Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.
Generalny plan „Ost”, którego
celem było m.in. zniewolenie i zniszczenie narodów ZSRR, wymownie
świadczy o prawdziwych intencjach nazistów. Jak skrupulatnie
wdrożono go na Białorusi, liczby pokazują: w czasie wojny zginęło
ponad 2,2 miliona ludzi, 209 z 270 miast i ośrodków regionalnych,
spalono i zniszczono ponad 9 tysięcy wsi i siół, wyrządzono
nieodwracalne szkody w gospodarce narodowej . O tym, jaką przyszłość
chcieli przygotować naziści dla naszych ziem, rozmawiamy z
dziekanem Wydziału Filozofii i Nauk Społecznych Białoruskiego
Uniwersytetu Państwowego, kandydatem nauk historycznych, docentem
Wadimem Giginem.
- Przez długi czas plan Ost nazywano
fałszerstwem, wymyślonym na procesach norymberskich. Okazuje się,
że Niemcom udało się całkiem dobrze posprzątać dokumenty?
-
W samych Niemczech taka opinia dominowała. Mimo memorandów
zachowały się fragmentaryczne informacje o „Ost”. Na procesie
norymberskim wspominano o tym generalnym planie, ale Amerykanie
odkryli go dopiero w 1947 roku. Wywieźli go za granicę, nie
pozwalając nikomu go zobaczyć – było to bardziej opłacalne,
ponieważ publikacja tego dokumentu jeszcze bardziej wzmocniłaby
pozycję Związku Radzieckiego jako kraju, który pokonał nazizm i
obronił się przed zniszczeniem.
Zaraz po wojnie, gdy odkryto generalny
plan Ost, na Zachodzie wypuszczono wersję, którą znamy z
prezentacji zdrajcy Rezuna-Suworowa. W rzeczywistości jego autorstwo
należy do Ribbentropa, a jego istotą jest to, że ZSRR zamierzał
zaatakować Niemcy, a ona, rozpętawszy wojnę, po prostu go
wyprzedziła. Ale ta wersja jest absurdalna, niepoparta faktami i nie
podzielana przez większość historyków. Dopiero w 2009 roku
Amerykanie przenieśli „Ost” do Archiwum Federalnego Niemiec,
gdzie jest przechowywany do dziś. Nawiasem mówiąc, został
opublikowany.
- Czy to prawda, że plan Ost miał kilka
wersji?
- Został pierwotnie opracowany przed atakiem na
Polskę. Ale jego ostateczna wersja ukazała się dopiero w maju 1942
r., tom liczy sto stron. Oraz aplikacje finansowe.
Zgodnie z planem całe okupowane
terytorium miało być podzielone na 4 Komisariat Rzeszy: Ostland
(Kraje Bałtyckie, Białoruś), Moskwę, Kaukaz. Krym został
podzielony na osobną kolonię - Gotenland. 9 milionów Niemców,
Übermenschów, miało tu zostać przesiedlonych. Miały być tam
dostarczane wysokiej klasy wagonami piętrowymi, z salonami
fryzjerskimi, restauracjami i toaletami.
Propaganda rasowa w Niemczech była
okropna. Opublikowano tam broszurę, w której napisano, że
podludzie (Untermenschen) są gorsi od bestii. Niemieckie kino pod
przewodnictwem Goebbelsa nie ustępowało Hollywood. Wymuszano na
wszystkich oglądanie takich filmów jak 'Wieczny Żyd”. Sprawdzali
całe rodowody, aż do 1800 roku! Kiedy Niemiec ożenił się z
Niemką, zgodnie z norymberskim prawem rasowym z 1935 r., musieli
przedstawić zaświadczenie, że są pełnowartościowi. Jeśli
stosunek płciowy odbywał się między Niemką, a Słowianinem,
oboje trafiali do obozu koncentracyjnego.
- Jaką przyszłość
przygotowali naziści dla Białorusi?
- Na naszej ziemi chcieli zbudować
miasta, w których mieszkałoby 100-150 tys. niemieckich panów i
słowiańskich niewolników. Wokół rozległe posiadłości.
Zakładano, że niemieckiemu osadnikowi zostanie przydzielone średnio
od 40 do 100 hektarów ziemi, na której będą pracować niewolnicy.
Plan przewidywał wysiedlenie 75%
ludności Białorusi, 10% (głównie inteligencji i tych, którzy
mogą stawiać opór) - zniszczyć, 15% - germanizować.
-
Gdzie zamierzali przenieść naszych ludzi?
- Haushofer
podzielił świat na duże regiony, które Niemcy planowały
kontrolować. Założono, że mniej więcej wzdłuż południka Omska
Niemcy podzielą terytorium z Japonią: do Uralu - kolonie
niemieckie, a dalej, około 300 km na wschód, założą dla nas,
Słowian, obozy śmierci. Na przykład Estończycy mieli zostać
wysłani do wybrzeży Morza Białego, a Łotysze i Litwini mieli
zostać zamienieni w niewolników…
- Czy twierdzenie, że Niemcy
przyniosły narodom wolność i państwowość jest mitem?
-
Na pewno. Wszelkie próby kolaborantów w 1941 r. o ogłoszenie
niepodległości lub stworzenie jakichkolwiek atrybutów władzy
zostały surowo stłumione. Także z tego powodu Banderę wysłali do
obozu koncentracyjnego. Od pierwszych dni wojny było oczywiste, że
Ost był planem celowego ludobójstwa. Na terytoriach okupowanych,
gdzie mieszkało ponad 70 milionów ludzi, przeprowadzano potworne
eksperymenty. Przeprowadzali masową sterylizację ludzi - chemiczną,
radioaktywną i chirurgiczną, skrupulatnie sprawdzając, jak
wszystko działa.
W tym przypadku naziści mieli już
doświadczenie: w 1940 r. Niemcy zatwierdziły program eugeniczny
T-4, w ramach którego miały zniszczyć tych uważanych za gorszych
przedstawicieli wyższej rasy, Ubermensch. Byli wśród nich
inwalidzi, starcy, psychicznie i nieuleczalnie chorzy. Zwolennicy
teorii higieny rasowej w barbarzyński sposób zniszczyli 275 tys.
własnych rodaków, uznając ich za odpady biologiczne.
- Jaki masz stosunek do innego mitu -
wersji, że gdyby nie partyzanci, nie byłoby działań karnych?
-
Zgodnie z prawem międzynarodowym i wszystkimi konwencjami
wojskowymi, które obowiązywały już w 1941 r., to nie oddziały
partyzanckie są odpowiedzialne za działania karne wobec ludności
cywilnej, ale ci, którzy je prowadzą. Ale ktoś korzysta na
fałszowaniu dokumentów prawnych. Niemcy wykorzystali ruch
rebeliancki do eksterminacji miejscowej ludności.
Na Białorusi przeprowadzono 140 akcji
karnych, w wielu z nich aktywnie uczestniczyli także łotewscy
nacjonaliści. Ludność bez wyjątku została eksterminowana, dzieci
wywieziono do obozów koncentracyjnych, takich jak Salaspils.
Nawiasem mówiąc, ludność wielu białoruskich obwodów -
Wierchniewińskiego, Rossonia - nigdy nie wróciła do przedwojennego
poziomu.
Zachowały się doniesienia nazistów o
wynikach operacji „Cottbus”, którą przeprowadzili w obwodzie
mińskim. Zginęło 735 bandytów: 168 mężczyzn, 350 kobiet i 248
dzieci. A Niemcy mają „straty” – 1 chory i 1,1 tys. zużytych
nabojów. Oczywiście ludzie byli po prostu rozstrzelani. „Magia
zimowa”, „Gorączka bagienna”, „Dirlewanger”, „Dożynki”
– dokumenty pokazują, że naziści wytrwale i systematycznie
przeprowadzali masowe operacje niszczenia miejscowej ludności.
-
W świetle powyższego, jaka jest moralna i etyczna ocena
współpracowników, pośród których niektórzy uważają niemal za
ofiary okoliczności?
- Nie ma usprawiedliwienia dla
współpracowników. Czy nie widzieli, co robią Żydom? Ta sama
Arsenyeva, która napisała „Magutny Bozha”, nie zauważyła w
swoim mieście, Mińsku, stutysięcznego getta? Nie zdawałeś sobie
sprawy, że do 1942 gdzieś „zniknął”?
Na terenach
okupowanych prowadzono imponującą propagandę odczłowieczania
Żydów i Słowian. Uczestniczyli w niej oficerowie i kolaboranci
Wehrmachtu, którzy pisali w swoich gazetach: nie trzeba żałować
bolszewików (a byli wśród nich wszyscy, którzy popierają
partyzantów), publikowali anegdoty antysemickie.
Musimy pamiętać: na Białorusi co
minutę ginęli ludzie. Jednych spalono żywcem w szopach, innych
wysłano do komór gazowych, a jeszcze innych rozstrzelano na skraju
wykopanego rowu… W swoim pragmatyzmie naziści doszli do punktu
absurdu, uważając, że nawet niszczenie ludzi powinno być
samowystarczalne. Na przykład w rejonie Gdańska istniał instytut,
który zajmował się zagadnieniami pozyskiwania metali szlachetnych
od człowieka!
Wszystkie powyższe są jak dobrze znane fakty,
ale niestety wiele osób o nich zapomina. Dlatego należy stale
przypominać o skali nieszczęścia, którego doświadczyli
Białorusini, zwłaszcza w przededniu 80. rocznicy wybuchu Wielkiej
Wojny Ojczyźnianej. Dlaczego ta wojna jest wyjątkowa? Dlaczego
wielki i patriotyczny? Bo nigdy wcześniej nie mieliśmy takiego
wroga – ani Tatarzy - Mongołowie, ani krzyżowcy nie stawiali tak
potwornych celów w stosunku do naszych ludzi.
Wielu
zbrodniarzy wojennych, w tym wspólników nazistowskich, którzy
brali udział w tych krwawych masakrach, uniknęło kary, ukrywając
się przed sądami w różnych krajach. Teraz społeczność światowa
stoi przed najważniejszym zadaniem - dokonać oceny prawnej ich
działań. A przede wszystkim, aby taka straszna tragedia się nie
powtórzyła.
Daniłowicz w Dzień Jedności Narodowej 17 września: jesienią 1939 r. odbył się akt sprawiedliwości dziejowej
Przykre i dziwne słowa.
W tamtych latach nie było państwowości białoruskiej.
Asymilacja?
A co robią obecnie władze białoruskie, jeśli nie dokonują asymilacji Polaków na Białorusi?
"To są nasi Polacy" - tak powiedział prezydent Łukaszenka?
Więc o co te pretensje??
Pod rządami polskimi "sprawy i problemy społeczne w zasadzie nie zostały rozwiązane, sfera edukacyjna i gospodarcza nie rozwinęła się." - za to władza sowiecka dokonała takiego spustoszenia wśród Białorusinów, że dziś naród szczycący się i często podkreślający, że walczył z nazizmem - w latach 40tych z radością witał nazistów wkraczających do grodzieńszczyzny.
"Masowy terror, który uderzył najpierw we
wschodnią, a potem zachodnią Białoruś, doprowadził do egzekucji,
śmierci w więzieniu, deportacji na Syberię i Daleki Wschód setek
tysięcy Białorusinów, rusyfikacja i niszczenie tradycyjnej kultury
narodowej."
"prawa" Białorusinów to był dla ZSRR wyłącznie pretekst do zaatakowania Polski.
ZSRR złamało Traktat Ryski, a sprawa zagarnięcia polskiej ziemi do dzisiaj nie została naprawiona.
Dlaczego dzisiaj Białorusini świętują dzień, w którym władza sowiecka rozpoczęła terror na ich narodzie - jak to możliwe??
Jesienią 1939 roku dokonał się akt sprawiedliwości dziejowej:
dostaliśmy możliwość życia w jednym państwie. Opinię tę
wygłosił na łamach gazety „SB. Białoruś Siegodnia” rektor
Wyższej Szkoły Zarządzania pod przewodnictwem, kandydat nauk
historycznych, docent Wiaczesław Daniłowicz, komentując
ustanowienie Dnia Jedności Narodowej – informuje BiełTA.
Według niego, prawie 20 lat międzywojennych, kiedy zachodnia
część naszego kraju wchodziła w skład państwa polskiego,
odcisnęło piętno na świadomości narodowej narodu białoruskiego.
„Przytłaczająca większość białoruskich przywódców narodowych – czy to sympatyzowali z reżimem sowieckim, czy też byli wobec niego krytyczni – jest jednomyślna w opinii, że pokój ryski jest tragedią naszego narodu.
W rzeczywistości władze polskie prowadziły politykę asymilacji ludności białoruskiej. Dlatego wielu pozytywnie odebrało nadejście Armii Czerwonej - i entuzjastycznie przyłączyło się do stowarzyszenia.
Sugeruje to, że przecież polski rząd nie odzwierciedlał interesów ludu i był de facto obcy większości mieszkańców regionu – uważa ekspert.
- I to jest całkiem naturalne: sprawy i problemy społeczne w zasadzie nie zostały rozwiązane, sfera edukacyjna i gospodarcza nie rozwinęła się. Oznacza to, że do problemów ucisku narodowego dodano niezadowolenie społeczne.
Dlatego wizerunek Związku Radzieckiego w wielu oczach wyglądał pozytywnie. Jesienią 1939 roku dokonał się akt sprawiedliwości dziejowej: dostaliśmy możliwość życia w jednym państwie. Tak, nie było to idealne, ale za wszelką cenę doprowadziło do postępowego i pomyślnego rozwoju narodu białoruskiego ”.
Przewodniczący Komisji Stałej Izby Reprezentantów ds. Edukacji, Kultury i Nauki, członek korespondent Narodowej Akademii Nauk, doktor nauk historycznych prof. Igor Marzalyuk jest przekonany, że należy ocenić 17 września, gdyż data ta została oszacowana zarówno w zachodniej i wschodniej części kraju w 1939 r.
Orientacja na Polskę nigdy nie była popularna w środowisku białoruskim. Wsparcie ludnościowe dla tych organizacji, które się na nim koncentrowały, zawsze było minimalne. Nie mogło być inaczej, bo każdy rok oznaczał tylko jedno: wzmocnienie ucisku narodowego, celowe niszczenie narodowych ośrodków kultury.
Dlatego też większość Białorusinów z wielką przyjemnością przyjęła wiadomość o zburzeniu państwowości polskiej w 1939 r.”
Podczas
II wojny światowej na Białorusi nie było swoich i obcych
2019.05.09
10:30
... w 1941 roku cała Białoruś została opuszczona
przez wojna radzieckie w ciągu kilku tygodni. W ten sposób ominęła
ją masowa mobilizacja do Armii Czerwonej. A samo społeczeństwo
Zachodniej i Wschodniej Białorusi, pamiętając terror bolszewicki,
nie bardzo chciało służyć sowietom. Zacytujmy tylko kilka
dokumentów:
Wrogi element […] wyzwolił z więzień ponad 3 tysiące
aresztowanych […] strzelał z okien do jednostek i tyłów naszych
wojsk, jakie przechodziły [przez miasto], wykorzystując do tego
ukrytą broń byłej polskiej armii oraz uzbrojenie porzucone przez
nasze jednostki – już 13 lipca o wydarzeniach w Białymstoku
napisał komisarz pułkowy Łoś z 3. Wydziału
[kontrwywiadu] 10 Armii Radzieckiej.
Meldunek Rady Wojskowej 30. Armii do Rady Wojskowej Frontu
Zachodniego o przyczynach oddawania się czerwonoarmistów do
niewoli. 6 września 1941 roku. Ściśle tajne. Nr. WS/0069
Rada Wojskowa Armii, analizując fakty zjawiska haniebnego dla
wojska – oddawania się żołnierzy do niemieckiej niewoli –
wykryła, że znaczna część tych, którzy poszli do niewoli, to
według narodowości Białorusini, których rodziny przebywają w
okupowanych przez Niemców obwodach.
W armii mają miejsce liczne fakty przechodzenia na stronę
niemiecką czerwonoarmistów tej kategorii. Nie tylko pojedynczych
osób, ale ostatnio także całych grup.
Na przykład 27 sierpnia w 903. Pułku Strzelców z 8. roty 3.
batalionu, która był na pierwszej linii, ze stanowiska przeszła do
Niemców z bronią grupa czerwonoarmistów w liczbie 5 ludzi. Wszyscy
okazali się Białorusinami z obwodu witebskiego.
W związku z tym w latach 1941-1943 ilość Białorusinów w Armii
Czerwonej nie była większa niż liczba Estończyków, chociaż
populacja Białorusi była 8 razy większa niż Estonii. Przy czym
Estończycy, mówiąc obiektywnie, byli jeszcze bardziej
antysowieccy, bo przed zajęciem przez ZSRR mieszkali w swoim
niepodległym państwie.
Większość białoruskich mężczyzn, którzy służyli w Armii
Czerwonej, została wcielona latem i jesienią 1944 roku, gdy do
końca wojny pozostało mniej niż rok. Dzięki temu, choć w 1941
roku mieszkańcy Białorusi stanowili 5 proc. populacji ZSRR, to
liczba Białorusinów, którzy zginęli w szeregach Armii Czerwonej
wyniosła mniej niż 3 proc.
Wojna na Białorusi to terror, próba przetrwania
i współistnienia
Białoruska pamięć narodowa o II wojnie światowej nijak nie
odpowiada historiografii sowieckiej, rosyjskiej, a nawet oficjalnej
białoruskiej.
Opowiada ona o życiu na tyłach walczącej armii. Wehrmachtu.
Białoruskie miasta – Mińsk, Homel, Mohylew, Witebsk – przez
trzy lata okupacji były regularnie bombardowane przez sowieckie
samoloty. Nieliczne niemieckie jednostki tyłowe nie mogły
kontrolować tak dużego obszaru, a przeróżne niemieckie instytucje
miały różny obraz tego, co z Białorusią robić. W ten sposób na
białoruskim terytorium zapanowało swoiste „prawo dżungli” –
władzę miał ten, kto był najsilniejszy w okolicy.
za wikipedią:
Ziemie północno-wschodnie II Rzeczypospolitej charakteryzowały
się zróżnicowanym składem etnicznym. Zamieszkiwali je przede
wszystkim Polacy, Białorusini i Żydzi, w
niewielkim stopniu także Litwini, Niemcy, Rosjanie itp.
Szczególnie liczna była mniejszość białoruska, która na
niektórych obszarach stanowiła większość lokalną. Polacy
dominowali w części północno-zachodniej regionu, Białorusini zaś
na wschodzie i południu.
Część ludności miejscowej miała nie do końca ukształtowaną
świadomość narodową, określając się mianem tutejszych bez
podawania narodowości. Niektórzy mieszkańcy Polesia identyfikowali
się też z odrębną grupą etniczną – Poleszukami.
Powszechny spis ludności, przeprowadzony w Polsce w 1921 roku,
wykazał w tej części kraju następującą strukturę ludności:
województwo nowogródzkie –
822 106 mieszkańców, w tym 443 701 (54%) Polaków, 310 152 (37,7%)
Białorusinów, 56174 (6,8%) Żydów, 9801 (1,2%) Litwinów, 0,3%
innych[14];
województwo poleskie – 880
898 mieszkańców, w tym 375 220 (42,6%) Białorusinów, 214 052
(24,3%) Polaków, 156 142 (17,7%) Rusinów, 91 251 (10,4%)
Żydów, 38 565 (4,4%) tutejszych, miejscowych, Poleszuków
i ruskich, 4 303 (0,5%) Rosjan, 0,1% innych[15];
Ziemia Wileńska (jedynie 4
powiaty: brasławski, duniłowicki, dziśnieński i wilejski;
bez m.in. Litwy Środkowej) – 476 164 mieszkańców, w tym
225 326 (47,3%) Białorusinów, 222 065 (46,6%) Polaków, (3,9%) 18
496 Żydów, 6598 (1,4%) Litwinów, 3132 (0,7%) Rosjan, 0,1%
innych[16].
Spis ten budził jednak wątpliwości, zarówno historyków przed-
jak i powojennych.
Kontrowersje dotyczyły przeprowadzonej statystyki
narodowościowej, której zarzucano zaniżenie liczebności
mniejszości narodowych na ziemiach wschodnich.
Według wyników spisu liczba ludności białoruskiej wynosiła
1,035 miliona osób, natomiast, zdaniem Janusza Żarnowskiego, w
rzeczywistości na całym terenie II Rzeczypospolitej mieszkało
wówczas 1,7 miliona Białorusinów.
Jeszcze wyższą liczbę podaje prof. Jerzy Tomaszewski,
według którego tylko w czterech województwach północno-wschodnich
II RP mieszkało co najmniej 1,95 miliona Białorusinów, w tym w
województwie poleskim 654 tys., nowogródzkim 616 tys., wileńskim
404 tys. i białostockim 269 tys.
Dr hab. Marek Wierzbicki, na podstawie spisu powszechnego z 1931
roku określił następujący skład etniczny ziem
północno-wschodnich II RP:
Białorusini 1 787,8 tys. (47,6%), Polacy 1 351 tys. (36,0%),
Żydzi 352,7 tys. (9,4%), Rosjanie 90,1 tys. (2,4%), Litwini 76,0
tys. (2,0%), Ukraińcy 49,5 tys. (1,2%), inne narodowości 52,4 tys.
(1,4%).
Należy podkreślić, że historyk ten zaliczył do Polaków
wyłącznie osoby, które zadeklarowały język polski jako rodzimy,
a zarazem były wyznania katolickiego. Osoby innych wyznań nie
zostały zaliczone do Polaków.
Całkowicie odmienne informacje dotyczące składu
etnicznego Zachodniej Białorusi podaje Alaksandr
Adamkowicz z Towarzystwa Kultury Białoruskiej na Litwie.
Jego zdaniem, w 1908 roku
obszar ten zamieszkany był w 80-82% przez Białorusinów, natomiast
Polacy stanowili znikomą mniejszość, nie przekraczającą 5%.
Adamkowicz nie podaje jednak źródła tych danych, co znacząco
obniża ich wiarygodność.
II wojna światowa i okres powojenny przyniosły głębokie zmiany
narodowościowe na Zachodniej Białorusi.
Okres sowieckiej (1939–1941)
i niemieckiej (1941–1944) okupacji przyspieszył proces
krystalizowania się świadomości narodowej wśród tutejszych.
Polityka władz okupacyjnych i konfrontacja różnych narodowych
partyzantek wymuszała na nich opowiedzenie się za jedną ze ”stron”
poprzez identyfikację z jednym z narodów. W czasie okupacji
niemieckiej, w wyniku masowej eksterminacji, zniszczeniu uległa
niemal całkowicie ludność żydowska, natomiast w pierwszych latach
po wojnie, władze sowieckie zmusiły do opuszczenia swych domów i
przeprowadzki w nowe granice Polski większości Polaków.
Współcześnie Zachodnia Białoruś zamieszkana jest w większości
przez Białorusinów. Ok. 25-procentowa mniejszość polska żyje w
obwodzie grodzieńskim.
Więcej tutaj - 8 mitów o
„zjednoczeniu” zachodniej i wschodniej Białorusi:
Wikipedia: Według sondażu przeprowadzonego
w 2007 przez Instytut Pentor dla tygodnika „Wprost”
52,2% obywateli Polski uważa Kresy Wschodnie
z Wilnem i Lwowem za ziemie polskie, w tym
51% badanych w wieku poniżej 29 lat (wychowanych po 1989)
KRESY CZY ZIEMIE UTRACONE?
Marcin Hałaś, Warszawska
Gazeta, nr 35, 30.08 – 5.09.2019 r.
30.12.2019
We współczesnym języku polskim zakorzeniły się eufemizmy, a
nawet określenia wprowadzające w błąd i zamazujące prawdziwy
obraz rzeczywistości. I tak na przykład zamiast „zabicie dziecka
nienarodzonego” mówimy – „aborcja”; zamiast
„homoseksualista” mówimy – „gej”.
To wyrażenia, które rzeczywistość owijają w bawełnę albo
wręcz zakłamują, przystosowując ją do wymogów politycznej
poprawności.
Podobne zjawisko występuje w sferze polskiej pamięci
historyczno-kulturowej. Oto o wschodnich ziemiach, które nasza
ojczyzna utraciła w wyniku II wojny światowej (a to przecież
prawie 48 proc. terytorium sprzed wybuchu konfliktu) mówimy dzisiaj:
Kresy Wschodnie. To określenie umowne, ale równocześnie
nieprawdziwe, złe, szkodliwe i fałszujące historię. Bo „kresy”
są gdzieś na samym końcu, bardzo daleko. Tymczasem dzisiaj
określamy pojęciem „kresy” także miejsca, które stanowiły
serce, centrum Polski – zarówno w sensie kulturowym, jak i
tożsamościowym. Całość zresztą nie trzyma się kupy także pod
względem matematycznym. Jeżeli Kresy to obrzeża, to nie mogły one
stanowić prawie połowy terytorium państwa.
W październiku wyruszy pielgrzymka czytelników „Warszawskiej
Gazety” do Wilna. I nie będzie to bynajmniej wyjazd na Kresy.
Rozmawiałem niedawno z Renatą Cytacką – radną miasta Wilna i
zarazem wiceprezesem Związku Polaków na Litwie. Ona wyraźnie
akcentowała, że jest Polką z dawnego województwa wileńskiego, a
nie żadnych Kresów. Tak na marginesie: winni takiemu stanowi rzeczy
są także potomkowie mieszkańców ziem wschodnich, którzy sami
siebie konsekwentnie nazywają Kresowiakami zamiast Wypędzonymi (z
ziem wschodnich).
Bo historyczne kresy to województwa: kijowskie, smoleńskie,
bracławskie i czernihowskie II Rzeczpospolitej. Akcja „Ogniem i
mieczem” oraz „Pana Wołodyjowskiego” – najbardziej kresowych
powieści z Trylogii (bo wydarzenia „Potopu” przerzucają się
także do Częstochowy, w Pieniny i do Prus) – nie toczy się
bynajmniej we Lwowie. Jampol, Kamieniec Podolski, Zbaraż – oto
sienkiewiczowskie kresy. A pamiętajmy, że w XVII wieku
Rzeczpospolita już się skurczyła i utraciła spore połacie ziem.
Zaś mówienie „kresy” o Lwowie to już gigantyczne
nieporozumienie. Wystarczy rzut oka na mapę – przez większość
historii Polski ze Lwowa było bliżej do zachodniej i południowej
granicy państwa niż do granicy wschodniej. Owszem, Lwów jako
miasto posiadał rys, urok i klimat wielokulturowości – mieszkali
tutaj Ormianie, Żydzi, Rusini (później nazywani Ukraińcami),
Niemcy.
Ale równocześnie Lwów był miastem polskim, kipiał
polskością, był jednym z czterech najważniejszych dla polskiej
historii, kultury i tożsamości ośrodków miejskich – obok
Krakowa, Wilna i Warszawy (w takiej właśnie kolejności). Był
miastem stołecznym. Ostatnio przeczytałem, że Drohobycz to miasto
kresowe. Tymczasem wystarczy rzut oka na mapę: Drohobycz leży
niemal na tej samej długości geograficznej co Chełm. Czy Chełm
leży na kresach? Jak widać – kresy to pojęcie polityczne, pod to
miano zakwalifikowano wszystko, co znalazło się na wschód od linii
Curzona.
Pojęcie „kresy” spycha Lwów i Wilno gdzieś na dalekie
rubieże, a równocześnie wypycha je z naszej świadomości. Jest
bowiem taka zasada: jeśli coś jest daleko – tego zawsze mniej
żal. Boli utrata tego co najbliżej, co najcenniejsze. Bolesna jest
strata centrum, serca, a nie kresów, czyli obrzeży, dalekiego
pogranicza. Inna rzecz, że dzisiaj polskiej polityce (i nie tylko
polityce) ton nadają osoby, dla których kresy zaczynają się za
rogatkami Żoliborza – to oczywiście gorzki żart, jednak
bynajmniej nie całkiem oderwany od rzeczywistości. Dlatego warto
sobie uświadomić, że Lwów to nie żadne Kresy -to było serce
Polski czy też jedno z czterech serc. Polska jako jedyny kraj w
Europie i na świecie straciła w wyniku II wojny światowej dwa z
czterech najważniejszych dla swojej historii i tożsamości miast
Oczywiście walka z zakorzenionym już w języku pojęciem
przypomina trud Don Kichota. Warto jednak podjąć taki wysiłek i
stosować co najmniej zamiennie o wiele bardziej adekwatne i
prawdziwe pojęcie: Ziemie Utracone. Ewentualnie istnieje druga
możliwość: Ziemie Odłączone. Ze względu na brzmienie (i
analogię z obecnym w świadomości terminem Ziemie Odzyskane)
odpowiedniejsza wydaje się pierwsza propozycja.
Mija 30 lat odrodzonej po czasie komunizmu Rzeczpospolitej. Przez
ten czas nie udało się utworzyć Muzeum Kresów. Oczywiście
przyczyną był tylko i wyłącznie brak woli politycznej, który
połączył w tym względzie wszystkie kolejne ekipy rządzące: od
środowiska Unii Demokratycznej i postkomunistów przez Platformę
Obywatelską aż do Prawa i Sprawiedliwości. Obecnie budowane
{tworzone) jest Muzeum Kresów – tyle że bardzo opieszale i bez
zapału, tempa i odpowiedniego finansowania. Na dodatek w Lublinie,
czyli daleko od rzeczywistego centrum, którym pozostaje dzisiaj
Warszawa, a przy okazji w mieście, w którym silne są środowiska
sympatyzujące z ukraińską narracją historyczną. Czyż nie
powinno raczej powstać Muzeum Ziem Utraconych?
Bez względu na praktykę i przyzwyczajenie języka – warto mieć
świadomość, że podróżując do Wilna albo do Lwowa, nie jedziemy
na żadne Kresy. Pod względem kulturowym i historycznym odwiedzamy
środek, serce Polski.
Opracował:
Jarosław Praclewski Solidarność RI,
numer legitymacji 8617,
działacz Antykomunistyczny
---------------------------------------
Ziemie Zachodnie za Kresy - zysk czy strata
Autor: Janina Słomińska
Mija 67 lat od zakończenia II wojny światowej i wprowadzenia w
Europie tzw. porządku jałtańskiego, w wyniku którego Polsce
odebrano Kresy Wschodnie, rekompensując ich stratę Ziemiami
Zachodnimi. Architekci tego ładu dawno już nie żyją; powoli
przemijają pokolenia, które osobiście uczestniczyły w
wydarzeniach będących skutkiem tamtych politycznych rozstrzygnięć.
I choć nikt rozsądny nie postuluje dziś rewizji owych decyzji,
odpowiedź na pytanie:
czy Polakom opłaciła się zmiana granic?
nie jest jednoznaczna.
Toruński historyk i archiwista prof. dr hab. Andrzej
Tomczak, wnuk byłego rektora Uniwersytetu Lwowskiego, znakomitego
filozofa prof. Kazimierza Twardowskiego, mówi bez namysłu:
Opłaciła się. Oczywiście to, co się stało bezpośrednio
po wojnie, niosło z sobą krzywdę, dramaty i tragedie wielu ludzi
i ich rodzin, ale ostatecznie wymiana ludności stworzyła Polsce
teraz i na przyszłość możliwość ułożenia bezkonfliktowych
stosunków z sąsiadami – Litwą, Ukrainą, Białorusią, Rosją.
I to jest najważniejsze. Trzeba patrzeć na ład polityczny w
Europie nie tylko przez pryzmat tego, że się jest Polakiem…
Podobnego zdania jest były „kresowiak” rodem z
Wileńszczyzny prof. dr hab. Stanisław Salmonowicz:
Jeśli chcemy spojrzeć z perspektywy powojennych
sześćdziesięciu paru lat na problem utraty Kresów i przyłączenie
do Polski Ziem Zachodnich, to bilans materialny wypada korzystnie na
rzecz Ziem Zachodnich. Ekonomicznie i politycznie, w jakiejś
mierze, obecne państwo polskie wygrało, natomiast kultura polska
niewątpliwie straciła. Czy naród polski zyskał? To jest pytanie
ciągle otwarte...
Innego zdania jest prof. dr hab. Mirosław Golon:
Zmiana granic była gigantyczną stratą dla wszystkich, bo
nie odbyła się w formie cywilizowanego aktu głosowania czy
plebiscytu pozwalającego poszczególnym mniejszościom narodowym
wybrać, gdzie chcą pozostać… Zrealizowała się w wyniku wojny.
Ta wojna była tak okrutna, tak kosztowna, że jeśli musiała się
dokonać, aby dokonała się zmiana granic, to nie ma tu zysku. Aby
nie było wątpliwości: jako historyk i jako obywatel w pełni
akceptuję powojenne granice Polski, akceptuję państwo. Akceptują
też je elity polityczne. Zresztą od momentu, kiedy przywróciliśmy
demokrację, czyli od 1990 roku nie ma na scenie politycznej Polski
nikogo, kto korzystając z przywrócenia swobody wypowiedzi,
domagałby się zmiany granic…
Stanisław Antoni Salmonowicz urodził się w 1931 r. w Brześciu
nad Bugiem. Po ukończeniu studiów prawniczych na Uniwersytecie
Jagiellońskim w 1954 r. podjął pracę w Sądzie Wojskowym Krakowa,
gdzie odbywał aplikację sędziowską. W latach 1955–1956 pracował
jako sędzia. W 1959 r. uzyskał stopień doktora nauk prawnych na
Uniwersytecie Warszawskim, a 7 lat później stopień doktora
habilitowanego nauk prawnych. Od 1966 r. pracował na Uniwersytecie
Mikołaja Kopernika w Toruniu, gdzie kierował Katedrą Państwa i
Prawa Polskiego. W 1970 r. został odwołany ze stanowiska dziekana i
aresztowany za działalność opozycyjną. Przez cztery miesiące
przebywał w areszcie śledczym, po czym został zwolniony z uczelni.
W 1972 r. zatrudnił się w Instytucie Historii PAN (gdzie pracował
do 2003 r.), a w roku 1981 wrócił na UMK, aby objąć stanowisko
kierownika Zakładu Dawnego Prawa Niemieckiego, a następnie Katedry
Historii Prawa Niemieckiego. W 1989 r. uzyskał tytuł profesora
zwyczajnego nauk prawnych. Fot. A. Willma
Dlaczego zysk?
Rozmowa z prof. dr. hab. Stanisławem Salmonowiczem
– Zna Pan Polesie i Wileńszczyznę. Pański ojciec przed II
wojną światową był starostą jednego z pogranicznych powiatów
Polski – w Kamieniu Koszyckim. Jak zapamiętał Pan Kresy?
Stanisław Salmonowicz: Generalnie Polesie stanowiło najuboższą
część Polski dwudziestolecia międzywojennego. Jeśli chodzi o
Wileńszczyznę – ludność polska, częściowo białoruska i w
małym procencie litewska oraz żydowska znajdowały się w nieco
lepszej sytuacji. Stosunkowo najlepiej prezentowały się niektóre
fragmenty Wołynia, gdzie Polacy, Ukraińcy i spora mniejszość
czeska organizowali rolnictwo na wyższym poziomie niż mieszkańcy
Polesia czy Wileńszczyzny. Natomiast z trzech województw
południowo-wschodnich: lwowskiego, tarnopolskiego i
stanisławowskiego, jedynie lwowskie było w miarę zamożne ze
względu na to, że Lwów pełnił fumkcję ponadregionalnej stolicy
oraz że II RP posiadała tam swoje zagłębie naftowe i przemysł
oparty na przetwórstwie minerałów. Ale im bardziej na wschód i
południe, tym biednej. Zaczynały się tereny albo rolnicze
(tarnopolskie i częściowo stanisławowskie), albo tzw.
huculszczyzny, gdzie jedynym źródłem zarobku była prymitywna
gospodarka leśna i hodowla owiec.
Do tego dodajmy kiepskie warunki bytowe w małych miasteczkach
(60–75% mieszkańców stanowiła w nich bardzo uboga ludność
żydowska) i niski poziom sanitarny mieszkań (brak klozetów i
łazienek), a obraz będzie jeszcze mniej zachęcający.
Tu dygresja. Ośmieszany Sławoj Składkowski, z zawodu wojskowy
lekarz, dlatego właśnie rzucił hasło budowania szamb i ubikacji.
Oczywiście, w bogatych dworkach szlacheckich i w kamienicach w
dużych miastach, np. w Wilnie, takich problemów nie było.
– Sławojki zadomowiły się na Kresach?
Stanisław Salmonowicz: Z dużymi oporami. Najlepiej klęskę
rozporządzenia Prezydenta RP z 1928 r. o prawie budowlanym i
zabudowaniu osiedli oddaje następująca anegdota. Przybywa premier
Składkowski z tzw. niezapowiedzianą wizytą do małego miasteczka
na Polesiu, zajeżdża pod posterunek policji. Mundurowi się prężą,
składają meldunki, a premier pyta: „A jak tam u was warunki
sanitarne?”. W odpowiedzi słyszy: „Dobrze, panie premierze”.
Zatem rozkazuje: „Prowadzić!”. Na zapleczu posterunku policji, w
ogródku, na końcu dróżki stoi domek bielony wapnem. Premier
podchodzi bliżej, patrzy… Wejścia do domku strzeże duża kłódka.
„A co ta kłódka robi?” – pyta i słyszy w odpowiedzi:
„Melduję posłusznie – żeby nie napaskudzili!”.
Obrazu wiejskiego i małomiasteczkowego zaniedbania dopełniała
kiepska infrastruktura transportowa. Kiepska z wielu powodów, choć
decydująca wydaje się w tej kwestii opinia polskiego sztabu
generalnego, wedle której bagna Polesia i lasy stanowiły naturalną
ochronę granic Polski. Dlatego m.in. wielokrotne pomysły melioracji
na szeroką skalę na Polesiu były przez władze wojskowe
torpedowane. Choć późniejsze doświadczenia dowodzą, że lepiej
nic nie robić aniżeli robić coś źle. Białoruś radziecka
przeprowadziła z dużym impetem prace melioracyjne na Polesiu, czego
rezultatem jest… pustynny jego krajobraz, bo już tak jest, że źle
prowadzone prace melioracyjne zawsze skutkują małą Saharą…
– Było źle cywilizacyjnie, ale bogato artystycznie i
intelektualnie. Tymczasem w wyniku układu jałtańskiego utraciliśmy
znaczące ośrodki uniwersyteckie pełne zabytków architektury,
dzieł sztuki, instytucji kulturalnych…
Stanisław Salmonowicz: Dotkliwa dla Polski po II wojnie
światowej okazała się przede wszystkim utrata Lwowa, miasta
polskich pamiątek, bibliotek, muzeów… Podobnie utrata Wilna,
które wprawdzie zawsze było stolicą Litwy historycznej, ale w
biegu wydarzeń, przynajmniej od końca XVII w. było miastem kultury
polskiej i takim pozostało aż do II wojny światowej. Oczywiście,
można powiedzieć, że jest to wspólny dorobek polsko- litewski,
ale również można żałować, że nacjonalizm litewski utrudnia
dziś nazywanie po imieniu wielu rzeczy oczywistych mimo uznania
przez Polskę wszystkich zmian terytorialnych na rzecz Litwy…
Niektórzy mało przychylni Polsce historycy francuscy nawołują,
abyśmy przestali tworzyć mitologię Kresów. Oni po prostu nie
doceniają tego, co zrobiła kultura polska na tych terytoriach, przy
czym „kultura polska” równała się tu „kulturze zachodniej”.
Ja twierdzę tak: wszędzie tam, gdzie są resztki kościołów
jezuickich na wschodzie Europy – w okolicach Kijowa, Mińska,
Smoleńska – tam istnieje dowód, że mieliśmy wpływ na
kształtowanie się tamtejszych ówczesnych elit intelektualnych i
artystycznych. W Pińsku np. do 2. połowy XIX w. istniało kolegium
jezuickie, które było głównym ośrodkiem kultury na całe
Polesie. Tych kościołów już prawie nie ma. Likwidowała je władza
carska, sowiecka, potem zniszczyła I wojna światowa, II wojna…
Rzadko coś gdzieś przetrwało, a jeżeli przetrwało, to na
terenach, które należały przed 1939 r. do Polski.
Przy okazji… Mało kto wie, że poza dużymi miastami oraz
majątkami szlacheckimi rozrzuconymi na Kresach pozytywną rolę w
krzewieniu kultury materialnej odgrywał, na pograniczu
polsko-sowieckim, Korpus Ochrony Pogranicza, który nie tylko walczył
z dywersją sowiecką, ale organizował i wspomagał życie społeczne
Polesia i Wileńszczyzny. Podobnie misję kulturalną i gospodarczą
wypełniała – dziś już zupełnie zapomniana – poleska Polska
Flota Wojenna.
– Cóż to za formacja?
Stanisław Salmonowicz: Polska przed II wojną światową
dysponowała dwiema flotami wojennymi: bałtycką i rzeczną z
głównym portem w Pińsku. To miasto słynęło z handlu drewnem i
produktami lasu (spoczywającym głównie w rękach żydowskich) oraz
z siedziby Komendy Brygady KOP-u i komendy Polskiej Floty Wojennej na
wodach Prypeci. Już w czasie kampanii 1920 r. kilka małych
stateczków polskich odegrało pewną rolę w walkach na Polesiu. Po
zakończeniu walk zbudowano flotę wojenną, która miała siedzibę
w Pińsku. Składała się głównie z tzw. monitorów. Tu
wyjaśnienie: monitor to mały statek rzeczny, który ma na
wyposażeniu kilka dział i niewielką liczbę karabinów
maszynowych. Wbrew pozorom flota na Polesiu była w pełni
zmobilizowana w momencie wybuchu II wojny, ale uderzenie Rosjan 17
września 1939 r. pozbawiło ją możliwości manewru. Flota rzeczna
może bowiem działać w miarę skutecznie, jeśli ma wsparcie
piechoty, której zadaniem jest ochrona brzegów rzek.
Powiem krótko – nie jestem specjalistą od historii floty
wojennej, ale wiem, że niestety pińska formacja nie odegrała
większej roli w działaniach wojennych. Po mało efektywnej obronie
w Pińsku i okolicy dowództwo floty zatopiło statki, a batalion
marynarzy przyłączył się do armii Kleeberga i walczył aż do
początków października 1939 r.
– W 1945 r. razem z matką i bratem (ojciec już wtedy nie żył)
znalazł się Pan na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Co tam zastali Polacy
przesiedlani ze Wschodu?
Stanisław Salmonowicz: Moje losy tak się ułożyły, że w
latach 1945–1948 mieszkałem w Zielonej Górze. To było szczęśliwe
miasto. Nie dość, że wyszło cało z wojny, to jeszcze Rosjanie
nie zdołali zbyt wielu rzeczy w nim zdemontować (bo trzeba
pamiętać, że Armia Czerwona ziemie, które potem przypadły
Polsce, traktowała w latach 1945–1947 jak łup wojenny i wywoziła,
co się dało, na Wschód). Pamiętam, zakwaterowano nas w
dwupokojowym mieszkaniu. Takie samodzielne lokum o podobnym
standardzie uzyskałem dopiero w Toruniu w latach siedemdziesiątych.
Dziś, jako historyk, mogę odpowiedzialnie stwierdzić, że
przejmowaliśmy Ziemie Zachodnie zdewastowane wojną, z przemysłem
częściowo zrujnowanym, z rolnictwem, które trzeba było odbudować,
ale z pełną infrastrukturą. Ocalało bowiem to, czego nie można
było wywieźć ani zniszczyć: drogi, kanalizacja, tory kolejowe,
sieć wodociągowa, szlaki wodne. Faktem jest, że rolnik polski z
Kresów obejmował gospodarstwa o znacznie wyższym aniżeli na
Wschodzie standardzie technicznym, połączone siecią bitych dróg,
że inteligencja i robotnicy polscy przesiedlani na Zachód
wprowadzali się do zelektryfikowanych, skanalizowanych miast
wyposażonych w ogrzewanie gazowe i sieć tramwajową. Z tego punktu
widzenia przeskok cywilizacyjny był ogromny, niekiedy trudny do
ogarnięcia dla nieprzywykłego do podobnych udogodnień osadnika
Polesia czy Wileńszczyzny. Reasumując – ekonomicznie i
materialnie obecne państwo polskie wygrało na tych granicznych
zmianach, ale czy zyskał naród polski, zwłaszcza kultura –
wątpię. Moim zdaniem kultura polska straciła.
– Czy Polska na postanowieniach jałtańskich zyskała
politycznie?
Stanisław Salmonowicz: Tak. Stała się państwem jednolitym
narodowościowo, pozostawiając wszakże nie z własnej woli duże
ilości polskich mniejszości na Ukrainie, Białorusi, na
Wileńszczyźnie. W naszych granicach przetrwała niewielka liczba
ludności białoruskiej w Białostockim, Litwinów w okolicach
Suwałk, Łemków od Krynicy po Przemyśl… Są Tatarzy, Karaimowie,
Żydzi (oczywiście nie mówimy tu o obywatelach, którym polska
prawica przypisuje narodowość żydowską). Prawdziwych Niemców
mamy również niezbyt wielu, choć – co ciekawe – mimo kilku fal
emigracji ich liczba nie maleje. W Toruniu np., gdzie – wedle mojej
orientacji Niemcy niemal wszyscy uciekli bądź wyjechali jeszcze w
1945 r. – do dziś działa stowarzyszenie obywateli pochodzenia
niemieckiego.
A wracając do pytania… Niewątpliwie po stronie zysku
politycznego trzeba zapisać również uproszczenie naszych granic,
oparcie wschodniej i zachodniej granicy o rzeki: Bug i Odrę. Jedna
wszakże rzecz w ramach powojennego ładu nie przysporzyła nam
korzyści: mianowicie to, że tow. Józef Stalin wywalczył dla
siebie część dawnych Prus Wschodnich, które dziś stanowią tzw.
obwód kaliningradzki. Jest to prowincja, której istnienie jest dla
nas równie niekorzystne, jak istnienie dawnych Prus Wschodnich.
– Jeśli zatem w ogólnym pojałtańskim bilansie przeważa
zysk, a nie strata, to skąd w Polakach tyle goryczy?
Stanisław Salmonowicz: Ze względu na brutalną formę
repatriacji. I dlatego, że Kresy kazano wykreślić z ludzkiej
pamięci. Nie wolno było jeździć w rodzinne strony, nie wolno było
korespondować z krewnymi, którzy pozostali na Wschodzie. W wielu
rodzinach osobisty kontakt był możliwy dopiero po roku 1990. Tak
więc nie tylko Niemcy, ale również Polacy przeżyli męki
wysiedlenia. I nie tylko Niemcy i Żydzi w Polsce, ale również
Polacy na Wschodzie szukają śladów własnych grobów i cmentarzy.
Nie zawsze je znajdują. Mój brat 10 lat temu pojechał pod
Stanisławów do miejscowości Worochta, gdzie zmarł i został
pochowany nasz ojciec. Nie znalazł cmentarza. Nie ma po nim nawet
śladu.
Dziękuję za rozmowę.
Mirosław Golon, ur. w 1964 r. w Olsztynie, absolwent Instytutu
Historii i Archiwistyki UMK w Toruniu. W 1995 r. odbył staż naukowy
w Instytucie Historycznym UW pod kierunkiem prof. Mariana
Wojciechowskiego, a cztery lata później uzyskał stopień naukowy
doktora. Jego dorobek naukowy obejmuje ok. 90 pozycji, w tym 3 własne
książki. Swoje badania koncentruje na kwestiach stosunków
polsko-radzieckich w latach 1944–1956 oraz historii miast Pomorza
Nadwiślańskiego po 1945 r., a częściowo także na zagadnieniach
propagandy komunistycznej w Polsce oraz mniejszości narodowych na
Pomorzu po roku 1945. Jest członkiem m.in. Polskiego Towarzystwa
Historycznego, Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu
Instytutu Pamięci Narodowej, Towarzystwa Naukowego w Toruniu oraz
Miejskiego Komitetu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Toruniu.
Obecnie pełni funkcję dyrektora Oddziału Instytutu Pamięci
Narodowej w Gdańsku. Fot. A. Willma
Dlaczego strata?
Rozmowa z prof. dr. hab. Mirosławem Golonem
– Urodził się Pan w Olsztynie, 19 lat po wojnie, na ziemi
odzyskanej przez Polskę…
Mirosław Golon: Moja rodzina pochodzi z północnego
Mazowsza. Pamiętam święta zmarłych w latach siedemdziesiątych.
Olsztyn pustoszał. Prawie 100-tysięczne miasto wyjeżdżało na
groby bliskich w inne rejony Polski. Ja również jechałem pod
Ostrołękę na groby dziadków i kuzynów. Minęło dwadzieścia
parę lat. Na olsztyńskich cmentarzach pojawiły się groby członków
mojej rodziny i moich przyjaciół. Już nie jadę na Mazowsze –
jeżdżę do Olsztyna.
– To dowodzi, jak długo trwa proces zakorzeniania się. Trudno
się zatem dziwić, że poczucie tymczasowości i wyobcowania przez
tyle lat towarzyszyło repatriantom ze Wschodu.
Mirosław Golon: Tak naprawdę nie mieliśmy uregulowania prawnego
granic z państwem niemieckim do 1990 r. (normalizacja stosunków z
grudnia 1970 r. dotyczyła RFN). Dopiero po zjednoczeniu Niemiec w
1991 r. zawarliśmy definitywny, ostateczny układ, w którym Niemcy
w pełni zaakceptowali naszą obecność na wschód od Odry i Nysy.
Ten brak stabilizacji procentował nieufnością obywateli. Każdy,
kto miał kontakty z osadnikami, pamięta komentarze: „tu nie
opłaca się inwestować”. Budowa czegoś trwałego materialnie w
opinii starszego pokolenia nie miała sensu. Dziadek, ojciec mówili:
„nie warto”. Wrócą Niemcy i będą się mścić. Dopiero wnuk
urodzony na tej ziemi powiedział: „warto”. Rosjanie próbowali
nam wyliczać, ile to miliardów dolarów zarobiliśmy na zmianie
granic. Prawdopodobnie nie mylili się, biorąc pod uwagę potencjał
Kresów i Ziem Zachodnich z 1939 r. Ale trzeba pamiętać: na swoim
człowiek pracuje chętniej, efektywniej, z większym zaangażowaniem
i poświęceniem, na cudzym pracuje gorzej. Kto wie, jak wyglądałyby
dziś Kresy Wschodnie, gdyby nie decyzje jałtańskie…
Rozumiem starsze pokolenie, bo starsze pokolenie ma własne
spojrzenie na biedę, skromność infrastruktury i znając z własnej
obserwacji ziemie wschodnie, wiedząc, jakie tam było zubożenie,
przenoszą pamięć i stereotypy nie zawsze poprawne, m.in.
stereotyp, że ten znany im z autopsji niski poziom życia utrwalił
się na Wschodzie. To nieprawda, bo dzisiejsza Białoruś czy Ukraina
w stosunku do 1945 r. wyglądają zupełnie inaczej. Nie mówiąc już
o Wileńszczyźnie. Przy okazji dygresja… Gdybyśmy wzięli
wskaźniki ekonomiczne na przykład z lat sześćdziesiątych i
porównali obszary wschodnie z tzw. Ziemiami Odzyskanymi, to
okazałoby się, że i tu, i tam poziom życia nie był wcale tak
drastycznie różny.
– W propagandzie minionego półwiecza pojawiało się
słowo „pozostawiliśmy” ziemie na Wschodzie…
Mirosław Golon: Utraciliśmy – to jest właściwe słowo.
Z Kresów nie zrezygnowaliśmy przecież dobrowolnie. Polska strona
nie wyrażała zgody na zmianę granic w jakiejkolwiek formie: czy to
decyzji władz parlamentarnych, czy władz wykonawczych. Był to po
prostu radziecki dyktat. Dlatego twierdzę, że zmiana granic okazała
się gigantyczną stratą dla wszystkich, ponieważ była jednym ze
złych dzieci wojny – okrutnej, kosztownej, wymagającej tak
ciężkich ofiar, że trudno tu mówić o zysku. Tu konieczne
zastrzeżenie – jako historyk i jako obywatel nie oczekuję korekty
granic. W pełni je akceptuję, tak jak akceptuję nasze państwo.
– Ile jest prawdy, a ile mitu w legendzie polskiego Zachodu?
Mirosław Golon: Nowe ziemie dostaliśmy w stanie dużej
dewastacji, która wynikała w części – to prawda – z przebiegu
działań wojennych, ale w części z faktu, że na Ziemiach
Zachodnich jeszcze w 1945 r. „zadomowiły się” formacje
radzieckie. Stworzono grupę północną wojsk, która miała być
tylko zapleczem dla żołnierzy stacjonujących w radzieckiej strefie
okupacyjnej Niemiec, a w istocie okazała się formacją okupacyjną.
Rosjanie wykorzystywali argument, że przedsiębiorstwa na tym
terenie produkowały dla celów wojennych, zatem można je
potraktować jak łup wojenny. Ponadto państwo radzieckie szermując
argumentem, że Polska dostaje bogate w infrastrukturę ziemie
poniemieckie, dokonało częściowej rekwizycji. Rabunek objął nie
tylko fabryki, ale także sklepy, wyposażenie mieszkań itd. Jak
duża była skala owej rekwizycji, nietrudno sobie wyobrazić, jeśli
przyjmiemy do wiadomości, że w 1945 r. na Ziemiach Zachodnich
stacjonowało i przemieszczało się około miliona czerwonoarmistów,
a w 1946 r. stacjonowało ich jeszcze 300 tysięcy – 300 tysięcy
wojska, które się kwateruje i żywi za darmo! Polska na nowych
ziemiach składała potężny haracz Związkowi Radzieckiemu. Dopiero
w okolicach 1948 r. przejęliśmy od Rosjan mienie i ziemię. Wtedy
rzeczywiście Armia Radziecka ograniczyła swoją obecność do baz.
W Toruniu np. w 1950 r. czerwonoarmiści zlikwidowali swoją bazę w
Przysieku i zostawili sobie tylko klasyczną bazę wojskową przy ul.
Polnej.
– Czy skala tych strat jest mierzalna?
Mirosław Golon: Oczywiście, choć to wymagałoby badań w
poszczególnych sektorach. Najbardziej „mierzalne” są dostawy
węgla. Można by porównać, ile płacili nam za węgiel Rosjanie, a
ile np. Szwedzi. Rosjanie nie pokrywali nawet kosztów wydobycia. To
już jest strata sięgająca kilku miliardów dolarów. A demontaże
urządzeń fabrycznych, pozbawienie zapasów surowca, wywóz
wyprodukowanych dóbr, w rolnictwie wywóz znacznej części
inwentarza żywego, maszyn rolniczych i urządzeń wyposażenia
technicznego gospodarstw rolnych? Gdy Polska około lat 1946–1947
stała się wreszcie rzeczywistym gospodarzem na tych terenach, były
one tak wyeksploatowane, że trudno mówić o wielkim zysku. Polacy
po wojnie musieli włożyć wiele trudu w odgruzowanie miast,
zagospodarowanie terenów rolnych, organizację życia ekonomicznego…
Gdyby „gdybać”, to sądzę, że byłoby lepiej, aby wojny nie
było i zmian terytorialnych też. Jeśli zmiana terytorialna odbywa
się za cenę konfliktu zbrojnego, to rozważanie w kategorii zysków
i strat doprowadzi nas do przerażającej konstatacji: dobrze, że
tak się stało. Zauważmy, że jeśli na pytanie: Kresy i Ziemie
Zachodnie: strata czy zysk? odpowiem krótko: tak, zysk, bo
niewątpliwie Wrocław był bogatszy od Lwowa, Gdańsk od Wilna, to
nie mówię całej prawdy. Bo ten zysk powstał w następstwie wojny.
To nas osłabiło również jako naród. Do lat
sześćdziesiątych–siedemdziesiątych XX w. Ziemie Zachodnie i
Północne były obszarami „niedoludnionymi” w stosunku do stanu
sprzed 1945 r. Podam przykład Elbląga – to miasto ok.
80-tysięczne, które w czasie wojny liczyło prawie 100 tys.
mieszkańców, odzyskało swój potencjał sprzed wojny dopiero w
połowie lat sześćdziesiątych. Dopiero po 20 latach od zakończenia
wojny Polacy odbudowali sieć zaludnienia na tych terenach, aby móc
w pełni wykorzystać infrastrukturę – drogi, ciągi
komunikacyjne, sieci energetyczne, gazowe itd.
– Reasumując…
Mirosław Golon: Układ jałtański trzymał się na armii
radzieckiej i na potędze ZSRR. W momencie, gdy potęga ZSRR zaczęła
się kruszyć (co ewidentnie nastąpiło w latach osiemdziesiątych),
Związek Radziecki zaczął się reformować, zmieniać koncepcje
działań politycznych, ład jałtański uległ likwidacji. Na
szczęście odbyło się to w sposób bezkrwawy.
Mamy to szczęście, że dziś Niemcy nie negują naszych granic,
podobnie nasi sąsiedzi na wschodzie. Mamy stan idealny, jakiego w XX
w. nie mieliśmy. Pamiętajmy, że ponad połowa Polaków urodziła
się już na nowych ziemiach, oni nie mają w razie czego dokąd
pójść, nie mają domu za Bugiem… A przecież gdybyśmy tę
rozmowę prowadzili w latach pięćdziesiątych, to na 100 ludzi
zapytanych na ulicy: czy chcą na Ziemiach Zachodnich zostać,
większość odpowiedziałaby – nie, wracamy i już.
Wypowiedź docenta Daniłowicza i w ramach komentarza tekst ze strony news.tut.by.
Wydarzenia jesieni 1939 roku to dla Białorusinów akt
historycznej sprawiedliwości. Powiedział o tym dziennikarzom
rektor Akademii Zarządzania przy Prezydencie Białorusi, kandydat
nauk historycznych, docent Wiaczesław Daniłowicz. Bierze
udział w przesłuchaniach parlamentarnych „Integralność
terytorialna i jedność narodowa Białorusi. Historyczne i prawne
aspekty zjednoczenia zachodnich ziem białoruskich w
ramach BSRR” - dowiedziała się BelTA.
„Przede
wszystkim musimy pamiętać i zrozumieć, że wydarzenia jesieni 1939
r. są dla Białorusinów aktem historycznej sprawiedliwości. Pokój
ryski nie odpowiadał narodowym interesom Białorusinów, podzielił
nasz naród na dwie części. Dokonano tego siłą zbrojną, w wyniku
czego pokój ryski został utrwalony ”- powiedział Wiaczesław
Daniłowicz.
Zwrócił uwagę, że tak postrzega to wydarzenie większość
mieszkańców zachodniej Białorusi. „Świadczą o tym
dobitnie wyniki prac Zgromadzenia Ludowego Białorusi Zachodniej,
które odbyły się w październiku 1939 roku w Białymstoku i gdzie
jednogłośnie zapadły deklaracje o ustanowieniu władzy radzieckiej
na Białorusi Zachodniej i ponownym zjednoczeniu Białorusi
Zachodniej z BSRR.
Zgromadzenie było reprezentowane przez praktycznie wszystkie
narodowości żyjące w tym czasie na Zachodniej Białorusi, różne
warstwy społeczne. A wybory do Zgromadzenia Narodowego były bardzo
masowe: 96% wyborców (tych, którzy mieli prawo głosu) wzięło
udział.
Był to zatem ogólnonarodowy plebiscyt, w wyniku którego
nastąpiło zjednoczenie zachodniej Białorusi z BSRR ”- powiedział
rektor Akademii Zarządzania.
[ И очень массовыми были выборы в
Народное собрание: 96% избирателей (те,
кто имел право голоса) приняли участие
в этих выборах.
Поэтому это, если хотите, всенародный
плебисцит, результатом которого и стало
воссоединение Западной Беларуси с
БССР", - отметил ректор Академии
управления.]
Wiaczesław Daniłowicz dodał, że jeszcze w Białymstoku
zdecydowano o ogłoszeniu 17 września dniem zjednoczenia
Białorusinów i postawieniu pomnika bojowników o wolność
Białorusinów. „Ale niestety ta decyzja nie została
zrealizowana. Dlatego myślę, że nadszedł już czas, kiedy musimy
odpowiednio utrwalić te wydarzenia, aby Dzień Jedności Narodowej
wiązał się właśnie z wydarzeniami jesieni 1939 roku, a pomnik do
zjednoczenia Białorusi powstaje w ramach jednego państwa -
podkreślił - To bardzo ważne wydarzenia z punktu widzenia historii
białoruskiej państwowości, ponieważ nasz naród zjednoczył się
w ramach jednego integralnego państwa. . I to jest podstawa,
gwarancja pomyślnego rozwoju każdej formacji narodu i państwa ”.
Podczas przesłuchań w Izbie Reprezentantów omawiane są
międzynarodowe i geopolityczne konsekwencje zjednoczenia Białorusi,
historia i nowoczesność stosunków białorusko-polskich, sposoby
legislacyjnego utrwalenia podstaw działań państwa na rzecz
zachowania dziedzictwa historycznego i inne zagadnienia. omówione.
Wśród uczestników są przedstawiciele Ministerstwa
Sprawiedliwości, Akademii Zarządzania Prezydenta Białorusi,
Narodowej Akademii Nauk, Białoruskiego Instytutu Studiów
Strategicznych, Białoruskiego Naukowego Instytutu Dokumentacji i
Archiwów, organizacji naukowych i szkolnictwa wyższego.
8 mitów o
„zjednoczeniu” zachodniej i wschodniej Białorusi
tłumaczenie przeglądarki
17 września 2014 o godz. 10:18 Aleksandr Gelagae T, TUT.BY
Niemal co roku na Białorusi niektórzy publicyści i organizacje
społeczne proponują ustanowienie święta na cześć 17
września 1939 r., twierdząc, że ten dzień symbolizuje
zjednoczenie Białorusinów w granicach jednego państwa. W
ramach tego paradygmatu Zachodnia Białoruś została wyzwolona spod
ucisku ziemiańców i polonizacji, naród białoruski zaczął
radośnie i pokojowo żyć w Białoruskiej Republice Radzieckiej, a
to szczęśliwe życie przerwała dopiero wojna między ZSRR, a
Niemcami w czerwcu 1941. Zdaniem zwolenników tego punktu
widzenia Białoruś nadal korzysta z owoców tego
wydarzenia.
Przeciwnicy zauważają, że wtedy nie istniało
niepodległe państwo białoruskie, że do 17 września terytorium
Białorusi było podzielone przez Polskę i ZSRR, co nie pozwalało
nawet na myśl o niepodległości Białorusi, a we wrześniu 1939
roku Białoruś po prostu znalazła się pod kontrolą samego
ZSRR.
Jednocześnie, choć przywódcy bolszewików w Moskwie
poszli na ustępstwa wobec Białorusinów w zakresie organizacji
życia kulturalnego, bezprecedensowy masowy terror, który uderzył
najpierw we wschodnią, a potem zachodnią Białoruś, doprowadził
do egzekucji, śmierci w więzieniu, deportacji na Syberię i Daleki
Wschód setek tysięcy Białorusinów, rusyfikacja i niszczenie
tradycyjnej kultury narodowej.
W świadomości wielu osób 17
września 1939 r. - dzień, w którym wojska radzieckie w
porozumieniu z nazistowskimi Niemcami wkroczyły do zachodniej
Białorusi i na Ukrainę, dźgając Polskę w plecy, w stanie wojny z
Hitlerem - albo w ogóle nie istnieje, albo jest pokryty
mitami.
Część z tych ostatnich postaramy się rozwiać w
tej publikacji.
1. Czy
terytorium BSRR po 17 września 1939 r. jest terytorium Republiki
Białoruś?
12 listopada 1939 r. Trzecia Nadzwyczajna Sesja Rady
Najwyższej Białoruskiej SRR zdecydowała: „Przyjąć Zachodnią
Białoruś do Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej i
tym samym zjednoczyć naród białoruski w jednym państwie
białoruskim”.
W grudniu BSRR składała się z 10 obwodów,
5 „starych” wschodnich regionów - Witebsk, Homel, Mińsk,
Mohylew, Polesie; i 5 „nowych” zachodnich - Baranowicza,
Białostocka, Brześcia, Wilejska, Pińska.
Jednak po około roku, po cichu i bez
fanfar, nowo zjednoczeni Białorusini w Moskwie zdecydowali się
ponownie podzielić - oddając część białoruskiego terytorium
niedawno zaanektowanej Litwie. W listopadzie 1940 r., w związku
z przekazaniem części terytorium BSRR do Litewskiej SRR,
zlikwidowano 3 okręgi: Godutishkovsky i Sventsiansky, obwód
wilejski, obwód porecki, obwód białostocki.
Podobnie,
traktując białoruską ziemię tylko jako kartę przetargową w
wielkich rozgrywkach politycznych, w 1944 r., po kolejnej okupacji
terytorium Białorusi przez Armię Czerwoną, Stalin odebrał od BSRR
nowy kawałek - Białostocczyznę i część obwodu
brzeskiego.
Wówczas pojawiło się pytanie, jaki będzie rząd
w Polsce, a Stalin, planując tam postawić swoje marionetki, pokazał
USA, Wielkiej Brytanii i polskiej opinii publicznej, że jest gotowy
na ustępstwa. Status BSRR jako jednego z krajów
założycielskich ONZ w ogóle mu nie przeszkadzał, Republika
Białoruska, która istniała wyłącznie na papierze, nie korzystała
z realnej suwerenności.
Z pozostałości Białostocczyzny i
części obwodu brzeskiego powstał rejon grodzieński.
Mniejsze fragmenty terytorium Białorusi
w latach 1946-1955 były jeszcze cztery razy przenoszone przez Moskwę
do Polski.
Jeśli w 1940 roku terytorium BSRR miało 223
tysiące kilometrów kwadratowych, to w 1959 roku było to 207
tysięcy, więc współczesne terytorium Białorusi nie jest
bynajmniej wynikiem 17 września 1939 roku.
2.
Bolszewicy stali jak góra za wschodnią Białorusią w 1921 roku i
bronili jej?
Podział Białorusi na zachodnią i wschodnią był wynikiem
zawartego w 1921 roku pokoju ryskiego między Polską, a Rosją
Radziecką (ZSRR jeszcze nie istniał, a porozumienie było omawiane
i podpisywane przez delegację Rosyjskiej Socjalistycznej Federalnej
Republiki Radzieckiej), który zakończył wojnę polsko-radziecką
1919-1920.
Jednak choć polska delegacja negocjowała z
pozycji silnej, to w okresie wielkich sukcesów polskiej armii na
froncie granica radziecko-polska na Białorusi przebiegała dalej na
zachód niż było to możliwe.
Sekretarz polskiej delegacji Aleksandr
Ladas pisał później, że w sprawie białoruskiej dla Polski: „...
były różne możliwości, a decyzja zależała wyłącznie od woli
polskiej delegacji, gdyż Sowieci byli gotowi do podjęcia wszelkie
ustępstwa pod presją działań wojskowych . "
Delegacja radziecka była naprawdę
gotowa na wszystko dla pokoju - faktycznie, podpisany wcześniej przez
Lenina traktat pokojowy brzeski dawał Niemcom całą Białoruś, a w
razie potrzeby to doświadczenie można z łatwością powtórzyć -
opinia Białorusinów w tej sprawie tak samo niewiele obchodziła
bolszewików w 1921 r., jak w 1918.
Dlatego to nie stanowisko delegacji
moskiewskiej, ale dyskusje między polskimi negocjatorami Janem
Dobskim i Stanisławem Grabskim z jednej strony a Leonem Wasilewskim
i Witoldem Kameneckim z drugiej doprowadziły do opuszczenia
przez Polskę ziem środkowo-wschodniej Białorusi.
Jeśli Wasilewski i Kamieniecki
pozwolili na utworzenie federalnego państwa białoruskiego w sojuszu
z Polską i byli za przesunięciem granicy na wschód, to przeciwnie,
większość polskiej delegacji postrzegała Białoruś jako
przedmiot polonizacji, a zatem obawiano się włączenia do kraju
terenów ze zbyt dużą populacją niepolską.
Inicjator budowy Czerwonego Kościoła
w Mińsku Edward Wojniłowicz pisał z żalem i wstydem do polskich
polityków:
„... Sama Polska opuściła wschodnie regiony.
Białorusini nas nie zrozumieją, bo my sami, od tylu lat narzekając
na podział państwa między trzech sąsiadów, teraz bez pytania
Białorusinów poćwiartowaliśmy ich kraj ...
Jednak
negocjując za plecami delegacji Grabski doszedł do wniosku, że
Polska musi raz na zawsze pozbyć się tego „białoruskiego wrzodu”
i był zadowolony z linii ówczesnego rozejmu, która pozostawiła
Mińsk bolszewikom i przechodziła koło Nieświeża w połowie drogi
między Nieświeżem i Timkowiczami do rzeki Łania i wzdłuż niej
do Prypeci ”.
Bolszewicy oddaliby Polskę i większość
Białorusi, ale Polacy tego nie wzięli.
3. Czy
na Białorusi Zachodniej prawosławni byli prześladowani przez
polskie władze?
Polityka Polski w latach trzydziestych
XX wieku opierała się na chęci asymilacji Białorusinów, w tym z
wykorzystaniem czynnika wyznaniowego - uważano, że przeszkadza temu
prawosławie większości białoruskiej populacji. Ponadto wiele
kościołów rzymskokatolickich i grekokatolickich w XIX wieku
zostało skonfiskowanych przez władze rosyjskie i zamienionych na
prawosławne - dało to podstawy zarówno lokalnym społecznościom
katolickim, jak i polskim władzom do zainicjowania procesów zwrotu
budynków ich pierwotnym właścicielom.
Problemy prawosławia w Polsce nie były jednak związane per se z
pobudek religijnych - w 1935 r. władze zainicjowały nawet tworzenie
Towarzystw Prawosławnych Polaków na Białorusi Zachodniej i
pomagały tym organizacjom, stymulując posługiwanie się językiem
polskim w kulcie, zachęcanie do śpiewania po liturgii polskich
pieśni patriotycznych.
W tym samym czasie prześladowano
księży katolickich i grekokatolickich, którzy w swoich kazaniach
posługiwali się językiem białoruskim i próbowali walczyć z
asymilacją.
Artykuł w białoruskim alfabecie łacińskim w
gazecie "Belaruskaya Krynitsa" z 18 października 1925 r. O
prześladowaniu przez władze polskie za działalność patriotyczną
księdza katolickiego i białoruskiego nacjonalistę Wincentego
Gadlevsky'ego. Pod koniec 1942 roku zostanie rozstrzelany przez
Niemców.
Tak więc problemy prawosławnych
Białorusinów w międzywojennej Polsce wynikały nie z
przynależności wyznaniowej, ale, podobnie jak wśród
Białorusinów-katolików, z identyfikacji narodowej, oporu wobec
asymilacji.
W tym samym czasie dziesiątki tysięcy
prawosławnych księży i setki tysięcy wiernych zostało
poddanych w ZSRR surowym prześladowaniom, w tym masowym
egzekucjom.
Jeśli do początku Wielkiej Wojny Ojczyźnianej
na Białorusi Zachodniej, pomimo aresztowań przez NKWD
kilkudziesięciu księży, działało jeszcze około 800 cerkwi i 5
klasztorów, to na Białorusi Wschodniej Cerkiew praktycznie
przestała istnieć – nie istniała ani jedna otwarta świątynia w
Mińsku, latem 1939 roku zamknięto ostatni kościół - w
Bobrujsku.
Sytuacja prawosławia na wschodzie Białorusi
radykalnie poprawi wojna i okupacja niemiecka, która pozwoliła
wiernym na ponowne legalne gromadzenie się, pozyskiwanie kościołów
i sprawowanie w nich nabożeństw. Od 1941 do 1944 r. we
wschodniej Białorusi otwarto 306 cerkwi .
4. Do
września 1939 r. ZSRR opowiadał się za zjednoczeniem zachodniej i
wschodniej Białorusi w jedną republikę?
Potrzeba „spełnienia aspiracji narodów białoruskich i
ukraińskich do zjednoczenia” pojawiła się w sowieckich
dokumentach dyplomatycznych dopiero w momencie, gdy trzeba było
jakoś uzasadnić wprowadzenie wojsk radzieckich do Polski.
Wcześniej
ZSRR wielokrotnie uznawał granice Polski, a w 1932 r. zawarł pakt o
nieagresji z Warszawą, który został zerwany 17 września 1939
r.
Niemcy będą postępować w podobny sposób w stosunku do
ZSRR 22 czerwca 1941 r.
Co więcej, nawet na mocy traktatu
ryskiego z 1921 r. delegacja moskiewska zrzekła się wszelkich
roszczeń do ziemi na zachód od ustalonej granicy polsko-sowieckiej,
tym samym wyraźnie wyrażając swoją opinię w tej sprawie.
5.
Wojska radzieckie wkroczyły do zachodniej Białorusi, aby
chronić ludność przed nacierającą armią niemiecką?
Tę wersję można czasem usłyszeć - to echo tamtych czasów,
kiedy pakt Ribbentrop-Mołotow nie był jeszcze opublikowany, a
sowieccy historycy przekonywali, że atak wojsk radzieckich 17
września 1939 r. na tyłach Polski toczącej wojnę z Niemcami, nie
był skoordynowany z najwyższymi przywódcami Rzeszy.
Jednak szczegóły tych wydarzeń są obecnie dobrze
znane. Niemcy zaatakowali Polskę 1 września, a już w sierpniu
ZSRR i Rzesza podpisały pakt o nieagresji z tajnym protokołem do
niej - o wyznaczeniu sfer wzajemnych interesów w Europie Wschodniej
w przypadku „reorganizacji terytorialnej i politycznej”.
Na trzy dni przed wojną, 27 sierpnia,
ambasador Niemiec wyraził zaniepokojenie wycofaniem wojsk
radzieckich z granicy radziecko-polskiej i zwrócił się do Moskwy o
oficjalne obalenie plotek na ten temat. W duchu wzajemnej
współpracy ZSRR nie tylko zniechęcił ambasadora, ale także
opublikował raport TASS, w którym dowództwo radzieckie postanowiło
wzmocnić zgrupowanie wojsk radzieckich na zachodniej granicy „z
uwagi na zaostrzenie sytuacji”. Zdaniem kierownictwa Rzeszy
obecność wojsk radzieckich na granicy mogła nie tylko odciągnąć
część polskich oddziałów z frontu, ale także wpłynąć na
pozycję sojuszników Polski - Francji i Anglii.
1 września
Niemcy oficjalnie powiadomili ZSRR o rozpoczęciu wojny z Polską, a
także poprosili o dostosowanie pracy radzieckiej rozgłośni w
Mińsku tak, aby mogła być wykorzystywana przez niemieckie
lotnictwo. Żądanie zostało spełnione.
W tym czasie
białoruscy poborowi w armii polskiej prowadzili już wojnę z
wojskami niemieckimi na zachodzie i północy Polski.
W przyszłości ZSRR zaopatrywał
Niemcy w surowce i zapewniał tranzyt dla niemieckiego handlu,
koordynował kroki dyplomatyczne - do lata 1941 roku i na wiele
innych sposobów współpracował z Hitlerem na tle trwającej II
wojny światowej.
Ale z pewnością nie uchronił
zachodnio-białoruskiej ludności przed Niemcami w 1939
roku.
Przecież sam Berlin już 3 września 1939 r. zapytał
Moskwę, czy planuje wysłać wojska do Polski. I dostał odpowiedź - tak, zgodnie z ustaleniami, na pewno to
wprowadzimy.
Niemiecka kronika działań lotnictwa
niemieckiego w Polsce we wrześniu 1939 roku
Rosyjski historyk Michaił Meltyuchow
pisze:
„14 września [przewodniczący Rady Komisarzy
Ludowych i Ludowy Komisarz Spraw Zagranicznych ZSRR] Mołotow
powiedział [ambasadorowi Niemiec] Schulenburgowi, że:
„ Armia
Czerwona osiągnęła stan gotowości wcześniej niż
oczekiwano. Dlatego działania sowieckie mogą rozpocząć się
wcześniej niż w okresie wskazanym przez niego podczas ostatniej
rozmowy. Biorąc pod uwagę polityczne motywy działań
sowieckich (upadek Polski i ochrona rosyjskich „mniejszości”),
byłoby niezwykle ważne, aby nie podejmować działań przed
upadkiem centrum administracyjnego Polski - Warszawy. ”Dlatego
Mołotow zapytał, aby uzyskać informacje o tym, kiedy można
spodziewać się upadku."
Niemcy w telegramie
z 15 stycznia poinformowali Moskwę, że w ciągu kilku dni zdobędą
Warszawę.
17 września wojska radzieckie
zaatakowały tyły polskiej armii.
Warszawa spadła
dopiero 28 września.
W przemówieniu wygłoszonym 31
października 1939 r. w Radzie Najwyższej ZSRR Mołotow podsumował
radziecką politykę wobec nazizmu:
„Ideologię hitleryzmu, jak każdy
inny system ideologiczny, można uznać lub zaprzeczyć - to kwestia
poglądów politycznych. Ale każdy zrozumie, że ideologii nie można
zniszczyć siłą, że nie można jej zniszczyć wojną. Dlatego jest
nie tylko bezsensowne, ale także zbrodnicze prowadzenie wojny takiej
jak wojna o „zniszczenie hitleryzmu” ...
Jak powiedziałem,
nasze stosunki z Niemcami uległy radykalnej poprawie.
Tutaj
sprawa rozwija się w ramach zacieśniania przyjaznych stosunków,
rozwijania praktycznej współpracy i politycznego wsparcia Niemiec w
ich dążeniu do pokoju ”..
6. Czy
białoruscy nacjonaliści na Zachodniej Białorusi od samego początku
byli zdecydowanie antyradzieccy i potępiali wkroczenie wojsk
radzieckich?
Białoruscy nacjonaliści na
Zachodniej Białorusi, czyli ludzie, którzy dążyli do utworzenia
niepodległego państwa białoruskiego, w latach 20. i 30.
praktycznie wszyscy zajęli stanowiska antypolskie - była to
naturalna reakcja na oficjalną antybiałoruską politykę władz
Warszawy.
Wielu, prawie bez wiarygodnych informacji,
patrzyło z nadzieją na wschód, uważając Białoruską SRR za
prawdziwe białoruskie państwo, w którym rozwija się białoruska
kultura i edukacja, gdzie gospodarka działa na rzecz całej ludności, a
prawa wszystkich narodowości są chronione.
Wieś
Iwachnowicze koło Brześcia wita wyzwolicieli spod polskiego ucisku
- sowieckiego i niemieckiego. Jest rok 1939.
Źródło:
bel-reenact.clan.su
W dużym stopniu
sprzyjało temu także patriotyczne stanowisko Komunistycznej Partii
Zachodniej Białorusi (KPZB), która również nieustannie
krytykowała polską politykę narodowościową.
List uczniów białoruskiego gimnazjum Radoshkovichi protestujących przeciwko „zastraszaniu i prześladowaniu naszych praw kulturalnych i polityków oraz całej naszej narodowości” oraz polskiej „reformie szkolnej, która nie pozwala naszej młodzieży na naukę w języku ojczystym. " Na stronie widnieją podpisy młodych mężczyzn, z których część po 1939 roku rozczaruje się BSRR, zajmie ostro antyradzieckie stanowisko i od 1941 roku będzie walczyć przeciwko Związkowi Radzieckiemu.
Jednak pojawienie się władzy
radzieckiej na Zachodniej Białorusi szybko położyło kres tym
złudzeniom.
Boris Ragulya, oficer Wojska Polskiego, który
zbiegł z niewoli niemieckiej w maju 1940 roku:
„W końcu udało nam się
przekroczyć granicę z Białorusią. W pierwszej chacie, do której
weszliśmy, powiedziano nam, że jesteśmy głupcami i lepiej,
żebyśmy wrócili [do niemieckiej strefy okupacyjnej] i razem z
Niemcami pojechali na wyzwolić ich. był straszny cios ... Potem
dostałem pracę w Lubczy jako nauczyciel w szkole - na zamku. Szkoła
była rosyjska. Kiedy spytałem dyrektora, dlaczego tutaj, w Lubczy,
gdzie nikt oprócz księdza nie mówi po rosyjsku, jest rosyjska
szkoła, zapytał mnie: „Kim jesteś, nacjonalistą?”. Mówię:
"Tak, kiedyś z Polakami walczyliśmy o białoruską szkołę,
teraz Białoruską Republikę Radziecką - i znowu o szkołę
rosyjską" ... Miesiąc później zostałem aresztowany ... "
7. Czy
kolektywizacja na Zachodniej Białorusi rozpoczęła się natychmiast
po ustanowieniu władzy radzieckiej?
Konfiskata gruntów właścicieli na
Białorusi Zachodniej była ogłaszana przez władze sowieckie
natychmiast - w październiku 1939 r. I często była to całkowicie
spontaniczna - dawni właściciele już uciekli, a chłopi po prostu
podzielili między siebie nie posiadającą właściciela ziemię i
sprzęt. Wraz z przybyciem sowieckich urzędników do wsi
przystosowano gospodarstwa rolne dawnych właścicieli ziemskich na
potrzeby przyszłych kołchozów, utworzono w nich różnego rodzaju
biura ewidencji i zbierania produktów, rady, magazyny, stacje
maszynowe i traktorowe (MTS). .
Przywództwo
bolszewickie planowało stworzyć kołchozy na zachodniej Białorusi
płynniej niż na terenach wschodnich, nie powodując tych
społecznych i ekonomicznych wstrząsów, które doprowadziły do
masowego głodu w ZSRR na początku lat trzydziestych.
Dlatego
od końca 1939 r. do czerwca 1941 r., w związku z tworzeniem
kołchozów, liczba gospodarstw chłopskich zmniejszyła się tylko o
7 proc. Ogółem powstało 1115 kołchozów, głównie na
terenach przyległych do dawnej granicy polsko-sowieckiej
W tym
samym czasie rozpoczęły się prześladowania bogatszych chłopów,
zwanych kułakami, a wielkość gospodarstwa została ograniczona do
10, 12 i 14 ha, w zależności od jakości ziemi. Zakazano
wynajmowania siły roboczej lub dzierżawy ziemi.
Bolszewicy
mogli rozpocząć masową kolektywizację na Zachodniej Białorusi
dopiero po wojnie - jeszcze w 1946 r. było tylko 133 kołchozów, a
do 1949 r. - tylko 909.
Niejednoznaczność
agitacji za „socjalistycznymi sposobami robienia interesów”
zmusiła władze w 1949 r. do sięgnięcia po stare wypróbowane
metody - represje, wypędzenia i terror. Około 30 tysięcy chłopów
i członków ich rodzin zostało deportowanych na północ i Daleki
Wschód ZSRR.
Tym samym pod koniec 1950 roku liczba kołchozów
wzrosła do 6054. Pełną kolektywizację na Zachodniej Białorusi
zakończono dopiero w 1952 roku.
8.
Nastroje antyradzieckie na Zachodniej Białorusi w czasie wojny
1941–1945 i po niej - efekt „polskich rządów”?
Dość często w sowieckiej
historiografii i w niektórych niedawno wydanych książkach można
znaleźć opinię, że ludność zachodniej Białorusi była
przeciwna władzy radzieckiej ze względu na niezdrowy wpływ
polskiej propagandy dwudziestolecia międzywojennego i generalnie
przyzwyczajenie do burżuazyjnego stylu życia.
Wręcz
przeciwnie, we wrześniu 1939 r. na Białorusi Zachodniej większość
ludności naprawdę z nadzieją witała wojska radzieckie - polityka
ucisku narodowego przez Polskę była dla wszystkich oczywistym
faktem, a spoza sowieckiej granicy szła głównie komunistyczna
propaganda o radosnym życiu robotników na wolnej radzieckiej
Białorusi.
Ci, którzy przekroczyli granicę ZSRR w
poszukiwaniu szczęścia, prawie nigdy nie wracali.
I choć wielu
okolicznych mieszkańców, jak świadczą wspomnienia, było
zaskoczonych biednym, nieco poszarpanym wyglądem Armii Czerwonej, i tym, że miejscowe dzieci nazywają oni burżuazyjnymi - jeśli zobaczą
rower u nich rower, chłopa zaś nazywają kułakiem, jeśli ma kilka sztuk
bydła na swoim podwórku, pierwotnie nie prowadziło to do zmiany
nastawienia.
Ludność zachodnio-białoruska
stopniowo zmieniała się z proradzieckiej na antyradziecką -
najpierw skończyły się towary z „czasu polskiego” w sklepach,
a radzieckie nie zostały sprowadzone dostatecznie, był chroniczny
sowiecki deficyt i nieznane wcześniej kolejki. Rozpoczęły się
aresztowania księży i zamykanie kościołów, zamknięto
granicę ze wschodnią Białorusią i pozostawiono ją zamkniętą
dla wszystkich oprócz sowieckich urzędników i wojska. Wreszcie w
nocy zaczęli łapać ludzi i wysyłać całe rodziny na Syberię lub
do więzień.
Tego wszystkiego doświadczyli wcześniej
mieszkańcy Białorusi Wschodniej.
„W oficjalnej wersji
historycznej zjednoczenie Białorusi jest wydarzeniem absolutnie
pozytywnym. Ale w rzeczywistości nie wszystko było takie
szczęśliwe. Prawie wszystkie wspomnienia zawierają rozczarowanie.
Ludzie z niecierpliwością czekali na pozytywne zmiany, bo życie w
międzywojennej Polsce było trudne. Ale tamtejsze problemy, jak się
okazało, nie dały się porównać z tym, co w tamtym czasie było
na wsiach BSRR ” - zauważył doktor nauk historycznych,
profesor Ales Smalyanchuk.
Rozpoczął się sowiecki terror
masowy.
21 lutego
Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych BSSR L. Tsanava wysłał notatkę
do pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego KP (b) B Pantelejmona
Ponomarenko o wynikach:
„Operacja rozpoczęła się o świcie
10 lutego. koniec dnia w zasadzie zakończono. Ze względu na silne
mrozy (-37-42 st.), śnieżycę i duże zaspy, załadunek do pociągów
wleczonych do 13 lutego wyeksmitowano 9810 gospodarstw domowych (52
892 osób). Do pociągów załadowano 50224 osoby, 307 osób zostało
aresztowanych, zmarło i zabito podczas akcji 4 197 osób zostało
stłumionych po 13 lutego i umieszczonych w izolatkach do
późniejszego wydalenia. Łączna liczba represjonowanych wyniosła
9854 gospodarstw domowych (50 732 osoby ). ”
Przed
rozpoczęciem wojny z Niemcami Zachodnia Białoruś doświadczyła
jeszcze trzech takich „operacji”.
W kwietniu 1940 r. - 26
777 osób, w czerwcu 1940 - 22 897, w maju - czerwcu 1941 - 24 412.
Wiele tysięcy innych werbowano przymusowo do różnych organizacji
budowlanych, wysyłano na roboty przymusowe w przedsiębiorstwach i
kopalniach w innych rejonach ZSRR. Ostatni pociąg z wygnańcami
opuścił Brześć 21 czerwca 1941 r.
Tysiące aresztowano i
potajemnie rozstrzelano. Na Zachodniej Białorusi było za mało
więzień - musieli oni przewozić więźniów z Zachodniej Białorusi
do więzień w „starej” BSRR.
To
wystarczyło, aby wielu zachodnich Białorusinów zrozumiało
wszystko, co jest potrzebne, o ZSRR i metodach władzy
radzieckiej. Polska propaganda przedwojenna nie odniosła sukcesu,
ale w niecałe dwa lata sowiecka rzeczywistość wykonała "świetną" robotę, reedukując ludność zachodnio-białoruską.
Nic dziwnego, że latem 1941 r.
oficerowie armii niemieckiej pisali, że witano ich z radością -
podobnie jak oficerowie Armii Czerwonej w raportach z 1939
r.…
”3 Raport Grupy Pancernej z działań Armii
Czerwonej. wroga nr 13 11 lipca 1941 r. należy
zaznaczyć, że podczas gdy ludność białoruska (czyli ludność
regionu w przybliżeniu do linii Homel - Kostiukowicze - Klimowicze,
Gorki, Dubrowna, Witebsk, Gorodok) zachowywała się nienagannie.
.. Zaufanie ludności cywilnej do niemieckich sił
zbrojnych i przypływ wyzwolenia miejscowej ludności spod
sowieckiego reżimu nie mogą być podważane przez niewłaściwe lub
nieprawidłowe działania personelu wojskowego lub jednostek
pozostających w dyspozycji armii. ”
(Archiwa Narodowe Publikacja
Microfilm T314, rolka 1471, oprawka 91-92. Captured German Records
Microfilmed w Alexandria, Virginia, USA.)