilkoro dzieci. Sędziowie dość długo deliberowali nad sprawą, wahając się, jak postąpić. Tymczasem wydarzyło się coś, co mogło mieć wpływ na sposób potraktowania skazańców. Oto na kilka dni przed ostatecznym terminem rozpatrzenia apelacji Antoni Kopystecki uciekł z toruńskiego więzienia! Wykorzystał chwilową nieuwagę strażników, którzy zbyt długo zamykali wrota na dziedziniec więzienny i po prostu - nie zważając na karabinowe strzały - uciekł przez główną bramę cuchthauzu! Pogoni przepadł w okolicach toruńskiego portu drzewnego, zaś jakiś czas potem policyjni informatorzy donieśli, że najprawdopodobniej przedostał się za granicę zaborów, bo miano go widzieć w okolicach Rypina.
Ponieważ nadszedł ostateczny termin wydania wyroku, sędziowie postanowili, że w stosunku do Kopysteckiego zastosują tryb zaoczny. Bardzo wnikliwie rozpatrzyli wszelkie okoliczności ustalone przez śledczych oraz sąd pierwszej instancji. O ile wina Malinowskiego nie budziła żadnych wątpliwości, a wyrachowane zabójstwo - zdaniem sędziów - nie zasługiwało na łagodniejsze potraktowanie, o tyle w przypadku Kopysteckiego znaleziono mnóstwo nieścisłości. Jego akt oskarżenia miał sporo wątpliwych interpretacji, za to mało „twardych” dowodów. Postanowiono tę sprawę cofnąć do ponownego rozpatrzenia przez sąd pierwszej instancji.
Egzekucję Jakuba Malinowskiego wyznaczono na środę 14 marca 1894 r. Miał ją wykonać w toruńskim więzieniu najsłynniejszy pruski kat Friedrich Reindel ze swoim starszym bratem Wiliammem, jeszcze wówczas pełniącym jedynie rolę pomocnika (potem i on został katem). Według protokółu nieszczęsny skazaniec prosił o księdza z Pokrzydowa, gdzie była jego parafia, jednak nie zgodzono się na to i w ostatniej drodze mieli mu towarzyszyć proboszcz Starego Miasta Torunia ksiądz Tomasz Schmeja, wraz ze swoim wikariuszem, księdzem Pawlickim.
O szóstej rano do celi Malinowskiego wszedł naczelnik więzienia, ksiądz Tomasz i więzienny kucharz z lepszym niż zazwyczaj jedzeniem oraz cygarem. Jakub, który o terminie egzekucji dowiedział się wieczorem dnia poprzedniego, spędził całą noc na rozmyślaniach, a teraz ledwo spróbował jedzenia, natychmiast je odsunął. Zapalił jedynie cygaro, po czym poprosił księdza proboszcza o wysłuchanie spowiedzi. Pozostali wyszli z celi, nawet strażnicy odsunęli się od drzwi. Tymczasem pomocnicy kata Friedricha Reindela, kierowani przez jego brata Wiliamma, sprawnie przygotowywali dziedziniec więzienia do spełnienia roli placu wykonania wyroku. Przyniesiono trumnę, specjalny pień, straszliwy topór, trociny Egzekucja była wyznaczona na szóstą trzydzieści
Tuż przed tą porą, gdy naczelnik więzienia zaniepokojony przedłużającym się czasem spowiedzi już miał zamiar zapukać ostrzegawczo w drzwi celi, te nagle rozwarły się, po czym stanął w nich blady ksiądz Tomasz Schmeja. Oświadczył, że należy natychmiast odłożyć egzekucję, ponieważ skazaniec ma do wyznania ważne sprawy. Sprowadzono sędziego, pisarza i prokuratora. W ich obecności Jakub Malinowski zeznał, że także jest mordercą barona Friedricha Carla Alexandra Rudolpha von der Goltz. Oświadczył, że arystokratę zastrzelił w wyniku paniki, jaka go ogarnęła, gdy popełnił zabójstwo leśniczego Katha. Spowodowała ona, iż nie od razu uciekł z miejsca zdarzenia, a prawdopodobnie von der Goltz słysząc strzał, ruszył w kierunku odgłosu i zastał Jakuba nad zwłokami. Dlatego zginął. Malinowski, stojąc w obliczu śmierci, nie chciał tajemnicy tej zbrodni zabrać do grobu. Wyznał wszystko na spowiedzi, zaś ksiądz skłonił go, aby ujawnił to także władzom, żeby mogły one zdjąć oskarżenie z niewinnego człowieka.
To wszystko opóźniło egzekucję o 45 minut, lecz po tym czasie wyprowadzono Jakuba na dziedziniec i oddano pomocnikom kata Friedricha Reindela. On sam czekał na skazańca przy sporym, specjalnie wyprofilowanym pniu. Według opisów kat Riendel (1824-1908) był niezwykle przystojnym, mocno zbudowanym mężczyzną o wiecznie bladej twarzy i zimnym jak lód spojrzeniu. Ponoć nigdy nie okazywał swym „klientom” choćby szczypty pogardy, dezaprobaty czy współczucia. Do pracy zawsze stawał w eleganckim czarnym garniturze, nie zasłaniał twarzy. Straszliwy, potwornie ciężki topór chował za sobą tak, że jego żelazo spoczywało na ziemi, a długi drzewc swobodnie opierał się o plecy między łopatkami...
Gdy podprowadzono Malinowskiego, wykonał w jego kierunku pełen skłon głową. Ten zdążył jedynie odpowiedzieć podobnym ukłonem, gdy w mgnieniu oka porwali go pomocnicy Riendela i niemal rzucili na pień. Wiliamm chwycił skazańca za włosy, jednym ruchem naprężając jego szyję. W tym momencie powietrze rozciął przerażający świst katowskiego topora. Przez ułamek sekundy błysnęło szerokie ostrze, głucho jęknął pień Było po wszystkim. Słońce właściwie już wzeszło, zapowiadając piękny dzień 14 maja 1894 r.
Epilog Kilka miesięcy później, na granicy, gdzieś niedaleko Gorczenicy pruscy żandarmi schwytali przemytnika - jak im się zdawało. Odprowadzony do strażnicy bez pytania przedstawił się jako Antoni Kopystecki - ten sam, którego poszukiwała policja w całym kraju. Natychmiast odstawiono go do brodnickiego więzienia. Dopiero tu dowiedział się, że Jakub Malinowski przyznał się przed śmiercią do zabójstwa barona von der Goltza, lecz mimo to oficjalna rozprawa i tak musiała się odbyć. Nie spieszono się z nią, bo dopiero 2 października 1896 r. Kopystecki ponownie stanął przed ławą przysięgłych toruńskiego sądu. Ta wprawdzie uznała go niewinnym w sprawie zabójstwa barona, jednak wlepiła mu trzy lata ciupy za kłusownictwo oraz kilka miesięcy za bezczelną ucieczkę z toruńskiego więzienia. Na szczęście w poczet kary policzono mu jego odsiadki w areszcie sądowym, co spowodowało, że wkrótce Kopystecki mógł wrócić do siebie pod Brodnicę. Ponoć do końca życia nie tknął dziczyzny.
Ciało Malinowskiego oddano rodzinie. Jako zabójcę, sprawcę najcięższego grzechu pochowano go po cichu w niepoświęconej ziemi, zaraz za płotem cmentarza w Pokrzydowie. Jego grobu nie sposób odnaleźć, bo bardzo szybko zarosły go chwasty... Hmm... Mniej więcej takie same porastają dziś miejsce pochówku barona Friedricha Carla Alexandra Rudolpha von der Goltz na byłym cmentarzu ewangelickim przy ul. Sądowej w Brodnicy...
Za Piotr Grążawski





















"nie powinna zostać przerwana"




Denkmal Pomorze

16 kwietnia o 16:10 ·



Przywracanie pamięci poprzez opiekę nad dawnymi, zapomnianymi cmentarzami to cicha, lecz niezwykle głęboka forma troski o historię i ludzką godność. Nie chodzi tu tylko o porządkowanie przestrzeni — to symboliczny gest przywracania istnienia tym, którzy dawno temu odeszli i zostali zapomniani. Każdy krok na zarośniętej alejce, każde uniesienie motyki, każde podniesienie z ziemi przewróconego krzyża to działanie niosące w sobie sens. Wysiłek fizyczny splata się z duchowym zaangażowaniem — z potrzebą, by nie dopuścić do całkowitego zatarcia śladów po tych, którzy tu spoczywają. To praca wymagająca wytrwałości, cierpliwości, pokory i serca.

W takich miejscach czas zdaje się zatrzymywać. Kamienne płyty z porzuconych nagrobków opowiadają historie, których już nikt nie pamięta, a jednak dzięki woli i pracy rąk przywracane są do życia — nie dosłownie, ale symbolicznie, poprzez pamięć. Dbanie o takie cmentarze to przywracanie głosu milczącym miejscom, to odbudowa więzi z przeszłością, która nie powinna zostać przerwana.
W świecie, który pędzi naprzód, ten akt zatrzymania się przy zarośniętym grobie jest manifestem: „Pamiętam. Wciąż tu jesteście.” To właśnie w takich działaniach rodzi się prawdziwe człowieczeństwo — z szacunku do tego, co było, i z odpowiedzialności za to, co pozostanie po nas.

Poniżej tylko mała część obiektów, które wspólnymi siłami udało nam się przywrócić pamieci na dawnym ewangelickim cmentarzu w Nowych Brynkach.
 
Zapraszamy w nasze szeregi.








fb




Wodzenie Judosza - tradycja Skoczowa













Tradycyjne Wodzenie Judosza w Skoczowie. Mimo zakazu księdza, odpędzają zło. Słomiana kukła znów zapłonęła


Jacek Drost
19 kwietnia 2025, 15:12






Mimo, że prawie dwie dekady temu ksiądz zakazał skoczowianom wodzenia Judosza w Wielki Piątek i Wielską Sobotę, to mający kilkusetletnią tradycję zwyczaj przetrwał. Pod Kaplicówką znowu - jak co roku - rozległo się głośne i charakterystyczne: „Kle, kle, kle, kle, kle, kle", a słomiana kukła w towarzystwie halabardników przemaszerowała ulicami miasta, a następnie została spalona, by wypędzić z miejscowości zło.


Bardzo stara tradycja


Pochód Judosza w Skoczowie to bardzo stara tradycja. Pierwsze wzmianki o tym zwyczaju pochodzą z przełomu XVI-XVII wieku z dziennika skoczowskiego burgrabiego Jana Tilgnera.

Jedna z teorii mówi, że zwyczaj ten przywiózł ze sobą morawski kupiec, inna że morawski ksiądz. W czasie II wojny światowej niemieccy okupanci zakazali wodzenia Judosza.

Na stałe zwyczaj jest praktykowany od początku XX wieku, z małą przerwą od lat 60. do 80. XX wieku. Przywrócili go strażacy z OSP, później w organizację wydarzenia włączyło się Towarzystwo Miłośników Skoczowa.


Wodzenie Judosza budziło emocje


Nie obyło się bez kontrowersji - przypomnijmy, że w 2008 r. ówczesny proboszcz parafii św. Piotra i Pawła, a zarazem dziekan dekanatu skoczowskiego, śp. ks. Alojzy Zuber potępił wodzenie Judosza w specjalnym liście do wiernych jako obrzęd pogański.

W odpowiedzi na zaistniałą sytuację odbyło się walne zgromadzenie Towarzystwa Miłośników Skoczowa, na którym jednogłośnie podjęto decyzję o kontynuowaniu zwyczaju w 2008 r.

Konsekwencją listu ks. Zubera była zmiana trasy procesji z Judoszem. Kukła przestała być wodzona przed kościołem parafialnym w Skoczowie. Pokłon probostwu Judosz składa z większej odległości, a nie przed samym budynkiem. Natomiast jeśli chodzi o władzę świecką, to kukła robi pokłon przed Ratuszem.


Dzisiaj Judosz został spalony

Od tego czasu z przerwą spowodowaną pandemią w każdy Wielki Piątek i Wielką Sobotę kukła Judosza ozdobiona kolorowymi wstążkami i naszyjnikiem z 30 srebrnikami, prowadzona przez halabardników, wędruje ulicami miejscowości.

Wczoraj i dzisiaj Judosz również wyruszył sprzed skoczowskiej remizy OSP, skierował się na rynek, gdzie pokłonił się władzy świeckiej, następnie z pewnej z odległości - duchowej, a później skoczowskimi uliczkami wrócił do siedziby strażaków. Judoszowi towarzyszyli skoczowianie, dzieci i dorośli, którzy idąc za nim skandowali: „Kle, kle, kle".

W Wielki Piątek Judosz pokłonił się mieszkańcom i uniknął kary, ale dzisiaj, w Wielką Sobotę, po pochodzie uliczkami miasta został spalony. W ten sposób wypędzono z miejscowości zło.



Wielkanoc 2025. Czas nadziei i radości










Tradycyjne Wodzenie Judosza w Skoczowie. Mimo zakazu księdza, odpędzają zło. Słomiana kukła znów zapłonęła | Dziennik Zachodni





Potomkowie nazistów, UB, Werwolf...

 


Pytania o genezę polityków dzisiejszej doby w Polsce i Europy - przykłady 




przedruk

tłumaczeni automatyczne



Czy ojciec Guya Verhofstadta był po złej stronie historii?

Września 6, 2019

Lubię to 3706 wyświetlenia

Thierry'ego Debelsa


Według flamandzkiego czasopisma 't Pallieterke , Marcel Verhofstadt był aktywnie poszukiwany po II wojnie światowej. Marcel Verhofstadt jest ojcem Guya Verhofstadta według 't Pallieterke. Marcel Verhofstadt został przeszukany, ponieważ był obecny na "spotkaniu fuzji" Rexa, Verdinaso i VNV.

Partie te w mniejszym lub większym stopniu kolaborowały z hitlerowskimi nazistami. Według 't Pallieterke, ojciec Guya Verhofstadta mógł później pracować jako prawnik w związku zawodowym.




---------------


przedruk

za fb:
Sławomir Malinowski




KIM NAPRAWDĘ JEST URSULA VON DER LEYEN ?



Urodziła się w 1958 roku jako Ursula Albrecht, w rodzinie arystokratów niemieckich. Jej ojciec, Ernst Albrecht, był premierem Dolnej Saksonii (CDU) i byłym wysokim urzędnikiem europejskim.

Dzięki niemu: elitarne szkoły, brukselskie koneksje, kariera, wszystko zaplanowane.

Jej dziadek Carl Albrecht, psycholog i odnoszący sukcesy kupiec, dorobił się majątku na handlu bawełną w Bremie. Majątek rodzinny zbudowany w trudnym okresie nazistowskich Niemiec.
I zaczyna się cisza...

NIEWYJAŚNIONE POWIĄZANIA Z TRZECIĄ RZESZĄ

Nigdy nie wspominany w mediach : Joachim Freiherr von der Leyen, krewny, baron i aktywny członek partii nazistowskiej. Szlachcic otwarcie powiązany z reżimem hitlerowskim. Jego biografia jest znana, udokumentowana, lecz systematycznie pomijana milczeniem przez prasę.

Po co?
 
Ponieważ nie możemy niszczyć wizerunku prezydenta który jest zwolennikiem Europy, NATO i firmy Pfizer.


ELITY DZIEDZICTWA, NIE MERITOKRACJA


W 1986 roku Ursula poślubiła Heiko von der Leyen, lekarza, ale przede wszystkim dziedzica szlacheckiej dynastii zajmującej się handlem jedwabiem. Klucz: tytuł, zamek (Bloemersheim),
i złote koneksje polityczne. Nigdy nie musiała walczyć. Wszystko jej dano. A mimo to twierdzi, że „służy Europie”.


OBSESJA  ANTYROSYJSKA:
 
DOKTRYNA RODZINNA

Zawsze wrogo nastawione do Moskwy, więc zrobiła wszystko, aby zaostrzyć konflikt na Ukrainie.

Jako minister obrony Niemiec
(2013–2019) była zamieszana w szereg skandali:
- Pfizergate: Tajne negocjacje z dyrektorem generalnym Albertem Bourlą na kwotę 35 miliardów euro.
Wiadomości tekstowe ? Wymazane.
- Skandal z konsultantami : McKinsey i spółka stracili 150 milionów euro.
- Gorch Fock: Koszt renowacji statku szkoleniowego wzrósł z 10 do 135 milionów euro — podczas gdy niemieccy żołnierze ćwiczyli... przy użyciu mioteł.

NA SZCZEBLU UE JEST GORZEJ

Nakłada sankcje na Rosję, które rujnują narody Europy... ale nie jej majątek.

Dowody korupcji są coraz liczniejsze:
Plagiat pracy dyplomowej ? Pochowany.
Usunięcie danych urzędowych ?
Zakopano bez dalszych działań.
Skarga o korupcję złożona w Belgii (2023) ? Dziwne, że zapomniano.
I to wszystko przy cichym współudziale środków masowego przekazu.


Tak więc prawdziwe pytanie nie brzmi już:
„Kim jest Ursula?”
Ale cóż:
„Jak długo będziemy tolerować to oszustwo, tę kastę, tę maskaradę ?”

Josy Cesarini Luksemburg




------------


Annalena Charlotte Alma Baerbock (ur. 15 grudnia 1980 w Berlinie) – niemiecka polityk, od 2021 minister spraw zagranicznych, członkini Sojuszu 90/Zielonych.



10 lutego 2024, 12:34

Niemieckie media piszą o nieznanych faktach z życiorysu rodziny tamtejszej minister spraw zagranicznych Annaleny Baerbock. Jej dziadek Waldemar był żołnierzem Wehrmachtu, ale także – według cytowanych dokumentów – gorliwym zwolennikiem nazizmu. Sama minister, która wielokrotnie wspominała swojego przodka, przyznała, że nie wiedziała o tym epizodzie z jego życiorysu.


Plotkarski tygodnik „Bunte”, na który powołuje się „Bild” cytuje dokumenty Wehrmachtu (armii nazistowskich Niemiec) dotyczące Waldemara Baerbocka. 

Był on żołnierzem w stopniu pułkownika, pracującym jako inżynier w jednostce zajmującej się naprawą dział przeciwlotniczych flak. Jednak nie był tylko oficerem. 

Według cytowanego dokumentu, przodek obecnej minister spraw zagranicznych Niemiec był oddanym zwolennikiem idei narodowego socjalizmu.

W aktach znajdują się cytaty, mówiące między innymi, że Waldemar Baerbock „reprezentuje światopogląd narodowosocjalistyczny i przekazuje go swoim podwładnym” oraz że wykazuje „niezachwianą nazistowską postawę”.


Ponadto, w 1944 roku został uhonorowany Krzyżem Zasługi Wojennej z mieczami.

„Bild” zwrócił się do szefowej niemieckiej dyplomacji z pytaniem, czy Annalena Baerbock ma świadomość niechlubnej przeszłości swojego dziadka.

„Minister spraw zagranicznych nie znała tych dokumentów” – odpisał resort w odpowiedzi.

Jak pisze niemiecki dziennik, sprawa przeszłości dziadka Baerbock jest od lat dla niej delikatna. Ojciec minister miał być skłócony ze swoim ojcem, gdyż ten nie chciał mówić o tym, co działo się na wojnie.


Dziadek w Wehrmachcie

Dopiero w 1990 roku Waldemar przyznał się, że należał do Wehrmachtu. Gdy zmarł w 2016 roku (dożył wieku 103 lat) zostawił rodzinie książkę, którą zadedykował: „Jak bardzo jesteście szczęśliwi, że nie musicie doświadczać wojny”.

wiki:

W styczniu 2023 roku Baerbock odbyła swoją trzecią wizytę na Ukrainie, zwiedzając Charków, po podróżach do Buczy w maju i Kijowa we wrześniu poprzedniego roku. W przemówieniu programowym wygłoszonym 24 stycznia przed Zgromadzeniem Parlamentarnym Rady Europy powiedziała po angielsku: "Walczymy w wojnie przeciwko Rosji, a nie przeciwko sobie nawzajem", co zostało krytycznie przedstawione w popularnym tabloidzie "Bild" pod tytułem "Jesteśmy w stanie wojny z Rosją". 

Jej sformułowanie spotkało się z krytyką ze strony konserwatywnych i prawicowych polityków w Niemczech jako demonstracja braku profesjonalizmu oraz krytyką ze strony Rosji. Rzecznik niemieckiego MSZ powiedział, że Niemcy nie są stroną w konflikcie, a przemówienie wpisuje się w kontekst ustalenia jednolitego stanowiska wobec wojny napastniczej. 



Dziwne, że "Dopiero w 1990 roku Waldemar przyznał się, że należał do Wehrmachtu", to powinny być rzeczy powszechnie wiadome, chyba nie??

Był oficerem wysokiego stopnia - pułkownikiem, to już nie jest kapral... przekazywał idee nazistowskie swoim podwładnym, to swoim dzieciom też nazizm wpoił "jak należy", rozumiem... 


pytanie:         czy .. ma świadomość niechlubnej przeszłości swojego dziadka 

odpowiedź:    nie znała tych dokumentów

przecież nikt nie pytał o dokumenty ! 

odpowiedź wymijająca, nie na temat, wniosek, że o przeszłości dziadka na pewno wiedziała



2025-03-19 19:02

Ustępująca szefowa MSZ Niemiec Annalena Baerbock według niepotwierdzonych dotąd doniesień po odejściu ze stanowiska ma zostać przewodniczącą Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Skrytykowała to Rosja, a także były szef Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa - pisze w środę "Sueddeutsche Zeitung".

podczas gdy inne tytułu piszą o ewentualności, Bankier.pl pisze w trybie dokonanym: 

ma zostać
ma zostać zgodnie z wolą
potwierdziła gazeta 
Wybór... ma nastąpić na początku czerwca


ma zostać przewodniczącą ZO ONZ zgodnie z wolą odchodzącego rządu Olafa Scholza - potwierdziła gazeta we wtorek w źródłach rządowych.

Wybór Baerbock na to stanowisko ma nastąpić na początku czerwca, ale głosowanie w tej sprawie "jest raczej formalnością, ponieważ Niemcy już zapewniły sobie roczne stanowisko" - podkreśla "SZ". Pierwotnie miała je objąć czołowa dyplomatka niemiecka Helga Schmid.

"Byłoby dziwne 80 lat po zwycięstwie (w II wojnie światowej) zobaczyć wnuczkę nazisty dumną z +bohaterskich czynów+ swojego dziadka na stanowisku przewodniczącej Zgromadzenia Ogólnego" - powiedziała rzeczniczka MSZ w Moskwie Maria Zacharowa


ciekawe, że słowa "bohaterskich czynów" zawarte są w krzyżykach + +, a nie w cudzysłowiu " ", czy nawet w tzw. niemieckim cudzysłowiu >> << ... krzyżyki stawia się często jako symbol śmierci w życiorysach ludzi, oznaczeniach dat itp.

"ma zostać przewodniczącą ZO ONZ zgodnie z wolą odchodzącego rządu Olafa Scholza", a nie zgodnie z wolą głosujących... prawda?

semantyka
















---------





KURDE - Ministerstwo Cyfryzacji zmieni nazwę usługi


19.04.2025 11:57

Jak poinformowała "Rzeczpospolita", skrót nazwy usługi Kwalifikowanej Usługi Rejestrowanego Doręczenia Elektronicznego tak oburzyła jednego z obywateli, że postanowił złożyć w Sejmie petycję w tej sprawie.


Po pierwsze, my w ogóle tego akronimu nie używamy. To, że skrót układa się w takie niezbyt szczęśliwe słowo, to rzeczywiście jest jakieś niedopatrzenie. Natomiast Poczta Polska promuje tę usługę jako Q-Doręczenia. Myślę, że jest to o wiele bardziej odpowiednia nazwa

- czytamy na portalu RMF FM wypowiedź wiceministra cyfryzacji Michał Gramatyka.


Polityk podkreśla, że petycja oburzonego obywatela mogła dotyczyć też innej usługi.

Myślę, że ta petycja pojawiła się na fali usługi PURDE, czyli Powszechnej Usługi Rejestrowanego Doręczenia Elektronicznego. Rzeczywiście takim skrótem się posługiwaliśmy. To PURDE zapewne zainspirowało autora petycji, aby zapytać o "kwalifikowaną usługę". Tam ten akronim jest o wiele mniej parlamentarny

- wyjaśnia Gramatyka.

Jednocześnie resort zauważ, że nazwa pojawiła się w ustawie z 2020 roku.

Wina informatyków

Tak to jest, jak informatycy się za coś biorą. Czasem wychodzą z tego nieprzewidziane okoliczności. Tym bardziej że samo to słowo "KURDE" najpiękniejsze nie jest, ale do brzydkich również nie należy. Trzeba jednak zwracać uwagę na takie rzeczy

- podkreśla w swojej wypowiedzi dla RMF FM wiceminister Gramatyka.



Autor: Justyna Foksowicz
Źródło: Rmf24, do rzeczy
Data: 19.04.2025 11:57


--------





I my musimy planować przyszłość - zaprojektować bezpieczne, stabilne państwo - planując przyszłość naszych dzieci. 

Tak, planując przyszłość naszych dzieci, kierując je w stronę mediów jak to robili kacykowie, prokuratorzy, ubecy w latach 90tych... by w każdym medium absolutnie dominowali porządni, patriotycznie wychowani, odpowiedzialni ludzie.


Tak, planując przyszłość naszych dzieci, wychowując patriotycznie i kierując je do służby w wojsku, policji, administracji samorządowej czy państwowej.


Kierując je - a czy one takiego wyboru dokonają, na to już wpływu nie mamy. Postąpią, jak będą chciały.

Ale kierując je tam, prowokujemy możliwość, że dobrze, patriotycznie wychowani ludzie, obejmą stery na wsi, w powiecie, w służbach specjalnych, w rządzie...

Że tak się wyrażę, trzymanie patriotycznej - ale prawdziwie patriotycznej - łapy na policji, na strukturach siłowych, na władzy jest naszym priorytetem.

Sami widzicie, dzisiaj "zwyczajni" ludzie muszą jeździć na granicę i pilnować, by nam niemcy nielegałów nie wpychali. 

Gdzie jest młodzież i ich pikiety przeciwko push-backom??
Poszukajcie ekologów, dajcie im klej - może zechcą się tam przykleić??
Gdzie są ich mocodawcy, inspiratorzy?
Czemu teraz nie inspirują??


Od tego są ludzie w administracji rządowej i policji, by chronić nas - a skoro tak się mimo to dzieje, jak dzieje, to znaczy, że prawo jest złe, że ludzie są słabi i państwo jest w dryfie, życie kraju toczy się siłą rozpędu - rzucone w jakimś kierunku przez kogoś 10-30-50-80 lat temu...



Nie może być tak, że o elementach państwa decydują przypadkowi ludzie i się na to pozwala, to się ignoruje, dopóki ktoś nie zgłosi "górze", że Ministerstwem Cyfryzacji rządzą szeregowi informatycy...









tps://www.slideshare.net/slideshow/was-the-father-of-guy-verhofstadt-on-the-wrong-side-of-history/169515010

bankier.pl/wiadomosc/Z-MSZ-do-ONZ-Baerbock-zostanie-nowa-przewodniczaca-Zgromadzenia-Ogolnego-ONZ-8910598.html

KURDE - Ministerstwo Cyfryzacji zmieni nazwę usługi

Annalena Baerbock – Wikipedia, wolna encyklopedia

Dziadek minister spraw zagranicznych Niemiec był w Wehrmachcie jako zadeklarowany nazista. Ujawniono dokumenty o przodku Annaleny Baerbock | Portal i.pl

interaffairs.ru/news/show/51025



Eksperyment dobiega końca





Przy takim poziomie "świadomości" nie mają szans na nic, poza tragedią.


I jeszcze te cytaty z niemczyzny... psB historyk.










przedruk





Ukraiński historyk: Ukraina jest dziś jak Ziemia Święta. Pozornie regionalny konflikt ma globalne implikacje




18.04.2025 11:09aktualizacja: 19.04.2025 08:00






Ukraiński historyk Jarosław Hrycak. Fot. PAP/Tomasz Gzell

PAP: Dzięki staraniom krakowskiego Międzynarodowego Centrum Kultury pana książka „Ukraina. Wyrwać się z przeszłości” została wydana w Polsce. Jej oryginalny tytuł brzmi nieco inaczej – „Pokonywanie przeszłości”. Z której przeszłości Ukraina powinna ona się wyrwać, a którą – pokonać?

Jarosław Hrycak: Po raz pierwszy o pogodzeniu się z przeszłością (Vergangenheitsbewältigung) zaczęto mówić w powojennej debacie publicznej w Niemczech. Zafunkcjonowało w kontekście dyskusji wokół najbardziej haniebnych stron niemieckiej historii, w szczególności Holokaustu i innych zbrodni narodowego socjalizmu. Celem takich wdrażanych przez demokracje polityk była pomoc społeczeństwu w ostatecznym pogodzeniu się z dziedzictwem naznaczonym dyktaturą i okrucieństwami po to, by mogło iść naprzód. Nadaję temu terminowi nieco inne znaczenie, ponieważ nie interesuje mnie badanie pamięci historycznej. Wolę studiować „twardą” historię, historię faktów, procesów i trendów.

PAP: Co więc ma pan na myśli, kiedy mówi o przezwyciężaniu przeszłości przez Ukrainę?

J.H.: To, że w naszej przeszłości jest kilka tematów, które przede wszystkim jej dotyczą. Dla mnie tymi tematami są bieda i przemoc, które zazwyczaj są ze sobą powiązane. W ciągu ostatnich dwustu lat pojawiły się kraje, które postawiły sobie długoterminowy cel przezwyciężenia konsekwencji obu tych zjawisk. Najpierw starały się ograniczyć przemoc do znośnego poziomu. Po osiągnięciu tego większość krajów odniosła również sukces gospodarczy. Dlatego zainteresowało mnie, w jaki sposób te kraje zdołały się wyrwać z błędnego koła i jaką rolę odegrała w tym przeszłość.

Innymi słowy, konieczne jest ustalenie, co takiego wydarzyło się w naszej historii, co wciąż ciągnie nas w dół. Taki miałem zamiar podczas pisania książki. Poza tym przykład Ukrainy jest o tyle paradoksalny, że pomimo wyjątkowego bogactwa zasobów pozostaje ona krajem biednych ludzi.

PAP: Czy doświadczenie modernizacyjne Polski, które przez długi czas było stawiane Ukraińcom za wzór, jest nadal aktualne? Czy zmiana globalnej sytuacji geopolitycznej i gospodarczej czyni je nieprzydatnym?

J.H.: Jestem zwolennikiem tezy, że żaden naród nie jest skazany na biedę i przemoc. Jednocześnie jestem przekonany, że historia i kultura są czymś w postaci siły grawitacyjnej, która powstrzymuje społeczeństwo przed oderwaniem się od ziemi, to znaczy przed szybką modernizacją. Ważnymi tekstami, które pomogły mi to zrozumieć, są artykuły amerykańskiego historyka gospodarki Alexandra Gerschenkrona, który urodził się w Odessie na początku XX wieku. Badał on historyczne tło zacofania gospodarczego i polemizował ze zwolennikami teorii etapów rozwoju gospodarczego. Uważał, że kraje słabo rozwinięte powinny opracować własną strategię pokonania zapóźnienia.

W 1991 roku Ukraina nie mogła powtórzyć doświadczenia Polski, ponieważ miała gorszą pozycję wyjściową, która nie jest mierzona tylko wskaźnikami ekonomicznymi. Jednocześnie uważam, że doświadczenie Polski jest nadal aktualne. Gdyby Ukrainie udało się dokonać podobnej transformacji, to problemy, które byśmy mieli, byłyby bardziej podobne do tych, z którymi boryka się Polska. Obecnie mamy inne problemy. Sądzę, że nie wszystkie kraje są gotowe na tak szybki reset. Ukraina przestała być prowincjonalnym, odizolowanym terytorium przed obecną wojną, ale nie udało jej się wdrożyć wielu reform, zwłaszcza reformy sądownictwa. To pozwoliło jej przybliżyć się do zresetowania, ale nie rozpocząć go.

PAP: Pana książka umieszcza historię Ukrainy w globalnym kontekście. Timothy Snyder, z którym współpracuje pan w ramach projektu „Ukrainian History: A Global Initiative”, twierdzi, że obecna dramatyczna sytuacja wokół Ukrainy jest wyjątkowa, ponieważ po raz pierwszy świat dostrzegł, że kraj ten może być w epicentrum zmian na świecie. Zgadza się pan z tą tezą?

J.H.: Unikałbym określenia „wyjątkowy”. Wydarzenia toczące się obecnie na terytorium Ukrainy będą miały ogromne znaczenie zarówno dla losów Europy, jak i całego świata. Pod koniec lat 80. zależały one od wydarzeń w Polsce. Różnica polega jednak na tym, że Polska była w stanie dokonać swojego cywilizacyjnego skoku w czasach pokoju, łapiąc w żagle wiatr demokracji, podczas gdy Ukraina musi to robić w znacznie trudniejszych warunkach.

Kwestia ukraińska ujawniła się podczas I wojny światowej. Podobnie jak kwestia polska w XIX wieku była ona kluczowa dla układu sił na Starym Kontynencie i struktury samych mocarstw, a także odegrała ważną rolę podczas obu wojen światowych. Wówczas nikt nie zwracał na to uwagi ze względu na brak podmiotowości Ukrainy. Tym razem Ukraina ma tę podmiotowość, a jej obywatele nie znajdują się w międzynarodowej izolacji ani po stronie sił, które są o krok od przegranej.

Jeśli chodzi o widoczność Ukrainy, to sytuacja przypomina mi dziecięcą zabawę w chowanego. Jest widoczna w czasach kryzysu, gdy na świecie zachodzą tektoniczne zmiany, ale w międzyczasie jest prawie niewidoczna.

Przypomnę, że 40 lat temu Milan Kundera opublikował artykuł o skradzionym Zachodzie, w którym podkreślał, że wielomilionowy naród ukraiński znika na naszych oczach. Nie pisał tego ze złości, ale zapewne ze smutkiem, by podkreślić, że podobny los może spotkać Czechów i Polaków. Niespełna osiem lat później ZSRR się rozpadł, a Ukraińcy odegrali w jego upadku znaczącą rolę.

PAP: Czy uważa pan, że wojna w Ukrainie skłania do refleksji nad światopoglądem postheroicznym i postnarodowym, który wyraża maksyma Bertolta Brechta: „nieszczęśliwy jest kraj, potrzebujący bohaterów”, bo jak widać nacjonalizmy obywatelskie i etniczne potrafią mobilizować nie tylko do podboju, ale i do oporu?

J.H.: Druga wojna światowa nadała wielu wcześniej ważnym pojęciom negatywny wydźwięk. Jednym z takich pojęć jest „ojczyzna” – Vaterland. Koncepcja ta była nadużywana na różne sposoby przez Hitlera i innych dyktatorów, więc została uznana za toksyczną. W świecie zachodnim słowo to jest nadal często używane z negatywnymi konotacjami. Jednak w Europie Wschodniej stosunek do tej koncepcji jest lepszy, biorąc pod uwagę, że narody Europy Środkowej i Wschodniej nadal żyją z myślą o zagrożeniu.

Podobnie jest w przypadku zagrożonej Ukrainy, gdzie wybór bohaterskiej historii jest nieunikniony. Lubię ilustrować tę różnicę między Wschodem a Zachodem poprzez mój dialog ze szwedzkim politologiem. Kiedy zapytałem go, kto jest bohaterem narodowym jego kraju, po krótkiej przerwie odpowiedział: „Może ABBA”. Żadna społeczność historyczna nie może istnieć bez mitów. Są one spoiwem społeczeństwa, czymś podobnym do wierzeń religijnych w przeszłości. Dopóki Ukraina jest tylko na drodze do sukcesu, dopóty walczy z zagrożeniami, sytuacja nie zmieni się zasadniczo. Z drugiej strony na tym polega rola Ukrainy. Poprzez swój nacjonalizm obywatelski Ukraińcy przywracają światu znaczenie wartości, o które warto walczyć, choćby po to, żeby było po co żyć.

PAP: Jednak w języku niemieckim oprócz pojęcia "Vaterland" istnieje również pojęcie "Heimat", które oznacza raczej emocjonalny związek z miejscem, z którego się pochodzi. To coś podobnego do rozróżnienia na ojczyzny pisane w języku ukraińskim wielką i małą literą.

J.H.: Tak, to prawda. Sam lubię ten piękny zwrot liberalny, ale problem polega na tym, że małe ojczyzny nie mogą się bronić. Te społeczności są bezsilne wobec globalnych wyzwań, takich jak globalne ocieplenie, kryzys finansowy czy wojna.

PAP: Czy znajduje pan jakieś analogie między wydarzeniami długiego XX wieku a możliwymi rozwidleniami dróg, przed którymi stoi świat i państwo ukraińskie?

J.H.: Historycy unikają opisywania procesów, które nie zostały jeszcze zakończone. Przychodzą jednak na myśl dwie ryzykowne analogie. Ukraina jest dziś jak Ziemia Święta, gdzie na ograniczonym geograficznie terytorium toczy się zaciekły konflikt. Pomimo jego pozornie regionalnego znaczenia ma globalne implikacje.

Podobnie jak w przypadku bezprecedensowego eksperymentu historycznego z utworzeniem państwa Izrael, los innego eksperymentu historycznego będzie zależał od skutków obrony Ukrainy. Mowa o największej na świecie przestrzeni bez wojen — Unii Europejskiej. Przez wieki Europa była jednym z najbardziej skonfliktowanych kontynentów. Pomimo wszystkich wad i sceptycyzmu wobec Brukseli, to właśnie dzięki temu projektowi powstała tak duża przestrzeń współdziałania, wzrostu standardów życia, udanych reform, solidarności i wzajemnej pomocy. Ukraina musi opuścić niebezpieczną strefę, którą tworzy dla niej Rosja od wieków. Ale Europejczycy też nie powinni być bierni. To, czy będą zdolni obronić swój cywilizacyjny wybór, zadecyduje o tym, czy będą wzorem dla świata, czy zniszczą modus operandi bezkonfliktowego współistnienia.

Druga analogia opiera się na moim odczuciu, że znajdujemy się w roku 1938. Jedyna różnica polega na tym, że możemy albo zbliżyć się do katastrofy - w takim przypadku o wojnie w Ukrainie będzie się pisać jako o preludium do III wojny światowej - albo się od niej oddalić.





Jarosław Hrycak (ur. w 1960) – historyk, profesor Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie, dyrektor Instytutu Badań Historycznych na Uniwersytecie I. Franki we Lwowie. Wykładał m.in. na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie (1996-2009), Uniwersytecie Harvarda (2000, 2001) i Uniwersytecie Columbia (1994, 2004). Autor wielu publikacji poświęconych historii i współczesnej tożsamości Europy Środkowo-Wschodniej.

Książkę Jarosława Hrycaka „Ukraina. Wyrwać się z przeszłości” w tłumaczeniu Katarzyny Kotyńskiej i Joanny Majewskiej-Grabowskiej wydało MCK w Krakowie.

Rozmawiał Ihor Usatenko (PAP)








pap.pl/aktualnosci/ukrainski-historyk-ukraina-jest-dzis-jak-ziemia-swieta-pozornie-regionalny-konflikt-0